Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Inspektorka policji Marita Lander marzy ostatnio o tym, aby zaszyć się w domowym zaciszu, pijąc gorącą czekoladę w towarzystwie swojego kota Jamara. Nie będzie to jednak możliwe, ponieważ w okolicy Åre dochodzi do dwóch brutalnych morderstw. W tym samym czasie pojawiają się także informacje o zaginięciu pewnej kobiety. Policja w Jämtland ma więc trudne zadanie, a brak wystarczającej liczby funkcjonariuszy dodatkowo utrudnia pracę. Jakby tego było mało, przełożeni Marity chętniej rozmawiają z mediami niż podwładnymi.
Za fasadą wykwintnych restauracji i tętniących życiem barów w Åre kryje się świat handlu narkotykami i przestępczości. Wiadomości o nielegalnych interesach docierają również do kręgu sztokholmskich kryminalistów. Rami nie chce narażać się Rekinowi, dlatego musi spłacić rzekomo zaciągnięty przez siebie dług. W tym celu udaje się do mroźnej prowincji, miejsca zdrady i zemsty, gdzie zmierzy się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
„Nie wszystko złoto” to drugi tom serii o losach Marity Lander. Linda H. Staaf przez wiele lat zajmowała najważniejsze stanowiska w szwedzkiej policji. Ostatnio pracowała jako szefowa wywiadu w krajowym oddziale operacyjnym NOA.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 463
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Allt är inte guld
Przekład z języka szwedzkiego: Karolina Skiba
Copyright © Linda H. Staaf, 2024
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Jonas Lindén
Redakcja: Witold Kowalczyk
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-291-5
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Dla Mickego
‒ miłości mojego życia
Prolog
Dwoje dzieci z wielkim apetytem pochłaniało owsiankę podaną przez ojca. Jak w każdą sobotę dodał do niej odrobinę musu jabłkowego i trochę cukru, wydawał się jednak mniej rozmowny niż zwykle. Ostatnio miał gorszy nastrój i nie widywali go zbyt często. Mama, jak co sobotę, nadal spała, kiedy tata przygotowywał śniadanie. Z radia w kuchni dochodził głos Hassego Tellemara prowadzącego program muzyczny. To ulubiona audycja ojca, ale dzisiaj nie komentował muzyki, tak jak miał to w zwyczaju.
Chłopiec pochylił głowę nad talerzem, podniósł łyżkę do ust i pomyślał o zbliżających się urodzinach. Za kilka tygodni, w połowie maja, skończy dziesięć lat. Najbardziej marzył o rowerze. Jego starsza siostra dostała taki na dziesiąte urodziny. On jednak wolałby niebieski albo może zielony, ale nie różowy.
Ojciec dokładnie umył rondel i odstawił na suszarkę do naczyń. Następnie wytarł ręce w ścierkę i odwiesił ją z powrotem na haczyk przy kuchence.
Córka patrzyła na niego i się uśmiechnęła, gdy do niej podszedł i przyłożył rękę do jej policzka. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło, by poczuła ciepło, kiedy napotkała jego spojrzenie. Ogarnęło ją dziwne uczucie, którego nie rozumiała. Tata odwrócił się do syna i również jego pogładził po policzku.
Następnie wyszedł z kuchni i zniknął na chwilę. Chłopiec zauważył, jak otwiera drzwi wejściowe i wychodzi na dwór. W ręce trzymał broń myśliwską. Bez słowa zamknął za sobą drzwi.
Dziewczynka jako pierwsza skończyła jeść owsiankę i zastanawiała się, jakie znaleźć sobie zajęcie. Może mogłaby się przejść do swojej przyjaciółki Cariny, która mieszka po sąsiedzku, po drugiej stronie głównej ulicy? Była już w takim wieku, że mogła to robić samodzielnie.
Chłopiec miał właśnie wstać od stołu, kiedy rozległ się głośny huk. Oboje podskoczyli, słysząc ten niespodziewany dźwięk, po czym nastała cisza.
Dzieci pobiegły do drzwi i otworzyły je na oścież.
‒ Tatusiu! ‒ krzyknęły jednocześnie.
‒ Tato! Co to było?! ‒ zawołał chłopiec.
‒ Tato, co się stało?! ‒ zawtórowała dziewczynka.
Nie otrzymały odpowiedzi.
Niemal w tym samym momencie włożyły chodaki i wybiegły na podwórko. Ojciec dopiero co wyszedł. Nie mógł odejść za daleko. Rozejrzały się wokoło, ale nigdzie go nie dostrzegły.
Chłopiec zauważył, że drzwi do szopy są uchylone i pobiegł w jej stronę, a dziewczynka pędziła tuż za nim.
‒ Tato! ‒ krzyknęła ponownie, po czym oboje weszli do środka.
Wewnątrz było ciemno i dopiero po chwili ich wzrok przyzwyczaił się do półmroku. Wtedy go zobaczyli. Leżał na drewnianej podłodze. Ciemna krew wypływała z tego, co zostało z jego głowy.
Jämtland, poniedziałek 20 lutego 2017 roku
1
Śnieg skrzypiał pod jej butami przy każdym kroku. Inspektor policji Marita Lander nie pamiętała, kiedy ostatni raz tyle go napadało. Ścieżkę pokrywała dziesięciocentymetrowa warstwa białego puchu, pod którą znajdowała się cienka warstwa lodu, na której łatwo się było poślizgnąć. Marita musiała uważnie stawiać kroki, żeby się nie przewrócić, i porządnie się zasapała. Pociągała nosem, żeby katar nie spływał jej do gardła. Jeszcze nie zaczęło świtać, ale ścieżka w lesie była na tyle dobrze oświetlona, że policjantka wiedziała, którędy iść. Musiała przejść kilkaset metrów, ale droga od parkingu przy wieży widokowej Frösötornet do początku trasy zjazdowej na wzgórzu Gustavsbergsbacken pięła się w górę, dlatego Marita co chwilę przystawała. Ilekroć łapała oddech, wdychała drobne lodowe kryształki, a dyskomfort pogłębiała przepocona na plecach koszulka. Kiedy wychodziła z domu raptem kwadrans wcześniej, termometr wskazywał minus czternaście stopni.
Znalazłszy się na szczycie stoku narciarskiego, ujrzała najpiękniejszy widok w całej okolicy. Migoczące w dole światła Östersund po drugiej stronie skutej lodem i zasypanej śniegiem rzeki. Łagodnie oświetlony most łączący Frösön z Östersund. Nie zdążyła się tym jednak nacieszyć, bo nagle usłyszała skrzypienie śniegu pod czyimiś butami. Odwróciła się. Był to umundurowany policjant, który na nią tutaj czekał. Miał rudą kozią bródkę, od razu go rozpoznała. W policji w Östersund pracowało tylko kilka osób, więc wszyscy się znali, mimo to Marita nie mogła sobie przypomnieć, jak się nazywał, wiedziała tylko, że miał trudne do zapamiętania i dziwne szlacheckie nazwisko. Młodszy kolega się rozpromienił i uniósł rękę na powitanie.
‒ No więc, co tu się wydarzyło? ‒ zapytała, stając przy nim.
Funkcjonariusz pokręcił głową.
‒ To jedna z gorszych spraw, nad którymi pracowałem.
Kiedy mówił, z jego ust wydobywała się para, na brodzie i brwiach osiadł szron.
‒ Żaden policjant nie miałby wątpliwości, że doszło tu do morderstwa ‒ kontynuował.
‒ Coś strasznego ‒ rzuciła Marita, przechodząc pod taśmą policyjną. Zapewne uzyskała na to zgodę pracującego tam technika.
‒ Najgorszy jest chyba ten pies ‒ dodał funkcjonariusz, wskazując ręką w kierunku, w którym szła.
Kawałek dalej, wciąż na stoku, na skraju lasu, dostrzegła leżącego na śniegu setera irlandzkiego z otwartym pyskiem i zwisającym z boku językiem. Śnieg przy nim był czerwony od krwi wypływającej z psiego gardła, które, jak przypuszczała, zostało poderżnięte. Mimo że technik wpuścił ją na miejsce przestępstwa, starała się nie podchodzić zbyt blisko. Nie chciała zniszczyć jakichkolwiek śladów.
Zanim poszli dalej, kątem oka zauważyła, że ktoś się zbliża. Wystarczyło, że zobaczyła elegancki płaszcz oraz szalik Burberry i już wiedziała, kto to taki.
‒ Dzień dobry, panno Lander ‒ powiedział Laxman, jednocześnie przybierając poważniejszy wyraz twarzy. ‒ Co się stało z psem?
Marita mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, nie wiedząc, co właściwie chce powiedzieć. Jej mózg nie pracował z rana tak dobrze jak umysł Laxmana.
Młodszy funkcjonariusz zaprowadził ich za drewniany wiatrochron, jakieś dziesięć metrów dalej. Laxman wyprzedził Maritę i jako pierwszy dotarł na miejsce. Nie podchodząc zbyt blisko, przyglądał się leżącemu na boku mężczyźnie ze wciąż wbitą w potylicę siekierą. Tuż obok niego leżał jego kaszkiet. Inspektor zwróciła uwagę na to, że kałuża krwi była raczej niewielka. Być może większość wsiąkła w śnieg. Przypuszczała, że mógł mieć około siedemdziesiątki. Nie zdążyła się lepiej przyjrzeć, ponieważ Laxman wykrzyknął ze zdumieniem w oczach:
‒ Boże drogi! Widzisz, kto to jest?
Marita podeszła kilka kroków bliżej. Poza siekierą wbitą w głowę ciało było nienaruszone. W chwili, gdy go rozpoznała, zamarła.
‒ Nie poznajesz? ‒ kontynuował Laxman. ‒ To Malmberg, były szef policji!
2
Dowódca patrolu Christian Ståhl wprawnie przeszukiwał chłopaka, podczas gdy jego partnerka Nora Lindman robiła to samo z kolegą zatrzymanego. Po sprawdzeniu kieszeni czarnej puchowej kurtki Christian zabrał się do przeszukiwania nogawek dżinsów. Nic tym razem nie znalazł, więc puścił młodego wolno. Choć wszyscy wiedzieli, że w centrum miasta lepiej nie nosić przy sobie narkotyków ani noży, przeszukania były dla Christiana i jego kolegów po fachu sposobem na utrzymanie porządku w Östersund.
Ståhl spojrzał na zegarek i stwierdził, że nadeszła pora na lunch.
‒ Jedźmy na komisariat ‒ powiedział, siadając na miejscu pasażera, po czym zdjął rękawiczki, by rozgrzać palce.
‒ Może najpierw powinniśmy gdzieś stanąć i sprawdzić trzeźwość kilku kierowców? ‒ zapytała Nora, uruchamiając silnik.
‒ Nie, jedźmy już ‒ zaprotestował Christian lodowatym tonem.
Nie miał ochoty stać na dworze i marznąć, żeby poprawić statystyki. Właściwie nie miał ochoty na nic. Prawie dziesięć lat harówki w tym samym charakterze, dzień po dniu. Wielokrotnie aplikował na stanowiska kierownicze, czasem nawet nie zapraszano go na rozmowę kwalifikacyjną. Uważał się za policjanta z powołania, choć niekiedy i on tracił chęć do pracy.
W słuchawce rozległ się dźwięk. Dyżurny z centrum dowodzenia wydawał dyspozycje patrolowi. Głos był zdecydowany i rzeczowy.
‒ Mamy na linii mężczyznę, który dzwoni z Åre i mówi, że jego żona zaginęła wczoraj wieczorem. Wyszła z domu około dziewiętnastej trzydzieści i pojechała samochodem na zakupy. Do tej pory nie wróciła.
Christian przytrzymał przycisk nadawania i warknął:
‒ A nie ma innego radiowozu, który jest bliżej? Odbiór!
‒ Radiowóz z zachodniej części został wysłany do Stora Blåsjön. Jesteście najbliżej. Odbiór.
Policjant westchnął głośno.
‒ Przyjąłem. Pojedziemy do Åre i to sprawdzimy. Masz numer telefonu do mężczyzny, który dzwonił?
Wyjął pisak ze schowka i na miniaturowej tablicy suchościeralnej, którą oparł o deskę rozdzielczą, zapisywał numer telefonu komórkowego do jakiegoś Henrika Sjölina dyktowany przez dyżurnego z centrum dowodzenia. Nora przyspieszyła i zjechała w stronę drogi E14, tymczasem Christian wybrał zapisany przed chwilą numer. Po drugim sygnale odpowiedział mu męski głos. Mężczyzna wydawał się otępiały i zrezygnowany, gdy opowiadał o żonie, która poprzedniego wieczoru wsiadła do samochodu i zaraz miała wrócić, jednak nadal jej nie było.
‒ Dokąd pojechała?
Mężczyzna się zawahał.
‒ Tak naprawdę to nie wiem. Powiedziała tylko, że zaraz wraca.
‒ Miał pan z nią kontakt telefoniczny?
‒ Dzwonię od rana. I albo ma wyłączony telefon, albo słychać sygnał oczekiwania, ale ona nie odbiera.
Christian i Nora wymienili podejrzliwe spojrzenia.
‒ Czy stało się coś, co mogło ją skłonić do wyjazdu?
‒ Co pan ma na myśli? ‒ zapytał mężczyzna. ‒ Niby co?
‒ Ujmę to inaczej. Pokłócili się państwo? Doszło między państwem do nieporozumienia?
Na chwilę zapadła cisza.
‒ Była w dobrym nastroju, kiedy wychodziła.
‒ Czy pańska żona ma skłonności samobójcze?
‒ Samobój…?
‒ Czy cierpi na depresję?
Znowu cisza.
‒ Nie, nie wydaje mi się.
Christian dowiedział się od mężczyzny, że żona pojechała srebrnoszarym mercedesem i zapisał numer rejestracyjny, po czym się rozłączył.
‒ W takim razie musimy tam pojechać i zmarnować trochę czasu ‒ westchnął.
‒ Może miała dość i uciekła ‒ powiedziała Nora z uśmiechem, nie odrywając wzroku od drogi.
‒ Nie zdziwiłoby mnie to. Wy, kobiety, jesteście trochę kapryśne.
W jego głosie nie było słychać żartobliwego tonu, a Nora tego nie skomentowała.
‒ No i tyle, jeśli chodzi o lunch ‒ mruknął Christian.
3
Maricie chciało się płakać, ale łzy nie popłynęły. Od najmłodszych lat uczono ją, by nie okazywać wielu emocji. Czuła przygnębienie i smutek. Wprawdzie zapamiętała Malmberga jako staroświeckiego dżentelmena, ale także jako nieustępliwego staruszka, który przez większość czasu żył przeszłością. Przy pożegnaniu, gdy sześć lat wcześniej przechodził na emeryturę, nie czuła wielkiego smutku. Miała nadzieję, że zastąpi go ktoś o nieco bardziej nowoczesnym sposobie myślenia. Wciąż jednak nie mogła przeboleć, że człowiek, który leżał martwy na śniegu, to ktoś, kogo znała. Policjantem zostaje się na całe życie. Malmberg był jednym z nich.
Chwyciła kubek oburącz i powoli zbliżyła do ust. Gorąca czekolada trochę poprawiła jej samopoczucie. Najlepiej smakowała właśnie na mrozie, kiedy człowiek był zziębnięty. Swoją drogą ten napój z automatu, który mieli na komisariacie, raczej nie zasługiwał na miano prawdziwej gorącej czekolady.
Policjantka stała w pokoju śledczych przy białej tablicy, którą wkrótce miały zapełnić notatki i zdjęcia. Morderstwa w Jämtland należały do rzadkości, jednak w ostatnich latach prowadzono kilka śledztw w sprawie zabójstw, a takie dochodzenia wciąż przyprawiały ją o szybsze bicie serca. Szukanie sprawcy miało w sobie coś szczególnego. Trochę jak zabawa w kotka i myszkę czy w chowanego. Nigdy poważnie nie myślała o zmianie zawodu.
Do pokoju wszedł Laxman. Czekała na niego, powitała go, lekko unosząc rękę.
‒ Straszne, co się stało z Malmbergiem ‒ stwierdziła. ‒ Bardzo mnie to poruszyło.
‒ Coś okropnego ‒ zgodził się policjant, odsuwając krzesło od stołu.
‒ I ten pies! Biedactwo! Czym on sobie na to zasłużył?
‒ A czym zawinił Malmberg? ‒ zapytał Laxman z poważną miną.
Jeszcze nie usiadł, kiedy usłyszeli dźwięk czytnika kart i otwieranie drzwi. Do środka wpadła szefowa wydziału dochodzeniowo-śledczego, komisarz Anna Viking, i klapnęła na krzesło tak gwałtownie, że uderzyła pistoletem w oparcie. Miała krótkie, zaczesane na czoło, jasne blond włosy. Marita uważała, że Anna byłaby piękna, gdyby nie te surowe i ostre rysy twarzy. A także znaczny tyłozgryz. Mogła mieć z metr siedemdziesiąt wzrostu, same mięśnie, prawie zero tłuszczu, a na obu przedramionach duże tatuaże. Wyglądała jak policjantka z jednostki specjalnej i ewidentnie kreowała się właśnie na kogoś takiego. Mimo że była szefową jednostki śledczej, której wszyscy pracownicy ubierali się po cywilnemu, ona zawsze nosiła granatową bluzę taktyczną i polowe spodnie policyjne.
‒ Może każdy z nas nakreśli obraz sytuacji? Ja zacznę ‒ odezwała się z mocnym akcentem z południowej części Szwecji.
Maritę tak zaskoczyło chłodne przyjęcie przez Annę informacji o znalezieniu ciała zamordowanego byłego policjanta, że nieświadomie zmarszczyła brwi i zrobiła podejrzliwą minę. I dlaczego szefowa miała własny ogląd sytuacji? Wszelkie informacje na temat zabójstwa powinna uzyskać od Marity.
Anna szybko obracała w palcach długopis. Jej twarz była pokryta delikatnymi czerwonymi plamami, jak zwykle, gdy rozmawiała z inspektorką Lander.
‒ Były szef policji, Bo Malmberg, został znaleziony przez pracownika komunalnego, który zaczął dziś pracę wcześnie rano, dokładnie o szóstej dwadzieścia pięć, żeby przejechać stok ratrakiem przed otwarciem wyciągów. Ponieważ w nocy nie było opadów śniegu, trudno określić, jak długo leżało tam ciało Malmberga. Być może został zabity już zeszłej nocy.
Marita spojrzała w swoje notatki i stwierdziła, że otrzymała tę samą informację od oficera przygotowującego raport. Zanim cokolwiek powiedziała, Anna kontynuowała:
‒ Podpytałam jego dawnych współpracowników i dowiedziałam się, że od kilku lat był związany z kobietą, Solveig Persson. Oczywiście trzeba ją przesłuchać.
Maricie nie umknęło nerwowe drgnienie policzka Laxmana. Poza tym siedział bez ruchu i wpatrywał się w szefową, która nie przestawała mówić z poważną, a zarazem wyniosłą miną:
‒ Muszę jak najszybciej złożyć raport przełożonym. O tej sprawie zrobi się głośno w mediach i Stefan uważa, że to ja powinnam się tym zająć. Dajcie mi znać, jak będziecie mieli nowe informacje.
Następnie wyszła z pokoju równie szybko, jak do niego weszła.
‒ Co to, do cholery, było?! ‒ wykrzyknął Laxman, gdy tylko zamknęły się drzwi. ‒ Dlaczego miałaby odpowiadać za kontakt z mediami? Myślałem, że to my prowadzimy śledztwo.
‒ No i tak jest ‒ oznajmiła Marita. ‒ Prawdopodobnie po prostu czuje się niepewnie. To pierwsze morderstwo, od kiedy tu przyjechała.
‒ To chyba pierwsza sprawa w ogóle, od kiedy tu przyjechała. Jak długo ona tu jest? Trzy miesiące?
‒ Niecałe.
‒ Mogła zostać w Skanii.
Marita oparła się na krześle i popijała gorącą czekoladę. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Jaka to różnica, czy ktoś przyjechał tu z Nyköping, jak Laxman, czy pochodził ze Skanii?
‒ Utrzymywałeś kontakt z Malmbergiem w ostatnich latach? ‒ zapytała.
‒ Nie pamiętam, żebym się z nim widział, od kiedy przeszedł na emeryturę. A ty?
‒ Nie przypominam sobie. Nie mam pojęcia, co się z nim działo. Z drugiej strony nie słyszałam też, żeby interesował się światkiem przestępczym.
‒ Chyba żartujesz. Człowiek honoru pokroju Malmberga, chodząca nienaganność, miałby stracić swoją tożsamość i zacząć się zadawać z przestępcami? W życiu.
Marita zauważyła na ekranie komórki powiadomienie z aplikacji z wiadomościami:
„Martwy mężczyzna znaleziony w Östersund ‒ zabójstwo policjanta?”
‒ Teraz Anna oszaleje. Gazeta z Östersund jest najwyraźniej o krok przed nami ‒ powiedziała zmartwiona. ‒ Już zaczęli spekulować, że to zbrodnia na policjancie.
Laxman wyglądał na zmartwionego.
‒ Cóż, raczej nie chodzi o to, że ktoś chciał zamordować policjanta. Musimy się jednak dowiedzieć, czy morderstwo może mieć jakikolwiek związek z jego służbą w policji.
‒ No tak ‒ odparła zamyślona. ‒ Co wiemy oprócz tego, o czym powiedziała nam Anna? Co musimy zrobić i w jakiej kolejności?
Laxman jakby czekał na to pytanie.
‒ Najważniejsze to sprawdzić, czy istnieje jakiś materiał dowodowy inny niż ten, który technicy próbują zabezpieczyć na miejscu zbrodni.
‒ Masz na myśli kamery?
‒ Tak, na przykład. A także narzędzie zbrodni, telefon komórkowy…
Marita przewertowała papiery na stole.
‒ Nie mogę znaleźć nic o świadkach, więc pewnie sami będziemy musieli znaleźć kogoś, kogo chcielibyśmy przesłuchać.
‒ Jego samochód był zaparkowany niedaleko, prawda?
‒ Tak ‒ potwierdziła. ‒ Okazało się, że stał tuż pod wieżą Frösötornet, w tym samym miejscu, gdzie ja zaparkowałam dziś rano. Technicy właśnie go przeglądają.
‒ Jeśli będziemy mieli szczęście, w samochodzie znajdą ślady jeszcze kogoś innego ‒ zauważył Laxman.
‒ À propos kogo innego ‒ wtrąciła policjantka. ‒ Najważniejsze, żebyśmy ustalili, jak wyglądało życie Malmberga do wczoraj. Co się wydarzyło, od kiedy przeszedł na emeryturę, i czy było coś, czego o nim nie wiedzieliśmy, kiedy jeszcze tu pracował? A jeśli ktoś chciał się zemścić za coś, co Malmberg zrobił jako policjant?
Laxman skwitował to obojętnym wyrazem twarzy i uniósł kciuk.
Chociaż sprawa dotyczyła nieprzyjemnych i tragicznych wydarzeń, Marita lubiła prowadzić dochodzenia tego typu. To właśnie dla takiej pracy została policjantką i to ją motywowało do służby. Tym razem jednak czuła pewien niepokój. Spojrzała w stronę kolegi i poczekała, aż nawiąże z nią kontakt wzrokowy, po czym delikatnie poruszyła inny temat:
‒ Myślisz, że i my jesteśmy w niebezpieczeństwie?
Laxman spuścił wzrok, przez chwilę wpatrywał się w stół i wyglądał, jakby się zastanawiał, następnie znów spojrzał na Maritę.
‒ Chyba nie możemy tego wykluczyć.
4
Nora prowadziła radiowóz z włączonym kogutem na dachu i mimo trudnych zimowych warunków na drodze dotarli do Åre w niecałą godzinę. Słońce rozświetlało bezchmurne, błękitne niebo nad szczytem Åreskutan, a śnieg skrzył się na horyzoncie w blasku jego promieni. W czasie podróży Christian szukał informacji na temat mężczyzny, który dzwonił w sprawie zaginionej żony. Henrik Sjölin, lat czterdzieści trzy, zameldowany w Åre pod adresem podanym przez centrum dowodzenia. Nie był karany i nie figurował w żadnym rejestrze sprawców wykroczeń. Żona, Sofie, lat trzydzieści osiem. Również niekarana za nic poważniejszego niż przekroczenie prędkości.
‒ Najpierw pojedźmy do faceta, który dzwonił, i sprawdźmy, co jeszcze uda nam się z niego wyciągnąć.
Christian poczuł wibrowanie prywatnej komórki w kieszeni na piersi. SMS. Wzdrygnął się i zawahał, czy w ogóle się nim przejmować i go odczytać. Niepokój jednak wziął górę, więc wyjął telefon. Wiadomość od Sary. Dziś późno wróci do domu. Ma dużo pracy w kancelarii. „Tym lepiej”, pomyślał mężczyzna i poczuł ucisk w żołądku.
Tuż przed dotarciem do zabudowań zjechali z drogi E14 i ruszyli pod górę. Nora przyspieszyła. Najpierw minęli dzielnicę domków jednorodzinnych, lecz po chwili pojawił się inny typ zabudowy ‒ starsze górskie chatki. Teren ten był słabo zagospodarowany, pojedyncze małe budynki wyglądały na opuszczone. Droga wiodła serpentynami w górę. Była tak wąska, że minięcie się z drugim samochodem nie wchodziło w grę, za to porządnie ją odśnieżono. Po obu stronach drogi na wysokość większą niż metr wznosiły się zaspy śnieżne. Od wyciągów i stoków dzielił ich raptem rzut kamieniem. Kiedy podjechali wyżej, droga kończyła się dużym placem do zawracania. Nad nim znajdował się najpiękniejszy dom, jaki Christian kiedykolwiek widział w górach. Był pochylony w stronę doliny, z dwoma olbrzymimi panoramicznymi oknami w kształcie strzelistych trójkątów. Do elewacji wykorzystano duże, okrągłe kamienie, co nadawało budynkowi wygląd starego zamku. Przed domem znajdował się ogromny taras ze szklaną balustradą.
Nora zatrzymała samochód. Nie zdążyli wysiąść, kiedy drzwi domu się otworzyły i na schodach pojawił się mężczyzna w jasnoniebieskiej lnianej koszuli i chinosach, na pozór niezrażony zimnem. Miał zaczesane do tyłu blond włosy, potwierdzał wyobrażenia Christiana o tym, jak wygląda dorosły dzieciak zamożnych rodziców. Funkcjonariusz naciągnął policyjną czapkę na łysą głowę i wysiadł z samochodu.
‒ Trochę wam zajęło dotarcie tutaj ‒ odezwał się Henrik Sjölin.
Ståhl wbił w niego wzrok.
‒ W Szwecji brakuje policjantów. Nie mamy zamiaru zabierać panu za dużo czasu, chcemy się jednak dowiedzieć więcej o zniknięciu pańskiej żony, by ocenić, czy to sprawa dla policji.
Henrik wyglądał na zirytowanego.
‒ Dlaczego nie miałaby to być sprawa dla policji?
‒ Jeśli żona odeszła dobrowolnie, nie jest to ani przestępstwem, ani wypadkiem, a wtedy sami będziecie musieli sobie wyjaśnić, co między wami zaszło.
Na to Henrik nie odpowiedział, tylko włożył ręce do kieszeni spodni. Nie miał zamiaru zapraszać ich do środka, by się ogrzali.
‒ Jak była ubrana żona, kiedy wczoraj wyszła? ‒ zapytała Nora przyjaznym głosem.
‒ Nie wiem. Myślę, że miała na sobie ubranie, które zwykle nosi po domu, czyli szare dresy Adidasa. I pewnie czerwoną, pikowaną kurtkę.
‒ Czy żona ma skłonności samobójcze? ‒ dociekał Christian.
‒ Już pan mnie o to pytał ‒ warknął Henrik.
Policjant przewrócił oczami, nie próbując tego ukryć.
‒ To ważne pytanie. Dlatego zadaję je ponownie. Czy wykazywała objawy depresji?
‒ Nie, nie miała żadnych oznak depresji ‒ odpowiedział ostro Henrik, po czym kontynuował łagodniejszym tonem: ‒ Czasem bywa przygnębiona.
„A kto nie?”, pomyślał Christian.
‒ Jak to się objawia? ‒ ciągnął policjant.
Henrik wyjął jedną rękę z kieszeni spodni i przesunął nią po włosach.
‒ Jest cicha. Wycofana. Zamyka się w swoim świecie.
‒ Muszę wiedzieć, czy istnieje ryzyko, że uciekła, bo chce zrobić sobie krzywdę.
Mężczyzna zamilkł na sekundę i wyglądał, jakby dopiero teraz poczuł chłód.
‒ Nie można tego wykluczyć.
Jeśli rzeczywiście istniało zagrożenie, że może się zabić, to wstępnie była to sprawa dla policji. Christian jednak uważał, że zdawkowe odpowiedzi Henrika nie ułatwią decyzji o podjęciu akcji ratunkowej. O ile w ogóle byłaby ona konieczna, biorąc pod uwagę okoliczności.
‒ Z naszej wcześniejszej rozmowy telefonicznej wynikało, że się wczoraj pokłóciliście. O co chodziło?
‒ Kiedy wsiadała do auta, byliśmy już pogodzeni…
‒ Nie o to pytałem. O co się pokłóciliście?
Henrik zrobił krok do przodu i uniósł ręce.
‒ Nie powinniście zacząć jej szukać zamiast stać tutaj i ze mną dyskutować?
Zapadła krótka cisza, ale na tyle długa, by Christian podjął decyzję. Tego dnia miał już niezwykle dość bycia potulnym.
‒ A dlaczego pan nie narzucił kurtki od Prady i sam nie poszedł szukać żony zamiast czekać pół dnia, żeby do nas zadzwonić?
Christian się odwrócił i ruszył w stronę samochodu. Słyszał, jak Nora powiedziała coś do Henrika, by załagodzić sytuację, a chwilę później poczuł lekkie uderzenie w plecy. Odwrócił głowę, nie zatrzymując się.
‒ Co się z tobą dzieje? ‒ wyszeptała.
‒ Nie moja wina, że to głupek.
Następnie odwrócił się w stronę Henrika i krzyknął, żeby się odezwał, jeśli nawiąże jakikolwiek kontakt z żoną.
‒ Co o tym myślisz? ‒ zapytała Nora, gdy tylko wsiedli do samochodu. ‒ Czy jest w tym coś, co by sugerowało, że to sprawa dla nas?
Christian pokręcił głową.
‒ Nie bardzo. Nie w tej chwili.
Jednocześnie miał przeczucie, że coś się tu nie zgadzało. Henrik nie opowiedział im wszystkiego, co się wydarzyło, zanim jego żona zniknęła.
‒ Przejedźmy się po okolicy i poszukajmy jej samochodu ‒ dodał, zapinając pasy. ‒ Może uda nam się go znaleźć.
Sztokholm, 31 dni wcześniej
5
Męski salon fryzjerski mieścił się w Sundbyberg nieopodal metra. Popołudniami bywało tam tłoczno od ludzi czekających na strzyżenie, ale w tej chwili w poczekalni siedział tylko jeden klient. Rami przyglądał się Youssefowi, gdy ten golił maszynką włosy na karku mężczyzny siedzącego w fotelu fryzjerskim.
‒ Kiedy strzyżesz na mid fade, kończysz tutaj ‒ instruował Youssef, wskazując palcem kark klienta. ‒ W przypadku high fade, golisz wyżej.
Rami już to wiedział i uważał, że Youssef robi za dużo sam. Skoro miał być praktykantem, chciał strzyc, a nie tylko patrzeć. Przychodził tam jednak głównie ze względu na matkę. Youssef był jej przyjacielem i poprosiła go o pracę dla swojego syna dzikusa. Rami nie uważał, że potrzebuje pracy. W końcu już zarabiał. I to lepiej od niejednego fryzjera.
Podczas gdy Youssef zajmował się strzyżeniem klienta oraz w przesadnie prosty sposób tłumaczył wszystkie czynności, Rami spojrzał na siebie w lustrze. Jego krótka, prawie czarna broda była idealnie przystrzyżona i podążała ściśle za linią szczęki w kierunku szyi i uszu. Ciemne włosy zaledwie kilka dni wcześniej zostały ścięte bardzo krótko na karku i po bokach, w stylu high fade. Właściwie byłby całkiem zadowolony ze swojego wyglądu, gdyby nie nos. Był trochę za duży.
‒ Szybko się nauczysz ‒ stwierdził Youssef i wyjął szczotkę, którą przetarł kark klienta.
‒ Mhm ‒ przytaknął Rami i zerknął na zegarek.
Była to podróba Omegi, ale wyglądała jak oryginał.
„Youssef jest za stary”, pomyślał, szacując jego wiek na jakieś czterdzieści pięć lat. Nie wiedział nic o życiu, jakie dziewiętnastolatek prowadził poza salonem.
Drzwi się otworzyły i do środka weszło dwóch młodych mężczyzn w puchowych kamizelkach i spodniach Adidasa. Należeli do Szakali, konkurencyjnej siatki przestępczej, Rami dobrze ich znał. Patrząc na ich aroganckie miny i napięte ciała, od razu wywnioskował, że nie przyszli z pokojowymi zamiarami.
Wyższy z nich podszedł do Youssefa, położył mu rękę na ramieniu i spojrzał prosto w oczy.
‒ Przyszliśmy odebrać dług.
‒ Jaki dług? Nie mam wobec was żadnych długów ‒ odparł Youssef, odwracając się do klienta, by dokończyć strzyżenie.
‒ Masz dług wobec jednego ze swoich byłych pracowników. Myślę, że wiesz, o kim mówię ‒ oświadczył wysoki chłopak, skubiąc rzadką kozią bródkę. ‒ Mustafa Mohamed. Nie dostawał pensji przez wiele miesięcy.
‒ Jaja sobie ze mnie robisz? ‒ Youssef uniósł ręce w geście wzburzenia. ‒ Przecież to on ukradł mi pieniądze. I dlatego musiałem go zwolnić.
‒ Przyszliśmy odebrać dług ‒ powtórzył niższy z nich. Zrobił kilka kroków w stronę Youssefa i popchnął go tak, że fryzjer się zachwiał.
‒ Co ty, kurwa, wyprawiasz? ‒ wtrącił się Rami, rzucając się w ich stronę i blokując chłopaka. ‒ Nie słyszałeś, co powiedział? Chcesz wpierdol czy co? Wynoście się stąd!
Rami nie zdążył zareagować, kiedy geod ciosu drugiego chłopaka upadł na podłogę. Jeszcze się nie podniósł, a już obaj zaczęli go kopać w żebra i głowę.
Rami krzyczał ze złości, choć dzięki adrenalinie nie odczuwał bólu. Jedną ręką próbował się zasłonić przed kopnięciami, drugą zaś wyciągnął nóż przyczepiony do łydki pod dresami i wycelował nim w napastników. Wtedy przestali go kopać i cofnęli się na tyle, żeby Rami mógł wstać.
‒ Wypierdalać albo obetnę wam fiuty! ‒ ryknął na nich, machając nożem.
‒ Pożałujesz tego, sukinsynu ‒ rzucił ten wyższy. ‒ Wyznaczymy nagrodę za twoją głowę. Kapujesz?
Potem opuścili salon i zniknęli za rogiem.
Rami się trząsł, ale przed Youssefem usiłował zgrywać twardziela. Jego klient siedział cicho z szeroko otwartymi oczami.
‒ Wymyślili sobie ten dług. Tak właśnie działają. Czy teraz rozumiesz, dlaczego chcę, żebyś tu ze mną pracował? Nie powinieneś się z nimi zadawać. To źli ludzie! To się źle dla ciebie skończy!
‒ To nie o mnie im chodziło ‒ mruknął Rami.
Youssef ciągnął dalej, nie zwracając uwagi na to, co chłopak właśnie powiedział:
‒ Powinieneś mieć prawdziwą pracę, z której miałbyś uczciwe pieniądze. A nie zarabiać na głupotach.
Youssef mógł prawić mu kazania, ile chciał. Rami uważał, że powinien usłyszeć podziękowanie za pomoc z tymi kolesiami. Teraz sam będzie musiał się trzymać z dala od Szakali oraz wszystkich ich braci i kuzynów. Wiedział, jak to działa. Nie żartowali, kiedy mówili, że wyznaczą nagrodę za jego głowę.
Jämtland, poniedziałek, 20 lutego 2017 roku
6
Mimo że funkcjonariusze lokalnej policji pomagali im w przepytywaniu mieszkańców domów przy drodze prowadzącej do wieży widokowej Frösötornet, uzyskali jedynie skąpe informacje od potencjalnych świadków. Tak naprawdę tylko jedna osoba widziała coś, co mogło być interesujące dla sprawy: Beatrice Sundqvist, która mieszkała w nowo wybudowanej luksusowej willi i pachniała ciężkimi perfumami. Kiedy Marita i Laxman zadzwonili do drzwi, miała na sobie turkusowy welurowy dres i wyglądała, jakby za bardzo powiększyła sobie usta. Marita zaczęła się zastanawiać, czy „żony Hollywood” nie przeniosły się przypadkiem do Frösön, i nic nie mogła poradzić na to, że od razu była do niej nastawiona negatywnie.
Stali w jasnym, otwartym holu, kiedy Beatrice wyjęła swój dowód osobisty i wręczyła go Maricie. Policjantka szybko obliczyła, że kobieta za kilka dni skończy pięćdziesiąt dwa lata.
‒ Byłam na spacerze z psem ‒ zaczęła Beatrice, siadając na małej białej sofie w holu.
Mówiła w taki sposób, jakby uważała się za trochę lepszą od nich.
‒ Proszę nam opowiedzieć, co pani widziała ‒ rzekła Marita, spoglądając na psa, którego Beatrice trzymała na rękach.
Był biały i miał loczki. Przez brązowe zacieki pod oczami jego mordka wyglądała na brudną.
‒ Rozmawiałam już o tym z policjantami, którzy byli tu wcześniej. Chcecie, żebym to powtórzyła?
‒ Tak, proszę ‒ odezwał się Laxman, który do tej pory się nie odzywał.
Beatrice stęknęła i przewróciła oczami, tak, żeby to zauważyli.
‒ Spacerowaliśmy wokół góry ścieżką do joggingu i spotkaliśmy starszego pana z seterem irlandzkim. Bobo się przestraszył, nie lubi dużych psów.
‒ Która była wtedy godzina? ‒ zapytała Marita, szukając miejsca, gdzie mogłaby usiąść.
‒ Och, nie pamiętam. Dziewiąta, może wpół do dziesiątej.
‒ Był sam? ‒ chciała wiedzieć policjantka.
Zamiast odpowiedzi Beatrice uprzejmie skinęła głową.
‒ Czy podczas spaceru widziała pani kogoś jeszcze? ‒ kontynuowała Marita po tym, jak doszła do wniosku, że będzie musiała stać.
Beatrice klepała psa jedną ręką, Marita zauważyła na jej palcach parę dużych pierścionków z brylantami.
‒ Mhm, przy ścieżce stał ktoś w pomarańczowej kurtce ‒ powiedziała po chwili namysłu. ‒ Tyle że widziałam tę osobę na początku spaceru. Dopiero po dłuższej chwili spotkałam mężczyznę z psem.
Marita robiła notatki. To były ważne informacje dla śledztwa.
‒ Czy mogłaby pani opisać tę osobę bardziej szczegółowo?
‒ Niewiele więcej pamiętam.
‒ Wysoka czy niska? ‒ dopytywała Marita.
‒ Raczej normalnego wzrostu. W każdym razie niczym się nie wyróżniała.
‒ Widziała pani mężczyznę czy kobietę?
‒ Niestety nie wiem. Postać stała za daleko.
‒ W którym miejscu ją pani zauważyła?
Pies zeskoczył na podłogę i zaszczekał.
‒ To było zaraz na początku ścieżki do joggingu, tuż przy szczycie stoku narciarskiego.
‒ Świetnie, dziękuję! ‒ powiedziała Marita, kończąc przesłuchanie.
Kiedy stamtąd wracali, Laxman włączył radio w samochodzie. Właśnie mieli słuchać wiadomości emitowanych w programie P4, kiedy zadzwonił telefon Marity.
‒ Co się tam u was dzieje? ‒ zarechotał znajomy głos, gdy tylko odebrała połączenie.
‒ Cześć, tato ‒ przywitała się Marita z napięciem w głosie.
‒ Kogo zamordowali? Właśnie przeczytałem w internecie, że w Östersund doszło do morderstwa policjanta.
„Dzięki za troskę”, pomyślała. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu, że u niej wszystko dobrze i nic jej się nie stało, ale się powstrzymała. Jej ojciec Gunnar był mistrzem w mówieniu niestosownych rzeczy.
‒ Tożsamość ofiary nie została jeszcze ujawniona…
‒ Ale mnie przecież możesz powiedzieć ‒ przerwał jej Gunnar. ‒ W końcu ja też jestem policjantem i tam pracowałem.
„Byłeś policjantem”, pomyślała Marita. Wahała się. I tak wkrótce wszyscy się dowiedzą, ale nie była pewna, jak zareaguje Laxman, jeśli usłyszy, że nie dochowała tajemnicy służbowej.
‒ Pisali coś o tym, że ofiarą jest były oficer wyższego szczebla. Chodzi o Malmberga? ‒ kontynuował Gunnar, zanim cokolwiek powiedziała.
‒ Mhm ‒ odparła Marita.
Założyła, że Laxman słyszy tylko to, co ona mówi.
‒ Mój Boże! To był porządny człowiek. Fakt, miał słabe strony, ale bez przesady.
‒ Oczywiście, wszyscy są tu wstrząśnięci, ale wiesz, jak to jest. Siedząc w tym, jesteśmy znieczuleni i zamiast rozpaczać natychmiast zaczynamy działać.
‒ Czy to ty nadzorujesz to śledztwo?
‒ Tak.
‒ Ale masz kogoś doświadczonego do pomocy? Chyba nie zajmujesz się tym sama?
Choć Marita znała swojego ojca i była przyzwyczajona do jego niewybrednych komentarzy, miała ochotę się na niego wydrzeć. Jednak tego nie zrobiła. Smutek wziął górę. Musiała kilkakrotnie przełknąć ślinę.
Rozmowa z nim wywarła na niej jeszcze większą presję. Zamierzała mu pokazać, że naprawdę potrafi rozwiązać sprawę morderstwa.
7
Nora skręciła w stronę rynku w Åre, sprawdzili każdą uliczkę i wszystkie parkingi. Miasteczko było niewielkie i zdaniem Christiana mieli duże szanse na znalezienie samochodu, o ile w ogóle się tam znajdował. Nora kilkakrotnie zwalniała, gdy widzieli srebrnoszarego mercedesa, jednak za każdym razem numer rejestracyjny się nie zgadzał. Christian zastanawiał się, czy Sofie mogła z jakiegoś powodu uciec od męża, ale przeczucie podpowiadało mu co innego. Tyle razy uczestniczył w przesłuchaniach, że potrafił rozpoznać, kiedy ludzie kłamią lub coś ukrywają.
Zatrzymali się w supermarkecie ICA i naprędce kupili coś na przetrwanie kilku następnych godzin, po czym bezskutecznie próbowali połączyć się z Sofie, okrążyli parę razy miasteczko, a nawet rozszerzyli poszukiwania, ale i tak nie znaleźli samochodu. Christian rozważał, czy nie zwrócić się do komendanta policji rejonowej z prośbą o decyzję dotyczącą rozpoczęcia akcji poszukiwania Sofie na większą skalę. Nie można było wykluczyć, że padła ofiarą przestępstwa, mimo że tak naprawdę nie mieli żadnych konkretnych dowodów, które by na to wskazywały. Minęło piętnaście godzin, od kiedy widziano ją po raz ostatni. W ciągu kilku kolejnych zrobi się ciemno. To jeszcze bardziej utrudni poszukiwania. Christian niepewnie spojrzał w stronę Nory, nie oczekując właściwie żadnej reakcji. Musieli zwiększyć zarówno wysiłki, jak i tempo. Dlatego po krótkim namyśle zadzwonił do Stefana Girlanga, komendanta policji rejonowej. Takie decyzje w zasadzie powinni podejmować funkcjonariusze dyżurni, ale Girlang wyraźnie oświadczył, że w rejonie, który nadzoruje, on chce za to odpowiadać. Należał do starszego pokolenia i nie przejmował się zbytnio wewnętrznymi przepisami. W dodatku był oszczędny do przesady i pracował zgodnie z zasadą, że nie należy wkładać w sprawę więcej wysiłku, niż jest to konieczne. Zdaniem Christiana, Girlang bardziej przejmował się budżetem i tym, co dobrze wygląda przed przełożonymi, niż rzetelną pracą policyjną.
‒ Czy dobrze rozumiem, że nadal nie znaleźliśmy ani jej, ani samochodu, ale nic nie wskazuje na przestępstwo? ‒ dopytywał Stefan Girlang wyniosłym tonem.
‒ Zgadza się ‒ odparł Christian. ‒ Ma wyłączoną komórkę.
‒ Czy wykazywała skłonności samobójcze?
‒ Tutaj sprawa zaczyna się komplikować i dlatego chcę, żebyśmy rozpoczęli akcję ratunkową. Zdaniem jej męża Sofie na pewno nie ma ani nigdy nie miała skłonności samobójczych, ale przeczuwa, że żona jest przygnębiona. I kiedy z nim rozmawiałem, miałem wrażenie, że jest coś, co…
Girlang przerwał mu w pół zdania:
‒ Przerywamy akcję.
‒ Jak to? Jest zdecydowanie za wcześnie.
‒ Wiesz równie dobrze jak ja, że mamy mało patroli, a poza tym jesteśmy zajęci śledztwem w sprawie morderstwa Malmberga.
Christian westchnął i się rozłączył. Nie miał ochoty polemizować. Niepotrzebnie zadzwonił do Girlanga, który przecież już od dawna nie miał do czynienia z prawdziwą pracą w terenie i zapomniał, jak to było. Ståhl wybrał inny numer – służb wywiadowczych. W Östersund była to niewielka jednostka, wiedział, kto tam pracuje.
‒ Mogłabyś sprawdzić Henrika Sjölina z Åre?
‒ Chodzi ci o tego potentata Henrika Sjölina? Do którego należy większość biznesów w Åre? – odezwała się Erika Djup, urzędniczka administracyjna, bardziej kompetentna niż koledzy policjanci.
‒ To aż taka szycha?
‒ Prowadzi dużą rodzinną firmę założoną przez swojego ojca. Obecnie są właścicielami wielu hoteli i restauracji w Åre. Wydaje mi się, że firma nazywa się Montagna.
‒ Nie był karany, nie ma go w żadnym rejestrze ‒ dodał Christian, który właśnie to sprawdził. ‒ Wiecie coś o nim?
Usłyszał, jak Erika stuka w klawiaturę, więc czekał, aż skończy.
‒ Mamy jakieś niepotwierdzone informacje na temat narkotyków w jego kręgach ‒ odezwała się po chwili.
Christian nadstawił uszu i zapytał:
‒ Co masz na myśli, mówiąc o kręgach?
Zdał sobie sprawę, że Erika czyta z ekranu.
‒ Imprezy u niego w domu… kokaina… Nic niezwykłego w tym środowisku w Åre… I jeszcze kilka informacji na temat handlu narkotykami w jego hotelu. Ale nic nie da się powiązać z nim bezpośrednio.
Jako doświadczony policjant Christian rozumiał, co miała na myśli, choć sam w tych kręgach nigdy się nie obracał. Spędzał dużo czasu na stokach, może nawet więcej na après-ski, ale wtedy imprezował ze starymi kumplami z wojska i kilkoma kolegami z policji. W ciągu ostatnich kilku lat bywał tam również latem z Sarą, która wkręciła go w kolarstwo górskie. Nigdy jednak w takich sytuacjach nie miał kontaktu z narkotykami.
‒ Proszę, daj mi pełen obraz sytuacji! Czy kiedyś stosował przemoc? Czy ktoś mu groził?
Erika obiecała oddzwonić jak najszybciej, po czym się rozłączyli.
Nora odpaliła samochód i zrobili jeszcze kilka okrążeń wokół miasteczka. W tym czasie Christian przedstawiał możliwe scenariusze. Jego partnerka nie miała tak długiego stażu jak on, ale pracowali razem od sześciu miesięcy i potrafiła słuchać.
‒ Może Sofie uciekła, bo była zła na męża po kłótni i dlatego się ukrywa? Albo się ukrywa, bo chce zrobić sobie krzywdę.
Przerwał na chwilę i skręcił ogrzewanie w samochodzie, po czym mówił dalej:
‒ Jest jeszcze inna możliwość… mogła paść ofiarą przestępstwa. Niewykluczone, że to Henrik lub ktoś inny coś jej zrobił… Sofie może już nie żyć.
Nora pospiesznie odwróciła głowę i spojrzała na niego z zainteresowaniem, po czym dodała od siebie:
‒ Albo miała wypadek.
Christian skinął głową.
‒ Oczywiście, tak też mogło się zdarzyć. Może z jakiegoś nieznanego nam powodu dokądś się udała i nie mogła wrócić.
Rozpakował baton proteinowy kupiony wcześniej w sklepie i ugryzł kawałek.
‒ Girlang powiedział, że mamy odwołać akcję, ale myślę, że jest na to za wcześnie. A jeśli rzeczywiście coś jej się stało lub wkrótce stanie?
‒ W takim razie zadzwoń do Girlanga jeszcze raz i spróbuj go skłonić do zmiany decyzji ‒ stwierdziła Nora.
Christian wziął głęboki wdech.
‒ Ech, wkurza mnie ta cała biurokracja. Kobiecie grozi śmierć, a my zajmujemy się jakimiś bzdetami.
Po chwili zastanowienia wziął komórkę i zaczął stukać w wyświetlacz.
‒ Co chcesz zrobić? ‒ zapytała zaciekawiona Nora.
‒ Spróbuję to wszystko przyspieszyć. W tej organizacji nauczyłem się jednego: łatwiej jest prosić o przebaczenie niż o pozwolenie.
Nacisnął przycisk połączenia i po kilku sygnałach odebrał Henrik Sjölin.
‒ Tu znowu ja, Christian z policji. Czy Sofie się do pana odzywała?
Henrik musiał wziąć sobie do serca wcześniejszą uwagę rozmówcy, bo teraz brzmiał bardziej przyjaźnie.
‒ Nie, nadal zero kontaktu.
‒ Czym żona się na co dzień zajmuje?
‒ Prowadzi dom.
‒ Czy mają państwo jakichś krewnych lub przyjaciół, do których mogła się udać?
‒ Jej siostra mieszka w Undersåker. Dzwoniłem do niej już kilka razy, ale Sofie się tam nie pojawiła.
‒ Rodzice?
‒ Już nie żyją.
‒ Rozumiem. Mają państwo dzieci?
W chwili, gdy Christian zadał to pytanie, poczuł ukłucie w żołądku, ale udało mu się stłumić to uczucie.
‒ Mamy trzynastoletnią córkę, Alicję.
‒ Gdzie ona teraz jest?
‒ Tutaj, w domu. Jest bardzo smutna i płacze, bo mama zniknęła.
Policjant dobrze rozumiał dziewczynkę. W dzieciństwie wielokrotnie doświadczył tego, że jego ojciec nagle znikał, a on z bratem musieli go szukać. Czasami znajdowali go pijanego w parku. Niekiedy wracał sam po tym, jak nie było go przez wiele dni. Wątpił jednak, że Sofie uciekła z podobnego powodu.
‒ Jak długo pan i Sofie jesteście razem?
‒ Jakieś piętnaście lat ‒ odparł Henrik po chwili namysłu.
‒ Czy Sofie nadużywa alkoholu lub innych substancji uzależniających?
‒ Co? Czy jest uzależniona? Nie, na pewno nie.
‒ Myśli samobójcze?
‒ Na miłość boską! Tyle razy już mówiłem, że nie ma takich skłonności. Co jeszcze mam powiedzieć?
‒ Chciałbym, żeby pan się nad tym głębiej zastanowił i stwierdził, że skoro żona była przygnębiona, to się pan obawia, że mogła chcieć zrobić sobie krzywdę.
‒ Dlaczego miałbym tak powiedzieć?
‒ Bo wtedy łatwiej mi będzie uzyskać decyzję od przełożonego o rozpoczęciu akcji ratunkowej. Tego właśnie przecież pan chce.
Cisza w słuchawce.
‒ W porządku. Moja żona ostatnio była przygnębiona i boję się, że zrobi sobie krzywdę.
Christian uśmiechnął się z zadowoleniem, ale upewnił się, żeby nie było tego słychać, kiedy mówił dalej:
‒ To zrozumiałe. Potraktujemy pańskie obawy bardzo poważnie.
Chwilę później znowu zadzwonił do Girlanga i po kilku słowach wyjaśnień, dlaczego dalej pracuje nad sprawą, którą ten kazał mu zamknąć, otrzymał decyzję, by rozpoczął akcję poszukiwawczą jako dowódcą operacji.
Sztokholm, 31 dni wcześniej
8
‒ Bez jaj, stary! ‒ wykrzyknął Hassan, wylegując się na kanapie w domu u Ramiego w Akalli. ‒ Szakale?
Rami, ubrany w czarne dresy Adidasa, leżał na drugim końcu kanapy. Na białej koszulce zwisał mu łańcuszek z pozłacanego metalu. Przez całe popołudnie był roztrzęsiony po bójce w salonie fryzjerskim, ale po zapaleniu jointa czuł się zrelaksowany i miał lepszy nastrój.
‒ No ale ej! Głupi jesteś czy co? ‒ zagaił Yazid, siedzący na podłodze przy stoliku kawowym. ‒ Nie można zadzierać z Szakalami. Będą chcieli cię dopaść.
‒ Niech próbują ‒ stwierdził Rami tonem twardziela, choć wcale nie czuł się pewnie. Wiedział, że zadarł nie z tymi, co trzeba. Zemszczą się na nim. Ale co miał zrobić? Nie mógł tam stać jak ciota i pozwolić, żeby grozili Youssefowi.
Rami usiadł i pochylił się nad stolikiem z mnóstwem różnych rzeczy, by sięgnąć po kawałek haszyszu leżący tuż obok pliku banknotów. Ogrzał go i pokruszył na mniejsze części, po czym starannie zawinął razem z tytoniem w bibułkę Rizla i zapalił. Zamknął oczy i z rozkoszą wciągnął dym, wstrzymał oddech, potem zaś wypuścił powietrze.
‒ Chcesz trochę, stary? ‒ zapytał, wyciągając wytatuowaną rękę z jointem w stronę Yazida.
‒ Wiesz, że to nie moja bajka. ‒ Chłopak podniósł rękę na znak, że nie chce.
Yazid pochodził z Afryki, miał dużą okrągłą twarz i gęste kręcone włosy, dość umięśnione ciało i przyjazny wygląd. Hassan, podobnie jak Rami, pochodził z Bliskiego Wschodu i był ostrzyżony w prawie taki sam sposób, tyle że techniką skin fade, więc miał prawie całkowicie ogolony kark. Poza tym wolał nosić kilkudniowy zarost zamiast zadbanej brody. Wszyscy troje dorastali razem w Akalli i nie przywiązywali dużej wagi do poznawania historii życiowej swoich rodziców. Liczyło się trudne życie tu i teraz.
‒ A ty, ziom? ‒ zapytał Rami Hassana, podając jointa w jego stronę.
‒ Stary, wiesz, że nie odmawiam. ‒ Hassan zachichotał.
Chłopak pochylił się, wziął skręta, zaciągnął się i zrobił zadowoloną minę.
‒ Jak ci idzie z nauką? ‒ spytał Rami, patrząc na Yazida.
Yazid uczył się na młodszego pielęgniarza i dodatkowo pracował w budce z jedzeniem. W przeciwieństwie do Ramiego wierzył, że można osiągnąć coś w życiu, nie łamiąc prawa.
‒ No więc, kiedy ćwiczymy robienie zastrzyków, jest naprawdę strasznie.
‒ Dobrze, stary, że to ćwiczysz. Pomożesz nam wstrzykiwać coś mocniejszego ‒ skwitował Hassan i się roześmiał.
‒ Kiedy już zaczniesz pracować jako pielęgniarz, będziesz miał dostęp do dobrego towaru ‒ zauważył Rami.
‒ Dobrego towaru? ‒ zdziwił się Yazid.
‒ W szpitalach jest dużo dobrego towaru, którym możemy handlować ‒ wyjaśnił Rami, choć sam nie bardzo wiedział, jaką konkretnie substancję ma na myśli.
Yazid zamknął oczy i powoli pokręcił głową.
‒ Zarabiamy za mało hajsu ‒ stwierdził Hassan.
‒ To znaczy? ‒ dopytywał Rami, patrząc na niego.
‒ Zbyt wielu ludzi musi dzielić się zyskiem i niewiele z tego zostaje dla nas.
‒ Mhm ‒ przytaknął Rami.
Hassan miał oczywiście całkowitą rację, ale co mogli na to poradzić? Rynek był, jaki był. Wielu liczy na szybki cash.
Rami wstał, żeby pójść do toalety. Musiał przejść pomiędzy wszystkimi rzeczami leżącymi na podłodze. Plastikowe torby do połowy wypełnione śmieciami, puste opakowanie po pierogach, trochę szwedzkich i zagranicznych monet, brudna torba ze starymi narzędziami skradzionymi z placu budowy, a także nieświeża czarna bluza z kapturem ‒ to tylko niektóre z rzeczy porozrzucanych po podłodze. Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze betonowego getta i miało nie więcej niż trzydzieści dwa metry kwadratowe, ale Rami, w przeciwieństwie do wielu osób, z którymi dorastał, przynajmniej miał swoje własne „M” i nie musiał mieszkać u mamy.
Rami jeszcze nie doszedł do toalety, kiedy usłyszał dźwięk wiadomości z jednej z komórek. Był to telefon służbowy. Podszedł więc do szafki w korytarzu, wziął komórkę i sprawdził, kto do niego napisał.
„Ziom. Masz coś dla mnie?”
Jeden z jego stałych klientów. Rami szybko mu odpisał:
„A co byś chciał, stary? Mam, co zechcesz”.
Nie chciało mu się wychodzić z domu. Pomijając ryzyko bycia zaatakowanym przez Szakali, na dworze było zimno, ciemno i wietrznie.
Odpowiedź otrzymał niemal natychmiast.
„Pięć gramów. Tam, gdzie zawsze za dwadzieścia minut?”
Rami spojrzał na podróbę Omegi, zobaczył, że jest już po północy, i jęknął wściekły, po czym wrócił do chłopaków.
‒ Muszę wyjść. Praca wzywa.
Hassan skinął głową.
‒ Ruchy, ruchy! Tylko nie zapomnij o jutrze! Czeka nas niezła akcja, ziom. Do zobaczenia w południe na parkingu!
‒ Wiem, stary ‒ powiedział Rami, wciągając kamizelkę kuloodporną przez głowę, po czym zacisnął rzepy.
‒ Pamiętaj o sprzęcie. Kumasz, o co chodzi?
Rami skinął głową. Po drodze musi wpaść do młodszego brata Abbego i zabrać od niego swojego glocka. Zrobi to następnego dnia rano. Do tego czasu pistolet jest w bezpiecznym miejscu. Nikt przecież nie będzie go szukał u dziewięciolatka.
Wyszedł na korytarz, schował nóż do pochwy, którą przyczepił do łydki, włożył kurtkę puchową, a następnie otworzył drzwi. Uchylił je na tyle, by wyjrzeć na zewnątrz. Szybko rozejrzał się po galerii. Nikogo nie widział. Ostrożnie wychylił się przez barierkę i zerknął w dół na podwórze. Było pusto i cicho. Nie czuł się bezpiecznie, ale mimo to ruszył w stronę klatki schodowej i zszedł po schodach.
Przenikliwe zimno, które go uderzyło, gdy wyszedł na zewnątrz, odzwierciedlało życie, jakie prowadził.
Jämtland, poniedziałek, 20 lutego 2017 roku
9
Marita i Laxman opuścili Frösön i żonę Hollywood, Beatrice, po czym udali się do domu Malmbergów w Ås, dziesięć kilometrów na północ od Östersund. Słońce świeciło na bezchmurnym, błękitnym niebie, a temperatura wzrosła do minus dziewięciu stopni. Niecały kwadrans później dotarli na miejsce. Malmberg mieszkał w starej rezydencji utrzymanej w nienagannym stanie. Teren był odśnieżony, śnieg starannie odgarnięto i między głównym budynkiem a zabudowaniami gospodarczymi znajdującymi się przed nim utworzyły się spore zaspy.
Ślusarz jeszcze nie przyjechał, więc postanowili poczekać w samochodzie.
‒ Czy tylko mnie wkurza, że mamy za szefa kogoś tak niekompetentnego? ‒ zastanawiał się głośno Laxman.
Marita nie mogła się nie zgodzić. Anna Viking miała raptem trzydzieści pięć lat i zanim została szefową wydziału, pracowała jako kierowniczka jednostki interwencyjnej policji z regionu południowego. Według wiedzy Marity ta cała Viking nigdy nie prowadziła żadnego śledztwa. Nigdy też nie pracowała jako funkcjonariuszka jednostki do zadań specjalnych, mimo że bardzo się starała, by tak ją postrzegano.
‒ Kierownictwo chce, żeby działalność policji była bardziej zorientowana na wyniki ‒ powiedziała, włączając z powrotem silnik, by się trochę rozgrzać.
Nie musiała długo czekać na reakcję ze strony Laxmana.
‒ I niby ona ma tego dokonać? ‒ prychnął. ‒ Ona nie ma pojęcia o prowadzeniu śledztwa.
‒ Może właśnie dlatego. Stawiają na nowy sposób myślenia i rozwój.
‒ Nowy sposób myślenia ma na pewno. Szkoda tylko, że błędny.
Na podwórze wjechała furgonetka z nazwą firmy ślusarskiej z boku i zatrzymała się tuż obok nich. Wysiadł z niej chudy mężczyzna po pięćdziesiątce i natychmiast zabrał się do wyważania drzwi. Najwidoczniej polegał na informacjach otrzymanych przez telefon, ponieważ nie chciało mu się nawet sprawdzić, czy faktycznie są z policji. Podziękowali mu za pomoc, Marita podpisała jakiś papier, po czym weszli do środka.
Wewnątrz dom był równie zadbany jak na zewnątrz. W holu na wieszaku wisiała gruba zimowa kurtka, a na stojaku stały trzy pary zimowych butów i kapcie. W kuchni panował porządek, żadnych śladów po posiłkach z wyjątkiem kilku szklanek stojących w zlewie przy kranie. Marita miała pełną świadomość, że u niej w domu tak to nie wygląda. Wolała poświęcać wolny czas na nadrabianie niedoboru snu niż na zmywanie naczyń i sprzątanie, poza tym ludzie, którzy utrzymywali swoje domy w pedantycznym porządku, wydawali jej się nudni.
Laxman otworzył zmywarkę. Była w połowie zapełniona brudnymi naczyniami, wzdrygnął się na wydobywający się z niej zapach. Mimo to po chwili znowu odwrócił głowę w jej stronę, by sprawdzić, co się w niej znajduje, i głośno stwierdził, że obiad musiały jeść dwie osoby. Na podłodze stały dwie większe metalowe miski. Jedna wypełniona wodą, druga pusta. Marita się zastanawiała, czy martwy pies na stoku był tym samym, o którym Malmberg opowiadał, gdy spotykali go w stołówce. W takim wypadku pies musiał być dość stary. Może od tego czasu kupił sobie nowego.
Przeszli do gabinetu znajdującego się obok kuchni. Znajdowało się w nim biurko w stylu angielskim z ciemnego drewna i kilka ciemnych regałów pełnych książek. Marita rzuciła na nie okiem i zdziwiła się, że Malmberg czytał współczesne powieści kryminalne, choćby te pióra Viveki Sten. Zawsze myślała, że jest staroświecki i ma przestarzałe poglądy. Gdyby przyszło jej zgadywać, powiedziałaby, że należy do tych, co czytają Jana Guillou i Leifa GW Perssona. To odkrycie dało jej nieco bardziej pozytywny obraz jego osoby. Zanim udali się na drugie piętro, Marita wzięła z biurka laptopa, plik rachunków i kilka innych dokumentów, żeby później dokładnie je przejrzeć.
Po paru krokach po schodach poczuła ból w lewym kolanie. Wiedziała, że powinna pójść do lekarza, męczyła się z tym bólem od wielu lat, nadal jednak nie udało jej się zapisać na wizytę. Najbardziej obawiała się diagnozy, że nie można będzie jej pomóc, dopóki nie schudnie. Kiedyś spróbuje, ale na to nie była jeszcze gotowa. Wolała znosić ból i robiła wszystko, by unikać schodów i wysiłku fizycznego.
Na górze również nie znaleźli nic interesującego. Łóżko było starannie posłane. Na wieszaku obok wisiała zielona koszulka tenisowa. W szafach znajdowały się głównie męskie ubrania w stylu Malmberga, z wyjątkiem pary spodni dresowych i góry od piżamy, które niewątpliwie należały do kobiety.
‒ Też o tym pomyślałeś? ‒ odezwała się Marita, biorąc do ręki magazyn „Allers”.
‒ Tak, to musi być ta Solveig Persson, o której wspominała Anna ‒ odparł Laxman, rozglądając się po pokoju.
‒ Czas tam pojechać ‒ powiedziała Marita i zaczęła schodzić. ‒ Jeśli ty zajmiesz się komputerem i resztą, ja odwiedzę Solveig.
„Może nawet będzie wiedziała, kto go zabił”, pomyślała. Wtedy zadzwoni do ojca, żeby mu powiedzieć, że sprawa morderstwa została rozwiązana. Pod jej zwierzchnictwem.
10
Komendant policji rejonowej Stefan Girlang może i mógł podejmować decyzje, ale zdaniem Christiana rzadko podejmował takie, które popychały sprawę do przodu. Choć akcja ratunkowa już trwała, Christian dostał jedynie absolutnie niezbędne wsparcie. Oznaczało to, że oprócz pomocy przy namierzaniu telefonu komórkowego do poszukiwań przeznaczono tylko jeden dodatkowy patrol z Östersund, jeden śmigłowiec, dostępny w miarę możliwości, oraz jedną osobę do wyszukiwania istotnych informacji. Z Östersund jechała jeszcze karetka pogotowia, prawdopodobnie bardziej po to, by uczestniczyć w poszukiwaniach niż w celu udzielenia pomocy medycznej.
Kiedy udało się namierzyć telefon Sofie, ustalono, że został włączony około ósmej poprzedniego wieczoru, potem o jedenastej i kilka razy wcześniej tego samego dnia. Nie zdołano określić dokładnej lokalizacji, ustalono jedynie, że sygnał dochodził z południowych obszarów Åre. Christian nie bardzo wiedział, jakie wnioski wyciągnąć z tych sporadycznych połączeń. Być może Sofie się ukrywała i włączała telefon od czasu do czasu, kiedy go potrzebowała?
Spędzili kolejną godzinę, przeszukując wraz z drugim patrolem ulicę po ulicy i każdy zakątek w okolicy, ale mercedesa nie znaleźli. Do poszukiwań dołączył helikopter. Christian obserwował, jak przemieszczał się nad szczytem Åreskutan, mając pełen widok na dolinę. Policjanci utrzymywali kontakt radiowy ze śmigłowcem, który był w stanie przeszukać obszar większy i bardziej niedostępny niż radiowozy. W samochodzie Christiana i Nory, poza głosami dochodzącymi przez radio, panowała cisza. Atmosfera była ponura.
‒ Jak się czujesz? ‒ spytała Nora po chwili, kiedy nadal krążyli po górskim terenie.
Mężczyzna nie był przygotowany na to pytanie.
‒ Wszystko okej. Dlaczego pytasz?
‒ Nie poznaję cię. Wydajesz się trochę zestresowany.
‒ Nic mi nie jest, dziękuję za troskę ‒ odparł krótko.
Nora lekko się uśmiechnęła, chcąc pokazać, że mu nie wierzy i nie chce na niego naciskać.
‒ Zatrzymaj się tutaj ‒ poprosił Christian, wskazując pobocze.
Policjantka zjechała z drogi, stanęła przy zaspie i wyłączyła silnik. Ståhl wysiadł. Na dworze było przeraźliwie zimno, ale musiał zaczerpnąć powietrza. Powoli czuł, jak znowu ogarnia go niepokój. Ucisk w klatce piersiowej. Napięcie. Ostatnio coraz częściej odczuwał lęk.
Spojrzał na dolinę. Widok zapierał dech w piersiach. Po drugiej stronie zamarzniętego jeziora Åre piętrzyła się jedna góra, a za nią jeszcze kilka ośnieżonych wyższych szczytów. Słońce pomału zachodziło, rzucając delikatną, niemal różowawą poświatę. Pomimo helikoptera unoszącego się nad nimi, panowały tu spokój i cisza, której można doświadczyć jedynie w górach. W młodości nie zwracał na to wszystko uwagi, ale z biegiem czasu dojrzał i zaczął to doceniać.
Wkrótce naprawdę będzie musiał dorosnąć.
Serce biło mu coraz mocniej. W pewnej chwili brakło mu tchu, spróbował wziąć kilka głębokich wdechów, by nie wpaść w panikę. Powoli odliczył do dziesięciu i poczuł, że udało mu się opanować. Wpatrywał się w górskie szczyty, choć nie mógł się skupić na tym, co rzeczywiście widział.
Wreszcie Nora zapukała w okno i pomachała. Dopiero wtedy Christian poczuł chłód na twarzy i zdał sobie sprawę, że nie ma na sobie rękawiczek. Szybko wskoczył do samochodu i wyjął komórkę, żeby uniknąć odpowiadania na pytania koleżanki. Palce mu zesztywniały, więc zaczął nimi poruszać, a następnie wpisał numer telefonu do centrum dowodzenia.
‒ Czy wydaliście nakaz poszukiwania samochodu Sofie? ‒ zapytał, gdy funkcjonariusz dyżurny odebrał połączenie.
‒ Nakaz został wydany o godzinie czternastej dwanaście ‒ odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
Od kiedy centrum dowodzenia przeniesiono do miejscowości Umeå, Christian znał jedynie głosy pracujących tam funkcjonariuszy. Tego, który właśnie odebrał, zupełnie nie rozpoznawał. Zdawał się flegmatyczny. Dziwne, jak na kogoś, kto dopiero zaczął tam pracować.
‒ To dobrze. Może można by było nadać ogłoszenie o poszukiwaniu w lokalnym radiu?
‒ Samochodu?
‒ Tak.
‒ Potrzebujemy do tego czegoś więcej. Ta kobieta prawdopodobnie po prostu trzyma się z dala od swojego starego. Nie możemy trąbić w całym regionie o ich problemach małżeńskich.
Christian spojrzał na zegarek. Kwadrans po czwartej. Ścigali się z czasem i ogarnęła go obawa, że szanse na odnalezienie Sofie Sjölin maleją. Potrzebowali pomocy zwykłych ludzi w szukaniu jej samochodu.
‒ Też o tym pomyślałem, ale musimy zaryzykować. Trwa akcja ratunkowa. Jej mąż na pewno nie miałby nic przeciwko, w końcu to on zgłosił zaginięcie, a ona może być w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Decyzja jest prosta.
‒ Niestety, nie. W tej chwili to nie wchodzi w grę.
‒ Niech się pieprzą ‒ zaklął Christian po tym, jak się rozłączyli. ‒ Że to zawsze tyle trwa!
W policyjnym radiu odezwał się ktoś z karetki i pytał, czy mają coś nowego. Nora przekazała im aktualne informacje i poprosiła o dalsze przeszukiwanie terenu w kierunku Duved.
‒ Pojedźmy znowu do tego snoba ‒ stwierdził stanowczo Christian. ‒ Nie powiedział nam całej prawdy.
Sztokholm, 30 dni wcześniej
11
O dwunastej Rami czekał na parkingu, w kamizelce kuloodpornej, z glockiem zatkniętym za pas, ukrytym pod puchową kurtką. Rozejrzał się nerwowo. Lepiej, żeby teraz nie spotkał glin. Jedno przeszukanie i zamknęliby go na długo. Na szczęście nie musiał długo czekać. Po chwili zobaczył starsze już czarne bmw 530 należące do Hassana, które właśnie skręciło i zbliżało do niego.
‒ Hej, ziom! Co tam? ‒ przywitał się z nim Hassan po tym, jak Rami wsiadł do jego samochodu i zamknął za sobą drzwi.
Rami szeroko się uśmiechnął.
‒ Zajebiście, stary. Zarobimy dziś dużo hajsu.
Hassan pokręcił głową.
‒ Zarobimy, ale nie tyle, ile powinniśmy.
Hassan był o dwa lata starszy i stanowił dla niego wzór. Zaszedł dalej niż on, jeśli chodzi o zbudowanie reputacji, poza tym więcej zarabiał. To właśnie dzięki Hassanowi dołączył do interesu.
Dziesięć minut później stali na parkingu przy stacji Shell obok drogi krajowej E4 w dzielnicy Kista. Ukryli się wśród innych zaparkowanych samochodów, ale dobrze widzieli pojazdy wjeżdżające na teren stacji.
Rami wpatrywał się w stronę wjazdu i nagle poderwał się z miejsca, słysząc dźwięk dochodzący z komórki. To tylko Yazid. Pytał, czy Rami idzie na trening. Szybko mu odpisał, że odezwie się później.
Krople deszczu uderzały o przednią szybę, więc musieli włączyć wycieraczki, żeby cokolwiek widzieć. Na parking wjeżdżały różne ciężarówki, ale nie ta, na którą czekali.
Hassan zaczynał się niecierpliwić.
‒ Kurwa, jak długo mamy czekać?
Chwilę później Rami dostrzegł znajome czarne audi powoli wtaczające się na parking w ich kierunku.
‒ Kurwa, stary, to Szakale!
Rami chwycił glocka, którego wcześniej położył między stopami, ale zanim go podniósł, Hassan złapał go za lewą rękę.
‒ Uspokój się! Chyba nas nie widzieli.
Rami odruchowo przeczesał dłonią włosy. Serce biło mu tak mocno, że czuł ból w klatce piersiowej. Audi skręciło w stronę dystrybutorów paliwa i wysiadł z niego jeden z młodszych członków Szakali. Był sam. Rami starał się uspokoić, ale czuł skok adrenaliny na sam widok kogoś od Szakali.
Kiedy koleś zaczął tankować samochód, skierował wzrok w ich stronę i się w nich wpatrywał.
‒ Stary, czy ty nie kumasz? Musimy coś zrobić! ‒ burzył się Rami, ponownie sięgając po glocka.
W tym samym momencie młody Szakal odwrócił głowę i dokończył tankowanie.
‒ Nie widział nas ‒ twierdził Hassan, choć nie wyglądał na tak opanowanego, jak wcześniej.
Rami trzymał glocka na kolanach.
Chwilę po tym, jak chłopak w audi opuścił stację benzynową, w końcu przyjechała ciężarówka, na którą czekali ‒ ciemnoszara z polską rejestracją i biało-czerwonym niezrozumiałym napisem z boku. Hassan szybko się rozejrzał, po czym wysiadł z samochodu. Rami wybiegł za nim. W jednej chwili twarz zrobiła mu się mokra od mżawki. Za pasem, pod kurtką miał zatknięty pistolet.
Z kabiny ciężarówki wyskoczył niski, łysy kierowca i skierował się na tył pojazdu. Zanim do niego podeszli, Hassan jeszcze raz się rozejrzał, Rami zrobił to samo. W sklepie na stacji było pełno ludzi, kilka osób tankowało przy dystrybutorach i właśnie podjechało niebieskie volvo, które kierowało się w stronę pojemnika z wodą, wiadrami i skrobaczkami do szyb. Każda z tych osób mogła być gliną, ale Ramiemu nie rzuciło się w oczy nic szczególnego, co by na to wskazywało. Najważniejsze jednak było to, że nie widział nikogo, kto mógłby siłą odebrać im towar.
Kierowca rozłożył platformę załadunkową, otworzył ciężarówkę od tyłu i wskoczył do środka. Bez słowa wyciągnął dwa duże worki z brązowego, mocnego materiału z wydrukowanymi na biało napisami Granos de café i Hecho en Colombia. Rami wiedział od Hassana, że mają dostać worki z ziarnami kawy, zdawał sobie sprawę, co powinno być ukryte w środku.
Rami i Hassan wzięli po jednym worku, zanieśli je do bmw i włożyli do bagażnika. Prędko wrócili po dwa kolejne worki. Przez cały czas Rami był przygotowany na to, że coś może się wydarzyć. W takim wypadku rzuciłby worek na ziemię i wyciągnął broń. Uważał to za najlepszy sposób na przetrwanie, gdyby zostali zaatakowani przez konkurencję próbującą przejąć ich terytorium. Ale nic się nie wydarzyło. Musieli kilkakrotnie przepakować bagażnik, żeby zmieścić wszystkie worki. Następnie zamknęli tylną klapę i wskoczyli do samochodu.
‒ Kurwa! ‒ wykrzyknął podekscytowany Hassan, gdy wyjeżdżali z parkingu.
W tym momencie na parking wjechało dwóch policjantów w oznakowanym radiowozie. Tętno Ramiego skoczyło, ale funkcjonariusze patrzyli w inną stronę i powoli oddalili się w kierunku dystrybutorów, żeby zatankować.
Rami mógł odetchnąć z ulgą chociaż na chwilę. Odjechali z towarem w torbach i nikt do nich nie strzelał. Teraz musieli tylko dostarczyć to Rekinowi.
Jämtland, poniedziałek, 20 lutego 2017 roku
12
Solveig Persson mieszkała w domu z białej cegły w południowej dzielnicy Östersund. Koledzy z jednostki interwencyjnej zdążyli ją powiadomić o śmierci Malmberga. Zapłakana otworzyła drzwi Maricie.
‒ Moje kondolencje. Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabym wejść na chwilę?
Marita wyciągnęła legitymację policyjną i Solveig od razu wpuściła ją do środka.
W domu pani Persson panował równie pedantyczny porządek jak u Malmberga.
‒ Jak długo się państwo znali? ‒ zapytała inspektor po tym, jak usiadła przy kuchennym stole i odmówiła filiżanki kawy.
Solveig miała proste siwe włosy ścięte na boba i jak na swoje sześćdziesiąt dziewięć lat wyglądała na osobę w dobrej kondycji fizycznej. Marita przypuszczała, że kobieta jest w lepszej formie niż ona. Lata nieudanych prób odchudzania tylko pogorszyły sytuację. W zasadzie dała za wygraną i dlatego postanowiła skosztować cynamonowej bułeczki, którą podała Solveig. Mimo że kobieta była zrozpaczona i zszokowana, zadbała o to, by zaproponować gościowi kawę i poczęstunek.
„Wymierające pokolenie ‒ pomyślała policjantka. ‒ Błogosławieństwo i przekleństwo”.
Solveig miała przed sobą filiżankę kawy, ale nie piła. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że Marita zastanawiała się, co by się stało z kawą, gdyby kobieta zechciała jednak podnieść filiżankę.
‒ Poznaliśmy się z Bossem pięć lat temu podczas podróży autokarowej do Toskanii.
‒ Rozumiem ‒ powiedziała ściszonym głosem Marita. ‒ Jak często się państwo spotykali od tego czasu?
Solveig powoli poruszała głową na boki.
‒ W ostatnich latach dwa, trzy razy w tygodniu. Na początku nie widywaliśmy się tak często. Nie było łatwo się do niego zbliżyć.
Nie zdziwiło to Marity. Nigdy nie udało jej się nawiązać bliższej relacji z Malmbergiem. Z tego, co pamiętała, zawsze trzymał się na uboczu i wycofywał, gdy ktoś chciał z nim pogadać. Ani razu nie zainteresował się Maritą, ani jej życiem osobistym.
‒ Malmberg… to znaczy Bosse… nie ma dzieci. Co pani wie o jego życiu towarzyskim?
Nastąpiła krótka cisza, Solveig najwyraźniej zastanawiała się, co odpowiedzieć.
‒ Ma sąsiada, Nilsa, z którym gra… grał u bukmachera. Co tydzień razem obstawiali wyścigi konne. Ma też młodszego brata, mieszka w Sundsvall. Ale nie widywali się zbyt często.
‒ Czy należał do jakiejś organizacji? Stowarzyszenia emerytów w rodzaju PRO?
Widać było, że Solveig nie ma co do tego pewności.
‒ Do PRO nie należał, ale opowiadał o stowarzyszeniu emerytów policyjnych. Wydaje mi się, że spotykali się mniej więcej raz w miesiącu.
Marita skinęła głową. Znała to stowarzyszenie. Regularnie zapraszano byłych funkcjonariuszy na komisariat, by przy kawie powspominali stare czasy. Nie wiedziała jednak, że Malmberg do niego należał.
‒ Jak zapewne już pani wie, ciało Bossego zostało znalezione na szczycie stoku na wyspie Frösön.
Marita przerwała na chwilę, po czym zaraz z wyczuciem zaczęła drążyć sprawę morderstwa.
‒ Czy domyśla się pani, co on mógł tam robić? Mieszka w Ås, więc to chyba nie jest standardowa trasa na wieczorny spacer z psem, tak przypuszczam.
Dopiero teraz Solveig upiła łyk kawy. Pomału trzęsącymi się dłońmi podniosła filiżankę do ust. Marita ją obserwowała, Solveig udało się wziąć mały łyk i nie porozlewać. Potem natychmiast odstawiła filiżankę na stół i opuściła ręce na kolana.
‒ Nie, nie rozumiem tego. Szukał co prawda nowych miejsc na spacery. Wiem, że od czasu do czasu jeździł z psem i spacerował z nim właśnie tam, na ścieżce do joggingu, która biegnie przez wzgórze Frösöberget…