Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Niezłomny to epopeja o człowieku z krwi i kości. Człowieku, który aby osiągnąć idealistyczne cele, sięgał po demagogiczne narzędzia. Człowieku, który nie wahał się używać miłości i przemocy na przemian z honorem i podstępem.
Peter Hetherington, autor Niezłomnego, to geolog szukający ropy w Teksasie. Zainspirowany Piłsudskim, postanowił opisać jego życie na tle walki Polaków o niepodległość. Tak bardzo chciał przybliżyć amerykańskim czytelnikom niepowtarzalną postać polskiego dowódcy, polityka i patrioty, że na wydanie tej książki przeznaczył swoje oszczędności.
Niezłomny – życie Józefa Piłsudskiego, człowieka, który wyzwolił Polskę i ocalił Europę przed rewolucją bolszewicką
Obszerna, bogata w szczegóły i niezwykle frapująca biografia wybitnego bohatera narodowego Polski.
— Zbigniew Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA (1977–1981)
Dzięki Hetheringtonowi Józef Piłsudski staje przed nami jak żywy… To porywająca biografia, którą czyta się niemal jak powieść przygodową. Świetnie napisana i udokumentowana.
— „Polish Weekly”
Obszerna, ekscytująca biografia… fascynująca historia. Urzeka i przemawia do wyobraźni.
— „Polish American Journal”
Hetherington zasługuje na uznanie za dogłębne potraktowanie tematu i sugestywny styl pisarski. Gruntowna prezentacja obszernych kart polskiej historii, przeplatana faktami z niezwykłego życiorysu Józefa Piłsudskiego – bojownika o wolność, który miał ostatecznie stać się dyktatorem – jest dokonaniem wyjątkowym.
— „Kirkus Reviews”
Oto wnikliwa opowieść o człowieku, który przez kilka dekad zajmował poczesne miejsce w dziejach Europy Wschodniej… Akcja toczy się wartko jak w zajmującym kryminale. Przeczytajcie pierwszy rozdział, zatytułowany Cytadela, a nie odłożycie książki, dopóki nie dotrzecie do ostatniej strony.
— prof. Ewa Thompson, Rice University
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1110
Podziękowania
W ciągu pięciu lat pracy nad tą książką korzystałem z pomocy wielu osób, które wywarły nieoceniony wpływ na jej ostateczny kształt. Chciałbym podziękować Sarah Massey za zachętę i redakcję pierwszej wersji. Mam dług wdzięczności wobec Janet Adams, która udzielała mi cennych rad oraz nie szczędziła krytycznych uwag, nakłaniając mnie do przemyślenia pewnych ważnych aspektów życia Piłsudskiego. Frances Elliot zredagowała rękopis, a Jim Janssen dostarczył cennego wsparcia technicznego. Mapy narysowała Cathy Tarte z Precision Drafting Services. Na koniec chciałbym podziękować żonie i córce, które przez wiele lat musiały znosić moją dziwną obsesję na punkcie historii Polski.
Wiele osób okazało mi pomoc przy drugim wydaniu książki. Szczególne podziękowania należą się Annie Cienciale, emerytowanej profesor na wydziale historii i studiów rosyjskich i wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Stanowego w Kansas. Profesor Cienciała zrecenzowała książkę, odesłała mnie do istotnych materiałów źródłowych, wyłowiła błędy oraz zasugerowała trafne uzupełnienia. Jej wiedza okazała się bardzo pomocna i znacznie się przyczyniła do ulepszenia książki. Frank J. Dmuchowski z „Tygodnika Polskiego” dał mi wiele cennych wskazówek i poświęcił mnóstwo czasu na rozmowy o moim dziele. Ewa Thompson, pracownik badawczy na wydziale studiów słowiańskich Uniwersytetu Rice’a i była kierowniczka wydziału studiów niemieckich i słowiańskich na tej samej uczelni, pomogła w redakcji książki i przez cały czas okazywała mi ogromne wsparcie.
Wszystkie ilustracje pochodzą z domeny publicznej, chyba że zostało zaznaczone inaczej. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby skontaktować się z potencjalnymi właścicielami praw autorskich, ale jeśli popełniłem jakieś błędy, to chętnie je skoryguję w następnych wydaniach.
Wstęp
Zaczęło się właściwie niewinnie. Przeczytawszy wiele książek o obu wojnach światowych i uznawszy, że w pewnym sensie relacjonują one jeden ciąg zdarzeń, zainteresowałem się Europą międzywojenną. Miałem wiedzę o powstaniu niemieckiej partii nazistowskiej, o polityce ustępstw i rewizjonizmie przyjętym przez wiele państw zachodnich czy o dyktaturze Stalina w Rosji, jednak nie wiedziałem dokładnie, co się wtedy działo w Europie Wschodniej, i uważałem to za mniej ważne. Moje pierwsze próby lepszego zrozumienia historii tamtej części świata wynikły z zainteresowania konferencją pokojową w Paryżu, na której po upadku czterech imperiów – niemieckiego, austro-węgierskiego, rosyjskiego i osmańskiego – próbowano wyłonić „nowe” państwa europejskie. Zauważyłem wówczas, że chociaż rozwiązania domagało się wiele skomplikowanych kwestii – takich jak nacjonalizm etniczny kontra obywatelski, samostanowienie państw i zgodność tego procesu z prawem – największym problemem dla krajów zachodnich była tak zwana kwestia polska. Nie sprowadzała się ona, jak początkowo sądziłem, do drobnych sporów terytorialnych, lecz była uznawana za fundament stabilnej Europy. To spostrzeżenie rozbudziło moją ciekawość. I gdy bardziej zagłębiłem się w temat, ze zdumieniem odkryłem, że przez całe wieki Polska była potęgą na obrzeżach zachodniej cywilizacji i wielokrotnie ocaliła Europę przed obcą dominacją. Jednak wskutek zagmatwanego splotu okoliczności, na który złożyło się przedkładanie praw nad obowiązki, niechęć do władzy centralnej oraz konflikty wewnętrzne, Polska utraciła zdolność samoobrony. W 1795 roku, po trzecim i ostatnim rozbiorze, została wchłonięta przez sąsiadów: Niemców (czyli Prusy i Austrię) oraz Rosję. Po I wojnie światowej Polskę przywrócono do życia, bo tylko silna Polska – o czym wiedzieli uczestnicy konferencji paryskiej – mogła powstrzymać niemiecki marsz na wschód i rosyjski na zachód, służąc jako bufor między dwoma zachłannymi imperiami i przyczyniając się do stabilności w Europie. Oczywiście ustalenia traktatu wersalskiego rozsypały się w pył, kiedy w 1939 roku Niemcy i Rosja dokonały kolejnego rozbioru Polski. Komunizm i nazizm narodziły się w XX wieku, ale pod wieloma względami powielały wzorce swoich imperialnych przodków, patrząc łakomym wzrokiem na bogate zasoby naturalne państwa polskiego, mogące zapewnić im status wielkich mocarstw.
Prowadząc swoje badania, natknąłem się na osobę Józefa Piłsudskiego (1867–1935), przywódcę państwa polskiego po I wojnie światowej. Na podstawie krótkich wzmianek w ogólnie dostępnych pracach wyrobiłem sobie obraz Piłsudskiego jako małego dyktatora trzecioligowego państwa, tymczasem okazało się, że ten energiczny, niezwykle interesujący człowiek jest ważną postacią historyczną. Międzywojenna Polska była jego dziełem, a jego życie dałoby się opisać jako niezwykłe połączenie losów Robin Hooda i George’a Washingtona. Urodził się jako polski patriota w czasach, gdy Polska nie istniała, w młodości był wrogiem państwa, a w drugiej połowie życia – głową państwa. Jego losy są jak barwna powieść pełna awanturniczych przygód: Piłsudski działał w rewolucyjnym podziemiu, został zesłany na Syberię, uciekł z więzienia, napadał na pociągi, a to nie jest cała lista jego wyczynów. I wojnę światową zaczął jako oficer w austriackiej armii, a skończył w niemieckim więzieniu. Wyszedł na wolność w samą porę: w listopadzie 1918 roku powołał do życia państwo polskie. A w 1920 roku obronił je przed bolszewicką nawałą, nie tylko ocalając polską suwerenność, ale też zapewne chroniąc Europę przed zalewem komunizmu. Będąc największym polskim bohaterem, mężem stanu, cenionym dowódcą wojskowym, w 1923 roku wycofał się na emeryturę i przekazał władzę demokratycznie wybranemu rządowi, by trzy lata później go obalić w wojskowym zamachu stanu. Jego późniejsze autorytarne rządy, choć nie tak opresyjne jak w sąsiednich państwach totalitarnych, wydawały się zdradą wobec „romantycznej” młodości, jednak można je zrozumieć jedynie w kontekście złożonej polskiej historii i uwarunkowań geopolitycznych. Będąc taktycznym realistą, Piłsudski wypracował twardą politykę zagraniczną, dzięki której Polska znalazła się na czołowym miejscu w międzynarodowej dyplomacji, i jako jedyny umiał się przeciwstawić zarówno Stalinowi, jak i Hitlerowi. Zmarł w 1935 roku, ale przed śmiercią przewidział wybuch wojny i jej skutki, tak samo jak przewidział I wojnę światową i jej następstwa. Niestety, jego intuicja nie ocaliła Polski przed kolejnym półwieczem obcych rządów.
Kiedy „odkryłem” Piłsudskiego, zacząłem się rozglądać za jego biografiami, jednak przekonałem się, że dostępne prace są albo za mało wyczerpujące, albo powstały z myślą o czytelniku dobrze znającym historię Polski. Oczywiście istnieje wiele biografii Piłsudskiego, jednak są one bardzo subiektywne, co zapewne wynika z faktu, że jak każda wielka postać był albo kochany, albo znienawidzony i na ogół budził w ludziach skrajne emocje. Jego wielbiciele uprawiali hagiograficzny kult bohatera i tuszowali wady. Z kolei książki pisane przez wrogów, zwłaszcza przez Rosjan, którzy nigdy nie wybaczyli mu nieodpłaconej klęski, pomniejszają jego zasługi albo je w ogóle pomijają. Moim zdaniem wśród anglojęzycznych pozycji najlepszą przychylną Piłsudskiemu biografią jest dzieło jego żony Aleksandry Piłsudskiej Pilsudski: A Biography, które choć głównie podkreśla jego zalety, jednocześnie dostarcza wielu interesujących szczegółów. Spośród późniejszych biografii Piłsudskiego najlepsza jest chyba książka Wacława Jędrzejewicza Piłsudski: A Life for Poland (1982). Jednak autor za mało uwagi poświęca w niej latom, które ukształtowały Piłsudskiego, a o ambitnych planach utworzenia federacji, złożonych kwestiach dotyczących wojny polsko-bolszewickiej i o zamachu stanu wspomina jedynie w podsumowaniu (co było zapewne rozsądnym kompromisem między szczegółowością książki a jej objętością). Z kolei książka Józef Piłsudski 1867–1935 Andrzeja Garlickiego dostarcza wielu szczegółów z życia Piłsudskiego i pozwala zrozumieć jego politykę, jednak skłania się ku punktowi widzenia obowiązującemu w socjalistycznej Polsce. Na przykład autor poświęcił tylko kilka akapitów „Cudowi nad Wisłą”, zaskakującemu zwycięstwu Polaków nad Armią Czerwoną w 1920 roku. Był to największy polski sukces militarny od czasu odsieczy wiedeńskiej z 1683 roku i prawdopodobnie największe osiągnięcie Piłsudskiego.
Istnieje kilka znakomitych książek opisujących niektóre aspekty życia Piłsudskiego, jak choćby Warszawa 1920: Nieudany podbój Europy Adama Zamoyskiego (2008), Orzeł Biały, Czerwona Gwiazda: Wojna polsko-bolszewicka 1919–1920 Normana Daviesa (1972), Joseph Pilsudski: A European Federalist M.K. Dziewanowskiego (1969), Pilsudski’s Coup d’état Josepha Rothschilda (1966) czy Gorzka chwała: Polska i jej los 1918–1939 Richarda Watta (1979), lecz wszystkie te publikacje skupiają się na konkretnych tematach i nie są biografiami.
Główną przeszkodą dla zwykłego czytelnika jest fakt, że pozostałe biografie nie zawierają, przynajmniej moim zdaniem, wystarczającego tła historycznego, ponieważ zostały napisane dla polskiego odbiorcy. Ale żeby zrozumieć Piłsudskiego, trzeba zrozumieć historię Polski. Prezydent Ignacy Mościcki dostrzegł ten fundamentalny związek, mówiąc w orędziu po śmierci Piłsudskiego: „Ten największy na przestrzeni całej naszej historii człowiek, z głębi dziejów minionych moc swego ducha czerpał”. Istnieje oczywiście wiele znakomitych książek o historii Polski, między innymi Własną drogą: Osobliwe dzieje Polaków i ich kultury Adama Zamoyskiego (2006) czy dwutomowe dzieło Normana Daviesa Boże igrzysko (2005), jednak skomplikowany kontekst historyczny nie znalazł odpowiedniego miejsca we wcześniejszych biografiach Piłsudskiego lub został w nich potraktowany bardzo skrótowo. Osadzenie życia marszałka w odpowiednich ramach wymagało napisania znacznie obszerniejszej książki, jednak jestem przekonany, że dzięki temu opowieść o Piłsudskim jest bardziej zrozumiała, ciekawsza i lepiej powiązana ze znanymi wydarzeniami historycznymi.
Popychany mieszaniną ciekawości i frustracji, nie wiedząc, co taki wysiłek oznacza, zabrałem się do pisania wyczerpującej jednotomowej biografii Piłsudskiego, starając się – o ile to możliwe – zachować bezstronność oraz ukazać kontekst historyczny w sposób zrozumiały dla czytelników mających niewielką wiedzę na temat historii Polski i Europy Wschodniej. Fakt, że przed rozpoczęciem tego przedsięwzięcia mało wiedziałem o Polsce i Piłsudskim, okazał się korzystny, jako że nie miałem żadnych wstępnych uprzedzeń ani utrwalonych przekonań. Pięć lat, setki źródeł i dwie podróże do Polski – w końcu Niezłomny mógł się ukazać drukiem.
Moja książka jest nie tylko biografią interesującej postaci historycznej, ale też kluczem do zrozumienia jednego z najbardziej fascynujących i mało znanych fragmentów historii Europy. Pozwala jaśniej zobaczyć przyczyny wybuchu II wojny światowej oraz pojąć problemy współczesnej Europy. Na przykład osoby, które znają przebieg konfliktu polsko-bolszewickiego i sporo wiedzą o zawodności dawnych zachodnich sojuszy, z łatwością zrozumieją, dlaczego Polskę tak zaniepokoiło odstąpienie od utworzenia tarczy antyrakietowej w 2009 roku. Innym przykładem pokazującym wpływ przeszłości na dzień dzisiejszy są słowa premiera Rosji Władimira Putina po katastrofie samolotowej, w której w kwietniu 2010 roku zginęła 96-osobowa polska delegacja zmierzająca na obchody siedemdziesiątej rocznicy mordu w Katyniu. Putin wyraził wtedy swoje kondolencje, lecz potem dodał mało dyplomatycznie, że katastrofa mogła być zemstą losu za okrucieństwa, których Polacy dopuszczali się podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. To prawda, że zginęło wówczas wielu sowieckich żołnierzy, jednak nie zostali rozstrzelani tak jak ci w Katyniu, lecz polegli w walce. Większość z nich straciła życie podczas dramatycznego manewru okrążającego, którym dowodził sam Piłsudski. Ów manewr odwrócił przebieg wojny, zapobiegając komunistycznej rewolucji w powojennej Europie. Sowieci, a zwłaszcza Stalin, który osobiście doświadczył tej klęski, nigdy nie wybaczyli Polakom ani Piłsudskiemu. Ta wrogość widoczna jest nawet dzisiaj, kilkadziesiąt lat po upadku komunizmu.
Nie mam wykształcenia historycznego, jednak historia zawsze mnie fascynowała, a jako geolog potrafię poddać ocenie dużą ilość informacji i zinterpretować je w sposób spójny i logiczny. W geologii premiuje się rzetelność, a nie tylko kreatywność – tą samą filozofią kierowałem się, pisząc książkę. W moich żyłach nie płynie polska krew, jednak zacząłem doceniać Piłsudskiego i Polaków z żarliwością neofity. Mam nadzieję, że moja książka poszerzy wiedzę o bogatym polskim dziedzictwie i wkładzie Polski do zachodniej cywilizacji.
Część I
Triumf i katastrofa. Krótka historia Polski
Rozdział 1
Cytadela
Widzę oczka dziecinne, które patrzą ze zdumieniem, że mogły być takie czasy, gdy więzienie, a więc to, co jest upokorzeniem człowieka, to, co go przybija do ziemi – drgnięcia zapału w nas jeszcze budzi, oczy zapala, uśmiechem lica krasi1.
Józef Piłsudski, 1925
Warszawska Cytadela miała złowieszczą reputację najlepiej pilnowanego więzienia w carskiej Rosji. Zbudowana przez cara Mikołaja I po powstaniu listopadowym (1830–1831), wznosiła się nad brzegiem Wisły na obrzeżach miasta. W 1900 roku Warszawa należała do Rosji, gdyż w 1795 w wyniku trzeciego rozbioru Polska przestała istnieć jako samodzielne państwo2. Więzienny kompleks zajmował powierzchnię ponad trzydziestu sześciu hektarów. Żeby wytyczyć teren pod jego budowę, Rosjanie całkowicie zniszczyli gęsto zaludniony fragment miasta, burząc wszystkie domy i wyrzucając piętnaście tysięcy ludzi na bruk. Jakby tego było mało, okoliczni mieszkańcy, także ci, których wysiedlono, musieli zapłacić za ten wznoszony na ich oczach ponury symbol carskiego ucisku. Z wysokich murów jeżyły się setki dział wycelowanych nie tylko w przeprawę przez rzekę. Warszawska Cytadela różniła się od wielu innych twierdz tym, że zamiast chronić mieszkańców leżącego pod nią miasta, miała wymierzać im kary za przejawy nieposłuszeństwa.
W obrębie Cytadeli znajdowało się dziewięć masywnych budynków, w których stacjonował rosyjski garnizon. W dziesiątym urządzono najsurowsze więzienie świata – kazamaty ukryte w twierdzy obsadzonej przez wojsko okupacyjne. W słabo oświetlonych celach więziono i mordowano kolejne pokolenia polskich patriotów – z tego powodu nazywano to miejsce „twierdzą męczenników”. Żelazne kraty i grube mury spartańskich cel X Pawilonu stanowiły zaledwie początek tego, z czym musiałby się zmierzyć myślący o ucieczce więzień. Przy każdym wejściu i wyjściu stali uzbrojeni żołnierze. W dzień i w nocy korytarze patrolowali strażnicy, którzy często sprawdzali cele, budząc więźniów jaskrawym światłem latarni. Drzwi celi miały małe otwory z rozszerzającymi się ku wnętrzu ostrymi krawędziami, pozwalające strażnikom obserwować całe pomieszczenie, a więźniom ograniczające pole widzenia. Nie dało się nigdzie ukryć, nie można było liczyć choć na chwilę samotności. Nawet gdyby ktoś zdołał się wydostać z więziennego budynku, musiałby jeszcze pokonać zamieszkany przez pięć tysięcy rosyjskich żołnierzy labirynt żelaznych bram i najeżonych kolcami ogrodzeń. Za murami Cytadeli konne patrole czujnie wypatrywały krnąbrnych skazańców. Przez dwadzieścia siedem lat uwięziono tu tysiące Polaków, żadnemu nie udało się uciec.
Wszystko wskazywało na to, że Józef Piłsudski jest kolejnym więźniem, który podjął beznadziejną walkę o niepodległość Polski. Aresztowano go 22 lutego 1900 roku, a potem przez prawie rok przetrzymywano w osławionym X Pawilonie w celi numer 39 przeznaczonej dla najbardziej niepoprawnych więźniów politycznych. Siedząc w wąskim karcerze o bielonych ścianach, w którym stało zniszczone żelazne łóżko, drewniany stół i krzesło, Piłsudski mógł się spodziewać jedynie zsyłki na Syberię. Zbliżający się proces pokazowy miał być formalnością. Jako trzydziestodwulatek Piłsudski miał już za sobą pięcioletnie zesłanie na Syberii. Skazano go wtedy w sfingowanym procesie, wymierzając karę zaskakująco niską jak na carskie standardy – Rosjan powstrzymała zapewne świadomość, że jego jedyną winą była nieumiejętność oceny sytuacji.
Jednak ostatnia zbrodnia Piłsudskiego nie budziła wątpliwości. Schwytano go na gorącym uczynku podczas drukowania rewolucyjnej gazety, dlatego nie mógł liczyć na pobłażliwość. Człowiek mniejszego formatu zapewne by zaginął, wessany przez zawiły system rosyjskiego więziennictwa. Jednak Piłsudski, wspierany z zewnątrz przez nieliczną, ale oddaną grupę współpracowników, planował ucieczkę. Sukces był mało prawdopodobny, wymagał cierpliwości, uporu i szczęścia.
Pierwszą poważną przeszkodą w opracowaniu tego planu, nie mówiąc już o wprowadzeniu go w życie, był brak możliwości tajnej wymiany informacji. Na odwiedzanie więźniów pozwalano rzadko, a wszystkie spotkania odbywały się pod czujnym okiem strażników. Więzień i jego gość siedzieli parę metrów od siebie, oddzieleni dwiema gęstymi kratami, co wykluczało przekazywanie listów. Zresztą notoryczni przestępcy, do których zaliczał się Piłsudski, i tak byli tego przywileju pozbawieni.
W innych więzieniach grypsy ukrywano w jedzeniu, zaszywano w ubraniu, wklejano do książek albo szyfrowano tajne informacje w zwykłej korespondencji. W Cytadeli żadna z tych możliwości nie wchodziła w grę. Przychodzące paczki dokładnie przeszukiwano i z reguły odsyłano do nadawcy. Każdy list czy podarek, jeśli już dotarł do szczęśliwego skazańca, był pozbawiony jakiejkolwiek użytecznej informacji. Osoba przyłapana na przesyłaniu podejrzanych materiałów, bez względu na ich wagę, ryzykowała osadzenie w Cytadeli.
Ale choć ucieczka wydawała się niemożliwa, pracowało nad nią grono niezmordowanych zapaleńców z Polskiej Partii Socjalistycznej, do której należał Piłsudski. Już wówczas uchodził nie za jednego z wielu politycznych buntowników, lecz za duchowego przywódcę walki o niepodległość. Towarzysze byli gotowi na wielkie ryzyko, żeby go uwolnić.
Konspiratorzy otrzymali pomoc z zupełnie nieoczekiwanej strony. Intendent Aleksiej Siedielnikow od dwudziestu siedmiu lat służył w Cytadeli. Współcześni biografowie Piłsudskiego opisują Rosjanina jako łagodnego, szlachetnego człowieka z siwymi włosami i niebieskimi oczami o ciepłym spojrzeniu, pozornie wiernego carowi, lecz w skrytości współczującego niedoli polskich patriotów. Ten opis raczej nie pasuje do kogoś, kto sprawował władzę w X Pawilonie.
Maria „Gintra” Paszkowska, od niedawna członkini PPS, pracująca także w Stowarzyszeniu Pomocy Więźniom, przekonała w jakiś sposób łagodnego strażnika, by pozwolił Piłsudskiemu na otrzymywanie i wysyłanie listów. Jednak Siedielnikow nie był jedynie biernym elementem tego planu. Otrzymane od Paszkowskiej grypsy ukrywał w swojej czapce albo pudełku zapałek. Pod pretekstem przeprowadzenia kontroli wchodził do celi Piłsudskiego i zostawiał czapkę lub zapałki w odpowiednim miejscu. Gdy po nie wracał, wynosił odpowiedź napisaną na jedynym dostępnym więźniowi papierze, czyli na czerwonej bibułce z paczek z papierosami. W jednym z pierwszych listów przeszmuglowanych do towarzyszy Piłsudski szczegółowo opisał swoje aresztowanie w formie uroczego wiersza. Lekkość i beztroska tego nieoczekiwanego utworu dodawała otuchy. Człowieka o takich zdolnościach należało uwolnić.
Paszkowska musiała mieć wielki dar przekonywania, bo Siedielnikow dużo ryzykował, jego też mogła spotkać surowa kara. Nie wiadomo, czy kierował się altruizmem, czy w grę wchodziły inne motywy. Ale ponieważ już wcześniej wykazywał słabość do Polek – z jedną się ożenił – być może Paszkowska odwołała się nie tylko do jego poczucia sprawiedliwości. Mógł też po prostu uznać, że w dobrze strzeżonej Cytadeli kilka nieszkodliwych listów nie ma znaczenia.
Gdy problem komunikacji został rozwiązany, konspiratorzy skupili się na kolejnym, znacznie trudniejszym etapie. Czas działał na ich niekorzyść. Wiedzieli, że po przewiezieniu na Syberię Piłsudski może długo nie pożyć. Wcześniej zesłano go na południe, jednak tym razem groził mu obóz pracy w zamarzniętej tundrze na niegościnnej północy, skąd krnąbrni więźniowie polityczni rzadko wracali. Piłsudskiego należało uwolnić przed zesłaniem, ale ucieczka z Cytadeli wydawała się niemożliwa. Jedyną drogą było przeniesienie go do słabiej strzeżonej placówki – ale jak tego dokonać?
Więźniów przenoszono z Cytadeli jedynie z dwóch powodów: na podstawie wskazań medycznych i w przypadku niepoczytalności. Symulowanie ciężkiej choroby prawdopodobnie nie przyniosłoby oczekiwanych skutków, a nawet gdyby władze w nią uwierzyły, wiązało się to z dużym ryzykiem. Skazanych przenoszono tylko wtedy, gdy zdaniem władz dany przypadek przekraczał wiedzę i umiejętności lekarzy więziennych, a Rosjanie uważali, że szpital w Cytadeli poradzi sobie nawet z najcięższymi chorobami i kontuzjami. Istniała więc dość przerażająca możliwość, że miejscowi doktorzy – którzy nie uchodzili za elitę swojego zawodu i nie przejmowali się skutecznością swoich działań – rzeczywiście zaczną leczyć Piłsudskiego. Stosunkowo niewielka rana mogłaby się wówczas zajątrzyć. Poza tym nie było żadnej gwarancji, że nawet ciężko chory więzień otrzyma jakąkolwiek pomoc, śmierć kolejnego Polaka nikogo by nie zmartwiła.
Jedynym rozsądnym wyjściem była więc choroba psychiczna. Ale objawy lekkiego obłędu, podobnie jak problemy zdrowotne, nie budziły szczególnego niepokoju władz. Potrzebna była wyraźniejsza i dokuczliwsza manifestacja choroby. Żeby otrzymać przeniesienie, pacjent musiał być zdiagnozowany przez specjalistę, dlatego konspiratorzy doszli do wniosku, że Piłsudski musi przekonująco symulować symptomy znane ówczesnej medycynie. Potrzebna była zatem pomoc eksperta, przypadkowe nienormalne zachowanie nie wywołałoby oczekiwanych skutków. Niezmordowana Paszkowska wyszukała miejscowego psychiatrę, który dał się przekonać uroczej damie, mimo że nie był członkiem PPS.
Doktor Rafał Radziwiłłowicz, ekspert w dziedzinie diagnozowania i leczenia paranoi, dostarczał spiskowcom cennych informacji, które następnie na maleńkich skrawkach papieru przemycano do więzienia. Pierwszy lapidarny list – „Udawaj obłęd” – proponował sposób pozornie niewykonalny, ale kolejne szczegółowe instrukcje symulowania paranoi wskazywały drogę na wolność. Żeby uniknąć podejrzeń, Piłsudski osuwał się w obłęd powoli. Początkowo przejawiał słabe objawy depresji: przygnębienie, brak apetytu, nadmierną senność, przestał też mówić. Po kilku tygodniach objawy się nasiliły, Piłsudski zaczął rzucać jedzeniem w strażników. Wprawdzie odmawianie zepsutego więziennego jedzenia samo w sobie nie było nieracjonalne, jednak ten przypadek wzbudził zainteresowanie. Piłsudski nie chciał nic jeść, twierdząc, że strażnicy chcą go otruć. Przyjmował jedynie jaja na twardo i zjadał je ze skorupkami.
Kiedy zaniepokojony Siedielnikow, który najwyraźniej nie wiedział o całym planie, zauważył niszczące skutki takiej diety, zaczął przynosić Piłsudskiemu smakołyki z własnego stołu. Kupił nawet książkę kucharską, żeby znęcić więźnia przysmakami z jego ojczystego kraju: barszczem, bigosem i kołdunami. Jednak Piłsudski odrzucał wszystko – z wyjątkiem kilku czekoladek, na które skusił się zapewne w chwili słabości – wciąż jedząc jedynie jaja w skorupkach. Do tego kulił się na widok każdej osoby w mundurze, dalej utrzymując, że władze chcą go zabić. Całymi nocami prowadził na głos rozmowy z niewidzialnymi osobami. Te dyskusje były tak żywe i realistyczne, że część strażników zaczęła wierzyć w duchy nawiedzające celę.
Piłsudski odgrywał to bardzo wiarygodnie – miał zdolności aktorskie i posiadł niejaką wiedzę fachową (przez rok studiował medycynę). Wyczerpująca maskarada trwała przez kilka długich miesięcy, a w tym czasie do celi napływały szczegółowe instrukcje symulowania paranoi, odpowiadające podręcznikowym opisom.
Postępujący obłęd Piłsudskiego stanowił dla władz istotny problem. Choć wynik procesu był oczywisty, władze chciały go jak najbardziej nagłośnić. Co więcej, prokuratorom obiecano sowite premie za odpowiednie przeprowadzenie tego spektaklu. Wychudzony, godny pożałowania i praktycznie niechodzący o własnych siłach szaleniec nie wywołałby na sali rozpraw odpowiedniego efektu. Za podziemną gazetą rozsiewającą po całej Rosji antycarską propagandę musiał stać intelektualista, a nie bredzący wariat.
Objawy choroby psychicznej wyglądały autentycznie, jednak władze zachowywały podejrzliwość. Wcześniej więźniowie też próbowali podobnych podstępów, ale oszustwa szybko wykrywano. Komisja podejmująca decyzję o przeniesieniu musiała mieć niezbity dowód niepoczytalności skazańca. Dlatego strażnicy w Cytadeli nieustająco obserwowali Piłsudskiego, próbując wychwycić najmniejsze oznaki normalnego zachowania. Często wybudzali go z głębokiego snu, licząc, że wtedy czymś się zdradzi. Piłsudski jednak ani na chwilę nie zdejmował maski szaleńca, choć podtrzymywanie tej gry dużo go kosztowało. Udawanie dziwacznych objawów odbiło się na jego zdrowiu; dieta złożona z jajek na twardo oraz brak snu bardzo go osłabiły, schudł i zrobił się ospały. Ten stan nie mógł się ciągnąć w nieskończoność.
Po kilku miesiącach lekarze z Cytadeli uwierzyli w obłęd. Mimo to władze administracyjne pozostawały sceptyczne. Zażądały, by diagnozę potwierdził rosyjski specjalista. Na szczęście nieugięta Paszkowska znów podjęła stosowne działania.
Doktor Iwan Szabasznikow był znanym rosyjskim psychiatrą, który niedawno przeprowadził się z Syberii do Warszawy. Paszkowska odszukała go i poprosiła o pomoc. Tłumaczyła, że nieszczęsny skazaniec jest jej przyjacielem z dzieciństwa i że pobyt w Cytadeli załamał go fizycznie i psychicznie. A jako osoba całkowicie niepoczytalna nie stanowi zagrożenia dla władz państwa. Czy zatem pan doktor mógłby zbadać więźnia, a następnie zalecić przeniesienie go do szpitala psychiatrycznego, w którym nieszczęśnik spędziłby resztę życia? Doktor przystał na prośbę Paszkowskiej – co pewnie nie powinno dziwić – i zgodził się zbadać Piłsudskiego. Paszkowska przygotowała odpowiednie pismo do urzędników w Cytadeli z wnioskiem, by doktor Szabasznikow wyraził opinię o stanie zdrowia więźnia; pismo podpisała i wysłała ciotka Piłsudskiego, Stefania Lipman. Władze nie chciały korzystać z usług niewiarygodnych ich zdaniem polskich psychiatrów, jednak liczyły się z diagnozą szanowanego i wykwalifikowanego rosyjskiego eksperta.
Kilku strażników zaprowadziło Szabasznikowa i umundurowanego lekarza więziennego do celi. Na widok mundurów Piłsudski zaczął przeraźliwie krzyczeć. Było jasne, że w tych warunkach nie jest możliwe żadne rzetelne badanie. Szabasznikow przekonał pozostałe osoby, by pozwoliły mu zostać z więźniem sam na sam. Rozmowa, która potem miała miejsce, nie tylko zdecydowała o losie Piłsudskiego, ale wywarła też ogromny wpływ na historię Polski.
Nadzieje na wprowadzenie Rosjanina w błąd szybko się rozwiały, jako że Szabasznikow był rzeczywiście znakomitym psychiatrą. W odróżnieniu od lekarzy z Cytadeli szybko przejrzał misterną grę i stwierdził, że więzień jest całkiem zdrowy psychicznie. Ale wraz z poczytalnością ujawnił się również urok osobisty Piłsudskiego. Lekarz i pacjent szybko przeszli do porządku dziennego nad diagnozą i zagłębili się w rozmowę, która wciągnęła ich obu. Okazało się, że na Syberii polowali w tych samych lasach, patrzyli w zachwycie na te same krajobrazy i tak samo darzyli miłością ten kraj i jego mieszkańców. Oddychali tym samym rześkim syberyjskim powietrzem, widzieli te same jaskrawe kolory syberyjskiego nieba, z takim samym zdumieniem obserwowali, jak lodowate mgły zlewają się o zachodzie słońca z syberyjską nocą. Urodzony w Buriacji Szabasznikow nie darzył Polaków szczególną sympatią, ale jak wielu Rosjan nie zgadzał się z twardymi carskimi rządami i doskonale zdawał sobie sprawę, jaki los czeka więźnia. Najwyraźniej nie chciał, żeby opresyjny system zniszczył takiego człowieka. Podczas tej pozornie błahej rozmowy nawiązał z Piłsudskim osobistą więź. Ich wspólne doświadczenia odniosły większy skutek niż błagalne podania czy manifesty polityczne.
Końcowy raport doktora stwierdzał, że więzień cierpi na „psychosis hallucinatoria actua”, która jest skutkiem przetrzymywania w izolatce w X Pawilonie. Po przeniesieniu pacjenta do sanatorium należy się spodziewać znaczącej poprawy. Władze Cytadeli nie miały powodu, żeby podważać orzeczenie szanowanego lekarza, który do tego był Rosjaninem. A jego zalecenia dawały nadzieję na poprawę stanu zdrowia Piłsudskiego, bez czego z kolei nie można by zapewnić odpowiedniego przebiegu procesu. I tak, mimo wielu początkowych przeciwności, władze zezwoliły na przeniesienie.
Po dziesięciu wyczerpujących miesiącach osiągnięto pierwszy cel, jakim było wydostanie Piłsudskiego z Cytadeli, jednak potem nie wszystko poszło zgodnie z planem. Spiskowcy wystosowali prośbę, by chory trafił do któregoś z kilku prywatnych szpitali w Warszawie. Były one słabiej pilnowane niż Cytadela, a wśród personelu znajdowali się Polacy, którzy mogli się okazać przydatni. Poza tym na miejscu była niezmordowana Paszkowska, umiejąca otwierać wiele drzwi. Gdyby wszystko inne zawiodło, w Warszawie znalazłaby się wystarczająca liczba zagorzałych zwolenników Piłsudskiego zdolnych do przeprowadzenia szturmu na szpital.
Władze rosyjskie doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Żadna z warszawskich instytucji nie nadawała się dla tak cennego więźnia. Piłsudski miał zostać przewieziony do zakładu psychiatrycznego w samym sercu carskiego imperium: do szpitala pod wezwaniem świętego Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu.
Ku swojemu przerażeniu Piłsudski szybko się przekonał, że ogromny, trzypiętrowy budynek, w którym mieścił się zakład, niewiele różni się od więzienia. Co gorsza, PPS nie miała w szpitalu żadnych kontaktów, a w mieście istniał dopiero zalążek organizacji. Do czasu usunięcia tych przeszkód Piłsudski musiał radzić sobie sam.
Wyprowadził się z pojedynczej celi nawiedzanej przez wyimaginowanych dręczycieli do sali zbiorowej, w której przebywało ponad pięćdziesięciu prawdziwych szaleńców. Jeśli miał jakiekolwiek wątpliwości, jak powinien się zachowywać człowiek chory psychicznie, jego nowi współlokatorzy przez całą dobę udzielali mu stosownych lekcji. Ich majaczenia były przerywane gwałtownymi wybuchami złości, najczęściej ignorowanymi przez personel. A jeśli strażnicy interweniowali, to ich terapia sprowadzała się do wymierzania ciosów pałką. Piłsudski przeżył tu kilka miesięcy bez żadnego kontaktu ze współtowarzyszami, cały czas udając obłęd. Z pewnością musiał niekiedy się zastanawiać, czy sam ich plan nie jest przypadkiem czystym szaleństwem.
W tym czasie mała petersburska komórka PPS nie ustawała w wysiłkach. Nie należało się spodziewać pomocy ze strony personelu szpitala, w którym pracowali głównie Rosjanie niedarzący sympatią polskich zdrajców. Wprawdzie jednym z dwunastu lekarzy był Polak, doktor Bronisław Czeczot, jednak nie należał on do PPS, więc do końca nie można mu było ufać.
I znów los uśmiechnął się do spiskowców. Jeden z miejscowych członków PPS skończył właśnie studia medyczne. Władysław Mazurkiewicz specjalizował się w chorobach skóry i po wielu latach nauki w Cesarskiej Wojskowej Akademii Medycznej zamierzał podjąć praktykę w Łodzi. Jednak przeszkodziły mu w tym potrzeby partii: jeśli ucieczka więźnia miała się powieść, spiskowcy musieli mieć wewnątrz swojego człowieka. Zapytali więc Mazurkiewicza, czy byłby gotów podjąć pracę w zakładzie psychiatrycznym i czy będąc na miejscu, nie opracowałby jakiegoś planu uwolnienia ich przywódcy. Nie chodziło o błahą przysługę, pomoc w ucieczce wiązała się z wielkim ryzykiem i poświęceniem. Upragniona kariera mogła się dla doktora skończyć, zanim jeszcze się zaczęła. Nie mówiąc o tym, że sam ryzykował życie i wolność za kogoś, kogo w ogóle nie znał. A gdyby nawet Piłsudskiemu udało się wydostać z zakładu, to stałby się zbiegiem w samym sercu terytorium wroga. Jednak Mazurkiewicz się nie wahał.
Oznajmił rodzinie i znajomym, że po dermatologii zainteresował się nagle psychiatrią. Na szczęście jego ojciec, który nie miał o niczym pojęcia, był człowiekiem poważanym w mieście i załatwił synowi mało oblegane stanowisko pomocnika lekarza w szpitalu świętego Mikołaja Cudotwórcy.
W tym czasie Piłsudskiemu coraz trudniej było symulować chorobę. Nie wiedząc, czy PPS zna choćby miejsce jego pobytu, wyznał jednemu z lekarzy, że jest zupełnie zdrowy. Jednak oni uznali to za niezbity dowód na niepoczytalność. Na szczęście niedługo potem działaczom PPS udało się przekazać wiadomość: „Nie trać nadziei”. Przedstawienie trwało dalej.
Przez sześć miesięcy Mazurkiewicz pracował sumiennie, budząc podziw dyrektora placówki swoim zapałem i wiedzą. Żeby nie ściągać na siebie podejrzeń, trzymał się z daleka od Piłsudskiego, unikał nawet przypadkowych rozmów. Widywał go jedynie podczas obchodów, w których towarzyszył innym lekarzom. Zastanawiał się zapewne, czy to poświęcenie okaże się cokolwiek warte.
14 maja 1901 roku ciężka praca młodego lekarza została nagrodzona. Tego wieczoru, gdy na petersburskim Polu Marsowym odbywał się wielki festyn, powierzono mu nadzór nad całą placówką. Personel aż się palił, żeby wyjść z ponurego gmachu i uczestniczyć w zabawie, a Mazurkiewicz chętnie wszystkich zwalniał.
Około dwudziestej, podczas rutynowego obchodu, wszedł do sali zbiorowej i wskazał na Piłsudskiego. Oznajmił opiekunom, że chory stanowi ciekawy przypadek, i nakazał przyprowadzić go za pół godziny do swojego gabinetu. Jego polecenie spełniono. „Potrzeba mi więcej czasu na dokładne badanie – powiedział Mazurkiewicz do strażników. – Nie musicie czekać. Zadzwonię, kiedy będę was potrzebował”.
Do tej pory Mazurkiewicz widział Piłsudskiego jedynie w roli pacjenta, więc po zamknięciu drzwi przez dłuższą chwilę musiał mu się przyglądać w pełnym napięcia milczeniu. Czy człowiek, dla którego ryzykował życie i karierę, jest majaczącym szaleńcem czy przytomnie myślącym mesjaszem? Wycieńczony, brudny, ze zmierzwioną czarną brodą, wyczerpany udawaniem i złą dietą, Piłsudski nie sprawiał dobrego wrażenia.
Na szczęście szybko przeobraził się w normalnego, pełnego rozbrajającego uroku człowieka, który już wcześniej zaskarbił sobie dozgonną lojalność swoich zwolenników. Pijąc herbatę i paląc papierosy, dwaj mężczyźni omawiali ostatnie szczegóły ucieczki. Mazurkiewicz wspominał później tę rozmowę jako zaskakująco spokojną, wręcz żartobliwą.
Już od jakiegoś czasu metodycznie gromadził ubranie dla Piłsudskiego. Przez kilka tygodni przemycał w swojej lekarskiej torbie pojedyncze części garderoby i ukrywał je w laboratorium chemicznym. Po żartach i wymianie uprzejmości więzień zdjął z siebie brudny szpitalny pasiak i zaczął się przeistaczać w zwyczajnego gościa, który odwiedził szpital. Modne ubranie przygotowane przez doktora leżało na nim całkiem dobrze, z wyjątkiem szapoklaka, który komicznie opadał mu na oczy. Śmiejąc się z jego absurdalnego rozmiaru, Piłsudski postanowił trzymać go w ręku.
Obaj spokojnie wyszli z gabinetu i ruszyli do głównego wyjścia. Niestety, stało tam kilku strażników nieznanych lekarzowi. Postanowili więc poszukać innej drogi, skręcili do bocznego wejścia, ale po drodze zatrzymało ich kilku posługaczy, którzy koniecznie chcieli omówić z doktorem jakąś drobną sprawę. Podczas tej pozornie swobodnej rozmowy doktor z trudem ukrywał coraz większe zdenerwowanie. Za to Piłsudski zachowywał się obojętnie, ze spokojem palił papierosa i uśmiechał się, gdy Mazurkiewicz próbował uprzejmie zakończyć tę pogawędkę. W końcu posługacze pożegnali się, życząc doktorowi i jego znajomemu dobrej nocy. Strażnicy przy bramie, rozpoznawszy Mazurkiewicza, stanęli na baczność. Na szczęście dopiero zaczęli służbę, więc nie mieli pojęcia, że elegancki towarzysz doktora nie wchodził wcześniej na teren szpitala. Nieświadomi, że stają się wspólnikami przestępstwa, otworzyli drzwi. Piłsudski wyszedł szybkim krokiem na chłodne wieczorne powietrze. Człowiek, który miał oswobodzić Polskę, był wolny.
Pisząc ten rozdział, autor korzystał z następujących monografii (pełne opisy bibliograficzne znajdą Czytelnicy w wykazie literatury na końcu książki):
Davies, Boże igrzysko Humphrey, Pilsudski: Builder of Poland Jędrzejewicz, Piłsudski: A Life for Poland Landau, Pilsudski and Poland Pilsudska, Pilsudski: A Biography Pilsudski, The Memories of a Polish Revolutionary and Soldier
Piłsudski, Psychologia więźnia, w: Pisma zbiorowe, t. 8, red. Kazimierz Świtalski, Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1937, s. 187 (wszystkie przypisy nieoznaczone jako „przyp. aut.” pochodzą od polskiego wydawcy). [wróć]
Dwa wcześniejsze rozbiory, dokonane w 1772 i 1793 przez Rosję, Prusy i Austrię, uczyniły z Polski państwo kadłubowe. W 1795 zaborcy podzielili między siebie ostatnie polskie terytoria. Warszawa przypadła Prusom, lecz w latach 1807–1815 znalazła się w granicach utworzonego przez Napoleona Księstwa Warszawskiego. Po klęsce cesarza kongres wiedeński przyznał Warszawę Rosji (przyp. aut.). [wróć]
Rozdział 2
Mąż przeznaczenia
Wpojono we mnie wiarę w niezwykłe przeznaczenie moje1.
Józef Piłsudski, 1890
Józefowi Piłsudskiemu (1867–1935) przypadło w udziale niezwykłe życie – w dniach największej tragedii w historii ludzkości, I wojny światowej i jej następstw, stał się głównym aktorem na arenie wydarzeń Europy Środkowej. Urodził się w czasach, gdy Polska nie istniała, w młodości był wrogiem państwa, a potem głową państwa. Po dramatycznej ucieczce z warszawskiej Cytadeli w 1901 roku stał się legendą, człowiekiem wyjętym spod prawa, sprawcą najbardziej zuchwałego w historii Europy napadu na pociąg. Zrabowane wtedy pieniądze zostały wykorzystane na finansowanie działalności rewolucyjnej kierowanej ze stosunkowo przychylnej Polakom Austrii. Piłsudski, który miał nikłą wiedzę wojskową, zorganizował tam niewielką i początkowo źle wyposażoną grupę partyzancką, której członkowie stali się później rdzeniem polskiej armii. Jego przewidywania, że wojna jest nieuchronna i może stanowić okazję do wybicia się Polski na niepodległość, okazały się niezwykle trafne. Piłsudski mężnie walczył podczas Wielkiej Wojny, dowodząc jako austriacki generał słynnymi Legionami Polskimi. Stanął nie tyle po stronie państw centralnych, ile przeciwko caratowi. Po upadku Rosji został przez Niemców internowany za odmowę złożenia przysięgi wierności cesarzowi. Pod koniec wojny odesłano go – podobnie jak Lenina – specjalnym pociągiem do kraju, gdzie „znalazł władzę leżącą na ulicy”.
Wskrzeszając Rzeczpospolitą, która była przypomnieniem dumnej historii kraju, Piłsudski jako głowa państwa przywrócił w Polsce parlament i wprowadził lewicowe pryncypia. Jako marszałek osobiście dowodził dramatycznym kontrnatarciem przeciwko Armii Czerwonej, która była o krok od zasiania komunistycznej rewolucji w wycieńczonej wojną Europie. Zaskakujące zwycięstwo Polaków, „Cud nad Wisłą”, zakończyło jedną z decydujących, choć mało znanych bitew zachodniej cywilizacji. Po traktacie ryskim z 1921 roku bolszewicy wycofali się z trockistowskiej polityki szerzenia międzynarodowej rewolucji i ograniczyli do realizacji wyznaczonego przez Stalina bardziej umiarkowanego celu, jakim było ustanowienie socjalizmu w jednym państwie. Dzięki Piłsudskiemu Europa uniknęła komunizmu, przynajmniej na jedno pokolenie.
Piłsudski dostrzegał słabość małych europejskich krajów, dlatego opowiadał się za federacją państw słowiańskich pod polskim przewodnictwem. Idea ta stanowiła odpowiednik systemu federalnego, jakim była unia polsko-litewska, państwo, które przez trzy stulecia odgrywało w Europie Wschodniej ogromną rolę. W latach międzywojennych próby zrekonstruowania tej polityki były albo mało znane, albo przedstawiano je w niewłaściwym świetle. Powstanie federacji kazałoby Niemcom i Rosji poważnie się zawahać przed rozpoczęciem kolejnej wojny. Niestety, sąsiedzi Polski odrzucili ten ambitny plan.
Będąc u szczytu władzy, Piłsudski wycofał się z życia politycznego i jak Cyncynat wybrał proste życie na wsi2. Jednak po kilku latach tej sielanki twórca niepodległej Rzeczpospolitej nie umiał pogodzić się z konfliktami przeżerającymi system parlamentarny wypaczany przez jego przeciwników. Wiedział przecież, że zachłanni sąsiedzi dokonali rozbiorów Polski właśnie wtedy, gdy walka rozmaitych stronnictw i nadużywanie demokracji osłabiły i podzieliły kraj, czyniąc go bezbronnym wobec obcej interwencji. Żeby do tego nie dopuścić, Piłsudski wrócił do władzy jako dyktator, choć według ówczesnych standardów była to dyktatura łagodna.
Życie Piłsudskiego miało wiele nieoczekiwanych zakrętów, dlatego warto się zastanowić nad miejscem tego człowieka w historii. Gdyby zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat, byłby nikomu nieznaną postacią. Gdyby zmarł jako pięćdziesięciolatek, zapisałby się na kartach historii w mało znaczącym przypisie. Śmierć w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, po zwycięstwie nad Armią Czerwoną i ustanowieniu w Polsce republiki parlamentarnej, zapewniłaby mu honorowe miejsce w panteonie bohaterów zachodniej cywilizacji. Ale gdy Piłsudski umierał w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat, blask tego bohaterstwa znacznie przygasł po dekadzie autorytarnych rządów. Gdyby żył pięć lat dłużej i odparł atak faszystowskich Niemiec na Polskę, odzyskałby świetlane miejsce w historii.
Mimo wielkich zasług Piłsudski jest pamiętany na Zachodzie – o ile w ogóle się o nim pamięta – jako zrzędliwy, niezbyt groźny dyktator mało znaczącego państwa. Warto jednak mieć na uwadze, że to on przywrócił do życia Polskę, która stała się pierwszym celem w II wojnie światowej – została zaatakowana z dwóch stron przez Niemcy i Rosję. Wydarzenie to nie było historycznym wyjątkiem, już wcześniej ci sami wrogowie trzykrotnie dokonywali rozbioru Polski. Piłsudski prowadził narodową politykę z socjalistycznym zabarwieniem, dlatego często mylnie zalicza się go do faszystów, chociaż w rzeczywistości sprzeciwiał się ich filozofii politycznej i był jedynym europejskim przywódcą, który chciał ją wykorzenić, zanim Niemcy urosły w potęgę.
Piłsudski uchodził za szorstkiego pragmatyka, co miało swoje podstawy. Po wielu latach działalności politycznej, najpierw w podziemiu, a potem na pierwszej linii frontu, nie lubił kwiecistych fraz ani nie był skłonny do kompromisów, koniecznych niekiedy dla skutecznych rządów demokracji. Jego przeciwnicy, zarówno w kraju jak i za granicą, lepiej posługiwali się propagandą. Piłsudski nie miał oporów przed używaniem siły, nawet zapobiegawczo, jeśli pozwalało to osiągnąć wyznaczone cele. Brakowało mu zrozumiałej, spójnej filozofii politycznej, z rozbrajającą łatwością zmieniał sojuszników. Nie prowadził też stałej polityki, miał za to jeden cel: niepodległość Polski.
Pomimo tych wad jego nieugięta wola i klarowna wizja celu uczyniły z niego w kluczowym momencie historycznym wybitnego przywódcę, a jego życie stało się przykładem triumfu przegranej sprawy. Pod tym względem można go porównać do Churchilla. Zbigniew Brzeziński, były doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego USA, nazwał Piłsudskiego „drogowskazem, który umiał rozpalić wśród polskich patriotów chęć działania i gotowość do poświęceń”3. Piłsudski miał szczególny instynkt: potrafił inspirować, wiedział, jak zdobyć władzę i jak ją wzmacniać poprzez odpowiednie działania polityczne. Dlatego należy go zaliczyć do elity europejskich mężów stanu.
Choć Polska zniknęła z mapy Europy prawie sto lat przed jego narodzinami, Piłsudski został ukształtowany przez historię swojego kraju. Hrabia Carlo Sforza, którego rodzina odegrała w historii Polski znaczącą rolę, tak pisał w 1930 roku:
Można badać życie i działalność Cromwella czy Bonapartego bez ciągłego myślenia o powstaniu Anglii czy o namiętnościach Francji. Ale nie da się zrozumieć postaci Piłsudskiego ani roli, jaką odegrał, bez zrozumienia dawnej Polski4.
Dla Polaków współczesnych Piłsudskiemu historia nie była zbiorem nudnych faktów, ale żywym mostem łączącym ich z dniami chwały i niepodległości. W czasach państwowego niebytu największym kapitałem Polski była pamięć o dawnej świetności. Ta pamięć w połączeniu z wiarą katolicką utrzymywała przy życiu uśpiony polski nacjonalizm i umożliwiła wskrzeszenie państwa polskiego.
Piłsudski był pod wieloma względami ucieleśnieniem polskiej historii, a jego życiorys jest jak podsumowanie całego tysiąclecia jej wzlotów i upadków. Życie tego człowieka staje się szczególnie interesujące, gdy próbuje się je poznać i zrozumieć z takiej perspektywy. Mawia się, że historia nie lubi się powtarzać, ale lubi się rymować. We frapującej opowieści o Piłsudskim wątki z dziejów Polski rozbrzmiewają jako wyraźny motyw przewodni.
Niestety, poza Europą Wschodnią historia Polski jest praktycznie nieznana, a znaczna część tej „wiedzy” jest błędna. Powstanie i upadek polsko-litewskiej Rzeczpospolitej Obojga Narodów to ciąg dramatycznych wydarzeń, jednak niewiele osób zna ich dokładny przebieg. Jednym z powodów tej ignorancji jest fakt, że Polskę ominęło wiele powszechnie znanych doświadczeń kojarzonych z historią Europy: wielka epidemia dżumy, wojna stuletnia czy reformacja. Polska nie włączyła się w eksplorację i podbój Nowego Świata i mimo dostępu do Morza Bałtyckiego nie miała imponującej floty. Walka o dominację między Francją, Hiszpanią i Anglią, a także machinacje Świętego Cesarstwa Rzymskiego (o którym Wolter mówił, że nie było ani święte, ani rzymskie, ani nie było cesarstwem) w nikłym stopniu wpływały na losy Polski. Wiele osób uważa, że historia Polski jest jedynie rozdziałem historii Rosji, nie zdają sobie jednak sprawy, że aż do początku XVIII wieku Polska była od Rosji silniejsza.
Prawdę historyczną, o ile taka istnieje, zniekształcają często uprzedzenia tych, którzy piszą historię. A historię z reguły piszą zwycięzcy, dalecy od obiektywizmu. W przypadku Polski te zniekształcenia były dokonywane świadomie, przez dwieście lat stanowiły oś negatywnej propagandy, inspirowanej w znacznej mierze przez mocarstwa, które doprowadziły do upadku państwa polskiego, i mającej usprawiedliwić ich działania. Przejawiało się to na wielu poziomach, od rewizjonizmu historycznego po niesmaczne żarty. W rzeczywistości Polska była kiedyś jednym z najpotężniejszych, najlepiej rozwiniętych i najbardziej postępowych państw na świecie, nie bez powodu uważano ją za kolebkę klasycznego liberalizmu. Wiele osób byłoby zdumionych, dowiedziawszy się, że Polska wiele razy ocaliła zachodnią cywilizację, i to praktycznie bezinteresownie. Przez wieki broniła chrześcijańskiej Europy przed najazdami – Mongołów, Moskali, Tatarów, Turków i wreszcie komunistycznych hord. Zdaniem części Polaków te zasługi nigdy nie doczekały się odpowiedniego uznania ze strony Zachodu.
Znaczenie odrodzonej Polski można zrozumieć jedynie we właściwym kontekście, do czego niezbędne jest przedstawienie historii tego kraju chociażby w ogólnym zarysie. Na szczęście to pasjonująca opowieść. Żeby naprawdę docenić wagę triumfu Polski po I wojnie światowej, należy mieć świadomość poprzedzającej go tragedii. Jak pisał Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu: „Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił”.
Odrodzenie państwa polskiego w XX wieku nie było czymś wyjątkowym, wiele mniejszych wieloetnicznych krajów Europy Środkowej również wybiło się na niepodległość. Dla Węgrów, Czechów, Serbów czy Chorwatów epoka średniowiecza jest szczytowym punktem tradycji narodowej, wspaniałą przeszłością pogrzebaną przez podboje silniejszych sąsiadów. W większości przypadków te utracone imperia są traktowane jak naturalne granice historyczne, zazwyczaj obejmujące znacznie większe terytoria niż te wytyczone współcześnie. Utrata historycznego znaczenia, świadomość, że kiedyś się było potężnym państwem, stanowią ważny komponent psychologii środkowoeuropejskich krajów, który pozwala wyjaśnić ich współczesny agresywny nacjonalizm. W XIX wieku w Polsce i innych ujarzmionych państwach w dziwny sposób łączyły się koncepcje liberalizmu i nacjonalizmu, tworząc razem romantyczną reinterpretację przeszłości, która jawiła się jako wyidealizowany „złoty wiek” narodowej wolności i potęgi. Znajomość dziejów Polski pomaga pojąć dzieje Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie nawet dziś ludzie myślą w kategoriach historycznych, co Amerykanom wydaje się niezrozumiałe.
Zagłębienie się w historię Polski pozwoli nam poznać bogactwo jednej z najbardziej niezwykłych kultur zachodniej cywilizacji, stanowiącej tło życia Piłsudskiego. Badanie przeszłości nie jest jednak sterylnym wymienianiem dat i nazwisk, to dynamiczny, żywy proces pełen rozmaitych odniesień. „Czy nie jest tak, że nieraz toczymy dziś spory o przeszłość, sądząc, że spieramy się o prawdy dnia dzisiejszego?”5. Odnosi się to szczególnie do Polaków żyjących w epoce Piłsudskiego, którzy jako zniewolony naród nieustająco analizowali swoją zakazaną historię, szukając w niej inspirujących postaw i zdarzeń usprawiedliwiających walkę o niepodległość.
Pisząc ten rozdział, autor korzystał z następujących monografii:
Dziewanowski, Piłsudski: A European Federalist Garlicki, Józef Piłsudski Johnson, Central Europe Michnik, Letters from Prison Sforza, Twórcy nowej Europy Snyder, Rekonstrukcja narodów
Cyt. za: Władysław Pobóg-Malinowski, Nieznane listy Józefa Piłsudskiego, „Zeszyty Historyczne” 1962, nr 2, s. 215. [wróć]
Cyncynat (V w. p.n.e.), rzymski generał i dyktator, który po pokonaniu wrogów republiki zrezygnował ze stanowiska, dobrowolnie oddał całą władzę i wrócił na wieś. Uważany za wzór skromności i cnót obywatelskich (przyp. aut.). [wróć]
Catalog of Collections, Piłsudski Institute, 5 (przyp. aut.). [wróć]
Carlo Sforza, Twórcy nowej Europy (cytowany fragment przełożono na nowo). [wróć]
Adam Michnik, Rozmowa w Cytadeli, „Zeszyty Historyczne” 1983, nr 64, s. 55. [wróć]
Rozdział 3
Dawna Polska
Nie da się zrozumieć postaci Piłsudskiego ani roli, jaką odegrał, bez zrozumienia dawnej Polski.
hrabia Carlo Sforza, 1930
Historia Polski staje się skomplikowana za sprawą podstawowego pytania: jaka Polska i gdzie? Polska zajmowała zmieniające się w ciągu wieków terytorium na rozległej równinie pomiędzy Morzem Bałtyckim i Karpatami, zmieniała się też w sensie politycznym i etnicznym, miała okresy świetności i lata upadku. Patrząc na XVII-wieczne mapy, ze zdziwieniem widzimy, że ówczesna Polska była największym państwem Europy, w jej granicach znajdowały się tereny uważane na ogół za zawsze przynależne Rosji albo Niemcom. Dwa wieki później Polski już nie ma na mapie. To niesamowite zniknięcie jest tym dziwniejsze, że ten najbardziej zmilitaryzowany kraj w Europie nie przegrał w międzyczasie żadnej dużej wojny. Wyjaśnienie tej geopolitycznej zagadki jest skomplikowane, ale sprowadza się właściwie do wspomaganego narodowego samobójstwa o skali niespotykanej wcześniej w ludzkich dziejach.
Często się mówi, że tragedią Polski jest jej położenie geograficzne. Brak naturalnych barier na wschodzie i zachodzie, z wyjątkiem bagien Polesia, wystawiał ją na łup najeźdźców: Germanów, Węgrów, Mongołów, Turków, Tatarów, Szwedów i Rosjan. Ale otwarte równiny służyły też jako dwukierunkowy szlak, który często przynosił Polsce korzyści. Przez większą część swojej historii to ona miała przewagę nad sąsiadami. Polscy królowie władali na Węgrzech i w Czechach, przez krótki czas Polak zasiadał na carskim tronie. Polskie wojska trzykrotnie przyczyniły się do zdobycia Moskwy, dwa razy zostawiając po sobie jedynie zgliszcza1. Prusy, które stały się zalążkiem Cesarstwa Niemieckiego, przez kilkaset lat były feudalnie podległe polskiej Koronie, a unia Polski z Litwą stworzyła potężne mocarstwo, rozciągające się od Bałtyku po Morze Czarne.
Polska zawdzięczała wiele swoich sukcesów nie tyle wojnom, ile światłej polityce. Przez setki lat była jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów Europy i często rządziła sąsiednimi krajami na ich prośbę. Co więcej, w odróżnieniu od większości swoich sąsiadów przez ponad tysiąc lat odmawiała przyłączenia się do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, stawiała opór Moskwie, uniknęła tatarskiego jarzma i nie stała się ofiarą tureckiej okupacji.
Tak naprawdę Polska jest dynamicznym pojęciem historycznym. W czasach największego rozkwitu należały do niej – w części lub w całości – ziemie nie tylko dzisiejszej Polski, ale też Litwy, Białorusi, Rumunii, Rosji, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Położenie na wschodnich rubieżach Europy czyniło z niej szaniec chrześcijaństwa, a jej wojska wiele razy powstrzymywały najazdy barbarzyńców grożące zniszczeniem zachodniej cywilizacji. Bywały okresy, że Polska zaliczała się do największych i najpotężniejszych państw europejskich z wysoko rozwiniętymi instytucjami demokratycznymi i liberalnymi. Ale były też czasy, kiedy Polska nie miała swojej rzeczywistej reprezentacji, a społeczeństwo cierpiało pod rządami okrutnych, wręcz zbrodniczych reżimów.
Mimo trudnego położenia geograficznego losy Polski nie były z góry przesądzone. W cudowny sposób przetrwała ona zmienne koleje losu – nawet jeśli nie jako państwo, to jako idea – czasem opuszczona, ale nigdy zapomniana, a jej dumną historię wskrzeszano, żeby zjednoczyć naród w czasach zagrożenia. Przez ponad siedem stuleci Polska była niezależnym królestwem i liczącym się graczem na politycznej scenie Europy Wschodniej, a ten okres świetności pozostawił po sobie poczucie historycznego przeznaczenia, które pozwoliło jej opierać się wszystkim okupantom i w końcu zrzucić niewolę2.
W czasach Imperium Rzymskiego tereny obecnej Polski były zasiedlone głównie przez plemiona słowiańskie. Jedno z nich, Polanie – co oznacza „ludzie mieszkający wokół pola” – osiadło w dorzeczu środkowej Warty; od nich wzięła się później nazwa państwa. Choć ludy zamieszkujące polskie równiny prowadziły podobny tryb życia, to stanowiły skomplikowaną mieszankę różnych grup etnicznych mówiących rozmaitymi językami i wyznających różne wierzenia. Nie wiemy dokładnie, w jaki sposób polskojęzyczne plemiona zdobyły pozycję dominującą – po tych wydarzeniach nie pozostały żadne ślady pisane3.
W odróżnieniu od swoich sąsiadów Polska nie powstała na duchowym fundamencie Cesarstwa Rzymskiego ani jego następcy, chrześcijańskiego Zachodu. Na wschodzie cała cywilizacja rosyjska nosi głębokie piętno Rzymu w jego bizantyjskim kształcie. Na zachodzie społeczeństwa zostały poddane wczesnym wpływom Kościoła katolickiego. I choć rzymscy kupcy poszukujący „złota Północy”, czyli bursztynu, już w I wieku zapuszczali się na tereny dzisiejszej Polski, przez kolejne tysiąclecie kontakty te były ograniczone i nie zostawiły po sobie trwałych śladów. Patrząc z zachodniej perspektywy, można odnieść wrażenie, że Polska zawsze była połączona z chrześcijaństwem, jednak tak naprawdę przez okres stanowiący połowę istnienia Kościoła nie miała z nim żadnych więzi. Jeszcze tysiąc lat po narodzinach Jezusa pogańska Polska była pograniczem zachodniej cywilizacji; z dala od wielkich migracji i szlaków handlowych, w izolacji od Rzymu rozwijała się w państwo narodowe z rdzenną kulturą, językiem i wierzeniami. Polska późno dołączyła do Zachodu i jednocześnie do chrześcijaństwa, ale zrobiła to z żarliwością neofity.
W VIII i IX wieku nieliczne wyprawy Franków napotykały za Łabą prymitywne słowiańskie plemiona oddające cześć naturze i mieszkające w odizolowanych od siebie osadach. Te samowystarczalne organizacje klanowe mogły być źródłem silnych skłonności regionalistycznych, których nie da się wyjaśnić – tak jak w Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoszech – różnicami etnicznymi. Dawne społeczności klanowe uważa się często za psychologiczne źródło upartej niechęci Polaków do władzy centralnej oraz zalążek unikatowej i stosunkowo licznej warstwy szlacheckiej, która miała uprzywilejowaną pozycję w państwie.
Mimo istnienia silnej struktury klanowej, w IX wieku – w tym samym czasie Karol Wielki dokonywał połączenia swojego Imperium Karolińskiego z Kościołem rzymskim – zaczęła się wyłaniać wśród proto-Polaków pierwsza rdzenna władza regionalna. Słabo udokumentowane i dość niewyraźne zarysy państwa narodowego powstały wraz z utworzeniem dynastii Piastów, która w IX wieku miała siedzibę w Gnieźnie. A już w X wieku piastowski książę Mieszko (922–992) władał krajem mogącym się pochwalić rozwiniętym systemem fiskalnym, imponującą siecią zamków i regularną armią złożoną z trzech tysięcy konnych. Ówczesna Polska była państwem narodowym, niezależnym od zachodniego chrześcijaństwa, zapewne jako jedyny taki byt polityczny w średniowiecznej Europie. Jednak czasy tej świetnej izolacji powoli się kończyły. Chrześcijaństwo podchodziło coraz bliżej: od zachodu rzymski katolicyzm, od wschodu Kościół prawosławny. Islam nie rozlał się jeszcze po Europie Środkowej, jednak i on miał stać się kiedyś zagrożeniem dla polskiej suwerenności.
Kiedy w 955 roku wojska niemieckiego króla Ottona I Wielkiego (912–973) z zamiarem podbicia i nawrócenia pogańskich sąsiadów przekroczyły Łabę, stało się jasne, który odłam chrześcijaństwa przeważy na polskich ziemiach. Wydarzenie to stało się początkiem nieprzerwanej walki politycznej i kulturowej między Polakami a Niemcami.
Mieszko był mężnym wojownikiem, jednak widząc nieuchronność klęski militarnej i groźbę wchłonięcia państwa przez Święte Cesarstwo Rzymskie, doprowadził do zawarcia kompromisu. Zgodził się przejść na chrześcijaństwo, ale sprytnie poprosił, by jego kraj znalazł się pod bezpośrednią jurysdykcją i ochroną papieża, a nie niemieckiego władcy, który właśnie doprowadził do zniszczenia zgermanizowanych zachodnich sąsiadów Polski. Dzięki temu rozwiązaniu dynastia Piastów nie tylko przetrwała, ale też obroniła się przed zaborczością Niemców.
Za początek historii Polski często uznaje się rok 966, w którym Mieszko przyjął chrzest, czyniąc księstwo Polan częścią chrześcijańskiego Zachodu. Polska otrzymała w ten sposób zarówno wieczne zbawienie, jak i wiele ziemskich korzyści. Katolicyzm wzmocnił podstawy rządów dynastycznych i umożliwił Polsce dostęp do zachodniej kultury i łacińskiego piśmiennictwa.
Syn Mieszka, rządzący w latach 992–1025 Bolesław I zwany Chrobrym, był świetnym dowódcą; jego wojska dotarły aż do Kijowa, gdzie król wyszczerbił miecz, uderzając nim w złotą bramę ruskiej stolicy. Bolesław Chrobry wyprawiał się także na zachód i przez jakiś czas zasiadał na czeskim tronie. W swojej przenikliwości pierwszy dostrzegł zagrożenie, jakim był jednoczesny atak nieprzyjaciół ze wschodu i zachodu, dlatego powziął pomysł zjednoczenia wschodnioeuropejskich Słowian w jeden byt polityczny umiejscowiony pomiędzy dwoma ośrodkami chrześcijańskiego świata4. Jednak idea ta nie spodobała się sąsiadom, dlatego Chrobry musiał się zadowolić konsolidowaniem swojej władzy; w ciągu kolejnych dwudziestu lat zjednoczył wszystkie księstwa, które później tworzyły państwo polskie, między innymi Wielkopolskę, Małopolskę, Mazowsze, Śląsk i Pomorze5. W 1025 roku, zaledwie dwa miesiące przed śmiercią, Bolesław Chrobry został koronowany na pierwszego króla Polski. Przysłana przez papieża korona była formalnym przypieczętowaniem unii polskiej monarchii z Kościołem rzymskim.
Po śmierci Chrobrego Polska weszła w okres upadku i podziałów. Jednym z powodów tego rozdrobnienia był gorszący konflikt między królem a duchowieństwem, do którego doszło w 1079 roku. Biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa (1030–1079) jako jeden z nielicznych hierarchów był Polakiem. Niestety, niedługo po swoim wyniesieniu do godności biskupiej wdał się w spór z królem Bolesławem II Śmiałym (1042–1081). Powody tego sporu nie są do końca jasne. W jego efekcie biskup został zamordowany podczas odprawiania mszy, podobno przez samego króla6. Jak głosi legenda, ciało Stanisława poćwiartowano i wrzucono do pobliskiego stawu, lecz szczątki, pilnowane przez orły, w cudowny sposób złożyły się w całość.
Święty Stanisław został obwołany patronem Polski i stał się symbolem oporu przeciwko władzy. Opowieść o jego poćwiartowaniu i zmartwychwstaniu była pociechą w najtrudniejszych okresach historii Polski, a podczas rozbiorów i za czasów sowieckich wykorzystywano ją też jako alegoryczną broń przeciw nieprawowitej władzy państwowej.
Kolejny cios polska monarchia otrzymała w 1138 roku, kiedy Bolesław III Krzywousty (1086–1138), któremu udało się zjednoczyć kraj, w testamencie podzielił królestwo między swoich synów. Oznaczało to osłabienie Korony przy jednoczesnym wzmocnieniu despotycznych rządów możnowładców w samowystarczalnych i coraz bardziej odizolowanych od siebie księstwach. Ta luźna organizacja sprzyjała typowej dla Polaków niechęci wobec władzy centralnej, co zapoczątkowało okres destabilizacji.
Podczas rozbicia dzielnicowego (1138–1320) doszło do kilku doniosłych wydarzeń, które jeszcze bardziej pogorszyły sytuację. W XIII wieku ruszyła na zachód niepowstrzymana, niszczycielska fala mongolskiej jazdy. Ataki Mongołów były zmasowane i skoordynowane, a ich siła ognia i niezwykła zdolność przemieszczania się nie miały sobie równych przez kilka kolejnych stuleci. Przed najazdem na Europę Mongołowie ze Złotej Ordy zajęli ruskie księstwa i zrównali z ziemią niemal wszystkie większe miasta. Przeprowadzili zwycięską zimową ofensywę na rosyjskie terytorium, co nie udało się ani Napoleonowi, ani Hitlerowi.
W 1240 roku Mongołowie obrócili w perzynę Kijów, jedno z największych średniowiecznych miast, będące od trzystu lat centrum ruskiej kultury; zburzyli niemal wszystkie domy, a nielicznych mieszkańców, którzy uniknęli rzezi, pojmali w niewolę. Zniszczenie Kijowa, w którego ruinach jeszcze przez dziesiątki lat walały się czaszki pomordowanych, miało dalekosiężne skutki: centrum wschodniej Słowiańszczyzny przesunęło się na północ, do mało znanej, lecz ocalałej od zniszczeń faktorii pod nazwą Moskwa.
Po zniszczeniu Rusi Kijowskiej przez Mongołów władzę niejako automatycznie przejęło Księstwo Moskiewskie, które wkrótce ogłosiło się prawowitym dziedzicem Kijowa. Jego misją stało się „połączenie rosyjskich ziem”, luźno określanych jako tereny, którymi kiedyś władała dynastia Rurykowiczów. Późniejsza ekspansja Polski i Litwy na tereny średniowiecznej Rusi i Ukrainy stanowiła konkurencję dla rozrastającego się Księstwa Moskiewskiego; można powiedzieć, że ta walka o wpływy trwa do dziś.
Po zniszczeniu rosyjskich stepów Mongołowie podzielili się na dwie grupy, obie dowodzone przez wnuka Czyngis-chana. Jedna zaatakowała Polskę, a druga Węgry. W Niedzielę Wielkanocną 1241 roku Mongołowie opanowali Kraków i spalili go do cna. Do dziś hejnał z wieży Mariackiej w Krakowie jest przerywany w pół nuty jako upamiętnienie trębacza, który zginął od mongolskiej strzały, trąbiąc na alarm. Polska szlachta została dosłownie wyrżnięta, miarą liczby ofiar były dla Mongołów worki wypełnione uszami zabitych.
Kilka dni później podobnej klęski doznały na równinie Mohi wojska węgierskie – z piętnastotysięcznej armii zginęło w bitwie dziesięć tysięcy żołnierzy. Zmierzający ku „Wielkiej Wodzie” Atlantyku Mongołowie byli o krok od zdobycia Wiednia, lecz przeszkodził im właściwie przypadek. W dalekim Karakorum zmarł nieoczekiwanie wielki chan Ugedej. Na wieść o jego śmierci dowódcy pospiesznie wrócili do domu, żeby wziąć udział w wyborze następcy. Zabrali ze sobą łupy i niewolników. Niektórzy historycy uważają, że choć Polska i Węgry zostały pokonane, zadały wrogowi wystarczająco dotkliwe straty, by utrudnić Złotej Ordzie dalszy podbój Europy. Tak czy inaczej Mongołowie już nigdy nie zagrozili zachodniej cywilizacji, choć ich mniejsze siły od czasu do czasu dokonywały najazdów na Europę Wschodnią.
Mimo ogromnych zniszczeń i wyludnienia wschodnie i południowe tereny Polski powoli się odradzały. Ale pozostało jeszcze jedno zagrożenie, z północy, ze strony nieugiętych pogańskich plemion. Książę Konrad I Mazowiecki (1187–1247) podjął wtedy decyzję, która okazała się brzemienna w skutki: uznał, że sam nie da rady podbić Prusów, zwanych także Bałtami (ta ostatnia nazwa wywodziła się od słowa baltas oznaczającego „biały”), i w 1226 roku zwrócił się o pomoc do pozbawionych zajęcia krzyżowców. Negatywnym skutkiem rozdrobnienia dzielnicowego Polski było to, że pomniejsi władcy, tacy jak Konrad, szukali wsparcia za granicą i zapraszali do siebie ludzi, którym dobro gospodarzy wcale nie leżało na sercu. Książę mazowiecki postawił na rycerzy krzyżackich, którzy – jak się później okazało – znacznie nadużyli jego gościnności.
Zakon krzyżacki – którego pełna nazwa brzmiała: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie – został założony w 1190 roku pod Akką w Palestynie przez czterdziestu pobożnych mnichów i rycerzy w celu zapewnienia niemieckim pielgrzymom opieki szpitalnej podczas krucjat. Jednak ów cel szybko się zmienił, zakon przekształcił się w stowarzyszenie wojskowe nakierowane na podboje. Konrad zgodził się przekazać rycerzom ziemię chełmińską, która miała być ich bazą wypadową do ataków na pogańskie terytoria, jednak uważał ich za swoich wasali.
Tyle że Krzyżacy okazali się znacznie bardziej ambitni. Mając aprobatę niemieckiego cesarza oraz bullę papieską upoważniającą do nawracania Prusów i zajmowania ich terenów pod nominalną zwierzchnością Rzymu, rozpoczęli w 1228 roku kampanię, która bardziej przypominała podbój niż misję chrystianizacyjną. W 1237 roku połączyli się z mającym siedzibę w Rydze zakonem kawalerów mieczowych i ustanowili nad Wisłą niezależne państwo zakonne, które dążyło do ekspansji kosztem Polski. Konrad Mazowiecki zrobił rzeczywiście zły interes: w miejsce nękających Polskę plemion pruskich pojawiło się agresywne państwo niemieckie, będące we władaniu fanatycznego zakonu religijnego.
Krzyżacy mocno się okopali na przechwyconych pruskich ziemiach, skąd prowadzili kolejne „krucjaty”. Po zajęciu w 1309 roku Gdańska (nazywanego po niemiecku Danzig) zakon odciął Polskę od nadbałtyckich rynków zbytu, czyniąc z niej na następne sto lat kraj praktycznie pozbawiony dostępu do morza. Od Bałtyku odgradzały Polskę wrogie niemieckie kolonie rozciągające się od Pomorza aż po Estonię. Po jakimś czasie utworzone przez Krzyżaków miasta i placówki zaczęto nazywać „pruskimi”, a określenie to stało się terytorialną identyfikacją kojarzoną głównie z kulturą germańską. Jednak Krzyżacy nie zadowalali się jedynie najeżdżaniem pogańskich ziem na wschodzie, lecz przypuszczali także ciągłe ataki na dawnego gospodarza i w 1311 roku opanowali niemal całe Pomorze. Podzielona na frakcje i autonomiczne enklawy Polska nie była zdolna do skoordynowanej obrony i nie umiała powstrzymać krzyżackiej ekspansji. Słabość państwa kusiła także innych sąsiadów. W 1300 roku czeski król Wacław III (1271–1305) najechał Wielkopolskę i zmówiwszy się ze świętym cesarzem rzymskim, przyjął tytuł króla Polski. Dalszy byt niezależnego państwa był zagrożony.
Pojawienie się wspólnego wroga w głębi kraju doprowadziło do tego, co wcześniej nie udawało się skłóconym piastowskim książętom: do zjednoczenia Polski. Ten wątek powracał później wielokrotnie: w okresach dobrobytu kraj rozpadał się na zwaśnione, kierujące się własnym interesem stronnictwa, natomiast w czasach kryzysu jednoczył się w imię wspólnego dobra. Połączone na nowo polskie siły, składające się głównie ze szlachty, odbiły Kraków i wyparły Czechów i Krzyżaków poza granice.
Architektem tej nowej polskiej jedności i potęgi był książę Władysław Łokietek (1261–1333). Mimo drobnej postury okazał się wybitnym wojownikiem i stopniowo odzyskiwał utracone terytoria. W ciągu dwudziestu lat udało mu się scalić wszystkie polskie księstwa z wyjątkiem Pomorza. W 1320 roku, po dwustu latach rozdrobnienia dzielnicowego, Władysław został koronowany na króla Polski przy niechętnym przyzwoleniu papieża, który wyraził zgodę dopiero po obietnicy podwyższenia kościelnych podatków. Ta ceremonia przywróciła w Polsce monarchię i władzę centralną.
Wydawało się, że Łokietkowi trudno będzie dorównać, ale to jego syn Kazimierz (1310–1370) jest jedynym polskim królem, który zasłużył sobie na przydomek „Wielki”. Roztropnie łącząc politykę ustępstw terytorialnych z potęgą militarną, Kazimierz wzmocnił królestwo ojca. Uważa się, że jak żaden inny monarcha umiał zapewnić Polsce przewagę na arenie międzynarodowej7.
Żeby ułagodzić niemieckich sąsiadów, w 1339 roku Kazimierz zrzekł się Śląska na rzecz Czech, jednak księstwo to utrzymało więź z Polską poprzez kościelną jurysdykcję arcybiskupa gnieźnieńskiego. Następnie, żeby przynajmniej na jakiś czas zatrzymać rozlew krwi na granicy, Kazimierz wynegocjował porozumienie z Krzyżakami i oddał im część spornych ziem. Ustępstwa terytorialne były grą na zwłokę, królowi chodziło o ustabilizowanie sytuacji i wzmocnienie kraju. Zapewniwszy sobie bezpieczne granice na północy i na zachodzie, Kazimierz mógł posłać wojska na wschód, na terytoria zniszczone sto lat wcześniej przez mongolską inwazję i praktycznie pozbawione obrony. Zdobyte ziemie z nawiązką skompensowały straty na zachodzie wynikające z zawartych umów pokojowych. W 1340 roku Kazimierz zaanektował Ruś Czerwoną, wprowadzając Rusinów (wówczas jeszcze niezróżnicowanych na Ukraińców i Białorusinów) do polskiej strefy wpływów.
Pod koniec panowania Kazimierza Wielkiego Polska dwukrotnie powiększyła swoje terytorium, stając się główną potęgą Europy. Wśród licznych zasług króla należy wymienić kodyfikację polskiego prawa, budowę ponad pięćdziesięciu zamków obronnych oraz założenie w 1364 roku Akademii Krakowskiej – drugiego uniwersytetu w Europie Środkowej.
Pisząc ten rozdział, autor korzystał z następujących monografii:
Davies, Boże igrzysko Dziewanowski, Piłsudski: A European Federalist Halecki, Borderlands of Western Civilization Halecki, Historia Polski Hingley, Russia: A Concise History Jędruch, Constitutions Lendvai, Węgrzy Lukowski Zawadzki, A Concise History of Poland Stone, Polish-Lithuanian State Taras, Consolidating Democracy in Poland Tihany, History of Middle Europe Walters, Other Europe Zamoyski, Własną drogą
W 1604 polscy najemnicy uczestniczyli w zdobyciu Moskwy, gdzie osadzili na tronie Dymitra Samozwańca, rzekomego syna Iwana Groźnego. W 1610 polskie siły na rozkaz Zygmunta III Wazy zajęły Moskwę i okupowały ją przez dwa lata. W 1812 polscy żołnierze stanowili znaczną część Wielkiej Armii Napoleona (przyp. aut.). [wróć]
Formalnie Polska leży w Europie Środkowej i od dawna jest łączona z chrześcijańskim Zachodem. Ale ponieważ stanowiła wschodnią granicę zachodniej cywilizacji, często uważa się ją za państwo wschodnioeuropejskie, a z rzadka za „serce Europy”. Dla celów tej książki Europą Wschodnią zostały nazwane ziemie pomiędzy Niemcami a Rosją (przyp. aut.). [wróć]
Wbrew powszechnemu mniemaniu do XX w. większość wschodnioeuropejskich krajów, w tym także Polska, nie była jednolita pod względem etnicznym (przyp. aut.). [wróć]
Uszkodzony miecz Chrobrego, Szczerbiec, był używany podczas koronacji wszystkich królów Polski, co miało upamiętniać zajęcie Kijowa (przyp. aut.). [wróć]
Wielkopolska obejmuje środkowo-zachodnią część Polski. Małopolska, wysunięta najdalej na południe, przylega do Karpat. W czasach rozbiorów region ten, w którym mieści się Kraków, nazywano Galicją – jej wschodnia część należy obecnie do Ukrainy. Mazowsze wraz z Warszawą położone jest w środkowej Polsce, a w jego obrębie znajduje się większa część doliny Wisły. Śląsk, obszar bogaty w złoża mineralne, ciągnie się wzdłuż Odry na zachód od Galicji. Na północy Pomorze z portowym miastem Gdańsk sięgało brzegu Morza Bałtyckiego (przyp. aut.). [wróć]
Według niektórych relacji biskup został oskarżony o zdradę, a sąd królewski potwierdził jego winę i skazał go na śmierć. To wyjaśnienie jest bardziej wiarygodne, choć mniej barwne. Historia św. Stanisława brzmi zapewne znajomo dla osób znających dzieje Anglii. Niemal sto lat później, w 1170, arcybiskup Tomasz Becket został zamordowany na rozkaz Henryka II w podobnych okolicznościach (przyp. aut.). [wróć]
W Polsce nawet królowie byli poddawani surowym ocenom, które zapewne nie wpływały dobrze na ich samozadowolenie. Można się jedynie domyślać, jak się czuli Mieszko Gnuśny, Bolesław Krzywousty, Bolesław Kędzierzawy, Władysław Laskonogi, Mieszko Plątonogi czy „kurdupel” owych czasów, Władysław Łokietek, kiedy przyznawano im królewskie przydomki (przyp. aut.). [wróć]
Rozdział 4
Podboje Jagiellonów
Kto [miłością] pogardzi, ten wszystko utraci1.
unia horodelska, 1413
Sukcesja po Kazimierzu Wielkim początkowo nie budziła niepokoju. Wprawdzie król nie miał prawowitego syna, jednak wśród Piastów znalazłoby się kilku odpowiednich dziedziców, więc powszechnie zakładano, że korona przypadnie jednemu z nich, co zresztą król publicznie zapowiedział.
Jednak Kazimierz nieoczekiwanie podzielił schedę pomiędzy wnuka Kaźka, rodowitego piastowskiego księcia, i siostrzeńca Ludwika Andegaweńskiego, króla Węgier. Zazwyczaj wola zmarłego króla była honorowana, jednak ostatnie rozporządzenie Kazimierza Wielkiego spotkało się z powszechnym sprzeciwem. Wcześniejsze rozbicie kraju skończyło się kilkoma wiekami niestabilności, nic więc dziwnego, że Polacy woleli uniknąć takich doświadczeń.
W 1370 roku grupa szlachty ogłosiła, że testament może być nieprawomocny, a sąd w Sandomierzu szybko podważył część jego zapisów. Wyrok ten stworzył ważny precedens: nawet król nie mógł wyznaczyć swojego następcy bez zgody szlachty. Szlachta, stanowiąca 10 procent ludności Polski, przyznawała sobie moralne i legalne prawo do udziału w rządzeniu państwem, co wynikało głównie z faktu, że tylko ona dysponowała siłą militarną. Skomplikowany system zależności między monarchią a stanem szlacheckim, mający ogromny wpływ na całą historię Polski, stanowił w Europie wyjątek (nieco zbliżony system obowiązywał jedynie na Węgrzech). Podstawą była ugoda, która zakładała, że za określone przywileje szlachetnie urodzeni Polacy mają w czasach zagrożenia świadczyć służbę wojskową na rzecz państwa. Szlachta była więc w teorii niezróżnicowaną klasą wojowników, która w odróżnieniu od europejskiej arystokracji nie miała tytułów, takich jak hrabia czy baron. Cieszyła się klasowymi przywilejami, a w zamian miała chronić państwo i zapewniać jego stabilność.
Proporcjonalność tego uregulowania została zachwiana, kiedy prawa szlacheckie zaczęły przeważać nad obowiązkami, co miało się jednak ujawnić dopiero w dalszej przyszłości. Podważenie testamentu Kazimierza Wielkiego stanowiło znaczący krok na drodze tworzenia praw i instytucji, za których sprawą w kolejnych stuleciach szlachta zdobędzie dominującą pozycję w państwie.
W 1370 roku magnaci (czyli bogata szlachta) osadzili na polskim tronie Ludwika Węgierskiego (1326–1382)2. Ludwik miał niewiele wspólnego ze swoim wujem, prócz jednej cechy: nie był zdolny do spłodzenia męskiego potomka. Jednak w 1374 roku, dzięki nadaniu szlachcie kolejnych przywilejów, między innymi obniżeniu podatków, które mogły być podnoszone jedynie za obopólną zgodą, udało mu się uzyskać prawo do polskiej korony dla jednej ze swoich córek. Przywilej koszycki ustanowił zasadę, że przed wstąpieniem króla na tron szlachta musi zaakceptować warunki rządów, a także był pierwszym paktem, który dał szczególne prawa nie pojedynczym osobom, ale szlachcie jako całej warstwie społecznej.
Po śmierci Ludwika Węgierskiego jego dziesięcioletnia córka Jadwiga (1374–1399) została w 1384 roku koronowana na „króla” Polski. Męska forma tytułu oznaczała, że Jadwiga jest samodzielną władczynią, a nie jedynie królewską małżonką. Mimo młodego wieku „król” potrzebował męża, więc panowie z Małopolski chętnie podjęli się wyboru odpowiedniego kandydata. Po wykluczeniu Habsburga oraz członków lokalnych rodów piastowskich, którzy otwarcie domagali się dziedzicznej sukcesji, wybór samozwańczej rady regencyjnej padł nieoczekiwanie na niepiśmiennego poganina z sąsiedniej i często wrogo nastawionej Litwy. Jagiełło, wielki książę litewski, był o dwanaście lat starszy od polskiego „króla”. Nie wyglądało to na związek z miłości – pogański wojownik oraz kulturalna, władająca wieloma językami (łaciną, bośniackim, węgierskim, chorwackim, polskim i niemieckim) węgierska księżniczka, do tego chrześcijanka i dziewica – jednak ta na zimno wykalkulowana unia okazała się jednym z najbardziej owocnych małżeństw dynastycznych.
Litwa, ostatnie pogańskie państwo w Europie, była krajem zacofanym, a jej gospodarka opierała się głównie na pracy niewolniczej i sezonowych grabieżach. Biedna, mieszkająca w torfowych ziemiankach ludność zajmowała się rolnictwem na własne potrzeby i posługiwała prostymi drewnianymi narzędziami. Jagiełło, „wielki książę Litwy i Rusi”, rządził z Wilna księstwem dwukrotnie większym od Polski, rozciągającym się od Bałtyku po Krym i od Bugu po Don. W owym czasie Litwa była ponad dziesięć razy większa niż obecne państwo litewskie, zajmowała powierzchnię ponad 900 tysięcy kilometrów kwadratowych. Wykorzystując próżnię powstałą po wycofaniu się Mongołów, Litwini podbili rozległe ruskie terytoria, zajmując większość terenów dzisiejszej Ukrainy, Białorusi i zachodniej Rosji. W 1307 roku zdobyli Połock, w 1340 Mińsk, w 1356 Smoleńsk, a w 1363 Kijów. Może się to wydawać niewiarygodne, ale pod koniec XIV wieku Litwa była największym państwem w Europie.
Zacofaną Litwą, której język był tak prymitywny, że nie powstała w nim żadna literatura, rządzili prostaccy despotyczni panowie, niemający wielkiego szacunku dla politycznego wyrafinowania sąsiedniej Polski3. Wydawało się mało prawdopodobne, by kraj tak odmienny pod względem etnicznym, kulturowym i religijnym mógł się efektywnie połączyć z bardziej światłą Polską. Jak się jednak okazało, w polityce możliwe są różne związki. Polscy panowie uznali taki sojusz za wskazany, wiedząc, że Litwa ma podobne ambicje i tych samych wrogów. Oba kraje rywalizowały ze sobą na wschodzie, gdzie rozległe, praktycznie pozbawione obrony tereny umożliwiały ekspansję. Utworzenie jednego bytu politycznego zapobiegło przyszłym konfliktom między Polską a Litwą, które mogły później wspólnie wystąpić przeciwko Tatarom, również roszczącym sobie prawa do księstw na Rusi. Ale były to niejako korzyści uboczne, gdyż głównym czynnikiem popychającym Polskę i Litwę do tego niezwykłego sojuszu był strach przed zakonem krzyżackim.
Krzyżacy nieustannie atakowali Litwę, nie tylko ze względu na jej pogańskość, ale głównie dlatego, że należące do niej ziemie nad Bałtykiem oddzielały ich od państwa kawalerów mieczowych obejmującego dzisiejszą Łotwę i Estonię. Polska przynależała do sfery wpływów Kościoła katolickiego, ale Krzyżacy patrzyli na nią łakomym okiem, dlatego szerzyli przekonanie, że wiara Polaków nie jest autentyczna.
Zakon krzyżacki dysponował w owych czasach najlepszym wojskiem w Europie, świetnie wyszkolonym, nowocześnie wyposażonym i zasobnym finansowo. Z taką potęgą zarówno Polsce, jak i Litwie trudno się było równać, jednak sojusz zapewniał obu osaczonym państwom przetrwanie.
Polska szlachta złożyła Jagielle kuszącą propozycję. Mógłby poślubić Jadwigę i objąć polski tron, gdyby zgodził się kierować operacjami wojskowymi przeciwko Krzyżakom i połączyć unią dynastyczną swoje rozległe księstwo z Polską. Widząc obustronne korzyści takiego rozwiązania, bystry książę litewski przyjął zaproponowane warunki i stworzył największą w Europie federację terytorialną. W 1385 roku podpisał unię w Krewie, formalnie akceptując propozycję polskich panów, a w 1386 pojął Jadwigę za żonę i przeszedł na katolicyzm, przyjmując na chrzcie imię Władysław. Powstała w ten sposób dynastia Jagiellonów przetrwała sto osiemdziesiąt sześć lat; jej podstawą była unia personalna Litwy i Polski, zastąpiona później unią konstytucyjną pomiędzy dwoma państwami, która przetrwała kolejne dwa stulecia.
Krzyżaków rozsierdziło, że Polska i Litwa zawarły sojusz wymierzony przeciwko ich ekspansji, i po dwóch dekadach rozmaitych starć i potyczek postanowili rozwiązać ten problem w jednej bitwie. W 1410 roku dwie potęgi spotkały się na polach pomiędzy Grunwaldem a Tannenbergiem – ta ostatnia miejscowość jest znana przede wszystkim jako miejsce ogromnej bitwy z I wojny światowej pomiędzy wojskami rosyjskimi i niemieckimi. Jednak batalia z 1410 roku miała o wiele większe znaczenie.
Krzyżacy i ich sprzymierzeńcy zebrali ponaddwudziestotysięczną armię złożoną ze świetnie wyszkolonych i znakomicie uzbrojonych wojowników, wśród których znaleźli się kusznicy z Genui, łucznicy z Anglii oraz doborowe rycerstwo z Austrii, Bawarii, Hiszpanii i Szwajcarii. Wieść o planowanej wyprawie rozniosła się szeroko, przyciągając awanturników z całej chrześcijańskiej Europy.
Armia polsko-litewska liczyła czterdzieści tysięcy żołnierzy i liczebnie znacznie przekraczała siły wroga, jednak była gorzej uzbrojona i mniej zdyscyplinowana. Największym oparciem dla zbieraniny oddziałów maszerujących ku moczarom Tannenbergu była dwudziestopięciotysięczna jazda złożona z polskiej i litewskiej szlachty, która umiała się bić, mimo że nie stanowiła zawodowego wojska. Do tego dochodziło dwa i pół tysiąca Tatarów, garstka żołnierzy z Księstwa Moskiewskiego oraz dziesięć tysięcy piechoty, w tym niewielki kontyngent Czechów.