Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niepokorny agent CIA Peter Kelly przybywa do Nowego Jorku, by nabrać dystansu i odzyskać spokój ducha. Czy jednak w mieście, które nigdy nie śpi, może liczyć na brak atrakcji? Szybko przekonuje się, że odpoczynek nie jest mu pisany, a kolejna misja okaże się prawdziwym wyzwaniem – nawet dla nieustraszonego Petera.
Kiedy agent pewnego dnia ratuje spotkaną na ulicy młodą kobietę, okazuje się, że na jej tropie byli nie tylko gangsterzy. Diana ma powiązania z politykami z najwyższego szczebla państwowego, a jej spotkanie z Peterem bynajmniej nie było przypadkowe…
Agent Kelly wpada w wir intryg, w które zamieszani są wysoko postawieni politycy, FBI, a nawet sam prezydent Stanów Zjednoczonych. Korytarze Białego Domu skrywają mroczne tajemnice, a ludzie, których spotka na swojej drodze Peter, mają wiele twarzy i nie zawsze czyste intencje. Czy w tym chaosie znajdzie się czas na nową miłość? A co, jeśli nagle powróci ta dawna i wywróci wszystko do góry nogami?
Ciąg dalszy historii agenta Kelly’ego to połączenie gorącego romansu i ekscytującej powieści sensacyjnej. Czy tym razem los przyniesie bohaterom spełnienie marzeń? A może zostaną zmuszeni do opowiedzenia się po mrocznej stronie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 337
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dziewczyna wpadła na mnie niczym torpeda i podcięła mi nogi. Jedzenie na wynos wyleciało mi z ręki, a dietetyczna cola zachlapała kaszmirowy płaszcz, gdy oboje wylądowaliśmy na chodniku.
– Hej, co robisz?! – krzyknąłem poirytowany do leżącej na mnie młodej kobiety.
– Sam jesteś sobie winien, bo łazisz jak mucha w smole, dziadku! – warknęła groźnie, po czym podniosła się gwałtownie i pokazawszy mi język, pobiegła dalej.
Zdążyłem zapamiętać przypominający słomę kolor jej włosów i czerń ubioru.
– Cholerna gówniara – mruknąłem.
Właściciel knajpki Fat Tom mimo ogromnej tuszy natychmiast wybiegł z lokalu. Bądź co bądź byłem jego stałym klientem od lat, więc od razu zareagował, gdy zobaczył, że dzieje mi się krzywda.
– Wszystko w porządku, panie ambasadorze? – Wyciągnął dłoń, aby pomóc mi wstać.
– Czy ja jestem stary, Thomasie? – zapytałem go z rozbawieniem.
– Pan stary, ambasadorze? – Zaśmiał się, podając mi serwetki, bym wytarł poplamione ubranie.
– Właśnie zostałem określony mianem dziadka.
– Zawsze wygląda pan niczym model z okładki. Prawdziwy dżentelmen z pana.
– Przybyło mi ostatnio trochę zmarszczek i siwych włosów, więc może jest w tym ziarno prawdy.
– Zmarszczek? A kto ich nie ma. Przecież powodują je zmartwienia, a od tych nie da się uciec.
– I kobiety – dodałem, po czym westchnąłem ciężko.
– O tak. Kobiety to zdecydowanie synonim zmartwień – zgodził się ze mną ze śmiechem.
W tym momencie pędzący chodnikiem mężczyzna w czarnym garniturze wpadł w poślizg na moim rozwalonym burgerze i wywinąwszy orła tuż obok nas, z jękiem złapał się za kostkę.
– Nic panu nie jest? – zapytał z przejęciem Thomas, pochylając się nad nim.
– Kurwa! Co za ból! – wyjęczał nieznajomy. Cały czas trzymał się za nogę.
Jego akcent od razu wzbudził moje zainteresowanie, podobnie jak tatuaże, które zdobiły mu knykcie.
Przykucnąłem i odsłoniłem jego kostkę.
– Skręcenie lub złamanie – zawyrokowałem, wskazując na narastające w ekspresowym tempie zasinienie i obrzęk.
– Ja pierdolę! Fleja prowadzący tę śmierdzącą budę zapłaci mi za to! – wrzasnął ranny, wygrażając w stronę witryny należącej do restauracji Fat Tom.
Thomas popatrzył na mnie z przerażeniem. Nie chciał kłopotów. I tak utrzymanie lokalu na Manhattanie i walka z nowojorską mafią żądającą wysokich haraczy w zamian za rzekomą ochronę kosztowały go masę nerwów i poświęceń.
– Spokojnie, zaraz otrzyma pan fachową pomoc – powiedziałem uspokajająco. – Już wzywamy pogotowie…
– Chuj z pogotowiem – żachnął się nieznajomy. – Dziewczyna uciekła. Szefowie mnie zabiją.
– Dziewczyna?
Czyżby mówił o…
– Nastolatka, blondynka, czarne ciuchy? – upewniłem się.
– To ona. – Z jękiem wyciągnął telefon z kieszeni i sprawdził coś na nim. – Z tego, co widzę, jest już trzy przecznice stąd.
Rzuciłem okiem na program, z którego korzystał, a potem przyjrzałem się jemu samemu – idealnie skrojony czarny garnitur, biała koszula i okulary przeciwsłoneczne. Postanowiłem go wybadać.
– Secret Service, co? – zapytałem.
– Skąd wiesz? – warknął.
Wywróciłem oczami, ale zamiast mu odpowiedzieć, zadeklarowałem:
– Odpuścisz roszczenia wobec tej restauracji, a w zamian za to ja złapię tę małą.
– To niemożliwe. Ona jest kurewsko cwana…
– A ja jestem kurewsko znudzony. Urlop mi nie służy i z chęcią się zabawię. – To mówiąc, wyrwałem komórkę z rąk zdumionego mężczyzny.
– Hej, co ty wyprawiasz?! – wrzasnął, ale ja już nie słuchałem.
– Thomasie, wezwij pogotowie – rozkazałem przyjacielowi.
Obok nas przejeżdżał kurier na rowerze. Z impetem rzuciłem się na niego. Młodzik zleciał z siodełka, a ja, machając mu przepraszająco, przejąłem sprzęt i ruszyłem w pościg. Korzystając z mapy, która wyświetlała się na telefonie agenta Secret Service, mogłem na bieżąco sprawdzać lokalizację mojego celu. Pędziłem jak szalony między drapaczami chmur, mijając stojące w korku auta.
Znów czułem, że żyję. Tak bardzo mi tego brakowało – szybkości, tchu rwącego się od przyspieszonego tempa, adrenaliny uderzającej do głowy. Ostatnie miesiące wykończyły mnie psychicznie. Potrzebowałem rozładowania, które kazałoby mi choć na chwilę zapomnieć o niej…
Dostrzegłem blondynkę w chwili, gdy zbiegała do metra. Rzuciłem rower pod mur pobliskiej kamienicy i popędziłem za nią w takim tempie, jakbym walczył o medal w wyścigach biegowych. Przesadziłem bramkę na wejściu do stacji i wpadłem na peron. Dziewczyna wsiadła do pociągu, który akurat nadjechał. Dostałem się do jej wagonu w momencie, gdy motorniczy zamykał drzwi. Zacząłem się przedzierać przez tłum pasażerów. W końcu ją dostrzegłem. Stała wsparta o drzwi i pisała coś na smartfonie.
– Może i jestem dziadkiem, ale formę mam nie gorszą od ciebie, dziecinko – mruknąłem z rozbawieniem, stanąwszy obok dziewczyny.
Podniosła na mnie wzrok. Była wyraźnie skonsternowana.
– I nawet nie mam zadyszki – kontynuowałem. – Za to ty wyglądasz dość blado…
– Co ty tu robisz, do cholery? – zasyczała, obdarzając mnie wściekłym spojrzeniem niesamowicie błękitnych oczu.
– Pilnuję cię. – Wzruszyłem ramionami.
– Lepiej pilnuj własnego nosa, zwłaszcza że zaraz będziesz miał problemy – fuknęła.
– Problemy? A wiesz? Wyjątkowo lubię to słowo – powiedziałem rozbawionym tonem.
– W takim razie to ci się spodoba – oznajmiła cicho z paskudnym uśmieszkiem na twarzy.
Energicznie chwyciła moją dłoń i zacisnęła ją sobie na biuście. Nim zdążyłem zareagować, krzyknęła:
– Ratunku! Na pomoc! Ten mężczyzna mnie molestuje!
Natychmiast wszyscy podróżni odwrócili się w naszą stronę. Kilku pasażerów momentalnie ruszyło na mnie, odsłaniając pięści.
– Chyba żartujesz? – rzuciłem przez zaciśnięte zęby, ona jednak tylko puściła do mnie oko, zasalutowała i czmychnęła przez otwarte drzwi, gdyż pociąg zatrzymał się właśnie na kolejnej stacji.
– A to cwaniara… – skwitowałem z westchnieniem, ale zanim opuściłem wagon, spuściłem łomot nasłanym na mnie obrońcom niewieściej cnoty.
Wypadłem na peron, rozcierając dłonie i poprawiając płaszcz. Teraz byłem już mocno wkurwiony. Wkurwiony, ale też zaintrygowany. Spryt dziewczyny mi zaimponował. Sam nie rozegrałbym tego lepiej na jej miejscu. Lubiłem temperamentne babki, a od pewnego czasu brakowało mi iskry, która zwróciłaby moją uwagę na jakąkolwiek z przedstawicielek płci pięknej, chociażby nawet w aspekcie odreagowania swoich stresów w łóżku i zrealizowania przyziemnych potrzeb.
Pomknąłem za sygnałem z komórki agenta ścigającego blondynkę. Wybiegłem ze stacji na powierzchnię. Nadajnik doprowadził mnie do zaułka, gdzie między śmietnikami rosły paker z łysą głową pokrytą tatuażami wręczał mojemu celowi paczuszkę z białym proszkiem w zamian za plik banknotów. Postanowiłem nie przerywać im procederu, tylko odczekać i uderzyć, gdy dziewczyna zostanie sama. Skryłem się za jednym z kontenerów i obserwowałem rozwój wypadków. Ku mojemu zdumieniu diler nie odszedł od razu, jak przewidywałem, ale został i po krótkiej rozmowie wziął swoją klientkę w ramiona.
A więc panienka z dobrego domu – bardzo dobrego, skoro miała rządową obstawę – zerwała się ze smyczy, by pobaraszkować z kochasiem. Ciekawe, co na to jej rodzice. Oczami wyobraźni widziałem rodzinę jakiejś znanej mi osobistości z kręgu Białego Domu, która była przekonana, że ich kulturalna i świetnie wykształcona córka prowadzi się zgodnie z zasadami domu, w którym się wychowała, podczas gdy ta doskonale się bawiła w niekulturalnym i niewykształconym towarzystwie ze środowiska przestępczego.
Gdy wytatuowany diler przyparł blondynkę do ściany i próbował ją pocałować, nie wytrzymałem. Z kabury ukrytej pod płaszczem i marynarką wyciągnąłem pistolet, z którym nie umiałem się rozstać, nawet gdy nie pełniłem żadnej misji, i wystrzeliłem ostrzegawczo w powietrze.
– Policja! – krzyknąłem, wypadając zza śmietnika.
– Cholera… – wyjęczał diler, po czym puścił zdezorientowaną dziewczynę i pognał w stronę siatki umieszczonej na końcu zaułka.
– Diego! Diego! Zaczekaj na mnie! – krzyknęła blondynka, ale chłopak nie słuchał. Wdrapał się na ogrodzenie i zeskoczył z niego po drugiej stronie, a potem popędził przed siebie, jakby się za nim paliło.
– Jednak forma nie ta. – Zaśmiałem się, patrząc, jak dziewczyna nieudolnie próbuje się wspiąć po siatce. – Wiem z doświadczenia, że sytuacja, gdy jedno porzuca drugie w kryzysowym momencie, nie rokuje najlepiej dla przyszłości związku…
Niestety, dodałem w myślach, tłumiąc bolesny skurcz ściskający moje serce.
– Diego mnie nie zostawił – fuknęła blondynka, stając ze mną twarzą w twarz.
– Tak? Bo mnie się zdawało, że kurz jeszcze po nim nie opadł. Tak mu się spieszyło, że zapomniał o tobie.
Dziewczyna zagryzła wargi i chwilę patrzyła w ślad za kochankiem.
– Przysyła cię mój ojciec, co? – mruknęła. – Jesteś równie irytujący jak cała ta banda od niego…
– Ale z pewnością coś mnie odróżnia – powiedziałem z rozbawieniem, przeczuwając, że moja rozmówczyni zaraz mnie zgasi.
Przyjrzała mi się uważnie.
– Nie widzę różnicy. – Wzruszyła ramionami. – Kolejny sztywniak w garniaku. Zadufany w sobie laluś myślący tylko o swoim fiucie i bickach, czy ładnie wyglądają w opinających je markowych ciuchach. Testosteron wylewający się porami. Lubisz się prężyć na siłowni, co? Solarium, widzę, też ci nieobce. – Krytycznym spojrzeniem omiotła moją twarz wciąż ogorzałą od pustynnego słońca Bliskiego Wschodu. – A u barbera spędzasz pewnie długie godziny?
Aż musiałem dotknąć swojej brody. Ostatni raz u fryzjera byłem…
Cholera, dawno.
Zdaje się, że przed przylotem do Stanów ściąłem włosy, by godnie prezentować się przed ukochaną. W tej chwili odniosłem wrażenie, że minęły wieki od tamtej pory – od czasu, kiedy jeszcze się łudziłem, że jestem szczęśliwy. Jednak od powrotu do Ameryki, odkąd wszystko się posypało, nie mogłem się pozbierać. Czekałem na rozkazy, na nowy przydział i starałem się jakoś żyć. Żyć bez Safii. Nie miałem głowy do dbania o siebie. Nie odwiedzałem salonów fryzjerskich ani kosmetycznych. Gdy włosy wchodziły mi do oczu, przycinałem je samodzielnie, byleby było praktycznie, dlatego ta opinia mnie zaskoczyła.
– Nie lubisz napakowanych przystojniaków? – parsknąłem.
– Nie ma w tobie nic ciekawego. Jesteś koszmarnie nudny jak cała reszta tobie podobnych.
– Przynajmniej nie zaprzeczyłaś, że jestem przystojny.
– Ale też stary.
– Dziewczyno, nie mam nawet czterdziestki na karku! – wykrzyknąłem zbulwersowany.
– O tym mówię. Ja nie mam nawet dwudziestki.
– Gówniara!
– Zgred!
Ta mała naprawdę miała w sobie coś. Zacząłem się śmiać.
– Dobra. Może i jestem stary dla twojego pokolenia, ale jeszcze w miarę orientuję się w sytuacji. Chłopak diler to słaba lokata uczuć. Bardziej jednak martwi mnie koleś, który cię ścigał.
– A co z nim nie tak? – burknęła.
– Uciekałaś przed nim, ale to zwaliłbym raczej na krnąbrność twojego charakteru, a nie na spostrzegawczość.
– Co ty pieprzysz? – warknęła.
– Na co dzień obcujesz z agentami Secret Service, ale to z całą pewnością nie był jeden z nich – oznajmiłem.
– Skąd wiesz? – zdumiała się.
– Choć był ubrany jak agent, zdradziły go tatuaże na rękach i akcent. Mam też jego telefon. Na pewno znajdę w nim wiele ciekawych informacji. To nie był twój ochroniarz.
– W takim razie kto? – zapytała.
Starała się zachować nonszalancką obojętność, jednak w jej głosie słychać było strach.
Sprawdziłem telefon mężczyzny.
– Nie wiem, ale sądząc po liście kontaktów, to kumpel Aleksieja, Borysa, Iwana, Jurija, Władimira.
– Rosjanin? – Dziewczyna wytrzeszczyła na mnie zdumione oczy.
– Tak sądzę – potwierdziłem.
– Mój ojciec nie korzysta z usług obcokrajowców…
– To jasne. Secret Service to elita. Wytatuowani kolesie z Bratwy raczej nie mają dostępu do tych służb.
– Z Bratwy?! – wykrzyknęła.
– Najwyraźniej twój ojciec jest kimś ważnym, skoro rosyjska mafia zagięła parol na ciebie. To co? Nadal uważasz mnie za zgreda?
– Jesteś z policji? – Popatrzyła na mnie nieufnie.
– Nie…
– To czemu tak przejmujesz się moim losem?
– Wisisz mi pralnię. Ty lub twój tatuś. Dokąd mam cię odprowadzić i komu wystawić rachunek? – zażartowałem.
– Białemu Domowi – odpowiedziała ze złością, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę ulicy.
– Hej, dokąd się wybierasz? – Pobiegłem za nią.
– Nie potrzebuję niańki. Dam sobie radę sama – prychnęła ze wzgardą.
– Przecież powiedziałem, że ci pomogę…
– Za dużo wiesz. Możesz być jednym z nich. Nie ufam podstarzałym lalusiom – mruknęła, wychodząc z zaułka.
– Wolisz wytatuowanych łysoli handlujących białym gównem, co? – zadrwiłem. – Są idealni. Zwłaszcza gdy zostawiają swoją partnerkę w potrzebie, choć wcześniej byli gotowi przelecieć ją na śmietniku.
– Odwal się, dziadku! – syknęła. – Nie potrzebuję pomocy twojej ani nikogo innego. I tak zawsze jestem sama. Przywykłam i lubię to.
– Z takim charakterem nic dziwnego – warknąłem.
Co za niewdzięczna gówniara. Chamska, niesympatyczna i niewychowana. Mogła sobie być córką samego prezydenta, ale w sumie co mnie trzymało u jej boku? Aktualnie byłem na urlopie. Miałem wypoczywać, leczyć złamane serce, zająć się sobą i nie angażować w cudze wojny. Bezinteresownie wyciągnąłem do tej dziewuchy pomocną dłoń, a ona miała to gdzieś. W takim razie ja też powinienem mieć ją gdzieś. Powinienem odpuścić i ją olać.
Powinienem…
Odwróciłem się w przeciwnym kierunku i zacząłem odchodzić, gdy nagle zauważyłem dwóch mężczyzn biegnących w stronę blondynki. Nie byli wystrojeni w garnitury jak ten, który zwichnął nogę. Mieli na sobie skórzane kurtki, a ich sylwetki przywodziły na myśl strongmanów. W pobliżu zaułka, z którego wyszliśmy, nie było nikogo, dlatego nietrudno było się domyślić, kto jest ich celem, jednak na wszelki wypadek usunąłem się na bok i obserwowałem rozwój sytuacji. Instynkt mnie nie zawiódł, bo pakerzy dopadli dziewczynę i mimo że się wyrywała, zaczęli ją ciągnąć w stronę czarnej furgonetki, która podjechała do krawężnika chodnika.
Masz urlop, upomniałem się w myśli.
Masz urlop i jesteś agentem.
Agentem na urlopie.
A jednak wciąż agentem…
– Cholerna odpowiedzialność zawodowa… – wymamrotałem i westchnąłem ciężko, po czym ruszyłem biegiem w stronę porywaczy.
Dotarłem do nich w chwili, gdy dziewczyna leżała już w aucie. Z impetem rzuciłem się na pierwszego z nich. Dostał w gębę z taką mocą, że aż się zatoczył na ścianę pobliskiego budynku. Drugiego, który próbował się stawiać, kopnąłem w krocze, a potem wykonałem przerzut i wylądował tam, gdzie jego towarzysz. Chwyciłem zdezorientowaną blondynkę za rękę.
– Spadamy! – krzyknąłem.
Wyciągnąłem ją z furgonetki w chwili, gdy samochód ruszał. Trzymając się za ręce, gnaliśmy przed siebie ku głównej ulicy. Gdy skryliśmy się w tłumie, zwróciłem się do mojej towarzyszki:
– Daj mi swój telefon!
– Ale…
– Mam sobie pójść? – prychnąłem poirytowany.
Liczyłem na ciętą ripostę, jednak dziewczyna spojrzała na mnie błagalnie.
– Nie zostawiaj mnie… Proszę – wyjęczała, ściskając mocniej moją dłoń.
– Telefon! – powtórzyłem.
Tym razem podała mi go bez wahania. Pociągnąłem ją w stronę przejścia dla pieszych. Spora grupa przechodniów czekała na zmianę świateł. Ukryłem nas między nimi, a następnie wepchnąłem komórkę blondynki do torebki stojącej przed nami kobiety.
– Ale…
Dziewczyna chciała zaprotestować, lecz w tym momencie zmieniło się światło i przechodnie ruszyli na drugą stronę. Nieopodal za nami dostrzegłem dwóch typów ścigających moją towarzyszkę. Najwyraźniej szybko doszli do siebie po łomocie, który im spuściłem.
Odłączyliśmy się od tłumu po drugiej stronie ulicy. Śledzący nas mężczyźni byli tuż za nami. Pociągnąłem dziewczynę do pobliskiej knajpki. Zdezorientowana wyraźnie nie wiedziała, co robić, gdy wpadliśmy do środka. Popchnąłem ją na ustawioną przy oknie kanapę i sam pospiesznie zająłem miejsce obok niej.
– Zdaje się, że lubisz się całować, co? – zapytałem z rozbawieniem.
– Słucham? – Uniosła brwi w zdumieniu.
W tym momencie jeden ze zbirów zajrzał przez szybę witryny do wnętrza. Chwyciłem blondynkę w ramiona i przyciągnąłem do siebie z mocą. Pochyliłem się nad nią, a moje usta złączyły się z jej wargami w namiętnym pocałunku. Dziewczyna była w takim szoku, że nie zdążyła zaprotestować. Zasłoniłem ją swoim ciałem i kątem oka obserwowałem sytuację na ulicy. Kumpel pakera przywołał go gestem, odciągając od kawiarni, po czym wskazał kierunek, w którym podążyła nieświadoma podstępu kobieta niosąca w swojej torebce podrzucony jej telefon.
Dopiero gdy niebezpieczeństwo minęło, wypuściłem dziewczynę z objęć.
– Co to było, od cholery? – zapytała cała czerwona na twarzy ze wzburzenia.
– Oskarżyłaś mnie o molestowanie, więc pociągnąłem temat – zakpiłem.
– Idiota!
– Mów, co chcesz. Najważniejsze, że fortel się udał i twoi rosyjscy przyjaciele dali nam spokój.
– Jakim cudem niby? – warknęła.
– Miałaś nadajnik podłożony w telefonie. Popatrz… – Pokazałem jej smartfon fałszywego agenta, na którym czerwony punkcik oddalał się pospiesznie od naszej lokalizacji.
– Boże… Namierzali mnie? Ale po co? – wyjęczała.
– Ty mi powiedz. Nie znam twojej tożsamości.
– Nic ci do tego. Nie jestem nikim nadzwyczajnym – prychnęła ze wzgardą.
– Nie powiesz mi, co?
– Nie.
– Trudna z ciebie przeciwniczka. – Westchnąłem i wstałem z miejsca, odprawiając kelnerkę, która pojawiła się celem przyjęcia zamówienia. – Powiedz, dokąd cię odwieźć, a potem radziłbym skorzystać z opieki prawdziwych agentów Secret Service, jeśli faktycznie ci przysługują.
Blondynka zdawała się wahać.
– Studiuję na Columbia University – odpowiedziała w końcu. W jej głosie dało się słyszeć niechęć.
– Mam cię zawieźć na kampus?
– Tak…
– To uczelnia marzeń dla wielu ludzi z całego świata, ty jednak nie wyglądasz na zachwyconą, że tam się uczysz – powiedziałem, gdy wyszliśmy na ulicę.
– To nie jest szczyt moich marzeń.
– Tylko twoich bliskich, co? – skomentowałem, po czym zagwizdałem na taksówkę.
Uniwersytet był niedaleko, ale wolałem uniknąć chodzenia po ulicach, po których grasowała Bratwa.
– Jesteś strasznie wścibski – mruknęła.
– Zdobywanie informacji to moja praca. – Uśmiechnąłem się i otworzyłem przed nią drzwi taksówki, która do nas podjechała.
Zajęliśmy miejsca, a dziewczyna podała kierowcy adres.
– Jesteś dziennikarzem? – zainteresowała się.
– Czasami bawię się w paparazzo – odparłem z uśmiechem, choć na dnie serca znowu poczułem bolesne ukłucie. Towarzyszyło mi ono za każdym razem, gdy nachodziły mnie wspomnienia związane z Safiją.
Przed oczami stanął mi jacht, na którym poznałem arabską księżniczkę i zdobyłem jej zdjęcia dla emira. Ale podobne reminiscencje były dla mnie czymś złym. Wywoływały nostalgię i sprawiały, że nie skupiałem się na rzeczywistości, dlatego starałem się trzymać je z dala od siebie. Czasem jednak powracały niczym natrętne muchy. Odkąd zostałem sam, w dodatku chwilowo pozbawiony ulubionego zajęcia, zatracałem się w nich dość często, co wcale mi się nie podobało, bo nie lubiłem cierpieć przez to, co już się wydarzyło. Przeszłość nie wróci, więc poświęcanie na nią czasu nie było kreatywne.
A jednak…
A jednak odkąd Safija odeszła, często łapałem się na tym, że nawet wbrew swej woli wracałem myślami do naszych wspólnych chwil.
– Studiowałam w Paryżu na Akademii Sztuk Pięknych – powiedziała cicho blondynka. – Ale od kilku miesięcy męczę się tutaj.
– Męczysz się?
– Musiałam zmienić kierunek. Nauki polityczne zdecydowanie nie są moim konikiem. Nie radzę sobie…
– Powinnaś zatem je rzucić i robić to, co kochasz. Bez pasji ciężko odnieść sukces w jakiejkolwiek dziedzinie.
– Powiedz to mojemu staruszkowi – mruknęła gniewnie i wydęła wargi.
– Z chęcią bym sobie z nim porozmawiał jak mężczyzna z mężczyzną i powiedział mu co nieco do słuchu, zwłaszcza po tym, jak wplątał cię w solidne kłopoty. – Popatrzyłem na nią poważnie.
– To nawet mogłoby być ciekawe. – Uśmiechnęła się lekko do swoich myśli. – On przywykł rozkazywać. Nikt nie ma prawa mu się sprzeciwić.
– Radziłem sobie z monarchami, dam radę i z amerykańskim dyplomatą.
– Jesteś zabawny.
– Choć jestem dziadkiem? – Zaśmiałem się.
– Zabawnym dziadkiem. Zresztą mój ojciec jest starszy, a jeszcze dziadkiem nie jest, więc może powinnam cię przemianować na tatuśka?
– Ojcostwo raczej nie jest mi pisane – mruknąłem.
Znów poczułem bolesne ukłucie w piersi.
Cholerny sentymentalizm.
– Szkoda, byłbyś dobrym ojcem. A na pewno lepszym niż mój. Ty przynajmniej przejąłeś się moim losem, choć jesteś obcy… – stwierdziła, gdy taksówka zatrzymała się przy bramie wiodącej na teren uczelni.
– I nadal się przejmuję. Gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie zadzwonić. – Sięgnąłem po portfel i wyjąłem z niego wizytówkę – Proszę. Co prawda adres nie jest już aktualny, ale telefon i moje dane są te same.
– Peter Kelly – odczytała. – Ambasador Stanów Zjednoczonych w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
– Były ambasador – poprawiłem ją. – Chwilowo nie mam przydziału.
– No proszę. To stąd ta opalenizna, a ja myślałam, że jest sztuczna. – Zachichotała.
– Nie lubię solarium – odpowiedziałem. – Od lamp zdecydowanie bardziej wolę słońce pustyni.
– Jestem Diana – przedstawiła się.
Uścisnąłem jej dłoń.
– Miło mi, Diano, zbuntowana księżniczko.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
– Źle cię oceniłam, Peterze. Jesteś spoko – orzekła, po czym otworzyła drzwi taksówki. Nim wysiadła, popatrzyła na mnie i dodała z rozbawieniem: – No i całkiem nieźle całujesz mimo swoich lat!
Roześmiałem się.
Była już po drugiej stronie bramy, kiedy odwróciła się i pomachała mi na pożegnanie, a potem pognała w stronę zabudowań.
– Kontynuujemy trasę czy kończymy? – zapytał znudzonym tonem taksówkarz.
– Pojedziemy na Brooklyn – stwierdziłem, po czym wyjąłem telefon z wewnętrznej kieszeni płaszcza i wybrałem numer swojego sekretarza.
– John, mam nadzieję, że jesteś w domu. Będę miał dla ciebie sprzęt do przejrzenia – powiedziałem, patrząc na telefon fałszywego agenta, który wciąż miałem przy sobie. – Wiem, że się cieszysz…
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak
Redakcja: Ewa Kosiba
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © captblack76 / Stock.Adobe.com
Ozdobnik rozdziałowy: © igoror / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Monika Magoska-Suchar
Copyright © 2022 Niegrzeczne Książki
an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67247-86-3
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek