Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 13.05.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
W wielkiej machinie wojny pojedynczy człowiek zdaje się nieistotny. Cierpienie dotyczy wszystkich, także tych najbardziej bezbronnych.
Ewa trafiła do sierocińca jako dwulatka. Dyrektorka, Wanda, wszystkich wychowanków otacza troskliwą opieką, Ewę jednak obdarza szczególną pieczą i miłością.
Wybuch wojny dla dzieci oznacza huk spadających bomb, ale nie od razu zmienia ich rzeczywistość. Zaangażowana w konspirację dyrektorka oraz jej prawa ręką, kucharka Anna, dokonują cudów, by codzienność dzieci ucierpiała jak najmniej. Wszystko nagle się zmienia, gdy Wanda zostaje aresztowana.
Dorastająca Ewa pomaga, jak potrafi. Kradnie na targowisku warzywa, czasem kawałek boczku. Zanosi konspiracyjne dokumenty. Naraża się, aż w końcu…
Wojna zapisana w podręcznikach to tylko opis bitew i militarnej taktyki. Nie przeraża tak, jak los człowieka walczącego o worek ziemniaków dla dwudziestu sierot. Nie trwoży tak, jak los krzywdzonej dziewczynki. Nie wyciska łez tak, jak strata poniesiona przez pojedynczego człowieka, przez dziecko.
Czy Ewa, choć sprytna, błyskotliwa i inteligentna poradzi sobie w świecie, w którym nie ma zasad?
Czy uda jej się wyjść z wojennego koszmaru wciąż niosąc w sobie – światło?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 306
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
1928
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, jakie nadzienie ci się trafi[1] – pomyślała Margerita.
Zapatrzyła się w okno i pogłaskała sterczący brzuch.
Będziesz szczęśliwa, prawda? Obiecaj. Będziesz miała w sobie światło, które czyni nas szczęśliwymi. Wierzę, wiem, że zostanie ci w życiu to, co i dla mnie było najpiękniejsze. Miłość.
Nigdy, nigdy nie rezygnuj z miłości, córeczko. Miłość jest w życiu najistotniejsza, wiesz? Miłość, zawsze miłość, kochanie moje.
Dla mnie miłość była najważniejsza. Zawsze. Zawsze. Zawsze. I taka pozostała. Dla miłości mogłam wszystko. Dla miłości wciąż mogłabym wszystko. I ty też powinnaś. Dla miłości.
To są jedyne istotne w życiu słowa. Miłość i zawsze.
I może jeszcze nigdy. Nigdy o tym nie zapomnij, malutka moja.
Bo teraz… cóż ci mogę zaoferować?
Niewielki pokoik. Żadnych wygód. Kochanie, przyjmij moje przeprosiny. Nie chciałam. Zupełnie nie miałam na to wpływu. Córeczko, trafiłam tu… zupełnie nie wiem dlaczego.
Wiesz, kiedyś obchodziły mnie całkiem nieistotne sprawy. Uważałam, że jestem zbyt gruba. Ściskałam się w talii obcisłym pasem. Spryskiwałam drogimi perfumami. Marzyłam o kieliszkowych obcasikach. Chciałam mieć żakiet z baskinką. Najlepiej kilka, w różnych kolorach. Marzyłam o nich, wiesz? Tak jak o tych obcasach.
Bo ubrać, moja kochana, to się trzeba umieć. I wbrew pozorom, to ma znaczenie.
Mężczyźni są tacy nieodporni… Wiesz, kochanie, chciałabym cię wszystkiego nauczyć. Bardzo tego pragnę. Obawiam się jednak, że nie będzie mi dane. Nie pozwolą mi.
Tak czy inaczej, pamiętaj. Gorsety wprawdzie zniknęły, ale nigdy nie daj się przekonać, że sylwetka chłopczycy… Nie, to nie działa. W gazetach pokazują emancypantki, jednak prawdziwi mężczyźni pożądają… cóż, kobiecych kształtów. Takich z wcięciem w pasie i wyeksponowanym biustem. Litera „H” jest całkiem interesująca, jednak nie w fasonie sukienek. Luźne? Wygodne w noszeniu? Pod żadnym pozorem. Może tylko w żurnalach. Chłopczyce są modne, nie interesujące. Na konto mody możesz, kochanie, zrobić ustępstwo w zakresie fryzury. Owszem, krótkie cięcie bywa atrakcyjne, jeśli tylko odpowiednio wyeksponujesz swoje walory. A biust i biodra… sama kiedyś zrozumiesz. Albo i nie. Muszę ci wytłumaczyć. Samo przez się nic nie da się zrozumieć. Widzisz, kochanie, to nasze podwójne wybrzuszenie na klatce piersiowej to element, który zawsze przyciąga męski wzrok. Nieważne, co ci będą mówić. Biust jest ważny. Jeśli odpowiednio wyeksponujesz dekolt… wygrałaś. Przynajmniej początek. Mówią, że to tylko pierwsza runda. Niech będzie, kochanie. Niech będzie, że to zaledwie inauguracja. Bez niej nie ma jednak dalszego ciągu.
Margerita zadarła głowę i spojrzała w okno. Umieszczono je tak wysoko, że nie była w stanie dostrzec, co dzieje się na zewnątrz. Mogła sobie jednak wyobrażać wszystko. Niebo. Zawsze błękitne. Może z niewielką chmurką. Taką ozdobą, niezakłócającą błękitu. Poza tym łąka. W wyobraźni zawsze widziała łąkę. Pełną chabrów, nagietków, jeżówek…
Tych wszystkich kolorowych kwiatów, których nazw nawet nie znam. Choć może powinnam. Widzę je oczami imaginacji, ale nie wiem, jak się nazywają. Co to ma zresztą za znaczenie. Niech kwiaty, bez względu na ich miano, towarzyszą ci przez całe życie, córeczko. Niech będą tak piękne, jak ty sama – myślała, miękkim gestem przesuwając rękę po ciążowym brzuchu.
Doskonale wiedziała, że za wysoko umieszczonym, zakratowanym otworem nie ma żadnej łąki. Tam pulsowało miasto. Ulice, tramwaje, automobile. Dorożki i piesi. Modnisie i służące. Ludzie. Każdy dążący do… czegoś. Osoby za tym oknem miały prawo do marzeń, które jej zostały odebrane.
– Mam tylko ciebie, malutka – wyszeptała jak co dzień.
Westchnęła. Jej ręka cały czas spoczywała na wydatnym brzuchu.
– Wytłumacz mi, kochana, jak to jest… Mężczyzna ma przyjemność, a my? Za rozkosz jesteśmy karane. Co wolno ciężarnej? – Zaśmiała się cicho. – Uważać na siebie. A jeśli ciąża przydarzy się niezamężnej… to dla niej ostateczna katastrofa. Nie daj się zwieść, kochanie. Dziecko bez ślubu nie jest błogosławieństwem. Nie jest owocem miłości. Nie jest istotą wyczekiwaną. Nieślubne dziecko to bękart z całym bagażem nienawiści i lekceważenia. Taka kobieta jest niewidoczna, bagatelizowana. Żyje w cieniu i nieposzanowaniu, by nie rzec, w pogardzie. To najpotężniejsze poniżenie, większego nie można sobie wyobrazić. Oczywiście, ciebie to wszystko nie dotyczy. Jesteś owocem miłości.
Przerwała na chwilę i znów pogłaskała ciążową wypukłość.
– Pamiętaj zatem – wróciła po chwili do niegłośnego monologu – że choć makijaż stał się popularny, by nie rzec wprost: modny, to jednak nie należy go nadużywać. Wystarczy odrobina pudru i szminki. Nic więcej. Różowienia policzków raczej unikaj. W każdym razie, nie nadużywaj. Nie jest w dobrym guście. Poza tym oszczędnie stosuj czernidło. Naturalność jest w dobrym tonie, pamiętaj o tym, córeczko. Przypominam ci, choć może się powtarzam, sylwetka nowoczesna jest zaledwie modna. Pożądana jest ta, która się podoba. Za tą podążaj. Bądź tą, o której mówią, córeczko. Nie stawaj się modną, taką samą jak wszystkie. Zawsze dbaj o to, by pozostawać oryginalną. Inną. Ponad pozostałymi. Niech sobie będą takie same, ty masz być nietuzinkowa, lepsza. Ty już jesteś wspanialsza od innych. Twoje życie jest owocem miłości tak silnej, że niedostępnej innym. Nikt, kto nie przeżył czegoś podobnego, tego nie zrozumie. A nikt czegoś takiego nie przeżył. Wyjątkowe uczucie, miłość ponad wszystko… to właśnie czułam. I wciąż odczuwam, choć cały świat odwrócił się ode mnie. Miłość ponad wszystko.
Kobieta zamilkła. W pojedynczej celi mogła rozmawiać sama ze sobą bez przeszkód. Nie zawsze miała ten luksus. Doskonale wiedziała, że to tylko przerwa. Miała już, cóż, nazwijmy je sublokatorkami. Proste dziewczyny, które trochę się jej obawiały, trochę wyśmiewały.
– Niby morderczyni, a dała sobie brzuch zrobić – komentowały między sobą. Kpiły.
Czy miało to dla niej jakiekolwiek znaczenie?
Właściwie nie. A może i tak. Dzięki temu była teraz sama. Sama? To niewłaściwe słowo. Z dzieckiem. Z córeczką. Z istotą najpiękniejszą na świecie.
– Tylko ty mnie nie oceniasz – wyszeptała. – Kochasz bezwarunkowo. Tak, jak ja ciebie.
Zamilkła i zamyśliła się.
– Zatem pamiętaj, kochana – kontynuowała po chwili. – Sylwetka chłopczycy nie jest odpowiednia dla prawdziwej kobiety. Nie dla ciebie. Nie dla mnie. O czym to ja… A! Właśnie. Życzę ci, córeczko, byś kochała tak jak ja. Bez względu na konsekwencje, bez względu na finał. Kochaj. Tylko to w życiu ma znaczenie.
Znów zamilkła na długą chwilę. Przysnęła. Przebudziła się gwałtownie, z głośnym westchnieniem. Nie pamiętała snu, wiedziała tylko, że niósł ze sobą coś strasznego. Niepojętego. Coś poza jej rozumieniem.
Pogłaskała odruchowo brzuch. Robiła to od kilku miesięcy. Od kiedy zaczął wystawać. Najpierw nieznacznie, był wtedy tylko skromną, wstydliwą wypukłością. Niewidoczny dla innych, przysparzał jej wielu dolegliwości. Nudności to mało powiedziane. Torsje szarpały jej ciałem niczym nawałnica wodami Bałtyku. Nie mogła jeść, nie mogła pić, nawet oddychanie przyprawiało ją o mdłości. Poranne wstawanie było mordęgą. A jednak ten rosnący wbrew oczekiwaniom otoczenia brzuch dla niej był jednoznacznym dowodem miłości.
– Od pierwszego dnia cię kochałam, córeczko. Nawet kiedy jeszcze nie wiedziałam, że ze mną jesteś – wyszeptała.
Potem jej brzuch bezwstydnie rósł i puchł, i wciąż szarpał torsjami, choć wedle słów lekarza już nie powinien. Wtedy właśnie Margeritę odizolowano od innych więźniarek. Dzięki temu jej legenda rosła. Rita, morderczyni, odseparowana, stawała się w więziennych szeptankach coraz groźniejsza. I była przez to jeszcze bardziej samotna.
– To, że jesteśmy wyemancypowane, córeczko, nic w praktyce nie znaczy – wyszeptała. – Możemy palić papierosy. I co z tego? „Możemy” nie oznacza, że powinnyśmy. W dobrym towarzystwie to wciąż źle, fatalnie przyjmowane. Oficjalnie nikt nie zwróci palącej uwagi, ale w kuluarach? Porządna kobieta nie pali, pamiętaj o tym, córeczko. Kobiety mogą chodzić do klubów, ale to podobnie jak z paleniem. Osamotniona w kawiarni? Restauracji? To jak pójść samej do teatru. Nigdy tego nie rób, córeczko. I nie noś spodni. To okropne! Kobieta w spodniach? To jak Murzyn w towarzystwie. Wbrew pozorom, kochanie, nic się nie zmieniło, nawet po wojnie.
Mężczyzn po Wielkiej Wojnie zostało zbyt mało, by nas chronić. W teorii. Bo praktycznie wciąż nie powinnyśmy nigdzie się ruszać bez męskiej opieki. My, słabe kobietki, możemy wszystko, nawet samodzielnie prowadzić automobile, ale w praktyce nie wypada nam nic. Owszem, takie tam, żarciki. Że niby emancypantki. Feministki, ha, ha. A w rzeczywistości?
Nic się nie zmieniło.
Nic, moja córeczko. Uważaj na to. Na tę duszną dualność. Fikcyjną samodzielność. Nigdy nie pal papierosów. Nie noś spodni, mężczyźni tego nie lubią. I my, kobiety, też nie. Nawet wtedy, gdy musimy przejąć męskie obowiązki, bo przecież brakuje mężczyzn po wojnie. Owszem, potrzebujemy wygodnych ubrań, gorsety nie są nam już potrzebne. Jednak spodnie… nie. Nie dajmy się zwariować.
Kobieta znów zasnęła.
– Ach, córeczko. – Przebudziła się gwałtownie. – Jeszcze jedno. Sukienka lub spódnica zawsze za kolano. I nie zapominaj o kapeluszu. No i futra dodają kobiecości. Dobrze jest otulić się puchatym kołnierzem, nie tylko w zimie. Miękkie włosie pozwala ukryć dwuznaczny uśmieszek, kusząco spojrzeć spod opuszczonych rzęs… Futra są całkiem pożądane, chociaż drogie. Wiesz, córeczko, pieniądze pomagają. Nie to, żeby były antidotum na wszystkie kłopoty, jednak przynoszą czasami rozwiązania. Używaj także biżuterii, szczególnie perły są piękne. Mawiają, że to łzy nieszczęścia. Że to małże płaczące w cierpieniu. Bzdury, córeczko. Perły są po prostu piękne. A kiedy otrzymasz je od kochającego mężczyzny… Skarbie, nie ma nic piękniejszego niż sznur długich, dużych i równych pereł, chybotliwie kołyszących się między piersiami otoczonymi długim włosiem futra z norek… Dobierz do tego opaskę na włosy, najlepiej z kilkoma cennymi strusimi piórami. To pięknie harmonizuje z kobiecą urodą.
Kobieta jęknęła.
– Wcale nie chcę, żebyś już wychodziła na świat. Może jeszcze chwilę posiedzisz tam, w środku? Zostań jeszcze chwilę, proszę. Tak nam razem dobrze… Boję się, że mi ciebie odbiorą. Ty nie masz takich obaw. Nie znasz jeszcze życia… Jeszcze… trochę… zostań…
A potem celę przeszył krzyk, który szybko zmienił się w skowyt. Pomimo jego głośności nikt się nie pojawił. Dopiero po półgodzinie dozorczyni zerknęła przez wizjer.
– Rodzi, w końcu – stwierdziła, gdy wróciła z obchodu.
– Jakie w końcu? Zostały jej jeszcze trzy tygodnie – odpowiedziała druga. – Powinna znaleźć się w sali porodowej.
– Tyle nie poczekamy – zaśmiała się chrapliwie pierwsza. – Zadzwoń po lekarza. Ciekawe, czy to naprawdę będzie dziewczyna.
Rozdział 2
Na Wojtusia z popielnika
iskiereczka mruga.
Chodź, opowiem ci bajeczkę
Bajka będzie długa.
Była sobie raz królewna,
pokochała grajka,
król wyprawił im wesele
i skończona bajka.
Była sobie Baba Jaga,
miała chatkę z ciasta,
a w tej chatce same dziwy,
cyt! iskierka zgasła.
Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
łzą zaszły oczęta,
czemu żeś mnie oszukała?
Wojtuś zapamięta.
Już ci nigdy nie uwierzę
iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,
ot i bajka cała[2].
– Powinnaś śpiewać coś dla dziewczynki – stwierdziła dozorczyni więzienna.
– Zaśpiewałam już wszystkie, jakie istnieją – odpowiedziała Margerita, wpatrując się w oczy córeczki. – Śpiewam więc cokolwiek.
– Czas na kąpiel – zarządziła kobieta, nie chcąc kontynuować dyskusji.
Margerita wstała, kurczowo tuląc dziecko. Jeszcze przez kilka tygodni pozwolą jej trzymać małą w swojej celi. Po dwóch miesiącach od porodu będzie musiała iść do pracy, a córeczka trafi do więziennego żłobka, jak wszystkie dzieci osadzonych. Aż do drugich urodzin, kiedy to maluchy są ostatecznie zabierane matkom. Rita wiedziała o tej procedurze od dnia porodu, a nawet wcześniej, ale wcale nie chciała się z tym pogodzić[3].
– Ewa, Ewunia, światełko moje – przemawiała często do córeczki. Tuliła ją wtedy jeszcze mocniej niż zwykle.
Ze wszystkich matek na oddziale ona opiekowała się niemowlakiem z największym oddaniem. Pozostałe więźniarki czasem krzyczały na swoje dzieci. Denerwowały się, gdy maluchy płakały. Nie chciały karmić. A ona?
Cieszyła się, że może mieć małą w celi. Oddziałowe doceniały jej troskę o dziecko, dzięki temu Margerita miała spokój, a nawet pojedynczą celę. Oczywiście to nie zależało bezpośrednio od dozorczyń, jednak wiedziała, że dzięki życzliwości jednej z nich pojedyncza cela była możliwa. I własny klozet, a to już w ogóle luksus. A nawet dodatkowy koc. Nocą temperatura w budynku znacznie spadała, było zimno, ale regulaminowo. Formalnie nikomu nie przysługiwały z tego tytułu żadne benefity.
Zatem Margerita napawała się każdą chwilą, mając świadomość, że niedługo odbiorą jej dziecko.
Nie zrobiła nic złego. Została skazana za cudzą winę, cudzy grzech. W tym obrzydliwym, tendencyjnym procesie oskarżono ją o rzeczy straszne. Wykorzystano dowody, które interpretowano w zależności od potrzeb. Badanie krwi? Co za bzdury!
Coś takiego nie mogło mieć znaczenia. Pseudonaukowe brednie. Przecież ona tego nie zrobiła! Jedni wtedy mówili tak, pozostali zupełnie inaczej. Te spory nie powinny mieć znaczenia, a jednak zaważyły na jej całym życiu.
Niemal dla wszystkich wokół była winna. Winna, winna, winna.
Dlatego została skazana za zbrodnię, której nie popełniła.
Nie mogła tą cudzą, urojoną przez media i sędziów winą obarczać córki. Musiała ją oddać, powinna jak najszybciej. Już przed porodem obiecała sobie, że zostawi dziecko od razu w więziennym szpitalu. Porzuci. Nawet mu się nie przyjrzy.
Ale nie miała siły.
Spojrzała. Utonęła w granatowych oczach. Poczuła paluszki zaciśnięte na jej palcu.
Wtedy nie myślała już o tym, by porzucić córkę.
Ochrzciła ją podczas jednej z więziennych mszy. Ksiądz uśmiechał się ciepło. Ewa Paulina, takie dała jej imiona. Opiekowała się malutką z największą czułością. Miała jej w sobie bez liku. Kochała dzieci od zawsze. Zajmowała się nimi jako niania nie tylko dla zarobku. Wykonywała swoją pracę z pasją. Teraz jednak nie miała już szans na taką profesję. Już nikt nie powierzy jej swojego dziecka. Nigdy więcej. Ewunia była ostatnim maluchem, o jakiego mogła się troszczyć. I zamierzała to zrobić najlepiej na świecie.
Nie wiedziała jeszcze, czym będzie się zajmować po odsiedzeniu wyroku. Czymś poniżającym, na pewno. Czymś, co nie pozwoli jej na noszenie futer i używanie modnych pachnideł. Będzie musiała z tym żyć. I nie będzie narażać na to Ewci.
W sumie i tak miała szczęście. Dostała osiem lat. Tylko osiem.
To dwa tysiące dziewięćset dwadzieścia dwa dni. Siedemdziesiąt tysięcy sto dwadzieścia osiem godzin.
A potem wyjdzie na wolność i nigdy już nie wróci do tego, co było. Zostawi wszystko tutaj, za kratami. Osiem lat… Czy to dużo? Więcej niż jedna trzecia jej dotychczasowego życia. I całe życie Ewuni. Nie, nie zapewni jej takiego losu.
Uśmiechając się do córki, przeszła do pokoju łaziebnego. Woda zagotowana w wielkim garze już przestygła. Idealnie. Mogła ją wlać wprost do metalowej balii, prostej, takiej jak do prania bielizny. Nie o takiej wanience dla córki marzyła. Nie w takich wannach kąpała cudze dzieci. Tutaj jednak miała do dyspozycji tylko taką. I do niej właśnie wlała wodę, sprawdzając temperaturę łokciem. Na ten czas odłożyła córeczkę do wiklinowego kosza, wyłożonego przybrudzonym kocykiem.
Wyprosiła go u oddziałowej. Wcześniej matki kładły dzieci bezpośrednio na wiklinie, która czasami raniła delikatną skórę niemowląt. Koc był gruby i szary, ale spełniał swoją funkcję.
Margerita podwinęła wysoko rękawy szarej sukni. Uniosła córeczkę, ta zakwiliła. Kobieta włożyła małą do wanienki, podłożyła przedramię pod delikatną główkę. Drugą ręką sięgnęła po kawałek pieluchy. Obmywała ciało dziecka z miłością, śpiewając kolejne piosenki. Co tylko przyszło jej do głowy.
Someday he’ll come along
The man I love
And he’ll be big and strong
The man I love
And when he comes my way
I’ll do my best to make him stay
He’ll look at me and smile
I’ll under stand
And in a little while
He’ll take my hand
And though it seems absurd
I know we both won’t say a word
Maybe I shall meet him Sunday
Maybe Monday, maybe not
Still I’m sure to meet him one Day
Maybe Tuesday will be my good news Day[4]
– Wyjątkowo niewłaściwe piosenki dobierasz dla swojej małej – burknęła jedna z dozorczyń.
– To może to – zaśmiała się Margerita.
Nikt nie wzdycha dziś na widok pięknej płci.
Jak to czynił Romeo we śnie,
Kiedy chłopiec dziewczę widzi vis-à-vis,
Śmieje się i prosto z mostu rżnie:
Spotkamy się
Na Nowym Świecie,
Dla ciebie tam
Mieszkanko mam.
Będziemy śnić, ty i ja
Całą noc aż do dnia
Spotkamy się
Tymczasem pa!
Student i panienka z magazynu mód,
Wierna żona i niebieski ptak,
Pan Walenty i Agnieszka pełna cnót
Wszyscy schadzki naznaczają tak:
Więc za tą powszechną modą idźmy też
Choć nikt dotąd nie przedstawił nas,
Rendez-vous będziemy mieli. Gdzie? Pan wiesz!
Piękni chłopcy, przyjdźcie wszyscy wraz[5].
– No nie wiem, czy lepiej – stwierdziła ta sama dyżurna, a wszystkie się zaśmiały.
Margerita uśmiechała się delikatnie i dalej kąpała małą w skupieniu.
– To aż nieprawdopodobne – stwierdziła jedna ze strażniczek. – Skazana za morderstwo, a taka wrażliwa.
– Jestem niewinna – odpowiedziała skazana, jak zawsze przy takiej zaczepce.
– Tutaj siedzą same niewinne – dodała inna dyżurna.
– Jak w każdym więzieniu – skwitowała trzecia.
– Po co tak się z nią pieścisz? – zapytała pierwsza. – I tak nie będzie cię pamiętać.
– Dwa lata miną jak z bicza strzelił – zakpiła druga. – A ty tak się angażujesz, jakbyś wcale nie chciała jej oddać…
– Bo nie chcę – odpowiedziała Margerita. – Ale muszę. Będę musiała.
Dyżurne spojrzały na siebie, kręcąc głowami.
– Dobra, dobra, znamy twoje nastawienie. A teraz się pośpiesz, jest kolejka dzieci do kąpania.
Margerita uniosła głowę z uśmiechem pełnym miłości.
– Moja malutka, umyjemy jeszcze nóżki. Rączki. I jeszcze tutaj…
Nie zauważyła, że przez drzwi za jej plecami kolejna dyżurna wprowadziła mężczyznę. To był rzadki widok na kobiecym oddziale i pewnie dlatego zawsze wzbudzał zainteresowanie. A już na pewno taki mężczyzna. Trzymał bowiem w ręku cenne urządzenie z wielką lampą błyskową. Takie aparaty należały do drogich i niewielu mogło sobie na nie pozwolić. Używali ich ci, którzy zdjęcia robili zawodowo.
Fotografowie nie pojawiali się w więzieniu często. Raczej bardzo rzadko, a nawet wręcz incydentalnie. Ten dokumentował warunki w poszczególnych kryminałach. Robił zdjęcia w celach. Najpierw poszedł do Margerity. Nikt jej o to nie pytał. Jej komórka stanowiła świetny materiał propagandowy. Stała tam wygodna prycza, na niej czysty, niemal nowy siennik przykryty grubym brązowym kocem, był też działający kaloryfer i sporo miejsca dla małej. Margerita utrzymywała w celi czystość, myśląc o tym, że już niedługo mała będzie raczkowała po podłodze. Dbała o to zupełnie jak w domu. Zresztą to przecież był jej dom.
Fotograf robił również zdjęcia w świetlicy. Zgodnie z jego życzeniem wszystkie więźniarki usiadły na równo ustawionych krzesłach i udawały, że słuchają audycji Polskiego Radia, zupełnie jak w każdą niedzielę, choć akurat był czwartek. Mężczyzna wcześniej utrwalił też kobiety pracujące przy wyrobie koronek, pozowały dumne ze swoich wyrobów. A teraz przyszedł tutaj. Po co?
Czy naprawdę ona, Margerita, była dla kogoś interesująca? Miał już na kliszy jej celę…
Doskonale wiedziała, że chodziło o nią. Ona miała pozować. I że zdjęcie zostanie opublikowane. Musi tam być jej nazwisko, wtedy nakład gazety wyprzeda się w całości. Była znana wszystkim. Każdy w Polsce wiedział o niej może nawet więcej niż ona sama. Wzbudzała ciekawość. Ludzie jej nienawidzili. Inni chcieli się na niej wzorować. Na świecie nie brakowało szaleńców. Ci chcieli… właściwie co? Naśladować morderczynię? Przecież ona nikogo nie zabiła.
Jednak gazety pisały o niej ciągle i ciągle. To samo wciąż i jeszcze raz. Jej nazwisko pojawiało się w nagłówkach i gwarantowało sprzedaż. Więc pisali… I robili zdjęcia.
A jednak teraz nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Trzymała na rękach córkę, którą właśnie wyjęła ze stygnącej wody. Mała zamachała nóżkami, wyraźnie zadowolona.
Margerita, skupiona na dziecku, nie zwracała uwagi na fotografa. Flesz błysnął dla nich niespodziewanie. Kobieta podskoczyła, a mała wykrzywiła buzię, zalękniona. Rzadko płakała, teraz jednak załkała.
Matka skupiła się na uspokojeniu Ewci. Mała szybko chwyciła nadstawioną pierś i przymknęła oczy, Margerita zaś z wyrzutem zwróciła się do fotografa:
– Przestraszyłeś ją pan.
– Zdjęcia bez światła się zrobić nie da. I od kiedy to więźniarki mogą narzekać?
– Ja nie mogę – odparła Margerita. – Ale dziecko nie siedzi w więzieniu. A ja występuję w jego imieniu.
– Chwilowo. Tylko chwilowo.
– Już, koniec przyjemności – wtrąciła jedna z dyżurnych. – Już dość pan narobił zdjęć. I zamieszania. Wychodzimy. – Stanowczym gestem wskazała mężczyźnie wyjście.
Margerita straciła nim zainteresowanie. Wyniosła Ewę z łaźni i przeszła do swojej celi. Tam szybko uśpiła małą.
– Muszę się spieszyć, by zdążyć ci się naprzyglądać – wyszeptała. – Mam na to jeszcze tylko niecałe dwa lata. W sumie dwa lata. I musi mi wystarczyć potem na całe życie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Przypisy końcowe
[1] To oczywiście trawestacja powiedzenia Forresta Gumpa, tytułowej postaci granej przez Toma Hanksa w filmie z 1994 roku. Żaden z bohaterów tej powieści, z oczywistych przyczyn, nie mógł znać ani tego filmu, ani jego bohatera, ani tego powiedzenia. To moje mrugnięcie okiem do Ciebie, Czytelniku.
Mija prawie wiek od opisywanych (fikcyjnych) zdarzeń i być może to dobry moment, by się zastanowić: Czy coś się w nas, ludziach, przez ten czas zmieniło? A może jesteśmy dokładnie tacy sami? I czy zmiana w ogóle jest możliwa?
[2] Tekst kołysanki Na Wojtusia z popielnika napisała Janina Porazińska (1888–1971), znana polska poetka, twórczyni tekstów scenicznych i innych utworów, przede wszystkim dla dzieci (np. kołysanki Był sobie król) i młodzieży. Po raz pierwszy ukazał się w 1924 roku w zbiorze poezji dla dzieci W Wojtusiowej izbie. Wiersz został wydany pod tytułem Bajka iskierki. Muzyka do kołysanki jest tradycyjną melodią ludową. Piosenka na stałe weszła do szeroko rozumianego nurtu kultury i była wielokrotnie wykorzystywana i przekształcana przez różnych twórców.
Podaję m.in. za: https://www.edziecko.pl/przedszkolak/7,79316,26586779,na-wojtusia-z-popielnika-jedna-z-najpiekniejszych-kolysanek.html (dostęp 6 października 2024); https://pl.wikipedia.org/wiki/Bajka_iskierki (dostęp 6 października 2024).
[3] Informacje dotyczące realiów życia więźniarek w latach dwudziestych XX wieku zaczerpnęłam z kilku książek, przede wszystkim jednak z Rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z dnia 20 czerwca 1931 roku w sprawie regulaminu więziennego, dostępnego na: https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/regulamin-wiezienny-16865131 (dostęp 30 października 2024). Ciekawe informacje można również znaleźć na przykład w książkach: Karol Pawlak, Więziennictwo polskie w latach 1918–1939, Kalisz 1995 (oryg. pisownia tytułu zawiera wielkie litery); Księga jubileuszowa więziennictwa polskiego, Warszawa 1929 oraz Księga jubileuszowa więziennictwa polskiego 1918–1988 pod redakcją Andrzeja Marka, Warszawa 1990.
[4] Piosenka z 1924 roku, napisana przez George’a Gershwina (muzyka) oraz jego brata Irę (tekst). Została stworzona z myślą o musicalu Strike Up the Band, jednak usunięto ją z przedstawienia i jak wiele standardów tego gatunku, stał się bardziej popularny jako niezależny utwór. Podaję za: https://pl.wikipedia.org/wiki/The_Man_I_Love (dostęp 6 października 2024). Tekst piosenki za: https://www.google.com/search?q=th+ma+n+I+love+tekst&oq=th+ma+n+I+love+tekst&aqs=chrome..69i57j0i13i512j0i512i546l2.4764j0j7&sourceid=chrome&ie=UTF-8 (dostęp 27 lipca 2024).
W wolnym tłumaczeniu:
„Któregoś dnia przybędzie
Mężczyzna, którego kocham
Będzie duży i silny
Mężczyzna, którego kocham
A kiedy przetnie moją ścieżkę
Zrobię, co możliwe, by został
Spojrzy na mnie i się uśmiechnie
Wtedy zrozumiem
A po krótkiej chwili
Weźmie mnie za rękę
I choć to zdaje się absurdem
Żadne z nas nie wypowie ani jednego słowa
Może spotkam go w niedzielę
Może w poniedziałek, a może nie
Jednak jestem pewna, że pewnego dnia go spotkam
Może wtorek to będzie ten dzień”.
[5] Spotkamy się na Nowym Świecie, piosenka z roku 1926; słowa Andrzej Włast, muzyka Zygmunt Karasiński, Szymon Kataszek; podaję za: https://staremelodie.pl/piosenka/1397/Spotkamy_sie_na_Nowym_Swiecie (dostęp 6 października 2024).
Copyright © by Agnieszka Lis, 2024
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: Michał Grosicki
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-103-3
Grupa Wydawnicza Filia Sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.