Nad ziemią - Magdalena Szponar - ebook + audiobook + książka

Nad ziemią ebook i audiobook

Magdalena Szponar

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zanim prawda wyjdzie na jaw

Traumatyczne doświadczenia z przeszłości potrafią zepsuć nawet najlepiej zapowiadający się związek. Gdy pojawiają się zazdrość, głęboko skrywana tajemnica i brak zaufania, szanse na udaną relację stają się coraz mniejsze. Jednak ponowne spotkanie Igi i Olka budzi nadzieję na to, że razem będą w stanie przezwyciężyć wszystkie problemy. Oboje toczą trudną walkę z własnymi demonami. On będzie musiał uporać się problemami finansowymi w rodzinnej firmie, ona – z paniczną obawą o dziecko, które nosi pod sercem. Czy odnajdą w sobie siłę, by po raz kolejny dać szansę miłości?

Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc, czując, jak brakuje mi tlenu. Wydawało mi się, że ściany zaciskają się wokół mnie, że świat kurczy się i napiera z każdej strony. Ostatkiem sił powstrzymałam atak paniki. Byłam jednak pewna, że prędzej czy później do niego dojdzie, to jedynie kwestia czasu. Tak przeraźliwie bałam się reakcji Olka, tak przeraźliwie mocno chciałam wierzyć, że będzie taka, jak sugeruje Marta. Ale nie mogłam mieć tej pewności. Do dziś pamiętałam, jak opowiadał mi o Malwinie, o tym, jak próbowała nim manipulować, wykorzystując ciążę, jak przez te wszystkie lata nastawiała Janka przeciwko niemu. W końcu powiedział mi, że żałuje tamtych decyzji. A może będzie chciał do niej wrócić?

Magdalena Szponar
Pisarka niebanalna, bezkompromisowa, odważna. Zakochana w słowach, uzależniona od dobrych powieści – szczerych, trudnych, pozostających w pamięci na długo. W jej dorobku literackim możemy odnaleźć powieści o strażakach (W płomieniach oraz Bez powietrza), a także komedię romantyczną Wbrew regułom. Prywatnie zwariowana mama dwójki dzieci, oddana żona strażaka i polonistka z pasją.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 26 min

Lektor: Anna Rusiecka i Nikodem Kasprowicz
Oceny
4,6 (490 ocen)
356
82
30
17
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Gusia79

Nie polecam

Wymęczyła mnie ta część. Gdyby nie fakt, że jest to kontynuacja przerwałabym ją po przeczytaniu 1/3. Główni bohaterowie są beznadziejni, że aż boli. Ona ma traumę o której nie chce mu powiedzieć. Chce móc komuś ufać a sama kręci i kombinuje więc nie jest godna zaufania. On wie, że coś jest nie tak ale ciągle jest coś ważniejszego. I tak przez ponad 200 stron.
83
oligatorka22

Z braku laku…

Jak dla mnie szukanie problemów na siłę - byle napisać kolejną książkę, a można by było historię Igi i Olka napisać w jednym tomie.
83
karolina05987

Nie oderwiesz się od lektury

świetna polecam
20
Agusia1969

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna cała seria ♥️♥️🔥🔥polecam
20
Kot-Filemon

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna historia, autorka pisze rewelacyjnie trzyma czytelnika w napięciu cały czas. Bardzo polecam
21

Popularność




Tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia.

Albert Einstein

A ósmego dnia Bóg stworzył Strażaka… Kobietom i Mężczyznom, którzy bez wahania niosą pomoc, nawet z narażeniem własnego życia.

Oszukujemy siebie tak często, że gdyby nam za to płacili, moglibyśmy się spokojnie utrzymać.

Stephen King, Ręka mistrza

Zdolność do zadawania bólu to największa siła miłości.

Stephen King,

Prolog

Kilka miesięcy później

Ujęłam dłoń maleństwa, które miało zmienić cały świat. Dziewczynka spoglądała na mnie swoimi ciemnymi oczkami, jakby chciała zapytać, co tutaj robię, kim jestem i o co w tym wszystkim chodzi.

– Zawsze będę obok – wyszeptałam w odpowiedzi na nieme pytania, które mi zadała.

Nagle poczułam, jak jej piąstka zaciska się na moim palcu. Zaśmiałam się pod nosem, czując nabiegające do oczu łzy. Pomyślałam, że dla takich chwil warto żyć.

Świat jest okrutnym i niesprawiedliwym miejscem. Każdy z nas w pewnej chwili dochodzi do takiego wniosku, niestety. Zbierane przez całe życie doświadczenia powodują, że stajemy się zgorzkniali, a wszystko widzimy w ciemnych barwach. Dopiero kiedy spoglądamy w oczy dziecka i zauważamy, z jaką ciekawością i wręcz naiwną nadzieją patrzy na świat – dopiero wtedy dostrzegamy w tym wszystkim sens. Nic nie może równać się z obserwowaniem nowego życia.

Wiedziałam jednak, że ta chwila nie będzie trwać wiecznie, że nie będzie mi dane cieszyć się obecnością tej cudownej dziewczynki bez końca.

Wtem, jak na zawołanie, usłyszałam zamieszanie za drzwiami pokoju.

– Gdzie ona jest?! – zagrzmiał głos, który poznałabym wszędzie; głos, który od miesięcy dręczył mnie w snach.

– Olek, uspokój się – odwarknął ktoś inny. – Nie wejdziesz tam w takim stanie!

– Dobrze, oczywiście! Nie ma problemu. Poczekam na nią – ostatnie słowo wręcz wypluł – tutaj.

Przymknęłam oczy, czując, jak ucisk piąstki na moim palcu się rozluźnia. Wzięłam kilka głębokich oddechów i pozwoliłam, by maleńka rączka osunęła się na śnieżnobiały rożek, w który zawinięte było drobne ciałko. Podniosłam się i z duszą na ramieniu wycofałam, wpatrzona w spokojny sen dziewczynki – nieświadomej, jak wiele rzeczy dzieje się wokół niej.

Czas zmierzyć się z konsekwencjami własnych decyzji, pomyślałam. Położyłam dłoń na zimnej metalowej klamce. Miałam wrażenie, że jej chłód dociera aż do mojego serca. Zajmuje tam miejsce, rozgaszcza się, szepcze, że w końcu jest w domu. Bo moje serce zamarzło już miesiące temu. Zamieniło się w bryłę lodu. Cieszyło mnie to; w końcu niełatwo jest zniszczyć górę lodową, prawda?

Otworzyłam drzwi. Pierwsze, co ujrzałam, to wściekłe spojrzenie Olka. W jednej chwili wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Moje serce zabiło przeraźliwie, w ułamku sekundy roztapiając zalegający w nim lód. Nie byłam w stanie powstrzymać łez. Nie wiedziałam, czego spodziewać się po tym spotkaniu, do którego przecież musiało w końcu dojść. Kiedy jednak dostrzegłam w oczach Olka nienawiść, zrozumiałam, że to kara, na jaką zasłużyłam.

Miałam zamiar przyjąć ją z pokorą.

1

Iga

Teraz

– Co się stało, dziecko?

Takimi słowami powitała mnie mama, kiedy stanęłam bez zapowiedzi w progu domu rodziców. Po twarzy pociekły mi świeże łzy, choć płakałam prawie przez całą drogę z Warszawy do Mrokowa.

– Jestem w ciąży – szepnęłam, łkając jak małe dziecko.

Twarz mojej mamy się rozświetliła, choć jej oczy wciąż łypały na mnie ze zmartwieniem. W jednej chwili mama wciągnęła mnie w swoje ramiona. Płacząc, pozwoliłam zaprowadzić się do salonu. Usiadłyśmy na kanapie, a ja zadrżałam, kiedy straciłam na chwilę jej ciepło. Po sekundzie opatuliła mnie jednak kocem i znów mocno objęła. Wtuliłam się w nią jak mała dziewczynka, która łaknie pocieszenia. I tak się czułam. Wcale nie byłam teraz wielką Igą Walewską, najtwardszą babką w historii warszawskiego dziennikarstwa. Nie. Byłam małą, drżącą, cierpiącą dziewczynką, która potrzebowała swojej mamy.

– Opowiedz mi wszystko – wyszeptała, gładząc czule moje włosy.

Kiwnęłam głową, wsłuchując się w bicie jej serca. Było niespokojne, rytm zdecydowanie przyspieszał z każdą chwilą. Martwiła się. A ja dziękowałam w duchu, że mam ją przy sobie.

Po chwili zaczęłam mówić. Wraz z wychodzącymi z moich ust słowami z barków spadał mi wielki ciężar. Ciężar wątpliwości, żalu, wyrzutów sumienia.

Wiedziałam, że mama mnie nie oceni, że mnie zrozumie.

Tylko tego pragnęłam. Zrozumienia.

2

Olek

Odbijanie się od dna było trudne, tym bardziej że ciągnęło mnie do niego coraz więcej spraw. Obiecałem sobie jednak, obiecałem Jankowi i… Idze. Obiecałem, że ogarnę burdel, w jaki zamieniło się moje życie.

To właśnie starałem się robić.

Ostatnia rozmowa z Igą nie poszła tak, jak bym chciał. Raczej nie powinienem był wtedy do niej dzwonić, ale czułem irracjonalną potrzebę usłyszenia jej głosu. Usłyszenia, że będzie chciała zaczekać, że mnie rozumie. Gdzieś w głębi serca miałem wątpliwości. Nie wiedziałem, jak sam postąpiłbym w takiej sytuacji. Teraz jednak było już za późno na zmiany. Wyznaczyłem sobie czas do moich trzydziestych urodzin, które wypadały za trzy tygodnie. Dużo? Mało? Nie miałem pojęcia, ale potrzebowałem takiej granicy.

Ciągle jednak martwiłem się o Igę. Po świętach wróciła do Warszawy tylko na chwilę, potem znów pojechała do rodziców. Podobno wzięła więcej urlopu. Tego wszystkiego dowiedziałem się od Rafała, a ten z kolei usłyszał to od Marty, która – swoją drogą – była cholernie niezadowolona z mojego postępowania. Nie umiałem jej winić.

Dziwne przeczucie towarzyszyło mi każdego dnia. Wciąż zastanawiałem się, co robi Iga, o czym myśli, czy tęskni. Nie miałem jednak odwagi, by zadzwonić, a tym bardziej przyjechać. Byłem wrakiem człowieka, a Iga zasługiwała na kogoś lepszego. Dla niej chciałem stać się lepszy.

Rozpocząłem prostowanie swoich spraw. Misiek wciąż leżał w szpitalu, ale jego stan określano w końcu jako stabilny, co jednak wcale nie było jeszcze powodem do radości. Wiedzieliśmy, co może oznaczać taki wypadek. Michał oberwał w głowę tak mocno, że nawet hełm nie był w stanie jej ochronić. Jak wielkich doznał uszkodzeń, mieliśmy dowiedzieć się dopiero za jakiś czas, kiedy się ocknie. Poza tym połamał sobie kilka kości, ale to akurat najmniejszy problem – kości się zrosną. W każdym razie było oczywiste, że Misiek nie będzie mógł wrócić do służby zbyt szybko. O ile w ogóle będzie mógł…

Nadal czułem wyrzuty sumienia. Trawiły ciało, zżerały serce, wypalały dziury w mojej już krwawiącej duszy. Nie radziłem sobie z nimi zbyt dobrze. Dlatego też wraz z Młodym zorganizowaliśmy zbiórkę wśród strażaków ze wszystkich warszawskich jednostek. Krystian wymyślił akcję „Ratunek Challenge”. „Ratunek” to komunikat, jaki w radiu przekazywali sobie strażacy, gdy jeden z nich był ranny. Jedno słowo, które niosło za sobą tak wiele cierpienia. W wyzwaniu Młodego chodziło o zwykłe podciągnięcia na drążku. Wszyscy strażacy bardzo dobrze znali to ćwiczenie, w końcu należało do zestawu testów sprawnościowych. Akcja była prosta: każde podciągnięcie to jedna złotówka przelana na konto Michała. Byłem dumny z mojej remizy. Chłopaki dawali radę i po raz kolejny udowodnili, że straż to nie tylko zawód; to przynależność do jednej wielkiej rodziny.

– Ktoś wpłacił na konto zbiórki ćwierć miliona pieprzonych złotówek – powiedział mi pewnego dnia Młody, ekscytując się tą nowiną. Próbowałem udawać zdziwienie i chyba nawet mi wyszło. Jedynie Rafał spojrzał na mnie dziwnie, ze zrozumieniem. Nie skomentowałem tego, nie wiedziałem jak. W sercu jednak przyznałem, że w końcu znalazłem odpowiedni sposób na to, by wykorzystać mój fundusz powierniczy.

Mimo wszystko jednak tym, co najbardziej mi pomogło, była rozmowa z Irkiem. Został mu jeszcze miesiąc zwolnienia, a potem zamierzał przenieść się do biura. Nie czuł się w pełni na siłach, by wracać na podział. Pewnego dnia, kiedy mieliśmy służbę, wpadł do remizy. Prawie od razu odciągnął mnie na bok i powiedział słowa, które zapamiętam do końca życia:

– Olek… Bycie dowódcą to nie tylko pokazywanie ludziom palcem, co mają robić. Dowódca przede wszystkim wspiera swoich przyjaciół. Nie tylko podczas akcji, ale też poza remizą. A ty właśnie to robisz.

– Nie wiem, stary, czy się do tego nadaję – powiedziałem wówczas. – Zbyt duża odpowiedzialność. – Pokręciłem głową.

– Odpowiedzialność to nie brzemię. To zaszczyt. Każda akcja będzie dla ciebie nauką, nieważne, czy ktoś zginie, czy nie. Nikt jeszcze nie zjadł wszystkich rozumów, by znać odpowiedź na każde pytanie. W naszym zawodzie jednak nie można popełniać błędów. A ty, Olek, jesteś wystarczająco mądry, by ich nie popełniać.

– Misiek… – zacząłem.

– Misiek mógł tam umrzeć, gdybyś nie wleciał po niego do budynku, który walił się w posadach.

Nie patrzyłem na to w ten sposób. Gdy Irek to powiedział, na zmianę otwierałem i zamykałem usta, ale nie znalazłem żadnej odpowiedzi.

– To właśnie jest odpowiedzialność, o której mówisz, chłopie – powiedział i poklepał mnie po plecach, odchodząc po chwili do reszty chłopaków.

Odpowiedzialność. Dopiero teraz zrozumiałem. Byłem odpowiedzialny za Michała i nie zostawiłem go tam na pastwę losu. Gdybym nie wszedł do środka, nie wiem, czy Rafał i Młody poradziliby sobie z tą kłodą. Byłem strażakiem; dobrze wiedziałem, że w walce o życie liczy się każda sekunda. Każda minuta przybliża poszkodowanego do cienkiej granicy, za którą jest tylko śmierć. Dlatego reagujemy tak szybko, dlatego zawsze jesteśmy gotowi podjąć decyzję w ułamku chwili.

Dzięki rozmowie z Irkiem z serca spadł mi spory kamień. Ten facet wiedział, o czym mówił. Na jego służbie, pod jego dowództwem, zginął Krystian. Rafał przez wiele miesięcy nie mógł mu tego wybaczyć, aż w końcu zrozumiał, że Irek nie poniósł tutaj winy. Ostatecznie każdy z nas sam dokonuje tego wyboru: wejść do ognia czy się wycofać. Nikt nie pcha nas w płomienie. Sami wchodzimy do środka i, cholera, robimy to z uśmiechem na ustach oraz dumą w sercu.

Kiedy w szkole jeden z chłopaków, który miał właśnie ciężki okres, zapytał oficera, po co to wszystko, po co zostać strażakiem, ten powiedział mu po prostu: ktoś musi. W tych dwóch słowach kryły się wszystkie odpowiedzi, cała mądrość. Ktoś musi. A tym kimś jesteśmy właśnie my, mężczyźni i kobiety, którzy na widok ognia wołają: „witaj, stary przyjacielu”.

Dzisiaj czekało mnie o wiele gorsze wyzwanie i nie wiedziałem, czy sobie z nim poradzę. Nadszedł bowiem czas na rozmowę z ojcem. W końcu musiało do niej dojść. Niby chciałem się jakoś do niej przygotować, ale rozumiałem, że to niemożliwe. Tym bardziej że mieliśmy się spotkać w gmachu Gajda Financials w samym centrum Warszawy.

Gdyby to ode mnie zależało, do spotkania doszłoby chyba później. Brakowało mi odwagi. W sumie nie widziałem się z nim od pogrzebu mamy w Wigilię. Drobnymi kroczkami naprawiałem relację z Anastazją i Maksem. Wszystko było na dobrej drodze: spotykaliśmy się częściej, zaangażowałem się w ich życie. Dzięki temu dowiedziałem się też, że Maks zalicza właśnie nawrót depresji. Tak… To z tym demonem walczył, odkąd zdiagnozowano chorobę, gdy był nastolatkiem. I, kurwa, czułem się winny. Znowu.

Teraz stałem pod wielkim budynkiem w centrum Warszawy, który zionął przepychem i majestatem. Serce waliło mi bardziej niż podczas najtrudniejszych akcji. Wydawało mi się, że żywioł, z jakim zmagam się na co dzień, jest niczym w porównaniu z tym, co czeka mnie tutaj. W mojej głowie pojawił się jednak obraz roześmianej Igi. Tak, dla niej warto było podjąć każde wyzwanie.

Wszedłem do środka, a drogę na samą górę pamiętam już jak przez mgłę. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym niż walenie mojego serca i próby opanowania oddechu. Może byłem mięczakiem, spoko, ale bałem się rozmowy z moim ojcem. Bałem się widoku rozczarowania w jego oczach. Wiedział o Miśku. Wiedział o wszystkim.

Miła i bardzo młoda sekretarka kazała mi usiąść przed gabinetem ojca. Powiedziała, że szefowie już kończą wideokonferencję. Szefowie. Dziwnie to zabrzmiało, choć rozumiałem zamiar. Mój ojciec ustąpił miejsca Maksowi, który w dniu ostatnich urodzin mamy stał się prezesem Gajda Financials. Odejście z takiej firmy nie było jednak tak proste, jakby się wydawało. Ojciec liczył na czas, który będzie mógł spędzić z mamą, dlatego zrezygnował. Ona jednak odeszła… zbyt szybko dla wszystkich. Byłem ciekaw, czy Maks nie usunie się jednak ze stanowiska, skoro ojciec nie musi się już zajmować naszą mamą.

– Cześć, Olek! – Usłyszałem nagle głos brata, aż podskoczyłem na miejscu. Wychylił się zza drzwi gabinetu i patrzył na mnie tymi swoimi stalowymi oczami. Wyglądał jak zawsze, ale ja znałem go najlepiej. Walczył. Wciąż walczył, a ja chciałem zrobić wszystko, by tej walki nie przegrał. – Właź – dodał jeszcze z krzywym uśmiechem i zniknął wewnątrz, zostawiając otwarte drzwi.

Mówiłem. Gorzej niż wejście do palącego się budynku.

– Ojcze – rzuciłem, przekraczając próg.

Zdziwiło mnie, że nie siedział przy swoim wielkim biurku. Jak widać, oddał je Maksowi, a sam zajął miejsce przy równie dużym stole konferencyjnym.

– Aleksandrze… – Kiwnął mi głową i wskazał na miejsce naprzeciw siebie, które niechętnie zająłem. Mojej uwadze nie umknęło spojrzenie, jakim mnie zmierzył. Cóż, w podartych dżinsach, koszulce i sportowej kurtce nie bardzo pasowałem do tego pomieszczenia. Życie. Kątem oka wychwyciłem też krzywy uśmieszek Maksa. Taaa, też to zauważył.

– Myślałem, że spotkamy się na bardziej neutralnym gruncie – powiedziałem.

Starałem się zachować swobodną pozę i ukryć drżenie rąk. Nie wiedziałem, czy mi to wychodziło, ale naprawdę bardzo się starałem.

– Może i tak byłoby lepiej – odparł ojciec, stukając w blat piórem, które kosztowało więcej niż moja beemka. – Jednak miałem tutaj sporo spraw do domknięcia – spojrzał na Maksa – zanim odejdę na emeryturę.

Czyli jednak. Nie chciał wracać. Starałem się ukryć zaskoczenie.

– Spotkaliśmy się tutaj też z innego powodu – dodał mój brat, wcisnął guzik na telefonie i po chwili mruknął do słuchawki: „zaproś ich”.

Tym razem nie umiałem ukryć zdziwienia. Łypałem to na jednego, to na drugiego, zastanawiając się, o co tutaj tak właściwie chodzi. W następnej sekundzie drzwi gabinetu się otworzyły. Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem Nastkę w towarzystwie rodzinnego prawnika Dariusza Nowaka. Zmarszczka między moimi brwiami tylko się powiększyła. Siostra uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, pochyliła i musnęła ustami mój policzek. Gdy spojrzałem na Maksa, zauważyłem, że unika mojego wzroku.

– Wiedziałem, że nie mogę zdradzić ci prawdziwego powodu tego spotkania. – Usłyszałem ojca. – Wówczas w życiu byś się tutaj nie pojawił.

Spojrzałem na ojca, a na usta cisnęły mi się same przekleństwa. Próbował manipulować mną przez całe życie, nawet teraz, gdy mieliśmy się pogodzić. Kurwa, nie potrafiłem w to uwierzyć.

– Dzień dobry – rzucił Darek i podał mi rękę. Był odrobinę młodszy od naszego ojca, ale zawsze byliśmy z sobą na ty. Jego wygląd mógł mylić: zawsze wygłaskany, w garniaku od najlepszego projektanta, z idealną fryzurą i przystrzyżonym zarostem, sprawiał wrażenie aktora albo jakiegoś celebryty, a nie prawnika. Pozory jednak potrafiły mylić, coś już o tym wiedziałem.

– Czy możemy zaczynać? – zapytał, patrząc na każdego po kolei. Wszyscy oprócz mnie zgodnie kiwnęli głowami.

– Co zaczynać? – warknąłem.

– Odczytanie testamentu Heleny Gajdy – odparł Darek, rozsiadając się za stołem.

Wyjmował z teczki jakieś papiery, a ja obserwowałem go z prawdopodobnie najgłupszą miną na świecie. Testamentu? Kurwa… W jednym ojciec miał rację, przyznałem niechętnie w myślach, nigdy bym się tutaj nie pojawił, gdybym znał prawdę.

Siedziałem i słuchałem słów podyktowanych przez mamę tuż przed śmiercią. Nawet ojciec nie wiedział, co znalazło się w tym dokumencie. Zauważyłem, że każdy z nas wpatruje się w jeden punkt, jakbyśmy nie mogli spojrzeć sobie w oczy. No tak, ta sytuacja w ogóle nie powinna się zdarzyć. W jakiś kompletnie irracjonalny sposób powodowała, że śmierć mamy stała się jeszcze bardziej realna. Jej brak. Brak jej uśmiechu, jej słów, jej ciepła. Tego wszystkiego, z czego sam zrezygnowałem na dziesięć lat i czego już nigdy nie miałem zaznać.

Godzinę później wszystko było jasne. A ja? Wciąż milczałem. Kiwnąłem jedynie głową ojcu, który pożegnał się z nami szybko. Wiedziałem, że jest w szoku, że nie może się pogodzić z wolą mamy. Nastka opuściła gabinet z niewyraźną miną: nie była pewna, jak zareagować. W końcu zostałem sam z Maksem, który przyglądał się mi z zainteresowaniem, ale i ze zmartwieniem.

– Co z tym zrobisz? – zapytał w końcu.

Zaciskałem i rozluźniałem pięści, czując potworną złość. Tak, to było tak bardzo w stylu mamy, że nawet mnie nie zdziwiło.

– A co mogę zrobić z pieprzoną jedną czwartą udziałów w firmie? – zadałem mu pytanie, które krążyło mi po głowie, odkąd usłyszałem, że mama oddaje mi wszystkie swoje udziały. Bezwarunkowo. Ot tak, po prostu, stałem się współwłaścicielem Gajda Financials.

Maks zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.

– To było w jej stylu, nie sądzisz? – rzucił, a ja tylko pokiwałem głową. – Nie wiem, co z tym zrobisz, ale chciałbym, żebyś miał świadomość, że chcę cię tutaj. Chcę w końcu mieć brata obok siebie.

Słowa te trafiły w sam środek mojego serca. Wiedziałem, że nie są czczym gadaniem, że mają znaczenie. Mój brat mnie potrzebował. Nie tylko w firmie, na niej w końcu się nie znałem. Potrzebował mnie w swoim życiu. Widziałem to w jego podkrążonych oczach, bladej cerze, lekko drżących dłoniach.

Nie mogłem mu odmówić, prawda?

3

Iga

Czy każdy dzień miał już wyglądać tak samo? Budziłam się zlana potem, czułam, że śniło mi się coś niedobrego, ale ów sen był jedynie zamazaną plamą. Pozostawiał po sobie tylko mgliste wrażenie, że wydarzyło się coś złego. To jednak wystarczyło, bym czuła się podle od samego rana.

To był dopiero początek ciąży, ale już dopadły mnie poranne mdłości. Żeby nie spędzać godzin w łazience z rozstrojem żołądka, musiałam wmuszać w siebie śniadanie o nieludzkich porach. Piąta rano, szósta. Każdego dnia budziły mnie albo okropny głód, albo potworne nudności. Nawet jednak to nie odbierało mi radości z faktu, że będę mamą. Nic mi tego już nie odbierze, bo nie pozwolę, by temu maleństwu cokolwiek się stało.

Żałowałam, że nie mogłam dzielić tej radości z Martą… no i z Olkiem. Kiedy przenosiłam się do rodziców, powiedziałam jedynie część prawdy: że nie ułożyło mi się z Olkiem, że w pracy wszystko się posypało, że potrzebuję chwili wytchnienia. Wciąż nie powiedziałam o ciąży nikomu oprócz rodziców i przełożonych – nie umiałam zebrać się w sobie. Brakowało mi odwagi. Czego się bałam? Wiedziałam, że moja przyjaciółka wspierałaby mnie na każdym kroku, ale byłam też pewna, że zacznie naciskać, abym powiedziała prawdę Olkowi, a tego nie chciałam robić. Byłam przerażona na myśl o tym, jak zareaguje. Przecież wyraźnie powiedział, że ma dość problemów na głowie, że musi sobie to poukładać. Nie zniosłabym odrzucenia, nie poradziłabym z tym sobie. Nie mogłam też ryzykować. Bałam się o dziecko, o to, że stres może mu zaszkodzić. Tak samo jak wtedy. Nigdy nie dopuszczę, aby cokolwiek groziło życiu, jakie rozwijało się pod moim sercem. Dlatego wolałam milczeć, choć wywoływało to we mnie wielkie wyrzuty sumienia.

Zrezygnowałam ze stanowiska naczelnej. Tak, wiem. Niewiele osób byłoby w stanie mnie zrozumieć. W końcu taka okazja nie zdarza się zbyt często; ba, chyba prawie nigdy. Zarząd był jednak wyrozumiały, a ja nie owijałam w bawełnę. Poinformowałam go, że już kiedyś straciłam ciążę i że nie dopuszczę do tego ponownie. Nie oczekiwałam, że ta posada będzie na mnie czekać; wiedziałam, że to niemożliwe. Z wdzięcznością przyjęłam jednak propozycję pani Adelajdy, która chciała, abym udała się na zwolnienie lekarskie, a później na urlop macierzyński. Miałam wrócić, kiedy będę gotowa. To wszystko okazało się dla mnie dość trudne. Byłam żywiołem, nie umiałam usiedzieć w miejscu, potrzebowałam wciąż kolejnych wyzwań, celów do realizowania. Dlatego też zaczęłam… pisać książkę. Nie liczyłam, że cokolwiek z tego wyjdzie, ale czułam potrzebę przelewania myśli na papier. Dotychczas wystarczało mi tworzenie artykułów, a gdy tego zabrakło, zaczynałam wariować.

Teraz siedziałam właśnie na oszklonej werandzie z tyłu domu, sączyłam miętową herbatę i wpatrywałam się w cudowny widok zimowego ogrodu za oknem. Już jakiś czas temu ojciec postawił tutaj kozę, w której teraz tlił się ogień rozgrzewający otoczenie. Rodzice wyjechali na zakupy, a ja biłam się z myślami. Chciałam… nie, musiałam w końcu zadzwonić do Marty. Zbywałam ją krótkimi wiadomościami, ale wiedziałam, że na dłuższą metę to nie zda egzaminu. Przewracałam więc telefon w dłoniach, nie mogąc zdobyć się na odwagę.

– Dobra – mruknęłam do siebie. – Raz kozie śmierć…

Wybrałam numer Marty i czekałam na połączenie. Każdy sygnał brzmiał dla mnie jak wyrzut sumienia. Byłam okropną przyjaciółką.

– No w końcu! – Usłyszałam wściekły głosik.

– Marta, przepraszam – zaczęłam od razu. – Ja… Nie, w sumie… Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Dałam ciała.

– Oczekuję wyjaśnień – odparła.

– Tak, wiem, ale to nie jest rozmowa na telefon. – Dobra, przyznaję się: to była tylko wymówka.

– To się świetnie składa! Właśnie stoję przed drzwiami, otwieraj – warknęła, a ja jak na zawołanie usłyszałam też dźwięk dzwonka do drzwi.

– Co do cholery… – mruknęłam pod nosem, odsuwając telefon od ucha, skąd jeszcze dobiegło do mnie głośne „słyszałam!”.

Rozłączyłam się i na drżących nogach weszłam do domu, kierując się od razu do wejścia. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Martę. Wściekłą Martę. Za nią przed domem stał czerwony mustang, z którego wnętrza kiwnął mi Rafał. Gdy wpuszczałam przyjaciółkę do środka, odjechał. No tak, strzeżona zawsze i wszędzie, pomyślałam, a w moim sercu rozlało się ciepło. Cieszyłam się, że Marta ma kogoś, kto tak bardzo o nią dba.

– Wyglądasz okropnie.

Taa, jakbym nie wiedziała. Ale serio… Może to ciąża, może bezkresna tęsknota za Olkiem. Wreszcie: może to po prostu sumienie. Cokolwiek to było, zrobiło ze mnie wrak człowieka. Kiedy przechodziłam z Martą do salonu, zerknęłam w lustro stojące w przedpokoju. Cień. Tyle ze mnie zostało. Moje niegdyś lśniące włosy teraz były matowe i niechlujnie związane na czubku głowy. Z makijażu zrezygnowałam, bezpieczna przystań domu rodziców wydawała mi się od zawsze miejscem, w którym nie musiałam przed nikim udawać twardej. Wyciągnięty sweter i szare legginsy dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy. Po wielkiej Idze Walewskiej, która siała postrach w dziennikarskim światku Warszawy, pozostała mała, zalękniona, skrzywdzona dziewczynka.

Usiadłyśmy obok siebie na kanapie. Pokaźny już brzuszek Marty dodawał jej jedynie uroku. To już piąty miesiąc, a moja przyjaciółka wydawała się promienieć. Do twarzy jej było w tym stanie, to pewne. A może to zasługa wsparcia Rafała? Nie wiedziałam, ale cieszyłam się, że znosi to wszystko bardzo dobrze.

– Jak się czujesz? – zapytałam, choć odpowiedź miałam przed oczami.

– Źle – odparła Marta, czym mnie zdziwiła. Spojrzałam w końcu w jej oczy, które wpatrywały się we mnie zmartwione. Wtedy zrozumiałam: czuje się źle przeze mnie.

– Przepraszam – rzuciłam jak na automacie. Miałam wrażenie, że powinnam ciągle przepraszać cały świat za swoje błędy.

– Przestań! – warknęła. – Nie masz mnie przepraszać. Masz mi powiedzieć, co się dzieje, żebym mogła ci pomóc. Nie rozumiem, Iguś. Wyjechałaś z Warszawy, zrezygnowałaś z pracy. Mówiłaś mi, że to przez rozstanie z Olkiem. Nie wyglądasz mi jednak na kogoś, kto po prostu jest nieszczęśliwie zakochany. Skarbie, wyglądasz, zachowujesz się… jak wtedy. – Wyrzucała z siebie słowa szybko i chwilami bez ładu. Widziałam, jak bardzo jest roztrzęsiona, i potrafiłam myśleć jedynie o tym, że może jej to zaszkodzić. Ujęłam więc drżące dłonie Marty i ścisnęłam lekko, by dopuściła mnie do głosu.

Widząc jej minę, jej zmartwienie, podjęłam decyzję.

– Powiem ci, ale nie świruj, dobrze? I proszę, nie zmuszaj mnie do niczego – zaczęłam, a kiedy Marta kiwnęła głową, kontynuowałam: – Jestem w ciąży.

Oczy mojej przyjaciółki zrobiły się jeszcze większe niż zazwyczaj. Jej twarz wyrażała czysty szok. Dopiero po chwili Marta ocknęła się i z piskiem rzuciła na moją szyję.

– Będę ciocią! – krzyczała, a ja nic nie mogłam poradzić na uśmiech, który wylewał mi się na usta.

– Tak, będziesz. – Zaśmiałam się, gdy Marta odsunęła się ode mnie i zaczęła badawczo śledzić wzrokiem moją twarz.

– Nie powiedziałaś mu, tak? To dlatego uciekłaś?

Ta mała cholera była zbyt mądra. Albo mnie było zbyt łatwo przejrzeć.

– Między innymi – szepnęłam.

– Oj, Iguś… Coś ty narobiła. – Marta pokręciła głową i wciągnęła mnie pod swoje ramię. Pozwoliłam na to i po chwili już przytulałam się do niej, kładąc dłoń na jej brzuchu. Czułam pod palcami ruchy dziecka. To było najwspanialsze uczucie pod słońcem. Bezwiednie przesunęłam dłonią po własnym brzuchu, nie mogąc doczekać się chwili, w której poczuję takie ruchy pod sercem.

– Masz tam małego piłkarza. – Zaśmiałam się.

– Albo piłkarkę.

– Wciąż nie chcecie wiedzieć? – Zerknęłam na nią z dołu.

– Nie. Chcemy niespodziankę, ale wybraliśmy już imiona.

Wyprostowałam się i spojrzałam na nią wyczekująco.

– Ewa albo Artur – powiedziała, uśmiechając się lekko. Pogładziła swój brzuch, a jej twarz wyrażała teraz tyle miłości, że aż zadrżałam. No tak, mogłam spodziewać się akurat takiego wyboru imion. Mama Marty albo ojciec Rafała: tak chcieli upamiętnić osoby, które wywarły na nich największy wpływ.

– Iga… – Marta zaczęła po chwili i od razu wiedziałam, o co jej chodzi.

– Nie, proszę – przerwałam. – Nie namawiaj mnie. Nie mogę. Boję się. Nie dam rady – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu. – I ty też mu nie mów, dobrze? Ja… W końcu zdobędę się na odwagę, tylko… Olek musi mieć teraz czas dla siebie, musi ogarnąć swoje sprawy.

Marta przyglądała się mi z trwogą i żalem. Dobrze wiedziała, że to jedynie wymówki, domyślała się prawdy. Mogłam mieć tylko nadzieję, że uszanuje moją wolę.

– Iguś, on nie jest taki jak Michał – powiedziała, a ja z bólu musiałam przymknąć oczy. Proszę, myślałam, nie chcę do tego wracać. – Olek ucieszy się, jeśli mu powiesz. Będzie cię wspierał. Nie zawiedziesz się na nim.

Nie zdołałam odpowiedzieć. Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc, czując, jak brakuje mi tlenu. Wydawało mi się, że ściany zaciskają się wokół mnie, że świat kurczy się i napiera z każdej strony. Ostatkiem sił powstrzymałam atak paniki. Byłam jednak pewna, że prędzej czy później do niego dojdzie, to jedynie kwestia czasu. Tak przeraźliwie bałam się reakcji Olka, tak przeraźliwie mocno chciałam wierzyć, że będzie taka, jak sugeruje Marta. Ale nie mogłam mieć tej pewności. Do dziś pamiętałam, jak opowiadał mi o Malwinie, o tym, jak próbowała nim manipulować, wykorzystując ciążę, jak przez te wszystkie lata nastawiała Janka przeciwko niemu. W końcu powiedział mi, że żałuje tamtych decyzji. A może będzie chciał do niej wrócić? Może będzie chciał na nowo założyć rodzinę z kobietą, którą kochał. To z nią miał już syna. Jak mogłam wtrącać się teraz w jego życie? Wymagać czegokolwiek? Nie miałam pojęcia, czy czuł do mnie coś więcej niż pożądanie. Nie deklarowaliśmy sobie niczego. A jeśli pomyśli, że i ja chcę nim manipulować? Złapać go na dziecko teraz, kiedy wiem, z jakiej rodziny pochodzi? Nie. To było zbyt duże ryzyko.

– Widzę, jak myślisz – szepnęła Marta, ściskając moją dłoń. – A czasami warto odpuścić i posłuchać serca.

Głosu serca przestałam słuchać już jakiś czas temu. W tym względzie nic nie miało się zmienić. Serce podpowiadało mi kiedyś, bym kochała Michała. I jak na tym wyszłam? Nie. Ono było ślepe, chwiejne, naiwne. Jego głos był podyktowany chwilą, nagłą potrzebą, cierpieniem i… słabością. To mój rozum był silny, to on utrzymywał mnie na powierzchni ziemi, kiedy wszystko inne spychało mnie w przepaść. To jego powinnam słuchać.

– Powiem mu, ale wtedy, gdy sam będzie chciał do mnie przyjść – powiedziałam w końcu. – Prosił mnie, bym dała mu czas. Nie mogę teraz wyskoczyć z taką rewelacją. Nie mogę zrzucić mu tego na ramiona.

– Dziecko to nie ciężar – odparła.

– Tak, wiem… Jednak nie chcę, by Olek czuł się do czegokolwiek zobowiązany. Nie będę ryzykować. Wiesz, jak mówią… Jeśli kogoś kochasz, puść go wolno. Olek ma otwartą drogę do mojego serca. Ale nie będę go na nią wpychać. To musi być jego decyzja.

– Oj, Iguś… – szepnęła Marta i przytuliła mnie jeszcze mocniej.

Byłam pewna, że nie rozumie tej decyzji, że jej nie popiera. Byłam też pewna, że ją uszanuje i nie zrobi nic przeciwko mnie. Marcie oraz swojej rodzinie ufałam bezgranicznie. Tylko oni potrafili mi zapewnić bezpieczeństwo, gdy największym zagrożeniem okazywał się głos mojego własnego serca.

4

Olek

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu facebook.com/WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29

Nad ziemią

ISBN: 978-83-8313-022-4

© Magdalena Szponar i Wydawnictwo Amare 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Joanna Ginter

Korekta: Marta Martynowicz

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://wydawnictwo-amare.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek