Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Odwaga to nie brak strachu - mówi OSHO
Książka tłumaczy jak krok po kroku pokonać strach, który towarzyszy naszemu życiu.
Ukazuje źródło naszych obaw, pomaga je zrozumieć i znaleźć odwagę by stawić im czoła.
Niepewność i obawy to wg. OSHO powód do świętowania i pogłębiania wiedzy o nas samych i otaczającym świecie. OSHO koncentruje się na rozwijaniu wewnętrznej odwagi, która pozwala żyć autentycznie i z satysfakcją.
W tej książce znajdziesz techniki medytacyjne, które pomogą radzić sobie z lękami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Nie nazywaj tego niepewnością – nazwij to cudem.
Nie nazywaj tego brakiem pewności siebie – nazwij to wolnością.
Nie jestem tu po to, aby narzucać wam dogmaty – dogmat daje pewność. Nie jestem tu, aby składać wam obietnice na wyrost – każda taka obietnica stwarza poczucie bezpieczeństwa. Jestem tu po prostu po to, aby obudzić w was czujność i świadomość, żebyście umieli być tu i teraz pomimo braku poczucia bezpieczeństwa, pomimo niepewności i wszystkich zagrożeń, które przynosi życie.
Wiem, że przybyliście tu w poszukiwaniu pewności, gotowych recept, jakichś „-izmów”, własnego miejsca, kogoś, na kim moglibyście polegać. Przyszliście tu, bo czujecie strach. Poszukujecie jakiejś pięknej niewoli – abyście nie musieli być cały czas czujni.
Chciałbym pogłębić wasz brak poczucia bezpieczeństwa, waszą niepewność – ponieważ takie jest życie, taki jest Bóg. Gdy pojawia się niepewność i niebezpieczeństwo, jedyne co powinniście zrobić, to zachować świadomość.
Są dwie możliwości. Możesz zamknąć oczy i popaść w dogmaty, stać się chrześcijaninem, hinduistą czy muzułmaninem… a w końcu przeistoczyć się w strusia. To nie przemienia życia, tylko zakrywa ci oczy, ogłupia, pozbawia inteligencji. Czujesz się bezpieczny w swojej niewiedzy – wszyscy idioci czują się bezpieczni. Właściwie tylko idioci czują się bezpiecznie. Człowiek, który żyje naprawdę, zawsze będzie czuł się niepewnie. Czy istnieje jakaś pewność?
Życie nie jest procesem mechanicznym, nie daje pewności. Jest nieprzewidywalną tajemnicą. Nikt nie wie, co wydarzy się za moment. Nawet Bóg, który – jak myślicie – mieszka gdzieś w siódmym niebie, nawet On – jeśli tam jest – nie wie, co się wydarzy! Jeśli wiedziałby, co się wydarzy, wtedy życie byłoby fałszywe, wszystko byłoby z góry zapisane i ukartowane.
Skąd Bóg mógłby wiedzieć, co się wydarzy, jeśli przyszłość jest otwarta? Gdyby wiedział – życie byłoby martwe, mechaniczne. Nie byłoby w nim wolności – a jak może istnieć życie bez wolności? Wtedy nie istniałby wybór: rozwijać się czy nie. Wszystko byłoby z góry ustalone, odarte z godności i piękna. Bylibyście tylko robotami.
Nie, nic nie jest bezpieczne. Takie jest moje przesłanie. Nic nie powinno być w pełni bezpieczne, bo bezpieczne życie jest gorsze od śmierci. Nic nie jest pewne. Życie jest pełne niepewności i niespodzianek – oto jego piękno! Nigdy nie nastaje chwila, w której możesz powiedzieć: „Teraz mam stuprocentową pewność”. Kiedy mówisz, że jesteś czegoś pewien, deklarujesz swoją śmierć; popełniasz samobójstwo.
Życie toczy się pośród tysiąca niepewności. Na tym polega jego wolność. Nie nazywaj tego brakiem poczucia bezpieczeństwa.
Rozumiem, dlaczego umysł uważa wolność za niebezpieczną. Czy spędziłeś kiedyś kilka miesięcy, a może lat, w więzieniu? Jeśli byłeś tam, to wiesz, że gdy nadchodzi dzień uwolnienia, więzień odczuwa brak pewności, jaka będzie jego przyszłość. W więzieniu wszystko było jasne. Wszystko opiera się na żelaznej rutynie. Zapewniają jedzenie, schronienie; nie ma obawy o to, że jutro nie będzie co jeść, że ktoś będzie głodny; nic z tych rzeczy, wszystko jest przewidywalne. A tu nagle po wielu latach strażnik przychodzi i oznajmia: „Teraz zostaniesz zwolniony”. Więzień zaczyna drżeć. Za murami znów pojawi się niepewność; znów trzeba będzie szukać, znów trzeba będzie żyć z poczuciem wolności.
Wolność budzi lęk. Ludzie rozprawiają o niej, ale się jej boją. A człowiek nie jest człowiekiem, jeśli boi się wolności.
Daję wam wolność, nie daję wam bezpieczeństwa. Daję wam zrozumienie, a nie wiedzę. Wiedza przynosi ze sobą pewność. Gdybym udzielał wam wskazówek, pewnych wskazówek o istnieniu Boga, Ducha Świętego, Jezusa – jedynego Syna Bożego, o piekle i niebie, o tym, co dobre, a co złe, o tym, że za popełnianie grzechów traficie do piekła, a za cnotliwe uczynki będziecie w niebie, to byłby koniec! – uzyskalibyście pewność. Właśnie dlatego tak wielu ludzi wybrało bycie chrześcijaninem, hinduistą, muzułmaninem, dżainistą – oni nie chcą wolności, chcą sztywnych zasad.
Umierał człowiek – nagle, w wypadku samochodowym. Nikt nie wiedział, że jest żydem, więc wezwano katolickiego księdza. Ten pochylił się nad mężczyzną, który był już w stanie agonalnym, i zapytał:
– Wierzysz w Trójcę Przenajświętszą, Boga Ojca, Syna Jego Jezusa i Ducha Świętego?
Mężczyzna otworzył oczy i powiedział:
– Patrzcie, ja umieram – a on zadaje zagadki!
Gdy śmierć zapuka do drzwi, okaże się, że cała twoja pewność to po prostu zagadki, że jest niemądra. Nie chwytaj się kurczowo pewności. Życie jest niepewne – niepewność to jego natura. Człowiek inteligentny zawsze pozostaje niepewny.
Właśnie ta gotowość pozostania niepewnym oznacza odwagę. Ta gotowość pozostania niepewnym oznacza zaufanie. Osoba inteligentna w każdej sytuacji pozostaje czujna – odpowiada na nią całym swoim sercem. Nie wie, co się wydarzy ani czy w ogóle coś się wydarzy. Życie to nie nauka; to nie łańcuch zdarzeń sprowokowany konkretną przyczyną. Podgrzej wodę do stu stopni, a wyparuje – to jest pewnik. Ale w prawdziwym życiu nic nie jest pewne.
Każdy człowiek ma w sobie potencjał wolności, nieznanej wolności. Przewidywanie, oczekiwanie spodziewanych rezultatów jest niemożliwe. Trzeba żyć z uwagą i zrozumieniem.
Przyszliście do mnie w poszukiwaniu wiedzy; chcecie ustalić reguły, abyście mogli się ich trzymać. Ale ja nie daję reguł. Powiem więcej: jeśli jakieś już macie – odbiorę je wam! Zniszczę waszą pewność, sprawię, że zaczniecie się wahać, że przestaniecie czuć się tak pewnie. To jest podstawowa zmiana, która musi się dokonać. To jedyna rzecz, którą musi zrobić mistrz – zostawić was w całkowitej wolności. W całkowitej wolności, z otwartymi możliwościami, bez jakichkolwiek pewników. Będziecie musieli być czujni, nic więcej.
To właśnie nazywam zrozumieniem. Jeśli to rozumiesz, niepewność staje się istotną częścią życia. I tak właśnie jest dobrze, ponieważ dzięki niepewności życie staje się nieustającą niespodzianką. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Utrzymuje cię to w stanie ciągłego zdziwienia. Nie nazywaj tego niepewnością – nazwij to cudem. Nie nazywaj tego brakiem pewności siebie – nazwij to wolnością.
Na pozór nie ma dużej różnicy między tchórzem a człowiekiem odważnym. Różni ich jedynie to, że tchórz wsłuchuje się w swój strach i za nim podąża, a osoba odważna odsuwa strach na bok i idzie dalej, zapuszcza się w nieznane.
Odwaga jest podążaniem w nieznane wbrew obawom. Nie oznacza ona braku lęku. Strach znika, gdy stajemy się coraz odważniejsi. Ostatecznym doświadczeniem odwagi jest stan braku lęku, który – gdy odwaga jest całkowita – staje się jak aromat. Ale na początku człowiek tchórzliwy i odważny nie różnią się od siebie zanadto. Jedyną różnicą jest to, że tchórz wsłuchuje się w swój strach i za nim podąża, a osoba odważna odsuwa go na bok i idzie dalej, zapuszcza się w nieznane pomimo lęków. Odczuwa strach, strach jej towarzyszy.
Gdy tak jak Kolumb wypływasz na niezbadane morze, napotykasz strach, ogromny strach, ponieważ nie wiadomo, co może się wydarzyć. Opuszczasz bezpieczny brzeg. Do tej pory było ci dobrze, jednak brakowało ci jednego – przygody. Zapuszczanie się w nieznane wyzwala emocje. Serce znów zaczyna bić mocniej, ponownie zaczynasz czuć, że żyjesz pełnią życia. Każda twoja komórka żyje, ponieważ zdecydowałeś się przyjąć wyzwanie.
Nawet jeśli się boisz, przyjmując wyzwania od nieznanego, wykazujesz odwagę. Zawsze będą towarzyszyć temu obawy, ale jeśli się zdecydujesz – strach powoli zniknie. Radość z poznawania czegoś nowego, pojawiający się zachwyt wzmacniają cię, uczą uczciwości, wyostrzają inteligencję. Po raz pierwszy odczujesz, że życie nie jest nudą, lecz przygodą. Z czasem strach zanika; wtedy znów rozglądasz się w poszukiwaniu jakiejś przygody.
Generalnie, odwaga to rezygnacja z tego, co jest nam znane, na rzecz nieznanego; zamiana wygody na niewygodę. To mozolna pielgrzymka do nieznanego celu. Nigdy nie wiadomo, czy będziemy w stanie się na to zdobyć. Jest to jak hazard, lecz tylko ci, którzy podejmują ryzyko, wiedzą, czym naprawdę jest życie.
Życie nie przestrzega zasad logiki; nieprzerwanie podąża własną drogą. Musisz się w nie wsłuchać, bo życie nie posłucha twoich argumentów; są mu całkowicie obojętne.
Co widzisz, podążając drogą swojego życia? Nadciąga burza, padają ogromne drzewa. Według Darwina powinny przetrwać, bo są tak potężne i silne. Przyjrzyj się prastaremu drzewu, wysokiemu na dziesiątki metrów, mającemu trzy tysiące lat. Sama jego obecność stwarza wrażenie siły i mocy. Miliony korzeni zanurzyły się głęboko w ziemię, więc drzewo stoi stabilnie. Oczywiście będzie walczyć z burzą – nie chce skapitulować, poddać się, ale w końcu upada martwe, przestaje żyć, cała jego siła znika. Burza okazała się potężniejsza. Zawsze tak jest, ponieważ burza jest całością, a drzewo – jednostką.
Jednak istnieją także mniejsze rośliny, trawa. Gdy nadchodzi burza, trawa poddaje się, więc burza nie jest w stanie jej zaszkodzić. Co najwyżej może ją oczyścić, zmyć z niej kurz. Obmywa jak prysznic, a gdy odchodzi, niskie zarośla i trawy ponownie unoszą głowy. Trawa prawie nie ma korzeni, może ją wyrwać małe dziecko, ale pokonała burzę. Jak to możliwe?
Trawa żyje w zgodzie z tao – drogą wskazaną przez Lao-cy, natomiast drzewo wybrało drogę Darwina. Drzewo zachowało logikę: próbowało się opierać, pokazać swoją siłę. Jeśli starasz się pokazać swoją siłę, zostaniesz pokonany. Wszyscy Hitlerowie, Napoleonowie, Aleksandrowie Wielcy są jak ogromne, silne drzewa. Wszyscy zostaną pokonani. Natomiast Lao-cy są jak małe rośliny: nikt nie jest w stanie ich pokonać, ponieważ zawsze są gotowi ulec. Jak można pokonać kogoś, kto mówi: „Poddaję się. Ciesz się zwycięstwem, po co robić tyle hałasu? Jestem pokonany”. Nawet Aleksander poczuje się bezsilny wobec Lao-cy; nie będzie w stanie niczego zrobić.
Opowiada o tym pewna anegdota. W czasach, gdy Aleksander Wielki dotarł do Indii, żył tam pewien mistyk, sannjasin o imieniu Dandamis. Przed wyprawą przyjaciele poprosili Aleksandra, żeby przywiózł ze sobą sannjasina, ponieważ ten unikalny kwiat można spotkać tylko w Indiach. Powiedzieli:
– Przywieziesz zapewne wiele rzeczy, ale nie zapomnij o sannjasinie. Chcielibyśmy ujrzeć go na własne oczy, dowiedzieć się, kto to tak naprawdę jest.
Aleksander, przejęty wojną, skupiony na walce, przypomniał sobie o tym dopiero, kiedy już wracał z podbojów, będąc tuż przy granicy Indii. Mijał ostatnią wioskę, więc rozkazał żołnierzom, aby udali się do niej i rozejrzeli za jakimś sannjasinem. Traf chciał, że nad rzeką nieopodal wioski przebywał akurat Dandamis.
Okoliczni mieszkańcy powiedzieli Aleksandrowi:
– Zjawiasz się w dobrym momencie. Żyje bowiem wielu sannjasinów, lecz spotkać prawdziwego, to niezwykła rzadkość. Możesz udać się do niego w odwiedziny, a otrzymasz prawdziwy darszan.
Aleksander roześmiał się i odpowiedział:
– Nie przybyłem tu po to, by otrzymywać jakieś darszany. Moi żołnierze go pojmą. Zabiorę go ze sobą do stolicy mojego kraju.
Wieśniacy powiedzieli:
– To nie będzie tak proste…
Aleksander nie mógł w to uwierzyć. Zwyciężał imperatorów, królów, więc jaki problem mógł mieć z sannjasinem – żebrakiem i ascetą? Gdy żołnierze udali się do Dandamisa, ujrzeli go nagiego na brzegu rzeki.
Powiedzieli:
– Aleksander Wielki zaprasza cię, abyś towarzyszył mu w podróży do jego kraju. Zostanie ci zapewnione wszystko, czego potrzebujesz. Będziesz gościem króla.
Nagi fakir roześmiał się i rzekł:
– Idźcie i powiedzcie swojemu panu, że człowiek, który sam siebie nazywa „wielkim”, nie może być wielki. A dodajcie także, że nikt mnie stąd nie zabierze. Sannjasin przemieszcza się jak chmura, niczym nieskrępowany. Nie jestem niewolnikiem.
Odpowiedzieli mu:
– Musiałeś słyszeć o Aleksandrze! To gwałtowny człowiek. Jeśli mu odmówisz, nie posłucha, tylko utnie ci głowę.
Sannjasin rzekł:
– Lepiej przyprowadźcie tu swojego pana. Może zrozumie to, co mu powiem.
Aleksander zdecydował się pójść do Dandamisa osobiście, bowiem żołnierze zaczęli mu zdawać niesamowite relacje. Mówili:
– On jest kimś wyjątkowym, świetlistym. Unosi się wokół niego coś przedziwnego. Jest nagi, ale nie czuje się tego w jego obecności. Jest tak potężny, że w jego towarzystwie człowiek zapomina o całym świecie. Ma w sobie magnetyzm. Wokół panuje cisza, a całe otoczenie wydaje się cieszyć jego obecnością. Warto się z nim spotkać, ale jest pewien problem… Biedak upiera się, że nikt nigdzie go nie zabierze, że nie jest niczyim niewolnikiem.
Aleksander poszedł więc na spotkanie, trzymając w dłoni obnażony miecz. Dandamis roześmiał się i powiedział:
– Schowaj miecz, jest ci niepotrzebny. Odłóż go na miejsce; jest bezużyteczny. Mógłbyś nim pociąć jedynie moje ciało, które opuściłem już dawno temu. Miecz mnie nie zrani, nie bądź śmieszny.
Mówi się, że był to pierwszy raz, kiedy Aleksander posłuchał cudzego rozkazu. Z powodu obecności tego człowieka jakby zapomniał, kim jest. Schował miecz i rzekł:
– Nigdy nie spotkałem tak cudownego człowieka.
Gdy wrócił do obozu powiedział:
– Trudno jest zabić kogoś, kto jest gotów umrzeć. Zabicie go nie ma sensu. Można zabić kogoś, kto walczy. Wtedy ma to sens. Nie można tego zrobić, gdy ktoś jest gotów umrzeć i mówi: „Oto moja głowa, możesz ją śmiało odciąć”.
Dandamis rzeczywiście powiedział: „Oto moja głowa, możesz ją odciąć. Gdy osunie się, obaj zobaczymy, jak spada na piasek, ponieważ nie jestem swoim ciałem. Jestem świadkiem”. Aleksander po powrocie oznajmił przyjaciołom:
– Było wielu sannjasinów, których mogłem ze sobą przywieźć, ale nie byli prawdziwi. Później zaś spotkałem człowieka, który naprawdę był niezwykły. Dobrze słyszeliście: taki kwiat jest wyjątkowo rzadki. Lecz nikt nie zmusi go do niczego, ponieważ nie boi się on umrzeć. Jak można do czegokolwiek nakłonić kogoś, kto nie boi się śmierci?
To twój strach czyni z ciebie niewolnika. Przestajesz nim być, gdy przestajesz się bać. Twój strach zmusza cię także do robienia niewolników z innych, tak by nie próbowali zniewolić ciebie. Człowiek pozbawiony strachu nie boi się nikogo i nie wywołuje strachu u innych. Strach całkowicie znika.
Angielskie słowo courage (odwaga) jest bardzo interesujące. Pochodzi od łacińskiego cor – co oznacza „serce”. Skoro rdzeń słowa „odwaga” pochodzi od „serca”, to bycie odważnym oznacza przyjmowanie życia poprzez serce. Słabi i tylko słabi żyją, używając głowy. Ze strachu wznoszą wokół siebie mury logiki. Przepełnieni strachem, zamykają wszystkie drzwi – teologią, koncepcjami, słowami, teoriami – i chowają się za tymi zamkniętymi drzwiami.
Droga serca jest drogą odwagi. Oznacza życie w poczuciu niepewności, życie z miłością, zaufaniem, poruszanie się po nieznanym, pozostawienie przeszłości i pozwolenie na to, by spełniała się przyszłość. Odwaga jest poruszaniem się po niebezpiecznych ścieżkach.
Życie to niebezpieczeństwo i jedynie tchórze go unikają – jednocześnie stając się martwi. Osoba żywa, żyjąca naprawdę, zawsze wybierze nieznane. Zaryzykuje pomimo zagrożenia. Serce chętnie podejmuje ryzyko, jest graczem. Głowa jest jak biznesmen – kalkuluje i jest przebiegła. Serce tego nie robi.
Słowo courage jest piękne i ciekawe. Żyjąc sercem, człowiek odkrywa sens. Poeta żyje z sercem i sercem słucha odgłosów nieznanego. Głowa nie potrafi słuchać; jest daleko od tego, co nieznane. Jest wypełniona tym, co już znasz.
Serce chętnie podejmuje ryzyko, jest graczem. Głowa jest jak biznesmen – kalkuluje i jest przebiegła. Serce tego nie robi.
Czym jest twój umysł? Wszystkim tym, czego się do tej pory dowiedziałeś. A to jest przeszłość, coś, co umarło, odeszło. Umysł to jedynie wspomnienie. Serce jest przyszłością, serce jest nadzieją, zawsze wiąże się z tym, co będzie. Głowa myśli o przeszłości, serce marzy o przyszłości.
Przyszłość dopiero nadejdzie. Zawiera w sobie możliwość – nadejdzie, nadchodzi. W każdej chwili przyszłość staje się teraźniejszością, a teraźniejszość – przeszłością. Przeszłość nie daje wyboru, już się stała. Oddaliłeś się od niej – spełniła się, jest martwa jak grób. Przyszłość jest jak nasienie – budzi się, rozwija, by napotkać teraźniejszość.
Jesteś w ciągłym ruchu. Teraźniejszość jest jak most ku przyszłości. To krok, który właśnie stawiasz, a który zmierza w stronę przyszłości.
Każdy chce być sobą. Bycie sobą dostarcza tak dużo szczęścia i błogości, że nie ma powodu być fałszywym. Musisz mieć odwagę, by zajrzeć w głąb. Dlaczego się boisz? Co może zrobić ci świat? Jeśli nawet ludzie będą się z ciebie śmiać, to poprawi im nastrój – śmiech jest zawsze lekarstwem. Pomyślą, że oszalałeś… Ale fakt, iż tak pomyślą, nie sprawi, że staniesz się szalony. Jeśli twoja radość, łzy, taniec są prawdziwe – prędzej czy później znajdą cię ludzie, którzy będą cię rozumieć, którzy być może dołączą do twojej karawany.
Dlaczego się boisz? Co może zrobić ci świat? Jeśli nawet ludzie będą się z ciebie śmiać, to poprawi im nastrój – śmiech jest zawsze lekarstwem.
Ja też zaczynałem w pojedynkę, z czasem pojawili się inni ludzie i tak stworzyliśmy światową karawanę! Nikogo nie zapraszałem; robiłem po prostu to, co wypływało z mojego serca.
Jestem odpowiedzialny za swoje serce, nie innych ludzi. Ty również odpowiadasz tylko za swoje. Nie sprzeciwiaj się. Sprzeciw to samobójstwo, wyniszcza cię. I jaka z tego korzyść? Nawet gdy ludzie cię szanują, uważają za rozważnego, szacownego człowieka, to ich opinie cię nie wzbogacą. Nie dostarczą ci lepszego wglądu w życie i jego piękno.
Ile milionów ludzi żyło na Ziemi przed tobą? Nie znasz nawet ich imion; to, czy istnieli, czy nie, nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Byli wśród nich święci i grzesznicy, ludzie godni szacunku, ekscentrycy, szaleńcy – i wszyscy zniknęli, nawet najmniejszy ślad po nich nie został. Twoim głównym celem powinno być rozwijanie i ochrona tych jakości, które będziesz mógł zabrać ze sobą, gdy śmierć zniszczy twoje ciało i umysł, ponieważ tylko te jakości będą ci towarzyszyć. Są one jedynymi prawdziwymi wartościami. Tylko ci ludzie, którzy je osiągają, żyją naprawdę; inni po prostu udają.
Pewnej nocy KGB puka do drzwi Jasela Finkelsztajna. Jasel otwiera. Agent KGB pyta:
– Czy mieszka tu Jasel Finkelsztajn?
– Nie – odpowiada Jasel, stojąc na progu w swojej powycieranej piżamie.
– Nie? Więc jak się nazywasz?
– Jasel Finkelsztajn.
Agent powala go na ziemię i krzyczy:
– Dlaczego na moje pytanie odpowiedziałeś, że tu nie mieszkasz?
– Pan to nazywa mieszkaniem? – odpowiada Jasel.
Sama egzystencja to nie życie. Spójrz na swoje życie. Czy możesz nazwać je darem? Czy możesz je nazwać prezentem? Chciałbyś, aby dano ci to samo życie ponownie?
Nie słuchaj recept – słuchaj własnego serca. To jedyna recepta, którą daję: słuchaj uważnie, świadomie, a nigdy się nie pomylisz. Słuchając własnego serca, nie będziesz czuł się rozdarty. Zaczniesz poruszać się we właściwym kierunku, bez zastanawiania się, co jest właściwe, a co niewłaściwe.
Nowa sztuka życia dla ludzkości będzie zawierać się w tajemnicy uważnego, świadomego słuchania własnego serca. Podążaj za nim, idź, dokądkolwiek cię poprowadzi. Owszem, czasem wpadniesz w tarapaty – ale wtedy pamiętaj, to jest potrzebne, abyś mógł dojrzeć. Czasem zejdziesz na manowce – ale pamiętaj: i to jest etapem dorastania. Wiele razy upadniesz – i znów się podniesiesz, ponieważ w ten sposób zdobywa się siłę. W ten sposób się scalasz.
Nie przestrzegaj zasad narzuconych z zewnątrz. Żadna narzucona reguła nie może być słuszna, ponieważ zasady tworzone są przez ludzi, którzy chcą tobą kierować! Tak, czasami na świecie zdarzali się również wielcy, oświeceni ludzie – Budda, Jezus, Kryszna, Mahomet. Nie narzucali światu swoich reguł, dawali mu swą miłość. Ale prędzej czy później ich uczniowie zgromadzą się i stworzą zasady mówiące jak żyć. Kiedy mistrz odchodzi, znika jego światło. Ci, którzy zostali, pogrążeni w ciemności, zaczynają po omacku szukać zasad, których mogliby przestrzegać, bo bez światła niczego nie widzą. Teraz będą zmuszeni polegać na zasadach. To, co robił Jezus, było zgodne z głosem jego serca. To, co robią chrześcijanie, niekoniecznie zgadza się z głosami ich serc. Naśladują – a w momencie, gdy naśladujesz, obrażasz swoje człowieczeństwo, obrażasz swojego Boga.
Nigdy nie naśladuj. Zawsze bądź oryginalny. Nie stawaj się kopią. Niestety, cały świat pełen jest kopii. Jeśli jesteś oryginałem, życie jest jak taniec – a przecież zostałeś stworzony jako istota oryginalna, niepowtarzalna. Zauważ, jak wiele różni Buddę od Kryszny. Jeśli Kryszna naśladowałby Buddę, stracilibyśmy jednego z najpiękniejszych ludzi na Ziemi. A gdyby Budda podążał za Kryszną, byłby po prostu marnym falsyfikatem. Wyobraź sobie Buddę grającego na flecie! – zakłóciłby sen wielu ludzi, nie był flecistą. Wyobraź sobie tańczącego Buddę – to wygląda śmiesznie, absurdalnie.
Podobnie z Kryszną. Siedzi pod drzewem bez fletu, bez korony z pawich piór, bez bogatych szat – po prostu siedzi pod drzewem jak żebrak z zamkniętymi oczami, bez ludzi tańczących dokoła, bez muzyki, bez śpiewów – wyglądałby tak biednie, tak bezsilnie.
Budda to Budda, Kryszna to Kryszna, a ty to ty. Pod żadnym względem nie jesteś gorszy od innych. Szanuj siebie, szanuj swój wewnętrzny głos i podążaj za nim. Oczywiście musisz pamiętać, że nie gwarantuję, iż zawsze dobrze cię poprowadzi. Wiele razy poprowadzi cię na manowce, bo aby dojść do właściwych drzwi, trzeba wpierw zapukać do wielu niewłaściwych. Tak już jest. Jeśli przez przypadek od razu dobrze trafisz, nie będziesz umiał rozpoznać, że są to te właściwe drzwi.
Budda to Budda, Kryszna to Kryszna, a ty to ty. Pod żadnym względem nie jesteś gorszy od innych. Szanuj siebie, szanuj swój wewnętrzny głos i podążaj za nim.
Pamiętaj więc – w ostatecznym rozrachunku żaden wysiłek nie idzie na marne; wszystkie biorą udział w osiągnięciu kulminacyjnego punktu twojej dojrzałości.
Nie bądź niezdecydowany, nie martw się za bardzo o to, że zrobisz coś nie tak. To jeden z problemów: ludzi nauczono wystrzegać się błędów. Stają się niezdecydowani, pełni lęku, przerażeni tym, że mogliby zrobić coś źle, i tkwią w miejscu. Nie potrafią się ruszyć, bo coś złego może się wydarzyć. Stają się jak kamienie, tracą możliwość ruchu.
Popełniaj tyle błędów, ile to możliwe, pamiętając tylko o jednym: nie popełniaj dwa razy tego samego błędu. A będziesz wzrastać. Gubienie się jest częścią twojej wolności, sprzeciw – nawet wobec Boga – to część twojej godności. Sprzeciwianie się, nawet Bogu, jest niekiedy piękne. Właśnie w ten sposób wykształcisz kręgosłup; są całe miliony ludzi pozbawione kręgosłupa.
Popełniaj tyle błędów, ile to możliwe, pamiętając tylko o jednym: nie popełniaj dwa razy tego samego błędu. A będziesz wzrastać.
Zapomnij o wszystkim, co określano jako słuszne lub niesłuszne. Życie nie jest niezmienne. Coś, co jest dobre dzisiaj, może stać się błędem jutro; coś, co jest niesłuszne w tym momencie, w następnym może być właściwe. Życia nie można zaszufladkować; nie można przyczepić metek: „To jest prawidłowe, a to nieprawidłowe”. Życie to nie apteka, gdzie każda buteleczka ma swoją nalepkę, dzięki której wiesz, co zawiera. Życie jest tajemnicą: w jednym momencie wszystko pasuje i jest dobre; w następnym tyle wody upłynęło w Gangesie, że już nie pasuje i jest niesłuszne.
Jaka jest moja definicja tego, co słuszne? Słuszne jest to, co współgra z egzystencją, a to, co z nią nie współgra, jest niesłuszne. Zachowuj nieustanną czujność, ponieważ w każdej chwili musisz podejmować decyzje na nowo. Nie możesz polegać na gotowych odpowiedziach.
Tylko głupcy polegają na gotowych odpowiedziach, ponieważ do tego nie jest potrzebna inteligencja. Dobrze wiesz, co jest właściwe, a co niesłuszne; możesz to łatwo zapamiętać – lista nie jest długa. Dziesięć przykazań – proste! – wiesz, co jest dobre, a co złe. Ale życie ciągle się zmienia. Gdyby powrócił Mojżesz, nie sądzę, by podał ci te same przykazania – nie mógłby. Po upływie trzech tysięcy lat te same dziesięć przykazań? Musiałby dać coś nowego.
Moim zdaniem przykazania są źródłem nieporozumień, zanim bowiem dotrą do ludzi, już stają się przestarzałe. Życie mknie tak szybko; jest dynamiczne, nie – statyczne. Nie jest nieruchomym stawem. Jest Gangesem. Płynie. Nie jest takie samo w dwóch kolejnych momentach. Coś, co może być dobre w tym momencie, może nie być dobre w następnym.
Co robić? Jedyne, co można, to uczynić ludzi na tyle czujnymi, aby sami byli w stanie decydować, jak będą odpowiadać na zmiany zachodzące w życiu. Każdy, kto ma oczy, zauważy, że życie wciąż nas zaskakuje, a gotowe odpowiedzi nie mają żadnego zastosowania.
Inteligencja to samo życie, spontaniczne, otwarte, bez zabezpieczeń. To bezstronność, odwaga, by funkcjonować bez podejmowania wcześniejszych decyzji. A dlaczego uważam, że inteligencja jest odwagą? Bowiem gdy działasz w sposób założony z góry, twoje decyzje chronią cię, dają poczucie bezpieczeństwa. Dobrze je znasz, dobrze wiesz, jak do nich dojść, z nimi jesteś bardzo skuteczny. Improwizacja w życiu to funkcjonowanie w niewinności. Nie ma bezpieczeństwa; możesz się pomylić, zboczyć na manowce.
Popełniając wiele błędów, dowiesz się, czym jest błąd i jak go już więcej nie popełniać. Wiedząc, czym jest błąd, przybliżasz się coraz bardziej do prawdy. Są to poszukiwania indywidualne; nikt nie może polegać na cudzych wnioskach.
Ten, kto jest gotów wyruszyć na poszukiwanie zwane prawdą, musi przygotować się na popełnianie błędów – musi być w stanie ryzykować. Może zejść na manowce, ale dzięki temu można dojść do celu. Gubiąc się wiele razy, nauczysz się, jak więcej nie zabłądzić. Popełniając wiele błędów, dowiesz się, czym jest błąd i jak go już więcej nie popełniać. Wiedząc, czym jest błąd, przybliżasz się coraz bardziej do prawdy. Są to poszukiwania indywidualne; nikt nie może polegać na cudzych wnioskach.
Urodziłeś się jako nie-umysł. Niech to wsiąknie głęboko w twoje serce, tak głęboko, jak to tylko możliwe, ponieważ dzięki temu otworzą się drzwi. Jeśli urodziłeś się bez umysłu, to znaczy, że umysł jest produktem społecznym. Nie jest naturalny, jest kulturalny. Został wymyślony i narzucony ci. Głęboko wewnątrz wciąż jesteś wolny, możesz się wydostać. Nie możesz uciec od natury, ale jeśli tylko się na to zdecydujesz, możesz uciec od tego, co sztuczne.
Egzystencja poprzedza myślenie, nie jest więc stanem umysłu, jest czymś ponad. Być to znać podstawy, to nie znaczy: myśleć. Nauka to myślenie, filozofia to myślenie, teologia to myślenie. Religijność nie oznacza myślenia. Religijna bliskość, to bliskość bez myślenia. Jest bardziej intymna, doprowadza cię bliżej do rzeczywistości, odrzuca wszystko, co cię powstrzymywało, odblokowuje cię; zaczynasz płynąć przez życie. Nie myślisz, że jesteś oderwany, patrzysz. Nie myślisz, z rezerwą, że jesteś obserwatorem, kimś odległym. Spotykasz się, łączysz się i wnikasz w rzeczywistość.
Jest to inny rodzaj poznania. Nie może być nazwany „wiedzą”. Jest bardziej jak miłość niż jak wiedza. Jest to poznanie tak intymne, że słowo „wiedza” nie jest wystarczające, aby je wyrazić. Słowo „miłość” jest bardziej adekwatne, bardziej wyraziste.
W historii ludzkiej świadomości pierwsza rozwinęła się magia. Stanowiła ona połączenie nauki i religii. Miała w sobie coś z umysłu i coś z nie-umysłu. Później z magii wyrosła filozofia. Z filozofii – nauka. Magia była zarówno nie-umysłem, jak i umysłem. Filozofia była tylko umysłem. Później umysł i eksperymentowanie stworzyły naukę. Religijność jest stanem nie-umysłu.
Religijność i nauka to dwa sposoby podejścia do rzeczywistości. Nauka zbliża się do niej za pośrednictwem swych wielu dziedzin, religijność – bezpośrednio. Nauka to podejście pośrednie; religijność to podejście natychmiastowe. Nauka kręci się po obrzeżach, religijność dociera wprost do serca rzeczywistości.
Jeszcze kilka uwag… Myślenie może wymyślać tylko to, co znane – może przeżuć to, co już było przeżute. Myślenie nigdy nie może być oryginalne. Jak można myśleć o nieznanym? Cokolwiek możesz wymyślić, było znane ci już wcześniej. Możesz myśleć tylko dlatego, że już coś znasz. Myślenie może, co najwyżej, stworzyć nowe kombinacje. Możesz myśleć o koniu, który lata po niebie, który zrobiony jest ze złota, lecz nic tu nie jest nowe. Znasz ptaki latające po niebie, znasz złoto, znasz konie; łączysz te trzy elementy ze sobą. Myślenie może jedynie wyrazić nowe kombinacje, ale nie może poznać nieznanego. Nieznane pozostaje ponad nim. Więc myślenie kręci się w kółko, wciąż poznajesz to, co jest już ci znane, przeżuwasz to, co jest już przeżute. Myślenie nigdy nie jest oryginalne.
Wkraczanie w rzeczywistość oryginalnie, radykalnie, bez mediatorów – wkraczanie w rzeczywistość tak, jakbyś był pierwszą istniejącą osobą – to jest wyzwolenie. Ta świeżość wyzwala.
Prawda to doświadczenie, nie przekonanie. Prawda nigdy nie pojawia się wskutek jej studiowania; musisz się z nią zmierzyć, musisz stawić jej czoło. Osoba, która uczy się miłości, jest jak osoba, która zagłębia się w Himalaje, studiując mapy. Mapa to nie prawdziwe góry. A jeśli zaczniesz wierzyć w mapę, przegapisz góry. Jeśli będziesz obsesyjnie wgapiał się w mapę, to choćby góry były tuż pod twoim nosem, ty nie będziesz w stanie ich dostrzec.
I tak właśnie jest. Góry są tuż przed tobą, ale ty nie odrywasz oczu od map odwzorowujących te góry, stworzonych przez różnych badaczy. Ktoś wspiął się na szczyt od północy, ktoś inny od wschodu. Stworzyli oni różne mapy: Koran, Biblię, Gitę – różne mapy tej samej prawdy. A ty jesteś nimi obładowany, uginasz się pod ich ciężarem. Nie możesz poruszyć się nawet o centymetr. Nie możesz dostrzec gór przed sobą, ich dziewiczych wierzchołków pokrytych śniegiem, błyszczących jak złoto w porannym słońcu. Nie masz oczu, aby to dostrzec.
Tendencyjnie nastawione oko jest ślepe, serce pełne już podjętych decyzji jest martwe. Z powodu ocen wygłaszanych a priori, twoja inteligencja zaczyna tracić ostrość, piękno, siłę. Staje się nudna.
Nudna inteligencja to intelekt. Twoja tak zwana inteligencja nie jest naprawdę inteligentna, tylko intelektualna. Intelekt jest padliną. Możesz dekorować go, ozdabiać perłami, diamentami, szmaragdami – padlina pozostanie padliną. Bycie żywym oznacza zupełnie coś innego.
Tendencyjnie nastawione oko jest ślepe, serce pełne już podjętych decyzji jest martwe. Z powodu ocen wygłaszanych a priori, twoja inteligencja zaczyna tracić ostrość, piękno, siłę. Staje się nudna.
Nauka oznacza bycie stanowczym, całkowicie stanowczym na temat faktów. A jeśli jesteś stanowczy na temat faktów nie możesz czuć tego, co nieodgadnione – im bardziej jesteś konkretny, tym więcej tajemniczości wyparowuje. Tajemniczość potrzebuje braku precyzji; potrzebuje czegoś, co nie poddaje się definicjom, czegoś nieokreślonego. Nauka opiera się na faktach. Tajemnica ich nie potrzebuje; jest egzystencjalna.
Fakt jest jedynie elementem egzystencji, bardzo małą jej częścią. Nauka zajmuje się częściami, ponieważ dużo łatwiej się z nimi uporać. Są mniejsze, poddają się analizie; nie przytłaczają, można brać je do rąk. Można je prześwietlać, szufladkować je, mieć całkowitą pewność co do ich zalet, stanu, możliwości, ale przez ten proces tajemnica zostaje zabita. Nauka to morderstwo popełnione na tajemnicy. Jeśli chcesz doświadczyć nieznanego, będziesz musiał otworzyć inne drzwi, z całkowicie innego wymiaru. Sfera umysłu to sfera nauki, medytacja leży w sferze cudu, tajemnicy.
Medytacja zabiera cię w nieznane, w niezbadane. Zabiera cię powolutku w pewien rodzaj wzajemnego przenikania, gdzie obserwator i to, co obserwowane, stają się całością. W nauce byłoby to niemożliwe. Obserwator musi pozostać obserwatorem, a obserwowane musi pozostać obserwowanym, te dwie sprawy muszą być cały czas rozdzielne. W żadnym momencie nie możesz zapomnieć o sobie; to, co badasz, nie powinno cię ani przez chwilę interesować, przytłaczać, pasjonować, budzić twojej miłości ani poczucia wspólnoty. Musisz się oderwać, pozostać zimnym, całkowicie obojętnym. A obojętność zabija tajemnicę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki