19,90 zł
Nie każdemu poecie dane jest mówić tak wyrazistym i osobistym głosem. Krzysztof Siwczyk ma własny słownik, imaginarium i sposób wypowiedzi, który czyni go autorem rozpoznawalnym po kilku wersach. Na nowy tom zatytułowany Ludzie z taksydermii składają nieraz bardzo krótkie wiersze dotykające kwestii życia i śmierci, trwałości i przemijania. Tyle że te fundamentalne zagadnienia stanowią tu mroczną podszewkę zdarzeń i scen czasem porażających, a innym razem zupełnie banalnych. Wojna, polowanie, utrata, zwyczajny piątek, zwykłe jutro i wczoraj, groza technologii.
Używając tylko sobie właściwego gestu poetyckiego, Siwczyk wywraca rzeczywistość na lewą stronę. „Kręgi schodzą w miejsce, w które wpadł kamień”, „plany poszły się kochać”, „dzień będzie dłuższy od najkrótszego”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 10
Ryt
Znaczona morfina, sześć kompletów
gazy, para pieluchomajtek, podkłady
chłonne, pakowane po cztery, igły,
chodzik razem z instrukcją, pudło, całe,
oryginalne, podwieszka dwustawowa,
nieużywana, wenflony, port do wlewu,
brudny, użyty bez wiary, wart mszy.
Za to słowom nie było końca.
To się widzi
Chutor w lipcu
Łzy w polepie
Liczone od końca lata
Do teraz prowadzą tam dalej
Świeżo zżęte ścieżki i to bagno
Suszy się i opada
Słania się na drugim brzegu
Człowiek jak się widzi
Z każdej szczeliny wyłazi ciało
Choć kopałem głęboko
To się wie
To we mnie patrzy
Mówię ci synu jedyny
Proch w proch toczka w toczkę
Czasy znalazły mnie same
Nieistnienia
Z nowych wierszy
Nie zostało nic co można by
Nic co dałoby się
Dodać
Do starych spraw
Do dawno zamkniętych
Urn
Podchodzą stare wiersze
Raz za razem bolą
Mniej więcej tak samo
Z nowych wierszy
Wychodzą urny ze zmarłych
Wierszy
Ale bez nich
Nie radzą sobie szczególnie
Nie śmieszą
A mogłyby
Dałyby radę jak nic
Patrzą i czekają
Sztuczna inteligencja
Dyma Buczę papież
Raz jeszcze
Nie lęka się
Krytyka
Władzy
Sądzenia
Dziennik księgi rodzajów
Pierwszego dnia nic nie zapowiadało
dalszego rozwoju wypadków.
Najbardziej zajadłe istnienia
walczyły dalej.
Nagle nastała cisza.
Na horyzoncie zajętym niemym ogniem
pojawił się kształt cienia
popiołów.
Koniec końców zrodził dwa rodzaje
ulgi: historię i rozkosz.
Skalpy i opiłki wpadały w oko.
Przez ekran powtórzenia
węglone skóry sięgały nie dalej
niż jutro po wszystkim.