Zdania z treścią - Krzysztof Siwczyk - ebook

Zdania z treścią ebook

Krzysztof Siwczyk

0,0

Opis

Kronika miłości pulsującej intensywnością emocji i psychicznych napięć. Autor wprowadza nas w intymne piekło namiętności – od erotycznych fobii i tęsknot, po rozpacz, rozstania i mroczne wyobrażenia. To poezja, która śmiało bada granice ludzkiej psychiki, odsłaniając katatoniczne zapaści, uczuciowy chłód i gwałtowne wybuchy pożądania. Siwczyk tworzy pełną napięcia przestrzeń, gdzie miłość staje się areną bólu i ekstazy. Każdy wiersz to fragment emocjonalnego krajobrazu, który rozsadza normy codziennego postrzegania uczuć. Zdania z treścią to nie tylko zapis przeżyć, ale i próba uchwycenia esencji tego, co czyni nas ludźmi – naszej zdolności do kochania mimo bólu. To poetycki labirynt, z którego wyjście prowadzi przez samo sedno ludzkiej natury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 38

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ZDANIA Z TREŚCIĄ

Zdania z treścią

Dobrze, że radzisz sobie właśnie w ten sposób.

Jedziesz nieostrożnie, żeby zobaczyć trochę świata,

tej ozdobnej papeterii, którą wkrótce splamisz

własnymi oczekiwaniami, sama sobie winna,

jak niczego nie podejrzewający autorzy tego rodzaju

wypadów. Skąd? Dokąd?

Z rękami na brzuchu, napęczniały ofertą linii,

chłonąłem głównie widok małego ekraniku.

Wielość opcji, do których przywykłem,

miała w sobie coś z uśmiechów tych ludzi

różnej maści, którzy chcieli nadać sobie

nowe znaczenia, lecąc w nudę nieba.

Co mi jeszcze opowiesz? W pokoju, na małym taborecie,

leżą akcesoria z rodzaju tych, jakie mogą stworzyć tak zwany

klimat ogólny. Zegarek, butelka, papierosy czy coś takiego.

Przywiozłem tu siebie całego, bez najmniejszych zapomnień,

bez żadnej ciekawości, tak jak stałem przed taksówką i

obejmowałem ciebie rozczarowany sobą po raz kolejny.

Zapis brzmień byłby czymś na miarę twoich nadziei na pasjonującą relację?

No, właśnie. Pozwolę sobie więc na przytoczenia, parafrazę,

działania pozorowane, czyli na co? Na jedzenie, spanie i

całą gamę rzekomych konieczności, które czynią nas

tak zuchwałymi w świetle, dajmy na to, średniowiecznych tradycji?

Również dlatego nie mogę ci nic ciekawego powiedzieć.

Chociaż może dałoby się zorganizować jakieś igrzyska wspomnień

typu kontakt, znajomość, zażyłość i tak dalej?

Po zawodach okazało się, że wszyscy są dla siebie przegrani.

Trochę tak jak z nami. Nawet postulowana wyłączność i niemożność

bycia bez siebie nigdy nie uwolniła nas od anonimowości

właściwej materii, i tak jest ok, jak mawiają tubylcy.

Co teraz robisz? Schwarzwald kojarzy mi się z wulgarnością.

Podobnież, jak tutejsza dzielnica sterylnych banków i chłam jej obsługi.

Nie będę nic więcej od siebie dodawał, bo to, co miałbym do dodania,

można zobaczyć na zdjęciach, filmach, folderach i w telewizji,

czyli tam, gdzie każda sierota może sobie znaleźć swój obraz,

chociaż sprawa podobno jest dużo poważniejsza.

W siedem minut nie da się zaproponować nic poza rozproszeniem,

dlatego może lepiej powinniśmy darować sobie telefony,

tak jak daruje się komuś swoją próżnię, żeby wypełnił ją czym chce i

ustawił sobie nas jak mu pasuje, a potem został z pustymi rękami

nad dołem, dbając już tylko o prawidłową realizację rytuału,

ogłupiały z bólu i najedzony na stypie.

Co więcej da się z tego zachować? Zle rozłożyliśmy siły?

Jaki był stan posiadania na początku? Ponoć nie pozwolisz się krzywdzić,

ale dlaczego ta odmowa odbiera mi prawo

do konstruktywnego myślenia o naszych małych katastrofach?

Widziałem tutaj cudowny wypadek. Mało tego.

Nikomu nic się nie stało.

Nie było sprawy? Tak to widzę. Płyniesz.

Jednak nie potrafisz zabić tych godzin, kiedy wracasz do tamtej siebie,

do oczu odbitych w oknie z widokiem na chodnik i ulicę,

po której wlokłaś mnie do przysłowiowego domu, wnerwiona

a przy tym wykalkulowana i przekonana do swojej decyzji,

której nie potrafiłaś wtedy podjąć.

Głód starych sytuacji, którymi się tutaj karmię ma wiele wspólnego z

klasztorną regułą. Wyobraź sobie dwie godziny zerkania w judasza

na pastelową ścianę i przemykającą obsługę hotelową.

Do tego sprowadza się cała moja radość spędzania czasu z bliźnimi,

tak wygląda osławiona łatwość nawiązywania kontaktów i

bagaż doświadczeń, który wezmę później ze sobą.

Wertykalny horyzont.

Obudziłem się przetłuszczony na materacu. Śniło mi się,

że jesteśmy martwi i planujemy wspólny wyjazd,

z którego jednak nic nie wychodzi, bo mam jakieś wątpliwości,

które ty od razu nazywasz, po czym nie mamy ust i

topniejemy w świetle ogromnego reflektora.

Mrowie pomysłów. Na przemian bawię się w płaczkę i klakiera.

Tak jak lubisz? Ruchome granice, w których się poruszaliśmy

z mojej obecnej perspektywy są jeszcze bardziej ruchome,

to znaczy, nie wiem, jak do ciebie wrócić, gdzie zamieszkujesz w sobie,

gdzie jest ta osoba, z którą potrafiłem funkcjonować

poza gramatyką.

Mam ze sobą twoje zdjęcie. Sfatygowana patrzysz gdzieś poza kadr,

gdzie prawdopodobnie jestem. Niesamowite jak szybko każdy

wpada na margines czyjegoś światka. Jedyne spektrum mojego widzenia

teraz stanowi szerokość tego marginesu. Jak myślisz,

ile trzeba siebie przykroić, żeby ktoś inny mógł spokojnie smakować

swoje szczęście?

Ottawa jest banalna jak uprzejmość jej mieszkańców.

Daleko jej do nas. Ciągły klincz i pretensje, które są gwarantem czegoś,

co pulsuje, o co warto ostatecznie powalczyć,

dla samej satysfakcji, że jesteśmy w stanie czymś się zająć,

pochodzić wokół siebie, nie wiem po co, przecież samemu

znika się uważniej.

Oczywiście, nie mam żadnych wyobrażeń. Jesteś sama?

Festyn trwa? Pamiętasz, kiedyś widzieliśmy taką szopkę na dzielnicy?

Za oceanem jest jak za rogiem. Nie ma po co tam zaglądać.

Wszystko dzieje się li tylko w atelier własnych fobii, każdy biega

jak najarany, coś komunikuje i wsiąka w glebę.

Po prostu fuzja biznesu i biologii.

Wiem, że mi nie uwierzysz, ale spróbuj.

Mam przed sobą idealny scenariusz siebie. Brak mi tylko tytułu.

Apatia, upór? Świt zastał mnie na uniwersyteckim skwerze.

Zbolały zjadłem na śniadanie trochę pomyj z colą.

Potem fermentowałem przez resztę dnia. Teraz leżę w łóżku z tą resztą,

która oznacza doglądanie gasnących świateł w budynkach.

Opis jest do duszy, stąd wiązane z nim oczekiwania?

Czy chcesz wciąż być adresatką tych szczątków? Czy może ktoś inny

sprzedaje ci teraz swoją historię? Jak ona się ma do naszej?