Poczekalnia - Racewicz Joanna - ebook

Poczekalnia ebook

Racewicz Joanna

3,8

Opis

Mamy za sobą doświadczenie kilkunastu miesięcy życia w bezpośrednim zagrożeniu śmiertelną chorobą, w rygorystycznym reżimie sanitarnym, który sparaliżował nasze relacje społeczne, gospodarkę, życie kulturalne. Joanna Racewicz zaprosiła 13 znanych osobowości reprezentujących różne profesje do rozmowy o tym trudnym czasie. Jej goście opowiadają, jak SARS-CoV-2 zmienił ich aktywność zawodową, jak znoszą izolację, jak funkcjonują ich rodziny.

W szczerych rozmowach dzielą się swoim doświadczeniem z okresu pandemii i mówią o tym, jak na co dzień radzą sobie w nowej, niełatwej sytuacji. I choć to traumatyczny czas, wśród wypowiedzi wyraźnie słychać też głosy pobrzmiewające nadzieją, że wszystko zostało nam dane po coś, a miarą naszego człowieczeństwa jest właśnie umiejętność przekucia tego, co złe, w nowe lepsze jutro.

 

Joanna Racewicz rozmawia z: Ewą Błaszczyk, s. Małgorzatą Chmielewską, Małgorzatą Domagalik, Dorotą Gawryluk, Pawłem Grzesiowskim, Anitą Lipnicka, Rafałem Olbińskim, Jackiem Santorskim, Andrzejem Sewerynem, Tomaszem Sobierajskim, Robertem Rutkowskim, Adamem Sztabą, DorotąZawadzką.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 410

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (31 ocen)
8
10
11
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
19Clara84

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo inteligentne rozmowy ukazujące pandemię z wielu różnorodnych punktów widzenia.
10

Popularność




Dla Igo­ra i Paw­ła: dzię­ku­ję, że je­ste­ście

SPIS TRE­ŚCI

EWA BŁASZ­CZYK

SIO­STRA MAŁ­GO­RZA­TA CHMIE­LEW­SKA

MAŁ­GO­RZA­TA DO­MA­GA­LIK

DO­RO­TA GAW­RY­LUK

PA­WEŁ GRZE­SIOW­SKI

ANI­TA LIP­NIC­KA

RA­FAŁ OL­BIŃ­SKI

RO­BERT RUT­KOW­SKI

JA­CEK SAN­TOR­SKI

AN­DRZEJ SE­WE­RYN

TO­MASZ SO­BIE­RAJ­SKI

ADAM SZTA­BA

DO­RO­TA ZA­WADZ­KA

WSTĘP

„Coś jest ze świa­tem nie tak. To po­czu­cie, za­re­zer­wo­wa­ne kie­dyś tyl­ko dla neu­ro­tycz­nych po­etów, dziś sta­je się epi­de­mią nie­okre­ślo­no­ści, są­czą­cym się ze­wsząd nie­po­ko­jem”.

Kie­dy na po­cząt­ku grud­nia 2019 roku Olga To­kar­czuk wy­gła­sza­ła te sło­wa w sie­dzi­bie Aka­de­mii Szwedz­kiej – świat nie miał jesz­cze po­ję­cia o ko­ro­na­wi­ru­sie. Nie miał, choć od mie­się­cy, a może na­wet lat, jego miesz­kań­cy nie na­uczy­li się do­strze­gać, że – znów cy­tu­jąc No­blist­kę – świat umie­ra. Krok po kro­ku. Na na­sze ży­cze­nie. Pło­nę­ły lasy Ama­zo­nii, z dy­mem po­szły set­ki ty­się­cy hek­ta­rów bu­szu w Au­stra­lii, gi­nie ży­cie w Mo­rzu Ka­ra­ib­skim i w we­nec­kich ka­na­łach. Wszyst­ko wy­da­wa­ło się nam jed­nak nie­groź­nie, bo ja­koś tak da­le­ko od cha­ty, któ­ra – jak wia­do­mo – z kra­ja. Na­wet, kie­dy wie­czor­ne ser­wi­sy za­czę­ły po­ka­zy­wać zdję­cia zdję­te­go stra­chem Wu­ha­nu – od­dy­cha­li­śmy po sta­re­mu. Mia­ro­wo. Bez za­dysz­ki. Ob­ra­zy za­mknię­tej, je­de­na­sto­mi­lio­no­wej chiń­skiej me­tro­po­lii i udrę­czo­nych twa­rzy me­dy­ków szyb­ko spo­wsze­dnia­ły. Przy­wy­kli­śmy do nich tak, jak przy­zwy­cza­ja­my się do re­por­ter­skich zdjęć z wo­jen, ka­ta­strof i klęsk ży­wio­ło­wych. Nikt nie oglą­da ich z na­masz­cze­niem. Nikt nie pada na ko­la­na ugię­ty współ­od­czu­wa­niem dla tra­ge­dii, któ­ra dzie­je się na dru­gim krań­cu rze­czy­wi­sto­ści. Moż­na zu­peł­nie spo­koj­nie umo­ścić się w fo­te­lu, wy­pić her­ba­tę i zjeść ko­la­cję. No, w osta­tecz­no­ści po­zo­sta­je jesz­cze prze­rzu­cić się na se­rial albo ka­ba­re­ty. To na­wet nie jest zgryź­li­wość. Ra­czej gorz­ka praw­da. Sama „ob­ry­wam” tu ry­ko­sze­tem. Jako dzien­ni­kar­ka bio­rę czyn­ny udział w oswa­ja­niu Pu­blicz­no­ści ze zgro­zą, któ­ra dzie­je się jed­nak bli­żej, niż moż­na przy­pusz­czać.

„Mamy co­raz wię­cej do­wo­dów na ist­nie­nie spek­ta­ku­lar­nych i cza­sem bar­dzo za­ska­ku­ją­cych za­leż­no­ści w ska­li ca­łe­go glo­bu. Je­ste­śmy wszy­scy – my, ro­śli­ny, zwie­rzę­ta, przed­mio­ty – za­nu­rze­ni w jed­nej prze­strze­ni, któ­rą rzą­dzą pra­wa fi­zycz­ne”.

To znów No­blist­ka z ge­nial­ne­go wy­kła­du. Te za­leż­no­ści, nie­mal pro­fe­tycz­nie opi­sa­ne w „Czu­łym nar­ra­to­rze”, dały o so­bie znać jesz­cze przed po­cząt­kiem no­we­go, prze­stęp­ne­go i – jak się oka­za­ło – pan­de­micz­ne­go 2020 roku. Za­pi­sze się on w hi­sto­rii jako je­den z naj­gor­szych, naj­bar­dziej nie­spo­koj­nych i tra­gicz­nych w dzie­jach ludz­ko­ści. Jak wiel­kie, glo­bal­ne „spraw­dzam” z od­po­wie­dzial­no­ści, po­stę­pu me­dy­cy­ny, z uczci­wo­ści, czło­wie­czeń­stwa.

Duże sło­wa? Być może. Ale i cza­sy mamy nie­tu­zin­ko­we. Na­sze dzie­ci będą się o nich uczyć w pod­ręcz­ni­kach do hi­sto­rii. Będą, choć same są te­raz przed­mio­tem i pod­mio­tem gi­gan­tycz­ne­go eks­pe­ry­men­tu – z oswa­ja­nia sa­mot­no­ści, izo­la­cji i nie­szczę­snej edu­ka­cji do­mo­wej. Moż­na chy­lić czo­ła przed wy­sił­kiem obu stron zdal­ne­go na­ucza­nia – na­uczy­cie­li i uczniów – ale nie spo­sób ry­zy­ko­wać twier­dze­nie, że jego efek­ty będą po­rów­ny­wal­ne z tym, co nio­sła ze sobą tra­dy­cyj­na szko­ła. „Zo­sta­nie nam po co­vi­dzie po­ko­le­nie głę­bo­ko po­ra­nio­nych mło­dych lu­dzi” – to zda­nie Do­ro­ty Za­wadz­kiej brzmi mi w uszach ile­kroć sły­szę, jak mój – dziś nie­mal trzy­na­sto­let­ni – syn, za­mknąw­szy się w po­ko­ju, „idzie” na lek­cje i go­dzi­na­mi roz­ma­wia z ekra­nem kom­pu­te­ra. Od­cię­ty od ró­wie­śni­ków, okra­dzio­ny z po­czu­cia wspól­no­ty, śmie­chów na ko­ry­ta­rzu i ro­bie­nia psi­ku­sów naj­faj­niej­szej dziew­czy­nie w kla­sie. „Wiesz, ja już na­wet nie za­uwa­żam lu­dzi w ma­secz­kach na uli­cach – mówi pew­ne­go razu pod­czas spa­ce­ru No­wym Świa­tem – już się ni­cze­mu nie dzi­wię”. Czy to dla­te­go, że dzie­ci przy­wy­ka­ją szyb­ciej? Że mają więk­szą niż my zdol­ność ad­ap­ta­cji? A może – wy­bie­ra­ją w tym przy­pad­ku stra­te­gię mi­ja­nia się z praw­dą, żeby chro­nić nas, do­ro­słych, przed nad­mier­nym lę­kiem o byt la­to­ro­śli w tych ar­cy­cho­rych cza­sach?

Wie­le py­tań mia­łam do mo­ich Roz­mów­ców. Każ­de­mu dzię­ku­ję za po­świę­co­ny czas, świę­tą cier­pli­wość, szcze­gól­ne ob­ser­wa­cje i go­to­wość do zno­sze­nia wszel­kich tech­nicz­nych nie­do­god­no­ści. A to chry­pia­ło na łą­czach, a to sieć nie re­je­stro­wa­ła roz­mo­wy, albo trze­ba było za­czy­nać na­gra­nie po kil­ka razy. Dzię­ku­ję za wszyst­ko, bo wszyst­ko jest pa­miąt­ką roku, któ­ry nie ma so­bie po­dob­nych.

Zie­mia oka­za­ła się wio­ską, w któ­rej trze­pot skrzy­deł mo­ty­la w jed­nym miej­scu, po­tra­fi się ob­ja­wić tsu­na­mi na dru­gim jej koń­cu. Co­vi­do­wy szkwał oka­zał się też wy­jąt­ko­wo de­mo­kra­tycz­ny. Nie wy­bie­rał sta­tu­su ofiar ani miej­sca, w któ­re ude­rzy. Każ­de­go dnia do­świad­czał i za­bi­jał – z rów­ną sta­now­czo­ścią – kre­zu­sów i że­bra­ków. Od Pe­ki­nu po Nowy Jork.

Ja­kie bli­zny zo­sta­wi na ży­wej tkan­ce świa­ta cier­pią­ce­go od daw­na na cud nie­pa­mię­ci zbio­ro­wych do­świad­czeń? Ja­kie śla­dy na­ry­su­je w umy­słach i ser­cach tych, któ­rzy cze­ka­ją peł­ni wia­ry, że za drzwia­mi po­cze­kal­ni, w któ­rej zna­leź­li­śmy się po­nad rok temu, jest po­wrót do sta­re­go, do­brze zna­ne­go świa­ta? „Niech to wszyst­ko wresz­cie mi­nie” – brzmią za­klę­cia po­wta­rza­ne na wszyst­kich sze­ro­ko­ściach geo­gra­ficz­nych. Tyl­ko czy na pew­no chce­my na­ci­snąć klam­kę?

Dzię­ku­ję wszyst­kim, któ­rzy przy­czy­ni­li się do po­wsta­nia tego pa­mięt­ni­ka z pan­de­mii.

Raz jesz­cze – Roz­mów­com.

Dzię­ku­ję Wy­daw­nic­twu RM, a szcze­gól­nie Pio­tro­wi Kie­ry­ło­wi – za za­ufa­nie, Ol­dze Łęc­kiej – za cier­pli­wość i Ze­spo­ło­wi re­dak­cyj­no-gra­ficz­ne­mu – za tro­skli­wą opie­kę nad książ­ką.

Dzię­ku­ję mo­jej książ­ko­wej agent­ce, Joli Zdrza­łek – za po­świę­co­ny czas.

Dzię­ku­ję mo­je­mu Igo­ro­wi za każ­dą wspie­ra­ją­cą chwi­lę w każ­dej ko­lej­nej izo­la­cji. Syn­ku, gdy­by nie two­je po­czu­cie hu­mo­ru i dy­stans – lock­down był­by dla mnie nie do wy­trzy­ma­nia.

Dzię­ku­ję Pa­try­cji Woy-Woj­cie­chow­skiej za wiel­kie, do­bre ser­ce, któ­rym po­tra­fi ob­da­ro­wy­wać bez resz­ty.

Przy­tu­lam Isię Woy-Woj­cie­chow­ską z wia­rą, że nie­dłu­go po­pan­de­micz­nie znów się zo­ba­czy­my w kra­ju.

Dzię­ku­ję Do­na­cie i Ro­ma­no­wi, Przy­ja­cio­łom bli­skim jak ro­dzi­na, za każ­de nie­zwy­kłe świę­ta.

Dzię­ku­ję Paw­ło­wi, bez któ­re­go dro­ga do celu by­ła­by znacz­nie bar­dziej krę­ta i dłu­ga.

Jo­an­na Ra­ce­wicz

EWA BŁASZCZYK

AKTORKA I PIEŚNIARKA, ZAŁOŻYCIELKA I PREZESKA FUNDACJI „AKOGO?”

Jo­an­na Ra­ce­wicz: Pa­mię­tasz kie­dy pierw­szy raz usły­sza­łaś o ko­ro­na­wi­ru­sie?

Ewa Błasz­czyk: Tak. By­łam taka wy­po­dró­żo­wa­na, wy­la­ta­na sa­mo­lo­ta­mi, bo w lu­tym ubie­głe­go roku prze­mie­rza­łam In­die od Wa­ra­na­si po Goa, zwie­dza­łam Del­hi, a wcze­śniej całą je­sień spę­dzi­łam z te­atrem w Los An­ge­les, gdzie gra­łam Me­ta­fi­zy­kę dwu­gło­we­go cie­lę­cia w RED­CAT w nie­zwy­kłym kom­plek­sie Walt Di­sney Con­cert Hall. Sło­wem – mia­łam do­syć prze­miesz­cza­nia się. Przy­ję­łam więc ze spo­ko­jem, że nie moż­na wyjść z domu. Na­to­miast do­nie­sie­nia z Chin, po­tem z Włoch, pierw­sze ma­te­ria­ły pra­so­we stam­tąd – były prze­ra­ża­ją­ce. Oglą­da­jąc je, jed­nak nie do­wie­rza­łam, że ów wi­rus za mo­ment bę­dzie u nas, że bę­dzie wszę­dzie. W tej chwi­li mam zu­peł­nie inną świa­do­mość. My­ślę so­bie, że je­śli na­wet wy­mknął się z la­bo­ra­to­rium i jest dzie­łem czło­wie­ka, to czło­wiek bę­dzie też po­tra­fił opra­co­wać ja­kieś an­ti­do­tum. Te­raz to ta­kie cze­ka­nie na wy­ga­śnię­cie wi­ru­sa i na zna­le­zie­nie sku­tecz­ne­go le­kar­stwa. Mam na­dzie­ję, że szcze­pion­ka po­ra­dzi so­bie z za­ra­zą. A na po­cząt­ku pan­de­mii pa­no­wał taki re­żim, że nikt ni­ko­go nie wpusz­czał do domu, wszy­scy się pil­no­wa­li, sto­so­wa­li do za­le­ceń. Wszyst­ko od­by­wa­ło się gdzieś za furt­ką, za drzwia­mi, z od­da­le­nia. Wciąż do­wia­du­je­my się cze­goś o tym wi­ru­sie i o wła­snych or­ga­ni­zmach, uczy­my się, jak to prze­trwać. Je­śli ktoś wy­cho­dzi jesz­cze z domu do pra­cy, to za­cho­wu­je pew­ną rów­no­wa­gę. A lu­dzie za­mknię­ci w miesz­ka­niach i w lęku – to jest na­praw­dę bar­dzo trud­ne. I my­ślę, że zo­sta­wi trwa­łe śla­dy w na­szej psy­chi­ce.

By­łaś jed­ną z tych osób, któ­re ku­po­wa­ły tony je­dze­nia, na wy­pa­dek gdy­by wy­da­rzy­ło się coś kom­plet­nie nie­prze­wi­dy­wal­ne­go, gdy­by nas za­mknię­to na nie wia­do­mo ile, prze­sta­ły­by dzia­łać skle­py i trze­ba było prze­trwać dłu­gie mie­sią­ce?

Temu nie ule­głam, bo nie bar­dzo po­tra­fi­łam so­bie jed­nak wy­obra­zić, że tak z dnia na dzień wszyst­ko może się zmie­nić, nie wie­rzy­łam, że nie bę­dzie co i gdzie ku­pić, ra­czej my­śla­łam o prze­trwa­niu psy­chicz­nym. Choć do­brze ro­zu­miem pier­wot­ny strach i po­trze­bę ata­wi­stycz­ne­go za­pew­nie­nia so­bie prze­trwa­nia za spra­wą peł­nej lo­dów­ki i za­bez­pie­czo­nych po­trzeb sa­ni­tar­nych. Współ­czu­ję wszyst­kim, któ­rzy pierw­szy strasz­ny czas nie­pew­no­ści mu­sie­li spę­dzić w ma­łych miesz­ka­niach, ma­łych prze­strze­niach, bez szans na wyj­ście choć­by na krót­ki spa­cer.

Masz dom i ogród.

To mnie ura­to­wa­ło. Po­wiedz­my, że nie wy­cho­dzę, nie po­dró­żu­ję, no ale mogę coś zdzia­łać tu­taj na po­dwór­ku. Na szczę­ście mam po­dwór­ko, czy­li wy­obra­zi­łam so­bie wię­zie­nie ze spa­cer­nia­kiem, to już nie był kar­cer, więc od razu zro­bi­ło się ja­koś tak opty­mi­stycz­niej. Pró­bo­wa­łam w ten spo­sób. Po­nie­waż wcze­śniej dużo się dzia­ło, na­gra­łam się, za­nim za­mknę­li te­atry, to nie od razu od­czu­wa­łam tę sy­tu­ację jako kry­zys, i po­my­śla­łam, że to jest taki czas na inne rze­czy. Na przy­kład na zda­nie so­bie spra­wy z tego, co w ży­ciu naj­waż­niej­sze. Ilu rze­czy moż­na nie ro­bić i jak nie­wie­le po­trze­bu­je­my, żeby prze­trwać. Oczy­wi­ście tę­sk­ni się do lu­dzi, do kon­tak­tów in­dy­wi­du­al­nych, ale przy­cho­dzi re­flek­sja, że wła­ści­wie jak ma się dłoń i pięć spraw­nych pa­lusz­ków i moż­na coś nimi ro­bić, to już jest nie naj­go­rzej. Do­brze so­bie uświa­do­mić, co dla nas ma na­praw­dę zna­cze­nie. Wła­śnie w ta­kiej skraj­nej sy­tu­acji mo­że­my do­strzec, że na co dzień mi­ja­my się z bli­ski­mi, każ­dy gdzieś pę­dzi, jest ja­kiś ga­lop, a po­tem się oka­zu­je, że to prze­sta­je być waż­ne.

A ty tuż przed pan­de­mią za­czę­łaś bu­do­wę kli­ni­ki Bu­dzik dla do­ro­słych.

I to też mi – pa­ra­dok­sal­nie – po­mo­gło, bo za­przą­ta­ło gło­wę tam, gdzie jesz­cze by­ło­by miej­sce na strach. Trze­ba było pod­jąć mi­lion de­cy­zji do­ty­czą­cych i spraw bu­dow­la­nych, i aspek­tów me­dycz­nych. Do tego na bie­żą­co po­ja­wia­ły się pro­ble­my do roz­wią­za­nia w dzie­cię­cym Bu­dzi­ku, więc mia­łam ręce peł­ne ro­bo­ty. Było na­praw­dę bar­dzo dużo pra­cy i emo­cji z tym zwią­za­nych, ale w tej chwi­li fun­da­men­ty już sto­ją, wszyst­ko to­czy się mimo wi­ru­sa.

My­ślisz, że to po­dró­żo­wa­nie i gra­nie na sce­nie na­sy­ci­ły cię na tyle, że by­łaś spo­koj­niej­sza? Moż­na się tym „na­kar­mić” na za­pas?

Tak, mia­łam ja­kiś za­pas. Zresz­tą, wiesz, je­stem już na tyle doj­rza­ła i w ogó­le „wy­sy­co­na” ży­ciem, że nie prze­ży­łam tam­tej wio­sny spe­cjal­nej trau­my. Może to kwe­stia dys­cy­pli­ny? Kie­dy sły­szę, że dla do­bra swo­je­go i in­nych po­win­nam za­mknąć się w domu i nie wy­cho­dzić bez po­trze­by – ro­bię to i tyle.

To nie był pierw­szy raz, gdy twój świat na­gle się za­trzy­mał… I śmiem twier­dzić, że to ha­mo­wa­nie było naj­bar­dziej ła­god­ne.

Wiesz, my­ślę so­bie, że los czy Bóg spro­wa­dza na nas tyl­ko ta­kie do­świad­cze­nia, ja­kie je­ste­śmy w sta­nie wy­trzy­mać. Tym ra­zem by­łam w szczę­śli­wym po­ło­że­niu, bo przed lock­dow­nem ży­łam bar­dzo ak­tyw­nie, dużo zro­bi­łam, zo­ba­czy­łam i do­świad­czy­łam, a poza tym trwa­ły pra­ce ar­chi­tek­to­nicz­no-bu­dow­la­ne, trze­ba było po­py­chać roz­ma­ite spra­wy urzę­do­we, któ­re oczy­wi­ście ule­gły spo­wol­nie­niu, więc nie­zbęd­ne oka­za­ły się po­kła­dy cier­pli­wo­ści. Mu­sia­łam prze­sta­wić się na inny tryb, żeby nie zwa­rio­wać. A te­raz, gdy pan­de­mia trwa już tyle cza­su i na do­bre osa­dza się w na­szej rze­czy­wi­sto­ści, po pro­stu sie­dzę w domu, prze­czy­ta­łam po­nad dwa­dzie­ścia sztuk, któ­re do­sta­ję od tłu­macz­ki z Lon­dy­nu i z agen­cji li­te­rac­kiej. Dużo pra­cu­ję, zaj­mu­ję gło­wę i my­śli szy­ko­wa­niem się do tego, co po­tem. To sztu­ki jed­no­oso­bo­we albo dwu­oso­bo­we, czy­li ta­kie, któ­re ewen­tu­al­nie moż­na opra­co­wać w domu i być go­to­wym za­grać, gdy sy­tu­acja się po­pra­wi. Tego typu rze­czy so­bie wy­szu­ku­ję i nad nimi pra­cu­ję.

Wy­bra­łaś już coś?

Wy­bra­łam. Bar­dzo po­waż­nie przy­mie­rzam się do mo­no­dra­mu mło­de­go pol­skie­go au­to­ra, sta­ram się, żeby sztu­ka nie była zbyt mrocz­na, bo wy­da­je mi się, że mamy już dość przy­gnę­bie­nia, sama nie czu­ła­bym się na si­łach, żeby pójść do te­atru i oglą­dać sztu­kę o co­vi­dzie. Za dużo tego wszyst­kie­go wo­ko­ło. Ta sztu­ka to po­win­no być ta­kie świa­teł­ko w ciem­no­ściach, któ­re po­zwo­li wi­dzo­wi od­re­ago­wać. Zna­la­złam mo­no­dram o ko­bie­cie, któ­ra jest świa­to­wej sła­wy śpie­wacz­ką ope­ro­wą, a uro­dzi­ła się w get­cie jako dziec­ko Ży­dów­ki i Niem­ca, któ­ry pa­tro­lo­wał get­to. Po­wo­li po­zna­je­my jej ta­jem­ni­ce. Sztu­ka ma róż­ne od­cie­nie, przy­glą­dam się temu pro­jek­to­wi na se­rio.

Te­atry – dłu­go za­mknię­te – znów mogą pra­co­wać w re­żi­mie sa­ni­tar­nym. Niby wio­sen­na od­wilż po roku kosz­ma­ru, a bar­dzo wie­lu ak­to­rów nie wi­dzi te­raz szans dla sie­bie. Za­trzy­mu­ją się na kon­sta­ta­cji, że jest źle, i w tym prze­świad­cze­niu tę­że­ją. Smut­ny, trud­ny czas, dłu­go­trwa­ły stres i bez­na­dzie­ja od­bie­ra­ją wolę ży­cia.

Jak wiesz, Jo­asiu, w trud­nych mo­men­tach ży­cia i ty, i ja sta­ra­my się być po pro­stu ak­tyw­ne. Sta­ra­my się zor­ga­ni­zo­wać so­bie ja­kąś rze­czy­wi­stość, któ­ra jest re­al­na, i w niej funk­cjo­no­wać. Pró­bu­je­my za­sie­wać swo­je po­let­ka, pod­le­wać, upra­wiać i po­sze­rzać prze­strzeń niby-nor­mal­no­ści. Bar­dzo współ­czu­ję oso­bom, któ­re ubie­ra­ją się w to „źle”. Dla­te­go, że to czy­sta de­struk­cja. Na­wet je­że­li z tego dzia­ła­nia mia­ło­by nic nie wyjść, to czas po­świę­co­ny cze­muś kon­kret­ne­mu z ja­kimś za­in­te­re­so­wa­niem i pa­sją po­zwa­la oswo­ić trud­ne chwi­le. To spo­sób na wej­ście w tryb prze­trwa­nia i przej­ście go w jak naj­lep­szej for­mie fi­zycz­nej i psy­chicz­nej, któ­ra – jak wia­do­mo – łą­czy się ze wszyst­kim, jest naj­waż­niej­sza. Dla­te­go szu­kam za­ję­cia. Ale jak po­my­ślę o oso­bach, któ­re na przy­kład sie­dzą w ma­leń­kim miesz­ka­niu w blo­ku z wiel­kiej pły­ty, gdzie nie ma moż­li­wo­ści wyj­ścia na­wet na bal­kon, albo pra­cu­ją tyl­ko w te­atrze, wy­naj­mu­ją miesz­ka­nie i pró­bu­ją prze­trwać, to pod wzglę­dem psy­chicz­nym, fi­zycz­nym i eko­no­micz­nym jest to bar­dzo trud­na sy­tu­acja. Dra­ma­tycz­nie trud­na.

Pie­nią­dze z Mi­ni­ster­stwa Kul­tu­ry mogą po­móc?

My­ślę, że w ta­kiej sy­tu­acji li­czą się każ­de pie­nią­dze.

A ty sta­ra­łaś się o do­fi­nan­so­wa­nie?

Moja fir­ma jest jed­no­oso­bo­wa, ma­lut­ka. Ale te wszyst­kie tar­cze w ja­kimś stop­niu po­ma­ga­ją. CO­VID-19 to su­ro­wy na­uczy­ciel, ale bar­dzo sku­tecz­ny. Wdro­żył na przy­kład me­cha­nizm sa­mo­ogra­ni­cze­nia. Niby ba­nal­ne, ale prze­ko­na­łam się, że moż­na po­trze­bo­wać mniej ko­sme­ty­ków, ciu­chów, dóbr i do­brze funk­cjo­no­wać. My­ślę, że to, co się ge­ne­ral­nie te­raz dzie­je, to taki pro­ces, dzię­ki któ­re­mu zda­je­my so­bie spra­wę, że naj­waż­niej­sze są re­la­cje z naj­bliż­szy­mi, naj­waż­niej­sza jest pra­ca i wszyst­ko jed­no, czy do niej wy­cho­dzi­my, czy ją prze­no­si­my w to miej­sce o po­wierzch­ni kil­ku me­trów kwa­dra­to­wych, w któ­rym miesz­ka­my. Ta zmia­na w my­śle­niu od­by­wa się w gło­wie. Trze­ba być cier­pli­wym, przy­jąć do wia­do­mo­ści, że pan­de­mia to zde­cy­do­wa­nie ma­ra­ton, a nie jak wcze­śniej my­śle­li­śmy – sprint. Ta świa­do­mość wpro­wa­dza pew­ną har­mo­nię, ja­kiś ro­dzaj spo­ko­ju.

Ina­czej roz­kła­dasz siły, je­śli wiesz, że bieg bę­dzie dłu­gi…

…i z prze­szko­da­mi. Tak. Oczy­wi­ście, że to całe uner­wie­nie pod skó­rą zo­sta­ło po­bu­dzo­ne, po­draż­nio­ne, je­ste­śmy sfru­stro­wa­ni, go­to­wi do wy­bu­chu w każ­dym mo­men­cie i po­ja­wia się nie­po­kój wy­ni­ka­ją­cy z tej nie­wia­do­mej, co zda­rzy się za chwi­lę. Ale wia­do­mo przy­naj­mniej, że ani ju­tro, ani za mie­siąc nic się nie zmie­ni.

Co są­dzisz o dys­ku­sji, któ­ra prze­to­czy­ła się przez me­dia jak hu­ra­gan, a któ­ra do­ty­czy­ła do­fi­nan­so­wa­nia lu­dzi kul­tu­ry – co komu z ar­ty­stów się na­le­ży, a komu się nie na­le­ży. Czy po­win­no się wes­przeć sztu­kę wy­so­ką, czy może jed­nak roz­ryw­kę? Nie było w tej za­wie­ru­sze sły­chać two­je­go gło­su.

To się od­by­ło gdzieś obok mnie. Zda­ję so­bie spra­wę, że pan­de­mia jest wy­jąt­ko­wą sy­tu­acją, dzia­ła­no szyb­ko i na­wet przy naj­lep­szej woli nie­któ­re de­cy­zje były nie­prze­my­śla­ne. To tro­chę tak jak ga­sze­nie po­ża­ru. Każ­dy chce go uga­sić szyb­ko i do­brze, ale nie za­wsze wszyst­ko się uda­je. Sta­ram się utrzy­mać w ta­kiej dys­cy­pli­nie, żeby nie wy­sta­wiać stop­ni, nie oce­niać, nie po­dej­rze­wać lu­dzi o to, że w trud­nej sy­tu­acji dzia­ła­li tak, żeby było źle. Bo od tego pro­sta dro­ga do ska­ka­nia so­bie do gar­deł. To nie moja baj­ka. Tak, je­stem da­le­ko od zgieł­ku i do­brze mi z tym.

Chcia­ła­bym wró­cić do tego, co po­wie­dzia­łaś przed chwi­lą – że to jest taki czas, któ­ry nas uczy, że mo­że­my żyć bez bar­dzo wie­lu rze­czy. Bez cze­go ty mo­żesz się obejść, a co jesz­cze nie­daw­no wy­da­wa­ło ci się nie do zre­du­ko­wa­nia?

Od­kry­łam, że mam tyl­ko parę bli­skich osób, a resz­ta to ja­kieś ży­cie to­wa­rzy­skie ze zna­jo­my­mi, z któ­re­go cza­sem wy­ni­ka­ją faj­ne rze­czy, ale to nie jest ko­niecz­ne do eg­zy­sten­cji. Przy­cho­dzi­ły mi też do gło­wy re­flek­sje, że nie jest tak źle, bo nikt nie strze­la do nas na uli­cy. I że wie­le osób prze­ży­ło obo­zy kon­cen­tra­cyj­ne i po­tem wiod­ło szczę­śli­we ży­cie, choć z ogrom­ną trau­mą w tle, po­za­kła­da­ło ro­dzi­ny, śmia­ło się i ra­do­wa­ło. Przy­wo­ła­łam rów­nież stan, kie­dy w moim roz­pę­dzo­nym ży­ciu wszyst­ko szło świet­nie i na­gle zo­sta­łam wy­ję­ta z tego pędu, bo strasz­nie po­ła­ma­łam nogę. A po­tem zda­rzy­ły się inne okrop­ne rze­czy. Wie­rzę jed­nak w sens zda­rzeń, któ­re są lek­cją. Wi­docz­nie mu­sia­łam ją od­ro­bić, do­sta­łam bar­dzo czy­tel­ny sy­gnał, że to ko­niecz­ne.

Zwol­ni­łaś tem­po i przy­szła myśl, że gwar, ruch i po­goń za co­dzien­no­ścią wca­le nie są do ni­cze­go po­trzeb­ne? A co z ludź­mi?

Lu­dzie… Mia­łam na my­śli bar­dziej zna­jo­mych, bo przy­ja­ciół nie mam tak wie­lu – to mak­si­mum czte­ry oso­by. Zo­sta­ło mi to naj­bliż­sze gro­no plus świa­do­mość, że już wie­le razy prze­szłam przez ja­kiś trud­ny czas i jak po­my­śla­łam o tym roz­pę­dzo­nym ży­ciu i roku wy­ję­tym na­gle przez zła­ma­ną nogę, to wła­ści­wie ten rok za­bra­ny przez pan­de­mię ni­cze­go nie znisz­czył w moim ży­ciu. Może na­wet zro­bił coś do­bre­go. Więc po­my­śla­łam o ak­tu­al­nej sy­tu­acji bar­dziej opty­mi­stycz­nie. Przy­wo­łu­ję ta­kie rze­czy i wte­dy mam więk­szy luz w gło­wie i więk­szą cier­pli­wość. Cze­ka­nie jest trud­ne, ale my­ślę, że z tego wyj­dzie­my. Że ja­koś wró­ci­my do ży­cia. Oczy­wi­ście po­ja­wia się py­ta­nie, do ja­kie­go świa­ta wró­ci­my. Mar­twi mnie, co się te­raz dzie­je ze znisz­czo­ną go­spo­dar­ką, jak so­bie z tym po­ra­dzi­my i jaki ten świat bę­dzie póź­niej. To bu­dzi nie­po­kój, po­nie­waż nie ma żad­nej po­waż­nej roz­mo­wy na ten te­mat.

To praw­da. Za mało jest re­flek­sji, jak świat się zmie­nił, co nas cze­ka i do cze­go wró­ci­my. Przy­po­mniał mi się przy­pa­dek czło­wie­ka, któ­ry za­padł w śpiącz­kę w mar­cu ubie­głe­go roku.

Sły­sza­łam o nim.

Za­snął jesz­cze w „sta­rym” świe­cie. Koma za­bra­ła mu naj­trud­niej­szy czas i jed­no­cze­śnie oszczę­dzi­ła naj­gor­sze­go. Te­raz go wy­bu­dzo­no. Jego do­świad­cze­nie jest w za­sa­dzie do­świad­cze­niem nas wszyst­kich w pan­de­mii, tyl­ko za­apli­ko­wa­nym na­gle i ra­czej bez znie­czu­le­nia – że świat, w któ­rym się bu­dzisz, jest zu­peł­nie inny niż ten, któ­ry pa­mię­tasz.

Wy­obraź­my so­bie, że na Zie­mię przy­by­wa ktoś spo­za na­szej cy­wi­li­za­cji i ra­por­tu­je na swo­ją pla­ne­tę: „Je­stem w cen­trum mia­sta, ni­ko­go nie ma, a jak się po­ja­wia, to ma na twa­rzy ja­kiś apa­rat z filt­rami, wszyst­ko po­za­my­ka­ne. Co tu się dzie­je?”.

No wła­śnie. Jak te­raz wy­glą­da świat, któ­ry zbu­do­wa­łaś za wzglę­du na Olę? Jest w nim strach? Dla niej ko­ro­na­wi­rus był­by szcze­gól­nie groź­ny.

Ma od­por­ność oso­by z wi­ru­sem HIV, czy­li żad­ną. W domu pa­nu­je re­żim ab­so­lut­nie OIOM-owy, tak jak i w na­szym Bu­dzi­ku, tak jak i w na­szej przy­chod­ni kon­sul­ta­cyj­no-me­dycz­nej „Ako­go med” o pro­fi­lu neu­ro­lo­gicz­no-neu­ro­chi­rur­gicz­nym, któ­rą otwo­rzy­li­śmy w lu­tym 2020 roku, a w mar­cu za­mknę­li­śmy. Mimo wszyst­ko or­ga­ni­zu­je­my tam in­dy­wi­du­al­ne spo­tka­nia z le­ka­rza­mi, po­nie­waż do przy­chod­ni tra­fia­ją pa­cjen­ci z bar­dzo po­waż­ny­mi scho­rze­nia­mi, na przy­kład z gu­za­mi mó­zgu, i trze­ba szyb­ko po­dej­mo­wać de­cy­zje, czy na­tych­miast ope­ro­wać, czy moż­na po­cze­kać. To są przy­pad­ki na gra­ni­cy ży­cia i śmier­ci. Lu­dzie są bar­dzo spra­gnie­ni tego, żeby w trud­nej, po­waż­nej spra­wie mieć bez­po­śred­ni kon­takt z le­ka­rzem, bo te­le­po­ra­dy to nie to samo, wszy­scy to wie­my. Spe­cjal­ne lam­py, ozo­no­wa­nia, na­świe­tla­nia, wszyst­kie te pro­ce­du­ry, tony far­tu­chów jed­no­ra­zo­wych, któ­re ku­pu­je­my – wszę­dzie tu­taj jest jak na OIOM-ie. Po­dob­nie jest w moim domu, a dru­gi taki szpi­tal mam na Mo­ko­to­wie, gdzie miesz­ka moja dzie­więć­dzie­się­cio­let­nia mama, któ­ra po­trze­bu­je po­mo­cy le­kar­skiej i pie­lę­gniar­skiej. Żeby mamy nie ode­słać do szpi­ta­la, to szpi­tal trze­ba było zor­ga­ni­zo­wać u niej w domu. Na ra­zie nic tu się nie sta­ło, ale w tym te­amie, któ­ry przy­cho­dzi ze szpi­ta­la, już trzy oso­by prze­cho­ro­wa­ły co­vid. Je­ste­śmy sta­le na łą­czach i ko­ry­gu­je­my plan dy­żu­rów.

Kie­dy pod­cho­dzisz do Oli albo robi to ktoś z re­ha­bi­li­tan­tów, to mu­si­cie być w tym ko­smicz­nym rynsz­tun­ku?

Tak, tak to wy­glą­da.

To zu­peł­nie inne do­świad­cze­nie niż to, któ­re to­wa­rzy­szy lu­dziom wy­cho­dzą­cym do pra­cy, na­wet w szpi­ta­lu, i po­tem wra­ca­ją­cym do domu. Ty wy­cho­dzisz i wra­casz do szpi­ta­la. Czy strach, któ­ry ci to­wa­rzy­szy, moż­na ja­koś opa­no­wać?

Uni­kam wszyst­kich zda­rzeń, któ­re nie są ko­niecz­ne. Któ­re nie są po­trzeb­ne. Nie idę, nie ro­bię, nie po­ka­zu­ję się. Bo wiem, co jest tu­taj, więc re­zy­gnu­ję z pew­nych rze­czy, któ­re może by­ły­by do­pusz­czal­ne, gdy­by tu pa­no­wa­ła inna sy­tu­acja. Ale Ola jest waż­niej­sza, więc tam­to musi od­paść. I żeby bez prze­rwy nie prze­by­wać w stre­fie stra­chu, zbu­do­wa­łam so­bie taką kon­struk­cję „mą­drym w ży­ciu trze­ba być, szczę­ście w ży­ciu trze­ba mieć”. Ro­bię tyle, ile mogę. Dbam o to, chro­nię sie­bie i naj­bliż­szych mi lu­dzi, oni też dba­ją o sie­bie, bo wie­dzą, ja­kie mogą być kon­se­kwen­cje, na­to­miast żeby tak coś pla­no­wać na za­pas? Nie, tego w ogó­le nie po­dej­mu­ję, bo nie mam na to naj­mniej­sze­go wpły­wu. Tak jak le­karz, któ­ry idzie do cho­re­go – jest za­gro­że­nie, ale nie­wie­le od nie­go za­le­ży. Tu­taj dzia­ła sta­ły ze­spół zmie­nia­ny tyl­ko wte­dy, kie­dy coś się dzie­je. I tyle.

Za każ­dym ra­zem, gdy z tobą roz­ma­wiam, za­sta­na­wiam się, jak zbu­do­wać w so­bie od­por­ność na trud­ne sy­tu­acje – czy to jest ra­cjo­na­li­za­cja, czy ta­kie po­dej­ście do wy­zwa­nia, żeby sta­ło się naj­waż­niej­sze?

Już daw­no temu, z ra­cji zda­rzeń, ja­kie na­stą­pi­ły w moim ży­ciu, zda­łam so­bie spra­wę z tego, że z fak­ta­mi do­ko­na­ny­mi się nie dys­ku­tu­je. Wy­da­rzy­ły się i już za­wsze będą mia­ły wpływ na moją świa­do­mość i moje ży­cie. Jak po­ukła­dać te kloc­ki, żeby funk­cjo­no­wać? No to już za­le­ży od nas. Kie­ru­ję na to cały stru­mień ener­gii, po­my­słów, bo tam­to zo­sta­nie. Sta­ram się do tego nie wra­cać, nie roz­dra­py­wać ran, nie przy­wo­ły­wać nie­ustan­nie trud­nych emo­cji z prze­szło­ści. Po pro­stu ist­nie­je tyl­ko czas te­raź­niej­szy i przy­szły. A może na­wet bar­dziej te­raź­niej­szy.

A jak pa­trzysz na lu­dzi, ich re­ak­cje i za­cho­wa­nia, wszyst­ko to, co się dzie­je w kon­fron­ta­cji z ko­ro­na­wi­ru­sem, my­ślisz so­bie, że to spraw­dzian, z któ­re­go wyj­dzie­my wy­gra­ni z oce­ną „zdał do na­stęp­nej kla­sy”, czy z ja­skiń wyj­dą szu­je i szu­braw­cy?

To i to. Nie ma zło­te­go środ­ka. Wy­cho­dzą rze­czy albo pięk­ne, albo pa­skud­ne. My­ślę, że wła­śnie ten brak rów­no­wa­gi po­wo­du­je, że kształ­tu­ją się zde­cy­do­wa­nie dwie po­sta­wy. Obca mi jest i za­wsze była po­sta­wa agre­syw­na, w któ­rej ist­nie­je po­trze­ba roz­ła­do­wa­nia na­pię­cia kosz­tem in­nych, więc na to się nie ła­pię, na­to­miast sta­ram się ogar­nąć tę rze­czy­wi­stość, któ­ra jest, i zna­leźć parę osób, któ­re po­dob­nie czu­ją i kom­bi­nu­ją. Wśród ta­kich lu­dzi po pro­stu ła­twiej żyć. Szcze­gól­nie wła­śnie w trud­nym mo­men­cie.

Czę­sto sły­szę o em­pa­tii, o po­czu­ciu wspól­no­to­wo­ści, któ­re kieł­ko­wa­ło w trud­nych cza­sach, ale też o wro­go­ści, nie­chę­ci, nie­na­wi­ści, hej­cie – tym ostat­nim szcze­gól­nie w sie­ci. Wy­le­wa się na wszyst­kich, a na le­ka­rzy w szcze­gól­no­ści. Pa­mię­tasz gło­śną spra­wę sta­ro­sty pil­skie­go, któ­ry na­zwał ich – cy­tu­ję – „bu­ca­mi, nie­uka­mi, war­cho­ła­mi, ole­wa­cza­mi i gwiaz­do­ra­mi”?

To bar­dzo smut­ne, że ata­ku­je się le­ka­rzy, że ktoś po­tra­fi so­bie wy­obra­zić, że sta­no­wią dla nie­go za­gro­że­nie. To taki ła­twy, ego­istycz­ny sche­mat. Nie­mniej, jak so­bie przy­po­mi­nam, po mo­ich cięż­kich ży­cio­wych cio­sach też nie­któ­rzy mnie uni­ka­li, jak­by „nie­szczę­ście” mo­gło być za­raź­li­we, przejść na nich. Poza tym wie­le osób z mo­je­go oto­cze­nia mo­gło czuć się nie­pew­nie w moim to­wa­rzy­stwie – no bo „jak i o czym z nią roz­ma­wiać”.

Ktoś ob­lał czer­wo­ną far­bą drzwi zna­jo­mej le­kar­ki. Pro­fe­sor Krzysz­tof Si­mon i dok­tor Pa­weł Grze­siow­ski no­to­rycz­nie sły­szą, że zo­sta­li ku­pie­ni przez za­chod­nie kon­cer­ny, dla­te­go wiecz­nie „stra­szą za­ra­zą”. Skąd idzie przy­zwo­le­nie?

To bar­dzo przy­kre, że ci z pierw­szej li­nii fron­tu, za­miast sza­cun­ku i po­dzi­wu, do­sta­ją baty. My­ślę, że to brak wy­obraź­ni, em­pa­tii, my­śle­nia i woli, żeby po­sta­wić się w sy­tu­acji kon­kret­ne­go le­ka­rza. Ja oso­bi­ście sta­ram się wszyst­ko wa­żyć i za­cho­wać zdro­wy roz­są­dek.

Czy w kon­fron­ta­cji z ko­ro­na­wi­ru­sem po­sta­wa któ­rejś ze zna­nych ci osób cię za­sko­czy­ła?

Chy­ba na ra­zie nie. Już daw­no po­sta­ra­łam się o to, żeby ota­cza­li mnie lu­dzie, do któ­rych mam za­ufa­nie, o któ­rych wiem, że mnie nie zo­sta­wią, choć­by nie wiem co. Dzię­ki temu nie ma nie­po­trzeb­nych spięć, nie­po­trzeb­nej utra­ty ener­gii, a tak się dzie­je, gdy robi się pie­kło z ni­cze­go tyl­ko dla­te­go, że ktoś jest roz­chwia­ny. Lu­dzie w tym moim cia­snym gro­nie wię­cej od sie­bie wy­ma­ga­ją, żeby nie prze­no­sić ja­kichś nie­po­trzeb­nych bru­dów emo­cjo­nal­nych na ko­goś in­ne­go. Wte­dy jest po pro­stu ła­twiej i nie trze­ba o tym roz­ma­wiać, bo to się wie i to się ro­zu­mie.

Co zo­sta­nie w nas po co­vi­dzie? Ja­kie szra­my, bli­zny na skó­rze, w du­szy i w ser­cu?

Nie wiem, co się jesz­cze oka­że, ale głę­bo­ko mnie nie­po­koi to, że nie roz­ma­wia­my po­waż­nie o moż­li­wych sce­na­riu­szach i oba­wach lu­dzi do­ty­czą­cych tego, co znaj­du­je się w szcze­pion­ce i czy ona jest bez­piecz­na. Nie ma ta­kich roz­mów. Były na po­cząt­ku, a po­tem uci­chły. Co to za wi­rus, skąd się wziął? Nie ma żad­ne­go śledz­twa w tej spra­wie. Ofi­cjal­ne­go, mó­wię o tym, co jest do­stęp­ne dla zwy­kłych lu­dzi, bo może gdzieś tam ktoś cze­goś do­cie­ka, a my o tym nie wie­my. Bar­dzo mi bra­ku­je wie­dzy, jak to wszyst­ko dzia­ła, a to nie­ste­ty wią­że się z za­ufa­niem na przy­kład do me­dy­cy­ny, do rzą­dów po­szcze­gól­nych państw, do Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Zdro­wia. Bro­nię się przed róż­ny­mi teo­ria­mi spi­sko­wy­mi, ale też trud­no nie za­uwa­żyć, że w In­ter­ne­cie czy na Fa­ce­bo­oku pa­nu­je cen­zu­ra, są rze­czy, któ­re po­tem zni­ka­ją. Po pro­stu jak się coś za­dzie­je na two­im po­dwór­ku, to bę­dziesz chcia­ła się do­wie­dzieć, o co cho­dzi, a ja nie wi­dzę u in­nych ta­kiej po­trze­by.

Jak ci ktoś wrzu­ci za płot pło­ną­cą ża­giew, to naj­pierw uga­sisz, a po­tem chcia­ła­byś wie­dzieć, kto to zro­bił.

Tak, do­kład­nie. Chcia­ła­bym wie­dzieć wię­cej na te­mat ko­ro­na­wi­ru­sa, bo to bu­du­je po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. I do­ty­czy przy­szło­ści, czy­li tego, z czym zo­sta­nie­my.

Na ra­zie to sfe­ra bar­dziej fake new­sów, ale – na chwi­lę po­staw­my hi­po­te­zę ro­bo­czą – je­śli się oka­że, że SARS-CoV-2 zo­stał stwo­rzo­ny w ja­kimś la­bo­ra­to­rium i przy­pad­kiem albo spe­cjal­nie wy­pusz­czo­no go z nie­go, to jak to zmie­ni two­je po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i two­je po­strze­ga­nie tego, w czym bie­rze­my udział?

Zmie­ni w bar­dzo istot­ny spo­sób. Będę wie­dzia­ła, że wszyst­ko jest moż­li­we, każ­da pod­łość, i będę kro­czy­ła przez świat, jak­bym stą­pa­ła po kru­chym lo­dzie. Z taką świa­do­mo­ścią trud­no w ogó­le my­śleć o ja­kim­kol­wiek po­czu­ciu bez­pie­czeń­stwa.

Może po to wła­śnie to się sta­ło, że­by­śmy so­bie uświa­do­mi­li, że kie­ru­nek, w któ­rym zmie­rzał świat, był dro­gą w stro­nę prze­pa­ści i trze­ba było ten sza­lo­ny po­chód za­trzy­mać. I je­śli przyj­mie­my taką tezę, że wszyst­ko dzie­je się po coś – jak sama mó­wisz – abs­tra­hu­jąc już od wszel­kich teo­rii spi­sko­wych – to py­ta­nie brzmi – czy sza­leń­czy pęd ku prze­pa­ści uda­ło się wy­ha­mo­wać?

Na pew­no po­ja­wi­ły się my­śli, któ­re wią­żą się z tą stop-klat­ką. Bez wąt­pie­nia. Na­to­miast nie wy­da­je mi się, że­by­śmy cze­go­kol­wiek już się na­uczy­li. My­ślę, że ten pro­ces na­dal trwa. I py­ta­nia, ja­kie za­da­my so­bie w tej sy­tu­acji, to spra­wa bar­dzo in­dy­wi­du­al­na, wy­ni­ka­ją­ca z jed­nost­ko­wych prze­my­śleń, choć pew­ne spo­strze­że­nia będą zbież­ne, bo mamy do czy­nie­nia z glo­bal­nym kry­zy­sem. Na bar­dzo wie­le py­tań nie po­tra­fię od­po­wie­dzieć i ża­łu­ję, że tak mało po­waż­nych roz­mów to­czy się na ten te­mat. Gdzie są na przy­kład na­ukow­cy z Wu­ha­nu? Prze­cież oni wie­dzą naj­wię­cej, bo byli na miej­scu.

Wu­han jest już nor­mal­nie funk­cjo­nu­ją­cym mia­stem. To, co oglą­da­li­śmy rok temu, te wy­lud­nio­ne uli­ce je­de­na­sto­mi­lio­no­wej me­tro­po­lii, to prze­szłość. Wu­han znów tęt­ni ży­ciem, jest pe­łen tu­ry­stów. Tak jak­by nic tam się nie wy­da­rzy­ło.

Nic nie wie­my o tym wi­ru­sie. Ile razy bę­dzie wra­cać, ile razy ta sama oso­ba może za­cho­ro­wać? Niby są prze­ciw­cia­ła, a jest co­raz wię­cej przy­pad­ków po­now­nych za­ka­żeń. Po­ja­wił się szczep bry­tyj­ski, po­łu­dnio­wo­afry­kań­ski. Jed­na z na­szych pie­lę­gnia­rek mia­ła wio­sną lek­ki prze­bieg cho­ro­by, a te­raz pra­wie prze­nio­sła się na tam­ten świat.

Ko­ro­na­wi­rus mu­tu­je jak każ­dy wi­rus. Zmie­nia się i pew­nie dla­te­go tak trud­no nad nim za­pa­no­wać. Mamy do czy­nie­nia z nie­wi­dzial­nym wro­giem, nie­zwy­kle prze­bie­głym.

No tak, ale gry­pa też ucie­ka. Jak to wi­rus. Chcia­ła­bym wie­dzieć wię­cej o biał­ku spi­ke i o szcze­pion­kach – jaka jest róż­ni­ca mię­dzy tymi przy­go­to­wa­ny­mi w tech­no­lo­gii ge­ne­tycz­nej mRNA, a tymi wy­ko­rzy­stu­ją­cy­mi tech­no­lo­gię wek­to­ro­wą. Ale trud­no o rze­tel­ną in­for­ma­cję.

W me­diach wie­le jest ma­te­ria­łów, roz­ma­wia­my z eks­per­ta­mi wi­ru­so­lo­ga­mi. Może rze­czy­wi­ście nie dość czę­sto, nie dość dłu­go. Za­szcze­pisz się?

Nie wiem. Po­cze­kam na ko­lej­ne dane, na pew­no w mia­rę upły­wu cza­su po­ja­wi się ich wię­cej. Za­le­ży, jaki bę­dzie po­ziom hi­ste­rii, lęku w spo­łe­czeń­stwie, na ra­zie nie mam za­ufa­nia do tych szcze­pio­nek. Ale być może nie będę mia­ła wyj­ścia, bo zo­sta­nie wy­da­na ja­kaś spe­cjal­na dy­rek­ty­wa, że ten, kto się nie za­szcze­pił, nie po­le­ci sa­mo­lo­tem, nie wje­dzie do ja­kie­goś kra­ju. To by było bar­dzo ogra­ni­cza­ją­ce. Nie ma jesz­cze wy­raź­nej in­for­ma­cji o „pasz­por­cie szcze­pion­ko­wym”, ale co­raz wię­cej państw co­raz gło­śniej o tym prze­bą­ku­je.

Czy co­vid wpły­nął na two­je pla­ny zwią­za­ne z bu­do­wą kli­ni­ki Bu­dzik dla do­ro­słych?

Nie, nie wpły­nął na bu­do­wę, kli­ni­ka ma się świet­nie. Pra­ce idą do przo­du, po­stę­pu­ją w bar­dzo faj­nym tem­pie. Na pew­no, gdy­by po­ja­wi­ły się za­cho­ro­wa­nia na pla­cu bu­do­wy, to wszyst­ko by się skom­pli­ko­wa­ło, za­ha­mo­wa­ło, ale – od­pu­kać – na ra­zie zmie­rza­my pro­sto do celu.

Kie­dy Bu­dzik dla do­ro­słych bę­dzie go­to­wy?

Te­raz je­ste­śmy na eta­pie koń­cze­nia sta­nu su­ro­we­go za­mknię­te­go za­bez­pie­czo­ne­go przed wpły­wem wa­run­ków at­mos­fe­rycz­nych – z za­mon­to­wa­ny­mi bal­ko­na­mi, wsta­wio­ny­mi szy­ba­mi itd. I na to mamy pie­nią­dze. Ale po­nie­waż ceny tak się ostat­nio zmie­ni­ły, zmie­nia­ją się da­lej i pew­nie jesz­cze będą się zmie­niać, to wła­ści­wie nie wiem, co bę­dzie na przy­kład z łań­cu­cha­mi do­staw, dla­te­go że już wszyst­ko trwa dłu­żej i trze­ba to dużo wcze­śniej za­ma­wiać itd. Na­to­miast na dal­sze eta­py bu­do­wy za­brak­nie nam pie­nię­dzy i bę­dzie­my mu­sie­li zro­bić ja­kąś ak­cję, szu­kać tych pie­nię­dzy. By­ło­by świet­nie, gdy­by nie było prze­sto­ju, wte­dy w roku 2022 mo­gli­by­śmy za­cząć przyj­mo­wać pa­cjen­tów. Moc­no wie­rzę, że to się uda.

Ile dzie­ci wró­ci­ło z tam­tej stro­ny dzię­ki Bu­dzi­ko­wi dzia­ła­ją­ce­mu przy Cen­trum Zdro­wia Dziec­ka?

Dzie­więt­na­ste­go lu­te­go Bu­dzik opu­ści­ło osiem­dzie­sią­te wy­bu­dzo­ne dziec­ko. Wspo­mnę też o Bu­dzi­ku dla do­ro­słych w Olsz­ty­nie – tam mamy dwa­dzie­ścia sie­dem wy­bu­dzeń.

To nie­by­wa­łe, ile do­bra pącz­ku­je z cie­bie na świat i lu­dzi. Każ­de­go dnia po­win­ny pły­nąć do cie­bie ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia od bar­dzo wie­lu osób, któ­rym wra­casz na­dzie­ję.

To jest taka wy­mia­na ener­ge­tycz­na, bo ja też do­sta­ję od lu­dzi bar­dzo dużo do­bre­go. Wła­śnie w ten spo­sób chro­nię sie­bie przed sza­leń­stwem ota­cza­ją­ce­go świa­ta – ta bu­do­wa i szu­ka­nie dla sie­bie sztu­ki, któ­rą mo­gła­bym za­grać, to ta­kie po­zy­tyw­ne aspek­ty w tej nie­we­so­łej sy­tu­acji. Taki wen­tyl, dzię­ki któ­re­mu mam siłę, żeby sku­pić się na Oli i pra­cach dzia­łu na­uko­wo-ba­daw­cze­go, w któ­rym po­ja­wia­ją się bar­dzo obie­cu­ją­ce in­for­ma­cje o za­sto­so­wa­niu ko­mó­rek ma­cie­rzy­stych w te­ra­pii osób prze­by­wa­ją­cych w śpiącz­ce. To świa­teł­ko w tu­ne­lu dla wszyst­kich cho­rych i ich bli­skich – gdy­by te pro­wa­dzo­ne na świe­cie ba­da­nia się po­twier­dzi­ły, a w tej chwi­li w na­uce na świe­cie dzie­je się na­praw­dę bar­dzo dużo w tej kwe­stii, mie­li­by­śmy szan­sę na prze­łom w le­cze­niu wszyst­kich cho­rób neu­ro­de­ge­ne­ra­cyj­nych mó­zgu. Nie chcę za­pe­szyć i mó­wić o tym wię­cej, ale z Pol­ską Aka­de­mią Nauk i pro­fe­so­rem Woj­cie­chem Mak­sy­mo­wi­czem z ze­spo­łem bę­dzie­my nad tym da­lej pra­co­wać.

Już od ja­kie­goś cza­su mó­wisz o tych ko­mór­kach ma­cie­rzy­stych.

Tak, tyl­ko po dro­dze przy­by­ło ba­dań na ten te­mat.

Czy nie je­steś wku­rzo­na na co­vid, któ­ry tak bar­dzo za­własz­czył me­dy­cy­nę dla sie­bie – wła­ści­wie od mie­się­cy nie mó­wi­my o ni­czym in­nym, jak­by lu­dzie na­gle prze­sta­li za­pa­dać w śpiącz­kę, cho­ro­wać na no­wo­two­ry, mieć pro­ble­my po­wy­pad­ko­we albo skar­żyć się na sto jesz­cze in­nych do­le­gli­wo­ści.

Oczy­wi­ście spo­wo­do­wał, że wie­lu ba­da­czy za­czę­ło po­szu­ki­wać roz­wią­zań zwią­za­nych z wi­ru­sem, nie­któ­re oso­by skon­cen­tro­wa­ły się na tym te­ma­cie, ale my nie po­rzu­ci­li­śmy na­szych ba­dań. Ko­ro­na­wi­rus spra­wił, że na­ukow­cy z ca­łe­go świa­ta nie mo­gli przy­le­cieć w paź­dzier­ni­ku do War­sza­wy na wiel­ką, mię­dzy­na­ro­do­wą kon­fe­ren­cję zor­ga­ni­zo­wa­ną przez Fun­da­cję „Ako­go”. Bu­dzik ma swo­ją radę na­uko­wą, któ­ra skła­da się z Po­la­ków, i fun­da­cja ma swo­ją radę na­uko­wą, któ­ra skła­da się z le­ka­rzy i ba­da­czy z wie­lu ośrod­ków na świe­cie. Na szczę­ście są tech­no­lo­gie, dzię­ki któ­rym wszy­scy spo­tka­li­śmy się na Zoo­mie. Wy­na­ję­li­śmy pro­fe­sjo­nal­ną fir­mę, któ­ra za­dba­ła o ja­kość po­łą­cze­nia. To była bar­dzo dłu­ga i wni­kli­wa kon­fe­ren­cja, pod­czas któ­rej wy­po­wia­da­li się guru z róż­nych dzie­dzin zaj­mu­ją­cych się ak­tyw­no­ścią neu­ro­mó­zgo­wą i cen­tral­nym sys­te­mem ner­wo­wym. W wy­ni­ku omó­wio­nych pod­czas kon­fe­ren­cji ba­dań opra­co­wa­li­śmy plan dzia­ła­nia, w któ­rym naj­bliż­szy etap po­trwa dwa, trzy lata. W la­bo­ra­to­rium Pol­skiej Aka­de­mii Nauk bę­dzie­my pro­wa­dzić do­świad­cze­nia na zwie­rzę­tach i po­słu­gi­wać się me­to­dą, za któ­rą Shi­nya Yama­na­ka z Ja­po­nii do­stał Na­gro­dę No­bla w 2012 roku. Po­nie­waż w Ja­po­nii nie wy­ko­nu­je się prze­szcze­pów or­ga­nów po­cho­dzą­cych od in­nych or­ga­ni­zmów, to tam­tej­si na­ukow­cy wy­my­śli­li spo­sób, jak z do­wol­nej doj­rza­łej ko­mór­ki, po­bra­nej na przy­kład ze skó­ry, otrzy­mać plu­ri­po­tent­ną ko­mór­kę ma­cie­rzy­stą – w tym celu na­le­ży doj­rza­łą ko­mór­kę cof­nąć w roz­wo­ju do po­zio­mu zero i po­now­nie prze­kształ­cić w do­wol­ną ko­mór­kę or­ga­ni­zmu, któ­rą na­stęp­nie moż­na wy­ko­rzy­stać do le­cze­nia wie­lu scho­rzeń o pod­ło­żu neu­ro­lo­gicz­nym. Tu­taj nie ma pło­dów, nie ma żad­nej ba­rie­ry etycz­nej, ko­mór­ka jest au­to­lo­gicz­na – z wła­sne­go or­ga­ni­zmu. I po­tem, je­śli eks­pe­ry­men­ty na zwie­rzę­tach po­wio­dą się w stu pro­cen­tach i udo­wod­ni­my, że ta me­to­da jest bez­piecz­na, to bę­dzie­my mo­gli za­cząć my­śleć o prze­nie­sie­niu te­ra­pii na czło­wie­ka.

Ta­kie ba­da­nia były już pro­wa­dzo­ne i w za­sa­dzie wie­my, cze­go się spo­dzie­wać, ale trze­ba jesz­cze po­twier­dzić, że w te­ra­pii nie do­cho­dzi do roz­wo­ju na przy­kład no­wo­two­rów, nie po­wsta­ną ja­kieś groź­ne mu­ta­cje. Krót­ko mó­wiąc – że jest ona bez­piecz­na. To nie są pierw­sze ba­da­nia tego typu, to już jest bar­dzo za­awan­so­wa­na wie­dza i trze­ba te­raz na przy­kład zde­cy­do­wać, w któ­rym miej­scu w mó­zgu te ko­mór­ki im­ple­men­to­wać. I w ja­kiej ilo­ści. I czy raz, czy kil­ka­na­ście razy, czy jesz­cze ja­koś ina­czej.

Czy to zna­czy, że taka wsz­cze­pio­na do mó­zgu ko­mór­ka ma­cie­rzy­sta może prze­jąć funk­cję każ­de­go ob­sza­ru, któ­ry jest w nim wy­łą­czo­ny z dzia­ła­nia?

Neu­ral­na ko­mór­ka ma­cie­rzy­sta, bo o tym roz­ma­wia­my, peł­ni w me­dy­cy­nie re­ge­ne­ra­cyj­nej nie­po­wta­rzal­ną funk­cję, po­nie­waż ma zdol­ność do róż­ni­co­wa­nia się w róż­ne ko­mór­ki ukła­du ner­wo­we­go i na­pra­wia­nia ko­mó­rek cen­tral­ne­go ukła­du ner­wo­we­go. To wie­my. Po­zo­sta­je kwe­stia, czy po­da­wać ją do­ko­mo­ro­wo, czy do pły­nu mó­zgo­wo-rdze­nio­we­go, czy do hi­po­kam­pu – tu mu­szą się wy­po­wie­dzieć oso­by ma­ją­ce naj­więk­szą wie­dzę na ten te­mat. Bo w Szwe­cji na przy­kład też jest taki pro­gram, tam lu­dzie po uda­rach do­sta­ją już taką te­ra­pię i to bar­dzo do­brze ro­ku­je, dla­te­go sta­ra­my się za­pra­szać oso­by, któ­re zaj­mu­ją się tą dzie­dzi­ną w in­nych kra­jach. Tyl­ko w tej chwi­li trud­no się spo­tkać, a z ta­kie­go spo­tka­nia bez­po­śred­nie­go wy­ni­ka wię­cej. Bo po­tem jesz­cze gdzieś ra­zem idzie­my, jesz­cze ze sobą roz­ma­wia­my, jesz­cze ktoś ma re­flek­sję, coś mu się przy­po­mnia­ło. Roz­krę­ca się dys­ku­sja. Wię­cej wy­ni­ka z kon­tak­tów oso­bi­stych.

Wy­obra­żasz so­bie świat już bez ko­ro­na­wi­ru­sa? My­ślisz, że zno­wu bę­dzie jak daw­niej?

My­ślę, że ży­je­my wśród bar­dzo wie­lu wi­ru­sów i ja­koś da­je­my radę. Cza­sa­mi ko­goś to do­ga­nia, cza­sa­mi w ja­kimś od­le­głym kra­ju o in­nym kli­ma­cie, i wte­dy le­ka­rze w Eu­ro­pie też nie wie­dzą, co to jest, a to coś ko­goś zja­da. Mó­wię o róż­nych tro­pi­kal­nych cho­rób­skach. I po­tem so­bie z tym nie da­je­my rady. Ale my­ślę, że jest moż­li­wy ten po­wrót, tyl­ko trze­ba mieć świa­do­mość, że za­gro­że­nie pew­no nie znik­nie. Gry­pa też mu­tu­je. Sama kie­dyś bar­dzo cięż­ko prze­szłam gry­pę i wła­ści­wie wy­da­je mi się, że Ja­cek od­szedł z tego świa­ta w wy­ni­ku po­wi­kłań po­gry­po­wych, bo wte­dy to był rok dwu­ty­sięcz­ny i pa­no­wa­ła ta cze­ska gry­pa. My­śmy byli w Za­ko­pa­nem i obo­je bar­dzo się po­cho­ro­wa­li­śmy. Ja dużo cię­żej, może dla­te­go mia­łam wię­cej szczę­ścia, bo do­sta­łam osło­no­wo po­tęż­ne an­ty­bio­ty­ki. To są wi­ru­sy, któ­re mu­tu­ją, mu­si­my za nimi na­dą­żać, a na­wet je wy­prze­dzać, żeby kon­tro­lo­wać sy­tu­ację. Jak mamy więk­szą wie­dzę na te­mat tego wi­ru­sa, jak on mu­tu­je, to też je­ste­śmy w sta­nie ja­koś do tego się usto­sun­ko­wać, od­nieść, mieć siłę do wal­ki. Ży­je­my wśród wi­ru­sów i bak­te­rii.

To praw­da. Tę­sk­nisz za świa­tem sprzed pan­de­mii?

Tak, tę­sk­nię za ludź­mi, za kon­tak­ta­mi, za nor­mal­ną wol­no­ścią, któ­rą ma się in­dy­wi­du­al­nie w gło­wie. Że mogę wsiąść do sa­mo­lo­tu, po­le­cieć, gdzie chcę – nie mu­szę, ale mogę, to jest bar­dzo duża róż­ni­ca. Ale chy­ba będę wo­la­ła – jesz­cze nie je­stem tego pew­na, bo to wszyst­ko wciąż się dzie­je – stan świa­do­mo­ści po co­vi­dzie i do­ce­nie­nie pew­nych kwe­stii oraz zda­nie so­bie spra­wy z pew­nych nie­faj­nych rze­czy, któ­re wy­da­rzy­ły się na świe­cie, niż mój stan świa­do­mo­ści sprzed wy­bu­chu pan­de­mii.

Bar­dzo cie­ka­wy ten eks­pe­ry­ment, w któ­rym tkwi­my po uszy, praw­da? Gdy­by go ob­ser­wo­wać zza lu­stra we­nec­kie­go, był­by na­praw­dę fa­scy­nu­ją­cy.

Do­bre kino. Ale wszyst­ko jest w toku, bar­dzo wie­le jesz­cze przed nami.

SIOSTRA MAŁGORZATA CHMIELEWSKA

PRZEŁOŻONA WSPÓLNOTY „CHLEB ŻYCIA”

MAŁGORZATA DOMAGALIK

DZIENNIKARKA, PISARKA, PUBLICYSTKA

DOROTA GAWRYLUK

DZIENNIKARKA, SZEFOWA PIONU INFORMACJI I PUBLICYSTYKI TELEWIZJI POLSAT

PAWEŁ GRZESIOWSKI

LEKARZ PEDIATRA, EKSPERT W DZIEDZINIE IMMUNOLOGII, PROFILAKTYKI I TERAPII ZAKAŻEŃ

ANITA LIPNICKA

PIOSENKARKA, AUTORKA TEKSTÓW

RAFAŁ OLBIŃSKI

MALARZ, ILUSTRATOR, TWÓRCA PLAKATÓW

ROBERT RUTKOWSKI

PSYCHOTERAPEUTA UZALEŻNIEŃ, WYKŁADOWCA

JACEK SANTORSKI

PSYCHOLOG BIZNESU, WYKŁADOWCA, MENTOR, DORADCA PRZEDSIĘBIORCÓW, WYDAWCA

ANDRZEJ SEWERYN

AKTOR, REŻYSER, DYREKTOR TEATRU POLSKIEGO W WAR­SZA­WIE

TOMASZ SOBIERAJSKI

SOCJOLOG, WYKŁADOWCA UNIWERSYTECKI

ADAM SZTABA

MUZYK, KOMPOZYTOR, DYRYGENT

DOROTA ZAWADZKA

PSYCHOLOŻKA ROZWOJOWA, DORADCZYNI RODZINNA

Poczekalnia. 13 rozmów o pandemii

Joanna Racewicz

Copyright © 2021 by Joanna Racewicz

This edition copyright © 2021 by Wydawnictwo RM

Wydawnictwo RM 03-808 Warszawa ul. Mińska 25

[email protected] www.rm.com.pl

Redaktor prowadząca Irmina Wala-PęgierskaRedakcja Agnieszka Trzebska-Cwalina, Marta StochmiałekKorekta Anna SzadziewskaProjekt okładki Agata MuszalskaEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

ISBN 978-83-8151-464-47 ISBN 978-83-8151-522-1 (ePub) ISBN 978-83-8151-523-8 (mobi)

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji.

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]