Partnerzy. Zemsta - Robert Michniewicz - ebook + audiobook

Partnerzy. Zemsta ebook

Michniewicz Robert

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Członek polskiego rządu – lider partii nacjonalistycznej, spędzający z rodziną wakacje na Wyspach Kanaryjskich, otrzymuje intratną propozycję współpracy od hiszpańskiej fundacji, działającej w tajemnicy na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Dwoje oficerów Agencji Wywiadu wyrusza na Fuerteventurę, aby obserwować polityka. Polscy agenci nie wiedzą, że Służba Wywiadu Zagranicznego dostała rozkaz od prezydenta Federacji Rosyjskiej, żeby ich zlikwidować. Tropem Polaków podąża doświadczony zabójca. W cieniu tych wydarzeń rosyjscy agenci rozbudowują siatkę wpływów wśród polskich polityków, decydujących o przyszłości kraju.

Co tak naprawdę wydarzyło się na Isla Pequenia i jaki będzie to miało wpływ na sytuację polityczną w Polsce?

Kontynuacja losów oficerów AW Barbary Szymańskiej i Piotra Adamskiego - z powieści Partnerzy. Początek.

Robert Michniewicz – były oficer wywiadu. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk. W 1984 roku jako jeden z prymusów ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych. W wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat działał za granicą. Realizował zadania wywiadowcze na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. W 2006 roku w stopniu podpułkownika przeszedł na emeryturę. W wolnych chwilach czyta literaturę sensacyjną i marynistyczną, podróżuje i uprawia sport.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 384

Oceny
4,3 (106 ocen)
58
28
16
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Veronica41pl
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna i nieodkładana ksiazka, ktora wciaga od pierwszej do ostatniej strony! Gwarancja swietnie spedzonego czasu! Polecam i czekam na kolejne spotkanie z Basia i Piotrem!
20
ewkaj

Nie oderwiesz się od lektury

Sensacja,przygoda, malownicza hiszpańska wyspa Fuerteventura ,dwójka agentów AW a wszystko podane w aktualnym,politycznym sosie współczesnej Polski. Czyta się jednym tchem - jak zwykle autor nie zawodzi!Gorąco polecam i czekam na kolejne spotkanie z dwójką partnerów.
10
jolant33

Całkiem niezła

czar prysł. jest drewno
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja
00
winklerkamil

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

11 marca 2022 roku, godzina 11.10 Ural, pre­zy­dencki bun­kier

Pre­zy­dent Fede­ra­cji Rosyj­skiej Wła­di­mir Putin deli­kat­nie odsta­wił na blat sto­lika fili­żankę z por­ce­lany miśnień­skiej. Uniósł pod­stawkę i z lubo­ścią spoj­rzał na sygna­turę na jej spo­dzie. Dwa skrzy­żo­wane mie­cze – ele­ment z tar­czy her­bo­wej elek­to­rów saskich – potwier­dzały auten­tycz­ność wyrobu. Litery FA wska­zy­wały, że ten rzadki egzem­plarz był prze­zna­czony na stół pol­skiego monar­chy Augu­sta III Sasa. Przy­naj­mniej w sie­dem­na­stym wieku mogło powstać coś waż­nego i pięk­nego pod rzą­dami pol­skiego króla, pomy­ślał Putin. W dzi­siej­szych cza­sach we wła­snym kraju Polacy nie są w sta­nie nawet nor­mal­nie żyć. Uśmiech­nął się zło­śli­wie i wró­cił myślami do por­ce­lany i Augu­sta. Bez udziału Rosji nawet tego władcy by nie było, w końcu to pod osłoną rosyj­skiego kor­pusu ogło­szono go kró­lem. Następ­nie przy­jął wygodną pozy­cję na fotelu, by kon­ty­nu­ować roz­mowę.

– Czy mówi­łem ci, Arka­diju Wisar­jo­no­wi­czu, że pro­ces pro­duk­cji por­ce­lany w Miśni został odkryty pod­czas prac nad sztuką wytwo­rze­nia złota z metali nie­szla­chet­nych? – zagaił.

– Nie, panie pre­zy­den­cie.

– Doko­nał tego w tysiąc sie­dem­set ósmym roku Ehren­fried Wal­ther von Tschirn­haus, choć nie­któ­rzy bada­cze twier­dzą, że ojcem por­ce­lany był alche­mik Johann Frie­drich Böttger. W szystko jedno, fak­tem jest, że pra­co­wali wspól­nie w labo­ra­to­rium w zamku Albrechts­burg w Miśni. Prawda, że to czy­ste piękno? – Putin wycią­gnął rękę z fili­żanką w stronę swo­jego roz­mówcy.

– Fak­tycz­nie, okaz godny podziwu. – Gene­rał Arka­dij Duchow poki­wał z uzna­niem głową, choć o sztuce, a tym bar­dziej o por­ce­la­nie miśnień­skiej nie miał bla­dego poję­cia. Wie­dział nato­miast, że Wła­di­mir Wła­di­mirowicz uwiel­bia przed­mioty dro­gie i rzad­kie, a od czasu swo­jego pię­cio­let­niego pobytu w NRD, jako ofi­cer KGB, był zako­chany w por­ce­la­nie wypro­du­ko­wa­nej w Miśni. Kie­dyś tylko podzi­wiał, teraz było go stać na takie zabytki. Miał nawet spe­cjal­nego asy­stenta wyszu­ku­ją­cego uni­ka­towe egzem­pla­rze por­ce­lany poja­wia­jące się na świa­to­wych aukcjach.

Duchow się­gnął po sto­jącą przed nim fili­żankę. Wyglą­dała iden­tycz­nie jak ta, z któ­rej kawę pił pre­zy­dent, ale tajem­nicą poli­szy­nela było, że tylko Putin pija z ory­gi­nal­nych naczyń, a jego gościom poda­wane są dosko­nale pod­ro­bione fal­sy­fi­katy. Gdyby Duchowa zapy­tano, w czym woli pić kawę, świa­do­mie wybrałby pod­róbkę w oba­wie o moż­li­wość przy­pad­ko­wego stłu­cze­nia zabyt­ko­wego egzem­pla­rza i nega­tywne kon­se­kwen­cje takiej nie­ostroż­no­ści. Pomi­ja­jąc kwe­stię zastawy, był zado­wo­lony, że pre­zy­dent nie sto­so­wał już środ­ków ostroż­no­ści z nie­daw­nego okresu pan­de­mii, gdy wzy­wani do niego ofi­cjele musieli prze­cho­dzić długą kwa­ran­tannę, a kiedy w końcu docho­dziło do spo­tka­nia z władcą, roz­mówcy sie­dzieli w odle­gło­ści około pięt­na­stu metrów od sie­bie. Taka sytu­acja nega­tyw­nie wpły­wała na prze­bieg roz­mów i cał­ko­wi­cie wyklu­czała nawet pozory pouf­no­ści.

Putin wró­cił do pod­su­mo­wa­nia ich spo­tka­nia:

– Arka­diju Wisar­jo­no­wi­czu, omó­wi­li­śmy już naj­waż­niej­sze zada­nia dla cie­bie i naszej uko­cha­nej służby. – Pre­zy­dent czę­sto sta­rał się pod­kre­ślać swoje nie­prze­rwane związki z wywia­dem. Podob­nie zacho­wy­wał się już wcze­śniej, pod­czas ich roz­mowy trwa­ją­cej ponad dwie godziny, która praw­do­po­dob­nie zbli­żała się do wycze­ki­wa­nego przez Duchowa finału. Tego momentu spo­tka­nia z pre­zy­den­tem szcze­gól­nie się oba­wiał, ponie­waż Putin czę­sto na koniec zosta­wiał naj­trud­niej­sze tematy. – W obli­czu pro­wa­dzo­nej przez nas ope­ra­cji w Ukra­inie, a szcze­gól­nie zma­so­wa­nych dzia­łań USA i innych zachod­nich wywia­dów, wasza praca ma ogromne zna­cze­nie. Służba Wywiadu Zagra­nicz­nego, nawet bar­dziej niż dawna KGB, jest i musi być nie­na­ru­szalną pod­stawą ist­nie­nia Rosji. Wiem, że to rozu­miesz i w pełni podzie­lasz moje zda­nie. Znamy się już ponad czter­dzie­ści lat, nie­jedne koleje losu dzie­li­li­śmy. Dla­tego posta­wi­łem na cie­bie w roli dyrek­tora SWR. Jestem pewien, że nie popeł­nisz takich błę­dów jak twoi poprzed­nicy. Nie zawiedź mnie.

Ostat­nie zda­nie, wypo­wie­dziane z pozoru ser­decz­nym tonem, zawie­rało w sobie jed­no­znaczną groźbę. Duchow zda­wał sobie z tego sprawę, w końcu funk­cjo­no­wał w rosyj­skim wywia­dzie od wielu lat i widział już upa­dek nie­jed­nej kariery. Szczę­śli­wie nie były to czasy, gdy dymi­sja z rzą­do­wego sta­no­wi­ska ozna­czała spo­tka­nie twa­rzą w twarz z plu­to­nem egze­ku­cyj­nym, ale zemsta dyk­ta­tora w postaci ode­bra­nia eme­ry­tury i zgro­ma­dzo­nego majątku była per­spek­tywą mro­żącą krew w żyłach, szcze­gól­nie gdy uka­rany miał na karku sześć­dzie­siątkę i brak jakich­kol­wiek moż­li­wo­ści zarob­ko­wa­nia. Kiedy został nie­ofi­cjal­nie powia­do­miony, że pre­zy­dent wybrał go na nowego szefa wywiadu, nie wie­dział, czy ma się cie­szyć, czy bar­dziej oba­wiać o swój los w razie fia­ska któ­rejś z ope­ra­cji, o co nie było tak trudno. Wła­ści­wie przy­jął sta­no­wi­sko dyrek­tora, bo odmowa była dla niego nie mniej groźna niż ewen­tu­alna porażka na sta­no­wi­sku.

– Wła­di­mi­rze Wła­di­mi­ro­wi­czu, zapew­niam cię, że tak jak kie­dyś okre­ślano naszą KGB, będę „tar­czą i mie­czem” dla was. – Celowo nawią­zał do sym­bolu roz­wią­za­nej w 1991 roku służby, licząc, że taka dumna dekla­ra­cja spodoba się Puti­nowi. – Bez waha­nia wyko­nam wszyst­kie powie­rzone mi zada­nia.

Mar­twa mina pre­zy­denta nie pozwa­lała na ocenę, czy łyk­nął zapew­nie­nia nowego dyrek­tora wywiadu. Od jakie­goś czasu mie­wał takie dziwne zacho­wa­nia, jakby nagle się wyłą­czał. Poja­wiły się nawet plotki, że to objawy jakie­goś neu­ro­lo­gicz­nego scho­rze­nia, choć nikt nie był na tyle odważny, aby zasu­ge­ro­wać przy­wódcy bada­nie u spe­cja­li­sty.

Duchow zaczął powoli wsta­wać z fotela, gdy nagle zauwa­żył zmianę na twa­rzy Putina.

– Nie tak szybko, przy­ja­cielu. – Władcy albo coś się przy­po­mniało, albo celowo zwle­kał. – Poza waż­nymi stra­te­gicz­nymi i tak­tycz­nymi zada­niami jest jesz­cze jedna sprawa, którą musisz dla mnie zała­twić. Przy­znaję, że to wstyd, iż przy­wódca mocar­stwa ma podobne pro­blemy. Pamię­tasz oczy­wi­ście tę aferę, za którą pole­ciał twój poprzed­nik? – Pyta­nie było reto­ryczne. Nie tylko ofi­ce­ro­wie rosyj­skiego wywiadu, ale widzo­wie na całym świe­cie mieli oka­zję oglą­dać na ekra­nach swo­ich tele­wi­zo­rów kom­pro­mi­ta­cję SWR, do któ­rej doszło na początku inter­wen­cji Rosji w Ukra­inie. Misterna zasadzka FSB na ofi­ce­rów pol­skiego wywiadu, mająca dostar­czyć waż­nych pro­pa­gan­dowo argu­men­tów uza­sad­nia­ją­cych atak na Ukra­inę, zakoń­czyła się fia­skiem i zabój­stwem funk­cjo­na­riu­szy tej służby przez ludzi SWR, na czele któ­rych stał nie­sław­nej pamięci puł­kow­nik Michaił Sawin. Nie­udany pościg za Pola­kami na tere­nie obwodu doniec­kiego, a potem w rejo­nach fron­to­wych i osta­tecz­nie w Mariu­polu, spo­wo­do­wał, że wywiad rosyj­ski stał się powszech­nym pośmie­wi­skiem. W kon­se­kwen­cji uzy­ska­nych przez pol­skich szpie­gów zeznań Sawina dekon­spi­ru­ją­cych tajne dzia­ła­nia na tere­nie Pol­ski doszło do ujaw­nie­nia rosyj­skiej siatki w War­sza­wie. W efek­cie Putin zdy­mi­sjo­no­wał całe kie­row­nic­two SWR, a nie­szczę­sny Sawin tra­fił do kolo­nii kar­nej na Dale­kiej Pół­nocy. Kole­dzy uwa­żali, że miał wiel­kie szczę­ście, iż zacho­wał życie.

– Pamię­tam, choć wolał­bym zapo­mnieć, że takie zda­rze­nia w ogóle miały miej­sce – odparł Duchow.

– Nie­stety, nasza służba została zhań­biona. – Gry­mas ust pre­zy­denta pod­kre­ślił zna­cze­nie jego wypo­wie­dzi. – Nie możemy pozwo­lić, żeby ktoś pluł nam w twarz. My nie zapo­mi­namy takich znie­wag. Nie­udacz­nicy już ode­szli i ponie­śli karę. Sprawca jest na pół­nocy i mam nadzieję, że bar­dzo cierpi. Pozo­staje kwe­stia wyrów­na­nia rachun­ków z Pola­kami. Ich wła­dze puszą się swoim zaan­ga­żo­wa­niem w pomoc Ukra­inie i za to też kie­dyś nam zapłacą. Ale w tej chwili myślę o tej dwójce, która upo­ko­rzyła SWR. Szcze­gól­nie cho­dzi mi o tę młodą bladź.

Duchow się domy­ślał, czego zażąda pre­zy­dent, ale posta­no­wił nie być zbyt wyrywny.

– Pamię­tasz kodeks Ham­mu­ra­biego? – zapy­tał nie­ocze­ki­wa­nie Putin.

– Nie jestem spe­cja­li­stą od prawa sta­ro­żyt­nego… – stwier­dził ostroż­nie dyrek­tor.

– Nie trzeba być żad­nym spe­cja­li­stą! – Iry­ta­cja pobrzmie­wała w sło­wach i była widoczna na twa­rzy Wła­di­mira Wła­di­mi­ro­wi­cza. – Każdy uczeń sły­szał o pra­wie talionu: kara powinna być równa winie. Oko za oko, ząb za ząb.

– A, to! – Duchow klep­nął się w czoło. – Oczy­wi­ście, że pamię­tam. Każdy to zna.

– I wła­śnie o to mi cho­dzi – zade­kla­ro­wał spo­koj­nie Putin. – Czas przy­po­mnieć tę zasadę sobie i innym. Wina tej bla­dzi i jej przy­du­pasa jest ogromna i jed­no­znaczna. Za to musi ich spo­tkać zasłu­żona kara.

– Bez­dy­sku­syj­nie, zli­kwi­du­jemy ich. Zaraz się za to zabie­rzemy.

– Macie to zro­bić, ale na spo­koj­nie i po cichu. Naj­pierw roz­po­znać wszyst­kie moż­liwe szcze­góły ich życia, przy­go­to­wać ope­ra­cję i sku­tecz­nie ją zre­ali­zo­wać. Tak jak pra­cuje wywiad, jak dzia­ła­li­śmy w naszej KGB. I macie to zała­twić w taki spo­sób, żeby świa­towe media nie miały nawet cie­nia podej­rze­nia, że to nasza robota. Wypadki czę­sto się zda­rzają i trudno im zapo­biec. Rozu­miesz?

– Oczy­wi­ście, Wła­di­mi­rze Wła­di­mi­ro­wi­czu.

– A teraz cię żegnam. Wra­caj do Jasie­niewa i bierz się do pracy. Cze­kam na dobre infor­ma­cje. I pamię­taj, oko za oko, ząb za ząb. Ta zasada doty­czy obcych, ale odnosi się też do swo­ich.

21 marca 2022 roku, godzina 10.00 War­szawa, Amba­sada Fede­ra­cji Rosyj­skiej

Jew­gie­nij Kry­łow, rezy­dent SWR w War­sza­wie, usły­szał puka­nie do drzwi swo­jego gabi­netu. Tro­skli­wie zło­żył czy­tany raport jed­nego z ofi­ce­rów, wsu­nął go do teczki i zawo­łał:

– Pro­szę.

W progu sta­nął nie­pew­nie pierw­szy sekre­tarz Paweł Jaku­szyn. Kry­łow wie­dział, że jego pod­władny jedy­nie pozo­ruje pokorę. Tak naprawdę Jaku­szyn był wyra­cho­wa­nym ofi­ce­rem dążą­cym do osią­gnię­cia suk­cesu. Syn wyso­kiego urzęd­nika admi­ni­stra­cji pre­zy­denc­kiej, bar­dzo dobrze oce­niany w trak­cie szko­le­nia wywia­dow­czego i z pozy­tywną opi­nią za prze­bieg pierw­szej pracy na pla­cówce w Wil­nie, kilka dni temu zastą­pił w skła­dzie rezy­den­tury Andrieja Archi­powa. O nim i jego sza­leń­czych wyczy­nach Kry­łow sta­rał się zapo­mnieć. Pro­wa­dząc waż­nego agenta o pseu­do­ni­mie „Spring”, Archi­pow dał się wcią­gnąć w pułapkę zor­ga­ni­zo­waną przez pol­ski kontr­wy­wiad wspól­nie z ofi­ce­rami Agen­cji Wywiadu Bar­barą Szy­mań­ską i Pio­trem Adam­skim. Gdy wyma­wiał w myślach te nazwi­ska, miał ochotę splu­nąć ze wstrę­tem, pomny tego, jak ci dwoje ujaw­nili dzia­ła­nia SWR w oko­li­cach Doniecka i kie­ro­wa­nej przez Kry­łowa siatki w Pol­sce. Byli jego oso­bi­stymi wro­gami, bo to przez ich pro­wo­ka­cję zgi­nął „Spring”, Archi­pow został ranny i musiał być awa­ryj­nie ewa­ku­owany do Rosji, a dal­sza kariera samego Kry­łowa sta­nęła pod dużym zna­kiem zapy­ta­nia. Do tej chwili nie mógł uwie­rzyć, że nie został kar­nie odwo­łany do cen­trali.

Paweł Jaku­szyn brał udział w ope­ra­cjach likwi­da­cji poli­tycz­nych prze­ciw­ni­ków Rosji oraz osób, które nara­ziły się kie­row­nic­twu SWR. Rezy­dent podej­rze­wał, że te doświad­cze­nia mogły być waż­nym powo­dem dele­go­wa­nia go do War­szawy. Prze­ma­wiał za tym rów­nież bar­dzo krótki okres przy­go­to­wań Jaku­szyna przed wyjaz­dem. Dwa tygo­dnie nie pozwa­lały na zebra­nie kom­plet­nej wie­dzy – nor­mal­nie wyma­gało to trzech do czte­rech mie­sięcy. Jego ocenę potwier­dzała depe­sza, którą dzi­siaj dostał.

– Otrzy­ma­li­śmy wła­śnie depe­szę z cen­trali. Zakła­dam, że nie będziesz nią zasko­czony. To bar­dzo ważne zada­nie dla cie­bie, ale też dla naszej służby. Masz, czy­taj.

Gdy Kry­łow podał mu odszy­fro­waną depe­szę, Jaku­szyn spoj­rzał na kartkę.

Pole­camy pod­jąć natych­mia­stowe roz­pra­co­wa­nie figu­ran­tów „Rosa” i „Don­key” (dane szy­frem rezy­denc­kim – Bar­bara Szy­mań­ska – „Rosa”; Piotr Adam­ski – „Don­key”). Oboje objąć ści­słą obser­wa­cją i gro­ma­dzić wszel­kie moż­liwe infor­ma­cje na ich temat. Zada­niem rezy­den­tury jest wypra­co­wa­nie sytu­acji pozwa­la­ją­cej na likwi­da­cję „R” i „D” w spo­sób unie­moż­li­wia­jący połą­cze­nie tego dzia­ła­nia z naszą służbą. Ocze­ku­jemy na infor­ma­cje i wnio­ski, dzięki któ­rym cen­trala podej­mie decy­zję co do miej­sca i spo­sobu reali­za­cji ope­ra­cji. Zakła­damy, że powinna się ona odbyć poza Pol­ską, choć w razie zaist­nie­nia dogod­nej sytu­acji dopusz­czamy jej prze­pro­wa­dze­nie w kraju waszego urzę­do­wa­nia. Za pro­wa­dze­nie roz­pra­co­wa­nia odpo­wie­dzialny będzie „Chart”. Rezy­dent oraz pozo­stali ofi­ce­ro­wie powinni udzie­lić mu wszel­kiej pomocy. Sprawę należy trak­to­wać jako prio­ry­te­tową.

Pierw­szy sekre­tarz odło­żył doku­ment na biurko. Uniósł głowę, patrząc na prze­ło­żo­nego. „Chart” był pseu­do­ni­mem wła­śnie Pawła Jaku­szyna. Kry­łow nie miał zamiaru zaak­cep­to­wać roli pomoc­nika wzglę­dem młod­szego ofi­cera. Nawet jeżeli w rezul­ta­cie miałby ponieść kon­se­kwen­cje ze strony kie­row­nic­twa SWR.

– Jeżeli uczest­ni­czy­łeś w jakichś usta­le­niach w Jasie­nie­wie, to chcę, żebyś mnie o nich natych­miast poin­for­mo­wał. A wszystko, co będziesz robił w tej spra­wie, masz szcze­gó­łowo uzgad­niać ze mną. Słu­cham. – Wbił wzrok w twarz pod­wład­nego.

– Towa­rzy­szu puł­kow­niku, tuż przed moim wyjaz­dem do Pol­ski zosta­łem wezwany do szefa Zarządu Kontr­wy­wiadu Zagra­nicz­nego. Otrzy­ma­łem całość mate­ria­łów zgro­ma­dzo­nych w związku ze sprawą prze­ciwko obojgu pol­skim szpie­gom: szcze­gó­łowe raporty Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa oraz rela­cje z dzia­łań puł­kow­nika Micha­iła Sawina i towa­rzy­szą­cych mu funk­cjo­na­riu­szy. Także wasze raporty z tego, co wyda­rzyło się w War­sza­wie. Załącz­ni­kami były zapisy rela­cji tele­wi­zyj­nych doty­czą­cych dzia­łań zarówno na tere­nach rosyj­skich, jak i w Pol­sce. Szef Zarządu poin­for­mo­wał mnie, że eli­mi­na­cja „Rosy” i „Don­keya” jest klu­czowa dla naszej służby, a moje zaan­ga­żo­wa­nie w sprawę sta­nowi pod­stawę dla dele­go­wa­nia mnie do War­szawy. Mia­łem zapo­znać się z mate­ria­łami i być gotowy do dzia­ła­nia na tere­nie Pol­ski. Poin­for­mo­wano mnie, że pole­ce­nie dla rezy­den­tury dopiero zosta­nie wysłane. I jesz­cze jedno. Zosta­łem „po cichu” powia­do­miony, że podobno reali­za­cją ope­ra­cji jest oso­bi­ście zain­te­re­so­wany nasz pre­zy­dent. To wszystko.

– Zro­zu­mia­łem. – Rezy­dent ważył słowa. Nie wie­dział, czy usły­szał całą prawdę, ale prę­dzej czy póź­niej dowie się o tym. Miał zaufa­nych kole­gów w cen­trali. Posta­no­wił udać, że wie­rzy w słowa Jaku­szyna. – Liczę, że będziesz postę­po­wał zgod­nie z zasa­dami hie­rar­chii w rezy­den­tu­rze. Jeśli wydaje ci się, że samo­dziel­nie możesz odnieść suk­ces, to jest to mrzonka mło­dego ofi­cera. Przy­po­mnij sobie wpadkę Archi­powa. Tylko w zespole możesz zre­ali­zo­wać to zada­nie.

– Tak jest, panie puł­kow­niku. – Powaga w gło­sie ofi­cera była jed­no­znaczna. Na ile grał swoją rolę wobec prze­ło­żo­nego, miało się dopiero oka­zać.

Przy­naj­mniej nie pró­bo­wał powo­ły­wać się na korzystne dla sie­bie sfor­mu­ło­wa­nia zawarte w depe­szy, stwier­dził z zado­wo­le­niem rezy­dent, po czym wyjął z sejfu teczkę z doku­men­tami i podał ją Paw­łowi.

– Tu masz robo­cze notatki swo­jego poprzed­nika Archi­powa. Zwra­cam twoją uwagę na moż­li­wość korzy­sta­nia z Wywia­downi Han­dlo­wej TROP, znaj­du­ją­cej się w Raszy­nie. Jej wła­ści­ciel Janusz Kruk, poli­cjant zmu­szony do odej­ścia na eme­ry­turę za pijań­stwo, czego swoją drogą nie mógł wyba­czyć prze­ło­żo­nym, wła­dzy i „temu gów­nia­nemu kra­jowi”, jak czę­sto mówił, oczy­wi­ście nie wie, kto zleca mu zada­nia. TROP zna­lazł jeden z ofi­ce­rów rezy­den­tury wystę­pu­jący pod legendą biz­nes­mena z RPA. Poli­cjant zaak­cep­to­wał wszyst­kie posta­wione warunki pouf­no­ści współ­pracy i o nic nie pytał, a za swoją robotę dostaje sporą kasę. Która, jak oce­niamy, jest zazwy­czaj jedy­nym docho­dem detek­tywa. Mamy na niego haki, gdyby posta­no­wił być nie­grzeczny. Wpraw­dzie dostaje tyle forsy, że jest na naszej smy­czy, ale nie zaszko­dzi, żebyś go na wstę­pie jesz­cze spraw­dził.

– Dzię­kuję za pomoc, panie puł­kow­niku.

– Mam nadzieję, że nie zle­cono ci doko­na­nia zabójstw obojga Pola­ków? – Kry­łow uważ­nie obser­wo­wał reak­cję „Charta”.

– Nie. I ni­gdy dotąd samo­dziel­nie nie reali­zo­wa­łem likwi­da­cji figu­ran­tów. – Paweł patrzył mu w oczy, co miało sta­no­wić wymowną dekla­ra­cję jego szcze­ro­ści. – Uczest­ni­czy­łem w przy­go­to­wa­niach do podob­nych przed­się­wzięć, ale wyłącz­nie na eta­pie zbie­ra­nia infor­ma­cji o celach i pla­no­wa­niu samych ope­ra­cji.

– Dobrze, zapo­znaj się z tym, co ci dałem, i dzia­łaj. Cen­trala nie wyzna­czyła żad­nych ter­mi­nów, co moim zda­niem ozna­cza, że ope­ra­cja ma być przy­go­to­wana spo­koj­nie i oczy­wi­ście per­fek­cyj­nie. Oso­bi­ście wolał­bym, aby została prze­pro­wa­dzona poza Pol­ską, bo w prze­ciw­nym razie cze­kają nas sądne dni.

– Ja też jestem tego zda­nia – zade­kla­ro­wał gor­li­wie Jaku­szyn. – Odmel­do­wuję się.

22 marca 2022 roku, godzina 11.30 War­szawa, Agen­cja Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego

Puł­kow­nik Józef Sta­re­wicz, naczel­nik Wydziału Rosyj­skiego w Depar­ta­men­cie Kontr­wy­wiadu, wszedł do sekre­ta­riatu dyrek­tora. Na jego widok asy­stentka Dorota Wiśliń­ska uśmiech­nęła się ser­decz­nie. Wie­dział, że jego kla­syczny savoir-vivre, sto­so­wany kon­se­kwent­nie wobec funk­cjo­na­riu­szy wszyst­kich rang, przy­spa­rza mu sym­pa­tii. To czę­sto bar­dziej uła­twiało funk­cjo­no­wa­nie w Agen­cji niż próba wyeg­ze­kwo­wa­nia swo­jej pozy­cji w hie­rar­chii służ­bo­wej.

– Dzień dobry, pani Doroto.

– Dzień dobry, panie puł­kow­niku. Szef czeka na pana.

Zapu­kał i wszedł do gabi­netu. Puł­kow­nik Mak­sy­mi­lian Kopeć, dyrek­tor Depar­ta­mentu Kontr­wy­wiadu, pod­niósł głowę znad prze­glą­da­nych papie­rów.

– Mel­duję się, dyrek­to­rze.

– Tylko nie trza­skaj mi tu obca­sami, bo od rana łeb mi pęka – popro­sił prze­ło­żony. Zamknął teczkę z papie­rami i pod­niósł plik doku­men­tów leżą­cych po pra­wej stro­nie sze­ro­kiego blatu. – Mam dla cie­bie deli­katny temat – zaczął, zer­k­nąw­szy na trzy­mane w ręku kartki. – W sumie cie­kawy zbieg oko­licz­no­ści. Dosta­li­śmy ana­lizę z sek­cji do spraw kon­tak­tów i rów­no­le­gle pismo od mini­stra koor­dy­na­tora.

– Ho, ho, to praw­dziwy zaszczyt. I wszystko dla mnie?

– Józek, nie czas na żarty. A poza tym widzisz kogoś innego w tym pomiesz­cze­niu? – Kopeć spra­wiał wra­że­nie, jakby zna­lazł się w nie­kom­for­to­wej sytu­acji. – Mate­riały przej­rzysz już u sie­bie, ale chciał­bym, żebyś miał na uwa­dze pewne kwe­stie.

– Zamie­niam się w słuch.

– Pismo od mini­stra ma pozo­stać w two­jej sza­fie, a ze sprawą zapo­znaj tylko wybra­nego ofi­cera. Przed pod­ję­ciem jakich­kol­wiek czyn­no­ści musisz mnie poin­for­mo­wać, co i jak zamier­za­cie zro­bić. Ja sam otrzy­ma­łem podobne pole­ce­nie od szefa. Mamy pil­no­wać, aby nie doszło do jakie­goś prze­cieku, bo wtedy cała afera skupi się na nas.

– Maks, a coś w ogóle możemy zro­bić? Bo z tego, co mówisz, wygląda, że zacho­wa­nie sprawy w tajem­nicy jest waż­niej­sze niż usta­le­nie cze­go­kol­wiek.

– Nie prze­sa­dzaj. To ważne wytyczne, sam zro­zu­miesz po prze­czy­ta­niu doku­men­tów. W skró­cie: nasza wpadka może roz­bić koali­cję rzą­dzącą w kraju, a przy­naj­mniej jej zdol­ność do uchwa­la­nia ustaw.

– Nie chcesz chyba powie­dzieć, że mamy roz­po­zna­wać związki z Rosja­nami któ­re­goś z lide­rów par­tii spra­wu­ją­cej wła­dzę?

Kopeć popa­trzył na naczel­nika z nie­jed­no­znaczną miną.

– Jesteś bli­sko.

– Ja pier­dolę… – wymam­ro­tał Sta­re­wicz. – Już kie­dyś mini­ster spraw wewnętrz­nych oskar­żył pre­miera, że ten był rosyj­skim agen­tem. Co prawda tamte zarzuty nie zostały potwier­dzone, ale jesz­cze długo był smród w kraju i nie tylko. Mam nadzieję, że nie przejdę do histo­rii w roli podob­nej do współ­pra­cow­ni­ków Andrzeja Mil­cza­now­skiego. Choć, jak zapewne pamię­tasz, udało mi się wspól­nie z Agen­cją Wywiadu wyeli­mi­no­wać zastępcę dyrek­tora Biura Depar­ta­mentu Bez­pie­czeń­stwa Naro­do­wego, wolał­bym się nie prze­ko­ny­wać, że nasz rząd jest naszpi­ko­wany mniej lub bar­dziej świa­do­mymi współ­pra­cow­ni­kami SWR.

– Józek, spo­koj­nie. – Dyrek­tor podał mu teczkę z doku­men­tami. – Z tego, co tu prze­czy­tasz, aż tak daleko idą­cych wnio­sków nie można wycią­gnąć, ale sprawa jest poważna i trzeba ją zba­dać. Taka nasza rola. I choć nie mówimy o poli­tyku z pierw­szych stron gazet, to wciąż deli­katny temat. Prze­ana­li­zuj mate­riały i cze­kam na wnio­ski.

23 marca 2022 roku, godzina 5.00 War­szawa, ulica Miło­będzka

Wyglę­dów leży w pół­nocno-zachod­niej czę­ści war­szaw­skiego Moko­towa. Oto­czony jest przez Stary Moko­tów i Wierzbno, gra­ni­czy ze Słu­żew­cem, Okę­ciem oraz czę­ściowo z Ochotą. Miło­będzka sta­nowi jakby lekko pochy­loną gór­nym koń­cem w prawo oś tego obszaru. Po wybu­do­wa­niu szpi­tala MSWiA ta nie­po­zorna ulica nabrała zna­cze­nia, gdyż przez tylną bramę szpi­tala można wyje­chać wła­śnie na Miło­będzką. Przez lata pomię­dzy szpi­ta­lem a sta­dio­nem Gwar­dii znaj­do­wał się jeden ważny obiekt w postaci Biura Ochrony Rządu prze­mia­no­wa­nego nie­dawno na Służbę Ochrony Pań­stwa. Potem vis-à-vis bramy do lecz­nicy MSWiA, do nowo­cze­snego budynku z nume­rem 55 z Rako­wiec­kiej prze­niósł się pol­ski wywiad noszący od 2002 roku nazwę Agen­cja Wywiadu.

W zało­że­niu osób odpo­wie­dzial­nych za bez­pie­czeń­stwo AW i SOP wąska ulica pozba­wiona zato­czek do par­ko­wa­nia miała unie­moż­li­wiać usta­wie­nie jakie­go­kol­wiek samo­chodu, który zagra­żałby prze­cho­dzą­cym oso­bom lub umoż­li­wiał inwi­gi­la­cję samych obiek­tów czy ruchu ulicz­nego. I speł­ni­łaby te wyma­ga­nia, gdyby nie sąsia­du­jący teren szpi­tala, gdzie od strony Miło­będz­kiej wygo­spo­da­ro­wano duży par­king. Daw­niej wjazd samo­cho­dem na ten plac wią­zał się z koniecz­no­ścią posia­da­nia prze­pustki lub prze­ko­na­nia pra­cow­nika ochrony, że prze­wozi się osobę chorą, która nie jest w sta­nie dojść o wła­snych siłach do budyn­ków szpi­tal­nych. Od kilku lat szpi­tal – ku zado­wo­le­niu pacjen­tów i ich opie­ku­nów – posta­wił na komer­cja­li­za­cję terenu par­kingu, co w jed­nej chwili zni­we­czyło plany ochrony sie­dziby Agen­cji Wywiadu oraz obiektu Służby Ochrony Pań­stwa.

Teren szpi­tala MSWiA ską­pany w poran­nym słońcu wyglą­dał tak idyl­licz­nie, jakby dookoła miały miej­sce wyłącz­nie miłe zda­rze­nia, a cięż­kie cho­roby i śmierć były wręcz nie­wia­ry­god­nym wymy­słem. Biała toyota corolla kombi z ozna­cze­niami pry­wat­nej tak­sówki zatrzy­mała się przed szla­ba­nem. Auto­mat wypluł pierw­szy tego dnia bilet i uru­cho­mił szla­ban. Po jego pod­nie­sie­niu samo­chód wolno wje­chał na teren par­kingu. Zgod­nie z pla­nem miej­sce par­kin­gowe tuż przy ogro­dze­niu było jesz­cze wolne, podob­nie jak ponad setka innych. Kie­rowca miał jed­nak zapar­ko­wać wła­śnie na tym kon­kret­nym. Wzdłuż ogro­dze­nia szpi­tala kilka lat temu posa­dzono gęsty rząd krze­wów, nato­miast nie­wielka ich część uschła i w rezul­ta­cie tylko z tego jed­nego miej­sca był ide­alny widok na prze­jeż­dża­jące Miło­będzką samo­chody oraz prze­chod­niów. Gdyby ktoś chciał obser­wo­wać także okna w budynku Agen­cji Wywiadu, to pra­wie wszyst­kie sta­no­wi­ska w pierw­szym rzę­dzie dawały taką moż­li­wość.

Kie­rowca toyoty nie wie­dział, że już lata temu w trak­cie jed­nej z narad w gabi­ne­cie rezy­denta wywiadu w Amba­sa­dzie Fede­ra­cji Rosyj­skiej znaj­du­ją­cej się w odle­gło­ści nie­wiele ponad czte­rech kilo­me­trów od sie­dziby pol­skiego wywiadu roz­wa­żano z asto­so­wa­nie doraź­nego pod­słu­chu lase­ro­wego. Rosyj­scy spe­cja­li­ści po dokład­nej ana­li­zie roz­kładu okien w budynku Agen­cji Wywiadu potwier­dzili moż­li­wość pod­słu­chi­wa­nia odby­wa­ją­cych się wewnątrz roz­mów. Byli zdzi­wieni, że w nowej sie­dzi­bie nie zasto­so­wano szyb chro­nią­cych przed pod­słu­chem lase­ro­wym. Naj­cie­kaw­szym miej­scem było ostat­nie, siódme pię­tro, gdzie mie­ściły się gabi­nety sze­fów pol­skiego wywiadu. Nie­stety od strony szpi­tala ulo­ko­wany był jedy­nie gabi­net zastępcy szefa do spraw admi­ni­stra­cyj­nych, które choć cie­kawe, nie sta­no­wiły klu­czo­wego obszaru zain­te­re­so­wa­nia rosyj­skich szpie­gów. Osta­tecz­nie zasto­so­wano inny spe­cja­li­styczny pod­słuch.

Tak­sów­karz opu­ścił obie osłony prze­ciw­sło­neczne, tak jak go poin­stru­owano. Wci­snął rów­nież przy­cisk uru­cha­mia­jący nie­znany mu bli­żej sys­tem i na tym jego zada­nie się skoń­czyło. Nie wie­dział, o co cho­dzi z tymi urzą­dze­niami, ale nie­wiele go to obcho­dziło. Dwa dni temu musiał zosta­wić toyotę w warsz­ta­cie w Bobrowcu koło Pia­seczna, aby zain­sta­lo­wano co trzeba. Ode­brał auto po połu­dniu, umyte i dodat­kowo wypo­sa­żone. Dostał zapew­nie­nie, że w spo­so­bie pro­wa­dze­nia samo­chodu i jego trwa­ło­ści nie nastą­piły żadne zmiany, a dodat­kowo Kruk wypła­cił mu wyna­gro­dze­nie, jakby cały dzień non stop woził klien­tów.

Od ubie­głego roku wraz z kil­koma kole­gami tak­sów­ka­rzami współ­pra­co­wał z Wywia­dow­nią Han­dlową TROP w Raszy­nie. Jej wła­ści­ciel, Janusz Kruk, miał cie­kawe kon­takty z jaki­miś biz­nes­me­nami. Reali­zu­jąc ich czę­sto dziwne zle­ce­nia, zara­biali tak dobrą kasę, że kla­syczne woże­nie pasa­że­rów przy­po­mi­nało dzia­łal­ność cha­ry­ta­tywną. Kruk, zmu­szony do odej­ścia na eme­ry­turę za pijań­stwo, czego nie mógł wyba­czyć prze­ło­żo­nym, cza­sami przy wódce chwa­lił się, że dzięki zada­niom od biz­nes­me­nów żyje mu się lepiej, niż gdy był w służ­bie i otrzy­my­wał tra­dy­cyjne sorty, pre­mie i łapówki. W sumie wszy­scy byli zado­wo­leni, a nie musieli zbyt­nio się naro­bić. Cała ta praca wyglą­dała wpraw­dzie podej­rza­nie, któ­ryś wspo­mniał nawet coś o szpie­gach, ale dopóki przy­no­siła zyski, trzy­mali język za zębami i o nic nie pytali.

Posta­no­wił posie­dzieć w samo­cho­dzie jesz­cze z godzinę albo dwie, bo co miał robić o świ­cie, daleko od domu w Raszy­nie. Po siód­mej wsią­dzie w auto­bus i poje­dzie do rodzi­ców na Ursy­nów. Od dawna obie­cy­wał im pomoc przy remon­cie sta­rego miesz­ka­nia. Na par­king pla­no­wał wró­cić dopiero póź­nym wie­czo­rem, więc miał mnó­stwo wol­nego czasu.

Godzina 8.30 War­szawa, Agen­cja Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego

Roz­mowa Sta­re­wi­cza z majo­rem Dariu­szem Kowal­skim była krótka. Prze­ło­żony wrę­czył Kowal­skiemu mate­riały, po czym kazał mu zamknąć się w pokoju i uważ­nie je prze­stu­dio­wać. Nie był nawet cie­kaw, co pod­władny usta­lił poprzed­niego dnia, dzia­ła­jąc w oko­li­cach Byd­gosz­czy.

Kowal­ski dobrze znał szefa i wie­dział, że ten nie zwykł prze­sa­dzać, dla­tego sprawę potrak­to­wał poważ­nie. Posta­wił na biurku pierw­szą z licz­nych każ­dego dnia her­bat i zasiadł do lek­tury.

Prze­wrot­nie zaczął od doku­mentu otrzy­ma­nego z sek­cji do spraw kon­tak­tów z part­ner­skimi służ­bami spe­cjal­nymi. Mate­riał prze­słany z Cen­trum Wywiadu i Sytu­acji Unii Euro­pej­skiej (EU INT­CENT) sta­no­wił obszerną ana­lizę dzia­łal­no­ści wywiadu rosyj­skiego na tere­nie kra­jów Wspól­noty w ostat­nich mie­sią­cach. Jak zwy­kle sła­bo­ścią opar­tego na infor­ma­cjach prze­ka­za­nych przez służby państw człon­kow­skich doku­mentu był fakt, że służby, chro­niąc wła­sne źró­dła oso­bowe, nie prze­ka­zy­wały naj­bar­dziej war­to­ścio­wych infor­ma­cji. Podob­nie postę­po­wały pol­skie agen­cje. Tym nie­mniej ana­liza miała sporą war­tość, odzwier­cie­dlała różne obszary aktyw­no­ści rosyj­skiej, rów­nież w kon­tek­ście przy­go­to­wań do ataku na Ukra­inę i pierw­szego okresu dzia­łań wojen­nych. Auto­rzy doku­mentu wska­zy­wali na lawi­nowo rosnącą ilość hybry­do­wych przed­się­wzięć Rosjan, co ozna­czało zastą­pie­nie ope­ra­cji pro­wa­dzo­nych przez kadro­wych ofi­ce­rów służb dzia­łal­no­ścią róż­no­rod­nych dzien­ni­ka­rzy, biz­nes­me­nów, eks­per­tów i akty­wi­stów orga­ni­za­cji poza­rzą­do­wych.

Major Kowal­ski pamię­tał nie­dawny przy­kład takiego dzia­ła­nia na tere­nie Pol­ski, zakoń­czony wyda­le­niem z kraju histo­ryka pra­cu­ją­cego w pry­wat­nej uczelni w Puł­tu­sku. Nauko­wiec, poza pro­pa­go­wa­niem poglą­dów zbli­żo­nych do Kremla, zaj­mo­wał się rekru­ta­cją pra­cow­ni­ków uczelni o pro­ro­syj­skim pro­filu. Darek wie­dział, że męż­czy­zna powią­zany był z Rosyj­skim Insty­tu­tem Stu­diów Stra­te­gicz­nych w Moskwie (RISS). Insty­tu­cja ta wie­lo­krot­nie wystę­po­wała w tek­ście doku­mentu EU INT­CENT jako odgry­wa­jąca ważną rolę w przed­się­wzię­ciach wywia­dow­czych reali­zo­wa­nych na tere­nie państw UE. Nie dzi­wiło go to, bio­rąc pod uwagę rodo­wód insty­tutu, który powstał dzięki decy­zji pre­zy­denta Jel­cyna w 1992 roku w wyniku prze­kształ­ce­nia zaple­cza nauko­wego byłego KGB zna­nego jako Naukowo-Badaw­czy Insty­tut Pro­ble­mów Wywia­dow­czych Pierw­szego Głów­nego Zarządu KGB.

Ana­liza EU INT­CENT wska­zy­wała liczne fun­da­cje, think tanki, orga­ni­za­cje cha­ry­ta­tywne czy reli­gijne oraz firmy powią­zane w spo­sób zakon­spi­ro­wany z Rosją i jej fun­du­szami oraz reali­zu­jące roz­ma­ite zada­nia wywia­dow­cze. Duży nacisk poło­żono na rze­sze rosyj­skich uchodź­ców (głów­nie z Krymu, Don­basu i innych zaję­tych tere­nów Ukra­iny) docie­ra­ją­cych do UE. Wska­zy­wano na liczne ujaw­nione przy­padki Rosjan ucie­ka­ją­cych z ojczy­zny, już po wybu­chu wojny z Ukra­iną, któ­rzy byli powią­zani z wywia­dem i przy­go­to­wani do wyko­ny­wa­nia zadań ope­ra­cyj­nych. Podob­nie pomoc dla uchodź­ców z Ukra­iny pro­wa­dzona przez fik­cyjne orga­ni­za­cje cha­ry­ta­tywne była ukie­run­ko­wana na zbie­ra­nie infor­ma­cji o Ukra­iń­cach, szcze­gó­łach pomocy cywil­nej i woj­sko­wej dla Ukra­iny oraz na osła­bia­nie popar­cia kra­jów Unii dla tego kraju. Aktyw­ność Rosji uła­twiał roz­wój mediów spo­łecz­no­ścio­wych umoż­li­wia­ją­cych sys­te­ma­tyczne zbie­ra­nie infor­ma­cji, któ­rych taj­ność nie była zbyt dokład­nie prze­strze­gana, ale rów­nież uła­twia­ją­cych pro­pa­gan­dowe docie­ra­nie do oby­wa­teli Unii z ukry­tymi tezami zbież­nymi z poli­tyką Kremla. Wszystko to miało poma­gać w dłu­go­fa­lo­wym two­rze­niu zaple­cza inte­lek­tu­al­nego, poli­tycz­nego i spo­łecz­nego dla reali­za­cji celów Rosji. Przy­kła­dami wska­zu­ją­cymi na sku­tecz­ność tego typu dzia­łań były oddzia­ły­wa­nia dez­in­for­ma­cyjne mające miej­sce pod­czas wybo­rów, refe­ren­dów czy róż­nych wyda­rzeń wewnętrz­nych. Dopro­wa­dzały one do poważ­nych kon­flik­tów w poszcze­gól­nych spo­łe­czeń­stwach oraz wpły­wały na dez­in­te­gra­cję tych kra­jów.

Ważną rolę w rosyj­skiej aktyw­no­ści odgry­wali oli­gar­cho­wie, któ­rych inte­resy zostały ogra­ni­czone w efek­cie zachod­nich sank­cji, ale dys­po­nu­jąc sie­cią zależ­nych pod­mio­tów gospo­dar­czych, zaj­mo­wali się oni wspie­ra­niem oraz finan­so­wa­niem róż­nego typu orga­ni­za­cji. Ich związki, głów­nie finan­sowe, z fran­cu­skim Zjed­no­cze­niem Naro­do­wym Marie Le Pen, Fide­szem Vik­tora Orbána, for­ma­cją Vox San­tiago Aba­scala, Ligą Mat­teo Salvi­niego spo­wo­do­wały wzrost popu­lar­no­ści tych ugru­po­wań oraz pro­pa­go­wa­nie ich poglą­dów. Wnio­ski pły­nące z ana­lizy suge­ro­wały, że ope­ra­cje reali­zo­wane przez cywilny i woj­skowy wywiad rosyj­ski świad­czą o fak­tycz­nej „cichej” woj­nie pro­wa­dzo­nej prze­ciwko kra­jom zachod­nim.

Gdy major skoń­czył lek­turę, zorien­to­wał się, że w kubku nie ma już ani kro­pli her­baty. Zapa­rzył kolejną i prze­czy­tał pismo od mini­stra koor­dy­na­tora. Z ulgą stwier­dził, że doku­ment nie wiąże się z koniecz­no­ścią potwier­dze­nia powią­zań z rosyj­skimi służ­bami spe­cjal­nymi żad­nego z naj­waż­niej­szych pol­skich poli­ty­ków. Mini­ster ocze­ki­wał spraw­dze­nia przez ABW wszyst­kich czte­rech posłów two­rzą­cych koło Pol­skiego Stron­nic­twa Naro­do­wego. Pole­ce­nie nie zawie­rało żad­nego uza­sad­nie­nia, naka­zy­wało ruty­nową wery­fi­ka­cję pro­fili i kon­tak­tów naro­dow­ców. Pod­kre­ślono przy tym abso­lutną koniecz­ność zacho­wa­nia w tajem­nicy reali­zo­wa­nych przed­się­wzięć ope­ra­cyj­nych. Dla­czego pismo mini­stra koor­dy­na­tora zostało skie­ro­wane do Wydziału Rosyj­skiego? Odpo­wiedź, któ­rej Dariusz udzie­lił sobie sam, sku­piała się na dwóch kwe­stiach: Pol­ska ma obec­nie jed­nego naj­waż­niej­szego wroga i jedy­nie służby rosyj­skie mogły być zain­te­re­so­wane współ­pracą z poli­ty­kami rekru­tu­ją­cymi się ze śro­do­wisk naro­do­wych. Oczy­wi­ście nie mógł wyklu­czyć, że do mini­stra koor­dy­na­tora dotarły jakieś infor­ma­cje doty­czące wska­za­nych poli­ty­ków, któ­rych jed­nak posta­no­wiono nie ujaw­niać funk­cjo­na­riu­szom ABW. Wszystko jedno, każdy styk z poli­ty­kami spra­wu­ją­cymi wła­dzę w kraju bar­dzo kom­pli­ko­wał podej­mo­wane czyn­no­ści ope­ra­cyjne i naka­zy­wał wzmo­żoną ostroż­ność.

Się­gnął po tele­fon i wybrał numer naczel­nika.

– Skoń­czy­łem, ale wolał­bym na spo­koj­nie popra­co­wać nad kon­cep­cjami – oznaj­mił.

– Mel­duj się z rapor­tem jutro o dzie­wią­tej.

– Zała­twione.

28 marca 2022 roku, godzina 9.00 War­szawa, Amba­sada Fede­ra­cji Rosyj­skiej

Rezy­dent patrzył z uwagą na Jaku­szyna rela­cjo­nu­ją­cego usta­le­nia z ostat­nich dni.

– Ludzie Kruka zlo­ka­li­zo­wali „Rosę” już pierw­szego dnia. Nasz sys­tem obser­wa­cji ulicz­nej potwier­dził, że codzien­nie rano poja­wia się w sie­dzi­bie Agen­cji Wywiadu na Miło­będz­kiej. Tak­sów­ka­rze dys­kret­nie towa­rzy­szyli jej po godzi­nach pracy. Po kilku dniach pozna­li­śmy typowe sche­maty jej prze­miesz­cza­nia się i zacho­wa­nia. Usta­li­li­śmy adres jej miesz­ka­nia na Ursy­no­wie oraz adres jej matki, zna­nej zresztą z kilku poby­tów wraz z mężem na pla­ców­kach w Rosji i byłych repu­bli­kach radziec­kich. Znamy jej samo­chód i wiemy, gdzie zawsze par­kuje. W zacho­wa­niu „Rosy” nie zauwa­żono nic, co świad­czy­łoby, że usta­liła obser­wa­cję pro­wa­dzoną przez tak­sów­ka­rzy. Sam nie włą­cza­łem się do tych dzia­łań, żeby nie spa­lić sprawy, w razie gdyby kontr­wy­wiad mnie kon­tro­lo­wał. Zgro­ma­dzi­li­śmy zna­czący zbiór doku­men­ta­cji foto­gra­ficz­nej i wideo. Oto kopie dla was.

Paweł poło­żył na biurku grubą teczkę.

– Dobrze się spi­sa­łeś. A co z „Don­keyem”?

– Figu­rant nie został dotych­czas usta­lony. – Pokrę­cił głową zakło­po­tany. – Nie poja­wił się w pro­wa­dzo­nej przez nasz sys­tem reje­stra­cji. Nie spo­tkał się rów­nież z „Rosą”. Nic nie usta­li­li­śmy na jego temat. Kamień w wodę.

– Nie­do­brze – skwi­to­wał rezy­dent. – Co pro­po­nu­je­cie?

– Suge­ro­wał­bym poin­for­mo­wa­nie cen­trali, że pomimo pod­ję­tych dzia­łań „Don­keya” nie udało się zlo­ka­li­zo­wać. Możemy spró­bo­wać popy­tać naszą agen­turę, ale to wy zna­cie ich moż­li­wo­ści. Czy w ogóle mogą mieć wie­dzę na temat tak niskiej rangi funk­cjo­na­riu­sza AW?

– Agen­tury nie uru­cha­miamy, przy­naj­mniej dopóki nie sta­nie się to nie­zbędne. Może wysłali go za gra­nicę? Do końca lutego był pra­cow­ni­kiem ich amba­sady w Kijo­wie. Mógł prze­cież tam wró­cić.

– Też o tym myśla­łem, choć obec­nie w Ukra­inie nie mamy dużych moż­li­wo­ści, żeby to usta­lić.

– Napi­szę do cen­trali w tej spra­wie. A ty dzia­łaj dalej, tylko jesz­cze dys­kret­niej. Skoro wiemy już, co i kiedy robi „Rosa”, łatwiej będzie ją wyryw­kowo kon­tro­lo­wać. Cały czas mam obawy, że w końcu się zorien­tuje, iż ją obser­wu­jemy.

– Poin­stru­uję Kruka. Oczy­wi­ście pod legendą.

29 marca 2022 roku, godzina 12.00 Ural, pre­zy­dencki bun­kier

Spo­tka­nie dla elity rosyj­skiego biz­nesu zwo­łane w gabi­ne­cie pre­zy­denta Putina było jed­nym z kolej­nych posie­dzeń, pod­czas któ­rych Wła­di­mir Wła­di­mirowicz dys­cy­pli­no­wał oli­gar­chów. Kiedy otrzy­mali zakaz opusz­cza­nia Rosji, krótko przed roz­po­czę­ciem ope­ra­cji prze­ciwko Ukra­inie, wie­dzieli już, że muszą być przy­go­to­wani na różne zaska­ku­jące posu­nię­cia ze strony dyk­ta­tora.

Dzi­siaj nie­wiel­kie grono naj­bo­gat­szych wysłu­chi­wało wykładu wodza, który instru­ował, jak powinni wspie­rać dzia­ła­nia Fede­ra­cji Rosyj­skiej w ramach pro­wa­dzo­nych przez sie­bie biz­ne­sów. Wszy­scy byli świa­domi, że jak zawsze cho­dzi o kasę. Skarb pań­stwa był obcią­żony finan­so­wa­niem wojny, a wydatki gwał­tow­nie rosły. Poza pro­ble­mem z wol­nymi środ­kami znacz­nie poważ­niej­sze trud­no­ści powo­do­wały zachod­nie sank­cje. W związku z nimi trans­fer więk­szych kwot do odbior­ców w Euro­pie Zachod­niej, w Sta­nach i Azji został zamro­żony. Firmy, które repre­zen­to­wali obecni w sali kon­fe­ren­cyj­nej bun­kra, rów­nież bory­kały się z trud­no­ściami, ale dys­po­no­wały fun­du­szami pocho­wa­nymi na takie sytu­acje w róż­nych kra­jach. I wła­śnie po tę kasę wycią­gał ręce ich przy­wódca. Nie dla sie­bie, cho­ciaż może z rado­ścią by to zro­bił. Doma­gał się, aby po cichu wspie­rali współ­pra­cu­jące z Rosją par­tie poli­tyczne, fun­da­cje, insty­tuty, orga­ni­za­cje cha­ry­ta­tywne oraz wiele podob­nych pod­mio­tów. Dzia­łali w nich albo funk­cjo­na­riu­sze rosyj­skich służb, albo agenci czy po pro­stu ludzie przy­chylni Fede­ra­cji i jej aktyw­no­ści na świe­cie.

Sekre­tarz pre­zy­denta obszedł stół, przy któ­rym sie­dzieli, wrę­cza­jąc każ­demu teczkę z inną listą. Po ich otwar­ciu oli­gar­cho­wie już wie­dzieli, komu i ile powinni w naj­bliż­szych tygo­dniach prze­lać. Wobec mająt­ków, jakimi dys­po­no­wali, ocze­ki­wa­nia władcy były skromne. Zresztą nawet gdyby były wyż­sze, i tak każdy miał świa­do­mość, że musi je speł­nić.

Jew­gie­nij Lebie­diew ode­brał prze­zna­czoną dla niego teczkę i gor­li­wie zagłę­bił się w stu­dio­wa­nie doku­men­tów. Nie był zasko­czony ani bene­fi­cjen­tami, ani wska­za­nymi kwo­tami. Uda­jąc, że czyta, prze­niósł się w myślach do jed­nej ze swo­ich posia­dło­ści. Rezy­den­cja na Lazu­ro­wym Wybrzeżu, na wzgó­rzach nad Men­ton, choć nie naj­więk­sza i poło­żona poza pre­sti­żową oko­licą, zawsze była jego ulu­bio­nym domem. Kochał widok na bez­kres Morza Śród­ziem­nego z ogrom­nego wyło­żo­nego mar­mu­rem tarasu. Z jed­nej strony miał odle­głe o kil­ka­na­ście kilo­me­trów Monako, a po dru­giej bli­ską gra­nicę z Wło­chami. Jakże odle­głe były jego myśli od bun­kra, w któ­rym obec­nie się znaj­do­wał. Mier­ziła go ta sytu­acja, gdy z powodu sza­lo­nych ambi­cji pre­zy­denta pod­bu­rzo­nego przez Jurija Kowal­czuka, któ­remu Ukra­ińcy zamknęli nale­żące do niego pro­ro­syj­skie media na Ukra­inie, nie mógł pro­wa­dzić nor­mal­nych inte­re­sów. Jego mają­tek, wyce­niony przez „For­besa” na dwa­dzie­ścia sie­dem miliar­dów dola­rów, potrze­bo­wał spo­koju, aby mógł dalej rosnąć. Nale­żący do Lebie­diewa kon­cern Astra miał duże udziały w rosyj­skim prze­my­śle meta­lur­gicz­nym, gór­nic­twie, ener­ge­tyce i insty­tu­cjach finan­so­wych. Był tak bogaty, a musiał zno­sić prze­by­wa­nie w salo­nie bun­kra, gdzie archi­tekt wnętrz wymy­ślił umiesz­cze­nie na ścia­nach sub­sty­tu­tów okien w postaci kilku pro­wi­zo­rycz­nych wnęk. Elek­tro­niczne urzą­dze­nia umiesz­czone pod ramami tychże stale wyświe­tlały roz­le­głe kra­jo­brazy. Cza­sami nawet prze­lotny wiatr poru­szał pobli­skimi drze­wami. Co za kicz, pomy­ślał z odrazą.

Wie­dział jed­nak, że musi cier­pli­wie odsie­dzieć do końca tego przed­sta­wie­nia. I tak dobrze, że tym razem Putin nie kazał im wszyst­kim towa­rzy­szyć sobie w podróży swoim pocią­giem pan­cer­nym do kolej­nej rezy­den­cji. Już raz Lebie­diew zasma­ko­wał tej wąt­pli­wej atrak­cji i miał potem poważny pro­blem z szyb­kim powro­tem do Moskwy. Po dzi­siej­szej „odsiadce” cze­kał go jesz­cze lot do sto­licy, gdzie mię­dzy innymi spo­tka się z nowym dyrek­to­rem SWR Arka­di­jem Ducho­wem. Roz­mowa będzie doty­czyła tego samego, o czym od dłuż­szego czasu gadał Putin. Będzie bar­dziej kon­kretna i da dowód, że Lebie­diew nie lek­ce­waży pole­ceń „cara”. A potem wresz­cie ruszy w świat. Swo­bodne prze­miesz­cza­nie się zapew­niały mu posia­dane oby­wa­tel­stwa Monako i Księ­stwa Andory.

Za kilka dni gdzieś na Riwie­rze Fran­cu­skiej musi dys­kret­nie spo­tkać się z Fran­ci­sco Her­nan­de­zem, jed­nym ze swo­ich licz­nych wpły­wo­wych zna­jo­mych na połu­dniu Europy. To na niego i kie­ro­waną przez Her­nan­deza fun­da­cję Europa Naro­dów prze­rzuci część zadań, które wła­śnie otrzy­mał. Fran­ci­sco był jego spraw­dzo­nym czło­wie­kiem, choć uni­kali czę­stych bez­po­śred­nich spo­tkań, przy­naj­mniej w Euro­pie. Ich roz­mowa nie powinna wzbu­dzić podej­rzeń służb, w końcu fun­da­cja cały czas szu­kała boga­tych spon­so­rów w Euro­pie, Azji czy na Bli­skim Wscho­dzie. I tak ni­gdy nie anga­żo­wał się w szcze­góły reali­za­cji zadań zle­ca­nych przez SWR takim „wyrob­ni­kom” jak Fran­ci­sco – detale bez­po­śred­nio prze­ka­zy­wali mu ofi­ce­ro­wie wywiadu.

30 marca 2022 roku, godzina 17.20 War­szawa, Ursy­nów

Biały fiat 500 skrę­cił z ulicy Karola Mał­cu­żyń­skiego do garażu pod­ziem­nego. Kiedy brama się otwo­rzyła, samo­chód poje­chał głów­nym kory­ta­rzem, ponow­nie skrę­cił w lewo i zatrzy­mał się na miej­scu par­kin­go­wym. Sil­nik zgasł, ale radio jesz­cze grało. Pio­senka musiała wybrzmieć do końca, bo była to Lemon Tree nie­miec­kiej grupy Fools Gar­den. Basia nie wie­działa, co o tym zde­cy­do­wało, ale na jakimś eta­pie jej nasto­let­niego życia pio­senka stała się ulu­bio­nym kawał­kiem jej i jej taty. Szybko nauczyli się angiel­skich słów pio­senki na pamięć i wiele razy wspól­nie wtó­ro­wali muzy­kom zespołu. Teraz, gdy od dwóch lat ojciec już nie żył, Lemon Tree miała wyjąt­kowe zna­cze­nie, pozo­sta­jąc pamiątką po szczę­śli­wych cza­sach.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki