Niemcy na kozetkę. Dlaczego Angela Merkel ratuje świat, rujnując swój kraj? - Hans-Olaf Henkel, Joachim Starbatty - ebook

Niemcy na kozetkę. Dlaczego Angela Merkel ratuje świat, rujnując swój kraj? ebook

Hans-Olaf Henkel, Joachim Starbatty

4,2

Opis

To prawda, że polski Czytelnik nie musi koniecznie interesować się sytuacją wewnętrzną Niemiec. Ale wobec głosu Hansa-Olafa Henkela i prof. Joachima Starbatty’ego nie można przejść obojętnie. Tym bardziej w roku wyborczym – Niemcy bowiem już jesienią pójdą do urn. Autorzy książki twierdzą, że Angela Merkel oraz większość Niemców cierpi na zaburzenie znane w psychologii jako syndrom pomocnika. Za wszelką cenę chcą oni ratować świat (uchodźców, zadłużoną Grecję, strefę euro itd.), a przez to popychają sprawy w bardzo złym kierunku. Efektem jest stagnacja gospodarcza i radykalizacja nastrojów społecznych na całym kontynencie. Nie wróży to nic dobrego, także Polsce. Czy Merkel ma jeszcze szansę skorygować swoją politykę, zanim na dobre zyskają na sile w Niemczech głosy populistyczne, ksenofobiczne i antywspólnotowe?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 322

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (6 ocen)
3
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Deutschland gehört auf die Couch! Warum Angela Merkel die Welt rettet und unser Land ruiniert

Copyright © 2016 Europa Verlag GmbH & Co. KG, München

www.europa-verlag.com

Alle Rechte vorbehalten.

Wydanie polskie:

© 2016 Kurhaus Publishing Kurhaus Media sp. z o.o. sp.k.

Prawa do przekładu polskiego:

© 2016 Kurhaus Publishing Kurhaus Media sp. z o.o. sp.k.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część publikacji nie może być powielana bądź udostępniana

w jakiejkolwiek formie na drodze elektronicznej lub jakiejkolwiek innej, wliczając w to fotokopiowanie i nagrywanie, bez uzyskania zgody Wydawcy.

Przekład: Andrzej Kaniewski (Część I–VIII, XI, XII), Ewa Ruszkowska (Część IX, X)

Redakcja i korekta: Kurhaus Publishing

Opracowanie typograficzne i łamanie, projekt okładki: Anna Ławrynowicz

ISBN: 978-83-65301-16-1

EAN: 9788365301161

Dobre ścieżki literatury:

www.kurhauspublishing.com

Kurhaus Publishing Kurhaus Media sp. z o.o. sp.k.

Dział handlowy: [email protected], tel. +48531790555

ul. Chodakowska 53/57, 03-816 Warszawa

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

ZAMIAST PRZEDMOWY

Latem 2016 roku w berlińskiej Schaubühne wystawiono zasługującą na uwagę sztukę. Siedmiu wspaniałych aktorów kierowanych przez reżysera Simona McBurneysa zaprezentowało na scenie jedyną powieść Stefana Zweiga Niecierpliwość serca. Opowiada ona o „namiętnej, jednostronnej miłości i fałszywej litości. Litości, która nie przynosi pokrzepienia, lecz powoduje szkody”, jak ujęła to recenzentka Jasmin Carow. Dobroduszny i wrażliwy młody oficer otrzymuje zaproszenie do zamku pewnego węgierskiego Żyda, gdzie poznaje jego sparaliżowaną córkę. Dopiero gdy prosi ją do tańca, dostrzega jej kalectwo i od tego momentu dręczą go wyrzuty sumienia. „Zostaje wmurowany kamień węgielny, który definiuje wszystko, co później się zdarzy”, pisze recenzentka. Młody oficer próbuje zatuszować swoje faux pas, stwierdzając co rusz: „jakimż to uwznioślającym uczuciem może być sprawianie radości innemu człowiekowi…”. Dziewczyna wkrótce zakochuje się w poruczniku, ale on dostrzega to jako ostatni.

Stefan Zweig komentuje ten dylemat za pośrednictwem innej postaci, doktora Condora, lekarza nieszczęsnej dziewczyny, który sam ma niewidomą żonę: „Lecz organizm ludzki, zarówno ciało, jak i dusza posiada na nieszczęście dziwną siłę przystosowywania się. Jak nerwom potrzeba coraz więcej morfiny, tak uczucie wymaga coraz większej litości, a wreszcie tyle, ile w ogóle dać nie można. I przychodzi nieunikniona chwila, gdy trzeba powiedzieć «nie» i nie wolno się zastanawiać, czy za tę odmowę nie będziemy bardziej znienawidzeni, niż gdybyśmy nie pomogli wcale. Tak, kochany panie poruczniku, litość należy mocno trzymać w karbach, aby nie narobiła gorszych szkód niż wszelka obojętność. Wiemy o tym dobrze my, doktorzy, wiedzą o tym sędziowie i komornicy, i właściciele lombardów. Gdyby chcieli powodować się wyłącznie litością, świat nasz stanąłby w swym rozwoju. Litość to niebezpieczna rzecz, niebezpieczna! Sam pan widzi, co narobiła pańska słabość1”.

„Tego wieczoru byłem Bogiem”, uważał młody porucznik, gdy ogarnięty przemożną litością złożył sparaliżowanej dziewczynie obietnicę bez pokrycia. „Stworzyłem świat i patrzcie, był on pełen dobra i sprawiedliwości. Stworzyłem człowieka, jego czoło lśniło czysto jak poranek, a w jego oczach odzwierciedlała się tęcza szczęścia. Nakryłem stół bogactwem i obfitością, pokazałem owoce, wino i potrawy”.

Tym brutalniejsze okazało się uczucie, którego doznał, gdy przekonał się, co narobił swoją litością. „Nie byłem już Bogiem, tylko małym żałosnym człowiekiem, który za pomocą swojej słabości wyrządził jak łobuziak szkody, litością zakłócił spokój innej osobie i zniszczył ją”.

Za pomocą niniejszej książki przepisujemy naszemu pacjentowi tę samą receptę, jaką u Stefana Zweiga formułuje doktor Condor: „Nadchodzi w końcu taki moment, tu i tam, gdy trzeba powiedzieć «nie» i nie wolno się zastanawiać, co będzie dalej”.

1 Fragmenty powieści Stefana Zweiga Niecierpliwość serca w tłumaczeniu Zofii Petersowej, wydawnictwo Muza, Warszawa 1994 – przyp. tłum.

CZĘŚĆ INIEMCY CIERPIĄ NA SYNDROM POMAGACZA

Najpierw pewna uwaga: to nie my pierwsi występujemy z poglądem, że można badać stan umysłu nie tylko jednej osoby, lecz całych społeczeństw. Jeśli nawet tygodnik taki jak „Die Zeit”, który niezłomnie dochowuje wierności unijnemu euro, scentralizowanemu państwu europejskiemu i nieograniczonej dobroci wobec innych ludzi, zdobywa się na tytuł: „Czy Niemcy oszaleli? A może to reszta świata nie przyjmuje uchodźców?”, to tym bardziej my możemy sobie na to pozwolić! Najwyższy czas, by zająć się pacjentem o nazwisku Niemcy, położyć go na kozetce, przeprowadzić wywiad lekarski, a potem postawić diagnozę. Co mu dolega? Dlaczego Angela Merkel stale ratuje świat kosztem przede wszystkim swoich rodaków? Dlaczego Niemcy to akceptują i dlaczego ratują świat razem z nią?

Za pioniera metody polegającej na kładzeniu pacjentów na kozetce celem zbadania ich motywów, psychoz i popędów powszechnie uważa się Zygmunta Freuda, światowej sławy austriackiego neurologa i twórcę psychoanalizy. To on zaproponował badania świadomości i podświadomości oraz ich wzajemnego oddziaływania.

W przypadku naszego pacjenta – Niemców – w mniejszym stopniu interesują nas tezy Freuda o id, a więc o elemencie psyche oznaczającym popędy, w którym swe korzenie mają zazdrość, nienawiść, miłość czy zaufanie. Niespecjalnie przydatny jest też jego dorobek w kwestii ego, a więc owej szczególnej struktury psychicznej, która umożliwia rozsądne myślenie z pomocą niezawodnych norm. Bardzo natomiast przydatna przy stawianiu diagnozy, w rokowaniach i wreszcie w terapii naszego pacjenta może okazać się trzecia psychiczna struktura teorii Freuda, czyli koncepcja superego.

Freud wyjaśnia znaczenie superego standardami zachowania, które ludzie przyswajają sobie w okresie wychowywania. Człowiek nie rodzi się z wyrobionym światopoglądem, moralnością i sumieniem. Przypomnijmy sobie lekcje religii. Przecież ludzkość nie wyssała z mlekiem matki dziesięciu przykazań. Najpierw musiał ogłosić je Mojżesz. Moralne superego jest więc przeciwieństwem odnoszącego się do popędów id i stanowi równowagę dla egoistycznego indywiduum. Zdaniem Freuda superego umożliwia hamowanie impulsów z id, co oznacza ni mniej, ni więcej, że na zachowanie ludzi stale wpływa nieuświadomiony konflikt między kierującym się zasadą przyjemności popędem (id) a moralnością (superego).

Nie zamierzamy tu oczywiście rozwijać wywodów na temat kompleksowych i często wzajemnie sprzecznych tez Freuda. Pragniemy jednak zwrócić uwagę na pewien element jego dorobku, który ma ogromne znaczenie dla diagnozy dolegliwości naszego pacjenta – Niemców. Freud wskazał bowiem, że dynamice popędów ulegać mogą nie tylko jednostki, ale też społeczeństwa.

Czy nasz pacjent cierpi na patologiczną gotowość do pomocy, na „syndrom pomagacza”?

Psychoanalityk Wolfgang Schmidbauer opisuje syndrom pomagacza jako formę obrony przed dominacją własnego ubóstwa, która przez wielu ludzi, do tego nieuświadamiających sobie jasno swoich motywów, dokonywana jest w formie „altruistycznej rezygnacji”, by w ten sposób mogli przezwyciężyć własne problemy duchowe. Zdaniem Schmidbauera osoba dotknięta tym syndromem ma niskie poczucie własnej wartości i dlatego koncentruje się na misji niesienia pomocy innym. To pomaganie innym staje się u niej nałogiem. A przy tym próbuje ona ucieleśniać ideał, którego brakowało jej u rodziców, czy też generalnie w czasach dzieciństwa. Jest rzeczą naturalną, że osoby dotknięte tym zaburzeniem często wybierają zawody, których cechą wspólną jest użyteczność i pomaganie innym ludziom.

Wykorzystując metodologię Zygmunta Freuda, zamierzamy ekstrapolować opisany przez Schmidbauera syndrom z jednostek na społeczeństwo, a więc na Niemcy − pacjenta na naszej kozetce.

Fakt, że Niemcom w „dzieciństwie” brakowało ideału, związany jest ze straszliwymi czynami ich przodków w okresie III Rzeszy. Dzisiaj niemal nikt tak jak Niemcy nie ucieleśnia „niskiego poczucia własnej wartości”, które Schmidbauer uznaje za przyczynę patologicznej gotowości do niesienia pomocy innym stanowiącej fundament polityki Angeli Merkel.

Oczywiście, niesprawiedliwością byłoby obarczanie odpowiedzialnością za to tylko pani kanclerz. Istniejąca w społeczeństwie daleko idąca akceptacja dla szkodliwych dla niego samego decyzji politycznej elity pokazuje, że syndrom ten ogarnął nie tylko głowę, lecz także ciało pacjenta.

Wprawdzie to Merkel zaprosiła [do Niemiec] tysiące uchodźców, naruszając Konwencję dublińską1 i zdejmując z nich obowiązek rejestracji, ale nie da się zaprzeczyć temu, co wkrótce potem obserwowaliśmy wszyscy na monachijskim dworcu głównym: setki zachwyconych obywateli serdecznie witały uchodźców okrzykami, prezentami i transparentami z napisami: „Witamy uchodźców” [ang. „Refugees Wellcome”]. Zastanawia, dlaczego musieli być oni witani nie w języku gospodarzy, lecz w innym, który dla większości z nich i tak jest językiem obcym.

Zdaniem Schmidbauera potrzeba niesienia pomocy innym u osoby cierpiącej na syndrom pomagacza może doprowadzić do zaniedbania rodziny i partnera, a nawet do samozniszczenia.

W dalszej części tej książki udowodnimy, że z tym właśnie zaburzeniem mamy do czynienia u naszego pacjenta. Ratując światowy klimat, zamykając niemieckie elektrownie atomowe (by zapobiegać skutkom ewentualnych awarii), przyjmując setki tysięcy uchodźców i miliony ciągnących za nimi krewnych, sztucznie utrzymując przy życiu strefę euro, pomagając Grecji, Irlandii, Portugalii, Hiszpanii i całej Europie oraz ratując jaszczurki we Włoszech, szkodzi on nie tylko sobie, lecz również europejskim partnerom i, paradoksalnie, także samym rzekomo ratowanym.

O osobie z syndromem pomagacza można ponadto powiedzieć, że błędnie ocenia ona granice tego, co jest możliwe oraz że ignoruje pytanie, czy jej pomoc jest w ogóle potrzebna. I czy ma ona sens.

Autorzy książki, Henkel i Strabatty, przyglądając się leżącemu na kozetce pacjentowi, Niemcom, potwierdzą w swej książce, że już od dawna próbuje on przekraczać granice tego, co możliwe.

Stwierdzają oni bowiem, że w okresie badania u pacjenta utrzymywała się skłonność do patologicznych zachowań. Skłaniało to nawet Autorów do pytań, czy nie cierpi on przypadkiem na schizofrenię. Kryzys migracyjny pokazuje, że pacjent jest z jednej strony dumny z okazywanej uchodźcom gościnności, jednak z drugiej strony obawia się skutków niepohamowanej i niekontrolowanej fali migracyjnej. Nie dziwi to w obliczu sprzecznych często sygnałów, które otrzymuje ze świata polityki. Angela Merkel zapewnia: „Damy radę!”. Coraz większe rzesze obywateli, Lothar de Maizière – minister spraw wewnętrznych w gabinecie pani kanclerz, nie wspominając już o premierze Bawarii Horscie Seehoferze i wszystkich głowach państw oraz szefach rządów w Europie, mówią jednak: „Nie damy rady!”.

Schizofrenią wydaje się nam także formułowane ostatnio przez panią kanclerz Merkel przekonanie, że uchodźcy wojenni powrócą do swoich ojczyzn, gdy zakończą się tam konflikty, choć od samego początku kryzysu podkreślała, że ważna jest szybka i jak najgłębsza integracja przybyszy. Na schizofrenię wskazywałby także fakt, że kanclerz wita uchodźców, którzy koczowali w Budapeszcie, ale tych z Idomeni już nie. Josef Joffe, wydawca „Die Zeit” i swego rodzaju ostoja ludzkiego rozsądku w kipieli tego tygodnika, wskazał, że zapewnienie Merkel: „damy radę” zamieniło się ostatnio w zwrot „oni dadzą radę”. „My pozostaniemy tymi dobrymi, a to inni zdejmą z nas ciężar problemu z uchodźcami”, brzmi tytuł jednego z artykułów z serii „Reich des guten”. To prawdziwa hipokryzja.

Takie sprzeczne z sobą zachowania zachodzą w obrębie polityki ratowania Europy już od dłuższego czasu. W Bundestagu nie ma, z wyjątkiem Sahry Wagenknecht z partii Die Linke [Lewica], ani jednego deputowanego, który otwarcie wypowiadałby się przeciwko euro. Są za to dziesiątki takich, którzy poprzez odrzucanie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (EMS) ustawiają się w roli oponentów. Przy czym każdy z nich zdaje sobie doskonale sprawę, że gdyby Bundestag odrzucił EMS, strefa euro rozpadłaby się na początku następnego tygodnia po podjęciu tej decyzji. Innymi słowy, ci sami politycy, którzy chcą zachować euro, nie chcą go ratować.

Taką postawę nazywamy schizofreniczną, ponieważ to pojęcie jest w mowie potocznej używane jako synonim „sprzecznego”, „niekonsekwentnego” lub „absurdalnego” zachowania, a wywodzi się z fałszywego wyobrażenia o rozdwojonej osobowości chorej osoby. Co zresztą opiera się na błędnym tłumaczeniu terminu „schizofrenia”.

Jakkolwiek by było, terminy „sprzeczność”, „niekonsekwencja” albo nawet „absurd” znajdują obecnie odbicie nie tylko w Bundestagu, a więc w pewnym sensie w głowie naszego pacjenta, lecz także w całym jego ciele. Gdybyśmy dzisiaj spytali społeczeństwo [niemieckie] o przyszłość euro, to większość opowiedziałaby się za zachowaniem wspólnej waluty. Jednakże jeszcze większa grupa obywateli sprzeciwiałaby się udzielaniu pomocy finansowej pogrążonym w kryzysie państwom. Społeczeństwo domaga się, podobnie jak coraz większa liczba oponentów rządu w Bundestagu, utrzymania euro, a jednocześnie nie chce go ratować. Naszym zdaniem ta kolektywna schizofrenia jest bezpośrednim wynikiem dyktatu kanclerz Merkel: „Jeśli upadnie euro, upadnie Europa!”. A któż chciałby upadku Europy?

Pozwalamy sobie na zadawanie pytań. Dlaczego Niemcy ratują kosztem swoich podatników i ich dzieci euro, Portugalię, Irlandię, Hiszpanię, trzy razy Grecję, klimat światowy i uchodźców? Jakie są przyczyny występowania syndromu pomagacza u tak wielu Niemców, z Angelą Merkel na czele? Dlaczego tak wielu niemieckich polityków odmawia reprezentowania interesów swojego kraju?

1 Konwencja dublińska z 15.06.1990 r. określa zasady rozpatrywania wniosku o azyl przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. W 2003 r. zastąpiona została Rozporządzeniem Dublin II – przyp. Kurhaus.