Nowy autorytaryzm - polityka strachu - Gideon Rachman - ebook

Nowy autorytaryzm - polityka strachu ebook

Rachman Gideon

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Przywódcy tacy jak Putin, Trump, Orbán czy Kaczyński całkowicie zmieniają naszą rzeczywistość. W państwach, które nominalnie (jak Rosja) lub faktycznie (jak USA) reprezentują standardy demokratyczne, postaci te dochodzą do władzy, mimo że nie przestrzegają i nie reprezentują tych standardów, a preferują model rządów autorytarnych – jako remedium na wyzwania drugiej i trzeciej dekady XXI wieku.

W jaki sposób zdobywają sympatię wyborców?

Jak zawłaszczają scenę polityczną?

Na czym polega wprowadzany przez nie nowy autorytaryzm?

Gideon Rachman, który podczas wieloletniej kariery dziennikarskiej miał okazję śledzić poczynania światowych liderów, a także spotykać ich osobiście, przenikliwie diagnozuje obecną sytuację związaną z radykalizacją politycznych nastrojów i zyskiwaniem przewagi przez autokratów. W swojej książce nie tylko ujawnia nieznane fakty dotyczące polityków, ale i przygląda się globalnemu zjawisku, jakim jest kult charyzmatycznego lidera, przedstawiając jego konsekwencje.

Ta niezwykle aktualna dla polskiego czytelnika książka rzuca nowe światło na podstawowe tendencje społeczno-polityczne, a trafność wniosków jej autora jest naprawdę zaskakująca. Sprawdź, dokąd może nas zaprowadzić nowy autorytaryzm

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 425

Oceny
3,9 (14 ocen)
6
4
2
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MJakubik

Nie oderwiesz się od lektury

Super.
10
Valril

Całkiem niezła

Spostrzeżenia miejscami trafne, ale dość płytka analiza i po rozdziale o Trumpie to szkoda czytać.
00
Sparrow44

Nie polecam

propaganda nowej bolszewii
35
emopees

Nie polecam

Tytuł zapowiadał się ciekawie, ale już po kilkudziesięciu stronach da się wyczuć pociąg autora do lewicowego podejścia uprawiania polityki. O ile zrozumiem i zgadzam się, że autokratów jak Putin należy usuwać, ale wg książki jedyny słuszny wybór to demoktaryczny liberalizm, otwarte granice, światowe migracje kultur i inne rzeczy postulowane przez skrajnie lewicowe organizacje. Nie polecam, mocno wyczuwalny styl pisania i narracji lewicowego dziennikarstwa pokroju CNN.
03

Popularność




Wprowadzenie

Wiosną 2018 roku Biały Dom szy­ko­wał się do spo­tka­nia na szczy­cie mię­dzy Donal­dem Trum­pem a Kim Dzong Unem. W Old Exe­cu­tive Office Buil­ding, gdzie pra­cuje per­so­nel pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych zaj­mu­jący się bez­pie­czeń­stwem naro­do­wym, jeden z asy­sten­tów Trumpa wyznał mi z nieco prze­pra­sza­ją­cym uśmie­chem: „Pre­zy­dent lubi się spo­ty­kać z auto­ry­tar­nymi przy­wód­cami”.

Było jasne, że sła­bość Trumpa do dyk­ta­to­rów wzbu­dza zaże­no­wa­nie nawet u czę­ści jego urzęd­ni­ków wyż­szego szcze­bla. W kory­ta­rzach Bia­łego Domu dawało się wyczuć nie­wy­po­wie­dzianą myśl, że pre­zy­dent wpro­wa­dził w samo serce naj­wspa­nial­szej demo­kra­cji świata pewne nawyki typowe dla dyk­ta­tur. Jego nie­po­skro­miona reto­ryka, zami­ło­wa­nie do defi­lad woj­sko­wych, pobłaż­li­wość wobec kon­flik­tów inte­re­sów oraz nie­to­le­ran­cja wobec dzien­ni­ka­rzy i sędziów sta­no­wią typowe w poli­tyce cechy „stylu sil­nej ręki”, który jesz­cze do nie­dawna ucho­dził za obcy doj­rza­łym demo­kra­cjom Zachodu.

Lecz Trump dzia­łał w zgo­dzie z duchem swo­ich cza­sów. Od 2000 roku jeden z klu­czo­wych aspek­tów glo­bal­nej poli­tyki sta­nowi wzrost ten­den­cji auto­ry­tar­nych. W sto­li­cach tak róż­nych jak Moskwa, Pekin, Delhi, Ankara, Buda­peszt, War­szawa, Manila, Rijad czy Bra­si­lia do wła­dzy doszli samo­zwań­czy „silni przy­wódcy” (jak do tej pory co do jed­nego męż­czyźni).

Zazwy­czaj są to nacjo­na­li­ści o kon­ser­wa­tyw­nych zapa­try­wa­niach kul­tu­ro­wych, wyka­zu­jący sym­bo­liczną tole­ran­cję wobec mniej­szo­ści, odmien­nych poglą­dów czy cudzo­ziem­skich inte­re­sów. W kraju pozują na tych, któ­rzy bro­nią zwy­kłego czło­wieka przed „glo­ba­li­stycz­nymi” eli­tami, za gra­nicą nato­miast na ucie­le­śnie­nie wła­snego narodu. Wszę­dzie zaś pro­mują kult jed­nostki. Poli­tyka sil­nej ręki opiera się na prze­mocy. Dwu­dzie­stego czwar­tego lutego 2022 roku reto­ryka prze­ro­dziła się w rze­czy­wi­stość, oto bowiem Rosja naje­chała Ukra­inę, roz­po­czy­na­jąc naj­więk­szą wojnę lądową w Euro­pie od 1945 roku.

„Czasy sil­nej ręki” zaczęły się wraz z obję­ciem wła­dzy przez Wła­di­mira Putina w 2000 roku. Pozo­staną też wąt­kiem prze­wod­nim świa­to­wej poli­tyki przez kolejną dekadę. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych Donald Trump wciąż wywiera wyraźny wpływ na poli­tykę i zapo­wie­dział już, że wystar­tuje w wybo­rach w 2024 roku. Dwa wzra­sta­jące super­mo­car­stwa XXI wieku, to jest Chiny i Indie, rów­nież weszły na ścieżkę sil­no­rę­kich rzą­dów. Choć Xi Jin­ping i Naren­dra Modi funk­cjo­nują w bar­dzo odmien­nych sys­te­mach poli­tycz­nych, oby­dwaj prze­sta­wili swoje kraje na bar­dziej oso­bi­sty styl spra­wo­wa­nia rzą­dów, cha­rak­te­ry­zu­jący się nacjo­na­li­zmem, reto­ryką siły oraz zacie­kłą wro­go­ścią wobec libe­ra­li­zmu. Dwoma naj­waż­niej­szymi mocar­stwami za wschod­nią gra­nicą Unii Euro­pej­skiej, to jest Rosją i Tur­cją, kie­rują auto­ry­tarni przy­wódcy. Zarówno Wła­di­mir Putin, jak i Recep Tay­yip Erdoğan są u wła­dzy już dobre dwa­dzie­ścia lat. Styl rzą­dów sil­nej ręki zago­ścił rów­nież w samej Unii Euro­pej­skiej, a to za sprawą Vik­tora Orbána na Węgrzech i Jaro­sława Kaczyń­skiego w Pol­sce. Z tym spo­so­bem upra­wia­nia poli­tyki flir­to­wał w Wiel­kiej Bry­ta­nii także Boris John­son, jeżeli wziąć pod uwagę jego podej­ście do prawa, dyplo­ma­cji oraz odmien­nych zdań w jego wła­snej par­tii. Dwoma naj­więk­szymi pań­stwami Ame­ryki Łaciń­skiej, czyli Bra­zy­lią i Mek­sy­kiem, rzą­dzą obec­nie odpo­wied­nio Jair Bol­so­naro i Andrés Manuel López Obra­dor (znany powszech­nie jako Amlo). Bol­so­naro lokuje się na skraj­nej pra­wicy, Amlo z kolei to przed­sta­wi­ciel popu­li­stycz­nej lewicy. Oby­dwaj przy­wódcy wpa­so­wują się jed­nak w sza­blon rzą­dów sil­nej ręki, roz­ta­cza­jąc wokół sie­bie kult jed­nostki i pogardę dla insty­tu­cji pań­stwo­wych.

Taką mię­dzy­na­ro­dową pra­wi­dło­wość pod­kre­śla motyw prze­wodni tej książki: styl rzą­dów sil­nej ręki nie ogra­ni­cza się jedy­nie do sys­te­mów auto­ry­tar­nych. Obec­nie powszech­nie można go spo­tkać rów­nież pośród wybie­ral­nych poli­ty­ków w pań­stwach demo­kra­tycz­nych. Lubu­jący się w stylu sil­nej ręki przy­wódca, który funk­cjo­nuje w demo­kra­cji, jak na przy­kład Donald Trump, zwią­zany jest ogra­ni­cze­niami insty­tu­cjo­nal­nymi, które nie pętają Xi Jin­pinga ani Wła­di­mira Putina. Tyle że instynkty Trumpa, Duterte czy Bol­so­naro nie­po­ko­jąco przy­po­mi­nają instynkty auto­ry­tar­nych przy­wód­ców Chin i Rosji.

Wzbie­ra­jąca na świe­cie fala przy­wód­ców rzą­dzą­cych silną ręką fun­da­men­tal­nie odmie­niła obraz świa­to­wej poli­tyki. Jeste­śmy obec­nie świad­kami naj­bar­dziej kon­se­kwent­nej glo­bal­nej ofen­sywy skie­ro­wa­nej od lat trzy­dzie­stych XX wieku prze­ciwko war­to­ściom demo­kra­cji libe­ral­nej. Po kata­stro­fie dru­giej wojny świa­to­wej nastą­pił okres mniej wię­cej sześć­dzie­się­ciu lat, w któ­rych poli­tyczne swo­body roz­prze­strze­niały się po świe­cie. Pro­gres ten prze­bie­gał nie­równo, a defi­ni­cje samej demo­kra­cji pozo­stają nie­pre­cy­zyjne, lecz ogólny kie­ru­nek zmian był jasny. W 1945 roku na świe­cie było zale­d­wie dwa­na­ście państw o ustroju demo­kra­tycz­nym. Do roku 2002 liczba ta wzro­sła do dzie­więć­dzie­się­ciu dwóch i po raz pierw­szy w dzie­jach prze­wyż­szyła liczbę ist­nie­ją­cych na świe­cie reżi­mów auto­kra­tycz­nychk1.

Od tego czasu liczba państw uzna­wa­nych for­mal­nie za demo­kra­tyczne stale utrzy­my­wała się nieco powy­żej liczby reżi­mów auto­ry­tar­nych. Roz­po­czął się jed­nakże pro­ces ero­zji demo­kra­cji. Orga­ni­za­cja Fre­edom House, która przy­go­to­wuje coroczne raporty na temat stanu wol­no­ści poli­tycz­nej na świe­cie, wska­zała, że 2020 rok był pięt­na­stym z rzędu, w któ­rym zano­to­wano spa­dek poziomu glo­bal­nej wol­no­ści. Po okre­sie przy­ro­stu swo­bód poli­tycz­nych i oby­wa­tel­skich, jaki nastą­pił wraz z zakoń­cze­niem zim­nej wojny, w 2005 roku trend uległ odwró­ce­niu. Od tego czasu rok w rok liczba kra­jów, w któ­rych wskaź­nik wol­no­ści zma­lał, prze­wyż­szała liczbę tych, które doświad­czały posze­rza­nia się prze­strzeni poli­tycz­nych i oby­wa­tel­skich swo­bód. Jak to ujęli przed­sta­wi­ciele Fre­edom House: „Dłu­go­trwała rece­sja demo­kra­cji się pogłę­bia”k2. Pod­sta­wową przy­czyną tego pro­cesu jest zwięk­sza­jąca się liczba przy­wód­ców opo­wia­da­ją­cych się za rzą­dami sil­nej ręki. Dzieje się tak, ponie­waż styl upra­wia­nia przez nich poli­tyki przed­kłada ich instynkty ponad prawo oraz insty­tu­cje.

Dzi­siaj przy­wódcy sto­su­jący rządy sil­nej ręki funk­cjo­nują w glo­bal­nym śro­do­wi­sku poli­tycz­nym rady­kal­nie odmien­nym od tego, w jakim poru­szali się dyk­ta­to­rzy z lat trzy­dzie­stych XX wieku. W epoce nukle­ar­nej wojny mię­dzy wiel­kimi mocar­stwami nie są już czymś powsze­dnim. Lecz nawet tego nie można już brać za pew­nik. Najazd Putina na Ukra­inę prędko prze­ro­dził się w wojnę zastęp­czą mię­dzy Rosją a Soju­szem Pół­noc­no­atlan­tyc­kim (North Atlan­tic Tre­aty Orga­ni­za­tion, NATO), któ­rego pań­stwa człon­kow­skie dostar­czają zaawan­so­wane uzbro­je­nie Ukra­iń­com. Ame­ry­kań­scy i euro­pej­scy decy­denci, któ­rzy wydali zgodę na takie dostawy, w pełni zda­wali sobie sprawę z ryzyka, że może to dopro­wa­dzić do bez­po­śred­niego kon­fliktu z Rosją.

Wzra­sta rów­nież nie­bez­pie­czeń­stwo wybu­chu wojny mię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi a Chi­nami Xi Jin­pinga. W sierp­niu 2022 roku chiń­skie siły zbrojne prze­pro­wa­dziły naj­groź­niej­sze od połowy lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku manewry woj­skowe wokół Taj­wanu. Sta­no­wiło to odpo­wiedź na wizytę, jaką na samo­rząd­nej wyspie zło­żyła spi­kerka ame­ry­kań­skiej Izby Repre­zen­tan­tów Nancy Pelosi.

Atak Chin na Taj­wan pogrą­żyłby świa­tową gospo­darkę w cha­osie, gdyż za około 90 pro­cent świa­to­wej pro­duk­cji naj­bar­dziej zaawan­so­wa­nych tech­nicz­nie pół­prze­wod­ni­ków odpo­wiada firma TSMC, mająca sie­dzibę na wyspie. Glo­ba­li­za­cja kształ­tuje śro­do­wi­sko, w któ­rym podej­mują decy­zje auto­ry­tarni przy­wódcy. Roz­prze­strze­nie­nie się prawa mię­dzy­na­ro­do­wego rów­nież zaowo­co­wało nowymi ocze­ki­wa­niami wobec spo­sobu postę­po­wa­nia świa­to­wych przy­wód­ców. Zara­zem jed­nak tech­no­lo­gie XXI stu­le­cia zapew­niają auto­ry­tar­nym wło­da­rzom nowe spo­soby komu­ni­ko­wa­nia się bez­po­śred­nio z masami, jak rów­nież nie­bez­pieczne instru­menty kon­troli spo­łecz­nej – w szcze­gól­no­ści moż­li­wość moni­to­ro­wa­nia ruchów i zacho­wań oby­wa­teli. Narzę­dzia te w miarę roz­woju mogą umoc­nić doko­nu­jący się w XXI wieku zwrot ku auto­ry­ta­ry­zmowi.

Joe Biden jed­nym z głów­nych celów swo­jej pre­zy­den­tury uczy­nił pro­mo­wa­nie demo­kra­cji na całym świe­cie. Objął jed­nak wła­dzę w „cza­sach sil­nej ręki”. Popu­li­styczni i auto­ry­tarni przy­wódcy nadają obec­nie kie­ru­nek świa­to­wej poli­tyce. Korzy­stają ze wzbie­ra­ją­cej fali odra­dza­ją­cego się nacjo­na­li­zmu oraz kon­flik­tów kul­tu­ro­wych i tery­to­rial­nych, na tyle potęż­nej, że doko­ny­wana przez Bidena ponowna afir­ma­cja war­to­ści libe­ral­nych i ame­ry­kań­skiego przy­wódz­twa może nie zdo­łać jej powstrzy­mać.

Zresztą nawet w samych Sta­nach Zjed­no­czo­nych zwy­cię­stwo Bidena by­naj­mniej nie zadało kresu auto­ry­tar­nym cią­go­tom. W wybo­rach pre­zy­denc­kich w 2020 roku Trump osią­gnął wystar­cza­jąco dobry wynik, by natych­miast poja­wił się temat jego ponow­nej kan­dy­da­tury w 2024 roku. A nawet jeżeli on sam wycofa się z dzia­łal­no­ści poli­tycz­nej na pierw­szej linii, przy­szli kan­dy­daci Par­tii Repu­bli­kań­skiej z dużą dozą praw­do­po­do­bień­stwa przejmą wypra­co­waną przez niego for­mułę poli­tyczną.

Chiń­scy nacjo­na­li­ści czę­sto przed­sta­wiają Bidena jako sta­rego i sła­bego przy­wódcę, który stoi na czele Ame­ryki nie­od­wra­cal­nie chy­lą­cej się ku upad­kowi. Z kolei same Chiny pre­zen­tują sie­bie jako odra­dza­jące się mocar­stwo pod rzą­dami sil­nego i ener­gicz­nego lidera. W kla­ru­ją­cym się świa­to­wym porządku pre­zy­dent Chin może nie­ba­wem zgło­sić pre­ten­sje do zwy­cza­jowo przy­pi­sy­wa­nego pre­zy­dentowi Sta­nów Zjed­no­czo­nych tytułu naj­po­tęż­niej­szego czło­wieka na świe­cie.

Głów­nym wyzwa­niem dla pre­zy­den­tury Bidena będzie udo­wod­nie­nie wital­no­ści libe­ral­nej demo­kra­cji zarówno w kraju, jak i za gra­nicą. Jeżeli mu się to nie powie­dzie, jego okres urzę­do­wa­nia może oka­zać się zale­d­wie prze­ryw­ni­kiem w epoce auto­ry­tar­nych rzą­dów.

Jeżeli poli­tyczni libe­ra­ło­wie mają wygrać bata­lię z poli­tyką sil­nej ręki, muszą zro­zu­mieć, z czym mają do czy­nie­nia. Ta książka spró­buje zna­leźć odpo­wie­dzi na trzy pod­sta­wowe pyta­nia doty­czące „cza­sów sil­nej ręki”. Kiedy ten­den­cja do tego typu rzą­dów zyskała popu­lar­ność? Jakie są jej główne cechy cha­rak­te­ry­styczne? I dla­czego do tego doszło?

Trzy­dzie­stego pierw­szego grud­nia 1999 roku Wła­di­mir Putin objął wła­dzę w Rosji. Miał się stać waż­nym sym­bo­lem, a wręcz inspi­ra­cją dla nowego poko­le­nia auto­ry­tar­nych wład­ców in spe, któ­rzy podzi­wiają jego nacjo­na­lizm, bra­wurę, goto­wość do sto­so­wa­nia prze­mocy oraz pogardę wobec poli­tycz­nej popraw­no­ści.

Jed­nakże w począt­ko­wych latach spra­wo­wa­nia wła­dzy Putin sta­rał się ucho­dzić za wia­ry­god­nego part­nera w ramach obo­wią­zu­ją­cego porządku świata. Po wizy­cie na Kremlu w czerwcu 2000 roku urzę­du­jący wów­czas pre­zy­dent USA Bill Clin­ton uznał swego rosyj­skiego odpo­wied­nika za „w pełni zdol­nego do budowy dostat­niej, sil­nej Rosji, przy jed­no­cze­snym posza­no­wa­niu wol­no­ści, plu­ra­li­zmu i pra­wo­rząd­no­ści”k3. Przy oka­zji pierw­szego spo­tka­nia z Geo­rge’em W. Bushem w 2001 roku Putin zdo­łał mu zaim­po­no­wać. Nowy pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych zauwa­żył: „Nawią­za­li­śmy bar­dzo udany dia­log. Wyczu­łem jego duszę”.

Putin w pełni dał o sobie znać jako wróg kre­owa­nego przez Stany Zjed­no­czone porządku w anty­ame­ry­kań­skim prze­mó­wie­niu na kon­fe­ren­cji w Mona­chium w 2007 roku, po któ­rym w 2008 roku Rosja doko­nała najazdu zbroj­nego na sąsied­nią Gru­zję. Od tej pory bom­ba­styczny i agre­sywny styl poli­tyczny rosyj­skiego przy­wódcy spra­wiał wra­że­nie ano­ma­lii w zesta­wie­niu z ostroż­nym prag­ma­ty­zmem innych klu­czo­wych lide­rów ówcze­snego świata – Baracka Obamy z USA, Angeli Mer­kel z Nie­miec i Hu Jin­tao z Chin. Mer­kel pod­su­mo­wała Putina jako przy­wódcę uży­wa­ją­cego dzie­więt­na­sto­wiecz­nych spo­so­bów do roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów XXI wiekuk4. Tym­cza­sem jed­nak oka­zał się on nie ana­chro­ni­zmem, a raczej herol­dem tego, co dopiero miało nadejść.

W 2003 roku, trzy lata po tym, jak w Rosji do wła­dzy doszedł Putin, pre­mie­rem Tur­cji został Recep Tay­yip Erdoğan. Podob­nie jak w przy­padku Putina, musiało minąć tro­chę czasu, nim Erdoğan poka­zał się od auto­ry­tar­nej strony. Poli­tyk począt­kowo chwa­lony na Zacho­dzie jako libe­ralny refor­mi­sta przez dwie dekady u wła­dzy sta­wał się coraz to bar­dziej auto­kra­tyczny – wsa­dzał do wię­zień dzien­ni­ka­rzy i rywali poli­tycz­nych, doko­ny­wał czy­stek w armii, sądach i służ­bie cywil­nej, zbu­do­wał sobie ogromny pałac w Anka­rze, a do tego uległ para­noi, wszę­dzie doszu­ku­jąc się spi­sków.

Rosja i Tur­cja to duże kraje o wystar­cza­jąco zna­czą­cych gospo­dar­kach, by kwa­li­fi­ko­wać się do człon­ko­stwa w gru­pie G20. Nie są to już jed­nak super­mo­car­stwa. Tak więc za moment, kiedy „epoka sil­nej ręki” stała się feno­me­nem naprawdę glo­bal­nym, naj­wła­ści­wiej będzie uznać rok 2012, w któ­rym rządy w Chi­nach objął Xi Jin­ping.

Od czasu śmierci Mao Zedonga w 1976 roku Komu­ni­styczna Par­tia Chin przez kolejne dzie­się­cio­le­cia ostroż­nie prze­su­wała się ku bar­dziej kolek­tyw­nym for­mom przy­wódz­twa. Lecz choć obecne Chiny to kraj bez porów­na­nia bogat­szy i bar­dziej roz­wi­nięty ani­żeli za cza­sów Mao, pre­zy­dent Xi prze­ja­wia ewi­dentne oznaki nostal­gii za pew­nymi ele­men­tami maoizmu, jakie zna z wła­snej mło­do­ści. Pod jego przy­wódz­twem par­tyjna machina pro­pa­gan­dowa zaczęła two­rzyć kult jed­nostki wokół „Xi dada” (wujka Xi). Prze­su­wa­nie się w stronę rzą­dów sil­nej ręki umoc­niła decy­zja z 2018 roku o znie­sie­niu limitu kaden­cji pre­zy­denta – co poten­cjal­nie umoż­li­wia Xi spra­wo­wa­nie wła­dzy do końca życia.

Dru­gie ze wscho­dzą­cych super­mo­carstw Azji, to jest Indie, podą­żyło podobną ścieżką w 2014 roku wraz z wybo­rem Naren­dry Modiego, lidera Indyj­skiej Par­tii Ludo­wej (Bha­ra­tiya Janata Party, BJP), czyli ugru­po­wa­nia hin­du­skich nacjo­na­li­stów. Jako dzia­łacz opo­zy­cyjny Modi był już wystar­cza­jąco kon­tro­wer­syjny, by zapew­nić sobie zakaz wjazdu do Sta­nów Zjed­no­czo­nych ze względu na nie­ja­sno­ści doty­czące jego roli w anty­mu­zuł­mań­skim pogro­mie, do jakiego w 2002 doszło w jego rodzin­nym sta­nie Gudża­rat. Jako przy­wódca Indii usta­wił się w pozy­cji tego, który stawi czoła wro­gom narodu zarówno w kraju, jak i za gra­nicą. Jego goto­wość do zbom­bar­do­wa­nia domnie­ma­nych baz ter­ro­ry­stycz­nych w Pakista­nie w 2019 roku pod­eks­cy­to­wała wielu oby­wa­teli Indii i stała się pod­stawą uda­nej walki o reelek­cję, w ramach któ­rej Modi zapew­niał elek­to­rat: „Gło­su­jąc na lotos [kwiat sym­bo­li­zu­jący jego par­tię], nie przy­ci­ska­cie guzika w maszy­nie, lecz pocią­ga­cie za spust, by strze­lić ter­ro­ry­stom w pierś”.

W 2015 roku styl rzą­dów sil­nej ręki zdo­był także ważne przy­czółki w Unii Euro­pej­skiej, która lubi się przed­sta­wiać jako klub libe­ral­nych demo­kra­cji. W tym wła­śnie roku Vik­tor Orbán, coraz to bar­dziej auto­ry­tar­nie poczy­na­jący sobie pre­mier Węgier, stał się boha­te­rem dla popu­li­stycz­nej pra­wicy na Zacho­dzie, sta­jąc na czele kam­pa­nii mają­cej na celu powstrzy­ma­nie napływu uchodź­ców i migran­tów z Bli­skiego Wschodu. W tym samym roku popu­li­styczna pra­wi­cowa par­tia Prawo i Spra­wie­dli­wość pod wodzą Jaro­sława Kaczyń­skiego wygrała w Pol­sce zarówno wybory pre­zy­denc­kie, jak i par­la­men­tarne.

Euro­pej­ski kry­zys migra­cyjny posłu­żył także jako tło dla bry­tyj­skiego refe­ren­dum nad Bre­xi­tem w czerwcu 2016 roku. Dzia­ła­cze kie­ro­wa­nej przez Borisa John­sona kam­pa­nii na rzecz wyj­ścia z Unii Euro­pej­skiej wyko­rzy­stali strach przed muzuł­mań­ską imi­gra­cją, nie­zgod­nie z prawdą roz­po­wia­da­jąc, że Tur­cja gotowa jest wstą­pić do UE i zalać Wielką Bry­ta­nię nową falą imi­gran­tów. Wybrany przez bre­xi­tow­ców slo­gan „Take Back Con­trol” – „odzy­skaj kon­trolę” – oka­zał się potęż­nym wehi­ku­łem, który napę­dził im dość gło­sów, by odnie­śli zaska­ku­jące zwy­cię­stwo. Steve Ban­non, który kie­ro­wał kam­pa­nią Trumpa w 2016 roku, powie­dział póź­niej, iż to, że Trump wygra wybory pre­zy­denc­kie, uświa­do­mił sobie w chwili, gdy Bry­tyj­czycy zagło­so­wali za Bre­xi­tem.

Kiedy zatem w listo­pa­dzie 2016 roku Trump istot­nie zwy­cię­żył w wyścigu do Bia­łego Domu, w pew­nym sen­sie zale­d­wie wpi­sy­wał się w zary­so­wany już glo­balny trend. Jed­nakże za sprawą wyjąt­ko­wej potęgi gospo­dar­czej i kul­tu­ro­wej Sta­nów Zjed­no­czo­nych jego doj­ście do wła­dzy zmie­niło atmos­ferę świa­to­wej poli­tyki, umac­nia­jąc i legi­ty­mi­zu­jąc styl rzą­dów sil­nej ręki, a także dając począ­tek całej fali naśla­dow­ców.

W ramach pierw­szej wizyty zagra­nicz­nej po obję­ciu urzędu Trump w maju 2017 roku udał się do Ara­bii Sau­dyj­skiej. W tym samym roku następca tronu książę koronny Muham­mad bin Sal­man stał się fak­tycz­nym przy­wódcą kraju – naj­bo­gat­szego i naj­po­tęż­niej­szego z państw arab­skich. Nowy przy­wódca spraw­nie zbu­do­wał swoją glo­balną markę, o jakiej w skry­tej i intro­wer­tycz­nej sau­dyj­skiej rodzi­nie kró­lew­skiej nie było wcze­śniej mowy. MBS, bo tak się go zwy­kło nazy­wać, został obwo­łany przez nie­któ­rych na Zacho­dzie takim aku­rat auto­ry­tar­nym refor­mi­stą, jakiego Ara­bii Sau­dyj­skiej było trzeba – przy­naj­mniej do czasu, aż zachod­nich wiel­bi­cieli następcy tronu zaszo­ko­wał mord na Dża­malu Cha­szuk­dżim, dysy­den­cie i dzien­ni­ka­rzu. Kiedy na następ­nym szczy­cie G20 MBS wpadł w obję­cia roze­śmia­nego Putina, scena ta zda­wała się ide­al­nie pod­su­mo­wy­wać bez­pra­wie i bez­kar­ność „cza­sów sil­nej ręki”.

Bra­zy­lia, naj­więk­sze pań­stwo Ame­ryki Łaciń­skiej, ule­gło poku­sie auto­ry­tar­nych rzą­dów w 2018 roku, gdy pre­zy­den­tem wybrano tam Jaira Bol­so­naro. „Tro­pi­kalny Trump”, dotych­czas dzia­ła­jący na mrocz­nym skraju poli­tycz­nej pra­wicy, wygrał wybory, czer­piąc peł­nymi gar­ściami z tema­tów i slo­ga­nów trum­pi­zmu. Bol­so­naro ata­ko­wał „popraw­ność poli­tyczną”, „glo­ba­lizm”, „media roz­po­wszech­nia­jące fake newsy” oraz orga­ni­za­cje poza­rzą­dowe bro­niące śro­do­wi­ska, a zara­zem wyra­żał sym­pa­tię do posia­da­czy broni pal­nej, kościo­łów ewan­ge­li­kal­nych, hodow­ców bydła oraz pań­stwa Izrael.

W 2018 roku pew­nego wytchnie­nia od ofen­sywy rzą­dów sil­nej ręki zda­wała się doświad­czać Afryka. Abiy Ahmed, nowy pre­mier Etio­pii – dru­giego naj­lud­niej­szego pań­stwa na kon­ty­nen­cie – sku­pił na sobie mię­dzy­na­ro­dową uwagę, uwal­nia­jąc więź­niów poli­tycz­nych i koń­cząc długą wojnę z Ery­treą. W 2019 roku uho­no­ro­wano go Poko­jową Nagrodą Nobla. Lecz już w następ­nym roku etiop­ski przy­wódca roz­po­czął kam­pa­nię mili­tarną prze­ciwko rebe­lian­tom z pro­win­cji Tigraj, która to kam­pa­nia zaowo­co­wała tysią­cami zabi­tych i poja­wie­niem się oskar­żeń o zbrod­nie wojenne. Nagły zwrot o sto osiem­dzie­siąt stopni poli­tyki Abiy’ego Ahmeda wzbu­dził obawy, że pre­mier okaże się po pro­stu kolej­nym świa­to­wym przy­wódcą, który zbiera na Zacho­dzie pochwały jako libe­ralny refor­mi­sta, a następ­nie prze­ista­cza się w rzą­dzą­cego silną ręką auto­kratę.

Wyka­zy­wana przez komen­ta­to­rów na Zacho­dzie ten­den­cja, by w auto­ry­tar­nych przy­wód­cach w pierw­szej chwili myl­nie dopa­try­wać się libe­ral­nych refor­mi­stów, stała się już pew­nym sche­ma­tem. Kiedy do wła­dzy w Tur­cji doszedł Erdoğan, „New York Times” opi­sał go jako „islam­skiego poli­tyka, który opo­wiada się za demo­kra­tycz­nym plu­ra­li­zmem”k5. W podob­nym tonie felie­to­ni­sta tej samej gazety prze­po­wia­dał w 2013 roku, że Xi Jin­ping „zapo­cząt­kuje odno­wie­nie reform gospo­dar­czych, a praw­do­po­dob­nie także pewne polu­zo­wa­nie zasad w sfe­rze poli­tycz­nej”. Wyra­żał nadzieję, że pod rzą­dami Xi „ciało Mao zosta­nie usu­nięte z placu Tia­nan­men”k6. Dwa lata póź­niej Tho­mas Fried­man, kolejny wpły­wowy felie­to­ni­sta „New York Timesa”, przed­sta­wił dzia­ła­nia księ­cia koron­nego Muham­mada bin Sal­mana jako refor­ma­tor­skie tor­nado, „któ­rego celem jest trans­for­ma­cja dotych­cza­so­wego sys­temu spra­wo­wa­nia wła­dzy w Ara­bii Sau­dyj­skiej”k7. W 2017 roku, kiedy coraz wię­cej gło­sów uskar­żało się na podej­ście MBS do kwe­stii praw czło­wieka, Fried­man naj­wy­raź­niej posta­no­wił nie przy­wią­zy­wać do takich zastrze­żeń wagi, gdy pisał: „Tu nie cho­dzi o to, by był ide­alny. Cho­dzi o to, by wcią­gnąć Ara­bię Sau­dyj­ską w XXI wiek – i ktoś to musiał zro­bić”k8.

Tra­fił się też pewien bry­tyj­ski felie­to­ni­sta, który w 2014 roku z entu­zja­zmem przy­jął doj­ście do wła­dzy Naren­dry Modiego, twier­dząc w nagłówku swego arty­kułu, że „Indiom potrzeba wstrząsu, a Modi to ryzyko, które warto pod­jąć”. Kto to był? Tak się składa, że ja. Opi­sa­łem też wspi­naczkę indyj­skiego pre­miera od pozy­cji skrom­nego han­dla­rza her­batą do obję­cia ste­rów pań­stwa, uzna­jąc ją za „eks­cy­tu­jącą”k9. Dziś, poznaw­szy dezyn­wol­turę, z jaką Modi pod­cho­dzi do kwe­stii praw czło­wieka, zde­cy­do­wał­bym się na inny epi­tet.

Kiedy spoj­rzeć na takie zesta­wie­nie naiw­nych prze­wi­dy­wań i pochop­nych nadziei, można się zasta­na­wiać, dla­czego komen­ta­to­rzy na Zacho­dzie raz za razem tak się mylili. Z per­spek­tywy czasu sądzę, że może to wyni­kać z połą­cze­nia nad­mier­nej wiary w potęgę libe­ral­nych idei poli­tycz­nych i gospo­dar­czych zro­dzo­nych ze „zwy­cię­stwa” w zim­nej woj­nie oraz z myśle­nia życze­nio­wego. W rezul­ta­cie zachodni opi­nio­twórcy nie zdali sobie na czas sprawy, że glo­balna sytu­acja zmie­nia się na nie­ko­rzyść libe­ra­li­zmu. Jed­nakże w 2020 roku, to jest o całe poko­le­nie po doj­ściu do wła­dzy Putina, trudno było nie dostrzec tego, co się dzieje. War­to­ści libe­ralne takie jak wol­ność słowa, nie­za­wi­słość sądów i prawa mniej­szo­ści stały się obiek­tem ata­ków na całym świe­ciek10.

Ta ponura ten­den­cja napro­wa­dza nas na dwa kolejne pyta­nia: czym jest poli­tyka sil­nej ręki i czemu zawdzię­cza swoją wzra­sta­jącą popu­lar­ność?

Argu­men­ta­cja, według któ­rej żyjemy obec­nie w epoce rzą­dów sil­nej ręki, pro­wo­kuje do oczy­wi­stego sprze­ciwu: czy naprawdę da się porów­ny­wać demo­kra­tycz­nie wybra­nych przy­wód­ców takich jak Trumpa lub Modiego z nie­wy­bra­nymi auto­kra­tami pokroju Xi Jin­pinga czy MBS?

Takimi porów­na­niami trzeba się posłu­gi­wać z ostroż­no­ścią i wyczu­ciem pro­por­cji, wie­rzę jed­nak, że są uza­sad­nione – a w isto­cie rze­czy wręcz konieczne. Oma­wiani w tej książce przy­wódcy sto­su­jący rządy sil­nej ręki pla­sują się w ramach pew­nego kon­ti­nuum. Na jed­nym krańcu mamy nie­kwe­stio­no­wa­nych auto­kra­tów, takich jak przy­wódcy Chin czy Ara­bii Sau­dyj­skiej. Są też ci na środku skali, jak Putin i Erdoğan. Pętają ich pewne zja­wi­ska typowe dla sys­te­mów demo­kra­tycz­nych, takie jak wybory czy ogra­ni­czona wol­ność prasy, zara­zem jed­nak są w sta­nie wsa­dzać prze­ciw­ni­ków do wię­zień i rzą­dzić przez dzie­się­cio­le­cia. Są wresz­cie poli­tycy, któ­rzy funk­cjo­nują w demo­kra­cjach, lecz któ­rzy oka­zują wzgardę dla demo­kra­tycz­nych norm i zdają się dążyć do ich roz­sa­dze­nia: na tym końcu spek­trum lokują się Trump, Orbán, Modi i Bol­so­naro.

Książka ta nie ma jed­nak za zada­nie sta­no­wić prze­wod­nika po dyk­ta­to­rach świata. O ile oma­wiam w niej lubią­cych rządy sil­nej ręki przy­wód­ców takich jak Donald Trump czy Ben­ja­min Netan­jahu, o tyle nie uwzględ­ni­łem w niej tyrana Kim Dzong Una i przy­wód­ców o men­tal­no­ści opry­chów w rodzaju Alak­san­dra Łuka­szenki z Bia­ło­rusi czy Hun Sena z Kam­bo­dży. Opi­suję tutaj nadej­ście nowego poko­le­nia i rodzaju nacjo­na­li­stycz­nych i popu­li­stycz­nych przy­wód­ców, któ­rych łączą wzgarda wobec libe­ra­li­zmu oraz się­ga­nie po nowe metody wła­dzy auto­ry­tar­nej. Od początku XXI wieku feno­men rzą­dów sil­nej ręki zago­ścił w nie­mal wszyst­kich czo­ło­wych ośrod­kach wła­dzy na świe­cie: w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, Chi­nach, Rosji, Indiach, Unii Euro­pej­skiej i Ame­ryce Łaciń­skiej. Z kolei zaś Hun Sen i Łuka­szenka wła­dają małymi kra­jami i oby­dwaj byli u wła­dzy już z nasta­niem lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku (dyna­stia Kimów rzą­dzi zaś Koreą Pół­nocną od 1948 roku). Wszy­scy ci trzej przy­wódcy rzą­dzą silną ręką, nie są jed­nak istotni dla zmiany w kli­ma­cie glo­bal­nej poli­tyki, jaka się doko­nuje na prze­strzeni ostat­nich dwu­dzie­stu lat.

Część czy­tel­ni­ków z Wiel­kiej Bry­ta­nii zdziwi zapewne fakt, że w poczet przy­wód­ców sto­su­ją­cych rządy sil­nej ręki zali­czy­łem Borisa John­sona. Zwo­len­nicy byłego pre­miera i samego Bre­xitu mogą to uznać wręcz za nie­za­słu­żoną obe­lgę. Lecz kiedy w 2019 roku John­son wresz­cie ziścił swoją ambi­cję i został pre­mie­rem, sam przed­sta­wiał sie­bie jako taką wła­śnie postać – kogoś na tyle twar­dego, by przy uży­ciu wszel­kich koniecz­nych metod i środ­ków dopro­wa­dzić do wyj­ścia Wiel­kiej Bry­ta­nii z UE. Jesz­cze jako sze­re­gowy czło­nek Izby Gmin John­son wska­zy­wał na podej­ście Trumpa do dyplo­ma­cji jako wzór tego, jak sobie radzić z Unią Euro­pej­ską. Już jako pre­mier się­gał po metody, na jakie nie decy­do­wała się jego poprzed­niczka The­resa May – mowa tu o zwal­nia­niu kie­row­nic­twa wła­snej par­tii oraz zawie­sze­niu par­la­mentu, co zresztą zaraz potem zostało uznane za dzia­łal­nie nie­le­galne. Trump dopa­try­wał się w John­sonie podo­bień­stwa do samego sie­bie, nazy­wa­jąc go „bry­tyj­skim Trum­pem”, z czym zgo­dził się Biden, okre­śla­jąc John­sona „fizycz­nym i emo­cjo­nal­nym klo­nem” Trumpak11. Bre­xit, czyli sprawa, o którą wal­czył John­son, sta­no­wił nader istotny moment kontr­ofen­sywy prze­ciwko zglo­ba­li­zo­wa­nemu libe­ra­li­zmowi.

Jed­nym z powo­dów, aby nie­po­koić się demo­kra­tycz­nie wybra­nymi zwo­len­ni­kami rzą­dów sil­nej ręki, jest wła­śnie fakt, że ich zacho­wa­nie i reto­ryka tak wyraź­nie współ­grają z zacho­wa­niem auto­kra­tów. To ude­rza­jące, że w przy­padku Donalda Trumpa jako jedni z pierw­szych alarm pod­nie­śli ludzie mający za sobą przej­ścia z auten­tycz­nie auto­kra­tycz­nymi reżi­mami. W szcze­gól­no­ści rosyj­scy wygnańcy Garri Kaspa­row i Masza Ges­sen nader jasno wska­zy­wali, że zacho­wa­nie Trumpa przy­wo­dzi na myśl Putinak12. Tyle że Stany Zjed­no­czone nie były pod tym wzglę­dem odosob­nioną aber­ra­cją w zachod­nim świe­cie. Inne sys­temy poli­tyczne, które w zało­że­niu miały bazo­wać na insty­tu­cjach, pra­wach i par­tiach poli­tycz­nych, rów­nież zaczęły pro­du­ko­wać auto­kra­tów w rodzaju Naren­dry Modiego, Jaira Bol­so­naro czy Rodriga Duterte.

Zwrot w kie­runku modelu sil­nej wła­dzy nastą­pił rów­nież w pań­stwach już wcze­śniej auto­ry­tar­nych. Chiny i Ara­bia Sau­dyj­ska ni­gdy nie zali­czały się do kra­jów demo­kra­tycz­nych, lecz przed nasta­niem Xi Jin­pinga i MBS ich przy­wódz­two miało postać bar­dziej kolek­tywną i sku­piało się odpo­wied­nio wokół Komu­ni­stycz­nej Par­tii Chin i sau­dyj­skiej rodziny kró­lew­skiej. Tym­cza­sem jed­nak w ostat­nich latach w oby­dwu pań­stwach zaob­ser­wo­wano zmianę stylu spra­wo­wa­nia rzą­dów na bar­dziej oso­bi­sty.

W rezul­ta­cie takiego mię­dzy­na­ro­do­wego zwrotu ku sper­so­na­li­zo­wa­nej poli­tyce obec­nie trud­niej zacho­wać jasny podział świa­tów auto­ry­ta­ry­zmu i demo­kra­cji. Zgod­nie z tra­dy­cją ame­ry­kań­scy pre­zy­denci czy­nili wyraźne roz­róż­nie­nie mię­dzy „wol­nym świa­tem” (na czele któ­rego stały Stany) i pań­stwami nie­de­mo­kra­tycz­nymi. Donald Trump pomniej­szał jed­nak stop­niowo zna­cze­nie tej róż­nicy. Kiedy w 2015 roku zwró­cono jego uwagę na fakt, że pre­zy­dent Putin (któ­rego Trump dopiero co wychwa­lał) zabija dzien­ni­ka­rzy i poli­tycz­nych prze­ciw­ni­ków, Trump odparł: „Wydaje mi się, że nasz kraj też sporo zabija”k13. Już jako pre­zy­dent podzie­lił się z Bobem Woodwar­dem nastę­pu­ją­cym spo­strze­że­niem: „Świet­nie się doga­duję z Erdoğanem… Im ci goście są twardsi i wred­niejsi, tym lepiej się z nimi doga­duję”.

Zamiast bro­nić wol­no­ści prasy jako ele­men­tar­nej cechy wol­nego spo­łe­czeń­stwa, Trump poświę­cał czas kry­ty­ko­wa­niu „fake-new­so­wych mediów”. Pod­czas gdy można by od niego ocze­ki­wać, że będzie wychwa­lał ame­ry­kań­skie nie­za­wi­słe sądow­nic­two i wolne wybory, ganił sędziów za stron­ni­czość, jeżeli ośmie­lili się orzec nie po jego myśli, a także pod­jął próbę oba­le­nia wyni­ków wybo­rów w 2020 roku, ogła­sza­jąc, jakoby zostały sfał­szo­wane. Jego zacho­wa­nie oraz sto­so­wany prze­zeń język przy­swo­ili sobie inni przy­wódcy w kra­jach demo­kra­tycz­nych. Zarówno Netan­jahu w Izra­elu, jak i Bol­so­naro w Bra­zy­lii uskar­żali się na „fake newsy” oraz „głę­bo­kie pań­stwo” dzia­ła­jące prze­ciwko nim. Kiedy w 2021 roku Netan­jahu stra­cił wła­dzę, zaczął na podo­bień­stwo Trumpa for­mu­ło­wać zarzuty, wedle któ­rych był ofiarą „naj­więk­szego oszu­stwa wybor­czego (…) w dzie­jach jakie­go­kol­wiek pań­stwa demo­kra­tycz­nego”.

Wyma­za­nie jed­no­znacz­nej gra­nicy oddzie­la­ją­cej przy­wód­ców sys­te­mów demo­kra­tycz­nych i auto­ry­tar­nych sta­no­wiło od dzie­się­cio­leci jeden z głów­nych celów dla auto­ry­tar­nych wład­ców. Na początku dłu­giego pano­wa­nia Wła­di­mira Putina w Rosji spo­tka­łem się na Kremlu z jego rzecz­ni­kiem Dmi­tri­jem Pie­sko­wem. Wyga­szacz ekranu na moni­to­rze jego kom­pu­tera miał postać obra­ca­ją­cych się cyta­tów z 1984 Orwella – „wojna to pokój”, „wol­ność to nie­wola” i tak dalej. Kiedy spy­ta­łem go o pewne podej­mo­wane wów­czas przez pre­zy­denta dzia­ła­nia o cha­rak­te­rze repre­syj­nym, Pie­skow z uśmie­chem odparł, że „wszyst­kie nasze sys­temy są nie­do­sko­nałe”. Obrany przez Trumpa dys­kurs zda­wał się potwier­dzać to tra­dy­cyjne już nasta­wie­nie Rosjan i Chiń­czy­ków. Oto tra­fił się ame­ry­kań­ski pre­zy­dent gotów powie­dzieć: my też kła­miemy, my też zabi­jamy, nasze media sieją fejki, wybory się u nas usta­wia, nasze sądy są nie­uczciwe. Jak to ujął spe­cja­li­zu­jący się w kwe­stiach chiń­skich histo­ryk Rana Mit­ter: „Dys­kurs anty­li­be­ralny służy Chi­nom, uła­twia bowiem czy­nie­nie suge­stii, że nie ma fun­da­men­tal­nych róż­nic mię­dzy pań­stwem auto­ry­tar­nym a demo­kra­tycz­nym (…) że róż­nią się stop­niem nasi­le­nia, a nie typem”k14.

Przed­sta­wieni w tej książce przy­wódcy pre­fe­ru­jący rządy sil­nej ręki nie są „wszy­scy tacy sami”. Są co prawda do sie­bie podobni, jed­nak to, co ich różni, jest istotne i poucza­jące. Można wyróż­nić cztery prze­kro­jowe cechy wspólne dla stylu sil­nej ręki: two­rze­nie kultu jed­nostki, pogarda dla pra­wo­rząd­no­ści, twier­dze­nie, jakoby repre­zen­to­wało się praw­dzi­wych ludzi wbrew eli­tom (innymi słowy popu­lizm), oraz poli­tyka napę­dzana stra­chem i nacjo­na­li­zmem.

Przy­wódcy o sil­nej ręce pra­gną być postrze­gani jako nie­odzowni. Ich celem jest prze­ko­na­nie ludzi, że tylko oni mogą oca­lić naród. „Tylko ja mogę to napra­wić” – mówił Ame­ry­ka­nom Trump. Roz­róż­nie­nie mię­dzy pań­stwem a jego przy­wódcą się zaciera, przez co per­spek­tywa zastą­pie­nia takiego lidera zwy­kłym śmier­tel­ni­kiem zaczyna zda­wać się groźna czy wręcz nie­wy­obra­żalna. W ide­al­nych warun­kach zyskują oni podziw ze względu na nie tylko swą siłę, ale rów­nież walory moralne i inte­lekt.

To też jest cecha cha­rak­te­ry­styczna, która łączy auto­kra­cje i pań­stwa demo­kra­tyczne. W Chi­nach Xi Jin­ping wiele uczy­nił dla odtwo­rze­nia kultu jed­nostki, który ostat­nio widziano w tym kraju za cza­sów Mao Zedonga. „Myśl Xi Jin­pinga” została włą­czona do chiń­skiej kon­sty­tu­cji, wcze­śniej takie wyróż­nie­nie spo­tkało jedy­nie wła­śnie Mao. Usu­nięto limity doty­czące kaden­cji na sta­no­wi­sku pre­zy­denta, co teo­re­tycz­nie pozwala Xi rzą­dzić doży­wot­nio. W 2020 roku w Szan­ghaju poka­zano mi nawet mural uliczny uka­zu­jący prze­wod­ni­czą­cego z biją­cymi z jego głowy pro­mie­niami słońca.

Tego rodzaju bał­wo­chwal­stwo łatwiej wpro­wa­dza się w dyk­ta­tu­rze. Kult jed­nostki zago­ścił też jed­nak w świa­tach pół­de­mo­kra­tycz­nych i demo­kra­tycz­nych. W Indiach kam­pa­nie wybor­cze ugru­po­wa­nia BJP sku­piły się wokół Modiego i jego twier­dzeń o wła­snej mądro­ści, sile i oso­bi­stej moral­no­ści. Jak to ujął Rama­chan­dra Guha, czo­łowy histo­ryk Indii: „Od maja 2014 roku ogrom pań­stwo­wych środ­ków prze­zna­czono na uczy­nie­nie pre­miera twa­rzą każ­dego pro­gramu, każ­dej reklamy, każ­dego pla­katu. Modi to Indie, a Indie to Modi”k15.

W Rosji i Tur­cji Putin i Erdoğan rów­nież lan­sują myśl, że mogą się pochwa­lić wyjąt­ko­wymi rela­cjami ze zwy­kłymi ludźmi. W oby­dwu kra­jach prze­pchnięto poprawki do kon­sty­tu­cji, umoż­li­wia­jące oby­dwu poli­ty­kom pozo­sta­wa­nie przy wła­dzy przez dzie­się­cio­le­cia – a wręcz i doży­wot­nio. W innych pań­stwach sze­fo­wie rządu o nacjo­na­li­stycz­nych poglą­dach, tacy jak Shinzo Abe w Japo­nii i Ben­ja­min Netan­jahu w Izra­elu, usta­no­wili nowe rekordy w dłu­go­ści spra­wo­wa­nia urzędu. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych Donald Trump z lubo­ścią wypro­wa­dzał swo­ich prze­ciw­ni­ków z rów­no­wagi, „żar­tu­jąc sobie” na temat prze­dłu­że­nia ośmio­let­niego okresu wła­snej pre­zy­den­tury. Sto­pień, w jakim ame­ry­kań­ska Par­tia Repu­bli­kań­ska pod­dała się kul­towi jed­nostki, dało się zauwa­żyć w 2020 roku, kiedy to pro­gram par­tii na wybory pre­zy­denc­kie ogra­ni­czył się do zwy­czaj­nego stwier­dze­nia, że „Par­tia Repu­bli­kań­ska z entu­zja­zmem wspiera i będzie wspie­rała przy­jętą przez pre­zy­denta dok­trynę Naj­pierw Ame­ryka”.

Kolej­nym wspól­nym aspek­tem kultu jed­nostki jest łącze­nie w jedno inte­re­sów przy­wódcy i inte­re­sów pań­stwa. Powsze­dnim zja­wi­skiem jest mia­no­wa­nie na klu­czowe sta­no­wi­ska rzą­dowe człon­ków rodziny władcy. Erdoğan mia­no­wał swego zię­cia Berata Albay­raka mini­strem finan­sów – a póź­niej się z nim pokłó­cił. Trump powie­rzył swo­jemu zię­ciowi Jare­dowi Kush­ne­rowi klu­czową rolę w ame­ry­kań­skiej dyplo­ma­cji i poli­tyce kra­jo­wej. W Bra­zy­lii Jair Bol­so­naro wyko­rzy­stał swo­ich trzech synów – Fla­via, Edu­arda i Car­losa – jako swo­ich zastęp­ców i rzecz­ni­ków, Edu­arda zaś mia­no­wał amba­sa­do­rem Bra­zy­lii w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Na Fili­pi­nach Rodrigo Duterte opty­mal­nego kan­dy­data na swo­jego następcę widział we wła­snej córce Sarze. Osta­tecz­nie wybrano ją na wice­pre­zy­denta u boku pre­zy­denta Bong­bonga Mar­cosa, syna nie­gdy­siej­szego dyk­ta­tora Fili­pin Fer­di­nanda Mar­cosa. W Wiel­kiej Bry­ta­nii Boris John­son wcią­gnął swego brata Jo w skład gabi­netu, a następ­nie zapew­nił mu miej­sce w Izbie Lor­dów.

Przy­wódcy rzą­dzący silną ręką są też zazwy­czaj prze­ko­nani, że insty­tu­cje i prawo sta­no­wią prze­szkody na dro­dze do tego, co musi zostać zro­bione. To rów­nież trend obecny zarówno w demo­kra­cjach, jak i w reżi­mach auto­kra­tycz­nych – acz­kol­wiek w zależ­no­ści od kon­tek­stu poli­tycz­nego przy­biera on odmienne posta­cie. Zanim rządy objął Xi Jin­ping, przed­sta­wi­ciele myśli libe­ral­nej w Chi­nach naci­skali na przy­zna­nie chiń­skim sądom pew­nego stop­nia nie­za­wi­sło­ści od wła­dzy Komu­ni­stycz­nej Par­tii Chin. Xi odrzu­cił takie podej­ście i umoc­nił hege­mo­nię kie­ro­wa­nej przez sie­bie par­tii, argu­men­tu­jąc: „Ni­gdy nie powin­ni­śmy podą­żyć ścieżką zachod­niego «kon­sty­tu­cjo­na­li­zmu», «trój­po­działu wła­dzy» czy też «nie­za­wi­sło­ści sądów»”k16.

Na Zacho­dzie nowe poko­le­nie przy­wód­ców spra­wu­ją­cych rządy sil­nej ręki czę­sto w pierw­szej kolej­no­ści brało na cel wła­śnie nie­za­wi­słość sys­temu sądow­nic­twa. Jed­nym z prio­ry­te­to­wych ruchów rzą­dów Węgier i Pol­ski pod kie­row­nic­twem Vik­tora Orbána i Jaro­sława Kaczyń­skiego była zmiana panu­ją­cego w kraju ładu kon­sty­tu­cyj­nego w celu pod­po­rząd­ko­wa­nia sobie sądów. W Wiel­kiej Bry­ta­nii, gdzie Sąd Naj­wyż­szy Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa orze­kał wbrew sta­no­wi­sku rządu w waż­nych kwe­stiach zwią­za­nych z Bre­xi­tem, jego sędzio­wie zostali zaata­ko­wani na łamach przy­chyl­nej John­so­nowi „Daily Mail” jako „wro­go­wie ludu”. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych Trump sfor­mu­ło­wał to nastę­pu­jąco: „Kiedy ktoś jest pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych, to ma wła­dzę totalną”k17.

Dla przy­wódcy rzą­dzą­cego silną ręką prawo nie jest czymś, czego sam ma prze­strze­gać, lecz sta­nowi poli­tyczny oręż, któ­rego można użyć prze­ciwko wro­gom. Szef taj­nych służb Sta­lina Ław­rien­tij Beria ujął to naj­le­piej, for­mu­łu­jąc mak­symę: „Daj­cie mi czło­wieka, a para­graf się znaj­dzie”. Wtrą­ca­nie prze­ciw­ni­ków poli­tycznych do wię­zień to stan­dar­dowa prak­tyka. Jed­nym z wcze­śniej­szych sygna­łów wska­zu­ją­cych na to, że Rosja Wła­di­mira Putina prze­mie­niła się w reżim auto­kra­tyczny, była chwila, kiedy w 2005 roku pre­zy­dent dopil­no­wał, by spra­wia­jący mu kło­poty oli­gar­cha Michaił Cho­dor­kow­ski został osą­dzony i uwię­ziony. Metoda ta sto­so­wana jest na­dal, dzięki niej w 2021 roku do łagru został zesłany lider opo­zy­cji Alek­siej Nawalny. Kiedy wła­dzę w Chi­nach prze­jął Xi Jin­ping, nie­zwłocz­nie zaini­cjo­wał kam­pa­nię anty­ko­rup­cyjną, w ramach któ­rej aresz­to­wano i ska­zano na pozba­wie­nie wol­no­ści ponad milion osób. Na opór ze strony miesz­kań­ców Hong­kongu zare­ago­wał wtrą­ce­niem do wię­zie­nia lide­rów ruchu demo­kra­tycz­nego. Na Fili­pi­nach sena­torka Leila de Lima, która docie­kała związ­ków mię­dzy Rodri­giem Duterte a dzia­łal­no­ścią szwa­dro­nów śmierci, została aresz­to­wana i osa­dzona w wię­zie­niu pod sfa­bry­ko­wa­nymi zarzu­tami nar­ko­ty­ko­wymi. W Ara­bii Sau­dyj­skiej MBS wyko­rzy­stał kam­pa­nię anty­ko­rup­cyjną, by nastra­szyć i spa­ra­li­żo­wać znaczną część kra­jo­wych elit, które (i tu odro­bina sau­dyj­skiego kolo­rytu) uwię­ził w hotelu Ritz-Carl­ton i zmu­sił do prze­pi­sa­nia czę­ści posia­da­nego majątku. Trump nie dys­po­no­wał takimi mocami, lecz widać było, że chciałby je mieć. Przy oka­zji wybo­rów pre­zy­denc­kich w 2016 roku wraz ze swo­imi zausz­ni­kami zagrze­wał uczest­ni­ków wie­ców do okrzy­ków „Będzie sie­działa!” pod adre­sem Hil­lary Clin­ton.

Długi okres spra­wo­wa­nia wła­dzy daje sil­no­rę­kim przy­wód­com moż­li­wość obsa­dze­nia swo­imi ludźmi sądów, tak jak usi­ło­wał to zro­bić w Sta­nach Zjed­no­czo­nych Trump. Na Fili­pi­nach Duterte powo­łał do tam­tej­szego sądu naj­wyż­szego przy­chyl­nych mu sędziów. W Tur­cji po ogło­sze­niu przez Erdoğana w 2016 roku stanu wyjąt­ko­wego czystka zmio­tła ponad cztery tysiące sędziów i pro­ku­ra­to­rów.

Sądy to naj­waż­niej­sza insty­tu­cja, jaką stara się opa­no­wać sil­no­ręki przy­wódca. Wielu auto­kra­tów oka­zuje znie­cier­pli­wie­nie wobec jakich­kol­wiek nie­za­leż­nych insty­tu­cji, które mogłyby ogra­ni­czać bądź kwe­stio­no­wać ich władz­two. Czę­sto celem ata­ków stają się media, a także insty­tu­cje pań­stwowe, jak choćby agen­cje wywia­dow­cze czy też bank cen­tralny. W ciągu kilku mie­sięcy od prze­ję­cia wła­dzy w 2019 roku Amlo pozwal­niał sze­fów wielu mek­sy­kań­skich orga­nów kon­tro­l­nych.

Od kwe­stio­no­wa­nia sądów nie­da­leka już droga do kwe­stio­no­wa­nia samego sys­temu demo­kra­cji elek­to­ral­nej. Anty­de­mo­kra­tyczna natura poli­tyki Trumpa stała się oczy­wi­sta, kiedy pod­jął on próbę unie­waż­nie­nia wyni­ków wybo­rów pre­zy­denc­kich w 2020 roku. Odrzu­ce­nie demo­kra­cji sta­nowi doro­zu­miany ele­ment w logice poli­tyki auto­kra­tów. Jak to ujął kie­dyś Erdoğan: „Demo­kra­cja jest jak tram­waj, któ­rym jedziesz do czasu, aż doje­dziesz do swo­jego celu”k18.

Sil­no­ręcy władcy gar­dzą insty­tu­cjami, kochają nato­miast „ludzi”. Zazwy­czaj dekla­rują, że odzna­czają się intu­icyj­nym zro­zu­mie­niem i sym­pa­tią dla zwy­kłego ludu. Dla­tego wła­śnie feno­men rzą­dów sil­nej ręki wiąże się ści­śle z popu­li­zmem – to jest sty­lem poli­tyki, który gar­dzi eli­tami i eks­per­tami, wiel­biąc pomy­ślu­nek i odru­chy sza­rego czło­wieka.

Popu­lizm z kolei jest bli­sko zwią­zany ze sty­lem argu­men­ta­cji poli­tycz­nej, który można okre­ślić mia­nem pro­sty­zmuk19. Zakłada on, że w przy­padku zło­żo­nych pro­ble­mów ist­nieją pro­ste roz­wią­za­nia, w któ­rych zasto­so­wa­niu prze­szka­dzają zło­wro­gie siły. Nie­kiedy owe roz­wią­za­nia są tak pro­ste, że da się je pod­su­mo­wać w zale­d­wie paru sło­wach: „Dopro­wadźmy do Bre­xitu”, „Zbu­dujmy ten mur”. A skoro odpo­wie­dzi na skom­pli­ko­wane pro­blemy mają być takie oczy­wi­ste, ci, któ­rzy unie­moż­li­wiają wpro­wa­dze­nie ich w życie, czę­sto uzna­wani są bądź to za głu­pich, bądź za złych. Kiedy zaś pro­ste roz­wią­za­nia napo­ty­kają trud­no­ści, sil­no­ręki przy­wódca obie­cuje prze­ła­mać prawne bariery, aby tylko dopil­no­wać, by woli ludu stało się zadość.

Przy­wódcy pra­gnący rzą­dzić silną ręką czę­sto twier­dzą, że prawo i insty­tu­cje pań­stwowe sta­no­wią wyłącz­nie nie­po­trzebne prze­szkody, przez które trud­niej jest coś zdzia­łać; z ich per­spek­tywy mące­nie prawa sta­nowi umyślne narzę­dzie pozo­sta­ją­cych w cie­niu elit. Potrzeba sil­nej ręki, aby prze­bić się przez te kno­wa­nia i bariery i zni­we­czyć spi­ski „głę­bo­kiego pań­stwa”, nazwa­nego kie­dyś przez Borisa John­sona gro­nem „ludzi, któ­rzy naprawdę rzą­dzą tym kra­jem”. Zda­niem pre­miera bry­tyj­skie „głę­bo­kie pań­stwo” spi­sko­wało, aby uda­rem­nić Bre­xitk20. Kon­cep­cja „głę­bo­kiego pań­stwa” od dzie­się­cio­leci funk­cjo­no­wała w Tur­cji, z cza­sem zaś została prze­jęta przez Trumpa, a następ­nie Bol­so­naro, Netan­jahu i innych.

Innym czę­stym celem są podej­rzani cudzo­ziemcy, któ­rzy rze­komo spi­skują prze­ciwko naro­dowi. W Chi­nach Xi Jin­pinga media czę­sto ape­lują do oby­wa­teli o zacho­wa­nie czuj­no­ści wobec spi­sków Zachodu mają­cych na celu podzie­le­nie kraju. Rów­nież poza Chi­nami wielu rzą­dzą­cych silną ręką przy­wód­ców sięga po tego samego stra­szaka – domnie­ma­nego mani­pu­la­tora, który pra­cuje na rzecz glo­ba­li­stycz­nych elit prze­ciwko zwy­kłym ludziom. Jak się o tym jesz­cze prze­ko­namy, finan­si­stę Geo­rge’a Sorosa spo­tkał zaszczyt potę­pie­nia ze strony Wła­di­mira Putina, Donalda Trumpa, Recepa Tay­y­ipa Erdoğana, Vik­tora Orbána i Jaira Bol­so­naro. Twier­dze­nia, jakoby wal­czyło się w imie­niu sza­rego czło­wieka prze­ciwko świa­to­wym eli­tom, czę­sto, a przy tym zaska­ku­jąco łatwo daje się pogo­dzić z gro­ma­dze­niem olbrzy­mich mająt­ków. Wielu z popu­li­stycz­nych przy­wód­ców – w tym Putin, Orbán i Erdoğan – wyko­rzy­stało swoją wła­dzę poli­tyczną, aby wzbo­ga­cić sie­bie samych, człon­ków swo­ich rodzin bądź przy­ja­ciół.

Sil­no­ręcy przy­wódcy zazwy­czaj pre­zen­tują rów­nież tra­dy­cyjne zapa­try­wa­nia na kwe­stie rodziny, sek­su­al­no­ści i ról płcio­wych. Puti­now­ska Rosja zde­le­ga­li­zo­wała „gejow­ską pro­pa­gandę” i wpro­wa­dziła do kon­sty­tu­cji poprawkę zaka­zu­jącą mał­żeństw jednopłcio­wych. Xi Jin­ping zabro­nił przed­sta­wiać w mediach „znie­wie­ścia­łych” męż­czyzn. Auto­ry­tarni przy­wódcy naj­czę­ściej drwią z „poli­tycz­nej popraw­no­ści”, a czę­sto też z poli­ty­czek o poglą­dach libe­ral­nych, jak w przy­padku byłej nie­miec­kiej kanc­lerz Angeli Mer­kel czy pre­mierki Nowej Zelan­dii Jacindy Ardern.

Poli­tyczna baza miło­śni­ków auto­ry­ta­ry­zmu czę­sto przed­sta­wia się ude­rza­jąco jed­na­kowo. W kolej­nych kra­jach w ramach pro­wa­dzo­nych kam­pa­nii ata­ko­wali oni wiel­ko­miej­skie elity, adre­su­jąc swój prze­kaz do miesz­kań­ców mniej­szych miast i wsi. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych Trump zarówno w 2016, jak i w 2020 roku prze­grał w nie­malże wszyst­kich wiel­kich mia­stach. Podzie­lił rów­nież ame­ry­kań­ski elek­to­rat po linii wykształ­ce­nia, dozna­jąc sro­mot­nej porażki w krę­gach absol­wen­tów stu­diów wyż­szych, zara­zem jed­nak zgar­nia­jąc bez mała 80 pro­cent gło­sów bia­łych męż­czyzn bez wykształ­ce­nia wyż­szego. Nie powinno zatem dzi­wić, że w 2016 roku przy­znał otwar­cie: „Uwiel­biam ludzi słabo wykształ­co­nych”.

Ten sam sche­mat można zauwa­żyć też poza Sta­nami. W Wiel­kiej Bry­ta­nii 73 pro­cent osób, które opu­ściły szkoły bez jakich­kol­wiek kwa­li­fi­ka­cji, gło­so­wało za wyj­ściem z Unii; z kolei 75 pro­cent absol­wen­tów stu­diów pody­plo­mo­wych opo­wie­działo się za pozo­sta­niem we wspól­no­cie. Na Fili­pi­nach Rodrigo Duterte toczył kam­pa­nię prze­ciwko „impe­rial­nej Manili” i jej libe­ral­nym eli­tom. We Fran­cji w 2017 roku Emma­nuel Macron odniósł cał­ko­wite zwy­cię­stwo w poło­żo­nym cen­tral­nie Paryżu, pod­czas gdy popu­li­ści zro­bili furorę na „zapo­mnia­nej” pro­win­cji. Na Węgrzech i w Pol­sce zwrot ku auto­ry­ta­ry­zmowi wywo­łał reak­cję w postaci maso­wych demon­stra­cji anty­rzą­do­wych w Buda­pesz­cie i War­sza­wie, Orbán i Kaczyń­ski mogli nato­miast liczyć na lojal­ność miesz­kań­ców małych miej­sco­wo­ści oraz wsi.

Jeśli przyj­rzeć się tym pra­wi­dło­wo­ściom, nader łatwo można z per­spek­tywy wiel­ko­miej­skich libe­ra­łów dojść do wnio­sku, że przy­czyn popar­cia dla poli­tyki popu­li­stycz­nej i rzą­dów sil­nej ręki należy się dopa­try­wać w braku wykształ­ce­nia bądź też wręcz głu­po­cie. Tyle że w gospo­dar­kach państw Zachodu owi „słabo wykształ­ceni” naj­praw­do­po­dob­niej mieli oka­zję zauwa­żyć, jak przez ostat­nie dzie­się­cio­le­cia ich wyna­gro­dze­nie staje w miej­scu, a stan­dard życia się obniża. W takich oko­licz­no­ściach moż­li­wość zagło­so­wa­nia na kan­dy­data anty­sys­te­mo­wego wydaje się bar­dzo kusząca. Pokusa staje się tym moc­niej­sza, kiedy sil­no­ręki przy­wódca obie­cuje przy­wró­cić dawne dobre czasy i „na powrót uczy­nić Ame­rykę (albo Rosję, albo Wielką Bry­ta­nię) wielką”. W ten oto spo­sób docho­dzimy do ostat­niego ele­mentu stylu poli­tyki sil­nej ręki, któ­rym jest nostal­giczny nacjo­na­lizm.

Nie­malże wszy­scy auto­ry­tarni przy­wódcy uży­wają miej­sco­wych warian­tów słyn­nej dekla­ra­cji Donalda Trumpa. Kiedy pre­zy­dent Xi Jin­ping mówi o „wiel­kim odmło­dze­niu ludu chiń­skiego”, jest to w grun­cie rze­czy obiet­nica przy­wró­ce­nia wiel­ko­ści Chi­nom – by kraj ten odzy­skał nale­żytą mu pozy­cję Pań­stwa Środka. Rzą­dzący Chi­nami i USA nie są osa­mot­nieni w roz­ta­cza­nych przed oby­wa­te­lami wizjach odbu­dowy naro­do­wej chwały. Pre­zy­dent Putin okre­ślił roz­pad Związku Radziec­kiego mia­nem kata­strofy, a z przy­wró­ce­nia glo­bal­nej potęgi Rosji uczy­nił główny cel swo­jego urzę­do­wa­nia. Nie­ży­jący już Shinzo Abe jako źró­dło swo­jej inspi­ra­cji wska­zy­wał dzie­więt­na­sto­wieczną epokę restau­ra­cji Meiji, która uczy­niła Japo­nię czo­łową potęgą w Azji. W Indiach Naren­dra Modi stoi na czele ruchu nacjo­na­li­stycz­nego, który odwo­łuje się do hin­du­skiej dumy z chwa­leb­nej i nie­kiedy zmi­to­lo­gi­zo­wa­nej prze­szło­ści, jesz­cze sprzed cza­sów Pań­stwa Wiel­kich Mogo­łów czy Impe­rium Bry­tyj­skiego. Na Węgrzech Vik­tor Orbán dawał do zro­zu­mie­nia, że przyj­dzie czas, by odzy­skać tery­to­ria utra­cone przez Węgry po pierw­szej woj­nie świa­to­wej. W Tur­cji pre­zy­dent Erdoğan dopa­truje się inspi­ra­cji w okre­sie chwały Impe­rium Oto­mań­skiego, które upa­dło na początku lat dwu­dzie­stych XX wieku. Z kolei w Zjed­no­czo­nym Kró­le­stwie lan­so­wany przez Borisa John­sona plan „glo­bal­nej Bry­ta­nii” opie­rał się na nostal­gii za cza­sami, gdy Wielka Bry­ta­nia była pierw­szą potęgą świata – nie zaś led­wie jed­nym z dwu­dzie­stu ośmiu człon­ków euro­pej­skiego klubu.

Dostrze­gany na całym świe­cie zwrot w stronę nostal­gicz­nego nacjo­na­li­zmu jest zja­wi­skiem ude­rza­ją­cym, a przy tym rela­tyw­nie nowym. Jesz­cze do nie­dawna w Wiel­kiej Bry­ta­nii i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych poli­tycy odno­szący naj­więk­sze suk­cesy spo­glą­dali w przy­szłość. Bill Clin­ton mówił o budo­wa­niu „mostu w XXI wiek”. David Came­ron pre­zen­to­wał się nato­miast jako moder­ni­za­tor, któ­remu we współ­cze­snej Wiel­kiej Bry­ta­nii dobrze. Nawet Chiny i Rosja przed nasta­niem wła­dzy Xi Jin­pinga i Wła­di­mira Putina zda­wały się bar­dziej zain­te­re­so­wane wyku­wa­niem nowej przy­szło­ści ani­żeli spo­glą­da­niem wstecz na dawną chwałę czy też roz­pa­mię­ty­wa­niem prze­szłych upo­ko­rzeń.

Aby zro­zu­mieć feno­men sil­no­rę­kich przy­wód­ców, musimy się dokład­nie przyj­rzeć temu, co stwo­rzyło we współ­cze­snym świe­cie poli­tyczne zapo­trze­bo­wa­nie na tego rodzaju postaci.

Przez krótki okres histo­rii świata zda­wało się, że nic nie powinno zagro­zić pro­pa­go­wa­niu libe­ral­nej demo­kra­cji. Od czasu upadku muru ber­liń­skiego w 1989 roku wiel­kie nie­wia­dome gospo­dar­cze i poli­tyczne zda­wały się roz­strzy­gnięte. W gospo­darce roz­wią­za­niem był wolny rynek. W poli­tyce – demo­kra­cja. W geopoli­tyce – Stany Zjed­no­czone zostały jedy­nym super­mo­car­stwem. W obsza­rze spo­łecz­nym oczy­wi­stą drogą naprzód było posze­rza­nie praw kobiet i mniej­szo­ści. Wobec roz­strzy­gnię­cia wszel­kich kwe­stii zasad­ni­czych rola rządu spro­wa­dzała się do „admi­ni­stro­wa­nia nie­uchron­nym”, jak to ujął nie­miecki inte­lek­tu­ali­sta i dyplo­mata Tho­mas Bag­gerk21.

Nie­kwe­stio­no­wane postępy libe­ra­li­zmu trwały nie­spełna dwa­dzie­ścia lat. Od 2007 roku Wła­di­mir Putin zaczął otwar­cie odrzu­cać poli­tyczne i stra­te­giczne prze­ko­na­nia sta­no­wiące bazę libe­ral­nego inter­na­cjo­na­li­zmu. Kry­zys finan­sowy i gospo­dar­czy z 2008 roku pod­ko­pał zało­że­nia eko­no­miczne będące pod­stawą libe­ral­nego kon­sen­susu. Ter­minu „neo­li­be­ra­lizm” zaczęto uży­wać – zarówno na lewicy, jak i na pra­wicy – do opi­sy­wa­nia i kry­ty­ko­wa­nia nad­użyć i błę­dów domi­nu­ją­cego sys­temu eko­no­micznego.

Kry­zys finan­sowy z 2008 roku w połą­cze­niu z wojną w Iraku oraz trwa­ją­cym nie­ustan­nie, gwał­tow­nym roz­wo­jem Chin pod­wa­żył rów­nież prze­ko­na­nie o tym, że domi­na­cja Zachodu będzie trwała jesz­cze długo w przy­szło­ści. Kiedy w 2012 roku wła­dzę obej­mo­wał Xi Jin­ping, było już jasne, że geo­po­li­tycz­nego umac­nia­nia się świata zachod­niego nie można dłu­żej uwa­żać za rzecz pewną. Pod­wa­żano rów­nież samo prze­ko­na­nie, że libe­ralna demo­kra­cja sta­nowi naj­lep­szą drogę ku spo­ko­jowi spo­łecz­nemu, oto bowiem w pło­mie­niach zacie­kłej „wojny kul­tu­ro­wej” podziały spo­łeczne na Zacho­dzie ule­gały pogłę­bie­niu.

Wszy­scy opi­sy­wani w tej książce przy­wódcy sil­nej ręki na swój spo­sób sprze­ci­wiają się libe­ral­nemu kon­sen­su­sowi, jaki nie­po­dziel­nie wła­dał po 1989 roku. Ich suk­ces jest oznaką kry­zysu libe­ra­li­zmu. Kry­zys ten ma cha­rak­ter wie­lo­raki, lecz można w nim wyróż­nić cztery aspekty: gospo­dar­czy, spo­łeczny, tech­no­lo­giczny i geo­po­li­tyczny.

W 2017 roku w Hong­kongu Steve Ban­non przed­sta­wił wła­sne wytłu­ma­cze­nie suk­cesu Donalda Trumpa i kon­try prze­ciwko glo­ba­li­za­cji. Sytu­acja była para­dok­salna. Ban­non, były ban­kier z Gold­man Sachs, który oso­bi­ście czer­pał korzy­ści z glo­ba­li­zmu, teraz zapal­czy­wie kry­ty­ko­wał. Swoje poglądy zapre­zen­to­wał za sute wyna­gro­dze­nie gru­pie ope­ru­ją­cych w Azji ban­kierów, któ­rych zarobki zale­żały od współ­pracy gospo­dar­czej mię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi a Chi­nami, którą on tak pra­gnął roz­mon­to­wać.

Ban­non w świe­cie zachod­niej poli­tyki pla­suje się na skraj­nej pra­wicy. Ude­rzyło mnie jed­nak – a sie­dzia­łem wśród widowni – jak bar­dzo jego wywód pokrywa się z poglą­dami lewicy. Argu­men­to­wał, że korze­nie popu­li­stycz­nej rewolty, która dopro­wa­dziła do Bre­xitu i wyboru Trumpa, się­gają kry­zysu finan­so­wego z 2008 roku. Jego zda­niem nie­umie­jęt­ność uka­ra­nia i wtrą­ce­nia do wię­zień ban­kie­rów uwi­kła­nych w spo­wo­do­wa­nie kata­strofy – w połą­cze­niu z póź­niej­szą sta­gna­cją stan­dar­dów życia zwy­kłych ludzi – w nie­unik­niony spo­sób musiały dopro­wa­dzić do wro­giej reak­cji. Ban­non tłu­ma­czył, że popu­lizm ów przyj­muje warianty pra­wi­cowe bądź lewi­cowe: o ile z pra­wej strony jego sztan­dar wzno­sili Donald Trump w Ame­ryce i Nigel Farage w Wiel­kiej Bry­ta­nii, o tyle ofen­sywą lewi­co­wych popu­li­stów dowo­dzili Ber­nie San­ders i Jeremy Cor­byn. Lecz przy­naj­mniej na Zacho­dzie to pra­wi­cowy popu­lizm doko­nał poli­tycz­nych prze­ło­mów.

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych i w Euro­pie popu­li­ści odnie­śli suk­ces na zanie­dba­nych obsza­rach o wyso­kim bez­ro­bo­ciu, takich jak pół­nocna Fran­cja, ame­ry­kań­ski Pas Rdzy, wschod­nie landy Nie­miec czy pogrą­żone w rece­sji miej­sco­wo­ści na wybrzeżu Anglii. Takie warunki wystę­pują jed­nak nie tylko w Euro­pie Zachod­niej i w Ame­ryce. Fiona Hill, która w Bia­łym Domu Trumpa spe­cja­li­zo­wała się w zagad­nie­niach rosyj­skich, a sama wycho­wała się na pół­noc­nym wscho­dzie Anglii, doszła do prze­ko­na­nia, że Putina wynio­sły do wła­dzy w Rosji czyn­niki podobne do tych, które odpo­wia­dały za zaist­nie­nie popar­cia dla Bre­xitu w Wiel­kiej Bry­ta­nii czy dla Trumpa w Sta­nach. Upa­dek tra­dy­cyj­nych sek­to­rów prze­my­słu, od któ­rych uza­leż­nione były całe regiony, spra­wił, że ludzie zapra­gnęli przy­wódcy, który obie­całby im przy­wró­ce­nie dobro­bytu i sta­bil­no­ści minio­nej epokik22. Jak póź­niej pisała Hill: „Putin korzy­stał z tej samej bazy poli­tycz­nej, co Trump w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, nazna­czo­nej podob­nymi bolącz­kami – star­szej, zło­żo­nej w więk­szo­ści z męż­czyzn, ustę­pu­ją­cej innym pod wzglę­dem wykształ­ce­nia”k23. Lecz o ile pokry­zy­sowa eko­no­mia pomaga nam zro­zu­mieć atrak­cyj­ność popu­li­stycz­nych rzą­dów sil­nej ręki na Zacho­dzie, o tyle nie odpo­wiada na wszyst­kie pyta­nia. Jak na przy­kład wytłu­ma­czyć wzrost popu­lar­no­ści sil­no­rę­kich popu­li­stów w Azji, gdzie stan­dardy życia w ostat­nich latach ule­gły gwał­tow­nej popra­wie?

W Chi­nach i w Indiach eko­no­mia rów­nież ode­grała pewną rolę. O ile przez ostat­nie czter­dzie­ści lat war­tość majątku naro­do­wego tych pierw­szych ogrom­nie wzro­sła, o tyle w wyniku prze­mian gospo­dar­czych prócz zwy­cięz­ców poja­wili się także prze­grani. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku wielu nie­ren­tow­nym chiń­skim przed­się­bior­stwom pań­stwo­wym pozwo­lono upaść, co dla nawet trzy­dzie­stu milio­nów pra­cow­ni­ków ozna­czało utratę pracy. Ludzie, któ­rzy przy­na­le­żeli do prze­my­sło­wych elit klasy pra­cu­ją­cej, stra­cili swoje miej­sce w spo­łe­czeń­stwiek24. Tak więc w Chi­nach – podob­nie jak w Rosji, Wiel­kiej Bry­ta­nii czy Sta­nach Zjed­no­czo­nych – zaist­niała grupa star­szych, gorzej wykształ­co­nych robot­ni­ków, goto­wych zaufać sil­nemu przy­wódcy, który obieca przy­wró­cić stare, dobre czasy.

Zarówno w Chi­nach, jak i w Indiach desta­bi­li­zu­jące skutki okresu gwał­tow­nej glo­ba­li­za­cji – w tym masowa migra­cja ludzi i prze­my­słu – spo­tę­go­wały nostal­giczną atrak­cyj­ność spo­koj­niej­szej, bar­dziej homo­ge­nicz­nej i sku­pio­nej na naro­dzie prze­szło­ści. Co wię­cej, w więk­szo­ści kra­jów roz­wi­ja­ją­cych się ogromną popu­lar­ność zyskało prze­ko­na­nie, że za sprawą korup­cji zyski z glo­ba­li­za­cji w olbrzy­miej czę­ści tra­fiły do usto­sun­ko­wa­nych elit. W efek­cie oby­wa­tele zaczęli się doma­gać bez­kom­pro­mi­so­wego przy­wódcy, który byłby w sta­nie poza­my­kać zło­czyń­ców w wię­zie­niach. Xi Jin­ping zaraz po doj­ściu do wła­dzy uczy­nił ze swo­jej kam­pa­nii anty­ko­rup­cyj­nej naj­waż­niej­szy ele­ment poli­tyki kra­jo­wej. Na podob­nej zasa­dzie wize­ru­nek Naren­dry Modiego jako zwy­kłego czło­wieka, który wzniósł się ponad swe skromne pocho­dze­nie, sta­nowi pod­stawę jego poli­tycz­nej atrak­cyj­no­ści, pozwa­la­jąc mu twier­dzić, że potrafi two­rzyć nowe moż­li­wo­ści sfru­stro­wa­nym przed­sta­wi­cie­lom klasy śred­niej oraz miesz­kań­com mało­mia­stecz­ko­wych Indii.

Wielu przy­wód­ców rzą­dzą­cych silną ręką w kra­jach nie­za­li­cza­nych do zachod­nich wyko­rzy­stało fru­stra­cje zro­dzone przez słabe pań­stwa, które zda­wały się nie­zdolne do pora­dze­nia sobie z prze­stęp­czo­ścią uliczną i korup­cją elit. Zarówno Rodrigo Duterte na Fili­pi­nach, jak i Jair Bol­so­naro w Bra­zy­lii tra­fili ze swoim prze­ka­zem do ludzi wystra­szo­nych wyso­kimi wskaź­ni­kami zabójstw w mia­stachk25. Bol­so­naro doszedł do wła­dzy na fali publicz­nego znie­sma­cze­nia, gdy skan­dale odsło­niły skalę wszech­obec­nej korup­cji na naj­wyż­szych szcze­blach poli­tyki i biz­nesu.

Poprzez uzna­nie elit en masse za sko­rum­po­wane i ego­istyczne, a także okre­śle­nie sys­temu jako „usta­wio­nego” prze­ciwko sza­remu czło­wie­kowi, popu­li­ści dopo­mo­gli w powsta­niu zapo­trze­bo­wa­nia na kogoś z zewnątrz – kogoś sil­nego, goto­wego wziąć się za bary z zepsu­tym, glo­ba­li­stycz­nym esta­bli­sh­men­tem i wystą­pić w obro­nie zwy­kłych ludzi.

Lecz w poli­tyce sil­nej ręki nie cho­dzi jedy­nie o gospo­darkę. Auto­kra­tyczni lide­rzy naprawdę docho­dzą do głosu dopiero w sytu­acji, gdy bolączki gospo­dar­cze połą­czy się z szer­szymi powo­dami do obaw – takimi jak imi­gra­cja, prze­stęp­czość czy upa­dek narodu.

Wielu z tych nowego rodzaju przy­wód­ców sku­piło się przede wszyst­kim na zagad­nie­niu migra­cji. Pod­czas gdy za sym­bol epoki libe­ral­nej, która nastą­piła po zim­nej woj­nie, można uznać znisz­cze­nie muru ber­liń­skiego, sym­bolem ery rzą­dzą­cych silną ręką stało się zapo­trze­bo­wa­nie na nowe mury – „wielki, piękny mur”, który Trump obie­cał posta­wić na gra­nicy z Mek­sy­kiem, zapory wznie­sione przez Vik­tora Orbána, aby powstrzy­mać syryj­skich uchodź­ców przed dosta­niem się na Węgry, mur wybu­do­wany przez rząd Ben­ja­mina Netan­jahu w celu odgro­dze­nia Izra­ela od tery­to­riów pale­styń­skich.

Z punktu widze­nia sil­no­rę­kich popu­li­stów nie­któ­rzy migranci są ewi­dent­nie mniej mile widziani od innych. Jed­nym z pierw­szych aktów Trumpa w roli pre­zy­denta była nie­udana próba zakazu wjazdu do Sta­nów Zjed­no­czo­nych dla wszyst­kich muzuł­ma­nów. Zresztą wyraźną nutę isla­mo­fo­bii da się zauwa­żyć wśród przed­sta­wi­cieli nacjo­na­li­stycz­nego popu­li­zmu zarówno na Zacho­dzie, jak i w Azji. Według ame­ry­kań­skiej i euro­pej­skiej skraj­nej pra­wicy muzuł­mań­ska imi­gra­cja sta­nowi zagro­że­nie dla prze­trwa­nia „cywi­li­za­cji jude­ochrze­ści­jań­skiej”.

Mniej­szo­ści muzuł­mań­skie są też ulu­bio­nym celem dla auto­ry­tar­nych przy­wód­ców azja­tyc­kich. W Chi­nach rząd Xi Jin­pinga pod­jął nad­zwy­czajny i zło­wiesz­czy wysi­łek w celu „reedu­ka­cji” muzuł­ma­nów z Sin­kiangu, oskar­ża­nych jed­no­cze­śnie o sepa­ra­tyzm i sprzy­ja­nie ter­ro­ry­zmowi. Ponad milion muzuł­ma­nów zesłano do obo­zów reedu­ka­cyj­nych, co zda­niem nie­któ­rych ozna­cza naj­więk­sze masowe uwię­zie­nie od cza­sów dru­giej wojny świa­to­wej. Admi­ni­stra­cja zarówno Trumpa, jak i Bidena odwa­żyła się okre­ślić spo­sób trak­to­wa­nia Ujgu­rów mia­nem ludo­bój­stwak26.

Anty­mu­zuł­mań­skie resen­ty­menty sta­no­wią też sedno poli­tycz­nej atrak­cyj­no­ści Naren­dry Modiego, to na nich zresztą opiera się część naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nych decy­zji indyj­skiego pre­miera. W 2019 roku Modi zniósł spe­cjalny sta­tus zamiesz­ka­łego w więk­szo­ści przez muzuł­ma­nów stanu Dżammu i Kasz­mir, czemu towa­rzy­szyły masowe aresz­to­wa­nia, godzina poli­cyjna i odłą­cze­nia inter­netu. Szef indyj­skiego rządu zagro­ził rów­nież wygna­niem bądź uwię­zie­niem setek tysięcy muzuł­ma­nów ze stanu Assam, oskar­ża­nych o to, że w isto­cie są nie­le­gal­nymi imi­gran­tami.

Sil­no­ręcy przy­wódcy czę­sto wyko­rzy­stują głę­boko zako­rze­niony w domi­nu­ją­cej więk­szo­ści lęk, że zosta­nie ona zmu­szona do prze­pro­wadzki, przy oka­zji któ­rej ponie­sie ogromne straty kul­tu­rowe i eko­no­miczne. Teo­ria spi­skowa, według któ­rej muzuł­ma­nie pla­nują prze­jąć Zachód, została roz­pro­pa­go­wana przez takich auto­rów jak Fran­cuz Renaud Camus, któ­rego książka Le grand rem­pla­ce­ment [Wiel­kie zastą­pie­nie] stała się hołu­bio­nym tek­stem skraj­nej pra­wicy. Na Węgrzech Vik­tor Orbán ogło­sił, że wraz z masową migra­cją zagro­żone jest wręcz prze­trwa­nie narodu węgier­skiego. W Izra­elu Ben­ja­min Netan­jahu prze­pchnął ustawę, która defi­niuje Izrael jako pań­stwo narodu żydow­skiego, po czę­ści w odpo­wie­dzi na domnie­mane zagro­że­nie demo­gra­ficzne ze strony arab­skiej mniej­szo­ści.

Per­spek­tywa, wedle któ­rej obecna biała więk­szość w Sta­nach Zjed­no­czo­nych do 2045 roku sta­nie się mniej­szo­ścią, pomo­gła pod­sy­cić spo­łeczne i rasowe lęki, które wynio­sły do wła­dzy Donalda Trumpa. Bada­cze spo­łeczni usta­lili, że zanie­po­ko­je­nie zmia­nami raso­wymi i demo­gra­ficz­nymi pozwa­lało w znacz­nym stop­niu prze­wi­dzieć czy­jeś popar­cie dla Trumpa. Nie­któ­rzy prze­ni­kliwi obser­wa­to­rzy wyra­żają wręcz wąt­pli­wość, czy sama demo­kra­cja będzie w sta­nie wytrzy­mać pre­sję rywa­li­za­cji raso­wych i kon­ku­ren­cji grup spo­łecz­nych. Jak to wyra­ził w 2020 roku Barack Obama: „Ame­ryka to pierw­szy praw­dziwy eks­pe­ry­ment z budowy dużej, wie­lo­et­nicz­nej, wie­lo­kul­tu­ro­wej demo­kra­cji. I wciąż nie wiemy, czy się nam uda…”k27.

Mate­riał dowo­dowy, jakiego dostar­czają inne duże, wie­lo­et­niczne i wie­lo­kul­tu­rowe demo­kra­cje, takie jak Bra­zy­lia i Indie, nie nastraja pod tym wzglę­dem szcze­gól­nie opty­mi­stycz­nie. Spis powszechny prze­pro­wa­dzony w 2010 roku w Bra­zy­lii ujaw­nił, że po raz pierw­szy bia­łych Bra­zy­lij­czy­ków było mniej ani­żeli ich czar­nych i mie­sza­nych roda­ków. Dys­kurs poli­tyczny bra­zy­lij­skiej skraj­nej pra­wicy przy­po­mina argu­men­ta­cję sto­so­waną przez poplecz­ni­ków Trumpa w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Zwo­len­nicy Bol­so­naro czę­sto pod­no­sili, że lewica doszła do wła­dzy w spo­sób nie­le­galny, kupu­jąc głosy mniej­szo­ści raso­wych poprzez trans­fery socjalne bądź też bez­po­śred­nią korup­cję.

Strach przed utratą sta­tusu więk­szo­ści wydaje się mniej racjo­nalny w przy­padku wyznaw­ców hin­du­izmu w Indiach, któ­rzy sta­no­wią nie­malże 80 pro­cent popu­la­cji kraju. To jed­nak nie powstrzy­mało czo­ło­wych postaci w kie­ro­wa­nym przez Modiego ugru­po­wa­niu BJP przed roz­pę­ta­niem kam­pa­nii prze­ciwko tak zwa­nemu „dżi­ha­dowi miło­ści” – rze­ko­memu spi­skowi, w ramach któ­rego muzuł­ma­nie mie­liby się żenić z hin­du­skami w celu osła­bie­nia czy­sto­ści narodu. Pięć sta­nów rzą­dzo­nych przez Indyj­ską Par­tię Ludową wpro­wa­dziło bądź roz­wa­żało wpro­wa­dze­nie praw mają­cych prze­ciw­dzia­łać „dżi­ha­dowi miło­ści”k28.

Auto­ry­ta­ryzm by­naj­mniej nie chroni przed tego rodzaju etnicz­nymi oba­wami i napię­ciami. W Chi­nach około 92 pro­cent popu­la­cji sta­no­wią Chiń­czycy Han. A mimo to okres rzą­dów Xi Jin­pinga cha­rak­te­ry­zuje się nara­sta­jącą para­noją i nie­to­le­ran­cją wobec mniej­szo­ści raso­wych i etnicz­nych. Chen Quan­guo, który z ramie­nia Komu­ni­stycz­nej Par­tii Chin nad­zo­ruje repre­sje w Sin­kiangu, wcze­śniej dosko­na­lił swoją tak­tykę przy­mu­so­wej asy­mi­la­cji w Tybe­cie.

Goto­wość „wzię­cia się” za nie­po­pu­larne grupy – cudzo­ziem­ców, migran­tów, muzuł­ma­nów – sta­nowi inte­gralny ele­ment atrak­cyj­no­ści sil­no­rę­kich przy­wód­ców. Ich maczy­stow­skie emploi ozna­cza też, że z dużym praw­do­po­do­bień­stwem będą się odwo­ły­wać do tra­dy­cyj­nej wizji męskiej siły, oka­zu­jąc wzgardę femi­ni­zmowi i pra­wom spo­łecz­no­ści LGBT. W cza­sach, gdy oby­czaje spo­łeczne pod­le­gają dyna­micz­nym zmia­nom – i to nie tylko na Zacho­dzie – takie odwo­ły­wa­nie się do tra­dy­cyj­nych war­to­ści spo­łecz­nych sta­nowi potężną i być może nie­do­ce­nioną broń w arse­nale nowych reżi­mów auto­ry­tar­nych. W kra­jach tak róż­nych jak Stany Zjed­no­czone, Rosja, Bra­zy­lia, Wło­chy i Indie da się wyróż­nić liczną grupę nie­za­do­wo­lo­nych męż­czyzn (a także pewne grono tra­dy­cyj­nie nasta­wio­nych kobiet) pod­eks­cy­to­wa­nych wizją sta­ro­mod­nego sil­nego przy­wódcyk29.

To, w jak wiel­kim stop­niu linią podziału mię­dzy popu­li­stycz­nymi auto­kra­tami a ich libe­ral­nymi kon­ku­ren­tami jest płeć, wyra­zi­ście uka­zały wybory pre­zy­denc­kie w Sta­nach Zjed­no­czo­nych w 2016 roku. Kiedy świa­tło dzienne ujrzało nagra­nie, na któ­rym Trump chwa­lił się tym, że „łapie kobiety za cipkę”, wiele osób w jego obo­zie oba­wiało się, że ich kan­dy­dat już się nie pod­nie­sie. Lecz skan­dal ten nie prze­szko­dził mu w odnie­sie­niu zwy­cię­stwa. Męż­czyźni w nie­pro­por­cjo­nal­nie więk­szej licz­bie woleli zagło­so­wać na Trumpa ani­żeli na Hil­lary Clin­ton. Moż­liwe więc, że lęk przed kobietą-pre­zy­dentką oka­zał się w wybo­rach z 2016 roku sil­niej­szym czyn­ni­kiem ani­żeli odraza wobec męż­czy­zny, który „łapie za cipki”.

Maczy­stow­ski język i postawy przy­bie­rają jesz­cze jaskraw­sze formy u sil­no­rę­kich przy­wód­ców poza Sta­nami Zjed­no­czo­nymi. Rodrigo Duterte pew­nego razu nik­czem­nie „zażar­to­wał”, jak to żałuje, że nie dane mu było uczest­ni­czyć w zbio­ro­wym gwał­cie na zamor­do­wa­nej misjo­narce. W Bra­zy­lii Jair Bol­so­naro wyznał nie­gdyś, że gdyby kie­dy­kol­wiek natknął się na ulicy na cału­ją­cych się męż­czyzn, to ude­rzyłby ich pię­ścią w twarz. Mat­teo Salvini, który aspi­ruje do roli sil­no­rę­kiego przy­wódcy Włoch, machał ze sceny napom­po­wa­nymi sek­slal­kami, porów­nu­jąc do nich swoje poli­tyczne kon­ku­rentki. Wła­di­mir Putin rów­nież sta­rał się zyskać popar­cie pośród kul­tu­ro­wych kon­ser­wa­ty­stów, zarówno zachod­nich, jak i rosyj­skich, regu­lar­nie kry­ty­ku­jąc sza­leń­stwa „popraw­no­ści poli­tycznej” na Zacho­dzie ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem kwe­stii praw osób LGBT i femi­ni­zmu. Kiedy spy­ta­łem Kon­stan­tina Mało­fie­jewa, jed­nego z ide­olo­gów puti­ni­zmu, co uważa za esen­cję zachod­niego libe­ra­li­zmu, ujął to nastę­pu­jąco: „Żad­nych gra­nic mię­dzy pań­stwami i żad­nego roz­róż­nie­nia mię­dzy męż­czyznami a kobie­tami”k30.

Nacjo­na­lizm i tra­dy­cjo­na­lizm kul­tu­rowy nowych auto­kra­tów ozna­czają, że pod wie­loma wzglę­dami są to wodzo­wie nasta­wieni nostal­gicz­nie i spo­glą­da­jący wstecz. W jed­nym klu­czo­wym aspek­cie sil­no­ręcy przy­wódcy oka­zują się jed­nak nad wyraz na bie­żąco ze swo­imi cza­sami: poza kil­koma wyjąt­kami bar­dzo spraw­nie posłu­gują się mediami spo­łecz­no­ścio­wymi. Poja­wie­nie się nowych form komu­ni­ka­cji poli­tycz­nej zasi­liło zwrot ku poli­tyce sil­nej ręki. Trump uczy­nił z Twit­tera swoje pod­sta­wowe narzę­dzie komu­ni­ka­cji. W ten spo­sób nawią­zał bez­po­śred­nią łącz­ność z wybor­cami z pomi­nię­ciem „fake-new­so­wych mediów”. Oso­bi­sta więź auto­kra­tycz­nego przy­wódcy i jego zwo­len­ni­ków ma klu­czowe zna­cze­nie dla powsta­nia kultu jed­nostki, a Twit­ter jest w tym celu ide­al­nym medium. W ten spo­sób bra­zy­lij­scy użyt­kow­nicy tej plat­formy obser­wu­jący Bol­so­naro ule­gli fascy­na­cji czło­wie­kiem, któ­rego obwo­łali „legendą”. Rów­nież indyj­ska par­tia BJP potrafi korzy­stać z mediów spo­łecz­no­ścio­wych, zaprzę­ga­jąc Face­bo­oka i Twit­tera do budowy popar­cia dla Modiego i do zastra­sza­nia jego prze­ciw­ni­ków.

Face­book i Twit­ter ode­grały klu­czową rolę w pod­ko­py­wa­niu roli tra­dy­cyj­nych mediów jako arbi­tra oddzie­la­ją­cego infor­ma­cje praw­dziwe od fik­cyj­nych. Jeśli cho­dzi o wyko­rzy­sty­wa­nie Face­booka, szlaki prze­tarli dzia­ła­cze kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej Rodriga Duterte w 2016 roku, roz­po­wszech­nia­jąc zmy­ślone histo­rie pre­zen­tu­jące w pozy­tyw­nym świe­tle ich kan­dy­data. Przed­sta­wi­ciele zarządu tego ser­wisu okre­ślili potem Fili­piny jako „pacjenta zero”. Parę mie­sięcy póź­niej roz­po­wszech­nie­nie się na Face­booku tre­ści sprzy­ja­ją­cych Trum­powi rów­nież ode­grało new­ral­giczną rolę w tym, że i Ame­ryka docze­kała się swego sil­no­rę­kiego przy­wódcy. Pod­czas gdy tra­dy­cyjne media mają za zada­nie docie­kać, czy dana infor­ma­cja jest praw­dziwa, Face­book pyta swo­ich użyt­kow­ni­ków, czy dany post im się podoba, czy też nie – odwo­łuje się zatem do emo­cji i lojal­no­ści, nie zaś do roz­sądku. Bada­nia prze­pro­wa­dzone w Wiel­kiej Bry­ta­nii pod­czas pan­de­mii COVID-19 wyka­zały, że ludzie, któ­rzy więk­szość wia­do­mo­ści czer­pią z mediów spo­łecz­no­ścio­wych, są znacz­nie bar­dziej skłonni uwie­rzyć w teo­rie spi­skowe. Około 45 pro­cent osób, które wie­rzyły, że rząd umyśl­nie zawyża liczbę zgo­nów spo­wo­do­wa­nych przez COVID-19, więk­szość infor­ma­cji czer­pała z Face­booka; spo­śród tych, któ­rzy odrzu­cali tę teo­rię spi­skową, jedy­nie 19 pro­cent trak­to­wało ser­wis jako swoje źró­dło infor­ma­cjik31.

W począt­ko­wym okre­sie ist­nie­nia inter­netu libe­ralni opty­mi­ści żywili prze­ko­na­nie, że swo­bodny prze­pływ infor­ma­cji nie­uchron­nie będzie sprzy­jać demo­kra­cji, ponie­waż auto­ry­tar­nym wład­com trud­niej będzie cen­zu­ro­wać wia­do­mo­ści. Jest w tym tro­chę prawdy. Nie bez powodu Chiny zablo­ko­wały dostęp do Twit­tera, YouTube’a i Face­bo­oka. W Rosji Alek­siej Nawalny korzy­stał z YouTube’a do publi­ko­wa­nia wysoce szko­dli­wych dla wła­dzy fil­mo­wych mate­ria­łów śled­czych doku­men­tu­ją­cych korup­cyjne poczy­ta­nia Putina i kręgu jego współ­pra­cow­ni­ków. Lecz opty­mizm zwią­zany z wyzwa­la­ją­cym poten­cja­łem mediów spo­łecz­no­ścio­wych należy poważ­nie powścią­gnąć. Nowe plat­formy spo­łecz­no­ściowe oka­zały się zara­zem ide­al­nym śro­do­wi­skiem dla roz­woju ulu­bio­nej przez sil­no­rę­kich przy­wód­ców formy komu­ni­ka­cji poli­tycz­nej, to jest slo­ga­nów bądź nie­wia­ry­god­nych twier­dzeń, które odwo­łują się do emo­cji i z dużą dozą praw­do­po­do­bień­stwa będą dys­try­bu­owane przez swo­ich zwo­len­ni­ków na tyle prędko, że tra­dy­cyjne media nie zdążą ich zwe­ry­fi­ko­wać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Wyli­cze­nia te skom­pi­lo­wał Max Roser z Mar­tin School na Uni­wer­sy­te­cie Oks­fordz­kim, opie­ra­jąc się na danych z pro­jektu Varie­ties of Demo­cracy. Patrz: our­worl­din­data.org [dostęp: 11.11.2022]. [wróć]

2. Fre­edom House, Fre­edom in the World 2021: Demo­cracy under siege, https://fre­edom­ho­use.org/report/fre­edom-world/2021/demo­cracy-under-siege [dostęp: 11.11.2022]. [wróć]

3. Cytat za: M. Hasan, It wasn’t just Trump – every US pre­si­dent has got­ten Putin wrong’ MSNBC, 16 czerwca 2021. [wróć]

4. B. Par­kin, R. Buer­gin, Mer­kel says Rus­sia risks harm to itself with nine­te­enth cen­tury ways, Blo­om­berg, 13 marca 2014. [wróć]

5.A Tur­kish Suc­cess Story, „New York Times”, 28 stycz­nia 2004. [wróć]

6. N. Kri­stof, Looking for a Jump-Start in China, „New York Times”, 5 stycz­nia 2013. Na ten frag­ment zwró­cił moją uwagę Richard McGre­gor w: Xi Jin­ping: The Bac­klash, Lowy Insti­tute, Syd­ney 2019, s. 9. [wróć]

7. T.L. Fried­man, Let­ter from Saudi Ara­bia, „New York Times”, 25 listo­pada 2015. [wróć]

8. Tenże, Saudi Ara­bia’s Arab Spring At Last, „New York Times”, 23 listo­pada 2017. [wróć]

9. G. Rach­man, India needs a jolt and Modi is a risk worth taking, „Finan­cial Times”, 28 kwiet­nia 2014. [wróć]

10. Fre­edom House, Fre­edom in the World 2020: A Leader­less Strug­gle for Demo­cracy, https://fre­edom­ho­use.org/report/fre­edom-world/2020/leader­less-strug­gle-demo­cracy [dostęp: 11.11.2022]. [wróć]

11. R. Fra­zin, Biden calls Boris John­son a phy­si­cal and emo­tio­nal clone of Trump, „The Hill”, 13 grud­nia 2019. [wróć]

12. Zob. M. Ges­sen, Auto­cracy rules for survi­val, „New York Review of Books”, 10 listo­pada 2016. Dla kon­tra­stu, pod­czas zim­nej wojny sowieccy dysy­denci zazwy­czaj nie trak­to­wali poważ­nie zachod­nich libe­ra­łów, któ­rzy twier­dzili, iż dopa­trują się podo­bieństw mię­dzy ZSRR a Sta­nami Zjed­no­czo­nymi. [wróć]

13.Trump Defends Putin Kil­ling Jour­na­li­sts, Daily Beast, 13 kwiet­nia 2017. [wróć]

14. R. Mit­ter, The world China wants, „Fore­ign Affa­irs”, sty­czeń 2021. [wróć]

15. R. Guha, Modi per­so­na­lity cult runs con­trary to BJP’s own objec­tions to wor­ship of indi­vi­du­als, Scroll.in, 2 sierp­nia 2020. [wróć]

16. Tamże. [wróć]

17. Mate­riał fil­mowy agen­cji Reu­ters, 14 kwiet­nia 2020. [wróć]

18. Cytat za: Get­ting off the train, „The Eco­no­mist”, 6 lutego 2016. [wróć]

19. Zob. N. Rach­man, The Sim­ple­ton Mani­fe­sto, „Per­su­asion”, 15 paź­dzier­nika 2020. [wróć]

20. J. John­ston, Boris John­son bla­sted over cla­ims deep state is betray­ing Bre­xit, Poli­tics Home, 14 stycz­nia 2019. [wróć]

21. Roz­mowa z auto­rem, Ber­lin, paź­dzier­nik 2019. [wróć]

22. Tamże. [wróć]

23. F. Hill, There is Nothing For You Here: Fin­ding Oppor­tu­nity in the 21st Cen­tury, Mari­ner Books, Boston 2021, s. 224. [wróć]

24.No job, no house, no welfare, „The Eco­no­mist”, 30 maja 1998. [wróć]

25. Zob. R. Foa, Why strong­men win in weak sta­tes, „Jour­nal of Demo­cracy”, sty­czeń 2021. [wróć]

26.Geno­cide aside, „The Eco­no­mist”, 13 lutego 2021. [wróć]

27. J. Gold­berg, Why Obama fears for our demo­cracy, „Atlan­tic”, listo­pad 2020. [wróć]

28.Can you foil the love toni­ght?, „The Eco­no­mist”, 19 listo­pada 2020. [wróć]

29. Istotne zna­cze­nie maczy­stow­skich postaw dla sil­no­rę­kich przy­wód­ców na prze­strzeni dzie­jów, takich jak Mus­so­lini, Kadafi, Putin i inni, sta­nowi ważny wątek w książce Ruth Ben-Ghiat pod tytu­łem Strong­men: How They Rise, Why They Suc­ceed, How They Fall, Pro­file Books, Lon­don 2020. [wróć]

30. Roz­mowa z auto­rem, Moskwa, sier­pień 2019. [wróć]

31. M. Easton, Coro­na­vi­rus: Social media spre­ading virus con­spi­racy the­ories, BBC, 18 czerwca 2020. [wróć]