Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Początek nowej trylogii autorki „Złodziejaszków” , „Wilczerki”, „Dachołazów” i „Odkrywcy”!
„Rundell jest pisarką pięciogwiazdkową!” Joanna Olech
„Książki Katherine Rundell to podróż, z której każdy wróci trochę odmieniony". Justyna Bednarek
Książka Roku Waterstones
Brytyjska Dziecięca Książka Roku
Brytyjska Autorka Roku
Ostatnie magiczne miejsce na ziemi. Mityczne istoty i dwoje dzieci próbujących je ocalić.
Niesamowity świat stworzony przez Katherine Rundell, nową mistrzynię fantastycznych opowieści porównywaną z C. S. Lewisem, Tolkienem i Pullmanem
W dniu, w którym Christopher wchodzi na zakazane wzgórze i ratuje małego gryfa tonącego w jeziorze, jego życie zmienia się na zawsze. Tego samego dnia zabójca puka do drzwi Mal, właścicielki latającego płaszcza i przyjaciółki gryfa Gelifena.
Tak zaczyna się zapierająca dech w piersiach przygoda, która zaprowadzi Christophera na Archipelag, do świata Mal, gdzie obok ludzi nadal żyją fantastyczne stworzenia znane z pradawnych mitów.
Czy podczas wyprawy przez dziki Archipelag, pełen morskich potworów, drapieżnych istot i śmiercionośnych zagadek, dzieci poznają prawdę i zdołają uratować ginący świat?
„Mieliśmy Tolkiena, potem Pullmana, a teraz mamy Katherine Rundell”. Michael Morpurgo
„Uwielbiam prozę Katherine Rundell… Czytelnicy, którzy już znają jej książki, przyjmą tę z zachwytem, a nowi pokochają ją i natychmiast zaczną się domagać wszystkich pozostałych”. Philip Pullman
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 327
Pamięci Claire Hawkins,mojej ciotecznej babki,która rozświetliła mi dzieciństwo
„Gryf jest jednocześnie stworzeniem upierzonym i czworonogiem; ciało ma lwa, ale skrzydła i głowę orła”.
Izydor z Sewilli, Etymologie (około roku 600 n.e.)
„Jego usta są ogniem, jego oddech śmiercią”[1].
Epos o Gilgameszu (Mezopotamia, około roku 2000 p.n.e.), najpewniej jedna z najwcześniejszych wzmianek o smokach
„Postępy duszy bezśmiertnej opiewam”.
John Donne, Metempsychosis (1601)
BESTIARIUSZ STRAŻNIKA
Na świecie istnieje tajemne miejsce, starannie ukryte, by było przed nami bezpieczne. Pełne jest dzikiej wspaniałości – to kraina, w której wciąż żyją i rozwijają się wszystkie stworzenia z mitów. Znana jest jako Archipelag – zbiorowisko trzydziestu czterech wysp, z których część dorównuje wielkością Danii, a inne są małe jak miejski rynek. Na wyspach tysiące magicznych istot biegają i latają, wychowują młode, dożywają starości, umierają i zaczynają cykl od nowa. My zdążyliśmy już o nich prawie zapomnieć i od wieków lekceważymy mityczne opowieści, mówiąc, że to bajki dla dzieci. Ale nie zniszczyliśmy Archipelagu, przetrwał. A zamieszkujących go istot jest mrowie, promienieją i są realne. To ostatnie ocalałe magiczne miejsce.
Afanc
Afanc, zamieszkujący bagna mięsożerca, z wyglądu przypomina bobra o wielkich kłach. Zęby afanca, białe jak kość i ostre jak szpilka, każdego dnia przyrastają o dwa centymetry. Stworzenia skracają je i ostrzą o kamienie, drzewa, a od czasu do czasu wykorzystują do tego celu ludzi. Mają piękne, miękkie i błyszczące futra, przez co zdarza się, że dzieci pozwalają sobie z nimi na zbyt wiele. Te dzieci, którym się to przytrafi, mają okazję robić to tylko raz.
Almiraj
Almiraje to rogate zające o oszałamiającej urodzie. Mają długie uszy, wewnątrz różowe, i róg z czystego złota. W okresie godowym tam, gdzie stąpnie almiraj, wyrasta świeża zieleń – w ciągu godziny te zające mogą sprawić, by jałowe pole porosło trawą. Almiraje podobno szukają towarzystwa osób odważnych, mądrych i dobrych. Królowa Arian z Lithii chciała podarować almiraja swojemu narzeczonemu, ale stworzenie zignorowało jej zalotnika i radośnie przywitało jej służącą. Królowa poślubiła zatem służącą i żyły razem długo i szczęśliwie, a ich ogród wypełniały zające o złotych rogach.
Baromec
Znany również jako „roślinne jagnię”, baromec wyrasta z zielonego pędu, z którym jest połączony wąsem. Jagnię osiąga trzydzieści centymetrów wysokości, jego skóra jest zielona, a wełna biała. Jeśli jagnię zje całą trawę w zasięgu wąsa, zarówno ono samo, jak i roślina umierają. Z tego powodu wielu mieszkańców Archipelagu nosi przy sobie nasiona, by wysiewać je w pobliżu pędu baromeca, jeśli na niego trafią. Z wełny jagniąt, którą te oddają z własnej woli zaufanym osobom, powstaje najdelikatniejsza tkanina na świecie – materiał ten wytrzymuje setki lat i pachnie bardzo delikatnie ziemią.
Centaur
(forma żeńska: centaurzyca)
Centaury mają ciało konia, ale tułów i głowę człowieka. Choć są utalentowanymi twórcami w wielu różnych rzemiosłach, duża część ich kultury skupia się na pożywieniu, bo stworzenia te muszą jeść tuzin razy dziennie, by zaspokajać potrzeby ciała i niesamowitego mózgu. Są wielkimi wynalazcami kulinarnymi, a ich uczty odbywają się w blasku księżyca przy każdej pełni. Jadają wówczas owoce leśne, podane w stertach wysokich na metr, i piją mocny alkohol z dzikich jabłek, uczta zaś trwa przez całą noc i część następnego dnia.
Chimera
Chimera przypomina lwa, ale ma drugą głowę – kozią – i ogon zakończony pyskiem węża. Każda z tych trzech głów ma własny mózg i system nerwowy oraz zdecydowane poglądy. To utrudnia chimerze wywołanie chaosu, do czego byłaby zdolna, bo zazwyczaj nie jest w stanie zgodzić się sama ze sobą, co robić.
Gryf
Gryfy mają ciało, ogon i tylne łapy lwa oraz należące do orła głowę, skrzydła i przednie szpony. Choć nie mówią na głos, uczą się zadziwiająco szybko i w ciągu kilku dni mogą poznać cały ludzki język. W chwili osiągnięcia dorosłości ich skrzydła są tak szerokie, że może się pod nimi ukryć dziecko. W zimne dni ciała gryfów emanują ciepłem. Gryfy w większym stopniu niż inne stworzenia zależą od uroczności gleby i powietrza oraz należą do najbardziej magicznych istot na świecie. [Dopisek Franka Aureate’a: Od pięciu lat gryfy widuje się coraz rzadziej. Powód jest nieznany, ale może się wiązać z zanikiem uroczności. Obecnie uważa się je za prawie wymarłe].
Hippokamp
Hippokampy to prawdziwe konie morskie oceanów. Żyją w stadach liczących od dziesięciu do dwudziestu sztuk, osobniki męskie są większe, żeńskie zaś szybsze. Ich skóra ma odcień od szmaragdowej zieleni przez szarość aż po – na północnym zachodzie – błyszczący róż koralowca. Niektóre hippokampy są oswojone i jeżdżą na nich nereidy. Zgodnie z prawem wszystkie łodzie Archipelagu muszą wykorzystywać energię wiatru lub słońca, by woda pozostała niezanieczyszczona, dzięki czemu młode hippokampy (zwane hippolinami) mogą osiągnąć pełnię swej świetlistej urody.
Jednorożec
Jednorożce rodzą się całkowicie złote, w drugim roku życia stają się srebrne, a w czwartym – białe. Wolą tereny zalesione i miękką ziemię pod kopytami. Pozostawione w spokoju są w stanie przeżyć ponad trzysta lat. Żywią się trawą i krzewami, uwielbiają zioła – trawę cytrynową, tymianek, a szczególnie miętę. Ich oddech może dodać człowiekowi odwagi. Włosy z ich ogonów i grzyw, wplecione w bandaże, leczą zakażone rany. Zdarzało im się kroczyć po polach bitew, by tchnąć życie w zabitych. Znane są historyczne relacje o ludziach jeżdżących na jednorożcach, ale to ogromna rzadkość – większość z tych, którzy spróbowali tej sztuki, została ostrożnie i uprzejmie wgnieciona w ziemię kopytami.
Kanko
To przypominające lisa stworzenie wielkości myszy ma podwójny ogon, co pozwala mu w niezwykły sposób zachowywać równowagę. Kanko znane są również jako „świetliste lisy”, bo ich ślina emanuje blaskiem i była wykorzystywana w malarstwie, szczególnie w Japonii, skąd pochodzą. Mimo niewielkich rozmiarów są bardzo inteligentne, ponadto przynoszą szczęście. Dlatego gniazd kanko nie wolno niszczyć – choć zdarza im się zakładać je w niedogodnych miejscach, takich jak buty, kapelusze, kieszenie, a raz zrobiły to w brodzie pewnego dżentelmena w dniu jego ślubu.
Karkadann
Karkadanny przypominają jednorożce, gdyby jednorożce miały podły charakter i zęby mięsożercy. To jedne z nielicznych stworzeń na wyspach Archipelagu, które zabijają nie tylko celem zdobycia pożywienia, ale również dla rozrywki. Jedzą mięso, najchętniej ludzkie, i trawę, dla poprawy trawienia. Sierść karkadanna ma odcień od czystej czerni do fioletu, a jego skóra wisi na kościach. Róg istoty jest czarny, a jego czubek pokrywa trucizna, która może wywołać bolesną gangrenę, paraliż i śmierć. Rozwój stanów chorobowych można powstrzymać przy użyciu rogu jednorożca, jednak jest mało prawdopodobne, że będziecie mieli pod ręką jednorożca, zatem niewiele wam on pomoże.
Kludde
Kludde to pies wielkości niedźwiedzia, całkiem czarny, który zamiast uszu ma parę płomieni. Wykorzystuje je, by wabić zdobycz – zwykle jelenie, dzikie bydło oraz almiraje – a później pożreć. Te przedziwne psy można rozpoznać z dużej odległości po oddechu, którego brzmienie przypomina zgrzyt metalu o metal. Jedynym sposobem zabicia kludde’a jest ugaszenie jego płomieni mokrą ziemią albo piaskiem. Kludde’y mieszkają głównie na wyspach, na których nie ma ludzi, więc tylko nieliczni mieszkańcy Archipelagu mają okazję zetknąć się z nimi. I nigdy o tym spotkaniu nie zapominają. [Dopisek Franka Aureate’a: Chyba że zostali zjedzeni, wtedy tracą wspomnienia].
Kraken
Krakeny to najstarsze z istot morskich; ich istnienie sięga okresu kredy, co oznacza, że współistniały z tyranozaurami. Mają od ośmiu do czterdziestu sześciu macek, w zależności od podgatunku. W chwilach głodu krakeny są przerażające – według niektórych relacji zdarzało im się pochłaniać nawet stu czterdziestu marynarzy w ciągu jednego dnia, a wiry tworzone przez ich macki mogą sprowadzić na dno ogromne statki. Krakeny zwykle nie migrują i pozostają w akwenie, w którym się urodziły, więc marynarze mający dostęp do dobrych map zazwyczaj mogą uniknąć spotkania z nimi – ale ci, którzy pływają bez map, ryzykują życie.
Lavellan
Lavellan wygląda jak mała wodna ryjówka. Wspomina się o nim w satyrycznej piosence Niech domów nie opuszcza, nie chadza do lasu i na mech, by lavellan go nie dopadł. To nie jest dobra piosenka, za to dobre ostrzeżenie. Lavellan może zatruć źródło wody, pływając w nim, i mimo swoich niewielkich rozmiarów potrafi zabić dorosłego człowieka, czyniąc użytek ze swoich zębów. Lavellany nie robią ludziom krzywdy niesprowokowane, ale ich definicja „prowokacji” jest szeroka i obejmuje pociąganie nosem, śmiech i wszelkie odmiany tańca interpretacyjnego.
Longma
Skrzydlaty, pokryty łuskami koń – często zielony lub brązowy z czarnym podbrzuszem – o zapierającej dech urodzie i ogromnej sile. Niektóre longmy przez całe życie nie dotykają ziemi. Latają lepiej od wszystkich innych istot, a kiedy chcą się umyć, odnajdują deszczowe chmury i przelatują przez nie powoli, szeroko rozkładając pokryte łuskami skrzydła. Longma to jedyna istota na świecie, która rodzi w powietrzu – matka wzlatuje jak najwyżej w niebo, tak by źrebię, kiedy opuści jej łono, miało jak najwięcej czasu na rozwinięcie skrzydeł, zanim uderzy w ziemię. Do longm należy podchodzić ostrożnie – jedynie nieliczne tworzą więzi z ludźmi. Nawet wtedy tym ludziom zdarza się obudzić i zobaczyć, że zostali zjedzeni w stopniu niewielkim, acz dokuczliwym – na przykład stracili palec albo pół ucha – bo nie ma czegoś takiego jak całkiem oswojona longma.
Mantykora
Mantykora ma ogon skorpiona, ludzką twarz, zęby i ciało lwa, charakter zaś zadufanego w sobie polityka. Niektóre podgatunki są uskrzydlone. Mantykory, podobnie jak karkadanny, to jedne z bardzo nielicznych stworzeń, które atakują ludzi, nawet jeśli nie potrzebują pożywienia. Kłamią i zabijają dla czystej przyjemności. Śmierdzą rozkładem.
Nereida
Pomylenie nereidy z syreną jest błędem – te pierwsze będą się sprzeciwiać, a ich sprzeciwy bywają niebezpieczne. Choć żyją pod wodą, nie mają ogonów. Ich włosy i czubki palców są srebrne, a blada skóra emanuje srebrzystym blaskiem. Ich głosy brzmią urzekająco – podobno zaczerpnęły swój język bezpośrednio z muzyki morza. Choć mogą poruszać się po suchym lądzie, robią to jedynie w przypadku wyższej konieczności. Można je znaleźć przede wszystkim w południowych morzach Archipelagu. To bezwzględnie logiczny lud, ale ich sposób myślenia to logika oceanu, wykraczająca poza ludzkie pojmowanie. Ludzcy mieszkańcy Archipelagu odnoszą się do nich z podziwem i trzymają się na dystans – wyrażenie „niepojęty jak nereida” jest częste na wyspach.
Ratatosk
(inna pisownia: ratatoskr)
Ratatoski, wyglądem przypominające duże wiewiórki, mają zielone futro i krótki róg. Roznoszą wieści po wyspach Archipelagu. Znają więcej tajemnic świata – plotki, bajędy, prawdy, półprawdy i ćwierćprawdy – niż ktokolwiek inny. Choć fizycznie są nieszkodliwe, w młodości bywają roztrzepane i chaotyczne, a do tego charakteryzuje je skłonność do psot. Jeśli chcecie, żeby wieści się rozeszły, i nie przejmujecie się ścisłością przekazu, porozmawiajcie z ratatoskiem.
Sfinks
Sfinksy to utalentowani matematycy i uczeni, bezwzględnie lojalni sojusznicy i nieprzejednani wrogowie. Ząb sfinksa, jeśli włożyć go do ust, pozwala człowiekowi zrozumieć każdy język, a prawie każda rana, o ile sfinks przejedzie po niej językiem, zostanie uleczona. Pierwotnie stworzenia te zamieszkiwały głównie Afrykę Północną i Azję Południowo-Wschodnią, ale przewędrowały świat i zamieszkały na górzystym półwyspie na wyspie Lithia. Ci, którzy pragną odwiedzić to miejsce, powinni pamiętać, że jeśli nie odgadną zagadki, jaką zada im sfinks, to istoty te mają starożytne prawo ich zjeść.
Smok
Na wyspach Archipelagu żyje trzydzieści siedem gatunków smoków. Największy spośród nich – smok czerwonoskrzydły – jest wielki jak katedra i czarny, ale ze szkarłatnym spodem skrzydeł. Najmniejszy, żakulus, swobodnie zmieściłby się na waszej dłoni. Smok żółty, o smukłych skrzydłach i długim ogonie, jest najszybszy na niebie, natomiast brązowoogonowy smok wodny oddycha pod wodą i spędza całe życie pod powierzchnią oceanu. Wyłania się jedynie czasami, by zapolować na marynarzy. Smok srebrny, który żyje do czterech tysięcy lat, to podobno najstarsza istota na świecie. Ma nieprzewidywalny temperament, właściwy dla kogoś, kto tyle przeżył i widział.
Syrena
(męski odpowiednik: tryton, nowo narodzone dziecko syren to: syrenię)
Większość syren mieszka w wodach na północy Archipelagu. Niektóre klany, takie jak plemię Marian, mają ogony o długości nawet dziewięciu metrów. Ogon każdej syreny, niezależnie od długości, ma czterdzieści tysięcy mięśni (dla porównania ludzie w całym ciele mają około sześciuset pięćdziesięciu mięśni). Większość syren to muzycy, istoty te wymyśliły wiele podwodnych instrumentów wydających dźwięki o niezwykłej urodzie. Niektóre z pieśni, którymi syreny podzieliły się z ludźmi, stały się częścią ludzkiej tradycji – podejrzewa się, że Vivaldi zapożyczył wiele kompozycji od syren.
Twrch trwyth
(wymowa: twuurch truif)
Granatowoczarny dzik, na którym ponoć kiedyś jechał król Artur. Jego futro opalizuje w blasku księżyca. Dzik może dorosnąć do rozmiarów nosorożca i zdolny jest zmiażdżyć tych, którzy budzą w nim strach lub złość, ale wobec dzieci jest łagodny i delikatny. W czasie deszczu pozwala jaskółkom chronić się pod swoimi brzuchem i pachami. Znany jako dzik wojownik, twrch trwyth walczy o tych, których kocha. Na ziemi niezgrabny, za to w wodzie niezwykle elegancki – może przepłynąć w poprzek Archipelagu, nie zatrzymując się nawet na chwilę.
POCZĄTEK
To był bardzo piękny dzień, aż coś spróbowało go zjeść.
Czarny stwór przypominał psa, ale nie wyglądał jak żaden pies, którego znał. Miał kły długości jego ręki i pazury, które mogły rozerwać drzewo.
POCZĄTEK, GDZIEŚ INDZIEJ
To był bardzo piękny dzień aż do chwili, gdy ktoś spróbował ją zabić.
Mal wróciła do domu z podróży – wyleciała z lasu z wyciągniętymi rękami i łopoczącym płaszczem, miotana wiatrem.
Mal Arvorian mogła latać jedynie wtedy, kiedy wiał wiatr. Tego dnia pogoda była idealna – zachodnia bryza, która pachniała morzem – i Mal wirowała na niebie, kręcąc się w zimnym powietrzu. Jej płaszcz do latania był gruby i za duży na nią, więc podwijała rękawy cztery razy. Kiedy wiał wiatr – niekoniecznie silny, ale jakiś był niezbędny – łapała płaszcz za brzegi, rozkładała go niczym skrzydła, a podmuchy unosiły ją nad ziemię.
Tego dnia leciała nad drzewami, muskając butami ich czubki, a później zanurkowała, płosząc stado jednorożców.
W kuchni jej cioteczna babka Leonor narzekała, że Mal ma zimne ręce, i dała jej kubek ciepłego kordiału. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. To był morderca.
PRZYBYCIE
Dzień przed atakiem Christopher siedział na ławce przed terminalem promowym i czekał na dziadka. Przyjechał do Szkocji samodzielnie z mieszkania w północnym Londynie, miał zdrętwiałe nogi i był bardzo głodny.
Na ławkę wskoczyła wiewiórka i spojrzała na niego. Zbliżała się coraz bardziej, drżąc, aż jej wąsiki dotknęły jego kolana. Po chwili dołączyła do niej następna i jeszcze jedna, aż wreszcie było ich siedem, wszystkie stłoczone wokół stóp chłopaka.
Czekająca na postoju taksówek kobieta odwróciła się i wbiła w niego wzrok.
– Jak on to robi? – powiedziała do mężczyzny obok.
Jedna z wiewiórek odważyła się przykucnąć na czubku buta Christophera. Roześmiał się, a wiewiórka wbiegła po jego goleni na kolano.
– Wszystko w porządku? – zwrócił się do wiewiórki. – Ładny dziś dzień.
– Na pewno je karmi – stwierdził mężczyzna, po czym zawołał do Christophera: – Nie powinieneś karmić dzikich zwierząt! To im szkodzi na żołądek.
– Wiem. – Christopher uśmiechnął się blado. – Nie robię tego.
Przyjaciele żartowali sobie, że dokądkolwiek Christopher się udaje, podchodzą do niego zwierzęta. Bezdomne koty ocierały się o jego nogi, w parku skakały na niego psy. Mecze piłki nożnej przerywano, kiedy próbowało się do niego zbliżyć stadko wrzeszczących lisów. Zdarzył się też dzień, kiedy uparte gołębie zanurkowały na niego podczas wycieczki szkolnej, a kąpiel w stawach w Hampstead była właściwie niemożliwa. Ratownik kazał mu wyjść z wody, bo nagłe pojawienie się falangi łabędzi przeraziło dzieci, aż zaczęły krzyczeć.
Christopher uśmiechnął się, zagwizdał na łabędzie i wyprowadził je ze stawu w pobliskie krzaki. Jeden z łabędzi spróbował usiąść mu na ramieniu i podrapał go pazurzastymi, błoniastymi łapami. Ślady zniknęły dopiero po wielu miesiącach. Blizny mu nie przeszkadzały – wiedział, że zainteresowanie i miłość zwierząt nie są delikatne. Często wiązały się z pewną ilością krwi.
„To musi być coś w jego zapachu”, mówił sztywno ojciec. Ale Christopher, na ile umiał to ocenić, nie pachniał inaczej niż pozostali chłopcy w jego wieku. Mył się, choć nieprzesadnie.
W dzieciństwie to była radość jego życia. Kiedy podrósł, nadal sprawiało mu to ogromną przyjemność, ale nauczył się ukrywać swój dar – bo ojciec tego nie znosił. Zwierzęta wzbudzały w nim niewyjaśniony lęk. „Wynoś się!”, mówił i odpędzał koty, ptaki, czasami mysz albo szczura w metrze. Christopher nie jeździł z ojcem na wieś, bo zawsze istniało ryzyko, że zające będą gonić chłopaka przez pola, a jaskółki spróbują uwić gniazdo w jego włosach.
Nie zawsze tak było. Pamiętał, że przed śmiercią matki ojciec zachowywał się inaczej. Do niej też przychodziły zwierzęta. Christopher miał zdjęcie ich trójki zrobione w parku Richmond, w otoczeniu jeleni. Ojciec uśmiechał się na nim, trzymając syna na barana. Ale matka umarła przed dziewięcioma laty, a ojciec skurczył się jak akordeon, jakby spoczął na nim ciężar, który przyginał go w dół i do wewnątrz. Od tamtej pory wszystko w domu wydawało się mniejsze – ściśnięte i mało odważne.
Dlatego Christopher w tajemnicy nocami otwierał okna i wpuszczał ptaki. Nosił długi płaszcz z granatowej wełny i czasami pozwalał wróblom zajrzeć do naszytych kieszeni. Nadkładał drogi, by przywitać wrony, jeśli je zobaczył, i pozwalał, by dreptały na szponiastych łapach po jego rękach, by wspiąć się aż na ramiona. Przyjaciele byli nieufni – „Wydziobią ci oczy!” – ale on tylko uśmiechał się i kręcił głową.
– E tam. – Jego głos w obecności zwierząt stawał się cichszy, łagodniejszy. – Nie zrobią tego – mówił, a one tego nie robiły. Jego twarz w ich obecności przypominała naciągnięty łuk – gotowy i oczekujący.
Wrony przynosiły mu srebrne guziki i spinacze do papieru oraz monety, w których wycinał otwory, przeciągał przez nie sznurówkę i nosił na szyi. Niektórzy ze starszych uczniów w szkole szydzili z tego naszyjnika, ale Christophera to nie powstrzymało. To był jego sposób, by potwierdzić swoją lojalność wobec dzikich żywych istot.
Robił się coraz starszy i coraz wyższy – byli wysoką rodziną, z tykowatymi nogami i delikatnymi dłońmi – i czekał.
Nie umiałby wyjaśnić, no co czeka. Miał jedynie nadzieję, która paliła go w płucach i żołądku, że istnieje coś poza tym, co już widział. Zwierzęta wydawały się obietnicą.
(Nie mylił się. To zadziwienie miało na zawsze odmienić jego życie).
PRZYPISY