Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Znajdę ją. Nie ma znaczenia, gdzie ją zabrano. Już wkrótce wróci do mnie i Hirokiego!
Mila wie, że jej związek z Shinjim nie ma przyszłości, a jego rodzina nigdy jej nie zaakceptuje. Dlatego opuszcza Japonię. Gdy wraca do domu, wciąż pod przybraną tożsamością swojej zmarłej siostry, odkrywa, że Holly nie była jedyną osobą w jej życiu, która okazała się kimś zupełnie innym.
Shinji ma zostać nowym bossem mafii, jednak jego zobowiązania oraz rodzinne intrygi schodzą na dalszy plan, gdy ukochana znika bez słowa. Postanawia odzyskać ją za wszelką cenę – a ta może się okazać wysoka…
Byłam Milą, nie Holly, ale chciałam wierzyć, że moja siostra w obliczu wyboru, przed jakim mnie postawiono, zdecydowałaby tak samo jak ja.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Autorka: Monika Magoska-Suchar
Redakcja: Mariusz Kulan
Korekta: Kinga Kościak
Projekt graficzny okładki: Angelika Karaś
eBook: Atelier Du Châteaux
Redaktor prowadząca: Natalia Ostapkowicz
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Monika Magoska-Suchar
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2024
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-415-0
Czasem nawet w kłamstwie można znaleźć ziarno honoru.
George R.R. Martin
Mila
Greg.
Greg…
Greg?!
Obudziłam się z imieniem mojego byłego narzeczonego na ustach. Usiadłam gwałtownie, zlana potem.
– To koszmar… To wszystko tylko koszmar – wyszeptałam, przyciskając dłoń do piersi, w której jak szalone łomotało moje serce.
Dopiero gdy nieco się uspokoiłam, byłam w stanie zebrać myśli i zorientować się w swoim położeniu. Pamiętałam jedynie, że Masaru i Ryu odwieźli mnie na lotnisko, gdzie czekał na mnie prywatny samolot oyabuna. Wsiadłam na pokład, a potem płakałam i płakałam, aż pojawił się on – potwór z mojej przeszłości. Wyłonił się z mroku tak nieoczekiwanie, że nawet teraz, gdy znajdowałam się poza jego zasięgiem, znów odczuwałam przerażenie, jakie towarzyszyło mi w tamtej chwili.
To niemożliwe, Milo…
On należy do twojej przeszłości.
To tylko wytwór twojej wyobraźni.
To tylko zwizualizowane lęki, które wzięły nad tobą górę, gdy samolot wzbił się nad pas startowy, ostatecznie rozłączając cię z Shinem i Hirokim…
Przez tego człowieka przeszłam depresję, nic dziwnego, że wciąż tkwił w mojej pamięci niczym zadra. Być może rozpacz przywołała przed moje oczy jego obraz, bo niby jakim cudem pojawiłby się nagle w Japonii i czego mógłby chcieć ode mnie? Przecież się rozstaliśmy… Nie, to znaczy on rozstał się z Milą, a ja byłam Holly. Byłam Holly Moore i choć Greg widział się z moją siostrą kilka razy, gdy ona próbowała nawiązać ze mną kontakt, kiedy za jego sprawą odcięłam się od rodziny, to te spotkania nigdy nie należały do szczególnie serdecznych. Greg nie miał interesu, by spotykać się z Holly. Nie znał jej dobrze. Nic go z nią nie łączyło.
Powtarzając to sobie niczym mantrę, wstałam z łóżka.
Z łóżka?!
Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że znajduję się w jakiejś sypialni. Nie miałam pojęcia, jak tu trafiłam. Obraz Grega w samolocie był ostatnim, jaki zapamiętałam z mojej podroży. Z podróży do znanej tylko dziadkowi Shina kryjówki… Czyżbym właśnie do niej trafiła? Może po prostu zasnęłam od płaczu i któryś z ludzi oyabuna zawiózł mnie na miejsce po lądowaniu, a ja byłam tak zmęczona, że nie zanotowałam tego faktu? Może to był jakiś hotel lub sekretny dom należący do Daichiego, który on oddał do mojej dyspozycji, by odciąć mnie od swojego wnuka?
Trochę się to nie kleiło, ale potrzebowałam racjonalnego wytłumaczenia mojego położenia i to wydawało mi się najbardziej prawdopodobne.
W pomieszczeniu panował mrok. W końcu namacałam przycisk lampki nocnej. Gdy ją włączyłam i łagodne światło rozjaśniło wnętrze, zamarłam w bezruchu z szeroko otwartymi ustami.
Znałam to miejsce… To był…
Nie, to niemożliwe…
A jednak!
– Holly… To pokój Holly – wyjęczałam, rozglądając się po utrzymanym w różowych kolorach otoczeniu.
Wszystko wyglądało tak, jak to zapamiętałam sprzed lat, gdy jeszcze mieszkałyśmy razem z rodzicami. Nad łóżkiem wisiał jej portret – moje dzieło, które dałam siostrze na szesnaste urodziny. Nie był doskonały. Wówczas dopiero rozwijałam swój warsztat, a jednak Holly tak się podobał, że postanowiła udekorować nim swoją sypialnię. Ścianę obok zajmowały zdjęcia, na większości z nich byłyśmy we dwie – roześmiane, bliskie sobie, nieświadome, że nadejdzie czas, gdy zostaniemy rozdzielone definitywnie.
Łzy zakręciły mi się w oczach, dlatego szybko przeniosłam wzrok na wiszące nieopodal wycinki z gazet z jej ulubionymi zespołami K-pop. Kochałyśmy się w tych samych wokalistach i rywalizowałyśmy w tej miłości, wierząc, że kiedyś uda nam się stanąć z nimi twarzą w twarz… Dalej były fiszki do nauki języka japońskiego oraz dyplomy ukończenia najlepszych uczelni i kursów. Cała masa dyplomów, a nawet dwie witryny zastawione trofeami.
Podeszłam do jednej z szaf.
Wyróżnienie w konkursie recytatorskim.
Pierwsze miejsce w corocznym wyścigu charytatywnym.
Dla najpiękniejszej.
Grand Prix konkursu wiedzy o kulturze Japonii.
Perfekcja. A jakże…
Zawsze, gdy je dostawała, byłam dumna z Holly, choć ta duma nosiła znamię zazdrości. Mama kochała moją siostrę bardziej niż mnie, bo ona nigdy nie zawodziła. Ja nie miałam dyplomów i pucharów. Byłam niesforna i krnąbrna. Nie działałam jak w zegarku, nie byłam spolegliwa. Wagarowałam. Obracałam się w dziwnym towarzystwie – już w młodym wieku zdarzało mi się sięgać po używki. Wolałam malować obrazy, zamiast, jak moja siostra, ślęczeć nad książkami. Byłam jej przeciwieństwem, tą gorszą połówką, dlatego matka zawsze wolała ją, czego nawet nie ukrywała, mówiąc, że dobrze się stało, że to właśnie Mila zginęła pod kołami samochodu, a nie Holly…
Zacisnęłam dłonie w pięści tak mocno, że ból wbijanych w skórę paznokci przywołał mnie do rzeczywistości.
Mój kontakt z mamą nie miał teraz znaczenia. Ważniejsza była kwestia, skąd nagle wzięłam się w jej domu? Jeśli to nie sen, musiało istnieć logiczne wytłumaczenie. Czyżby dziadek Shina odesłał mnie do rodziny? Znał jej adres, ale przecież znał też swojego wnuka. A ten był bezwzględny i nieustępliwy. Przecież gdy Shinji zacznie mnie szukać – a bez wątpienia to zrobi – z całą pewnością nie pominie miejsca zamieszkania moich rodziców. Oyabun wydał mi się osobą przenikliwą i kierującą się racjonalizmem, a ta decyzja z całą pewnością racjonalna nie była. Popełniłby aż taki błąd? A może w umieszczeniu mnie na powrót w rodzinnym domu Daichi miał inny, ukryty przede mną plan? Tylko co w tym planie robił Greg? A może go tam nie było?
Przytłaczała mnie ilość niewiadomych i natłok sprzecznych uczuć związanych z tym miejscem. Wyprowadzka do Grega była niczym powiew świeżego powietrza w moim życiu. W tym domu nigdy nie czułam się w pełni sobą. Kochałam ojca, ale ten, ze względu na pracę, rzadko w nim bywał. Holly uwielbiałam niczym bóstwo, ale gdzieś na dnie serca wciąż jej zazdrościłam. A mamę… Ech, nasza relacja nie należała do najlepszych, ale skoro już tu byłam, musiałam stawić czoła matce. Może ona wyjaśni mi, co tu robię i jak tu trafiłam…
Shin
– Jak to: nigdzie jej nie ma?! – ryknąłem, nie panując nad gniewem.
Siedzący przy stole obok mnie Hiroki uderzył w płacz. Nie mógł się pogodzić z zaginięciem Holly, tak samo jak ja.
– Przeszukaliśmy okolicę, sprawdziliśmy dworce i porty lotnicze. Zaprzęgliśmy do sprawy ludzi z całego Tokio, a także współpracującą z nami policję. Nigdzie, absolutnie nigdzie nie ma Moore-san – zaraportował Masaru, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co do mnie mówił.
Zniknęła…
Ulotniła się.
I to tuż po tym, jak w zasadzie wyznaliśmy sobie miłość.
To było nielogiczne, buntowałem się przeciwko temu, nie pojmowałem tego. Nie umiałem też logicznie wyjaśnić, jak zdołała opuścić moją rezydencję bez wiedzy ochrony, to było niemożliwe…
– A monitoring? – chwyciłem się rozpaczliwej myśli, jak tonący brzytwy. – Zapis z kamer z tamtej nocy na pewno coś wykaże!
– Przykro mi, szefie – odpowiedział Gentara. – Ale nic się nie zapisało. Była awaria systemu.
– Awaria systemu? Akurat w nocy, gdy zniknęła Holly? Chyba sam nie wierzysz w to, co mi wciskasz! – krzyknąłem, znów rozsierdzony do granic. – Macie mnie za idiotę?!
Mężczyźni zwiesili głowy. Z trudem się powstrzymywałem przed rzuceniem się na nich z pięściami. Przynajmniej tak odreagowałbym złość. Ale w jadalni był także mój syn. Płakał. Rozpaczał po swojej ukochanej opiekunce, którą traktował jak matkę.
Musiałem się opanować. Hiroki był już wystarczająco zestresowany tym, co się stało. Odmawiał jedzenia. Nie chciałem, by wrócił do krycia się przede mną i służbą pod łóżkiem.
– Nie denerwuj się, kochanie – odezwałem się do niego, głaszcząc jego mokry od łez policzek. – Tatuś przyprowadzi Holly. Już wkrótce znów będziecie się razem bawić i uczyć.
– Obiecujesz? – Chłopczyk popatrzył na mnie przez łzy.
– Odnajdę ją. Masz moje słowo! – powiedziałem z emfazą, wyciągając w stronę malucha mały palec.
– Nie zawiedź Hirokiego, tatusiu – pisnął chłopczyk, zaciskając swój mały paluszek wokół mojego.
Skinąłem na potwierdzenie, po czym wstałem zza stołu i ruszyłem w stronę drzwi. Rozkazałem Gentarze pilnować dziecka.
– Szefie…
Masaru pobiegł za mną.
– Co planujesz? – zapytał, zrównując się ze mną na korytarzu.
– Chwycić za broń – odpowiedziałem.
Podwładny popatrzył na mnie zaskoczony.
– Za broń? Ale dlaczego?
– Jest tylko jedna osoba, której zależy w tej chwili na tym, bym utracił to, co kocham, bo to mnie osłabi. I tylko ta osoba była w stanie po to sięgnąć.
– Szefie… Nie mówisz chyba o swoim stryju? – jęknął mężczyzna.
– Oczywiście, że o nim. Ma do mnie osobisty żal i w ten sposób mi go okazał. A teraz… Teraz ja okażę mu swój gniew.
– Szefie, ale to nie Toru… To…
Nie miałem ochoty go słuchać.
– Zwołaj naszych ludzi! – rozkazałem władczo, przyspieszając kroku.
Mila
Zbierając wszystkie siły, ruszyłam w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz. Choć był wieczór lub noc, usłyszałam muzykę dobiegającą z kuchni na dole. Podążyłam śladem dźwięków, jednak nim dobrnęłam do schodów, skręciłam w stronę dawnej sypialni rodziców, którą po udarze ojca mama przerobiła na jego pokój.
Poczułam nieodpartą chęć zobaczenia się z nim. Tata był moim wyrzutem sumienia i moją bolączką. Skoro już tu byłam, powinnam go odwiedzić. Nie miałam z nim kontaktu tak długo… Nie widziałam go, odkąd przydarzyło mu się nieszczęście. Mama wydzielała mi widzenia z nim, a potem, gdy się wyprowadziłam, Greg całkiem przysłonił mi świat i rodzice wydawali mi się zbędni.
– Tato… – wydukałam wzruszona, zaglądając do pokoju, jednak słowa zamarły mi na ustach.
Pamiętałam, że sypialnia zawalona była medyczną aparaturą, sprzętami służącymi do pielęgnacji chorego, a na jej środku stało szpitalne łóżko. Tymczasem teraz ten pokój był… pusty! Cztery ściany i żadnych mebli, przyrządów, nic!
To był kolejny szok. Najpierw wspomnienie Grega, potem pobudka w pokoju Holly, a teraz to – pusty pokój ojca! Tego było za wiele jak dla mnie.
Żądna wyjaśnień rzuciłam się w stronę schodów. Zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni. Przy kuchence stała mama. Smażyła naleśniki i nuciła pod nosem piosenkę, którą właśnie puszczali w radio. Wyglądała tak zwyczajnie i normalnie, że na chwilę zatrzymałam się przy drzwiach, zastanawiając się, czemu sama tak się denerwuję, skoro ona jest tak spokojna.
– Mamo…? – bąknęłam, wyłączając stojący na półce przy wejściu odbiornik.
– Holly, skarbie. Usiądź. Musisz być bardzo głodna. Zaraz podam ci kolację – oświadczyła, nawet nie obracając się w moją stronę.
O co tu chodziło?
To przypominało mi scenę z jakiegoś filmu. Czułam się tak, jakby pobyt w Japonii był tylko snem. Jedynie wypowiedziane imię i czułość w głosie rodzicielki świadczyły o tym, że sobie tego nie uroiłam. Mama nigdy nie określiłaby mnie mianem „skarbu”…
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam z irytacją, bo nie byłam w stanie ukryć nerwów. – Chcę się dowiedzieć, co tu się dzieje! Co ja tu robię? I gdzie, do cholery, jest tatuś?!
– Do cholery? Ależ Holly, co to za język? – zdumiała się mama, odwracając głowę w moją stronę.
Gdy jej niebieskie oczy spoczęły na mnie, poczułam, że płonę ze wstydu. Prawie się zdradziłam!
Mili przekleństwa nie były obce, za to Holly – chodzący ideał – nigdy nie przeklinała w obecności rodziców. Zapomniałam się. Zapomniałam, kogo udaję. Musiałam mieć się na baczności, by nie wzbudzić w mamie podejrzeń.
– To przez emocje – wydukałam, przez chwilę patrząc w podłogę, a nie na kobietę, która ruszyła w moim kierunku.
Mimowolnie cofnęłam się przed nią w stronę drzwi.
– Rozumiem, kochanie, że masz wiele pytań i jesteś rozedrgana. Zaraz podam ci posiłek i porozmawiamy – powiedziała, podchodząc do mnie i biorąc mnie w objęcia.
Poczułam bijące od niej ciepło i zapach perfum Coco Chanel, których zawsze używała. Był zmieszany z aromatem ciasta na naleśniki.
Dom… Przez moment odniosłam wrażenie, że do niego trafiłam.
Wzruszenie chwyciło mnie za gardło. Zamknęłam oczy, rozkoszując się bliskością, która dotychczas tak rzadko była moim udziałem. Jednak w tym momencie mój umysł podpowiedział mi słowa, które mama skierowała do mnie jako do Holly:
Może to straszne, co teraz powiem, i uznasz mnie za potwora… Ale z dwojga złego dobrze, że się stało i że dotknęło to ją, nie ciebie.
I wtedy do mnie dotarło, że w tej chwili ta kobieta nie tuliła Mili, lecz swoją ukochaną, perfekcyjną córeczkę, którą miała za świętą. Tylko że ja nie byłam świętą, nie byłam perfekcyjna, a nade wszystko nie byłam Holly!
Wypuściłam ją z ramion i odsunęłam się gwałtownie niczym oparzona. Jej bliskość była zwodnicza i toksyczna, musiałam uważać.
– Już mówiłam, mamo… Chcę porozmawiać. To dla mnie ważniejsze niż jedzenie.
Kobieta jednak nie wyglądała na szczególnie przejętą moimi słowami.
– Umyj ręce, zaraz podam kolację.
Przygryzłam wargi. To żenujące. Traktowała mnie jak dziecko. W dodatku zachowywała się tak, jakby totalnie nic się nie stało, jakbym nie opuściła Anglii. O co w tym wszystkim chodziło? A może jednak to sen? Niby przyjemny, bo związany z domem, a jednak, pod pozorem normalności, będący horrorem…?
By nie przedłużać tej chwili i nie wywołać niepotrzebnego konfliktu, wykonałam polecenie i zajęłam miejsce przy stole. Mama podała mi kubek opatrzony imieniem mojej zmarłej siostry oraz jej ulubiony talerz. Czy zawsze w ten sposób infantylizowała dorosłą Holly? Jakże była naiwna. Miała ją za niewinną, tymczasem jej ukochana córeczka była luksusową prostytutką…
Skwaszona upiłam łyk gorącej czekolady z kubka siostry.
– Powiesz mi teraz, co tu się dzieje?
– Jedz. – Mama uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic, nakładając mi ciepłe naleśniki na talerz.
Gdyby wiedziała, jak bardzo irytowały mnie jej spokój i milczenie… Ale byłam Holly. Perfekcyjna córka nie mogła okazywać niezadowolenia w obecności mamy. Poza tym byłam głodna. Bardzo głodna. Skręcało mnie ze złości na samą siebie, ale w końcu przełamałam niechęć i skosztowałam naleśników. Były idealne – puszyste, aromatyczne, bardzo słodkie… Również budziły sentymenty, nad którymi nie panowałam…
– Czekasz na kogoś? – zapytałam, gdy dostrzegłam, że mama po rozłożeniu nakrycia dla siebie, szykuje jeszcze jedno dodatkowe miejsce przy stole.
– Owszem – odpowiedziała, uśmiechając się tajemniczo.
Zmarszczyłam czoło, po czym wypaliłam:
– Masz kogoś?
Musiałam to z siebie wyrzucić. Momentalnie przypomniał mi się telefon do niej z zastrzeżonego numeru. Wówczas nie miała pojęcia, że to ja. Wzięła mnie za mężczyznę, nazwała najdroższym, mówiła, że tęskni… Teraz to do mnie wróciło. Gdy zobaczyłam trzecie nakrycie, przypomniały mi się dziwne emocje, które towarzyszyły mi w tamtej chwili. Byłam zdezorientowana i zszokowana. To stanowiło kolejną kwestię, którą powinnyśmy wyjaśnić i poruszyć podczas dzisiejszej rozmowy. Nie zamierzałam z tym czekać!
Matka obrzuciła mnie zdumionym spojrzeniem. Chyba nie spodziewała się aż takiej bezpośredniości. Zapewne Holly by się krygowała i w życiu nie spytałaby jej o coś podobnego, ale ja nie byłam Holly i żądałam cholernej prawdy.
– Owszem – odpowiedziała w końcu, nakładając sobie naleśniki.
Ha. A więc jednak! Podczas gdy ojciec ciężko chorował, ona romansowała! Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Holly także nie miała oporów przed oddawaniem swojego ciała za pieniądze. W dodatku dla mamy nie było problemem moralnym to, że zdradzała męża. Co za rodzina! I pomyśleć, że przez tyle lat to ja uchodziłam za czarną owcę, podczas gdy wcale nie byłam najgorsza. Każda z nas miała swoje za uszami, ale to mnie matka uważała za zło wcielone!
Z trudem powstrzymałam się przed okazaniem dezaprobaty.
– Od dawna? – wycedziłam lodowatym głosem.
– Wystarczająco długo, by stwierdzić, że nie jest to zwykłe zauroczenie – odpowiedział męski głos, dobiegający zza moich pleców, od strony wejścia do pomieszczenia.
Bardzo znajomy głos…
– Greg?! – Aż podskoczyłam z przejęcia i odwróciłam się gwałtownie w stronę nowo przybyłego.
– Witaj, Holly… Ponownie – odpowiedział blondyn, uśmiechając się do mnie.
– A więc jednak to nie były zwidy! – krzyknęłam wzburzona, wstając z krzesła. – To ciebie widziałam w samolocie! Nie uroiłam sobie tego!
– Aż dziw, że cokolwiek pamiętasz – zdumiał się mężczyzna. – Byłaś w złym stanie. Podałem ci leki uspokajające.
Leki uspokajające?
Ach, więc dlatego urwał mi się film. Byłam pewna, że to ludzie oyabuna dotransportowali mnie do rodzinnego domu. Tymczasem to był ON! Przeklęty Greg! Człowiek, który mnie okradł i zdradził. A teraz był tu, w kuchni mojej mamy, i niczym zwykły domownik zajmował bez zaproszenia miejsce przy naszym stole!
– Jeśli on tu będzie, ja wychodzę! – oświadczyłam stanowczo.
To było ponad moje siły psychiczne. Niby byłam Holly, ale rany w sercu, jakie nosiłam, zostały zadane Mili. W tym wypadku ciężko by mi było udawać siostrę, bo podchodziłam do Grega zbyt emocjonalnie. Niby minęło trochę czasu, odkąd odkryłam mroczną stronę swojego narzeczonego, a jednak gdy ujrzałam go ponownie, wszystko odżyło. Wciąż przepełniały mnie złość i żal. Byłabym skłonna go spoliczkować. Nie mogłam, ot tak, z nim rozmawiać. Nie po tym, co mi zafundował.
Zdrajca… Pieprzony złodziej i oszust!
Wściekła ruszyłam w stronę wyjścia, jednak nie dotarłam do drzwi, bo mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i ścisnął go w swojej dłoni tak mocno, że poczułam ból. Aż jęknęłam.
– Puść mnie!
– Najpierw pogadamy. Miałaś dużo pytań. Chcesz znać odpowiedzi, a teraz odpowiedni na to czas. Potem mogę go już dla ciebie nie mieć – odpowiedział, zaglądając mi w oczy.
Opuściłam wzrok, bo przeraziło mnie to spojrzenie. A co, jeśli patrząc na mnie, dostrzeże we mnie Milę? Spędziliśmy razem kilka lat, znał mnie. Chyba. W każdym razie wiedział o Mili sporo. Nie mógł poznać prawdy, zwłaszcza dopóki ja nie poznam jej o nim i o mojej matce!
Wyrwałam rękę z jego uścisku i masując obolały nadgarstek, wróciłam na swoje miejsce. Ciekawość zwyciężyła.
– Naprawdę jesteście parą? – zapytałam, kierując pełne wyrzutu spojrzenie na matkę.
– Tak – potwierdziła.
To bolało… Bolało, jakby właśnie mnie spoliczkowała.
– A tata?! – zawołałam płaczliwie, bo nie panowałam nad swoimi uczuciami. – A Mila?! Co z nimi? Ot tak ich skreśliliście?
– Martwi nie mają prawa głosu – odpowiedział beznamiętnym tonem Greg, nim zrobiła to moja mama.
– Martwi? – złapałam go za słówko. – Mila, owszem, ale tata?
– Cóż, skarbie. To było dla niego najlepsze wyjście. Prawdziwy akt miłosierdzia – oświadczyła matka, a Greg, jakby na potwierdzenie jej słów, chwycił jej dłoń, którą trzymała na blacie.
Patrzyłam na ich splecione ręce i przez moment nie docierał do mojego mózgu przekaz jej słów.
– Naj… Najlepsze wyjście? – powtórzyłam powoli.
– Dla niego, ale i dla nas, rzecz jasna. On już nie cierpi, my również – skomentowała mama, a jej twarz przybrała wyraz zadowolenia.
Zrobiło mi się niedobrze. Świat zawirował wokół mnie. Miałam ochotę zwymiotować na naleśniki leżące na talerzu przed tą obrzydliwą parą, siedzącą naprzeciwko mnie.
– To dlatego… – wydukałam z trudem. – To dlatego jego pokój jest pusty…
– Wczoraj go zabrali. Pieniądze wpłynęły. Spełniłaś swoją rolę. Po co miał się dłużej męczyć? Poza tym Annie… – Greg dotknął z czułością policzka kobiety i założył jej niesforne pasmo blond włosów za ucho – …wystarczająco dużo zła doświadczyła u jego boku. Czas, by odszedł, a ona znów zaczęła żyć. Musi odzyskać życie, które jej odebrał.
Wczoraj go zabrali…
Wczoraj…
Słowa mojego byłego narzeczonego dudniły mi w głowie. Ich sens był nieakceptowalny. Nie mogłam uwierzyć, że oni…
– Zabiliście tatę?
– Zabójstwo? Ależ skąd! – Greg otrzepał się, jakby moje słowa go mierziły. – To była eutanazja.
– Po prostu nie dostał leków i przestałam karmić go sondą żołądkową. Cała reszta to naturalna kolej rzeczy – odpowiedziała beznamiętnym tonem matka.
– Po prostu…?! – powiedziałam, najpierw cicho, a potem podniosłam głos do krzyku. Musiałam to z siebie wyrzucić, musiałam dać upust wściekłości. – Zwariowałaś?! Gdzie twoja empatia? Poświęciłaś mu tyle lat! Zawsze miałam cię za anioła, za wzór cnót! A ty… Pozbyłaś się taty, bo postanowiłaś ułożyć sobie życie z kochankiem?! Jeśli już musiałaś to zrobić, dlaczego nie oddałaś ojca do ośrodka? Przynajmniej by żył!
Poczułam piekące łzy pod powiekami.
Mój Boże… Jak ona mogła? Jak ona mogła zrobić coś takiego?! To morderstwo… Nie zwykła zdrada, a zabójstwo.
Mama zabiła tatę… Jak to możliwe? Jak bardzo się co do niej myliłam?!
– Żyłby i nadal generował problemy, opłaty, konieczność poświęcania mu czasu, jakbym już wystraczająco dużo nie straciła przez jego chorobę. Gdyby mnie kochał, jak deklarował, odszedłby, a nie przeszkadzał niczym wrzód. Teraz mam spokój i pieniądze. Od ciebie i te z ubezpieczenia. Jestem milionerką. Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na ten moment…
Patrzyłam na nią przez łzy i nie poznawałam kobiety, która tak bezrefleksyjnie wypowiadała się o własnym mężu i fakcie, że doprowadziła do jego śmierci. To była jej wina. To ona go zabiła…
Mama… Moja mama zabiła tatę! Dla pieniędzy. A ja… Ja jej w tym nieświadomie pomogłam. Przyjęłam pieniądze oyabuna, by jej pomóc. Jej i tacie. A ona, gdy tylko przelew się zaksięgował, wyprawiła swojego męża na tamten świat…
Ale przecież nie miałam pojęcia, z jak wyrachowaną osobą mam do czynienia. W dodatku zostałam zmuszona do opuszczenia Japonii i zrezygnowania z Shina. Na samo wspomnienie o nim poczułam się jeszcze gorzej. Porzuciłam go, by rodzicom nie stała się krzywda, a moja matka to wykorzystała. Perfidnie, okrutnie…
Odebrało mi mowę. Dosłownie. Ogrom zła, jakie stało się moim udziałem, sprawił, że zaniemówiłam i trwałam w bezruchu, będąc w stanie jedynie cicho szlochać.
– Och, wiem, że to szok dla ciebie, skarbie, ale to była konieczność i teraz wszyscy na tym skorzystamy. Nie obawiaj się, nie zapomniałam o tobie. Jesteś moją ukochaną córeczką, nie mogłabym cię nie wynagrodzić za te lata, gdy tak mnie wspierałaś, w przeciwieństwie do tej niewdzięcznicy, Mili! Podzielimy się sprawiedliwie…
Niewdzięcznica Mila… Słysząc to, otrzeźwiałam. Dotarło do mnie, że mam do czynienia z przestępcami. Inaczej nie umiałam określić tej dwójki. Szkoda, że nie mogłam nagrać ich wypowiedzi. Ale mogłam trochę poudawać i w przyszłości wykorzystać tę wiedzę przeciwko nim. Tata musiał zostać pomszczony. Nie zdołałam mu pomóc, gdy mnie potrzebował, więc przynajmniej tyle mogłam zrobić – ukarać jego zabójców.
Otarłam łzy. Jeszcze przyjdzie na nie czas. Teraz musiałam się przełamać i udać zainteresowanie wejściem w tę chorą „spółkę”.
– Ty i ja… To jeszcze zrozumiem. Ale on? – Wskazałam dłonią na Grega. – Nie ufam mu. Co on takiego niby zrobił dla sprawy, że chcesz go wynagradzać, mamo?
Ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Brzydziłam się nią. Brzydziłam się kobietą, która mnie urodziła, ale nie mogłam jej tego okazać. Jeszcze nie.
– Greg to mózg całej operacji – oświadczyła z dumą matka.
Zmrużyłam oczy.
– Mózg operacji? Były narzeczony Mili?
– Och, to narzeczeństwo to też był pomysł pączusia. – Mama zaśmiała się perliście.
Prawie się udławiłam własną śliną.
– Pomysł… pączusia? – wydukałam.
– Widzisz, Holly – odezwał się Greg, znów szczerząc do mnie swoje śnieżnobiałe licówki. – Gdy byłem w więzieniu, twoja matka bardzo mi pomogła.
– Byłeś w więzieniu?! – Zszokowana znów krzyknęłam. – Nigdy mi o tym nie wspominałeś!
– A dlaczego miałbym ci o tym wspominać? Widzieliśmy się raptem kilka razy. – Popatrzył na mnie jak na wariatkę.
Cholera, faktycznie!
Znów byłam nieuważna. Znów prawie się wygadałam. Przecież Holly nie znała dobrze Grega. Nigdy nie byli przyjaciółmi, spotkali się jedynie przelotnie, gdy siostra odwiedzała mnie w lofcie, który zajmowaliśmy. Przychodziła porozmawiać ze mną, próbowała mnie przekonać do odnowienia zerwanego kontaktu z mamą, a nie w celach towarzyskich. Ciężko więc, by Greg jej to wyznał, tym bardziej że nie zwierzał się nawet swojej narzeczonej…
Tak czy siak, nie miałam pojęcia, że Greg był kryminalistą. Spędziłam z nim kilka lat, a kompletnie go nie znałam. To była kolejna bliska mi osoba, która mnie zwodziła i okazała się zupełnie kimś innym, niż sądziłam. Mój niedoszły mąż okradł mnie i oszukał, a teraz jeszcze wyszło na jaw, że zataił tak ważne fakty dotyczące swojej przeszłości. Dobrze się stało, że go nie poślubiłam. I pomyśleć, że jeszcze niedawno wypłakiwałam się Holly z tęsknoty za nim…
Głupia! Że też pozwoliłam mu się tak omotać i, co gorsza, najwyraźniej w całą intrygę tego zdeprawowanego typa zamieszana była moja matka!
Nie mieściło mi się to w głowie. Miałam ochotę wyjść. Zostawić ich samych, by gnili dalej razem. Nie chciałam ich znać, nie chciałam mieć z nimi nic do czynienia, a musiałam trwać przy stole i słuchać tego, co mieli mi do powiedzenia, bo ich wyznania dawały mi szansę na zemstę.
– Przejęzyczyłam się z nerwów. Mila… – poprawiłam się. – Mila nigdy nie wspominała mi, że siedziałeś…
– Bo nie miała o tym pojęcia. Zresztą po co miałbym się z nią dzielić takimi sprawami? – Mężczyzna nonszalancko wzruszył ramionami. – Stanowiła dla mnie jedynie źródło zarobku.
Źródło zarobku… A więc tylko tym dla niego byłam.
Poczułam ścisk w gardle. Spojrzałam z ukosa na mamę. Patrzyła na niego, jakby był bogiem. Kompletnie nie przejmowała się słowami, jakie rzucał pod adresem jej córki. Aż tak bardzo nienawidziła Mili? Aż tak bardzo nienawidziła mnie, że była skłonna uwieść mojego faceta i spiskować z nim za moimi i taty plecami?
– Tam się poznaliście? – dociekałam. – Więzienie was połączyło?
– Tak – odpowiedziała bez zająknięcia kobieta. – Prowadziłam terapię uzależnień, na którą uczęszczał Gregory.
Coraz lepiej…
– I już wtedy zaiskrzyło?
Musiałam poznać prawdę. Musiałam wiedzieć, czy cały mój związek był kłamstwem, a nade wszystko, czy moja mama od początku brała udział w intrydze Grega.
– Wtedy się zaprzyjaźniliśmy. Prawdziwe uczucie wybuchło, gdy spotkaliśmy się ponownie, lata później – skomentowała kobieta, a jej partner przytaknął ruchem głowy.
– Do dziś pamiętam dzień, jak stanęłaś w drzwiach loftu. To był przypadek… Ale jakże szczęśliwy. – Greg pocałował dłoń mojej mamy.
– Odwiedziłaś Milę? – zapytałam zdumiona, bo nagle uświadomiłam sobie, że nigdy nie widziałam matki w naszym mieszkaniu. Czego miałaby tam szukać?
– Miałam adres od ciebie. Chciałam przemówić tej gówniarze do rozsądku, by wróciła na studia. Poszłam pouczyć krnąbrną córkę, a spotkałam miłość życia…
Znów wszystko podjechało mi do gardła. Spotykali się za moimi plecami. Byłam dziewczyną, a potem narzeczoną Grega, a on w tym samym czasie miał romans z moją własną rodzicielką. To było obrzydliwe. Podłe. Brakowało mi słów na określenie złych emocji, które we mnie narastały.
– To był wasz wspólny pomysł, by Greg przywłaszczył sobie jej prace?
– Mila była mi winna pieniądze – oświadczyła matka. – Gdy ty sprawdzałaś się jako córka w obliczu kryzysu, ona zwyczajnie wzięła nogi za pas. Nigdy nie zrobiła niczego, by mi pomóc. Po prostu uciekła w sztukę i romans. Ja zostałam sama z ojcem, którego rzekomo tak kochała.
Tak mocno zacisnęłam dłoń na krawędzi stołu, że poczułam ból.
– A czy zastanawiałaś się kiedykolwiek, dlaczego to zrobiła? Zawsze widziałaś tylko jej winę, nie dostrzegając przy tym własnych błędów – zasyczałam.
– O czym ty mówisz, Holly? – Mama gniewnie zmrużyła oczy.
O tym, czego nigdy nie odważyłam się powiedzieć ci prosto w oczy – przeleciało mi przez myśl.
– O waszej relacji. O tym, że ona nigdy nie czuła się na miejscu u twojego boku, bo zawsze, ale to zawsze wybierałaś mnie, bagatelizując ją i jej osiągnięcia. Zawsze pozostawała w moim cieniu, przez co trudno jej było sprostać twoim wymaganiom. Ona nie była mną, była sobą. A ty nie chciałaś jej poznać.
– To są jakieś sentymentalne bzdury. Dobrze, że jej już nie ma, nie będzie ci więcej mąciła w główce. – Mama się zaśmiała. – Próbowała zaszkodzić Gregowi, próbowała znów go wsadzić. Poniosła konsekwencje swojego czynu. Dlatego już jej nie ma. Nie myśl o niej. Była jedynie twoją uszkodzoną kopią. Ale na szczęście nie będzie nam już przeszkadzać, tak samo jak mój nieszczęsny mąż-warzywo. Pieniądze ze sprzedaży jej obrazów, odszkodowanie z jej polisy i polisy waszego ojca oraz wpłata od twojego japońskiego amanta zapewnią nam dostatnie życie z dala od deszczowej Anglii.
Patrzyłam na nich szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
Czy ona właśnie przyznała się do… morderstwa własnej córki? A więc to także oni? To ta para zamordowała Holly?!
– To ty… – Wskazałam oskarżycielsko palcem w stronę Grega. – To ty zabiłeś moją siostrę! Na moich oczach! Na moich, kurwa, oczach!
– Wydała na siebie wyrok śmierci, zgłaszając moją sprawę na policję. Po prostu kazałem ją usunąć. Po więzieniu mam znajomości, gdzie trzeba, a ona była zbędnym elementem tej układanki. Spełniła swoją rolę – oświadczył mężczyzna beznamiętnie.
– Ja cię widziałam, ja też zgłosiłam sprawę! Nie daruję ci tego! Zabiłeś ją! A ty, ty mu w tym pomogłaś! Morderczyni! – Chwyciłam kubek z czekoladą i podrywając się z miejsca, cisnęłam nim w matkę. Podniosłam talerz i sztućce i rzuciłam nimi w Grega.
Rozpierała mnie niewyobrażalna złość. Krzyczałam. Płakałam. Miotałam różnymi rzeczami.
To była furia. W tej chwili byłam skłonna ich zabić. Nie miałabym żadnych skrupułów.
– Zasługujecie na śmierć! Ścierwa!
– Uspokój się, Holly, skarbie… Dokończymy rozmowę… Proszę… – Matka przyłożyła dłoń do skroni w miejscu, gdzie uderzył ją rzucony przeze mnie kubek.
– Och, dość tej histerii. – Greg rzucił się na mnie.
Zaczęłam z nim walczyć niczym lwica, ale był silniejszy. W końcu powalił mnie na podłogę, usiadł na mnie i boleśnie wykręcił mi ręce na plecach.
– Jeśli się nie uspokoisz, podzielisz los swojej nieudanej siostry! – zagroził.
Próbowałam się uwolnić, choć każdy mój ruch wywoływał ból.
– Ty skurwielu! – łkałam. – Pożałujesz tego! Oboje pożałujecie!
– Och, zamknij się, suko… – Po tych słowach Greg przyłożył mi coś metalowego do karku.
Usłyszałam dźwięk podobny do tego, który wydaje elektryczna zapalarka do gazu, i moje ciało poraził prąd. Wiłam się z bólu. Greg jeszcze kilkakrotnie włączył to urządzenie. Znalazłam się na granicy utraty świadomości. Ostatnim, co zapamiętałam, był głos matki dochodzący jakby przez mgłę:
– Zabijesz ją! Zabijesz… Nie zapominaj, że jest nam potrzebna!
Potem odpłynęłam w mrok, który wydał mi się milszy niż rzeczywistość. W nim przynajmniej nie musiałam oglądać potworów.
Shin
Kończyłem rozwalać kijem bejsbolowym szklane półki wiszące za ogromnym barem, gdy zza moich pleców dobiegł wściekły ryk:
– Co tu się dzieje, do cholery?!
Uśmiechnąłem się paskudnie, obracając na pięcie w stronę stojącego po drugiej stronie baru mężczyzny, którego otaczała obstawa.
– Zaprosiłem cię do konwersacji, Toru-chan – odpowiedziałem, złośliwie używając przyrostka, którego stryj zawsze stosował wobec mnie, czym mnie irytował.
– Niszcząc moją własność? To mój ulubiony klub! Nie mogłeś po prostu zadzwonić?! – wrzasnął mężczyzna, czerwieniejąc z wściekłości.
– Co twoje, to moje, jestem w końcu kolejnym oyabunem, czyż nie? – odpowiedziałem z drwiną w głosie, wymachując kijem bejsbolowym przed jego nosem. Po czym rozwaliłem wiszące nad blatem rozdzielającej nas konsoli kryształowe kieliszki.
– Przestań! Shinji, opanuj się! – wrzasnął Toru, po czym wyjął pistolet i wycelował we mnie.
– Rzuć broń, Toru-san, póki nie jest za późno – oświadczył Masaru, wyłaniając się z głębi sali wraz ze swoimi ludźmi, którzy otoczyli mojego krewnego i jego ochroniarzy.
Stryj po chwili wahania opuścił pistolet.
– Czego chcesz ode mnie, Shin? Nie wystarczy ci to, co dostałeś od Daichiego? Jeszcze ci mało? Dlatego przyszedłeś po nie swoją własność? – zasyczał.
– Tak jak powiedziałem, Toru-chan. – Wsparłem kij bejsbolowy na barkach. – Co twoje, to moje, ale nie odwrotnie. Zabrałeś coś, co należy do mnie, i dopóki mi tego nie oddasz, będę niszczył wszystko, co należy do ciebie!
– Chyba jesteś pijany albo naćpany, Shin – warknął Toru. – Nie tknąłem niczego, co należy do ciebie, choć po dzisiejszym dniu może się to zmienić!
– Łżesz! To ty mi ją odebrałeś! To ty zabrałeś mi Holly! – podniosłem głos, czując, jak moje ciało rozpiera wściekłość. Najchętniej już teraz rozwaliłbym głowę temu kłamcy. Wystarczyłby jeden zamach kijem ze ściany z trofeami otrzymanymi od znanych sportowców, które tak uwielbiał gromadzić mój stryj.
– Holly? – Mężczyzna popatrzył na mnie jak na wariata, po czym zaczął się szyderczo śmiać. – Żartujesz? Co mi po twojej kochanicy? Gdybym chciał uderzyć w ciebie, zacząłbym nie od tej europejskiej dziwki, a od Hirokiego!
Te słowa sprawiły, że wpadłem w szał. Rzuciłem kij w kąt, po czym dopadłem do baru. Chwyciłem mężczyznę za krawat i przyciągnąłem do siebie, by następnie uderzyć jego głową o blat konsoli. Byłem tak wściekły, że nie panowałem nad sobą. On śmiał się z Holly, obrażał ją i groził mojemu synowi. W tej chwili nasze pokrewieństwo nie miało znaczenia, liczyło się to, że stanowił niebezpieczeństwo dla moich najbliższych.
Strach i złość przesłoniły mi oczy. Ponownie uderzyłem jego głową o blat.
Znów byłem gangsterem, yakuzą. Najwyraźniej inaczej się nie dało. Nie zdołałem z tym zerwać, ta rodzina zmusiła mnie do tego, abym był okrutny i wrócił do życia na krawędzi.
– Gdzie jest Holly? Gdzie, do cholery, zabrałeś kobietę, którą kocham?! – wrzasnąłem, po raz kolejny waląc jego głową o blat. I znowu, i znowu. Stryj bełkotał coś nieskładnie o swojej niewinności. Pewnie zatłukłbym go na śmierć, gdyby nie Masaru, który podbiegł i chwycił mnie w kleszcze swoich ramion.
– Szefie, uspokój się! Błagam! – krzyknął.
Uderzyłem go łokciem między żebra, po czym uwolniłem się z niechcianych objęć. Po czym otrzymał kolejny cios – kopnięcie, które zwaliło go z nóg.
– Jak śmiesz mi przeszkadzać? – krzyknąłem poirytowany, gotując się do zadania mu kolejnego kopnięcia.
– To nie on… – wycharczał Masaru, chwytając się za brzuch, w który wcześniej oberwał.
– Coś ty powiedział?! – ryknąłem, dopadając do niego i chwytając za kołnierz jego białej koszuli.
– To nie on… To nie Toru-san zabrał Holly – wydyszał z trudem, bo mocno go przyduszałem.
Szeroko otworzyłem oczy ze zdumienia.
– Nie on?! – powtórzyłem za nim.
– Nie – jęknął.
– To kto?! Kto odebrał mi i Hirokiemu Holly?! – Potrząsnąłem nim, jakby był lalką.
– Oyabun… To jego decyzja, szefie.
Przez moment bezrozumnie gapiłem się na mojego człowieka.
– Oyabun? Co ty pieprzysz?! – krzyknąłem wzburzony. – Dlaczego Daichi miałby…
– Nadal nie rozumiesz… – jęknął Toru podtrzymywany przez dwóch swoich podwładnych. Krew zalewała mu twarz. – Nawet on… Nawet twój dziadek nie chce tej przybłędy u twojego boku. Już ci mówiłem. Masz obowiązki względem rodzin Sakai i Sato. Czas je wypełnić…
Daichi odebrał mi Holly… To była jego decyzja…
Jak mógł? Jak mógł mi to zrobić? Przecież wiedział, że darzę ją ciepłymi uczuciami. Dlaczego zatem tak postąpił? Po raz kolejny wybrał dla mnie powinność zamiast szczęścia. Tylko że tym razem nie zamierzałem ulegać presji z jego strony.
Puściłem Masaru, po czym ruszyłem w stronę wyjścia.Chcieli, abym był oyabunem, a decyzji oyabuna się nie kwestionuje. Skoro więc mój dziadek ustąpił i desygnował mnie na następcę, miałem pełne prawo decydować o wszystkim, co dotyczyło mojej osoby, i czerpać korzyści z tej niemiłej mi funkcji.
– Dokąd jedziemy, szefie? – zapytał mnie szofer, gdy zająłem miejsce na tylnym siedzeniu mojego rolls-royce’a.
– Do rezydencji Daichi-sama – odpowiedziałem, wycierając chusteczką dłonie z krwi Toru.
Dziadek był mi winien wyjaśnienia. I choć znajdował się w poważnym stanie, nie zamierzałem mu odpuszczać…
Mila
Otworzyłam oczy i trochę się poruszyłam – na tyle, na ile mogłam.
Ból. Okropny, pulsujący ból przeszył moją głowę i ciało, przez co ponownie opuściłam powieki. Co się stało?
Ach, tak… Greg poraził mnie prądem, bym się uspokoiła, a potem chyba straciłam przytomność. Powtórnie spróbowałam otworzyć oczy. Tym razem poszło mi lepiej, ale wciąż czułam ból całego ciała, tym bardziej dotkliwy, że nie mogłam zmienić pozycji.
I wtedy do mnie dotarło: byłam przywiązana do kuchennego krzesła. Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust wydobył się jedynie bełkot.
Knebel… Na ustach miałam zawiązany jakiś materiał, być może kuchenną ścierkę, przez co nie byłam w stanie się komunikować.
– Dobrze, że już się obudziłaś, skarbie, bo nie skończyłyśmy naszej rozmowy przez twój atak – oznajmiła mama, wychodząc zza moich pleców.
Gdy przechodziła obok, by stanąć ze mną twarzą w twarz, musnęła z czułością mój policzek czubkami palców. Ta pieszczota zabolała równie mocno co porażenie paralizatora.
– Niepotrzebnie się uniosłaś, kochanie. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Jesteśmy twoją rodziną, Holly – dodała, rozciągając usta w szerokim uśmiechu.
Wybełkotałam coś nieskładnie. To były przekleństwa, ale knebel wprowadził na nie cenzurę.
– Nie denerwuj się. Porozmawiaj ze mną w cztery oczy.
W cztery oczy? Na ile mogłam, rozejrzałam się po kuchni. Grega w niej nie było. To dobrze, bo po tym, co mi zrobił – a nade wszystko po tym, co zrobił Holly – panicznie się go bałam. Był nieprzewidywalny.
Dostrzegłam paralizator, leżący na blacie stołu. Postanowiłam nie spuszczać go z oka.
– Obiecaj mi, że nie będziesz krzyczeć, a zdejmę ci knebel – powiedziała kobieta, której nie chciałam już nazywać matką.
Pokiwałam głową. Nic innego mi nie pozostało. Chciałam usłyszeć od niej wyjaśnienia i znaleźć choć cień logiki w postępowaniu tej morderczyni. Gdy wyciągnęła materiał z moich ust, zaczerpnęłam powietrze do płuc, by następnie wyrzucić z siebie płaczliwie:
– Dlaczego? Dlaczego mu na to pozwoliłaś?! Dlaczego pozwoliłaś mu, by zabił moją siostrę?!
Matka przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko mnie.
– Wiem, że w tej chwili tego nie akceptujesz, bo byłaś blisko z Milą, ale widzisz… Po prostu coś we mnie pękło i dla mnie to już nie jest córka, nie dziecko, a po prostu ktoś, kto przyczynił się do tego, że wyszłam w końcu na swoje. Przez lata pracy w więzieniu napatrzyłam się na tyle zła i doświadczyłam tylu negatywnych emocji, że całkowicie na nie zobojętniałam. Nie czuję empatii względem nikogo. Nikogo, prócz siebie. I jest mi żal, żal straconego czasu. Zawsze poświęcałam się dla rodziny. Twój ojciec zmuszał mnie do pracy, której nienawidziłam, bo ciągle mu było mało pieniędzy i uważał, że kobieta nie powinna siedzieć w domu. I teraz to, że nigdy nie uwzględniał mojego zdania, zebrało żniwo. Jego udar był mi poniekąd na rękę, podobało mi się, że wreszcie rzuciłam etat w więzieniu. Problemem jednak stały się pieniądze, bo zasiłek pielęgnacyjny nie starczał na moje potrzeby. Ten darmozjad był niczym warzywo. Nie mogłam na niego liczyć. Mila wyprowadziła się do faceta. Zostałaś mi tylko ty, ty jedna przy mnie trwałaś. A potem pojawił się Greg. To on podsunął mi pomysł, by zarobić na pracach mojej niewdzięcznej córki. Miał dojście do paserów, bo sam kiedyś był jednym z nich. Postanowiliśmy wydoić Milę niczym krowę. Malowała jak szalona, on podsycał w niej niechęć do rodziny, by nie próbowała od niego odejść. Uzależnił ją od siebie psychicznie i chemicznie. Nawet nie wiesz, jak psychotropy świetnie działają na wyobraźnię i jak bardzo ułatwiają pranie mózgu.
Psychotropy? Greg mnie truł… Truł, a ona mu na to pozwalała.
To był horror. Byłam bohaterką horroru.
W tej chwili żałowałam, że poddałam się woli oyabuna. Trzeba było zostać w Japonii, u boku Shina i Hirokiego. Byłabym nieświadoma tego, jakiego okrucieństwa dopuściła się moja matka. Zapewne miałabym inne problemy na głowie, ale nawet gniew potężnego Daichiego nie przerażał mnie tak jak słowa mojej rodzicielki i oziębły ton, jakim przekazywała mi szczegóły dotyczące zbrodni, które popełniła. Jakby faktycznie kompletnie nie robiło na niej wrażenia, że pozwoliła rozjechać swoją córkę. Nie miała jednak pojęcia, że zabiła niewłaściwą osobę. Skrzywdziła Holly, swoją świętą córeczkę, którą rzekomo tak bardzo kochała. Sama zrobiła sobie krzywdę. Myślała, że dopięła swego, a los z niej zakpił.
W tym momencie poczułam, że dobrze się stało, iż przeżyłam. To była prawdziwa zemsta na tej pozbawionej skrupułów kobiecie, dla której liczyły się tylko pieniądze.
– Do czego mnie potrzebujecie? Macie fortunę z prac Mili i od moich pracodawców z Japonii. Czego jeszcze chcecie? – zapytałam przez łzy.
– Podzielić się z tobą. Nie zostawię cię samej, tak jak ty nigdy mnie nie zostawiłaś – odpowiedziała z uśmiechem. Jej szeroko otwarte oczy błyszczały gorączkowo. – Wyjedziemy razem daleko stąd. Wyprowadzimy się na rajską wyspę. Będziemy szczęśliwe i obrzydliwie bogate…
W tej chwili moje łzy wyschły, a ja wiedziałam już, że to nie tylko okrucieństwo, ale też choroba. Ta kobieta była chora. A Greg to podsycał, tak samo jak robił ze mną. Teraz to spostrzegłam: ten błysk w oku, ten słowotok, ten optymizm, choć to, o czym mówiła, było jedynie mrzonką, bredniami, w które uwierzyła. Tak samo jak ja… Głupia, naiwna Mila, wierzyłam w to, że kiedyś zostanę wielką artystką, będę mieć wystawy w najlepszych światowych galeriach i zdobędę fortunę. Greg to samo robił teraz z moją matką. Opętał ją, omotał, wmówił nieprawdę.
Słysząc te bzdury, byłam skłonna przysiąc, że Greg wszystko dokładnie opracował i w swoich planach na przyszłość z całą pewnością nie uwzględnia mojej rodzicielki, a tym bardziej mnie. Byłyśmy mu potrzebne tylko do czasu. Pytanie brzmiało tylko, kiedy staniemy się zbędne.
– A Greg? Jego też uwzględniasz w tej wizji? – zapytałam, starając się ukryć drwinę.
– Oczywiście. Szykujemy ślub. Gdy tylko dopełnię formalności pogrzebowych z ojcem i zakończymy kwestię tego twojego Japończyka, opuszczamy ten przebrzydły Londyn.
– Kwestię mojego Japończyka? – zapytałam. Nagle znów poczułam lodowate macki przerażenia.
Shin… Mój Boże. Oni mieszali w swoje knowania nawet jego!
– Owszem. Tylko przez to, że zawarłaś tak lukratywny kontrakt z tym Azjatą, nie pozbyłam się wcześniej twojego nieszczęsnego ojca. Czekałam na pieniądze od ciebie. Nawet przełożyliśmy z Gregiem nasze matrymonialne plany, abyś mogła tam zarobić. – Zaśmiała się histerycznie.
– W takim razie dlaczego mnie porwaliście? Ta wcześniejsza próba… Atak w zoo? To również wasza sprawka? – Zmarszczyłam brwi.
Wszystko powoli nabierało sensu. Musiałam tylko ustalić, jaką rolę w tym wszystkim odgrywał Shin. Musiałam go chronić. Jego i Hirokiego. Oni dwaj nie zasługiwali na to, by znów dopadło ich zło. Zbyt wiele wycierpieli. Nie mogłam dopuścić do tego, by ludzie pokroju mojej matki czy tego śmiecia Grega wyciągali ku nim swoje skrwawione łapska.
– Prześwietliliśmy tego typa, u którego się zatrudniłaś. To miliarder wywodzący się ze znaczącej rodziny. Kura znosząca złote jajka. Postanowiliśmy wycisnąć z niego więcej, niż ci obiecał.
– Dwa miliony euro to mało? – Ze zdumienia wytrzeszczyłam oczy.
– Co nam po dwóch milionach, jeśli możemy mieć ich dziesięć razy tyle, a może nawet i więcej? – parsknęła.
– Dziesięć razy tyle? Za co…? – zapytałam zszokowana.
– Za ciebie, skarbie – odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach, pochylając się ku mnie, by pogłaskać mój policzek. Naprawdę wiele mnie kosztowało, by nie odsunąć twarzy od ręki, której się brzydziłam.
– Za mnie…
A więc to wszystko było dla pieniędzy… Przez nie zginął tata, umarła Holly. A teraz ta podła baba i jej nieszczęsny gach próbowali przejąć majątek Shinjiego, wykorzystując do tego jego uczucie do mnie.
– Tak, kochanie. Greg ma odpowiednie układy. Kazaliśmy was obserwować. Gdy wyszło, że ten facet się zaangażował i że twoja praca u niego to coś więcej niż tylko opieka nad dzieckiem, postanowiliśmy wydusić z niego więcej grosza. Niech nim sypnie, jeśli chce cię odzyskać. Za pierwszym razem nie udało nam się ciebie przejąć, bo uniemożliwili to jego ludzie, ale za drugim sami podstawili cię na lotnisko. A teraz zgarniemy kasę, podzielimy się nią i rozpoczniemy nowe życie na naszej wyspie. Plan idealny, czyż nie?
Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Ona naprawdę w to wierzyła. Najwyraźniej nie miała pojęcia, że Shinji nie jest byle biznesmenem. Jest yakuzą, a teraz nawet samym oyabunem. Chcieli szantażować ojca chrzestnego japońskiej mafii. Albo faktycznie byli nieświadomi, albo oboje, a nie tylko matka, ulegli szaleństwu.
Tak czy siak, nie mogłam dopuścić do tego, by Shin stracił część majątku przeze mnie. Wystarczyło, że w łapy tej dwójki wpadły dwa miliony jego dziadka.
– Tak… to idealny plan – potwierdziłam, starając się uśmiechnąć. – Nie miałam pojęcia, że jesteście tak… sprytni i wszystko przygotowaliście. Dlatego zareagowałam tak histerycznie, ale po przeanalizowaniu twoich słów wiem, że chcę być częścią tego projektu…
– Czyli… och, kochanie. – Oczy kobiety zaszkliły się łzami szczęścia. – Czyli wchodzisz w to?
– Tak, mamo… – W moich oczach również pojawiły się łzy, choć nie miały nic wspólnego z radością. To były łzy nienawiści, złości i zemsty.
Ja tego nie odpuszczę. Nie daruję wam tego, co zrobiliście mi i moim najbliższym, a teraz próbujecie zrobić Shinowi!
Kobieta rzuciła mi się na szyję i zaczęła okrywać moją twarz pocałunkami. To było obrzydliwe.
– Moja kochana, mój skarbie… Tak się bałam, że się nie zgodzisz i będziesz musiała podzielić los siostry… Rozważaliśmy przecież i takie wyjście. W końcu widziałaś zabójstwo Holly, baliśmy się, że nas zdradzisz…
Czyli rozważali kolejny mord. Romans z Shinem i jego bogactwo w pewnym sensie mnie chroniły, bo pazerność tej dwójki nie znała granic!
– Oczywiście, że cię nie zdradzę. W końcu jesteś moją mamą. Dlaczego miałabym to zrobić… – paplałam, co mi ślina na język przyniosła, by wzbudzić w niej zaufanie.
– Moja najdroższa córeczko, moje kochanie. Zawsze uważałam, że powinnaś być jedynaczką… Zawsze!
A ty nigdy nie powinnaś być matką, podła suko! – dopowiedziałam w myślach, na głos zaś skomentowałam:
– Chcę cię objąć. Uwolnisz mnie z tych więzów? Okropnie mi ścierpły ręce. To boli… – jęknęłam błagalnie.
– Oczywiście, kochanie. To było tylko dla twojego dobra. Przez ten atak… – zaczęła, ruszając po nóż.
– Już doszłam do siebie. Wszystko rozumiem. Nie stanowię zagrożenia.
Do czasu…
– Nawet nie wiesz, jak bardzo marzę o tym, byś znów mnie przytuliła, córeczko… – Kobieta obeszła moje krzesło i zaczęła przecinać moje więzy. Gdy tylko odzyskałam władzę nad rękoma, postanowiłam działać.
Teraz, Milo. Zrób to. Jesteś to winna Holly i tacie!
Odwróciłam się w stronę matki i rozłożyłam ramiona, by zachęcić ją do czułości. Kobieta rzuciła się w nie i przylgnęła do mnie całym ciałem. Objęłam ją jedną obolałą ręką. Drugą zaczęłam za jej plecami macać blat stołu. Gdy moje ścierpnięte palce natrafiły na paralizator, poczułam się tak, jakbym wygrała na loterii.
– Niestety, nie podzielam twoich pragnień – zasyczałam, przykładając urządzenie do karku kobiety.
– Holly, co ty ro…
Nie zdążyła dokończyć, bo prąd przeszył jej ciało.
Jeszcze kilkakrotnie wcisnęłam włącznik paralizatora, by mieć pewność, że kobieta straciła przytomność i nieprędko ją odzyska. Potrzebowałam czasu. Musiałam się stąd wydostać. Zaczęłam przeszukiwać bezwładne ciało matki, leżące na podłodze u moich stóp.
W kieszeni jej jeansów znalazłam telefon. Komórka mi się przyda. Chwyciłam ją oraz paralizator i pobiegłam do drzwi. Wyjrzałam na korytarz.
Z salonu dobiegał dźwięk włączonego telewizora. Greg zawsze oglądał wieczorne wiadomości. To była moja szansa.
Wymknęłam się do holu i pospiesznie skierowałam do drzwi wyjściowych. W chwili, gdy już trzymałam dłoń na klamce, tuż za moimi plecami rozległ się rozbawiony męski głos:
– Pani się gdzieś wybiera?
Odskoczyłam jak oparzona. W korytarzu stał jakiś nieznany mi goryl.
Tego nie wzięłam pod uwagę: Greg miał wsparcie. Zapomniałam, że gdy chciał mnie porwać w Japonii, dysponował tam ludźmi. Nic dziwnego, że miał ich też w Anglii. Moja matka widziała w nim byłego więźnia z układami, jednak ja w tej chwili pojęłam, że Greg jest kimś więcej – gangsterem, tak jak Shinji. Członkiem mafii!
Boże, Greg to gangster…
– Nie radziłbym opuszczać domu. W ogrodzie czeka pięciu ochroniarzy…
Cholera… Co robić? Co robić?
Zadziałałam instynktownie. Chwyciłam paralizator i przytknęłam go do olbrzyma. Nacisnęłam guzik, ale nic się nie stało.
– Kurwa! – zaklęłam wściekła, że sprzęt już się rozładował.
– Oddaj mi tę zabawkę, mała, bo jeszcze zrobisz sobie nią krzywdę – zadrwił goryl.
– Proszę! – odpowiedziałamm ciskając paralizator prosto w jego twarz, a gdy mężczyzna ją osłonił, przemknęłam pod jego ramieniem, by następnie puścić się pędem w stronę schodów. Na ich końcu było drugie wyjście z domu. Musiałam spróbować wydostać się z tej pułapki.
Dotarłam już do tylnego wyjścia, gdy nagle potężna siła zmiotła mnie z nóg. Uderzyłam boleśnie głową w ścianę. Poczułam krew zalewającą mi…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej