Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Radosław ma swoje demony. Gdy pisze, zbyt często zagląda do butelki. Nigdy jednak nie przypuszczał, że byłby zdolny skrzywdzić swoją żonę. Cóż... Wszystko się zmienia, gdy między nimi pojawia się ktoś trzeci. Wkrótce odkrywa, że nieprzemyślana decyzja zamordowania Alicji może przynieść coś znacznie gorszego niż śmierć. Wplątany w sieć tajemnic i zjawisk nadprzyrodzonych, Radosław musi stawić czoła konsekwencjom swoich czynów i zmierzyć się z mroczną stroną własnej natury.
Czy odkryje prawdę, zanim będzie za późno?
„Radek stał ze swoją ukochaną w ich wielkich tarasowych drzwiach i czule obejmował ją w pasie. Obrócił się, by skraść jej pocałunek, lecz jej twarz nagle zaczęła się zmieniać.
Spod rozwianych czarnych włosów powoli sączyła się krew. Radek odruchowo dotknął Alicję w miejscu, które wydawało się jej źródłem. Mimo jego bardzo delikatnego, a wręcz czułego dotknięcia czaszka zapadła się do środka i buchnęła jeszcze obfitszym strumieniem krwi.
Cofnął dłoń, a na niej spostrzegł drobne kawałki kości, niczym małe drzazgi, które powbijały mu się w skórę. Jego kochana żona zaczęła rozpadać się na jego oczach, a krwawe strzępy spadały na ziemię. Niektóre nawet opadały powoli, rozbujane przez wiatr niczym jesienne liście, i lądowały na jego stopach, zdobiąc je szkarłatem.
Upiorna twarz Alicji zbliżała się coraz bardziej, a synek obok niej bił brawo dłońmi zakończonymi wielkimi, długimi pazurami, które postukiwały o siebie przy każdym oklasku."
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 284
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Grzegorz Dykman, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: © by Kirill Veretennikov/iStock
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-616-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Wstęp
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Karolci, mojemu największemu krytykowi, bez którego ta powieść nigdy by nie powstała
Wstęp
Pokryty białą farbą, niewielki domek zdążył się już wryć w krajobraz miejskiego jeziora. Właśnie w tym małym budynku zaczęła się owa historia.
Do dziś wypełniony był niemal po brzegi miłością młodej pary. Niestety, tego ranka pomiędzy małżonków wkradło się zwątpienie, które bardzo szybko przeobraziło się w coś, co już miłością nazwać byłoby nadzwyczaj trudno.
Żona stała teraz w kuchni, przygotowując posiłek dla swojego męża, a on odsypiał nieprzespaną noc. Leżał w sypialni, starając się nie zwracać najmniejszej uwagi na promienie słońca, które coraz natarczywiej wpadały przez niedokładnie zaciągnięte zasłony. Czerwień zalewała jego powieki, a przykrywanie się poduszką nie gwarantowało oczekiwanego rezultatu, nawet mimo jego najszczerszych chęci.
Często, gdy pozwolił sobie na śmieciowe jedzenie lub wypił nieco alkoholu, organizm budził go nieprzyjemną zgagą, lecz ta dzisiejsza była naprawdę okropna. Do tego był tak odwodniony, że jego wargi zamieniły się w postrzępione dwie kreski. Ból w skroniach wręcz przykuwał głowę do poduszki. Musiał naprawdę wczoraj przesadzić z alkoholem.
Na domiar złego zaczynał się długi weekend, który planowali spędzić bardzo romantycznie, ciesząc się sobą nawzajem. Na co dzień starał się panować nad sobą i swoimi pobudkami, toteż nie przesadzał z piciem.
Niestety, miał ku temu nieco większe skłonności, kiedy pochłaniała go praca nad kolejną powieścią. Każda jego kolejna książka wiązała się z pewną liczbą opróżnionych butelek.
W takich chwilach Ala zaczynała martwić się o męża, lecz wciąż próbowała jak najbardziej bagatelizować jego skłonności. Przede wszystkim starała się go zrozumieć. Wiedziała, że zawsze, gdy był bliski ukończenia książki, pił nieco więcej niż zazwyczaj. Z tego, co jej mówił, to prawie kończył powieść, dlatego powiedziała sobie, że jakoś to wytrzyma, by później móc się cieszyć swoim ukochanym mężem. Gdy zaczną się wakacje, pewnie polecą na jakąś wycieczkę, zawsze ją to motywowało przez cały rok.
Zresztą każdy niemal pisarz miał własny rytuał. Może nie była ona aż nadto z niego dumna, ale rytuał to rytuał. Tym bardziej że dzięki tym kilku szklankom więcej raz na jakiś czas, mogli sobie pozwolić na ten przytulny domek nad jeziorem. On sam nie czuł się z tym najlepiej, lecz tylko w ten sposób potrafił karmić swoją wenę, która była niekiedy zawziętą, wredną suką, nie chciała mu nic dać za darmo.
Tym niemniej potworna suchość w gardle i zatęchły zapach, który można było wręcz kroić nożem, nie wróżyły najlepiej dniowi, a zwłaszcza porankowi, przez który jakoś będzie musiał przebrnąć.
Gdy zbudził się w ich wspólnym łóżku, zorientował się, że Alicji nie ma przy nim.
Wpadł w lekkie zakłopotanie, lecz mimo wszystko z czułością przesunął dłonią po pościeli. Miejsce po drugiej stronie łóżka wciąż było ciepłe, co oznaczało, że wstała niedługo przed nim.
Wpatrywał się w sufit, próbując sobie przypomnieć, jak wrócił wczoraj do domu. Niestety, przed oczami przepływały mu tylko urywki jak z jakiegoś filmu, który oglądał wiele lat temu. Nie mógł poskładać z tych elementów żadnego spójnego obrazu.
Pamiętał, jak popijał ostatniego – jak wtedy mu się wydawało – już drinka i chciał wracać do domu, do swojej kochanej żony, gdy nagle dosiadł się do niego jakiś obcy mężczyzna. Strzępy rozmów przelatywały mu w pamięci, aż trafił na tę, której poszukiwał.
– Nie, nie… Przecież to niemożliwe… Na pewno mnie nie zdradza.
Kochał Alicję niemal nad życie i nie wyobrażał sobie, by ona tego nie odwzajemniała. Tylko ta niepewność, którą cały wieczór wsączał w niego pewien idiota, musiała znaleźć gdzieś ujście. Gniew zaczynał się w nim zbierać i wiedział, że muszą czym prędzej to wszystko ze sobą wyjaśnić.
Nie miał pojęcia, co działo się dalej ani jak wrócił do domu. Była tylko ta rozmowa w barze i później obudził się tutaj. Reszta wspomnień została całkowicie zalana. Określenie to niemal perfekcyjnie odzwierciedlało, co działo się dzisiejszej nocy. Mimo wszystko to, że spał w ich wspólnym łóżku, a nie na kanapie w salonie, było podbudowujące.
Przywarł do tych myśli z całych sił. Dla dodania sobie otuchy jeszcze raz dotknął ciepłego miejsca, które potwierdzało, że spali dzisiaj razem w jednym łóżku. Oznaczało to, że przynajmniej nie zrobił jej żadnej pijackiej awantury. Nigdy nie był skłonny do stwarzania takich sytuacji, ale również nie przydarzył mu się wcześniej taki poranek jak dzisiaj.
Nie był oczywiście zadowolony z siebie, że doprowadził się do takiego stanu, ale wiedział, że musi rozegrać to w taki sposób, by to ona się tłumaczyła, a nie on. Domyślał się, że to tylko plotka, ale musiał usłyszeć wszystko, co ona miała na ten temat do powiedzenia. Nie był w tej kwestii na całkowicie straconej pozycji; skoro wspólnie spędzili noc, to oznaczało, że ona nie jest na niego zła.
A czy nie powinna być? – zaczynało kłębić mu się pod czaszką.
Na myśl o przespanej z nią w jednym łóżku nocy pojawiła się niespotykana w nim niechęć do żony, a może nawet i jeszcze większa złość. Jego wyobraźnia niepotrzebnie zaczynała pracować na wysokich obrotach. Brał ją nieco również na poczet kaca, który coraz namiętniej buzował mu pod czaszką, tak jakby on również budził się razem z nim.
Był pewny, że wszystko to jakieś majaki, niezgodne z prawdą. Przecież zauważyłby cokolwiek. Jej zachowanie z pewnością by się w jakikolwiek sposób zmieniło… Chociaż te ostatnie tygodnie były… po prostu dziwne. On był zbyt zaangażowany w powieść, żeby przejmować się czymkolwiek innym. Pierwszy raz powieść mu nie szła, musiał setki razy wracać do jej początku i na nowo zmieniać, co nigdy w takim stopniu mu się nie zdarzało.
Ale żeby wypełniać barek, to zawsze miałem czas – skarcił się w myślach.
Zrzucił z siebie rozkopaną pościel i zwiesił nogi z łóżka, a ślad dawnego złamania piszczela lśnił w promieniach porannego słońca. Podłużna blizna ciągnęła się przez kilka centymetrów. Pamiętał jeszcze, jak lekarze wmawiali mu, że z czasem się wchłonie. Lubił przyglądać się temu jakże wyraźnemu jej zaniknięciu. Poniekąd była to jego rutyna każdego dnia, by uzmysłowić sobie, jak bardzo ludzie są omylni – w odróżnieniu od niego.
Tym razem nie mógł pozwolić sobie na zbyt długą melancholię. Musiał dowiedzieć się, jak wygląda jego sytuacja. Nie znosił żadnej niepewności w swoim życiu. Nawet gdy czekał na wiadomość od wydawcy, nie potrafił usiedzieć spokojnie w miejscu.
Zbyt szybko się wyprostował i ból głowy wszedł w skronie bez żadnego ostrzeżenia, niczym nieproszony gość. Poszukał z zamkniętymi oczami butelki wody, która zawsze stała po jego stronie łóżka, lecz dłoń nie znalazła niczego prócz drobinek kurzu. Przeklął po cichu, obejmując czoło dłonią, i starał się kciukiem oraz palcem wskazującym masować skronie, które uważał chyba za przyczynę nurtującego pulsowania pod czaszką. Czuł swoje tłuste czarne włosy pod palcami.
– Czyli wczoraj nawet się nie wykąpałem. Po prostu cudownie… – powiedział, kręcąc głową z dezaprobatą.
Ból głowy z każdą sekundą nasilał się do tego stopnia, że nie pozostawiał niemalże innego wyboru. Mężczyzna szybko podjął decyzję, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie szklanka czegoś mocniejszego, zanim będzie w stanie racjonalnie o czymkolwiek spokojnie porozmawiać z żoną. W tym momencie był bardziej skupiony na złości na cały świat niż na domniemywaną zdradę.
Wstał, a pokój delikatnie przed nim zawirował. Odepchnął się od szafki, w której stronę go mimowolnie zarzuciło. Lampa nocna niebezpiecznie się na niej zakołysała, lecz jakimś cudem udało się jej wrócić do właściwej pozycji i nie roztrzaskać na podłodze. Była to ukochana lampka jego żony.
Radek, tym razem nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, chwiejnym krokiem skierował się w stronę okna. Otworzył je, by odetchnąć świeżym powietrzem.
Chwilę później wilgotne powietrze kojąco owiało jego zmęczoną twarz, co przyjął z ulgą. Nagle jakby żołądek zaczął pracować na właściwych obrotach, lecz słońce złośliwie wgryzało się w silnie przekrwione oczy, aż musiał zasłonić je dłonią, na której zauważył strupy niewiadomego pochodzenia, jeszcze świeże. Wszystko wskazywało na to, że wczoraj wypił więcej, niż się spodziewał. Miał tylko nadzieję, że nie używał tej dłoni w czasie rozmowy z żoną, chociaż fakt, że leżała dzisiaj w nocy obok niego, świadczył, że…
– Tylko czy na pewno leżała? – Z tępym wyrazem twarzy wpatrywał się we wgniecenie po jej stronie łóżka.
Może sam przesunąłem się w czasie snu na drugą stronę, zostawiając ciepłe miejsce po sobie – zaczęło chodzić mu po głowie.
Nie był jeszcze przerażony, choć ku temu było naprawdę blisko. Mimo wszystko bardziej był zawiedziony sobą, a złość na siebie odzywała się w nim coraz mocniej. Pogubił się, a przecież jeszcze kilkanaście godzin temu wszystko było w jak najlepszym porządku, tak jak zawsze powinno było, a wręcz musiało być.
Jego stosunki z żoną były wręcz wyśmienite. Ala pocałowała go nawet, gdy wychodził do baru, a on odwzajemnił pocałunek, jak należało. Teraz nie miał pojęcia, co się stało, a przede wszystkim nie był pewny co do wierności swojej żony.
Poczuł się, jakby był którąś z wymyślonych przez siebie postaci.
Po długich rozterkach zorientował się, że już nic więcej sobie nie przypomni z feralnego wieczoru, dlatego też nie zamierzał się na siłę zadręczać jeszcze bardziej, niż było to konieczne. Musiał po prostu stawić czoła temu, co się stało.
Ubrany jedynie w bokserki wyszedł z sypialni na korytarz, by zakończyć domniemania i dowiedzieć się czegokolwiek. Stara podłoga zaskrzypiała przyjemnie pod jego ciężarem. Dźwięk leciwego drewna niestety przypomniał mu o okropnym obowiązku, który spoczywał na jego barkach od pewnego już czasu, a mianowicie o remoncie.
Zresztą nie tylko parkiet zaczynał go wymagać, choć on sam i jego skrzypienie dawały Radkowi niezrozumiałą, lecz prawdziwą satysfakcję. Gładź na suficie miała kilka małych, ale wciąż powiększających się pęknięć, wokół których farba zaczynała się łuszczyć. Mimo tego według mężczyzny wciąż wszystko wyglądało bardzo schludnie, a nawet te kilka starczych cech nadawało ich mieszkaniu przyjemnego pisarskiego klimatu.
Alicja natomiast co jakiś czas zauważała kolejne niedociągnięcia, o których sumiennie informowała męża. Radek nigdy nie mógł znaleźć na to wszystko czasu, a żona prowadziła z nim wojnę o to już od miesięcy, jak nie lat.
Sam był zdania, że nie wynajmie żadnej ekipy remontowej. Nie było to oczywiście związane z brakiem pieniędzy. On zarabiał znacznie powyżej średniej, a ona potrafiłaby utrzymać się sama ze swojej pensji nauczycielki. Bardziej brała górę jednak jego wrodzona oszczędność. Uważał, że nie będzie wydawał na błahostki, z którymi sam sobie jest w stanie poradzić. No i oczywiście zrobi to lepiej – niestety w bliżej nieokreślonym czasie.
– Może jak już wydam książkę – powtarzał od zawsze.
Książki się wydawały, lata mijały, a korytarz zostawał bez zmian.
Teraz jednak miał ważniejszy cel przed sobą niż karcenie siebie za odwlekanie tego w czasie.
Gdy szedł korytarzem, sylwetka żony powoli rysowała się u jego końcu. Najwyraźniej była zajęta przyrządzaniem czegoś w kuchni, nucąc sobie jedną z tych piosenek, które mogły podobać się tylko kobietom. Nieważne, czy w żeńskiej, czy w męskiej skórze.
Odetchnął z ulgą. Miał już pewność, że karkołomna awantura, w której z pewnością brał udział, nie odbyła się z uczestnictwem jego żony. Spojrzał na opuchniętą nieco dłoń i wzruszył ramionami. Zagadka z pewnością prędzej czy później sama się rozwiąże.
Wraz z uderzeniem ciężkiego zapachu smażonego posiłku, skroń zakłuła go jeszcze boleśniej, a żołądek wywinął fikołka. Ledwo powstrzymał zbierające się wymiociny. Musiał aż przystanąć, opierając się o framugę drzwi, by wyregulować oddech. Za młodych lat często chorował na migreny, toteż każde takie ukłucie wywoływało u niego pewne fantomowe mdłości.
Najwyraźniej chociaż ona spędziła względnie spokojnie dzisiejszą noc – pomyślał po chwili Radek i chwiejnie wszedł do kuchni.
Po raz setny już usilnie starał się przypomnieć sobie jak najwięcej z poprzedniego wieczoru. Nie mając pojęcia o tym, co wczoraj robił, był z góry na przegranej pozycji w sprzeczce z żoną. Na całe jego szczęście zdawało się jednak, że ona nie zamierza się dzisiaj kłócić.
Jego sytuacja wyglądała zgoła inaczej, choć oczywiście musiał dowiedzieć się tego, czego chciał. Zwłaszcza że argumenty, które miał, to zwykłe pijackie plotki, w które wraz z rozbudzeniem przestawał powoli wierzyć. Mimo wszystko zaczynał czuć się coraz bardziej nieswojo. Czuł, jakby lekka złość przeradzała się w coś znaczącego, i właśnie tego się bał, głównie dlatego, że nie widział żadnej przyczyny, by wierzyć temu, co wczoraj nagadał mu jakiś moczymorda. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie potrafi przypomnieć sobie czegoś naprawdę ważnego.
Zawsze karcił sam siebie, gdy nie potrafił panować nad sytuacją, a urwany film był aż nad wyraz tego przykładem.
To, co wydarzyło się moment później, jeszcze bardziej zmusiło go do rozmyślań. Nie było żadnego suchego powitania, którego się spodziewał, czy choćby nabijania się z jego aktualnego stanu.
Żona jakby nigdy nic podbiegła do niego na palcach, by czule się z nim przywitać. Towarzyszył temu intymny uścisk, którego całkowicie się nie spodziewał. Ponadto pocałowała go w policzek, zupełnie nie zwracając uwagi na smród, który z pewnością wydzielał, oraz wczorajszy zarost, który był dla niej nieprzyjemny. Zawsze wyganiała go do łazienki, żeby się ogolił, gdy próbował ją pocałować, a tym razem sama bez słowa go pocałowała.
Jej nabrzmiałe sutki, odznaczające się pod jedwabiem, przywarły do jego klatki piersiowej. Radek, dziwiąc się samemu sobie, odwzajemnił pocałunek od niechcenia i z lekkim obrzydzeniem, którego wstydził się sam przed sobą. Przecież to jego żona, którą codziennie kochał z całego serca. Do dzisiaj każdego kolejnego dnia pragnął jej coraz bardziej i bardziej. Zdał sobie sprawę, że chyba jednak dawał się zwieść zwykłym plotkom, dlatego zażenowany samym sobą nie odezwał się do niej ani słowem.
Wyczuwał jednocześnie niezrozumiałą, lecz najprawdziwszą niechęć do żony.
Przypominało mu to nieco sytuację, w której człowiek wita się z nowo poznaną osobą, lecz od pierwszej chwili za nią się nie przepada, choć nie jest to potwierdzone żadnym zrozumiałym argumentem. Wewnętrznie czuł, jakby jej dzisiejsze powitanie było swego rodzaju przeprosinami, lecz właściwie za co… Bał się swoich myśli, które coraz bardziej się napędzały. Przecież sytuacja ta była nie do zaakceptowania. Znał ją od lat, niemalże na wylot, zresztą tak jak i ona jego.
Nie miał najmniejszej ochoty z nią teraz rozmawiać, ponieważ bardzo bał się swojego impulsywnego zachowania. Od przebudzenia się to wpadał w złość z jakiegoś błahego powodu, to znowu się uspokajał. Jego myśli zbyt szybko zmieniały tor i wydawało mu się to bardzo niebezpieczne również dla niej. Nigdy wcześniej tak się nie czuł. Sama myśl o zdradzie wprawiała go w paskudny morderczy wręcz nastrój.
Niestety, zauważył, że Ala oprócz wspólnego śniadania miała też nieco bardziej intymne plany na dzisiejszy poranek. Nie pamiętał dnia, w którym żona z samego rana miała na sobie delikatny makijaż. Nie wspominając już o tej czerwonej sukience, na widok której nie jeden mężczyzna oddałby królestwo.
Nie mógł sobie przypomnieć, czy miała ją wcześniej, choć kreacja cudownie eksponowała wciąż idealne kobiece kształty. Całe życie uważał, że taka sylwetka zarezerwowana jest tylko dla dwudziestolatek, którą Ala przestała być przeszło dekadę temu. Czuł dumę, gdy jego znajomi odwracali za nią wzrok, ukradkiem pewnie myśląc, że tego nie zauważy. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ zawsze pewny był jej wierności.
Aż do dzisiaj, kiedy to na nowo słowo „wierność” wraz z bólem głowy zmieszało się w jego głowie.
Kuchnia była połączona z salonem okalanym przez taras z wielkimi przeszklonymi drzwiami. Światło poranka wlewającego się przez szyby w cudowny sposób prześwitywało przez materiał, czyniąc go wręcz przezroczystym. Gdy tylko odsunęła się od niego, mógł obserwować każdy skrawek jej ciała, jakby stała przed nim nago. Najwidoczniej nie zaprzątała sobie głowy wybieraniem bielizny. Na taki widok nigdy nie mógł się opanować przed zaniesieniem swojej kochanej żony do sypialni, by w pełni nacieszyć się tym widokiem.
Dzisiaj jednak Radek, patrząc na nią, czuł jedynie obrzydzenie. Myśli kołatały mu pod czaszką bardzo wartkim już strumieniem. Starał się nad nimi zapanować, dlatego skupił je tylko na tym, by obeszło się bez porannej kłótni i by czym prędzej mógł usiąść w salonie, sącząc drinka i w jakikolwiek sposób starać się rozkoszować widokiem dnia, który dopiero budził się do życia. Wiedział, że chwila samotności pomoże mu ułożyć rozbiegane myśli. W ciągu kilku minut plany na wspólne spędzanie czasu zmieniły się w nim bezpowrotnie.
– Nalać ci soku? – zapytała Alicja, wyrywając Radka z zadumy – Zrobiłam nam jajecznicę.
– Ala, przepraszam cię, ale nie czuję się zbyt dobrze i później sam zjem śniadanie – mówiąc to, siadał na kanapie.
Sięgał już dłonią w kierunku pilota od telewizora, gdy nagle telefon jego żony, który leżał nieopodal, rozkrzyczał się głośną wibracją. Gdyby nie ten malutki szczegół, dzień mógłby potoczyć się zupełnie inaczej.
Rozdział I
Pierwsze spotkanie, drink, zdrada, łom, nocna lampka
Alicja miała nieco ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, była atrakcyjną, zgrabną naturalną brunetką. Radek zakochał się w niej wręcz od pierwszego wejrzenia, lecz nigdy nie odważyłby się sam do niej zagadać. Krępowały go relacje damsko-męskie.
Kiedy na pierwszym roku studiów przekroczyła ze swoimi koleżankami drzwi sali wykładowej, nie potrafił jednak oderwać od niej wzroku. O dziewczynach, które ją otaczały, miał natomiast zgoła odmienne zdanie. Nie mógł zrozumieć, czemu ktoś taki jak Alicja, osoba oczytana, potrafiąca się zachować w towarzystwie, spędza czas z wiecznie głośnymi, piszczącymi kretynkami. Jego współlokator zwykł określać je jako „słodko pierdzące”, co bardzo mu się spodobało, i często w głowie powtarzał ten zwrot.
Zawsze zamknięty w sobie Radosław mógł jedynie podziwiać swoją przyszłą żonę z daleka.
Gdy już po jakimś czasie coraz częściej kierowała wzrok w jego stronę, on swojego nigdy nie potrafił na niej utrzymać i tchórzliwie uciekał od jej spojrzeń, czerwieniąc się i przeklinając siebie w duchu.
Trwało to przez cały semestr.
Nieco aspołeczny, cichy wielbiciel miał jednak sporą dozę szczęścia, ponieważ jej przyjaciółki bardzo szybko skończyły karierę na uczelni, a Ala musiała zacząć szukać nowego towarzystwa. Od pierwszego dnia wróżył im właśnie taki los. Dziwił się, że takie osoby w ogóle zaczynają studia. Pewnie zostały zmuszone do zrobienia dyplomu przez nadopiekuńczych rodziców, a nie podjęły studiów z własnych chęci oraz zainteresowań. Przede wszystkim bardzo cieszył go fakt, że nie utrzymały się na powierzchni.
Radek myślał o sobie jako o introwertyku i tak przeważnie się zachowywał. W towarzystwie niechętnie się odzywał nieproszony. Koledzy ze studiów raczej niewiele mogli o nim powiedzieć, nie zwierzał się nikomu. Zresztą nawet dla Ali człowiek, którego kochała, zawsze był zagadką. Przed nią oczywiście potrafił się otworzyć, lecz prawdziwego siebie ukazywał tylko na piśmie w swoich pierwszych krótkich opowiadaniach, które z czasem urosły do pokaźnych rozmiarów, a nawet serii książek.
Pierwszy raz spotkali się poza uniwersytetem, właśnie w bibliotece publicznej, gdzie Radek zatracał się w powieściach grozy. Czytał je, ponieważ tylko one dawały mu wrażenie, że nie jest samotny w swoim nieco mrocznym postrzeganiu świata. Spędzał tam całe dnie oparty o wysłużone drewniane regały. Jedynymi ludźmi, z którymi się kontaktował – czy z chęci, czy z przymusu – byli współlokatorzy. Zresztą i to nie zdarzało się często.
Właśnie gdy czytał debiutancką powieść Stephena Kinga, Carry, podeszła do niego Alicja, wyrywając go z mrocznego świata młodej nastolatki, który bez reszty zaczął go pochłaniać. Na jej widok nie potrafił wyartykułować żadnego słowa. Zrobił się czerwony i nie pierwszy raz w życiu pragnął uciec, lecz ona wtedy uratowała go od tego głupiego pomysłu.
– Biedna dziewczyna z tej Carry, prawda? – zapytała, uśmiechając się tak słodko, że żołądek podjechał mu nie tylko do gardła, lecz wręcz prawie uderzał go o podniebienie. – Cześć, jestem Ala – podała mu rękę – chodzimy razem na ćwiczenia z informatyki. Chociaż odnoszę wrażenie, że nawet mnie na nich nie zauważasz.
Gdy wymawiała ostatnie słowa, jej uśmiech jakby nieco przygasł. Zielone oczy, w które tak często ukradkiem się wpatrywał, teraz uciekły w dół, jak gdyby szukały czegoś na podłodze, na której nie było niczego ciekawszego od kłębków kurzu.
Radek, nie potrafiąc wyartykułować niczego odpowiedniego w tej sytuacji, odpowiedział to, co pierwsze przyszło mu na myśl.
– Też czytasz?
Głupie pytanie, na które oczywiście znał odpowiedź, ponieważ często widywał ją z nosem w książce. Zwłaszcza od czasu gdy została sama na uczelni. W tej chwili to krótkie pytanie musiało najwyraźniej wystarczyć.
Minęło jeszcze sporo czasu, zanim odważył się ją zaprosić na pierwszą randkę. Po tym dniu, w którym spędzili kilka godzin, wdychając zapach starych książek i rozmawiając na wiele tematów, nie miało to już jednak większego znaczenia. Ich drogi ku wspólnemu nieszczęściu niestety nie potrafiły się już rozdzielić.
Ich związek nie rozwijał się zatem nadzwyczaj szybko, a jeżeli zaistniało jakiekolwiek przyśpieszenie, to raczej z intencji Ali niż jej przyszłego męża, który skatował ją, rozpoczynając bardzo chłodny weekend majowy kilka lat później. Mimo swojego bardzo spokojnego podejścia do życia w łóżku Radek spisywał się całkiem dobrze, dzięki czemu Alicja nigdy nie potrafiła powiedzieć nawet jednego złego słowa o ich współżyciu.
Niestety, mimo że robili to dosyć często, Alicja nigdy nie zaszła w ciążę.
Od lat nie mogła się z tym pogodzić. Winiła za to tylko siebie, choć było to skrajnie niesprawiedliwe, ponieważ nigdy nie wykonali nawet żadnych badań.
Kłótnie w ich związku zdarzały się raczej rzadko. W odróżnieniu od innych par, które Radek uważał za poniekąd spaczone, opierały się one na poważnych kwestiach, a nie zwykłych głupich impulsach. On sam od momentu skończenia studiów i wydania pierwszej książki zyskał wiele pewności siebie. Alicja bardzo mu w tym pomogła, zawsze była dla niego największym wsparciem. Bez niej z pewnością nie rozpocząłby takiej kariery.
Sam, szukając dalszej inspiracji do pisania, zaczął uprawiać sport, chodzić na siłownię. Od pamiętnego pierwszego roku studiów przytył piętnaście kilogramów. Teraz ważył już przeszło osiemdziesiąt pięć. Przy wzroście niespełna metr osiemdziesiąt mógł już muskulaturą zawstydzić niejednego nastolatka.
Dzień, który miał rozpoczynać ich cudowny weekend spędzony tylko we dwoje, zaczął trwający wiele dni koszmar. Zmienił całe ich życie, a mimo tego, co Radek zrobił po dostaniu się do sypialni swojej kochanej żony, to właśnie jego życie zmieniło się najbardziej.
Był kimś innym, Radosław Milej odszedł, pojawił się prawdziwy potwór, którego nic nie potrafiło zatrzymać. Z wyjątkiem jego samego.
*
Radek zastanawiał się, jak do tego doszło, zmywając tych kilka szkarłatnych kropel z blatu kuchennego. Pamiętał jedynie, że nie był w stanie zapanować nad sobą. Zobaczył ukradkiem, że do jego żony zadzwonił kolega z pracy, Dawid, o którym sporadycznie wspominała mu Ala. Niestety, był on również tym, o którym usłyszał poprzedniego dnia.
Od tego telefonu wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Od szybkiej i bardzo burzliwej wymiany zdań, której motywem przewodnim była zazdrość w takiej skali, o jaką nigdy by siebie nie posądzał, po argumenty siłowe, których teraz siedząc samotnie po wszystkim, się wstydził. Czuł się wtedy jak w amoku. Nigdy wcześniej nie uderzył swojej ukochanej i mimo tego, co się wydarzyło, wciąż miał nadzieję, że już nigdy tego nie powtórzy. Miotały nim skrajne emocje – od dalszej złości na Alę, po bezkresną miłość, którą nadal ją darzył.
Dopiero po wszystkim zaczął drżeć na całym ciele w panice, że zrujnował ich małżeństwo, nie dając swojej żonie zbyt wiele czasu na wyjaśnienia. Nie pamiętał zresztą żadnego argumentu, którego ona użyła, by się wytłumaczyć. W taki wpadł trans.
Dziwił go natomiast fakt, że w czasie pierwszego uderzenia nie czuł praktycznie żadnych emocji. Zachowywał się wtedy jak maszyna, jak niejedna wymyślona przez niego postać. Dziwił się, że tak niewielka granica istnieje w jego głowie. Właśnie to go teraz przerażało, a zarazem w pewien niezrozumiały sposób podniecało.
Wewnętrznie jakby wiedział, że ona zasłużyła na to wszystko, choć wciąż nie potrafił siebie wytłumaczyć z tego, co zrobił. Przecież to był tylko zwykły telefon, a jednak zadziałał jak zapalnik. On wcale nie musiał oznaczać tylko jednego. Radosław czuł niesamowitą złość na siebie, że zrobił coś tak nierozsądnego. To wcale nie pasowało do jego stylu bycia, do jego przekonań, a przede wszystkim do wartości, którymi kierował się przez całe życie, aż do tego poranka.
Wsłuchując się w szlochy dobiegające z sypialni, do której uciekła, spoglądał na czerwień spływającą spomiędzy silnie zaciśniętych pięści. Rany na kłykciach otworzyły się na nowo. Najwidoczniej wczoraj pięści nie napracowały się wystarczająco.
Wsadził ręce do zlewu kuchennego, odkręcił kurek z zimną wodą i koił się jej przyjemnym chłodem. Opuchnięta dłoń mimo tego, że piekła okropnie, to po zaledwie kilku sekundach była pełna wdzięczności za ten gest. Przytrzymał ją dłużej pod spływającą wodą, a później zaczął nią oblewać również twarz, by choć trochę oprzytomnieć.
Wiedział, że doszedł do momentu, w którym nie może popełnić żadnego najmniejszego błędu. Od przebudzenia czuł się na straconej pozycji, ale ta, na której znalazł się aktualnie, była wręcz tragiczna.
Musiał teraz zrobić wszystko, by żona mu wybaczyła ten jeden jedyny przypadek.
Tworzyli przecież od tylu lat tak idealną parę. Zawsze byli dla siebie wsparciem i wzajemnie się uzupełniali.
Starał się dać im jak najwięcej czasu na uspokojenie, by znów impulsywnie nie zrobić czegoś, czego mógłby później żałować. Nie wiedział jeszcze, jak naiwne było to myślenie.
Musi mi to wybaczyć… Musi – powtarzał sobie w myślach.
W tej chwili przyrzekł przed sobą, że choćby zdrada okazała się prawdą, to jej ją wybaczy. Nie zamierzał już nigdy uderzyć swojej kochanej Ali. Miał w tym życiu tylko ją i naprawdę darzył ją najszczerszą miłością.
Zaczynał myśleć racjonalnie, dlatego wiedział, że nie musi się śpieszyć również z innego powodu. Jej telefon wciąż znajdował się w zasięgu jego wzroku i mimo że każde spojrzenie na niego niemal go zamrażało, to poczuł ogromną ulgę, że na razie nic nie powinno mu grozić.
Nie mieli telefonu stacjonarnego, a tym bardziej nie trzymaliby go w sypialni. Czuł się bezpiecznie, miał na wszystko czas. Wciąż krwawiące dłonie wytarł w ręcznik kuchenny i zrobił sobie drinka.
Po raz kolejny skierował się ku kanapie, założył nogę na nogę, wziął pokaźny łyk, aż na nowo przyjemnie zaszumiało mu w głowie, i wraz z napływającą ulgą próbował dotrzeć, dlaczego tak łatwo wpadł w furię.
Siedział tak, machając nonszalancko stopą, gdy w tle słychać było płacz Alicji. Jemu wydawało się, że zaczyna na nowo panować nad sytuacją, lecz gdyby ktokolwiek zobaczył go teraz tak siedzącego i usłyszał melodię, która temu towarzyszyła, to z pewnością uznałby go za kompletnego wariata.
Jego ojciec zdradził mamę i dlatego ich małżeństwo legło w gruzach, co zrujnowało jego spokojne dzieciństwo. Przez to wszystko zamknął się w sobie i przez wiele lat nie potrafił z nikim nawiązać poważniejszych relacji. Tylko z nią mu się to udało i nie mógł sobie wyobrazić, by ona mogła go zostawić dla innego. Zadając żonie pierwszy cios, czuł lekkie déjà vu.
Wiedział oczywiście, że wczoraj z kimś się bił, lecz kim ten ktoś mógł być? Może z tym całym Dawidem? To mogłoby jakoś wyjaśnić, dlaczego dzwonił dzisiaj do Alicji. Może domysły Radka nie były jednak prawdziwe? Może po prostu Dawid chciał się z nim pogodzić? Radosław zostawił jednak telefon i to, co się na nim znajdowało, ponieważ nie mógł go nawet odblokować.
Dziwne było to, że nie znał jej hasła. Nigdy nie potrzebował, ponieważ zawsze sobie ufali i tyle prywatności starali się wzajemnie zachowywać.
Musiało minąć bardzo dużo czasu, zanim szloch w sypialni nieco przycichł. Wciąż jednak było słychać, jak jego ukochana pociąga nosem. Mimo wszystko wydawało się, że lepszej okazji Radek chyba już mieć nie będzie. Opróżnił zresztą szklankę z jej zawartości. Na następnego drinka nie miał ochoty, ponieważ ten wystarczył, by ostudzić emocje. Poranny kac zamienił się w lekkie pulsowanie skroni, które pozwoliły mu wyrównać myśli.
Wstał, odstawił szklankę na blat kuchenny i ruszył korytarzem.
Powoli zaczynał przyznawać przed samym sobą, że obudził się dzisiaj z uczuciem, jak gdyby stał się zupełnie innym człowiekiem. Czuł się w swoim ciele momentami jak intruz, dużo emocji zderzało się ze sobą. Jakby jego życie w jednej chwili obróciło się do góry nogami i po dzisiejszej sprzeczce zauważył, że faktycznie tak się stało.
Alkohol zaczynający szumieć powoli w głowie tym bardziej skłonił go do przemyśleń. Nie należały one jednak do najracjonalniejszych. Całe jego wcześniejsze zachowanie skumulowało się właśnie w tej jednej chwili, w której stał przed drzwiami sypialni i zastanawiał się nad pociągnięciem za klamkę tych ciężkich, wysłużonych, lecz wciąż eleganckich drewnianych drzwi, oraz powtarzał sobie jak mantrę, co powinien zrobić, żeby to wszystko zakończyło się pozytywnie.
– Ala? Czy wszystko jest w porządku? Czy nic ci nie zrob… – Urwał. – Nic się nie stało?
Czuł strach przed konsekwencjami. Zrobił krzywdę jedynej osobie, którą naprawdę kochał. W tej chwili naprawdę tliła się w nim jeszcze chęć do naprawienia wszystkiego i przeproszenia żony.
– Gorsze małżeństwa potrafiły przetrwać większe kryzysy – rzucał bezsensowne argumenty, starając się załagodzić w jakiś sposób sytuację. – Kochanie, wpuść mnie do środka… – wycedził, a głos zauważalnie mu się załamał.
Z pokoju w dalszym ciągu dobiegały tylko urywane dźwięki szlochu żony, które wgryzały się upiornie w jego uszy. Było mu potwornie żal tego, co jej zrobił, lecz alkohol zaczynający w nim buzować wprawiał go w złość na siebie, na nią, na całą sytuację.
– Ala… Nie zmuszaj mnie, bym znalazł inny sposób na otworzenie tych drzwi… Naprawdę chcę tylko porozmawiać – starał się ją przekonać na różne sposoby.
Stał, czując się jak idiota, wciąż powtarzając teksty wyciągnięte z najtańszych seriali, by tylko przekonać ukochaną do zmiany decyzji.
Odezwała się w końcu, lecz nie spodziewał się tego, co usłyszy.
– Nie wystarczyło ci to, co zrobiłeś przed chwilą, skurwielu?! Dawid miał rację co do cieb…! – Nagle przerwała krzyk, jakby niechcący zdradziła sekret, o którym nie miał się dowiedzieć.
Najpierw ten telefon od niego, a nawet po tym, co się stało przed chwilą, ona dalej o nim mówi… – pomyślał.
Furia wróciła ze zdwojoną siłą. Poczuł lodowaty pot ściekający ze skroni, wpatrywał się w swoje pięści. Zaciskał je w taki sposób, że rany na nowo się otworzyły. Jego żona, którą tak bardzo kochał przez te wszystkie lata… Sam był jej bezgranicznie wierny, a to właśnie ona ośmieliła się nazwać go skurwielem…
Ten Dawid…
Kolejny raz stracił panowanie nad sobą i szybkim krokiem poszedł do kuchni. Wejście do piwnicy stanowił stary drewniany właz przykryty dywanem, na którym stał stół jadalniany. Radek zawsze marzył, że będzie mógł przy nim spędzać poranki z pełną rodziną, której jednak nigdy się nie doczekał.
Ta kurwa mnie zdradziła. – Słyszał głos w swojej głowie.
– Dlatego tak się wypindrzyła dla mnie jak jakaś dziwka, naprawdę chciała oczyścić swoje sumienie – mówił jakby nie swoim głosem.
Szedł z powrotem w stronę kuchni i argumentował bolesną prawdę, w którą wierzył całym sobą.
– O, ja jej zaraz w tym pomogę – powiedział, chwytając za rant stołu.
Rok temu dwóch pracowników lokalnego sklepu meblowego miało olbrzymi problem z poskładaniem go w całość i umieszczeniem w miejscu wskazanym przez Alę. Teraz on, prowadzony czystą furią, potrafił jednym ruchem przesunąć go na drugi koniec kuchni, gdzie chybocząc, uderzył o ścianę szafki na naczynia, aż szkło wewnątrz niej zabrzęczało.
Kopniakiem odepchnął dywan, który skotłował się, opierając o stół. Jednym szarpnięciem otworzył wejście. Zaskrzypiały zawiasy, a sekundy później, ciężka kładka uderzyła o drewnianą podłogę, żłobiąc pojedyncze, choć głębokie bruzdy.
Nie straciwszy nawet chwili na włączenie światła, paroma susami zszedł, a raczej zeskoczył w mrok pomieszczenia. Zakręciło mu się w głowie, a przed oczami zaczęły wirować czarne plamy, mimo wszystko nie spowalniał swych ruchów. Przed sobą miał całkowitą ciemność, lecz doskonale wiedział, czego szuka i gdzie się to znajduje.
Czerwona od na nowo spływającej krwi dłoń złapała za przerdzewiały stary łom, który był już tutaj, gdy kupili ten wysłużony domek. Na początku dziwiło go, dlaczego poprzedni właściciele trzymali go właśnie w piwnicy, a nie w garażu, gdzie pewnie byłby bardziej użyteczny. Najwidoczniej potrzebowali go do jakichś drobnych porządków w piwnicy, demontażu starych mebli czy czegokolwiek.
Oni nie potrzebowali tego pomieszczenia, dlatego klapę zakryli dywanem oraz postawili na niej stół, żeby nie chodzić po wyżłobieniach, które powstawały nad uchwytem do otwierania. Nie chcieli całkowicie likwidować tego miejsca, ponieważ uważali, że zawsze mogłoby być do czegoś potrzebne w przyszłości.
Już jakiś czas temu zamierzał przenieść łom do garażu, lecz dzisiaj poczuł ponurą satysfakcję, że wiecznie to odkładał. Potrzebował go teraz do własnych drobnych porządków, które musiał wykonać w swoim małżeństwie, choć słowo „demontaż” dużo lepiej w tym momencie opisywało to, co zamierzał zrobić.
Najwidoczniej od samego początku ten łom miał pewne zadanie do wykonania. Gdy Radek z nim wychodził, w jego umyśle utworzył się plan, który miał go doprowadzić do szalonej perfekcji w zrujnowaniu swojego sielankowego życia.
Przeszedł przez korytarz, ciągnąc zdobycz po drewnianej podłodze, gdzie zostawiała ponury ślad. Nie zależało mu już na niczym, a tym bardziej na starym domu, który kupił przecież tylko po to, by uszczęśliwić tę krowę.
Po raz kolejny stojąc przy drzwiach, nie był już w stanie racjonalnie myśleć. Furia, która siedziała w nim od samego rana, w pełni zapanowała nad jego głową… Dwukrotnie uderzył łomem w środek drzwi, starając się narobić jak największego hałasu, by tylko jak najbardziej ją wystraszyć, co wręcz fizycznie go podniecało.
– Otwórz te cholerne drzwi! – krzyknął, a raczej głośno zasyczał przez zaciśnięte zęby.
– Nie – odpowiedziała łamiącym się głosem. – Boję się.
Próbował wcisnąć łom między zamek a framugę, lecz szczelina okazała się zbyt płytka.
Uderzył zatem kilkukrotnie w łączenie, aż posypało się kilka drzazg.
– Przestań! – krzyknęła jego żona, lecz on nie zwracał już uwagi na jej krzyki.
Po pewnym czasie dał radę wślizgnąć ramię łomu pomiędzy zamek a framugę. Podejrzewał, że będzie musiał się z nimi siłować dosyć długo i w ostateczności prędzej sam opadnie.
Zamek był jednak dużo bardziej wyrobiony, niż Radek się spodziewał.
Zaparł się z całych sił, drzwi przyjemnie zaskrzypiały w zawiasach, a zapadka wyślizgnęła się z zamka. Powoli otworzył drzwi, nadając tej scenie jeszcze mroczniejszy wydźwięk. Pragnął, by żona bała się tak jak żaden jego czytelnik w czasie czytania jego książek. Kilka sekund później stał już przed Alą, dla której trwały one pewnie wieczność.
Skulona w kącie, nie rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło, płakała teraz bardzo głośno, wystawiając otwarte dłonie w stronę swojego męża, jakby chciała wyczarować barierę, która ją przed nim obroni. Dłonie Alicji były mokre od łez, a małe ślady krwi barwiły słone krople na różowo.
– Radek, co ty robisz?! Że… że Dawid?
Były to jej ostatnie słowa, które wypowiedziała bardzo słabym już głosem.
Mąż, stojąc z łomem w ręku, wpatrywał się w żonę z zaciśniętymi zębami. Cała ta kiedyś olbrzymia miłość była w tym momencie bardzo głęboko pogrzebana przez złość i już teraz nic nie było w stanie go powstrzymać przed tym, co miał zamiar zrobić.
Młode małżeństwo przekonało się właśnie, jak cienka granica jest między miłością a nienawiścią. Od tej chwili Alicja była przytomna zaledwie pół minuty. Po trzecim potężnym uderzeniu, krwawiąc namiętnie z ust oraz z nosa, osunęła się martwa po ścianie, uderzając barkiem w szafkę nocną.
Lampka, która stała na niej, po raz drugi już dzisiaj się zatrzęsła, lecz i tym razem nie spadła. Najwidoczniej miała jakieś zadanie do wykonania. Była to ukochana lampa Ali, kobieta postawiła ją po swojej stronie, by Radek mógł codziennie ją dla niej wyłączać. Ten mały romantyczny gest sprawiał jej zawsze olbrzymią satysfakcję, a Radkowi nigdy to nie przeszkadzało, ponieważ bardzo kochał swoją żonę.
Na klosz spadły trzy krople krwi. Niestety, nie zostały już nigdy przez nią wyczyszczone.
Otrzymując wolną rękę od żony, Radek już wiedział, co powinien zrobić, i tym razem zamiast odnieść łom do piwnicy, odniósł tam razem z nim przerzuconą przez bark martwą żonę. Wydawała mu się bardzo lekka, jakby nie tylko życie z niej uleciało. Gdy zamykał właz, widział w promieniu światła jej twarz zwróconą w jego stronę, jakby oczekiwała odpowiedzi na wszystkie pytania, których nie zdążyła nawet zadać.
Radosław stał teraz w kuchni, a jego umysł był niemal całkowicie wypruty z emocji. Dlatego jedyne, co czuł, to najzwyczajniejszy głód i zmęczenie po ciężkiej pracy, którą wykonał.
Zjadł na wpół dokończone śniadanie, które przygotowywała dla niego była żona. Chwilę później poszedł się przespać jakby nigdy nic. Potrzebował choć chwili odpoczynku po dobrze wykonanym zadaniu. Wiedział, że zabicie żony to dopiero początek. Miał jeszcze wiele spraw do załatwienia.
Rozdział II
Sen, synek, bójka w barze, telefon, porządki
Drzemka trwała nie dłużej niż dwa kwadranse. Sen dał mu marne złudzenie tego, że jeszcze kiedyś będzie normalnie.
We śnie tym, choć okropnym, Radek przebaczył żonie zdradę, a w kilka miesięcy po tym urodził im się prześliczny synek, o którym zawsze skrycie marzył.
Mały chłopczyk biegający bez przerwy za piłką po ich podwórku.
Wiecznie spocony z włosami przyklejonymi do czoła, które co chwilę starał się odgarnąć.
Radek stał ze swoją ukochaną w ich wielkich tarasowych drzwiach i czule obejmował ją w pasie. Obrócił się, by skraść jej pocałunek, lecz jej twarz nagle zaczęła się zmieniać.
Spod rozwianych czarnych włosów powoli sączyła się krew. Radek odruchowo dotknął Alicję w miejscu, które wydawało się jej źródłem. Mimo jego bardzo delikatnego, a wręcz czułego dotknięcia czaszka zapadła się do środka i buchnęła jeszcze obfitszym strumieniem krwi.
Cofnął dłoń, a na niej spostrzegł drobne kawałki kości, niczym małe drzazgi, które powbijały mu się w skórę. Jego kochana żona zaczęła rozpadać się na jego oczach, a krwawe strzępy spadały na ziemię. Niektóre nawet opadały powoli, rozbujane przez wiatr niczym jesienne liście, i lądowały na jego stopach, zdobiąc je szkarłatem.
Podniósł głowę i zobaczył jej zdruzgotaną twarz. Oko, które znajdowało się jeszcze na swoim miejscu, nie odrywało od niego spojrzenia. Było to spojrzenie pełne miłości, które zarezerwowane było zawsze wyłącznie dla niego. Teraz sprawiało mu ono niemalże fizyczny ból. Drugi pusty oczodół wypełniała czerń. Poniżej były jej zęby, widoczne poprzez brutalnie rozerwany przez niego policzek. Wielu spośród nich nie było już na swoim miejscu.
Mimo wszystko najbardziej przerażającym widokiem był ten, który niemal wcale się nie zmienił. Pełne usta pozostały takie, jakie pamiętał i jakie kochał. Piękne, równe, czerwone wargi, którym tak wiele w życiu skradł pocałunków. Ułożone były właśnie do jednego z nich, a krew zalewała je, dając im barwę, jakiej nie udałoby się uzyskać z pomocą nawet najlepszej szminki.
Odruchowo odsunął się z obrzydzenia.
Znowu mógł widzieć ich małego synka, który szedł teraz w ich stronę. Starał się skupić na nim wzrok, lecz i to nie dodało mu otuchy. Czarne włosy odklejały się od spoconego czoła i zsuwały po twarzy, która to przestawała przypominać ludzką. Uśmiech rozszerzał się z każdym krokiem. Syn przypominał pewnego złoczyńcę z komiksów, które uwielbiał za swoich młodych lat. Po chwili był nawet szerszy od niego i zaczął ukazywać wielkie ostre zęby.
– Tato, nie uciekaj od mamy, daj jej buzi – powiedział głosem nawet w najmniejszym stopniu nieprzypominającym chłopięcego.
Włosy na całym ciele stawały dęba. Dźwięk głosu jego syna przypominał dźwięk zardzewiałych zawiasów drzwi, które tak niedawno otwierał, by zabić swoją żonę.
Słowa utknęły mu w gardle, a widmo jego żony i syna zbliżały się do niego nieustannie. Było bliżej i bliżej, zmniejszając mu coraz bardziej pole widzenia. On, oparty o wielkie szyby tarasowe, nie był w stanie uciec. Upiorna twarz Alicji zbliżała się coraz bardziej, a synek obok niej bił brawo dłońmi zakończonymi wielkimi, długimi pazurami, które postukiwały o siebie przy każdym oklasku.
W chwili, gdy Radek poczuł smak krwi na własnych ustach, obudził się, drżąc na całym ciele. Poduszka oraz materac ociekały od jego potu oraz łez.
Długo trwało, zanim się opanował. Na przemian krzyczał do pustego wnętrza, płakał, by za moment znów wydzierać się, nie zwracając uwagi na nic poza swoją wściekłością.
W tej chwili było mu żal tego, co zrobił, i tego, co się stało. Doskonale jednak wiedział, kogo może za to winić. Gdy tylko sobie to uświadomił, zaczął się śmiać, aż trudno mu było się powstrzymać, a łzy ściekały obficie kącikami oczu.
Musiał pozbyć się tego skurwysyna Dawida, który pojawił się, by odrzeć jego życie z marzeń u boku pięknej, mądrej, a przede wszystkim bardzo wyrozumiałej żony. Widział go kilka razy w życiu, lecz rozumiał, że mimo swojej dobrej formy w zwykłej bójce nie miałby z nim raczej żadnych szans.
Kochanek żony był wysoki. Wydawało mu się, że ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Do tego jego barki należeć mogłyby do zawodowego futbolisty. Radek nie zamierzał ryzykować i wdawać się w żadne honorowe pojedynki. Zwłaszcza że odbijanie cudzych żon również nie należało z pewnością do zachowań honorowych.
Żądza mordu, z którą zapoznał się dzisiaj rano, miała zupełnie inne zamiary co do kochasia żony. Plan bardzo szybko ułożył mu się w głowie niczym scenariusz do kolejnej powieści. Kto wie, może kiedyś nawet spisze to opowiadanie. Wymyśli tylko imiona, doda kilka szczegółów i jeszcze na tym zarobi.
Uśmiechnął się na tę myśl. Wstał i poszedł do kuchni, gdzie na stole wciąż leżał telefon Alicji, której już nigdy więcej nie będzie on potrzebny. Podniósł go, próbował odblokować, lecz przed jego oczami pojawił się tylko komunikat, by wprowadzić specjalny kod.
– Kurwa, znowu to hasło. – Uderzył pięścią w blat.
Spróbował przypomnieć sobie, jakie wzory miała jeszcze w starszych telefonach, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Kilka razy zakończyło się to niepowodzeniem i wiedział, że kolejne mogą skutkować zablokowaniem komórki, a bardzo jej potrzebował do zorganizowania tego wszystkiego, na co Dawid sobie sam zasłużył…
Teraz gdy porządnie się wyspał i pozbył nieco alkoholu z krwiobiegu, pamiętał dużo więcej. Widział przed oczami satysfakcję tego policjanta alkoholika, gdy zdradzał mu sekrety jego żony. Dzisiaj był mu nawet za to wdzięczny, lecz wczoraj wynikła z tego niemała awantura i wymiana nie tylko słownych argumentów. Skutkowało to napuchniętą i poprzecinaną dłonią, która go tak z rana zastanawiała.
Gdy emocje po bójce opadły, nie był w stanie nawet odblokować telefonu, a czytnik linii papilarnych nie potrafił go rozpoznać, przez co musiał wracać pieszo.
Chęć wyjaśnienia wszystkiego z żoną uciekła wraz z pamięcią…
Krążył nerwowo po kuchni, wspominając wczorajszy wieczór, a telefon ściskał ze złością w poranionych dłoniach. Miał ostatnią próbę, nie mógł się pomylić, lecz w tej chwili ciągle przypominał sobie, jak niedawno zmywał ślady pozostawione przez zakrwawione dłonie.
– Zakrwawione dłonie… Czytnik linii… – powiedział i nagle w przypływie euforii zaczął biec w stronę włazu do piwnicy.
Uderzył piszczelem o krzesło, ból był okropny, lecz Radek nawet się tym nie przejął, był zbyt podniecony. Wskoczył do ciemnego pomieszczenia, zupełnie zapominając o schodach, ale jakimś cudem udało mu się nie spaść, mimo że noga powoli zaczynała mu doskwierać.
Gdy zobaczył swoją byłą żonę, w pierwszej chwili wydawało mu się, że zwłoki leżą w nieco innej pozycji niż je zostawił. Zwalił to na alkohol oraz emocje, które towarzyszyły zabójstwu żony. W takich okolicznościach miał prawo coś przeoczyć. Teraz jednak nie mógł niczego pominąć.
– Ta nowa technologia jednak czasem się przydaje. – Uśmiechnął się upiornie, przyciskając opuszkę jej palca do telefonu.
Ekran rozbłysnął, pojawiło się kilka powiadomień. Żadne jednak nie przykuło jego uwagi. Zabrudzoną zasychającą powoli już krwią komórkę wytarł delikatnie o ubranie Ali, żeby niczego przypadkiem nie uruchomić.
W podziękowaniu pocałował ją w policzek i wyszedł wpatrzony w lśniący wyświetlacz – jedyne źródło światła, dzięki któremu w ciemności nie było widać niczego innego prócz szerokiego uśmiechu zdobiącego jego twarz. Uśmiech ten ukazywał niemal wszystkie jego zęby, które w ciemności wydawały się niezwykle ostre.
Był dumny ze swojego pomysłu. Jak wszystko potoczy się, jak powinno, to w bardzo prosty sposób zemści się na tym skurwysynie podrywającym cudze żony.
Na samą myśl o niej uśmiech spełzł mu z tej upiornej twarzy. Mimo wszystko dobrze im się wspólnie żyło. Zawsze uważał ich za dobrane małżeństwo. On starał się zapewniać im życie na dobrym, lecz niewygórowanym poziomie.
Ona, nie dość, że sama dokładała swoją cegiełkę finansową do tego wszystkiego, co posiadali, to jeszcze była naprawdę dobrą gospodynią. U nich zawsze panował porządek, z którego Radek był niezmiernie dumny. Teraz wszystko pozostało tylko na jego głowie i szybko przypomniał mu się obrazek sypialni, którą zostawił, łagodnie mówiąc, w nie najlepszym stanie.
Wstał czym prędzej i zaczął się rozglądać po kuchni, szukając czegokolwiek, co mogłoby się komuś rzucić w oczy. Nie znalazł jednak niczego, co mogłoby świadczyć o awanturze. Może z wyjątkiem krzywo stojącego stołu, którego jednak nie zamierzał na razie odstawiać. W najbliższych dniach jeszcze wielokrotnie będzie musiał schodzić do piwnicy. Był o tym święcie przekonany.
Żadnych innych śladów awantury nie dostrzegł, z czego był piekielnie zadowolony.
Ich sypialnia wyglądała zgoła inaczej, ślady krwi były niemalże wszędzie. Szafka nocna po jego stronie łóżka, przy której Alicja próbowała się przed nim schronić, wręcz cała zmieniła barwę z jasnego brązu na kasztanowy. O dziwo, z lakierowanej powierzchni plamy znikały wręcz od dotknięcia.
Miał również szczęście, że ściany sypialni pokryte były łatwo zmywalną farbą. Zdecydowali się na nią z myślą o dzieciach, które już nigdy nie miały tutaj zamieszkać. Uwinął się z tym w ciągu zaledwie kilku minut, mimo że ściana była niemal cała pokryta kropkami, które musiały latać po całym pokoju w trakcie ich kłótni.
Najwięcej czasu zajęło mu szorowanie dywanu z długim włosem, który Alicja dostała od niego na rocznicę. Zawsze uważał, że dywan to jedynie więcej problemów podczas sprzątania, lecz skoro zawsze o takim marzyła, to w końcu się zgodził. On rzadko zajmował się porządkami, więc nie irytowała go codzienna pielęgnacja dywanu mająca na celu utrzymać go w należytym stanie.
Cieszył się jedynie z drobnych przyjemności takich jak dotknięcie miękkiego materiału zaspanym ciałem każdego poranka.
Teraz nie miał kto go wyręczyć, toteż dwie godziny sprzątał i szorował bez chwili wytchnienia. Od zimnej wody zaczynały go już boleć wszystkie stawy w dłoniach, ale się nie poddawał. Zostały mu jedynie drzwi, lecz dzięki temu, że zamek szybko puścił, miały tylko lekkie wystrzępienie w jego okolicach.
Radek powyciągał kilka sterczących drzazg. Wydawało mu się, że nikt nie powinien na nie nawet zwrócić uwagi. Zwłaszcza że drzwi te nie należały do najmłodszych. Zresztą w pojedynkę nie był w stanie podnieść ich na tyle, by wysunęły się ze starych zawiasów. Siła, która jeszcze jakiś czas temu mu towarzyszyła, opuściła go na dobre.
Po krótkich oględzinach stwierdził, że na razie musi to wystarczyć. Przewiesił jedną ze swoich koszulek przez klamkę i pozostawił otwarte drzwi. Teraz widać było tylko uśmiechniętego maneki-neko, który wisiał na drzwiach, nie mając najwidoczniej o niczym pojęcia. Radosław będzie musiał się tym później zająć, lecz teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. Jego ubrania były brudne od krwi, aczkolwiek ich nie zamierzał już czyścić, tylko po prostu wyrzucić.
Coraz wyraźniej mu świtało, że jego życie wcale nie kończy się w tym momencie. Musiał jedynie zrobić wszystko, by nie wpaść, dopóki nie wyniesie się z tej dziury, której już nigdy nie będzie mógł nazwać domem.
W pośpiechu nie zwrócił uwagi na kilka plamek, które znajdowały się na abażurze lampki nocnej.
Rozdział III
Rozpoczęcie roku szkolnego, rozgrywki, przygotowania, spotkanie z trenerem
Dawid już od wielu lat był nauczycielem wychowania fizycznego w miejskiej szkole podstawowej. Prowadził też zajęcia pozalekcyjne dla starszych chłopaków, którzy chcieli trochę więcej nauczyć się o koszykówce.
Sam nie grał już zbyt wiele. Lata sportowej świetności dawno minęły, niestety, przeszłe kontuzje pozostały z nim do dzisiaj. Wciąż jednak mógł się pochwalić formą nawet w znacznie młodszym gronie. Ponadto był uważany za bardzo przystojnego, lecz mimo wszystko nadal pozostawał kawalerem.
Koleżanki z pracy często się za nim obracały, aczkolwiek on kulturalnie udawał, że tego nie zauważa. Niektórzy mówili, że odrzuca zaloty z powodu swojej odmiennej orientacji. Najwidoczniej poprzez rozsiewanie kolejnych plotek kobiety starały się odreagowywać na nim za odrzucenie i naruszone ego.
Kochał tę pracę, lecz chwilami szczerze nie znosił otaczających go ludzi. Tych uważał za bardzo wścibskich z natury, co było dla niego co najmniej irytujące. Tym bardziej jeżeli cokolwiek dotyczyło ich ukochanych dzieci, które najczęściej okazywały się diabłami wcielonymi niepotrafiącymi zachowywać się, jak przystało.
Grono nauczycielskie wcale nie odbiegało od tej normy. Każdy starał się wtrącać niemalże we wszystko. Od sposobu prowadzenia lekcji innego nauczyciela po oczywiste naruszanie ich domowej prywatności.
Dawid nie rozmawiał zbyt często z pozostałymi nauczycielami. Starał się nawet nie wyrażać swojego zdania na ogólne tematy poruszane w pokoju nauczycielskim, by czasem nie zawiązała się niepotrzebna dyskusja.
Interesowała go jedynie sala gimnastyczna i rzeczy z nią związane, o które naprawdę potrafił zawzięcie walczyć. Notoryczne próby ingerowania w jego życie i dowiedzenia się o nim jak najwięcej wprawiały go natomiast w podły nastrój.
Przez to jedynie jeszcze bardziej się od wszystkich izolował. Przesiadywał z pozostałymi tylko wtedy, gdy nie miał innej możliwości.
Zapowiadał się kolejny rok nieudolnych zalotów do starzejącego się i nędzniejącego sportowca. Nie było to zbyt pochlebne ani do końca prawdziwe, lecz właśnie tak sam o sobie myślał. Jedynym, co go interesowało i mobilizowało, były coroczne rozgrywki, które stanowiły dla niego wręcz nieodłączną część pracy.
Ten rok miał wszystko odmienić, lecz on jeszcze nie miał o tym pojęcia. Nie wiedział, że się zakocha… Zakocha się w kobiecie, w której zakochać się nigdy nie powinien, a w nie tak dalekiej przyszłości ta znajomość okaże się drastyczna w skutkach.
Alicja pojawiła się na początku września, została zatrudniona na ostatnią chwilę na zastępstwo za inną nauczycielkę języka polskiego, która zmuszona została do urlopu macierzyńskiego.
Oprócz małych incydentów życie w szkole biegło jak zwykle – swoim wyrobionym i straszliwie nudnym torem. Od dzieci do dzieci, od rodziców do rodziców.
Wszystko jednak się zmieniło dla Dawida wraz z początkiem września, kiedy spotkał Alę po apelu z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, w którym nauczyciele byli zobowiązani uczestniczyć. Okazało się, że to właśnie on musiał prowadzić całą uroczystość, ponieważ informatyk w tej szkole był informatykiem chyba tylko z nazwy i nigdy nie można było na nim polegać. Kiedy Dawid wszedł do sekretariatu, by oznajmić, że będzie potrzebował dwóch osób do pomocy przy chowaniu głośników do magazynu, zastał tam nikogo innego jak właśnie Alicję.
– Dzień dobry – powiedziała do wchodzącego do gabinetu mężczyzny Ala.
– Dobry – odpowiedział niechętnie, nie tracąc nawet chwili na zaszczycenie jej swoim spojrzeniem. – Kasia, bądź tak miła i poproś tych dwóch leni, co udają, że są tutaj konserwatorami, żeby przyszli do mnie – zwrócił się bezpośrednio do kobiety siedzącej za drewnianą ladą. – Trochę będzie dla nich roboty przy znoszeniu rzeczy z placu.
Kończąc, odwrócił się, a gdy już trzymał dłoń na klamce, usłyszał, jak ktoś cichutko chrząka z wyczuwalną dezaprobatą, na co odwrócił się lekko poirytowany. Była to ta kobieta, którą z miejsca uznał za zwykłą petentkę. Rodzica, który przyszedł najprawdopodobniej załatwić jakąś sprawę w sekretariacie.
– Jestem Ala, będziemy razem pracować i chyba dobrze by było, gdybyśmy się sobie przedstawili, nie sądzisz? – Mimo nieco pouczającego tonu na jej twarzy malował się najbardziej szczery uśmiech, jaki w życiu widział.
Najważniejsze było to, że uśmiech ten był całkowicie odmienny od tych zalotnych, do których przyzwyczaiły go inne kobiety. Uśmiech ten już zawsze będzie pamiętał.
Niedowierzanie rysowało się na jego twarzy, choć usilnie starał się tego nie okazywać. Wciąż trzymając za klamkę, odparł, że ma na imię Dawid, odwzajemnił uśmiech i wyszedł na korytarz. Do końca dnia nie potrafił się na czymkolwiek skupić, nie mógł już myśleć o niczym innym niż o pięknej ciemnowłosej dziewczynie. Zaintrygowała go.
Tak to się zaczęło, lecz wspólnej przyszłości nie miało żadnej, o czym zawsze doskonale zdawał sobie sprawę.
*
Uczniowie pokazali wolę walki, lecz tym razem nie udało im się zdobyć powiatowego mistrzostwa w koszykówce. Dawid, który na co dzień był ich dość surowym trenerem, teraz chwalił swoich chłopaków bardziej niż po zeszłorocznym wygranym turnieju.
Jego nastawienie do trenowania tych młodych sportowców zmieniło się wraz z zatrudnieniem przez szkołę nowej nauczycielki. Oczywiście nie była już taka nowa, wszyscy ją doskonale znali i uwielbiali, choć w kwestii wychowania też potrafiła pokazać pazur. Uczniowie oprócz sympatii czuli do niej również respekt, na który sobie zasługiwała. On sam nauczył się od niej wprowadzać bardziej koleżeńskie kontakty z uczniami. Nie tylko z tymi, których dodatkowo trenował.
Dla Dawida liczyło się teraz przede wszystkim to, kto się przykłada, ponieważ jak często wspominał, sam talent nie gra. Nie liczył, że ktokolwiek z nich zostanie kiedyś gwiazdą sportu. Starał się jednak nauczyć ich pełnego zaangażowania we wszystko, do czego się zabiorą. Przyda im się to z pewnością, gdy tylko skończą szkołę. Może nie miał na myśli szkoły podstawowej, ale czym skorupka za młodu nasiąknie…
Takich samych zasad wychowania trzymał się jego ojciec, za co teraz Dawid jako dorosły mężczyzna był bardzo mu wdzięczny.