Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy osiemnastoletnia Anna po wielu latach wraca do rodzinnego miasteczka w Teksasie, czuje się zagubiona i wyalienowana. Jako córka burmistrza traktowana jest przez rówieśników z dystansem i nieufnością, a jej rodzice, wiecznie zajęci karierą i przestrzeganiem konwenansów, nie mają dla niej zbyt wiele czasu. Wszystko się zmienia, kiedy pewnego wieczora na jej drodze staje Jax - przystojny harleyowiec, który pod maską niepokornego twardziela skrywa narastające poczucie osamotnienia. Ich pierwszy pocałunek stanie się preludium do wielu zmysłowych nocy wypełnionych namiętnością, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyli, a uczucie, które błyskawicznie zacznie przybierać na sile, wkrótce pochłonie ich bez reszty. Nieustannie spragnieni swoich ciał i nowych doznań, nie zauważają, że dookoła nich przybywa ludzi, dla których ten związek staje się solą w oku… Czy młodym kochankom wystarczy odwagi, by złamać zasady i podążać za swoimi marzeniami?
Powieść została opublikowana w 2017 roku nakładem
wydawnictwa Novae Res pod tytułem Boys from Hell.
Anna usłyszała, że ktoś nadchodzi, a po chwili jakiś cień przesłonił jej słońce. Zrobiła daszek z dłoni i spojrzała do góry.
– Wiesz, że mogę zadzwonić po szeryfa? – spytał Jax, patrząc na nią zza ciemnych okularów.
Anna poderwała się tak gwałtownie, że okulary, które miała na nosie, wpadły do wo-dy.
– Jezu... Super... – jęknęła i spojrzała na niego, doskonale widząc swoje odbicie w ciemnych szkłach jego okularów. – Dzięki... – rzuciła w jego stronę.
Chłopak, a właściwie mężczyzna, pokręcił głową i się uśmiechnął.
– Jesteś na moim pomoście.
– Taaa, jasne... – Wzruszyła ramionami, schyliła się po bluzeczkę i włożyła ją, dzięki czemu od razu poczuła się pewniej.
Ogarnął wzrokiem jej nogi, ramiona i piersi i dziękował sobie samemu, że miał okula-ry z przyciemnianymi szkłami.
– Tak, jasne, panno Scott. Wtargnęłaś na posesję Cunnamów. Jesteś intruzem. Mam prawo cię unieszkodliwić i wezwać szeryfa.
Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wrocławska pisarka, zwana przez swoich czytelników dilerką emocji. Autorka ponad 40 bestsellerowych powieści, stanowiących elektryzujący miks gatunkowy romansu, dramatu i sensacji. Jej książki są hitami wśród czytelników ceniących akcję, emocje i miłość. Sprzedały się do tej pory w setkach tysięcy egzemplarzy.
FB: Agnieszka Lingas-Łoniewska Pisarka
IG: lingasloniewska_writer
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 330
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Scociaka i reszty Teamu☺
Nie mogłem tak dalej żyć.
To nie było życie, lecz wegetacja.
Zacząłem unikać patrzenia w lustro, bo widziałem w odbiciu nie siebie, tylko jakiegoś pieprzonego kameleona, który zmieniał się zależnie od okoliczności.
Nie chciałem już funkcjonować w kilku wcieleniach.
Chciałem być sobą.
Jaxem, którego ona nie wiedzieć czemu pokochała.
Guns N’ Roses, Paradise City
Minął miesiąc od momentu, kiedy osiemnastoletnia Anna Scott przyjechała do Freeport i zamieszkała w rodzinnym domu wraz z ojcem, matką oraz ekipą służących. Wróciła na ostatni rok liceum. Wcześniej uczyła się w ekskluzywnej żeńskiej szkole z internatem, a do domu przyjeżdżała tylko na święta. Chwile, kiedy musiała siadać do suto zastawionego stołu i udawać, że jest szczęśliwym dzieckiem swoich rodziców, należały do najgorszych w jej życiu.
Tydzień temu Anna rozpoczęła naukę w tutejszej szkole i żeby jakoś zagospodarować popołudnia, zgłosiła się do koła pomocy jako korepetytorka z języka francuskiego. Nie czuła się dobrze w tym mieście, może dlatego, że spędziła tu tak mało czasu, od najmłodszych lat będąc posyłana do szkół z internatem. Nie akceptowała jej tutejsza młodzież i nie czuła się jak u siebie. Zastanawiała się, czy to z nią jest coś nie tak, czy po prostu ludzie są dziwni. Może przez to, że dorastała poza swoim miasteczkiem, nie potrafiła teraz znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami, dla których była nowa, obca, a w dodatku bogata. To wystarczyło, żeby zepchnąć ją na margines, zwłaszcza że jej też zbytnio nie zależało na czyjejkolwiek akceptacji. Chciała skończyć szkołę z jak najlepszymi wynikami, wyjechać na studia i raz na rok odwiedzać rodziców. Ale póki co zastanawiała się, czy zaaklimatyzuje się w tym mieście. Była córką nowego burmistrza, mieszkała w wielkiej rezydencji, miała służącą, pełniącą też rolę niani, ale czuła się bardzo samotna. Wiedziała, że dziewczyny ze szkoły patrzyły na nią jak na jakiegoś dziwoląga, który do tej pory uczył się w prywatnej szkole dla panienek z dobrego domu.
Zanim ojciec został burmistrzem, chciał pokazać, że jego córka jest traktowana tak samo, jak dzieci potencjalnych wyborców. Dlatego zabrał ją z tamtej szkoły i umieścił w normalnym, publicznym liceum, w ich miasteczku. Ogólnie rzecz biorąc, przyjęła to jak zawsze, posłusznie, chociaż w środku wszystko się w niej gotowało i miała ochotę rozbić ojcu na głowie wazę z gorącą zupą, którą Antonia podała właśnie na stół w jadalni. Oni zawsze traktowali ją jak mebel i przestawiali tak, żeby się dobrze… komponował. Tym razem chodziło o to, by pasowała do wizerunku dobrego, prostego obywatela, na którego kreował się ojciec, aby zdobyć upragnione stanowisko.
Dziewczyna zaciskała zęby i żyła własnym życiem, w świecie muzyki i książek. Kochała serię Lucy Maud Montgomery o Ani, co było trochę dziwnie postrzegane zarówno przez rówieśniczki, jak i przez matkę.
– Czy nie jesteś za poważna na te książki?
– Te powieści są ponadczasowe, mamo – odpowiadała ze zniecierpliwieniem Anna.
– Co ona czyta?! – Dziewczyny z klasy parskały, gdy mijały ją na szkolnym dziedzińcu, gdzie siedziała oparta o stary dąb i oddawała się lekturze.
Z reguły udawała, że nie słyszy, ale czasami obrzucała je wzrokiem pełnym pogardy i politowania. Jasne, one czytały reklamy ze sklepów, od biedy jakieś erotyki, w których on przywiązywał ją do słupa, batożył, a jej się to podobało. Anna czytała też inne powieści, miała w domu bardzo bogatą biblioteczkę, korzystała także z biblioteki szkolnej, ale to właśnie seria o Ani była jej ukochaną. Gdy była młodsza, kochała się w Gilbercie i marzyła, aby kiedyś poznać takiego chłopaka. Ich spotkanie byłoby także bardzo burzliwe, wszystko zaczęłoby się od kłótni, od niechęci, a potem byłoby tylko lepiej. To tylko nastoletnie marzenia, teraz wiedziała, że to nie takie proste, zwłaszcza gdy żyje się w takim miasteczku. A jej koledzy ze szkoły… No cóż, inteligencją raczej nie grzeszyli, zachowywali się z reguły tak, jakby ich mózgi zostały doszczętnie przetrzepane podczas gry w lacross.
Tego dnia Anna wyszła ze szkoły dosyć późno, bo korepetycje z francuskiego nieco się przedłużyły. Miała czterech uczniów z pierwszej klasy, niezbyt lotnych i dlatego, zanim skończyła tłumaczyć im materiał z ostatniej lekcji, wszystkie inne zajęcia dodatkowe już dawno się zakończyły. Anna wyszła jako ostatnia, oddała klucz od sali zajęć dodatkowych i ruszyła w stronę domu. Miała bliżej, gdy szła drogą przez las, w którym w ciągu dnia spacerowały matki z dziećmi, a młodzież jeździła na rowerach. Jednak teraz zapadał zmierzch i wokół nie było widać żywej duszy. Anna lubiła tędy chodzić, więc mimo wszystko ruszyła, uważnie się rozglądając. Po chwili pokręciła głową, wyzywając się w myśli od paranoiczek, i poszła w głąb lasku. Nie było tak strasznie, latarnie dobrze oświetlały ścieżkę, Anna założyła na uszy słuchawki od iPoda i włączyła ulubioną muzykę.
Szła szybkim krokiem, ściskając książki w ręku i mamrocząc pod nosem przekleństwa, których zestaw zachwyciłby niejednego bywalca pubu U Johnny’ego Smitha. Miała na uszach słuchawki, dlatego nie usłyszała głębokiego pomruku silników motocykli, które jechały w niewielkiej odległości za nią. Było ich pięciu, wszyscy na czarnych, chromowanych motocyklach Harley Davidson, w dżinsowych spodniach i kamizelkach, z wyszytym na plecach biało-czarnym napisem „Boys from Hell”. Nagle jeden z nich dodał gazu, wyminął Annę i zajechał jej drogę. Dziewczyna stanęła jak wryta i popatrzyła na mężczyznę na wielkim motocyklu, który przed nią stanął. Chciała go ominąć, ale obok niego pojawił się następny i jeszcze jeden.
Otoczyli ją zwartym kołem i patrzyli na nią, śmiałym wzrokiem ogarniając jej drobną postać. Było ciepło, Anna miała na sobie dżinsy, bluzkę na ramiączkach, w ręku trzymała podręczniki od języka francuskiego, książkę Ania na uniwersytecie, telefon i przybory do pisania. Zawiał lekki wiatr. Jej długie blond włosy zakryły twarz i duże, zielone oczy, z których teraz wyzierał strach i niepewność. Mężczyźni zgasili silniki. Jeden z nich zsiadł z motocykla i podszedł do niej z dziwnym uśmiechem na twarzy.
– Popatrzcie, co smakowitego można znaleźć w naszym lasku… – Oblizał wargi i wpatrywał się w dziewczynę lubieżnym wzrokiem.
– Nie mam czasu na głupie rozmowy, śpieszę się do domu! – Wprawdzie głos jej trochę drżał, ale nie miała zamiaru pokazać im otwarcie, że jest przerażona.
– Uuuuuuu! – Mężczyzna obrócił się i popatrzył na swoich kumpli. – Ostra kociczka, lubię takie! – Złapał ją wpół i przygarnął do siebie. – Skąd się tu wzięłaś, ślicznotko? Znam wszystkie panny w tym mieście, ale ciebie jeszcze nie widziałem. – Wpatrywał się w nią, trzymając mocno i napierając na nią swoim ciałem. – O! – Zerknął na trzymaną w ręku powieść. – Ania z uniwerku? Tym bardziej jesteś w moim guście. – Jego dłoń zjechała w miejsce, gdzie kończyły się plecy.
Anna uśmiechnęła się i w tym samym momencie zamachnęła się i uderzyła go z całej siły w głowę podręcznikiem od francuskiego. Jej prześladowca się zachwiał. Chciała wykorzystać ten moment, aby spróbować uciec, obróciła się i wpadła wprost na wysokiego chłopaka, który stał koło czarno-czerwonego motocykla. Wcześniej go tutaj nie było. Musiał zatem podjechać przed chwilą, w momencie gdy ona siłowała się z tamtym wielkoludem.
Chłopak, a właściwie mężczyzna, był bardzo wysoki, ona sięgała mu zaledwie do połowy ramienia. Ubrany był, tak jak i pozostali, w wytarte dżinsy, wysokie, czarne buty, skórzaną kamizelkę, a pod nią biały T-shirt z krótkimi rękawkami, odsłaniającymi umięśnione, pokryte tatuażami ramiona. Włosy miał długie i lekko pofalowane, w kolorze ciemnobrązowym, oczy także brązowe, okolone tak długimi i gęstymi rzęsami, że niejedna kobieta wpadłaby na ten widok we frustrację. Chłopak przytrzymał Annę, bo inaczej by się przewróciła, i popatrzył na pozostałych mężczyzn.
– Co jest, Jimmy? – zwrócił się do niedawnego prześladowcy Anny, który rozcierał sobie czoło.
– Nic, bawimy się…
– Ania z uniwerku to niezła zawodniczka – zaśmiał się stojący obok niego łysy, także wytatuowany facet.
– Ale jesteś głupi, Mike! Mało mam problemów przez ciebie? To jest córka burmistrza, idioto! Chcesz, żeby zamknął mi knajpę? Już i tak krzywo na nas patrzy, jeszcze takich problemów mi potrzeba! – Brązowooki patrzył na swoich kumpli, którzy unikali jego spojrzenia i utkwili wzrok w zakurzonej ścieżce parku, jak dzieci, które dostają właśnie reprymendę od swojej mamy.
– Ale Jax… – zaczął Jimmy.
– Zamknij się! Jesteś starszym bratem, a zachowujesz się jak debil. Spadajcie do baru i tam możecie sobie wyrywać panienki!
Anna stała zszokowana i przyglądała się, jak pięciu wielkich facetów wsiada posłusznie na motocykle i odjeżdża, nie patrząc nawet w jej stronę. Spojrzała na swojego wybawcę, który utkwił w niej zagadkowy wzrok.
– Wszystko w porządku? – spytał głębokim głosem, od którego Annie po całym ciele przeszło milion mikroskopijnych szpileczek.
– Chyba tak. Dzięki… – Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, czego natychmiast pożałowała, bo miał paraliżujące wręcz spojrzenie. – Mam na imię Anna. – Podała mu rękę.
Spojrzał na jej drobną dłoń i po chwili zamknął ją w swojej dużej, ciemnej ręce.
– Wiem. Jackson… ale mówią mi Jax. Słuchaj, jeśli się nie boisz, to wsiadaj, zawiozę cię do domu. Mieszkasz w posiadłości za laskiem? – Popatrzył na nią, siadając na harleya.
– Tak, skąd wiesz? – zapytała zdziwiona.
– Mieszkam tu od dwudziestu pięciu lat, wiem wszystko o wszystkich. Widzisz, o tobie też wiedziałem, kim jesteś… – Uśmiechnął się, pokazując rząd idealnych białych zębów.
– Jasne… wszystko musi mieć idealne… – mruknęła.
– Mówiłaś coś? – Zmarszczył brwi i popatrzył na nią.
– Hm… nie… tak, mówiłam, że nie boję się szybkiej jazdy i chętnie skorzystam z propozycji… – powiedziała z uśmiechem.
– A kto mówił, że to będzie szybka jazda? Ja jestem zwolennikiem powolnej, która dostarcza więcej doznań – powiedział poważnie i Anna poczuła się trochę nieswojo, kompletnie nie wiedząc, do czego on zmierza. – Dobra, wsiadaj… – mruknął, widząc zagubienie dziewczyny. – I na drugi raz nie chodź sama po lesie! Twój ojciec pewnie by się zmartwił, wiedząc, że jego mała córeczka włóczy się tędy po nocach – powiedział pogardliwie, odpalając maszynę.
Anna usiadła za nim, trzymając kurczowo książki.
– Jasne, może by mnie wpasował w swój program wyborczy, jako przykład walki z nieodpowiedzialnością – mruknęła, a on odwrócił głowę i popatrzył na nią jakimś dziwnym wzrokiem.
– Obejmij mnie w pasie – krzyknął, przebijając się przez głuchy dźwięk silnika.
– Przecież to będzie powolna jazda! – Uśmiechnęła się, a on znowu popatrzył na nią tym wzrokiem, ale już nic nie odpowiedział.
Anna objęła go w pasie, kładąc książki pomiędzy jego a swoim ciałem, ciesząc się, że je ma i może się jakoś od niego oddzielić. Nie żeby ten dotyk był jej niemiły, ale wywoływał u niej jakieś dziwne uczucie… niepewności, połączone jednocześnie z pragnieniem, żeby przysunąć się bliżej, co sprawiło, że siedziała sztywno i po chwili zaczęły ją boleć plecy. Droga jednak szybko się skończyła i Jax podjechał pod jej dom. Stanął trochę bliżej lasku, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek z mieszkańców posiadłości widział, z kim przyjechała ta dziwna, ciągle coś do siebie mrucząca dziewczyna.
– Już. Nie umarłaś?
– Zależy od czego… – mruknęła.
– Jezu, co ty tam ciągle do siebie gadasz? – odwrócił się do niej i popatrzył spod zmarszczonych brwi.
– Nic. W sumie mogłeś mnie zostawić w tym lasku, skoro bałeś się podjechać pod wejście – odparła, schodząc z motocykla.
Jackson zgasił silnik, postawił maszynę na nóżce i podszedł do dziewczyny.
– To może zaprosisz mnie na kolację, panno Scott? Tatuś pewnie będzie szczęśliwy. – Objął się ramionami i patrzył na nią pogardliwym wzrokiem.
– Ale co ty ciągle z tym tatusiem wyjeżdżasz?! Masz z tym jakiś problem? Głosowałeś na niego? A może nie głosowałeś i teraz żałujesz? – Popatrzyła ze złością, którą zawsze reagowała na przypominanie jej, że jest córeczką burmistrza.
Mężczyzna wyprostował się i patrzył na nią zdumionym wzrokiem.
– Ja pierniczę, to ty masz problem, dziewczyno! A poza tym to nie ja mieszkam w tym ogromnym domu i nie mój stary jeździ wielkim lincolnem. Założę się, że masz służącą, która pierze twoje jedwabne majteczki!
– No wiesz! Nic ci do tego! – Wrzasnęła i natychmiast tego pożałowała, bo on popatrzył na nią przerażającym wzrokiem.
Poczuł, że zaraz straci nad sobą panowanie, bo nie należał do ludzi cierpliwych, a poza tym ta dziewczyna wywoływała w nim jakieś dziwne uczucia. Była niewysoka, zielonooka, miała ładnie wykrojone usta, długie, gęste blond włosy i była zupełnie nie w jego typie. To dlaczego, gdy ją wiózł i lekko uciskała rękami jego brzuch, poczuł się trochę dziwnie? To było… niespotykane, taki brak samokontroli. A teraz, gdy stała przed nim, rzucając zielone gromy z przepastnych oczu, i zamiast mu podziękować, jeszcze krzyczała, że za daleko ją wysadził, coś w niego wstąpiło.
Podszedł do niej i zrobił to, co zawsze, kiedy chciał zamknąć buzię dziewczynie. Złapał ją za włosy, przyciągnął do siebie i wpił się swoimi wargami w jej usta, całując ją mocno i gwałtownie. Traktował to jak zabawę… jak zawsze. Tylko jego ciało… Cholera, ono potraktowało to całkiem poważnie. Kompletnie się tego nie spodziewał.
Dziewczyna najpierw była tak zaskoczona, że zupełnie znieruchomiała, potem zaczęła go odpychać, a po chwili… puściła książki, które trzymała, i wplotła dłonie w jego włosy. Poczuł, że zaraz rzuci ją na mokry od wieczornej rosy trawnik i zedrze z niej ubranie, aby poczuć pod dłońmi gorącą skórę jej piersi, których ucisk wyraźnie czuł na swoim torsie. Musiał to przerwać, bo, cholera jasna, ta dziewczyna doprowadziła go na skraj wytrzymałości, co mu się jeszcze nigdy, przenigdy nie zdarzyło. Na pewno nie po piętnastu minutach znajomości.
I to go przeraziło… wręcz zmroziło.
A on nie lubił, kiedy ktoś przejmował nad nim kontrolę.
Poza tym zachował się jak idiota. Co on w ogóle miał w głowie?
Złapał ją za dłonie i lekko odepchnął. Gdy zobaczył wyraz jej twarzy i to coś w oczach, myślał, że nie będzie miał dość siły, żeby jednak się zatrzymać. Ale ona sama to zrobiła. Rzuciła mu wrogie spojrzenie, schyliła się po książki, niemal dotykając ziemi długimi pasmami swoich włosów i nie patrząc już na niego nawet przez chwilę, odwróciła się i poszła szybkim krokiem w stronę swojego wielkiego domu.
Jackson postał jeszcze chwilę, przetarł oczy i przejechał dłonią po włosach. Patrzył na jej drobną postać, dopóki nie zniknęła za szerokimi, dębowymi drzwiami, wówczas wsiadł na motocykl i pojechał do swojego baru, wciąż mając w ustach jej smak. Smak, który… doprowadzał go do szaleństwa i podsuwał wyobraźni niepokojące obrazy.
Anna wpadła do domu jak burza, przeleciała przez hol i pobiegła po schodach na górę, do swojego pokoju. Rzuciła książki w kąt, weszła do łazienki i stanęła przed lustrem, uważnie się sobie przypatrując. Dotknęła lekko palcami zaczerwienionych ust i przymknęła oczy.
Boże…
Jakiś obcy facet, dorosły facet, w dodatku harleyowiec, rzuca się na nią w lesie, a ona, zamiast jakoś zareagować, uderzyć go, odepchnąć, obejmuje go i jeszcze mocniej do siebie przyciąga. Cholera… Musiała sama przed sobą przyznać, że było w tym pocałunku coś takiego, że nie mogła inaczej postąpić. Musiałaby być nienormalna, by inaczej zareagować na tak zaborczy i drapieżny, a jednocześnie delikatny i bardzo poruszający pocałunek. Tak… poruszający w niej nieznane struny… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła. Oczywiście, całowała się już z chłopakami z męskiej szkoły na imprezach, kiedy przychodzili do nich na zabawy i tak zwane bale… Ale co to były za pocałunki… Jeśli ktoś uważa wepchnięcie języka do gardła i ściskanie piersi za szczyt możliwości licealisty, to pewnie zbytnio się nie myli.
Ale pocałunek tego… Jaxa… Był jak zderzenie się ze ścianą, więc jej reakcja nie mogła być chyba inna? Jasne, w sumie to powinna na niego skoczyć, otoczyć go udami, ścisnąć szyję i przewrócić na mokry trawnik. To by była najbardziej pożądana i adekwatna do sytuacji reakcja. Jeśli prawie dwumetrowy facet z szerokimi, wytatuowanymi ramionami, gęstymi włosami, o powalającym spojrzeniu, cudnie wykrojonych ustach i przepięknym uśmiechu przytula swoimi dużymi dłońmi dziewczynę i całuje ją w ten sposób, to… pokażcie mi taką, która ucieknie z krzykiem!
„No każda normalna, szanująca się dziewczyna, Anno Scott. Co ty w ogóle miałaś w głowie???” – pomyślała z przekąsem.
Pokręciła głową, patrząc na swoje odbicie w lustrze, westchnęła, rozebrała się i weszła pod prysznic, myśląc o czekającym ją kolejnym dniu upokorzeń w jej cudownej nowej szkole.
W tym czasie Jax dojechał do swojego baru, w którym siedziała już cała jego ekipa. Wszedł do środka, kiwnął głową w stronę barmanki Lisy, która jak zawsze przesłała mu całusa i mrugnęła do niego mocno umalowanym okiem. Przypomniał sobie weekendowe szaleństwo z Lisą dwa lata temu, kiedy to spędzili razem gorące czterdzieści osiem godzin w jego domku na wzgórzu. Potem uznali zgodnie, że to był jednorazowy wybryk, i obecnie dziewczyna, mniej więcej od roku, była z łysym Mikiem i nawet im się jako tako układało. Jax podszedł do ich stolika, gdzie jego kumple powitali go niewybrednymi żartami.
– Jax, zajrzałeś już tej małej do majtek?
– Szefie, trzeba było od razu mówić, że zamówiłeś sobie córę naszego nowego burmistrza!
– Jackson, ona podobno chodziła do prywatnej szkoły w Nowym Jorku! Ty wiesz, co tam robią dziewczynki, gdy zgaśnie światło?
Jego kompani rechotali głośno, waląc się nawzajem po plecach pomiędzy jednym a drugim wielkim kuflem piwa.
– Dobra, już wystarczy! – powiedział spokojnym tonem Jax i żarty w jednej chwili się skończyły. – A co do tej dziewczyny i w ogóle dziewczyn z liceum, to dajcie sobie spokój. Jeszcze nam, cholera, oskarżenia o gwałt i napastowanie potrzebne. Mało mamy kłopotów z debilami z Red Fire? – Jackson utkwił poważny wzrok w swoich kompanach.
– No właśnie, powinniśmy im pokazać, kto jest tutaj górą… – mruknął Mike, kiwając palcem.
– Tak, i rozpętać piekło? – odpowiedział Jimmy, kręcąc głową.
– Nie będziemy się na razie wychylać, po ostatniej zadymie u nich i tak szeryf zaczął się nam uważnie przypatrywać. Gdy te debile się tutaj pokażą, my pokażemy im, gdzie ich miejsce. A póki co siedzimy na dupach i nic nie robimy, kumacie? – Jax popatrzył na swoich chłopaków, a ci zgodnie pokiwali głowami. – Dobra, ja się zbieram, muszę położyć Angie spać – powiedział, wstając. – Jutro twoja kolej. – Wskazał palcem na brata, a ten pokiwał głową.
– A co u Mary? – zapytał czarnowłosy mężczyzna, popijając piwo.
– A co ma być, Dean? – Jackson wzruszył ramionami. – Pracuje w szpitalu, w tym tygodniu ma nocną zmianę.
– Może bym ją odwiedził? – Dean popatrzył uważnie na Jaxa, a ten rzucił mu ostre spojrzenie, takie samo, jakie posłał mu Jimmy.
– Odpuść sobie, już jeden motocyklista ją skrzywdził, nie potrzebuje kolejnego – powiedział sucho Jax. – Dobra, ja się zmywam. Jimmy, dzisiaj zamykasz. – Kiwnął w stronę brata, który przytaknął i przybił mu piątkę, tak samo jak każdy mężczyzna siedzący przy ich stole.
Jackson wyszedł z baru, wsiadł na motocykl i pojechał do domku, w którym mieszkał razem z siostrą, jej córką i bratem. Ich rodzice nie żyli, matka umarła po urodzeniu Mary, a ojciec po jej śmierci nie mógł się pozbierać i zapił się, zostawiając trójkę dzieci. Jax miał wtedy sześć lat, Mary roczek, a Jimmy szesnaście. Zajęła się nimi babcia, mama ich mamy. Babcia zmarła po pięciu latach i wówczas ich opiekunem został Jimmy. Pracował w fabryce w Houston i dzięki temu utrzymywał siebie i rodzeństwo.
Gdy Jackson skończył liceum, pomimo, że był bardzo zdolny, nie mógł sobie pozwolić na dalszą naukę. Zaczął pracować w pubie U Johnny’ego Smitha, który kiedyś był chłopakiem ich matki, a gdy ta związała się z Marvinem Cunnamem, nie mógł tego przyjąć do wiadomości i został już na zawsze kawalerem. Kiedy Jax skończył szkołę, zaczął pracować u Johnny’ego i w krótkim czasie to on zajął się prowadzeniem biznesu. Znalazł nowych dostawców, o wiele tańszych, wyremontował bar, kupił nową szafę grającą i zatrudnił Lisę, która okazała się naprawdę zdolną barmanką. Potem Johnny się pochorował i zanim dał się całkowicie pokonać przez raka, przepisał wszystkie udziały na Jacksona Cunnama.
W ten sposób Jax stał się właścicielem jedynej knajpy w okolicy. Potrzebował pomocy, więc jego starszy brat odszedł z fabryki i zaczął z nim prowadzić ten biznes. Było to już po tym, jak założyli lokalny gang motocyklowy Boys from Hell, będący jedyną alternatywą dla baranów z Red Fire. Musieli to zrobić, żeby tamtych idiotów posadzić na miejscu i ograniczyć ich chorą, destrukcyjną działalność, polegającą na rozbijaniu się na harleyach po mieście, demolowaniu mniejszych sklepików, straszeniu staruszek i molestowaniu licealistek, co w przypadku niektórych z nich spotykało się wręcz z zachwytem. Dlatego Jackson daleki był od takich zachowań i po swojej dzisiejszej napaści na córkę burmistrza… był sam na siebie zły.
Anna.
Anna Scott.
Zielonooka Anna Scott.
Jax niemal głośno wypowiedział jej imię. Co też mu przyszło do głowy, żeby ją całować? Nie dość, że była córką burmistrza, młodszą od Jaxa o siedem lat, to jeszcze… miała najbardziej miękkie i podniecające usta, jakich kiedykolwiek miał okazję dotknąć. A okazji w jego życiu nie brakowało. Przejeżdżał właśnie koło posesji Scottów, z daleka widząc oświetloną rezydencję. Pokręcił głową i zaśmiał się sam do siebie:
– Taaaa, Cunnam. Panienka Scott ci się marzy, idioto! – Przyśpieszył i pomknął za miasto do „rezydencji” Cunnamów. Czyli do małego domku, który ostatnio udało mu się wyremontować. I pomimo że bardzo się starał, to wieczorem, gdy jego siostra pojechała na nocny dyżur, a on położył małą Angie spać, zamiast zająć się rachunkami, które od kilku dni niecierpliwie na to czekały, on siedział w fotelu, pił piwo i pisał w notatniku imię pewnej zielonookiej dziewczyny.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Ogniste serca
Wydanie drugie isbn: 978-83-8219-254-4
© Agnieszka Lingas-Łoniewska i Wydawnictwo Novae Res 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Anna Gajda
Korekta: Paulina Zyszczak
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http:/ /novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.