Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Fascynująca osobowość, pasjonująca książka. Jest tutaj wszystko. Nic nie zostało pominięte. Autor wykorzystał niezliczone osobiste i cudze wywiady z ludźmi z jej otoczenia – historie autentyczne i plotki, które opowiedzieli przyjaciele Madonny, rodzina, kochankowie i kochanki, współpracownicy. Na studium jej życia składają się wszystkie etapy: dzieciństwo i wczesna młodość, z piętnem surowego katolickiego wychowania i szaleńczej rywalizacji w domu i w szkole; oszałamiający sukces i droga do niego – głośne i gorące romanse, burzliwe hollywoodzkie małżeństwo i takiż rozwód; wieloletnia walka o zagranie głównej roli w filmowej adaptacji musicalu poświęconego Evicie Peron. Najbardziej kompletna i najbardziej udokumentowana biografia showgirl i piosenkarki, skandalistki i największej businesswoman w USA.
[opis okładkowy]
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna w Mszanie Dolnej
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 445
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
NIEZWYKŁE
BIOGRAFIE
Dotychczas ukazały się:
Julia KeayMATA HARIDavid BretEDITH PIAFE. K. KossakMISIA Z GODEBSKICHMichael JürgsROMY SCHNEIDERWilliam WrightCHRISTINA ONASSISJohn ParkerELVIS PRESLEY
Ariana Stassinopoulos HuffingtonPABLO PICASSONorbert StresauAUDREY HEPBURNChristopher AndersenMICHAEL JACKSONPhilippa KennedyJODIE FOSTER
Frank ZappaTAKIEGO MNIE NIE ZNACIEGeorge N. MarshallBUDDAClaude DufresneMARIA CALLASw przygotowaniu:
Silvain ReinerEVA PERÓN
ChristopherAndersen
Królowaskandali
PrzełożyłaAnna Reszka
WYDAWNICTWO ALFAWARSZAWA 1997
Tytuł oryginałuMADONNA UNAUTHORIZEDCopyright © 1991 by Christopher Andersen
Projekt okładki i stron tytułowychJacek Tofil
RedaktorMarek S. Nowowiejski
Redaktor technicznyEwa Guzenda
For the Polish translationCopyright © 1997 by Anna Reszka
For the Polish edition
Copyright © 1997 by Wydawnictwo ALFA-WERO Sp. z o.o.
ISBN 83-7179-026-0
WYDAWNICTWO ALFA-WERO Sp. z o.o. — WARSZAWA 1997Wydanie pierwsze
Skład i druk: Drukarnia WN ALFA-WERO Sp. z o.o.Oprawa: Zakłady Graficzne DSP
Zam. 72/97Cena zł 23,—
Dla Kate i Kelly
„Władza to silny afrodyzjak,a ja jestem bardzo władcza.”
„Raczej przejdę przez ogień, niż go ominę.”
Uroczystość przygotowano w całkowitej tajemnicy z precyzją ataku militarnego. Zaproszenia, z wykonanym przez brata pana młodego odręcznym rysunkiem pary w manierze „American Gothic” (powieść o psychopatycznym mordercy), informowały, że 16 sierpnia 1985 roku odbędzie się wspólne „przyjęcie urodzinowe” Seana Penna i Madonny (jego dwudzieste piąte, a jej dwudzieste siódme). „Chcąc zachować prywatność, a jednocześnie zapewnić sobie Waszą obecność, dokładny adres w Los Angeles podamy w przeddzień.”
Nawet właściciel słynnej restauracji „Spago” z Beverly Hills, która miała organizować wesele, był do ostatniej minuty trzymany w nieświadomości. Wolfgang Puck dostał wcześniej zdjęcia i plany miejsca wesela, żeby zaplanować obsługę, ale adres poznał dopiero na godzinę przed przyjęciem.
Ekipy dziennikarskie gorączkowo starały się poznać miejsce planowanego wesela. Reporterzy obstawili dom rodziców Seana w Malibu, producenta Leo Penna i jego żony Eileen, lecz zatrzymał ich przed bramą strażnik uzbrojony w pistolet Magnum 357. Następną możliwość stanowił równie dobrze strzeżony dom przyjaciela Seana, Timothy’ego Huttona. Jednocześnie krążyły plotki, że ceremonia odbędzie się w kościele, co zapoczątkowało serię telefonów do miejscowych parafii. W wyznaczonym dniu armia żurnalistów, powiadomiona przez jednego z gości, Andy’ego Warhola, dokonała desantu na Wildlife Road 6970, gdzie na urwisku wznosiła się okazała, warta sześć i pół miliona dolarów, rezydencja przyjaciela rodziny Pennów, Dana Ungera, przedsiębiorcy budującego luksusowe osiedla.
Tak się złożyło, że sceny w domu Ungera bardziej przypominały wojnę niż wesele. Uzbrojeni agenci ochrony wypatrywali intruzów — to znaczy przedstawicieli prasy — przez lornetki noktowizyjne, a ich koledzy ubrani w kurtki sprawdzali dokumenty wszystkich osób, które przechodziły przez stalową bramę trzymetrowej wysokości. Reporterzy w strojach kelnerów forsowali mur, brali srebrne tace i zaczynali podawać gościom sushi i szampana. Włoski fotoreporter z poczernioną twarzą i w pełnym kamuflażu terenowym siedział w krzakach przez siedemnaście godzin, lecz na czterdzieści minut przez rozpoczęciem ceremonii został wyrzucony z posiadłości, a sfilmowany materiał zniszczono.
Przepędzenie eskadry helikopterów prasowych, które młóciły powietrze i zagłuszały nawet ryk Pacyfiku, okazało się nie takie proste. Znany z niechęci do rozgłosu Penn zbiegł wściekły na brzeg morza i sześciometrowymi literami narysował na piasku słowa FUCK OFF. Przez pół godziny miotał się po plaży, potrząsając pięściami w stronę helikopterów i wywrzaskując przekleństwa. „Kompletnie oszalał”, skomentował jeden z gości. Aktor wrócił do domu, załadował półautomatyczny pistolet i niczym komandos za-kradł się w krzaki.
Madonna, sama na skraju histerii, błagała przyszłego męża, żeby odłożył broń. On jednak obrzucił ją wyzwiskami, odepchnął i wystrzelał cały magazynek w kierunku natrętów. „Chętnie bym popatrzył, jak któryś z helikopterów płonie, a ciała się topią”, powiedział do osłupiałej narzeczonej. Żaden pocisk nie trafił w cel. „Myślę, że on strzelał na postrach, ale to cud, że żadna maszyna nie rozbiła się i nie spłonęła na oczach gości weselnych”, stwierdził jeden z powietrznych reporterów.
Aczkolwiek wymachiwanie pistoletem przez pana młodego było szokujące, Madonny tez nie można nazwać wzorem dobrych obyczajów. Kilka razy wykonała niedwuznaczne gesty, podnosząc środkowy palec. Penn zwrócił się do obecnych i zapytał, „kto spierdolił sprawę”. Narzeczona przypomniała mu, że gdyby posłuchał jej sugestii i wpuścił jednego czy dwóch fotoreporterów, może nie doszłoby do ataku z powietrza. Trudno jednak było oczekiwać ustępstw od człowieka, który zwyczajowo atakował reporterów i odmawiał wywiadów, nawet w ramach promocji własnego filmu.
Gdy któryś z gości zapytał państwa młodych, którzy szukali domu w Malibu, czy zamierzają ogrodzić posiadłość wysokim murem, Perm odpowiedział z niepokojącym uśmiechem: „Mur to nic. Zamontujemy wieżyczki strzelnicze.”
O osiemnastej trzydzieści rozpoczęła się ceremonia, w której wzięło udział dwieście dwadzieścia osób: przyjaciół, członków rodziny oraz kilkoro dawnych kochanków Madonny obojga płci. Pan młody był ubrany we frak od Gianniego Versace kupiony za sześćset dziewięćdziesiąt pięć dolarów w butiku przy Rodeo Drive. Panna młoda miała na sobie białą suknię z trzymetrowym trenem, różowo-srebrny welon z suszonymi różami i kamieniami półszlachetnymi oraz zawadiacki czarny melonik.
Madonna i Sean Penn stanęli — proroczo — na krawędzi urwiska, żeby złożyć przysięgę małżeńską przed sędzią Johnem Merri-ckiem. „Wasze nastroje mogą w przyszłości się wahać, a wy będziecie poddawać nawzajem w wątpliwość swoje motywy, lecz wiara i miłość pomogą wam dostrzec, że nieporozumienia są chwilowe”, powiedział im.
Następnie, do pulsującej melodii Rydwany ognia, pan młody uniósł welon żony i pocałował ją. Goście, którzy nie słyszeli przysięgi z powodu ryku helikopterów, zerwali się z miejsc i zaczęli bić brawo.
Chwilę później nowożeńcy pojawili się na balkonie domu. Penn przywitał zebranych na „remake’u Czasu Apokalipsy", wzniósł toast szampanem za „najpiękniejszą kobietę świata” i bezceremonialnie wsadził głowę pod jej suknię w poszukiwaniu podwiązki (którą złapał jego młodszy brat, aktor Chris Penn). Po tradycyjnym rzuceniu bukietu (chwyciła go młodsza siostra Madonny, Paula, bardzo do niej podobna) wszyscy udali się do rozbitego na trawie białego namiotu, żeby raczyć się kawiorem, pieczonymi miecznikami, jagnięciem z rożna, rawioli z homarami, ostrygami i pinot noir z północnokalifornijskich winnic Madonny. Stoły nakryto białymi obrusami, białe były również flagi do dekoracji oraz kompozycje kwiatowe. Pośrodku każdego stołu leżał ozdobiony klejnotami złoty pantofelek Kopciuszka, kopia wykonanych ręcznie butów panny młodej. Dom był pełen prezentów, wśród których znalazła się staroświecka szafa grająca, zastawa od Tiffany’ego (Madonna zamówiła komplet obiadowy we wzory z Moneta i motywy karnawałowe) oraz jedwabny parawan od Andy’ego Warhola i Keitha Haringa ozdobiony graffiti i nagłówkiem z New York Post. „Madonna naga na zdjęciach. I co z tego?!”
„Była tam zbieranina osób znanych i nie znanych”, wspomina Warhol, który przyszedł z dawnym współlokatorem i przyjacielem Madonny Martinem Burgoyne’em. „Naprawdę ekscytujące wydarzenie. Człowiek mógł sobie obejrzeć wszystkich. Impreza odbywała się pod namiotem i nie było tłoczno. Młodzi aktorzy wyglądali jak w garniturach po ojcach. Na przykład Emilio Estevez albo Tom Cruise.” Rzeczywiście, lista znakomitości robiła wrażenie: Cher, Martin Sheen, Rob Lowe, Carrie Fisher, Christopher Walken, Rosanna Arquette (partnerka Madonny z filmu Rozpaczliwie szukam Susan),magnat płytowy David Geffen, Timothy Hutton, David Letterman i Diane Keaton. Nie pozostawiając niczego przypadkowi, Madonna skonsultowała się z osobami dobrze poinformowanymi, nim zadecydowała, kto jest ważny w Hollywood. Sama ułożyła listę zaproszonych, łącznie z kilkoma gwiazdami, które ledwie znała, i paroma, których nigdy nie poznała osobiście.
Nikt się nie oburzył. Cher, na przykład, była wyraźnie przejęta zaproszeniem na ślub, który zapowiadał się na najważniejsze wydarzenie towarzyskie dziesięciolecia. Czekał ją właśnie kolejny powrót na scenę i jej uprzejmości wobec najnowszej gwiazdy rocka graniczyły z pochlebstwami. „Nie cierpię Cher”, wyznała Madonna przyjaciołom. „Robi mi się niedobrze na jej widok. Ona chce, żebym pisała dla niej piosenki. Wciąż do mnie wydzwania i zawraca głowę. Pomyślałam więc, że lepiej będzie, jak ją zaproszę.” Zabierając się do krojenia pięciopiętrowego weselnego tortu orzechowego, spytała Cher: „Już to kiedyś robiłaś. Kroi się tylko jeden kawałek czy cały tort?”
Gdy przyszła pora na taniec nowożeńców, disc jockey puścił sentymentalną piosenkę Sarah Vaughan I’m Crazy About the Boy.Wirując na parkiecie, który wzniesiono nad kortem tenisowym, Madonna błyskała jedwabną halką we wściekłym kolorze, a następnie jej mąż wykonał „trzyminutową impresję na temat Johna Travolty”.
Tymczasem kilkoro gości, najbliższych przyjaciół Madonny z pierwszych trudnych lat w Nowym Jorku, plotkowało o zawartym właśnie małżeństwie i nikłej, według nich, szansy na jego trwałość. „W innych jej związkach nie było równości”, spekulował Martin Burgoyne. „W tym jest. Żadne nie ma całkowitej władzy. Ona wiele może nauczyć się od niego, a on od niej.”
Na przekór temu optymizmowi Penn nigdy nie ukrywał pogardy wobec znajomych Madonny (zwłaszcza Burgoyne’a, który miał w przyszłości stać się przyczyną kilku małżeńskich awantur). Zwykle określał Burgoyne’a i jego towarzystwo epitetami: „pedały, lesbijki i pojebańcy”. Choć romans należał do najgłośniejszych w historii show businessu, prasowe ogłoszenie o zaręczynach całkowicie zaskoczyło nawet bliskich znajomych Madonny. „Nie powiedziała nikomu z nas, że poważnie myśli o poślubieniu tego faceta”, wyznała długoletnia przyjaciółka. „Zawsze był niebezpieczny i gwałtowny. Potrafił zachowywać się jak nieznośny dupek. Nikt z otoczenia Madonny nie lubił go i ona chyba o tym wiedziała.”
Podczas gdy biesiadnicy tańczyli, w łazience na piętrze długoletnia powierniczka i wizażystka Madonny, Dębi Mazar (znana wszystkim jako Debi M.), usiłowała zmyć z sukni wymiociny Steve’a Rubella. Rubell, który w latach siedemdziesiątych zyskał rozgłos jako właściciel nowojorskiego klubu nocnego „Studio 54”, połknął za dużo tabletek Quaalude i zwrócił je w czasie jazdy limuzyną z hotelu Beverly Hills. Debi M. pomagała druga bliska koleżanka Madonny z Nowego Jorku, Erica Bell.
Po chwili w łazience zjawiła się Paula Ciccone, młodsza siostra Madonny. Malując usta wpadła w szał zazdrości. „Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. To powinno być moje wesele, a nie jej. Ja powinnam być sławna. Zrobić karierę. Na mnie powinna się koncentrować uwaga wszystkich.”
Przyjaciółki Madonny poczuły się nieswojo. „Wyglądało to zupełnie niczym scena z Co się przydarzyło Baby Jane?”wspomina Erica Bell. „Zupełne szaleństwo. Spojrzałyśmy po sobie i pomyślałyśmy: O rany, to nie może być na poważnie. Debi M. i ja wymknęłyśmy się z łazienki. Od tamtej chwili cały czas się bałam, że Paula może coś zrobić Madonnie. Była chora z zazdrości o sukces siostry.”
Pośród chaosu Madonna sprawiała wrażenie oka cyklonu tropikalnego. Wbrew sceptycyzmowi nowojorskich znajomych udało się jej siłą woli przekonać niemal wszystkich obecnych, że dziwaczny związek dwóch gwiazd obdarzonych nieokiełznanym temperamentem może okazać się udany. „Widziałem, że są równie zakochani jak wszystkie inne pary, a ślubu udzielałem setkom”, stwierdził John Merrick.
Gorące uczucie nie przeszkodziło Madonnie w spisaniu umowy przedślubnej. „Mam dużo więcej pieniędzy niż on. I będę miała jeszcze więcej.” Ostatecznie, zbudowała karierę na podejmowaniu ryzyka... dokładnie skalkulowanego.
Małżeństwo rzeczywiście miało należeć do najbardziej burzliwych i nieszczęśliwych w mieście znanym z matrymonialnych katastrof. W ciągu następnych czterech lat „Toksyczni Pennowie”, jak ich nazywano, wywoływali jeden głośny skandal po drugim, zanimw końcu padli ofiarami zabójczej kombinacji alkoholu, przemocy i zazdrości. Lecz w dniu ślubu Madonna nie zdradzała cienia wątpliwości. Dlaczego zresztą miałaby żywić jakieś wątpliwości? Już ją porównywano do legendarnego symbolu seksu, w dużej mierze zasłużenie. Mogła śmiało stać się Marilyn Monroe naszych czasów. Z pewną różnicą. Nikt nie potrafił uczynić z niej ofiary, o czym niezadługo miał się przekonać Sean Penn i reszta świata.
„Od dziecka mam ten sam cel: chcę rządzić światem!”
— Jesteście gotowi?
— Si!
— Jesteście rozgrzani?
— Siii!
— To dobrze. Ja też. Allora, andiamo\
W gorący wrześniowy wieczór 1987 roku Madonna, ubrana w czarny gorset i szpilki, przez dwie godziny szalała na scenie przed wrzeszczącą publicznością złożoną z sześćdziesięciu pięciu tysięcy włoskich fanów stłoczonych na turyńskim stadionie piłki nożnej. Gdy na koniec powiedziała rzecz, którą wszyscy pragnęli usłyszeć, dostała największą owację: „lo sono fiera di essere italiana!" (Jestem dumna ze swojego włoskiego pochodzenia.)Oznaki narastającej histerii były widoczne już od rana. Policja musiała skierować węże gaśnicze na tysiące wielbicieli, którzy zebrali się przed stadionem w nadziei, że choćby w przelocie zobaczą sławną córę Italii. „Zwierzęta”, mruknął pod nosem zmęczony oficer, gdy nad głowami tłumu przenoszono dziesiątki nieprzytomnych młodych Madonn do pośpiesznie zorganizowanego punktu Czerwonego Krzyża.
W czasie gdy przed stadionem panowało zamieszanie, Madonna spotkała się za kulisami z kilkoma dalekimi kuzynami oraz uroczystą delegacją mieszkańców Pacentro, miasteczka, z którego przed sześćdziesięciu laty wyemigrowali jej dziadkowie. Piosenkarka otrzymała tytuł honorowego obywatela Pacentro. Przyjazdu do Turynu odmówiła osiemdziesięciodwuletnia cioteczna babka Madonny Bambina de Giulio. „Oczywiście chciałabym ją zobaczyć i uściskać, bo to przecież zaszczyt mieć taką słynną krewniaczkę”, powiedziała rzymskiej gazecie, dodając, że jest za słaba na podróż do Turynu. Przyciśnięta do muru, wyjawiła swoją prawdziwą opinię o ciotecznej wnuczce: „Czego ode mnie chcecie? Ta dziewczyna jest piosenkarką, tylko piosenkarką. W moich czasach nikt tak się nie zachowywał!”
Jeszcze trzy miesiące po wyjeździe Madonny z Włoch mieszkańcy Pacentro sprzeczali się na temat słynnej krajanki. Tym razem nie chodziło o nią samą, lecz o czterometrowy posąg z brązu, którym zamierzano ją uhonorować na miejskim placu. Na konferencji prasowej zwołanej w Rzymie rzeźbiarz Walter Pugni pokazał naturalnej wielkości model planowanej rzeźby. Przedstawiał on skąpo ubraną Madonnę śpiewającą do mikrofonu. U jej stóp leżała zniszczona walizka przewiązana sznurkiem, symbol dwudziestu tysięcy emigrantów, którzy uciekli z Pacentro do Ameryki, zostawiając skąpane w słońcu średniowieczne miasteczko położone w ubogiej Abruzji i liczące zaledwie dwa tysiące mieszkańców.
Brodaty artysta ledwo panował nad emocjami, gdy ze szczegółami opisywał plan ceremonii odsłonięcia pomnika wraz z towarzyszącymi uroczystościami. Nie rozwodził się nad kosztami — jakieś czterysta szesnaście tysięcy dolarów — które miały pochodzić od prywatnych osób z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Rzeźbiarz argumentował, że dzięki monumentowi senne Pacentro znajdzie się na mapie turystycznej Włoch.
Proboszcz miejscowej parafii don Giuseppe Lepore jako pierwszy sprzeciwił się postawieniu „świątyni” Madonny. Powtarzając opinię Watykanu, który ostentacyjne wykorzystywanie przez piosenkarkę krucyfiksów i innych symboli religijnych uznał za świętokradztwo, don Giuseppe ostrzegł, że pomnik napiętnuje Pacentro jako współczesną Sodomę.
Burmistrz Raffaele Santini również zaprotestował przeciwko posągowi, uważając, że ośmieszy on lokalną społeczność. Ponadto czuł się urażony, iż po tym jak pofatygował się, by osobiście nadać Madonnie honorowe obywatelstwo Pacentro, ona nie raczyła mu nawet podziękować, bezpośrednio ani na piśmie. „Madonna nie interesuje się problemami naszego miasteczka”, stwierdził gorzko burmistrz Santini.
Gdy Gaetano i Michelina Ciccone opuszczali Pacentro, żeby rozpocząć nowe życie w Nowym Świecie, do głowy im nie przyszło, że sześćdziesiąt lat później kontrowersje wokół ich wnuczki zagrożą skłóceniem miasteczka. Nie śniło się im nawet, że potomkini będzie jednocześnie adorowana i lżona przez miliony, stanie się obiektem badań i spekulacji, niewyczerpanym źródłem skandali i gorących dyskusji, krótko mówiąc, najsłynniejszą kobietą swojego pokolenia.
Charyzma Madonny ma swoje korzenie w Pacentro i surowej wierze katolickiej, którą dziadkowie ze strony ojca przywieźli ze sobą do Ameryki. Niewykształceni i nie znający angielskiego Ciccone osiedli w Aliquippa, na przedmieściu Pittsburgha, gdzie Gaetano znalazł pracę w stalowni. Tam, w jednym z zatłoczonych, czarnych od sadzy domów czynszowych zamieszkanych przez Włochów urodził się 2 czerwca 1931 roku Silvio, najmłodszy z sześciu synów Ciccone i jedyny, który zdobył wyższe wykształcenie.
Ponieważ rodzice nigdy nie podjęli próby nauczenia się języka przybranej ojczyzny, ich potomstwo mówiło równie dobrze po włosku, jak po angielsku. Zawsze ambitniejszy niż reszta rodzeństwa — cechę tę przekazał najstarszej córce — kościsty, ciemnowłosy Silvio Ciccone o orlich rysach twarzy od najmłodszych lat był zdecydowany zetrzeć z siebie piętno pochodzenia z imigranckiej rodziny. Imającego się najróżniejszych zajęć, żeby opłacić czesne w college’u, Silvio wszyscy znali pod mniej obco brzmiącym imieniem Tony.
Podobnie jak inny urodzony w Pensylwanii syn włoskich imigrantów, Lee lacocca, zawzięty Tony Ciccone wyruszył na północ do Detroit na poszukiwanie lukratywnej pracy inżyniera w rozkwitającym przemyśle samochodowym. Znalazł ją u Chryslera w fabryce czołgów w Warren, która otrzymała zamówienia rządowe.
Gdy w kraju wciąż żywa była pamięć o wojnie koreańskiej, Tony Ciccone dostał powołanie do wojska i spełnił swój obowiązek w rezerwie Air Forces. Po odbyciu służby na Alasce krótko stacjonował w Teksasie. Tam, na weselu kolegi z wojska, Dale’a Fortina, poznał jego młodszą siostrę i natychmiast się zakochał. Eteryczna i piękna dziewczyna o długich ciemnych włosach, szeroko rozstawionych niebieskich oczach i porcelanowej cerze, nosiła dźwięczne imiona Madonna Louise, chociaż wcale nie była Włoszką. Jej rodzina, która mieszkała w Bay City w stanie Michigan, wywodziła się z kanadyjskich Francuzów.
Nie zniechęcony faktem, że Madonna Fortin miała już narzeczonego, Tony Ciccone zaczął się z nią umawiać. Tydzień po pierwszym spotkaniu dziewczyna zerwała zaręczyny. Niedługo potem, w 1955 roku, Madonna Louise Fortin i Tony Ciccone pobrali się w Kościele Nawiedzenia NMP w Bay City. Nowożeńcy wprowadzili się do małego ceglanego bungalowu przy Thors Street 443 na przedmieściu Pontiac, dwadzieścia mil na północ od Detroit. Rok później, 3 maja 1956 roku, przyszło na świat ich pierwsze dziecko Anthony, a 9 sierpnia 1957, drugi syn, któremu dali na imię Martin.
W sierpniu 1958 Madonna Ciccone znowu była w ciąży. Tym razem zażyczyła sobie, żeby dziecko odebrał lekarz rodzinny Fortinów, wtedy sześćdziesięciodwuletni dr Abraham H. Jacoby. Ciccone przyjechali wcześniej do Bay City i oczekiwali narodzin dziecka w domu babki Madonny ze strony matki, Elsie Fortin.
W przeciwieństwie do Pontiac, Bay City było malowniczym portem o cichych, wysadzanych drzewami uliczkach, wzdłuż których stały wiktoriańskie rezydencje zbudowane na przełomie wieków przez właścicieli tartaków ze Środkowego Zachodu. Miasteczko nie uniknęło jednak współczesnych problemów. Babcia Elsie (nazywana Nanoo przez wszystkie trzydzieścioro czworo wnucząt) mieszkała niedaleko fabryki petrochemicznej, więc charakterystyczny zapach towarzyszył jej do końca życia. Tak czy inaczej, miejsce narodzin pierwszej córki Tony’ego i Madonny Ciccone, która przyszła na świat rankiem 16 sierpnia 1958 roku w Szpitalu Miłosierdzia w Bay City, miało zdecydowanie podmiejski i bardzo amerykański charakter. Dziewczynka otrzymała imię po matce, ale rodzice mówili na nią Mała Nonni dla odróżnienia od starszej Madonny. Tak więc, wbrew powszechnej opinii, imię Madonny nie jest włoskie, lecz francusko-kanadyjskie.
W roku, kiedy urodziła się Mała Nonni, trwała druga kadencja prezydenta Dwighta Davida Eisenhowera, w Związku Radzieckim doszedł do władzy Nikita Chruszczów, najpopularniejszym serialem w telewizji był Gunsmoke, a Elvis Presley największym artystą w kraju. W tych czasach rodzina o podwójnych dochodach należała do rzadkości, ale Madonna Ciccone pracowała jako technik rentgenowski, resztę energii poświęcając gotowaniu, sprzątaniu i wychowaniu szybko powiększającej się gromadki. Kolejna córka, Paula, urodziła się zaledwie rok po Małej Nonni, następnie Christopher w 1960 roku i Melanie w 1962.
Najwcześniejsze wspomnienia Madonny z życia na Thors Street są związane z matką. Dziewczynka dzieliła pokój z dwiema siostrami. Często budziła się w środku nocy, schodziła na dół i otwierała drzwi do sypialni rodziców. „Chyba musiałam robić to często, bo siadali na łóżku i mówili: O nie, znowu, a ja pytałam, czy mogę u nich spać”, wspomina. „Gdy kładłam się między nimi, natychmiast zasypiałam.” Madonna pamięta również, że ojciec protestował, natomiast matka chętnie ją przyjmowała. „Mama miała piękną czerwoną koszulę nocną z jedwabiu. Pamiętam, że wskakiwałam dołóżka, ocierałam się o jej koszulę i od razu zasypiałam. Dla mnie to był raj spać z rodzicami.”
W pamięci otoczenia Madonna zapisała się jako miłe, ale niegrzeczne dziecko. Pierwszy przejaw agresji odnotowano, kiedy miała cztery lata. Siedziała przed domem nadąsana, bo ojciec nie pozwolił jej oddalać się z podwórka. W pewnym momencie przydreptała dwuletnia dziewczynka i podała jej mlecz, ale Madonna odepchnęła ją. „Byłam wściekła, bo zostałam ukarana, więc w pierwszym odruchu zemściłam się na kimś bardziej bezbronnym ode mnie. W jej niewinnych oczach dostrzegłam szansę odzyskania autorytetu. Poza tym mlecze to chwasty, a ja lubię rośliny wypielęgnowane.”
Inne jej wspomnienie to obraz matki szorującej kuchnię. „Pamiętam ją jako osobę o anielskiej cierpliwości. Sama robiła całe sprzątanie i wszystko po nas zbierała. Byliśmy naprawdę okropnymi bałaganiarzami.” To po niej Madonna odziedziczyła zdolności muzyczne. „Kochała śpiewać i znała słowa wszystkich piosenek”, wspomina babcia, Elsie Fortin. „Tego najbardziej mi brakowało, kiedy nas opuściła.”
Dzieci Ciccone okazały się niesforne, co nie zyskiwało rodzinie sympatii wśród sąsiadów. Starsi bracia Anthony (Mały Tony) i Martin (Mard) rzucali kamieniami w okna, rozniecali ogień w piwnicy i wciąż się bili. „Rodzice musieli denerwować wiele osób”, przyznaje Madonna. „Mieli dużo dzieci i nigdy ich nie karcili. Moi bracia byli bardzo hałaśliwi, ale matka i ojciec nigdy na nich nie wrzeszczeli. Obejmowali nas, przytulali i spokojnie rozmawiali z nami.”
Mimo pobłażliwego stosunku do psotnych latorośli, Ciccone — zwłaszcza Tony — przestrzegali surowych zasad moralnych i tego samego wymagali od potomstwa. „Mój ojciec był bardzo silny i uczciwy”, twierdzi Madonna. „Jeśli nam czegoś zakazywał, sam też tego nie robił. Wielu rodziców bez przekonania wpaja dzieciom zasadę seksualnej powściągliwości, ale mój ojciec żył naprawdę w zgodzie z nią. Uważał, że kochanie się z kimś jest rzeczą uświęconą i nie powinno mieć miejsca przed ślubem. Trwał przy tym, w co wierzył i był w moich oczach bardzo silnym człowiekiem, wzorem do naśladowania.”
Ciccone byli gorliwymi katolikami. Małą Nonni otaczały wszelkie symbole religijne, które później wykorzystała w swojej karierze: różańce, obrazy świętych i przede wszystkim krucyfiksy. „Krzyże są sexy, bo jest na nich nagi mężczyzna”, stwierdziła kiedyś. „Mieliśmy ich pełno w całym domu. Krucyfiksy kojarzą mi się z dzieciństwem i poczuciem bezpieczeństwa.”
Niezwykle pobożni rodzice co rano zrywali dzieci z łóżek około szóstej, żeby mogły pójść na godzinę do kościoła, nim autobus zawiezie je do odległej o parę mil szkoły parafialnej. „Dla mnie to była tortura”, wyznaje Madonna. „Już samą szkołę uważałam za wystarczającą karę.” Z kolei babcia Ciccone udzielała Małej Nonni lekcji życia: „Babcia prosiła mnie, żebym nie chodziła z mężczyznami, kochała Jezusa i była dobrą dziewczynką. Dorastałam z dwoma wyobrażeniami kobiety: dziewicy i dziwki. Trochę mnie to przerażało.”
Świat okazał się dla Małej Nonni dużo straszniejszy, gdy u jej ciężarnej matki wykryto raka piersi. Córka twierdzi, że nigdy się nie skarżyła ani „nie pozwalała sobie na rozpamiętywanie swojej tragicznej sytuacji”. Po urodzeniu Melanie Madonna Ciccone nadal harowała w domu, ale coraz bardziej słabła. W samym środku dnia nagle przerywała pracę i „siadała na kanapie”.
W miarę jak postępowała choroba matki, dzieci stawały się coraz bardziej niecierpliwe i zdezorientowane. „Była chora, ale zamęczaliśmy ją, żeby się z nami bawiła”, mówi Madonna. „Dzieci zwykle tak postępują wobec ludzi, którzy są dla nich dobrzy.” Pewnego popołudnia, gdy pani Ciccone siedziała na kanapie, Mała Nonni wdrapała się jej na plecy i zażądała wspólnej zabawy. Zbyt wyczerpana, żeby się ruszyć, matka zaczęła szlochać. Dziewczynka zaczęła ją bić po plecach i krzyczeć: „Dlaczego to robisz? Przestań być taka, proszę, proszę, przestań, proszę! Bądź taka jak kiedyś. Baw się ze mną!”
Gdy Nonni spostrzegła, że matka płacze, otoczyła ją ramionami. „Pamiętam, że czułam się silniejsza od niej. Byłam mała, ale miałam wrażenie, że to ona jest dzieckiem. Od tamtej pory przestałam ją dręczyć. Myślę, że dlatego szybko dorosłam.”
Madonna Ciccone spędziła ostatni rok życia w szpitalu. Nie poddawała się jednak. Była tak dzielna — „zawsze dowcipkowała i żartowała” — że dzieci nie mogły doczekać się wizyt. „Dzięki głębokiej wierze pokornie przyjmowała los”, mówi babcia Elsie. 1 grudnia 1963 roku pięcioipółletnia Madonna roześmiała się, kiedy chora, która od wielu tygodni nie przyjmowała stałych pokarmów, żartem poprosiła o hamburgera. Dziewczynkę wyprowadzono z sali i po godzinie matka już nie żyła. Miała trzydzieści lat. „Ojciec powiedział, że mama umarła, a ja czekałam na jej powrót. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Tylko raz widziałam ojca plączącego.” Później Madonna spekulowała, że raka mogło spowodować promieniowanie rentgenowskie, na które matka była narażona w pracy.
Elsie Fortin wspominała córkę jako „piękną dziewczynę. Wszyscy ją kochali. Małżeństwo jej i Tony’ego okazało się udane. Chyba nigdy się nie kłócili.”
Po śmierci matki córka postanowiła nie dopuścić do tego, by ktokolwiek, a szczególnie ojciec, zapomniał, że teraz jest tylko jedna Madonna. „Jak wszystkie dziewczęta kochałam się w ojcu i nie chciałam go stracić. Zabrakło mamy i on należał tylko do mnie.”
Przywiązanie Madonny do ojca graniczyło z obsesją. Wciąż domagając się więcej uwagi niż inni mali Ciccone, przychodziła do niego w środku nocy, drżąc ze strachu. Dopiero przy nim mogła zasnąć, uwolniona od powracającego koszmaru, że ktoś chce ją zamordować. „Zapadałam w sen po tym, jak mnie wypieprzył”, oznajmiła w dokumentalnym filmie W łóżku z Madonną (Truth or Dare).„Tylko żartuję.”
Madonna nie miała zamiaru dzielić się z nikim uczuciami ojca, nawet z rodzeństwem. „Często powtarzałam: Jeśli umrzesz, każę włożyć się do trumny razem z tobą, a ojciec prosił: Nie mów tak. To okropne."
Upomnienia ojca nie powstrzymały Madonny od rozmyślań nad własną śmiertelnością. Zaczęła sobie wmawiać, że ma raka tak jak matka. Jej schronieniem stał się dom. Z dala od niego wymiotowała ze strachu, chyba że spędzała czas w kościele lub w szkole. „To było chore”, stwierdziła później.
Nadal obchodził ją tylko ojciec. Chcąc zachować jego uczucia, nauczyła się kobiecych sztuczek. „Wiedziałam, jak okręcić go wokół palca. Zawsze istniały sposoby, żeby postawić na swoim, nie mówiąc wprost: Nie zrobię tego. Stosowałam inne metody.” Jedną z nich było wdrapywanie się ojcu na kolana i bezczelne przymilanie. „Flirtowałam z wujkami, dziadkiem, ojcem, ze wszystkimi. Zawsze byłam świadoma swojego kobiecego uroku.”
Miejsce w sercu ojca zapewniały również osiągnięcia szkolne. Nauczycielka klasy zerowej w parafialnej szkole Świętego Franciszka, Jo Ann Carpenter, zostawiła dla swojej następczyni z pierwszej klasy, siostry Normy, następującą uwagę: „12.01.1963 umarła jej matka. Dziewczynka potrzebuje dużo miłości i uwagi.”
Sądząc po szkolnych postępach uczennicy, siostra Norma nie musiała się martwić. Ojciec nagradzał dzieci pięćdziesięcioma centami za każdą piątkę. Madonna dostawała ich najwięcej. „W naszej rodzinie zawsze istniało współzawodnictwo. Rywalizowałam o zainteresowanie ojca, więc w szkole naprawdę się starałam. Byłam piątkową uczennicą i wszyscy mnie za to nienawidzili... Po prostu...chciałam być oczkiem w głowie mojego ojca. Myślę, że wszyscy w rodzinie zdawali sobie z tego sprawę. Trochę od nich odstawałam.”
„Była naprawdę ładna”, wspomina babcia Elsie Fortin. „Lubiła zwracać na siebie uwagę. Często żałowałam Pauli. Mówiono: Czyż Madonna nie jest ładna? a obok stała Paula.”
Pragnienie, żeby się wyróżniać, sprawiło, że Madonna dorastała „nie czując się szczególnie związana z nikim w rodzinie. Byłam outsiderem we własnym domu.” Wysportowana i agresywna Paula wyrosła na rodzinnego urwisa. Być może w reakcji na sukcesy Madonny w czarowaniu ojca sprzymierzyła się z braćmi, żeby ją „dręczyć”. Ulubioną zemstą było przyczepianie siostry za majtki do sznura na bieliznę rozwieszonego na podwórku. „Albo przygważdżali mnie do ziemi i pluli w twarz.”
Madonna nie puszczała płazem bezustannych prześladowań. Stała się rodzinną skarżypytą, donoszącą na rodzeństwo. „Byłam rozpieszczona, ale wrzaskliwa. Jeśli kogoś nie lubiłam, zaraz wszyscy o tym wiedzieli.”
Jej najbliższą koleżanką w Pontiac była Moira McPharlin, której matka Wanda przyjaźniła się kiedyś z Madonną Ciccone. McPharlinowie mieszkali dwa domy dalej. Dziewczynki urządzały na podwórku przedstawienia i brały od tolerancyjnych sąsiadów po dziesięć centów za wstęp. Do ulubionych kostiumów należała suknia ślubna, którą wygrzebały z szafy Wandy. „Walczyłyśmy ze sobą, która będzie gwiazdą przedstawienia”, opowiada McPharlin.
Śmierć matki bardzo zmieniła Madonnę. „Pamiętam, że czułam się naprawdę źle, kiedy umarła jej mama”, wspomina koleżanka. „Prawdopodobnie jednak cierpienie uczyniło ją silniejszą. Inaczej pewnie nie zaszłaby tak daleko.” Madonna zgadza się z tą opinią. „Śmierć matki pozostawiła we mnie uczucie samotności, niewiarygodnej tęsknoty. Gdyby nie ta pustka, nie miałabym równie silnego bodźca.”
W ciągu trzech lat po śmierci żony Tony Ciccone zmienił kilka gospodyń. Żadna nie mogła wytrzymać z niesfornymi dziećmi. W 1966 roku wdowiec zatrudnił postawną blondynkę Joan Gustafson, żeby spróbowała sił w okiełznaniu jego gromadki. Sześć miesięcy później poślubił ją.
Madonna była zdruzgotana. Po trzech latach jej miejsce u boku tatusia zajęła prawie obca osoba. „Ojciec kazał nam nazywać ją mamą. To słowo nie przechodziło mi przez gardło.” Nagle spadł na nią ciężar opieki nad młodszym rodzeństwem. „Moje zastrzeżeniabudziły nie tyle obowiązki wobec braci i sióstr, co fakt, że nie mam matki. Psuł mój ideał rodziny.” Joan również nie była przygotowana „na bandę dzieciaków, które nie miały najmniejszej ochoty uznać jej autorytetu. Nikomu nie odpowiadała ta sytuacja.”
Różnice między matką Madonny a Joan rzucały się w oczy wszystkim, którzy je znali. Nawet w czasie przykrej i wycieńczającej chemioterapii Madonna Ciccone „zawsze miała uśmiech na twarzy”, mówi ojciec Moiry, Patrick McPharlin. „Gdy ktoś chciał podesłać jej swoje dzieci, nie miała nic przeciwko temu.” Natomiast Joan, według niego „budziła większy posłuch. Musiała się napracować, żeby zadbać o te dzieciaki. Żartowaliśmy z Tony’ego, że miał dwie święte żony.”
Madonna była mniej wyrozumiała. Czując się zdradzona i porzucona przez ojca, zamknęła się we własnym świecie. „Wtedy właśnie powiedziałam sobie, że nikogo nie potrzebuję. Nikt mi więcej nie złamie serca. Będę panią siebie, nie będę należała do nikogo.”
Od dwudziestu pięciu lat Madonna dotrzymuje obietnicy. To ona łamie serca.
„Najbardziej buntowniczy okres w życiumiałam jako nastolatka.”
Podczas gdy Madonna walczyła z nowymi porządkami w rodzinie, awansujący społecznie Ciccone przenieśli się do Rochester, zamożnej miejscowości w pobliżu ekskluzywnego przedmieścia Detroit, Bloomfield Hills. W latach dziewięćdziesiątych Rochester rozwinęło się w kwitnący zespół bogatych osiedli (złożonych przeważnie z nowych minirezydencji w różnych stylach: od ceglanych domów w stylu georgiańskim po przedwojenne dworki z kolumnami), lśniących biurowców, centrów handlowych i pól golfowych w otoczeniu łagodnych wzgórz i żyznych pól uprawnych.
Kiedy Ciccone przybyli tu w połowie lat sześćdziesiątych, Rochester zachowało jeszcze wiele z uroku małego miasteczka. Wszystkie ulice w starej części osiedla wzięły nazwy od stanów. Dom państwa Ciccone stał na skrzyżowaniu ulic Oklahoma i Teksas. Był to piętrowy budynek w stylu kolonialnym, z cegły, oszalowany drewnem, z zielonymi okiennicami, niebieskimi drzwiami frontowymi, zniszczonym płotem i kołem od wozu zakopanym na trawniku otoczonym przez gęstwinę krzewów. Trudno uwierzyć w twierdzenie Madonny, że to nędzne ulice ukształtowały jej nieugięty charakter.
Dzisiaj dom przy Oklahoma 2036 jest prawie taki sam jak w czasach, kiedy dorastała w nim Madonna. Zachowały się nawet dziecięce wycinanki w oknach i huśtawka na podwórku. Tylko że w 1991 roku dekorują one ośrodek opieki dziennej, który Joan urządziła w domu rodziny Ciccone.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych mali Ciccone podtrzy mywali rodzinny zwyczaj: o świcie zakładali mundurki i biegli do kościoła na modlitwę. Teraz jednak do szkoły nie odwoził ich autobus. Kościół Świętego Andrzeja, modernistyczna budowla ze strzelistym miedzianym dachem w kształcie litery M, stał na wprost przykościelnej ceglanej szkoły przypominającej bunkier.
„To było idealne miejsce dla młodej rodziny”, mówi sąsiad. „Nie słyszało się o żadnych przestępstwach. Ludzie nie zamykali drzwi. Człowiek czuł się u siebie. Wprawdzie zdarzały się wtedy zamieszki rasowe w Detroit, ale równie dobrze mogłoby dochodzić do nich na innej planecie. Czuliśmy się oddaleni od prawdziwego świata.”
Beztroskie dzieciństwo w idyllicznym otoczeniu? Podobnie jak inne dzieci w jej wieku, Madonna pędziła na rowerze po żwirowych uliczkach osiedla i godzinami grała w monopol czy clue. Ponieważ jednak miała coraz więcej obowiązków wobec młodszego rodzeństwa, narastał w niej gniew i żal. Rozgoryczenie i poczucie, że jest ofiarą, przybrały na sile po narodzinach przyrodniej siostry Jennifer i brata Mario.
Zapędzana do zmieniania pieluszek i pilnowania dzieci, Madonna uważała siebie za współczesnego Kopciuszka, a Joan za złą macochę. „Przyznam, że nienawidziłam tego, bo podczas gdy wszystkie moje koleżanki bawiły się na dworze, ja pracowałam jak dorosła. Wtedy też stwierdziłam, że chcę robić coś innego i wyrwać się stamtąd. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie ucieknę.”
Odpowiedzialność za tę sytuację ponosił w dużym stopniu Tony Ciccone. Jako tytan pracy uważał, że bezczynnie spędzony czas jest zmarnowany i że każda chwila powinna być wypełniona nauką, zajęciami domowymi albo modlitwą. Zabraniał oglądania telewizji. „Prowadziliśmy bardzo zorganizowane życie, póki nie dorośliśmy”, wspomina Madonna. „Ojciec nie lubił naszej bezczynności. Jeśli nie mieliśmy lekcji do odrobienia, znajdował nam robotę w domu. Uważał, że zawsze powinniśmy być zajęci i dobrze wykorzystywać czas. Był w tej kwestii nieugięty. Pogląd, że wciąż należy rzucać wyzwanie ciału i umysłowi, silnie wpłynął na moje dorosłe życie.”
Ciccone nie byli szczególnie muzykalną rodziną, lecz Tony uparł się, żeby wszystkie dzieci codziennie uczyły się gry. Madonna wybrała pianino, ale nienawidziła lekcji. W końcu przekonała ojca, żeby zapisał ją do miejscowego studium tańca, „gdzie można było nauczyć się baletu, jazzu, stepowania i wywijania pałeczką”. Tam Madonna ożyła.
Szczególnie denerwowały ją wymagania rodziców odnośnie ubioru. Gdy nie zakładała brązowego szkolnego mundurka, nosiła sukienki, które macocha szyła z materiałów kupowanych w domach towarowych. „Macocha uparła się, żeby kupować nam identyczne sukienki. Nienawidziłam za to swoich sióstr”, wspomina. „Robiłam wszystko, żeby nie wyglądać tak samo jak one.” Wplatała kokardy w długie do ramion ciemne włosy, nosiła odblaskowe skarpetki i wyzywające różowe sweterki. Usilnie starała się wyróżniać spośród tłumu.
W któreś święto Wielkiejnocy Madonna jechała z rodziną samochodem na mszę i przez całą drogę skarżyła się na zielone sukienki, które musiały założyć wszystkie siostry. „Coś mamrotałam pod nosem, aż macocha w końcu mnie uderzyła”, zwierza się Madonna w magazynie Rolling Stone. „W dzieciństwie często miałam krwotoki z nosa. Mimo bólu byłam zachwycona. Nie tylko nie musiałam nosić tej sukienki, ale nie musiałam również jechać do kościoła.”
Madonna wstąpiła do młodszych harcerek, Brownies, a następnie przeniosła się do Camp Fire Girls, czyli Obozowiczek, bo „miały ładniejsze stroje”. Najwięcej sprawności zdobyła jednak na boisku szkolnym. Pod mundurek zakładała kolorowe spodenki gimastyczne i przez większość przerw wisiała głową w dół na drabinkach, otoczona gapiącymi się dziewięciolatkami. Opuściła Camp Fire Girls, gdy została przyłapana na zadawaniu się z zastępem skautów. „Urządziłam z chłopcami ognisko i wpadłam w tarapaty. Macocha sprawiła mi porządne lanie.”
Tony’emu Ciccone udało się powściągnąć gniew z powodu nieodpowiedniego zachowania córki... do czasu szkolnego przedstawienia. Razem z innymi dumnymi rodzicami siedział na widowni z aparatem fotograficznym w ręce i czekał na występ pociechy. Po małych skrzypaczkach, pianistach i mistrzach stepowania na scenę wyskoczyła Madonna... naga.
W rzeczywistości miała na sobie bikini i od stóp do głów pomalowała się fluorescencyjną zieloną farbą, która jaśniała w przyćmionym świetle. W efekcie dziewczynka wyglądała jak naga... „Byłam praktycznie goła, ale popis talentów stanowił jedyną w roku okazją do pokazania wszystkim, kim naprawdę jestem i kim mogłabym być. Chciałam zrobić coś skandalicznego.”
Podczas gdy Madonna wykonywała swoją wersję tańca Goldie Hawn z telewizyjnego programu Laugh-In, Tony kipiał z wściekłości. Publiczność złożona z rodziców zgotowała jej największą owację wieczoru, ale ojciec czuł się upokorzony. „Jak mogłaś mi to zrobić?” spytał córkę i wymierzył jej karę dwutygodniowego aresztu domowego.
Od dzieciństwa Madonna robiła wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Jej usiłowanie często przybierało formę — jak sama stwierdziła — „pyskowania” koleżankom i kolegom, rodzinie i nauczycielom. „Wciąż mi powtarzano, żebym się zamknęła. W domu, w szkole, wszędzie. Ciągle miałam kłopoty w szkole z powodu zabierania głosu poza kolejnością.” Najsurowsze kary stosowano u Świętego Andrzeja, gdzie zakonnice próbowały wymyć jej usta mydłem, a kiedy metoda nie poskutkowała, zakleić je taśmą. Madonnę spotykały również staroświeckie kary cielesne. „Zakonnice biły mnie po głowie linijkami.”
Dziwne, ale te doświadczenia nie zniechęciły jej do pomysłu, żeby kiedyś samej włożyć habit. „Dorastając, miałam żarliwą młodzieńczą wiarę. Chrystus był moim ulubionym idolem, niczym gwiazdor filmowy.”
Oprócz Jezusa Madonna uwielbiała też zakonnice, które ją karały. Sama przyznaje, że do dwunastego roku życia była „opętana obsesją” wstąpienia do zakonu. „Wydawały mi się wszechmocne i doskonałe. Lepsze od innych. Uważałam je również za piękne. Nigdy nie robiły makijażu i miały pogodne twarze. Zakonnice są bardzo sexy.
Madonna nadal tak sądzi. W 1989 roku, kiedy poproszono ją o wymienienie najważniejszych wzorców, odpowiedziała: „Nie czytaliśmy czasopism ani nie oglądaliśmy zbyt wiele telewizji. Jedyną osobą, którą mogłam naśladować, była Śpiewająca Zakonnica.”
Zafascynowane siostrami, które uczyły w szkole, Madonna i jej koleżanka Carol Belanger wdrapały się pewnego dnia na mur klasztorny, żeby podejrzeć zakonnice bez habitów. „Odkryłyśmy wtedy, że mają włosy”, wspomina Carol.
Podczas bierzmowania Madonna wybrała sobie imię Weronika na pamiątkę kobiety, która podała Jezusowi chustkę do otarcia czoła, kiedy niósł krzyż na Golgotę. Madonna uważała ten gest za „prawdziwie dramatyczny”. Gdyby rzeczywiście wstąpiła do klasztoru, stanęłaby przed dylematem zmiany imienia. „Jak mogłabym je zmienić?” pytała retorycznie. „Mam najbardziej uświęcone imię, jakie może nosić kobieta.”
W wieku dziesięciu lat Madonna zaczęła dostrzegać płeć przeciwną. „Pamiętam, że lubiłam swoje ciało i nie wstydziłam się go.Pamiętam, że lubiłam chłopców i nie czułam się skrępowana w ich obecności. Nigdy nie bawiłam się w żadne gierki. Jeśli chłopiec mi się podobał, dawałam mu to do zrozumienia. Zawsze taka byłam, może dlatego, że miałam starszych braci, dzieliłam z nimi łazienkę i wiele innych rzeczy.”
Nie bawiła się lalkami tak jak inne dziewczynki w jej wieku, lecz używała ich do inscenizowania seksualnych fantazji. „Przez cały czas uprawiały seks. Wciąż pocierałam o siebie Barbie i Kena.” Barbie Madonny była „jędzą. Mówiła do Kena: Nie będę siedziała w domu i nie pozmywam naczyń. Ty dzisiaj zostajesz, a ja wychodzę! Była seksowna, ale twarda.” Pewnego razu Joan Ciccone odsunąwszy kołdrę zobaczyła, że pasierbica rozebrała Barbie i Kena do naga i ułożyła ich w kompromitującej pozycji.
Nowo rozbudzone zainteresowanie małej Madonny chłopcami wywołało niepokój wśród zakonnic od Świętego Andrzeja. Kiedyś w czwartej klasie dziewczynka zdjęła sweter oraz bluzkę i zaczęła gonić po podwórku chłopca o imieniu Tommy. Po lekcjach kolega ustąpił i pocałował Madonnę, która dzisiaj opisuje to doświadczenie jako „niewiarygodne”.
Potyczka z Tommym tylko zaostrzyła apetyt Madonny. „Miałam ochotę uganiać się za chłopcami, ale zakonnice mówiły, że grzeczne katolickie dziewczęta tak nie postępują. Nie mogłam zrozumieć dlaczego, więc robiłam to nadal. I ponosiłam karę.” Jak długo istniała szansa na rozgrzeszenie, Madonna ulegała instynktom. „Robiłam dużo złych rzeczy, bo wiedziałam, że na koniec tygodnia pójdę do spowiedzi i wszystko zostanie mi wybaczone.”
Choć przez większą część dorosłego życia publicznie buntowała się przeciwko Kościołowi i jego naukom, przyznawała jednocześnie, że z katolicyzmu zostało jej „wielkie poczucie winy, czy tego chciałam, czy nie. Jeśli nie wyznam komuś, że zrobiłam coś złego, boję się, że zostanę ukarana. Kościół katolicki naucza, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Wciąż trzeba prosić Boga o wybaczenie i oczyszczenie duszy.”
Do dwunastego roku życia Madonna czuła, „iż Bóg obserwuje wszystko, co robię. Wierzyłam, że w mojej piwnicy siedzi diabeł, więc szybko wbiegałam po schodach, żeby mnie nie chwycił za kostki. Między stopniami były duże odstępy.”
Seks, rodzina, religia i wina stanowiły dla niej beznadziejny galimatias. Czasami trudno stwierdzić, czy Madonna skarży się na niesprawiedliwości swojej wiary, czy też dąsa się z powodu biologicznych uwarunkowań. „Wiecie, jaka jest religia. Faceci mogą robić wszystko: służyć do mszy, wracać późno do domu, chodzić w lecie bez koszul, siusiać na stojąco, pieprzyć dużo dziewczyn i nie martwić się o ciążę. Prawdę mówiąc, nie ma to nic wspólnego z religijnością.”
W tamtym okresie Madonna tak bardzo pragnęła wolności, że w ramach eksperymentów z siusianiem unosiła deskę i stawała okrakiem nad miską sedesową. „Prawdziwe dziwactwo”, przyznała później.
W miarę jak Madonna stawała się coraz bardziej stanowcza i niezależna, w domu narastały konflikty. „Nie była wtedy bogata ani sławna, ale taka sama jak teraz”, mówi Martin Ciccone. Siostra nie bawi się w dyplomację: „Zachowywałam się jak jędza. W dzieciństwie zawsze uważałam, że powinno się mnie traktować jak gwiazdę i dawać największy kawałek tortu.”
Tony i Joan Ciccone mieli powody do zmartwienia. Madonna nadal uczyła się dobrze i sumiennie wypełniała obowiązki domowe, lecz jej buntownicza postawa coraz częściej przyprawiała ich o ból głowy. Rodzeństwo twierdzi, że nie było „zabawnie przebywać w jej towarzystwie.”
Madonna odwzajemniała tę niechęć. „Bardzo chciałam dowiedzieć się, że moi rodzice nie są prawdziwymi rodzicami i że jestem sierotą. Mogłabym wtedy użalać się nad sobą. Pragnęłam też czasami, żeby wszyscy zginęli w wypadku samochodowym. Nikt nie mówiłby mi, co mam robić. Tata zwykle odsyłał mnie do pokoju, a ja trzaskałam drzwiami i mówiłam: Nienawidzę cię, nie na tyle głośno, żeby mnie zrozumiał, ale wystarczająco, by słyszał, że coś mówię.” Jednym słowem, miłość przeplatała się u niej z nienawiścią, co często się zdarza u dojrzewających dzieci. Uczucia te miały w następnych latach stać się znacznie intensywniejsze.
W wieku jedenastu lat Madonna zaczęła pokwitać. „Buntowałam się przeciwko Kościołowi i rodzinie. Urosły mi piersi. Dojrzałam znacznie wcześniej od dziewcząt z mojej klasy. Nienawidziły mnie za to.”
Pewnego dnia przy kuchennym zlewie Joan Ciccone, która formalnie adoptowała wszystkie dzieci Tony’ego, dała pasierbicy wykład o pszczółkach i pieskach. Madonna była oszołomiona. Gdy macocha wymawiała słowo „penis”, dziewczynka odkręcała mocniej wodę, żeby ją zagłuszyć. „To było po prostu przerażające”, wspomina. Jeszcze bardziej komplikując sprawy Joan uświadomiła ją, że używanie tamponu przed zamążpójściem jest „tym samym co seks”.
Madonna zwróciła się więc o pomoc do swojej koleżanki Moiry McPharlin. Gdy któregoś razu została u niej na noc, dziewczynki zdjęły piżamy i zbadały nawzajem swoje ciała. Madonna twierdzi, że to Moira nauczyła ją używać tamponu. („Ja wkładałam go w poprzek i chodziłam cały dzień jak sparaliżowana.”) Wyznała również — w swój charakterystyczny, mało delikatny sposób — że przyjaciółka „wypieprzyła ją palcem”.
Wiele lat później opowiedziała tę historyjkę milionom widzów, którzy przyszli na jej przebojowy film W łóżku z Madonną. „We wczesnej młodości wszystkie swoje seksualne doświadczenia miałam z dziewczętami. Mam na myśli to, że nie bez powodu sypiałyśmy na zmianę w swoich domach.”
Kolega szkolny Colin McGregor pamięta, że już w szóstej klasie Madonna była dobrze rozwinięta fizycznie, co nie uszło uwagi chłopców ze szkoły Świętego Andrzeja. „Nosiła skąpe majtki i najkrótsze spódniczki w szkole”, wspomina McGregor, który wraz z paroma kolegami próbował namówić dziewczęta z zespołu dopingującego w czasie meczów, żeby dały im prywatny pokaz. Wszystkie odmówiły z wyjątkiem Madonny. „Wykonała cały program, a na koniec zrobiła gwiazdę. Spódniczka zadarła się jej do pasa i wszyscy zobaczyliśmy czerwone majtki.”
Następnego dnia Madonna przysłała McGregorowi żarliwy liścik miłosny. Po lekcjach chłopiec zaprosił ją na spacer do parku Samuela A. Howletta, z niewielkim stawem otoczonym drzewami, bardziej znanym mieszkańcom jako Bagno. McGregor twierdzi, że plan się powiódł. „Zatrzymałem ją, odwróciłem do siebie i mocno pocałowałem. Byłem bardzo zdenerwowany. Kiedy w końcu się odważyłem, nie opierała się. To był naprawdę długi pocałunek. Kolana mi drżały i kręciło mi się w głowie. Mam nadzieję, że jej również. Uświadomiłem sobie, że naprawdę pocałowałem dziewczynę. W moim akurat przypadku była nią Madonna. Później zwykle wymykaliśmy się po lunchu na Bagno na seans pieszczot.”
W końcu McGregor zdobył się na odwagę i zaprosił Madonnę na randkę, według wszelkich relacji jej pierwszą. Poszli na horror The House of Dark Shadows. „W chwili gdy pojawił się wampir, otoczyłem ją ramieniem, a potem zsunąłem dłoń niżej, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Nic nie zrobiła, więc zacząłem jej rozpinać bluzkę i wsunąłem pod nią rękę.” McGregor spodziewał się, że Madonna wypchała biustonosz chusteczkami higienicznymi, ale okazało się, że nie. Była bardzo dobrze rozwinięta jak na swój wiek, a jej największym atutem były piersi.”
Kiedy w 1970 roku Madonna zdała do siódmej klasy, przeniosła się do West Junior High School, parterowego, białego budynku z cegły przy Old Perch Road w Rochester. W szkole publiczne-nareszcie mogła cieszyć się względną wolnością. Jej najlepsza koleżanka z tamtego okresu, Lori Sargent (obecnie Lori Jahns), wspomina, że gdy u siebie nocowały na zmianę, sporządzały listy chłopców, których najbardziej chciałyby pocałować. Lista Madonny zwykle była długa. Zawierała imiona co najmniej dwunastu chłopców z sąsiedztwa. Choć Madonna (która nazywała siebie „Mudd”) nadal dostawała dobre stopnie, zaczęła sobie zdobywać w szkole „reputację”. Często brała udział w mieszanych prywatkach, ale strzegła dziewictwa, zakładając czasami purpurowy trykot z golfem.
O sławie Madonny świadczy fakt, że pewnego dnia po lekcjach podeszła do niej ładna blondynka Katrina z tej samej klasy, uważana na ogół za najpopularniejszą dziewczynę w szkole. „Jej chłopak zaczął ze mną flirtować i zdaje się, że go raz pocałowałam, ale to wszystko. Pamiętam, że ona spoliczkowała mnie na oczach wszystkich. Byłam zdruzgotana.”
Nie najlepsza reputacja Madonny martwiła rodziców koleżanek. „Madonna przychodziła do mnie, szłyśmy do mojego pokoju i rozmawiałyśmy o chłopcach i głupotach”, wspomina Lori Sargent. „Moja matka nie chciała jednak, żebym się z nią zadawała. Denerwował ją jej sposób ubierania się i zachowanie.”
Przez większość czasu dziewczęta po prostu słuchały muzyki: czarnej muzyki z wytwórni Tamla Motown, Arethy Franklin, Joni Mitchell („Jej album COURT AND SPARK był moją biblią przez cały rok”, mówi Madonna.) Jej pierwszym muzycznym idolem została Nancy Sinatra. „Botki, minispódniczka, blond włosy, sztuczne rzęsy... była świetna.” Najbardziej przemawiał do Madonny pierwszy przebój Nancy These Boots Are Made for Walkin’.„Robił na mnie piekielne wrażenie”, powiedziała Time’owi.„Zwłaszcza kiedy śpiewała: Jesteście, buty, gotowe do spaceru? Dajcie mi takie botki. Chciałabym się przespacerować po paru osobach.”
Co ciekawe, Lori Sargent nie ma dobrego zdania o głosie Madonny z tamtego okresu. „Nie był nadzwyczajny. Ona wcale nie wykazywała zainteresowania karierą piosenkarską. Żadnego.”
Po ukończeniu ósmej klasy przyjaciółki spędziły lato 1972 roku w Bay City u babki Madonny. Elsie Fortin nie miała tak surowych zasad jak ojciec. („Uwielbiałam tam jeździć. U babci mogłam zjeść dwanaście deserów, wracać do domu po dziesiątej, wychodzić z chłopcami i pić piwo.”) Wujkowie mieli własny zespół rockowyi Madonna kręciła się przy nich. Po raz pierwszy w życiu nosiła obcisłe dżinsy, paliła papierosy, wyskubywała brwi i czuła, „że to jest to. Byłam na bieżąco z modą.”
Kiedy wróciła do Rochester, macocha od razu nazwała ją „latawicą”. Od tamtej pory Madonna i Lori starały się zasłużyć na to miano. „Wypychałyśmy staniki i nosiłyśmy bardzo obcisłe sweterki. Nakładałyśmy tony szminki i pudru, malowałyśmy sobie wielkie pieprzyki (oprócz naturalnego znamienia Madonny) i czesałyśmy się jak Tammy Wynette.” Następnie dziewczęta robiły sobie nawzajem zdjęcia, przybierając różne pozy na łóżku Madonny. „Oglądałyśmy je i śmiałyśmy się z siebie.”
Mniej więcej w tym samym czasie Madonna zdecydowała się na debiut filmowy. Wystąpiła w krótkim filmiku nakręconym na ośmiomilimetrowej taśmie i wyreżyserowanym przez koleżankę z West Junior School. „Smażono” w nim jajko na brzuchu Madonny. W ten sposób po raz pierwszy został uwieczniony jeden z najsłynniejszych pępków w historii.
Pod tą śmiałością krył się lęk przed rakiem. Madonna była przekonana, że każdy nowy pieprzyk czy pieg jest początkiem czerniaka. Często powracał koszmar, w którym mężczyzna bez twarzy i nazwiska mordował ją brutalnie. Ten niepokojąco realistyczny obraz prześladował Madonnę przez całe lata.
„Utratę dziewictwa traktowałam jak etap w karierze.”
W 1972 roku Madonna dostała się do Adams High School w Rochester, na rogu ulic Tienken i Adams, niedaleko od Meadowbrook Village. Rochester Adams, jak wiele średnich szkół w co zamożniejszych miejscowościach Ameryki, wyglądała bardziej jak wiejski klub niż gmach użyteczności publicznej. Przysadzista budowla z otynkowanej cegły stała na rozległej równinie, w otoczeniu wierzb, sosen i kortów tenisowych. Zdobiły ją malowidła ścienne przedstawiające postacie olimpijczyków. Większość sportowych samochodów stojących na parkingu pochodziła ze starszych roczników, lecz wiele z nich należało do uczniów. Madonna twierdziła później, że dorastała jako jedna z niewielu białych w czarnym sąsiedztwie i chodziła do szkoły mieszanej rasowo, ale w rzeczywistości do Rochester Adams uczęszczali głównie biali (i tak już pozostało).
W czasie spędzonych tam czterech lat Madonna prowadziła zupełnie normalne życie Amerykanki z klasy średniej. Razem z macochą kupowała ubrania w domu towarowym Mitzelfielda, a słodycze w D&C Dimestore na skrzyżowaniu Głównej i Czwartej. Tak jak inne nastolatki spędzała wiele godzin w jedynym kinie w mieście, a potem zachodziła do „Knapp’s Dairy Bar” albo „Dairy Queen” na hamburgera i koktajl mleczny. W rześkie jesienne popołudnia młodzież robiła wypady do „Yates Cider Mill” na grzany cydr. Gdy później Madonna została liderką szkolnej drużyny zagrzewającej, kierowała powrotami do domu na platformie ciężarówki.
Madonna nadal pozostawała wzorową uczennicą. W testach na inteligencję uzyskiwała wyniki powyżej 140, co dawało jej miejsce wśród dwóch procent populacji obdarzonych wysokim IQ. Ze wszystkich przedmiotów zbierała same piątki: od psychologii dojrzewania, poezji, historii Murzynów, francuskiego po anatomię, dramat, teorię muzyki i współczesną historię Rosji. Dostała najwyższą ocenę nawet z kursu „Małżeństwo i rodzina”.
Jej pozaszkolne życie wyglądało równie imponująco. Madonna brała udział w ochotniczym programie pomocy dzieciom i w czasie wakacji pełniła rolę ratowniczki i instruktorki pływania w wytwornym „Avon Hills Swim Club”. W pierwszej i drugiej klasie była przewodniczącą Rochester Adams Highlanders (Szkoccy Górale z Rochester Adams; szkolna gazetka nosiła osobliwą nazwę Pod Kiltem), należała do „French Club” i śpiewała w szkolnym chórze. Jej bracia grali na instrumentach muzycznych i występowali w szkolnych przedstawieniach. Madonna założyła uczelniane kółko dramatyczne „Thespians” (Tragicy) i grała we wszystkich spektaklach od Kopciuszka i Czarnoksiężnika z Krainy Oz po Godspelli My Fair Lady. „Zawsze dostawałam rolę pierwszej naiwnej, ale jeśli w sztuce była postać złej i bezczelnej dziewczyny, wszyscy zgodnie patrzyli na mnie przy ustalaniu obsady.”
Istniały ku temu powody. „Gdy w szkole średniej jest się przebojową, chłopcy mylnie biorą tupet za seksualną rozwiązłość. Jeśli nie dostają tego, na co liczą, obgadują cię.”
Madonna nie próbowała zmienić opinii na swój temat. Karen Craven, koleżanka z drużyny dopingującej, pamięta, że kiedyś utworzyły piramidę, a Madonna „zrobiła salto i wskoczyła na sam szczyt”. Tłum westchnął głośno, gdy zadarła się jej spódniczka. Dziewczyna była bez bielizny. Przynajmniej tak się wydawało. W rzeczywistości miała na sobie spodenki gimnastyczne w cielistym kolorze. „Zawsze lubiła szokować”, mówi Craven. Taka właśnie jest Madonna.” Inna szkolna koleżanka, Mary Conley Belote, stwierdza: „Mówiła to, co myślała, prosto z mostu. Nigdy nie cenzurowała swoich wypowiedzi ani nie pilnowała się tak jak reszta z nas. Była nieustraszona.”
Nie wszyscy doceniali tę szczerość. Carol Belanger wspomina popołudnie, które spędziła z Madonną nad jeziorem. Kilkoro rowerzystów zaczęło rzucać w ich stronę zapalone petardy. „Madonna wrzasnęła, żeby przestali.” Nagle jedna z dziewcząt towarzyszących rowerzystom podbiegła i zaczęła okładać Madonnę pięściami po twarzy. Belanger musiała ręką zamknąć przyjaciółce usta, „żeby ją uciszyć”.
Madonnę niełatwo było okiełznać. Razem z grupą miejscowych wyrzutków chodziła na drobne kradzieże do Mitzelfielda i D&C Dimestore. Zawsze udawało się jej ściągnąć więcej towarów niż innym. Gdy dostała prawo jazdy, ojciec podarował jej czerwonego Mustanga, a ona mu odpłaciła wożeniem znajomych do „Dunkin’ Donuts” na kawę. W drodze powrotnej brała z kościoła program, by udowodnić ojcu, że była na mszy.
Coraz częściej też sprzeczała się z nim na temat religii, kwestionując podstawowe dogmaty wiary katolickiej. Pytała go, dlaczego musi chodzić do kościoła i do spowiedzi zamiast rozmawiać z Bogiem bezpośrednio. „Nie widziałam w tym żadnego sensu. Ojciec zawsze udzielał jednej odpowiedzi: Bo ja tak każę. To mi nie wystarczało. Doszłam do wniosku, że wszystkie nakazy są głupie i zakłamane. Na pewno nie wymyślił ich Bóg.”
Przy coraz rzadszych okazjach, kiedy Madonna rzeczywiście chodziła do kościoła, czasami zabierała ze sobą Carol. Obie dziewczyny nie nakładały niczego pod płaszcze. Przez całą mszę wymieniały znaczące spojrzenia, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Wszystko to złożyło się na osobowość, którą miał wkrótce poznać cały świat. „W tamtych czasach dziewczęta uważały mnie za wyuzdaną, a chłopcy za nimfomankę. Całowałam się z nimi jak wszystkie inne. Nie rozumiałam więc, skąd się brała opinia o mnie. Słyszałam epitety takie jak «dziwka». Teraz jest podobnie. Historia się powtarza. Obrzucano mnie wyzwiskami, kiedy jeszcze byłam dziewicą. Odstawałam od innych i dlatego zainteresowałam się tańcem. Uciekłam od świata.”
Christopher Flynn miał czterdzieści dwa lata, a Madonna czternaście, kiedy zapisała się do jego Rochester School of Ballet. Szkoła zajmowała pierwsze piętro kamiennego budynku przy ulicy Głównej 404, na rogu Głównej i Czwartej Wschodniej. Wzniesiono go w 1899 roku jako siedzibę masońską. Stał sześć domów od kina i na wprost domu towarowego Mitzelfielda, a więc w samym centrum Rochester, lecz jednocześnie miliony kilometrów dalej, przynajmniej jeśli chodziło o Flynna i Madonnę.
W pierwszym dniu zajęć Madonna miała wyjątkowo niskie poczucie własnej wartości, ale zaintrygowała Flynna, sfrustrowanego tancerza baletowego. „Była bardzo młoda, zaledwie podlotek. Odgrywała małe dziecko. Ciemne włosy, nic specjalnego.” Flynn pamięta, że często przynosiła na lekcje „niedużą półmetrową lalkę w skąpej sukience. Madonna wyglądała jak najbardziej niewinna dziewczynka na świecie.”
Widok Madonny przynoszącej lalkę na lekcje tańca niewątpliwie musiał przyciągać uwagę, czy naśladowała kobietę-dziecko Carroll Baker z sensacyjnego filmu Baby Doli, czy też zapożyczyła wizerunek z LolityNabokova. Jeśli zamierzała uwieść nauczyciela, traciła czas. Christopher Flynn był zdeklarowanym homoseksualistą.
Główną przyczyną takiego zachowania był po prostu strach. Dotychczas Madonna studiowała tylko jazz i nagle znalazła się w towarzystwie młodych kobiet, które poświęciły życie tańcowi klasycznemu. Poddała się jednak reżimowi narzuconemu przez Flynna („Musiałam pracować dwa razy ciężej niż inne”) i od razu zrobiła na nim wrażenie swoją determinacją. Męczące ćwiczenia nadały jej zmysłowej figurze ascetyczny wygląd tancerki.
Po jednych szczególnie wyczerpujących zajęciach Madonna owinęła sobie głowę ręcznikiem niczym turbanem i wyjrzała przez okno, żeby złapać oddech.
— Boże, jesteś naprawdę piękna — stwierdził raptem Flynn.
— Co?
— Masz twarz antycznego rzymskiego posągu.
„W wieku czternastu lat czułam się wyjątkowo nieatrakcyjna, niepopularna, nieciekawa i beznadziejna”, mówi o tamtej chwili. „Christopher zauważył kiedyś: Boże, jesteś piękna. Nikt wcześniej czegoś takiego mi nie powiedział. Oświadczył, że jestem wyjątkowa, i nauczył mnie doceniać piękno, nie w potocznym znaczeniu, lecz piękno ducha. Moje życie zmieniło się. Nie tylko dlatego, że nauka tańca była bardzo ważna, ale dlatego, że Christopher wskazał cel i wyrwał mnie z szarej egzystencji.”
Madonna chętnie grała rolę Galatei wobec Flynna-Pigmaliona. Chcąc jej wyjaśnić, co miał na myśli, mówiąc o podobieństwie do rzymskiego posągu, zabierał ją do muzeów i galerii sztuki. „Wierzcie mi, że była niczym czysta stronica”, wspomina. „Rozpaczliwie pragnęła, żeby ją zapełnić. Nie wiedziała nic o sztuce, muzyce klasycznej, rzeźbie, modzie, cywilizacji ani o życiu. Była jeszcze dzieckiem, lecz bardzo chciała się uczyć. Miała nienasyconą żądzę wiedzy. Temu nie można zaprzeczyć.”
Madonna z charakterystyczną dla siebie otwartością mówi o stosunkach z Flynnem: „Przyssałam się do niego jak pijawka i wyciągnęłam wszystko, co się dało.”
Flynn uważał Madonnę za bezpośrednią, a jej oryginalne poczucie humoru za ożywcze. Jechaliśmy kiedyś przez pola Michigan, a ona całą godzinę bez przerwy sypała dowcipami. „Zwykle takie rzeczy mnie odrzucają. Nigdy nie wiem, kiedy się śmiać”, stwierdzaFlynn. „Lecz entuzjazm, z jakim wyrzucała z siebie, niczym karabin maszynowy, te wszystkie oklepane gierki słowne, pobudzał do śmiechu.”
Czasami Madonna wpadała w ponury nastrój i zwierzała się Flynnowi, że śmierć matki zniszczyła ją emocjonalnie i że w nocy nadal miewa koszmary. Oświadczała wprost, iż nadal żywi wielką urazę wobec ojca i macochy, która, w jej oczach, uzurpowała sobie rolę pani domu.
„Madonna nienawidziła macochy i była bardzo rozgoryczona na ojca, że powtórnie się ożenił. Przynajmniej tak to odczuwała”, mówi Flynn. „Uważała, że cała rodzina jej nienawidzi, i czasami w snach wszystkich zabijała. Pragnęła, by członkowie rodziny pożałowali, że nie zwracali na nią uwagi i nie kochali jej. Ja byłem chyba pierwszą osobą, która jej powiedziała, że będzie gwiazdą, a przynajmniej ma w sobie wielkie możliwości.”
Stopniowo nauki udzielane przez Flynna objęły znacznie więcej dziedzin życia niż muzea, koncerty i galerie sztuki. Kiedy Madonna skończyła piętnaście lat, zaczął z nią chodzić do dyskotek dla gejów w śródmieściu Detroit. „To nie przypominało niczego, co do tej pory widziałam”, wspomina Madonna. Rzeczywiście, czuła się dziwnie dobrze jako jedyna kobieta wśród setek tańczących mężczyzn. Choć przez całe późniejsze życie miała awersję do narkotyków, wtedy nie przeszkadzały jej ogromne ilości kokainy i amfetaminy zażywanej w tych lokalach.
„Mężczyźni dostawali po nich świra. Wszyscy byli dobrze ubrani i swobodniejsi w zachowaniu niż tępi piłkarze, których spotykałam w szkole.”
Z dala od czujnych oczu surowej katolickiej rodziny i pogardliwych drwin koleżanek i kolegów szkolnych, którzy uważali ją za dziewczynę o „złej reputacji”, Madonna mogła się wyżywać na parkiecie. „Bardzo lubiła tańczyć, naprawdę”, twierdzi Flynn. „Uwielbiała to. Boże, ależ była gorąca. Dosłownie szalała, a my wszyscy ją uwielbialiśmy. Wcale się nie popisywała. Po prostu cieszyła się tańcem.”
W gejowskich klubach, podobnie jak w szkole, Madonna często zachowywała się prowokacyjnie, tylko że wyłącznie dla zabawy. Wychodziła samotnie na parkiet, a po chwili już tańczyła sugestywnie z dwoma lub więcej mężczyznami naraz. „Była odjazdowa przez ten swój szokujący sposób bycia. Chłopcy dosłownie zabijali się, żeby z nią tańczyć.” Czasami wybuchały walki między kochankami o uwagę poświęcaną Madonnie. „Geje naprawdę mnie kochają, prawda?” pytała retorycznie. Właśnie wtedy, jak uważa Flynn, zaświtało Madonnie, że jako tancerka silnie działa na publiczność złożoną z homoseksualistów. „Podniecała ich jej dzikość.”
Madonna bez skrępowania zaspokajała swoją ciekawość tym, co się działo na dyskotekach. „W kątach chłopcy robili, no, wszystko, a ona podchodziła do nich i przyglądała się”, mówi Flynn.
Choć obeznana z seksualnymi praktykami gejów, Madonna była jeszcze dziewicą. Kiedy jednak zdecydowała, że straci dziewictwo, przystąpiła do realizacji postanowienia z charakterystyczną dla siebie metodycznością. Miała piętnaście lat i wyróżniała się jako członkini zespołu dopingującego, gdy jesienią 1973 roku poznała siedemnastoletniego Russella Longa. Long sądził, że dziewczyna ma szesnaście lat. „Gdyby rodzice wiedzieli, że ona ma tylko piętnaście, zrobiliby mi awanturę.”
Madonna wybrała Longa na pierwszego kochanka, bo „miał charakter. Tańczyłam bardzo żywiołowo i chłopcy bali się mnie. Russell zdobył moje serce, bo naprawdę był odważny.” W weekendy jeździli po Rochester jego jasnoniebieskim Cadillakiem rocznik 1966 („Rany, ależ ona lubiła ten samochód”, mówi Long), ale Madonna opierała się próbom zwabienia jej na tylne siedzenie.
Kiedy rodzice Longa wyjechali na weekend, Madonna zaprosiła go na film, a potem na hamburgera i colę w barze Knappa. Siedzieli, patrząc na siebie, aż w końcu Madonna zaproponowała, żeby pojechali do niego. „Zaskoczyła mnie jej ochoczość i jednocześnie podnieciła.”
Long miał już za sobą doświadczenia seksualne, ale twierdzi: „Nie byłem miasteczkowym ogierem. Tak się denerwowałem, że nie mogłem rozpiąć jej stanika.” Przez pół godziny leżeli w ubraniach na łóżku, usiłując przezwyciężyć zakłopotanie i zdobyć się na odwagę, żeby przejść do rzeczy. W końcu Madonna spytała wprost: „Chcesz tego czy nie?” Niezręcznie zdjęli ubrania. „Bardzo się gmeraliśmy. Miałem wielką ochotę się roześmiać, ale Madonna była nad wyraz metodyczna. Wyglądało na to, że postanowiła stracić dziewictwo choćby nie wiem co”.
Madonna okazała się czułą, choć niedoświadczoną partnerką. „Kilka razy mówiła do mnie «skarbie», gdy sapaliśmy i dyszeliśmy. Na koniec zawołała: «och, kochany!» czy coś w tym rodzaju.” Long był zaskoczony, że „nie krzyknęła ani nie wybuchnęła płaczem, jak można by się spodziewać. Wydawała się zadowolona z siebie.”
Obecnie twierdzi: „Nie nazwałbym tego kochaniem się.” Wtedy jednak nic takiego nie powiedział Madonnie, która koniecznie chciała wiedzieć, czy dobrze się spisała. Long pamięta, że „ucieszyła się, kiedy odparłem, że było wspaniale. W rzeczywistości żadne z nas nie bawiło się dobrze tamtej nocy, ale tak bywa.” Madonna wyznała później, że po tym pierwszym doświadczeniu nadal czuła się dziewicą. „Tak naprawdę straciłam dziewictwo dopiero wtedy, gdy już wiedziałam, co robię.”
Od tamtej pory Cadillac Russella Longa stał się tradycyjnym miejscem ich randek. Parkowali na pustej wiejskiej drodze i przechodzili na tylne siedzenie. Long zapalał skręta (Madonna zrezygnowała po kilku eksperymentach), trochę rozmawiali, całowali się i pieścili.
Madonnie sprawniej szło rozbieranie. „Zwijała się w kłębek na siedzeniu i mówiła, żebym się pośpieszył i rozgrzał ją, a ja tymczasem mocowałem się z butami i suwakiem.” Potem Madonna opowiadała o przedwczesnej śmierci matki i niechęci, którą okazywało jej rodzeństwo. „Wciąż powtarzała, że im pokaże. Miała zamiar pokazać wszystkim.”
Już wtedy zależało jej na tym, żeby nie rozczarować publiczności, więc w szkole nadal zachowywała się wyzywająco. Obściskiwała się z chłopcami na korytarzach — nie tracąc czujności — a niektórym pozwalała „obmacywać się”, jak sama dosadnie stwierdza. Lecz do końca szkoły średniej Russell Long pozostał jej jedynym kochankiem.
Tym ważnym faktem chętnie podzieliła się z resztą uczniów. „Madonna rozwiała nasze wątpliwości, czy ona i Russell sypiają ze sobą”, wspomina szkolna koleżanka, Mary Beth Glaser. Jej słowa potwierdza ówczesny przewodniczący klasy Bart Bedard: „Było ogólnie wiadomo, że Russell i Madonna regularnie kochają się na tylnym siedzeniu jego Cadillaca. Nazywaliśmy go wozem miłości.”
Nikt natomiast nie wiedział, że Madonna ma za sobą doświadczenia homoseksualne. Jak sama później wyznała, inicjację przeżyła z koleżanką z dzieciństwa.
Long był pierwszym i jedynym kochankiem Madonny w szkole średniej, ale Flynn odegrał najważniejszą rolę w jej nastoletnim życiu. Mimo namiętnych spotkań w Cadillacu Madonna coraz mocniej przywiązywała się do nauczyciela tańca i homoseksualisty, starszego od niej o dwadzieścia osiem lat. W wieku szesnastu lat uwiodła go, ale ich związek nie trwał długo. Dla Flynna stanowił wyłącznie „eksperyment. Kochałem ją, oczywiście. Była moją małą Madonną. Pokrewną duszą, co uważałem za dużo ważniejsze niż fizyczny pociąg.”
Zamiast uczennicą szkoły średniej Madonna coraz częściej czuła się awangardową wyzwoloną artystką należącą do świata baletu i dyskotek dla gejów. Pragnąc się wyróżniać, w pierwszej klasie rzuciła zespół dopingujący. Zrezygnowała z hamburgerów w „Dairy Queen” i przeszła na wegetarianizm. Nosiła spodnie z wielkimi dziurami, które spinała wielkimi agrafkami. Przestała golić nogi i pachy, najwyraźniej żeby zaszokować otoczenie.
„To było rażące”, stwierdza jedna z koleżanek. „Madonna zawsze była piątkową uczennicą, a tu nagle stała się typem refleksyjnej europejskiej intelektualistki z bohemy. W końcu mogła zaplatać na nogach warkoczyki.” Wychowawczyni, Nancy Ryan Mitchell, mówi: „Jej nowy wizerunek wstrząsnął mną, ale udawałam, że nic nie dostrzegam.”
Mniej więcej w tym samym czasie Madonna stanęła przed problemami, które wystawiły na próbę rodzinną lojalność. Kłopoty brata Martiego z narkotykami stanowiły, według jednej z klasowych koleżanek, „stałe źródło wstydu. Chłopak był uzależniony i to bardzo się jej nie podobało. Narkotyki nigdy jej nie pociągały, ale jeśli ktoś atakował Martiego, ona i Paula broniły go.”
Madonna wprawdzie stroniła od narkotyków, ale nie od alkoholu. Przynajmniej tak się zdawało. „W szkole średniej główną atrakcją dla Madonny było picie”, wspomina jej były chłopak Colin McGregor. „Na wszystkich imprezach zawsze pierwsza spadała pod stół. Rzecz jednak w tym, że wcale nie była pijana.” Udawanie, że jest pod wpływem alkoholu, dawało jej pretekst do najróżniejszych wybryków. „Podniecała chłopaków, robiła wszystko z wyjątkiem pójścia do łóżka, a następnego dnia zachowywała się jak gdyby nigdy nic, jakby niczego nie pamiętała. Dla Madonny życie zawsze było jednym wielkim przedstawieniem.”
„Jestem gąbką. Nasiąkam wszystkim, co mnie w życiuspotyka.”
„Gdy ujrzy się Madonnę, jednej rzeczy nie można zapomnieć: oczu, niewiarygodnie pięknych niebieskich oczu”, mówi Nancy Ryan Mitchell. Za nimi kryła się, według niej, żywa inteligencja, determinacja i pragnienie sukcesu. Mitchell wie, o czym mówi. Nie tylko była wychowawczynią Madonny przez całą szkołę średnią (oraz wszystkich Ciccone), ale stała się cenioną przyjaciółką rodziny.
Mimo wybitnych osiągnięć w nauce (ani jednej czwórki przez ostatnie dwa lata szkoły) Madonna nie była, zdaniem Mitchell, „wzorową uczennicą. Grono nauczycielskie odczuwało wobec niej lęk i szacunek. Sprawiała wrażenie, że jest bardziej dojrzała niż inne dzieciaki z tej podmiejskiej szkoły. To dziwne, bo wychowywała się w takim samym otoczeniu jak one, w przeciętnej rodzinie z klasy średniej. Madonna miała wszelkie przewagi. Była pełna pomysłów. Wszystkim dawała do zrozumienia, że wie, jak o siebie zadbać.”
Podczas gdy inni uczniowie szukali rady, jakie przedmioty wybrać i na które uczelnie się nastawić, Madonna „nie pytała nas o zdanie w żadnej sprawie. Zawsze dokładnie wiedziała, czego chce i jak osiągnąć cel. Zwykle przychodziła do mnie tylko po podpis. Jeszcze teraz ją widzę, jak wpada do mojego gabinetu żując gumę. Rzuca wypełniony formularz na biurko i mówi: Chcę, żeby mi pani to podpisała. Nie była niegrzeczna — zawsze mi dziękowała — ale bardzo bezpośrednia.”
Mimo ogólnie znanej reputacji („Madonna wychodziła z siebie na szkolnych zabawach. Tańczyła bardziej sugestywnie niż inni”, wspomina Mitchell), jej zachowanie w klasie pozostawało wzorowe. „Madonna przyszła do mojej klasy na pierwszym roku”, mówi Marilyn Fallows, która prowadziła kurs historii Rosji. „Siedziała tuż przede mną. Patrzyłam głównie na nią. Intrygowała mnie. Otaczała ją charyzma.”
Madonna ukończyła Rochester Adams o semestr wcześniej i na nalegania Christophera Flynna złożyła podanie o stypendium na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Michigan. Flynn dostał właśnie posadę nauczyciela tańca w tejże uczelni, a Nancy Mitchell i Marilyn Fallows napisały entuzjastyczną opinię o swojej uczennicy.
Poproszona przez władze uniwersytetu o wskazanie mocnych stron Madonny, Mitchell napisała, że dziewczyna „jest wyjątkowo utalentowana, zaangażowana i błyskotliwa, ma silną motywację do nauki i doskonalenia się oraz barwną osobowość”. Zapytana o charakter, Mitchell stwierdziła, że Madonna jest „dynamiczna i pełna życia”.
2 kwietnia 1976 roku w opinii przesłanej na Uniwersytet Michigan Marilyn Fallows określiła Madonnę jako „inteligentną, wrażliwą i twórczą. Ta młoda kobieta jest obdarzona dociekliwym umysłem, nie przyjmuje bezkrytycznie faktów, lecz szuka ich przyczyn. Ma ogromne poczucie humoru, ale nigdy nie wykorzystuje go przeciwko drugiemu człowiekowi. Jest wrażliwa i miła wobec kolegów i koleżanek.”
Otrzymując dyplom, Madonna dała ulubionej nauczycielce swoje podpisane zdjęcie szkolne. „Pani Fallows, nie umiem wyrazić, co czuję. Zawsze będę ceniła pani słowa zachęty. Ma pani w sobie tyle energii, że mogłaby pani eksplodować. Jest pani szalona, a ja kocham to szeleństwo i oczywiście panią.”
Madonna została przyjęta na Wydział Muzyki Uniwersytetu Michigan i pojawiła się w Ann Arbor jesienią 1976 roku, zdecydowana wyróżnić się w tłumie łabędzioszyich kandydatek na baleriny. W sztucznej atmosferze środowiska, gdzie ideałem był chłopięcy wygląd Audrey Hepburn, Madonna miała krótkie czarne włosy ostrzyżone na punka, a podarte trykoty spinała agrafkami. Choć początkowo na wszystkich zrobiło wrażenie jej pełne stypendium, Madonna nie zdobyła sobie popularności wśród studentek. „Za wszelką cenę starała się być inna, zwrócić na siebie uwagę”, wspomina jedna z nich. „Nie wyróżniała się jako tancerka klasyczna, ale brak techniki nadrabiała brawurą. Lubiła robić wokół siebie zamieszanie, pozować na osobę sprawiającą kłopoty. Nikogo jednak nie bawiły jej wysiłki.”
Poza uczelnią krąg znajomych Madonny był nieliczny. „Nie wiem, czy w ogóle miała przyjaciół”, uważa koleżanka. „Jeśli tak, to nie na naszym wydziale. O ile wiem, nikt z nas nie utrzymywał z nią kontaktów towarzyskich.”
Unikająca ludzi Madonna zaczytywała się mrocznymi poezjami Sylvii Plath i Anne Sexton. Chodziła do klubów mieszczących się poza kampusem, często sama. Klientela w popularnym „Blue Frogge” składała się głównie z aroganckich studentów pierwszego roku, ale właśnie tam Madonna zwróciła uwagę czarnoskórego kelnera Steve’a Braya. Wysoki, szczupły i łagodnie pewny siebie Bray był perkusistą w grupie R&B, która grywała w miejscowych klubach. Od razu spodobał się Madonnie. Stwierdziła, że jest „naprawdę miły. Osoby o tak uduchowionym i niewinnym wyglądzie nie można nie zauważyć. Po raz pierwszy w życiu poprosiłam faceta, żeby postawił mi drinka.”
Bray okazał się jej pierwszą ważną zdobyczą. Madonna zaczęła bywać we wszystkich lokalach, w których grał, zwykle w „Holiday Inns” albo „Howard Johnsons” oraz w motelach z salą klubową i zapotrzebowaniem na żywą muzykę. Tam po raz pierwszy zetknęła się ze światem rozrywki, aczkolwiek na małą skalę. Ona i koleżanka często były jedynymi tańczącymi.
„Nie zajmowała się wtedy muzyką. Po prostu tańczyła”, mówi Bray. Nie miał jednak wątpliwości, że jest w niej coś wyjątkowego. „Wyróżniała się. Jej energia rzucała się w oczy. Jeszcze nie było wiadomo, na co wykorzysta tę energię, ale z całą pewnością ją miała.”
Wkrótce po wstąpieniu Madonny na uniwersytet dla Flynna stało się jasne, że jego protegowana tylko w Nowym Jorku znajdzie to, czego szuka. „Powiedziałem, żeby się stąd zabrała i pojechała tam. Taniec klasyczny może być porywający, ale ma swoje ograniczenia. Widziałem, że Madonnę stać na więcej, nawet jeśli ona sama tego nie dostrzegała. Musiała poznać jeszcze tyle rzeczy, a wszystkie znajdowały się w Nowym Jorku. Przestań tracić czas przy poręczach. Zabieraj się do Nowego Jorku. Jedz! W końcu mnie posłuchała.”
„Wciąż marudził o Nowym Jorku”, wspomina Madonna. „Wahałam się. Ojciec i wszyscy inni byli przeciwni, lecz on powtarzał: Jedz i spróbuj." Madonna nie miała innego wyjścia jak posłuchaćczłowieka, który miał ogromny wpływ na jej życie. „Był moim mentorem, ojcem, wyimaginowanym kochankiem, bratem i wszystkim innym, bo mnie rozumiał.”
Zaoszczędziła pieniądze na bilet do Nowego Jorku i poinformowała swojego nauczyciela o decyzji porzucenia uczelni. Flynn odetchnął z ulgą. „Wznieciłem ogień w Madonnie. Wzniecałem go w wielu osobach, ale ledwo się tlił. Tylko Madonna buchnęła płomieniem.”
Gdyby Steve Bray wiedział, że igra z ogniem, nie poparzyłby się tak mocno, kiedy Madonna wyjechała z miasta bez pożegnania. „Patrząc wstecz, myślę, że chyba go trochę skrzywdziłam, ale w tamtych czasach byłam mało wrażliwa, całkowicie zaabsorbowana sobą”, zwierzyła się Rolling Stone.Krytycy stwierdzili później, że egoizm naznaczył całą jej karierę.
„Jestem twarda, ambitna i dokładnie wiem, czego chcę.Jeśli z tego powodu nazywają mnie jędzą, to trudno.”
W ciepły lipcowy poranek 1978 roku dziewiętnastoletnia Madonna Louisa Veronica Ciccone