Lista życzeń - Alexandra B.  - ebook

Lista życzeń ebook

Alexandra B.

3,0

Opis

Lista życzeń to thriller, którego akcja toczy się w Warszawie.

Główna bohaterka - Natalia ma to, o czym marzy większość kobiet, czyli kochającą rodzinę, świetnie prosperującą firmę i piękny dom pod Warszawą. Wydawałoby się, że niczego nie powinno jej brakować, a jednak...

Znudzona codzienną rutyną, zupełnym przypadkiem podejmuje decyzję, która będzie fatalna w skutkach nie tylko dla niej.

Jak to możliwe, że jedna błędna decyzja pociągnie za sobą aż takie konsekwencje?

Do czego jest zdolna kobieta, która zmuszona jest chronić swoją rodzinę?

A co jeśli osoba, z którą spędziła kilka lat swojego życia okaże się kimś zupełnie jej obcym?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 145

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by Alexandra B.

MMXXIII Wydanie II, poprawione

Łódź MMXXIII

Redakcja

Alicja Szalska-Radomska „Pracownia muz”

Wersja elektroniczna

Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek

Po­dzię­ko­wa­nia

Książkę tę chcę za­de­dy­ko­wać przede wszyst­kim moim ro­dzi­com oraz mo­jemu part­ne­rowi, bo gdyby nie Jego wspar­cie, ta książka nie uj­rza­łaby świa­tła dzien­nego.

Je­steś moją mo­ty­wa­cją.

Dzię­kuję.

„Bo li­czą się ma­rze­nia”

PS

Wy­da­nie tej książki trzy­ma­łam w ta­jem­nicy do ostat­niej chwili, nie­stety jedna z bli­skich mi osób ode­szła na krótko przed jej pre­mierą.

Cio­ciu, wie­rzę, że Ty już tę książkę prze­czy­ta­łaś, tylko Twoją re­cen­zję po­znam nieco póź­niej.

Prolog

Wie­cie, że im wię­cej czło­wiek w ży­ciu osiąga, tym bar­dziej się tym wszyst­kim nu­dzi? Może nie wszy­scy tak mają, ja nie­stety ten ma­razm od­czu­wa­łam w każ­dym skrawku mo­jego, jesz­cze wtedy nor­mal­nego, umy­słu. Nie jest tak, że nie po­doba mi się moje ży­cie, wręcz prze­ciw­nie. Uwa­żam, że po­to­czyło się bar­dzo do­brze, bo w wieku trzy­dzie­stu pię­ciu lat mamy z Tom­kiem, czyli moim mę­żem, dwóch cu­dow­nych sy­nów – star­szego Ja­sia, który ma lat pięć, oraz młod­szego Mar­cela, który ma trzy lata – pręż­nie dzia­ła­jącą firmę, duży dom pod mia­stem i w za­sa­dzie ży­jemy na bar­dzo przy­zwo­itym po­zio­mie. Ale było w moim ży­ciu coś, czego po uro­dze­niu chło­pa­ków mi bra­ko­wało, wkra­dło się też tro­chę nudy. Cią­głe dzia­ła­nie we­dług wy­pra­co­wa­nego na prze­strzeni czasu sche­matu, czyli rano po­budka, śnia­da­nie, dzie­ciaki do przed­szkola, a my do pracy. Ru­tyna, do­kład­nie ta ru­tyna, za którą te­raz tak cho­ler­nie tę­sk­nię.

*

W po­nie­dzia­łek rano od­wio­złam Ja­sia i Mar­cela do przed­szkola, po­je­cha­łam na chwilę do firmy, żeby ogar­nąć tę całą pa­pier­kową ro­botę, która za­wsze pod ko­niec mie­siąca spę­dzała mi sen z po­wiek. W na­szej fir­mie to ja by­łam od­po­wie­dzialna za współ­pracę z księ­gową. Szcze­rze po­dzi­wiam tę ko­bietę za to, że jest w sta­nie ogar­niać te wszyst­kie po­datki, wy­na­gro­dze­nia itp. Ze względu na to, że nie na­leżę ra­czej do umy­słów ści­słych, praca z licz­bami jest dla mnie, de­li­kat­nie mó­wiąc, ciężka.

Jak już udało mi się zro­bić wszystko, co mia­łam w pla­nach, po­sta­no­wi­łam iść na kawę do mo­jej ulu­bio­nej ka­wiarni w parku, na który co­dzien­nie pa­trzy­łam z okna biura. Była bar­dzo kli­ma­tyczna, po­ło­żona nad sa­mym sta­wem. Jesz­cze przed ślu­bem czę­sto spo­ty­ka­łam się tam z Tom­kiem.

Przy sto­liku obok sie­działo dwóch mło­dych męż­czyzn, w ka­wiarni nie było tłoku, więc ich głosy do mnie do­cho­dziły. Roz­ma­wiali o czymś zu­peł­nie dla mnie nie­zro­zu­mia­łym, ale mimo wszystko ukrad­kiem ich słu­cha­łam.

– Stary, wczo­raj do­sta­łem zle­ce­nie, za które da­dzą mi dwa­dzie­ścia koła – po­wie­dział pod­eks­cy­to­wany mło­dzie­niec do swo­jego zna­jo­mego. – Spłacę za to kre­chę u Za­jąca i będę mógł na lu­zie szu­kać nor­mal­nej ro­boty.

Na co drugi od­po­wie­dział:

– Ale zio­mek, po co chcesz szu­kać nor­mal­nej ro­boty, w dark­ne­cie znaj­dziesz tyle zle­ceń, że po kilku mie­sią­cach bę­dziesz le­żał z ja­jami na plaży w Sa­int-Tro­pez.

Wie­cie, nie czuję się ja­koś wy­bit­nie staro, ale słowo „dark­net” zu­peł­nie z ni­czym mi się nie sko­ja­rzyło. Moja wro­dzona cie­ka­wość skło­niła mnie, by to spraw­dzić. Prze­cież czło­wiek uczy się całe ży­cie.

I ta wła­śnie cie­ka­wość była pierw­szym kro­kiem do mo­jej zguby, pierw­szym kro­kiem do pie­kła…

KLAUDIA

Wró­ci­łam do domu, dzie­ciaki miał ode­brać To­mek, więc na spo­koj­nie mia­łam jesz­cze ja­kieś dwie go­dziny sa­mot­no­ści. W ży­ciu matki dwójki przed­szko­la­ków jest to na­prawdę czas na wagę złota.

Była piękna, wio­senna po­goda, wzię­łam więc lap­top i usia­dłam z nim na ta­ra­sie, który wy­cho­dził na duży ogród pe­łen zie­leni i kwia­tów. Prze­by­wa­nie tam da­wało mi pew­nego ro­dzaju uko­je­nie po dniu wy­peł­nio­nym obo­wiąz­kami. Uwiel­bia­łam spę­dzać tam czas. Ci­sza, która pa­no­wała wo­kół na­szego domu, była cu­downa, po­zwa­lała się zre­lak­so­wać i po­być sa­memu ze sobą.

Cza­sem każ­demu tego trzeba.

W wy­szu­ki­warkę wpi­sa­łam słowo „dark­net”, w wy­ni­kach wy­świe­tliło mi się, że jest to część In­ter­netu nie­wi­doczna dla tych, któ­rzy ko­rzy­stają ze stan­dar­do­wej wy­szu­ki­warki. Po­my­śla­łam so­bie – okej, ale w ta­kim ra­zie co to jest „nie­stan­dar­dowa wy­szu­ki­warka” i przede wszyst­kim: jak ją zna­leźć. W su­mie nie za­jęło mi zbyt wiele czasu, żeby za­cząć ko­rzy­stać z tej „nie­stan­dar­do­wej wy­szu­ki­warki”. Zna­la­złam tam pry­watny po­kój, gdzie ano­ni­mowi lu­dzie da­wali ogło­sze­nia, w stylu: „za­płacę za…”.

Nie o pie­nią­dze mi cho­dziło, ale za­spo­ko­je­nie wła­snej cie­ka­wo­ści. Gdy za­czę­łam szu­kać głę­biej, zna­la­złam ogło­sze­nie:

Po­szu­kuję ko­biety: po­wy­żej 160 cm wzro­stu, ko­lor wło­sów blond (naj­le­piej do ra­mion), ko­niecz­nie nie­bie­skie oc`zy, ja­sna kar­na­cja. Za­płacę 10000 zł.

Po­my­śla­łam so­bie, że tra­fi­łam na ja­kiś por­tal rand­kowy, bo po co in­nego ko­muś tak szcze­gó­łowo opi­sana ko­bieta. Na­pi­sa­łam więc do tej osoby:

Dzień do­bry, chęt­nie po­dejmę się zna­le­zie­nia part­nerki…

Gdy otrzy­ma­łam od­po­wiedź, na­wet nie zdą­ży­łam jej prze­czy­tać, bo usły­sza­łam, jak przez mój dom prze­la­tuje hu­ra­gan w po­staci dwójki dzieci, które pil­nie mu­siały opo­wie­dzieć, jak im mi­nął dzień. Za­mknę­łam więc szybko lap­top i odło­ży­łam go do szafki w sy­pialni. Za­wsze sta­ra­łam się po­świę­cać dzie­ciom więk­szość swo­jego wol­nego czasu, ale lu­bi­łam też mieć chwilę tylko dla sie­bie na cał­ko­wi­cie bab­skie rze­czy typu lampka wina, ma­seczka i książka. Dziś jed­nak cały wie­czór po­świę­ci­łam tylko sy­nom i mę­żowi.

Jak już udało nam się po­ło­żyć dzie­ciaki spać, co wcale nie było ta­kim pro­stym za­da­niem, mie­li­śmy czas na wspólną ko­la­cję. Usie­dli­śmy przy lampce wina i opo­wia­da­li­śmy o tym, jak nam mi­nął dzień. Uczest­ni­czy­łam w tej roz­mo­wie, ale by­łam nieco nie­obecna, cały czas my­śla­łam nad tym, jaką od­po­wiedź do­sta­łam na moją pro­po­zy­cję i po co komu, do cho­lery, taka kon­kretna ko­bieta?

Z czy­stym su­mie­niem mogę przy­znać, że je­dyne, co w tam­tym cza­sie nie było dla mnie nudne, to seks z moim mę­żem. Jest on naj­bar­dziej przy­stoj­nym męż­czy­zną, ja­kiego znam, i mimo upływu czasu wciąż jest mię­dzy nami ta che­mia, która była pra­wie dzie­sięć lat temu. Ko­cham go ca­łym ser­cem i ni­gdy nie po­zwo­li­ła­bym, żeby stała mu się krzywda. Je­żeli cho­dzi o moją ro­dzinę, je­stem w sta­nie zro­bić wszystko, aby była bez­pieczna i szczę­śliwa. Szkoda, że naj­więk­szym nie­bez­pie­czeń­stwem dla nich oka­za­łam się ja sama.

*

Rano od­wio­złam chłop­ców do przed­szkola i w dro­dze po­wrot­nej stwier­dzi­łam, że po­pra­cuję z domu. Usia­dłam spo­koj­nie do lap­topa, żeby spraw­dzić wia­do­mo­ści. Jedna z nich brzmiała tak:

:) Ja nie szu­kam part­nerki, po­trze­buję tylko ko­biety, którą opi­sa­łem w ogło­sze­niu. Je­steś mi w sta­nie po­móc?

My­ślę so­bie – dziwny typ, ale coś ku­siło mnie, żeby wy­cią­gnąć od niego wię­cej in­for­ma­cji. Na­pi­sa­łam więc:

Je­stem w sta­nie po­móc, ale po­daj wię­cej szcze­gó­łów. Je­żeli nie szu­kasz part­nerki, to po co Ci kon­kret­nie taka ko­bieta? To jest ja­kaś Twoja fan­ta­zja?

Na od­po­wiedź nie mu­sia­łam długo cze­kać, otrzy­ma­łam ją po dzie­się­ciu mi­nu­tach.

To nie jest miej­sce na za­da­wa­nie zbęd­nych py­tań, płacę kupę kasy za zle­ce­nie więc wy­ma­gam, je­żeli nie chcesz wy­ko­nać tego zle­ce­nia, znajdę wielu in­nych chęt­nych na Twoje miej­sce.

Ta roz­mowa co­raz bar­dziej mnie in­try­go­wała, na­pi­sa­łam więc:

Do­brze, po­mogę Ci. Tylko jak mam Ci do­star­czyć tę ko­bietę? W paczce z ko­kardą pod same drzwi?

Po tej wia­do­mo­ści na­stą­piła ci­sza.

Odło­ży­łam lap­top i wzię­łam się za przy­go­to­wy­wa­nie obiadu, z oka­zji uro­dzin Mar­cela miały nas dzi­siaj od­wie­dzić dzieci z grupy przed­szkol­nej mo­jego młod­szego syna, więc po­my­śla­łam, że naj­lep­szym wyj­ściem bę­dzie przy­go­to­wa­nie pizzy. Co­dzienne za­ję­cia do­mowe były dla mnie formą re­laksu, a go­to­wa­nie mnie od­prę­żało.

Gdy już od­sta­wi­łam go­towe cia­sto do wy­ro­śnię­cia, na­la­łam so­bie wody i usia­dłam, żeby przej­rzeć ma­ile. Do­sta­łam in­for­ma­cję, o no­wej wia­do­mo­ści z pry­wat­nego po­koju.

Za­bawne. Jak znaj­dziesz od­po­wied­nią ko­bietę, wy­ślij mi jej zdję­cie, na­stęp­nie do­sta­niesz ode mnie dal­sze in­struk­cje.

Za­sta­no­wi­łam się tylko, jak wy­tłu­ma­czyć oso­bie, którą znajdę, po co chcę jej zro­bić zdję­cie, bo od­po­wiedź, że dla fa­ceta, który dał mi ta­kie zle­ce­nie, ra­czej nie bę­dzie dla niej sa­tys­fak­cjo­nu­jąca. In­tu­icja pod­po­wia­dała mi, żeby dać so­bie z tym spo­kój, ale nie po­tra­fi­łam, by­łam cie­kawa, jak to się da­lej roz­wi­nie. Na­pi­sa­łam tylko do tego czło­wieka, żeby okre­ślił, jak mam mu wy­słać zdję­cie. Do­sta­łam od niego nu­mer te­le­fonu i in­for­ma­cję, że mogę go na­zy­wać „Ma­ciek”.

Ok, drogi Maćku, sprawdźmy, czy spro­stam Twoim wy­ma­ga­niom – po­my­śla­łam.

*

Po po­łu­dniu za­częli zjeż­dżać się ro­dzice z dziećmi, obiad w tak du­żym gro­nie prze­cią­gnął się do póź­nego wie­czoru. Kur­czę, nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, ale więk­szo­ści tych lu­dzi nie je­stem w sta­nie po­lu­bić. Niby są mili, ale jest w nich coś ta­kiego, co spra­wia, że uwa­żają się za lep­szych od in­nych. Ma­mu­sie wy­glą­dają, jakby wszyst­kie zje­chały z tej sa­mej ta­śmy pro­duk­cyj­nej, a ta­tu­sio­wie dla od­miany uwa­żają się za ado­ni­sów. Na szczę­ście w trak­cie tych po­ga­du­szek z ma­mu­siami mo­głam sku­pić się na za­da­niu, które mia­łam do wy­ko­na­nia, bo ja­koś te­maty no­wych ko­lek­cji ubrań albo ak­tu­al­nych plo­te­czek nie były mi bli­skie.

W mię­dzy­cza­sie za­sta­na­wia­łam się, jaki jest Ma­ciek i dla­czego aku­rat ta­kie ma upodo­ba­nia. Ja by­łam bru­netką o nie­bie­skich oczach, ale nieco niż­szą, poza tym przez chwilę my­śla­łam nad tym, po co mi wie­dza o jego pre­fe­ren­cjach. Już wy­star­cza­jąco dziwne było, że od­po­wie­dzia­łam na jego ogło­sze­nie.

Z roz­my­ślań wy­trą­cił mnie mój mąż, py­ta­jąc, czemu cały czas by­łam taka nie­obecna. Od­po­wie­dzia­łam mu po­ło­wicz­nie zgod­nie z prawdą, że nie prze­pa­dam za tymi wszyst­kimi ludźmi. Mój mąż był zu­peł­nym prze­ci­wień­stwem mnie, du­sza to­wa­rzy­stwa, wła­ści­wie z każ­dym po­tra­fił zna­leźć wspólny ję­zyk. Nie by­łam szarą myszką, na­to­miast ra­czej stro­ni­łam od im­prez, wo­la­łam spę­dzać czas z ro­dziną lub książką. Swoją drogą, fa­scy­nu­jące jest to, jak czło­wiek po­trafi się zmie­nić na prze­strzeni lat. Gdy kła­dli­śmy się spać, w gło­wie pró­bo­wa­łam uło­żyć so­bie plan zna­le­zie­nia od­po­wied­niej ko­biety, naj­lep­szym po­my­słem wy­dał mi się drobny wy­pa­dek pod­czas jog­gingu, nie bę­dzie to nic trud­nego, bio­rąc pod uwagę moje uwiel­bie­nie do tego typu sportu. Do­brze, że gdy pra­cuję z domu to, przez więk­szą część dnia je­stem sama, bo ciężko by mi było wy­tłu­ma­czyć na­gły przy­pływ mi­ło­ści do bie­ga­nia.

*

Rano stan­dar­dowo po­je­cha­łam z dziećmi do przed­szkola, a póź­niej po­sta­no­wi­łam ku­pić kilka spor­to­wych ubrań, no i buty do jog­gingu, bo bie­ga­nie w szpil­kach mo­głoby wy­glą­dać dość gro­te­skowo i zde­cy­do­wa­nie mało wia­ry­god­nie. Mu­sia­łam jesz­cze zna­leźć od­po­wied­nie miej­sce do mo­jej no­wej ak­tyw­no­ści, bo w oko­licy, gdzie miesz­kam, lu­dzie po­ru­szają się głów­nie au­tami i w stro­jach zde­cy­do­wa­nie nie­ade­kwat­nych do oko­licz­no­ści bie­ga­nia. Prze­je­cha­łam się po mie­ście i zna­la­złam mały park, w któ­rym ak­tyw­nie spę­dzało czas cał­kiem sporo lu­dzi.

Za­par­ko­wa­łam sa­mo­chód na po­bli­skim par­kingu i wy­szłam za­po­znać się z oko­licą. Ten park miał w so­bie coś ta­kiego, że czu­łam się w nim jak za dzie­ciaka, gdy w wa­ka­cje cho­dzi­łam z bab­cią kar­mić kaczki i obo­wiąz­ko­wym przy­stan­kiem był mały skle­pik, w któ­rym bab­cia ku­po­wała mi loda Bam­bino. Na to wspo­mnie­nie za­lała mnie przy­jemna fala cie­pła.

Usia­dłam na ła­weczce i za­czę­łam ob­ser­wo­wać oto­cze­nie. Dzie­ciaki bez­tro­sko ba­wiły się na placu za­baw, starsi lu­dzie ćwi­czyli na si­łowni na świe­żym po­wie­trzu, sporo osób także bie­gało. Ta ostat­nia grupa in­te­re­so­wała mnie naj­bar­dziej ze względu na plan, który mia­łam w gło­wie. Ob­ser­wo­wa­łam wszyst­kich dłuż­szą chwilę, aż na­gle moim oczom uka­zała się piękna, de­li­katna blon­dynka. Na moje oko miała może dwa­dzie­ścia pięć lat, piękne, wy­spor­to­wane ciało i uśmiech, który zmięk­czyłby każde serce, zo­ba­czy­łam go, gdy ski­nęła głową w moją stronę. Wie­dzia­łam, że mu­szę by­wać tu czę­ściej, żeby mieć pew­ność, że jest tu co­dzien­nie.

Przez na­stępne kilka dni sta­ra­łam się bie­gać po parku w go­dzi­nach, w któ­rych by­łam w nim pierw­szy raz. Zu­peł­nie nie wiem, czemu za­ło­ży­łam, że skoro ktoś biega, to na pewno robi to co­dzien­nie o tej sa­mej po­rze ale w tym przy­padku moje za­ło­że­nie oka­zało się trafne.

*

Nad­szedł w końcu dzień re­ali­za­cji mo­jego planu.

Już z da­leka wi­dzia­łam, jak tak ko­bieta bie­gnie w moją stronę, gdy się mi­ja­ły­śmy, te­atral­nie upa­dłam jej pra­wie pod nogi. Za­trzy­mała się i z tro­ską za­py­tała, czy nic mi nie jest. Jej głos był tak de­li­katny jak wy­gląd, gdy­bym miała opi­sać ją jed­nym sło­wem, to zde­cy­do­wa­nie by­łoby to słowo „anioł”.

– Za­krę­ciło mi się w gło­wie i na­gle upa­dłam, chyba skrę­ci­łam kostkę – od­po­wie­dzia­łam, cały czas trzy­ma­jąc się za stopę, która jakby le­piej się przyj­rzeć, na­wet nie była spuch­nięta, ale sta­ra­łam za­cho­wy­wać się tak, żeby wy­paść jak naj­bar­dziej wia­ry­god­nie.

– Może we­zwę po­go­to­wie, bo upa­dek wy­glą­dał na­prawdę po­waż­nie – za­py­tała ko­bieta, po­ma­ga­jąc mi wstać.

– Nie, dzię­kuję. To był zwy­kły upa­dek i czuję się do­brze, poza tym, że bar­dzo boli mnie noga w ko­stce. Mo­głaby mi pani po­móc dojść do sa­mo­chodu? Stoi tu nie­da­leko – od­po­wie­dzia­łam, wie­dząc, że gdy we­zwie po­go­to­wie, mój plan le­gnie w gru­zach.

– Oczy­wi­ście, pro­szę się na mnie po­de­przeć, to pój­dziemy po­woli.

Gdy już zbli­ża­ły­śmy się do sa­mo­chodu, za­czę­łam tro­chę pa­ni­ko­wać, bo nie bar­dzo wie­dzia­łam, jak mam ją prze­ko­nać, żeby wsia­dła ze mną do auta i po­je­chała do mnie do domu. Każdy po­mysł wy­da­wał mi się głupi, ale mu­sia­łam dzia­łać, skoro po­wie­dzia­łam A, to mu­szę te­raz po­wie­dzieć B.

– Kur­czę, chyba nie dam rady pro­wa­dzić sama, ma pani prawo jazdy? – za­py­ta­łam w na­dziei, że od­po­wie: „tak mam i chęt­nie pa­nią od­wiozę”, ale jak się oka­zało, nie było to ta­kie pro­ste, jak na po­czątku za­kła­da­łam.

– Mam prawo jazdy, ale może we­zwijmy tak­sówkę, która pa­nią za­wie­zie do domu, a po auto przy­je­dzie ktoś z ro­dziny? – od­po­wie­działa mi spo­koj­nym gło­sem.

Nie przy­go­to­wa­łam się na taki prze­bieg roz­mowy, w su­mie to – bądźmy szcze­rzy – wcale się do niej nie przy­go­to­wa­łam, ale wie­dzia­łam, że mu­szę dzia­łać szybko, bo czasu mia­łam co­raz mniej.

– Mój mąż jest w de­le­ga­cji, a nie­stety nie mamy tu ni­kogo z ro­dziny. Miesz­kam bar­dzo bli­sko, to zaj­mie tylko chwilkę – po­wie­dzia­łam do dziew­czyny pro­szą­cym, zbo­la­łym gło­sem.

Po chwili na­my­słu się zgo­dziła, wsia­dła za kie­row­nicę i po­woli ru­szyła do przodu. W au­cie do­wie­dzia­łam się, że ma na imię Klau­dia i przy­je­chała do mia­sta na stu­dia praw­ni­cze. Bie­ga­nie jest dla niej formą re­laksu, na który ma mało czasu, ucząc się za­ocz­nie i pra­cu­jąc jed­no­cze­śnie.

*

Gdy do­je­cha­ły­śmy, Klau­dia po­wie­działa z za­chwy­tem w gło­sie:

– Łał! Piękny dom.

– Może wej­dziesz na kawę lub szklankę soku w ra­mach re­kom­pen­saty za stra­cony czas – od­po­wie­dzia­łam, li­cząc, że się zgo­dzi.

– W su­mie mam dzi­siaj luź­niej­szy dzień, więc czemu nie – stwier­dziła, po czym po­mo­gła mi wy­siąść z auta i do­trzeć do bramy.

– Usiądź i czuj się jak u sie­bie, ja przy­niosę nam wodę – po­wie­dzia­łam do Klau­dii, zda­jąc so­bie sprawę, że wpa­dła w moje si­dła.

Do szklanki ko­biety na­la­łam wody i wrzu­ci­łam dwie ta­bletki na­senne Tomka, wie­dzia­łam, że są dość mocne, bo po jed­nej le­dwo przy­łoży głowę do po­duszki, a już śpi jak dziecko. Mu­sia­łam mieć pew­ność, że Klau­dia nie obu­dzi się przez naj­bliż­szą go­dzinę, dla­tego wo­la­łam wrzu­cić jej dwie, po­dobno prze­zorny za­wsze ubez­pie­czony.

Usia­dłam koło niej na ka­na­pie i za­czę­ły­śmy roz­ma­wiać, opo­wie­działa mi tro­chę o miej­sco­wo­ści, z któ­rej po­cho­dzi, oraz o stu­diach, a ja jej o moim ży­ciu, o dzie­ciach, mo­głoby się zda­wać zwy­kłe bab­skie roz­mowy. Przy­znam, że tro­chę zmy­śla­łam, za­bez­pie­cza­jąc się nie­jako na przy­szłość. Gdy ta­bletki za­częły dzia­łać, wzię­łam Klau­dię, jesz­cze pół­przy­tomną, pod rękę i po­szłam z nią do ga­rażu, gdzie wsa­dzi­łam ją do sa­mo­chodu, żeby do­star­czyć ją do Ma­cieja. Wsia­dłam do auta i wy­sła­łam mu SMS z in­for­ma­cją, że mam dla niego dziew­czynę, a on w wia­do­mo­ści zwrot­nej po­dał mi ad­res, pod który mam ją za­wieźć.

Po­dróż trwała pra­wie pół go­dziny. Całą drogę to­wa­rzy­szyły mi wąt­pli­wo­ści, które z każ­dym prze­je­cha­nym me­trem, były co­raz więk­sze. Gdy pod­je­cha­łam pod po­dany ad­res, moim oczom uka­zała się ogromna brama. Przy­znam, że serce mi przy­spie­szyło i przez myśl na­wet prze­szło, żeby za­wró­cić, ale gdy brama za­częła się otwie­rać, po­woli ru­szy­łam. Droga wio­dła mię­dzy wy­so­kimi, gę­sto sa­dzo­nymi drze­wami, a na jej końcu stała ogromna re­zy­den­cja, śmiało można było na­zwać ją pa­ła­cem. Pod­je­cha­łam pod same drzwi, aku­rat w tym sa­mym mo­men­cie się otwo­rzyły, a ja zo­ba­czy­łam wy­so­kiego, do­sko­nale zbu­do­wa­nego męż­czy­znę.

Po­de­szłam do niego i uj­rza­łam naj­pięk­niej­sze oczy, ja­kie w ży­ciu wi­dzia­łam, były tak nie­sa­mo­wi­cie błę­kitne, że nie mo­głam ode­rwać od nich wzroku. Mimo że Ma­ciej był chyba naj­przy­stoj­niej­szym męż­czy­zną, któ­rego spo­tka­łam, miał w so­bie ja­kąś rzecz bu­dzącą nie­po­kój, a jego oczy prze­peł­niało coś, czego wtedy nie by­łam w sta­nie okre­ślić. Był to typ fa­ceta, za któ­rym usta­wia się wia­nu­szek ko­biet, a on może w nich prze­bie­rać do woli i wi­dać, że na pewno bar­dzo chęt­nie z tego ko­rzy­sta. Gdy otwo­rzył drzwi od strony Klau­dii, uśmiech­nął się i po­wie­dział tylko:

– Ide­alna.

Gdy pró­bo­wa­łam za­cząć roz­mowę, Ma­ciej rzu­cił mi pie­nią­dze na sie­dze­nie i za­mknął mi drzwi przed no­sem.

Pro­stak – po­my­śla­łam ra­czej zwięźle.

Przy­znaję, że przez dłuż­szą chwilę za­sta­na­wia­łam się, po co mu była aku­rat taka dziew­czyna, lecz po pew­nym cza­sie po pro­stu o tym za­po­mnia­łam.

*

Po ca­łej tej sy­tu­acji wró­ci­łam do swo­jego nor­mal­nego trybu ży­cia. Mi­nęło kilka dni, gdy zo­ba­czy­łam, że w mo­jej skrzynce ma­ilo­wej czeka wia­do­mość od Maćka. Otwo­rzy­łam ją bez więk­szego wła­ści­wie za­sta­no­wie­nia. Za­wie­rała je­dy­nie link pro­wa­dzący do ja­kiejś strony in­ter­ne­to­wej, gdy go klik­nę­łam, zo­ba­czy­łam ze­gar, który od­li­czał czas. Przy­znam, że w tam­tym mo­men­cie po moim krę­go­słu­pie prze­biegł bar­dzo nie­przy­jemny dreszcz, tak jakby coś w mo­jej pod­świa­do­mo­ści mó­wiło mi, że nie wy­nik­nie z tego nic do­brego. Nie­stety mam bar­dzo do­brą in­tu­icję, któ­rej po­win­nam słu­chać, ale już było za późno. We­dług ze­gara coś miało za­cząć się za trzy go­dziny, czyli o dwu­dzie­stej trzy­dzie­ści. Była to dla mnie pora o tyle pro­ble­ma­tyczna, że o dwu­dzie­stej kła­dziemy dzieci spać, mo­głam tylko mieć na­dzieję, że w pół go­dziny za­sną, a To­mek jesz­cze bę­dzie miał coś do zro­bie­nia w związku z firmą. Wiem, że wiara czyni cuda, ale rów­nie do­brze mo­głam wie­rzyć, że wy­gram w totka, szanse po­wo­dze­nia mniej wię­cej ta­kie same. Usy­pia­nie na­szych dzieci to istny rol­ler­co­aster, jedno za­śnie, za chwilę bu­dzi się dru­gie, jedno woli dzi­siaj, żeby czy­tał tata, dru­gie, żeby bu­ziaka na do­bra­noc dała mama.

O ile Jaś padł dość szybko, tak Mar­cela roz­pie­rała ener­gia, ale w końcu udało mi się go po­skro­mić. Nie wiem, jak to się dzieje, ale chyba To­mek ma ogromny dar do usy­pia­nia dzieci, bo to, któ­rym aku­rat ja się zaj­muję, za­wsze po­trze­buje dużo wię­cej czasu na za­śnię­cie. Była go­dzina dwu­dzie­sta dwa­dzie­ścia pięć, więc zo­stało jesz­cze pięć mi­nut do wy­da­rze­nia. To­mek na całe szczę­ście miał jesz­cze sporo ro­boty przed lap­to­pem, więc ja z kie­lisz­kiem wina po­szłam do sy­pialni i włą­czy­łam trans­mi­sję.

Na ekra­nie nie wi­dzia­łam nic poza licz­ni­kiem osób oglą­da­ją­cych, w chwili włą­cze­nia było ich trzy­na­stu, ale liczba cią­gle ro­sła. W po­miesz­cze­niu za­pa­liło się świa­tło, zo­ba­czy­łam Klau­dię sie­dzącą na krze­śle ze zwią­za­nymi rę­kami. Wi­dać było, że ośle­piło ją na­głe za­pa­le­nie świa­tła, ale mimo to pró­bo­wała się uwol­nić. Z le­wej strony ekranu po­ja­wiła się czarna po­stać w kap­tu­rze, bez twa­rzy, ale za to z prze­ra­ża­jąco zim­nym gło­sem, który mógł się ko­ja­rzyć wy­łącz­nie z hor­ro­rem.

– Dzień do­bry, pań­stwu! – usły­sza­łam, jed­no­cze­śnie w tym mo­men­cie moje serce za­częło moc­niej bić.

Klau­dia krzy­czała, żeby ją wy­pu­ścić, że ona nic nie zro­biła, oczy miała czer­wone i opuch­nięte od łez. Po­stać przy­cią­gnęła do sie­bie me­ta­lowy wó­zek z na­rzę­dziami, bar­dzo po­dobny do tego, który pew­nie wi­dzie­li­ście w hor­ro­rze Ho­stel. Od mo­mentu obej­rze­nia tego filmu, taki wó­zek za­wsze mi się ko­ja­rzy wy­łącz­nie ze złem. Klau­dia była prze­ra­żona, cho­ciaż słowo „prze­ra­że­nie” na­wet w czę­ści nie opi­suje tego, co mu­siała czuć.