Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rosja z książki Barbary Włodarczyk to nie tylko Moskwa i stołeczny glamour. Dziennikarka podpatruje nastolatki w czasie szkoleń ze strzelania w moskiewskiej szkole kadetek, śledzi historię dziewczyny porwanej w Dagestanie, w wiosce Niżniewasiliewka spotyka milionera, który przeżył nagłe nawrócenie duchowe. Bohaterowie jej opowieści to ludzie prości, z pozoru wręcz przeciętni, a jednak zdumiewający, podobnie jak czasy, w którym przyszło im żyć.
Ich losy pozwalają czytelnikowi dojrzeć wszystkie przemiany, które zaszły w Rosji w ciągu ostatnich dekad. „Nie ma jednej Rosji” - książkowy debiut Barbary Włodarczyk -to świadectwo wieloletniej, rzetelnej pracy dziennikarskiej. Zbiór reportaży, napisanych z werwą i prostotą, odsłania cząstkę owej jakoby nieuchwytnej „rosyjskiej duszy”.
Barbara Włodarczyk po studiach dziennikarskich podjęła pracę w redakcji publicystyki międzynarodowej TVP. W latach 2004–2009 była korespondentką TVP w Moskwie, obecnie jest komentatorem politycznym TVP. W ramach cyklu „Szerokie tory” zrealizowała ponad 100 reportaży poświęconych życiu mieszkańców byłego ZSRR. Cykl nagrodzony został między innymi Grand Press i The International Chicago Televisions Awards w kategorii filmów dokumentalnych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 317
Ekskluzywna restauracja w Moskwie. Złoto, marmury, kryształy. Właściciel lokalu, rosyjski miliarder Telman Ismaiłow, obchodzi pięćdziesiąte urodziny. Specjalnie dla niego śpiewa Jennifer Lopez. Wykonuje cztery piosenki. Za dwa miliony dolarów. Na koniec jubilat wręcza jej prezent. Złoty mikrofon z brylantowymi zdobieniami...
Wioska Romanowo w centralnej Rosji. Staruszka w starych rozdeptanych walonkach z trudem przebija się przez śnieżne zaspy. Dźwiga dwa wiadra z wodą. Ze studni. Mieszka w drewnianej walącej się chałupie. W domu nie ma wody ani ogrzewania, ani gazu. Jest za to telewizor, a w nim codziennie przywódcy państwa zapewniają, że Rosja to bogaty kraj...
Centrum Moskwy, plac Błotny. Ponad 30 tysięcy osób skanduje: „Rosja bez Putina!”. Demonstrantów nie zraża ani śnieg, ani mróz. Mają dość fałszerstw podczas wyborów. W Internecie można zobaczyć dziesiątki przykładów szwindli: zamiany kart do głosowania, kupowania głosów, zastraszania ludzi...
Studio telewizyjne. „Władimirze Władimirowiczu, szacun!”. Młody hiphopowiec kłania się Putinowi. Premier ubrany w sportową bluzę stoi pod sceną, na której występują raperzy.
– To swój gość – mówi nastolatek. – On nie pozwala obrażać Rosji.
Rosja to różnorodny i barwny świat. To nowobogacka Moskwa i siermiężna prowincja, czyli „głubinka”. To Europa i Azja. To marzenia o integracji z Zachodem i nostalgia za ZSRR. Spędziłam w Rosji wiele lat. Spotykałam się z milionerami i z bezdomnymi. Widziałam salony w iście carskim stylu i mroczne więzienia. Brałam udział w obrzędach odprawianych przez szamana nad Bajkałem i w treningu dziewięcioletnich kadetek, które w kilka sekund składają kałasznikowa. Obserwowałam z bliska sektę, która czci Putina jako nowe wcielenie apostoła Pawła, i treningi neofaszystów. Razem z maszynistą moskiewskiego metra poznawałam tajemnice najsłynniejszej kolei podziemnej, a z czarnoskórym radnym zamiatałam ulice. Za każdym razem przekonywałam się, że NIE MA JEDNEJ ROSJI. Wbrew nazwie kremlowskiej partii[1]...
[1] Jedna Rosja – największa partia polityczna w Rosji. Ma obecnie zdecydowaną większość w Dumie Państwowej, popiera politykę Kremla i jest zapleczem politycznym Władimira Putina.
– Niech pani zobaczy, u nas we wsi wszystkie baby chodzą teraz na obcasach – pięćdziesięciopięcioletnia Lida pokazuje mi nogę w czarnym botku na wysokim słupku. Jest wyraźnie zadowolona, ale uśmiecha się tylko półgębkiem, bo nie ma przednich zębów. – Jak nam asfalt położyli, to filcowe walonki poszły w kąt. Daj Panie Boże zdrowia Dmitrijowi Anatoliewiczowi Miedwiediewowi! Tu była głucha wieś. Dopiero jak ON przyjechał, wszystko się zmieniło.
Wioska Mansurowo pod Kurskiem nie ma w Rosji równych sobie. Na drodze asfalt, przy niej znaki drogowe i nowoczesna budka telefoniczna. A w chałupach plastikowe okna, centralne ogrzewanie, toalety jak w mieście i superszybki Internet, chociaż mało kto tu wie, jak się nim posługiwać. Domy obite jasnymi drewnianymi panelami przypominają fińskie osiedle. Jest światowo i nowocześnie. A wszystko dzięki temu, że stąd wywodzi się dziadek i ojciec Dmitrija Miedwiediewa. I prezydent postanowił odwiedzić rodzinne strony...
Jest lutowy mroźny poranek. Minus dwadzieścia stopni. Do tego zamieć. Wraz z ekipą zdjęciową jedziemy taksówką z Kurska do Mansurowa. W mieście proponowano nam wynajem zachodniej limuzyny, ale wybraliśmy starą wołgę. I dzięki Bogu, bo żaden inny samochód (oczywiście z wyjątkiem wypasionych dżipów, którymi jeżdżą rosyjscy krezusi) nie dałby sobie rady na zaśnieżonych i dziurawych drogach „głubinki”. Operator Walentin i dźwiękowiec Lena są Rosjanami i wiele już w swoim kraju widzieli, ale widok Mansurowa robi na nich spore wrażenie.
Tuż za tablicą z nazwą miejscowości zaczyna się inny świat. Większość okolicznych wiosek jest zimą całkowicie nieprzejezdna, a tu – równiutka droga, którą oczyszcza właśnie ciężarowy kamaz z wielkim pługiem.
– Takiego odśnieżania nie ma nawet na wielu ulicach Moskwy – zauważa Walentin i od razu wyciąga kamerę.
Chwilę później pojawia się milicja. Nowiutką terenową niwą. Patrol sprawdza, czy we wsi panuje spokój. Milicjanci przyglądają się nam z ciekawością, ale nie zaczepiają. Widać, że przywykli do obecności prasy. Odkąd Dmitrij Miedwiediew odwiedził Mansurowo, do wioski zaczęli zjeżdżać dziennikarze z różnych miast. Nawet z odległej o sześćset kilometrów Moskwy.
Przy drodze rzuca się w oczy błyszczący czerwony telefon z czarnymi przyciskami. Nad nim niebieska osłona w kształcie muszli. Wszystko nowe, lśniące.
– Nikt z tego nie korzysta? – pytam mężczyznę, który wyszedł zobaczyć, co za jedni filmują jego wioskę.
– Niee, to telefon międzynarodowy. A tu ludzie nie mają nikogo za granicą – mówi.
– A przejście dla pieszych potrzebne? – patrzę na nowiutki znak drogowy „Uwaga piesi”.
– Co pani?! Jaki tam u nas ruch? W Mansurowie mieszka wszystkiego ze trzysta osób.
Mężczyzna odpowiada krótko, ale konkretnie. Doskonale nadaje się na bohatera telewizyjnego reportażu. Poza tym ma bardzo wyrazistą fizjonomię, a kamera takich lubi. Wygląda jak typowy rosyjski chłop, bez określonego wieku. Twarz w bruzdach, złote zęby, pogodne niebieskie oczy. A jaka czapka! Brązowa papacha z prawdziwego futra. Bogate elegantki w Moskwie płacą ciężkie pieniądze za podobne czapki. No może za trochę lepsze. W rosyjskiej stolicy w cenie są przede wszystkim norki i sobole, a to, co ma na głowie mężczyzna, zrobiono z królika. Papacha odciąga uwagę od brudnej i wypłowiałej kufajki.
– Widział pan prezydenta Miedwiediewa z bliska, jak tu przyjeżdżał? – pytam i kątem oka dostrzegam, że Walentin filmuje naszą rozmowę. Stoi daleko, ale w klapie kurtki mam ukryty mikrofon bezprzewodowy i wszystko się nagrywa.
– Ja nie tylko widziałem, ale i rękę mu podałem. Słowo honoru! – mężczyzna mówi z takim zapałem, jakby opowiadał o najszczęśliwszym dniu w swoim życiu. – Przy nim stała ochrona, rozumie pani. I dopiero za trzecim podejściem udało mi się z nim przywitać. Życzyłem mu powodzenia i... głupio mi to mówić, ale powiedziałem mu, że po jego uścisku nie będę mył ręki przez miesiąc!
Nie mam wątpliwości. Muszę nakłonić rozmówcę, żeby zgodził się zostać bohaterem reportażu. Robiłam to dziesiątki razy i zwykle się udawało, chociaż nigdy nie było łatwo. Mało kto chce odkrywać swoje tajemnice przed obcymi ludźmi i godzi się, by kamera chodziła za nim krok w krok przez cały dzień.
– Proponuję panu świetną transakcję – zagajam. – Sfilmujemy jeden dzień z pana życia. Pan pokaże nam wioskę, a w zamian dostanie od nas płytę z nagraniem.
– Za nic w świecie! – mężczyzna gwałtownie zmienia ton. – Tu już byli tacy, co wyciągali z nas różne rzeczy, a potem pisali, że Mansurowo to niby taka potiomkinowska wioska.
– To znaczy jaka? – sprawdzam, czy mężczyzna rozumie sens określenia „potiomkinowska”.
– No taka nieprawdziwa, na pokaz.