Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lista życzeń to thriller, którego akcja toczy się w Warszawie.
Główna bohaterka - Natalia ma to, o czym marzy większość kobiet, czyli kochającą rodzinę, świetnie prosperującą firmę i piękny dom pod Warszawą. Wydawałoby się, że niczego nie powinno jej brakować, a jednak...
Znudzona codzienną rutyną, zupełnym przypadkiem podejmuje decyzję, która będzie fatalna w skutkach nie tylko dla niej.
Jak to możliwe, że jedna błędna decyzja pociągnie za sobą aż takie konsekwencje?
Do czego jest zdolna kobieta, która zmuszona jest chronić swoją rodzinę?
A co jeśli osoba, z którą spędziła kilka lat swojego życia okaże się kimś zupełnie jej obcym?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 145
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Alexandra B.
MMXXIII Wydanie II, poprawione
Łódź MMXXIII
Redakcja
Alicja Szalska-Radomska „Pracownia muz”
Wersja elektroniczna
Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek
Podziękowania
Książkę tę chcę zadedykować przede wszystkim moim rodzicom oraz mojemu partnerowi, bo gdyby nie Jego wsparcie, ta książka nie ujrzałaby światła dziennego.
Jesteś moją motywacją.
Dziękuję.
„Bo liczą się marzenia”
PS
Wydanie tej książki trzymałam w tajemnicy do ostatniej chwili, niestety jedna z bliskich mi osób odeszła na krótko przed jej premierą.
Ciociu, wierzę, że Ty już tę książkę przeczytałaś, tylko Twoją recenzję poznam nieco później.
Wiecie, że im więcej człowiek w życiu osiąga, tym bardziej się tym wszystkim nudzi? Może nie wszyscy tak mają, ja niestety ten marazm odczuwałam w każdym skrawku mojego, jeszcze wtedy normalnego, umysłu. Nie jest tak, że nie podoba mi się moje życie, wręcz przeciwnie. Uważam, że potoczyło się bardzo dobrze, bo w wieku trzydziestu pięciu lat mamy z Tomkiem, czyli moim mężem, dwóch cudownych synów – starszego Jasia, który ma lat pięć, oraz młodszego Marcela, który ma trzy lata – prężnie działającą firmę, duży dom pod miastem i w zasadzie żyjemy na bardzo przyzwoitym poziomie. Ale było w moim życiu coś, czego po urodzeniu chłopaków mi brakowało, wkradło się też trochę nudy. Ciągłe działanie według wypracowanego na przestrzeni czasu schematu, czyli rano pobudka, śniadanie, dzieciaki do przedszkola, a my do pracy. Rutyna, dokładnie ta rutyna, za którą teraz tak cholernie tęsknię.
*
W poniedziałek rano odwiozłam Jasia i Marcela do przedszkola, pojechałam na chwilę do firmy, żeby ogarnąć tę całą papierkową robotę, która zawsze pod koniec miesiąca spędzała mi sen z powiek. W naszej firmie to ja byłam odpowiedzialna za współpracę z księgową. Szczerze podziwiam tę kobietę za to, że jest w stanie ogarniać te wszystkie podatki, wynagrodzenia itp. Ze względu na to, że nie należę raczej do umysłów ścisłych, praca z liczbami jest dla mnie, delikatnie mówiąc, ciężka.
Jak już udało mi się zrobić wszystko, co miałam w planach, postanowiłam iść na kawę do mojej ulubionej kawiarni w parku, na który codziennie patrzyłam z okna biura. Była bardzo klimatyczna, położona nad samym stawem. Jeszcze przed ślubem często spotykałam się tam z Tomkiem.
Przy stoliku obok siedziało dwóch młodych mężczyzn, w kawiarni nie było tłoku, więc ich głosy do mnie dochodziły. Rozmawiali o czymś zupełnie dla mnie niezrozumiałym, ale mimo wszystko ukradkiem ich słuchałam.
– Stary, wczoraj dostałem zlecenie, za które dadzą mi dwadzieścia koła – powiedział podekscytowany młodzieniec do swojego znajomego. – Spłacę za to krechę u Zająca i będę mógł na luzie szukać normalnej roboty.
Na co drugi odpowiedział:
– Ale ziomek, po co chcesz szukać normalnej roboty, w darknecie znajdziesz tyle zleceń, że po kilku miesiącach będziesz leżał z jajami na plaży w Saint-Tropez.
Wiecie, nie czuję się jakoś wybitnie staro, ale słowo „darknet” zupełnie z niczym mi się nie skojarzyło. Moja wrodzona ciekawość skłoniła mnie, by to sprawdzić. Przecież człowiek uczy się całe życie.
I ta właśnie ciekawość była pierwszym krokiem do mojej zguby, pierwszym krokiem do piekła…
Wróciłam do domu, dzieciaki miał odebrać Tomek, więc na spokojnie miałam jeszcze jakieś dwie godziny samotności. W życiu matki dwójki przedszkolaków jest to naprawdę czas na wagę złota.
Była piękna, wiosenna pogoda, wzięłam więc laptop i usiadłam z nim na tarasie, który wychodził na duży ogród pełen zieleni i kwiatów. Przebywanie tam dawało mi pewnego rodzaju ukojenie po dniu wypełnionym obowiązkami. Uwielbiałam spędzać tam czas. Cisza, która panowała wokół naszego domu, była cudowna, pozwalała się zrelaksować i pobyć samemu ze sobą.
Czasem każdemu tego trzeba.
W wyszukiwarkę wpisałam słowo „darknet”, w wynikach wyświetliło mi się, że jest to część Internetu niewidoczna dla tych, którzy korzystają ze standardowej wyszukiwarki. Pomyślałam sobie – okej, ale w takim razie co to jest „niestandardowa wyszukiwarka” i przede wszystkim: jak ją znaleźć. W sumie nie zajęło mi zbyt wiele czasu, żeby zacząć korzystać z tej „niestandardowej wyszukiwarki”. Znalazłam tam prywatny pokój, gdzie anonimowi ludzie dawali ogłoszenia, w stylu: „zapłacę za…”.
Nie o pieniądze mi chodziło, ale zaspokojenie własnej ciekawości. Gdy zaczęłam szukać głębiej, znalazłam ogłoszenie:
Poszukuję kobiety: powyżej 160 cm wzrostu, kolor włosów blond (najlepiej do ramion), koniecznie niebieskie oc`zy, jasna karnacja. Zapłacę 10000 zł.
Pomyślałam sobie, że trafiłam na jakiś portal randkowy, bo po co innego komuś tak szczegółowo opisana kobieta. Napisałam więc do tej osoby:
Dzień dobry, chętnie podejmę się znalezienia partnerki…
Gdy otrzymałam odpowiedź, nawet nie zdążyłam jej przeczytać, bo usłyszałam, jak przez mój dom przelatuje huragan w postaci dwójki dzieci, które pilnie musiały opowiedzieć, jak im minął dzień. Zamknęłam więc szybko laptop i odłożyłam go do szafki w sypialni. Zawsze starałam się poświęcać dzieciom większość swojego wolnego czasu, ale lubiłam też mieć chwilę tylko dla siebie na całkowicie babskie rzeczy typu lampka wina, maseczka i książka. Dziś jednak cały wieczór poświęciłam tylko synom i mężowi.
Jak już udało nam się położyć dzieciaki spać, co wcale nie było takim prostym zadaniem, mieliśmy czas na wspólną kolację. Usiedliśmy przy lampce wina i opowiadaliśmy o tym, jak nam minął dzień. Uczestniczyłam w tej rozmowie, ale byłam nieco nieobecna, cały czas myślałam nad tym, jaką odpowiedź dostałam na moją propozycję i po co komu, do cholery, taka konkretna kobieta?
Z czystym sumieniem mogę przyznać, że jedyne, co w tamtym czasie nie było dla mnie nudne, to seks z moim mężem. Jest on najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego znam, i mimo upływu czasu wciąż jest między nami ta chemia, która była prawie dziesięć lat temu. Kocham go całym sercem i nigdy nie pozwoliłabym, żeby stała mu się krzywda. Jeżeli chodzi o moją rodzinę, jestem w stanie zrobić wszystko, aby była bezpieczna i szczęśliwa. Szkoda, że największym niebezpieczeństwem dla nich okazałam się ja sama.
*
Rano odwiozłam chłopców do przedszkola i w drodze powrotnej stwierdziłam, że popracuję z domu. Usiadłam spokojnie do laptopa, żeby sprawdzić wiadomości. Jedna z nich brzmiała tak:
:) Ja nie szukam partnerki, potrzebuję tylko kobiety, którą opisałem w ogłoszeniu. Jesteś mi w stanie pomóc?
Myślę sobie – dziwny typ, ale coś kusiło mnie, żeby wyciągnąć od niego więcej informacji. Napisałam więc:
Jestem w stanie pomóc, ale podaj więcej szczegółów. Jeżeli nie szukasz partnerki, to po co Ci konkretnie taka kobieta? To jest jakaś Twoja fantazja?
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, otrzymałam ją po dziesięciu minutach.
To nie jest miejsce na zadawanie zbędnych pytań, płacę kupę kasy za zlecenie więc wymagam, jeżeli nie chcesz wykonać tego zlecenia, znajdę wielu innych chętnych na Twoje miejsce.
Ta rozmowa coraz bardziej mnie intrygowała, napisałam więc:
Dobrze, pomogę Ci. Tylko jak mam Ci dostarczyć tę kobietę? W paczce z kokardą pod same drzwi?
Po tej wiadomości nastąpiła cisza.
Odłożyłam laptop i wzięłam się za przygotowywanie obiadu, z okazji urodzin Marcela miały nas dzisiaj odwiedzić dzieci z grupy przedszkolnej mojego młodszego syna, więc pomyślałam, że najlepszym wyjściem będzie przygotowanie pizzy. Codzienne zajęcia domowe były dla mnie formą relaksu, a gotowanie mnie odprężało.
Gdy już odstawiłam gotowe ciasto do wyrośnięcia, nalałam sobie wody i usiadłam, żeby przejrzeć maile. Dostałam informację, o nowej wiadomości z prywatnego pokoju.
Zabawne. Jak znajdziesz odpowiednią kobietę, wyślij mi jej zdjęcie, następnie dostaniesz ode mnie dalsze instrukcje.
Zastanowiłam się tylko, jak wytłumaczyć osobie, którą znajdę, po co chcę jej zrobić zdjęcie, bo odpowiedź, że dla faceta, który dał mi takie zlecenie, raczej nie będzie dla niej satysfakcjonująca. Intuicja podpowiadała mi, żeby dać sobie z tym spokój, ale nie potrafiłam, byłam ciekawa, jak to się dalej rozwinie. Napisałam tylko do tego człowieka, żeby określił, jak mam mu wysłać zdjęcie. Dostałam od niego numer telefonu i informację, że mogę go nazywać „Maciek”.
Ok, drogi Maćku, sprawdźmy, czy sprostam Twoim wymaganiom – pomyślałam.
*
Po południu zaczęli zjeżdżać się rodzice z dziećmi, obiad w tak dużym gronie przeciągnął się do późnego wieczoru. Kurczę, nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, ale większości tych ludzi nie jestem w stanie polubić. Niby są mili, ale jest w nich coś takiego, co sprawia, że uważają się za lepszych od innych. Mamusie wyglądają, jakby wszystkie zjechały z tej samej taśmy produkcyjnej, a tatusiowie dla odmiany uważają się za adonisów. Na szczęście w trakcie tych pogaduszek z mamusiami mogłam skupić się na zadaniu, które miałam do wykonania, bo jakoś tematy nowych kolekcji ubrań albo aktualnych ploteczek nie były mi bliskie.
W międzyczasie zastanawiałam się, jaki jest Maciek i dlaczego akurat takie ma upodobania. Ja byłam brunetką o niebieskich oczach, ale nieco niższą, poza tym przez chwilę myślałam nad tym, po co mi wiedza o jego preferencjach. Już wystarczająco dziwne było, że odpowiedziałam na jego ogłoszenie.
Z rozmyślań wytrącił mnie mój mąż, pytając, czemu cały czas byłam taka nieobecna. Odpowiedziałam mu połowicznie zgodnie z prawdą, że nie przepadam za tymi wszystkimi ludźmi. Mój mąż był zupełnym przeciwieństwem mnie, dusza towarzystwa, właściwie z każdym potrafił znaleźć wspólny język. Nie byłam szarą myszką, natomiast raczej stroniłam od imprez, wolałam spędzać czas z rodziną lub książką. Swoją drogą, fascynujące jest to, jak człowiek potrafi się zmienić na przestrzeni lat. Gdy kładliśmy się spać, w głowie próbowałam ułożyć sobie plan znalezienia odpowiedniej kobiety, najlepszym pomysłem wydał mi się drobny wypadek podczas joggingu, nie będzie to nic trudnego, biorąc pod uwagę moje uwielbienie do tego typu sportu. Dobrze, że gdy pracuję z domu to, przez większą część dnia jestem sama, bo ciężko by mi było wytłumaczyć nagły przypływ miłości do biegania.
*
Rano standardowo pojechałam z dziećmi do przedszkola, a później postanowiłam kupić kilka sportowych ubrań, no i buty do joggingu, bo bieganie w szpilkach mogłoby wyglądać dość groteskowo i zdecydowanie mało wiarygodnie. Musiałam jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce do mojej nowej aktywności, bo w okolicy, gdzie mieszkam, ludzie poruszają się głównie autami i w strojach zdecydowanie nieadekwatnych do okoliczności biegania. Przejechałam się po mieście i znalazłam mały park, w którym aktywnie spędzało czas całkiem sporo ludzi.
Zaparkowałam samochód na pobliskim parkingu i wyszłam zapoznać się z okolicą. Ten park miał w sobie coś takiego, że czułam się w nim jak za dzieciaka, gdy w wakacje chodziłam z babcią karmić kaczki i obowiązkowym przystankiem był mały sklepik, w którym babcia kupowała mi loda Bambino. Na to wspomnienie zalała mnie przyjemna fala ciepła.
Usiadłam na ławeczce i zaczęłam obserwować otoczenie. Dzieciaki beztrosko bawiły się na placu zabaw, starsi ludzie ćwiczyli na siłowni na świeżym powietrzu, sporo osób także biegało. Ta ostatnia grupa interesowała mnie najbardziej ze względu na plan, który miałam w głowie. Obserwowałam wszystkich dłuższą chwilę, aż nagle moim oczom ukazała się piękna, delikatna blondynka. Na moje oko miała może dwadzieścia pięć lat, piękne, wysportowane ciało i uśmiech, który zmiękczyłby każde serce, zobaczyłam go, gdy skinęła głową w moją stronę. Wiedziałam, że muszę bywać tu częściej, żeby mieć pewność, że jest tu codziennie.
Przez następne kilka dni starałam się biegać po parku w godzinach, w których byłam w nim pierwszy raz. Zupełnie nie wiem, czemu założyłam, że skoro ktoś biega, to na pewno robi to codziennie o tej samej porze ale w tym przypadku moje założenie okazało się trafne.
*
Nadszedł w końcu dzień realizacji mojego planu.
Już z daleka widziałam, jak tak kobieta biegnie w moją stronę, gdy się mijałyśmy, teatralnie upadłam jej prawie pod nogi. Zatrzymała się i z troską zapytała, czy nic mi nie jest. Jej głos był tak delikatny jak wygląd, gdybym miała opisać ją jednym słowem, to zdecydowanie byłoby to słowo „anioł”.
– Zakręciło mi się w głowie i nagle upadłam, chyba skręciłam kostkę – odpowiedziałam, cały czas trzymając się za stopę, która jakby lepiej się przyjrzeć, nawet nie była spuchnięta, ale starałam zachowywać się tak, żeby wypaść jak najbardziej wiarygodnie.
– Może wezwę pogotowie, bo upadek wyglądał naprawdę poważnie – zapytała kobieta, pomagając mi wstać.
– Nie, dziękuję. To był zwykły upadek i czuję się dobrze, poza tym, że bardzo boli mnie noga w kostce. Mogłaby mi pani pomóc dojść do samochodu? Stoi tu niedaleko – odpowiedziałam, wiedząc, że gdy wezwie pogotowie, mój plan legnie w gruzach.
– Oczywiście, proszę się na mnie podeprzeć, to pójdziemy powoli.
Gdy już zbliżałyśmy się do samochodu, zaczęłam trochę panikować, bo nie bardzo wiedziałam, jak mam ją przekonać, żeby wsiadła ze mną do auta i pojechała do mnie do domu. Każdy pomysł wydawał mi się głupi, ale musiałam działać, skoro powiedziałam A, to muszę teraz powiedzieć B.
– Kurczę, chyba nie dam rady prowadzić sama, ma pani prawo jazdy? – zapytałam w nadziei, że odpowie: „tak mam i chętnie panią odwiozę”, ale jak się okazało, nie było to takie proste, jak na początku zakładałam.
– Mam prawo jazdy, ale może wezwijmy taksówkę, która panią zawiezie do domu, a po auto przyjedzie ktoś z rodziny? – odpowiedziała mi spokojnym głosem.
Nie przygotowałam się na taki przebieg rozmowy, w sumie to – bądźmy szczerzy – wcale się do niej nie przygotowałam, ale wiedziałam, że muszę działać szybko, bo czasu miałam coraz mniej.
– Mój mąż jest w delegacji, a niestety nie mamy tu nikogo z rodziny. Mieszkam bardzo blisko, to zajmie tylko chwilkę – powiedziałam do dziewczyny proszącym, zbolałym głosem.
Po chwili namysłu się zgodziła, wsiadła za kierownicę i powoli ruszyła do przodu. W aucie dowiedziałam się, że ma na imię Klaudia i przyjechała do miasta na studia prawnicze. Bieganie jest dla niej formą relaksu, na który ma mało czasu, ucząc się zaocznie i pracując jednocześnie.
*
Gdy dojechałyśmy, Klaudia powiedziała z zachwytem w głosie:
– Łał! Piękny dom.
– Może wejdziesz na kawę lub szklankę soku w ramach rekompensaty za stracony czas – odpowiedziałam, licząc, że się zgodzi.
– W sumie mam dzisiaj luźniejszy dzień, więc czemu nie – stwierdziła, po czym pomogła mi wysiąść z auta i dotrzeć do bramy.
– Usiądź i czuj się jak u siebie, ja przyniosę nam wodę – powiedziałam do Klaudii, zdając sobie sprawę, że wpadła w moje sidła.
Do szklanki kobiety nalałam wody i wrzuciłam dwie tabletki nasenne Tomka, wiedziałam, że są dość mocne, bo po jednej ledwo przyłoży głowę do poduszki, a już śpi jak dziecko. Musiałam mieć pewność, że Klaudia nie obudzi się przez najbliższą godzinę, dlatego wolałam wrzucić jej dwie, podobno przezorny zawsze ubezpieczony.
Usiadłam koło niej na kanapie i zaczęłyśmy rozmawiać, opowiedziała mi trochę o miejscowości, z której pochodzi, oraz o studiach, a ja jej o moim życiu, o dzieciach, mogłoby się zdawać zwykłe babskie rozmowy. Przyznam, że trochę zmyślałam, zabezpieczając się niejako na przyszłość. Gdy tabletki zaczęły działać, wzięłam Klaudię, jeszcze półprzytomną, pod rękę i poszłam z nią do garażu, gdzie wsadziłam ją do samochodu, żeby dostarczyć ją do Macieja. Wsiadłam do auta i wysłałam mu SMS z informacją, że mam dla niego dziewczynę, a on w wiadomości zwrotnej podał mi adres, pod który mam ją zawieźć.
Podróż trwała prawie pół godziny. Całą drogę towarzyszyły mi wątpliwości, które z każdym przejechanym metrem, były coraz większe. Gdy podjechałam pod podany adres, moim oczom ukazała się ogromna brama. Przyznam, że serce mi przyspieszyło i przez myśl nawet przeszło, żeby zawrócić, ale gdy brama zaczęła się otwierać, powoli ruszyłam. Droga wiodła między wysokimi, gęsto sadzonymi drzewami, a na jej końcu stała ogromna rezydencja, śmiało można było nazwać ją pałacem. Podjechałam pod same drzwi, akurat w tym samym momencie się otworzyły, a ja zobaczyłam wysokiego, doskonale zbudowanego mężczyznę.
Podeszłam do niego i ujrzałam najpiękniejsze oczy, jakie w życiu widziałam, były tak niesamowicie błękitne, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Mimo że Maciej był chyba najprzystojniejszym mężczyzną, którego spotkałam, miał w sobie jakąś rzecz budzącą niepokój, a jego oczy przepełniało coś, czego wtedy nie byłam w stanie określić. Był to typ faceta, za którym ustawia się wianuszek kobiet, a on może w nich przebierać do woli i widać, że na pewno bardzo chętnie z tego korzysta. Gdy otworzył drzwi od strony Klaudii, uśmiechnął się i powiedział tylko:
– Idealna.
Gdy próbowałam zacząć rozmowę, Maciej rzucił mi pieniądze na siedzenie i zamknął mi drzwi przed nosem.
Prostak – pomyślałam raczej zwięźle.
Przyznaję, że przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, po co mu była akurat taka dziewczyna, lecz po pewnym czasie po prostu o tym zapomniałam.
*
Po całej tej sytuacji wróciłam do swojego normalnego trybu życia. Minęło kilka dni, gdy zobaczyłam, że w mojej skrzynce mailowej czeka wiadomość od Maćka. Otworzyłam ją bez większego właściwie zastanowienia. Zawierała jedynie link prowadzący do jakiejś strony internetowej, gdy go kliknęłam, zobaczyłam zegar, który odliczał czas. Przyznam, że w tamtym momencie po moim kręgosłupie przebiegł bardzo nieprzyjemny dreszcz, tak jakby coś w mojej podświadomości mówiło mi, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Niestety mam bardzo dobrą intuicję, której powinnam słuchać, ale już było za późno. Według zegara coś miało zacząć się za trzy godziny, czyli o dwudziestej trzydzieści. Była to dla mnie pora o tyle problematyczna, że o dwudziestej kładziemy dzieci spać, mogłam tylko mieć nadzieję, że w pół godziny zasną, a Tomek jeszcze będzie miał coś do zrobienia w związku z firmą. Wiem, że wiara czyni cuda, ale równie dobrze mogłam wierzyć, że wygram w totka, szanse powodzenia mniej więcej takie same. Usypianie naszych dzieci to istny rollercoaster, jedno zaśnie, za chwilę budzi się drugie, jedno woli dzisiaj, żeby czytał tata, drugie, żeby buziaka na dobranoc dała mama.
O ile Jaś padł dość szybko, tak Marcela rozpierała energia, ale w końcu udało mi się go poskromić. Nie wiem, jak to się dzieje, ale chyba Tomek ma ogromny dar do usypiania dzieci, bo to, którym akurat ja się zajmuję, zawsze potrzebuje dużo więcej czasu na zaśnięcie. Była godzina dwudziesta dwadzieścia pięć, więc zostało jeszcze pięć minut do wydarzenia. Tomek na całe szczęście miał jeszcze sporo roboty przed laptopem, więc ja z kieliszkiem wina poszłam do sypialni i włączyłam transmisję.
Na ekranie nie widziałam nic poza licznikiem osób oglądających, w chwili włączenia było ich trzynastu, ale liczba ciągle rosła. W pomieszczeniu zapaliło się światło, zobaczyłam Klaudię siedzącą na krześle ze związanymi rękami. Widać było, że oślepiło ją nagłe zapalenie światła, ale mimo to próbowała się uwolnić. Z lewej strony ekranu pojawiła się czarna postać w kapturze, bez twarzy, ale za to z przerażająco zimnym głosem, który mógł się kojarzyć wyłącznie z horrorem.
– Dzień dobry, państwu! – usłyszałam, jednocześnie w tym momencie moje serce zaczęło mocniej bić.
Klaudia krzyczała, żeby ją wypuścić, że ona nic nie zrobiła, oczy miała czerwone i opuchnięte od łez. Postać przyciągnęła do siebie metalowy wózek z narzędziami, bardzo podobny do tego, który pewnie widzieliście w horrorze Hostel. Od momentu obejrzenia tego filmu, taki wózek zawsze mi się kojarzy wyłącznie ze złem. Klaudia była przerażona, chociaż słowo „przerażenie” nawet w części nie opisuje tego, co musiała czuć.