Nasz kawałek nieba 2 - Martyna Janiszewska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Nasz kawałek nieba 2 ebook i audiobook

Martyna Janiszewska

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

39 osób interesuje się tą książką

Opis

„Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem diabelskie spojrzenie tego chłopaka potrafiło wywołać uśmiech na mojej twarzy”.

Podczas wycieczki na Uniwersytet Oksfordzki w Londynie, którą burmistrz zorganizował dla najlepszych uczniów Broken Arrow, Liliana uświadomiła sobie, jak bardzo zmieniła się otaczająca ją rzeczywistość, i co jest dla niej naprawdę ważne. Znów miała blisko siebie przyjaciół z dzieciństwa: szczególnie jednego z nich: Xandera.

Chłopak stał się dla niej niezwykle ważny. Chciała czuć, że przez cały czas jest obok niej.

Niestety miłe chwile z paczką przyjaciół i Xanderem szybko przeradzają się jedynie we wspomnienie, gdy tragedia odciska piętno na życiu dziewczyny. Czy i tym razem uda się jej stanąć na nogi? Czy chłopak o diabelskim spojrzeniu zostanie przy niej?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

                                                                                                                                                                                     Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 539

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 51 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Monika Chrzanowska; Antoni Trzepałko

Oceny
3,9 (9 ocen)
3
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ann_xoxo

Całkiem niezła

dłużyła mi się ta część ale jest ok
00
marynioka2

Dobrze spędzony czas

Polecam
00

Popularność




Copyright © for the text by Martyna Janiszewska

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Anna Suchańska

Korekta: Joanna Błakita, Martyna Góralewska, Dominika Kalisz

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-68402-80-3 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

WSTĘP

Drogi Czytelniku! Witam Cię w kontynuacji historii dzieci w czepku urodzonych. Jestem niesamowicie wdzięczna, że początek ich przygód zaciekawił Cię na tyle, abyś ponownie do nich zajrzał. Mam nadzieję, że każda kolejna część będzie wzbudzała w Tobie wiele emocji. Ponownie zapraszam Cię do tego świata oraz jego niestandardowej rzeczywistości.

Martyna

OSTRZEŻENIE

Nasz kawałek nieba 2 porusza tematy przemocy fizycznej i psychicznej, straty bliskiej osoby oraz kryzysów emocjonalnych. Zachowanie bohaterów w wielu sytuacjach przedstawionych w tej historii jest nieodpowiednie oraz toksyczne i ja – jako autorka, tego nie popieram. Pamiętaj, proszenie o pomoc jest oznaką odwagi, nie słabości. Pod tymi numerami znajdziesz osoby, z którymi możesz porozmawiać:

116 111 – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży;

116 123 – bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dorosłych;

800 120 002 – bezpłatny ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie;

800 70 22 22 – centrum wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego.

Dbaj o swoje zdrowie.

PROLOG

Xander

Od szóstego roku życia uczyłem się grać na fortepianie. Lubiłem to; szczerze lubiłem najmniejszy aspekt związany z graniem na tym instrumencie. To, jak młoteczki uderzały w struny fortepianu, a dzięki temu powstawał idealnie brzmiący dźwięk, będący uosobieniem wszystkich emocji, jakie w sobie skrywałem. Uwielbiałem godziny poświęcone na lekcje gry, mimo że bolały mnie dłonie, palce… Mimo że bolało mnie wszystko. Oddałem duszę temu instrumentowi, bo satysfakcja, która narastała z każdym zagranym utworem, przewyższała wszystkie zakładane normy. Kochałem grać na fortepianie do dnia, gdy musiałem wystąpić przed całym miastem. Miałem pokazać się z jak najlepszej strony, być tym idealnym dzieckiem z nieskazitelnie czystym sercem. Matka wybrała utwór, którego nie potrafiłem zagrać. La campanella potrafi odbijać się echem w mojej głowie do tej pory, a to wszystko przez jedną drobną pomyłkę, w wyniku której moja dłoń spotkała się z ogniem.

Sparzyłem się na scenie, sparzyłem się za kulisami, a na koniec spaliłem swoją miłość do muzyki, i to wszystko przez moją matkę.

Dziś śmiało mógłbym porównać uczucie, jakim darzę Snow, do gry na fortepianie.

ROZDZIAŁ 1

Liliana

Zafascynowana, szłam alejkami kampusu Oksfordu. Rozglądałam się dosłownie po całej okolicy i nie zamierzałam pominąć najmniejszego zakamarka. Było tu pięknie, wręcz perfekcyjnie – masa zielonych terenów oraz wielkie, estetyczne budynki, którym jesienny klimat jedynie dodawał uroku. Niestety mojego zafascynowania nie podzielał Pan Idealny, który szedł obok mnie, cały czas skamląc coś pod nosem.

– Następnym razem powiedz, że boisz się latać, wezmę jakieś maści na zadrapania i siniaki – wysyczał z widoczną złością w moją stronę, a ja uniosłam brwi, po czym przewróciłam oczami.

Ten tydzień zamierzałam poświęcić sobie oraz przyjaciołom i trzymać się z dala od pretensji Xandera. Dlatego z satysfakcją spojrzałam na jego rękę, gdzie widniały ślady po moich paznokciach.

– Nie przeżywaj. – Posłałam mu niewinny uśmiech. – Sam chciałeś siedzieć obok mnie – przypomniałam mu, na co prychnął i przeczesał ręką swoje włosy.

– Bo reszta to cholerne dzieci.

– Kuźwa, tu jest jakby luksusowo! – Usłyszałam za sobą podekscytowany głos Millera.

Spojrzałam przez ramię na chłopaka, który rozglądał się po całej okolicy z cholernie wielkim uśmiechem. Witał się chyba ze wszystkimi mijanymi studentami oraz profesorami bez krztyny wstydu. Machał im i darł się, że za dwa lata będą tu studiować jego przyjaciele, a tym samym największe ikony tego świata.

Nie będziemy już tu mile widziani.

– Idioto, to najlepsza uczelnia w Anglii – zbeształa go Mia, a po chwili rozległ się dźwięk uderzenia. Jej otwarta dłoń zetknęła się z samym czubkiem głowy chłopaka, co wydało dość zaskakująco pusty dźwięk. – I patrz, Lily, znów nic oprócz echa – zaśmiała się z satysfakcją, przez co chłopak złapał ją i przerzucił sobie przez ramię. – Dylan! Ty cymbale, puść mnie!

– I patrz, Lils, znów taki wkurwiający głos – przedrzeźnił ją jeszcze bardziej dumny niż wcześniej.

Trzymał Mię i chodził tak po całym kampusie. Zdezorientowana cofnęłam się o dwa kroki. Nie chciałam być kojarzona z tym towarzystwem, nawet jeśli pojawię się w tych murach dopiero za dwa lata.

– A nie mówiłem? – Xander przechylił głowę w moją stronę.

Zmarszczyłam brwi i ponownie się skrzywiłam, kiedy dotarł do mnie krzyk Mii, która – jak się okazało – wylądowała na trawie, tuż pod nogami jakiegoś studenta, choć może nawet wykładowcy.

Gustownie.

– Miejsca macie gwarantowane – mruknęła zaspana Josie.

Cały lot przespała na ramieniu Flynna, gdy ja walczyłam o życie.

Ten świat ma swoich ulubieńców, a ja zdecydowanie nie jestem jednym z nich.

– Ta, szczególnie Eliot – prychnął Xander.

Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem, po czym uderzyłam go lekko w brzuch z otwartej dłoni, co nie zrobiło na nim większego wrażenia. A szkoda. Moja ręka zdecydowanie to odczuła, ponieważ jego brzuch jest jak cholerna skała.

– To podobno twój przyjaciel – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, chcąc ukryć dyskomfort.

Chłopak jednak jedynie przewrócił oczami, a po chwili schował ręce do kieszeni.

Pierwszy raz od balu widziałam go w eleganckich spodniach oraz koszuli. I choć trudno mi to przyznać, Xander Henderson wyglądał dość gustownie w takim wydaniu.

– Jedno nie wyklucza drugiego, Snow.

– Lils!

Obróciłam się w stronę Millera, który z radością wypisaną na twarzy biegł w naszą stronę. Definitywnie miejsce na liście kandydatów jest nasze. Szczególnie dla idącej w naszą stronę Mii, cholernie czerwonej ze wstydu.

– Mamy pół godziny do pierwszych wykładów, potem pójdziemy do biblioteki – jęknął zrezygnowany Dylan, a mój uśmiech poszerzył się na jego ostatnie słowa.

Wypuścił głośno powietrze i odchylił głowę, na co zaśmiałam się pod nosem. Prezentował się idealnie w tym eleganckim wydaniu. Biała koszula oraz czarne, garniturowe spodnie wręcz perfekcyjnie pasowały do anielskiego uśmiechu, jakim obdarzał większość osób chodzących po tej planecie, a jego złociste oczy idealnie komponowały się z jesienną aurą tego miejsca.

– Cudownie – odezwała się Josie.

– Flynn! – zawołał Xander. – Ruszaj te zasrane cztery litery, przyjechaliśmy tu na wykłady, nie na panienki – powiedział pewnie, jakby nie zdawał sobie sprawy, że ma biernych słuchaczy. Zrobił to po chwili, kiedy Mia cicho parsknęła śmiechem, a niewzruszony Eliot do nas podszedł. – Kurwa – wycedził pod nosem. – Wykłady i biblioteka. – Wskazał poirytowany dłonią na wielki budynek, co jedynie jeszcze bardziej nas rozbawiło.

Zestresował się biedny.

– Ja pieprzę! Dobrze, że resztę dni poświęcamy na „poznawanie kultury Londynu” razem z Lee. – Flynn zrobił cudzysłów palcami, że nie to będziemy robić. Wywołał tym delikatny uśmiech na twarzach Mii i Dylana, bo oboje żyli dla dnia, w którym spotkamy się z chłopakiem.

– Nie wiem, czy z Lee – dodałam, przez co zwróciłam na siebie całą ich uwagę. Spojrzeli na mnie wyczekująco, jakby to, co chciałam im powiedzieć, miało odmienić ich światopogląd. – Ma szkołę i do tego nie wie, że jesteśmy w Anglii.

– Jak to „nie wie”? – zapytała Josie.

Xander cicho prychnął i zrównał krok z Flynnem, po czym powiedział coś do niego jakimś szyfrem, którego za cholerę nie rozumiałam.

– Lily chce mu zrobić niespodziankę, a, no i zapomniałabym. – Uderzyła się teatralnie w czoło. – Boi się reakcji ludzi ze starej szkoły – podsumowała mnie Mia, odgrywając się za zakaz mówienia młodemu Thomsonowi o naszej wizycie.

– Nie boję się ich reakcji! – krzyknęłam za nią, na co wystawiła mi środkowy palec, po czym się odwróciła i z pełną premedytacją posłała buziaka w powietrzu.

Gustownie.

– W dupę sobie wsadź te uprzejmości! – wydarłam się.

I w tym momencie to ja stałam się atrakcją studentów oraz profesorów.

Dziewczyna zaśmiała się i podeszła do Eliota, by zacząć swój wywód na temat mojego zachowania. Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca i w duchu przeklęłam ją na każdy możliwy sposób, a całą agresję miałam ochotę przenieść na Pana Idealnego, który stanął obok mnie.

– Następnym razem, jak będziesz się dziwić, czemu wolałem siedzieć obok ciebie, a nie z nimi – wyszeptał, nadal trwając przy moim boku – przypomnij sobie tę sytuację, Snow.

– Następnym razem przebiję się przez skórę i wtedy zobaczymy, kto będzie zachowywał się jak dziecko – stwierdziłam, po czym ruszyłam przed siebie. – Pieprzony Pan Idealny.

– Musimy odhaczyć tylko jedną pozycję z twojego określenia – rzucił z podtekstem, puszczając do mnie oczko. – Przez tyle lat byłem tylko Panem Idealnym, nie wypada rzucać słów na wiatr. – Wyminął mnie i zrównał krok z Mią, położył jej rękę na ramieniu, a następnie przyciągnął do siebie. – Co jest, Skunksie? – zapytał ją ze śmiechem, co dziewczyna skomentowała tak, jak mogłam się tego spodziewać.

– Wkurwiłam się na swoją przyjaciółkę, Borsuku.

– Miło mi to słyszeć, w końcu nie tylko ja dostrzegłem w niej ten pierwiastek sukowatości.

– Pieprz się, Xander! – krzyknęłam za nim.

Stanęłam na środku, aby zostać w tym miejscu przez jakiś czas. Odchyliłam głowę, przymykając przy tym powieki. Wzięłam głęboki wdech i po prostu próbowałam na chwilę zapomnieć o wszystkim. W takich momentach zawsze miałam wrażenie, że matka ma jakiś siódmy zmysł, dzięki któremu doskonale wie, kiedy chcę na chwilę odpuścić, ponieważ mój telefon zawibrował, po raz kolejny siejąc spustoszenie w mojej głowie.

Od Matka:

Pierwsze miejsce nie oznacza, że masz prawo do kontaktu z Victorem. Zawsze musisz coś zepsuć, Liliana. Za każdym razem.

Przygryzłam wargę i z trudem powstrzymywałam się od rzucenia urządzeniem o ziemię. Zaraz po przeczytaniu wiadomości od matki dostałam kolejne powiadomienie, które zniszczyło już wszystko. Wywołało w mojej głowie lawinę pytań, lecz zaraz dotarło do mnie, że nie otrzymam na nie odpowiedzi. Przecież zawsze powtarzano mi, że nie zasługuję na prawdę.

Od Victor Henderson:

Nie przejmuj się matką, Lily. Zapracowałaś na tę nagrodę razem z Xanderem. Bawcie się dobrze i nabierajcie siły do dalszej walki. Długa droga przed nami.

Westchnęłam ciężko i schowałam telefon do kieszeni.

Nami.

Zaśmiałam się pod nosem, sama już nie wiedząc, co myśleć, a tym bardziej, co powinnam zrobić. Jak odpisać na tę wiadomość, a może po prostu zignorować ją tak jak tę od matki?

Miałam mętlik w głowie, który w mgnieniu oka się ulotnił, gdy dotarły do mnie śmiech Josie i wołania Flynna. Chłopak biegł w moją stronę, mało nie potykając się o własne nogi.

– Gwiazdka! – Uśmiechnęłam się lekko, słysząc po raz kolejny swoje przezwisko w jego ustach. To jedno słowo odgoniło ode mnie setki złych myśli, które przed chwilą zaatakowały mój umysł. Wystarczyły mi tylko rozpromieniona twarz Flynna, jego dumny krok i śmiech Josie. – Chodź, bo Xander się wkurwia, że się zgubisz.

Jak stary.

– On niech lepiej się martwi o swoje rany, bo mogę mu poprawić – prychnęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej, po czym spojrzałam na budynek, do którego wchodziła czwórka naszych przyjaciół.

– Spoko, spoko, o nie będziemy martwić się w drodze powrotnej – zaśmiał się. – Zarządził, że teraz idziemy do kawiarni.

– Postawisz mi kawę? – zapytałam, na co od razu przytaknął i położył rękę na moich ramionach.

– Kupię ci nawet owieczkę lub kubek z logiem szkoły w ramach manifestacji.

Rozbawiona pokręciłam głową, po raz ostatni przyglądając się wielkiemu budynkowi, o którym kiedyś tak bardzo marzyłam. Chciałam poznać to miejsce jak najlepiej, aby potem nie tyle mieć porównanie do innych uczelni, co móc każdej nocy afirmować studiowanie tutaj prawa. Nauka na Oksfordzie była moim cichym pragnieniem, którego nigdy głośno nie wypowiadałam, a w oczach matki – ostentacyjną wizją mojej przyszłości. Kiedy ona widziała jedynie prestiż, ja zachwycałam się historią tego miejsca i samym miastem. Stwarzało ono niesamowitą aurę, która mnie urzekła. Spełniałabym tym marzenia większości osób i przede wszystkim Alexandry. Jako absolwentka prawa jednej z najlepszych uczelni na świecie, wraz z praktykami odbytymi w kancelarii Willa, mogłabym wiele zdziałać dla znacznej liczby ludzi. Pomagać im oraz wspierać ich w trudnych sytuacjach, dokładnie takich, jakie ja przeżyłam.

– I nawet kawiarnia jest luksusowa. – Flynn pociągnął mnie w stronę lokalu, otworzył drzwi i przepuścił w przejściu jak prawdziwy dżentelmen. – Myślisz, że mam szansę dostać się na biznes? – zapytał cicho z nutą niepewności, która bardzo rzadko go nawiedzała.

Stanęłam w miejscu i ujęłam w dłonie jego policzki, dzięki czemu spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.

– Eliocie Flynnie, masz szansę stać się, kim chcesz. Jesteś najlepszy, możesz iść nawet na politologię czy anglistykę. Możesz być cholernym astronautą, a ja zawsze będę twoją fanką, choćby wszechświat się walił – oznajmiłam w pełni przekonana, co podsumował miną niepasującą do tego zabawnego, zadowolonego z życia chłopaka. Tym razem patrzył na mnie ze zrezygnowaniem i kręcił przy tym lekko głową z bladym uśmiechem.

To nie był mój Pantofel, którego znałam od siódmego roku życia.

– Muszę iść na biznes, Lily. Ojciec chce, abym przejął firmę.

Westchnęłam cicho, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. Doskonale wiedziałam, o czym mówił. Artur był dobrą osobą, kochał swojego syna ponad życie, ale miasto, w którym żyliśmy, zmuszało go do wielu posunięć, które nie do końca były z nim zgodne. Eliot zawsze musiał wybierać między nim a matką, zawsze musiał stanąć po którejś stronie, aby zaznać odrobiny miłości.

Teraz miał tylko ojca i zamierzał spełnić jego oczekiwania, a ja wcale mu się nie dziwiłam.

– Masz czas – mruknęłam, próbując brzmieć przekonująco. Chciałam go podtrzymać na duchu, mimo że zdawałam sobie sprawę, na jakiej pozycji stoimy.

Przegranej.

– Masz szansę na wiele, Flynn, pracowałeś i uczyłeś się tylko po to, aby mu pomóc, zrozumie cię. Artur cię kocha, jest z ciebie dumny i uwierz, że my też. Jesteś naszym słońcem, moim Pantoflem, za którego dałabym się pokroić.

Na jego usta wkradł się przebłysk uśmiechu, a oczy rozbłysły setkami iskierek wiary i nadziei. Wszystko, co powiedziałam, było cholerną prawdą, Mia i Flynn mieli największe szanse na wyrwanie się z tego sytemu, a ja zamierzałam ich w tym wspierać. Zasługiwali na to, zasługiwali na całe dobro tego świata.

– Czasem żałuję, że jesteś pisana Xanderowi – wyszeptał, przez co uderzyłam go w klatkę piersiową z otwartej dłoni. – Aua! – zaśmiał się, masując obolałe miejsce.

– Nie jestem nikomu pisana – powiedziałam pewnie, jednak on to zignorował i w gustowny sposób się obrócił.

Ruszył w stronę stolika, przy którym siedzieli nasi przyjaciele, zbytnio nie wykazując zainteresowania tym, że go wołam.

– Gwiazdka mnie terroryzuje! – Usiadł oburzony na krześle, obrzucając spojrzeniem różnego rodzaju słodkości na stoliku.

Złapał jedno ciastko, po czym pochłonął je w całości jak gdyby nigdy nic, jakby nasza rozmowa wcale nie dotyczyła jednej z ważniejszych kwestii w jego życiu.

Przyglądałam się jego reakcji z wyraźnym zaciekawieniem. Zacisnęłam usta w wąską linię i delikatnie skinęłam głową, gdy na nowo zrozumiałam, dlaczego po tym wszystkim nadal trzymaliśmy się razem.

Dzieci urodzone w czepku były zbyt do siebie podobne, aby funkcjonować w tym świecie oddzielnie.

– Robi to od dawna – wtrąciła z irytacją Mia.

Gustownie.

Chwyciła w dłonie kubek z kawą, a po chwili upiła jej łyk, idealnie łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Wypuściłam powietrze, licząc, że przejdę z obojętnością obok jej komentarzy, ale kim byłaby Mia White bez dopowiedzenia kilku słów.

– Terroryzuje każdego za każdym pieprzonym razem z nadzieją na zbawienie połowy świata – dodała z przekąsem.

Zaśmiałam się gorzko pod nosem, oparłam ręce o krzesło Flynna i spojrzałam na dziewczynę równie zaciętym wzrokiem, co ona na mnie.

– Miller możesz przekazać Mii, że zachowuje się jak obrażone dziecko, które nie dostało cukierka?

– Lily każe ci przekazać… – zaczął, ale nie zdołał dokończyć, ponieważ Mia przerwała mu i zaczęła na nowo swój wywód.

– Ja pierdolę – mruknął Xander.

– Cicho siedź, mnie tam się podoba – uciszyła go zaciekawiona tą dramą Josie, która równocześnie przeglądała coś w telefonie.

– Przekaż jej, że jest pieprzoną egoistką, a Lee mógłby być tu razem z nami!

Dylan westchnął, po czym przeniósł wzrok na mnie.

– Muszę? – jęknął zrezygnowany.

Pokręciłam głową, odpuszczając tę dziecinadę, i przejęłam inicjatywę próby bycia dorosłą.

– Gdybyś mnie, do cholery, wysłuchała, a nie trzasnęła drzwiami… zresztą jak zawsze – prychnęłam pod nosem – wiedziałabyś, że ma egzamin, którego nie może przełożyć. Musi go zdać, by przestał postrzegać się jako gorsze dziecko.

Dziewczyna rozszerzyła oczy i zacisnęła usta w wąską linię, co jasno dawało do zrozumienia, że nie miała o tym pojęcia.

Pif-paf, lala.

– Fajnie było na początku, ale teraz się pogódźcie – stwierdziła Josie. Odłożyła telefon na stolik i kopnęła pod nim Flynna, który się skrzywił. – Zrób coś!

– Ja się w to nie wtrącam. Ich kłótnie są gorsze niż kociołek Panoramixa w wykonaniu Mii i Dylana. Nawet mała dawka powali słonia.

– Zrobiłby wszystko, aby być tu razem z nami! Nie rozumiesz tego? Poświęciłby najważniejszy egzamin w semestrze, aby przyjechać do Oksfordu dla ciebie, a ty robisz mi aferę przez to, że chroniłam jego edukację? – parsknęłam suchym śmiechem i puściłam krzesło. Następnie wyszłam z lokalu, ignorując przyjaciół i zaszokowane spojrzenia innych osób.

Definitywnie miejsca na uczelni mamy gwarantowane.

Wszyscy będą chcieli oglądać te dramy dla fabuły.

– Lily, czekaj! – krzyknęła za mną.

Przez głowę przeszła mi myśl, żeby się zatrzymać. Jednak cholerne wkurzenie i duma nie pozwoliły mi na to. Przyśpieszyłam kroku i zwolniłam dopiero przy jednej z ławek, na której usiadłam.

Ta wycieczka miała być odpoczynkiem od kłótni i spięć. Natomiast sama byłam jedną z prowodyrek dość zaciętej wymiany zdań.

Nie ma co… żyć, nie umierać.

– Snow! – Usłyszałam za plecami jego głos i momentalnie miałam ochotę wstać oraz uciekać dalej. – Uspokój się, to nic nie da. Wkurwianie się na cały świat to moja działka.

Przed moją twarzą pojawił się papierowy kubek. Zdezorientowana obróciłam się w stronę Xandera. Ukucnął zaraz przy oparciu ławki, a jego roześmiane tęczówki były czymś niezwykłym. Z każdym dniem, godziną, a nawet minutą coraz bardziej przerażał mnie fakt, że jego śmiech stawał się melodią, która mnie uspokajała. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem diabelskie oczy tego chłopaka, którego nie znosiłam od dziecka, potrafiły wywołać uśmiech na mojej twarzy, a drobne gesty, jak kwiaty po egzaminach, powodować, że spadałam na sam dół przepaści z nieznanym mi dotąd uczuciem.

– Czarna bez cukru, ale z cynamonem – wyrecytował.

I dopiero to było przerażające. Pamiętał tak wiele rzeczy związanych ze mną. Głupie zamówienie, które zawsze składałam w McDonald’s, wspólne wyjścia i moją ulubioną kawę.

Westchnęłam, po czym przyjęłam kubek i upiłam łyk. On w tym czasie przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł obok, a po chwili ciszy delikatnie szturchnął mnie ramieniem.

– Jest okej, uspokój się.

– Pan Idealny każe mi opanować emocje? – Uniosłam brew w zapytaniu, na co przewrócił oczami, a na jego usta ponownie wkradł się delikatny uśmiech.

– Jestem w tym lepszy niż ty.

Miał rację, był lepszy ode mnie w wielu kwestiach, jeśli nie we wszystkim. Opanował perfekcję do granic możliwości, nawet gdy chodziło o powstrzymywanie emocji czy nieprzewidywanych reakcji. Xander Henderson wybuchał tylko przy trzech osobach, ale kiedy już to robił, nikt nie umiał go powstrzymać.

– Nie chciałam robić scen, zepsułam wam dzień.

– Mia to zrobiła, niepotrzebnie się obraziła. Myślała, że po prostu jesteś zazdrosna – wytłumaczył, a ja momentalnie pokręciłam energicznie głową, chcąc zaprzeczyć.

– Zrozumiałam, że się w niej zakochał, Xander… – urwałam i westchnęłam cicho, zbytnio nie myśląc, że tak naprawdę powinnam już dawno skończyć tę rozmowę. – Boję się tylko o jedno.

Przechylił głowę w moją stronę z pytaniem wymalowanym na twarzy.

– O co, Snow?

– Skrzywdzą się, a ja będę po dwóch stronach. Mia dużo przeszła i zranienie jej jest dziecinnie proste, a Lee? Lee zawsze mi powtarzał, że ma tysiące znajomych i żadnego przyjaciela. Odsuwa od siebie wszystkich, kiedy wyniki się pogarszają.

– Wyniki? – zapytał, na co rozszerzyłam oczy.

Wygadałam sekret, którego nikt miał nie poznać.

Siostra na medal, normalnie powinni mi wręczyć order.

– Snow…

– Obiecaj, że nikomu nie powiesz. – Przełożyłam nogę przez deski ławki, dzięki czemu mogłam złapać z nim kontakt wzrokowy.

Pomrugał kilkukrotnie, a gdy zobaczył, że nie żartuję, prychnął pod nosem.

– Tobie tej kawy to chyba wystarczy. – Zabrał mi z ręki kubek, a ostatecznie westchnął i kiwnął głową. – Obiecuję.

– Na paluszek! – Wyciągnęłam mały palec w jego stronę. Widziałam malujące się na jego twarzy zażenowanie, ale mimo wszystko przysunął się do mnie i złożył obietnicę na paluszek.

Złożył dziecinną obietnicę na paluszek.

– Co ja robię ze swoim życiem? – wymruczał cicho.

Zacisnęłam usta w wąską linię, żeby się nie zaśmiać, co było cholernie trudnym zadaniem. Xander Henderson, Pan Idealny, siedział ze mną na ławce w eleganckim wydaniu, a w ręce trzymał kubek z moją kawą i właśnie złożył mi obietnicę na mały palec.

– Słucham, Snow.

– Lee miał pewną zmianę w organizmie i z reguły wszystko jest w porządku, ale czasem nerki, jak on to mówi, przestają sobie działać – powiedziałam niemal na jednym wydechu, po czym zacisnęłam usta, czekając na jakąkolwiek reakcję. W sekundę ze zdegustowanego moim zachowaniem przeszedł w zamartwionego i pełnego wątpliwości chłopaka. – Zachowuj się, jakbyś nic nie wiedział, dobrze?

Bez zastanowienia skinął głową, otworzył usta, a po chwili je zamknął. Zrobił tak kilka razy, zanim znów odważył się odezwać.

– Czy ty, no wiesz… – Zawahał się, zmieszany, wziął głęboki oddech, aby następnie kontynuować już pewniejszym tonem: – Miał operację, kiedy ty byłaś na wymianie?

– Odbyła się po trzech miesiącach od mojego przyjazdu.

– Jak to zniosłaś?

Uciekłam od niego wzrokiem, bałam się, że sam znajdzie odpowiedź w moich oczach. Dojrzy w nich mój strach, przerażenie i paniczny krzyk, którego nie potrafiłam powstrzymać, kiedy po godzinie z bloku operacyjnego zaczęły wybiegać pielęgniarki. Szukały krwi, a ja nie mogłam nic zrobić, zawładnęła mną bezradność.

– Dobrze – wyszeptałam.

– Nie pieprz. – Położył palce na linii mojej żuchwy i delikatnie ją uniósł, tak aby spojrzeć w moje oczy spod przymrużonych powiek. Badał, analizował i dociekał. – Bierzesz wszystko do siebie, Snow.

– Ciężko – poprawiłam. – Polubiłam go przez internet, a potem to on leżał przy mnie, kiedy ryczałam całymi dniami. Razem zbudowaliśmy życie w Londynie, byliśmy nierozłącznym duo i nikt nie umiał zrozumieć, jakim cudem w tak krótkim czasie złapaliśmy tak świetny kontakt. Ten dzień, w którym mogłam go stracić, był tak samo zły jak dzień balu czy wyjazdu. Nie mogłam nic zrobić, gdy zabrakło krwi. Brałam leki, moja krew była niezdatna do użytku, a oddanie mu jej mogłoby zabić go szybciej, niż gdyby się wykrwawił. – W moich oczach pojawiły się łzy. Walczyłam, aby żadna z nich nie spłynęła mi po policzku, ale z marnym skutkiem. – Tak, dzień operacji Lee był tak samo zły jak dzień balu – powtórzyłam z drżącą szczęką.

– Nie gorszy? Wtedy wyjechałaś rozpocząć nowe życie.

– Zostawiłam was.

– Bo musiałaś, bo ci na to pozwoliłem.

– Nie musiałam. Uciekłam tylko dlatego, że byłam słaba – powiedziałam pewnie, co spotkało się z prychnięciem Xandera.

Jego dłoń delikatnie wędrowała po mojej twarzy. Gładził mnie z lekkim uśmiechem, po czym położył rękę na policzku, przy okazji przykrywając spływające po nim łzy.

– Nie znam drugiej tak silnej osoby, Snow – wyszeptał prosto w moje usta, które zacisnęłam w wąską linię, czując coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Pieprzony Pan Idealny z każdym dniem wywoływał we mnie coraz silniejsze uczucia. Stał się nieprzewidywalny, a ja codziennie przepadałam, nie wiedząc, jaki będzie jego kolejny ruch.

– Przeszłaś tak dużo, a mimo to masz dobre serce.

– Xander? – przerwałam mu łamiącym się głosem. – Powiedziałeś mi, że będziesz zawsze.

Skinął głową, nieprzerwanie patrząc mi prosto w oczy. Nie odpuszczał i nie uciekał jak większość osób.

– Ja też będę zawsze, do końca świata i jeden dzień dużej. Będę ci to powtarzać tak długo, dopóki w to nie uwierzysz – wyszeptałam, a kącik jego ust drgnął.

Po chwili Xander wstał, po czym wyciągnął w moją stronę rękę.

– Panna Idealna przestaje mnie nienawidzić? – zapytał z przekąsem, na co prychnęłam z delikatnym uśmiechem.

– Przestaje czuć do ciebie odrazę – wtrąciłam, a jego śmiech rozniósł się po okolicy.

Odchylił głowę i spojrzał na błękitne niebo, które dziś prezentowało się perfekcyjnie.

– Na wykłady już nie zdążymy, ale możemy iść do biblioteki – zaproponował.

Spojrzałam na niego rozbawiona, a następnie wstałam bez jego pomocy, odrzucając przy tym włosy do tyłu.

Możemy się mniej nienawidzić, ale swoją dumę oraz honor trzeba zachować.

– No jasne, kurwa, jeszcze przyśpiesz kroku! – krzyknął, a ja jak na zawołanie to uczyniłam, jednak mimo moich długich nóg i zapału Pan Idealny dogonił mnie bez większego problemu.

ROZDZIAŁ 2

Liliana

Pokonywałam kolejne korytarze uniwersytetu, ciągle zachwycając się jego pięknem. Wszystko było dopracowane niemalże do perfekcji, która uosabiała to, co uwielbiałam. Sztuka była esencją tego miejsca, a wielka biblioteka ze specjalnymi wydaniami wielu powieści czy kodeksów stała się moim nowym, wymarzonym miejscem.

– O Jezus! – wydarłam się na całe pomieszczenie, kiedy w ręce wpadł mi jeden z najstarszych egzemplarzy poematu Dantego Alighieri.

– Snow, ciszej – wyszeptał wkurzony Xander. Podszedł do mnie, gdy ja zaczęłam przeglądać zżółknięte strony tego wybitnego dzieła. – Co znalazłaś? – Automatycznie z uśmiechem wielkości banana pomachałam mu książką przed nosem. – Czekaj, bo trzęsiesz tym tak, że nie widzę. – Złapał moje nadgarstki i przytrzymał w powietrzu, aby przeczytać tytuł. – Boska komedia?

Pokiwałam głową, a następnie usiadłam przy jednym ze stolików. Spojrzałam na okładkę, na której widniał rysunek słońca.

– Jest cudowna. To trochę jak mit o Orfeuszu i Eurydyce, tyle tylko, że Dante zwiedza trzy krainy, w tym dziewięć kręgów piekła – mówiłam w pełni podekscytowana, gestykulowałam i nawet nie zwróciłam uwagi, że Xandera to w żaden sposób nie interesuje.

Położył się na blacie stołu i oparł głowę o rękę, wpatrując się we mnie być może z zaciekawieniem, ale również z widocznym znudzeniem. Uśmiechnęłam się blado, po czym zamknęłam książkę z zamiarem odłożenia jej na miejsce.

– Nie dokończyłaś. – Złapał mnie za ramię, przytrzymując przy sobie.

– Nie interesuje cię to.

– Opowiedz mi o tym, co z tymi kręgami. Dlaczego tam wszedł?

Cholernie nieznane uczucie rozlało się we mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Spojrzałam na niego, nie mając pojęcia, jak to zrobił. Nie wiedziałam, co ze mną wyprawiał od jakiegoś czasu, a najgorsze, że nie chciałam poznać powodu jego działania, bałam się, że jeśli odkryję prawdę, to uczucie zniknie. Nie chciałam tego, wolałam, aby został tu ze mną na zawsze.

– Wędruje przez piekło, czyściec i niebo, chce poznać zasady rządzące światem, może i nawet osiągnąć zbawienie. Spotyka tam wiele dusz, w tym swoją ukochaną, ona jest jego przewodniczką po raju. Wiesz, to taka alegoria drogi do Boga.

– Co dalej?

– Trafia do raju, na końcu spotyka Boga i stwierdza, że to on jest definicją miłości.

– To znaczy?

– Bóg dla Dantego to „miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy”1– zacytowałam, ostatni raz przeglądając strony poematu.

– Podoba ci się tutaj? – zmienił nagle temat.

Westchnęłam, zastanawiając się nad tym. Dopiero po chwili szczerze odpowiedziałam:

– Będę tu składać papiery na prawo.

– Prawo? – Zmarszczył brwi, jakby nie dowierzał w moje słowa. Skinęłam głową na potwierdzenie. – A czemu nie anglistyka?

Definitywnie miał coś ze swojego ojca.

– Znam prawie każdy kodeks i lubię to.

– Przez Diabła, którego znasz?

Wiedziałam, że Xander nie jest głupi i umie łączyć fakty.

– Snow?

Pokręciłam głową, a następnie zerknęłam na niego pewnie. Obserwował mnie czujnie, czekając na odpowiedź.

– Przez Willa. Jest prawnikiem, często zabierał mnie do kancelarii, gdzie poznawałam tajniki ich pracy, a niektórzy jego pracownicy uczyli mnie, jak pisać pozwy czy analizować umowy. Blair zabierała na rozprawy i tak się zaczęło. Czytałam oraz słuchałam, jak Will opowiadał o kolejnych klientach. Dzięki niemu odbędę staż w jednej z lepszych kancelarii w Londynie – powiedziałam, po czym poprawiłam się na krześle, aby mieć lepszy widok na chłopaka. – A ty? Co chcesz studiować?

– Politologię – odpowiedział bez chwili zastanowienia.

Tym razem to ja zmarszczyłam brwi, nie dowierzając w to. Xander Henderson od dziecka marzył o medycynie. Odkąd pamiętam, powtarzał, że zostanie lekarzem i znajdzie lek na chorobę Theo. Obiecywał mu to za każdym razem, gdy tylko się widzieli. Mówił mu to podczas kolacji czy kolejnej wizyty w szpitalu.

– A medycyna? – dopytałam, na co pokręcił głową, wstał z krzesła i nawet już na mnie nie spojrzał. – To było twoje marzenie, to ty zawsze powtarzałeś Theo, że znajdziesz lek. Chciałeś pomagać innym.

– Marzenia nie są dla każdego, Snow, a dla Theo nie ma leku. On się z tym pogodził, więc ja też muszę.

Zamarłam.

Usłyszałam dźwięk pękającego na drobne kawałki serca, tylko nie miałam pojęcia czyjego. Pełne bólu spojrzenie sugerowało, że ta chwila należała do Xandera, jednak łza, która toczyła słony tor po moim policzku, przypominała o tej małej dziewczynce, którą byłam kilka lat temu, gdy spędzałam dni z Theodorem.

– Jak to pogodzić? Przecież ty nigdy się nie poddajesz, zawsze walczysz do końca, Xander.

– To jest ten koniec, Snow. Zrozum, że marzenia nie są dla każdego.

– Obiecałeś mu, że będziesz walczył, że zostaniesz lekarzem i… – kontynuowałam w pełni przekonana do swoich racji, ale on jedynie się zaśmiał i odwrócił w moją stronę z pustką w oczach.

– Że będę szczęśliwy? – prychnął, a następnie wplótł dłoń w swoje włosy. – Obiecałem mu, że zrobię wszystko, żeby przy nim być. Obiecałem, że będę przy was i nie odpuszczę. Trzymam się tego. Theo jest dla mnie najbliższą osobą, ale, kurwa, zrozum, że go nie uratuję. Nie dam rady, nie jestem Bogiem. Jedyne, co mogę zrobić, to przy nim być!

– Możesz spełnić też swoje marzenia – wyszeptałam.

Wstałam z krzesła i kiedy udało mi się przegnać mroczki sprzed oczu, spojrzałam na niego, licząc, że jakimś cudem jeszcze zmieni zdanie.

– I co? Żyć ze świadomością, że go nie uratowałem? Żyć ze świadomością, że nawet nie pomogłem ojcu?

– Nie myśl o Victorze. Myśl o sobie, Xander. – Podeszłam do niego, zacisnęłam usta w wąską linię i położyłam dłonie na jego policzkach. – Pozwól, żebym zabrała od ciebie to, co złe. Wysłucham cię tak jak ty mnie. Daj sobie pomóc.

– Odpuść.

– Zbyt wiele razy to robiłam. Wysłucham cię, nie będę oceniać, nikomu nie powiem. Nasze sekrety będą znały tylko nasze gwiazdy.

Delikatny uśmiech wypłynął na jego wargi, a w jego oczach tliła się nadzieja. Wiedziałam, że wygrałam tę walkę.

– Lepiej, żebyś zrobił to teraz niż podczas ataku.

– Chcesz słuchać o mojej kłótni z ojcem? Czy może o tym, że tak naprawdę nim nie jest? – zaśmiał się gorzko, a moja mina momentalnie zamieniła się w pełną konsternacji.

Przełknęłam głośno ślinę, po czym oparłam się plecami o jeden z regałów, aby następnie się po nim zsunąć. Słowa Xandera wywołały we mnie niemały szok. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógł skłamać.

– Co? – wydukałam, ledwo składając literki w całość. – Żartujesz? Victor nie jest twoim ojcem?

Pokiwał głową, po czym usiadł obok mnie. Oparł się o regał i chwilę trwał w ciszy, zanim znów się odezwał.

– Victor, Alice, Alexandra, Harry oraz Elizabeth. Przyjaźnili się całą piątką.

– Jaka Elizabeth? – wtrąciłam.

– Szprotka – odpowiedział od razu, na co rozszerzyłam oczy, nie za bardzo wiedząc, do czego zmierza.

To nie mogła być prawda. Matka jej nie znosiła, dlatego też nie miała zbytnio pretensji o moje potyczki z tą nauczycielką. Czasami nawet sama mnie do nich zachęcała.

To nie miało najmniejszego sensu.

– Pokłócili się? – zapytałam.

– Tak, moja matka zaszła w ciążę z jakimś facetem, który ją zostawił. Ojciec obiecał, że jej pomoże, a zaraz potem twoja matka wyszła za twojego ojca – powiedział bez większych emocji. W jego głosie nie było słychać entuzjazmu, gniewu czy żalu, powiedział to tak po prostu, jakby nic już to dla niego nie znaczyło. – Taki śmieszy fakt z mojego życia. – Znudzony oparł głowę o regał, gdy ja z ledwością łapałam oddech.

– A Szprotka? Co ona ma z tym wspólnego?

– Podobno nie umiała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, odcięła się od nich zaraz po tym, jak się urodziłaś.

– Dlaczego to ukrywali? To nie ma sensu. Twój ojciec jednak nim nie jest, nasza nauczycielka przyjaźniła się z naszymi rodzicami, a my o niczym nie mamy pojęcia.

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami, a następnie spojrzał na mnie. – Dowiedziałem się przez przypadek. Po kłótniach z matką i wielu rozmowach z ojcem zaproponował mi wyprowadzkę od niej.

– Dlaczego się zgodziłeś?

– Znalazłem plany transportów, umowy i zapisy rozmów między matką a jakimiś Hiszpanami. Całe życie obwiniałem ojca za to, co działo się w mieście, a on tylko mnie chronił – parsknął gorzko.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nawet nie wyobrażałam sobie, co mógł czuć. Przysunęłam się do niego bliżej, zanim wtuliłam się w jego bok, a on jedynie położył rękę na mojej talii.

– Będę przy tobie. Będziemy się kłócić i prawdopodobnie nieraz powiem ci w twarz, jak bardzo cię nienawidzę, ale nigdy nie zapominaj, jak dobrym człowiekiem jesteś, dobrze? Wierzę w ciebie, Xander. Wierzę i zawsze będę w ciebie wierzyć. Jeśli sam w siebie zwątpisz, to będę stała obok z wyciągniętą ręką, aby ci pomóc – wyszeptałam.

– Jesteś wyjątkowa, Śnieżynko – zaśmiał się cicho.

– Ale to, że nie masz ojca, nie daje ci forów. – Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową, po czym wróciłam do pozycji, w jakiej siedziałam. – Jedziemy na tym samym wózku, Panie Idealny – zaznaczyłam z rozbawieniem, na co przewrócił oczami, zanim złapał mnie za udo i przeciągnął tak, abym usiadła na nim okrakiem.

– Jesteś suką, Snow, ale z cholernie dobrym sercem – powtórzył cicho prosto w moje usta.

Zarzuciłam ręce na jego szyję, obserwując każdą małą iskierkę, która pojawiła się w jego ciemnych oczach.

– Powiedziałabym, że jesteś sukinsynem, ale nie wypada w tej chwili. Chociaż ty powinieneś zmienić repertuar, cholernie się powtarzasz.

Śmiech.

W odpowiedzi dostałam szczery śmiech, który definitywnie stał się moim ulubionym dźwiękiem ze wszystkich, jakie usłyszałam w swoim życiu.

Zagryzłam wargę, a następnie przeczesałam dłonią włosy Xandera, kiedy on położył rękę na moim policzku i delikatnie przysunął się do moich ust. Przejechał po nich kciukiem, przez co wstrzymałam powietrze. Dzieliła nas niewielka odległość, a ucisk, jaki poczułam w brzuchu, przyćmił strach, który kiełkował w mojej głowie.

– Jesteś… – zaczął.

– A wy? Co wy tu robicie?! – Usłyszałam kobiecy krzyk.

Momentalnie zerwałam się z kolan Xandera, o mało nie wpadając przy tym na wielki regał. Chłopak szybko wstał i w ostatniej chwili mnie złapał, dzięki czemu uniknęłam bolesnego upadku.

– To biblioteka, a nie miejsce na randki!

Przerażona spojrzałam na kobietę, która nie wyglądała zbyt przyjaźnie, a ton jej głosu jedynie utwierdzał mnie w tym przekonaniu.

Wyglądała jak damska wersja Hagrida, a raczej jego zła siostra bliźniaczka.

– Przepraszamy – odezwał się Xander. Włożył ręce do kieszeni swoich garniturowych spodni i wyprostowany odchrząknął, dzięki czemu kobieta momentalnie zmieniła swoje nastawienie. – Pójdziemy już, mamy nadzieję, że reszta dnia minie pani przyjemnie. – Złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę wyjścia. – Życzymy miłego popołudnia oraz dziękujemy za pani pracę na rzecz uczelni.

– Och, jak miło z twojej strony – odpowiedziała mu w cudownym nastroju.

Otworzyłam szerzej oczy i już chciałam się odezwać, jednak on położył rękę na moich ustach, a następnie delikatnie popchnął mnie do przodu.

– Jesteś cholernym idiotą, Xander! – zaczęłam, kiedy wyszliśmy z budynku. – „Dziękujemy za pani pracę”! – wycedziłam sarkastycznie. – Wazelina.

– Wystarczy podziękować, Snow. – Założył ręce na klatce piersiowej, a w jego oczach dostrzegłam mieszankę satysfakcji i dumy w jednym.

– Za co? – prychnęłam pod nosem. – Za płaszczenie się przed tą kobietą? Na Boga, grasz takiego szarmanckiego przed każdą laską po dwudziestce? To może lepiej, abyś od razu się przyznał, że wolisz starsze! – wykrzyczałam i dopiero po sekundzie dotarł do mnie sens moich słów.

Kurwa.

Zadziorny uśmiech wypłynął na jego usta, a ja mentalnie szykowałam dołek, do którego wpadnę zaraz po tym, jak sama palnę sobie w łeb.

– Zazdrosna? – zapytał poważnie, choć widziałam, jak próbował powstrzymać śmiech.

– Raczej przerażona i zmartwiona losem twojej wybranki – fuknęłam, złożyłam ręce na klatce piersiowej i zadarłam wysoko głowę.

– Będzie miała ciężko, chociaż może będzie gorsza ode mnie. Nie lubię uległych kobiet.

– Jesteś kutasem!

– Zdecyduj się, Śnieżynko, bo chyba masz problem z emocjami – rzucił, zanim wyminął mnie z chamskim uśmiechem.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację.

Przy nim gubiłam się w emocjach, czułam wszystko, co najlepsze i najgorsze, w tym samym momencie.

– A myślałem, że jak zniknęli, to konsumują swoją udawaną nienawiść – powiedział Miller, który znikąd pojawił się obok mnie.

– Dylan, ucisz się czasem – jęknęła Josie, przykładając sobie rękę do skroni. – Od dwóch godzin ciągle gadasz.

Rozszerzyłam oczy, po czym wyrwałam telefon z ręki Flynnowi, który szedł w moją stronę.

– Gwiazdko! – wydarł się mimo kolejnego jęku blondynki. Otworzyłam usta, gdy na ekranie pojawił się zegarek. Spędziłam z Panem Idealnym półtorej godziny w bibliotece i nie mam pojęcia, jakim cudem to tak szybko minęło. – Co jej się stało?

– Nic, Snow nie umie dziękować – odpowiedział mu Xander. – Panna Idealna w formie.

Przewróciłam oczami, nie zamierzając tego komentować. Wystarczył mi fakt jego preferencji.

– Lily! – Dotarł do mnie głos Mii.

Wypuściłam powietrze, a po chwili odwróciłam się w jej stronę. Czarna sukienka idealnie opinała jej ciało, a biała koszula powiewała na wietrze, gdy dziewczyna biegła do nas.

– Trzeba to zapisać, to rzadki okaz biegnącej Mii – powiedział Miller.

– Takiego widoku nie zobaczymy przez najbliższe miesiące – dodał Flynn.

Spojrzałam na nich dość wymownie, przez co unieśli ręce i zrobili krok do tyłu. Mogłam być na nią zła, ale ciągle byłam jej przyjaciółką. Chociaż skłamałabym, gdybym stwierdziła, że to mnie nie bawiło. Mia miała tyle wspólnego z bieganiem co ja z gotowaniem.

– Tak cholernie cię przepraszam! – Rzuciła mi się w ramiona, dzięki czemu o mało nie skończyłyśmy obie na trawie. – Jestem idiotką, dlaczego musisz być tak idealna?

– Jest dobrze, Mia, nie jesteś idiotką. Jesteś zakochana, miałaś do tego prawo. – Objęłam ją i już sama nie wiedziałam, kto w tym momencie poczuł się lepiej. – Pamiętaj, że jestem szczęśliwa, widząc wasze szczęście.

– Wiem to, ale to chyba ja byłam zazdrosna. Macie taką dobrą relację i no, do cholery…

Pokręciłam głową, po czym się cofnęłam.

– Ja i Lee jesteśmy jak rodzeństwo. To tak jakbyś była zazdrosna o Flynna czy teraz Millera. – Machnęłam ręką w kierunku chłopców.

– Awansowałem na brata! – wykrzyczał Dylan.

Odwróciłam się do niego, posyłając mu uśmiech, który odwzajemnił ze zdwojoną siłą.

– Mam do niego słabość, ale jak do rodzeństwa. My wszyscy jesteśmy niestandardową rodziną, Mia.

Mia, Flynn, Lee, Miller, Josie i nawet Xander to moja rodzina. Niestandardowa, ale tacy byliśmy zawsze. Każdy z nas miał swoją przeszłość i swoje traumy. Przeżyliśmy zbyt wiele razem, aby pozwolić na naruszenie naszych relacji. Najlepszy przykład stanowił Pan Idealny. Nasza cholerna relacja była jak niebo, zmienna w każdej sekundzie, a zjawiska paranormalne – tak samo piękne jak przerażające.

Obserwowałam przyjaciół w ciszy, gdy wspólnie staliśmy przed biblioteką. Wsłuchiwałam się w rozmowę Dylana i Mii, którzy wspólnie planowali pierwsze spotkanie z Lee. Śmiałam się, kiedy Xander negował ich pomysły, a Josie jeszcze bardziej ich zachęcała, jednak po chwili przed oczami mignęła mi postać łudząco przypominająca kobietę z władzą, kasą i klasą. Zastygłam w miejscu, przecierając ręką oczy. Chciałam się upewnić, że to tylko złudzenie, ponieważ nikt nie wiedział o moim pobycie w Anglii. Will, Blair i Lee nie mieli pojęcia, że będę w Londynie, a jednak kilka stóp dalej stała brunetka ubrana w swój charakterystyczny beżowy płaszcz. W moich oczach pojawiły się łzy, a usta otworzyły się w szoku. Kobieta uniosła rękę i z tym cholernie ciepłym uśmiechem pomachała do mnie.

– Kto to? – zapytał Miller.

Odwróciłam się w stronę przyjaciół z uśmiechem pomieszanym z niedowierzaniem.

– Kobieta z władzą, klasą i kasą – wytłumaczyłam, zanim ruszyłam w kierunku Blair.

Biegłam najszybciej, jak potrafiłam, a kiedy wpadłam w jej ramiona, zapomniałam o wszystkim. Nie do końca potrafiłam opisać to, co czułam w tej chwili, ale na pewno czułam, że jestem we właściwym miejscu.

– Jakim cudem? Skąd? Jak i kiedy? – pytałam, nadal trwając w jej objęciach.

– Mam swoich informatorów, Lily – zaśmiała się i odsunęła kawałek. Położyła swoje ręce na moich policzkach i otarła moje łzy. – Tęskniłam, skarbie. Londyn bez ciebie nie pachnie już domem.

ROZDZIAŁ 3

Liliana

Spędziłam z Blair dwie godziny, rozmawiając o wszystkim i niczym, kiedy moi przyjaciele korzystali z czasu wolnego na Oksfordzie. Nie udało mi się wyciągnąć informacji, skąd wiedziała o naszej wycieczce i jakim cudem znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Za to dostałam sugestywne zjebki i przepowiednie o tym, co się ze mną stanie, gdy wygadam Willowi o jej wizycie oraz o tym, że wiedziała wcześniej od niego. Nie protestowałam, doskonale zdawałam sobie sprawę, że ta kobieta dojedzie każdego jak szczura, jeśli jej podpadnie, a wspólne sekrety były naszą małą bronią. Obie umówiłyśmy się na milczenie oraz najbardziej przekonującą grę aktorską, kiedy w końcu spotkam się z Willem.

Siedząc przy Blair, czułam się, jakbym ponownie stała się tą małą dziewczynką, która przyszła opowiedzieć, jak minął jej dzień w przedszkolu. Czułam się wysłuchana i to było najlepsze uczucie na świecie, a fakt, że jeszcze nie raz to przeżyję, ekscytował mnie coraz bardziej.

Ani się obejrzałam, jak z całego dnia na Oksfordzie zrobiła się nocna impreza w hotelu, gdzie Miller z Flynnem udoskonalali swoje umiejętności taneczne, a ja z Mią ochoczo im wtórowałyśmy. Josie wszystko nagrywała, a Xander przyglądał się temu ze zdegustowaną miną, popijając drinka z colą. Po tej nocy każde z nas wstało z gigantycznym kacem, a Dylan nawet z wielkim guzem na głowie po nieudanym salcie w przód.

– Liliana. 

– Zaspana spojrzałam na Szprotkę, próbując wysilić ospałe, szare komórki, które po dwóch godzinach snu nadawały się jedynie do udzielania podstawowych odpowiedzi.

– Co? – mruknęłam, a kobieta wciągnęła gwałtownie powietrze.

I mimo że miałam z tyłu głowy rozmowę z Xanderem w bibliotece, nie zamierzałam w to ingerować. Gdyby tylko matka się o tym dowiedziała, skończyłoby się wszystko. Moje plany i marzenia ległyby w gruzach, a teraz pierwszy raz od dawna czułam się szczęśliwa z takim trybem życia, jaki prowadziłam. Czasem miałam dość, chciałam się poddać i zniknąć, ale obok mnie zawsze ktoś był, a ona odebrałaby mi to w jednym momencie. Wszystko, co miałam, mogłoby zniknąć w ułamku sekundy.

– Jesteś odpowiedzialna za waszą szóstkę – oświadczyła, jakby sama nie była przekonana do tego pomysłu.

Nie dziwiłam jej się, tego dnia też sobie nie ufałam.

– Burmistrz pozwolił wam na samodzielnie chodzenie po mieście – prychnęła ostentacyjnie, po czym zapisała coś w notesie. – Jedna zasada: nikt z was nie może ucierpieć na tym wyjeździe. Liczę na ciebie, Liliana.

Rozszerzyłam oczy, mało nie dławiąc się własną śliną. Te słowa w żadnym stopniu nie pasowały do Szprotki.

Ten dzień definitywnie muszę zapisać w kalendarzu.

– Przecież ona zapomina nawet o własnym telefonie! Na bank zapomni o którymś z nas. – Miller machnął ręką w powietrzu, przez co zmierzyłam go wzrokiem. – No wybacz, Lils, ale taka prawda.

– Luz – mruknęłam pod nosem, zanim wróciłam spojrzeniem do kobiety, która zbytnio nie ingerowała w naszą dyskusję.

Nauczona doświadczeniem, zrobiłam taktyczny ruch, aby sprawdzić, czy w tylnej kieszeni spodni znajduje się mój telefon. Przymknęłam powieki, a następnie nabrałam powietrza w płuca, gdy zrozumiałam, że w każdej bajce kryje się ziarenko prawdy.

Zostawiłam go w pokoju.

– Josie, pójdziesz do pokoju po telefon Snow? – zapytał łagodnym tonem Xander, czym wywołał u mnie szok i niedowierzanie. Patrząc na mnie, musiał się zorientować, że ponownie szukałam telefonu.

– Czemu sam nie pójdziesz? – odpowiedziała mu zaczepnie, na co przewrócił oczami. Odwrócił się do nas plecami i szybkim krokiem ruszył w stronę naszych pokoi.

Zdezorientowana patrzyłam, jak zadowolona dziewczyna dogania go i zaczepia niczym młodszego brata, a Xander po prostu śmieje się jak małe dziecko.

Pan Idealny ma dobry humor, ale zapisując ten niezwykły dzień, sprawdzę, czy przypadkiem nie wypada dzisiaj święto dobroci dla zwierząt.

– Liliana, znasz Londyn, więc wraz z innymi nauczycielami ufamy ci – odezwała się ponownie nauczycielka. – Idźcie na śniadanie, w pokojach macie być… – Przeniosła wzrok na resztę. Spojrzała na nich dość oceniająco, a po chwili westchnęła zrezygnowana. – A zresztą nieważne, ja mam wolne.

Obróciła się w stronę drugiej grupy i wygłosiła im bardzo podobne kazanie, po czym weszła do lobby hotelu i jak gdyby nic zamówiła drinka.

Gustownie.

– Flynn, daj telefon. – Wyciągnęłam rękę w stronę przyjaciela, który bez problemu wyjął komórkę z kieszeni i podał mi ją z lekką dezorientacją.

Jednym ruchem odblokowałam urządzenie i weszłam w kalendarz, by uwiecznić ten dzień.

– Dlaczego zna twoje hasło? – zapytał Miller.

– Bo Flynn nie umie go zapamiętać, a ja z Lily mu w tym pomagamy – wyjaśniła Mia, posłała chłopakowi niewinny uśmiech, po czym wystawiła w jego stronę rękę.

– Nie – zaprzeczył Flynn. – Po prostu jestem Pantoflem – stwierdził, wzruszając ramionami.

Najważniejsza jest samoświadomość.

– Ucz się, Dylan – powiedziała Mia.

– Ale czego? – zapytał szczerze zdezorientowany.

Dziewczyna potrząsnęła delikatnie dłonią, przez co chłopak po prostu przybił jej piątkę z zabójczym uśmiechem.

– Boże… tyle nauki przed nami – jęknęła Mia zrezygnowana. – Daj mi telefon.

– Pojebało? Ty nie chcesz wiedzieć, co tam jest. Zamknięte na trzy spusty i niedostępne dla małych dziewczynek.

Pokręciłam głową, zapisując w myślach, aby wykupić dla siebie i Mii kurs na temat mniejszej toksyczności wśród znajomych. Definitywnie tego potrzebowałyśmy.

Ponownie włączyłam iPhone’a Flynna i weszłam w odpowiednią aplikację.

– Co ty robisz? – zapytał chłopak.

– Serio, kuźwa, jesteś Pantoflem – oznajmiła ze śmiechem Josie, która zmierzała w naszą stronę.

Zaciekawiona zmrużyłam powieki, gdy dostrzegłam poirytowanie na twarzy Xandera. Szedł obok niej, prawdopodobnie powstrzymując się od uciszenia dziewczyny drastyczniejszymi metodami.

– Widzisz, Flynn, nawet Josie tak twierdzi – podsumował Miller i poklepał go po ramieniu, czego Eliot nie skomentował.

– Co? Przecież ja mówiłam… – zaczęła, przez co Pan Idealny przyłożył jej rękę do ust, a równocześnie wyrwał z jej dłoni mój telefon. – Ej, no! – mruknęła niezrozumiale.

– Kurwa, ośliniłaś mnie! – Zabrał dłoń, a Josie z satysfakcją przejechała kciukiem po dolnej linii wargi. – I ty niby jesteś starsza? – Wytarł rękę w koszulkę.

Przewróciłam oczami, po czym oddałam Eliotowi telefon, szepcząc ciche „dziękuję”, co skomentował, posyłając buziaka w powietrzu.

Może te kursy nie są aż taką pilną potrzebą.

– Ośliniłam cię, bo mi przerwałeś tą brudną łapą! – fuknęła. – Skąd mam wiedzieć, gdzie ją trzymałeś?

– Spoko, Josie. Xander od dwóch miesięcy żyje w celibacie – zapewnił ją Flynn, a cichy śmiech reszty wypełnił całe pomieszczenie, gdy ja z grobową miną wyszłam, zostawiając swoich przyjaciół w środku. Liczyłam, że już nie wyglądam jak skacowany szczur po otwarciu kanału.

– Mamuśki, blondynki, brunetki, on wszystkie te dziewczynki – podśpiewywał Miller, dopóki mocne uderzenie nie wywołało u niego jęku. – Aua, kurwa mać!

– Zamknij się – wysyczał Xander.

– A sorry, Ojcze, zapomniałem, że ty nie spałeś z nikim – prychnął pod nosem.

Uniosłam brwi i spojrzałam na niego przez ramię, a spojrzenia moje i Xandera się skrzyżowały. Nie do końca wiedziałam, czyje zażenowanie jest większe, aczkolwiek ponownie się obróciłam, nie mając ochoty słuchać o seksualnych uniesieniach Pana Idealnego. Wystarczył mi fakt, że pieprzył się z lafiryndą.

– Ej, Lily, co ty robiłaś na telefonie Flynna? – Mia zrównała ze mną krok, po czym wyprzedziła mnie, tym samym tarasując mi drogę ucieczki.

– Zapisywałam dzień, w którym Szprotka doceniła moją wartość – odparłam całkiem poważnie, a potem zarzuciłam włosami do tyłu tak, aby przeciąg powstały na skutek otwartego okna oraz drzwi wejściowych je rozwiał.

Ta scena miała wyglądać jak z cholernego filmu, kiedy główna bohaterka wychodzi z wysoko uniesioną głową. Byłoby tak, gdyby nie połączenie wiatru, błyszczyka i włosów.

– Dlatego pomadki wygrywają. – Wciągnęłam powietrze, gdy dotarły do mnie śmiechy moich przyjaciół. Josie stanęła obok mnie, a następnie zabrała mi blond loki z twarzy. – W naszym gronie są dwa pantofle, Lily – powiedziała jakby nigdy nic, a po chwili wróciła do reszty.

Zostawiła mnie zaszokowaną, ale nie dlatego, że nie wiedziałam, o kim mówi. Zdawałam sobie z tego doskonale sprawę, ale to nadal do mnie nie docierało.

Xander Henderson nigdy nie stałby się pantoflem. Szczególnie moim.

– Lils, no chodź! Przecież wiesz, że cię kochamy! – krzyknął Miller.

– Tak jak Mię! – dodał Flynn.

– O Josie nie wspominamy, bo nadal jestem zły za to salto! – kontynuował Dylan.

– Jak to? – wtrąciła urażona dziewczyna. – Że na mnie? To ty, kuźwa, napaliłeś się na salto bardziej niż na połowę populacji tego świata!

– Gdybyś nie powiedziała, że nie mam psychy, tobym tego nie zrobił.

– A widzisz? – odezwała się Mia. – Teraz masz psychę, a w gratisie nawet guza.

– I upośledzenie umysłowe – dodał Xander.

Gustownie.

Pokręciłam rozbawiona głową i po prostu zrównałam z nimi krok, aby nie musieli krzyczeć na cały Londyn. Szłam dobrze znanymi sobie ulicami tego miasta. Znajdowało się w nim wszystko czego dusza mogłaby zapragnąć. Sklepy, galerie, kina, teatry, najlepsze szkoły i kluby, w których tętniło nocne życie nastolatków. Tu był mój mały świat. Świat rodzeństwa bez pokrewieństwa.

– Lils, daleko mamy do tej twojej szkoły?

– Od hotelu dwadzieścia minut z buta, ale musimy jeszcze wejść do jednego sklepiku. – Znowu wyszłam na prowadzenie, dzięki czemu zwróciłam ich uwagę.

– Po co? – zapytała Mia.

Spojrzałam na nią przez ramię, a na moich ustach od razu zagościł wielki uśmiech. Dziewczyna miała na sobie długą, jeansową spódnicę, czerwony, dopasowany top oraz idealnie zrobiony makijaż, który idealnie przykrył niedyspozycję po ostatniej nocy.

Z tego definitywnie będą dzieci.

Dla byle kogo Mia White nie poświęciłaby cennych godzin snu po dobrej imprezie, a dziś zdecydowanie było ich niewiele.

– Muszę kupić jedną rzecz – wyjaśniłam, na co przytaknęła bez żadnego „ale”. – Jak dojdziemy, to Lee powinien skończyć lekcje. Potem możemy iść na London Eye i zobaczyć Big Bena – zaproponowałam, co spotkało się z wyraźnym sprzeciwem Millera oraz Flynna.

– Za przeproszeniem, Gwiazdko, ale pojebało cię?

Spojrzałam na nich zdezorientowana, na co obaj prychnęli.

– Chcemy zobaczyć Londyn twoimi oczami! Pierwsze wagary, sklep, w którym kupowaliście alkohol, czy kluby! – Wyrzucił ręce do góry, a Dylan mu przytaknął i zaczął namawiać do tego Xandera oraz dziewczyny.

– No to chodźcie. Pierwszym nieodłącznym elementem tego miasta jest mały sklepik. Poznacie Billa.

– Jakiego Gila? – zapytał Miller, na co przewróciłam oczami, a następnie złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę małej budki.

Po chwili weszliśmy do pomieszczenia oraz poczuliśmy zapach świeżego pieczywa.

– Ty masz fałszywy dowód, ja znajomości. – Otworzyłam kolejne drzwiczki, tym samym uchylając rąbka tajemnicy. – Bill! – wydarłam się na cały głos, kiedy zauważyłam starszego mężczyznę, który z zaszokowaną miną przyglądał się naszej dwójce.

Siwe włosy, ciepły wyraz twarzy, niezniszczalny, czerwony fartuszek i tego samego koloru czapka z daszkiem.

– Lily! Wróciłaś! – zawołał pełen entuzjazmu, jednak po sekundzie przeniósł spojrzenie na chłopaka. – A to… kto? – spytał ostro ze zmarszczonymi brwiami i zmierzył chłopaka morderczym spojrzeniem.

– Miller – odpowiedziałam.

Złapałam butelkę wody, zanim ponownie popatrzyłam na Dylana, który był prawdziwie przerażony.

Gustownie.

– Na którym dowodzie? – zapytał podejrzliwie mężczyzna.

Miller cofnął się o krok, a następnie niepewnie wyciągnął rękę w stronę Billa.

– Dylan Miller… na prawdziwym, proszę pana.

Już się nie dziwię, czemu trafiał za kratki. Sam się sprzedaje przed właścicielem małego sklepiku.

– Skąd się znacie? Ile masz lat? Jesteś karany?

Jeśli kiedykolwiek pomyślę, że nie mam ojca, przypomnę sobie tę sytuację.

Takie przesłuchanie przeprowadził jedynie Will z Chrisem, gdy zaczęliśmy się spotykać.

– Ze szkoły, osiemnaście, proszę pana – odpowiedział całkowicie sparaliżowany.

Bill właśnie przestraszył geja, bo myślał, że ten jest moim chłopakiem.

– On woli mężczyzn, Bill – wyjaśniłam sytuację, jednak on nie odpuścił i nadal badał Dylana wzrokiem.

Dopiero po dłuższej chwili niezręcznej ciszy, w której było słychać jedynie głośny oddech mężczyzny oraz nerwowe przełykanie śliny przez Millera, Bill dał sobie spokój i położył paczkę fajek na ladzie z wymownym spojrzeniem.

– Czuję się, jakbym poznał twojego starego – mruknął ciszej chłopak.

– I wcale ci się nie dziwię – wyszeptałam, zanim z lekkim dystansem podeszłam do mężczyzny.

Wchodziłam w zakazaną strefę.

– Jeszcze będzie siedem razy bułka z owocami, do tego… – Nawet nie zdołałam dokończyć, kiedy Bill, z cichym śmiechem położył tyle samo puszek energetyków co bułek, po czym puścił do mnie oczko.

– Jestem stary, ale pamięć mam dobrą – powiedział rozbawiony, a następnie zerknął na Millera. – Dylan, tak?

– Tak, proszę pana. – Skinął głową, a następnie podszedł bliżej mnie. – Nie jestem chłopakiem Lily, ale mogę przyprowadzić kandydata. – Z uśmiechem na ustach wskazał na okno, przez które było widać resztę naszych przyjaciół. – Aua – jęknął, kiedy mój but spotkał się z jego piszczelem.

– Sorry, odruch bezwarunkowy – oznajmiłam, a po sekundzie wróciłam spojrzeniem do mężczyzny. – Nie przyprowadzi, ponieważ go nie ma.

Bill nie zareagował na moje słowa. Podszedł do okna i spojrzał przez nie. Nie przeszkadzała mu nawet cholerna żaluzja. Ostentacyjnie oraz bezczelnie obserwował moich przyjaciół jak jakiś pedofil czy psychopata.

– Bill! – krzyknęłam, przez co on wychylił się jeszcze bardziej.

– Dylan, chodź tu. – Machnął ręką na chłopaka. – Który to?

Przewróciłam oczami, gdy Miller położył się na blacie i zaczął wszystko dokładnie tłumaczyć. Dla zasady najbardziej musiał się oczywiście skupić na Panu Idealnym, bo jakżeby inaczej.

– Uuu, niezłe ciacho, Lily! – Mężczyzna zerknął na mnie przez ramię z cholernie wielkim uśmiechem i uznaniem.

Przymknęłam powieki i nabrałam powietrza w płuca. Zdegustowana złapałam za terminal, po czym wpisałam kwotę, która pierwsza przyszła mi na myśl. Wyjęłam z kieszeni spodni telefon, a następnie zapłaciłam za zakupy.

– Idziemy! – Złapałam torbę z bułkami, a następnie pociągnęłam Dylana, żeby zszedł z blatu. – Bierz energetyki.

Chłopak bez słowa sprzeciwu wyszedł ze sklepu, a ja ruszyłam za nim w pełnej gotowości do ataku chociażby za głośny oddech.

– Lily, słoneczko moje! – krzyknął za nami mężczyzna. – Lily, do cholery! O trzydzieści dolarów za dużo!

– To za Lee! – rzuciłam przez ramię, zanim zamknęłam za sobą drzwi.

– Dłużej się nie dało? – zapytała Josie.

Nie odpowiedziałam, po prostu podeszłam do nich i wystawiłam wypieki w ich stronę. Spojrzeli na mnie zdezorientowani, jakby w życiu nie widzieli słodkich bułek.

– Poznałem przyszywanego starego Lils! – zawołał zadowolony Miller, rozdając im puszki, i jak gdyby nigdy nic opowiadał o sytuacji, której był świadkiem. – Wiecie, że ta terrorystka sama nabiła rachunek i sobie poszła?

– Wiemy! Do cholery, było was widać przez okno. – Flynn wskazał na szybę, za którą stał uśmiechnięty mężczyzna.

Pokręciłam rozbawiona głową i z gracją dygnęłam, na co Bill równie gustownie się ukłonił, zdejmując przy okazji swoją czapkę.

– Chcieliście, to macie. Moje życie w Londynie. – Wróciłam spojrzeniem do przyjaciół i potrząsnęłam torbą, aby ponownie zwrócić ich uwagę. – Codziennie z Lee jechaliśmy do Billa po bułki i energetyka, często zarywaliśmy nocki – mówiłam, a oni jak na zawołanie rzucili się na jedzenie.

Zdecydowanie im się nie dziwiłam, byliśmy cholernie głodni, skacowani oraz zmęczeni, a te bułki potrafiły zdziałać cuda.

– O kurwa – jęknął rozmarzony Flynn, kiedy wziął kolejnego gryza drożdżówki. – Jakie to dobre.

– Jedne z najlepszych. Może je przebić jedynie pieczeń Blair.

– Czemu zarywaliście nocki? – zapytała Josie. – Teraz też zarywasz przez naukę. Ale w Londynie czemu?

– Właśnie, Snow, czemu? – dopytał Xander.

– Przez jakiś czas oboje mieliśmy problemy ze snem, więc wymykaliśmy się z domu i chodziliśmy po mieście. – Wzruszyłam ramionami, a następnie obróciłam się w odpowiednią stronę. – Nic nadzwyczajnego, chodźcie, Lee zaraz kończy lekcje.

To, co działo się w Londynie, zostaje między mną a Lee.

– Piliście wino? – wtrąciła Mia po tym, jak mnie dogoniła.

– Taniego szampana – odpowiedziałam. – Anglicy uwielbiają musujące wina, a Will ma ich cały barek, wiesz, podziękowania za rozprawy i takie tam.

Być może nie był to alkohol z najniższej półki, aczkolwiek my mieliśmy go za darmo, co definitywnie potwierdzało moją wersję o jego niskiej cenie.

1 D. Alighieri, Boska komedia, tłum. J. Korsak, Warszawa 2012 (przyp. red.).