Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pamiętniki zakochanych – romantycznie śmieszna komedia, która pozwoli przetrwać pogodnie, każdą wątpliwie zabawną sytuację.
Sandra w ciągu jednego dnia traci pracę, męża i córkę. W tym właśnie dniu pojawia się w jej życiu duch. Z jakiegoś powodu Ula po śmierci zostaje na ziemi. Nie wie dlaczego. Kobiety próbują rozwikłać tę dziwną sytuację i poznać powody. Pomaga im w tym pamiętnik napisany przez męża Uli (byłego męża), Maćka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 168
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 5 godz. 0 min
Wydawca
Enamorada Art.
Kontakt:[email protected]
www.elzbietawalczak.com
Projekt okładki
Weronika Michel
Korekta
Elżbieta Walczak
Wydanie pierwsze
ISBN dla Epub 978-83-956166-5-5
ISBN dla Mobi 978-83-956166-6-2
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za zgodą właściciela praw autorskich.
Kiedy byłam dzieckiem, lubiłam malować. Zachowałam wszystkie swoje rysunki. Nie wiem dlaczego, ale tylko to. Mam je schowane w czerwonej skrzyni na strychu. Często tam zaglądam, kiedy wszyscy śpią. Przemawiają do mnie, opowiadają niezwykłą historię. Słowo miłość, zakochani, często pojawiało się w moim domu. Moja mama kochała za bardzo. Rozpieszczała mojego ojca i mnie, powtarzając bez przerwy; Robię to dlatego, że jestem w was zakochana. Jeden z rysunków jest mi szczególnie bliski. Miałam dwanaście lat, kiedy w wigilijną noc, przyśniło mi się, że tańczę na balu, ubrana w niebieską suknię do ziemi, a On ma czarne włosy i uśmiecha się do mnie, trzymamy się za ręce. Namalowałam to. Po kilku latach domalowałam na nim jeszcze dwie postacie. Mężczyznę w zielonym swetrze i kobietę, która pokazuje mi serce. Kiedy trzymam to dziecięce malowidełko w dłoniach, jest ciepło i przyjemnie. Z jakiegoś powodu czuję, że robię to po raz ostatni.
- Sandra, już czas.
Wiedziałam, że wszystko zostanie przerwane w najlepszym momencie. Znowu usłyszałam ten głos. Słyszę go od zawsze. Musiałam się z nim w końcu zaprzyjaźnić, żeby nie zwariować. Udało się. Trwało to bardzo długo. To on, ten głos, rządzi moim życiem.
- Daj mi jeszcze chwilę – poprosiłam.
- Zostało kilka godzin.
- Co można zrobić w tak krótkim czasie?
Odłożyła rysunki i podeszła do okna. Patrzyła na wypielęgnowany ogród, w którym pelargonie kwitły najdłużej. Najbardziej lubiła te o pachnących liściach. Potem przeniosła wzrok na drzewa. Próbowała je policzyć, ale ogarnęła ją senność. Usiadła w bujanym fotelu swojej matki i patrzyła na drzewa z innej odległości. Przesuwały się obrazy, ludzie, zdarzenia. Ani szybko, ani wolno. Po prostu płynęło wszystko w jej głowie, jak chmury, zatrzymując się co jakiś czas. Ale tylko na chwilę. Wspominała, dopóki mogła.
Pamiętam Indie. Pojechałam tam sama, kiedy skończyłam dwadzieścia lat. Chyba właśnie w tym miejscu, moje Trzecie Oko rozbuchało się za bardzo. Życie biegnie w zastraszającym tempie i dzieje się w nim tyle, że nie nadążam zapanować nad tym wszystkim. Pierwszy artykuł jest tu gdzieś jeszcze, napisałam po powrocie z tej podróży. Nikt nie chciał go wydać, żadna gazeta. Ktoś wysłał go za mnie do Stanów. Słyszę do dziś dźwięk telefonu, zaskoczenie i głos Nica Davisona. Ciepły, serdeczny, energiczny Nick, zaprosił mnie na rozdanie nagród do Chicago.
Byłam ubrana w niebieską sukienkę. Stałam na scenie i dziękowałam Bogu za talent. Celebrowałam wdzięczność za to, że potrafił mnie słuchać. I za Anioła Stróża w postaci mojej mamy, wysyłającej za mnie odrzucone tutaj artykuły i książki za ocean. Tłumaczyła je po cichu, nocami, kiedy ja płakałam nad swoim losem. Tam, jakimś cudem chciano je czytać.
Kiedy schodziłam za kulisy, zobaczyłam go po raz pierwszy. Składał gratulacje Japonce Mimi Yang, która otrzymała wyróżnienie. Jego czarne włosy lśniły w blasku zakulisowych świateł. Uśmiechnął się do mnie. Podszedł.
- Jesteś Polką? – zapytał. A przecież dobrze wiedział, że tak.- Jestem dumny i szczęśliwy, kiedy moi rodacy, piękne rodaczki, otrzymują prestiżowe nagrody.- Pocałował moją dłoń. – Zamawiam na balu taniec z panią. Piękna Sandra, prawie jak Sandra Bullock. – Nie musiał tego mówić. Pewnie zrobił to dlatego, że moje przemówienie wypadło całkiem zabawnie. Kiedy skończyłam, widziałam naprawdę szczęśliwe, amerykańskie twarze, od pierwszego do ostatniego rzędu. – Do zobaczenia. – Powiedział i zniknął za kotarą.
Polak w Ameryce na stanowisku dyrektora w znanym wydawnictwie o imieniu Gustaw, sześć lat później został moim mężem.
Zaraz po studiach dostałam pracę w telewizji. Kiedy urodziła się Nikola, Gustaw przeprowadził się na stałe do Polski. Kilkanaście uroczych lat, w których nie zauważałam zdrad. Ufałam. Czułam jednak, że cokolwiek się wydarzy, odejdę z tego świata zadowolona. Przełom, zwrot, nastąpił w dniu moich czterdziestych siódmych urodzin. Życie jest zabawne.
Jeżeli śmierć ma poczucie humoru, to pewnie się zaprzyjaźnimy.
Zadzwonił, gdy odpinałam spódnicę w toalecie. Zawisła na nogach, kiedy sięgałam po torebkę, która stała oparta o muszlę klozetową, po czym spadła na podłogę. Słyszałam dźwięk telefonu i wiedziałam, że to Lauks. Rozszerzyłam uda i grzebałam w torbie.- Jest.- Podniosłam lewą nogę, potem prawą, żeby zdjąć buty, które upijały mnie od trzech godzin. Oparłam słuchawkę o ucho i usiadłam na białej desce. Zacisnęłam mocno mięśnie, spięłam się i odebrałam.
- Sandro, wejdź do mnie na chwilę.- To było wszystko, co usłyszałam. Na całe szczęście.
Zdjęłam perukę, bo właśnie zeszłam z wizji, schowałam do torby. Podniosłam z ziemi granatową spódnicę i otworzyłam drzwi. Podłoga lśniła jak w kibelku pałacu Buckingham. Byłam tam jakieś pięć lat temu, ale cały czas pamiętam ten błysk. Stałam przez chwilę i przyglądałam się tej bieli, z której wyłonił się czarny punkt. Pomyślałam, że to wygląda jak… Podniosłam do góry spódnicę i zorientowałam się, że coś się stało z moimi stringami. Nie było ich na mojej pupie, a przecież dokładnie pamiętam ostanie dziesięć minut. No były tam! Kiedy zadzwonił, wszystko działo tak szybko. Zerknęłam do mojej ukochanej brązowej torebki Louis Vuitton i odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, jak do tego doszło. Podchodząc do lustra, pomyślałam o mojej matce, która zmarła na alzheimera. Ale przecież właśnie dzisiaj kończę dopiero czterdzieści siedem lat. To nie może być to.- Boże, proszę cię, nie kpij ze mnie.- Policzyłam szybko kurze łapki. – Trzy i dwie zmarszczki przy ustach. Dwa razy trzy, sześć i dwa, osiem. Nic się nie zmieniło. – Szyja. – Przejechałam dłonią, prężąc się jak łabędź, zamrugałam szybko powiekami i wykonałam w ekspresowym tempie jogę twarzy. Napompowałam do policzków powietrze i stałam z balonami dziesięć sekund. Powtórzyłam serie trzy razy i przystąpiłam do malowania ust. Rozluźniona i w środku pusta, ruszyłam do gabinetu szefa.
Widziałam przez oszkloną ścianę, jak wstaje i bierze do ręki kwiaty. Uśmiechnęłam się, ale na jego twarzy zobaczyłam dziwny grymas. Otworzył mi drzwi.
- Teofil, dziękuję. Pamiętałeś? Jak co roku.- Moje wypolerowane białe zęby lśniły w jego okularach.
- Przykro mi Sandro - spuścił głowę i podał mi kwiaty.
Kątem oka widziałam białe okruszki na jego marynarce. To z pewnością był łupież, którego nie był w stanie się pozbyć od wielu lat. Odruchowo strzepnęłam biały pyłek z klapy. Odwrócił się i poszedł w kierunku barku.
- Że skończyłam czterdzieści siedem lat? Nie przesadzajmy. W starym piecu diabeł pali.- Szłam za nim jak cielątko z nadzieją, że wypijemy toast za moje zdrowie.
- Że musimy zrobić cięcie.
- Cięcie! Przerwa na lunch! – usłyszałam głos producenta programu, który właśnie dostał ramówkę.
- Kto mnie zastąpi?
Lauks wskazał ręką na młodą dziennikarkę, zerkającą na nas przez szklane drzwi.
- Nie dostanę nawet zegarka, za tyle lat poświęceń?
Pokręcił głową raz w prawo, raz w lewo.
- Napijesz się czegoś?
To było ostatnie zdanie, które wypowiedział z nosem w barku pełnym drogich trunków. Trzasnęłam drzwiami i podałam kwiaty, młodej kobiecie z biustem na wierzchu, która szczerzyła zęby w moim kierunku.
Nie słyszałam własnych myśli, zjeżdżając windą z siódmego piętra budynku, w którym spędziłam dwadzieścia lat. Trzęsłam się jak osika i bałam się uronić łzę, by nikt z portierów tego nie widział. Moja porażka spadła na mnie bez uprzedzenia jak alzheimer na moją matkę. Jednak dobiegałam do pięćdziesiątki i nie ma się co łudzić, że życie traktuje starych ludzi ulgowo.
- Bardzo mi przykro – powiedział portier.
- Mi też jest przykro – powiedziała sprzątaczka z czarnym wąsikiem pod nosem.
Ciekawe skąd wiedzieli? Od kogo?
- Do widzenia kochani. – Przytuliłam wąsatą panią Zosię do siebie, czując od niej zapach alkoholu.
- Niech się pani trzyma. – Bonifacy otworzył mi drzwi. Robił to przez dwadzieścia lat. Poklepałam go po ramieniu, nie mogąc wydusić już z siebie nic więcej.
Poczułam słońce na twarzy. Łzy kapały mi na granatową garsonkę od Gucciego. Ławka w parku, dwieście metrów dalej, to było jedyne rozwiązanie, żeby uspokoić drżące serce. Usiadłam i postawiłam obok siebie brązową torebkę. Wyjęłam stringi, którymi wytarłam łzy, a potem nos. Zdjęłam buty, bo upijały mnie od kilku godzin i postawiłam stopy mocno na ziemi. Potem wstałam, żeby poczuć swoją siłę albo jej brak. Zadzwonił telefon. Poznałam po sygnale, że to Nikola.
- Cześć mamo, kończysz dzisiaj czterdzieści osiem lat?
- Czterdzieści siedem.
- Żartowałam. Wszystkiego najlepszego i wiesz co…
- Co?
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, żeby to cię nie zabiło. Rozumiesz, to już ten wiek…
- Nie mam ochoty dzisiaj na żarty. Dziękuję za życzenia. Coś jeszcze? – Słyszałam gwar i muzykę, której nie raczyła przyciszyć.
- Mamuś. – Wyczułam jakąś intrygę, bo nigdy tak do mnie nie mówiła. - Wyjeżdżam na studia do Stanów. – Zapadła cisza. – Żyjesz?
Wydawało mi się, że ptaki nad głową śpiewają o śmierci i upokorzeniu. Moja zrobiła się ciężka od nadmiaru emocji. Już się miałam osunąć, żeby zamanifestować początki depresji, ale jakiś parchaty gołąb usiadł mi na ramieniu. Uderzyłam go w dziób.
- Wiem, spadło to na ciebie jak alzheimer na babcię. Ale dostałam dzisiaj stypendium.- Kontynuowała, nie mając pojęcia, że groził mi w tym momencie zawał, a to mogło spowodować śmierć głodową gołębi, bo miałam dla nich kawałek croissanta w torbie.
- Gratuluję córeńko. Opowiesz mi o wszystkim w domu, dobrze? Muszę kończyć, pa.
Ściskałam telefon w dłoniach i nie płakałam, tylko wyłam do chmur. Woda w stawie była brudna. Zastanawiałam się ile ludzkich ciał leży na dnie? Kaczka i kaczor w kolorze mojej ukochanej torebki płynęli w tę stronę. Za nimi stado nieogarniętych kurdupli. Zatrzymali się na chwilę. Pewnie po to, żeby sprawdzić, czy rzucę im rogalika. A jeśli nie będzie mnie już nigdy stać na takiego rożka? Wyjęłam stringi i smarknęłam. Przypomniałam sobie bezdomną, która często stała przy wejściu do biurowca, pytając każdego przechodnia, czy może dać jej parę groszy. Zaczęłam płakać znowu. Uświadomiłam sobie, że nigdy tej biednej kobiecie niczego nie ofiarowałam. Przechodziłam zawsze obok, jakbym była niewidoma. Ludzie szli teraz, mijając mnie podobnie. Zerkali, widzieli łzy, jednak nikt się nie zatrzymał. Świat jest okrutny. Tylko na chwilę otworzyłam Facebooka. Oglądanie koszmarnych postów, uspokajało. Włożyłam buty, wstałam i szłam bezmyślnie, niczym zaklęta. Quasi-bezrobotna, opuszczona i samotna. Coś w tym stylu.
***
Nie byłam w stanie odtworzyć żadnej sytuacji. Nie wiem, czy coś jadłam? A Gustaw? Z pewnością zrobił wczoraj zakupy, czy nie? Usłyszałam dźwięk gotowego do działania laptopa w salonie. Wlałam sobie wody z kranu do szklanki i wróciłam na sofę. Zawsze w pierwszej kolejności otwieram maile.
- Wynająłem mieszkanie. Wyprowadzam się. Wytłumaczę ci wszystko później.Gustaw. – Zamarłam, po raz kolejny tego dnia.
Chciałam wrócić do parku i się utopić. Powstrzymała mnie tylko jedna rzecz. Nie pamiętałam, gdzie rzuciłam klucze do mieszkania, a było w nim mnóstwo cennych przedmiotów i wiele pamiątek. Głównie po mamusi.