Miyuki Ishikawa – Położna z Piekła Rodem - Galka - ebook + audiobook

Miyuki Ishikawa – Położna z Piekła Rodem ebook i audiobook

Galka

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

W 1948 roku, w zimny i wilgotny wieczór, dwóch japońskich funkcjonariuszy policji patrolowało bardzo dobrze sobie znane ulice Shinjuku w Tokio. Jeden z nich z nie do końca wyjaśnionych przyczyn postanowił zatrzymać samotnego rowerzystę. Coś w nim wzbudziło podejrzenia policjantów. Mężczyzna był zarządcą domu pogrzebowego.

Na pytanie, co robi tak późno na dworze, odparł, że wiezie do domu mandarynki, które otrzymał od krewnego. Funkcjonariusze obejrzeli rower i postanowili zajrzeć do przywiązanej do bagażnika skrzynki na owoce. Po jej otwarciu zobaczyli jakieś tkaniny, a pod nimi malutkie zwłoki noworodka.

Z czasem okazało się, że nie było to jedyne makabryczne odkrycie. W toku śledztwa policjanci dotarli do domowego oddziału położniczego w małym prywatnym przybytku zarządzanym przez pięćdziesięciodwuletnią położną Miyuki Ishikawę, później nazwaną „położną z piekła rodem…”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 62

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 44 min

Oceny
4,0 (9 ocen)
3
3
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DeeBee06

Całkiem niezła

Bardzo dobrze, że została też przytoczona warstwa społeczna oto jaka jest mentalność Japończyków. To niestety wyjaśnia tą paskudną zbrodnie, która została totalnie zbagatelizowane przez władze Japonii, a rozwiązaniem było wprowadzeniem prawa aborcyjnego, które było mocno naciągane.
00
JaDynia

Całkiem niezła

Krótka, treściwa lektura.
00
Kredka_73

Nie oderwiesz się od lektury

Japonia to stan umysłu. przeczytałam kilka książek japońskich autorów i nieodmiennie mnie one zadziwiają
00

Popularność




Tytuł oryginału: Miyuki Ishikawa:The Midwife from Hell

Przekład z języka angielskiego: Anna Maria Mazur

Copyright © Galka, 2022

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Leo Froes

Redakcja: Krzysztof Grzegorzewski

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-87-0237-196-3

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Gdy starsi ludzie w Japonii mówią o przeszłości, często można usłyszeć, że coś wydarzyło się „w okresie Shōwa”. Czasem podaje się także rok, na przykład „w czterdziestym pierwszym roku okresu Shōwa”. Gaijin, czyli osoba, która nie pochodzi z Japonii, może łatwo się pomylić i założyć, że mowa o 1941 roku. Tak naprawdę chodzi o rok 1966 w naszym kalendarzu. Okres Shōwa obejmuje lata 1926–1989, więc zaczął się w roku 1926, a skończył w 1989. Trwał sześćdziesiąt cztery lata. Czas ten bez wątpienia obfitował w wydarzenia ważne dla całej ludzkości, wydaje się jednak, że Japończycy doświadczyli wówczas szczególnie wiele: państwo militarystyczne, wojna chińsko-japońska, udział w drugiej wojnie światowej i związana z tym porażka, zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, aliancka okupacja oraz japoński cud ekonomiczny.

Nazwa okresu wywodzi się od pewnej uwagi cesarza Hirohito nawiązującej do starożytnego chińskiego zbioru nazywanego Księgą dokumentów. Oznacza tyle co „Era Oświeconego Pokoju”. To, czy ten idealny stan udało się osiągnąć właśnie w tym okresie, będzie z pewnością szeroko dyskutowane przez historyków i przyszłe pokolenia.

Okresy historyczne są jak pałace. Niektóre komnaty są bogato zdobione, jasno oświetlone oraz niezwykle wystawne. To właśnie one są wszystkim dobrze znane. Utrwalono je na rysunkach i fotografiach, ich wizerunki zostały masowo powielone – wszyscy powinni zobaczyć, jak wspaniała była przeszłość. Lecz pałace mają także podziemia i lochy, o których się nie mówi. Aby wyrobić sobie pełną opinię na temat jakiegoś budynku, trzeba zobaczyć także jego dolne poziomy, a nie tylko części znajdujące się nad ziemią. To miejsca, dokąd nie dochodzą promienie słońca, systemy kanalizacyjne – zamknięte drzwi ukryte za wieloma innymi zamkniętymi drzwiami. Tylko wtedy, gdy uda nam się znaleźć te niewidoczne zakamarki, możemy spróbować wydać właściwy osąd – nie wcześniej. Podobnie jest z poszczególnymi okresami historycznymi. Dziś zagłębimy się w podziemia okresu Shōwa i poznamy historię, którą japoński pisarz i polityk Kenji Yamamoto opisał jako „nie do przyjęcia i nie do zniesienia”. Zejdziemy do pomieszczenia piwnicznego, którego Japończycy unikali przez ostatnie siedemdziesiąt lat.

Wieczór 12 stycznia 1948 roku był zimny i wilgotny. Funkcjonariusze policji Shibayama i Ono z posterunku Waseda odbywali służbę na zwyczajowej zmianie, patrolując ulice dzielnicy Shinjuku w Tokio. Shinjuku, czyli dosłownie „nowy zajazd”, było małą osadą, która pojawiła się trzysta lat wcześniej na rozwidleniu dwóch dróg. Ludzie zazwyczaj zatrzymywali się tam przed ostatnim etapem podróży do Edo, jak wcześniej nazywało się Tokio. Lokalni przedsiębiorcy natychmiast wpadli na pomysł, by podróżnym przejeżdżającym przez ich osadę oferować usługi i różne rozrywki (niekoniecznie legalne). Dlatego pojawiło się tam całe mnóstwo domów publicznych wraz z lokalami, gdzie można było coś zjeść i czegoś się napić, a obroty okazały się tak duże, że w końcu władze wprowadziły rygorystyczne ograniczenia, które zakazywały jakiegokolwiek rodzaju zarobkowania. W efekcie osada podupadła i pozostała podmiejskim zaściankiem aż do momentu, gdy w 1865 roku powstała tam stacja kolejowa. Dzięki niej lokalna gospodarka znów rozkwitła, a Shinjuku zaczęło się gwałtownie rozwijać.

Dziś Shinjuku jest głównym ośrodkiem administracyjnym i handlowym Tokio, centrum pełnym drapaczy chmur i lokali rozrywkowych. Każdego dnia przez stację kolejową Shinjuku przewija się ponad trzy i pół miliona osób, co zgodnie z Księgą Rekordów Guinnessa czyni ją najbardziej ruchliwą stacją na świecie.

W czasach gdy działa się ta historia, sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Shibayama i Ono przechadzali się wzdłuż ciemnej ulicy ze zniszczonym chodnikiem. Musieli stąpać ostrożnie, żeby się nie potknąć. Z obu stron otaczały ich rzędy zniszczonych i częściowo zrujnowanych budynków.

Zaledwie dwa lata wcześniej Japończycy przegrali wojnę. Jako ludzie ceniący sobie ciężką pracę i porządek nie szczędzili wysiłków, aby odbudować miasta, ale trudno było usunąć wszystkie ślady katastrofy. Amerykańskie naloty, które trwały od maja do sierpnia 1945 roku, sprawiły, że zniknęły całe dzielnice. Drewniane domy paliły się niczym zapałki. Ogniste tornado mogło pojawić się w ciągu kilku sekund i pochłonąć bezbronnych ludzi. Szacuje się, że w tych miesiącach zginęło od osiemdziesięciu do stu tysięcy osób. Mniej więcej połowa wszystkich budynków mieszkalnych w stolicy została zniszczona. W Shinjuku ofiarą amerykańskich nalotów padło około dziewięćdziesięciu procent całej zabudowy. Całą okolicę trzeba było dosłownie odbudować z popiołów.

Co dość typowe dla czasów powojennych, najpierw pojawił się czarny rynek. Zaczął rozrastać się w pobliżu wschodniego wyjścia ze stacji kolejowej Shinjuku, którą otwarto 20 sierpnia 1945 roku, pięć dni po kapitulacji Japonii. Rynek chełpił się optymistycznym sloganem „Światło bije z Shinjuku”. Można było na nim kupić trudno dostępną żywność, ubrania i różnego rodzaju dobra konsumpcyjne. W bezprawnie zajętych budynkach otaczających stragany mieściły się kawiarnie, bary i lokale rozrywkowe dla dorosłych. W Shinjuku otwarto pierwszy bar ze striptizem w Japonii.

Policjanci patrolujący tę okolicę znali ją bardzo dobrze. Ujmując rzecz nieco eufemistycznie, nie należała do najbezpieczniejszych. W poniedziałkowy wieczór ulice były niemal puste. Nic dziwnego – któż chciałby włóczyć się na tym zimnie? Funkcjonariusze zatrzymali się przy straganie z takoyaki, smażonymi w głębokim tłuszczu kulkami z ciasta nadziewanego mackami ośmiornicy. Podczas gdy Shibayama płacił sprzedawcy, Ono zauważył z daleka jakiegoś człowieka na rowerze. Słabo naoliwiony łańcuch głośno zgrzytał. Dźwięk przybliżał się z każdą chwilą i w końcu rowerzysta znalazł się tuż obok policjantów.

Nie wiadomo, który z funkcjonariuszy zdecydował się zatrzymać mężczyznę. Nie jest też jasne, dlaczego policjanci to zrobili. Coś w tym samotnym mężczyźnie obudziło ich podejrzenia. Poprosili go, by powiedział, kim jest, co oczywiście zrobił. Był to Ryutaro Nagasaki, zarządca domu pogrzebowego. Gdy policjanci zapytali go, co robi tak późno na dworze, Nagasaki powiedział, że wiezie do domu mandarynki, które otrzymał od krewnego. Policjanci obejrzeli rower i rzeczywiście zauważyli przywiązaną do bagażnika skrzynkę na owoce. Ono poprosił partnera, aby ten przyświecił mu latarką, i wyciągnął nóż. Nagasaki wyglądał na zaniepokojonego, poprosił, żeby zostawili pakunek w spokoju, bo będzie trudno ponownie go zamocować. Policjant zignorował tę uwagę, ściągnął skrzynkę z roweru i postawił ją na ziemi. Po jej otwarciu policjanci zobaczyli jakieś tkaniny, a pod nimi znaleźli malutkie zwłoki noworodka. Nagasaki spanikował i próbował uciec, ale od razu został zatrzymany.

Wyimek z gazety „Asahi Shimbun”, 15 stycznia 1948 roku:

12 stycznia około 20:30 niedaleko stacji Waseda patrolujący ulicę policjanci zatrzymali pięćdziesięcioczteroletniego mężczyznę, pana N. Miał rzekomo przewozić skrzynkę mandarynek na bagażniku swojego roweru. Gdy policjanci sprawdzili zawartość pudełka, okazało się, że są w nim zwłoki noworodka owinięte w pieluszkę i tkaną koszulę. Funkcjonariusze zabrali pana N. do jego miejsca pracy, domu pogrzebowego w Shinjuku w pobliżu Enokicho. Znaleziono tam kolejne cztery ciała niemowląt w drewnianych skrzynkach. Pan N. zeznał, że planował skremować wszystkie pięć ciał następnego dnia. Przyznał się także do tego, że od sierpnia 1947 roku skremował już dwadzieścia takich ciał.

Ono i Shibayama zabrali aresztowanego Nagasakiego, który rzeczywiście był zarządcą domu pogrzebowego, do jego miejsca pracy. Nagasaki otworzył drzwi, włączył blade światło i wskazał na drewniane skrzynki z pozostałymi ciałami. Powiedział, że tego dnia przekazano mu zwłoki w skrzynce po mandarynkach i zamierzał zawieźć je do domu pogrzebowego. Następnego dnia planował przeprowadzić ceremonię żałobną dla całej piątki.

Policjanci zapytali Nagasakiego, skąd pochodziły ciała. Niepewnie przyznał, że otrzymywał je z prywatnego oddziału położniczego w Shinjuku. Przybytek nosił nazwę Kotobuki. Policjanci przejrzeli akty zgonu – wszystkie podpisał lekarz. W każdym przypadku śmierć nastąpiła „z przyczyn naturalnych”. I na tym ta historia mogłaby się zakończyć, nie było bowiem nic niezwykłego w kilku niemowlętach, które zmarły podczas porodu. A jednak jakieś nieokreślone przeczucie sprawiło, że policjanci nie porzucili tej sprawy. Zdecydowali się dogłębniej zbadać okoliczności zgonów i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.

Fragment raportu policyjnego:

Wydawało mi się dziwne, że w ciągu zaledwie jednego dnia z małego prywatnego oddziału położniczego zabrano pięć martwych ciał. Co więcej, mężczyzna z domu pogrzebowego powiedział, że od ostatniej jesieni przeprowadził około dwudziestu tego typu pochówków. Ta liczba wydała mi się osobliwa. Uznałem, że wymaga to dokładniejszego zbadania.

Fakt, że policja tak bardzo zainteresowała się tą sprawą, był niezwykle pomyślnym zbiegiem okoliczności i dość nietypową sytuacją. W tamtym okresie wśród niemowląt panowała bardzo wysoka śmiertelność, w związku z czym nie uznawano ich życia za bardzo cenne. Aby zrozumieć, jak nietypowa była ta decyzja, powinniśmy bliżej przyjrzeć się czasom i okolicznościom towarzyszącym tym wydarzeniom.

W Japonii od zawsze zabijano niemowlęta. Istnieje tam nawet specjalny termin na dzieciobójstwo – mabiki. Dosłownie oznacza on „pielenie zachwaszczonego ogrodu z nadmiaru roślin”. Niemniej pod tą poetycką nazwą kryje się zbrodnia – umyślne zabicie istoty ludzkiej, która właśnie przyszła na świat.

8 grudnia 1973 roku w „New York Timesie” można było przeczytać:

W Japonii zabija się niemowlęta od ponad 1000 lat. Zjawisko to rozpowszechniło się na szeroką skalę w czasach feudalnego okresu Edo (1603–1868) jako sposób kontroli populacji. Rolnicy zabijali drugich lub trzecich synów zaraz po urodzeniu – proceder ten nazywano mabiki. (…) Córki pozostawiano zazwyczaj przy życiu, ponieważ można było wydać je za mąż, sprzedać jako służące lub prostytutki albo oddać na wychowanie jako gejsze lub profesjonalne artystki estradowe. Ale tylko w samej północnej Japonii każdego roku odnotowywano od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu tysięcy przypadków mabiki. Gdy w trakcie ostatnich trzydziestu lat XIX wieku Japonia zaczęła się modernizować, wprowadzono prawny zakaz dokonywania mabiki. Rozwój przemysłowy i militarny sprawił, że japońscy przywódcy zaczęli opowiadać się za wzrostem populacji. Po klęsce w drugiej wojnie światowej dzieciobójstwo jednak znów stało się popularne. Najwyższą liczbę jego przypadków – trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć – odnotowano w 1948 roku, z kolei najniższą dziesięć lat później, w 1958 roku – sto czternaście. Potem znów nastąpił wzrost, który utrzymuje się na stabilnym poziomie około stu siedemdziesięciu pięciu przypadków rocznie.

Ale funkcjonariusze z posterunku policji Waseda zetknęli się z tym procederem po raz pierwszy. Choć w powojennej Japonii dzieciobójstwo było szeroko rozpowszechnione, niewiele mówiło się tam o tej praktyce. Prawdopodobnie po prostu je lekceważono, ponieważ kraj borykał się z różnymi trudnościami i problemami: biedą, zrujnowanymi miastami, haniebną porażką, amerykańską okupacją, milionami ofiar śmiertelnych, tysiącami rannych i okaleczonych. Mogło się wydawać, że w ciągu ostatnich kilku lat mieszkańcy Tokio widzieli wszystko, nie zauważyli jednak martwych niemowląt. Aby odkryć, czy w ostatnim czasie zdarzały się podobne sytuacje, policja musiała zacząć przekopywać archiwa. Znaleziono co najmniej trzy przypadki dzieciobójstwa na masową skalę, do których doszło w ciągu ostatnich czterdziestu lat.

Pierwszy z nich zdarzył się na początku XX wieku w mieście o nazwie Saga na wyspie Kiusiu. W 1902 roku czterdziestodziewięcioletni wytwórca grzebieni i jego żona adoptowali dziecko ze wsi – sześciomiesięczną dziewczynkę. Jej rodzice zapłacili im siedemdziesiąt jenów, aby się nią zaopiekowali. Rok później dziewczynka zmarła w niejasnych okolicznościach. Sprawy tej nigdy nie zbadano, a para opiekunów uzyskała akt zgonu, w którym potwierdzono, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Nie było w tym nic niezwykłego – w końcu małe dziecko bardzo łatwo mogło po prostu zachorować i umrzeć. Jako że małżeństwu udało się uniknąć jakichkolwiek konsekwencji, zaczęło ono jeździć do sąsiednich prefektur w poszukiwaniu dzieci z nieprawego łoża. Mówiąc oględnie, rodzice nieślubnego potomstwa próbowali się go pozbywać na wiele różnych sposobów. Małżeństwo mówiło matkom, zazwyczaj młodym i biednym dziewczynom, że zajmą się dzieckiem, wyuczą je jakiegoś fachu i pomogą mu znaleźć pracę w mieście. Wydawało się to o wiele lepszą perspektywą niż trudne życie na wsi i fizyczna praca na polach ryżowych. Choć dzieci oddawali zwykle biedacy, zazwyczaj udawało im się zebrać od dziesięciu do dwudziestu pięciu jenów jako wyraz wdzięczności dla małżeństwa, które uważano za parę dobrych i szlachetnych ludzi, biorących na siebie odpowiedzialność za opiekę nad cudzymi dziećmi. Kłopotliwe potomstwo było zabierane do miasta, a potem nigdy więcej go nie widziano. Później odkryto, że uczynna para zabiła i pochowała ponad sześćdziesięcioro dzieci. W toku śledztwa wyszło na jaw, że niektóre z nich pochowano żywcem. Policja nigdy nie poinformowała opinii publicznej o tym, co działo się z dziećmi, zanim je zabito – albo nie mogła tego stwierdzić ze względu na stan ich ciał, albo nie chciała, by społeczeństwo się o tym dowiedziało.