Pomiędzy bogami - Lynn Austin - ebook

Pomiędzy bogami ebook

Austin Lynn

0,0
29,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Uciekając przed tyranią króla Manassesa, Jozue prowadzi wierną garstkę swojego ludu do nowego domu w Egipcie. Z upływem lat narasta w nim pragnienie zemsty. Oślepiony nienawiścią podejmuje nierozważne decyzje, narażając swoich bliskich na niebezpieczeństwo. Bóg jednak pomaga mu oczyścić się ze złych wspomnień i nieumiejętności wybaczenia. Jozue doznaje niespodziewanego przebudzenia miłości. Co będzie musiał zrobić, aby uchwycić ten dar, który jego niebiański Ojciec przygotował dla niego... i dla ludu wybranego?

 


LYNN AUSTIN trzykrotnie otrzymywała nagrodę Christy za powieści historyczne: Ukryte miejsca, Świeca w ciemności i Fire by Night. Oprócz pisania Lynn często wykłada podczas konferencji, rekolekcji i innych imprez kościelnych czy szkolnych. Z mężem i trójką dzieci mieszka w Illinois.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 519

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykuję moim kanadyjskim przyjaciołom:

Illi Barber, Almie Barkman, Sharon Bowering,

Diannie Darch, Lyndi Kvist, Estelli Muyindzie,

Heidi Toews i Janowi Wiebe. Byliście ze mną na początku

tego biegu. Dzięki zadopingowanie mnie przez całą

drogę, aż do mety.

„Pan jest mocą i pieśnią moją, i stał się zbawieniem moim.

On Bogiem moim, przeto go uwielbiam; On Bogiem ojca mojego, przeto go wysławiam. […]

Któż jest jak Ty, wśród bogów, Panie? Któż jest jak Ty, wzniosły w świętości? Straszliwy w chwalebnych czynach, Sprawco cudów?”.

Księga Wyjścia 15,2.11

Lynn Austin trzykrotnie zdobyła nagrodę Christy Awards za swoje historyczne powieści: Ukryte miejsca, Świeca w ciemności oraz Ogień nocą. Znana jest nie tylko jako pisarka, ale również jako mówczyni na konferencjach, rekolekcjach oraz innych kościelnychi szkolnych wydarzeniach. Lynn wraz z mężem mają troje dzieci, mieszkają w Illinois.

PROLOG

–Nie znoszę czekania – zamruczał pod nosem Jozue. – Nie ma nic gorszego niż czekanie.

Oddałby wszystko, żeby mieć to spotkanie za sobą i dowiedzieć się, co przyniesie przyszłość, ale w miarę jak leniwy poranek zbliżał się coraz bardziej do popołudnia, był pełen obaw, czy jego życzenie się spełni.

Spojrzał na wysokiego ciemnoskórego strażnika trzymającego straż przy drzwiach prowadzących do sali tronowej faraona, po czym zwrócił swoją uwagę na wielokolorowe malowidła zdobiące ściany korytarza. Przedstawiały one sceny z podbojów faraona i minionej chwały dawnego Egiptu. Wspomnienia Jozuego dotyczące jego własnej przeszłości i najbliższych, których stracił, były zbyt bolesne, by je rozpamiętywać, wpatrywał się więc w niedozwolone egipskie obrazy, by usunąć te myśli. Przemoci rozlew krwi zrujnowały jego życie jako wygnańca i chętnie zostawiłby je za sobą. Na twarzy nosił blizny, a w sercu ból i poczucie winy. Nie był już pewny, czego oczekuje od niego Bóg ani co może przynieść przyszłość. Prawdopodobnie dowie się tego, zanim dzień dobiegnie końca.

Gdy tak czekali, książę Amariasz kręcił się niespokojnie obok niego, sprawiając wrażenie zmartwionego.

– Chciałbym, żeby się pospieszyli i już nas wezwali – powiedział. – Nie cierpię być otoczonym przez te wszystkie obrazy i bożki. Jak ty możesz na to patrzeć?

Jozue spojrzał na Amariasza, następnie na delegację arcykapłanów i lewitów, którzy towarzyszyli im w pałacu faraona. Nie mając gdzie podziać wzroku bez możliwości zgrzeszenia, cicho i niespokojnie wpatrywali się w podłogę.

– Jeśli faraon pozwoli nam zostać w Egipcie, będziemy żyć pośród nich cały czas – powiedział Jozue do księcia. – Lepiej, żebyś zaczął się do nich przyzwyczajać.

Jozue rozumiał szok, jakiego doświadczali judejscy wygnańcy. W ciągu miesiąca, gdy on oraz ponad trzystu kapłanów ilewitów wraz z rodzinami odważyli się uciec z Jerozolimyw święto Paschy, ich euforia powoli zanikała, gdy uświadamiali sobie, co stracili. Dla wielu kapłanów fizyczne oddzielenie od Ziemi Obiecanej było tak bolesne i traumatyczne, jak odcięcie kończyny. Porzucenie świątyni Salomona na świętej górze Boga sprawiło, że zostali przygnieceni smutkiem. Przez wieki Boże wyzwolenie z egipskiej niewoli w czasie Paschy zdefiniowało, kim byli jako ludzie, a jednak Pan odwrócił swój plan odkupienia i zawrócił ich wszystkich do Egiptu. Jozue nie mógł obiecać, że ten pobyt będzie tymczasowy. W końcu masywne drzwi otworzyły się i zwrócił się do nich strażnik:

– Faraon przyjmie was teraz.

Jozue dotknął swojej skórzanej przepaski, upewniając się, że ciągle jest na swoim miejscu nad jego prawym, uszkodzonym okiem, następnie razem z delegacją udał się za księciem Amariaszem do sali tronowej.

Drobinki kurzu tańczyły w cienkich promieniach światła słonecznego, kiedy niewolnicy faraona wachlowali powietrze za pomocą palmowych gałęzi. Wygląd pałacu był cieniem dawnej świetności – obskurna, szara farba, łuszczące się płatami tynki, stęchłe powietrze o zapachu wilgotnych kamieni. Jozue stłumił kaszel, kiedy kłaniał się nisko przed faraonem Taharką, trzecim królem Nubii, który sprawował rządy nad Górnym i Dolnym Egiptem. Władca miał nieskazitelną, hebanową skórę, szeroki nos i pełne usta, które odziedziczyłpo swoich kuszyckich przodkach. Jego stoicka postawa nie zdradzała decyzji, jaką podjął w sprawie udzielenia Judejczykom schronienia w Egipcie. Kiedy tydzień temu Jozue po raz pierwszy przedstawił ich petycję, powiedział faraonowi, że on i Amariasz są byłymi urzędnikami wrządzie króla Manassesa. Nie ujawnił jednak faktu, że Amariasz był królewskim księciem domu Dawida.

– Faraon uznał waszą prośbę oazyl polityczny – zaczął rzecznik Taharki. Arkusz papirusu trzaskał jak suche gałązki, gdy ostrożnie go rozwijał. Gładko ogoleni, z nieowłosionymi torsami, ubrani w białe lniane kilty, on i inni Egipcjanie stojącyna podium obok faraona z góry spoglądali na brodate twarze Judejczyków i ich długie szaty z nieukrywaną niechęcią.

– Jego Wysokość proponuje następujące warunki schronienia. Będziecie mieć dwa dni na zaakceptowanie ich lub opuszczenie terytorium Egiptu na stałe.

Książę Amariasz lekko skinął głową.

– Rozumiemy, mój panie.

W umyśle Jozuego pojawiła się niewielka wątpliwość, czy warunki będą do przyjęcia. Przed ucieczką kapłani pytali Boga o Jego wolę, używając urim i tummim iBóg wyjaśnił, że Jego wolą dla tej resztki wierzących jest znalezienie schronienia w Egipcie. Proroctwo Izajasza potwierdziło to.

– Faraon Taharka wielkodusznie przyznał wam ziemię, na której możecie się osiedlić. Wolno wam tam wznieść ołtarz, by oddawać cześć waszemu Bogu.

Jeden z arcykapłanów stojących za Jozuem głośno odetchnął z ulgą.

– W Egipcie mamy trzy sezony – kontynuował urzędnik. – Przybyliście w czasie shemu, naszego okresu żniw. Dlatego faraon łaskawie zgodził się zaopatrzyć was w zboże, oliwę i wystarczający zapas żywności, by przetrwać akhet, kiedy Nil ponownie wyleje. My ten okres wykorzystujemy na budowanie, gdyż nie można wtedy wykonywać żadnych prac rolniczych. Da wam to cztery miesiące na osiedlenie się w nowych domach przed peret, sezonem orki i siewu.

– Jesteśmy bardzo wdzięczni. – Książę Amariasz ponownie się ukłonił.

Jozue wiedział, że propozycja ta nie ma nic wspólnego z wielkodusznością. Faraon z pewnością zażąda od nich czegoś w zamian.

– W jaki sposób możemy odwdzięczyć się faraonowi za jego życzliwość? – zapytał.

– Ziemia przeznaczona dla was znajduje się na Elefantynie, wyspie położonej na rzece Nil – odparł rzecznik. – To ważna placówka wojskowai faraon spodziewa się, że taką pozostanie. Oto warunki traktatu. Po pierwsze, faraon żąda, aby wszyscy młodzi mężczyźni z waszej wspólnoty przeszli szkolenie wojskowe, które pozwoli im osiąść w twierdzy faraona na Elefantynie.

Takie żądanie wstrząsnęło Jozuem. Trudno mu było uwierzyć, że faraon mógłby zażądać od nich służby wojskowej. Kapłanii lewici nigdy by się na to nie zgodzili.

– Po drugie, wasz żydowski garnizon zobligowany będzie do działań obronnychna rzecz faraona, w przypadku gdy Egipt zaatakowany zostanie przez inny kraj. Po trzecie, dołączycie do innych sił zbrojnych faraona, jeśli nasz wielki bóg Amon-Ra uzna, że imperium egipskie musi się rozszerzyć, nawet jeśli będzie to oznaczało wystąpienie zbrojne przeciwko waszym rodakom w Judzie.

– Nie jesteśmy żołnierzami – zaczął jeden z arcykapłanów, ale rzecznik przerwał mu.

– Faraon wie, kim jesteście – znawcami prawa żydowskiego i wysiedlonymi kapłanami bez świątyni.

– Dlaczego więc chciałby, abyśmy dowodzili wojskiem?

W sali wszyscy zamilkli, jakby judejski kapłan dopuścił się ciężkiego grzechu, podważając decyzję faraona. W końcu władca osobiście przerwał ciszę.

– Ponieważ jestem badaczem historii – powiedział. Był to pierwszy raz, gdy odezwał się podczas ich wizyty, a jego głos z mocą rozbrzmiewałw wielkiej sali.

– Dwadzieścia lat temu, za rządów faraona Szabaka, wy, Żydzi, dokonaliście czegoś, czego nie zrobił żaden inny naród, nawet nasz. Pokonaliście Sancheryba wraz z jego całą asyryjską armią. Wasz król Hiskiasz dał jasno do zrozumienia, że zwycięstwo zawdzięcza nie swojemu mieczowi, ale mieczowi Boga Jahwe, jego Boga. Przychodzicie do mnie teraz, twierdząc, że jesteście prawdziwymi kapłanami Jahwe. Prosicie, by zbudować Jemu ołtarz w Egipcie. Przychylam się do waszej prośby. Ale w zamian proszę, żeby militarna siła Jahwe była dostępna dla mnie.

Jeden z arcykapłanów zaczął protestować, ale Jozue powstrzymał go, wysyłając ostrzegawcze spojrzenie.

– Gdzie mieści się Elefantyna, mój panie? – zwrócił się do egipskiego urzędnika. Kiedy rzecznik faraona odpowiadał, jego zimny uśmiech stał się dla Jozuego zapowiedzią losu.

– Sami się przekonacie, że znajduje się w sporej odległości stąd, w górę rzeki, blisko pierwszej katarakty Nilu, około czterystu mil na południe. Podróż wymaga tygodniowej przeprawy łodzią.

Jozue kiwnął głową, za wszelką cenę starając się ukryć szok irozczarowanie na swojej twarzy. Jeden z kapłanów znajdujących się zanim jęknął. Każdy z nich wiedział, bez zaglądania do mapy, że zostali zesłani na południową granicę Egiptu, znacznie dalej od domu niż ktokolwiek z nich kiedykolwiek sobie wyobrażał. Jozue spojrzałna księcia Amariasza i zobaczył jego przepełnioną niedowierzaniem twarz. Obowiązkiem księcia było odpowiedzieć zgromadzeniu, ale on wyglądał, jakby nie byłw stanie tego zrobić. Jozue wystąpił naprzód.

– Wasza Wysokość, proszę, przyjmij naszą wdzięczność za twoją niezmierną hojność – powiedział. – Nie potrzebujemy dwóch dni na podjęcie decyzji. Z wdzięcznością przyjmujemy wszystkie twoje warunki.

Kapłan stojący obok Jozuego żachnął się:

– Co?

Amariasz wpatrywał się w niego z niepokojem.

– Jozue, poczekaj. Nie możemy…

– Wiem, co robię – wyszeptał. – Zaufaj mi.

Egipski urzędnik przyglądał się szemrającym kapłanom z wyrazem znudzenia.

– Wygląda na to, że istnieje między wami różnica zdań. Wobec tego sługa wyprowadzi was na korytarz, gdzie będziecie mogli kontynuować dyskusję. Są inni petenci oczekujący na spotkanie z faraonem.

Delegacja szybko została wyprowadzona z sali. Gdy tylko dotarli do zewnętrznych drzwi, arcykapłani zwrócili się do Jozuego, mówiąc do niego jednocześnie:

– Co ty sobie wyobrażasz? Nie możemy zaakceptować takich warunków! To nie jest propozycja azylu, to wojskowa rekrutacja i wygnanie.

– Nie jesteśmy żołnierzami, Jozue – powiedział jedenz arcykapłanów. – Nasi synowie zostali poświęceni służbie Bogu, nie faraonowi. I nie będzie się manipulować Jahwe jak bożkiem, żeby walczył dla Egipcjan.

– Poza tym – powiedział Amariasz – nie możemy prosić naszych ludzi, żeby przenieśli się tak daleko w głąb Egiptu. Oni i tak są już trzysta mil od domu.

Jozue skrzyżował ręce na piersi, próbując powstrzymać swój gniew.

– Spodziewaliście się, że Egipcjanie zaproponują nam dobrze nawodnione równiny Goszen, tak jak zaoferowali Józefowi i naszym przodkom?

– Jestem pewien, że ci, którzy widzieli bujną, zieloną krainę delty, tak właśnie pomyśleli – rzekł Amariasz. – Jak mam wszystkim powiedzieć, że wyruszamy do granicy Kusz? Obaj pobieraliśmy nauki u mistrza Szebny i wiemy, jak ta ziemia wygląda – za wąskim pasmem równiny zalewowej jest tylko pustynia Sahara. W takim klimacie nie będziemy mogli zakładać winnic ani gajów oliwnych, ani…

Jozue poruszył się niespokojnie.

– Ja to wszystko wiem, ale wiem również, że Jahwe się nie myli. Jeśli chce, żebyśmy stali się wyszkolonymi wojownikami, musi mieć ku temu dobry powód. Perspektywa wędrówki na wyspę, czterysta mil w górę rzeki, nie czyni mnie szczęśliwszym od was. Ale czy nie widzicie, jak doskonale wypełnia się proroctwo Izajasza? „W owym dniu stanie w ziemi egipskiej ołtarz Pana i słup pamiątkowy Pana na jego granicach”.

Kapłani wpatrywali się w niego, nic nie rozumiejąc.

– Posłuchaj, myśleliśmy, że to proroctwo oznacza, że powstaną dwie kaplice, jedna w środku Egiptu, jedna na granicy – wyjaśnił. – Ale jeśli zbudujemy ołtarz na Elefantynie, to oba warunki zostaną spełnione jednocześnie. Wyspa znajduje się na południowej granicy Egiptu, ale jest również blisko Kusz, a w skład imperium faraona Taharki wchodzi i Egipt, i Kusz. Dlatego wyspa Elefantyna znajduje się w samym środku tego imperium.

Amariasz zamknął oczy.

– Ale to jest tak daleko od domu – powiedział cicho.

– Tak, ale to jest wyspa. Czy nie widzisz tu Bożej mądrości, gdy chce nam dać wyspę, całą, tylko dla nas? Będziemy mogli wieść oddzielne życie – święte życie. Nieskażone przez to wszystko. – Wskazał na obrazy namalowane na ścianach.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Jozue głęboko odetchnął.

– Wrócimy tam i powiemy faraonowi, że zgadzamy się na jego warunki. Jakieś zastrzeżenia?

Kiedy nikt nie wypowiedział ani słowa, Jozue uchwycił pierwszy przebłysk swojej przyszłości, i ani mu się to nie podobało, ani tego nie rozumiał. Miał być żołnierzem w armii faraona, stacjonującym na wyspie Elefantynie, ponad siedemset mil od swojego domu w Jerozolimie.

CZĘŚĆ PIERWSZA

„Lecz ty porzuciłeś swój lud, dom Jakuba,

gdyż pełno jest wśród nich wróżbitów Wschodu. […]

Kłaniają się dziełu swoich rąk. […]

Wejdź do jaskiń skalnych i skryj się w prochu

ze strachu przed Panem i przed blaskiem jego majestatu”.

Księga Izajasza 2,6.8.10

1

Gdy posiłek paschalny dobiegał końca, nikły blask świecy oświetlał rodzinny stół sennym blaskiem. Jozue poruszył się niespokojnie, słuchając znajomej opowieścio wyzwoleniu. Była to pierwsza Pascha, którą jego wspólnota obchodziłana wygnaniu, odkąd rok temu uciekli z Jerozolimy. Świąteczny posiłek przywołał przykre wspomnienia.

– „Wysławiajcie Pana, albowiem jest dobry – zaczął się modlić starszy brat Jozuego, Jerymot. – Albowiem łaska jego trwa na wieki… Z ucisku wzywałem Pana, Pan wysłuchał mnie i wyswobodził”.

Jozue nie czuł się wolny. Nigdy nie poczuje się wolny, dopóki żyje jego nieprzyjaciel, król Manasses. Pociągnął łyk wina i powiedział:

– Ciekawe, czy Manasses obchodzi dzisiaj święto Paschy wJerozolimie?

Jerymot odwrócił się do niego zaskoczony, jakby imię króla było wiadrem zimnej wody, którą ktoś wylał na ich świąteczny stół.

– Jakie to ma znaczenie, Jozue? Dziękuję Bogu za to, że mam przywilej wspólnego świętowania z moją rodziną, po raz pierwszy w naszym nowym domu. – Jerymot szeroko rozłożył ramiona, jakby chciał objąć całą swoją rodzinę i przyjaciół zebranych przy stole.

Ciężko pracował na to, by stęchły, zbudowany z cegły mułowej dom na Elefantynie stał się przyjemnym miejscem do zamieszkania dla jego żony i dzieci. Razem z Jozuem wybudowali szereg takich domów ze wspólnym dziedzińcem dla ich wielopokoleniowej rodziny. Ich siostra Tirza zajmowała jeden z takich domów wraz ze swoim mężem Joelem, który był arcykapłanem. Jozue dzielił trzeci dom ze swoją matką Jeruszą i siostrą Diną. Jozue kochał swoją siostrę, ale każde spojrzenie na nią przypominało mu Manassesa, który trzymał ją w niewoli, uczynił swoją nałożnicą, a potem złożył w ofierze Molochowi jej syna.

Służąca Miriam i jej brat Natan również mieszkali z Jozuem. Dziewczyna zrobiła dla nich więcej, niż się tego od niej spodziewano, ale jej obecność była kolejnym cierniem dla Jozuego, codziennym przypomnieniemo tym, jak głupie błędy przyczyniły się do śmierci Makiego, ojca Miriam.

– Czy tylko ja widzę, jakie to wszystko jest nienormalne? – zapytał Jozue. – Dziękujemy Bogu za uwolnienie nas z rąk Egipcjan, podczas gdy sami mieszkamy w samym sercu Egiptu! – Spojrzał na innych, zgromadzonych przy niskim stole, szukając u nich potwierdzenia, ale oni przyglądali mu się w ciszy i z zażenowaniem.

– Nie mam zamiaru psuć wam zabawy, ale jesteśmy uwięzieni tu już od roku. Chyba zaczynam mieć dosyć czekania na Boże działanie.

Usiadł z powrotem, podpierając brodę ręką, zakrywając palcami twarz pokrytą bliznami. Był świadomy swego oszpecenia: szeroka, nierówna blizna po prawej stronie jego twarzy ciągnęła się od brwi do szczęki, tworząc w tym miejscu postrzępioną brodę. Co jakiś czas miał ochotę dotknąć skórzanej przepaski, aby upewnić się, że cały czas przykrywa uszkodzone oko. Książę Amariasz powiedział, że blizna dodała mu lat, sprawiła, żewyglądał jak zahartowany w bitwie stary wiarus. Jozue był bohaterem dla wspólnoty, wśród młodych żołnierzy wzbudzał trwogę, mimo żebył od nich starszy zaledwie kilka lat. Wół – który również był przydomkiem Jozuego – stał się symbolem pułku na wyspie, jego podobizna zdobiła teraz sztandary i tarcze.

– Przepraszam drogich gościza zachowanie mego brata – powiedział Jerymot, uśmiechając się z zaciśniętymi ustami. – Wasza Wysokość, pozwól, proszę, że uzupełnię twój puchar.

Niecierpliwość Jozuego wzrosła, gdy książę Amariasz sam wyciągnął swój puchar w stronę Jerymota, nie domagając się, aby go obsłużono. Chociaż kapłani namaścili Amariasza na króla i prawowitego dziedzica tronu króla Dawida, brakowało mu stanowczej postawy i autorytetu prawdziwego władcy. Jozue wiedział, że to on, nie książę, jest prawdziwym liderem wyspy pod każdym względem.

Jerymot zwrócił się do innego gościa:

– Więcej wina, pułkowniku Hadadzie?

– Jest wyśmienite, ale dziękuję – odpowiedział Hadad.

Był on dla Jozuego kolejnym wspomnieniem wszystkiego, co utracił. Dziadek Hadada, Szebna, i ojciec Jozuego służyli królowi jako dwaj najlepsi urzędnicy do momentu, gdy król Manasses nie rozpoczął krwawej czystki. Dzięki odbyciu kompleksowego przeszkolenia wojskowego w Jerozolimie Hadad otrzymał dowództwo garnizonu w randze pułkownika. Po ucieczce porzucił picie alkoholu i przez ostatni rok ciężko pracował, by wyszkolić uczonych synów kapłańskich na czynne siły bojowe, sprawnie władające włócznią, mieczem i łukiem.

Jozue obserwował Hadada iodniósł wrażenie, że po raz setny wyciera dłonieo uda. Dlaczego był taki zdenerwowany dzisiejszego wieczoru? Był częstym gościem przy ich rodzinnym stole, więc nie wynikało to zjego nieśmiałości. Jozue zauważył, że Hadad ledwie tknął posiłek.

– Nie smakuje ci jedzenie? – zapytał.

– Nie, skądże. Najadłem się do syta. – Hadad odwrócił się do Jerymota, który był gospodarzem i na jego ujmującej twarzy pojawił się uśmiech. – Jeszcze raz chciałbym ci podziękować za zaproszenie na dzisiejszy wieczór. Żyjąc samotnie z dziadkiem przez większość mojego życia, nigdy nie doświadczyłem tego, co znaczy być częścią wielkiej rodziny.

– Wiesz, że jesteś zawsze mile widziany w naszym domu, Hadadzie. A teraz, jeśli znasz słowa pieśni, proszę, zaśpiewaj ją z nami na zakończenie.

Jozue nie dołączył się do wspólnego śpiewu. Zamiast tego obserwował Hadada uważnie, przekonany, że coś zaprząta jego myśli. Jerymot zakończył uroczystość Paschy modlitwą, a kobiety opuściły pokój, by posprzątać w kuchni i położyć zmęczone dzieci do łóżka. Hadad wstał.

– Chciałbym coś powiedzieć – zaczął, potwierdzając podejrzenia Jozuego. Wszyscy mężczyźni zwrócili się w stronę Hadada, gdy ten wypuścił powietrze z płuc z nerwowym śmiechem. – Uff! To jest gorsze niż wyruszenie do walki. Mój żołądek czuje się tak, jakbym znowu był na pokładzie statku, który nas tu sprowadził.

– Jesteś wśród przyjaciół – dodał mu otuchy Jerymot. – Proszę, powiedz nam, co cię niepokoi.

Hadad skinął głową, uśmiechając się nerwowo.

– Chcę powiedzieć, że tak naprawdę moje życie zaczęło się rok temu, w święto Paschy. Przedtem nie wiedziałem, kim jestem i co chcę zrobić z moim życiem. Ale od czasu naszej ucieczki z Jerozolimy w końcu znalazłem sens i cel, tutaj, w Egipcie. Lubię pracę w garnizonie. Dowództwo wojskowe bardzo mi odpowiada i myślę, że ostatecznie zasłużyłem sobie na dobre imię. Teraz brakuje mi tylko jednej rzeczy, aby moje życie było pełne – jego głos stał się cichy. – Chcę ożenić się z kobietą, którą kocham, Jerymocie. Proszę cię, jako głowę rodziny, o rękę twojej siostry Diny.

Prośba Hadada była tak niespodziewana, że Jozue potrzebował chwili, żeby ją przyswoić. Hadad nie mógł tego mówić napoważnie. Z pewnością każdy wiedział, dlaczego takie małżeństwo było niemożliwe. Ale zanim Jozue zdążył zareagować, twarz Jerymota rozciągnęła się wszerokim uśmiechu, jakby miał zamiar przyjąć propozycję Hadada.

– Hadadzie, mój drogi przyjacielu, byłbym zaszczycony…

– Jerymocie, przestań! – Jozue zerwał się nanogi. – Nie możesz się zgodzić, by poślubił Dinę!

– Jozue, jeśli to jest żart…

– To nie jest żart – odpowiedział swojemu bratu. – Myślałem, że wiesz… Dina musi poślubić księcia Amariasza.

– Co? – Hadad wyglądał, jakby Jozue zadał mu cios w żołądek. – O czym ty mówisz?

– Dina służyła kiedyś w haremie króla Manassesa – wyjaśnił Jozue. – Urodziła mu syna. Obecnie należy do domu Dawida. Ktoś, kto ją poślubi, będzie stanowić wyzwanie dla Manassesa, aby rządzić i oficjalnie ubiegać się o tron Judy. Ona musi poślubić księcia Amariasza.

Dłonie Hadada zacisnęły się w pięści.

– Ona nie stanowi niczyjej własności, która może być przekazywana od jednego mężczyzny do drugiego. Nie możesz zmusić Diny, by go poślubiła!

Jozue przyjął wyzywającą postawę, by dorównać Hadadowi.

– Decyzja nie należy ani do mnie, ani do ciebie. Tak jest napisane w Bożym Prawie.

– Chwileczkę – powiedział książę Amariasz, wstając ze swego miejsca. – Czy ja nie mam tu nic do powiedzenia?

– Nie, nie masz – odpowiedział mu Jozue. – To Bóg sprawił, że w twoich żyłach płynie królewska krew. To jest Jego plan zemsty. Jedynym wyborem, jaki masz, jest zawalczyć o tron twojego ojca albo pozwolić zachować go Manassesowi.

– Nie jestem pewny, czy mam prawo do tronu mojego ojca – rzekł Amariasz. – Manasses jest pierworodnym i…

– Manasses stracił swoje prawo, gdy oddał się bałwochwalstwu – odpowiedział Jozue. – Złożył w ofierze własnego syna! Gdyby żył twój ojciec, jak myślisz, kogo wybrałbyna swojego następcę? Ciebie czy twojego brata?

– Ja… wiem, co masz na myśli. – Amariasz cofnął się, jakby w obawie przed gniewem Jozuego.

Hadad chwycił księcia za ramiona.

– Amariaszu, nie! Nie słuchaj go. Jesteś moim przyjacielem! Wiesz, że Dinie zależyna mnie, nie na tobie. Zapytaj ją! Przyprowadź ją tutaj i zapytaj, którego z nas chce poślubić.

– Nie ma znaczenia, czego ona chce – rzekł Jozue.

– To na pewno ma znaczenie! – odpowiedział Jerymot. – Ojciec nigdy nie zmusiłby Diny do zawarcia małżeństwa wbrew jej woli i my również tego nie zrobimy! Z pewnością zapytamy ją o to. – Wstał, pospiesznie opuszczając pokój. Parę minut później wrócił, ciągnącza sobą Dinę. Wydawała się skrępowana, gdy weszła do pokoju pełnego sprzeczających się mężczyzn. Potem Jozue zauważył, jak jej wyraz twarzy złagodniał, gdy spojrzała na Hadada. Jozue nie zdawał sobie sprawy, że uczucie tych dwojga wobec siebie rozkwitło od czasu, gdy rok temu Hadad pomógł Dinie uciec z Jerozolimy. Powinien był temu poświęcić więcej uwagi.

– Proszę, Dino – błagał Hadad. – Powiedz Jozuemu, jakie uczucia do siebie żywimy. On właśnie próbuje ustrzec nas przed małżeństwem.

Jozue przerwał Hadadowi, zanim Dina zdążyła odpowiedzieć. Nie mógł dopuścić do tego, by zniszczyła doskonały plan Boga.

– Widzę, Dino, że darzysz go uczuciem, ale twoje obowiązki wobec Boga i rodziny muszą być na pierwszym miejscu.

– Ja… nic nie rozumiem.

Zrobił krok w jej kierunku, ledwo panując nad swoim głosem, gdy pod wpływem wspomnień jego gniew przybierał na sile.

– Czy pamiętasz tę noc, gdy ludzie Manassesa z zimną krwią zabili naszego dziadka? Czy pamiętasz, jak bezradna się wtedy czułaś, bo nie mogłaś się sprzeciwić? Musiałaś patrzeć, jak biją łagodnego, bezbronnego starca na śmierć i nic nie mogłaś zrobić, żeby mu pomóc!

Dina podniosła ręce do twarzy.

– Przepraszam… Nie mogłam…

– Jozue, przestań! – powiedział Jerymot.

– Nie, nie przestanę. Nikt z nas nie rozmawiał znią o Manassesie prawie przez rok, ale nasze milczenie nie przekreśla tego, co zrobił. Dina musi o tym wszystkim pamiętać, zanim zdecyduje, kogo chce poślubić. – Jozue chwycił ją za nadgarstki i zabrał jej ręce z twarzy, zmuszając, by spojrzała na niego.

– Manasses zabił również naszego ojca. On nie zrobił nic złego, nic, by zasłużyć na tortury, ale Manasses wychłostał go biczem zakończonym kością, a potem okładał go kamieniami, aż stał się nie do rozpoznania.

– Przestań…! – błagał Jerymot. On również był świadkiem tortur ich ojca i Jozue wiedział, jak bezlitosnym było przypomnienie mu o tym, a jednak kontynuował.

– Manasses zgwałcił cię, Dino. Przez rok trzymał cię w niewoli i gwałcił cię – ile razy? Potem odebrał ci twojego nowo narodzonego syna i…

– Dosyć, Jozue! Wystarczy! – krzyknął Jerymot. – Nie pozwalam natakie zachowanie w moim domu! – Był blady, gdy odepchnął Jozuego i przygarnął Dinę w swoje ramiona. – Co ty jej robisz? Co robisz nam wszystkim?

– Przypominam jej fakty. Jeśli Dina zgadza się, by Manassesowi uszły na sucho morderstwo i gwałt, proszę bardzo, niech poślubi Hadada. Ale jeśli chce pomścić śmierć swojego syna, śmierć naszego ojca oraz śmierć dziadka, może zrewanżować się przez poślubienie Amariasza.

– Nie – jęknął Hadad. – Nie, nie słuchaj go, Dino.

– Słuchajcie, wszyscy chcemy walczyć z Manassesem – powiedział Jerymot. – Z tego powodu jesteśmy tu, w Egipcie. Ale będziemy z nim walczyć, zachowując dziedzictwo naszej tradycji. Tona razie wszystko, czego oczekuje od nas Jahwe. Zemsta należy do Boga, nie do nas.

– A Dina jest Bożym narzędziem zemsty – powiedział Jozue. – Czy jej się to podoba, czy nie. Jak myślicie, dlaczego Bóg pozwolił ją ocalić?

– Ale to ja pomogłem ją uratować, pamiętasz? – zapytał Hadad. – Ona mnie kocha. Dino, powiedz mu. Powiedz mu to, co powiedziałaś mnie.

Jozue patrzył, gotowy na interwencję, gdy Dina zwróciła się do Hadada.

– Nigdy nie powinnam była ci obiecywać… Jozue ma rację. Nie mogę wyjść za ciebie.

– Nie… – Hadad pokręcił głową zniedowierzaniem. – Nie… proszę, nie rób tego, Dino.

– Kocham cię – powiedziała do niego przez łzy. – Ale jeszcze bardziej nienawidzę Manassesa. Zabił mojego syna. Muszę poślubić księcia Amariasza.

Hadad zamknął oczy. Jozue obserwował go bacznie, obawiając się jego reakcji. Kiedy Hadad odzyskał głos, spojrzał na Jozuego, a jego głos drżał z wściekłości.

– Zabiję cię za to, Jozue! Jak Bóg mi świadkiem, zapłacisz za to, co zrobiłeś! – Wybiegł z domu, pozwalając, by drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.

Miriam odczuła w kuchni burzę wywołaną przez Hadada, który opuścił dom, trzaskając z impetem drzwiami. Nigdy wcześniej nie obchodziła święta Paschy i od tygodni czekała na nie z niecierpliwością. Ioto wieczór zakończył się katastrofą. Wraz z innymi kobietami słyszała każde słowo kłótni i jak tylko Hadad zniknął, Jerusza zabrała Dinę do innego pokoju, by ją uspokoić. Miriam wiedziała, żeDina kocha Hadada, nie księcia, i miała nadzieję, że Jerusza przemówi córce do rozsądku.

Miriam również chciała się schować winnym pokoju, żeby uciec przed gniewnymi okrzykami mężczyzn, ale miała pracę do wykonania. Głęboko odetchnęła, a potem weszła do głównego pokoju, by uporządkować stół. Miała nadzieję, że kłótnia ustanie, skoro Hadada już nie ma, ale twarz Jozuego nadal była pełna gniewu. Stał w pozycji gotowej do walki, gdy Jerymot ciągle do niego przemawiał.

– Jozue, nie zmuszaj Diny i Amariasza do małżeństwa. To jest niewłaściwe.

– Nie zmuszam ich. Są wolni, sami mogą podjąć decyzję – zwrócił się do księcia, jakby rzucał mu wyzwanie: – Amariaszu, czy zmusiłem cię, żebyś przybył z nami do Egiptu? Nie jesteś naiwny, kiedy opuszczałeś Jerozolimę, musiałeś wiedzieć, że opowiedzenie się po mojej stronie oznacza walkę z Manassesem.

– Nie wiem, co myślałem – wymamrotał Amariasz. – Chciałem tylko uciec przed moim bratem. Nienawidziłem tego, co robił, i nie chciałem w tym uczestniczyć. Nigdy się nie opowiedziałem…

– Czy pozostawiłeś moją skorupę z symbolem woła w miejscu, gdzie Manasses mógłby ją znaleźć?

– Tak, ale…

– Zatem podjąłeś decyzję. Związałeś swój los ze mną, a ja jestem zaprzysiężonym wrogiem Manassesa.

– Jak to się stało, że zaczęliśmy rozmawiać o wrogachi nienawiści? – zapytał Jerymot z jękiem. – Świętowaliśmy Paschę… padła propozycja małżeństwa. Proszę, Jozue, skończmy z tym wszystkim.

Jozue zignorował go. Miriam wiedziała, że nie ma nadziei, by ten miły, łagodny Jerymot mógł wygrać z nieustępliwym gniewem Jozuego. Nikt nie mógł.

– To zależy od ciebie, Amariaszu – powiedział Jozue. – Chcesz poślubić naszą siostrę czy nie?

Miriam przestała układać miski i inne naczyniai podniosła wzrok. Jozue stał naprzeciwko księcia, jakby rzucał mu wyzwanie, z rękami wyzywająco skrzyżowanymi na piersi. Amariasz opuścił głowęw porażce. Miriam miała ochotę walczyć, błagać o prawa Hadadai namówić księcia, by zrobił to samo, ale wiedziała, że nie może tego zrobić.

– Dina jest bardzo piękną kobietą – powiedział w końcu Amariasz. – Musiałbym być głupcem, żeby odmówić poślubienia jej. Ale Hadad jest moim przyjacielem. On ją kocha. Nie mogę mu tego zrobić.

– Musisz – rzekł Jozue. – Takie jest Prawo.

– Jakie prawo? – zapytał Jerymot. – Nie ma takiego prawa.

– Tak! Jeśli starszy brat umiera, nie pozostawiając potomka, młodszy brat musi poślubić jego żonę, żeby zapewnić dziedzictwo. Pierwszy syn Diny i Amariasza będzie uważany za następcę Manassesa i dziedzica tronu.

– Ale mój brat nie umarł.

– Umarł w oczach Boga!

Książę wypuścił powietrze, potrząsając głową.

– Hadad jest moim przyjacielem – powtórzył. – Jedynym powodem, dla którego zaangażował się w ten bałagan, była pomoc w ocaleniu mnie. Ryzykował swoje życie. Nigdy by mi nie wybaczył, gdybym poślubił kobietę, którą kocha. Słyszałeś, co powiedział.

Miriam dostrzegła udrękę na twarzy Amariasza i odwróciła wzrok. Jozue również odwrócił się od niego.

– Są inne kobiety, z którymi Hadad może się ożenić. Zapomni o niej.

– Co za wstyd, Jozue! – odezwał się Jerymot. – Po tym, co spotkało ciebie iYael, ze wszystkich ludzi ty powinieneś wiedzieć najlepiej, jak czuje się Hadad.

Miriam patrzyła, jak zareaguje Jozue na imię kobiety, którą kiedyś kochał i stracił, ale był odwrócony plecami. Od czasu, gdy przenieśli się do Egiptu, Miriam po raz pierwszy usłyszała, jak ktoś ośmielił się wymienić imię Yael. Każdy, kto znał Jozuego, bał się jego gniewu, nad którym łatwo tracił kontrolę.

Unikali irytowania go, zachowując do niego dystans, jakby był wygłodniałym lwem na uwięzi.

Kiedy Jozue odpowiedział, jego głos był twardy jak żelazo.

– Tak. Wiem, jak czuje się Hadad. Jednak poradziłem sobie z tym.

– Doprawdy? – zapytał Jerymot. – Dlaczego więc odrzuciłeś w ostatnim roku wszystkie oferty zaręczyn?

Wiadomość ta zaskoczyła Miriam. Kilku starszych odwiedziło ich dom, ale Miriam nie miała pojęcia, że Jozue rozmawiałz nimi o ich córkach. Teraz miało to dla niej sens. Jozue rządził wyspą, naturalnie, że starsi chcieli wżenić sięw tę potężną rodzinę, by awansować. Było to podkreślenie prawdy, którą tak trudno było jej zaakceptować: ona nigdy nie będzie uważana za żonę godną Jozuego. On nigdy nie odwzajemni jej miłości.

– Rozmawiamy o zaręczynach Diny, nie moich – powiedział Jozue. – Co zamierzasz zrobić, Amariaszu? Musisz podjąć decyzję.

Książę spojrzał naniego szeroko otwartymi oczami.

– Teraz? W nocy? Ale Hadad…

– Dina zgodziła się już wyjść za ciebie, nie za Hadada.

Jerymot uderzył pięścią w stół.

– Jozue, skończ z tym!

Jerymot zwykle przemawiał bardzo łagodnie. Miriam nie widziała go nigdy takim wściekłym.

– Zemsta jest złym powodem, dla którego dwoje ludzi miałoby się pobrać.

– To nie zemsta. To Prawo.

– Znam Prawo równie dobrze jak ty, podobnie książę. Przekręcasz je, by osiągnąć własny cel, nienawiść cię oślepia. Dina również dopuściła do tego, by nienawiść wpłynęła na jej osąd. Wasza Wysokość, proszę, nie daj się oślepić Jozuemu. Popełnisz straszny błąd.

Miriam zebrała ostatnie naczynia, mając nadzieję, że Jozue i Amariasz posłuchają Jerymota i zakończą sprzeczkę. Jednak chwilę później usłyszała Jozuego, jak mówił:

– Wszystkim byłoby łatwiej, gdybyście wzięli ślub możliwie jak najszybciej.

– Jesteś pewny, że tego właśnie chce Dina? – zapytał Amariasz.

– Ona chce kolejnego syna, królewskiego potomka, a ty jesteś jedynym, który może go jej dać. Nawet teraz możemy urządzić zaręczyny. Miriam, poproś Dinę, żeby tu przyszła.

Miriam nie poruszyła się, licząc na to, że książę odmówi.

– A co zposagiem? – Amariasz zapytał. – Czy nie muszę…?

– Daj mi w zastaw swój sygnet. Miriam, przyprowadź Dinę – powtórzył.

Miriam zawahała się, spoglądającna księcia, by upewnić się, czy tego właśnie chciał. Amariasz lekko skinął głową, a potem przygryzł wargę, powoli zsuwając królewski pierścień z palca.

– Nie rób tego – usłyszała Jerymota, gdy bez pośpiechu opuszczała pokój. – Daj sobie dzień czy dwa, by przemyśleć, co zamierzasz zrobić… proszę.

Kiedy Miriam zbliżyła się do jednej z sypialń, usłyszała rozmawiające w środku Jeruszę i Dinę. Zapukała do drzwi.

– Dino! – zawołała. – Jozue chce znowu ztobą porozmawiać.

Dina wyglądała na spokojną, gdy otworzyła drzwi iwróciła z Miriam do głównego pokoju. Amariasz czekał na nią, wyciągając w jej stronę kielich zaręczynowy.

– Oddaję ci swoje życie, Dino – powiedział drżącym głosem. – Przyjmiesz mnie?

Nie rób tego, błagała cicho Miriam. Nie tak miało być. Dina powinna zaakceptować propozycję Hadada, nie księcia. Hadad ją kochał, a ona kochała jego. Ale Dina przyjęła kielich ofiarowany jej przez Amariaszai wypiła z niego, następnie oddała mu go. Książę opróżnił go do końca.

Miriam poczuła ucisk w żołądku, gdy zobaczyła wyraz zadowolenia na twarzy Jozuego. Kochała go, ale to, co właśnie zrobił, było złe. Zostawiła naczynia tam, gdzie leżały, i uciekła na podwórze za domem.

Na zewnątrz wiał delikatny wietrzyk z lądu, przynosząc czyste i chłodne powietrze, lekko zaprawione aromatem pieczonego jagnięcia. Miriam głęboko odetchnęła, jakby chciała pozbyć się podłości, której właśnie była świadkiem. Czy rzeczywiście było Bożą wolą, aby Dina wyszła za księcia, podczas gdy kochała Hadada? Jozue powiedział, że Prawo tego wymaga, ale pani Jerusza zawsze mówiła o Bogu jak okochającym Ojcu, którego prawa były zawsze sprawiedliwe i uczciwe. Dzisiejszego wieczoru Miriam trudno było zrozumieć, dlaczego Bóg miłości miałby zmusić do małżeństwa dwie osoby w taki właśnie sposób. Usłyszała, jak otwierają się tylne drzwi i odwróciwszy się, zobaczyła Dinę stojącą na schodach.

– Muszę poprosić o przysługę, Miriam.

– Oco chodzi?

Oczy Diny wypełniły się łzami i przez chwilę nie mogła mówić. W ciągu ostatnich tygodni wydawała się taka szczęśliwa, jakby w końcu rany bolesnych wspomnień z niewoli zagoiły się. Ale dzisiejsze wydarzenia przekreśliły jej radość, a jej twarz miała ten sam pozbawiony życia wyraz, jaki zwykł malować się na twarzy Jozuego. Ruszyła w stronę Miriam jak postać we śnie.

– Nad rzeką będzie czekał na mnie Hadad. Spotykamy się tam każdej nocy. Przypuszczam, że nie było to stosowne, ale pierwszy raz spotkaliśmy się przez przypadek, a potem… – uśmiechnęła się słabo – stało się to zwyczajem.

– Dino, jeśli jesteś wnim zakochana, nie…

– Miłość nie ma znaczenia. Kochałam mojego dziadka, jednak to z mojej winy go zabili. Nie wiedziałby, gdzie Jozue był tamtej nocy, gdybym mu tego nie powiedziała. I kochałam mojego syna, mojego słodkiego, małego Naftalego, jednak to była moja wina, że Manasses go zabił. Powinnam była bardziej się postarać, żeby uciec, jeszcze wtedy, gdy miałam go wsobie. Wobec tych dwojga oraz ojca mam dług w postaci pomsty ich śmierci.

– Wydaje się czymś złym poślubić kogoś dla zemsty.

– To nie zemsta. To Prawo.

– Ale Jerymot powiedział…

– Zamierzam wyjść za księcia Amariasza. Proszę cię, czy mogłabyś to oddać Hadadowi? – Dina z wyraźnym ociąganiem otworzyła swą dłoń iwręczyła Miriam pierścień. Gładki metal był ciepły od dłoni Diny. Miriam pamiętała udrękę w głosie Hadada, gdy błagał Dinę, i spróbowała zwrócić jej pierścień.

– To nie w porządku, Dino. Jeśli przyjęłaś pierścień od Hadada, to znaczy, że złożyłaś przysięgę…

– Popełniłam błąd. Nie powinnam była przyjmować tego pierścienia… ale należał on kiedyś do mojego ojca. Nosił go, gdy był sekretarzem stanu. A kiedy ojciec awansował, nosił go dziadek Hadada.

Miriam rozpoznała symbol domu Dawida wygrawerowany na sygnecie. Ciężkie złoto lśniło ciepłym blaskiem, niczym letnie słońce za mglistymi chmurami. Ujęła w dłonie rękę Diny, próbując jej wcisnąć pierścień z powrotem.

– Nie rób tego Hadadowi. Nie każ mu cierpieć z powodu zbrodni króla Manassesa. Hadad ryzykował życie, żeby cię ocalić i odkąd się tu przenieśliśmy, ciężko pracował, żeby zasłużyćna dobre imię i być ciebie wartym.

– To nie ma znaczenia. – Twarz Diny przybrała surowy wyraz i Miriam odgadła jej decyzję.

– Jeśli ty mu go nie oddasz, poproszę służącego, żeby to zrobił.

Miriam wiedziała, że lepiej by było, gdyby Hadad usłyszał wieści od niej niż od nieznajomego. Westchnęłaz rezygnacją.

– Dobrze… Zrobię to. Ale popełniasz straszny błąd.

Odwróciła się plecami do Diny i wyszła przez bramę, marząc, by mieć to przykre zadanie za sobą i odejść od tego domu wrzawy możliwie jak najdalej.

Zbliżała się do brzegu rzeki, podążając za odgłosem płynącej wody, a im była bliżej, tym jej kroki bardziej zwalniały. Miriam przez całe życie mieszkała w pustynnych, opustoszałych miejscach i po niemal rocznym pobyciew Egipcie jeszcze nie znudził jej się ten piękny dźwięk. Przypominał jej śmiech z oddali. Pamiętała, jak śmiech wypełniał pokój dzisiejszego wieczoru, gdy rodzina zasiadła przy uczcie paschalnej, aż do chwili, gdy Jozue nie wkroczył do pokoju z nienawiścią i chęcią zemsty. Jej myśli wciąż krążyły wokół jego osoby, gdy podniosła wzrok i zobaczyła, że ktoś kroczy brzegiem rzeki, starając się pozostać w cieniu. Miriam rozpoznała Hadadapo szerokich ramionach i muskularnej sylwetce. Zauważył, że się zbliżai wybiegł jej na spotkanie.

– Dina?

– Nie, Hadad, to ja, Miriam.

Zatrzymał się i czekał, aż do niego podejdzie. Ręce bezwładnie wisiały mu wzdłuż opuszczonych ramion, jakby były zakotwiczone przy pomocy ogromnego ciężaru.

– Dina nie przyjdzie – powiedziała Miriam.

– Czy to ona cię przysłała?

Miriam skinęła głową.

– Poprosiła mnie, żebym ci to dała – uniosła dłoń Hadada i delikatnie ją otworzyła, kładąc na niej pierścień.

Kostki dłoni Hadada zrobiły się białe, gdy zacisnął palce na pierścieniu, a potem przycisnął pięść do serca.

– Jak Jozue mógł nam to zrobić? – Spojrzał w górę na czarne niebo, jakby błagał gwiazdy, by mu odpowiedziały, a jego twarz wykrzywiła się z bólu. – Czekałem rok, żeby poślubić Dinę. Zakochałem się w niej, gdy razem byliśmy uwięzieni w budce Aszery, zastanawiając się, czy przeżyjemy, czy zginiemy. Nie zaznałem w swoim życiu wiele miłości. Dina była wszystkim, co miałem.

– Tak mi przykro – mruknęła Miriam. – Nie wiem, co powiedzieć. – Wolałaby uciec daleko w noc niż być świadkiem rozpaczy Hadada. Trudno było patrzeć, jak ten silny mężczyzna cierpi.

Głos Hadada drżał, gdy znów się odezwał:

– Próbowałemw moim życiu zrobić coś, żebym był jej wart. Nie urodziłem się w godnej rodzinie, ale zasłużyłem na dobre imię. Zasłużyłem na to, Miriam! Ciężko pracowałem, żeby uczynić tę wyspę naszym domem, szkoląc mężczyzn, by stali się żołnierzami, pomagając Jozuemu i Amariaszowi w prowadzeniu tej placówki. Uważałem ich za moich braci, przyjaciół. Ale prawdziwi przyjaciele nigdy nikomu by tego nie zrobili, prawda? Nie odebraliby jedynej osoby, jaką w życiu kochałem.

– Nie, nie zrobiliby tego – odpowiedziała. – To, co zrobił Jozue, jest złe. – Smutek Hadada zmusił Miriam do uznania okrucieństwa Jozuego. Hadad został zdradzony przez swojego przyjaciela. Kochała Jozuego, ale zdała sobie sprawę, że podczas gdy większość ludzi w ich wspólnocie w ciągu ostatniego roku leczyła się z ran, żądza zemsty Jozuego rosła. Tego wieczoru jego nienawiść zraniła trzech niewinnych, kochających go ludzi. Nie, czterech ludzi – ponieważ ujawniając to, co było w jego sercu, Jozue skrzywdził również Miriam. Nie mogła spojrzeć Hadadowi w twarz.

– Myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć – powiedziała, wpatrując się w ziemię. – Zanim opuściłam dom, Amariasz i Dina zaręczyli się.

– Nie… – jęknął Hadad. Wydawało się, że noc na chwilę zamilkła: szept trzciny, rechot żab, szum owadów, wszystko to ucichło w obliczu boleści Hadada. Miriam poczuła się tak, jakby wypuściła śmiertelną strzałę i patrzyła, jak ta trafia w cel.

– Przysięgam przed Bogiem, że zapłacą mi za to – wydyszał.

– Czy wy wszyscy potraficie myśleć tylko o tym? – krzyknęła Miriam. Chwyciła go zaramiona i próbowała potrząsnąć nim, by przemówić mu do rozsądku, ale on pozostawał niewzruszony jak filar. – Zemsta nie jest rozwiązaniem, Hadad. Jest przyczyną. Przyniesie ze sobą tylko więcej bólu, więcej nieszczęścia. To koło nie ma końca!

Spojrzał w dółna pierścień w swojej dłoni, a potem ponownie zacisnął palcei cofnął rękę, aby cisnąć go do Nilu.

– Nie, nie! – zawołała Miriam. Rzuciła się, by chwycić jego podniesioną pięść, zatrzymując ją w rozpędzie. – Nie rób tego, Hadadzie. Ten pierścień należał do twojego dziadka.

Zawahał się przez chwilę, po czym powoli opuścił rękę, wpatrując się w ciemną wodę, jak gdyby jego myśli były daleko stąd. W końcu wsunął pierścień na palec.

– Dziękuję – wyszeptał. Otarł łzy grzbietem dłoni.

– Masz czułe serce, Miriam. Nie oddawaj go komuś, kto na to nie zasługuje. Albo jeszcze gorzej – komuś, kto je zatruje.

Miriam wiedziała, że miał na myśli Jozuego i była ciekawa, jak zgadł, żeona go kocha. Czy jej miłość była aż tak widoczna? Ale zanim znowu zdążyła się odezwać, Hadad odszedł od niejw noc.

2

– Oto jak powinno się świętować – powiedział Manasses. Wylegiwał się na swoim tronie na świątynnym dziedzińcu, pławiąc się w przepychu po północnej orgii. Zarządca pałacu, Zerach, siedział obok niego. Manasses patrzył, jak oszalały tłum czcicieli występuje z obrzeży pałacu na ulice poniżej Wzgórza Świątynnego, klucząc między szczątkami zwierząt i kapliczkami duchów, jak wirująw ekstazie, mrucząc zaklęcia i rzucając uroki. Wielu z nich nie miało na sobie ubrań, jedynie wytatuowane symbole i rozbryzganą krew. Władca zastanawiał się, jak może być im ciepłow tę zimną wiosenną noc.

– Oto nasza przyszłość – powiedział Zerach, szeroko rozkładając ręce. – Rytualne czynności wykonywane dzisiejszego wieczoru zapewnią nam obfitość plonów i stad w nadchodzącym roku.

Manasses obserwował, jak trzy młode dziewczęta gonią kozę uwolnioną z uwięzi.

– To podoba mi się o wiele bardziej niż siedzenie przy nudnym stole i jedzenie pieczonej jagnięciny czy zagłębianie się w historie z przeszłości – powiedział.

– W takie święto nikt nie może ci niczego odmówić, Wasza Wysokość. Pamiętaj, że możesz mieć wszystko.

Manasses przyzwyczaił się do praktyk, które jego nauczyciele Tory nazywali perwersjami. Pamiętał szok, jaki przeżył, gdy rok temu Zerach zaproponował mu je po raz pierwszy, a teraz wydawało się to wszystko takie zwyczajne, niemal nudne, a jego apetyt był coraz większy. Jakie to wszystko było łatwe, kiedy wreszcie uwolnił się od fałszywego poczucia winy, które kapłani w niego wmówili, uświadamiając sobie, że nikt nie ma prawa mówić mu, jak ma żyć. Sam był odpowiedzialny za to, czy podjął dobrą decyzję, czy złą.

– Nie mogę myśleć o tym, że kiedykolwiek pozwoliłem komukolwiek decydować o tym, co mam robić – powiedział.

Zerach uśmiechnął się. Odciął kolejny gruby kawałek mięsa, który leżał przed nimi na półmisku, i podał go Manassesowi. Król westchnął z rozkoszą. Został przyrządzony, tak jak lubił, upieczony we własnym sosie, jednak w środku pozostał różowy. Kawałkiem chleba wytarł trochę krwi z talerza.

– Trudno uwierzyć, że minął rok – powiedział Zerach – gdy lewici odeszli, a świątynia została oddana w ręce prawowitych kapłanów.

– Wcale nie tęsknię zalewitami. – Manasses uniósł swój kielichz winem do toastu, a potem opróżnił go do dna. – Poza tym cały majątek i bogactwo, jakie pozostawili, pokaźnie zasiliły moje rachunki skarbowe.

– Zatem czy nie wydaje ci się bardziej sensownym czcić Boga pod wieloma postaciami – Baala, Aszery, Molocha? – zapytał Zerach.

– Pamiętam, że robiłem to inaczej.

Kiedy podniósł się, Manasses przypomniał sobie, że na tę noc przypadała również rocznica, gdy Dina ugodziła go nożem. Ilekroć spojrzałna brzydką, postrzępioną bliznę na swoim brzuchu, ogarniało go przerażeniez powodu swojej niemocy. Na myśl, że mógł umrzeć, poczuł nagle chłód i przeszedł przez dziedziniec, by ogrzać się w cieple ogniska, wyciągając ręce w stronę płomieni. Ponad nim wisiały ciemne, potężne chmury podwieszone do nieba, zasłaniając gwiazdozbiory.

– Tak właśnie się czuję – wymamrotał.

Zerach, który podążał za nim, pochylił bliżej głowę, by usłyszeć ponad zgiełkiem muzyki i kwikiem pijackiego śmiechu.

– Słucham, Wasza Wysokość?

– Czuję, że nad moją głową zbiera się ciemna chmura. Wiesz, to trwało rok. Cały rok niepewności, gdzie jest Jozue i co zamierza zrobić.

Zerach mruknął z irytacją:

– Nie powinieneś pozwolić swojemu wrogowi dać się ograbić z przyjemności w taką noc.

– On knuje przeciwko mnie, wiem, że tak jest. Ma mojego brata, Arkę Przymierza, moją nałożnicę… Czego jeszcze potrzebuje?

– Mamy informatorów, którzy pilnują wszystkich granic, Wasza Wysokość. Wiedzielibyśmy, gdyby wtargnął ze swoim oddziałami naterytorium Judy.

Manasses chwycił Zeracha za ramię, przyciągając go bliżej, aż ich twarze znalazły się w odległości kilku cali od siebie.

– W jaki sposób? Nie jesteście w stanie obserwować każdej drogi. A co, jeśli nie skorzysta z dróg? Co, jeśli przetnie Pustynię Judejską? Jak zamierzasz tego upilnować?

– Będziemy o tym wiedzieć. Wróżby nas ostrzegą.

– Nie wiedzieliśmy tego ostatnim razem! – Znowu odepchnął Zeracha. – Poza tym, o ile nam wiadomo, moi strażnicy mogą należeć do spisku. W jaki sposób Jozue zdołał ich wtedy ominąć? Wszedł sobie do pałacu i zostawił swoją wizytówkę!

Zerach rozłożył ręce w uspokajającym geście.

– Masz rację. Potrzebujemy przychylności bogów. Oni wiedzą wszystko, Wasza Wysokość, dlatego będziemy szukać u nich pomocy. Potem rzucimy klątwę na…

– Wasze klątwy nie działają.

– Być może potrzebujemy silniejszej, potężniejszej magii po swojej stronie – Blisko osadzone oczy Zeracha zwęziły się w zamyśleniu. Manasses znał to spojrzenie. Ważył swoje słowa, szukając sposobu. Aby jego propozycja wywarła wrażenie. – Istnieją głębsze poziomy magii, Wasza Wysokość. Znam jej tajniki… Ale nie jestem pewny, czy jesteś na to gotowy.

Strach pełznął wzdłuż kręgosłupa Manassesa. Duchy, które Zerach już dla niego wyczarował, wydawały się potężne iledwo poddawały się kontroli kapłanów. Manasses nie potrafił wyobrazić sobie jeszcze głębszych poziomów czarów. Ale nie mógł zaprzeczyć mocy duchów ani własnej fascynacji nimi. Zrobiłby wszystko, żeby pokonać Jozuego.

– Jestem gotowy – powiedział Manasses. – Powiedz mi, jak i kiedy.

Dina siedziała na dziedzińcu swojego domu otoczona przez druhny, czekającna pana młodego, księcia Amariasza. Ich ceremonia ślubna była taka, o jakiej marzyła, będąc dziewczyną, a jednak ledwo mogła powstrzymać łzy. To nie była uroczystość, ale ponura, niewesoła historia. Za każdym razem, gdy spojrzała na swoją matkę i brata Jerymota, widziała przerażenie i dezaprobatę w ich odwróconych oczach iopuszczonych głowach. W rozmowie z Diną omijali temat jej małżeństwa z Amariaszem, aż do chwili, gdy włożyła na siebie swoją najlepszą sukienkę.

– To małżeństwo niczego nie zmieni – powiedział Jerymot ugodowo. – Nie przywróci nikogo z naszych bliskich.

– Manasses musi zapłacićza to, co zrobił – upierała się Dina.

– Zatem niech Bóg pomści jego zbrodnie – powiedział Jerymot. – On jest sędzią całej ziemi.

– Zostaw ją w spokoju – rzekł Jozue. – To jest Boży plan zemsty. – Jako jedyny popierał decyzję Dinyi sprawił, żeby sprawa nabrała tempa. Ale teraz, kiedy w końcu nadszedł ten dzień, Jozue również nie wyglądał na zbyt radosnego. Był nieustannie na krawędzi i Dina wiedziała, że obserwował Hadada, obawiając się pogróżek, które ten zapowiedział.

– Moi żołnierze pilnują wszystkich doków na wypadek, gdyby próbował wrócić na wyspę – powiedział do niej Jozue.

– Nie zamierzam zmienić zdania – zapewniła go – nawet jeśli Hadad wróci. – Za każdym razem, kiedy myślała oHadadzie, prawie traciła nerwy, wyobrażając sobie, jak mogłaby przeżyć resztę swojego życia bez mężczyzny, którego kochała. Ale potem zmuszała się do rozpamiętywania każdej chwili spędzonej tamtego roku z Manassesem, przeżywając, jak jego żołnierze pobili na śmierć jej dziadka, wyobrażając sobie maleńką twarz synka. Postanowiła oddać swoje życie bratu Manassesa z zemsty.

Wieczorne powietrze było ciepłe. Gdy Dina czekała, niebo nad dziedzińcem usiane było pierwszymi gwiazdami. Nagle podniósł się krzyk.

– Oblubieniec nadchodzi!

Zobaczyła rozkołysane pochodnie i usłyszała muzykę fletów i tamburynów, gdy Amariasz wraz z procesją dotarł do bramy. Dina zasłoniła welonem twarz, wdzięczna, że zasłania on również jej łzy. Gdy jej brat wnosił na dziedziniec pochodnię, myślała o królu Manassesie. Książę Amariasz pomału stąpał po brukui zatrzymał się przed jej krzesłem. Wyglądał blado i ponuro, wcale nie tak, jak powinien wyglądać radosny i wyczekujący pan młody. Sięgnął po jej dłoń i pomógł jej wstać. Kolana Diny zadrżały, gdy spojrzała na niego. Amariasz był tak wysoki, że górował nad nią. Był wyższy od Manassesa ponad głowę, o pół głowy wyższy od Hadada. Król Manasses był masywnyi żylasty, Hadad krzepki i muskularny. Ale Amariasz był chudyi niezgrabny, niepewny siebie i ani trochę tak przystojny, jak tamtych dwóch mężczyzn. Nie miał w sobie nic niezwykłego. Jego włosy i broda nie miały dość rdzawego koloru, by nazywać je kasztanowymi, jego oczy były zwyczajnie piwne. Dina nic do niego nie czuła, z wyjątkiem niewielkiej odrazy za to, że przypominał jej o Manassesie.

Gdy stała obok niego pod baldachimem weselnym, po raz ostatni spojrzała na bramy dziedzińca, szukając Hadada, zastanawiając się, czy nie chciałby ominąć strażników i zabrać jej stąd. Hadad był zręcznym wojownikiem. Amariasz nigdy nie byłby w stanie go zatrzymać, gdyby ten zdecydował się o nią walczyć. Prawdopodobnie Jozue także nie dałby mu rady. Ale Hadad nie przyszedł jej na ratunek. Dina z powrotem skupiła swoją uwagę na ceremonii i posłusznie wyrecytowała przysięgę małżeńską. Zatem to był koniec. Była żoną Amariasza.

Wszystkie co znakomitsze rodziny zamieszkujące Elefantynę zaproszone były na kolację weselną, która odbyła się na dziedzińcu domu przygotowanego dla niej przez Amariasza. Uczta, muzyka i śmiech trwały do późnej nocy, ale Dinie nie sprawiało to radości. Obawiała się chwili, gdy mąż zabierze ją do ich małżeńskiej sypialni. Zastanawiała się, czy da sobie z tym radę.

W końcu Amariasz wstał i sięgnął po jej rękę. Dina czuła, że jej nogi są ciężkie jak z ołowiu, gdy pozwoliła mu się zaprowadzić do weselnej sypialni. Dźwięki ślubnej kolacji ucichły w oddali, gdy Amariasz zamknął za nimi drzwi. Kiedy poczuła wonny zapach perfumowanej pościeli i przypomniała sobie noc w sypialni Manassesa, panika wezbrała wewnątrz niej do tego stopnia, że ledwo mogła oddychać.

– Jesteś piękną panną młodą – powiedział Amariasz. Dźwięk jego głosu, tak odmienny od głosu jego brata, przywrócił ją do teraźniejszości.

– Dziękuję, mój panie. – Stopniowo panika zaczęła ustępować, gdy przypomniała sobie słowa Jozuego: „Będzie miała jeszcze jednego syna, wypełni Bożą wolę”. Spojrzała Amariaszowi w oczy. Były duże, z długimi rzęsami, takie jak Manassesa, i prawie takiego samego koloru, ale nie było w nich tego zaskakującego blasku topazu; pozbawione były również iskry okrucieństwa. Pomyślała o oczach Hadada – głębokich, żywych brązach jak bogata glina – i przypomniała sobie miłość, którą w nich widziała. A potem przypomniała sobie ból, który ją zastąpił, ból, którego była przyczyną. Łzy napłynęły jej do oczu.

– Nie jest za późno, żeby zmienić zdanie – powiedział Amariasz cicho. On też ją obserwował. – Nie musimy przez to przechodzić.

Otarła łzy.

– Nie zmieniłam zdania.

– Więc o co chodzi?

– Ja… Tak mi przykro, że musiałam skrzywdzić Hadada.

– Wiem. Mnie również. – Niezdarnie skrzyżował ramionana piersi, jakby nie wiedział, co jeszcze można z nimi zrobić. Spodziewała się, że ją obejmie, ale on zawahał się. Przez chwilę oboje milczeli. Dina słyszała odległe dźwięki muzyki uczty weselnej i uderzanie palmowych gałęzi o okiennice.

– Cały dzień myślałem o naszych ojcach – powiedział Amariasz. – Twój wychowywał mnie po tym, jak mój umarł. Kochałem ich obu. – Oparł się o drzwi i westchnął. – Jozue jest przekonany, że tego właśnie by chcieli, że to jest to, czego spodziewaliby się od nas, że to zrobimy. Ale nadal nie jestem pewny. Nigdy nie chciałem być królem, rozumiesz? I nadal nie chcę.

– Więc dlaczego zgodziłeś się mnie poślubić?

– Jozue powiedział, że chciałaś tego, a ja… chciałem to dla ciebie zrobić, w jakiś sposób wynagrodzić… to, co zrobił ci Manasses.

– To, co zrobił twój brat, nie było twoją winą. Nic nie mogłeś zrobić.

– Nie jestem pewny, czy to prawda, bo nawet nie spróbowałem. – Rozłożył ręce, gestykulując żarliwie, jakby jego ręce mogły lepiej przekazać uczucia niż same słowa. Zauważyła, że miał piękne, artystyczne ręce z długimi, smukłymi palcami.

– Powinienem był coś zrobić, by powstrzymać Manassesa przed zabiciem twojego ojca i rabbiego Izajasza. Oni nawet nie mieli sprawiedliwego procesu. A kiedy Manasses zaczął czcić wszystkie te bożki, powinienem był przewidzieć, do czego to doprowadzi. Powinienem był spróbować ocalić twojego syna. Przepraszam. – Ponownie skrzyżował ramiona, jak pokonany, chowając dłonie.

– Nie winię ciebie, lecz siebie – powiedziała, ale nie wyglądał, jakby ją słyszał.

– Chcę ci to wynagrodzić, Dino… A więc jeśli mogę dać ci kolejne dziecko, dziedzica tronu Dawida, takiego jak twój pierwszy syn, to chcę to zrobić.

Jego bezinteresowność ujęła ją. Ale pomimo tego, że łączyły ich więzi winy i rany zadane przez Manassesa, nie kochała Amariasza. I wątpiła, czy kiedykolwiek go pokocha. Dina miała zaledwie dwadzieścia lat, Amariasz dwadzieścia jeden. Ich małżeństwo może trwać przez długie lata. Myśl o tych wszystkich pustych latach rozciągających się przed nimi wyczerpała ją.

Każda chwila, którą spędzała z Hadadem, wydawała się przepełniona energią i podnieceniem, sprawiając, że Dina czuła się bez tchu i pełna życia. Uśmiechnęła się, przypominając sobie jego szeroką, przystojną twarz i olśniewający uśmiech. Był jej wybawcą, silnym i energicznym, ale też zaskakująco delikatnym. Aniołem, jak powiedziała mu, zesłanym przez Boga, by ją ocalić.

– Nadal nie jest za późno – powiedział cicho Amariasz. – Nasze małżeństwo nie jest formalne… dopóki…

Jednak Dina wiedziała, że było za późno. Hadad odszedł. Ona natomiast musiała się skupić na osobie Manassesa – na swojej potrzebie zemsty. Zrobiła krok, przybliżając się do Amariasza.

– Postępujemy właściwie – powiedziała. – Żadne z nas nie było w stanie powstrzymać Manassesa. Teraz nareszcie możemy znowu stanąć do walki.

Amariasz skinął głową i delikatnie wziął ją w ramiona. Jego uścisk był oficjalny i nienaturalny. Pamiętała, jak dobrze jej było w krzepkich ramionach Hadada, przytulonej do jego szerokiej, silnej piersi.

W końcu Amariasz pochylił się, by ją pocałować. Zanim zamknął oczy, Dina dostrzegła w nich głęboki smutek i ciekawa była, czy jest on odbiciem jej własnego.

3

Jozue niespokojnie krążył po dziedzińcu posterunku wojskowego, czekając na rekrutów, którzy mieli zebrać się, by trenować walkę wręcz. Wydawało się, że spędzał za dużo czasu na rozmyślaniu – czekając na Amariasza, by podjąć decyzję; czekając na tych młodych mężczyzn, aż staną się prawdziwymi wojownikami; czekając na znak od Boga, że dzień Jego zemsty na królu Manassesie w końcu nadejdzie.

– Dalej, ruszać się! Zajmijcie swoje pozycje! – krzyknął. Rekruci ospale poruszali się w porannym upale, ale słońce paliło już plecy Jozuego, a pustynny wiatr muskał jego nagie ramiona i nogi jak ciepła woda.

Kilka tygodni temu to Hadad szkolił tych mężczyzn, ale po tym, jak zniknął, zadanie to przypadło Jozuemu. To, że mężczyźni okazują mu szacunek albo nazwali pułk na jego cześć, nie sprawiało mu satysfakcji. Nie miał dla nich tyle cierpliwości co Hadad, a niepowodzenia, jakich doświadczyli po zmianie kierownictwa, frustrowały go. Spojrzał na rząd słomianych manekinów do ćwiczeń izobaczył, że ktoś narysował woła na tunice jednego z manekinów, powyżej miejsca, gdzie powinno być serce. Ostatni raz spojrzał nabramę, pragnąc, by Hadad w cudowny sposób się pojawił iprzejął tę pracę, a jednak obawiał się strasznych konsekwencji, gdyby ten wrócił.

Jozue wyprostował ramiona i spojrzał na zgromadzonych mężczyzn. Wydawało się, że minęło całe życie, gdy on i Manasses wspólnie ćwiczyli w ten sposób i przypomniał sobie, jak bardzo nienawidził szkoleń własnej armii. Wyjął sztylet z pochwy i powtórzył słowa, których kiedyś nauczyli go jego instruktorzy:

– Punkt wejścia znajduje się poniżej klatki piersiowej waszego przeciwnika, po lewej stronie. Napierajcie całym swoim ciężarem za nożem, nie używajcie tylko siły waszych ramion. – Słoma chrzęściła, kiedy Jozue wbił nóż w manekina, żeby zademonstrować cios.

– Wbijcie, potem przekręćcie, żeby przebić…

Nagle, bez ostrzeżenia, w myślach Jozuego pojawił się obraz przerażonych oczu młodego strażnika, którego zabił. Przeszył go dreszcz. Upuścił nóż, jakby to było rozżarzone żelazo, i wpatrywał się w swoją rękę, spodziewając się ujrzeć krew. Młodzi żołnierze, którzy go obserwowali, znieruchomieli.

Odchrząknął, ale jego głos nadal był zdławiony, kiedy przemówił:

– Przekręćcie… żeby przebić serce wroga. – Spojrzał w dal ponad głowami żołnierzy, bojąc się na nich spojrzeć, by nie zobaczyć, że byli wtym samym wieku co młody strażnik, którego zabił. Chłopiec nie umarłby, gdyby Jozue pamiętał, by go rozbroić. Jego drogi oddechowe zacisnęły się tak, że musiał walczyć, by zaczerpnąć powietrza. Powietrze ze świstem wylatywało z płuc, gdy mówił:

– Czy ktoś z was kiedykolwiek zabił człowieka? – zapytał, wciąż patrzącw dal. – Nie, oczywiście, że nie. To nie jest… – Jozue ponownie zadrżał, przeżywając chwilę, gdy drugi strażnik przebił mieczem ciało Makiego. – To… to nie jest…

Zamknął oczy. To była jego wina, że Maki zginął. Jozue przez nieuwagę zbyt wcześnie wyszedłz domu. Nie pamiętał zabicia drugiego strażnika w odwecie, ale nigdy nie zapomni, jak wyglądało ciało mężczyzny po tym, jak go zranił na śmierć. Boże, wybacz mi, mruknął. Wyczuł niemą lustrację ze strony chłopców. Był ich bohaterem, przywódcą, który zorganizował ucieczkę z Judy. Jego obecne zachowanie musiało wydawać się im dziwne. Znów odchrząknął.

– Zabicie człowieka to nie to samo co ugodzenie nożem worka słomy – powiedział w końcu. – Popierwsze, pojawi się krew, więcej niż możecie sobie wyobrazić. Jest ciepła… Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że krew może być tak ciepła…

Musiał się opanować, by kontynuować ćwiczenia. Pokręcił głową.

– Lecz kiedy walczycie, musicie się spodziewać, że albo zabijecie, albo zginiecie. Musicie wybrać. – Wyszarpnął nóż ze słomy i wsunął go do pochwy przy pasie, wściekły na siebie, że zabrzmiało to przepraszająco. – Śmiało, zacznijcie ćwiczyć.

Jozue cofnął się, nadal wstrząśnięty, i obserwował rekrutów atakujących słomiane manekiny. Znajome dźwięki przeniosły go do Jerozolimy i przez chwilę znowu walczył z generałem Beniaminem na dziedzińcu przed pałacem. Przypomniał sobie stalową koncentrację Manassesa, gdy atakował słomiane postacie, ten blask w jego oczach.

– Czyją twarz widzisz, patrząc na tego słomianego człowieka, którego tak chętnie byś zabił? – zapytał go kiedyś Jozue. Manasses spojrzał na niego gniewnie, bez odpowiedzi. Jozue cierpko znosił swoje ćwiczenia, natomiast chętnie wracał na uczelnię. Ale Manasses rozkoszował się sesjami bojowymi, w niespodziewanie szybkim czasie wyprzedzając Jozuego zręcznością i szybkością. Ciekawy był, który z nich by wygrał, gdyby teraz, kiedy wściekłość Jozuego brała górę, stanęli do walki wręcz.

– Jozue… Przepraszam, Jozue?

Drgnął, wracając do rzeczywistości, zaskoczony widokiem jednego z miejskich pisarzy, który przed nim stał. Jak długo ten człowiek czekał?

– Przepraszam, czy jestem ci potrzebny?

– Starsi miasta chcą natychmiast z tobą porozmawiać. Możesz przyjść?

Jozue przywołał jednego ze starszych rekrutów odpowiedzialnego za ćwiczenia i poszedł za pisarzem na plac, na którym spotykali się starsi, by rozsądzać sprawy. Nie było nic niezwykłego w tym, że posłali po Jozuego, zdarzało się to często, gdy nie byli pewni, jaką podjąć decyzję. Kiedy jednak przybyłna miejsce, był zaskoczony, zastając tam Natana, dziesięcioletniego brata Miriam, stojącego w środku grupy. Strażnik trzymał chłopca za chude ręce, przytrzymując je za jego plecami, ale Natan uniósł brodę wysoko, z pogardą.

– Co się dzieje? – zapytał Jozue.

– Przepraszamy, że ci przeszkadzamy – powiedział naczelnik starszych – ale chcielibyśmy wiedzieć, czy jesteś prawnym opiekunem tego chłopca?

– Tak. Czy coś się stało?

– Obawiam się, że tak. Jeden ze sprzedawców na rynku przyłapał go na kradzieży. Uciekł z około dwudziestoma srebrnymi szeklami.

Jozuego ogarnęła furia. Chwycił Natana za kościste ramiona ilekko nim potrząsnął.

– Czy to prawda, Natanie?

Natan spojrzał wyzywająco na Jozuego, nie odpowiadając.

– Zadałem ci pytanie. Odpowiedz mi!

Oczy Natana zwęziły się z pogardliwie.

– Zmuś mnie.

Jozue uniósł rękę, by go uderzyć, ale w porę się opamiętał. Brak szacunku ze strony Natana był haniebny, ale Jozue nie chciał pogorszyć sytuacji, tracąc panowanie nad sobą. Zaraz potem przyszła mu do głowy kolejna myśl.

– Dlaczego nie jesteś w szkole, na lekcjach z rabbim?

Kiedy Natan parsknął z pogardą isplunął na ziemię, Jozue musiał zmobilizować wszystkie siły, by powstrzymać się przed uderzeniem go. Zamiast tego zwrócił się do jednego ze starszych:

– Proszę, powiedz Natanowi, jaka jest kara zakradzież.

– Piętnaście razów batem.

– Piętnaście razów, Natanie. Odpowiesz na moje pytanie czy mam rozumieć, że twoje milczenie oznacza przyznanie się do winy, i pozwolić starszym cię wychłostać?

Chłopiec skrzyżował ramiona i uniósł brodę, by spojrzeć Jozuemu w twarz.

– Dlaczego nie wychłostasz mnie sam?

W tym momencie gniew Jozuego był na tyle duży, że mógł to zrobić. Natan poniżał go, wystawiając na próbę jego autorytet wobec starszych miasta. Jozue był drugim najważniejszym urzędnikiem w społeczności na wyspie; jak by to wyglądało, gdyby nie mógł zapanować nad chudym dziesięcioletnim chłopcem? Ze złości zacisnął szczękę.

– Czy macie dowód jego winy? – zapytał starszych.

– Tak, jest kilku świadków.

– Czy zwrócono pieniądze sprzedawcy?

Naczelnik starszych uniósł skórzaną sakiewkę.

– Wszystko było tu, gdy chłopak został złapany.

– Jeśli więc zgodzisz się, żeby był pod moim nadzorem, przypilnuję, żeby był odpowiednio ukarany.

– Dla nas to nie problem, mój panie. – Starsi wyglądali na zadowolonych, że nie będą musieli zajmować się Natanem.

Jozue chwycił chłopca za tył jego tuniki i pociągnął go. Chciał zabrać go gdzieś, gdzie nikt nie mógłby ich usłyszeć i gdzie brak szacunku Natana nie mógł go bardziej poniżyć. Zaprowadził go w stronę dołów za wioską, gdzie robotnicy mieszali błoto i słomę na cegły. Zbliżała się najgorętsza godzina dnia i okolica była opustoszała, gdyż robotnicy udali się na przerwę. Jozue popchnął Natana na słomianą belę i stanął nad nim z rękoma opartymi na biodrach.

– Co masz do powiedzenia?

Natan milczał.

– Lepiej, żebyś zaczął mówić albo…

– Albo co?

W momencie, gdy Natan podniósł brodę z kpiącą przekorą, Jozue wymierzył mu policzek, nie mogąc dłużej tolerować jego pogardy. Natan uśmiechnął się.

– Trzeba być dużym, silnym człowiekiem, żeby uderzyć bezbronne dziecko, prawda?

Jozue spojrzał na czerwony ślad, który zostawił na policzku Natana, i starał się utrzymać swój gniewpod kontrolą. Wyglądało na to, że z jakiegoś powodu chłopiec chce wyprowadzić go z równowagi.

– Zasługujesz na wiele więcej niż policzek – powiedział Jozue. – Jesteś mi to winny za to, co dzisiaj zrobiłeś. Należą mi się wyjaśnienie i przeprosiny.

Natan zerwał się na nogi.

– Nie jestem ci nic winien!

Jozue znowu go popchnął.

– Byłeś tylko bezwartościowym złodziejem, kiedy cię przygarnąłem, i pomimo wszystkich szans, jakie ci dałem, wygląda nato, że nadal nim jesteś. Karmiłem cię, wysłałem do szkoły, uczyniłem częścią mojej rodziny – i tak oto okazujesz mi wdzięczność: opuszczasz lekcje, okradasz sprzedawców w biały dzień, poniżasz mnie wobec innych ludzi. Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłem.

– Nigdy o to nie prosiłem!

– Nie? Zatem dlaczego nie odszedłeś dwa lata temu? Dlaczego zostałeś pod moim dachem? Dlaczego nie odmawiałeś jedzenia i ubrania, które ci dałem?

– Bo dzięki tobie nie miałem dokąd iść.

– Dzięki mnie?

– To ty jesteś poszukiwanym przestępcą, nie ja. Gdybyś nic nie zrobił, nadal mieszkałbym w Jerozolimie, a nie w tej ohydnej norze, na kompletnym odludziu!

– Ty nazywasz to norą? Chyba zapominasz, jak wyglądał twój dom w Jerozolimie? Albo jak traktowała cię własna matka?

– Tam było lepiej niż tu! Traktujesz mnie i moją siostrę jak śmieci.

Słowa Natana zaskoczyły Jozuego.

– Jak możesz tak mówić?

– Bo to prawda! Przyjąłeś mnie i Miriam do swojego domu tylko dlatego, że zabiłeś jej ojca.

Jozue zamarł.

– Co powiedziałeś?

– Wiem, co naprawdę stało się z Makim. Mattan mi powiedział. To była twoja wina, że ten żołnierz go zabił. Wybiegłeśi za szybko otworzyłeś swoją gębę.

Jozue wpatrywał się wNatana zbyt oszołomiony, by coś powiedzieć. To była prawda; Maki zginął z jego winy. Ale nigdy nie wyobrażał sobie, że ktokolwiek może znać prawdę.

– Wszyscy wokół biorą cię za wielkiego bohatera – ciągnął Natan – ale ciekawe, co by powiedzieli, gdyby poznali prawdę. Gdyby wiedzieli, że Maki umarł, bo ty spartaczyłeś sprawę!

Jozue chwycił Natana za ramiona i podniósł goz ziemi, potrząsając nim.

– Zamknij się, mały…!

– Dalej, uderz mnie. Spróbuj. Kiedy zapytają się o siniaki, powiem Miriam i innym, co naprawdę się stało z jej ojcem.

Całe ciało Jozuego zadrżało. Puścił Natana, odwrócił się i szybko odszedł, świadomy, co by mógł zrobić chłopcu, gdyby stracił panowanie nad sobą. Ruszył na oślep w stronę brzegu rzeki i włóczył się bez celu po opustoszałych dokach, starając się nie wyobrażać sobie, co by się stało z jego reputacją, gdyby Natan wykonał swoją groźbę.

Jozue przekonywał sam siebie, że musi zachować spokój. Z łatwością mógłby wyjaśnić sytuację z Makim. Popełnił błąd wchwili paniki. Był roztrzęsiony po zabiciu pierwszego strażnika, ponieważ nigdy nikogo nie zabił. Przesadził z gwałtownością, kiedy zobaczył, że drugi strażnik złapał małego Mattana. Ale nawet gdy Jozue odtwarzał te wydarzenia w swojej głowie, wiedział, że po tak długim czasie jego wymówki będą brzmieć nieprzekonująco. Ryzykowałby utratę całego szacunku społeczności za to, że zamiast przyznać się do tego dwa lata temu, dopiero teraz składa wyznanie. Zaczęliby się zastanawiać, co jeszcze ukrywa. I mężczyźni niechętnie poddaliby się jego przywództwu, obawiając się, że ponownie mógłby wpaść w panikę w gorączce bitwy i znów kosztowałoby to czyjeś życie.

Pot przemoczył ubranie Jozuego, ale wiedział, że nie był to pot od gorącego słońca. Szedł już długo, wędrując na ośleppo wyspie, aż doszedł do błotnych dołów, skąd rozpoczął wędrówkę. Natan zniknął, ale robotnicy wrócili do pracy, stojąc po kolana w szlamie, mieszając błoto i słomę bosymi stopami.

Jedynym sposobem, żeby ocalić swoją reputację, było odbudowanie zaufania i nawiązanie przyjaźni z Natanem. Ale jak to zrobić? Jozue nie wiedział nic o wychowaniu syna. Przede wszystkim nie powinien był zgodzić się na przyjęcie chłopaka. Powinien był pozwolić swojemu bratu, Jerymotowi, wziąć odpowiedzialność za niego, tak samo jak zamłodszego brata Miriam, Mattana. Teraz było już za późno. Nie wiedząc, co jeszcze można zrobić, Jozue udał się nabazar zapytać Jerymota o radę. Znalazł brata w jego budce, targującego się z klientem o cenę zwoju tkaniny. Jozue schował się pod przyjemnym cieniem baldachimu i czekał, aż mężczyźni dobiją targu.

– Potrzebuję porady – powiedział Jozue, kiedy klient odszedł. – Mam kłopot z Natanem i chciałbym się dowiedzieć, jak ty sobie radzisz z Mattanem.

Jerymot wyciągnął dwa stołki zwyplatanym siedziskiem i wskazał Jozuemu, by usiadł.

– To nie jest żadna tajemnica – powiedział. – Za każdym razem, kiedy nie wiem, co zrobić, zadaję sobie pytanie, co na moim miejscu zrobiłby abba.

Jego słowa sprawiły, że Jozue poczuł się gorzej. Abba nie dałby się wyprowadzić z równowagi. Nie uderzyłby Natana i nie wygrażałby mu. Jozue przypomniał sobie, jak kiedyśz Manassesem uciekli z lekcji, by pospacerować w deszczu. Abba był rozczarowany ich zachowaniem, ale nie okazał gniewu. Ojciec nigdy go nie uderzył. Jozue westchnął w poczuciu niemocy.

– Nie jestem dobrym ojcem.

Jerymot po raz drugi wskazał na siedzisko.

– Usiądź, opowiedz, co się stało.

Jozue nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest wyczerpany, dopóki nie opadł na stołek. Jerymot wręczył mu bukłak z wodą i Jozue długo pił, wycierając usta pięścią.

– Niedawno zostałem wezwany przez starszych na plac – zaczął. – Przyłapano Natana na kradzieży. Dowiedziałem się też, że opuszczał lekcje.

– Co zrobiłeś?

– Próbowałem go przesłuchać, napomnieć… Ale był wobec mnie taki niegrzeczny, taki lekceważący. Nie rozumiem dlaczego. Po tym wszystkim, co zrobiłem dla tego dzieciaka! Dałem mu wszystko…

– Z wyjątkiem siebie.

Jozue poczuł, jak budzi się jego temperament.

– Jestem bardzo zajętym człowiekiem, Jerymocie. Odpowiadam za każdego na tej wyspie.

– Właśnie.

– Więc mówisz, że zachowanie Natana to moja wina?

– Nie, mówię, że to dlatego, że byłeś zbyt zajęty, by być dla niego ojcem, być może w ten sposób chce na siebie zwrócić uwagę.

– Upokarzając mnie przed starszyzną miasta?

– Zadziałało? Zwróciłeś na niego uwagę?

– Tak, chyba tak – odpowiedziałz westchnieniem. – Ale niektóre z tych rzeczy, które powiedział Natan… i sposób, w jaki to powiedział… to było tak, jakby mnie nienawidził.

– Czy odpłaciłeś mu miłością? Pamiętaj: „Więcej wart jest cierpliwy niż bohater, a ten, kto opanowuje siebie samego, więcej znaczy niż zdobywca miasta”.

Jozue pokręcił głową.

– Nie, straciłem panowanie i wymierzyłem mu policzek. – Wspomnienie to zawstydziło go, chociaż myślał, że Natan zasłużył na to. Znowu spojrzał na brata.

– Co teraz? Co mam zrobić? Prawdę mówiąc, jestem tak oburzony na tego dzieciaka, że nie mogę nawet na niego patrzeć. Nie może być nic gorszego od złodzieja i kłamcy.

– W czym cię okłamał?

Jozue uświadomił sobie, że Natan nie kłamał. Ale jeśli chłopiec zdecydowałby się powiedzieć wszystkim prawdę o Makim, Jozue musiałby oskarżyć go o kłamstwo, żeby zachować swoje dobre imię. Potem przypomniał sobie, że Mattan również znał