Okruchy lęku - Annika Sjögren - ebook + audiobook

Okruchy lęku ebook i audiobook

Annika Sjögren

2,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Östen Jonzon powinien korzystać z zasłużonej emerytury. Okazuje się to jednak niemożliwe, ponieważ bohater skrywa kilka dobrze strzeżonych tajemnic. Pewnego dnia, podczas szczerej rozmowy ze sporo młodszą od siebie żoną – Bodil – mężczyzna wyjawia jeden ze swoich najgłębszych sekretów. Puszka Pandory zostaje otwarta. Na wieść, że Östen ma dorosłego syna, którego nigdy nie poznał, Bodil reaguje – przynajmniej w oczach męża – z nieracjonalną przesadą. Mimo to decyduje się on nawiązać kontakt z mającym już ponad trzydzieści lat synem Tobiasem. 

Ponadto w okolicy wprowadzają się nowi sąsiedzi, którzy stanowią klucz do kolejnej tajemnicy Östena. Pętla wokół jego szyi zaczyna się niebezpiecznie zacieśniać.

„Okruchy lęku” to porywająca opowieść o ludzkich słabościach. Annika Sjögren zręcznie buduje atmosferę nieustającego napięcia i skutecznie wprawia czytelnika w stan przeszywającego niepokoju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 169

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 11 min

Oceny
2,9 (34 oceny)
3
4
14
11
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Skärvor av fruktan

Przekład z języka szwedzkiego: Ewa Wojciechowska

Copyright © Annika Sjögren, 2022

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Maria Borgelöv

Redakcja: Aleksandra Pietrzyńska

Korekta: Aneta Iwan

ISBN 978-87-0237-362-2

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Rozdział 1

Östen Jonzon spojrzał na stojący po drugiej stronie ulicy dom, do którego niewiele ponad miesiąc temu wprowadzili się nowi sąsiedzi. Posesja wydawała się opustoszała, tak było praktycznie od dnia, w którym się zjawili. W normalnych okolicznościach zapukałby do ich drzwi i powitał ich w sąsiedztwie. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał stanąć z nimi twarzą w twarz. Spojrzeć jej w oczy. Nie rozpoznał jej, gdy wnosili kartony, doniczki z roślinami i inne sprzęty. O dziwo, najpierw zwrócił uwagę na niego, chociaż wcześniej widział go zaledwie kilka razy. Wyglądał prawie tak samo jak wtedy, podczas gdy z nią czas nie obszedł się równie łaskawie. Przybrała na wadze, i to sporo, i ogólnie wydała mu się zaniedbana. Jej półdługie rude włosy zwisały w przetłuszczonych strąkach. Östen nie mógł się powstrzymać i od razu zaczął porównywać ją do Bodil, wciąż dość zgrabnej i wypielęgnowanej, choć obie były mniej więcej w tym samym wieku. Tak czy inaczej, tym dwojgu musiało się nieźle powodzić, bo na taki samochód – Range Rover Sport – nie było stać każdego. Musieli też nieźle zabulić za ten świeżo wyremontowany, imponujący dom.

Czy wiedziała, że on mieszka po drugiej stronie ulicy?

Czy też był to tak niezwykły zbieg okoliczności? A jeśli był, to jak zareaguje, gdy zda sobie sprawę, kto jest jej nowym sąsiadem? Na pewno nie podskoczy z radości. Östen oderwał wzrok od na pozór opuszczonego domu i posępnie dopił resztkę kawy.

Mimo że przyjaciele i koledzy z dawnej pracy ostrzegali go, iż życie na emeryturze nie zawsze okazuje się tak bezstresowe, jak można by się spodziewać, Östen przez długi czas sądził, że jego optymistyczne usposobienie pozwoli mu się uporać z pustką, jaka wkradła się w jego życie już pierwszej wiosny po zakończeniu kariery zawodowej. Tymczasem w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat przeżywał coś na kształt depresji. Bywały okresy, że dni wlekły się w nieskończoność, a jego dopadało poczucie beznadziei.

Mieszkał ze swoją o dwanaście lat młodszą żoną Bodil przy Grönfinkvägen w dzielnicy domów jednorodzinnych Stenhammar w Härnösand. W pierwszym roku po przejściu na emeryturę, gdy był jeszcze pełen energii i zapału, zajmował się głównie remontem. Uznał, że nadszedł najwyższy czas, by odnowić pokoje i łazienkę, a ponieważ miał odpowiednie kwalifikacje – jak by nie patrzeć, z zawodu był budowlańcem – większość prac wykonał samodzielnie. Opróżnił piwnicę z gratów, które w niej zalegały, robiąc wiele kursów z przyczepką do najbliższego punktu selekcji odpadów przy Jaktstigen. Zrobił też porządek w ogrodzie. Przyciął jabłonie i krzewy bzu, ściął kilka brzózek, a na koniec, ku wielkiej uciesze Bodil, zasadził trzy nowe piwonie. Chadzał na kilkunastokilometrowe spacery, biegał, a pierwszej zimy co najmniej trzy razy w tygodniu urządzał sobie wycieczki na biegówkach. Początkowo odczuwał satysfakcję z faktu, że tak dużo zmienił w domu i do tego poprawił kondycję fizyczną, bo zaniedbywał to przez długie lata pracy jako kierownik referatu organizacyjno-administracyjnego w urzędzie miasta. Z czasem jednak jego zapał zaczął się wyczerpywać. Aż tego lata Bodil miała pretensje, że nie chciało mu się nawet skosić trawnika.

Gdy zatem rankiem żona zostawiła go przy stole śniadaniowym ze słowami „zrób jakiś pożytek z tego dnia”, sprawiając wrażenie nieco zazdrosnej o to, że Östen może sobie dalej siedzieć w spokoju z gazetą, posłał jej swój najbardziej przekonujący uśmiech i dał do zrozumienia, że ma w planach mnóstwo zajęć. Jednak zaraz po tym, jak wycofała autem z garażu i pojechała otworzyć swój sklepik z rękodziełem artystycznym, Östen popadł w apatię i zaczął się posępnie gapić przez okno. Czuł, że nawet uprzątnięcie stołu po śniadaniu, ogarnięcie się w łazience i włożenie czystego ubrania wymagałoby zmobilizowania wszystkich sił. Nie rozpoznawał sam siebie.

Przedpołudnie wlekło się w nieskończoność. Przez chwilę oglądał telewizję, choć wcześniej rzadko to robił. Po obiedzie zdecydował, że wybierze się chociaż na długi spacer. Może to go trochę pobudzi i wyrwie z otępienia? I dzięki temu później łatwiej mu będzie rozstrzygnąć bodaj największy dylemat w całym swoim dotychczasowym życiu. Wiedział, że jeśli odpuści, wszyscy będą dalej żyli w spokoju. Bał się jednak, że wówczas sam będzie zadręczał się tą sprawą w nieskończoność. Nie mógł przestać myśleć o tamtym dniu na początku sierpnia. Wybrał się do marketu budowlanego Clas Ohlson w Sundsvall i w momencie zrozumiał, kto stoi przy jednym z regałów z narzędziami.

Gdyby wówczas wiedział, jak to się skończy, po prostu kupiłby to, po co przyjechał, i wrócił prosto do domu.

Podjął już jedną próbę rozmowy z Bodil, tydzień temu, podczas górskiej wędrówki. Wyprawa zaczęła się wspaniale, a skończyła małą katastrofą…

Wyruszyli z miejscowości Nikkaluokta do schroniska pod szczytem Kebnekaise, potem wędrowali dalej, do górskiej chaty w Singi, a następnie szlakiem Kungsleden do Abisko. Słońce świeciło na oszałamiająco niebieskim niebie. Z radością spoglądali na pokryte lodowcem górskie szczyty i wciągali do płuc krystalicznie czyste powietrze. W trakcie codziennych kilkunastokilometrowych etapów wędrówki mieli okazję porozmawiać w sposób, w jaki nie rozmawiali ze sobą od lat, i właśnie to skłoniło Östena do wyjawienia Bodil swojej wielkiej tajemnicy.

Później gorzko tego pożałował.

Czwartego dnia, po kilku godzinach udanej wędrówki, pokonawszy urzekająco piękną dolinę, zbliżyli się do przełęczy Tjäktjapasset. Słońce towarzyszyło im wiernie przez całą trasę od pasma Sälka, a podczas przerwy na lunch złożony z liofilizowanego posiłku podeszło do nich stadko reniferów. W pewnym momencie zwierzęta wyłoniły się zza pagórka, przyglądały im się ponad pięć minut swoimi wielkimi, okrągłymi oczami, a potem spokojnie powędrowały dalej w dół zbocza. Pod wpływem chwili, gdy zatrzymali się na następną przerwę poprzedzającą wspinaczkę na najwyższy punkt na całej trasie, Östen zebrał się wreszcie na odwagę.

Rozdział 2

Znajdowali się na wysokości dziewięciuset metrów nad poziomem morza. Bodil wsunęła na czoło okulary przeciwsłoneczne i usiadła na trawie. Östen zajął miejsce obok niej i rozsznurował buty trekkingowe marki Meindl. Nadeszła pora na zmianę skarpetek, by uniknąć odcisków.

– Jest coś, o czym chciałbym ci powiedzieć – oznajmił w chwili, gdy Bodil piła wodę z butelki.

W następnej sekundzie zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to tak, jakby zamierzał jej wyznać, że poznał inną kobietę i żąda rozwodu. Dostrzegł jej pytającą, nieco zaniepokojoną minę.

– Zabrzmiało złowieszczo – odparła.

Östen się zaśmiał.

– To nie to, co myślisz.

– Skąd wiesz, co myślę? – rzuciła ostrzejszym tonem, którego w ostatnich latach używała coraz częściej.

Östen nie słyszał go, odkąd wyjechali z Härnösand. Nie odpowiedział.

– Skąd wiesz, co myślę? – powtórzyła i wzięła następny łyk.

W czasie wędrówki Bodil zawsze pierwsza piła wodę, bo niosła butelkę w bocznej kieszonce swojego plecaka, a następnie podawała ją Östenowi. Lecz po tym, jak wypowiedział ostatnie zdanie, wciąż trzymała w dłoni wojskową manierkę w kolorze khaki i spoglądała na męża pytającym wzrokiem.

– Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B! – rzuciła.

– Wiem, wiem… – odparł Östen. – Dasz mi się napić?

Podała mu butelkę, ale zrobiła to tak, jakby wcale nie miała ochoty się nią dzielić. Östen zaczął już żałować, że się odezwał, lecz było za późno. Zdążył ułożyć w myślach całe zdania, nawet starannie je oszlifował, lecz gdy teraz siedział na trawie i uciekał przed spojrzeniami Bodil, wszystkie gdzieś się ulotniły.

– Mam dziecko, o którym nie wiesz – wykrztusił wreszcie.

Bodil nie odpowiedziała, tylko wciąż wpatrywała się w niego ze zmarszczonymi brwiami. Chwilę później zsunęła okulary na nos.

– Oczywiście nie chodzi o małe dziecko – podjął. – Przyszło na świat, zanim się poznaliśmy. – Odzyskał rezon i przypomniał sobie wyuczone zdania. Mocno ścisnął butelkę i badawczo spojrzał na Bodil. Nie potrafił jednak niczego wyczytać z wyrazu jej twarzy.

– Rozumiem – odparła krótko. – To wszystko czy masz mi jeszcze coś do powiedzenia?

– Yyy… wszystko… to znaczy… niełatwo mi o tym mówić. – Nie spodziewał się takiej reakcji, chociaż miał świadomość, że nie może liczyć na pełne zrozumienie. – Jak wspomniałem, to było, zanim się poznaliśmy. Kiedy jeszcze byłem mężem Agnety. – Upił łyk w nadziei, że w ten sposób zyska kilka sekund na zastanowienie.

– Dlatego się rozstaliście? – spytała Bodil. – Czy to była prawdziwa przyczyna?

– Nie – zaprzeczył. – Nie dlatego… Agneta też nic nie wiedziała.

– Co takiego? Chyba nie mówisz poważnie?

– Owszem… to się zdarzyło w… jak by to powiedzieć… w dość nieprzewidzianych okolicznościach i…

– I nie wspomniałeś o tym przez tyle lat? – przerwała mu Bodil.

Usłyszał w jej głosie wielkie wzburzenie.

– Pozwól mi wszystko wyjaśnić… – zaczął, lecz znów nie dała mu dokończyć.

– Kurwa mać, Östen! Chyba nie mam teraz ochoty tego słuchać.

Przekleństwa do niej nie pasowały, ale w złości zawsze wyrzucała z siebie jakieś bluzgi. Zerwała się na równe nogi.

– Bodil! – zawołał, próbując ją zatrzymać.

Nawet na niego nie spojrzała, tylko włożyła plecak, zapięła pas na biodrach, potem na piersiach i ruszyła przed siebie. Zasznurowawszy buty, Östen również podniósł się z miejsca. Z ciężkim westchnieniem zarzucił plecak i wciąż ściskając w dłoni butelkę, rozpoczął wspinaczkę ku przełęczy.

Południowe wejście na Tjäktjapasset było największym wyzwaniem całej wyprawy. Zarówno Östen, jak i Bodil cieszyli się względnie dobrą formą, on wręcz, choć sporo od niej starszy, był o wiele lepiej wytrenowany. Mimo to dogonił ją dopiero w połowie trasy, w dodatku nieźle zziajany. Potem z wysiłkiem trzymał się tuż za nią. Słyszał, że Bodil także ciężko oddychała. Pokonawszy kolejny odcinek, w końcu zrównał się z nią w marszu. Zachwiał się, nastąpiwszy na duży chybotliwy kamień, i odruchowo przytrzymał się jej ramienia.

– Nie dotykaj mnie! – wysyczała i znów się wysforowała.

Östen zmobilizował w sobie resztkę sił w nadziei, że gdy tylko dotrą na górę, usiądą, by odpocząć, i wówczas będzie mógł jej wszystko wytłumaczyć. Zabrnął już tak daleko, że teraz Bodil musiała poznać całą prawdę.

Dotarłszy do miejsca, które uznał za koniec wspinaczki, ujrzał Bodil na wysokości chaty stojącej w najwyższym punkcie przełęczy i zrozumiał, że dobrnął tylko do niewielkiego wypłaszczenia i ma przed sobą jeszcze trochę marszu pod górę. Po chwili stracił Bodil z oczu. Gdy wreszcie dowędrował do celu, dostrzegł jej plecak oparty o ścianę wychodka. Odwrócił się i spojrzał na rozpościerającą się na południu zachwycającą dolinę Tjäktjavagge i widoczny u jej końca szczyt Stuor Jiertta. Naraz poczuł się tak oszołomiony widokiem, że uznał, iż postąpił jak ostatni idiota, w takim momencie wyjawiając Bodil swój sekret. Dlaczego nie zaczekał, aż wrócą do domu?

Podczas marszu się rozgrzał, lecz już po chwili przeszył go zimny wiatr pędzący przez przełęcz. Wciąż jeszcze lekko posapując, włożył na głowę czapkę i kaptur. Potem usiadł obok chaty, żeby zaczekać na Bodil. Sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu torebki z orzechami i kawałkami czekolady, ale po krótkim namyśle podjął decyzję, że wstrzyma się z jedzeniem do powrotu Bodil. Od drugiej strony nadeszła siedmioosobowa grupka turystów. Wymienił z nimi kilka zdań – spytał, dokąd idą, czy będą nocowali w namiotach czy w schronisku i tak dalej. W innych okolicznościach opowiedziałby im o napotkanym stadku reniferów, ale kiedy ujrzał, jak otwierają się drzwi wychodka i jak Bodil z zaciętą miną zaczyna czegoś szukać w plecaku, szybko zakończył rozmowę i bez entuzjazmu życzył turystom miłej wędrówki. Wyglądało na to, że Bodil nie planowała długiej przerwy. Chwilę później ruszyła szybkim krokiem ku dalszej części szlaku. Nawet nie zwróciła na niego uwagi. Östen podążył za nią. Po jakimś czasie, gdy znajdowała się około pięćdziesięciu metrów przed nim, nagle się zatrzymała. Dogonił ją z poczuciem ulgi i zapytał, czy ma ochotę na kawałek czekolady.

Pokręciła głową.

– Powiedz mi więcej na temat tego… dziecka… To chłopak czy… Chłopak, prawda?

Usłyszał, że z trudem wypowiedziała ostatnie słowa. Rozumiał, dlaczego chciała się dowiedzieć. I dlaczego tak trudno było jej zadać to pytanie. Bo choć obecnie już prawie nigdy nie rozmawiali o Jessice, Bodil musiała wiedzieć, czy jej mąż ma jeszcze jedną córkę.

– Chłopak – potwierdził.

Mina Bodil lekko złagodniała.

Tylko na króciutką chwilę, bo za moment jej oczy na powrót zmieniły się w wąziutkie szparki.

– Niech cię szlag, Östen! – rzuciła. – Słyszysz? Niech cię szlag!

Ruszyła z miejsca. Przemieszczała się po dużych głazach o wiele szybciej niż on. Kamienie pokrywały całą czterokilometrową trasę aż do wiszącej kładki prowadzącej do schroniska Tjäktjastugan znajdującego się po drugiej stronie wąwozu. Östen przez cały czas musiał patrzyć pod nogi. Bał się, że się wywróci, jeśli nie zachowa ostrożności, zwłaszcza że był oszołomiony reakcją Bodil. Nie oczekiwał, że żona okaże zrozumienie, lecz nie spodziewał się po niej takiego zachowania. Przeczuwał, że nie pomogłaby mu, gdyby upadł i zrobił sobie krzywdę. Zresztą dystans między nimi stale się powiększał i ostatecznie Bodil dotarła do celu pół godziny przed nim. Gdy wreszcie kompletnie wycieńczony dobrnął do schroniska, kierownik placówki powitał go uściskiem dłoni i oznajmił, że zjawiło się wielu turystów, więc on i Bodil muszą się zadowolić miejscami w dwóch osobnych pokojach czteroosobowych. Östen poczuł się bezgranicznie samotny. Podczas gdy kierownik wciąż przepraszał za niedogodności, Bodil wydawała się całkiem zadowolona z obrotu wydarzeń. Östen zrozumiał, że nie będzie mógł z nią pomówić również tego wieczoru.

Mimo wszystko pozostałe trzy dni wędrówki udało im się spędzić na jako tako neutralnych rozmowach. Atmosfera bliskości bezpowrotnie się jednak ulotniła. Żadne z nich nie wspomniało o dziecku. A właściwie o dorosłym mężczyźnie spłodzonym przez Östena.

Rozdział 3

Po południu Östen zabrał się do gotowania obiadu. Ostatnio robił to prawie codziennie. Na początku, gdy został świeżo upieczonym emerytem, uznawał to za dobrą zabawę, ale od jakiegoś czasu brakowało mu już pomysłów. Tego dnia zdecydował się na zupę, którą potrafił przyrządzić bez zerkania do przepisu. Bodil wróciła do domu w chwili, kiedy zaczął nakrywać do stołu. Zamachała mu przed nosem ulotką wyjętą ze skrzynki na listy.

– Zbliża się surströmmingsfest, doroczna degustacja sfermentowanego śledzia – oznajmiła. – Tym razem odbędzie się u Wiklanderów.

– Pewnie chcą się pochwalić tą swoją wypasioną altaną w ogrodzie – odparł Östen, dodając śmietanę do kremu z porów.

– Nie bądź taki, Östen. Przecież wyszła świetnie i nawet jeśli na przyjęciu zjawi się cała ulica, spokojnie się zmieścimy i nie będziemy musieli się użerać z ustawianiem namiotu. Wyślesz im esemesa z potwierdzeniem naszego udziału czy ja mam to zrobić?

– Wyślę – odparł, kładąc na stole chleb rozmrożony w mikrofalówce.

Odkąd wrócili z gór, wszystkie ich rozmowy krążyły wokół codziennych spraw. Ich relacja wskoczyła na utarty tor. Odnosili się do siebie z uprzejmością graniczącą ze znużeniem. Intensywne pożycie dawno przeminęło, pozostał tylko sporadyczny seks, jeśli Bodil miała akurat dobry humor. Östen był zadowolony z takiego układu i liczył, że związek nie skończy się tak dramatycznie, jak małżeństwo z Agnetą.

Bodil nie mogła jednak zapomnieć o tamtej pełnej napięcia rozmowie.

Kilka godzin później, tuż przed zaśnięciem, Östen zaczął rozmyślać, co by było, gdyby podczas górskiej wędrówki zachował milczenie. Gdyby się zdecydował nie wyjawiać swojej wielkiej tajemnicy. Choć tak naprawdę nie wyznał Bodil wszystkiego. Wówczas wydało mu się to najprostszym rozwiązaniem. Nie powiedział żonie, że już kiedyś poznał tych nowych sąsiadów. Postanowił to przemilczeć. Był ciekaw, czy przyjdą na przyjęcie do Wiklanderów.

Zaczął okłamywać Bodil również w błahych sprawach. Choćby przed kilkoma dniami, kiedy zadzwoniła w porze lunchu i zapytała, co robi, odpowiedział, że właśnie wrócił z przebieżki, a tak naprawdę siedział w domu i przeglądał zdjęcia z dzieciństwa Pontusa i Jessiki. Potem sięgnął do jeszcze dawniejszych fotografii, z początku lat osiemdziesiątych. Był wtedy w wieku swojego starszego syna. Tego, którego zobaczył w markecie budowlanym kilka dni przed wyprawą w góry. Chłopak był do niego uderzająco podobny, zupełnie inaczej niż Pontus, który nie odziedziczył jego wyglądu i zapewne z wiekiem też nie miał się do niego upodobnić.

Ujrzawszy go, Östen przeżył prawdziwy szok. Nie odniósł co prawda wrażenia, że spotkał swojego sobowtóra młodszego o ponad trzydzieści lat, lecz uczucie, które go ogarnęło, nie było od tego dalekie. W pierwszej chwili zwrócił uwagę na wygląd mężczyzny. Wiele ich, rzecz jasna, od siebie różniło: fryzura, kolor włosów – Östen w tym wieku miał ciemniejszą czuprynę, był też nieco pełniejszy na twarzy. Chłopak był muskularny, szeroki w barkach i miał wytatuowane ramiona. Wydawał się o wiele potężniejszy od Östena. Östen najpierw mu się przyjrzał, z zaciekawieniem, choć dość obojętnie, i dopiero po chwili przyszło mu do głowy, że ten młody mężczyzna mógł być jego synem. Wówczas doznał szoku. Nerwowo liczył w głowie lata i chociaż trudno było mu się skupić, w końcu doszedł do wniosku, że wiek chłopaka się zgadza. Serce mu waliło jak młot. Z roztargnieniem odłożył na półkę kuchenkę turystyczną i licznik energii, starając się nie spuszczać z oczu chłopaka. Dyskretnie podążył za nim między regałami, udając, że ogląda towary na półkach. W pewnym momencie ich spojrzenia się skrzyżowały i Östen poczuł, jak oblewa się rumieńcem. Czy ten drugi również dostrzeże podobieństwo i pomyśli, że ma przed sobą ojca? Chłopak jednak, nie okazawszy Östenowi żadnego zainteresowania, po chwili oderwał od niego wzrok, zabrał z półki jakieś narzędzie i ruszył do kasy. Östen trzymał się na dystans, ale wciąż, w wielkim skupieniu, śledził każdy ruch mężczyzny.

– Cześć, Östen! – wykrzyknął za nim jakiś głos.

Östen odwrócił się i ujrzał koleżankę z działu administracji w urzędzie gminy Härnösand.

– Jak ci się żyje na emeryturze? – Koleżanka podeszła do niego i objęła go serdecznie na powitanie.

Odparł krótko, że dobrze, i dość nieuprzejmie ją zbył. Nie obchodziło go, czy dawna znajoma uzna go za gbura.

– Muszę lecieć – rzucił i odszedł, czując na plecach jej wzrok.

Gdy zerknął w stronę kasy i ujrzał tam tylko kasjerkę, wystraszył się, że zgubił chłopaka. Nie kupiwszy niczego, po co przyjechał, wyszedł ze sklepu i omiótł wzrokiem parking. Nigdzie nie dostrzegał mężczyzny. Za moment jednak wreszcie zobaczył go przy szarej hondzie civic zaparkowanej tuż przy sporych rozmiarów minibusie.

Chłopak usiadł za kierownicą i zaczął cofać. Östen nie miał żadnych szans, by dobiec do swojego auta i pojechać za hondą, choć właśnie na to miał największą ochotę.

Zapisał za to numer rejestracyjny.

Rozdział 4

W piątek Östen i Bodil odwiedzili znajomych, z którymi spędzali całkiem sporo czasu. Wybrali się między innymi na kilka wspólnych wycieczek autobusowych do Sztokholmu. Tego wieczoru miło gawędzili, jedli, pili i grali w grę planszową Carcassonne, dopóki Bodil nie odebrała telefonu od młodej kobiety, która w weekendy pracowała w jej butiku. Dziewczyna nagle się rozchorowała i nazajutrz nie mogła przypilnować interesu. Podsumowali więc punktację w grze i chwilę później Östen i Bodil wrócili do domu. Bodil była niezadowolona, bo liczyła na leniwy sobotni poranek, w dodatku miała pretensje do Östena, że wystroił się dla gospodyni. Mężczyzna nie miał pojęcia, o czym mówi jego żona.

Następnego wieczoru wrócili do rozmowy rozpoczętej podczas górskiej wędrówki.

Bodil została w butiku jeszcze trochę po zamknięciu, a potem, po drodze do domu, kupiła mrożone krewetki i inne smakołyki na kolację. W pierwszej chwili po powrocie wydawała się zadowolona, pochwaliła się Östenowi, że sprzedała dużą partię kubków z podstawkami wyprodukowanych przez lokalnego artystę, a po południu nasłuchała się komplementów od pary Holendrów przejeżdżających przez Härnösand. Kiedy krewetki się rozmroziły, Östen otworzył butelkę białego wina. I już po pierwszej lampce, gdy ponownie napełniał kieliszek Bodil, a ona szykowała sobie drugą kanapkę, wyczuł, że coś jest nie tak.

– No więc… – odezwała się, wyciskając strużkę majonezu na krewetki i plasterki jajka na twardo. – Może powiedz mi coś o tym… twoim synu. Ile on ma lat?

Östen był zaskoczony, że tak długo z tym zwlekała, ale ucieszył się, że chciała o tym porozmawiać. Jednocześnie przypomniał sobie, jak bardzo ten temat zatruł atmosferę na wycieczce. Miał ochotę spędzić z żoną miły wieczór. W dodatku ta druga sprawa… Gdyby odkrył wszystkie karty, byłoby jeszcze gorzej. Ale w rzeczywistości wcale nie było ku temu powodu.

– Czy to na pewno dobry moment? – spytał ostrożnie.

– A dlaczego nie? – Bodil spojrzała na niego z niepokojącym błyskiem w oku.

Wiedział, że nie powinien się z nią drażnić.

– Może porozmawiamy o tym kiedy indziej?

– Nie chcesz mi powiedzieć?

– Owszem, chcę… ale może nie w tej chwili. – Upił łyk wina i sięgnął do miski z krewetkami.

– Siedzimy w spokoju i mamy dużo czasu, więc to chyba dobra okazja? – upierała się Bodil.

Östen westchnął i wzruszył ramionami.

– Okej, skoro koniecznie chcesz. – Wycisnął na kanapkę sok z ćwiartki cytryny i urwał kilka gałązek koperku. Za moment gestem dał Bodil znak, że jest gotowy. – No to co chcesz wiedzieć? – spytał, spoglądając na nią sponad kieliszka.

– Już ci zadałam pytanie. Ile on ma lat?

– Trzydzieści cztery. – Kilka dni temu Östen dokładnie obliczył wiek swojego domniemanego syna. Wcześniej tylko szacował.

– Trzydzieści cztery… – powtórzyła powoli Bodil.

Östen milczał. Nie potrafił ocenić, czy chciała po prostu wiedzieć, czy też wstąpiła już na ścieżkę wojenną. Po chwili jej oczy się zwęziły. Zrozumiał, że jednak nie czeka go spokojny wieczór.

– Czy mnie też kiedyś zdradziłeś?

– Co takiego? – Aż podskoczył ze zdziwienia.

– Słyszałeś.

– Nie, nigdy – odparł z naciskiem.

– Dlaczego miałabym ci uwierzyć?

– Nigdy, przenigdy cię nie zdradziłem, Bodil. Możesz mi zaufać.

Siedziała w milczeniu, nie tknąwszy drugiej kanapki. Za to raz za razem upijała z kieliszka.

– A Agneta ci ufała?

Östen nie odpowiedział.

– No powiedz, ufała ci?

– Nie rozumiem, dlaczego musimy o niej rozmawiać.

– Nie możesz mi po prostu odpowiedzieć?

– Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, chyba miała to gdzieś.

– Co masz na myśli? – Bodil spojrzała na niego wyzywająco.

Nerwowo poprawił się na krześle i napił się wina, nim odpowiedział.

– Nasze małżeństwo było już wtedy martwe. A przynajmniej… prawie martwe.

– Więc sprawiłeś sobie kochankę? To chcesz powiedzieć?

Oczy Bodil ciskały błyskawice.

– Nie, nie sprawiłem sobie żadnej… kochanki, jak to nazywasz. Mój Boże, przytrafiło mi się kilka krótkich romansów, nic jednak nie znaczyły. Agneta wszystkiego się domyśliła, ale jej to nie wzruszyło.

Czuł, że musi jakoś zakończyć tę rozmowę. Nie chciał roztrząsać z Bodil problemów swojego pierwszego małżeństwa. Ułożył w myślach zdanie, zebrał się na odwagę i spojrzał żonie w oczy.

– Przyrzekam na… wszystkie świętości, jeśli wolno mi tak powiedzieć, że zawsze byłem ci wierny.

Z trudem zachowywał spokój. Bodil była zła. Widział to wyraźnie. Miała do tego wszelkie prawo. Zanim się odezwała, sięgnęła po butelkę i napełniła swój kieliszek.

– Spotkałeś się z nim? Tym swoim synem?

– Nie – odparł zgodnie z prawdą.

– I naprawdę nigdy go nie poznałeś?

– Nie. – To też była w gruncie rzeczy prawda.

– A myślisz o tym, żeby się z nim spotkać?

Zaprzeczył po raz trzeci i na krótką chwilę nawet sam w to uwierzył. Próba nawiązania kontaktu z chłopakiem zakrawała na szaleństwo, skoro już sama rozmowa o nim spowodowała taki zatarg.

– Dlaczego zdecydowałeś się powiedzieć mi o tym po tylu latach?

To było uzasadnione pytanie, na które Östen nie miał odpowiedzi. Ciekawiło go, czy Bodil by wolała, żeby nigdy jej o tym nie powiedział. Zapytał ją o to, a ona się zastanowiła.

– Szczerze mówiąc, nie wiem – odparła po chwili. – W każdym razie cieszę się, że to nie córka. Tego bym nie wytrzymała.

Co mógł na to powiedzieć? Bodil wstała i oznajmiła, że idzie przed dom zapalić papierosa. Trzymała w dłoni kieliszek z winem.

Gdyby Jessica żyła, w kwietniu tego roku skończyłaby dwadzieścia jeden lat.

Kiedy miała dwanaście, wyjechała na kilka dni do domu letniskowego z rodziną swojej przyjaciółki. Dziewczynki wybrały się rowerami nad jezioro, po drodze zastała je burza i popełniły błąd, chowając się pod drzewem. Piorun uderzył w pień, zabijając Jessicę, podczas gdy jej przyjaciółka wyszła z tego bez szwanku. Doznała jednak tak wielkiego szoku, że udając się do domu po pomoc, zapomniała, że miała ze sobą rower, i przebiegła całą drogę. Gdy na miejsce wypadku wreszcie dotarła karetka, Jessica była martwa.

Bodil i Östena ogarnęła rozpacz. Co gorsza, Bodil wbiła sobie do głowy, że Jessica wróciłaby do domu cała i zdrowa, gdyby rodzice przyjaciółki nie okazali się tak nierozważni. Uważała, że powinni byli przewidzieć nadejście burzy i zatrzymać dziewczynki w domu. Niestety wykrzyczała to w twarz tym zszokowanym, obciążonym wyrzutami sumienia ludziom. Östen próbował ją powstrzymać, ale Bodil nie dało się opanować. Na dobitkę wypomniała przyjaciółce swojej córki, że nie sprowadziła pomocy na czas. Lekarz, który stwierdził zgon Jessiki, orzekł, że dziewczynka zginęła na miejscu, lecz Bodil nie chciała tego słuchać. Potrzebowała kogoś, kogo mogła obarczyć winą. Ona i Jessica były sobie bardzo bliskie i po śmierci córki Bodil prawie rok spędziła na zwolnieniu lekarskim. W tym czasie Östen musiał nie tylko radzić sobie ze swoim żalem sam, ale również dźwigać żałobę Bodil, przybierającą nieraz takie formy, że poważnie się obawiał o stan jej zdrowia psychicznego. Czuł się też zobowiązany łagodzić ból rodziny, którą Bodil uczyniła kozłem ofiarnym. Setki razy próbował przekonywać swoją żonę, że śmierć Jessiki była nieszczęśliwym wypadkiem i nie można o nią nikogo obwiniać. Owszem, jemu również przemknęło przez myśl, że rodzice przyjaciółki ich córki powinni byli sprawdzić prognozę pogody i zatrzymać dziewczynki w domu. Ale jeśli miałby być całkiem szczery, nie wiedział na pewno, czy sam by to zrobił na ich miejscu. Jeden jedyny raz, gdy zapytał Bodil, czy ona by tę prognozę sprawdziła, wpadła w dziki szał.

Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły, Bodil wróciła do kuchni i usiadła przy stole. Ugryzła kęs kanapki, wyjęła z ust kawałek pancerzyka krewetki i odłożyła go na spodek. Potem westchnęła i znów napełniła swój kieliszek. Zgarbiła się lekko, ale za moment znów się wyprostowała.

– Sprawdzałeś w gazecie, czy jest dziś coś ciekawego do obejrzenia w telewizji? – zapytała nagle takim tonem, jakby całkiem zapomniała o rozmowie sprzed chwili.

– Nie, ale możemy sprawdzić.

Östen wstał i przyniósł do kuchni najświeższe wydanie „Tidningen Ångermanland”. Chwilę później ustalili, że obejrzą film, na który Östen tak naprawdę wcale nie miał ochoty. Wiedział jednak, że lepiej pozwolić zdecydować Bodil, choć i tak uśnie w połowie. Robiła tak w każdy weekend.

Rozdział 5

Poniedziałkowy poranek był szary i zimny. Około dziesiątej, kiedy Östen wsiadł do samochodu, chmury nieco się przerzedziły i wyjrzało słońce. Postanowił zdjąć kurtkę i położyć ją na tylnym siedzeniu. Chwilę później wyjechał na szosę E4 i skierował się na południe, do Sundsvall. Dzięki numerom rejestracyjnym poznał nazwisko chłopaka i tym samym praktycznie potwierdził, że to jego syn. Miał na imię Tobias. Tobias Westerlund. Nazwisko nie mogło być przypadkowe. Östen ustalił również jego adres zamieszkania i właśnie tam się udawał.

Chciał tylko rzucić okiem.

Wpisał też do wyszukiwarki Ninni Westerlund, lecz nie odnalazł nikogo w odpowiednim wieku. Ani w Härnösand, gdzie mieszkała, kiedy ją poznał, ani w żadnym innym mieście.

Dodał numer Tobiasa do listy kontaktów w telefonie. Nie zapisał jednak całego imienia i nazwiska, tylko samą literę T. Nie wiedział dlaczego. Nie spodziewał się, że Bodil zechce nagle sprawdzić jego komórkę. Kilka razy w ciągu minionego tygodnia, gdy nie było jej w domu, Östen klikał w kontakt i przyglądał się dużemu T na ekranie. Potem odkładał telefon.

Po około godzinie dotarł na miejsce. Uliczka Rävstigen znajdowała się nieopodal szpitala, w dzielnicy szeregówek, małych domów jednorodzinnych i niskich bloków. Większość posesji była bardzo zadbana. Östen zwolnił i podjechał pod dom z numerem trzynastym. Budynek należał do najmniejszych w okolicy i wyglądał, jakby potrzebował gruntownego remontu. Niebieska farba na fasadzie odchodziła płatami, a dachówki wymagały wymiany w kilku miejscach. Rynna z przodu zwisała krzywo. Östen był ciekaw, czy właściciel tego domu należał do ludzi, którzy o nic nie dbają. Jego ojciec bez zastanowienia nazwałby kogoś takiego niechlujem. Potem Östen przypomniał sobie, jakie narzędzia chłopak wybrał w markecie Clas Ohlson. Być może Tobias kupił ten dom niedawno. Czy mieszkał w nim sam? W ogródku nie było żadnych zabawek, przed wejściem nie stał też dziecięcy rowerek. Roweru dla dorosłych też tam zresztą nie było. Za to po prawej stronie budynku parkowała honda. Czyżby chłopak był w domu? A może pracował na tyle blisko, że chodził do pracy piechotą lub dojeżdżał rowerem? Östen zrobił rundkę po dzielnicy, a potem zatrzymał się przed sąsiednią posesją. Siedział w aucie i rozmyślał.

Co powinien zrobić? I jak długo mógł tam stać, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi? W pewnym momencie wydało mu się, że w domu chłopaka poruszyła się firanka. To jednak mogło być tylko przywidzenie.

Po chwili z jednego z domów w zabudowie szeregowej niemal wypadła młoda kobieta w sportowym ubraniu. Trzymała na smyczy dwa duże psy. Przyciągała je mocno do siebie i karciła głośnymi okrzykami. Gdy się zbliżyła, Östen przystawił telefon do ucha, udając, że prowadzi rozmowę. Wypowiedział nawet kilka słów do aparatu, lecz ona nie zwróciła na niego uwagi, pochłonięta próbami okiełznania psów. Przyszło mu na myśl, że starsza osoba na pewno by mu się przyjrzała. Przez moment miał ochotę włączyć silnik i odjechać. W ten sposób mógłby przemyśleć w spokoju swój następny krok. Czy powinien w to brnąć? Bynajmniej nie był tego pewien.

Jednak w tej samej chwili, w której sięgnął do kluczyka, chłopak wyszedł z domu. Zbliżył się do skrzynki na listy i wyjął plik korespondencji. Nie zainteresował się Östenem. Odwrócił się na pięcie i ruszył do domu, lecz nagle się zatrzymał, przekręcił głowę i spojrzał prosto na niego. Miał dziwny wyraz twarzy. Östen poczuł, jak przyśpiesza mu puls, i wykonał ten sam manewr z telefonem, co przed momentem. Młody mężczyzna powoli zbliżał się do samochodu. Nie patrząc w jego kierunku, Östen śledził kątem oka każdy jego ruch. Czyżby zbyt natrętnie mu się przyglądał? A może chłopak wziął go za włamywacza, który przyjechał tu na rozpoznanie? Stanął przy drzwiach po stronie kierowcy i Östen poczuł się zmuszony opuścić szybę. Odłożył telefon, nie dbając o to, by zakończyć udawaną rozmowę.

– Dzień dobry – powiedział Tobias. – Mogę jakoś pomóc? Szuka pan kogoś?

Naraz Östen stracił zdolność logicznego myślenia. Jedynym, co przyszło mu do głowy, była myśl, że lada chwila ten chłopak – jego syn – zauważy, jak bardzo są do siebie podobni. Bo czyż mógł się nie domyślić, że w odległości niespełna metra od niego siedzi jego własny ojciec? Östen zamrugał. Co miał powiedzieć?

– Dobrze się pan czuje?

– Tak… jasne, przepraszam. Szukam… – Gorączkowo próbował sklecić jakąś wymówkę. – Szukam… domu na sprzedaż. To gdzieś na tej ulicy.

– Aha, rozumiem. Ma pan dokładny adres? – Chłopak zbliżył się nieco, pochylając się nad Östenem. – Który to numer?

– Numer?

– No tak, numer domu.

– Nie wiem… muszę sprawdzić – odparł Östen. Trudno mu było oderwać wzrok od chłopaka. Od syna. – Chyba jednak pomyliłem ulice – wykrztusił wreszcie. – Ale dziękuję za pomoc.

– Nie ma za co. Mam nadzieję, że pan trafi.

Östen zamknął okno i uniósł lewą rękę w geście pożegnania. Powoli odjeżdżając, zobaczył we wstecznym lusterku, że chłopak, jego syn, odprowadza go wzrokiem. Za moment dostrzegł szyld informujący o tym, że okolicy pilnuje straż sąsiedzka. Podobna działała u niego, na Grönfinkvägen. Wytrącony z równowagi rozmową z synem i świadomością, że prawdopodobnie został uznany za potencjalnego złodzieja, krążył po dzielnicy, nie kontrolując godziny i nie wiedząc, gdzie dokładnie się znajduje. Po jakimś czasie znów się zatrzymał, w bezpiecznej odległości kilku przecznic od Rävstigen.

Oszołomiony zgasił silnik i siedział długą chwilę w kompletnym bezruchu.