Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podczas reality show wszystko może się wydarzyć. Ale jedno jest pewne – nigdy, przenigdy nie wróci do swojego eks.
Osiemnastoletnia Maya rozstała się z Jordym dwa lata temu. Została zdradzona i pozostawiona ze złamanym sercem. Gdy otrzymuje zaproszenie do udziału w reality show, w którym jej sławny były chłopak ponownie spotyka się ze swoimi eks – nie jest zainteresowana. Ale wie, że może wykorzystać tę okazję do zemsty. Jeśli uda jej się dotrzeć do ostatniego etapu, będzie mogła publicznie złamać chłopakowi serce.
Wśród uczestniczek programu jest też Skye, piękna, charyzmatyczna dziewczyna, z którą Jordy zdradził Mayę. Skye oczarowuje wszystkich z wyjątkiem Mayi. Reality show okazuje się prawdziwą szkołą przetrwania. Zakulisowe rozgrywki, ostra rywalizacja, a na dodatek konieczność przebywania blisko Jordy’ego. Wszystko to sprawia, że Maya i Skye ostatecznie postanawiają trzymać się razem i wspólnie wymyślają plan zemsty na chłopaku.
Jednak oprócz planu zemsty połączy je coś jeszcze.
Nowa książka Sophie Gonzales – autorki „Perfect on paper” i „Only mostly devastated. Prawie w totalnej rozsypce”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 373
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Never Ever Getting Back Together
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Magdalena Wołoszyn-Cępa
Korekta: Anna Burger
Projekt okładki: Kerri Resnick
Ilustracje: © Debs Lim
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
DTP wersji do druku: Maciej Grycz
Never Ever Getting Back Together
Text Copyright © 2022 by Sophie Gonzales
Published by arrangement with St. Martin’s Publishing Group.
All rights reserved.
Copyright © 2023 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Monika Wiśniewska, 2023
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2023
ISBN 978-83-8321-722-2
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Monika Lipiec
Dla Sarah
Chłopak przy barze uśmiecha się do mnie tak, jakbym mu się podobała, mimo że zna wszystkie moje sekrety. Trochę to niepokojące, głównie dlatego, że jestem święcie przekonana, że nigdy wcześniej go nie widziałam, a mam dobrą pamięć do twarzy. Jest to jednak tego rodzaju charyzmatyczny uśmiech, który z miejsca potrafi wzbudzić zaufanie.
Szkoda, że nie we mnie.
Ale tak się składa, że chcę czegoś od niego, dlatego bezwstydnie odwzajemniam jego przesłodzony uśmiech i czekam.
– Zastanawiam się nad czymś – zagaja kilka sekund później, przekrzykując muzykę. To ciężki od basów remiks piosenki pop, puszczony o jakieś kilkanaście decybeli za głośno.
– A nad czym? – Gdy wypowiadam te słowa, zerkam na barmana, on jednak zaczął już obsługiwać inną osobę. Trochę tu poczekamy.
I dobrze.
– Jak myślisz, dlaczego ktoś zdecydował, że wszystkie najlepsze koktajle w menu są dla dziewczyn? Co w ogóle sprawia, że jakiś drink jest dla dziewczyn, a jakiś dla facetów? To przecież drink.
Kiedy filmy i programy telewizyjne kazały mi się przygotować na flirciarskie pytania przy barze, nie tego się spodziewałam. Ale mogło tak być dlatego, że te bary znajdują się zazwyczaj w ekskluzywnym klubie albo nieprzyzwoicie drogiej restauracji. Może kiedy się stoi przy barze w ekscentrycznej kręgielni, gdzie bile są neonowe, stoliki obklejone wycinkami z gazet o psach, a popisowy drink jest serwowany w miseczce, to trzeba się spodziewać, że zaczepki też nie będą typowe.
– Pewnie seksizm – mówię i wzruszam ramionami.
– To akurat jest pewne. Ale przecież nie dziewczyna ustaliła tę zasadę, więc dlaczego faceci robią sobie coś takiego? Możemy pić kawę bez dziwnych spojrzeń, ale założę się, że gdybym zabrał do stolika espresso martini, to kumple umarliby ze śmiechu – powtarza i uderza pięścią w bar.
Barman posyła mu zirytowane spojrzenie, a on szybko cofa rękę.
Fakt, że grupa facetów zachowuje się wobec siebie jak idioci, mało mnie zaskakuje. Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego postanowił podzielić się tą informacją właśnie ze mną.
– A kogo to obchodzi? Twoja męskość jest aż tak krucha?
Znowu ten olśniewający uśmiech.
– Wiem, w jakim postawi mnie to świetle, ale tak. Niestety tak i pracuję nad tym, ale na razie jest jak jest.
I wtedy w końcu doznaję olśnienia.
– Cóż, tak się składa, że jestem tutaj z całym stolikiem dziewczyn, które będą zachwycone, jeśli do nich dołączysz i wypijesz w spokoju espresso martini. Bez słowa krytyki.
– A to ciekawa propozycja.
Mówi to takim tonem, jakbym właśnie się z nim podzieliła genialnym pomysłem, a on w żadnym razie nie próbował pokierować rozmowy w taką stronę, żeby kupić mi drinka. Strasznie dużo zachodu, skoro mógł mnie, no wiecie, po prostu zapytać, czy mam ochotę się czegoś napić.
– Okej, w takim razie co ty na to – kontynuuje. – Kupię espresso martini i w ramach podziękowania za twoje zaproszenie coś, na co masz ochotę, a potem przedstawisz mnie swoim nieoceniającym koleżankom.
Udaję, że się zastanawiam, a w tym czasie barman kończy obsługiwać kolejnego klienta. W końcu kiwam głową.
– Jasne. Zamów espresso martini i pink passion. Dzięki.
Niedługo później chłopak (który przedstawia się jako Andre) udaje się za mną w stronę naszego stolika. Niesie dwie szklanki.
– Proszę, twój drink – mówi do mnie.
– Och, to nie jest mój drink.
Zwalnia, lawirując między stolikami, przy których kręglarze sączą z misek różowy płyn.
– W takim razie komu go kupiłem?
– Kupiłeś drinka mojej siostrze, która świętuje dzisiaj dwudzieste urodziny. Bardzo to z twojej strony szarmanckie. Tam siedzimy.
Docieramy do stolika mojej siostry, Rosie – cóż, właściwie są to dwa stoliki złączone ze sobą, żeby pomieściły całą naszą dziewiątkę – i widzę, że zrobiłam na niej wrażenie. To była łatwizna, mówię bezgłośnie.
To ona wypatrzyła Andrego, który kilka alejek dalej grał razem z kolegami. Obwieściła wszystkim w zasięgu jej głosu, że popełniłaby przestępstwo federalne, byle zdobyć jego numer. Kiedy skończyłyśmy grać, przeszłyśmy do części jadalnianej, która była prawdziwą atrakcją dla Rosie – instagramowe mocktaile i ściany całe w kwiatach, stanowiące idealne tło do zdjęć – a Andre i jego koledzy zrobili to samo, tyle że zajęli stolik na drugim końcu.
No a kiedy zobaczyłyśmy, że Andre idzie w stronę baru, oczywiście cały stolik zdecydował, że jedna z nas musi odegrać rolę skrzydłowej, a ja, także oczywiście, zgłosiłam się na ochotniczkę. Jestem przekona, że odmowa oddania siostrze przysługi w dniu jej urodzin jest niezgodna z prawem. A może tak jest w mafii? W każdym razie uznałam, że o ile tylko jest singlem i podobają mu się dziewczyny, to na pewno uda mi się go przekonać do złożenia mojej ślicznej siostrze singielce urodzinowych życzeń. Misja zakończona powodzeniem. Tak jakby.
– Rosie. – Siadam na swoim miejscu obok niej. – To jest Andre. Kupił ci urodzinowego drinka.
– Jakie to miłe, dziękuję – mówi Rosie, a pozostałe dziewczyny uśmiechają się do niego niewinnie, jakbyśmy wcale tego nie zaplanowały.
Moja najlepsza przyjaciółka, Olivia, zachęca go, aby usiadł.
– Nie może przecież pić drinka sama w urodziny, prawda?
Andre patrzy to na Rosie, to na mnie, następnie bierze krzesło z sąsiedniego stolika i stawia je obok Rosie. Może i jest zaskoczony tym, że zamiast mnie siedzi obok mojej siostry, ale w żadnym razie nie wygląda na urażonego. I słusznie. Moje zdanie jest takie, że wygrał na loterii.
– Jak ty to robisz? – pyta cicho Olivia. – Ja bym nie potrafiła.
Wzruszyłam ramionami.
– Czy ja wiem? Na pewno nie dzięki urodzie, bo tobie także jej nie brakuje.
– To prawda.
Powracam do delektowania się moim mocktailem mango--liczi, który na szczęście serwowany jest w wysokiej szklance, a nie w misce.
– Po prostu z nimi rozmawiam. To tylko faceci, nie są onieśmielający.
– Tylko kobiety cię onieśmielają? – żartuje Olivia.
– Okej, teraz żartujesz, ale w sumie to prawda. W życiu bym nie podeszła do pięknej dziewczyny i się jej nie przedstawiła. Prędzej bym umarła.
– Widzisz, dokładnie tak samo mam z mężczyznami.
Jej uśmiech blednie i zmarszczywszy brwi, Olivia patrzy na coś nad moją głową. Podążam za jej spojrzeniem i widzę telewizor na ścianie za mną, wiszący nad pastelowym łukiem kwiatów z bibuły.
Na pasku u dołu ekranu widnieje napis: Jordy Miller, brat księżnej Chalonne, Samanthy, czyta sierotom; oferuje słodycze i wsparcie. Na ekranie widać, jak przed domem dziecka w Chalonne stoi Jordy Miller we własnej osobie i od jednej z rzeczonych sierot przyjmuje kartkę z podziękowaniami. Dłoń ma przyklejoną do klatki piersiowej, jakby miało mu z niej wyskoczyć serce.
Co za cholerny sukinsyn.
Kilka innych osób także podnosi wzrok na telewizor, łącznie z Rosie i Andrem. Andre wesoło obraca szklanką z martini.
– Znałem się z nim, kiedy tu mieszkał – przechwala się. – Byłem jednym z jego najbliższych przyjaciół.
– Naprawdę? – pytam zdezorientowana. – Poznaliśmy się kiedyś?
Jak już mówiłam, jestem pewna, że nigdy go nie widziałam, dlatego jego słowa mocno mnie zaskakują.
Teraz to jego kolej na konsternację.
– A czemu mielibyśmy to zrobić?
Rosie się śmieje.
– Dlatego że Maya przez rok się z nim spotykała.
Andre przygląda się uważnie mojej twarzy. I już wiem, co będzie dalej.
Trzy, dwa…
– Zaraz. Zaraz, zaraz, zaraz. Chyba nie jesteś tą, która po jego wyprowadzce zaczęła świrować?
Jeden.
Kilka dziewczyn przy stole go wybuczało.
– Nic nie mów – rzuca ostrzegawczo Rosie.
– Pozwoliłyśmy ci usiąść z nami – dodaje Olivia i posyła mu spojrzenie spode łba.
Andre patrzy na nas speszony.
– Okej, okej. Rozumiem, że w tej historii kryje się coś więcej?
Wbijam wzrok w drinka i licząc kostki lodu, nagle zaczynam żałować, że zgodziłam się zostać skrzydłową.
– On jest zdradzającym dupkiem – oświadcza Olivia. – A jeśli jeszcze raz nazwiesz Mayę wariatką, to to martini wyląduje na twojej głowie.
– Jordy? – pyta sceptycznie Andre i unosi ręce. – Nasz Jordy Miller? Jordy, który czyta dzieciom, udziela się charytatywnie i wymyślił feminizm?
Olivia nie ustępuje.
– Był chłopakiem Mai, wyprowadził się do Kanady, przez dwa miesiące ją zdradzał, a potem, kiedy Maya się o tym dowiedziała, to z nią zerwał. Nie jestem pewna, co z tego zalicza się do feminizmu. A może musisz poczytać sobie definicję.
– Nie, w porządku. To znaczy znam nieco inną historię. Ale rozumiem. Czasami wszystko się pokręci.
Sęk w tym, że mówi to, co należy, ale z jego tonu wnioskuję, że mi nie wierzy. Bo wiecie, w ostatnim roku czy dwóch coś zauważyłam. Nawet kiedy ludzie uważają siebie za racjonalnych i sprawiedliwych, zazwyczaj wierzą w historię, którą usłyszeli jako pierwszą. Znacie powiedzenie, że najlepszą formą obrony jest atak? To doskonały przykład. Osoba, która pierwsza rozpowie swoją wersję wydarzeń, zapisze się w danej grupie jako kronikarz. Pisanie historii jest łatwe. Znacznie trudniej napisać ją od nowa.
Na nieszczęście dla mnie Jordy dopilnował, aby jego wersja wydarzeń ujrzała światło dzienne, zanim w ogóle się dowiedziałam, że się ścigamy. W jego wersji Jordy ze łzami w oczach rozstał się ze mną, kiedy musiał się przeprowadzić do innego kraju, i zapewnił, że nigdy mnie nie zapomni. A ja, pomimo jego bardzo wyraźnej przemowy na pożegnanie, ubzdurałam sobie, że nadal jesteśmy razem. Krótko potem wysłałam przyjaciółkę z Kanady, żeby go śledziła, a następnie wpadłam w szał zazdrości, kiedy się od niej dowiedziałam, że Jordy kogoś ma, i bez powodu oskarżyłam go o zdradę.
Dla Jordy’ego to świetna historia. Maluje go w najbardziej pozytywnym świetle. Sam da Vinci nie stworzyłby ładniejszego obrazu. Koledzy Andrego z pewnością zastanawiają się już, dokąd poszedł, ale on nie wygląda na zmartwionego tym, że ich porzucił. Szkoda.
Rosie, która nie wydaje się już tak uradowana z jego obecności jak wcześniej, dostrzega moją minę i postanawia zmienić temat.
– Czy chodziłeś do liceum Sigmund High? – pyta.
Andre udziela odpowiedzi, a do mnie nachyla się Olivia.
– Hej. Wszystko w porządku?
Prostuję się i przywołuję na twarz uśmiech.
– Mhm. Przywykłam.
Jordy’ego nie ma już w telewizji, ale ja nadal widzę jego twarz przed domem dziecka. Uśmiechającego się do prezenterki tak, jak uśmiechał się kiedyś do mnie. Jakby była najbardziej interesującą osobą na świecie.
Boże, na widok tego uśmiechu swego czasu myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.
Ciekawe, ile jeszcze osób tak się czuje, kiedy widzą Jordy’ego Millera uśmiechającego się do nich z telewizora. Albo z czasopism. Albo z plakatów na ich ścianach.
Jak wielu widzi tę skorupę i uważa, że wie, co się kryje pod tymi warstwami uroku? I co by powiedzieli, gdyby poznali prawdę?
Olivia posyła mi sceptyczne spojrzenie i już mam się upierać, że naprawdę nic mi nie jest, tym piskliwym tonem, który od razu wszystkich przekona, że wcale nie zajmuję pozycji obronnej. Wtedy jednak dzwoni mój telefon.
– Przepraszam – mówię do niej i przykładam telefon do ucha. – Halo?
– Cześć, czy rozmawiam z Mayą Bailey?
– Przy telefonie.
– Z tej strony eezgwendbusmeeford zhombareemaday…
Wstaję.
– Chwileczkę, przepraszam, nic nie słyszę. Proszę zaczekać, wyjdę tylko na zewnątrz. Już… zaraz… okej. – Zamykam za sobą drzwi i siadam na stojącej na parkingu ławce. – Przepraszam, kto dzwoni?
– Gwendolyn Bushman z Bushman and Siegal Productions. Dzwonię, ponieważ mamy dla ciebie ekscytującą propozycję. Myślimy, że będziesz nią zachwycona.
Nigdy w życiu nie słyszałam o tej firmie producenckiej i coś mi mówi, że to próba oszustwa. Zaraz będą ode mnie chcieli dane karty kredytowej, no nie?
– Przepraszam, skąd pani ma mój numer? – pytam, a mój palec wisi nad przyciskiem kończącym połączenie.
– Od Jordy’ego Millera.
Gdybym już nie siedziała, to na pewno usiadłabym z wrażenia.
– Jordy’ego?
– Tak. Nasz zespół wyprodukował w ostatnich latach kilka cieszących się ogromną popularnością programów typu reality show. Znasz Nerdów w dżungli, Randki bez kofeiny i Niezwykłe metamorfozy łazienek?
– A kto nie zna?
– To wszystko jest nasze. Na ten rok zaplanowaliśmy ekscytujący nowy projekt: program zatytułowany Miłość od nowa. Każdy sezon będzie prezentował głównego zalotnika i jego byłe partnerki, którzy ponownie się ze sobą umawiają, aby sprawdzić, czy teraz, kiedy obie strony dorosły i zmądrzały, istnieje jeszcze ta iskra, która za pierwszym razem sprawiła, że się w sobie zakochali. I naszym pierwszym zalotnikiem będzie nie kto inny jak Jordy!
Chwilę mi zajmuje przetworzenie tej informacji.
– Jordy Miller wystąpi w reality show? – pytam w końcu.
– Tak. I mamy nadzieję, że ty także.
Zaglądam instynktownie do kręgielni, gdzie widzę stolik pełen moich koleżanek. Dopada mnie nagłe, szaleńcze pragnienie, aby do nich pobiec i kazać im się na mnie położyć, aby mnie przygniotły swoim ciężarem i wycisnęły buzującą we mnie wściekłość.
– Chce pani, żebym znowu się umawiała z Jordym Millerem? W telewizji?
– Tak. Ta seria będzie kręcona w Loreux w Chalonne, a wy zostaniecie zakwaterowane w fantastycznej rezydencji nad jeziorem. Otrzymacie także pełne wyżywienie i niewielką kwotę wynagrodzenia za wasz udział…
– Proszę posłuchać. Nie wiem, dlaczego Jordy mnie w tym uwzględnił – przerywam jej – ale nie jestem zainteresowana i on o tym wie.
– Wiem, że czasem tak bywa, kiedy związek dobiega końca. Ale sęk w tym, że coś was do siebie przyciągnęło. Kiedy ludzie dorastają, zazwyczaj zmieniają się na lepsze. Istnieje prawdopodobieństwo, że on zachował to szczególne coś, ale być może część nieporozumień, które was rozdzieliły, teraz…
– Powiem wprost, Gwendolyn. Wolałabym trafić do czeluści piekieł i wejść w układ z upadłym aniołem Lucyferem, niż znowu spotykać się z Jordym Millerem.
Zaskoczone milczenie Gwendolyn trwa tak długo, że niemal się śmieję.
– Ten upadły anioł Lucyfer to diabeł – mówi w końcu, jakby sądziła, że tego nie wiem.
– Tak, Gwendolyn.
– Chcesz mi powiedzieć, że wolałabyś umawiać się z szatanem niż Jordym?
– Mówię, że prędzej zgodziłabym się na udział w reality show z samym księciem ciemności, Gwendolyn, tak.
– To dość zdecydowana opinia.
– „Diabelnie zdecydowana” brzmi lepiej.
Gwendolyn się nie śmieje.
– Co powiesz na to, że pozwolę ci się zastanowić?
– Nie muszę się zastanawiać.
– Mogę prosić o twój adres mailowy? Mogłabym ci przesłać pakiet informacyjny. Jest naprawdę dopracowany, dodaliśmy nawet slajdy w PowerPoincie…
– Z samym szatanem, Gwendolyn.
– Zaznaczę cię jako „może”.
– Proszę, nie rób tego.
– Wspaniale się z tobą rozmawiało, Mayu! Nie mogę się doczekać, aż spotkamy się wszyscy w pięknym Chalonne. A właśnie, nagrywki rozpoczną się za dwa miesiące.
– Mam to w głębokim poważaniu, Gwendolyn.
Śmieje się piskliwie.
– Okej, trzymaj się.
– Ty też, Gwendolyn.
Rozłączam się, a potem przez pięć minut siedzę ze wzrokiem wbitym w przestrzeń. Głowę mam pustą.
W końcu przebija się myśl, która krzyczy przeraźliwie w samym środku mojego mózgu.
Nie chciałam mieć z nim więcej do czynienia!
To rozpaczliwa myśl, pełna jednocześnie bólu, wściekłości i wyczerpania. Ale odsuwam od siebie te emocje, ponieważ wymiksowuję się z tego, zanim się nawet zaczęło, i dlatego nie muszę nic czuć.
W życiu tego nie zrobię. W żadnym razie. Nawet gdyby mi zapłacili milion dolarów.
Cóż, może za milion dolarów. Ale Gwendolyn nic nie wspomniała o milionie dolarów, a na pewno by to zrobiła, gdyby taka kwota wchodziła w grę, ponieważ pieniądze znacznie podniosłyby atrakcyjność tego przedsięwzięcia w porównaniu z obietnicą uwiedzenia, oszukania i gaslightingu ze strony Jordy’ego Millera.
Znowu.
Dlatego spokojnie, niewzruszenie i totalnie swobodnie wracam do kręgielni, nonszalancko siadam obok Olivii i uśmiecham się tak, jakbym była wolna od wszelkich trosk. No bo przecież jestem, cholera.
Ale mojej przyjaciółce wystarcza jedno spojrzenie na mnie i ściąga brwi.
– Mała? Co się stało? – pyta. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Podczas śniadania razem z Rosie wpatrujemy się zaszokowane w mój telefon wibrujący na kuchennym stole.
Niczego nieświadoma mama zaczyna sobie parzyć drugą kawę tego ranka.
– Komuś jeszcze coś zrobić? – pyta.
Jej pytanie pozostaje jednak bez odpowiedzi. Dlatego że dzwoni do mnie ktoś o nazwie NIE WAŻ SIĘ DO NIEGO PISAĆ, TY CHOLERNA MASOCHISTKO, a Rose i ja doskonale wiemy, kto to taki, i dlatego to nie pora na kawę.
Ta nazwa stanowi pozostałość po dawnych czasach, kiedy po rozstaniu czułam się słaba, a Olivia w ramach przypomnienia zmieniła nazwę przypisaną do kontaktu Jordy’ego.
I jest to do bani, ponieważ teraz czuję się tak, jakbym miała na pieńku z telefonem.
A to nie fair, bo to przecież Jordy kontaktuje się ze mną, a nie odwrotnie. Mimo to jego migające na wyświetlaczu imię wydaje się bardziej jak oskarżenie niż powiadomienie.
Ofiara losu!
Ofiara losu!
Ofiara losu, która zasługuje na to, aby znowu złamano jej serce, ponieważ jest cholerną
Ofiarą losu!
– Niech dzwoni – mówi Rosie.
– Kto to? – pyta mama.
Och, świetnie, w końcu zauważyła nasze miny.
– Jordy – odpowiadam przez zaciśnięte zęby.
– Jordy? – powtarza mama. – Odbierz i daj na głośnik. Dam mu popalić.
Przygryzam wargę i sięgam po telefon, lecz w ostatniej chwili cofam rękę.
– Nic mu nie jestem winna.
– Zdecydowanie – przytakuje Rosie.
– Nie mogę uwierzyć, że sądzi, iż wzięłabym to w ogóle pod uwagę – dodaję.
– Jest narcyzem – stwierdza moja siostra. – Pewnie nie uważa, że zrobił coś złego. Pewnie uważa, że wyświadcza ci przysługę, pozwalając ci pławić się w swoim blasku.
– Maya, pozwól mi z nim porozmawiać – upiera się mama.
Zerkam z wahaniem na telefon. W tym momencie ekran ciemnieje i decyzja podejmuje się sama.
– No i dobrze – mówię z werwą. – Mam nadzieję, że to jego ostatnia próba.
– Twoja strata – oświadcza mama. – Mam przygotowaną naprawdę świetną mowę. Pracuję nad nią już dwa lata.
Rosie przygląda się mojej twarzy i ściąga brwi.
– Wszystko w porządku, Maya? Jeśli potrzebujesz, aby ktoś wkroczył do akcji i kazał mu się odczepić…
Macham ręką.
– Nie, nic się nie dzieje. Naprawdę. Wszyscy w końcu dadzą sobie spokój.
– Powiedz im pół prawdy – mówi mama, dolewając do kawy mleko. – Wybierasz się na studia.
Hmm. Chętnie bym się tym pochwaliła Jordy’emu, choćby po to, aby zobaczyć jego reakcję.
– Właściwie – mówię z ustami pełnymi owsianki – do tego czasu nagrywki się skończą.
O czym Gwendolyn przypomniała mi mailowo trzy raz w tym tygodniu, błagając mnie, abym przemyślała swoją decyzję.
– Ale to przecież nie tylko samo nagrywanie, prawda? – pyta mama, mieszając kawę. – Udzielałabyś wywiadów, miałabyś sesje zdjęciowe, a ludzie by cię rozpoznawali i… dostawałabyś te wszystkie propozycje pracy.
– Tylko nie to! – rzuca z kamienną twarzą Rosie.
– Już ja znam te dziewczyny z reality show – mówi mama. – Mają te swoje programiki radiowe. Jesteś za młoda, aby wiedzieć, czy jesteś gotowa na własny program, Mayu.
– To i tak nie ma znaczenia, dlatego że nie zamierzam w tym uczestniczyć.
– I dobrze. Na pierwszym roku studiów nie możesz sobie pozwolić na żadne rozpraszacze. Najlepszą zemstą na tamtym chłopaku jest twój sukces.
Rosie nachyla się nad blatem.
– Ja bym powiedziała, że to właśnie na pierwszym roku można sobie pozwolić na rozpraszacze. W zeszłym roku większość ludzi z mojej grupy poświęcała więcej czasu na imprezowanie niż naukę.
– Ale to coś innego. Maya wybiera się na University of Connecticut.
Kiedy tylko te słowa wypływają z jej ust, mama otwiera szeroko oczy i zerka na Rosie. Pochylam głowę, wbijam wzrok w owsiankę i przygotowuję się na to, co zaraz nastąpi. Trzy, dwa…
– W przeciwieństwie do mnie? – pyta lodowato Rosie.
– Nie, Różyczko…
– Nie potrafisz nawet na chwilę zostawić w spokoju mojej szkoły, co? U mnie też jest ciężko, okej?
– Cóż, to ty powiedziałaś, że wszyscy z twojej grupy lubią sobie wypić, nie ja – odpowiada mama i unosi ręce.
– Mamo, jesteśmy studentami. Studenci imprezują. I mogę cię zapewnić, że w UConn imprezuje się równie mocno.
– Okej, okej.
– Nie okej, dlatego że nie umknęła mi ta uwaga o programie w radiu.
Wstaję i ze spuszczonym wzrokiem pospiesznie wkładam miskę do zmywarki. Jeśli nie będę na nie patrzeć, to one nie będą mnie widzieć, a jeśli nie będą mnie widzieć, to mnie w to nie wciągną.
– To teraz nie mogę mówić o radiu tak, byś nie się poczuła w jakiś sposób urażona?
– Sugerowałaś, że niektóre zawody nie są tak dobre jak inne, prawda?
– Kochanie – mówi mama przez zaciśnięte zęby. – Jestem z was bardzo dumna bez względu na to, co robicie. Ale pracowałam na dwóch etatach po to, abyście mogły pójść na studia i zarabiać przyzwoite pieniądze i żebyście nie musiały tak robić dla swoich dzieci! Maya to rozumie.
Wyjmuję z kieszeni telefon i wracam do stołu. Nieszczególnie podoba mi się siedzenie tutaj i słuchanie, jak się kłócą, ale wiem, jak to się może skończyć, i że potrzebny im świadek, który dla dobra ich obu wkroczy do akcji, kiedy rozpoczną się zbyt osobiste wycieczki.
– Cóż, a może ja chcę się wkręcić do radia! – oświadcza Rosie.
Mama kładzie dłonie na blacie wyspy.
– Od kiedy?
– Od teraz. W twoich ustach brzmi to bardzo kusząco.
Wibruje mi telefon i ten nagły dźwięk sprawia, że obie odwracają głowy w moją stronę. Przynajmniej tym razem to nie Jordy. To kolejny mail od Gwendolyn.
– Znajdę sobie pracę po studiach, mamo – wzdycha Rosie. – Może nie zostanę milionerką, ale jakoś sobie poradzę. Nie martw się o mnie, dobrze?
Otwieram mail i widzę, że dołączona została prezentacja. Jezu, nasz panie i zbawco, ta kobieta nie potrafi dać za wygraną. Klikam, żeby otworzyć plik.
– Martwię się. Martwię się o obie moje córki. Nie przestanę się martwić, dopóki nie będę leżeć stara i siwowłosa na łożu śmierci. Taka już moja rola.
Prezentację trudno się ogląda na telefonie, bo dolna część slajdów jest obcięta. Potrzebuję laptopa. Wstaję, ale ani mama, ani Rosie nie zwracają na mnie uwagi.
– Świetnie sobie radzę. Maya także. Musisz nam zaufać i pozwolić dokonywać własnych wyborów.
Jestem za daleko, aby usłyszeć odpowiedź mamy. Siadam za biurkiem w moim pokoju i otwieram prezentację.
Rozpoczyna się od strony tytułowej całej w kwiatach i ze słowami Miłość od nowa. Informator dla byłych dziewczyn.
Klikam.
Gratulacje! Zostałaś zaproszona do ekscytującego nowego programu kanału PN: MIŁOŚĆ OD NOWA. Jeśli otrzymałaś to zaproszenie, jeden z twoich byłych partnerów został wybrany do roli Odkrywcy. I ma nadzieję, że na nowo odkryje każdy centymetr ciebie!
Co to jest, do jasnej cholery?
Kilka sekund później do pokoju bez pukania wpada Rosie, rzuca się na łóżko i krzyczy w poduszkę. Przyglądam się jej cierpliwie, aż w końcu daje za wygraną i zerka na mnie jednym okiem.
– Nigdy więcej nie przyjadę do domu – oświadcza. – Jest to zbyt niebezpieczne dla nas wszystkich. Pewnego dnia ją uduszę i wtedy się okaże, jakie mam perspektywy zatrudnienia. – Przekręca się i zerka na laptop. – Co to jest?
Siadam obok niej na łóżku, a Rosie z niedowierzaniem patrzy na ekran. Klikam, przechodząc na kolejny slajd.
No więc na czym polega ten program? – pyta tytuł.
Świetnie, że pytasz! – odpowiada sam sobie na następnym slajdzie.
MIŁOŚĆ OD NOWA prezentuje Odkrywcę, który ponownie umawia się na randki z wybraną grupą swoich byłych partnerek, aby na nowo odkryć łączącą ich więź i przekonać się, która z nich może być tą jedyną. W MIŁOŚCI OD NOWA wierzymy, że nikt nie zakochuje się w sposób przypadkowy. Statystyki mówią, że to, co doprowadza pary do rozstania – nieporozumienia, niedopasowanie, zmiana miejsca zamieszkania – zazwyczaj z czasem samo się rozwiązuje, kiedy dojrzewamy i się zmieniamy. Ale te cudowne aspekty nas, dzięki którym ktoś się w nas zakochał? One nigdy nie się zmieniają!
– Potrzebne źródło – mówię, a Rosie chichocze.
Brzmi to niesamowicie! Kto jest Odkrywcą w tym sezonie?
Na następnym slajdzie widnieje portret Jordy’ego. Zdjęcie zrobiono niedawno, jestem tego pewna, dlatego że faliste brązowe włosy ma krótkie, no i zniknęło niewielkie wyszczerbienie na dolnym zębie. Uśmiecha się do aparatu tak, jakby właśnie usłyszał najzabawniejszy żart na świecie.
Wygląda jak książę z bajki.
To dopiero jest zabawne.
Odkrywcą w tym sezonie jest Jordy Miller! To przystojny i charyzmatyczny dwudziestolatek znany z tego, że jest młodszym bratem księżnej Samanthy z Chalonne. Jordy po raz pierwszy skradł serca mieszkańców Chalonne – i reszty świata – podczas ślubu swojej siostry z następcą tronu Loreux Florianem, i już ich nie oddał. Choć sławę zawdzięcza powiązaniom z rodziną królewską, Jordy w błyskawicznym tempie staje się znany jako humanitarysta i obiekt kobiecych westchnień. W zeszłym roku otrzymał Królewską Odznakę za Wyjątkową Służbę Ludziom po tym, jak sam jeden zebrał wystarczająco dużo środków, aby zrestrukturyzować program czytelniczy dla dzieci we wszystkich szkołach publicznych w Chalonne. A do tego w zeszłym miesiącu zajął ósme miejsce na liście najbardziej seksownych mężczyzn świata opublikowanej przez magazyn „Opulent Condition”.Ale choć niezaprzeczalnie jest jedną z najlepszych partii w Europie, Jordy przekonał się, że sława, bogactwo i przywileje wcale nie są takie świetne. Mimo że poświęca swój czas na poprawianie warunków życia dzieci w potrzebie, to podobnie jak dzieciom, które bezinteresownie wyrywa ze szponów bezdomności i analfabetyzmu, nie jest mu obce cierpienie. Skarży się, że choć może wybierać w pięknych kobietach marzących o ślubie z nim…
– Ja pierdolę – mówi Rosie i kręci głową. Uciszam ją.
…to nigdy nie wie, kiedy ich intencje są szczere, a kiedy staje się on ofiarą osoby, która jego kosztem pragnie zdobyć sławę i bogactwo. Ale w przeciwieństwie do potrzebujących dzieci z Chalonne Jordy nie miał wybawcy, który ulżyłby mu w cierpieniu. Do czasu, aż do akcji wkroczył program MIŁOŚĆ OD NOWA. Dzięki ponownemu zbadaniu swoich relacji z byłymi dziewczynami (w tym także z tobą!) ten kawaler do wzięcia może wybrać spośród tych kobiet, które pokochały go, zanim zrobił to świat.A ty? Będziesz mogła zapoznawać się z Jordym we własnym tempie, nie konkurując z milionami pięknych, utalentowanych i pociągających kobiet. W MIŁOŚCI OD NOWA twoimi jedynymi rywalkami są inne kobiety, z którymi Jordy spotykał się w przeszłości!
Przez pełną grozy chwilę przyciskam dłonie do ust, po czym klikam.
W jaki sposób mam wygrać serce Odkrywcy?To zależy tylko od ciebie! My się w to nie mieszamy. Oprócz spotkań w nagrodę za wygrywanie grupowych konkurencji będziesz widywać Jordy’ego podczas cotygodniowych wyzwań oraz podczas Notte Infinita, gdzie weźmiesz udział w przyjęciu razem z Jordym i pozostałymi uczestniczkami show.
Gdzie będzie kręcony ten program?Blisko Loreux, malowniczej stolicy Chalonne. Ty i pozostałe uczestniczki zamieszkacie w rezydencji nad jeziorem. Oto zdjęcie prezentujące, czego się możesz spodziewać. (Uwaga: prawdziwa rezydencja może wyglądać nieco inaczej).
Poniżej wklejono rozpikselowane zdjęcie czegoś, co przypomina rezydencję z Beverly Hills, całą rozświetloną pomarańczowymi światłami. Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że wpisali do wyszukiwarki słowo „rezydencja” i wybrali pierwsze zdjęcie, które się wyświetliło.
W sumie mam ochotę to sprawdzić. Chwilę później przekonuję się, że nie miałam racji. To szóste zdjęcie. Mój błąd.
Czy muszę ponieść jakieś koszty?Na czas pobytu w Chalonne zapewniamy wyżywienie oraz opłacamy rachunki i czynsz. Nie martw się o loty; zabierzemy cię do Loreux, a po wszystkim odstawimy do domu!
– Mnie się to wydaje niepotrzebnie agresywne – stwierdza Rosie, podciągając kolana pod brodę.
Czy otrzymam wynagrodzenie za udział w show?Tak! Wszystkie uczestniczki mogą liczyć na wspomnienia, śmiech, a jeśli będą miały szczęście, to także sporą dawkę miłości! Jak można wyceniać szansę na znalezienie prawdziwej miłości? Jest bezwartościowa!
– Chyba chodziło im o „bezcenna” – teatralnie szepcze Rosie.
– Albo poznali Jordy’ego – mówię lekko.
Jak długo będę w programie?Decyzję dotyczącą tego, ile czasu spędzisz w rezydencji, podejmie Odkrywca. Co tydzień weźmiesz udział w przyjęciu Notte Infinita, na którym będziesz miała okazję przekonać do siebie Odkrywcę, nim on podejmie decyzję. W trakcie każdego przyjęcia Notte Infinita możesz zostać poproszona o opuszczenie rezydencji. Na koniec szóstego tygodnia Odkrywca dokona wyboru z osób, które pozostały. Przegrane uczestniczki zostaną poproszone o nieopuszczanie Loreux (zakwaterowanie zapewnia produkcja) do czasu transmitowanego w siódmym tygodniu odcinka na żywo zatytułowanego Koło się zamknęło, w którym pojawią się, aby złożyć gratulacje szczęśliwej parze!
– O nie – mamroczę. – To jest najgorsze. To jest… To naprawdę najgorsze, co w życiu widziałam.
– „Przegrane uczestniczki” – wykrztusza z siebie Rosie, zanosząc się śmiechem. – Przykro mi, ale Jordy cię nie wybrał, ty cholerna ofiaro losu. Pora na kwarantannę w hotelu wstydu z pozostałymi przegranymi i spijanie sobie łez smutku, podczas gdy Jordy ucieka z dziewczyną, która go do siebie przekonała.
– Dzięki Bogu za studia, no nie? – chichoczę.
Rosie oddycha głęboko, próbując się uspokoić. Kiedy w końcu jej się udaje, kręci głową.
– Maya, kto będzie chronił te biedne dziewczyny, jeśli ty nie pojedziesz?
Już się nie śmieję, choć nie jestem do końca pewna czy moja siostra żartuje.
– Co, tak po tajniacku? Mam się tam zjawić i popsuć szyki Jordy’emu?
Rosie kiwa głową, najpierw powoli, potem coraz szybciej.
– A mogłabyś tak zrobić?
Unoszę brwi, ale widzę, że się ożywia.
– Mogłabyś zmienić narrację. Żadnych sierot, żadnych… przeklętych szczeniąt, słodyczy i sześciopaków. Choć raz kamera skupiłaby się na tobie. Możesz go zdemaskować, Maya. Pokazać światu, kim rzeczywiście jest Jordy Miller.
W sumie ma to sens.
– Na przykład opowiedzieć przed kamerą moją wersję? Wyjaśnić to raz na zawsze?
– Tak! Albo wymienić uwagi z pozostałymi dziewczynami i skonfrontować się z nim. Założę się, że nie ciebie jedną tak potraktował.
– Albo – mówię powoli, a w mojej głowie rodzi się pewien pomysł – mogłabym go do siebie przekonać.
– Fuj, Maya.
– Rosie, przymknij się. Chodziło mi o to, że mogę pokonać Jordy’ego jego własną bronią. Sprawić, że znowu się we mnie zakocha. Wytrwać do końca…
– I odtrącić go w odcinku na żywo – mówi podekscytowana Rosie.
– Otóż to.
– Mogłabyś wygłosić mowę. Opowiedzieć o wszystkim, co ci zrobił. I o tym, czego się dowiedziałaś od innych dziewczyn. Bo na pewno pojawią się różne smaczki. Całe mnóstwo.
– Zapewniłabym Gwendolyn show jej życia – mówię. – Byłby to najbardziej dramatyczny finał, jaki widziała telewizja. – Zrywam się z łóżka i biorę z biurka telefon. – Oddzwonię do niego.
– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – pyta Rosie z błyszczącymi oczami.
– Naprawdę zamierzam to zrobić.
– Zadzwonisz do Jordy’ego, powiesz mu, że wystąpisz w jego programie, a potem zejdziesz na dół i powiesz o wszystkim mamie?
– Zadzwonię do Jordy’ego, powiem mu, że wystąpię w jego programie, a potem zejdę na dół i opowiem o wszystkim mamie innym razem, kiedy znajdę w sobie więcej odwagi, a ona będzie w lepszym humorze.
– Tyle wystarczy!
Wchodzę w historię połączeń, nim jednak zdążę wybrać numer, Rosie się krzywi. Znam tę minę.
– Po prostu… bądź ostrożna, dobrze?
Prycham.
– Co on mi zrobi, znowu złamie serce? To akurat jest niemożliwe.
– Ostrożna we wszystkim. Pojawisz się w telewizji. Wszystko, co się stanie, zostanie upublicznione.
– A nie o to właśnie chodzi?
Rosie wzrusza jednym ramieniem.
– Tak tylko mówię. Wszyscy będą wiedzieli, co powiesz albo zrobisz. A ludzie kochają Jordy’ego. Może im się nie spodobać to, że ktoś pójdzie do telewizji po to, aby go zgnoić.
– W takim razie może nie będę go gnoić? Może po prostu dopilnuję, aby wszyscy zobaczyli jego prawdziwe oblicze? Zapalę zapałkę i pozwolę, aby się podpalił?
– Ogień szybko się rozprzestrzenia.
Opuszczam rękę z telefonem. Trochę mnie tym stopuje.
– Czy przed chwilą przypadkiem mnie do tego nie namawiałaś?
– Tak, ale właśnie sobie uświadomiłam, że może ci się stać krzywda, i chcę, żebyś mi obiecała, że będziesz ostrożna. O nie, mówię jak mama.
– Będę ostrożna. Na ile to możliwe.
– Nieszczególnie mnie uspokoiłaś. Wiesz o tym, prawda?
Nim moja siostra wymyśli kolejny powód, dla którego nagle będzie przeciwko temu pomysłowi, wybieram numer NIE WAŻ SIĘ DO NIEGO PISAĆ, TY CHOLERNA MASOCHISTKO.
Odbiera po drugim sygnale.
– Maya Bailey. Oddzwoniłaś.
Gdy tylko słyszę jego głos, znowu mam szesnaście lat, jestem szaleńczo zakochana i załamana.
Rosie gromi wzrokiem telefon. Próbuję opanować emocje i się skupić. Częściowo mi się udaje.
– Oczywiście – mówię z wymuszonym uśmiechem. – Czemu miałabym tego nie zrobić?
Śmiech Jordy’ego jest swobodny, ciepły i znajomy.
– Ach, celna uwaga, celna uwaga. Chyba po prostu niepotrzebnie się martwiłem. Minęło tyle czasu i wmówiłem sobie, że może mnie teraz nienawidzisz albo… sam nie wiem. Jestem głupi, nie zwracaj na mnie uwagi.
Ważna informacja o Jordym: ma on akcent. Niby brytyjski, ale według mnie bliżej mu do tego, co Amerykanie sądzą na temat sposobu wypowiadania się Brytyjczyków niż prawdziwego brytyjskiego akcentu. Jego tata jest Brytyjczykiem i Jordy zawsze się upierał, że podłapał ten akcent w sposób naturalny dzięki przebywaniu w towarzystwie taty i swoich kuzynów od tamtej strony. O dziwo Samantha, jego siostra, mówi normalnie. Cóż za niezwykła i zupełnie niewytłumaczalna zagadka.
– Nienawidzić ciebie? – pytam z udawanym zdumieniem, a w tym czasie Rosie tłumi śmiech. – Dlaczego miałabym cię nienawidzić?
– Wiem, wiem – mówi Jordy. – To tylko moje lęki. Ja… wow. Wiesz co, naprawdę super jest słyszeć twój głos, Maya.
– Czemu zawdzięczam tę przyjemność?
– Maya. Co to za gierki? Za dobrze się znamy, aby tak robić.
Boże, ależ on koloryzuje.
– Zakładam, że zadzwoniłeś, aby mnie o coś zapytać. Więc śmiało. Pytaj.
I znowu śmiech.
– Okej, okej, przestań grać na zwłokę. No więc tak. Gwendolyn mówiła, że kilka dni temu rozmawiała z tobą o programie, a ty powiedziałaś, że chyba będziesz zbyt zajęta, aby wziąć w nim udział.
Gwendolyn trochę za bardzo sparafrazowała moje słowa, ale jasne.
– Coś w tym rodzaju.
– Okej. Słuchaj, rozumiem to i nie chcę, abyś pomyślała, że próbuję nakłonić cię do czegoś, na co nie masz ochoty. Ale sęk w tym, że jeśli ty się nie pojawisz, to nie wiem, czy w ogóle chcę to robić.
Przewracam oczami i odchylam głowę. Rosie robi to samo.
– Daj spokój, Jordy. – Tym razem nawet nie staram się ukryć sceptycyzmu.
– Nie, Maya, mówię poważnie. I… okej, jest to krępujące, ale pieprzyć to. Kiedy się zgodziłem na udział w show, zrobiłem to, ponieważ sądziłem, że może to być moja szansa na naprawienie tego, co się między nami zepsuło.
Świetny z niego aktor. Zasługuje na Oscara. Ale ja tego nie kupuję.
– Naprawdę?
– Tak. To najgorsza rzecz, jaką w życiu słyszałaś? Jak bardzo powinienem się zawstydzić?
Rosie udaje, że kogoś dusi, a ja próbuję zachować powagę.
– Nie wiem, Jordy. To nie takie proste.
– Wiem. Ale nie będzie to bardzo trudne.
Unoszę brwi.
– Chyba nie wolno ci tego obiecywać.
– Nie. Nie wolno. Nie mów Gwendolyn.
– Nawet bym nie śmiała.
– Bardzo, ale to bardzo chciałbym cię znowu spotkać. Proszę…
– A mówiłeś, że nie zamierzasz mnie zmuszać.
– Nie zamierzam. Ale jestem bliski błagania.
– Okej. Może spróbuj błagać nieco mocniej.
– Ani trochę się nie zmieniłaś, co?
Czekam.
– Proszę, Maya. Błagam cię. Nie każ mi robić tego bez ciebie. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Zapewnię ci VIP-owskie traktowanie. Dam ci wszystko, co tylko będę mógł. Tylko proszę. Proszę, powiedz mi, że nie robię tego na darmo.
Jest przekonujący.
Zawsze taki był.
Dziwne w tej rozmowie jest to, że przypomina mi, dlaczego w ogóle zakochałam się w Jordym. Tak długo złościłam się na siebie za to, że go nie przejrzałam i że mu uwierzyłam na słowo. Ale wiecie co? Niepotrzebnie się obwiniałam. Wcześniej nie było żadnych sygnałów. Naprawdę.
I to właśnie sprawia, że jest taki niebezpieczny.
– Mogłabym zerknąć w kalendarz i coś tam poprzesuwać – mówię w końcu.
– Zaraz, naprawdę?
– Skoro tak ładnie prosisz.
– Nie masz pojęcia, jak mnie uszczęśliwiłaś. O mój Boże. Ekstra.
– Tyle że jestem w tej chwili dość zajęta. Więc gdybyś mógł po prostu przekazać Gwendolyn…
– Tak, tak, dam jej znać. Czyli w to wchodzisz? Na pewno się zgadzasz?
– Tak. Czemu nie. – Okej. Teraz już nie ma odwrotu.
Super. Super, super.
Pomocy.
– Wspaniale. Naprawdę wspaniale. Teraz to się dopiero nie mogę doczekać.
– Cieszę się. Przepraszam, ale muszę kończyć. Mam coś ważnego do… coś ważnego.
– Nie, pewnie. Niedługo się odezwę, dobrze?
– Dobrze. Pa, Jordy.
– Pa, Maya. Świetnie się z tobą rozmawiało. Naprawdę świetnie.
Rosie wygląda tak, jakby miała zaraz eksplodować. Pospiesznie się rozłączam i w samą porę, ponieważ wydaje z siebie jęk odrazy.
– Czy on tak naprawdę?
– Coś ty, bajerant pierwszej wody – odpowiadam. – W każdym jego zdaniu kryje się kłamstwo.
Kiwa głową, po czym przygryza wargę.
– Hej, Maya? Kiedy rozmawialiście, przyszło mi coś do głowy.
Super, brzmi to naprawdę obiecująco.
– Myślisz, że Skye też tam będzie?
Z twarzy znika mi zwycięski uśmiech.
Cholera. Zapomniałam o Skye.
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Mój tata zawsze mówił, że urodziłam się zatroskana.
Lubi malować obraz czerwonego, pomarszczonego noworodka, który wyślizgnął się na świat z permanentnie zmarszczonym czołem i podejrzliwie ściągniętymi brwiami, uśmiechającego się tylko do tych kilku szczęściarzy, którzy zasłużyli sobie na jego zaufanie. Według jego słów wyrosłam z tego, kiedy poszłam do szkoły. Z powściągliwości. Ja z kolei uważam, że nauczyłam się lepiej udawać, że nie odnoszę się do wszystkich podejrzliwie.
Ludzie bardziej cię lubią, jeśli nie widzą twoich murów.
Za moimi mieszka tylko kilka osób. Jedną z nich jest tata, a drugą najlepsza przyjaciółka. Raz jeden człowiek się zbliżył, ale nie do końca. Ale potem, jak to często bywa, opuścił moją orbitę równie szybko, jak się na niej pojawił.
I nie spodziewałam się, że jeszcze się do mnie odezwie.
A już na pewno nie spodziewałam się, że znajdę się na Międzynarodowym Lotnisku Loreux, czekając, aż zostanę zabrana do leżącej nad jeziorem rezydencji, w której będę razem z nią brać udział w reality show. Nie, z całą pewnością nie miałam tego w początkowych planach podróży, a zmiana planów jest dla mnie czymś wybitnie nietypowym.
Z drugiej strony Jordy Miller zawsze wyzwalał we mnie to, co nieoczekiwane.
Gdy idę za tłumem do miejsca odbioru bagażu, piszę wiadomość do taty i Chloe, mojej najlepszej przyjaciółki, aby dać im znać, że zaraz zniknę. Zaledwie kilka sekund później wibruje mi telefon.
– Hej – mówię do Chloe i zajmuję miejsce, z którego mam dobry widok na pas odbioru bagażu. – Dlaczego nie śpisz? U ciebie jest koło trzeciej w nocy, prawda?
Tuż przede mną staje mężczyzna w średnim wieku. Obchodzę go i staję obok niego, ale on nie wydaje się mnie zauważać.
– No tak, ale nie mogłam zasnąć bez pożegnania się z tobą. Wystarczy, że nie widziałyśmy się od sześciu tygodni, a teraz nie będziemy mogły nawet do siebie pisać. Będę za tobą tęsknić.
– Ojej. Ja za tobą też. – Na pas wysypują się walizki i szukam wśród nich mojego plecaka, choć wiem, że mam strasznego pecha, jeśli chodzi o odbiór bagażu, i mój na pewno pojawi się jako ostatni, o ile w ogóle doleciał. – Ale proszę, powiedz mi, że nie będziesz po raz kolejny próbować mnie od tego odwodzić.
– Dlaczego nie? Jeszcze nie jest za późno.
– Chloe.
– Po prostu nie rozumiem, dlaczego Jordy Miller jest tą osobą, dla której postanowiłaś złamać zasadę o niepowtarzaniu błędów.
W trakcie wypowiadania tego zdania jej głos ze spokojnego staje się piskliwy. Gdybym miała zgadywać, to myślała o tym od co najmniej godziny.
– Nie wiem. – Wypuszczam powietrze przez nos. – Był prawie wyjątkowy.
– Wow, Skye, stonuj trochę to żarliwe uczucie. Jesteś w miejscu publicznym.
– Czy to aż takie szokujące, że chcę się przekonać, co mogłoby się wydarzyć? – pytam.
– W przypadku ciebie? Tak. Stąd szok. Cieszę się, że zaczyna to do ciebie docierać.
– Ale on przecież nie zrobił nic złego.
– Poza tym, że cię porzucił?
– Przeprowadzka do innego kraju nie liczy się jako dobrowolne porzucenie, wiesz?
– Może i nie, ale dobrowolnie przestał się do ciebie odzywać.
– Zgadza się, ale ja też przestałam to robić, więc pewnie uznał, że go przebolałam. Stało się to praktycznie za obopólną zgodą.
– Zabawne. Ja to pamiętam trochę inaczej.
– Czy naprawdę podczas ostatniej rozmowy będziemy się kłócić o Jordy’ego Millera? – pytam z lekkim rozdrażnieniem. Mężczyzna obok zerka na mnie i unosi brwi. Wzruszam ramionami, a on wraca do udawania, że mnie nie widzi.
– Niech ci będzie. Zrobisz dla mnie mnóstwo zdjęć?
– W żadnym razie, skonfiskują mi telefon.
– Cholera, no tak. Będziesz się dla mnie dobrze bawić?
– To akurat mogę obiecać. – Uśmiecham się.
– Ukradniesz dla mnie jakąś pamiątkę?
– Postaram się.
– Coś drogiego?
– Pewnie nie.
– Spraw, żebym była dumna.
– Z pamiątki?
– Nie, z ciebie. I przekaż Jordy’emu, że jeśli cię wybierze, to po nagraniu będzie miał ze mną do czynienia.
– Na pewno się przestraszy.
– I dobrze.
Na pasie pojawia się mój plecak: sześćdziesięciolitrowe monstrum z żółto-zielonymi szelkami. Podchodzę, żeby go zdjąć, a mój sąsiad – który nadal czeka na swój bagaż – rzuca mi rozgoryczone spojrzenie. Ze słodkim uśmiechem żegnam się z Chloe na długi czas, a potem udaję się na spotkanie z osobą, która po mnie przyjechała.
Mój samolot z Zurychu w Szwajcarii do Loreux w Chalonne wystartował pięć po jedenastej, a wylądował za dwie dwunasta. Według producenta organizującego moją podróż nie było to marnowanie pieniędzy, które można by lepiej wydać na sto innych sposobów.
Przynajmniej nie przysłali po mnie helikoptera, co początkowo zasugerował producent, kiedy się dowiedział, jak blisko Chalonne jestem. Ale możliwe, że to był z jego strony sarkazm. Z maila trudno to wyczytać.
Zostawiwszy za sobą brzydką wykładzinę w miejscu odbioru bagażu, wchodzę w tłum odzianych w garnitury biznesmenów i idę w stronę windy. Jednak kiedy już jestem obok niej, znowu wibruje mi telefon, więc odchodzę na bok i odbieram.
– Hej. – Głos Jordy’ego jest ciepły i pogodny, więc odruchowo się uśmiecham. – Witamy w Chalonne. Już wylądowałaś, tak?
– Całe dwadzieścia minut temu – odpowiadam i opieram plecak o barierkę, żeby przez chwilę go nie dźwigać. – Zaraz wychodzę z lotniska.
– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. – Jordy chichocze radośnie. – Zaczynam czuć, że to się rzeczywiście dzieje.
– Denerwujesz się?
– Bardziej ekscytuję. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy.
Trzepotanie w żołądku przypomina mi, że w przeciwieństwie do Jordy’ego ja akurat się denerwuję. A wzmaga to uczucie myśl, że Jordy siedzi w hotelowym pokoju i odlicza minuty do naszego ponownego spotkania.
– Ale, eee, dzwonię z pewnego powodu – mówi Jordy. – To znaczy innego niż usłyszenie twojego głosu.
Ściągam brwi i poprawiam plecak.
– A cóż to za powód?
– Właściwie to chciałem cię przed czymś ostrzec.
– Chcesz mnie ostrzec przed czymś w chwili, kiedy wysiadam z samolotu w obcym kraju? – pytam. Możliwe, że dość piskliwie.
– Pamiętasz moją byłą dziewczynę Mayę?
– No tak.
– Cóż, ona też tam będzie.
– Tak się składa, że nie jest to dla mnie szokiem, Jordy. Wiem, na jaki program się pisałam.
– Tak… ale nie jestem pewien, czy pisałaś się na Mayę Bailey.
– Mogę prosić o więcej konkretów?
– Naprawdę nie sądziłem, że pojawi się w programie. Wcale jej w nim nie chciałem, ale producenci się uparli, bo show potrzebuje dramy. A Maya z tego słynie. I boję się, że to ciebie zaatakuje.
– Mnie? Przecież ja jej nawet nie znam.
– Tak. To… Trudno to wyjaśnić. Właściwie to o wielu rzeczach ci nie mówiłem, bo nie chciałem cię niepotrzebnie niepokoić. Ale kiedy ty i ja zaczęliśmy się spotykać, ona przez jakiś czas praktycznie mnie śledziła.
– Co? Dlaczego?
– Czy ktoś kiedyś powiedział „nie zgadzam się”, kiedy z nim zerwałaś? – Ton Jordy’ego jest cierpki.
– Nie bardzo. Nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe.
– Dla osób takich jak ty i ja – nie. Ale dla ludzi takich jak Maya…
– Kiepsko przyjęła wasze rozstanie – dopowiadam.
– Samo rozstanie przyjęła zaskakująco dobrze, ale patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że stało się tak, ponieważ to wyparła. Dopiero kiedy się dowiedziała, że ja i ty się spotykamy, zrobiło się nieprzyjemnie. Nie chcę cię martwić, ale nawet mi trochę groziła. Kilka razy wspomniała o tobie. A znasz mnie, nigdy bym nie skrzywdził dziewczyny. Ale kiedy powiedziała coś na twój temat, dałem jej jasno do zrozumienia, że kontakt z tobą źle się dla niej skończy. Więc wyżyła się na mnie. Rozpuściła plotki na mój temat, nazwała mnie oszustem, twierdziła, że stosowałem wobec niej przemoc psychiczną i tym podobne.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Jordy wzdycha.
– Wiem. Wiem. Ale nasz związek był wtedy taki świeży. Nie chciałem cię martwić, ale też nie chciałem, żebyś uznała, że za dużo ze mną problemów. Miałem nadzieję, że to minie, i w końcu tak się stało. Nigdy się z tobą nie skontaktowała, prawda?
– Nie…
– No właśnie. Ale teraz musisz to wiedzieć. I, Skye, przypuszczalnie jestem przewrażliwiony. Nie widziałem Mai od dwóch lat. Nie wydaje mi się, aby nadal żywiła urazę. Ale gdyby jednak tak było i zacznie robić aferę przed kamerami, chcę, żebyś była przygotowana.
– Bardzo ci dziękuję za to ostrzeżenie na ostatnią chwilę, Jordy.
– Jak już mówiłem nie sądziłem, że dołączy do ekipy. Przysięgam, Skye. Dopiero niedawno się dowiedziałem, że potwierdziła swój udział. Sądzę, że producenci trzymali to przede mną w tajemnicy, bo wiedzieli, że nie czuję się komfortowo z jej obecnością. I bardziej mi chodzi o ciebie niż o mnie. Ja poradzę sobie ze wszystkim, co mi zaserwuje. Ale nie wiem, co zrobię, jeśli uweźmie się na ciebie. I teraz, kiedy wypowiadam to na głos, zaczyna do mnie docierać, że może tego właśnie pragną producenci. Dramy. Ale… tak, jesteś moim czułym punktem. I co ja mam z tym zrobić?
Nie pozwalam sobie myśleć o tym radosnym podekscytowaniu, jakie budzą we mnie jego słowa.
– No ale co ona mogłaby zrobić? – pytam. – Przecież ciągle nas będą filmować.
– I tym się właśnie martwię. Maya jest manipulatorką. W jej ustach naciągana historia brzmi jak prawda. Nie pozwól, aby manipulowała twoją wersją rzeczywistości, okej? Wiesz, kim jesteś i na czym stoisz. Nie daj jej sobie wmówić, że jest inaczej. Jeśli się nie ugniesz, nie będzie mogła oszukiwać przed kamerami.
Ściągam brwi.
– Trochę mnie przerażasz.
– Nie, nie, Skye, nic się nie martw. Ty i ja nie pozwolimy wciskać sobie kitu. Ja nie pozwolę. Jeśli zacznie ci ściemniać, od razu przyjdź do mnie. Beze mnie ten program nie istnieje, dlatego muszą grać zgodnie z moimi zasadami, a moja zasada numer jeden brzmi: Skye jest nietykalna.
Supeł w moim brzuchu nieco się rozluźnia.
– Pewnie masz rację – mówię. – Z tym, że cię przebolała. Kto chowałby urazę przez dwa lata?
– Otóż to. Jestem pewien, że przyjedziesz tutaj i będziesz się zastanawiać, o czym ja w ogóle mówiłem. Najpewniej bardzo dojrzała.
Jasne. Tak właśnie będzie. Sęk w tym, że Jordy nie sprawia wrażenia przekonanego.
Co ta Maya mu, u licha, zrobiła?
Żegnam się z nim, po czym podnoszę plecak i w końcu wchodzę do windy. W głowie mi wirują ostrzeżenia Jordy’ego.
Na dole czeka niski mężczyzna o brązowej skórze i z czarnymi włosami związanymi w koczek. W ręce trzyma białą kartkę z napisem SKYE KAPLAN. Napotyka moje spojrzenie i nagle się ożywia.
To się naprawdę dzieje, czyż nie? Z dziewczyny śpiącej w ośmioosobowych pokojach w hostelach i biegającej na autobusy, pociągi i obładowanej jak wielbłąd stałam się bardzo ważną osobistością. Dobrze, że niełatwo mnie kupić, bo jeszcze próbowałabym wygrać ten program, choćby dla podwyższenia standardu życia.
I z każdą chwilą staję się coraz bardziej wdzięczna Skye z przeszłości za to, że się zgodziła na udział w tym programie, bo właśnie sobie przypomniałam, że dziś w nocy będę spała we własnym pokoju. Żadnego chrapania, żadnego wracania po pijaku o trzeciej nad ranem, żadnego przebierania się w maleńkiej kabinie w łazience. Jedyne, co musiałam zrobić, to sprzedać swoją duszę reality show. To najlepszy pakt z diabłem, jaki zdarzyło mi się zawrzeć. Okej, mówię do siebie. Pamiętaj. Cześć to hal, do widzenia to aurenein, tak to sa, nie to nik.
– Hal – mówię i zdejmuję plecak. – Unt Frechten Skye. Je tristois tu…
Mężczyzna kręci szybko głową i wyciąga rękę.
– Hej, Skye. Isaac Kassab. Jestem jednym z producentów Miłości od nowa. Jak ci minął lot?
Isaac – czyli to producent, z którym przez kilka tygodni wymieniałam się mailami. Z jakiegoś powodu wyobrażałam go sobie jako kogoś dużo starszego i mówiącego z chalonijskim akcentem, a nie jako Amerykanina, co w sumie teraz, kiedy o tym myślę, nie ma wielkiego sensu. Bushman and Siegal Productions to przecież amerykańska firma producencka.
Cóż za fantastyczny początek. Dobrze, że do jego obowiązków nie należy wychwytywanie do programu moich słabości i upokarzających momentów, inaczej martwiłabym się, że właśnie mu zapewniłam trochę materiału.
– Super, dzięki.
– Fajnie, fajnie… – Urywa i patrzy w punkt ponad moją głową, jakby się zastanawiał, czy coś powiedzieć czy nie. Lekko się uśmiechając, wraca spojrzeniem do mnie. – Czyli znasz chalonijski czy…
– Och, nie, nie znam. Nauczyłam się paru słów.
– To było więcej niż parę słów. Co powiedziałaś?
Waham się.
– Jeśli pytasz o to czy mogłabym to powiedzieć przed kamerą, to nie mam zamiaru tego robić. Jeśli chcesz, abym ci ufała…
Unosi ręce.
– Hola, hola, Skye, jestem po prostu ciekawy. Serio.
Przyglądam się jego twarzy, ale nie widzę żadnych oczywistych oznak tego, że kłamie.
– Próbowałam powiedzieć: „Cześć, jestem Skye. Czy to z tobą rozmawiałam?”.
– Owszem, ze mną. Ale przez cały czas robiliśmy to po angielsku.
– No tak, ale nie przyjeżdża się do czyjegoś kraju i nie mówi się do tej osoby od razu po angielsku. To strasznie niegrzeczne.
– O mój Boże, jesteś tak bardzo kanadyjska – mruczy Isaac. – A co byś zrobiła, gdybym w odpowiedzi zaczął mówić po chalonijsku?
– Unt nie thierre.
– Czyli?
– Nie rozumiem.
Isaac posyła mi długie, badawcze spojrzenie.
– Fajnie. To co, chcesz dać ten plecak na wózek?
Zerkam na szelki zapięte w pasie i na klatce piersiowej.
– Niech tak zostanie. Najtrudniej się go zakłada i zdejmuje.
Zaczynamy iść w stronę wyjścia.
– Niedużo masz rzeczy. Wiesz, że wolno ci było zabrać dwie walizki?
– Tak, ale byłam w trakcie…
– Podróży, zgadza się – mówi, pstrykając palcami.
– Trochę rzeczy mam w swoim londyńskim mieszkaniu. Mimo że jeszcze oficjalnie się nie przeprowadziłam. Ale nie dałam rady udać się tam przed przylotem tutaj.
– Chwila, pytanie. Częściowo dla mnie, częściowo po to, abyśmy mogli to wyjaśnić w show. Jak to możliwe, że mieszkasz w Londynie, mimo że tam nie pracujesz?
– Mam wizę rodzinną. Moja mama była Szkotką. Jeśli chcę, to mogę tam mieszkać przez pięć lat. – Szelki plecaka wbijają mi się w brzuch i zwalniam, żeby lekko je poluzować.
Isaac mierzy mój plecak wzrokiem pełnym niedowierzania.
– Naprawdę przez pięć ostatnich tygodni miałaś ze sobą tylko tyle?
– Nie potrzebuję wielu rzeczy. – Wzruszam ramionami. – A jeśli ubrania się zroluje, można ich zmieścić zaskakująco dużo.
Marszczy nos. Czyli podróżowanie z plecakiem nie jest dla niego.
– Pewnie więc nie masz zbyt wielu sukienek, co? – pyta.
– Kupiłam dwie we Włoszech – odpowiadam. – Specjalnie do tego programu. I coś też zabrałam z domu. Ale leżą na dnie plecaka. Czy w rezydencji jest może pralnia? I, eee, żelazko?
Kiwa głową i otwiera w iPadzie aplikację do organizacji czasu.
– Zajmiemy się tobą.
Kiedy opuszczamy lotnisko, prosto w oczy świeci nam południowe słońce. Mrugam i po chwili wita mnie kolor niebieski. Szafirowy, bladoniebieski, jasnoniebieski, niemal każdy akcent architektoniczny jest w tej samej palecie barw, od dachów do parapetów i kwiatów posadzonych wzdłuż ulicy, gdzie zatrzymują się taksówki. Przynajmniej ściany budynków są w neutralnych kolorach, dlatego ten efekt jest raczej interesujący niż krzykliwy. Bardzo chalonijski.
Kiedy idziemy, robię zdjęcie i wysyłam je Chloe. Okej, masz jedno zdjęcie.
– A właśnie – odzywa się Isaac, zerkając na telefon. – Wyślij teraz do wszystkich ostatnie wiadomości. Zanim dojedziemy do rezydencji, będę musiał ci go zabrać.
Choć Gwendolyn twierdziła w mailach, że konfiskują nam telefony po to, żebyśmy nie spiskowały z widzami z domu i nie układały planu gry, aby przebiegle zmusić Jordy’ego do tego, by wybrał właśnie nas, ja chyba w to nie wierzę. Myślę, że robią to dlatego, abyśmy nie ujawniały informacji naszym znajomym – i nie tylko im – zanim zostanie wyemitowany następny odcinek, tyle że nie chcą nam tego mówić, bo wyszłoby na to, że nam nie ufają. Osobiście nie poczułabym się urażona, gdy po prostu to przyznali. Dlaczego mieliby ufać grupie nieznajomych osób? Ja na ich miejscu bym nie ufała.
Wysyłam więc drugą wiadomość do taty – wolałabym zadzwonić, nie chcę go jednak budzić – w której piszę, że go kocham. Przez chwilę trzymam w ręce telefon na wypadek, gdyby tata coś odpisał, ale on jest osobą, która zaczyna ziewać już o dziewiątej. Bez względu na to, jak bardzo mnie kocha, nie ma takiej opcji, aby ślęczał po nocy, czekając na pożegnanie ze mną. Dlatego w końcu oddaję telefon Isaacowi, który zaczął mi już posyłać znaczące spojrzenia. Wczoraj wieczorem rozmawiałam z tatą, więc nie jest tak, że nie mieliśmy okazji się pożegnać.
Ale mimo wszystko czuję się nieswojo.
Jadąc główną ulicą, mijamy okazałe budynki z niebieskimi dachami stojące tu pewnie od setek lat – w niektórych mieszczą się lokale usługowe, w innych dostrzegam Starbucksa i McDonald’s. Im bliżej jesteśmy obrzeży miasta, tym bardziej staroświeckie stają się lokale, a kiedy krajobraz zaczyna bardziej przypominać film animowany niż prawdziwe życie, wzdłuż drogi pojawiają się małe domki, za nimi pola uprawne i tereny wiejskie. Jedziemy przez gęsty las w górę wysokiego zbocza. Poniżej, między drzewami udaje mi się wypatrzeć plamy w kolorze niebieskim. Niebieskim jak lemoniada Kool-Aid.
Jeszcze nigdy nie widziałam takiego jeziora; zupełnie jakby ktoś nałożył na nie filtry. Jezioro, które wygląda tak, jakby miało smak lemoniady blue raspberry. Gdybym nie miała takiej wiedzy na temat pasożytów, możliwe, że zaryzykowałabym i posmakowałabym wody z niego.
Ale niestety gorsze od zarażenia się zjadającymi mózg bakteriami jest zarażenie się zjadającymi mózg bakteriami w czasie, kiedy żądni krwi producenci reality show filmują każdą chwilę dla lepszej oglądalności.
Po drugiej stronie jeziora z wodą niemal na pewno nienadającą się do picia, u stóp wzgórza znajduje się otoczona morzem kwiatów iście bajkowa rezydencja. Kremowe ściany są poprzecinane oknami całymi w kwiatach, a z niebieskiego dachu sterczą wieżyczki.
Rozpoznaję ją ze zdjęć przysłanych przez Gwendolyn. Jednak na żywo jest zdecydowanie piękniejsza.
– A to – mówi Isaac, napotykając moje spojrzenie w lusterku wstecznym – będzie na jakiś czas twój dom. Całkiem niezły, no nie?
– Niesamowity – przyznaję, wpatrując się z zachwytem w budynek.
Nie potrafiłabym tego wyjaśnić, gdybyście mnie o to zapytali, ale mam przeczucie, że jedziemy do miejsca, gdzie wydarzy się coś istotnego. I do końca życia będę wracać myślami do tej chwili, kiedy ujrzałam rezydencję po raz pierwszy.
Choć brzmi to może i naiwnie, coś we mnie ufa temu przeczuciu. I zaczynam się zastanawiać, czy może to przeczucie nie próbuje mi powiedzieć, że między mną a Jordym jednak nie wszystko jest skończone. Może ten chłopak z mojej przeszłości odegra ważną rolę w przyszłości. I choć trudno mi w to uwierzyć, to być może ludzi, którzy nas porzucają, nie musimy tracić na zawsze.
Tak czy inaczej, patrząc na rezydencję, mam przedziwną pewność, że spędzę w niej sporo czasu.