O mężczyźnie, który widział dźwięki. Zagadki umysłu - Joanna Zaręba - ebook
NOWOŚĆ

O mężczyźnie, który widział dźwięki. Zagadki umysłu ebook

Joanna Zaręba

4,7

Opis

Poznaj fenomeny ludzkiego umysłu

Zanurz się w niesamowity, fascynujący, a czasem przerażający świat ludzkiego umysłu. Daj się porwać jego tajemnicom i poznaj jego zagadki – od ludzi czujących smak ludzkiego głosu, przez sawantów w oka mgnieniu dokonujących w swoich głowach oszałamiających obliczeń, aż do osób posługujących się echolokacją niczym nietoperze.

Ta książka jest idealna dla osób zafascynowanych niesamowitymi opowieściami. To kolekcja najbardziej niewiarygodnych historii o talentach, ale również o psikusach, jakie płata nam umysł. Mężczyźni rozwijający objawy ciąży, kiedy ich partnerki spodziewają się dziecka, zahipnotyzowani pacjenci poddawani bezbolesnym operacjom, ludzie, którzy dzielą swoje głowy z wieloma osobowościami.

Przygotuj się na podróż, która na zawsze zmieni twoje spojrzenie na potęgę i tajemnicę ludzkiego umysłu!

Joanna Zaręba – absolwentka Wydziału Biologii UW, z wykształcenia i zamiłowania nauczycielka, którą niezbadane koleje losu zaprowadziły do korporacji. W pracy kierowniczka sympatycznego zespołu, po godzinach coach kreatywności, pisarka, zapalona czytelniczka i opiekunka dwóch czarnych jak noc kocurów. Jej szerokie zainteresowania obejmują psychologię, filozofię, zarządzanie ludźmi i jakością, ale również czytelnicze zgłębianie tajemnic wszechświata, kolekcjonowanie minerałów i prowadzenie sennika.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 278

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Fa­scy­na­cja ludz­kim umy­słem i wła­ści­wo­ściami ludz­kiego móz­gu to coś, co łą­czy nas wszyst­kich. W tym kon­tek­ście teo­log od­naj­dzie pre­tekst do roz­wa­ża­nia na te­mat wol­nej woli lub ist­nie­nia nie­śmier­tel­nej du­szy, fi­lo­zof za­głębi się w roz­my­śla­nia o isto­cie czło­wie­czeń­stwa i na­tu­rze po­zna­nia, bio­log przyj­rzy się ewo­lu­cji struk­tur mó­zgo­wych, ana­tom za­chwyci się skom­pli­ko­waną bu­dową tego na­rządu, neu­ro­log z za­in­te­re­so­wa­niem po­chyli się nad wpły­wem uszko­dzeń mó­zgu na pro­cesy za­cho­dzące w ciele i umy­śle, psy­chia­tra w skom­pli­ko­wa­nej rów­no­wa­dze po­mię­dzy ludz­kimi do­świad­cze­niami a dzia­ła­niem neu­ro­tran­smi­te­rów po­szuka przy­czyn na­szego cier­pie­nia. Oczy­wi­ście po­zo­staje od wie­ków nie­roz­wią­zana za­gadka po­cho­dze­nia i za­sady dzia­ła­nia świa­do­mo­ści, która roz­pala umy­sły ba­da­czy z tak róż­no­rod­nych dzie­dzin, że aż trudno je wszyst­kie wy­mie­nić. Na­wet obecna eks­plo­zja za­in­te­re­so­wa­nia sztuczną in­te­li­gen­cją ma swoje ko­rze­nie w fa­scy­na­cji umy­słem. Można by długo tak wy­li­czać. Z tą za­gadką wiąże się tak wiele te­ma­tów, tak wiele nici pro­wa­dzi róż­nymi ko­ry­ta­rzami la­bi­ryntu wie­dzy, że da­łoby się o tym na­pi­sać od­dzielną książkę. Zresztą na pewno już ją na­pi­sano…

Ta książka jest jed­nak o czymś zu­peł­nie in­nym. Na­pi­sa­łam ją, żeby po­ka­zać ci, jak nie­sa­mo­wi­tymi two­rami są ludzki mózg i umysł. W tym mo­men­cie po­win­nam przy­znać się do cze­goś bar­dzo waż­nego – nie je­stem na­ukow­czy­nią, a to nie jest pod­ręcz­nik. Pi­szę tę książkę, po­nie­waż po­dob­nie jak ty je­stem za­fa­scy­no­wana świa­tem i jego za­gad­kami oraz wy­zwa­niami sto­ją­cymi przed na­uką. Za­bie­ram cię w tę po­dróż, żeby po­ka­zać, co po­wo­duje, że ten te­mat mnie po­rywa, i dla­czego uwa­żam, że prze­mówi rów­nież do cie­bie. Dla mnie – jako au­torki – jed­nym z wiel­kich wy­zwań były dwa słowa: mózg i umysł. To się może wy­da­wać dziwne, pi­szę prze­cież wła­śnie o nich, a na sa­mym po­czątku otwar­cie oświad­czam, że są one dla mnie pro­ble­ma­tyczne. Cóż… przy­naj­mniej mogę szcze­rze przy­znać, że nie je­stem sama z mo­imi trud­no­ściami. Mózg i umysł to para part­ne­rów w zbrodni, za któ­rymi uga­niają się naj­lepsi de­tek­tywi na­uki, pró­bu­jąc od­kryć ich wza­jemne po­wią­za­nia i róż­nice mię­dzy nimi. Cza­sami od­no­szą suk­cesy, nie­kiedy mu­szą się jed­nak pod­dać. Skąd bo­wiem bie­rze się umysł? Wiemy, że bez mó­zgu umysł nie po­jawi się na sce­nie, ale czy jest wy­łącz­nie jego wy­two­rem? Je­żeli spy­tasz ate­isty, za­pewne po­wie, że ow­szem, mózg wy­twa­rza umysł, a może po pro­stu świa­do­mość, a po jego śmierci nie ma już mowy o umy­śle. Osoba wie­rząca uzna za oczy­wi­ste, że nie­śmier­telna du­sza wy­maga przy­naj­mniej ja­kiejś czę­ści umy­słu, która prze­trwa śmierć mó­zgu. Przez długi czas, kiedy na­uka mu­siała funk­cjo­no­wać na pod­sta­wie re­li­gij­nych do­gma­tów, ten obo­wią­zu­jący po­gląd pro­wa­dził jed­nak do ko­lej­nego pro­blemu. Ma­riaż umy­słu z du­szą od­ry­wał świa­do­mość od ciała i pro­wa­dził ba­da­czy do na­stęp­nej za­gadki: umysł i du­sza jako nie­ma­te­rialne byty, które choć od­dzie­lone od tego, co za­wie­rają na­sze czaszki i na­sze ciała, mu­siały ja­koś na nie od­dzia­ły­wać. Jak jed­nak mia­łyby to ro­bić? Przez swój brak ma­te­rial­no­ści w in­te­rak­cjach z or­ga­ni­zmem przy­po­mi­na­łyby du­chy prze­ni­ka­jące przez ściany, po­zba­wione moż­li­wo­ści do­tknię­cia ich po dro­dze. Kar­te­zjusz (1596–1650), ma­te­ma­tyk, fi­zyk, fi­lo­zof re­li­gii i umy­słu, ba­dacz po­zna­nia, za­pro­po­no­wał wła­sne roz­wią­za­nie tej za­gadki – otóż du­sza i ciało miały spo­ty­kać się w je­dy­nej czę­ści mó­zgu, która nie była sy­me­tryczna, a za­tem wy­róż­niała się na tle in­nych, mia­no­wi­cie w szy­szynce. Tam wła­śnie ni­czym agrafka spi­na­jąca dwie war­stwy ma­te­riału znaj­do­wać się miało po­łą­cze­nie po­mię­dzy tym, co ma­te­rialne, i tym, co du­chowe. I cho­ciaż ta teo­ria oka­zała się błędna, to po­zo­sta­wiła swoje ślady w na­szej kul­tu­rze. Je­żeli ro­zej­rzysz się w in­ter­ne­cie za ma­te­ria­łami do­ty­czą­cymi czakr[1], zo­ba­czysz, że szy­szynka na­dal po­zo­staje nie­zwy­kle po­pu­lar­nym or­ga­nem wśród osób po­szu­ku­ją­cych roz­woju du­cho­wego. Trze­cie oko, zwią­zane wła­śnie z szy­szynką, uznaje się za cza­krę od­po­wie­dzialną za in­tu­icję, a na­wet ja­sno­wi­dze­nie. Przy odro­bi­nie wy­siłku znaj­dziesz ćwi­cze­nia po­zwa­la­jące ci je otwo­rzyć; rzecz ja­sna, pi­szę o tym z przy­mru­że­niem oka. Głów­nie po to, żeby wska­zać ci ko­lejną pu­łapkę, na jaką na­tra­fiamy, pró­bu­jąc roz­szy­fro­wać ciemne sprawki na­szych mó­zgów i umy­słów – bli­skie po­wią­za­nia z du­cho­wo­ścią, me­ta­fi­zyką, a na­wet ezo­te­ryką. Nie­za­leż­nie od tego, w co wie­rzysz, ma­gia i ba­da­nia nad umy­słem za­wsze zbli­żały się do sie­bie i po­mimo wy­sił­ków na­ukow­ców na­dal ja­koś udaje im się cią­gnąć ten ro­mans we współ­cze­snej kul­tu­rze. To jedna z przy­czyn, dla któ­rych te­mat za­ga­dek umy­słu jest dla mnie tak fa­scy­nu­jący. Wy­ja­śnia wiele zja­wisk, które trak­to­wano jako pa­ra­nor­malne, choć cza­sami wciąż się je za ta­kie uważa.

Szybka wy­cieczka na do­wolne fo­rum ezo­te­ryczne, do działu snów, po­zwoli ci od­na­leźć opisy „de­mo­nicz­nych na­wie­dzeń”, bę­dą­cych tak na­prawdę ob­ja­wami pa­ra­liżu sen­nego lub kosz­ma­rów. Do­pro­wa­dzeni do osta­tecz­no­ści przez trudne wa­runki i bli­skość śmierci hi­ma­la­iści przy­się­gną, że ktoś nie­wi­dzialny to­wa­rzy­szył im we wspi­naczce, wspie­ra­jąc ich w trud­nych chwi­lach. Za­nim jed­nak uwie­rzysz w du­chy lub anioły, prze­czy­taj roz­dział o po­czu­ciu obec­no­ści, bo na­uka ma swoje su­ge­stie do­ty­czące roli kształ­to­wa­nia się ob­razu ciała w tej spra­wie. Ta książka składa się z kilku roz­dzia­łów, które aż się pro­szą o do­pi­sa­nie uwagi: „To nie ma­gia”. Efekty hip­nozy są na­ma­calne i spek­ta­ku­larne, lecz sama hip­noza wciąż po­zo­staje kwe­stią dys­ku­syjną. Nie­trudno so­bie wy­obra­zić zdol­ność do po­grą­że­nia ko­goś w hip­no­zie jako ma­giczną moc. Mimo to nie ma w tym nic nad­zwy­czaj­nego, a część efek­tów hip­nozy można osią­gnąć z cał­ko­wi­cie przy­tom­nymi i świa­do­mymi ochot­ni­kami wy­ka­zu­ją­cymi na­le­żytą mo­ty­wa­cję. Nie­które efekty hi­ste­rii i jej dawne oraz obecne ob­jawy (hi­ste­ria, jak się oka­zuje, rów­nież ulega mo­dom) po­tra­fią przy­wo­dzić na myśl Eg­zor­cy­stę. Łuk hi­ste­ryczny, kiedy ciało sztyw­nieje i się wy­gina, a je­dy­nymi punk­tami pod­par­cia są głowa i czubki stóp, kon­wul­sje, na­głe znie­czu­le­nia koń­czyn lub ca­łego ciała, pa­ra­liż, utrata wzroku lub słu­chu przy jed­no­cze­snym braku ja­kich­kol­wiek fi­zycz­nych za­bu­rzeń – trudno się dzi­wić, że kie­dyś uzna­wano ta­kie stany za sza­tań­ską in­ter­wen­cję. A co po­wie­dzieć o oso­bie, która uważa się za ży­wego trupa i do­maga się zło­że­nia do trumny jesz­cze za ży­cia, po­dob­nie jak słynna pa­cjentka dok­tora Co­tarda, któ­rego na­zwi­skiem zo­stał opi­sany ze­spół ob­ja­wów psy­chia­trycz­nych? Czy ze­spół Co­tarda może sta­no­wić wy­ja­śnie­nie le­gend o wam­pi­rach lub zom­bie?

Ko­lejną kwe­stią jest trud­ność okre­śle­nia, jak i dla­czego po­wstają nie­które fe­no­meny. O ile ge­ne­tyka ma dla nas pewne wska­zówki co do mu­ta­cji po­wo­du­ją­cych brak od­czu­wa­nia bólu, o tyle na­dal nie­ła­two wy­ja­śnić, jaki kon­kret­nie czyn­nik stoi za prze­świad­cze­niem, że je­ste­śmy mar­twi, albo za tym, że part­ner cię­żar­nej ko­biety sam od­czuwa ob­jawy ciąży. Na­wet tak czę­ste i do­brze zba­dane kwe­stie jak mi­greny, któ­rym znany neu­ro­log Oli­ver Sacks po­świę­cił całą książkę, na­dal nie są w pełni zro­zu­miałe dla na­uki. Opra­co­wano co prawda sku­teczne me­tody le­cze­nia, ale na­dal nie od­kryto przy­czyn. Nie­dawno gdzieś w sieci rzu­cił mi się w oczy ar­ty­kuł, któ­rego au­tor zwró­cił uwagę na po­wią­za­nie mniej­szego ukrwie­nia siat­kówki oka z mi­greną, jed­nak nie usta­lił, czy mowa o skutku, czy ra­czej przy­czy­nie.

W miarę roz­woju tech­nik ob­ra­zo­wa­nia i ba­dań ge­ne­tycz­nych oraz two­rze­nia no­wych le­ków na na­sze cho­roby na­uka do­ko­ny­wała wielu prze­ło­mów, ale sporo za­ga­dek umy­słu wciąż po­zo­staje nie­wy­ja­śnio­nych. Zbie­ra­jąc ma­te­riały do książki, wie­lo­krot­nie tra­fia­łam na zwroty typu „po­dej­rzewa się” czy „moż­liwe po­wią­za­nie”, jed­nak rzadko kiedy od­po­wiedź była pro­sta i jed­no­znaczna. Mózg to struk­tura nie­sa­mo­wi­cie skom­pli­ko­wana, a w do­datku zmie­niają go ży­ciowe do­świad­cze­nia. „Neu­ro­pla­stycz­ność” to ter­min ostat­nio nie­zwy­kle gło­śny. Ozna­cza – w prze­ci­wień­stwie do tego, co uwa­żano kie­dyś, iż nasz my­ślący or­gan w pew­nym mo­men­cie koń­czy swój roz­wój i prze­staje się zmie­niać – że mózg wciąż re­aguje na zmiany i po­trafi się do nich do­sto­so­wać. To wszystko spra­wia, że nie­zwy­kle trudno go w pełni zba­dać, a jesz­cze trud­niej na­dą­żyć za jego ko­legą – umy­słem. Na­wet sama świa­do­mość wciąż po­zo­staje poza na­szym za­się­giem po­znaw­czym, cho­ciaż ist­nieje wiele fa­scy­nu­ją­cych teo­rii na te­mat tego, jak i gdzie po­wstaje.

Gdyby nasz de­tek­tyw na­uko­wiec zdo­łał wresz­cie do­paść mózg i umysł i do­pro­wa­dzić ich jako po­dej­rza­nych na prze­słu­cha­nie, to czy w ogóle umiałby usta­lić, który z nich jest od­po­wie­dzialny za kon­kretne zja­wi­sko? Można po­wie­dzieć, że sy­ne­ste­zja jest efek­tem bu­dowy mó­zgu, ale to, jak roz­wija się osoba z sy­ne­ste­zją, w jaki spo­sób jej od­bie­ra­nie świata wpływa na cha­rak­ter i po­dej­ście do ży­cia, to już do­mena umy­słu. So­ło­mon Sze­rie­szew­ski, sy­ne­steta i mne­mo­ni­sta, do­ko­ny­wał cu­dów za­pa­mię­ty­wa­nia, ale przez swoje wy­soce wi­zu­alne wy­obra­że­nia świata nie był w sta­nie po­jąć ter­mi­nów abs­trak­cyj­nych, ta­kich jak ni­cość czy nie­skoń­czo­ność, nie ra­dził so­bie z po­ezją ani li­te­ra­turą.

Wro­dzona anal­ge­zja, czyli brak uczu­cia bólu, to cho­roba czy­sto fi­zyczna, trudno na­wet po­wie­dzieć, że do­ty­czy kon­kret­nie mó­zgu, a nie np. wszyst­kich szla­ków ner­wo­wych, ale główny pro­blem z nią po­ja­wia się na gra­nicy mię­dzy mó­zgiem a umy­słem. Mózg dziecka bu­duje nowe po­łą­cze­nia neu­ro­nalne po­przez na­ukę, w ten spo­sób za­pa­mię­tuje, że na­leży uni­kać bodź­ców bó­lo­wych. Je­żeli do­tkniesz go­rą­cego że­lazka, na­tych­miast cof­niesz rękę – to od­ruch. Jed­no­cze­śnie od­ruch nie wy­star­cza. Do­ro­sły unika bólu cał­kiem świa­do­mie. Nie sko­czysz z pierw­szego pię­tra na chod­nik, po­nie­waż wiesz, że bę­dzie bo­lało. Dziecko do­ra­sta­jące z wro­dzoną anal­ge­zją rów­nież to wie, ale nie w tym sa­mym sen­sie. Wie, że może zro­bić so­bie w ten spo­sób krzywdę, ale tylko dla­tego, że po­wie­dzieli mu to ro­dzice. Z ko­lei ty za­pewne masz za sobą kilka wy­wro­tek, po­śli­zgnięć, zde­rzeń z twar­dymi obiek­tami lub in­nymi ludźmi, sko­ków z nie­du­żej – ale jed­nak zbyt du­żej – wy­so­ko­ści, upad­ków ze scho­dów, a może z huś­tawki na placu za­baw. Ty nie tylko wiesz, ale też ro­zu­miesz, po­nie­waż czu­jesz. Mózg i umysł znów two­rzą nie­roz­łączną parę.

Wiele do­le­gli­wo­ści psy­chicz­nych nie ma jed­no­znacz­nej przy­czyny, co nie­zwy­kle fru­struje za­równo le­ka­rzy, jak i sa­mych cho­rych. Przy­kła­dowo po­ko­le­nia psy­chia­trów pró­bo­wały usta­lić do­kładne przy­czyny schi­zo­fre­nii. Jedni sku­piali się na czyn­ni­kach ge­ne­tycz­nych, inni szu­kali uszko­dzeń mó­zgu, a po­zo­stali wska­zy­wali na czyn­niki śro­do­wi­skowe. W pew­nym mo­men­cie dzie­jo­wym ukuto na­wet krzyw­dzący ter­min matki „schi­zo­fre­no­gen­nej”, czyli ko­biety, któ­rej me­tody wy­cho­waw­cze miały rze­komo do­pro­wa­dzać do roz­woju schi­zo­fre­nii u dzieci. Ta próba wy­ja­śnie­nia schi­zo­fre­nii nie tylko przy­czy­niła się do styg­ma­ty­za­cji ma­tek, lecz także zwięk­szyła cier­pie­nie ro­dzin, które de­spe­racko usi­łu­jąc po­ra­dzić so­bie z cho­rym człon­kiem ro­dziny w cza­sach, kiedy le­cze­nie było nie­sku­teczne lub da­wało nie­znaczne efekty, mu­siały jesz­cze znieść ból by­cia ob­wi­nia­nym o całą sy­tu­ację. Obec­nie uznaje się, że na roz­wój schi­zo­fre­nii mają wpływ za­równo czyn­niki ge­ne­tyczne, jak i wcze­sne wa­runki śro­do­wi­skowe czy pro­cesy so­cjo­lo­giczne i neu­ro­bio­lo­giczne za­cho­dzące w mó­zgu. Nie ma jed­nej pra­wi­dło­wej od­po­wie­dzi.

Co jesz­cze fa­scy­nuje mnie w za­gad­kach umy­słu (pa­mię­ta­jąc oczy­wi­ście o jego wspól­niku, czyli mó­zgu)? Można by po­my­śleć, że skoro każdy z nas ma umysł i każdy z nas, przy­naj­mniej w ja­kiejś czę­ści, jest umy­słem, to nie po­win­ni­śmy mieć pro­blemu z usta­le­niem, jak on wła­ści­wie działa. Tym­cza­sem oka­zuje się, że umysł wcale nie jest naj­lep­szy w pró­bie zro­zu­mie­nia sa­mego sie­bie. Mimo że co­dzien­nie, w każ­dej chwili uży­wamy pa­mięci, wciąż mamy ten­den­cję do jej prze­ce­nia­nia. Wy­daje nam się, że działa ona jak apa­rat fo­to­gra­ficzny, ide­al­nie przed­sta­wia­jąc przy­wo­łane wspo­mnie­nia, a tym­cza­sem każde wy­do­by­cie wspo­mnie­nia z jej ma­ga­zynu po­wo­duje jego znie­kształ­ce­nie. Ba, nie jest wcale tak trudno prze­ko­nać nas, że pa­mię­tamy coś, co ni­gdy się nie wy­da­rzyło. Cza­sem mamy prze­bły­ski déjà vu, kiedy na­gle opa­no­wuje nas prze­ko­na­nie, że to, co dzieje się te­raz, już kie­dyś się nam przy­tra­fiło. Są lu­dzie, któ­rzy de­kla­rują na­wet, że po­sia­dają wspo­mnie­nia z po­przed­nich wcie­leń. A co po­wie­dzieć o oso­bach, w któ­rych gło­wach ukrywa się cała do­dat­kowa oso­bo­wość? Gdzie w ogóle prze­biega gra­nica po­mię­dzy roz­mową z sa­mym sobą – jak ktoś kie­dyś po­wie­dział, cza­sami warto po­ga­dać z kimś in­te­li­gent­nym – a roz­mową ze swoją drugą oso­bo­wo­ścią, która, na­wia­sem mó­wiąc, może być in­nej płci, in­nej na­ro­do­wo­ści albo w in­nym wieku?

No i oczy­wi­ście po­zo­staje kwe­stia cu­dow­nej róż­no­rod­no­ści ludz­kich umy­słów i mó­zgów. Oczy­wi­ście, ży­jemy w cza­sach, w któ­rych ter­min „neu­ro­róż­no­rod­ność” wy­ro­bił już so­bie markę, ale ma­jąc go na my­śli, lu­dzie wciąż ko­ja­rzą róż­nice mię­dzy mó­zgami wy­łącz­nie ze spek­trum au­ty­zmu. A prze­cież róż­nimy się też na wiele in­nych spo­so­bów. Kiedy naj­słyn­niej­szy z mne­mo­ni­stów, So­ło­mon Sze­rie­szew­ski, do­stał od swo­jego szefa burę za nie­ro­bie­nie no­ta­tek od­no­śnie do jego in­struk­cji, był już do­ro­słym czło­wie­kiem, spo­ty­ka­ją­cym na co dzień in­nych lu­dzi. Mimo to kon­fron­ta­cja z prze­ło­żo­nym uświa­do­miła mu coś, na co sam ni­gdy wcze­śniej nie wpadł: jego pa­mięć jest nie tylko lep­sza, lecz także zu­peł­nie inna niż pa­mięć po­zo­sta­łych. Czło­wiek my­ślący ob­ra­zami, sy­ne­steta, ge­nialny mne­mo­ni­sta, który wpra­wił w zdu­mie­nie słyn­nego ro­syj­skiego psy­cho­loga, ojca neu­rop­sy­cho­lo­gii Alek­san­dra Łu­rię, nie za­uwa­żył, że inni się od niego róż­nią. A mimo to spo­sób, w jaki od­bie­rał świat, był dia­me­tral­nie od­mienny od spo­sobu, w jaki ja go po­strze­gam. Na­wet po­mię­dzy oso­bami na pierw­szy rzut oka po­dob­nymi ist­nieje ocean róż­nic. I na­wet je­żeli wy­daje nam się, że je­ste­śmy uoso­bie­niem prze­cięt­no­ści, to prawda może być zu­peł­nie inna. Pi­sząc tę książkę, roz­ma­wia­łam z wie­loma zna­jo­mymi o jej ko­lej­nych roz­dzia­łach. W trak­cie tych kon­wer­sa­cji na­tra­fi­łam na ko­goś, kto cza­sami nie pa­mięta ostat­nich kilku se­kund, ko­goś, dla kogo je­den z dni ty­go­dnia ma swój ko­lor, ko­goś, kto spo­tkał swoją zmorę pod­czas ataku pa­ra­liżu sen­nego i wściek­ły wy­słał ją do dia­bła, lu­na­tyka wsta­ją­cego z łóżka i wę­dru­ją­cego we śnie, czło­wieka od­gry­wa­ją­cego swoje sny, osobę przez pe­wien czas uza­leż­nioną od swo­ich ma­rzeń, ko­goś, kto pod­czas ataku mi­greny ma trud­no­ści z mó­wie­niem, a na­wet ko­goś, kto na wła­snej skó­rze do­świad­czył cze­goś, co na­zywa się (dość dra­ma­tycz­nie) syn­dro­mem eks­plo­du­ją­cej głowy (ha­lu­cy­na­cji słu­cho­wej wy­stę­pu­ją­cej pod­czas za­pa­da­nia w sen, pod­czas któ­rej ja­sne świa­tło i od­głos po­dobny do wy­bu­chu lub wy­strzału wy­ry­wają nas z drzemki, w którą wła­śnie od­pły­wa­li­śmy). Ja sama mogę przy­znać się do tego, że pa­dłam ofiarą kilku tri­ków mo­jego mó­zgu. Mam tu na my­śli omamy słu­chowe i wzro­kowe po­wsta­jące na gra­nicy snu i jawy. Jako dziecko prze­ży­łam trzy nie­zwy­kle trudne noce. Pod­czas pierw­szej po­sta­wi­łam na nogi cały dom, twier­dząc, że szczur szura za bo­aze­rią. Ro­dzice prze­szu­kali cały po­kój, za­nim zo­rien­to­wali się, że coś jest nie tak: w sy­pialni ni­gdy nie mie­li­śmy bo­aze­rii, a szczur oka­zał się wy­two­rem za­sy­pia­ją­cego mó­zgu. Ko­lej­nej nocy, kiedy usły­sza­łam wodę le­jącą się z od­krę­co­nego kranu w barku, wie­dzia­łam już, że to nie może być prawda, ale mimo to wsta­łam, żeby to spraw­dzić. Oczy­wi­ście w barku ni­gdy nie było żad­nego kranu, dla­tego zu­peł­nie stra­ci­łam cier­pli­wość do tych sztu­czek i kiedy trze­ciej nocy spod mo­jej po­duszki do­bie­gło grom­kie bek­nię­cie, zi­gno­ro­wa­łam je zu­peł­nie. Ha­lu­cy­na­cje nie po­wró­ciły ni­gdy wię­cej.

Pi­sząc tę książkę, nie tylko zro­zu­mia­łam, jak różne po­tra­fią być na­sze mó­zgi i jak od­mienne umy­sły mogą z nich po­wstać, lecz także po­ję­łam, że każdy z nas jest je­dyny w swoim ro­dzaju, na­wet je­żeli po­zory mó­wią co in­nego. Na swój spo­sób wszy­scy je­ste­śmy nie­sa­mo­wici.

[1] Po­ję­cie czakr jest oczy­wi­ście star­sze od Kar­te­zju­sza i nie po­cho­dzi z na­szego kręgu kul­tu­ro­wego, ale nie­trudno uwie­rzyć, że ta nie­ty­powa nie­pa­rzy­stość szy­szynki mo­gła zwró­cić uwagę ba­da­czy i fi­lo­zo­fów in­nych kul­tur już wcze­śniej.

Synestezja

Otwie­rasz pu­dełko z lan­dryn­kami. Wyj­mu­jesz jedną z nich, białą. Bę­dzie miała smak mig­da­łowy. Wiesz to, za­nim wło­żysz ją do ust. Nim kubki sma­kowe roz­miesz­czone na twoim ję­zyku ze­tkną się z po­wierzch­nią cu­kierka, twój mózg już to wie. Prze­cież białe lan­drynki za­wsze są mig­da­łowe, tak samo jak po­ma­rań­czowe dropsy będą miały smak po­ma­rań­czy, a czer­wone – ma­liny, tru­skawki lub wi­śni. Na­sza kul­tura czę­sto łą­czy ze sobą w pary bodźce po­cho­dzące od róż­nych zmy­słów. W tym przy­padku ko­lor lan­drynki i przy­pi­sany do niej smak. Czer­wony cu­kie­rek o smaku kwa­śnej cy­tryny byłby dla nas nie­przy­jem­nym za­sko­cze­niem. Smak może zo­stać sko­ja­rzony rów­nież z od­czu­ciami do­ty­ko­wymi – chili, pieprz i nie­które ro­dzaje pa­pryki okre­ślamy jako ostre.

Hi­sto­ria zna wiele przy­pad­ków po­dob­nych po­wią­zań. Dawni al­che­micy przy­pi­sy­wali pla­ne­tom ko­lory, a na­wet kon­kretne dźwięki. W po­pu­lar­nym znaku yin i yang czerń od­po­wiada wil­goci, a biel – su­cho­ści. Two­rze­nia tego typu re­la­cji uczymy się już w przed­szkolu, gdzie na ko­lo­ro­wych kloc­kach znaj­dują się li­tery i cy­fry uła­twia­jące na­ukę. Tego ro­dzaju sko­ja­rze­nia mogą nam po­móc w zro­zu­mie­niu osób z sy­ne­ste­zją, która po­lega wła­śnie na tym, że mózg wiąże ze sobą dwa różne bodźce, np. przy­pi­suje ko­lor do sły­sza­nych dźwię­ków. Czym do­kład­nie jest zja­wi­sko sy­ne­ste­zji?

Za­cznijmy od pod­staw. Po­ję­cie sy­ne­ste­zji, po­dob­nie jak wiele in­nych ter­mi­nów na­uko­wych, po­cho­dzi z ję­zyka grec­kiego. Składa się z dwóch czło­nów: sýn (σύν), ozna­cza­ją­cego „ra­zem”, i aísthēsis (αἴσθησις), ozna­cza­ją­cego „po­zna­nie cze­goś po­przez zmy­sły”. Wspól­nie ozna­czają zjed­no­cze­nie zmy­słów i fak­tycz­nie osoby z sy­ne­ste­zją do­świad­czają nie­zwy­kłego po­łą­cze­nia zmy­słów, które u więk­szo­ści z nas po­zo­stają roz­dzie­lone. Tacy lu­dzie od­bie­rają kon­kretne ro­dzaje bodź­ców na wię­cej niż je­den spo­sób. Przy­kła­dem może być je­den z naj­bar­dziej zna­nych ro­dza­jów sy­ne­ste­zji: zdol­ność do wi­dze­nia dźwię­ków, dzięki któ­rej głos do­cie­ra­jący do uszu osoby słu­cha­ją­cej od­bie­rany jest jed­no­cze­śnie jako dźwięk i ob­raz, np. plama ko­loru. Oczy­wi­ście ist­nieje wiele moż­li­wych ro­dza­jów sy­ne­ste­zji, nie­które częst­sze, a inne nie­zwy­kle rzad­kie.

Te­ma­tem sy­ne­ste­zji zaj­muje się wielu na­ukow­ców: neu­ro­lo­gów, psy­cho­lo­gów, a na­wet ge­ne­ty­ków. Nie­dawno na­tra­fi­łam na książkę na­pi­saną przez jed­nego z nich, Se­ana A. Daya, Sy­ne­sthe­sia and Sy­ne­sthe­tes. Naj­bar­dziej po­ru­sza w niej do­głębna zna­jo­mość te­matu u au­tora, i to nie tylko od strony teo­re­tycz­nej. Sean A. Day nie jest bo­wiem wy­łącz­nie aka­de­mi­kiem, ale rów­nież sy­ne­stetą, a więc po­siada głę­boko prak­tyczną wie­dzę. W jego wy­padku mowa o trzech ty­pach sy­ne­ste­zji. Pierw­szy to jedna z od­mian chro­mo­ste­zji, czyli barw­nego sły­sze­nia. Tę ce­chę dzieli z wie­loma zna­nymi oso­bami, jak Bil­lie Eilish czy Lorde. Szyb­kie spoj­rze­nie na ar­ty­kuł Wi­ki­pe­dii do­ty­czący sy­ne­ste­zji uświa­domi ci, że więk­szość wy­mie­nio­nych tam osób z chro­mo­ste­zją w ten czy inny spo­sób zaj­muje się mu­zyką. Być może do­świad­cze­nia sy­ne­ste­tyczne tego typu wy­no­szą na­sze zdol­no­ści mu­zyczne na nowy, in­te­re­su­jący po­ziom.

W wy­padku Daya i jego chro­mo­ste­zji cho­dzi kon­kret­nie o dźwięki in­stru­men­tów mu­zycz­nych, np. for­te­pian brzmi dla niego jak błę­kit nieba. Ba­dacz w swo­jej książce nie używa skom­pli­ko­wa­nych ter­mi­nów na­uko­wych, może dla­tego, że sy­ne­ste­zja jest dla niego czymś na­tu­ral­nym. Ni­g­dzie nie pada słowo „chro­mo­ste­zja”, za to różne typy sy­ne­ste­zji okre­śla Day w pro­sty spo­sób – w tym przy­padku „dźwięk in­stru­men­tów do ko­loru”. Inne jego sy­ne­ste­zje to smak do ko­loru i za­pach do ko­loru. Kiedy pije espresso, za­pach i smak kawy two­rzą ole­istą, zie­loną plamę uno­szącą się nie­da­leko od fi­li­żanki.

We­dług Daya śred­nio jedna na na­wet 23 spo­tkane osoby może być zdolna do sy­ne­ste­tycz­nego od­bie­ra­nia bodź­ców, co ozna­cza, że ota­czają nas lu­dzie wi­dzący dźwięki, sły­szący ko­lory, a na­wet od­czu­wa­jący smak czy­jejś oso­bo­wo­ści. Po­mimo to zja­wi­sko sy­ne­ste­zji wciąż nie jest w pełni zba­dane. Day jest twórcą li­sty ma­ilin­go­wej sku­pia­ją­cej za­równo ba­da­czy, jak i osoby nie­bę­dące na­ukow­cami, ale zdolne do sy­ne­ste­zji, dzięki czemu ze­brał ol­brzy­mią liczbę przy­kła­dów po­cho­dzą­cych od zwy­kłych lu­dzi, dla któ­rych jest ona ele­men­tem co­dzien­no­ści. Przy­kła­dów fa­scy­nu­ją­cych, a cza­sem za­baw­nych.

Przy­czyny sy­ne­ste­zji nie są do końca wy­ja­śnione i wciąż po­zo­stają wy­zwa­niem dla neu­ro­lo­gów. Dwie główne teo­rie do­ty­czą za­bu­rze­nia rów­no­wagi w ha­mo­wa­niu i wy­ci­sza­niu im­pul­sów ner­wo­wych w mó­zgu oraz „prze­cie­ka­nia” im­pul­sów ner­wo­wych przez do­dat­kowe po­łą­cze­nia neu­ro­nowe po­mię­dzy są­sia­du­ją­cymi (naj­czę­ściej) ob­sza­rami mó­zgu. Nie­któ­rzy ba­da­cze uwa­żają, że sy­ne­ste­zja roz­wija się we wcze­snym dzie­ciń­stwie jako efekt uboczny na­uki i roz­woju. To wła­śnie wtedy nasz mózg opa­no­wuje nowe abs­trak­cyjne po­ję­cia, ta­kie jak li­tery lub cy­fry, i mi­mo­wol­nie może łą­czyć je z in­nymi bodź­cami. Za tą teo­rią prze­ma­wia fakt, że sy­ne­ste­zje, w któ­rych li­tery i cy­fry po­sia­dają przy­pi­sane ko­lory, są jed­nymi z naj­częst­szych, jed­nak nie wy­ja­śnia to wielu in­nych ich jej ro­dza­jów.

In­te­re­su­jąca jest też teo­ria nie­mow­lę­cej sy­ne­ste­zji opra­co­wana przez Da­phne Mau­rer w 1993 roku. Ba­daczka za­su­ge­ro­wała, że przez po­cząt­kowe mie­siące po na­ro­dzi­nach zmy­sły dziecka nie są w pełni roz­dzie­lone funk­cjo­nal­nie. Ośrodki zmy­słowe w mó­zgu są wciąż ze sobą po­łą­czone, więc przy­naj­mniej na tym eta­pie ży­cia każdy z nas jest sy­ne­stetą, cho­ciaż wcale tego nie pa­mię­tamy. W miarę roz­woju dziecka zbędne po­łą­cze­nia neu­ro­nowe w mó­zgu są usu­wane i zmy­sły ule­gają roz­dzie­le­niu. Je­żeli ta teo­ria jest praw­dziwa, być może osoby zdolne do sy­ne­ste­zji po pro­stu za­cho­wały nie­które z tych po­łą­czeń.

Część da­nych wska­zuje na to, że sy­ne­ste­zja jest zja­wi­skiem dzie­dzicz­nym, na które składa się ak­tyw­ność grupy ge­nów. Fak­tycz­nie udo­wod­niono, że po­sia­da­nie sy­ne­ste­tycz­nych ro­dzi­ców zwięk­sza na­sze szanse na by­cie zdol­nym do sy­ne­ste­zji, choć brak ta­kich osób w ro­dzi­nie wcale nie gwa­ran­tuje, że przyj­dziemy na świat bez tej umie­jęt­no­ści. Znany jest na­wet przy­pa­dek jedno­ja­jo­wych bliź­niąt, z któ­rych tylko jedno od­biera świat w ten nie­zwy­kły spo­sób.

Na­ukowcy wy­dają się zgodni co do jed­nego: za różne ro­dzaje sy­ne­ste­zji – a wy­stę­puje ich wiele – mogą od­po­wia­dać od­mienne me­cha­ni­zmy. Każdy z nich jest nieco inny, na­wet w gru­pie ob­da­rzo­nej tym sa­mym ro­dza­jem sy­ne­ste­zji. Cho­ciażby w przy­padku sy­ne­ste­zji typu dźwięk do ko­loru (dźwięk wy­wo­łuje u sy­ne­stety od­czu­cie po­strze­ga­nia ko­loru) po­ja­wiają się róż­nice. Jedna osoba, sły­sząc dźwięk, bę­dzie „czuła”, że jest on czer­wony, inna bę­dzie po pro­stu wi­działa chmurę czer­wo­nego ko­loru na­kła­da­jącą się na frag­ment rze­czy­wi­stego świata w pew­nej od­le­gło­ści od sie­bie (od­le­gło­ści wa­hają się za­leż­nie od osoby i mogą wy­no­sić od kilku do na­wet kil­ku­dzie­się­ciu me­trów od sły­szą­cego ko­lor). Day jako przy­kład wła­snego wi­dze­nia mu­zyki słu­cha­nej w sa­mo­cho­dzie po­da­wał wi­ru­jące i mie­sza­jące się ko­lory na przed­niej szy­bie sa­mo­chodu (na szczę­ście nie prze­szka­dzało mu to w pro­wa­dze­niu). Cza­sami za­miast ko­lo­rów dźwię­kom przy­pi­su­jemy pro­ste geo­me­tryczne kształty, np. koła, trój­kąty i inne fi­gury.

Jedną z cech przy­pi­sy­wa­nych wra­że­niom sy­ne­ste­tycz­nym jest po­czu­cie ich oczy­wi­sto­ści. Dziecko, które po raz pierw­szy zo­ba­czy dźwięk sak­so­fonu jako fio­le­tową chmurkę kilka me­trów od swo­jej głowy, bę­dzie miało wra­że­nie, że tego ro­dzaju sy­tu­acja jest oczy­wi­sta: to prze­cież ja­sne, że sak­so­fon brzmi jak fio­let. Być może dla­tego nie­które osoby dość późno orien­tują się, że po­sia­dają umie­jęt­no­ści nie­zwy­kłe z punktu wi­dze­nia ich oto­cze­nia. Sama od­by­łam nie­dawno roz­mowę z przy­ja­ciółką, która ni­gdy nie sły­szała o sy­ne­ste­zji, ale przy­znała, że po­nie­działki wy­glą­dają dla niej jak nie­bie­ski przed­miot przy­po­mi­na­jący nieco kość dla psa. In­te­re­su­jące są roz­mowy po­mię­dzy oso­bami ina­czej po­strze­ga­ją­cymi te same bodźce. Dla jed­nego sak­so­fon bę­dzie grał na fio­le­towo, dla in­nego jego mu­zyka może mieć neo­nowy od­cień błę­kitu. Tego ro­dzaju po­wią­za­nia za­zwy­czaj po­zo­stają z nami już na za­wsze. Je­żeli dzi­siaj dany dźwięk jest dla nas fio­le­towy, to po­zo­sta­nie taki już do końca ży­cia.

Sy­ne­ste­zja roz­róż­nia po­nadto zwy­kłe dźwięki od mu­zyki. Nie­któ­rzy wi­dzą, czują lub sma­kują dźwięki tylko wtedy, gdy ukła­dają się w me­lo­dię. Inni po pro­stu re­agują na każdy dźwięk w ich oto­cze­niu. Znany sy­ne­ste­tyczny kom­po­zy­tor i mu­zyk Fran­ci­szek Liszt zwykł za­ska­ki­wać or­kie­strę, którą dy­ry­go­wał, do­ma­ga­jąc się, żeby za­grała pewne czę­ści utworu bar­dziej na nie­bie­sko. Nie­które osoby ob­da­rzone zdol­no­ścią wi­dze­nia mu­zyki de­kla­rują, że wy­raź­nie od­róż­niają ko­lory każ­dego in­stru­mentu za­an­ga­żo­wa­nego w wy­ko­na­nie utworu (przy­kła­dowo bę­ben brzmi jak dym ście­lący się słu­cha­ją­cemu do stóp, a pia­nino jak błę­kitna mgła płyn­nych dro­bi­nek pla­stiku), inne wi­dzą nie in­stru­menty, ale wy­so­kość to­nów czy po­szcze­gólne nuty. Dla nie­któ­rych lu­dzi cały utwór ma po­je­dyn­czy ko­lor i nie roz­pada się na czę­ści skła­dowe po­szcze­gól­nych in­stru­men­tów. Do ta­kich osób na­leżą Billy Joel, Phar­rell Wil­liams oraz Lady Gaga, która – jak sama wy­ja­śnia – wi­dzi swoje pio­senki jako ścianę ko­loru, a jej słynny Po­ker Face ma dla niej głę­boki od­cień bursz­tynu.

Jak ła­two się do­my­ślić, sy­ne­ste­zja tego ro­dzaju sil­nie wpływa na gu­sta mu­zyczne jej po­sia­da­czy. Utwór im się spodoba, je­śli bę­dzie miał nie tylko przy­jemne brzmie­nie, ale rów­nież pa­su­jący efekt wi­zu­alny. Nie po­może naj­pięk­niej­sza me­lo­dia, je­żeli jej ko­lor okaże się nie­atrak­cyjny lub nie­pa­su­jący cha­rak­te­rem do dźwięku (we­soła me­lo­dia w czar­nym ko­lo­rze lub smutna pio­senka o utra­co­nej mi­ło­ści w od­cie­niach ja­skra­wego różu).

Dla in­nych osób ob­da­rzo­nych sy­ne­ste­zją zwią­zaną z od­bio­rem mu­zyki sprawa może być jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wana. Wy­obraź so­bie, że od­bie­rasz mu­zykę Brahmsa jako mie­sza­ninę smaku kieł­ba­sek, ka­na­pek z szynką, je­żyn, tru­ska­wek i lo­dów cze­ko­la­do­wych. Wy­star­czy je­den źle do­brany dźwięk, żeby na do­bre obrzy­dzić ci dźwięk me­lo­dii. Sma­ko­sze mu­zyki (czyli osoby z sy­ne­ste­zją typu dźwięk do smaku) naj­praw­do­po­dob­niej swoją umie­jęt­ność, przy­naj­mniej czę­ściowo, za­wdzię­czają temu, że ob­szary od­po­wie­dzialne za prze­twa­rza­nie mu­zyki i smaku w ludz­kim mó­zgu są bli­skimi są­sia­dami. Bio­rąc pod uwagę, że mu­zykę można zo­ba­czyć i po­sma­ko­wać, nie po­winno nas dzi­wić, że nie­któ­rzy po­tra­fią ją rów­nież po­wą­chać. O ile bo­gat­szym do­świad­cze­niem może być gra na skrzyp­cach, je­żeli jed­no­cze­śnie czu­jemy w na­szej mu­zyce cy­na­mon?

Cza­sami trudno jest jed­no­znacz­nie stwier­dzić, czy ktoś jest sy­ne­stetą, czy nie. Osoby z sy­ne­ste­zją nie za­wsze orien­tują się, jak bar­dzo są nie­zwy­kłe, a na­wet je­żeli mają już świa­do­mość po­sia­da­nia wy­jąt­ko­wych umie­jęt­no­ści, cza­sami po pro­stu wolą nic nie mó­wić. Kom­po­zy­tor Jean Si­be­lius (z sy­ne­ste­zją typu dźwięki do ko­loru) za­cho­wy­wał swoje umie­jęt­no­ści w se­kre­cie, nie chcąc być po­trak­to­wany jako sza­le­niec przez lu­dzi nie­ro­zu­mie­ją­cych tego zja­wi­ska. O wielu zna­nych oso­bach mówi się, że mogą lub mo­gły być sy­ne­ste­tyczne. Przy­kła­dowo je­den ze współ­pra­cow­ni­ków Ji­miego Hen­drixa, sam bę­dący sy­ne­stetą wi­dzą­cym dźwięki, twier­dził, że jego zda­niem Hen­drix rów­nież po­sia­dał tę umie­jęt­ność. Jed­nak nikt inny z jego oto­cze­nia nie po­twier­dził tej teo­rii. Praw­do­po­dob­nie ni­gdy nie po­znamy prawdy.

Sy­ne­ste­zja zwią­zana z bodź­cami słu­cho­wymi to nie tylko do­stęp do zu­peł­nie no­wych do­znań, nie­osią­gal­nych dla więk­szo­ści spo­łe­czeń­stwa, ale rów­nież ze­staw pro­ble­mów, które mogą na po­zór wy­da­wać się za­bawne, lecz sku­tecz­nie utrud­niają ży­cie. Dla osób wi­dzą­cych ko­lor głosu roz­mówcy sy­tu­acja może stać się nie­zręczna, je­żeli osoba, którą lu­bią, brzmi dla nich zu­peł­nie nor­mal­nie, ale jej głos wy­gląda dla nich fa­tal­nie. Trudno by­łoby się nam sku­pić na lek­cji pol­skiego, gdyby na­uczy­ciel prze­ma­wiał do nas w zgni­ło­zie­lo­nym od­cie­niu wy­mio­cin. Z dru­giej strony mógłby się nam przy­tra­fić na­uczy­ciel z gło­sem w przy­jem­nym ko­lo­rze miodu, więc może warto?

A może być jesz­cze cie­ka­wiej: osoby z sy­ne­ste­zją typu głos do smaku będą w sta­nie na wła­snym ję­zyku po­czuć, co do nich mó­wi­cie. Je­den z człon­ków li­sty ma­ilin­go­wej Daya wspo­mina o dźwię­kach pia­nina sma­ku­ją­cych ba­na­nowo lub lu­kre­cjowo. Być może gdzieś na ziemi ist­nieje osoba, dla któ­rej nasz głos miałby smak wą­tróbki albo szpi­naku.

Chyba naj­rzad­szymi ro­dza­jami sy­ne­ste­zji zwią­za­nymi z mu­zyką i dźwię­kiem są: mu­zyka do oso­bo­wo­ści (pio­senka może być np. sym­pa­tyczna lub zło­śliwa, zu­peł­nie jak czło­wiek) i mu­zyka/dźwięk do tem­pe­ra­tury (mu­zyka i ogól­nie dźwięki od­czu­wane jako cie­pło lub zimno na skó­rze).

Inną nie­zwy­kle czę­stą od­mianą sy­ne­ste­zji jest typ gra­fem do ko­loru. Gra­fem, bę­dący naj­mniej­szą jed­nostką pi­sma (li­tera, cy­fra, ale rów­nież znak al­fa­betu chiń­skiego lub sta­ro­egip­ski hie­ro­glif, a także znak w pi­śmie Bra­ille’a), w oczach i umy­śle osoby z sy­ne­ste­zją otrzy­muje po­wią­zany ze sobą ko­lor. Tego ro­dzaju sy­ne­ste­zja nie to­wa­rzy­szy nam od za­wsze. Żeby przy­pi­sać ko­lory gra­fe­mom, na­sze mó­zgi mu­siały naj­pierw na­uczyć się za­pi­sy­wać te znaki, co do­ko­nało się mniej wię­cej 8000 lat przed na­szą erą. Pierw­sze od­no­to­wane przez na­ukę przy­padki sy­ne­ste­zji tego typu po­ja­wiły się do­piero w XIX wieku. Ba­da­czom udało się stwier­dzić, że ko­lory przy­pi­sy­wane gra­fe­mom przez różne osoby z sy­ne­ste­zją nie są ta­kie same. Oka­zuje się, że każda taka osoba ma swoje uni­ka­towe pa­lety barw. Wa­chlarz ten cza­sami pod­lega wpły­wowi kul­tury, np. li­tera A może mieć dla kon­kret­nej osoby ko­lor klocka, na któ­rym po raz pierw­szy zo­ba­czył ją jako dziecko. Nie jest to jed­nak re­guła.

Na­wia­sem mó­wiąc, ko­lo­rowe klocki z cy­frami i li­te­rami po­tra­fią nie­źle dać się we znaki sy­ne­ste­tycz­nym ma­lu­chom. Sy­tu­acja, w któ­rej ko­lor klocka, na któ­rym na­ry­so­wano li­terę, jest inny niż ko­lor, jaki tej li­te­rze przy­pi­sują ich mó­zgi, może utrud­niać na­ukę. Li­tera A w umy­śle dziecka może mieć ko­lor czer­wony, choć w za­ło­że­niu po­winna się ko­ja­rzyć – przy­kła­dowo – z zie­lo­nym kloc­kiem. Ta roz­bież­ność wy­wo­łuje za­mie­sza­nie i kom­pli­kuje edu­ka­cję. Dla­tego nie­któ­rzy ro­dzice po­dej­mują ak­cje ma­jące na celu uży­wa­nie w na­uce kloc­ków z li­te­rami i cy­frami w jed­no­li­tych ko­lo­rach.

Jak już wcze­śniej wspo­mnia­łam, gra­fe­mami są rów­nież znaki al­fa­betu Bra­ille’a. To za­gad­nie­nie szcze­gól­nie in­te­re­su­jące w kon­tek­ście sy­ne­ste­zji. Osoba, która stra­ciła wzrok i mu­siała na­uczyć się od­czy­ty­wać ten ro­dzaj pi­sma, może wciąż być zdolna do wi­dze­nia w swo­jej gło­wie ko­lo­rów przy­pi­sa­nych do po­szcze­gól­nych zna­ków, jed­nak osoba, która ni­gdy ko­lo­rów nie do­świad­czyła, ma szansę roz­wi­nąć inny typ sy­ne­ste­zji i za­miast ko­loru zna­ków od­czu­wać np. ich smak. Sy­ne­ste­zję typu gra­fem do ko­loru może od­czu­wać na­wet osoba nie­umie­jąca w ogóle czy­tać. Pa­trząc na znaki, któ­rych nie po­trafi zro­zu­mieć, wciąż bę­dzie przy­pi­sy­wać im ko­lor, na­wet je­śli nie wie, co one ozna­czają. Wy­star­czy, że wie, iż cho­dzi o pi­smo. Od­po­wied­nie ko­lory przy­pi­sane będą rów­nież emo­ti­ko­nom, czyli po­pu­lar­nym zna­kom uży­wa­nym w sieci do okre­śle­nia na­stroju. Znaki in­ter­punk­cyjne rów­nież nie po­zo­stają w tyle, więc dwu­kropki, prze­cinki i wy­krzyk­niki także otrzy­mują wła­sne ko­lory (cho­ciaż nie w przy­padku wszyst­kich osób z tym ty­pem sy­ne­ste­zji). Jedna z ma­tek wy­mie­nia­ją­cych się in­for­ma­cjami na li­ście ma­ilin­go­wej Daya wspo­mina o pro­ble­mach swo­jego syna, który w pra­cach do­mo­wych upar­cie po­mi­jał znaki za­py­ta­nia. Jak się póź­niej oka­zało, ro­bił tak, bo nie zno­sił ich ce­gla­sto­czer­wo­nego ko­loru.

Nie wia­domo, dla­czego w oczach osób z sy­ne­ste­zją naj­moc­niej­szymi ko­lo­rami pysz­nią się sa­mo­gło­ski. Człon­ko­wie li­sty ma­ilin­go­wej Daya po­dają jako przy­kład słowa, któ­rym swój ko­lor na­rzuca znaj­du­jąca się w środku wy­razu li­tera O. I to po­mimo tego, że po­zo­stałe znaki skła­da­jące się na wy­raz, wy­stę­pu­jąc od­dziel­nie, mają wła­sne cha­rak­te­ry­styczne ko­lory. Róż­ni­co­wać od­biór wi­zu­alny li­tery może na­wet fakt, że raz pi­sana jest jako mała (np. ja­sny fio­let), a raz jako duża (np. ciemny fio­let). Na przy­kła­dzie tego typu sy­ne­ste­zji wy­raź­nie wi­dać, jak pod­czas czy­ta­nia na­sze mó­zgi roz­kła­dają pi­smo na czyn­niki pierw­sze i róż­ni­cują znaki, na które pa­trzymy. Day wspo­mina o jed­nym ze swo­ich ko­re­spon­den­tów, który po­sta­no­wił uła­twić so­bie ży­cie. Wy­mie­nił za­tem wszyst­kie kla­wi­sze ze swo­jego kom­pu­tera: usu­nął li­tery i za­stą­pił je ko­lo­rami. Nie­które znaki nie ogra­ni­czają się do jed­nej barwy i przy­własz­czają so­bie ich wię­cej. Jedna z ma­tek ma­ilu­ją­cych z Dayem zwró­ciła jego uwagę na fakt, że Z dla jej córki jest w biało-czarne pasy, zu­peł­nie jak ze­bra, a P, które córce ko­ja­rzy się ze sło­wem ap­ple (jabłko), jawi się jako czer­wono-zie­lone, tak jak ten owoc (dzieci zwy­kle ry­sują jabłka jako czer­wone z zie­lo­nym ogon­kiem).

Jed­nym z naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nych przy­kła­dów sy­ne­ste­zji zwią­za­nej z gra­fe­mami jest typ gra­fem do oso­bo­wo­ści. Tak, prze­czy­ta­li­ście to pra­wi­dłowo – dla osób z tym ro­dza­jem sy­ne­ste­zji każda li­tera w sło­wie po­siada wła­sną oso­bo­wość, a czę­sto także wiek i płeć. Przy­kła­dowo, li­tera A może być nie­od­po­wie­dzial­nym na­sto­lat­kiem ze skłon­no­ścią do pa­le­nia pa­pie­ro­sów, a C – star­szą pa­nią nie­prze­pa­da­jącą za to­wa­rzy­stwem. Nie­które li­tery i cy­fry nie ogra­ni­czają się do jed­nej płci. Day wska­zuje na przy­kład jed­nej ze swo­ich ko­re­spon­den­tek, dla któ­rej pewne cy­fry są wy­raź­nie an­dro­ge­niczne. Dla osób z tym ro­dza­jem sy­ne­ste­zji pewne słowa mogą oka­zy­wać się pro­ble­ma­tyczne albo nie­przy­jemne w od­czy­ty­wa­niu tylko dla­tego, że skła­dają się z li­ter, któ­rych oso­bo­wo­ści zu­peł­nie do sie­bie nie pa­sują. Może za­ist­nieć sy­tu­acja, w któ­rej osoba nie bę­dzie lu­bić włas­nego imie­nia, gdyż jego pierw­sza li­tera po­siada nie­przy­jemną oso­bo­wość.

Ży­cie z sy­ne­ste­zją po­trafi być nie­zwy­kle cie­kawe, ale sta­nowi rów­nież wy­zwa­nie. Vla­di­mir Na­bo­kov, au­tor zna­nej i kon­tro­wer­syj­nej po­wie­ści Lo­lita, bę­dący sy­ne­ste­ty­kiem typu gra­fem do ko­loru, na­rze­kał, że słowo „tę­cza” ma dla niego błot­ni­sty ko­lor, zu­peł­nie nie­od­po­wia­da­jący jego zna­cze­niu. Żeby na­prawdę przy­wo­łać w umy­śle ko­lory tę­czy, mu­siał na­pi­sać zu­peł­nie bez­sen­sowne słowo „ksz­pygv”. Na­wia­sem mó­wiąc, Na­bo­kov nie był je­dy­nym sy­ne­ste­ty­kiem w swo­jej ro­dzi­nie, sy­ne­ste­zją byli ob­da­rzeni jego matka, żona i syn. Z in­nych zna­nych po­staci: Or­han Pa­muk, lau­reat li­te­rac­kiej Na­grody No­bla, rów­nież wiąże li­tery z ko­lo­rami.

Sy­ne­ste­zją mogą być ob­da­ro­wane rów­nież umy­sły ści­słe. Inny no­bli­sta, fi­zyk Ri­chard Feyn­man, także wi­dział ko­lo­rowe li­tery i cy­fry. Z ko­lei pierw­sze logo WWW (World Wide Web) utrzy­mane jest w ko­lo­rach zie­leni, po­nie­waż je­den ze współ­twór­ców tej sieci, sir Ro­bert Ca­il­liau, ko­ja­rzył li­terę W wła­śnie z tym ko­lo­rem.

Na te­mat sy­ne­ste­zji krąży wiele nie­pre­cy­zyj­nych i cza­sami fał­szy­wych in­for­ma­cji. Przy­kła­dowo, mówi się, że sy­ne­steci mają pro­blemy z ma­te­ma­tyką, i cza­sami fak­tycz­nie tak jest. Nie sta­nowi to jed­nak re­guły. Nie­które osoby ob­da­rzone zdol­no­ścią wią­za­nia liczb i zna­ków ma­te­ma­tycz­nych (plus, mi­nus, pier­wia­stek itd.) z ko­lo­rami lub in­nymi ro­dza­jami bodź­ców czę­sto mają lep­szą pa­mięć i w za­ska­ku­jący dla reszty spo­łe­czeń­stwa spo­sób do­ko­nują pra­wi­dło­wych ob­li­czeń. Feyn­man po­mimo sy­ne­ste­zji – a może wła­śnie dzięki niej – otrzy­mał Na­grodę No­bla.

Inne osoby z sy­ne­ste­zją istot­nie de­kla­rują pewne pro­blemy. Przy­kła­dowo, z roz­po­zna­wa­niem cyfr lub wręcz my­le­niem ich z li­te­rami, je­żeli od­po­wia­da­jące im ko­lory mają po­dobne od­cie­nie. Kło­poty może spra­wiać też „mie­sza­nie się” ko­lo­rów nie­pa­su­jące do ob­li­czeń. Wy­obraź so­bie ko­goś, dla kogo cy­fra 3 jest żółta, a 2 ma ko­lor nie­bie­ski. Ten ktoś może się in­tu­icyj­nie spo­dzie­wać, że trzy razy dwa po­winno dać ko­lor zie­lony. Tym­cza­sem cy­fra 6 nie tylko nie musi być dla niego zie­lona, ale wręcz prze­ciw­nie, może cha­rak­te­ry­zo­wać się ostrą czer­wie­nią. W tej sy­tu­acji nie­trudno po­czuć się sko­ło­wa­nym.

Z zu­peł­nie in­nymi trud­no­ściami bo­ry­kają się osoby, dla któ­rych cy­fry mają oso­bo­wo­ści. W ich przy­padku wy­niki do­dat­kowo mogą wy­da­wać się nie­lo­giczne, je­żeli są­sia­du­jące cy­fry w wy­niku roz­wią­za­nia nie pa­sują do sie­bie przez dra­ma­tyczne róż­nice cha­rak­te­rów, po­dob­nie jak lu­dzie nie­do­ga­du­jący się ze sobą.

Z tego ro­dzaju sy­tu­acjami spo­ty­kają się osoby, które – tak jak Day – wiążą smak po­traw z ko­lo­rem. Trudno po­wie­dzieć, ilu ro­dzi­ców nie­świa­do­mych tego, że ich po­cie­cha od­czuwa smaki rów­no­cze­śnie z ko­lo­rami, rwało so­bie włosy z głowy, pró­bu­jąc na­mó­wić do zje­dze­nia obiadu dziecko, któ­remu nie po­do­bała się kom­bi­na­cja ko­lo­rów po­szcze­gól­nych skład­ni­ków lub które pro­te­sto­wało prze­ciwko temu, że białe mleko sma­kuje na nie­bie­sko. Tego ro­dzaje sy­tu­acje opi­sy­wali ro­dzice sy­ne­ste­tycz­nych ma­lu­chów z li­sty ma­ilin­go­wej Daya. On sam przy­znał, że jego typ sy­ne­ste­zji wpływa rów­nież na wy­bory kon­su­menc­kie: skoro dla niego mleko ma smak nie­bie­ski, w su­per­mar­ke­cie czę­ściej wy­biera ten pro­dukt w nie­bie­skim opa­ko­wa­niu. Nie jest to wcale za­sko­cze­niem. Więk­szo­ści z nas mleko ko­ja­rzy się z bielą, a więc je­ste­śmy grupą do­ce­lową pro­du­cen­tów bia­łych kar­to­nów na na­biał. Można się o tym prze­ko­nać w każ­dym skle­pie. Serki, śmie­tany, ke­firy i ma­ślanki sprze­da­wane są w opa­ko­wa­niach, na któ­rych do­mi­nuje biel. Me­cha­nizm jest ten sam – wy­bie­ramy ko­lor, do któ­rego przy­wy­kli­śmy.

Co prawda nie mamy szans na pełne zro­zu­mie­nie fe­no­menu wi­zu­ali­za­cji smaku po­traw, ale nie je­ste­śmy ska­zani na cał­ko­witą nie­wie­dzę. Nie­które osoby z sy­ne­ste­zją tego typu pra­cują nad zwięk­sze­niem świa­do­mo­ści tego zja­wi­ska w spo­łe­czeń­stwie i pu­bli­kują wła­sno­ręcz­nie wy­ko­nane ob­razy oraz ry­sunki przed­sta­wia­jące to, co wi­dzą, kiedy je­dzą.

Mo­żesz zo­ba­czyć kilka z ta­kich dzieł, je­żeli wpi­szesz w wy­szu­ki­warkę Go­ogle ha­sło „A three-co­urse vi­sion – Ben Win­tour”. Ich au­to­rem jest sy­ne­steta Ben Win­tour. Mo­żesz na­ocz­nie spraw­dzić, jak dla niego wy­gląda m.in. smak po­pu­lar­nego ze­stawu Big Mac i Coca-Cola. Ben na­leży do nie­wiel­kiej grupy (za­le­d­wie 6,3% przy­pad­ków sy­ne­ste­zji) osób ob­da­rzo­nych zdol­no­ścią od­bie­ra­nia smaku wła­śnie w ten spo­sób.

Są oczy­wi­ście jesz­cze rzad­sze jej ro­dzaje, np. sy­ne­ste­zja spra­wia­jąca, że za­pa­chy uzy­skują ko­lory (6% przy­pad­ków). Warto tu nad­mie­nić, że nie za­wsze pa­skudny za­pach przy­wo­łuje w umy­śle osoby z sy­ne­ste­zją rów­nie pa­skudną barwę. Ist­nieje więc moż­li­wość, że roz­dep­tana przy­pad­kowo na spa­ce­rze psia kupa bę­dzie dla sy­ne­ste­tycz­nego mó­zgu pach­nieć w cał­kiem atrak­cyj­nym ko­lo­rze. I na od­wrót: bez i kon­wa­lie mogą wy­wo­ły­wać w sy­ne­ste­tycz­nym mó­zgu wra­że­nie bu­rego lub sza­rego ko­loru.

Z in­te­re­su­ją­cymi wy­zwa­niami bo­ry­kają się też osoby z sy­ne­ste­zją, które nie wi­dzą sma­ków, lecz je sły­szą. Wgry­za­jąc się we wspo­mnia­nego Big Maca, nie zo­ba­czą ko­lo­rów jego smaku, ale usły­szą jego dźwięki. Bio­rąc pod uwagę, że w więk­szo­ści re­stau­ra­cji z gło­śni­ków pły­nie mu­zyka, ma­jąca umi­lić go­ściom spo­ży­wa­nie po­sił­ków, zje­dze­nie w nich obiadu przez osobę z sy­ne­ste­zją typu smak do dźwięku może się wią­zać z do­dat­ko­wymi trud­no­ściami. Otóż zda­rza się, że mu­zyka, któ­rej mu­szą słu­chać, w przy­kry spo­sób kłóci się z od­gło­sami smaku je­dze­nia. Z dru­giej strony mogą opra­co­wać wła­sne play­li­sty uwzględ­nia­jące i eks­po­nu­jące smak ich po­sił­ków. Co jed­nak mają po­wie­dzieć osoby z sy­ne­ste­zją typu smak do do­tyku? Dla nich smak Big Maca po­siada rów­nież fak­turę lub kształt (nie my­lić z kształ­tem i fak­turą od­bie­raną przez opuszki ich pal­ców). Mi­chael Wat­son, męż­czy­zna opi­sany przez zna­nego ba­da­cza zja­wi­ska sy­ne­ste­zji Ri­charda Cy­to­wica w książce Man who ta­sted sha­pes, pew­nego razu, ko­men­tu­jąc za­ser­wo­wa­nego mu kur­czaka, po­skar­żył się na to, że w jego smaku bra­kuje ostrych koń­ców. Co wię­cej, kur­czak sma­kuje wręcz jak gładka kula! Cie­kawe, co na to od­po­wie­dział szef kuchni…

Day dzięki swoim licz­nym kon­tak­tom i spraw­nie funk­cjo­nu­ją­cej li­ście ma­ilin­go­wej opi­suje wiele nie­sa­mo­wi­tych ro­dza­jów sy­ne­ste­zji. Na ich opis zwy­czaj­nie za­bra­kłoby tu miej­sca. Wspo­mina osoby, dla któ­rych na­zwi­ska wszyst­kich (a cza­sami wy­łącz­nie sław­nych) lu­dzi brzmią ko­lo­rowo, i ta­kie, dla któ­rych na­zwi­ska po­sia­dają smak. Ktoś z jego ko­re­spon­den­tów skar­żył się na­wet na to, że co dzień spo­tyka osobę, któ­rej na­zwi­sko sma­kuje tak obrzy­dli­wie, że wy­wo­łuje od­ruch wy­miotny. Ktoś inny de­kla­ro­wał, że kiedy mówi po nie­miecku, wy­po­wia­dane słowa śmiesz­nie pachną (w po­rów­na­niu z moc­nym za­pa­chem ję­zyka wło­skiego lub de­li­kat­nym za­pa­chem mó­wio­nego ję­zyka an­giel­skiego). Ktoś inny na­rze­kał, że słowo to­mato (po­mi­dor) ma kon­sy­sten­cję żwiru. Nie­któ­rzy czują smak tego, czego do­ty­kają, i trzy­ma­jąc w dłoni te­le­fon ko­mór­kowy, będą od­czu­wali w ustach przy­pi­sany mu smak. Są pe­chowcy, któ­rym smak de­seru może ze­psuć smak trzy­ma­nego w dłoni wi­delca. A je­śli smak po­trawy nie po­krywa się ze sma­kiem jej do­tyku? Je­żeli jabłko w do­tyku sma­kuje jak kor­ni­szony?

Dla Her­berta Vere’a Evatta, po­li­tyka z Au­stra­lii, dni ty­go­dnia mają swoje ko­lory. Dla osób, które do­świad­czają po­nie­dział­ków jako naj­mniej lu­bia­nych dni ty­go­dnia, pew­nym po­cie­sze­niem może być fakt, że gdzieś tam na ziemi jest osoba, która wi­dzi po­nie­dzia­łek jako nie­zwy­kle nie­śmiałą osobę, którą ła­two prze­oczyć. Masz za swoje, po­nie­działku!

Ist­nieją rów­nież swego ro­dzaju sy­ne­ste­tyczne pe­rełki, bu­dzące wię­cej emo­cji lub po pro­stu bar­dziej spek­ta­ku­larne niż inne. Nie­zwy­kle rzadki ro­dzaj sy­ne­ste­zji (do­ty­czący za­le­d­wie 2% wszyst­kich osób z sy­ne­ste­zją) wiąże się z in­te­re­su­ją­cym zja­wi­skiem ko­lo­ro­wych or­ga­zmów. Człon­ki­nie, bo zja­wi­sko zgła­szają głów­nie ko­biety, li­sty ma­ilin­go­wej Daya za­zwy­czaj opi­sują or­ga­zmy jako nie­po­wta­rzalne ko­lo­rowe eks­plo­zje. Nie wszy­scy mają jed­nak rów­nie przy­ku­wa­jące uwagę sy­ne­ste­tyczne do­świad­cze­nia zwią­zane z sek­sem. Jedna z ko­biet ko­re­spon­du­ją­cych z Dayem wspo­mi­nała, że pod­czas seksu nie wi­dzi co prawda or­ga­zmicz­nych ko­lo­rów, ale za to przez cały czas od­czuwa w ustach me­ta­liczny smak drob­nych mo­net.

Mi­ło­śni­ków ko­miksu za­pewne za­chwyci sy­ne­ste­zja typu tic­ker tape (ta­śma per­fo­ro­wana lub kle­jąca). Na­zwa po­cho­dzi od spo­sobu, w jaki osoby z sy­ne­ste­zją tego ro­dzaju wi­dzą wy­po­wia­dane słowa. Tak, to nie po­myłka – one je wi­dzą jako coś w ro­dzaju roz­wi­ja­ją­cej się ta­śmy za­wie­ra­ją­cej trans­kryp­cję tego, co mówi ich roz­mówca. To sy­ne­ste­tyczny od­po­wied­nik ko­mik­so­wego dymku. Dla nich każda spo­tkana osoba ma włas­ne na­pisy, zu­peł­nie jak se­riale i filmy. Tego ro­dzaju sy­ne­ste­zja może uła­twić pracę tłu­ma­cza sy­mul­ta­nicz­nego albo śle­dze­nie kilku to­czą­cych się na­raz dys­ku­sji. Jedna z ko­re­spon­den­tek Daya, opi­su­jąca do­kład­nie taki od­biór wy­po­wia­da­nych słów, pra­cuje wła­śnie jako tłu­maczka i bar­dzo so­bie chwali tę na­tu­ralną po­moc.

Nie­które ro­dzaje sy­ne­ste­zji przy­po­mi­nają ma­gię. Sy­ne­ste­zja typu wy­raz twa­rzy albo twarz do ko­loru może ob­ja­wiać się jako ko­lo­rowa aura ota­cza­jąca twa­rze roz­mów­ców. Co mógłby po­my­śleć o tym zja­wi­sku ktoś, kto ni­gdy nie sły­szał o sy­ne­ste­zji, ale za to wiele czy­tał o ko­lo­rach aury? Dla nie­świa­do­mych na­tury do­znań sy­ne­ste­tycz­nych rów­nie ma­gicz­nie może brzmieć sy­ne­ste­zja lu­strzana, po­le­ga­jąca na tym, że osoba jej do­świad­cza­jąca od­czuwa do­tyk, a na­wet ból, kiedy wi­dzi, jak ktoś inny jest do­ty­kany lub ra­niony. Oczy­wi­ście nie mamy tu do czy­nie­nia z te­le­pa­tycz­nym prze­ka­zem od­czuć, ale z fe­no­me­nem dzia­ła­nia mó­zgu osoby z sy­ne­ste­zją. Na do­wód braku te­le­pa­tii w tym zja­wi­sku można przy­to­czyć fakt, że lu­dzie z lu­strzaną sy­ne­ste­zją od­czu­wają ból, ob­ser­wu­jąc grę ak­to­rów fil­mo­wych lub te­atral­nych. Po­mimo tego, że cała scena za­da­wa­nia bólu jest od po­czątku do końca uda­wana, a ak­to­rzy w rze­czy­wi­sto­ści w ogóle nie cier­pią, taka osoba na­dal może re­ago­wać na to, co wi­dzi, czu­jąc ból, któ­rego prze­cież nie do­świad­czają lu­dzie od­gry­wa­jący swoje role.

Bio­rąc pod uwagę, jak fa­scy­nu­jącą umie­jęt­no­ścią wy­daje się sy­ne­ste­tyczne re­ago­wa­nie na bodźce, nie jest ni­czym nie­zwy­kłym, że lu­dzie nie­po­sia­da­jący tej zdol­no­ści pró­bują ją na­być. Nie­stety mam dla nich złą wia­do­mość – nie da się jej na­uczyć. Wszel­kie eks­pe­ry­menty pro­wa­dzone w tym celu za­wio­dły, jed­nak nie­które sub­stan­cje che­miczne lub prze­zczasz­kowa sty­mu­la­cja ma­gne­tyczna mó­zgu mogą wy­wo­łać przej­ściowy efekt. Po­pu­larna ostat­nio psy­cho­de­liczna mie­szanka po­cho­dze­nia ro­ślin­nego, ay­ahu­asca, znana jest z tego, że może wy­wo­ły­wać okre­sowe sy­ne­ste­zje typu dźwięk do wi­dze­nia, za­pach do wi­dze­nia i do­tyk do wi­dze­nia. Po­dob­nie ha­szysz, psy­lo­cy­bina i LSD są w sta­nie wy­wo­łać przej­ściowe sy­ne­ste­zje. Rów­nież stany me­dy­ta­cyjne i trans­owe zwięk­szają szansę na wy­stą­pie­nie tym­cza­so­wej sy­ne­ste­zji, jed­nak są to ra­czej rzad­kie przy­padki.

Po­nadto prze­ciętne osoby, nie­ob­da­rzone wro­dzoną zdol­no­ścią sy­ne­ste­zji, też mają swoją szansę, żeby cał­ko­wi­cie spon­ta­nicz­nie do­znać pew­nych jej ro­dza­jów w ma­rze­niach sen­nych, a nie­które osoby cier­piące na pa­daczkę zdo­by­wają cza­sami tę umie­jęt­ność w wy­niku do­ty­ka­ją­cych ich na­pa­dów.

Sy­ne­ste­zję można rów­nież utra­cić. Ist­nieją przy­padki, kiedy nad­mierny stres i ob­cią­że­nie psy­chiczne lub trauma na ja­kiś czas cał­ko­wi­cie blo­kują jej wy­stę­po­wa­nie. Day od­czuł to na wła­snej skó­rze, kiedy w 1999 roku prze­żył silne trzę­sie­nie ziemi na Taj­wa­nie. Sy­ne­ste­zja opu­ściła go i nie po­wró­ciła przez pra­wie cztery mie­siące. Umie­jęt­ność sy­ne­ste­zji – po­dob­nie jak mowę, roz­po­zna­wa­nie twa­rzy lub zdol­ność czy­ta­nia – można stra­cić rów­nież w wy­niku me­cha­nicz­nego urazu mó­zgu, np. po ope­ra­cji lub wy­padku. I na od­wrót: po­dobne urazy mogą wy­wo­łać sy­ne­ste­zję u osoby, która przed­tem jej nie miała.

Ne­ga­tyw­nie na zdol­ność sy­ne­ste­zji może także wpły­nąć utrata lub osła­bie­nie zmy­słu, z któ­rym jest po­wią­zana. W przy­padku Daya ka­tar i za­tkany nos na ja­kiś czas eli­mi­no­wały od­czu­wa­nie za­pa­chu i czę­ściowo po­wią­za­nego z nim smaku, blo­ku­jąc przy oka­zji jego sy­ne­ste­zje typu smak do ko­loru i za­pach do ko­loru. Z ko­lei na in­ten­syw­ność sły­sza­nych przez niego ko­lo­rów ujem­nie wpły­nęła po­stę­pu­jąca utrata słu­chu. Jego ko­lory za­częły bled­nąć, a ich na­sy­ce­nie po­wró­ciło do niego do­piero wtedy, gdy za­czął sto­so­wać apa­raty słu­chowe. A po­nie­waż sy­ne­ste­zja nie jest zja­wi­skiem pro­stym i prze­wi­dy­wal­nym, mu­szę za­zna­czyć, że ist­nieją osoby ślepe (cho­ciaż nie od uro­dze­nia), które na­dal „wi­dzą” dźwięki jako ko­lory, oczy­wi­ście je­dy­nie oczami swo­jego umy­słu.

Sy­ne­ste­zja za­zwy­czaj ujaw­nia się około szó­stego–siód­mego roku ży­cia, ale u osób z wię­cej niż jed­nym ro­dza­jem sy­ne­ste­zji ko­lejne jej wa­rianty mogą wy­stę­po­wać póź­niej, na­wet do dwu­dzie­stego roku ży­cia.

Nie jest uzna­wana za cho­robę (cho­ciaż może to­wa­rzy­szyć nie­któ­rym jed­nost­kom cho­ro­bo­wym) ani upo­śle­dze­nie, mimo że jej po­sia­da­nie bez­sprzecz­nie wpływa na spo­sób od­bie­ra­nia świata przez osobę nią ob­da­rzoną. W związku z tym nie ist­nieją „leki na sy­ne­ste­zję” i ra­czej nie pro­wa­dzi się ba­dań nad wpły­wem róż­nych sub­stan­cji che­micz­nych, w tym le­ków i po­pu­lar­nych uży­wek, na siłę od­czuć sy­ne­ste­tycz­nych. Ist­nieją jed­nak szcząt­kowe dane su­ge­ru­jące, że kawa, pa­ra­ce­ta­mol i aspi­ryna osła­biają od­czu­cia sy­ne­ste­tyczne, a al­ko­hol wzmac­nia je, ale tylko w ma­łej ilo­ści. Je­śli wy­pi­jemy zbyt dużo, jego dzia­ła­nie bę­dzie prze­ciwne. Ni­ko­tyna wy­daje się nie wy­wie­rać żad­nego wpływu. Inne sub­stan­cje dzia­łają w mniej oczy­wi­sty spo­sób albo wpły­wają tylko na nie­które ro­dzaje sy­ne­ste­zji, np. Pro­zac we­dług nie­któ­rych osób ob­da­rzo­nych sy­ne­ste­zją wpływa ne­ga­tyw­nie na ich zdol­no­ści, a inni wcale nie od­no­to­wują jego dzia­ła­nia w tej sfe­rze. Li­sta sub­stan­cji, któ­rych wpływ na­le­ża­łoby zba­dać, jest długa, ale eks­pe­ry­menty z praw­dzi­wego zda­rze­nia zda­rzają się rzadko i trudno je po­wta­rzać, głów­nie ze względu na nie­wielką grupę te­stową.

Trudna do wy­obra­że­nia na­tura sy­ne­ste­zji po­wo­duje, że na­ra­sta wo­kół niej wiele mi­tów, po­dob­nych do tego z na­uką ma­te­ma­tyki przez sy­ne­ste­tów. Nie­które in­for­ma­cje są po pro­stu nie­po­twier­dzone, inne prze­sa­dzone, a nie­które wręcz obu­rza­jąco nie­praw­dziwe.

Jed­nym z pod­sta­wo­wych py­tań, na które trudno udzie­lić od­po­wie­dzi, jest to, czy osoby z sy­ne­ste­zją na­prawdę są po­nad­prze­cięt­nie kre­atywne. W pierw­szym od­ru­chu można by od­po­wie­dzieć, że to oczy­wi­ste. Prze­cież wy­star­czy rzut oka na przy­kłady zna­nych osób z sy­ne­ste­zją na Wi­ki­pe­dii: sami ma­la­rze, pi­sa­rze, kom­po­zy­to­rzy, pio­sen­ka­rze, pia­ni­ści itd. Nie dajmy się jed­nak wpę­dzić w pu­łapkę ste­reo­ty­pów. Kre­atyw­ność to trudne do zde­fi­nio­wa­nia po­ję­cie. Day, ko­re­spon­du­jąc na co dzień ze zwy­kłymi ludźmi ob­da­rzo­nymi sy­ne­ste­zją, zwraca uwagę na fakt, że ter­min ten nie po­wi­nien być sto­so­wany je­dy­nie do ma­la­rzy, pi­sa­rzy czy mu­zy­ków, ale rów­nież do sze­fów kuchni, wy­na­laz­ców i in­ży­nie­rów, któ­rych zwy­kle nie bie­rzemy pod uwagę, my­śląc o kre­atyw­no­ści. To na­tu­ralne, że naj­więk­szą uwagę sku­pią na so­bie gwiazdy, ta­kie jak Lady Gaga. Skoro we­dług ob­li­czeń Daya aż jedna na 23 osoby jed­nak po­siada ja­kiś ro­dzaj sy­ne­ste­zji, to ist­nieje więk­sza szansa na spo­tka­nie sy­ne­ste­tycz­nych osób na­pra­wia­ją­cych pęk­nięte rury, ob­słu­gu­ją­cych was przy ka­sie w skle­pie czy pro­wa­dzą­cych au­to­bus, któ­rym je­dzie­cie do pracy. Sy­ne­ste­zja nie uczy­niła ich ar­ty­stami, ale na pewno czyni ich wy­jąt­ko­wymi oso­bami. Sztuka wy­maga przede wszyst­kim ta­lentu oraz cięż­kiej pracy i sy­ne­ste­zja nie jest tu cu­dow­nym, ła­twym roz­wią­za­niem, cho­ciaż z całą pew­no­ścią na­daje sztuce wy­jąt­kowy ko­lo­ryt.

Przy­kła­dem ab­so­lut­nie nie­praw­dzi­wych teo­rii – cho­ciaż może po­win­ni­śmy na­zwać rze­czy po imie­niu i mó­wić wprost o kłam­stwach – jest twier­dze­nie, że sy­ne­ste­zja to zdol­ność nad­przy­ro­dzona. Fakt, cza­sami ła­two od­nieść ta­kie wra­że­nie – zwłasz­cza kiedy mowa o sy­ne­ste­tycz­nym wi­dze­niu „aury” – ale za­pew­niam cię, że żadne czary nie wcho­dzą tu w ra­chubę. Day po­daje kilka za­baw­nych – cho­ciaż ra­czej za­li­cza­nych do czar­nego hu­moru – przy­kła­dów z wła­snej ka­riery, kiedy to osoby prze­ko­nane, że mają do czy­nie­nia z istotą ob­da­rzoną pa­ra­nor­mal­nymi mo­cami, zwra­cały się do niego po po­moc. W czym miałby po­móc im sy­ne­steta wi­dzący ko­lor smaku kawy? Cóż, otrzy­mał on wiele pro­po­zy­cji współ­pracy, w któ­rych ocze­ki­wano od niego, że dzięki swoim umie­jęt­no­ściom bę­dzie wi­dział du­chy lub po­może opra­co­wać me­todę ich wy­kry­wa­nia. Za­pra­szano go rów­nież do uczest­nic­twa w eg­zor­cy­zmach, za­pewne z na­dzieją, że jego sy­ne­ste­zja po­zwoli mu zo­ba­czyć de­mona i prze­ko­nać go do opusz­cze­nia ciała opę­ta­nej osoby lub lo­kalu. Pewna or­ga­ni­za­cja za­pro­po­no­wała mu na­wet stały kon­trakt przy pro­jek­cie ko­mu­ni­ka­cji z anio­łami. Szcze­gólny na­cisk kła­dziono na kon­takt z ar­cha­nio­łem Ga­brie­lem, od któ­rego ocze­ki­wano za­pew­nie­nia wspar­cia mi­li­tar­nego Sta­nom Zjed­no­czo­nym[1]. Day oczy­wi­ście od­mó­wił.

[1] Jak mo­żemy prze­czy­tać w książce Gho­sts: A Na­tu­ral Hi­story: 500 Years of Se­ar­ching for Proof Ro­gera Clarke’a, święci oraz za­stępy aniel­skie mieli po­noć in­ge­ro­wać w prze­bieg bi­tew. Naj­słyn­niej­szy przy­pa­dek zja­wi­ska tego typu od­no­to­wano w cza­sie pierw­szej wojny świa­to­wej, kiedy Święty Je­rzy oraz anio­ło­wie rze­komo wsparli siły en­tenty. Był on jed­no­cze­śnie jed­nym z naj­słyn­niej­szych w hi­sto­rii fake new­sów, który jak bu­rza ogar­nął serca i umy­sły spra­gnio­nych do­brych wia­do­mo­ści czy­tel­ni­ków pew­nej fik­cyj­nej bro­szury.

Echolokacja

To nic nie boli.Wrodzona analgezja

Zespół sawanta

Osobowość mnoga

Fałszywe wspomnienia

Nie mogę zapomnieć

„Dziwne zboczenie natury”. Somnambulizm

Podróże oneironautów, czyli świadome śnienie

Hipnoza

Narkotyk, który zawsze masz pod ręką

„Doktorze, ja nie żyję”. Zespół Cotarda

Ten Trzeci

Dusiołki i zmory

Ciężarni ojcowie

Zakończenie

Bibliografia

Ame­ri­can Psy­chia­tric As­so­cia­tion, Za­bu­rze­nia snu i czu­wa­nia. DSM-5. Se­lec­tions, red. M. Skal­ski, Urban & Part­ner, Wro­cław 2017.

R. Ba­iley, Ma­la­dap­tive Day­dre­aming Is My Ad­dic­tion: How Exces­sive Day­dre­ams and Esca­pism Af­fect the Re­ality We Try to Escape, Im­mer­sive In­for­ma­tion LLC, 2022.

Osvaldo Ca­iró Bat­ti­stutti, The Sa­vant Syn­drome. In­tel­lec­tual Im­pair­ment, Asto­ni­shing Con­di­tion, [b.m.], [b.n.w.] 2021.

Ba­sil Biju, Maju Ma­thews, A Co­uvade Syn­drome Va­riant?, „Psy­cho­so­ma­tics” 2006, vol. 47, is­sue 4, s. 363–364.

Jo­sef Brauer, Sig­mund Freud, Stu­dia nad hi­ste­rią, tłum. R. Reszke, Wy­daw­nic­two KR, War­szawa 2015.

Ku­mar Bu­dur, Maju Ma­thews, Manu Ma­thews, Co­uvade syn­drome equ­iva­lent?, „Psy­cho­so­ma­tics” 2005, vol. 46 is­sue 1, s. 71–72, 10.1176/appi.psy.46.1.71 (do­stęp: 12.06.2024).

Adam By­tof, One­iro­nau­tyka. Sztuka świa­do­mego snu, Ofi­cyna Wy­daw­ni­cza RYTM, War­szawa 1996.

Leon Cher­tok, Hip­noza i su­ge­stia, tłum. B. Ku­pis, In­ter­press, War­szawa 1993.

Li­dia Cier­piał­kow­ska, Psy­cho­pa­to­lo­gia, Wy­daw­nic­two Na­ukowe Scho­lar, War­szawa 2021.

Ro­ger Clarke,Gho­sts: A Na­tu­ral Hi­story: 500 Years of Se­ar­ching for Proof,St. Mar­tin’s Press, Uni­ted King­dom 2014.

„Co­lum­bian Cen­ti­nel” 29.12.1790, https://en­cyc­lo­pe­dia­vir­gi­nia.org/12581-65816b35f1d81b3/ (do­stęp: 12.06.2024).

Con­ge­ni­tal anal­ge­sia: The agony of fe­eling no pain, BBC.com, 17.07.2012, https://www.bbc.com/news/ma­ga­zine-18713585 (do­stęp: 12.06.2024).

Ken­neth Day, Men­tal De­fi­ciency (Amen­tia): A. F. Tred­gold, „The Bri­tish Jo­ur­nal of Psy­chia­try” 1993, vol. 163, is­sue 5, s. 702–704, https://www.cam­bridge.org/core/jo­ur­nals/the-bri­tish-jo­ur­nal-of-psy­chia­try/ar­ticle/abs/men­tal-de­fi­ciency-amen­tia-a-f-tred­gold/839D­D45826C18B1A­066723A­545B95B41 (do­stęp: 12.06.2024).

Sean Day, Sy­ne­sthe­sia and Sy­ne­sthe­tes, [b.m.], [b.n.w.] 2022.

Da­vid Enoch, Ba­sant K. Puri, Ha­drian N. Ball, Un­com­mon Psy­chiat­ric Syn­dro­mes, Ro­utledge, Abing­don 2020 [e-book], https://doi.org/10.4324/9781315381145 (do­stęp: 12.06.2024).

Ha­rald J. Frey­ber­ger, Wol­fgang Schne­ider, Rolf-Die­ter Stie­glitz, Kom­pen­dium psy­chia­trii, psy­cho­te­ra­pii, me­dy­cyny psy­cho­so­ma­tycz­nej, tłum. A. Bi­li­kie­wicz, Wy­daw­nic­two Le­kar­skie PZWL, War­szawa 2023.

Gaz­za­niga Mi­chael S., In­stynkt świa­do­mo­ści. Jak z mó­zgu wy­ła­nia się umysł?, tłum. A. No­wak-Mły­ni­kow­ska, Smak Słowa, So­pot2020.

John Ge­iger, Ten Trzeci, tłum. E. Spi­ry­do­wicz, Am­ber, War­szawa 2009.

Lisa Ge­nova, Zro­zu­mieć pa­mięć. Jak pa­mię­tamy i dla­czego za­po­mi­namy?, tłum. J. Dziu­biń­ska, Wy­daw­nic­two Fi­lia, Po­znań 2021.

Vla­di­mir A. Ghe­or­ghiu, Hip­noza. Rze­czy­wi­stość i fik­cja, tłum. D. Bień­kow­ska, Wie­dza Po­wszechna, War­szawa 1984.

Do­nald R. Grif­fin, Wi­dze­nie w ciem­no­ściach, tłum. Z. Maj­lert, Wie­dza Po­wszechna, War­szawa 1962.

Chri­stian Gu­il­le­mi­nault, Ceyda Ki­ri­so­glu, Gang Bao, Viola Arias, Al­li­son Chan, Ka­sey K. Li., Adult chro­nic sle­epwal­king and its treat­ment ba­sed on po­ly­som­no­gra­phy, „Brain” 2005, vol. 128, is­sue 5, s. 1062–1069, https://doi.org/10.1093/brain/awh481 (do­stęp: 12.06.2024).

Ju­stin Hec­kert, The Ha­zards of Gro­wing Up Pa­in­les­sly, „The New York Ti­mes Ma­ga­zine” 15.11.2012, https://www.ny­ti­mes.com/2012/11/18/ma­ga­zine/ash­lyn-bloc­ker-fe­els-no-pain.html (do­stęp: 12.06.2024).

Ri­chard Hun­ter, Ida Ma­cAl­pine, Three Hun­dred Years of Psy­chia­try, 1535-1860. A Hi­story Pre­sen­ted in Se­lec­ted En­glish Te­xts, Oxford Uni­ver­sity Press, Lon­don 2013.

Wil­liam Ja­mes, Do­świad­cze­nia re­li­gijne, tłum. J. Hem­pel, Vis-á-Vis/Etiuda, Kra­ków 2024.

Ju­lian Jay­nes, The Ori­gin of Con­scio­usness in the Bre­ak­down of the Bi­ca­me­ral Mind, Ho­ugh­ton Mif­flin, Ma­ri­ner Bo­oks, Bo­ston 1976.

Tim John­son, What is Hu­man Echo­lo­ca­tion? An Emer­ging Mo­bi­lity Con­cept for the Blind, [b.m.], [b.n.w.] 2012.

Da­niel Keyes, Czło­wiek o 24 twa­rzach, tłum. A. Bart­ko­wicz, Wielka Li­tera, War­szawa 2015.

Ho­no­rata Kor­pi­kie­wicz, Hip­noza i su­ge­stia, An­dro­meda, Po­znań 1992.

Po­oja Pat­naik Kup­pili, Ri­shab Gupta, Ra­man Deep Pat­tana­yak, Su­dhir K. Khan­del­wal, De­lu­sio­nal de­nial of pre­gnancy: Uni­que pre­sen­ta­tion of Co­tard’s syn­drome in a pa­tient with schi­zo­ph­re­nia, „Asian Jo­ur­nal of Psy­chia­try” 2017, vol. 30, s. 26–27, https://www.scien­ce­di­rect.com/science/ar­ticle/abs/pii/S1876201817304628 (do­stęp: 12.06.2024).

Ste­phen La­Berge, Ho­ward Rhe­in­gold, Explo­ring the World of Lu­cid Dre­aming, Bal­lan­tine Bo­oks, New York 1989.

Pe­retz La­vie, Cza­rowny świat snu, tłum. M. Skal­ski, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 1998.

Guy Le­sch­zi­ner, Jak sen staje się udręką, tłum. A. Jurga, Am­ber, War­szawa 2022.

Eli­za­beth Lo­ftus, Ka­the­rine Ket­cham, The Myth of Re­pres­sed Me­mory. False Me­mo­ries and Al­le­ga­tions of Se­xual Abuse, St. Mar­tin’s Press, New York 2013.

Bo­ris Lu­ban-Plozza i in., Za­bu­rze­nia psy­cho­so­ma­tyczne w prak­tyce le­kar­skiej, tłum. R. Czep­czyń­ski, Wy­daw­nic­two Le­kar­skie PZWL, War­szawa 1995.

Alek­sandr R. Łu­ria, The Mind of a Mne­mo­nist. A Lit­tle Book about a Vast Me­mory, Ha­rvard Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 1987.

Paul R. Mar­tin, Li­cze­nie ba­ra­nów. O na­tu­rze i przy­jem­no­ściach snu, tłum. A. Gra­lak, War­szaw­skie Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Muza, War­szawa 2011.

Jack A. Me­acham, Re­mi­ni­scing as a pro­cess of so­cial con­struc­tion [w:] The Art and Science of Re­mi­ni­scing, red. Jef­frey D. We­bster, Bar­bara Ha­ight, Tay­lor & Fran­cis, New York 1995, s. 37–48, https://www.re­se­arch­gate.net/pu­bli­ca­tion/264231618_Re­mi­ni­scin­g_a­s_a­_pro­ces­s_o­f_so­cia­l_con­struc­tion (do­stęp: 12.06.2024).

The­odore Mil­lon, Ro­ger Da­vis, Za­bu­rze­nia oso­bo­wo­ści we współ­cze­snym świe­cie, tłum. H. Grze­go­łow­ska-Klar­kow­ska i in., In­sty­tut Psy­cho­lo­gii Zdro­wia, Pol­skie To­wa­rzy­stwo Psy­cho­lo­giczne, War­szawa 2005.

Deb­bie Na­than, Sy­bil Expo­sed: The Extra­or­di­nary Story be­hind the Fa­mous Mul­ti­ple Per­so­na­lity Case, Tan­tor Me­dia, 2011.

Su­zanne O’Sul­li­van, Śpiące kró­lewny. Ta­jem­ni­cze przy­padki ze świata neu­ro­lo­gii, tłum. J. Dzierz­gow­ski, Wy­daw­nic­two Znak Li­tera Nova, Kra­ków 2023.

Ju­lian Ocho­ro­wicz, Psy­cho­lo­gia i me­dy­cyna, War­szawa 1916.

Leo Ol­dwitch, Ta­jem­ni­czy świat snów, tłum. Z. Lew-Sta­ro­wicz, Wy­daw­nic­two Le­kar­skie PZWL, War­szawa 1995.

Ro­bert B. Oxnam, 11 × ja. Moje ży­cie z oso­bo­wo­ścią mnogą, tłum. A. Po­koj­ska, Wy­daw­nic­two Znak, Kra­ków 2005.

Camp­bell Perry, Hyp­no­tic co­er­cion and com­pliance to it: a re­view of evi­dence pre­sen­ted in a le­gal case, „In­ter­na­tio­nal Jo­ur­nal of Cli­ni­cal and Expe­ri­men­tal Hyp­no­sis” 1979, vol. 27, is­sue 3, s. 187–218, https://pub­med.ncbi.nlm.nih.gov/541134/ (do­stęp: 12.06.2024).

Pul­len’s Giant, https://lang­don­down­mu­seum.org.uk/the-col­lec­tions/ja­mes-henry-pul­len-col­lec­tion-a-re­si­dent-of-earl­swood/pul­lens-giant/ (do­stęp: 12.06.2024).

Vi­lay­anur S. Ra­ma­chan­dran, San­dra Bla­ke­slee, Oli­ver Sacks, Phan­toms in the Brain: Pro­bing the My­ste­ries of the Hu­man Mind, Wil­liam Mor­row and Com­pany, Har­per Col­lins, New York 1999.

An­tje A. T. S. Re­in­ders, Dick J. Velt­man, Dis­so­cia­tive iden­tity di­sor­der: out of the sha­dows at last?, „The Bri­tish Jo­ur­nal of Psy­chia­try” 2021, vol. 2019, is­sue 2, s. 413–414, https://www.cam­bridge.org/core/jo­ur­nals/the-bri­tish-jo­ur­nal-of-psy­chia­try/ar­ticle/dis­so­cia­tive-iden­tity-di­sor­der-out-of-the-sha­dows-at-last/8E­2884FA­8669A­9A­64790E­5C47A­D72DC7 (do­stęp: 12.06.2024).

Ha­kim Sa­bo­owala, Wal­king Corpse Syn­drome or Co­tard’s Syn­drome, [b.m.], [b.n.w.] 2017.

Oli­ver Sacks, Ha­lu­cy­na­cje, tłum. J. Ło­ziń­ski, Zysk i S-ka, Po­znań 2014.

Oli­ver Sacks, Męż­czy­zna, który po­my­lił swoją żonę z ka­pe­lu­szem, tłum. B. Ja­rząb­ska-Zie­wiec, Zysk i S-ka, Po­znań 2017.

Flora Rheta Schre­iber, Sy­bil. The Clas­sic True Story of a Wo­man Pos­ses­sed by Si­xteen Per­so­na­li­ties, Re­gnery, Chi­cago, Il­li­nois 1973.

Fran­ce­sca Sic­lari, Ra­min Kha­tami, Frank Urba­niok, Lino No­bili, Mark W. Ma­ho­wald, Car­los H. Schenck, Mi­chel A. Cra­mer Bor­ne­mann, Clau­dio L. Bas­setti, Vio­lence in sleep, „Brain” 2010, vol. 133, is­sue 12, s. 3494–3509, https://doi.org/10.1093/brain/awq296 (do­stęp: 12.06.2024).

Pa­trick A. Si­mon., Co­uvade syn­drome. What male sym­pa­the­tic preg­nancy is & how you can fi­ght it, P. A. Pu­bli­shing Ho­use, Pen­n­sy­lva­nia 2020.

Je­rzy Siuta, Współ­cze­sne kon­cep­cje w ba­da­niach nad hip­nozą, Wy­daw­nic­two Na­ukowe PWN, War­szawa 1998.

Pe­ter Su­ed­feld, Jane S. P. Mo­cel­lin, The “Sen­sed Pre­sence” in Unu­sual Envi­ron­ments, „Envi­ron­ment and Be­ha­vior” 1987, vol. 19, is­sue 1, s. 33–52, https://jo­ur­nals.sa­ge­pub.com/doi/abs/10.1177/0013916587191002 (do­stęp: 12.06.2024).

Etienne Tril­lat, Hi­sto­ria hi­ste­rii, tłum. Z. Pod­gór­ska-Klawe, E. Jam­ro­zik, Za­kład Na­ro­dowy im. Osso­liń­skich, Wro­cław 1993.

Ro­bin Wa­ter­field, Hid­den Dep­ths. The Story of Hyp­no­sis, Pi­ca­dor, Lon­don 2011.

Ca­me­ron West, First Per­son Plu­ral. My Life as a Mul­ti­ple, Sma­sh­words Edi­tion, Los Ga­tos 2013.

O mężczyźnie, który widział dźwięki.Zagadki umysłu

Joanna Zaręba

© Wydawnictwo RM, 2024All rights reserved.

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska [email protected] www.rm.com.pl

ISBN 978-83-8151-874-1 ISBN 978-83-7147-137-7 (ePub) ISBN 978-83-7147-138-4 (mobi)

Edytor: Justyna MrowiecRedaktorka prowadząca: Justyna ŻebrowskaRedakcja: Michał TrusewiczKorekta: Iwona Kresak, Ewelina CzajkowskaEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.

Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.

Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]