Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Złamał jej serce, ale nie zdołał uciszyć mrocznej melodii w jej duszy.
Namiętny romans z nauczycielem zakończył się dla Stelli fatalnie. Profesor, któremu zaufała i pozwoliła wprowadzić się do świata zmysłowych przyjemności, porzucił ją i wyjechał bez słowa wyjaśnienia. Być może Stella nie ma już szans na odzyskanie miłości Cesare’a, ale na pewno należy jej się chociaż jedno – prawda. W celu uzyskania odpowiedzi wyrusza na poszukiwania dawnego ukochanego.
Cesare Elaclaire wykłada obecnie w elitarnej Juilliard School w Nowym Jorku, szkole dla wybitnie uzdolnionych muzyków. Kiedy do grona jego studentów dołącza Stella, profesor stara się ją ignorować. Ale co tak naprawdę próbuje ukryć pod maską wrogości i obojętności?
Rozsądek podpowiada Stelli, że gra z tym mężczyzną nie może skończyć się dobrze dla nikogo. Wciąż pragnie jednak profesora i nie potrafi zrezygnować z uczucia do niego. Czy z relacji od początku obciążonej kłamstwem i żądzą zemsty może narodzić się miłość? A może to tylko burza zmysłów, która przeminie tak gwałtownie, jak się pojawiła?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 292
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dziwny miłości traf się na mnie iści, że muszę kochać przedmiot nienawiści.
– William Shakespeare ROMEO I JULIA
Bałam się.
Cholernie się bałam.
Wszystko było nowe. Nowe i obce.
Nowi koledzy, nowe budynki uczelni, nowe życie, tak inne od tego, do którego przywykłam. Byłam z dala od domu i nadopiekuńczego ojca, zdana tylko na siebie…
A jednak nie mogłam teraz stchórzyć. Zaryzykowałam. Po raz pierwszy w życiu postawiłam wszystko na jedną kartę. Wybrałam…
I oby to był ten najwłaściwszy wybór.
Taki, dzięki któremu wrócę na właściwe tory, bo od pół roku miałam wrażenie, że z nich wypadłam.
Oby to nie była porażka…
Obym się nie pomyliła…
Obym nie pomyliła się co do niego…
Spojrzałem na dwie nagie kobiety śpiące w hotelowym łóżku i westchnąłem ciężko. Nie chciałem wracać. Tak bardzo nie chciałem wracać.
Ale musiałem…
Niestety musiałem.
Skierowałem kroki pod prysznic. Dla orzeźwienia puściłem zimną wodę i oddałem się szybkiej analizie rozpoczynającego się dnia.
Do wakacji oddawałem się pracy nieustannie. To odsuwało mnie od problemów, nie miałem czasu, by myśleć. W czasie przerwy w zajęciach również nie próżnowałem, działając intensywnie w komisji senackiej przy ministrze sztuki i pisząc książki naukowe. Trzy ostatnie tygodnie lata postanowiłem wykorzystać jednak na reset. Bajkowy wyjazd: tropikalne plaże, błękitne laguny, złociste piaski i imprezy… Od rana do wieczora niczym nieskrępowana zabawa. Seks, który uwielbiałem, podany mi jak na tacy na nieskończoną ilość sposobów i smaków. A wszystko po to, bym zapomniał…
Wciąż tlił się we mnie gniew i zawód oraz poczucie braku spełnienia – w końcu zrezygnowałem z zemsty.
Dla niej.
Dla Stelli.
I przez nią.
To była moja decyzja i nikt na mnie nie naciskał, bym ją podjął, a jednak na samą myśl o tym zaczynałem się wahać: czy aby na pewno zrobiłem dobrze, że zostawiłem za sobą przeszłość? Że nie rozwikłałem jej tajemnic? Że odebrałem sobie możliwość, by zaznać sprawiedliwości? I szansę na lepszą przyszłość.
Co by się stało, gdybym wrócił?
Ile razy pragnąłem to zrobić.
Wrócić…
Rzym wabił mnie i przyzywał, te drzwi były jednak zamknięte. Nie mogłem o tym zapominać. Nie chciałem zaszkodzić dziewczynie, którą obdarzyłem czymś więcej niż tylko seksualną fascynacją. Dałem jej wolność, choć zdradziła nasze uczucie. Opętała mnie jednak do tego stopnia, że nie byłem w stanie jej za to skrzywdzić…
Stella.
Moja gwiazda.
Rozpaczliwie chciałem o niej zapomnieć, ale jej obraz wciąż mnie prześladował.
Kochając się z innymi, wciąż widziałem ją. I wiedziałem, czułem to, że bez niej już nic nie będzie takie samo.
Tym bardziej nie uśmiechało mi się wracać na uczelnię po pełnym rozpusty urlopie. Uniwersytet źle mi się kojarzył. Tam będę o niej myśleć mimowolnie. Skoro towarzyszyła mi w łóżku, teraz jej obraz będzie prześladował mnie i ze studenckich ławek…
Powinienem znaleźć kogoś, kto by ją skutecznie i definitywnie zastąpił, dawne kochanki i przygodne panienki poznane na wyjeździe czy w czasie politycznych bankietów to dla mnie za mało. One nie miały w sobie tej niewinności i wrażliwości, których szukałem. Nie posiadały wewnętrznej muzyki, którą tylko ja byłem w stanie usłyszeć w kobiecie i ją z niej wydobyć… Potrzebowałem czegoś więcej… Potrzebowałem bratniej duszy, która jednocześnie podzielałaby moje artystyczne pasje…
I wtedy do mnie dotarło.
Może już czas, bym z powrotu do wykładania wyłuskał coś dobrego?
Może ten rok akademicki przyniesie ukojenie moich bolączek?
Nowi studenci oznaczali świeżą krew. Wśród nich mogła być godna następczyni córki Luciana. A więc nadszedł czas, by znów zapolować na gwiazdę. Może właśnie dziś pojawi się na moim nieboskłonie i swoim blaskiem wskaże mi drogę, którą utraciłem wraz ze stratą Stelli?
Zagubiłem się, bo nie było już w moim życiu rozpromieniającego go światła. Ale chyba nadszedł już czas, bym znów je odnalazł.
Z tym postanowieniem przygotowałem się do wyjścia. Nim opuściłem hotelowy pokój będący świadkiem wielu moich ekscesów, które ze względu na wysoką pozycję musiałem kryć przed opinią publiczną, zostawiłem dla moich towarzyszek napiwki wprost proporcjonalne do rozkoszy, jaką mi dały tej nocy. Potem zamknąłem za sobą drzwi.
Jaka szkoda, że o nich zapomnę, gdy tylko odjadę moim sportowym autem z hotelowego parkingu, podczas gdy pozbycie się z umysłu Stelli graniczyło z cudem…
Denerwowałam się. Drżałam wewnętrznie. W końcu od tego występu zależało wszystko… Przygotowywałam się do tego momentu cały ostatni semestr. Skupiłam się tylko na tym. Każdy ruch smyczka przybliżał mnie nieuchronnie do tego przesłuchania. Nic innego nie miało znaczenia. Dla tej chwili żyłam… Czy raczej wegetowałam, bo tylko tak mogłam nazwać stan, w którym tkwiłam, odkąd w moim życiu zabrakło mistrza. A przecież ja chciałam znów czerpać z tego życia garściami. W tym celu musiałam jednak dostać się na wymarzoną uczelnię.
Juilliard School w Nowym Jorku była droga…
Bardzo droga.
Sam talent nie wystarczał, by zostać jej studentem. Potrzebne były jeszcze wielkie pieniądze lub odpowiednie koneksje. Ja nie mogłam liczyć na żadne z nich. Ojciec nie chciał nawet słyszeć, bym miała się przenieść do Stanów, by kontynuować naukę, podczas gdy ja marzyłam tylko o tym. Dla niego było to zdecydowanie za daleko i nie przekonywało go nawet pierwsze miejsce amerykańskiej uczelni w światowych rankingach szkół muzycznych. Uważał, że Amerykanie nieposiadający tak bogatego dorobku kulturowego jak Europejczycy nigdy nie zrozumieją ich mentalności, i dlatego ja, jako Europejka, powinnam pozostać na Starym Kontynencie, by kontynuować naukę, bo tylko tutaj była ona na odpowiednim dla mnie poziomie. Odmówił mi sfinansowania studiów w Ameryce. Nie zgodził się także napisać mi listów polecających do władz uczelni. Zablokował w tej dziedzinie również moich preceptorów i rektora z Accademia Nazionale di Santa Cecilia. Mimo tych przeciwności i jego jawnego sprzeciwu postawiłam na swoim. Początkowo myślałam o ruszeniu funduszu powierniczego, który został mi po matce. Pieniądze z niego wystarczyłyby na jakiś czas, resztę uzupełniłabym pożyczką bankową. W chwili gdy byłam gotowa na ten krok, który niestety wiązałby się z ostatecznym zerwaniem relacji z ojcem, stało się jednak coś, czego się nie spodziewałam. Moja uczelnia przyznała mi stypendium…
TO stypendium!
Dwa miliony euro zwolnione z podatku wpłynęły na moje konto…
Byłam milionerką.
Ja…
Szara myszka, córeczka tatusia, która nie była w stanie mu dorównać.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to możliwe? O przyznaniu stypendium miał decydować profesor Elaclaire, ale po jego wyjeździe temat całkowicie ucichł. A tu nagle taka niespodzianka… I to akurat w momencie, gdy najbardziej tego potrzebowałam!
Mając potrzebne środki, nie musiałam obawiać się ojca. Niestety, jak się szybko okazało, mogłam cieszyć się nimi tylko na papierze, bo pieniądze zostały przelane przez akademię – zgodnie z ustaleniami, jakie poczynili bez mojej wiedzy rektor z maestrem – na konto ojca, który zamierzał mi je wydzielać, tak jak czynił to dotychczas. Ponieważ jednak były przeznaczone na rozwój mojej kariery, postanowiłam to wykorzystać. Wybłagałam u Luciana zgodę na wyjazd do Francji. Konserwatorium Paryskie wykazało zainteresowanie przyjęciem mnie w swoje mury na podstawie wysłanego im dema mojej gry. Celowo wybrałam tę uczelnię. Po pierwsze uzasadniało to mój wylot z kraju na dłużej, a po drugie maestro nie miał tam obecnie żadnych bliskich znajomych, by mogli dla niego szpiegować i sprawdzić, czy faktycznie uczę się w tej szkole. Ze względu na wysokie miejsce francuskiej uczelni w rankingu światowych szkół muzycznych oraz położenie na Starym Kontynencie tym razem maestro już bez sprzeciwu przyklasnął mojemu pomysłowi. Dzięki temu nie musiałam go błagać ani tłumaczyć się ze swoich planów.
Ojciec w życiu nie zrozumiałby pobudek, dla których to robiłam. Bo przecież nie mogłam mu wyznać wprost, że kieruje mną miłość i to ona pcha mnie za ocean, na kompletnie nieznany mi grunt. Bolał mnie fakt, że byłam zmuszona posłużyć się kłamstwem względem niego, ale i przyjaciół. Nikt nie mógł wiedzieć, dokąd naprawdę się udaję, bo informacja o tym mogłaby dojść do maestra, co z pewnością zniweczyłoby moje plany. Gdyby mój ojciec się dowiedział, kto jest obiektem moich uczuć, które pchają mnie do tego szaleńczego kroku, z całą pewnością surowo by to potępił. A ja nie chciałam potępienia, a zbawienia. Chciałam znów być szczęśliwa, nawet jeśli to szczęście wiązało się ze stawianiem samej sobie wyzwań, z którymi nieśmiała Stella nie dałaby sobie rady. Tamta Stella została jednak skutecznie wyszkolona przez profesora Elaclaire’a, dzięki czemu ta obecna nie była już aż tak zamknięta w sobie i niepewna. Wiedziałam, czego pragnę, umiałam też kontrolować emocje, co pomagało mi grać w najbardziej stresujących warunkach, a wszystko to dzięki niemu… To on mnie tego nauczył. To on mnie taką uczynił…
Na myśl o moim mistrzu czułam wzruszenie zmieszane z podnieceniem. Pragnęłam i tęskniłam. Byłam też zła. Zła, że mnie zostawił, że odszedł bez słowa. Że zablokował mój numer. Że jego asystent z jakiegoś powodu wciąż mnie spławiał…
Nie mogłam jednak tego tak zostawić. To we mnie tkwiło niczym cierń. Musiałam poznać prawdę. A przede wszystkim musiałam go zobaczyć i właśnie dlatego teraz tu byłam – w jednej z auli przesłuchań Juilliard School. Wkraczałam na niewielką okrągłą scenę otoczoną schodkowo ustawionymi ławkami i choć drżałam wewnętrznie, wiedziałam, że podołam. Innego wyjścia nie było. Miałam odpowiednie środki finansowe i talent.
Musieli mnie przyjąć…
On musiał…
Widownia tonęła w mroku. Oświetlona była tylko scena, dlatego nie widziałam oceniających, tylko ich sylwetki skryte w mroku rozsiane po sali, tak aby jurorzy nie mieli ze sobą kontaktu i nie wpływali wzajemnie na swoje noty.
Może i lepiej, że byli anonimowi. To pozwalało mi na większe skupienie.
– Panna Stella Adano. Uczennica Accademia Nazionale di Santa Cecilia ubiegająca się o przyjęcie do klasy wiolonczeli na naszej uczelni – przedstawiła mnie ubrana w elegancki stalowy garnitur wysoka kobieta o jasnych włosach związanych w kok na czubku głowy.
Zoya Willson.
Znałam ją ze strony internetowej uczelni, którą przez ostatnie pół roku przeglądałam chyba z milion razy dziennie, oraz z broszur informacyjnych, którymi zostałam zasypana po złożeniu podania o przyjęcie na nowojorski uniwersytet. Piękna, władcza, stanowiąca kwintesencję kobiecości. W dodatku utalentowana. Była na szczycie listy skrzypaczek światowego formatu, a teraz zarządzała Juilliard School jako jej rektorka.
To ona zatrudniała profesora…
To ona widywała go prawie codziennie.
Zazdrościłam jej tego bardziej niż pozycji, którą osiągnęła w muzycznym światku.
– Niech pani zaczyna, panno Adano. Proszę tylko powiedzieć, jaki utwór pani wybrała na swoją prezentację.
– Gavottę Bacha – odpowiedziałam pewnie, zajmując miejsce na niewielkim taborecie i stawiając przed sobą wiolonczelę, którą podał mi ktoś z obsługi przesłuchania.
Panna Adano?
Byłem rozkojarzony i zmęczony. Przesłuchania trwały całymi dniami. Jak zawsze przed inauguracją roku akademickiego ważyły się losy osób, które zamierzyły zmienić uczelnię na naszą. Rekrutacja pierwszego roku była zamknięta już dawno, natomiast starsze roczniki zawsze były zostawiane na ostatnią chwilę. To była siódma godzina trzeciego dnia przesłuchań i miałem już serdecznie dość. Znudzony zaglądałem do komórki, nie oczekując cudów, gdy nagle ten cud jednak się zdarzył…
Uniosłem głowę, spojrzałem na scenę mieszczącą się poniżej ławek dla widzów i zamarłem porażony tym, co zobaczyłem. Oświetlona reflektorami niczym świętą, mistyczną poświatą Stella zaczynała właśnie grę utworu, który ćwiczyłem wraz z nią ponad pół roku temu.
Przez dłuższą chwilę nie wierzyłem własnym oczom. Czyżbym znów miał urojenia i śnił na jawie?!
Ale im dłużej na nią patrzyłem, tym realniejsza się stawała. Realniejsza i piękna… Jaśniała niczym gwiazda, poświęcając się temu, co kochała – swojej pasji. Skupiona, dokładna, perfekcyjna…
Była ubrana w białą koszulę obciskającą jej biust oraz plisowaną spódniczkę będącą obowiązkowym elementem ubioru na poprzedniej uczelni.
Czy skromność mogła być wyzywająca? Patrząc na Stellę, doszedłem do wniosku, że tak. A w jej wydaniu robiła się wręcz wyuzdana…
Czarne włosy związała wysoko, by nie przeszkadzały jej w grze, ale jeden niesforny kosmyk wysunął się z upięcia i opadał jej na czoło. Miałem ochotę go odgarnąć…
Nie. Miałem ochotę rozplątać jej włosy, uwolnić je i wpleść w nie swoje palce, rozkoszując się ich jedwabistą fakturą…
Gdy grała, rozchylała lekko usta. I choć siedziałem w głębi sali, byłem w stanie to dostrzec oczami mojej wyobraźni. Podobnie do bieli jej zębów i koniuszka języka, którym o nie ocierała, nieświadomie licząc takty.
Mój Boże… Co ja bym dał, by wtargnąć językiem w te usta, by poczuć ich smak, by nimi zawładnąć. Wargi dziewczyny zdawały się jędrniejsze, niż zapamiętałem. Sok… Były wypełnione słodkim nektarem, a ja pragnąłem ponownie go skosztować.
Przemknąłem wzrokiem po jej białej, długiej szyi aż proszącej się o pieszczoty i wtedy go dojrzałem. Wisiał między jej obojczykami. Przy każdym gwałtowniejszym ruchu grającej błyskał odbijającym się w nim światłem reflektorów niczym latarnia morska. Naszyjnik z gwiazdką. Na Gwiazdkę. Dla Gwiazdki…
Nosiła go.
Nosiła prezent ode mnie.
Nosiła go, choć szybko znalazła pocieszenie w ramionach innego. Czy wtedy, gdy ją całował, a może i robił z nią te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy, które powinny być zarezerwowane dla mnie, również miała go na swojej szyi?
A może tym gestem liczyła na zmiękczenie mojego serca? Na możliwość powrotu? Czyżby była zwyczajnie interesowna? Jak jej matka…? I liczyła, że za moim wstawiennictwem dostanie się do prestiżowej Juilliard School, marzenia młodych muzyków na całym świecie?
Niedoczekanie.
Poczułem gniew.
Wciąż tliło się we mnie pożądanie, ale złość brała nad nim górę. Przeważała, rozpierając moje członki gorącem niespełnienia i irytacji. Powinienem wziąć ją na stronę, pozbawić bielizny i pasem wtłuc do głowy, że między nami wszystko skończone. Obawiałem się jednak, że podchodząc do sprawy w ten sposób, tylko rozdrapałbym rany i sprawił, że to, co zamknięte, znów stanęłoby przed nami otworem. Dlatego w chwili gdy przyszło do oceniania, nie zawahałem się ani chwili, wybierając noty na służącym do tego tablecie.
– Doskonałe wykonanie, panno Adano. Mistrzowskie…
Rektorka wstała ze swojego miejsca i zaczęła bić mi brawo na stojąco. W sali włączono światła, a do kobiety dołączyli pozostali profesorowie.
Przez moment oślepiała mnie jasność, dopiero gdy moje oczy do niej przywykły, skłoniłam się przed publicznością złożoną ze znamienitych nauczycieli i wtedy zobaczyłam, że jedna osoba nie wstała jak pozostali. Siedzący w jednym z wyższych rzędów mężczyzna patrzył na mnie z surową miną. I choć powinnam bać się tego wyrazu twarzy i zdystansowanej postawy, miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia na jego widok.
Cesare Elaclaire też tu był!
Słyszał mój występ. Występ, który dedykowałam jemu…
Mój kochany… Mój wytęskniony.
Mój profesor.
Mój mistrz!
Nie byłam w stanie oderwać od niego oczu. Powinnam do niego podbiec i rzucić mu się na szyję. Tak bardzo tęskniłam… Ale musiałam wytrzymać. To nie był czas na podobne gesty. Pewnie był zaskoczony, że mnie tu zobaczył. Nie spodziewał się. Musiałam z nim porozmawiać, wyjaśnić to, co między nami zaszło. Poznać pobudki jego działań, a nade wszystko przytulić…
Boże, jak bardzo tego pragnęłam. Jego ciepła, dotyku, także tych zadających mi słodki ból tortur. Chciałam go pocałować. Pieszczotami i słowami zapewnić o mojej nieustającej miłości i oddaniu. Zwalić lodowy mur, który wokół siebie wytworzył, a który moje czujne oko natychmiast wychwyciło.
Tak, pragnęłam profesora Elaclaire’a i dla niego tu przyjechałam. By znów móc z nim być po niespodziewanej rozłące, którą nam zafundował.
Ten wzrok. To spojrzenie. Palące, błagalne. Oczy łani. Tafle krystalicznie czystej duszy, której pragnąłem do zniewolenia. Niezmierzona toń niewinności i skromności. Zwierciadła odbijające mój mrok i przemieniające go w jasność.
Teraz ten wzrok wbijał się we mnie, a ja odpowiadałem na niego, dumnie unosząc głowę. Nie mogła dostrzec wahania i emocji, które targały moją duszą w tej chwili. To była słabość. Ona nią była i nie miała prawa o tym wiedzieć. Musiała być mi obojętna, przynajmniej tak powinna myśleć. To ułatwiłoby sprawę. Nie wiedziałem, co tu robi, ale jej przybycie nie wróżyło dla mnie niczego dobrego. I choć przez ostatnie pół roku myślałem tylko o tym, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu będzie mi dane ją zobaczyć, w tym momencie żałowałem swoich pragnień.
Ona była niebezpieczna.
Miała nade mną władzę. Była niczym wiedźma, która rzuciła na mnie klątwę, a ja nie umiałem uwolnić się spod jej czaru.
Wyrządziła mi wiele zła. Nie byłem gotów, by jej wybaczyć. Twierdziła, że miłość jest dla niej najważniejsza, tymczasem w ciągu chwili zastąpiła mnie innym. Jej słowa były puste. Był w nich jad. Nie mogłem zapominać, że nazwisko, które nosiła, zobowiązywało. Była Adano w każdym calu, a ja powinienem trzymać się od tej rodziny z daleka…
– Profesorze Elaclaire… To chyba pomyłka? – Z bolesnego zamyślenia wyrwała mnie Zoya. Swoim głosem przerwała hipnotyczny trans, w który oboje wpadliśmy ze Stellą, mierząc się wygłodniałym wzrokiem.
– Pomyłka? – Przeniosłem spojrzenie na blondynkę, odnosząc wrażenie, że jest tu zbędna. Podobnie jak i wszyscy obecni na sali preceptorzy. Powinienem być tu sam na sam ze Stellą.
– Te noty… To chyba pomyłka systemu – oznajmiła, wskazując na swój tablet, na którym wyświetliły jej się wyniki głosowania oceniających występ nauczycieli. – Niech pan sprawdzi, czy wszystko się zgadza.
Popatrzyłem na swój tablet i przebiegłem wzrokiem ostatnie zapiski. Były tam oceny, które dałem Stelli. Dokładnie takie, na jakie moim zdaniem zasługiwała.
– Nie ma mowy o pomyłce – odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
– Ale… Ale, Cesare… Dałeś same F!
– Czyli system nie zawiódł – stwierdziłem beztrosko, przenosząc wzrok ponownie na dziewczynę.
Jej otwarta ze zdumienia buzia i mina wskazująca najwyższy wymiar szoku stanowiły miły memu sercu widok.
Dobrze ci tak, pieprzona Adano!
Cierp!
Same F?!
Gapiłam się na Elaclaire’a bezrozumnie, podobnie jak pozostali nauczyciele, którzy najwyraźniej tak samo jak ja nie rozumieli jego decyzji.
Jak to możliwe, że ocenił mnie aż tak nisko? Przecież zrobiłam niesamowity progres. Zagrałam tak, jak mnie tego uczył. Byłam kreatywna, otwarta, nie odtwórcza. Do tego nie stresowałam się tak, jak zwykle, a nawet udało mi się zapanować nad natrętnym pąsem. Pomógł mi w tym co prawda mocniejszy, niż stosowałam w Rzymie, makijaż, ale i tak liczył się fakt, że nie było widać mojego wstydu.
Czego zatem oczekiwał ode mnie, że nadal nie umiałam mu sprostać?
A może nie o muzykę mu chodziło, a o samą moją osobę…?
On miał do mnie żal.
Zrozumiałam to w chwili, gdy patrzył na mnie z wyższością, zadzierając dumnie głowę, jak tylko on potrafił. Okazywał mi swoją pogardę.
Czyżbym właśnie natrafiła na trop, dzięki któremu miałam w końcu odkryć, dlaczego profesor tak nagle mnie zostawił? Dlaczego porzucił mnie jak zużytą rzecz, a teraz, gdy walczyłam o nasze uczucie, udawał, że jestem mu obojętna?
Mimo ukłucia w sercu wiedziałam w tej chwili, że dobrze zrobiłam, przyjeżdżając tutaj. Tylko on mógł dać mi odpowiedzi na pytania, które nurtowały mnie przez cały poprzedni semestr. Bez nich nie byłam w stanie iść naprzód i swobodnie się rozwijać. Musiałam to z nim wyjaśnić, a on musiał zadecydować, czy brniemy w nasz związek dalej. Tylko on mógł mnie uwolnić z tej relacji. Na razie wciąż trzymał mnie na uwięzi wątpliwości i tęsknot.
– Dlaczego tak nisko oceniłeś pannę Adano? Była lepsza niż niejeden student ze starszego roku – stwierdziła Zoya, nie kryjąc zdumienia. – Wszyscy inni są zgodni. Dostała wyłącznie A!
Zmarszczyłem czoło. Nie lubiłem, gdy ktoś podważał moje zdanie, w dodatku publicznie.
– Dłużej, niż panna Adano jest na świecie, zajmuję się nauką gry na wiolonczeli – oświadczyłem stanowczo. – Jeżeli więc uważam, że ktoś się do tego nie nadaje, to znak, że nie spełnia kryteriów, które przyjąłem za kluczowe, by uznać go za dobrze rokującego ucznia. Panna Stella niestety nie rokuje. Dlaczego? Bo przejęła tradycyjną technikę wywodzącą się ze Starego Kontynentu. Ma w domu wzorzec, który notorycznie naśladuje, i zamiast podążać własną artystyczną drogą i przecierać muzyczne ścieżki, woli buksować w miejscu, naśladując ojca. Z tym że dla mnie maestro Luciano Adano wraz ze swoją sztuką powoli odchodzi do lamusa. W obecnych czasach liczy się nowatorstwo i kreatywność, czego panna Adano, ślepo wpatrzona w ojca, nigdy nie pojmie. Nasza uczelnia reprezentuje nowoczesność i rozwój, a ja z kolei stoję na straży wartości Juilliard School, o których najwyraźniej zapomnieli moi koledzy po fachu. – Popatrzyłem znacząco po obecnych w sali przedstawicielach kadry naukowej. – Dlatego jestem przeciwny, by europejska nuda wkraczała do naszego uniwersytetu. Pannie Adano mówię stanowcze nie!
Dostałam w twarz.
Bolało.
Niby Elaclaire potraktował mnie w ten sposób nie pierwszy raz, ale byłam pewna, że moje wykonanie mu się spodoba. Wiedziałam, że zrobiłam progres, zmieniłam sposób myślenia. Teraz kierowałam się własnym poczuciem stylu i nie myślałam już o doścignięciu ojca. W moich działaniach przyświecał mi tylko jeden cel: dostać się na uczelnię, gdzie wykładał mój mistrz. Nic innego się nie liczyło, tymczasem profesor, zamiast to docenić, wyraźnie chciał się mnie pozbyć.
Poczułam piekące łzy pod powiekami.
Co z tego, że inni, łącznie z rektorką, byli zachwyceni, skoro on uważał, że się nie nadaję?!
Zoya nie skomentowała słów Elaclaire’a, tylko zwróciła się do mnie:
– Dziękujemy, panno Adano. Świetny występ. Wyniki naboru będą dostępne pod koniec tygodnia w dziekanacie.
Odpowiedziałam jej skinieniem głowy. Nie mogłam się odezwać. Byłam rozedrgana i myślałam tylko o jednym: że muszę z nim porozmawiać. Bez względu na wszystko, co czułam, i na to, jak mnie teraz potraktował, musiałam stanąć z moim profesorem twarzą w twarz i zmierzyć się z gniewem samego władcy ciemności. Inaczej nie będę w stanie normalnie funkcjonować…
Z tym postanowieniem opuściłam aulę przesłuchań.
– Połączenie tradycji z nowoczesnością może przynieść korzyści naszej placówce, Cesare – stwierdziła Zoya, siadając obok mnie w przerwie między przesłuchaniami. – Sądząc po liczbie punktów, panna Adano i tak się do nas dostanie. Moim zdaniem powinieneś wziąć ją pod swoje skrzydła. Przypiszę ją do twojej klasy…
– Ja jej nie chcę – oświadczyłem, siląc się na beztroski ton.
– Czemu jesteś na nią taki cięty? – zdziwiła się blondynka, przyglądając mi się uważnie.
– Miałem z nią do czynienia w czasie mojego półrocznego pobytu w Rzymie – stwierdziłem zgodnie z prawdą – więc mogę powiedzieć najwięcej z was wszystkich na temat jej talentu i postępów, jakie poczyniła. Nie wyciągnęła żadnych wniosków z naszych lekcji. Ona się nie rozwija. Nic z niej nie będzie. Ja szlifuję wyłącznie diamenty, a ona z całą pewnością diamentem nie jest…
– Wydaje mi się, że jesteś niesprawiedliwy…
– A mi się wydaje, że zależy ci, by popularne w Europie nazwisko znalazło się na liście naszych studentów – odwarknąłem.
– Nie przekonam cię? – zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu. Gdy była pewna, że nikt z obecnych nas nie obserwuje, położyła dłoń na mojej nodze i podążyła nią w stronę rozporka.
– Możesz spróbować – mruknąłem już łagodniej, gdy złapała mnie za penisa przez materiał spodni i zaczęła przesuwać po nim palcami.
– Dzieci śpią dziś u dziadków. Mam wolny wieczór i dom pérignon w lodówce – stwierdziła zalotnym szeptem, owiewając moje ucho ciepłem swojego oddechu.
– Przyjdę. Pod jednym warunkiem – odpowiedziałem, nie patrząc na nią.
– Jakim? – wydyszała namiętnie wyraźnie podniecona wizją spędzenia wspólnego wieczora ze mną.
– Że nie będziesz zadręczać mnie tą smarkulą! – stwierdziłem stanowczo.
Czułam się jak szpieg.
Jakbym robiła coś złego. Ale nie mogłam odpuścić.
Ponad dwie godziny czekałam na chwilę, gdy przesłuchanie się skończy, a profesorowie opuszczą w końcu aulę. Gdy wreszcie do tego doszło, a Cesare wyszedł jako ostatni wraz z Zoyą, postanowiłam go śledzić.
Para zatrzymała się na chwilę pod drzwiami i dyskutowała ze sobą. Skryta za jednym z filarów podtrzymujących sklepienie ogromnego korytarza obserwowałam ich zachowanie. Blondynka śmiała się perliście i kilkakrotnie coś szeptała do ucha mojego profesora. Natomiast on… on był dla niej miły!
Tak miły, jak tego oczekiwałam względem siebie i czego tak bardzo pragnęłam. Zauważyłam pewną poufałość w ich relacji. Zoya bawiła się klapą jego marynarki, przesuwała palcem o paznokciu pomalowanym na krwistoczerwony kolor po krawacie mężczyzny, rzucała mu wyzywające spojrzenia, podczas gdy Elaclaire objął ją kilka razy w talii.
To mnie zabolało nawet bardziej niż mentalny policzek, jaki wymierzył mi swoją niską notą. Kobieca zazdrość…
Nie wiedziałam, czym jest, aż do teraz, gdy zobaczyłam inną w ramionach ukochanego.
Może źle oceniałam ich znajomość, może byli po prostu przyjaciółmi i ich zażyłość wynikała z faktu, że znali się wiele lat, a mimo to zrobiło mi się bardzo niewygodnie z faktem, że mój profesor mógłby zastąpić mnie kimś innym.
– To co? Dwudziesta? – krzyknęła jeszcze za profesorem Zoya, gdy w końcu się pożegnali.
– Jesteśmy umówieni – potwierdził mężczyzna, po czym ruszył w przeciwną stronę niż rektorka.
I choć moje serce skuł lód, a oddech rwał się pod wpływem łez, które mimowolnie napływały mi do oczu, wiedziałam, że nie mogę odpuścić. Teraz nawet bardziej niż wcześniej, bo przecież nie mogłam ustąpić pola rywalce!
Byłem wewnętrznie rozbity. Widok Stelli całkiem wytrącił mnie z równowagi. Jakbym stracił grunt pod nogami albo jakby poraził mnie grom. Nie lubiłem nie mieć kontroli nad własnym życiem. Właśnie dlatego skorzystałem z propozycji Zoi, choć nasz romans był przeszłością. Potrzebowałem odreagować, a że sama wyszła z inicjatywą, nie odmówiłem. Musiałem rozładować stres, a nade wszystko przestać myśleć, bo z myśli nie wynikało nic prócz frustracji, wyrzutów sumienia i niekreatywnego analizowania tego, co było już za mną.
Zjechałem windą na podziemny parking i skierowałem się do mojego sportowego bentleya – jedynego auta, które zostało w garażu o tej porze, prócz samochodu Zoi. Byłem już prawie przy samochodzie, gdy usłyszałem za sobą kobiecy głos:
– Profesorze! Niech pan zaczeka…
Odwróciłem się gwałtownie. Od strony klatki schodowej biegła w moim kierunku Stella, a ja zamiast odejść i dać jej do zrozumienia, że nie mamy o czym rozmawiać, zamarłem w bezruchu porażony jej dziewczęcym pięknem, za którym tak bardzo tęskniłem…
Byłam bliska zawału. I nie chodziło o maraton, który wykonałam, by dogonić schodami jadącego windą profesora, a o fakt, że właśnie stanęłam z nim twarzą w twarz.
Był dokładnie taki, jak go zapamiętałam. A może nawet piękniejszy? Wysoki, elegancki, szeroki w barkach, pachnący markowymi perfumami, które mąciły mi zmysły i przyciągały w jego objęcia niczym magnes. Miałam ochotę zapaść się w jego ramionach i zapomnieć o całym świecie. Chciałam wpleść palce w jego czarne, szpakowate na skroniach włosy, rozkoszować się dotykiem jego szorstkich od zarostu policzków, czuć jego wargi na skórze i pieszczotami wyrażać wszystkie nagromadzone w moim ciele tęsknoty.
Podobało mi się w nim absolutnie wszystko, nawet marsowa mina. Była tak bardzo w jego stylu i tak bardzo do niego pasowała. Surowość, która wzbudzała mój lęk i szacunek. Kochałam ją w nim. Kochałam jego…
I powinnam to teraz wykrzyczeć.
Jego bliskość jednak mnie sparaliżowała. Stanęłam w bezruchu, gapiąc się na niego ze ściśniętym od emocji gardłem.
Jeśli istniała cisza, która mogła powiedzieć więcej niż słowa, w tej chwili odniosłem wrażenie, że właśnie w niej utknęliśmy.
Staliśmy naprzeciwko siebie, taksując się wzrokiem. Stella była kwintesencją delikatności i kruchości, ale nie mogłem zapominać, że jej wygląd był złudny. Niewinna buzia i filigranowa figura były jedynie wabikiem. Kryły wulgarność, frywolność i zdradziecką naturę. Musiałem być czujny, bo dużo czasu dochodziłem do siebie po rozstaniu z nią. A w zasadzie, na co wskazywał mój obecny stan, wciąż nie potrafiłem całkiem wyrwać się spod jej wpływu.
To było upokarzające.
Byłem samcem alfa, kwintesencją męskiej potęgi, dominatorem i niezależnym od nikogo singlem, a jednak w jej obecności traciłem samokontrolę.
Powinienem ją przytulić. Wyglądała tak bezbronnie. Nie była w stanie ukryć przede mną drżenia rąk. Miałem ochotę chwycić je w swoje i ścisnąć, by poczuła, że jestem przy niej i od tej pory nic złego już się nie wydarzy.
Zamiast tego niesiony wewnętrznym gniewem, który wciąż tlił się na dnie mojego serca, oświadczyłem oschłym tonem:
– Czego pani ode mnie chce, panno Adano?
To pytanie mnie otrzeźwiło.
– Ja… – bąknęłam, ale zaraz zebrałam w sobie całą pewność siebie.
No dalej, Stel.
Wyduś to z siebie.
Po to tu przyjechałaś!
By poznać prawdę z jego ust!, dodałam sobie otuchy w myślach, po czym oznajmiłam już pewniej:
– Chciałam z panem porozmawiać, profesorze.
Mężczyzna obrzucił mnie przeciągłym spojrzeniem.
Poczułam się naga.
Naga i brudna.
I winna. Winna, choć nie miałam pojęcia czego.
Bo właśnie to wyrażał jego wzrok.
– Nie mamy o czym rozmawiać, panno Adano. – Po tych słowach profesor obrócił się i ruszył w stronę stojącego nieopodal czarnego bentleya.
Przez chwilę stałam, patrząc na niego zdumiona.
Byłam pewna, że wykorzysta moment. Że powie mi wreszcie, o co chodziło z tym jego nagłym wyjazdem. Że mi wyjaśni swoje postępowanie, nawet jeśli mielibyśmy się pokłócić. Liczyłam na oczyszczenie atmosfery, na trudną rozmowę, która pomoże mi zrozumieć, co zaszło i w czym zawiniłam w czasie jego pobytu w Rzymie, bym mogła naprawić błędy, tymczasem on po prostu odszedł!
Wybrał milczenie!
Znów chciał mnie zostawić…
W tym momencie w moim sercu narósł bunt.
O nie! Niedoczekanie. Nie zrobi mi tego ponownie! Nie po tym, jak dla niego porzuciłam rodzinny dom, zaryzykowałam skłócenie się z ojcem i zainwestowałam stypendium w naszą miłość!
Pewnym siebie krokiem, niesiona irytacją ruszyłam za nim. Kiedy sięgał do wewnętrznej kieszeni marynarki po kluczyki, zatarasowałam mu drogę, stając między nim a jego autem.
Popatrzyłem na dziewczynę zdumiony.
– Myślałem, że jasno się wyraziłem – warknąłem zły, że nie pojęła aluzji. – Nie mamy o czym rozmawiać…
Stella przyłożyła mi palec do ust, nakazując milczenie. Byłem tak zszokowany, że słowa mimowolnie ugrzęzły mi w gardle.
– Myli się pan, profesorze. Mamy. Chociażby o tym…
Zabrała dłoń i wspięła się na palce, potem zarzuciła mi ramiona na szyję i złączyła swoje wargi z moimi.
Kluczyki wypadły mi z dłoni. Nie wiem, jak to się stało i dlaczego moje ciało nie posłuchało podszeptów umysłu, ale zamiast zignorować gest Stelli, poddałem się pieszczocie i odwzajemniłem ją równie wylewnie, podnosząc dziewczynę nad ziemię. Delikatna czułość szybko przekształciła się w pełen pasji pocałunek. Wdarłem się do ust Stelli i wziąłem w posiadanie jej gardło. Nasze języki zaczęły toczyć miłosną rozrywkę, a oddech rwał się od przyspieszonego rytmu naszych serc. Byłem podniecony. Nie kontrolowałem swoich odruchów. Penis momentalnie zaczął rozpychać moje spodnie.
Jej zapach, jej ciepło, jej smak, miękkość jej ciała, jego bliskość, świadomość, że może być w tej chwili moje…
Nikt nie był w stanie jej zastąpić.
Żadna nie zabiła moich tęsknot i myśli o Stelli.
Żadna nie mogła się z nią równać…
To było spełnienie moich marzeń. Na ten moment czekałam pół roku. Wszystkie wylane przez ten okres łzy i wszystkie stresy zyskały na znaczeniu, bo stanowiły schody wiodące mnie do ukochanego. W jego ramiona.
Tak bardzo tęskniłam.
Tak bardzo kochałam.
I najwyraźniej on też mnie kochał, bo nie odrzucił mnie, nie odepchnął, tylko porwał w objęcia i całował tak wylewnie i namiętnie, jakby nic się między nami nie zmieniło.
Mój mistrz.
Mój profesor.
Mój Cesare…
– Sam pan przyzna, że mamy sobie dużo do powiedzenia w tej… materii – wydyszała radośnie Stella cała zaróżowiona z emocji, gdy w końcu postawiłem ją na ziemi.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że takie same „rozmowy” prowadziła z Titem, gdy tylko mnie zabrakło u jej boku. Wspomnienie tej nieszczerości i zakłamania od razu zgasiło mój zapał. Niepotrzebnie dałem się jej zaskoczyć. Niepotrzebnie jej uległem jak słabeusz. Nie rozumiałem swojego ciała, które zmuszało mnie do zachowań tak bardzo różniących się od moich spostrzeżeń i myśli.
– Na szczęście już skończyliśmy, więc pozwoli pani, panno Adano, że wrócę do domu – odpowiedziałem lodowatym tonem, po czym podniosłem kluczyki i nacisnąłem je, by otworzyć auto.
No nie! Znowu?
Dlaczego on mi to robił? Już przecież było tak, jak powinno być. Wciąż jeszcze czułam ścisk w dole brzucha, a moja cipka kurczyła się od pożądania. Pragnęłam spełnienia, a on chciał nim wzgardzić. Moja desperacja sięgnęła zenitu.
– W takim razie… Jadę z panem – oświadczyłam i stanowczym krokiem ruszyłam ku drzwiom od strony pasażera.
Zaskoczyła mnie. Jej determinacja była imponująca. Nie dała za wygraną, postawiła mi się. Musiałem dać jej nauczkę. Nie miała prawa szarogęsić się w moim życiu. Nie miała prawa mną sterować, bo to ja sterowałem ludźmi, nie odwrotnie. Chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie, by nie zrealizowała swojego zamiaru.
– Jadę sam – wycedziłem, stając z nią znów twarzą w twarz.
– Nie, ja jadę z panem – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
Boże! Miałem ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z ust. Chciałem ją ukarać. Przypomnieć, kto jest jej panem i kto naprawdę rządzi w tym związku.
– Nie… – mruknąłem. Popchnąłem ją na maskę mojego bentleya i zmusiłem, by się na niej położyła. – Zostaniesz tutaj i już ja się o to postaram, abyś nie była w stanie za mną podążyć…
Po tych słowach pochyliłem się nad dziewczyną i wsunąłem dłoń pod jej plisowaną spódniczkę.
Tak…
Nareszcie!
Rozszerzyłam nogi, ułatwiając mu dostęp do mojego łona.
Władczym szarpnięciem profesor pozbawił mnie koronkowych majtek. Nie miałam rajstop, tylko pończochy, które tak lubił. Leżałam przed nim na masce jego samochodu i z trudem łapałam oddech, czekając na to, co nieodzowne i czego tak bardzo pragnęłam.
Nieważne, że w tym miejscu każdy mógł nas zobaczyć. Nieważne, że byłam nieskromna i wulgarnie prężyłam przed mężczyzną swoją kobiecość. Nieważne, że to nie była niewinna Stella, z którą najlepiej się czułam. Przy tym mężczyźnie stawałam się kimś diametralnie innym, niż byłam faktycznie, i było mi z tym cholernie dobrze. Jakby tylko on odzierał mnie z kompleksów i nieśmiałości. Byłam samoświadoma, odważna i wyzywająca. I doskonale wiedziałam, czego od niego pragnę i oczekuję…
Moja kobiecość ociekała miłosnymi sokami. Mięśnie pochwy zaciskały się w bolesnym oczekiwaniu. Pragnęłam go całą sobą. Niech wejdzie we mnie i potężnymi pchnięciami zburzy mur, który między nami powstał…
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik Wydawczyni: Agnieszka Nowak Redakcja: Justyna Yiğitler Korekta: Kinga Dąbrowicz Projekt okładki: Marta Lisowska Zdjęcie na okładce: © Anna / Stock.Adobe.com
Copyright © 2023 by Monika Magoska-Suchar
Copyright © 2023, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne Białystok 2023 ISBN 978-83-8321-459-7
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com