Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Poznaj bestsellerową serię „Strażnicy gwiazd” jednej z najpopularniejszych autorek powieści young adult! Wkrocz do świata niezwykłej egipskiej mitologii!
Lily Young myślała, że podróżowanie po całym świecie z przebudzonym po tysiącleciach księciem było wielką przygodą. Nie wiedziała jednak, że wyprawa życia dopiero przed nią…
Kiedy Amon i Lily zostają tragicznie rozdzieleni, książę przenosi się do świata Niderlandów nazywanego przez zwykłych ludzi piekłem. Zrozpaczony utratą swojej prawdziwej miłości woli cierpieć w agonii, niż wypełnić swój obowiązek ochrony ludzkości. Tymczasem załamana dziewczyna szuka schronienia na farmie swojej babci. Mimo próby odcięcia się od świata, nieustannie śni koszmary o nieprzemijającym cierpieniu ukochanego.
Przed odejściem chłopak podarował Lily coś wyjątkowego – przedmiot, który łączy tę dwójkę, mimo że dzielą ich światy. Teraz Lily musi użyć starożytnego narzędzia, aby uwolnić Amona oraz ocalić ludzkość przed ciemnością i kompletnym chaosem. Nie zawaha się zrobić tego, co konieczne, żeby osiągnąć swój cel.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 582
Rok wydania: 2019
Tytuł oryginału: Reawakened
Copyright © 2016 by Colleen Houck
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019
Redaktor prowadząca: Milena Buszkiewicz
Redakcja: Natalia Szczepkowska
Korekta: Joanna Pawłowska
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Klaudia Kumala
Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: FecitStudio
Fotografia na okładce: © Ricardo Liberato| Getty Images,
Apexphotos| Getty Images, Yuri_Arcurs | Getty Images
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-7976-180-7
Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
WE NEED YA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
fax: 61 853-80-75
Dedykuję Matthew, Alanowi, Sarze, Katie i Chrisowi,
którzy uwielbiają, gdy umieszczam ich w swoich książkach,
mimo że nie robię z nich syren ani smoków.
UTRACONA MIŁOŚĆ KOBIETY
Starożytny egipski wiersz miłosny
Utracona! Utracona! Utracona! Ach, utraciłam moją miłość.
Przechodząc obok mojego domu, ukochany nawet się nie obejrzy.
Nie zwraca na mnie uwagi, mimo że się stroję.
Nie kocha mnie.
Boże, wolałabym paść trupem.
Boże! Boże! Boże! Wszechmocny Amonie!
Czy wszystkie moje ofiary i modły masz za nic?
Wszystko, co może budzić zachwyt, darowuję ci.
Usłysz moje wołanie i spraw, by ukochany wrócił do mnie.
Słodkie, słodkie, słodkie niczym miód
Były pocałunki, jakie składał na mych ustach, piersiach, włosach.
Teraz zaś moje serce wyschnięte jest niczym spalone słońcem Południe,
Gdzie pola leżą puste, szare i nagie.
Przyjdź! Przyjdź! Przyjdź! Ucałuj mnie, kiedy będę umierać.
Twój oddech jest życiodajny.
Za sprawą twego pocałunku, mimo że będę już złożona w grobowcu,
Powstanę i zerwę więzy Śmierci.
PROLOG
ZGUBIONY
Jak mogłem postąpić tak głupio? – zastanawiał się Amon. Decyzja, by porzucić bezpieczne zaświaty na rzecz krainy umarłych i wiążącej się z nią niepewności, była fatalna i mogła mieć katastrofalne skutki. Ale w tamtym czasie wydawało mu się, że nie może postąpić inaczej. Poza tym pragnął przecież śmierci, chociaż chętnie wybrałby łagodniejszą jej formę.
Przemierzając kamienną ścieżkę wiodącą do miejsca, które, jak zakładał, okaże się tymczasowym schronieniem, Amon zachodził w głowę, jaką postać przybierze dla niego śmierć. Czy zostanie pożarty przez potwora, by potem przez stulecia być powolnie trawionym w jego żołądku? A może obedrze go ze skóry jakiś stwór, którego największą pasją jest zadawanie bólu człowiekowi? Najlepszym losem, jaki podpowiadała mu wyobraźnia, była śmierć przez otrucie. W krainie umarłych nie brakowało jadowitych stworzeń, które tylko czekały, by uśmiercić nieostrożnego wędrowca, zapędzającego się do ich gniazd.
Choć Amon przyzywał śmierć, nie chciał się jej poddać już teraz. Lily dopiero niedawno powróciła do życia śmiertelniczki i upłyną długie lata, nim pojawi się choćby nikła szansa na ponowne spotkanie. Obiecał jej, że spotkają się z zaświatach. Nie wiedział jeszcze, w jaki sposób tego dokona, miał jednak dziesięciolecia na obmyślenie planu. Tak naprawdę nawet gdyby nie poznał Lily i nie zakochał się w niej, i tak wyrzekłby się swojego powołania. Zbyt długo już je wypełniał. A śmierć wcale nie była najgorszym, co mogło go spotkać.
Jego krótkie pobyty w świecie śmiertelników przestały mu wystarczać. Gdyby jeszcze przed poddaniem swojej duszy sądowi bogów spotkał się z braćmi, przejrzeliby jego zamiary i bez wątpienia odwiedliby go od tego pomysłu. Dlatego właśnie zdecydował się zbiec jeszcze przed zobaczeniem braci. Blady cień prawdziwego życia przestał mu wystarczać, pożądał teraz czegoś więcej.
Sprzeniewierzył się swojemu obowiązkowi. Porzucił braci. Teraz zaś wyrzekł się również bogów. Wiedział, że poniesie konsekwencje, ale zupełnie o to nie dbał. Teraz już tylko Lily wiązała go ze ścieżką, po której się poruszał. Gdyby nie ona, bez wahania oddałby się innemu wymiarowi istnienia. Niezależnie od tego, czym by się okazał. Na razie pozostawało mu czekać cierpliwie na właściwy moment.
Dzień za dniem rozrywał na strzępy kolejne przerażające bestie o powykręcanych ciałach, które stawały mu na drodze. Niektóre atakowały go, przyciągnięte jego zuchwałością. Podejrzewał jednak, że część z nich była mścicielami nasłanymi przez bogów z misją wymierzenia mu kary. Jeszcze inne prześladowały go zwabione otaczającą go aurą melancholii. Momenty wytchnienia między kolejnymi walkami były zbyt krótkie. Amon miał poczucie, że dokądkolwiek się zapuszczał i niezależnie od tego, jak bardzo starał się unikać demonów, zawsze i tak go dopadały.
Porzucił co prawda swoje śmiertelne ciało, jednak jego wędrująca dusza nadal do końca nie uwolniła się od potrzeb cielesnych. Na szczęście były znacznie mniej dojmujące niż w świecie ludzkim. Kiedy dopadało go pragnienie, błagał duchy zamieszkujące drzewa, by przynosiły mu wodę. Kiedy zgłodniał, korzystał z zapasów ubitych potworów. A gdy niczego nie mógł znaleźć, a pusty żołądek dawał mu się we znaki, zdarzało mu się upiec na ogniu i zjeść ciała bestii, które zaszlachtował.
Kiedy czuł się krańcowo wyczerpany przez koszmar, który sam na siebie ściągnął, i znalazł stosunkowo bezpieczną kryjówkę, Amon kładł się spać. Jego sen był niespokojny i nigdy nie trwał długo. Wiódł teraz przerażający żywot i jedyne szczęście, jakiego mógł zaznać, odnajdywał właśnie w snach.
W błądzeniu po krainie umarłych najgorsze nie były jednak wcale nieustanne ataki potworów ani pokonywanie przeszkód, które groziły drugą, tym razem nieodwracalną śmiercią. Ani nawet rozłąka z braćmi, którzy na przestrzeni mileniów byli jego nieodłącznymi kompanami. Ani poczucie utraty celu w życiu, braku pewności siebie, którego nigdy wcześniej nie doświadczył, i świadomości, że ma przypisane stałe miejsce w kosmicznym porządku – miejsce, z którego może nie był zadowolony, ale na które się godził.
Nie. To, co najgorsze, było zarazem tym, co najwspanialsze.
Amon wyczuwał ją.
Lily przebywała w innym miejscu, w innym świecie, a mimo to Amon mógł być obok niej. Kiedy był pewien, że nie grozi mu w danej chwili atak, i decydował się na krótki odpoczynek, wystarczyło, że zamknął oczy – i już ją widział. Uwielbiał te chwile. Mógł unosić się w powietrzu tuż przy niej niczym duch. Nie mógł natomiast odzywać się do niej ani jej dotykać, a ona nie zdawała sobie sprawy z jego odwiedzin, w każdym razie nie bezpośrednio. Jej podświadomość potrafiła wyczuć jego obecność. Że ktoś pilnuje jej na podobieństwo anioła stróża. Było to wielkim błogosławieństwem. Ale zarazem też przekleństwem.
Amon wiedział bowiem, że więź równie potężna jak ich działa w dwie strony. Z początku liczył, że będą mogli jedynie spotykać się w snach. Bo łączącą ich więź zadzierzgnęli niedawno, więc ich umysły będą po prostu ocierać się o siebie delikatnie podczas snu. Szybko jednak okazało się, że połączenie jest znacznie silniejsze, niż zakładał. Kiedy przechadzał się z Lily po ulicach Nowego Jorku, miał świadomość, że ona również podróżuje z nim po koszmarnej krainie umarłych.
Jego decyzja o porzuceniu raju okazała się brzemienna w straszliwe skutki dla dziewczyny, którą kochał, a z krainy umarłych nie było już powrotu. Nie mógł liczyć na pomoc bogów, ponieważ ich zdradził. Jedynym wybawieniem mogła być tylko śmierć. Mimo to, ilekroć wydawało mu się, że powinien już porzucić wysiłki i poddać się mrocznej bestii, która akurat czyhała na jego życie, wyczuwał, jak Lily podświadomie zagrzewa go do dalszej walki. Nakłania, by wytrzymał jeszcze trochę.
Odpowiedzi na nurtujące go pytania próbował szukać w Oku Horusa, jednak to, co w nim widział, wzmagało tylko jego dezorientację. Niekiedy mamiło go przebłyskami możliwych przyszłych wydarzeń. Podpowiadało wyjście. Z wizji wynikało, że jeśli Amon wytrzyma dostatecznie długo w obecnej formie i doczeka naturalnej śmierci Lily, istnieje szansa, że będzie mógł ją odnaleźć. Więź kolejny raz ich połączy.
Kiedy indziej jednak Oko pokazywało mu jakąś obcą Lily, wydawała się zupełnie inną osobą, a wręcz inną istotą niż dziewczyna, którą znał dotąd. Dostrzegał siebie męczonego na torturach. Swoich braci, zazdrosnych i rozwścieczonych. Bogów wojujących z Chaosem. Wizje te nie układały się w sensowną całość. Przecież wszystko wskazywało na to, że przez następne milenium chaos nie będzie zagrażał światu. Poza tym raczej mało prawdopodobne, by bogowie zechcieli zasiąść do wspólnego posiłku, a co dopiero razem, ramię w ramię, wyruszyć na wojnę.
Niepewność nie była dla niego niczym nowym. Zdążył przywyknąć do tego, że dziwne cienie przyszłości i przeszłości mieszają się ze sobą. Oko Horusa widziało wszystko, jednak to, co przed nim odkrywało, zdawało się pozbawione sensu. Zdarzenia ukazywało w pomieszanej kolejności. Zmuszenie Oka, by wskazało konkretną rzecz, wymagało wielkiego skupienia i energii. Ażeby nie oszaleć, Amon przez większość czasu starał się ignorować wizje, które nieustannie bombardowały jego mózg. Od momentu, gdy wkroczył do krainy umarłych, Oko Horusa działało ze zdwojoną siłą.
Wielkie straty energii okazywały się opłacalne, gdy Oko ujawniało przed Amonem przyszłość Lily. Wizje te budziły w nim nadzieję, że pewnego dnia znów będą razem, a on będzie mógł wziąć ją w ramiona.
Widział, jak ujmuje jej twarz w dłonie i czule całuje opuszczone powieki, a potem czuje na języku sól łez, które spłynęły jej po policzkach. Te cudowne chwile jasnowidzenia były teraz wszystkim, czego pragnął. Uznał, że o całą resztę zatroszczy się wszechświat. Być może fakt, że nie zerwał więzi z Lily, świadczył o jego egoizmie. Ale po prostu nie potrafił pozwolić jej odejść. Jeszcze nie teraz, gdy wciąż istniała szansa.
Wiedział wprawdzie, że w snach Lily błądziła razem z nim po krainie umarłych, jednak zdarzały się, choć bardzo rzadko, chwile, gdy oboje spali. Teoretycznie powinien móc wówczas nawiązać z nią kontakt, lecz umysł Lily na to nie pozwalał. Udręki, jakie zsyłała na nią więź, były do tego stopnia wyczerpujące fizycznie, że jej świadomość odcinała się i pozwalała jej zapadać w głęboki sen.
W takich chwilach nie naciskał. Lily potrzebowała wypoczynku i choć rozpaczliwie pragnął z nią porozmawiać, wiedział, że mijałoby się to z celem. Skazał ich oboje na taki los, ponieważ nie był dość silny. Gdyby już od początku kochał ją wystarczająco mocno, by ją opuścić lub w porę odesłać z powrotem, być może nic z tego by się nie wydarzyło.
Oczywiście gdyby w decydującym momencie zabrakło Lily, istniało ryzyko, że zginąłby wraz z braćmi, a na świecie zapanowałby Chaos. Mimo wszystko jednak, gdyby baczniej słuchał podszeptów serca, oszczędziłby jej teraz cierpienia. Pozostałaby zwyczajną śmiertelniczką, jedną z miliardów kobiet żyjących na świecie. Nieistotną, a w każdym razie niewartą uwagi bogów. Wówczas mogłaby być ważna wyłącznie dla niego.
Amon westchnął. Dopóki nosił Lily w sercu, wiedział, że nie przestanie walczyć. Pozostawał jej dłużnikiem. A skoro pragnęła, by nie ustawał w wysiłkach, był pewien, że znajdzie sposób.
1
CHWILA WYTCHNIENIA
– Amonie! – zawołałam, budząc się gwałtownie.
Wspomnienie koszmaru, który mi się przyśnił, z wolna bladło, nadal jednak waliło mi serce. Odkąd odkryłam, że potworności nawiedzające mnie w snach nie znikają wraz z przebudzeniem, lecz straszą mnie nadal w ciemnym pokoju, zaczęłam zasypiać przy włączonej lampce. Schwytał go jakiś przerażający stwór. Wydał z siebie pełen satysfakcji pisk. Poczułam bijący od niego fetor, gdy wysunął język, żeby zlizać krew z rany na ramieniu Amona. To wydawało się takie realne.
Drżąc, objęłam się ramionami, wyślizgnęłam z łóżka i poszłam na balkon, z którego rozpościerał się widok na Central Park. Stanęłam w moim ulubionym miejscu, przy kamiennym sokole przycupniętym na balustradzie, i pogłaskałam ptaka po łbie.
Przypominał mi o złotym sokole, w którego wcielał się Amon. Ciepło nagromadzone przez cały dzień w metalowych zdobieniach posągu zdawało się utrzymywać jeszcze przez długi czas. Przynosiło mi pocieszenie, gdy późnym wieczorem, nie mogąc zmrużyć oka, krążyłam po pokoju. Dotykając łba kamiennego ptaka, wyobrażałam sobie Amona takiego, jakim widziałam go po raz ostatni, nie zaś poranionego i znoszącego nieustanne cierpienie mężczyznę, jakim jawił się w moich snach.
Straciłam go. Wiedziałam o tym. Powinnam skupić się na tym, co tu i teraz, może nawet umówić się z kimś na randkę. Jednak niełatwo było konkurować ze wspomnieniem egipskiego księcia słońca. Owszem, Amon nie był ideałem, ale niewiele mu brakowało. Mogłam w każdej chwili bez trudu wyobrazić sobie, że stoi obok – jego złocistą skórę rozgrzaną od słońca, błysk piwnych oczu i ten tajemniczy uśmiech na wydatnych i domagających się pocałunków ustach.
Z westchnieniem oparłam się o balustradę i wybiegłam spojrzeniem ku parkowi. Zakochałam się w facecie, którego wiek liczył się w stuleciach, a ciało obecnie ulegało rozkładowi w bogato zdobionym sarkofagu, przygotowanym dla niego przez samego Anubisa. Duchowa część Amona, która teoretycznie powinna przebywać teraz w raju w oczekiwaniu na czas, gdy znów będzie potrzebny, nawiedzała tymczasem moje sny.
Albo więc Amon znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie, albo to ze mną było coś nie tak, odkąd wróciłam z Egiptu. Stwory, które widywałam teraz w snach, były znacznie bardziej przerażające niż wszelkie straszydła mogące być produktem mojej wyobraźni – aż tak pomysłowa nie byłam. Moje podejrzenia, że Amonowi coś grozi, były trudne do zniesienia. Jednak najgorsze było to, że nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Nikt nie wiedział nawet, że ktoś taki jak Amon w ogóle istnieje.
Zresztą to nie do końca prawda. Doktor Hassan wiedział, ale żył po drugiej stronie świata. Po powrocie do domu napisałam do niego list. Ucieszyłam się, gdy odpisał mi w radosnym tonie, lecz i tak byłam pewna, że już wcześniej wszystkiego się domyślił, gdy nie znalazł mojego ciała u stóp piramidy po tym, jak Amon z braćmi ocalili świat przed zagładą. Fakt, że przyczyniłam się do tego sukcesu, napawał mnie autentyczną dumą. Inna sprawa, że niemal przypłaciłam to życiem, gdy podstępem zmusiłam Amona, by wyssał ze mnie energię.
Na odpowiedzi doktora Hassana czekało się miesiąc. Przez ten czas z uporem maniaka każdego dnia zaglądałam do skrytki pocztowej, którą wynajęłam specjalnie z myślą o naszej potajemnej korespondencji. Doktor powtarzał mi, żebym się nie martwiła. Zapewniał, że Amon może liczyć na ochronę ze strony bogów, a on dobrze ukrył ciała braci. Tłumaczył, że powinnam być dumna z poświęceń, na jakie się zdecydowałam dla ratowania świata.
Generalnie do tego ograniczały się jego listy. Z czasem stawały się coraz bardziej lakoniczne, tak jakby jemu również zależało, żebym jak najszybciej zapomniała o tym, co się wydarzyło, i zaczęła żyć swoim życiem. Jak jednak miałam tego dokonać? Amon wciąż nawiedzał moje sny. Nie chcę powiedzieć, że jego wizyty nie sprawiały mi radości. Jednakże koszmary, z którymi mierzył się mój ukochany, wystarczyłyby, by posłać każdą dziewczynę – nawet mnie, która widziała już niejedno – do psychiatryka.
Mój stan niepokoił rodziców. Starałam się udawać, że nie dzieje się ze mną nic nadzwyczajnego, jednak wkrótce stało się jasne, że nie przesypiam nocy. Rodzice oczywiście nie mieli pojęcia, że niedawno otarłam się o śmierć, zakochałam w ożywionej, zabójczo przystojnej mumii i spędziłam nieco dłuższe ferie wiosenne w Egipcie. Fakt, że po tym wszystkim zdołałam dociągnąć jakoś do końca roku szkolnego i ukończyć go z dobrymi ocenami, był nie lada osiągnięciem.
Rodzice nie wiedzieli o moich przygodach z Amonem w Egipcie ani o tym, jak bardzo mnie zmieniły. Sama zresztą nie uświadamiałam sobie skali tych zmian, dopóki nie wróciłam do domu. Sądziłam, że wszystko, czego doświadczyłam: emocje, traumy, bliskość śmierci, odbije się na mojej twarzy. Ale rodzice zauważyli tylko, że zmienił mi się kolor włosów, w których pojawiły się teraz rozjaśnione słońcem pasemka. Nie byli tym zachwyceni.
– Coś ty znowu wymyśliła? – jęknęła matka, po czym chwyciła telefon i wybrała numer naszego fryzjera. Mimo że nie miał nic wspólnego z moim nowym kolorem włosów, wysłuchał jej kazania i natychmiast wyszukał wolny termin, żeby zaradzić wyrządzonym „szkodom”. Cicho, lecz stanowczo wyjaśniłam matce, że nowy kolor całkiem mi się podoba i zamierzam go zachować. W oczach rodziców zakrawało to na bunt i byli moją reakcją, oględnie mówiąc, zszokowani.
O ile jednak moja decyzja, by zachować pasemka, spotkała się z ich krytyką, o tyle prośba, by zamiast Lillianą nazywali mnie Lily, wywołała ich kategoryczny sprzeciw. W rezultacie wkrótce zaczęłam się czuć obco we własnym domu. Zapowiedziałam, że zdam się na ich wybór college’u pod warunkiem, że pozwolą mi spędzić najbliższe lato na farmie u babci w Spring Lake w Iowa. Zrozumiałam, że nie ma już dla mnie znaczenia, gdzie będę studiować, a moja kompromisowa postawa pomoże uśmierzyć lęki, jakie w rodzicach zrodziła nowa fryzura.
Jak tylko otrzymałam z uczelni pismo o przyjęciu na studia, rodzice dali mi spokój. Dla mnie oznaczało to, że nareszcie mogę w spokoju opłakiwać stratę Amona, nie martwiąc się, że ktoś cokolwiek zauważy. Mijały miesiące i wreszcie nadszedł ostatni dzień szkoły.
Kiedy rankiem przed wyjściem z domu przeglądałam się w lustrze, z przerażeniem odkryłam, że moje złociste pasemka, będące ostatnim namacalnym dowodem dotyku Amona, zaczęły ciemnieć. W tym tempie nie będzie po nich śladu do gwiazdki. Rozpłakałam się i długo nie mogłam się uspokoić. W końcu wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam na ceremonię rozdania świadectw.
Jeśli w ogóle matka zwróciła uwagę na moje zaczerwienione od płaczu oczy, pewnie uznała, że wzruszyłam się na myśl o zakończeniu liceum. W rzeczywistości szkoła była mi zupełnie obojętna. Podobnie zresztą jak college i umawianie się z chłopakami. W gruncie rzeczy nic mnie już nie obchodziło.
Wkrótce nadszedł czas wyjazdu i, ku mojemu zdziwieniu, rodzice zaproponowali, że osobiście podrzucą mnie na lotnisko. Czyżby zauważyli w moim zachowaniu więcej, niż sądziłam? A może ogarnęła ich nostalgia na myśl, że ich dziecko dorasta i szykuje się do opuszczenia gniazda? W każdym razie jazda na lotnisko upłynęła w dość niezręcznej atmosferze.
Przez cały czas przyglądałam się mojemu odbiciu w oknie.
Moje oczy wydały mi się wielkie i pozbawione wyrazu; włosy miałam spięte w elegancki, ciasny kok; zaciśnięte usta nadawały mi wygląd kogoś zawziętego i surowego. W sumie wyglądałam niczym klasyczna belferka. Na myśl o tym, jak bardzo moja obecna fryzura nie spodobałaby się Amonowi, uniosłam kącik ust w złośliwym uśmieszku. Wolał, gdy włosy miałam rozpuszczone i zmierzwione.
Po cichych pożegnaniach i dość niezręcznych uściskach rodzice zniknęli, a mnie pochłonął lotniskowy chaos. Doświadczałam burzy emocji. Wciąż żywe było we mnie wspomnienie sprzed paru miesięcy, gdy byliśmy tu razem z Amonem, gdy wystarczał mu drobny gest i czarujący uśmiech do owinięcia sobie każdego wokół palca.
Kiedy zajmowałam miejsce w samolocie, przypomniałam sobie, że dla Amona nawet najbardziej podstawowe czynności, choćby przypinanie się pasem do fotela, były czymś zupełnie nowym. Starałam się o nim nie myśleć, jednak z marnym skutkiem. Jak tylko zamknęłam oczy, ukołysana do snu szumem silników, przeniosłam się znów do jego świata.
Nie potykał się z żadnym monstrum, co stwierdziłam z ulgą, miał jednak paskudną ranę na udzie, z której sączyła się krew. Wciągnął powietrze przez zęby, oderwał przemoczony kawałek legginsów i obwiązał ranę bandażem utworzonym z piachu. U jego stóp leżała zbroja. Amon zrzucił z ramion tunikę, zmoczył ją w niewielkiej kałuży, po czym zaczął przemywać ramiona i szyję. Pozostawało mi mieć nadzieję, że tych kilka drogocennych kropel wody, która zebrała się pod głazem, wystarczy, by ugasić jego pragnienie i oczyścić ranę. Kraina, po której teraz wędrował, była pusta i sucha.
Choć widok jego muskularnego torsu był rozpraszający, bardziej interesował mnie wyraz jego twarzy. Odbijało się w niej krańcowe wyczerpanie, i to nie tylko fizyczne. Zastanawiałam się, czy tęsknił za mną równie mocno jak ja za nim.
– Amonie? – szepnęłam mimowolnie.
Zastygł bez ruchu i się rozejrzał. Zielone oczy połyskiwały mu w ciemności opalizująco. Mimo że ani razu nie zdołałam sprawić, by mnie usłyszał, nie rezygnowałam. Pewnego dnia mi się uda. Po chwili Amon rozluźnił ramiona, usiadł z plecami opartymi o ścianę i zamknął oczy. Wraz z upływem minut jego oddech stawał się spokojniejszy i wtedy coś się zmieniło.
Podczas gdy jego ciało pozostawało w uśpieniu, coś delikatnie mnie otuliło.
– Lily?
Na dźwięk jego głosu załkałam bezgłośnie.
– Amonie? Słyszysz mnie? – zwróciłam się do eterycznej ciemności.
– Tak, słyszę cię, Nehabet.
– Czy to dzieje się naprawdę?
Upłynęła długa chwila, nim odpowiedział:
– Niestety tak.
– Co się z tobą dzieje? – zapytałam rozpaczliwie. – Dlaczego tak cierpisz? Sądziłam, że trafiłeś do zaświatów. Miałam nadzieję, że zaznasz tam spokoju. Dlaczego każdej nocy znosisz tak straszne męczarnie?
– Nie mogę już korzystać z ochrony bogów. Opuściłem mój posterunek.
– Nie rozumiem. Co to znaczy?
– Tyle, że wolę cierpieć, niż wypełniać dalej ich wolę.
– Ale co będzie, jeśli nie zajmiesz się ratowaniem świata?
– Znajdą kogoś na moje miejsce.
– Nadal nie rozumiem. Czy zatem bogowie karzą cię w ten sposób?
Westchnienie Amona było dla mnie nie tylko słyszalne, ale też wyczuwalne.
– To nie oni wybrali dla mnie taki los. Sam zdecydowałem, że będę kroczyć tą ścieżką.
– Amonie, to bardzo trudna droga. Twoi bracia nie mogliby ci pomóc?
– Jesteśmy rozdzieleni. Nic nie mogą już dla mnie zrobić.
– Cierpię, widząc cię w takim stanie.
– Wiem. Przepraszam, że sprawiam ci ból. Nie sądziłem, że nasza więź okaże się taka silna. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – Young Lily, ty również cierpisz.
– Ale nie tak jak ty – stwierdziłam gorzko drżącym głosem.
– To prawda. Tym niemniej twoje cierpienie jest prawdziwe. To moja wina. Doprowadziła do tego moja samotność.
– Nie możesz obwiniać się za to, że łaknąłeś ludzkiego kontaktu. To sprawka bogów. Nie rozumieją, że każdy chce być kochany. To zupełnie naturalne.
Amon zaśmiał się cynicznie.
– Lily, raz już byłem człowiekiem. Teraz jednak jestem już czymś zupełnie innym. Wyrzekłem się swojego człowieczeństwa dla wyższego dobra.
Nad uśpionym ciałem Amona rozległ się grom, burzowe chmury kłębiły się niczym wzburzony ocean. Kiedy niebo przecięła błyskawica, Amon przebudził się gwałtownie. Momentalnie odczułam jego brak, jakby ktoś zerwał ze mnie ciepły koc. Ziemia drżała, a Amon chwiejnie wstał i siłą umysłu uniósł wykonaną z piachu zbroję, która oplotła mu ciało. Skierował twarz w stronę, z której wiał wiatr, zamknął oczy i powiedział:
– Kocham cię, Lily. Ale teraz powinnaś się już obudzić.
Pobiegł ku ciemności na spotkanie z bestią, która tam na niego czekała, a jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Wiedziałam, że już mnie nie usłyszy. Mimo to szepnęłam na pożegnanie:
– Ja też cię kocham.
Poczułam, że ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię.
– Proszę się obudzić. Wylądowaliśmy.
2
SPIRIT LAKE
Na odchodnym stewardessa przyjrzała mi się podejrzliwie. Przetarłam oczy. Miałam nadzieję, że rozmowa z Amonem odbyła się tylko w mojej głowie i nie mówiłam na głos przez sen.
Po drodze do strefy odbioru bagażu zauważyłam siwą kobietę wymachującą plakatem z odręcznym napisem LILYPAD – pieszczotliwym przezwiskiem, jakim obdarzyła mnie babcia.
– Cześć, babciu. – Uśmiechnęłam się, gdy opuściła plakat i objęła mnie.
Była krzepką kobietą, żoną farmera, i miała silne ramiona. W jej potężnym uścisku poczułam, jak opuszcza mnie całe napięcie. Rozpuściło się niczym odrobina masła rzuconego na rozgrzaną żeliwną patelnię.
– Ależ się za tobą stęskniłam, Lilypad. Tak dawno się nie widziałyśmy.
– Ja za tobą też tęskniłam.
Nie zdejmując mi dłoni z barków, odsunęła się i zlustrowała mnie od stóp do głów.
– Hmm, a co ty taka szczuplutka? Już ja się tym zajmę – zapowiedziała wesoło, po czym podeszłyśmy do taśmociągu bagażowego. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielką radość mi sprawiłaś, kiedy zapytałaś, czy możesz spędzić ze mną lato.
– Cieszę się, że się zgodziłaś.
– Jak mogłabym się nie zgodzić? Przecież zawsze marzyłam o tym, żebyś przyjechała do mnie na dłużej.
– Jakoś nigdy nie było dobrego momentu – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Babcia odchrząknęła głośno.
– Chyba twoi rodzice nigdy nie mogli go znaleźć, co? Nie do wiary, że mój rodzony syn zapomniał, co jest najważniejsze w życiu.
– Wiesz, że cię kochają, babciu.
– Jasne, jeśli miłość objawia się tym, że są zbyt zapracowani, by przedzwonić do starej matki. Ale tak, oczywiście, po swojemu pewnie mnie kochają.
Zauważyłam swoją torbę i ściągnęłam ją z taśmociągu z pomocą babci.
– Głodna? – spytała, kiedy ruszyłyśmy do jej samochodu.
– Umieram z głodu – przyznałam z uśmiechem.
O dziwo wrócił mi apetyt. Nie wiedziałam, czemu to zawdzięczam – spotkaniu z babcią, rozmowie z Amonem czy może odzyskaniu poczucia, że znów jestem sobą. W każdym razie byłam tak głodna, że mogłabym zjeść całą krowę. A biorąc pod uwagę fakt, że wybierałyśmy się na farmę babci, nie było to wcale wykluczone.
Po drodze zajechałyśmy do restauracji, po czym wróciłyśmy na szosę i okazało się, że obie mamy wielką ochotę posłuchać Elvisa. Ponieważ stary samochód babci nie był wyposażony w radio satelitarne, a poruszałyśmy się bocznym drogami, do których nie docierał zwykły sygnał radiowy, śpiewałyśmy same. Na szczęście Elvis nagrał tak dużo piosenek, że ani razu nie musiałyśmy powtarzać tego samego utworu. Wyszukiwałam na telefonie teksty i odśpiewywałyśmy je na całe gardło.
Jazda samochodem dawała cudowne poczucie wolności. Od wielu miesięcy nie czułam się bardziej sobą niż w tej chwili. Było to możliwe, ponieważ oddawałam się tym samym rozrywkom, które były tak bliskie sercu Amona – śmiechowi, ucztowaniu i spędzaniu czasu z ludźmi, którym na mnie zależało.
Kiedy zajechałyśmy na farmę, robiło się już późno. Babcia przedstawiła mnie swojemu nowemu psu – Winstonowi, po Winstonie Churchillu, którego według niej przypominał w każdym calu. Winston wstał ze swojego legowiska na werandzie, podbiegł, merdając ogonem, i obwąchał moją rękę. Babcia poszła zajrzeć do zwierząt gospodarskich, a ja siłowałam się z torbą. Wiedziałam, że kiedy wróci, będzie zmęczona. Babcia miała w zwyczaju kłaść się wcześnie i wstawać skoro świt.
O dziwo jednak, zamiast pójść prosto do swojego pokoju, zaparzyła mi herbaty rumiankowej. Dodała do niej mleka i miodu, dokładnie tak, jak zawsze lubiłam, a na spodeczku położyła maślane ciasteczko. Następnie, jakby wyczuwając, że potrzebuję się wygadać, zaprowadziła mnie do salonu. Bagaże zostawiłam w pokoju dla gości, zabrałam z niego starą kołdrę i usadowiłam się z nią wygodnie na wysłużonej leżance, podczas gdy babcia zajęła miejsce na ulubionym bujanym fotelu.
Popijała małymi łyczkami herbatę i bujała się w fotelu, bacznie mi się przypatrując. Jej oczy lśniły w półmroku.
– Co cię gryzie, Lilypad? – zagadnęła w końcu.
Na usta cisnął mi się strumień słów, ale rozpłynął się na języku niczym czekolada trzymana nad płomieniem.
– Ja… – wybąkałam. – To trudne.
– Chodzi o rodziców? A może o college?
– Nie.
– Ach, rozumiem. Zatem musi chodzić o jakiegoś młodzieńca – zawyrokowała. Skrzywiłam się, jednak milcząco przytaknęłam. – Opowiedz mi o nim.
Czy mogłabym? Jeśli ktokolwiek mógł zrozumieć lub dać wiarę, to właśnie babcia. Anubis wcale nie zakazał mi opowiadania o tym, co się stało. Pewnie uznał, że nikt mi nie uwierzy, a poza tym i tak nie mogło to już niczego zmienić.
– Czy miał kwadratową szczękę? – spytała babcia, wyrywając mnie z rozmyślań.
– Co… co takiego?
– Pytałam o kwadratową szczękę. Wartość mężczyzny można łatwo poznać po jego szczęce.
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
– Babciu, co ty wygadujesz?
– Mówię zupełnie poważnie. Mężczyzn o niezbyt wydatnej szczęce należy unikać. – Przecięła dłonią powietrze, niczym karateka atakujący niewidzialny cel.
– A czy przypadkiem ta zasada nie odnosi się raczej do koni albo krów?
– Twój dziadek, panie świeć nad jego duszą – zaczęła babka, nachylając się do mnie – miał kwadratową szczękę. Był silnym człowiekiem. Dobrym. Nigdy potem nie widziałam mężczyzny, który by mu dorównywał.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i przyglądałam się babci z uśmiechem.
– I tym się kierowałaś, kiedy wybrałaś go na męża? Kształtem szczęki?
– Owszem, tym i jeszcze parą na oknach.
– Parą na oknach?
– Zawsze jak się całowaliśmy, na oknach osiadała para.
Zakrztusiłam się herbatą i szybko odstawiłam filiżankę.
– Wcale nie potrzebuję znać takich szczegółów z życia dziadka.
– Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Wzruszyłam z zawstydzeniem ramionami.
– Cóż, kiedy się nad tym teraz zastanawiam, to faktycznie być może zaparowaliśmy trochę okien. No i szczękę ma dość kanciastą.
– Ha! – zawołała babcia. Oczy jej błysnęły. – No to już coś! – Nie doczekawszy się dalszych informacji, uznała, że nie obejdzie się bez zachęt. – Lilypad, czyżby złamał ci serce?
Zaczęłam trzeć dłonie i po chwili, mimo że ze wszystkich sił starałam się nie rozkleić, z oczu spłynęły mi łzy.
– Cóż, mam złamane serce. Ale to nie jego wina.
– Jak to?
– On… umarł, babciu.
– Ojej. Tak mi przykro, skarbie. – Babcia wstała z fotela i podeszła do mojej leżanki z rozpostartymi ramionami. Bez zastanowienia poderwałam się i rzuciłam jej na szyję. Z oczu płynęła mi już rzeka łez, a babcia głaskała mnie po plecach i szeptała: – Już dobrze, popłacz sobie. Wypłacz się, dziecko. – Po chwili spytała: – A rodzice nic nie wiedzą?
– Nie pochwalaliby tej znajomości – wyjaśniłam, potrząsając głową.
Babcia skinęła głową i przytuliła mnie jeszcze mocniej. Teoretycznie wiedziałam, że Amon w pewnym sensie nadal żyje, jednak przyznanie na głos, że do końca mojego ziemskiego życia pozostanie dla mnie niedostępny, było bardzo przygnębiające. Rozpacz rozsadzała mi pierś niczym nadmiar bagażu walizkę. Szczera rozmowa z babcią i pozwolenie sobie na nieskrywanie emocji pomogło. Smutek uchodził ze mnie powoli, aż wreszcie poczułam się zupełnie spokojna i pusta.
Przez kilka minut siedziałyśmy w milczeniu. Babcia głaskała mnie delikatnie po ramieniu, dopóki nie uniosłam zapłakanej twarzy.
– Babciu, jak sobie z tym poradziłaś? To znaczy ze śmiercią dziadka.
Westchnęła ciężko, a jej dłonie poszukały moich włosów.
– Tak naprawdę ze śmiercią nie można sobie nigdy do końca poradzić. Wiem, że większość przyjaciół powiedziałaby ci co innego, ale tak właśnie wynika z mojego doświadczenia. Zresztą musisz się z tym liczyć, że nikt nie chce słuchać takich mądrości. Ludzie pozwalają ci trochę pobyć samej, dają ci czas na opłakanie zmarłego. Zawsze jednak oczekują, że prędzej czy później weźmiesz się w garść i zaczniesz znowu żyć.
– A więc nie poradziłaś sobie z jego śmiercią?
– Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek mogła. Twój dziadek stanowił nieodłączną część mojego życia. Nie zrozum mnie źle. Smutek zmienia się wraz z upływem czasu. Ważne, żeby człowiek miał co robić. Zdarzają się nawet momenty, gdy zapominasz o cierpieniu. Jednak gdy umiera ktoś, kogo kochałaś, ból zamieszka w tobie na zawsze, niczym drzazga. I ilekroć wrócisz myślami do tej osoby, da o sobie znać na nowo.
Zadrżała mi warga, gdy pomyślałam, że drzazga w moim przypadku bardziej przypomina poszarpany pień drzewa.
– Skarbie, mam nadzieję, że jeszcze bardziej cię nie zasmuciłam.
– Obawiam się, że mój smutek już nie może być większy.
– Pewnie myślisz, że nic ci już nie pozostało. Wyobrażasz sobie, że bez niego życie nie będzie się toczyć dalej. Ale będzie, o ile oczywiście mu na to pozwolisz. Wyobrażam sobie, że twój dziadek nie odszedł na zawsze, lecz po prostu przeniósł się do miejsca, którego ja jeszcze nie mogę odwiedzić. Od dnia, w którym opuścił ten świat, sporo myślałam o śmierci i doszłam do wniosku, że przypomina długą podróż służbową. To rozłąka, której nikt nie chce, ale i nieodłączny składnik życia. Pewnego dnia, nie wiem tylko dokładnie kiedy, ta podróż służbowa dobiegnie końca i znów się spotkamy.
– I naprawdę myślisz, że zobaczysz znów dziadka?
– Nie myślę. Ja to wiem.
– Nie wiedziałam, że jesteś taką romantyczką, babciu.
– Lilypad, nigdy nie zapominaj, jak wielka moc drzemie w twoim sercu.
Wypuściłam z płuc długo wstrzymywane powietrze.
– A co mam robić, dopóki znów się nie spotkamy?
– Zajmij się czymś. Pracuj. Baw się. Ucz. Kochaj rodzinę. Ciesz się życiem najlepiej, jak potrafisz.
– Coś mi się wydaje, że podpisałby się pod tym stwierdzeniem, babciu.
– Jutro opowiesz mi o nim trochę więcej – powiedziała z uśmiechem. – Musiał być wyjątkowy, skoro tak bardzo się zmieniłaś pod jego wpływem.
– Był wyjątkowy – przyznałam, pociągając nosem. – Chyba już się położę.
– Ależ naturalnie. Przyniosę ci inną kołdrę.
Kiedy babcia przetrząsała szafę, ruszyłam do pokoju dla gości, ale przystanęłam i odwróciłam się do niej.
– Czasami miewam koszmarne sny. Jeśli coś usłyszysz, nie przejmuj się.
– O to niech cię głowa nie boli – powiedziała babcia, podając mi grubą kołdrę. – Śpię jak kamień. Poza tym Bossy będzie domagała się wydojenia i zacznie muczeć przed wschodem słońca, więc pewnie i tak za dużo nie pośpimy.
– Dobra – powiedziałam. A kiedy odwróciła się, ruszając ku schodom, zagadnęłam: – Babciu?
– Tak, skarbie?
– Cieszę się, że tu jestem.
– Ja też, Lilypad. Ja też.
Obudził mnie brzęk przestawianych garnków dobiegający z kuchni. W normalnych okolicznościach pospałabym dłużej, ale teraz zarzuciłam na ramiona znoszony szlafrok, który babcia trzymała zawsze dla mnie w szafie, i poczłapałam do kuchni. Babcia była już ubrana, na nogach miała ciężkie robocze buty. Nie odwracając się do mnie, spytała:
– Przygotujesz śniadanie czy wolisz wydoić Bossy?
– Wybieram Bossy – odparłam, ziewając.
– W porządku. Wiadro wisi na kołku zaraz przy drzwiach. Nie żałuj jej siana. Kiedy będzie podjadać, łatwiej ci będzie ją wydoić.
– Tak zrobię.
Szybko założyłam robocze ubrania, które babcia trzymała dla mnie w domu. Gdybym kiedykolwiek spróbowała zawieźć je do naszego nowojorskiego apartamentu, rodzice natychmiast by je spalili. Poza tym babcia zawsze twierdziła, że rzeczy, w których do niej przyjeżdżałam, są zbyt szykowne do pracy na farmie. Dlatego kupiła mi kilka kompletów wytrzymałych roboczych spodni i grubych koszul z długim rękawem, które czekały na mnie zawsze w szufladzie w pokoju dla gości. Ostatnio byłam tu w drugiej klasie liceum, więc podejrzewałam, że ciuchy mogą okazać się zbyt ciasne. Spodnie faktycznie były za krótkie, ale ponieważ ostatnio sporo schudłam, ogółem wszystko leżało na mnie całkiem nieźle.
Tłumiąc ziewnięcie, ruszyłam do obory. Pchnęłam drzwi i w ciemności wymacałam łańcuszek służący do zapalania lampy. Kiedy powitało mnie muczenie, rzuciłam:
– Cześć, Bossy. Jeszcze chwila cierpliwości.
Napełniłam jej żłób świeżym sianem, przywiązałam ją, po czym ustawiłam obok wiadro i stołek. Umyłam ręce i usiadłam. Z policzkiem przytulonym do miękkiego boku zwierzęcia unieruchomiłam wiadro, mając nadzieję, że wciąż pamiętam właściwą technikę. Po jednym poirytowanym ryku i kilku nieudanych próbach odnalazłam właściwy rytm.
Pół godziny później wprawdzie omdlewały mi ze zmęczenia palce, jednak miałam około dziesięciu litrów mleka i zadowoloną krowę. Poklepałam ją po grzbiecie, nakarmiłam konie, zebrałam jajka i ruszyłam ze zdobyczami z powrotem do domu. Kiedy postawiłam wiadro z mlekiem i koszyk z jajkami na kontuarze, babcia mruknęła podziękowania i wskazała szpatułką stół.
– Mam nadzieję, że zgłodniałaś – powiedziała. – Przyrządziłam ci twoje ulubione śniadanie.
– Grzankę francuską z crème brûlée? – spytałam z nadzieją.
– Naturalnie. Do tego jajecznica z serem na bekonie.
Nie ma nic lepszego niż obfite śniadanie po pracy fizycznej. Pochłonęłam trzy grzanki, olbrzymią porcję jajecznicy i cztery plastry bekonu. Do tego wypiłam szklankę świeżego, spienionego mleka. Na koniec westchnęłam z satysfakcją i odsunęłam się od stołu.
Umyłyśmy razem naczynia. Kiedy spytałam, jaki mamy plan na dzisiaj, babcia wręczyła mi jedną ze swoich słynnych list. Sama też chętnie sporządzałam przeróżne listy i teraz zastanawiałam się, czy przejęłam ten zwyczaj od niej, czy też może nasze geny sprawiały, że odczuwałyśmy satysfakcję, odhaczając kolejne pozycje z listy zadań.
Babcia zaplanowała: odchwaszczanie ogrodu; zebranie pomidorów i cukinii; kąpiel psa; wybieganie koni; upieczenie tortu na urodziny jej brata Melvina oraz odwiedzenie grobu dziadka.
Kiedy uporałyśmy się ze wszystkimi obowiązkami gospodarskimi, zabrałyśmy się za pieczenie. Melvin przepadał za tortem truskawkowym. Babcia przygotowała całe ciasto od zera, a za nadzienie posłużył dżem truskawkowy domowej roboty. Wpadła też na pomysł, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: podjechać do jej brata z tortem na koniach.
Kiedy zapytałam, dlaczego upiekła ciasto tylko dla Melvina, nie zaś Melvina i Marvina, wyjaśniła, że gdy bliźniacy byli jeszcze dziećmi, upierali się, żeby rodzice obchodzili osobno ich urodziny; chodziło o zażegnanie ryzyka otrzymania wspólnych prezentów. Ulubiony przysmak Marvina, ciasto cytrynowe tak kwaśne, że nikt prócz niego nie mógł go przełknąć, babcia podrzuciła bratu tydzień wcześniej.
Z jakichś zupełnie dla mnie niezrozumiałych względów babcia nalegała, żebym to ja wiozła ciasto, mimo że mniej pewnie czułam się w siodle. Teoretycznie tort został pancernie zapakowany, włożony do staroświeckiego pojemnika na ciasta z lat 50., lecz i tak przez cały czas bałam się, że w najlepszym razie uszkodzę polewę, a w najgorszym upuszczę tort w krowie placki na drodze.
Jakimś cudem zdołałam jedną ręką prowadzić konia za lejce, a drugą przytrzymywać ciasto, i bez przygód zajechaliśmy do domu Melvina położonego na przeciwnym końcu posiadłości dziadków. Nasza wizyta oczywiście się przeciągnęła i potrwała godzinę. W tym czasie nie mogło zabraknąć pogawędki z rodziną Melvina, uprzejmych pytań, jak się miewają jego dzieci i wnuki, dumnej prezentacji wnuczki, która dopiero co ukończyła liceum, wymiany sadzonek i zwracania pożyczonych salaterek. Po tym wszystkim udałyśmy się z powrotem do domu.
Na moje pytanie, czy od razu odwiedzimy grób dziadka, który znajdował się w zasięgu konnej przejażdżki, babcia pokręciła głową.
– Dziadek woli, jak przychodzę zrobiona na bóstwo.
Wróciłyśmy do domu i zaprowadziłyśmy konie do stajni. Ponieważ dzień był wyjątkowo upalny, uznałam, że nie tylko psu, ale również mi przyda się kąpiel, i wskoczyłam pod prysznic.
Po tym, jak przywitałam się z dziadkiem, uprzątnęłyśmy zeschnięte kwiaty i na ich miejsce wstawiłyśmy nowe, świeżo ścięte, odeszłam kawałek i stanęłam pod drzewem, czekając na babcię. Co jakiś czas zefirek przynosił do mnie jej cichy głos, gdy opowiadała coś nieżyjącemu mężowi. Zastanawiałam się, co takiego mu mówiła. Czy zwierzała się z tego, co wydarzyło się w jej życiu od czasu ostatniej wizyty na jego grobie? Czy może wyznawała, jak bardzo za nim tęskni? A może po prostu, że go kocha?
Kiedy przywołałam w pamięci rozmowę z Amonem, ze smutkiem uświadomiłam sobie, że nie usłyszał mojego wyznania miłości. Powinnam była od niego zacząć. Zamiast tego dopytywałam, czy to, co widzę, dzieje się naprawdę. Miałam taką okazję, by w końcu naprawdę z nim porozmawiać, a zarzuciłam go gradem pytań. To, co się działo, i stojące za tym powody były znacznie mniej ważne niż przekazanie mu tego, co czułam. Postanowiłam, że następnym razem, o ile w ogóle taki będzie, już na samym początku powiem, że go kocham.
Kiedy kładłam się wieczorem, pomyślałam, że babcia miała rację – ciężka praca i skupienie się na tym, by przeżyć życie w najlepszy z możliwych sposobów, potrafią uśmierzyć ból po utracie ukochanej osoby. Wyciągnęłam z torby skarabeusza sercowego, którego podarował mi Amon, i potarłam go palcami. Zielony kamień błyszczał w świetle lampy. W dotyku był ciepły i lekko pulsował, jakby w jego wnętrzu biło serce. Przycisnęłam go do ust, wyobrażając sobie, że dotykam złocistej skóry Amona. Potem położyłam go sobie na sercu, tam, gdzie zaplanował pozostawić go Anubis, gdy przygotowywał mumię Amona.
Wskoczyłam pod kołdrę, podciągnęłam ją pod samą szyję. Ręce skrzyżowałam na piersi, przykrywając nimi klejnot, i zaczęłam myśleć, czy tak właśnie czują się mumifikowani. Mimo tych chorobliwych majaków zdołałam bardzo szybko zasnąć, ściskając skarabeusza. Nie spotkałam jednak we śnie Amona, natomiast obudziło mnie oślepiające światło i donośny głos:
– Lilliano Young, nadeszła pora, abyś wróciła między żywych.
3
SKARABEUSZ SERCOWY
Przebudziłam się gwałtownie, palce wciąż zaciskając na skarabeuszu. Szybko usiadłam na łóżku, oparłam się o zagłówek i omiotłam spojrzeniem pokój. Zaciągnięte zasłony pogrążyły pomieszczenie w atramentowej ciemności jak we wnętrzu sarkofagu. Nie potrafiłam dostrzec intruza, jednak wyczuwałam jego obecność równie wyraźnie jak dudnienie serca w klatce piersiowej.
– Kto tu jest? – syknęłam, przypadkiem strącając ze stolika nocnego czytaną przed zaśnięciem książkę.
– Czyżbyś już o mnie zapomniała? – Mężczyzna stłumił śmiech.
Kiedy bezskutecznie próbowałam wymacać włącznik lampki, usłyszałam skomlenie psa i zamarłam. Gdybym nie zdążyła zgadnąć, kto złożył mi wizytę, pies by go zdemaskował. Poszczekiwanie Winstona brzmiało zupełnie inaczej. Prawdę mówiąc, w życiu spotkałam tylko jednego psa, którego szczęknięcia odbijałyby się takim echem i brzmiały równie władczo.
Drżącymi palcami zdołałam wreszcie odnaleźć włącznik. I stał tam. Roztaczał iście boski splendor, lecz zarazem bez trudu mógłby ujść za typowego farmera z Iowa. Anubis, egipski bóg mumifikacji. W muzeum miał na sobie nowoczesny garnitur biznesmena. Tym razem był w jeansach, białej koszuli, która opinała jego szerokie ramiona, dżinsowej kurtce i ciemnych kowbojskich butach.
Wyglądał niczym model „GQ” w wersji wiejskiej. Miał nawet lekki zarost. Sprawiał wrażenie mężczyzny, któremu nieobce jest przerzucanie siana, ujeżdżanie konia na rodeo czy spotkania z kumplami przy grillu. Nie oparłaby mu się żadna kobieta z okolicy w wieku od osiemnastu do osiemdziesięciu lat. Zastanawiałam się, czy ta umiejętność przybierania postaci niewyróżniającej się z otoczenia, a zarazem przykuwającej uwagę, jest typowa tylko dla niego, czy może to coś właściwego wszystkim bogom.
Wprawdzie jego obecne wcielenie dorównywało urodą poprzedniemu, ale coś w jego spojrzeniu – jakiś cień – zadawało kłam beztroskiemu wyrazowi twarzy. Cokolwiek go tu sprowadzało, nie były to czcze pogaduszki.
Podciągnęłam kołdrę pod samą brodę, a równocześnie starałam się dyskretnie wsunąć skarabeusza pod poduszkę. Zarazem robiłam, co mogłam, żeby wyglądać wytwornie, co nie było łatwe pod babciną kołdrą, spod której wystawały mi stopy w niedopasowanych skarpetach, i z zakurzonymi ogrodniczkami na haczyku przy drzwiach.
– Anubisie, co ty tu robisz? – spytałam podejrzliwie, a zarazem z nadzieją. – Czyżby nie powiodła się ceremonia? A może postanowiłeś, że jednak wyczyścisz mi pamięć? Przybyłeś, żeby uczynić ze mnie mumię?
Wyobraźnia podpowiadała mi raczej niewesołe scenariusze, jednak myśl, że w mocy tego mężczyzny leży sprawienie, iż znów ujrzę Amona, spychała je wszystkie w cień. Nadal nie śmiałam zadać mu pytania, które cisnęło mi się na usta: czy Amon jest bezpieczny? Obawiałam się jednak, że w ten sposób mogłabym się zdemaskować.
Anubis spojrzał na mnie lekko zdezorientowany. Następnie, skrzyżowawszy ramiona na swej szerokiej piersi, oświadczył:
– Lilliano Young, jedynie w niezwykle rzadkich i wyjątkowych sytuacjach jestem proszony o przeprowadzenie rytuału mumifikacji. A jako że wciąż żyjesz, twoje przypuszczenie jest bezpodstawne. Ceremonia przebiegła bez przeszkód. W dającej się przewidzieć przyszłości Set pozostanie spętany. A pozbawienie cię pamięci jest ostatnią rzeczą, na jakiej mi zależy. Gdybym miał taki zamiar, nie widziałabyś mnie teraz.
– W porządku. Więc co robisz w moim pokoju w środku nocy?
Poczułam, jak czarny pies trąca mnie pyskiem w dłoń. Pogłaskałam go po łbie, a wtedy wskoczył na łóżko i wlazł mi pod rękę, nadstawiając grzbiet do drapania. Anubis zbliżył się wtedy i usiadł w nogach łóżka. Mierzył mnie spojrzeniem, w którym ciekawość szła o lepsze ze zdumieniem. W końcu przerwał ciszę:
– Ja… to znaczy my… potrzebujemy twojej pomocy.
– Słucham? – wyrzuciłam z siebie. – Wy, czyli bogowie Egiptu, potrzebujecie pomocy bezradnej ludzkiej dziewczyny? Niby w czym mogłabym wam pomóc?
Pies akurat lizał mnie po ręce, merdając ogonem, którym uderzał Anubisa. Ten zerknął na zwierzaka i rzekł:
– Zwykle nie przepada za śmiertelnikami.
– Ale mnie chyba polubił.
– Na to wygląda.
– Jak się wabi?
– Abutiu.
– O rany, ciekawe imię dla psa.
– Abutiu nie jest zwyczajnym psem. To Pies.
– Tak jak Nebu, złocisty ogier odnaleziony przez Horusa, był Koniem?
– Abutiu i Nebu łączy to, że posiadają moc, której pozbawione są śmiertelne zwierzęta. Jednak Abutiu faktycznie zapoczątkował psi rodzaj. Natomiast nazywanie Nebu po prostu koniem byłoby rażącym uproszczeniem.
– A więc Abutiu to pierwszy pies?
– Można tak powiedzieć. – Anubis odsunął się nieco ode mnie na łóżku. – Chcemy, żebyś odszukała Amona.
– Jak to „odszukała”? A co się stało? Zgubiliście go? – Skrzyżowałam ramiona na piersi. – Czy to ma związek z decyzją Amona o wypisaniu się z tego interesu z mumiami?
Bóg przeszył mnie spojrzeniem ciemnych oczu, jakby chciał przypomnieć mi o moim miejscu. Nagle poczułam się nieswojo. Przełknęłam szybko ślinę, przeklinając się w myślach za to, że już się przed nim wygadałam. Brawo, Lily.
– A zatem wiesz już – powiedział. – Prawdę mówiąc, nie dziwi mnie to. Jak często się spotykacie?
Nie wiedziałam, czy powinnam mówić cokolwiek więcej. Wzruszyłam tylko ramionami i zasznurowałam usta.
– To bez różnicy, czy powiesz mi, czy też nie. Wiem, że wasza więź nadal jest żywa. W gruncie rzeczy liczę, że tak jest.
– A jakie to ma znaczenie? On i tak już nie wróci.
Anubis chwycił mnie za nadgarstek i lekko ścisnął.
– Lilliano Young, Amon musi wrócić.
Przestraszona, delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku. Anubis spojrzał zaskoczony na swoją dłoń, jakby nie dowierzał, że w ogóle mnie dotknął. Następnie wstał i podszedł do okna. Odsunął zasłony, żeby spojrzeć na skąpany w księżycowym blasku krajobraz.
– Dlaczego tak bardzo go potrzebujesz? – spytałam. – Nie możesz nakłonić kogoś innego, by przez kilka eonów służył Egiptowi?
Nie odrywając oczu od okna, Anubis pokręcił głową.
– Trzech Synów Egiptów łączy więź. Jej zerwanie sprawi, że staną się bezsilni. A bez nich kosmosowi grozić będzie zagłada.
– Chcesz powiedzieć, że Set może wówczas powrócić?
– Tak.
– Dlaczego zatem wcześniej nie wspomniałeś o tym Amonowi? On uważa, że możesz znaleźć kogoś na jego miejsce.
Kiedy Anubis odwrócił się do mnie, jego przystojną twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
– Amon nigdy nie utyskiwał na swoje przeznaczenie. Nigdy wcześniej się nie zawahał. Synom Egiptu zdradzamy tylko tyle, ile trzeba do wykonania misji. Prawdę mówiąc, sądziłem, że jeśli któryś z nich wyrzeknie się nieśmiertelności dla kobiety, będzie to Asten.
– Nie. Asten nigdy nie porzuciłby braci. Nawet gdyby chodziło o kobietę.
Anubis zmarszczył brwi i przeczesał dłonią włosy.
– Jest gorzej, niż sądziłem – rzekł. – Związałaś się ze wszystkimi trzema.
– Co… co takiego? – wydukałam. – Wypraszam sobie, nie jestem tego typu dziewczyną.
Zbył mój sprzeciw niecierpliwym machnięciem ręki.
– Nie chodzi mi o fizyczność, choć nie przeczę, że więź manifestuje się również cieleśnie. – Przyjrzał mi się z zaciekawieniem w słabo oświetlonym pokoju. – Izyda miała rację: jesteś wyjątkową kobietą, Lilliano Young. Masz zresztą wielkie szczęście, że tak jest. To daje nadzieję, że nie przypłacisz tej wyprawy życiem.
– Jakiej wyprawy? O czym ty mówisz?
– O podróży do krainy umarłych. Musisz się w nią udać, aby odszukać Amona i sprowadzić go z powrotem do zaświatów.
– Chwileczkę. Kraina umarłych i zaświaty to nie jedno i to samo?
– Naprawdę nie mam teraz czasu na tłumaczenie ci tego.
– Lepiej go znajdź, jeśli oczekujesz, że ci pomogę.
Zmierzył mnie znów spojrzeniem przymrużonych oczu. W końcu jednak się ugiął.
– Jak sobie życzysz. Ale przedstawię ci tylko skróconą wersję.
– W porządku.
– Ja rządzę zaświatami. To rodzaj miejsca, gdzie dokonuje się sąd nad sercami zmarłych. Należy do niego raj, dokąd trafiają ludzie o dobrych sercach, by bytować tam wiecznie w stanie niezmąconego szczęścia.
– W porządku, czyli to niebiosa.
– Tak, w pewnym sensie.
– W takim razie kraina umarłych to…
– Miejsce, które mogłabyś porównać do piekła albo czyśćca.
– Rozumiem. I to tam uwięziony jest Amon?
– Owszem.
– Dlaczego zatem nie udał się do zaświatów? Na sądzie uznaliście, że jego serce jest tego niegodne?
Anubis odwrócił się i dotknął słomianego kapelusza wiszącego na jednym z haków.
– Synów Egiptu miano nie poddawać sądowi, dopóki nie wywiążą się ze swojego zadania.
– Mam rozumieć, że coś się wydarzyło, tak?
– Bogini Maat uznała, że ponieważ Amon związał się ze śmiertelniczką, należy przeprowadzić… – zawiesił głos, szukając właściwego słowa – kontrolę.
– Chciała zważyć jego serce.
– Zgadza się. Poprosiła Amona, by położył swoje serce na Wadze Prawdy i Sprawiedliwości. Zamiast tego uciekł do innego wymiaru. Jak wiesz, Amon jest w posiadaniu Oka Horusa. Wykorzystał jego moc, by zbiec do krainy umarłych.
– Czy zachodziła obawa, że jego serce okaże się… złe?
– W sercu każdego człowieka mieszka ciemność. Na wadze bada się równowagę, jaką osiągnął w życiu. Jeśli uczyłaś się na swoich błędach i starałaś się postępować słusznie, zostajesz oceniona jako godna życia wiecznego.
– W takim razie Amon nie powinien mieć żadnych problemów.
Przechylając głowę, Anubis odpowiedział ostrożnie:
– Twojemu założeniu nie sposób odmówić słuszności.
– Dlaczego zatem uciekł?
– Podejrzewam, że uciekł, gdyż wiedział, że jego serce nie należy już do niego.
Zmroziło mnie i chociaż starałam się zachować pokerową twarz, domyślałam się, że Anubis mnie przejrzał. Przełknąwszy nerwowo ślinę, powiedziałam:
– Nie rozumiem. Jak zatem jest w stanie żyć?
– Ależ on nie żyje. W każdym razie nie w tradycyjnym sensie. Fizyczne serce nie jest mu już do niczego potrzebne. Wyobrażasz sobie pewnie, że serce to tylko organ, który tłoczy krew i bije szybko, gdy człowiek się zakochuje. W rzeczywistości jest czymś znacznie więcej: to w nim mieszka pamięć i inteligencja. Kryje również coś najświętszego – prawdziwe imię człowieka, do którego należy.
– Hm, coś mi się wydaje, że pomyliłeś serce z mózgiem.
– Nie. Mówię o istocie człowieka, o tym, co czyni każdego z was wyjątkową jednostką. Możesz nazwać to duszą, sercem, mózgiem albo jeszcze inaczej. W Egipcie w pełni scaloną duszę noszącą prawdziwe imię nazywamy Akh. Dopóki nie odzyska swojego serca, Amon nie będzie mógł połączyć w całość różnych aspektów siebie, które teraz dryfują, oddalając się, niczym zepsute łodzie na morzu. A to czyni go… łatwym celem. W zaświatach, o ile również tam nie poproszono by go o poddanie serca sprawdzianowi, mógłby się jakoś prześlizgnąć niezauważony, ale w krainie umarłych…
– Naraża się na niebezpieczeństwo.
– Tak. Grozi mu wręcz druga, nieodwracalna śmierć. Nie możemy do tego dopuścić.
– Druga śmierć?
– Pierwszą Amon poniósł przed wieloma stuleciami. Jednak ponieważ zechciał służyć bogom, obdarzono go czymś w rodzaju nieśmiertelności. Wyruszenie do krainy umarłych w sytuacji, gdy pozbawiony jest serca, to najbardziej ryzykowny krok, jaki mógł podjąć. Można by wręcz pomyśleć, że Amon kusi śmierć. Jeśli umrze po raz drugi, stracimy go na zawsze.
Wróciło do mnie wspomnienie Amona ze snu – sprawiał wtedy wrażenie straszliwie znużonego i wyczerpanego. Może więc Anubis miał rację i Amon nie chciał już dłużej żyć? Wiedziałam na pewno, że miał dość wysługiwania się bogom. Jednak wyrzeczenie się życia to coś zupełnie innego. Najgorsze zaś było to, że podświadomie wiedziałam, iż sama ponoszę winę za to, jak się na nie zapatrywał.
– A więc… czym właściwie jest teraz Amon? – spytałam z roztargnieniem.
– Błądzącym cieniem. Bladym odbiciem tego, kim był niegdyś. Jeśli nie połączymy cienia z jego prawdziwym imieniem, obawiam się, że utracimy go na zawsze.
– Kiedy poddawałeś go mumifikacji, zauważyłeś, że brakuje jego skarabeusza sercowego. Ale napomknąłeś też, że to w niczym nie przeszkadza.
– Bo faktycznie to niewielka strata. Amulet służy jedynie do sprowadzania Akh z powrotem do jego ciała, bez którego może się obejść przez następne tysiąc lat. Będąc w posiadaniu Oka Horusa, Amon zdoła samodzielnie je odszukać. Jednak cień nie będzie mógł powrócić do świata śmiertelników. – Anubis zamilkł i przez chwilę pocierał palce, nie patrząc na mnie. – Chcesz poznać moją teorię?
Przełknęłam głośno ślinę i słabym głosem powiedziałam:
– No pewnie.
– Uważam… Amon pozostawił swoje serce, a wraz z nim swoje imię, przy tobie. Coś takiego zdarzyło się tylko raz w historii. Amon doskonale wiedział, że korzystanie z tego rodzaju magii jest surowo zakazane. Prawdę mówiąc, wiedza o niej ukrywana jest nawet przed bogami. Oczywiście Amon, jako posiadacz Oka Horusa, mógł mieć dostęp do tego rodzaju zaklęć.
– Z-z… zaklęć? – wydukałam, czując, jak oblewa mnie zimny pot.
– Użyli go w dziejach tylko raz Izyda i Ozyrys. W ten sposób Izyda chciała się upewnić, że pozostaną złączeni na zawsze. Odtąd nawet śmierć nie mogła ich rozdzielić.
– Ale przecież Set zabił Ozyrysa.
– To prawda. Ponieważ jednak śmierć nastąpiła w sposób naturalny, natomiast Izyda posłużyła się nienaturalnymi środkami, pojawiły się pewne, że tak powiem, komplikacje. Zapłacono słoną cenę. Równowaga w kosmosie została zachwiana i wymagała przywrócenia. Od tamtej pory rzucanie tego typu zaklęć jest zabronione.
– No ale ta magia zadziałała, czyż nie? Izyda i Ozyrys nadal są razem. Amon opowiedział mi, w jaki sposób Izyda przechytrzyła Amona-Ra, tak by móc spotykać się z mężem.
– Owszem, magia poskutkowała – przyznał Anubis.
– Nadal nie rozumiem, jaki to może mieć związek ze mną i Amonem. Przecież zerwaliśmy więź, pamiętasz? Musiałam go zabić.
– I zrobiłaś to. Jeżeli jednak zaklęcie połączyło was przed jego zabiciem, nadal będzie działać po waszej rozłące.
– Cóż, nie przypominam sobie, żeby Amon odprawił nade mną jakiś czar – stwierdziłam ostrożnie.
– Nie przybyłem tu, żeby was osądzać. Co się stało, już się nie odstanie. Moim celem jest zajęcie się tym, co teraz najistotniejsze.
– Odszukaniem Amona – szepnęłam w zamyśleniu. A kiedy Anubis skinął głową, dodałam: – Rozumiem. Naprawdę. Obawiam się jednak, że nie bierzesz jednej rzeczy pod uwagę. Amon wcale nie chce wracać do służenia bogom. Jego pragnieniem jest rzucenie tej pracy.
– Nie, Lilliano. To ty nie rozumiesz. Musimy uratować Amona. Jeśli nie zamierzasz tego uczynić, by uratować kosmos przed nadejściem najstraszniejszej katastrofy, jaką tylko możesz sobie wyobrazić, ani by ocalić Astena i Ahmosa, których czeka ostateczna zagłada z chwilą drugiej śmierci Amona, może przekona cię perspektywa uwolnienia go od nieprzerwanych mąk i cierpień, których aktualnie doznaje. Nie obawiam się tego, że umrze czy cierpi. Lękam się, że odnajdzie go Pożeraczka Umarłych, zamieszkująca tę krainę. Czyha na zagubione dusze błąkające się po Ścieżkach Rozpaczy i zaspokaja nimi nienasycony apetyt. Jeśli dopadnie Amona, skazany zostanie na wieczne męki, ponieważ będzie się nim żywić nieustannie. Więź, jaka łączy Amona z tobą, czyni z niego wyjątkowo łakomy kąsek. Ona rzadko ma okazję, by posilić się tak niezwykłym sercem jak to Amona, przepełnionym miłością. Mroczne dusze, które wysyłamy do jej królestwa, nigdy nie zaspokajają jej apetytu; w mgnieniu oka pochłania energię, jaką w sobie zachowały. Głodzimy ją z rozmysłem i dzięki temu nie dopuszczamy, by urosła w siłę. Soczyste serce Amona, wypełnione miłością do ciebie, dałoby jej wielki zastrzyk energii. Pożeraczka stałaby się wówczas tak potężna, że mogłaby wydostać się z krainy umarłych.
– Ale przecież sam stwierdziłeś, że Amon nie ma teraz serca.
– To tylko moja… teoria.
– Jak zatem miałaby je pożreć?
Anubis westchnął.
– Więź łącząca Amona z braćmi, a także ta, która wiąże was dwoje, czyni całą czwórkę potencjalnymi celami ataku Pożeraczki, która wyczuwa was poprzez Amona. Niezależenie od tego, która część serca pozostała Amonowi: pamięć czy dusza, dla Pożeraczki będzie nęcąca niczym świeża krew dla rekina.
Wielkie egipskie nieba! Ręce zaczęły mi drżeć. Nie miałam pewności, czy wszystko zrozumiałam, jednak nie ulegało wątpliwości, że sytuacja była poważna.
– Zakładając, że to prawda, a ja w to uwierzę i będę chciała pomóc, czy nie wystarczy, że wykorzystam naszą więź i każę mu uciekać?
– Nawet gdybyś zdołała mu to przekazać, kraina umarłych została tak skonstruowana, by człowiek, który do niej wejdzie, znalazł się w pułapce.
– Może zatem mogłabym zostać uwięziona razem z nim?
– Z zaświatami będzie cię łączyć specjalna lina. Kiedy odnajdziesz Amona, dotrzesz dzięki niej do wyjścia. Będziemy już tam na ciebie czekać.
– My?
– Owszem, cała nasza piątka: Izyda, Ozyrys, ja, Neftyda oraz Maat.
– A co z Astenem i Ahmosem?
– Zatrzymują ich inne obowiązki.
– A Amon-Ra i Horus? Czyżby nie przejmowali się tym, co się dzieje?
– Jako że Amon jest powiernikiem mocy zarówno Horusa, jak i Amona-Ra, bogowie ci nie mogą interweniować osobiście. Gdybyśmy wykorzystali ich moce podczas akcji ratowania Amona, zaalarmowałoby to Pożeraczkę o jego obecności. Poza tym Amon-Ra pierwotnie był dość sceptycznie nastawiony wobec idei powołania Synów Egiptu. Zgodził się wprawdzie na użyczenie im mocy, jednak z wielkim ociąganiem. Podejrzewam, że zdrada Amona jest dla niego potwierdzeniem jego racji i obwinia mnie za wybór człowieka, który okazał się zawodny.
– I dobrze ci tak! Zakładam, że bogowie nie będą mi rzucać kłód pod nogi. Zgadza się? – Odniosłam wrażenie, że moje pytanie zmieszało go. Postanowiłam drążyć: – Anubisie, zgadza się?
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że aby wkroczyć do zaświatów, skąd rozpoczniesz swoją wędrówkę, musisz nakłonić Amona-Ra, by wpuścił cię na pokład niebiańskiej barki.
– Tej samej, którą płynęła Izyda, kiedy go przechytrzyła?
– Tak. Musisz liczyć się z tym, że Amon-Ra drugi raz nie nabierze się na ten sam fortel.
– A nie mam co liczyć na to, że sam mi pozwoli?
– Nie. Tak jak wspomniałem, Amon-Ra zapatruje się inaczej na te sprawy.
– Cóż za wspaniałomyślność z jego strony. Podsumowując, mam przekonać lub zmusić podstępem najpotężniejszego boga w egipskim panteonie, by wpuścił mnie na pokład swojej łodzi. Następnie, obwiązana w pasie liną, mam udać się do krainy umarłych i tam stoczyć boje z przeróżnymi potworami i demonami, między innymi chcącym pożreć moje serce. Mam przemierzyć jeżący się od pułapek labirynt, odnaleźć Amona i przekonać go, by wrócił do naszego świata i podjął się na nowo znienawidzonej pracy, a przy tym nie pozwolić, by któreś z nas poniosło ostateczną śmierć. Czy dobrze zrozumiałam?
– Lina, o której wspomniałaś, to tylko metafora. – Kiedy skrzyżowałam ramiona na piersi, Anubis się skrzywił. – Streszczenie jest bardzo ordynarne, lecz nie można mu odmówić trafności.
– A dlaczego sam się tym wszystkim nie zajmiesz?
– Serce Amona rozmawia tylko z tobą, Lilliano Young. Gdybym wkroczył do krainy umarłych, odszukanie go zajęłoby mi całą wieczność. Kto zająłby się wszystkimi obowiązkami w moim zastępstwie na przestrzeni wieków, jakie by upłynęły? Musiałbym zajrzeć do każdej bezdennej szczeliny, każdej wilgotnej jamy i przemierzyć wszystkie rojące się od potworów moczary. Kraina umarłych jest olbrzymia. I potrafi… rozpraszać. Szanse, że znalazłbym Amona, nim dopadnie go Pożeraczka, są dość nikłe. Natomiast ty, moja droga, dzięki bezpośredniemu połączeniu z jego sercem, zaoszczędzisz nam mnóstwo czasu. W tobie cała nadzieja.
Westchnęłam ciężko i potarłam w zamyśleniu skronie.
– A jeśli… – zawiesiłam głos. – A jeśli odszukam go, ale Amon nie zechce wrócić?
Anubis obszedł łóżko i położył mi dłonie na ramionach.
– Wytłumaczysz mu dokładnie, co musi zrobić.
– Ale…
– Lilliano, Amon porzucił zaświaty dla ciebie. I tak samo dla ciebie do nich powróci.
Czyżby? Jak niby miałam tego dokonać? Nie byłam bohaterką egipskiej mitologii. Uzbrojona w nóż ledwo wychodziłam zwycięsko ze starcia z jabłkiem, a co dopiero z mieczem przeciwko potworowi. Zakładając oczywiście, że będę uzbrojona w jakiś miecz. Biorąc pod uwagę wyczekującą postawę Horusa i Amona-Ra, nie było wcale pewne, że w ogóle dostanę się do zaświatów, nie wspominając już o przedarciu się do krainy umarłych. A nawet jeśli zdołam, skąd będę wiedziała, gdzie zaszył się Amon?
– Ale jak właściwie mam go znaleźć?
– Twoje serce będzie najlepszym przewodnikiem – odparł cicho Anubis.
W głowie roiło mi się od zbyt wielu pytań. Nawet gdybym wiedziała, gdzie znajduje się kraina umarłych, czyż nie musiałabym wcześniej umrzeć, żeby tam trafić? Wyglądało na to, że moja decyzja uzależniona będzie przede wszystkim od zaufania, jakim darzę Anubisa. Czy dawałam wiarę temu, co mówił?
Intuicja podpowiadała mi, że mówi prawdę. Próbowałam przeanalizować to wszystko na chłodno, jednak w tej sytuacji logika okazała się zawodna. W świecie bogów i bogiń, metaforycznych serc i zaklęć, mocy nadprzyrodzonych i potworów, mózg okazywał się znacznie gorszym doradcą od serca. A moje serce szeptało, że Amon mnie potrzebuje. Prawdę mówiąc, wiedziałam o tym już od pewnego czasu.
Równocześnie, jeśli to, co mówił Anubis, było prawdą, musiałam liczyć się z tym, że konsekwencje ewentualnej porażki będą niewyobrażalne. Stracę wszystko, a świat ogarnie chaos. Nie mogłam przyglądać się biernie nadciągającej tragedii. Jeśli natomiast okaże się, że Anubis z jakiegoś powodu wprowadził mnie w błąd i wykorzystał do zdyscyplinowania Amona, postanowiłam, że policzę się z nim potem.
Blask księżyca sączył się przez okno i rozjaśniał twarz egipskiego boga zaświatów. Noc była cicha. Nie słyszałam cykania świerszczy ani nawet pochrapywania babci i zastanawiałam się, czy Anubis zamknął nas w bańce czasowej, a cały świat poza jej ścianami przestał istnieć.
Rozsadzała mnie energia, w rękach i nogach czułam mrowienie z ekscytacji. Wkrótce całą moją uwagę zaprzątała już tylko jedna rzecz. Nie rozmyślałam o ryzyku, niepewności, o milionie pytań domagających się odpowiedzi, Secie, bogach ani nawet o Pożeraczce. Skoncentrowałam się bez reszty na myśli, że być może spotkam znów Amona. Moje serce przepełniła niezłomna determinacja.
Anubis chyba to wyczuł, bo spojrzał mi w oczy z nadzieją.
– Lilliano, czy zgodzisz się wyruszyć?
Na zastanowienie potrzebowałam chwili nie dłuższej niż pojedyncze uderzenie serca.
– Tak – odparłam cicho.
Anubis podziękował mi szczerym uśmiechem, co było u niego prawdziwą rzadkością.
– Naprawdę odważna z ciebie dziewczyna. Zaczynam rozumieć, dlaczego Amon darzy cię tak wielkim uczuciem. Lilliano, jest jednak coś, co musisz zrobić na samym początku. Jeśli ci się to nie uda, nie będziesz mogła wkroczyć do świata Amona-Ra, nie wspominając o wejściu na pokład jego niebiańskiej barki czy przedostaniu się do zaświatów.
– Co to takiego? – spytałam z obawą, marszcząc brwi.
– Musisz przejść przemianę.
Robiłam, co mogłam, żeby nie okazać, jak bardzo się boję.
– Chodzi ci o to, że muszę umrzeć?
– Nie. – Anubis pokręcił głową. – Ażeby lina zadziałała, musisz być żywa. Pozostaniesz śmiertelnikiem, jednak twoja natura zostanie odmieniona. To konieczne przy tego typu przemianach. Musisz też zrozumieć, że nigdy już nie będziesz tą samą Lillianą Young. Staniesz się zupełnie inną istotą.
– Co muszę zrobić? – spytałam, przerażona tym, co usłyszę.
– Będziesz musiała stać się… sfinksem.
4
HASSAN
– Co… co takiego? – wydusiłam z siebie. Musiałam się przesłyszeć.
– Sfinksem.
– Takim jak ten, który stoi niedaleko piramid?
– Nie. – Anubis westchnął z irytacją. – Jest tyle spraw, o których jeszcze nie wiesz.
– Co ty nie powiesz?
– Wyślę cię do wezyra. On ci pomoże.
– Do wezyra? Chodzi ci o doktora Hassana?
– Tak jest, o Hassana. Chodź ze mną, Lilliano. Zmarnowaliśmy już dość czasu.
– Chcesz, żebym poszła z tobą już teraz? Może przynajmniej dasz mi chwilę, żebym się ubrała i wytłumaczyła babci, że muszę nagle wyjechać?
– Nie ma potrzeby, byśmy ją niepokoili. Jeśli odniesiesz sukces, powrócisz na miejsce dokładnie w tej samej chwili, w której zniknęłaś. Będzie tak, jakby nic się nie wydarzyło.
– A jeśli mi się nie uda? – zaryzykowałam pytanie, tłumiąc strach.
– Jeśli ci się nie uda – mruknął Anubis – twoja babcia, jak zresztą cała ludzkość, będzie miała poważniejsze rzeczy na głowie niż zamartwianie się twoim zniknięciem.
– Racja – przyznałam, czując, jak wnętrzności zawiązują mi się w supeł.
– Jeśli zaś chodzi o twoje odzienie… – Anubis przebierał palcami po brodzie, przypatrując mi się krytycznie.