Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wciągająca historyczna opowieść osadzona w czasach panowania Zygmunta Wazy.
Żyjący w Szwecji młody Szkot Jakub Murray po koronacji Zygmunta Wazy związał swe losy z ludźmi króla. Po latach został kapitanem królewskiego galeonu. Mimowolnie wciągnięty został w wiry wielkiej polityki, tropi szpiegów kanclerza Oxensiernyi kardynała Richelieu. Towarzyszą mu zaufany bosman Johan i wysłannik króla Stanisław Kazanowski.
Tomasz Kuls zabiera naszych bohaterów w historyczne realia epoki, rysując obraz zdrad, niespodziewanych przyjaźni i codzienności, która przynosi kolejne wyzwania, oraz wyborów, które doprowadziły ostatecznie do zguby królewskiej floty.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 302
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PROLOG
Dzień był piękny, a słońce przygrzewało mocno. Na osłoniętych od północnego wiatru skrawkach ziemi, zachęcone ciepłem wiosennego słońca, wschodziły pierwsze polne kwiaty. Powietrze rozbrzmiewało głosami ptaków, które po południowej drzemce wyraźnie się ożywiły. Jak co roku, Magnus Murray razem z synem przyszedł na grób żony. Pierwszy dzień wiosny, który dla wszystkich niesie nadzieję i radość, dla nich na zawsze miał się kojarzyć ze smutkiem i zwątpieniem. Stali w milczeniu, patrząc na prostą kamienną płytę, na której znajdowała się lakoniczna informacja:
Megan Murray córka Roberta MacGregora
1565–1582
Ojciec i syn czuli się opuszczeni i samotni. Megan zmarła dokładnie pięć lat wcześniej. Siedmioletni Jakub był już na tyle duży, że zaczynał pojmować, czym jest śmierć. Wierzył oczywiście, że jego mama, której nawet nie pamiętał, jest w niebie, ale w tym roku po raz pierwszy zdał sobie sprawę, kim była kobieta, na której grób prowadzał go ojciec. Do tej pory tak naprawdę nie rozumiał znaczenia słowa „matka”.
Dwa tygodnie wcześniej całą Szkocję obiegła straszna wiadomość. Została stracona ich królowa, Maria. Mały Jakub nieraz słyszał, jak ludzie opowiadali o nieszczęściu i niesprawiedliwości, które spotkały Marię Stuart. Oskarżana o spisek i zdradę królowa przez lata była więziona. Współczuł królowi Jakubowi, wychowującemu się, tak jak on, bez matki. Na swój dziecięcy sposób żałował też królowej, która oddzielona od syna, z honorem i dumą znosiła swój los. Ojciec nieraz mówił mu, że nazwali go na cześć króla, a Jakub był dumny ze swego imienia.
Małej głowy nie nurtowały problemy dorosłych. Wszyscy mieli nadzieję, że kiedy umrze królowa Anglii Elżbieta i Karol Szkocki, następca tronu Anglii, zacznie panować, skończą się prześladowania katolików. Szkoci wierzyli, że król porzuci herezje, uzna zwierzchnictwo papieża i przywróci w kraju prawdziwą wiarę. Jednak teraz, po tym co się stało, ludzie nie mogli zrozumieć jak to możliwe, że syn za cenę korony Anglii, zgodził się na egzekucję własnej matki.
Magnus przykucnął przed synem. Przytulił go mocno, a następnie, trzymając dłonie na jego ramionach, powiedział.
– Musimy już iść, Jakubie, pożegnaj się z mamą.
Wyprostował się, raz jeszcze spojrzał na grób żony, uczynił na piersiach znak krzyża i poprowadził Jakuba w stronę miasta. Schodzili w kierunku rzeki, pozostawiając za sobą cmentarz i kościół św. Jana. Idąc w kierunku mostu, widzieli ostatnie powracające z morza łodzie. Przy kamiennym północnym nabrzeżu stały kupieckie galeony, które miały zabrać na południe szkocką i irlandzką wełnę. Zatrzymali się pośrodku mostu. Mieli teraz przed sobą całe Ayr, które w poświacie zachodzącego słońca stanowiło szarobrunatną plamę na tle różowiejących, spokojnych wód cieśniny. W zapadającym mroku majaczyły wieże kościołów. Nad południowym brzegiem wznosiły się, pamiętające czasy założenia miasta, kamienne wysokie mury.
– Tak – mruczał pod nosem Magnus – ten kraj naznaczony jest zdradą... Opowiadałem ci już, kto to był Robert Bruce? – zapytał syna. Jakub, patrząc na ojca, przecząco pokręcił głową. Magnus puścił rączkę syna i zaczął opowiadać. – Niemal trzysta lat temu Robert Bruce, ten sam, który założył nasze Ayr, został królem Szkocji. Zanim do tego doszło, w kraju wybuchło powstanie przeciw Anglikom. Naszych ludzi do walki poprowadził William Wallace. To był dzielny człowiek, który honor i wolność cenił ponad życie. Robert Bruce początkowo poparł Wallace’a, ale potem pozazdrościł mu szacunku, którym obdarzył Williama nasz lud. Dopuścił, by Anglicy pojmali Williama.. Rok po tym jak poćwiartowane szczątki Williama Wallace’a zawisły na bramach Londynu, Bruce stanął do walki o władzę w Szkocji. Walczył ze wszystkimi, ze szkockimi panami i z Anglikami. W kościele franciszkanów w Dumfries zabił w pojedynku swojego głównego rywala do tronu szkockiego, Johna Comyna, potem w bitwie pobił klan Comynów i MacDugallów, a potem...
Magnus przerwał, odwracając głowę. Z tyłu dobiegło go wołanie.
– Witaj, Magnusie! – rzucił człowiek, który szybkim krokiem zbliżał się do Murrayów.
– Witaj, Conorze. Też byłeś u Megan?
Conor MacGregor, jego szwagier, był szyprem na jednym z kupieckich galeonów Alexandra de Valance, earla Pembroke.
– Wołam za wami już dobrą chwilę – odparł zasapany mężczyzna. – O czym tak zawzięcie opowiadasz, że nie słyszysz, co się wkoło dzieje?
– O Robercie Brusie, wujku, i o tym jak poćwiartowali Williama Wallace’a – zawołał z podnieceniem Jakub, którego opowiadanie ojca najwyraźniej wciągnęło.
– Daj spokój, Magnusie, chcesz, żeby mały miał koszmarne sny?
Obaj roześmiali się, a ponieważ słońce skryło się już za horyzontem, ruszyli w stronę wybrzeża. Szli wybrukowaną drogą, która oddzielała kamienne północne nabrzeże od stojących szeregiem kantorów i magazynów. Życie w tej części miasta powoli zamierało. Tawerny, w których marynarze spędzali wolny od służby czas, były zgromadzone w obrębie starych murów. Tu przechadzali się tylko pilnujący dobytku kupców strażnicy i kobiety mające nadzieję spotkać spragnionego miłości marynarza.
– Dawno wróciłeś? – zapytał Magnus.
– Wczoraj. Dwa tygodnie jechałem z Portland. Porzuciłem pracę na statkach Earla Pembroke. Bóg mi świadkiem, nie mam zamiaru umierać, walcząc przeciwko katolikom.
Magnus w niemym geście zdziwienia uniósł brwi..
– Tak, bracie, szykuje się wojna z Hiszpanem. Na południu Lord Drake zbiera flotę, a teraz kiedy ścięto królową Marię, nic chyba nie uratuje pokoju. Katoliccy królowie poczuli się obrażeni. Myślę, że tak naprawdę mało ich obchodzi los Marii, raczej wykorzystają to jako pretekst, by wszcząć wojnę i osłabiając Anglię, umocnić swoje panowanie.
– Tak – westchnął w zamyśleniu Magnus Murray. – O tym właśnie opowiadałem Jakubowi, o wiarołomstwie i niegodziwości, jaka ciąży nad historią Szkocji. Conor, zatrzymasz się u nas? – spytał, zmieniając temat rozmowy. – Mam pyszną pieczeń jagnięcą i baryłkę przedniego wina. Fetowaliśmy w zeszłym tygodniu spuszczenie na wodę nowego kadłuba.
– Z radością, bracie – odparł Conor. – Przy ogniu i winie zdecydowanie lepiej się rozmawia.
Przy blasku księżyca, który towarzyszył poświacie kończącego się dnia, dotarli do domu. Była to mała chata przylepiona do skały nad samą zatoką. Woda była spokojna jak jezioro, bezchmurne niebo i brak wiatru zapowiadały nocne przymrozki. Magnus zamknął drzwi i zaczął rozpalać ogień, mały Jakub stawiał na stół misę z mięsem i kubki na wino.
Conor jak zawsze snuł opowieści o zamorskich krainach, o błękitnym morzu, ciepłym wietrze i bajecznie kolorowych ptakach. Opowiadał o falach wyższych niż mury Ayr i dzikich mieszkańcach Nowego Świata, którzy idąc na wojnę, tak jak Szkoci, malowali swe twarze. Kiedy skończyli rozmawiać, dochodziła północ. Mały Jakub usnął już wcześniej i gdy dorośli rozmawiali, we śnie odwiedzał ciepłe kraje. Ogień zaczął przygasać. Magnus wstał, by poprawić koc, który zsunął się z pleców śpiącego syna.
– Więc mówisz, że w tym kraju nie mamy już czego szukać? – zwrócił się do Conora, siadając z powrotem przy stole. – Ta ziemia jest chyba przeklęta. Miast miłości bliźniego jeno zdrada, chciwość i niegodziwość.
– To smutne. Tak sobie myślę, że albo przyjmiemy herezję, albo pozostaniemy mieszkańcami drugiej kategorii. Ale powiedz, czy można żyć w miejscu gdzie od wieków panują wiarołomcy?
Zastygli w milczeniu, co jakiś czas podnosząc do ust kubki z winem.
– Cóż możemy zrobić, Magnusie? – podjął Conor po dłuższej chwili. – Budowniczy okrętów i szyper nie mają wielkiego wyboru. Zawsze będziemy związani z morzem. Tak czy inaczej czeka nas walka. Chyba że zostaniemy portowymi tragarzami. – Uśmiechnął się smutno, a w jego głosie pobrzmiewała ironia. – W końcu stać nas na wkupienie się do cechu.
– Muszę ci powiedzieć – odparł po chwili Magnus z powagą – że już od jakiegoś czasu myślałem o tym, by zostawić wszystko i wyjechać. Jest jeden kraj, gdzie moglibyśmy znaleźć zatrudnienie bez narażenia się na konieczność walki ze swoimi. Myślę o Szwecji. Tam król Jan sprzyja katolikom.
– Jezu Chryste! Magnus! Co ty mówisz? – Conor nie mógł opanować zdziwienia. – Czyżbyś naprawdę chciał wszystko porzucić?
– Właściwie nic mnie tu nie trzyma. Po śmierci Megan jesteś jedynym MacGregorem, który chce ze mną rozmawiać. Gdyby mi się coś stało, Jakub z pewnością skończyłby... – zawiesił głos, nie chcąc nawet mówić, co mogłoby spotkać jego syna. – Wszyscy moi zmarli w czasie zarazy w 1564. Jestem wolnym rzemieślnikiem. Dom jest wynajęty, a wszystko, co posiadam, zmieści się na małym wozie. – Po tym co teraz zrobił król Jakub, nie mam już wątpliwości. Przyłącz się do mnie, Conorze, zaczniemy nowe życie.
Ze wzrokiem utkwionym w żarzącym się polanie, stuknął kubkiem w stół, rozchlapując reszki wina.
– Może gdzie indziej, do kroćset, los będzie dla nas bardziej łaskawy!
– Może, bracie.
Conor nie potrafił w tej chwili nic więcej powiedzieć. Po trudach przebytej podróży, po wypitym winie, po rozmowie, której koniec był dla niego całkowitym zaskoczeniem, nie mógł jasno myśleć. Przeciągnął się, rozejrzał po wnętrzu skromnie urządzonego domu.
– Pewnie masz rację, ale tej nocy chyba nic więcej nie wymyślimy. Idźmy spać, a jutro porozmawiamy ze świeżymi głowami.
W milczeniu Magnus przygotował Conorowi posłanie przy ogniu, a sam położył się obok Jakuba. Przez jakiś czas jeszcze przewracał się z boku na bok. Gdy wreszcie zasnął, poczęły go dręczyć dziwne sny. Z jednej strony Megan patrzyła na niego smutnymi zielonymi oczami, a jej rude włosy wiatr co chwilę zwiewał na twarz. Po chwili przenosił się w nieznane strony, widział nieznane miasto, wysokie mury, kolorowe ściany, przeciskające się w różnych kierunkach tłumy przekupniów na ulicach. Wśród przechodniów ujrzał nagle rude loki Megan. Nie patrzyła na niego. Stała w milczeniu ze wzrokiem utkwionym w zachodzącym słońcu. Chciał do niej podejść, ale przesuwający się tłum poniósł go w kierunku nadchodzącego ze wschodu mroku.