Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
A gdyby tak przyjrzeć się pierwszej sprawie śledczego z Czeskich Budziejowic?
Upalne lato, samo południe, martwa dziewczyna na blokowisku. Do tej z pozoru rutynowej sprawy przydzielono niezbyt doświadczonych policjantów: Tomáša Volfa i Evę Černą. Jednak sytuacja szybko się komplikuje, giną kolejne kobiety, a młodzi dochodzeniowcy działają pod olbrzymią presją czasu. Ich poczynania śledzą dziennikarze, którzy nazywają zabójcę Południcą, bo podobnie jak ten słowiański demon, atakuje latem, w biały dzień.
Południca opisuje początki pracy w policji Tomáša Volfa, którego polscy czytelnicy znają już z pierwszej części serii pt. Przedawnienie (wyd. polskie 2018). Co takiego wydarzyło się w sprawie zabójstw z blokowiska, że utalentowany policjant trafił za karę do archiwum?
SERIA: Tomáš Volf, tom 2
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Lence, Ondrze i Adamowi
Tomáš Volf zasłonił oczy dłonią. Raziło go słońce, które odbijało się w oknach bloku naprzeciwko.
– Niezła laska, co? – usłyszał za plecami głos technika.
Ktoś położył mu rękę na ramieniu. Zrozumiał, że przeszkadza. Zerwał się na równe nogi. Było duszno i jego układ krwionośny potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić się do nowej pozycji. Detektywowi zakręciło się w głowie; odbłyski światła słonecznego zlały się z czerwonymi plamkami, które zawirowały mu przed oczami.
„Tylko nie zemdlej”, powtarzał sobie w duchu. Pierwszy wyjazd i od razu coś takiego, to chłopaki miałyby używanie! „Nie mówiąc już o naszej blond bogini”, dodał w myślach. Spojrzał na Černą.
Eva Černá niczego jednak nie zauważyła. Była zbyt zajęta sobą. Ona też starała się ukryć zdenerwowanie i dziwną fascynację, jaką wzbudzała w niej martwa dziewczyna. Nerwowo przyglądała się technikowi, który z miną zawodowca manewrował zwłokami. Jedną ręką dotykał ciała ofiary, w drugiej trzymał mikrofon i znudzonym głosem dyktował raport z oględzin. Za jego plecami stał kolega z kamerą.
Technicy zabrali się do pracy, jeszcze zanim Tomáš i Eva dotarli na miejsce zdarzenia. Na wstępie debiutanci usłyszeli gratulacje. Wasze pierwsze morderstwo, szybko poszło, droga młodzieży! Starzy wyjadacze musieli mieć niezły ubaw, widząc ich miny. Zdezorientowani nowicjusze wymienili spojrzenia, po czym skierowali wzrok na mężczyzn w plastikowych kombinezonach i gumowych rękawiczkach. Pierwsza odzyskała głos Eva.
– Ale nam mówili, że to samobójstwo. Że dziewczyna wyskoczyła z okna.
Technik z mikrofonem pokręcił głową.
– Zapomnijcie. Ani skok, ani nieszczęśliwy wypadek. Ktoś ją udusił.
Tomáš znów się rozejrzał. Znajdowali się w centrum ogromnego osiedla. Dałoby się naliczyć dziesiątki, chyba nawet setki okien. Na środku, między blokami, rozciągał się spory prostokąt suchej trawy i kolorowy plac zabaw, o tej porze pusty.
Stojąc tu pod gołym niebem, człowiek czuł się jak w amfiteatrze.
– Kurwa, jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył? – przerwała ciszę Eva. Jej głos był równie subtelny jak słownictwo. Technikom opadły szczęki. Volf się uśmiechnął. W drodze na miejsce przestępstwa miał już okazję usłyszeć niezłą wiązankę.
– Anonimowość wielkiego miasta – pouczył koleżankę. – Typowe blokowisko. Ludzie traktują dom jak hotel, nie wiedzą nawet, kto mieszka za ścianą. Niczego nie słyszą, niczego nie widzą, nic ich nie obchodzi. W każdym razie dopóki mają gdzie zaparkować samochód. Zero poczucia wspólnoty. Każdy pilnuje własnego nosa.
– Bystrzak z ciebie – zgasiła go.
Technicy zarechotali półgłosem. Tomáš strzelił buraka. Jak na złość nie przychodziła mu do głowy żadna cięta riposta. Upał zabił w nim resztki refleksu. Sytuację uratował czarny wóz, który niepostrzeżenie pojawił się za ich plecami. Dwaj mężczyźni bez cienia emocji na twarzach czekali, aż technicy skończą oględziny. Potem bez słowa zapakowali ciało do samochodu i zabrali je na sądówkę.
Volf patrzył, jak karawan nieśpiesznie odjeżdża, mijając gapiów, którzy jak na komendę rozstąpili się na jego widok. W oddali, w przerwie pomiędzy blokami, majaczył fragment podmiejskiego krajobrazu, skryty za ścianą gorącego powietrza. Chyba wznosił się tam las, choć równie dobrze mogło go zwieść złudzenie optyczne.
– To wy będziecie prowadzić tę sprawę?
Tomáš i Eva odwrócili się w kierunku, skąd dobiegał głos. Jakiś mundurowy. Stał nieopodal i przyglądał im się podejrzliwie.
– Owszem – wyniośle odpowiedziała Černá.
– Możemy to zdjąć? – Mężczyzna wskazał na policyjną taśmę, która zabezpieczała miejsce przestępstwa. Teraz, kiedy w środku nie było już ciała, robiła absurdalne wrażenie.
– Chwila, czy może mi pan powiedzieć, gdzie dostaniemy nagrania z monitoringu? – Tomáš wskazał na czarne urządzenie osadzone pod dachem jednego z bloków.
Policjant wybuchnął śmiechem.
– Coś pan, przecież to atrapy! Lewy przetarg, poszła na to kupa kasy, taniej byłoby już zamontować prawdziwe kamery. Podobno i tak mają tylko odstraszać, więc nie ma problemu.
– Czyli że żadnych nagrań nie ma? – zdziwiła się Eva. – To chyba niemożliwe?
– U nas wszystko jest możliwe. – Funkcjonariusz wzruszył ramionami. – Po wyborach połowa ludzi od nas wyleciała za przekręty. Nie ma komu robić. Choć nowe towarzystwo w ratuszu też ma swoje za uszami, sami wiecie, jak jest…
– W takim razie trzeba będzie rozejrzeć się po okolicy. Może mają kamery na klatkach. Albo w którymś z kasyn – zastanawiał się na głos Tomáš.
Policjant zmarszczył brwi.
– Nie liczcie na zbyt wiele. Zgodnie z przepisami prywatny monitoring nie może obejmować przestrzeni publicznej.
– Spróbować nie zaszkodzi – stwierdziła rezolutnie Černá. – Dziękujemy panu.
– A co z tymi obywatelami? Spisać, zanim każemy im się rozejść?
– Bardzo proszę. – Tomáš skinął głową.
Zdziwiło go, że gapiów jest tak mało. Co prawda nie widział dotąd zbyt wielu miejsc zbrodni, ale wielokrotnie jeździł do wypadków drogowych: zwykle wokół ofiary w mgnieniu oka zbierał się tłum ciekawskich.
Tymczasem tu na martwą dziewczynę przyszła popatrzeć zaledwie garstka ludzi, głównie emerytów. Pchali się tak bardzo, że policjanci nie mieli jak zdjąć taśmy. Nieopodal przechodziła właśnie matka z wózkiem. Spod krótkiej spódniczki wystawała para całkiem niezłych nóg. Przed jedną z klatek na drugim końcu bloku tłoczyła się grupka Romów. Dorośli wymachiwali rękami i pokrzykiwali na latające wkoło dzieci. Kawałek dalej bezdomny, ubrany – zupełnie nieadekwatnie do pogody – w czarny płaszcz, ze stoickim spokojem przetrząsał zawartość kontenera na makulaturę. Dzień jak co dzień.
– Z tych tutaj i tak nic nie wyciśniemy – rzuciła Eva.
Tomáš skinął głową.
– Chyba nie. Czas się zbierać.
Pożegnali się z kolegami i wsiedli do służbowej fabii. Ruszyli, odprowadzani spojrzeniami nieruchomych okien, które rozświetlał tylko gdzieniegdzie złowrogi błysk słońca.
***
Marta rozsuwa ciężkie zasłony. Oślepiają ją promienie, czuje na twarzy palący dotyk słońca. Co za nieznośny ukrop.
Omiata wzrokiem okolicę. Gdzieś w oddali, za granicami miasta, majaczą porośnięte trawą wzgórza; nad autostradą świeci się niebieskie logo stacji benzynowej. Spogląda niżej. W dole rozpościera się przepaść. Momentalnie zaczyna jej się kręcić w głowie. Jak zawsze.
Szybko zaciąga zasłony, by mieć pewność, że do środka nie wślizgnie się już żaden promyk.
Cały dzień siedzi przy zasłoniętych oknach, ukryta w swojej dziupli. Tak jest bezpieczniej. Nikt jej tu nie widzi. Nawet słońce. A ona nie musi patrzeć na to, co dzieje się za murami bloku.
Siada na wersalce; właśnie zaczyna się jej ulubiony program. Woli ludzi z telewizji od tych prawdziwych: nie mówią do niej, niczego od niej nie chcą, nie gapią się, nie kpią z niej. Prawda, w telewizorze też nie wszyscy są dobrzy, ale złych łatwo rozpoznać. O tak, Marta rozpoznaje ich na pierwszy rzut oka.
Siedzi w swoim gniazdku, w maciupeńkiej kawalerce, która jest dla niej całym światem. Kuchnia, wersalka, telewizor, zasłony na oknie. Kiedy trzeba iść spać, Marta rozkłada wersalkę i nakrywa się kocem.
Teraz jednak nastawia odbiornik na cały regulator – mur telewizyjnych dźwięków oddziela ją od odgłosów dolatujących zza ściany. Żadnych rozmów, szumu spłukiwanej wody, postękiwań sąsiadów, którzy właśnie oddają się cielesnym uciechom, krzyku cudzych dzieci. Żadnej muzyki. Nie znosi tych wszystkich hałasów, przerażają ją. Brzmią jak wycie duchów.
A duchów Marta boi się niemal tak bardzo jak ludzi.
Tylko tutaj, przy zaciągniętych zasłonach i włączonym telewizorze, czuje się bezpieczna. Najchętniej zamknęłaby drzwi na zamek i wyrzuciła klucz, żeby już nigdy nie musieć stąd wychodzić.
Dobrze wie jednak, że to niemożliwe. Marta wie całe mnóstwo rzeczy. Nie jest głupia, chociaż ludzie tak o niej myślą. Po prostu czasem potrzebuje trochę więcej czasu niż inni. Tak mówiła w szkole pani nauczycielka. Bo Marta chodziła do szkoły, a skoro tak, nie może być przecież tępa.
Nawet jeśli wszyscy nazywali tę szkołę specjalną.
***
Komisariat mieścił się w niskim jednopiętrowym budynku, na samym skraju Osiedla Wschód.
– O, już jesteście! – Podkomisarz Kovanda z dobroduszną miną przywitał dwójkę młodych policjantów. – Prowadzicie sprawę tej dziewczyny, zgadza się?
– Zgadza się. – Eva Černá błysnęła zębami i podała komendantowi rękę.
– Mam nadzieję, że możemy liczyć na pańskie wsparcie – włączył się do rozmowy Volf.
– Oczywiście. Ale to szczególna sytuacja, chłopcy niekoniecznie będą zachwyceni waszą obecnością, sami rozumiecie.
– Mogliby się chociaż przywitać – wyrwało się Evie.
Kovanda wzruszył ramionami, a jego szeroki uśmiech jakby stężał.
– Chodźmy do konferencyjnego, przedstawię was, na spokojnie poznacie się ze wszystkimi.
Zebrani w sali funkcjonariusze – stare policyjne wygi i młokosy w mundurach – patrzyli na przyjezdnych z wyraźną nieufnością. A gdyby Tomáš przyjrzał się im trochę uważniej (do czego bynajmniej się nie palił), dostrzegłby na ich twarzach także cień pogardy.
Eva najwyraźniej nie miała zamiaru przejmować się tym chłodnym przyjęciem. Od razu zabrała głos i trajkotała jak najęta. Volf dopiero teraz zdał sobie sprawę z irytującego nawyku koleżanki: w chwilach, kiedy musiała zebrać myśli, przymykała oczy zamiast patrzeć na słuchaczy.
Zastanawiał się, jak długo śledztwo zostanie w ich rękach. Szef wojewódzkiej dochodzeniówki nadkomisarz Dvořák przydzielił im pierwszą sprawę, sądząc, że ma do czynienia z samobójstwem. Dwójka nowicjuszy była w stanie poradzić sobie z takim wyzwaniem przy wsparciu miejscowego komisariatu. Odkrycie, że dziewczyna została zamordowana, dość mocno komplikowało jednak sytuację.
Ostatecznie podkomisarz Kovanda pozwolił im kontynuować dochodzenie. W każdym razie do czasu, aż góra nie zadecyduje inaczej.
Przydzielił im do pomocy kilkoro swoich ludzi, bez których – jak sam stwierdził – był w stanie się obyć. Nie sprawiał wrażenia zachwyconego ich przyjazdem, ale wyglądało na to, że nie zamierza rzucać im kłód pod nogi.
Od razu zwołał naradę, żeby ustalić okoliczności ujawnienia ciała i zebrać jak najwięcej informacji o miejscu zdarzenia. Śledztwo należało uznać za otwarte.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Proza czeska
Jan Balabán
Wakacje / Możliwe, że odchodzimy
Którędy szedł anioł
Bianca Bellová
Jezioro
Mona
Tereza Boučková
Rok koguta
Roman Cílek
Ja, Olga Hepnarová
Emil Hakl
Zasady śmiesznego zachowania
Petra Hůlová
Plastikowe M3, czyli czeska pornografia
Macocha
Zdeněk Jirotka
Saturnin
Miroslav Sehnal / Břetislav Uhlář
Godzina w niebie
Petra Soukupová
Zniknąć
Pod śniegiem
Najlepiej dla wszystkich
Petr Šabach
Gówno się pali
Podróże konika morskiego
Masłem do dołu
Pijane banany
Dowód osobisty
Babcie
Marek Šindelka
Zostańcie z nami
Mapa Anny
Kateřina Tučková
Boginie z Žítkovej
Wypędzenie Gerty Schnirch
Seria Czeska Bajka
Vojtěch Matocha
Truchlin
Iva Procházková
Pyszna środa
Petra Soukupová
Bercik i niuniuch
Pavel Šrut, Galina Miklínová
Niedoparki
Niedoparki powracają
Niedoparki na zawsze
Seria Czeskie Krymi
Jiří Březina
Przedawnienie
Daniel Petr
Siostra Śmierć
Iva Procházková
Mężczyzna na dnie
Roznegliżowane
Michal Sýkora
Człowiek pana ministra
O języku czeskim
Zofia Tarajło-Lipowska
Nowy Kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf
Ekonomia i polityka
Václav Klaus
My, Europa i świat
Seria Nowe Polskie
Rafał Niemczyk
Mama umiera w sobotę
Tytuł oryginału: Polednice
First published in 2016 by Albatros Media, Prague
Redakcja: Marta Mizuro, Julia Różewicz
Korekta: Aleksandra Szulejewska
Projekt okładki: Kasia Michałkiewicz-Hansen
Projekt makiety: Mimi Wasilewska
Zdjęcie na skrzydełku: Petr Zikmund
Wydanie książki zostało dofinansowane przez
Copyright © by Jiří Březina, 2016
Published by arrangement with Albatros Media a.s., Prague,
www.albatrosmedia.eu
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Afera, Wrocław 2021
Copyright © for the Polish translation by Agata Wróbel
All rights reserved
ISBN 978-83-65707-40-6
Wydanie I, Wrocław 2021
Wydawnictwo Afera
www.wydawnictwoafera.pl
kontakt: [email protected]
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek