22,00 zł
Wanda Kieszkowska – Ofiara Miłości
Seria MŁODZI PRZYJACIELE JEZUSA
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Piękna historia, która wydarzyła się naprawdę. Mały Piotruś d’Airrelle z Saint Malo współpracując z łaską Bożą postanawia nawrócić swojego tatę. W działaniach idzie na całość. Aż do końca jest wierny przykazaniu, jakie zostawił nam nasz Zbawiciel: „Miłujcie się wzajemnie tak jak Ja was umiłowałem.” Wzorem Jezusa Chrystusa składa z siebie ofiarę miłości.
W tekście korzystano z wydania z 1935 roku (za pozwoleniem władzy duchownej), dokonano niezbędnych korekt językowych, dostosowując go do aktualnie obowiązujących norm.
KSIĄŻKA:
Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch
Wydanie I
Format 11,5 x 18 cm
Liczba stron – 94
ISBN 978-83-67079-13-6
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 68
Dziełko „Ofiara miłości” poświęcone jest życiu Piotrusia d’Airelle, opisanemu na podstawie jego listów, ogłoszonych przez o. Alberta Bessières SJ w zbiorku pod tytułem: Nos seigneurs les petits.
WANDA KIESZKOWSKA
OFIARA MIŁOŚCI
MŁODZI PRZYJACIELE JEZUSA
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2022
Redakcja:
zespół „na Jej głowie”.
Korekta:
Weronika Borowska
Skład:
Izabela Kamińska
W tekście korzystano z wydania z 1935 roku
dokonano niezbędnych korekt językowych,
dostosowując go do aktualnie obowiązujących norm.
(za pozwoleniem władzy duchownej)
Wydanie I
ISBN
978-83-67079-45-7
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn
tel. +48501202186
e-mail: biuro@najejgłowie.pl
www.najejgłowie.pl
SPIS TREŚCI
Wstęp
Pierwsze zbliżenie
Praca wewnętrzna
Cel życia
Modlitwa
Apostolstwo
Próby i ofiary
Tajemny układ
Walka
Krzyż
Wyzwolenie
Żniwo życia
Nagroda
Listy Piotrusia do misjonarza
Ofiary za nawrócenie
Dać Jezusowi radość
Komunia Święta za wszelką cenę
Dla swojego Ojca
Ostatni list Piotra
List od ojca Piotra
Śladami Piotra
Wstęp
Mała mogiłka dziecięca na wyniosłym wzgórzu, skąd widać hen daleko rozszemraną, tajemniczą, okiem nieogarnioną toń morza – to grób Piotrusia d’Airelle. Stoi nad nią na straży prosty krzyż granitowy, wyciągając przed siebie w przestrzeń boleśnie rozpostarte ramiona, niby na znak odwiecznego protestu przeciw zbrodni, kiedyś nad Bogiem przez całą ludzkość dokonanej.
Na płycie grobowej wyryty kielich z Hostią, wokół której widnieje napis: „Dopuśćcie dziatkom iść do mnie, a nie zakazujcie im, albowiem ich jest królestwo niebieskie”.
Ta Hostia, roztaczająca wkoło świetlane promienie, ten napis i krzyż to całe krótkie, lecz niedziecięco dojrzałe, głębokie i mądre w swej prostocie życie Piotrusia.
W tych trzech rzeczach zawiera się wszystko: jego miłość do małego Jezusa, pragnienie przebywania z Nim jak najdłużej, podporządkowanie Mu wszystkich swoich spraw, bohaterskie nieraz, wytrwałe dążenie do jednoczenia się z Nim mimo wszystko i wszystkich w codziennej Komunii Świętej, nieustępliwa, rzetelna praca nad sobą, jego apostolstwo, ofiarne, gorące oddanie, niecofające się przed żadnym poświęceniem. Wreszcie jego ciche, radosne, niekrwawe męczeństwo i śmierć, którą raczej nazwać by można weselnym powrotem na łono Boga.
Osiem lat ledwo przeżył Piotruś na ziemi, a tak wiele w ciągu tego krótkiego czasu zdołał dokonać.
To małe dziecko swą miłością żarliwą, nieustanną modlitwą i ofiarą dokonało w przeciągu jednego roku tego, nad czym na próżno nieraz najwięksi mędrcy świata pracowali przez długi szereg lat. Nawrócił serce najbliższe sobie, obok matki najdroższe, a od dwudziestu lat w grzechu zatwardziałe, na głos Boga zamknięte, nieczułe.
Jeśli bowiem są w duszy ludzkiej zamki, które oprzeć się mogą sile rozumu i przemocy, to jednak prędzej czy później otworzyć się one muszą, pokonane żarem miłości.
A Piotruś był uosobieniem miłości.
Niewiele zostało po nim pamiątek. Kilkanaście kartek, pokrytych niewprawnym, dziecięcym, usianym błędami pismem, przeznaczonych dla ojca misjonarza, założyciela Sekcji Eucharystycznej, której Piotruś był sekretarzem, najgorliwszym członkiem i apostołem, oraz parę listów jego ojca, pisanych już po śmierci dziecka.
Oto wszystko.
Nie, nie wszystko jednak. Pozostały po nim niezliczone, najdroższe wspomnienia, zapisane w sercach najbliższych, zaś w duszach bliźnich obfite owoce, jakie wydają ziarna, maleńką jego dłonią z taką szczodrobliwością wkoło rozsiewane. I te są trwalsze od innych.
A te jego listy… prześliczne listy dziecięce, świeże i promienne jak zorza, naiwne i proste, a jednocześnie mądre niepojętą mądrością Bożą, nieraz w maluczkich objawioną, głębokie, prosto do serca wnikające.
Jego listy…
Czyta się je z uśmiechem na ustach i pełnymi łez oczyma.
Z głęboko wzruszającą, najszczerszą ufnością, spowiada się w nich „swemu Ojcu” ze wszystkiego: ze swych zajęć, prac i rozrywek, ze wszystkich wad, „których ma bardzo wiele”, a z którymi walczy wytrwale, po żołniersku. W poczuciu dziecięcej bezsilności prosi nieraz o radę i pomoc w trudnościach, opisuje wiernie wszystkie zdarzenia swojego życia, nie pomijając nawet tych, których zdawałoby się nie może pojąć, lecz które z niepojętą wprost u tak małego dziecka subtelną bystrością umie zawsze trafnie odczuć, podchwycić i ocenić.
Listy, w których poprzez promienie i błękit najczystszej radości i wesela przewija się nieraz krwawa nić cierpienia i perły srebrnych łez.
Listy te to Piotruś cały.
Pierwsze zbliżenie
Piotruś miał siedem lat, gdy do miejscowości, którą wraz z rodzicami i rodzeństwem zamieszkiwał, przybył razu pewnego misjonarz, który zebrawszy wszystkie dzieci, jakie tylko mógł zwołać, wygłosił do nich szereg pięknych nauk.
Słuchały go wszystkie w skupieniu, rozwierając szeroko oczęta i buzie w niemym wzruszeniu i zachwycie. On zaś, rozświetlając ich młodociane duszyczki najświętszym słowem nauki Chrystusowej, przygotowywał je i urabiał na przyszłych członków i bojowników Sekcji Eucharystycznej, którą przed odjazdem założył, opierając się na podwalinach rzuconych przez papieża Piusa X w dekretach o wczesnej i częstej Komunii Świętej dzieci, a która w parę lat później rozkwitła tak wspaniale jako Krucjata, czyli Rycerstwo Chrystusowe.
Podczas tych nauk właśnie, na które uczęszczał z wzorową pilnością i gorliwością, usłyszał mały Piotruś między bardzo wieloma ciekawymi, a dotąd nieznanymi rzeczami, że Jezus najbardziej spośród wszystkich umiłował maluczkich sercem i duchem, że między nimi najchętniej przebywa i że dzięki papieżowi Piusowi X, który tak dobrze wolę Zbawiciela pojął i przeniknął, kielich z Hostią białą pochylić się może nad każdym, kto z wieku niemowlęctwa wyszedłszy, pragnie szczerze przyjść do Jezusa. A jako niegdyś przed wiekami, za czasów ziemskiej wędrówki Chrystusa, gromada dziatek, napotkawszy Go na swej drodze, po dniu pracy ciężko utrudzonego, obsiadła dookoła jako ptactwo leśne, trwając przy Nim, za wolą Jego i przyzwoleniem, mimo początkowego oporu i niechęci zatroskanych o spokój Mistrza apostołów, tak też i dziś nikt nie ma prawa bronić dzieciom dostępu do Jezusa.
I dowiedział się mały Piotruś jeszcze z radością i wielką szczęśliwością w duszy, że Jezus nie tylko dopuszcza dziatki do siebie, ale przez usta ziemskiego swego namiestnika wzywa je, zwołuje ze wszystkich stron świata, prosi i nakazuje, by zwartym tłumem obiegłszy święte ołtarze, białym obrusem przykryte, kołatały wytrwale do zamkniętych do niedawna przed nimi drzwiczek Tabernakulum, prosząc o dopuszczenie do Stołu Pańskiego, o swój udział w Uczcie, dopominając się o Chleb Żywota, który dla rozwoju i życia duszy jest stokroć bardziej ważny i potrzebny niż dla ciała chleb powszedni, a o który przecież co dzień, z taką natarczywością, umiemy się dopraszać u Boga w modlitwie.
Nigdy jeszcze nie słyszał mały Piotruś tak pięknych rzeczy o Jezusie.
A przecież znał Go już dobrze, mówiła mu o Nim nieraz mamusia, uczył się o Nim w szkole i kochał Go też po swojemu, szczerze i serdecznie.
Ale teraz, kiedy słuchał słów ojca misjonarza, zdawało mu się, że widzi przed sobą obraz Jezusa piękniejszy, jaśniejszy, czystszy i doskonalszy niż dotychczas, ogromem swej potęgi wszechświat cały i niebo ogarniający, a mimo tej niezmierzonej wielkości i Bożej chwały bliższy jakoś i droższy maleńkiemu sercu Piotrusia.
Każde słowo ojca misjonarza otwierało przed nim nowe horyzonty, ukazywało nieznane skarby gdzieś na dnie duszy ukryte, a brzmiało tak pięknie, jak najcudniejsza bajka, której mógłby dzień i noc słuchać bez znużenia.
Lecz Piotruś nie tylko słuchał, ale i przyjął od razu do serca wszystkie nauki ojca misjonarza, a przyjąwszy, zapragnął niezwłocznie wprowadzić je w czyn. Toteż zaraz, przed zamknięciem jeszcze misji, przystąpił do sakramentu Pokuty i Eucharystii i odtąd co dzień wiernie ponawiał najświętsze zjednoczenie z Bogiem, z równą punktualnością zjawiając się u Stołu Pańskiego, jak i w wesołym gronie rodzinnym zasiadał każdego dnia do wspólnego śniadania.
Bo i jakże miał pozostać nieczuły na tak pełne miłości, najserdeczniejsze wezwanie, płynące doń z Bożych ołtarzy?
Jakże miał nie odpowiedzieć od razu zupełnym oddaniem i natychmiastowym zaciągnięciem się pod święte sztandary, na pierwsze skinienie Niebieskiego Wodza?
Mały Piotruś nie oglądał się na swych rówieśników. Nie wiedział, jak inni postąpią w tym wypadku i nie myślał też o tym zapewne. On sam usłyszał głos Boga, przez usta zakonnika do niego przemawiający, i poszedł za Nim bez wahania.
Praca wewnętrzna
Misje te stały się punktem zwrotnym w życiu Piotrusia, gdyż wówczas to nie tylko przystąpił po raz pierwszy do Komunii Świętej, lecz zapisał się również do Sekcji Eucharystycznej, której przykazaniom pozostał wierny do końca i która tak wielki wpływ na bieg jego życia wywarła.
Bo oto pod wpływem nauk księdza misjonarza stało się tak, jak gdyby nowe, nieznane dotąd światło zajaśniało nagle nad dzieciństwem Piotrusia. Wiele rzeczy rozgorzało w jego promieniach olśniewającym, nieprzewidzianym blaskiem, ale też i wiele, jakże wiele niestety, odartych z mroków nocy, które je dotąd osłaniały, wystąpiło w owej jasności w całych swych, nigdy dotąd nie dostrzeganych szpetocie i brudzie.
I wobec tego niespodziewanego zjawiska staje mały Piotruś na chwilę zaskoczony, pełen bolesnej, nieznanej dotychczas rozterki, szczęśliwy, ale i cierpień pełen.
Życie jego upływało dotąd tak lekko, beztrosko, między nauką, którą uważał za zło konieczne i której starał się jak najprędzej pozbyć, wykręcając się od niej, o ile się tylko dało, a wesołymi zabawami, figlami i przekomarzaniem się w dobranym i kochającym gronie rodzinnym, uganianiem się za motylami i ważkami, połowem ryb i raków, urządzanym zawsze z równym zapałem w skałach nadmorskich.