Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pożegnanie z Rosją, to eseistyczna narracja nie stroniącego od sarkazmu pesymisty o kraju i jego mieszkańcach, którym ich bogowie proponują życie w powieściach Zamiatina, Orwella czy Huxleya. Większość Rosjan wymienia więc u Wielkiego Inkwizytora swoją wolność na dystopijne szczęście. Głównym bohaterem tej książki jest mentalność rosyjska i generowane przez nią zjawiska – od nacjonalizmu i myślenia o Rosji w kategoriach imperialnych poczynając, a na wpisanej w jej DNA pokorności kończąc, która definiuje między innymi stosunek do władzy i władcy (akceptacja jego sakralności i lizanie – jak napisał Michaił Szyszkin – przez kolejne pokolenia „carskiego buta”). Tadeusz Klimowicz pisze też o Cerkwi, o micie założycielskim putinizmu (raszyzmu), o trwającej od 2014 roku wyprawie Rosjan po święty Graal, o postrzeganiu przez Rosjan Polski (tego „psa łańcuchowego Zachodu”), o wyborach (tych życiowych i tych urnowych), o cenzurze i o nieprzemijającej modzie na donoszenie.
Porywająca i poruszająca lektura. Autor dokonuje gorzkiego i do głębi smutnego pożegnania. Nie rezygnuje przy tym z błyskotliwego, choć czarnego humoru. Zanurzamy się z nim w odwilżowej Rosji, patrzymy jak iskrzy pomiędzy narratorem i Imperium. W całym kraju trwa „wielkie żarcie” zakazanego owocu: książek, filmów, grzesznych i nieprawomyślnych myśli. Karnawał wolności. Zaraz potem budzimy się jednak „w świątyni straconych złudzeń”. To koniec polifonii. Każda inność „zgrzyta po raszystowskim szkle”. Patrzymy na czyszczenie placu, na karczowanie odchyleń, kraj jednej idei oraz jednej Cerkwi. Powraca sowiecka pruderia, donosy i dystopijne samodonosy. Znika telewizja „Deszcz”, w innych mediach nadchodzi susza. Na ekranie dojarka składa życzenia milicjantom. Milicjanci tropią piątą kolumnę. Zdrajców osądzi bogonośny car. Dorwie ich i wykończy w kiblu, obiecał to osobiście. Jest już tylko demokracja suwerenna. Pomroczność jasna. Nie ma nawet o czym pić. Rosjanom pozostaje żądza cierpienia i cichość serca. „Jesteśmy dumni z przeszłości, bo nie mamy przyszłości”. Obywatele posłusznie zasypiają. Nowy wspaniały świat jest właśnie teraz.
JĘDRZEJ MORAWIECKI, dziennikarz, reporter, autor m.in. reportażu Szuga. Krajobraz po imperium
Parę lat temu byłem na Syberii: samolotem dotarłem do Tomska, a potem jechałem koleją transsyberyjską do Irkucka, dalej wodolotem na wyspę Olchon na Bajkale. Tam jest prawdziwa Rosja (nie w Moskwie czy w Petersburgu), Rosja właściwie głosujących wyborców, matecznik każdego kolejnego przywódcy. W widzianych z okien pociągu chatach mieszkają kolejne pokolenia Iwanowów, Pietrowów, czy Popowów. Ich rodzice tam mieszkali, a wcześniej dziadkowie i pradziadkowie. Cieszą się, że stać ich na chleb i podstawowe artykuły, co w latach dziewięćdziesiątych nie było takie oczywiste. Są wdzięczni Putinowi, tak jak ich rodzice byli wdzięczni Breżniewowi, a ich przodkowie Mikołajowi II czy Aleksandrowi III. Ludzie z głubinki. Sól ziemi ruskiej. Homo russicus i jego kolejne wcielenia.
TADEUSZ KLIMOWICZ
NOTA O AUTORZE:
Prof. dr hab. Tadeusz Klimowicz (ur. 1950) – wrocławski badacz literatury i kultury rosyjskiej. Autor kilku książek, m.in.: Poszukujący – nawiedzeni – opętani (Z dziejów spirytyzmu i okultyzmu w literaturze rosyjskiej), Obywatele Arkadii. Losy pisarzy rosyjskich po roku 1917, Przewodnik po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996), Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach. Jego artykuły i eseje ukazywały się w zeszytach naukowych (m.in. „Teksty Drugie”, „Slavia Orientalis”, „Slavica Wratislaviensia”, „Przegląd Rusycystyczny”, „Studia Rossica Posnaniensia”) oraz na łamach czasopism literackich, społeczno-kulturalnych i społeczno-politycznych („Pismo Literacko-Artystyczne”, „Odra”, „Zeszyty Literackie”, „Literatura na Świecie”, „Przegląd Polityczny”, „Jelenkor”, „Меценат и мир”, „Новая Польша”) oraz dzienników („Gazeta Wyborcza”).
Wybrał i opatrzył posłowiem dwujęzyczny tom poezji Mandelsztama Nikomu ani słowa…, jest także autorem posłowia do Opowiadań kołymskich Szałamowa, w latach 2010-2016 współpracował przy wydaniu Dzieł zebranych Herlinga-Grudzińskiego redagowanych przez profesora Włodzimierza Boleckiego. Od kilku lat prowadzi blog From Russia with(out) Love.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 246
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Instrukcja obsługi Pożegnania…
Wyjaśnienie autora
Pierwsze wydanie Moskwy-Pietuszek, z uwagi na to, iż był to jeden egzemplarz, rozeszło się szybko. Od tamtej pory spotykałem się z mnóstwem zarzutów pod adresem rozdziału Sierp i Młot – Karaczarowo, zresztą zupełnie niesłusznie. We wstępie do pierwszego wydania uprzedzałem wszystkie panienki, że rozdział Sierp i Młot – Karaczarowo należy pominąć nie czytając, ponieważ po zdaniu „I niezwłocznie wypiłem” następuje półtorej strony najczystszych [najsoczystszych? – T.K] przekleństw; w całym tym rozdziale nie ma ani jednego cenzuralnego słowa z wyjątkiem zdania „I niezwłocznie wypiłem”. Tym rzetelnym wyjaśnieniem osiągnąłem jedynie to, że wszyscy czytelnicy, a zwłaszcza dziewczyny, od razu łapali za rozdział Sierp i Młot – Karaczarowo, nawet nie czytając poprzednich rozdziałów, nie czytając nawet zdania „I niezwłocznie wypiłem”. Z tej przyczyny uznałem za niezbędne w drugim nakładzie usunąć z rozdziału Sierp i Młot – Karaczarowo wszystkie znajdujące się tam nieprzyzwoitości. Tak będzie lepiej, dlatego że, po pierwsze, zaczną mnie czytać po kolei, a po drugie, nie będą się czuli dotknięci.
W. Jer. (W. Jerofiejew, Moskwa – Pietuszki, tłum. B. Dohnalik)
W dzieciństwie wpadła mi w ręce książka bez strony tytułowej. Spodobała się. Polubiłem głównych bohaterów. Domyśliłem się, że przeczytałem powieść Karola Maya Winnetou. Dopiero jakiś czas później odkryłem, że wszedłem w posiadanie trzeciego, ostatniego tomu. Natomiast w pełni świadomie lekturę trylogii Sienkiewicza zacząłem od Potopu. Jedna z moich znajomych, miłośniczka klasycznej powieści kryminalnej, najpierw czyta kilkanaście ostatnich stron i dopiero po zaspokojeniu naturalnej skądinąd ciekawości wraca do pierwszego rozdziału. Jerofiejew wspomina o czytelnikach, którzy „[…] od razu łapali za rozdział Sierp i Młot – Karaczarowo, nawet nie czytając poprzednich rozdziałów […]”. Zrozumiem więc wszystkich, którzy lekturę mojej książki chcieliby rozpocząć od trzeciego tomu albo od rozdziału – to mój hołd złożony Jerofiejewowi – Sierp i Młot – Karaczarowo. Proponuję jednak „zacząć mnie czytać po kolei” – od Prologu do Epilogu, od Dwóch panów na jachcie… do Dwóch panów na jachcie…
I jeszcze sprawa tytułu. Przez chwilę myślałem o tym, aby moje Pożegnanie z Rosją nazwać Moim pożegnaniem z Rosją, ale zrezygnowałem z tego raczej megalomańskiego pomysłu. Jak wiadomo, Moskwa łzom nie wierzy, więc Rosja mojego pożegnania nie zauważy, Rosja łzy nie uroni, Rosji ono nie zmiesza i Rosją nie wstrząśnie. Trudno. Muszę jakoś z tym żyć.
„Kto rządzi przeszłością […], w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość”
(George Orwell, 1984)
„Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasługuje”
(Joseph de Maistre, wysłannik króla Sardynii i Piemontu w Petersburgu, w liście z 27 sierpnia 1811 roku)
Prolog
– Boże miłościwy! Zabili Puszkina, zabili Lermontowa… Utopili Pisariewa… Powiesili Rylejewa… Dostojewskiego ciągnęli na rozstrzelanie… Gogola doprowadzili do szaleństwa… A Szewczenko? A Poleżajew? Powiesz może – rząd winien. Ale przecież jaka matka, taka Natka, jaki pan, taki kram. O, Boże, czyż jest jeszcze gdzie na świecie taki kraj, taki naród przeklęty?
(Iwan Bunin, Wieś, tłum. Z. Petersowa)
Dwóch panów na jachcie (nie licząc psa)
Gospodarz już od kilku tygodni cieszył się na to spotkanie. Dzisiejszego gościa poznał w połowie lat dziewięćdziesiątych i odtąd spotykali się kilka razy w roku, przeszli na ty i chyba nawet się zaprzyjaźnili. Wprawdzie chętnie sobie dworował z widocznego gołym okiem braku obycia towarzyskiego swojego dobrodusznego znajomego z prowincji, ale nigdy nie zapominał o łączącym ich poczuciu przynależności do tej samej „wspólnoty generacyjnej” (Generationslagerung – jak zwykł mawiać po lekturze Das Problem der Generationen Mannheima), „wspólnoty położenia”, „wspólnoty doświadczeń” (przed osiągnięciem obecnego statusu przez lata pozostawali ludźmi „bez właściwości”, everymanami). Jednak tak naprawdę zbliżyły ich dopiero dość regularnie odbywane colloquia, godziny spędzone na niekończących się, błyskotliwych, przesyconych erudycją dyskusjach. Przerzucali się wtedy jakby od niechcenia nazwiskami ulubionych filozofów i pisarzy, tytułami świeżo przeczytanych książek, cytatami, które ich poruszyły. W powietrzu unosiły się bon moty, zwischenrufy, repliki, kalambury dwóch niemłodych już wizjonerów marzących o przeniesieniu porządku panującego w świecie przedstawionym dystopii do naszej codzienności. Dla naszego dobra. Dla dobra ludzkości.
Tak było i tym razem. Po obiedzie wreszcie zostali sami. Towarzyszyła im jedynie Jume, która drzemała przy fotelu Gospodarza…
„To żegnaj ma nieczysta Rosjo…”1
Jestem pesymistą.
Pesymizm dotarł do mnie stamtąd, „z przejmującego zimna”, „ze śmiertelnego zimna”, „Came in From the Cold”. Moją prywatną odwilż przeżyłem z połową ludzkości na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wtedy coś zaiskrzyło między mną a Imperium. Może dlatego, że Imperium przestało się obnosić ze swoją imperialnością. Może dlatego, że „car knutowładny w todze Rzymianina”2 zaniechał ścigania biednego Jewgienija. Może dlatego, że cenzurę ocenzurowano. Może dlatego, że Archipelag Gułag i „Playboya” można było kupić w każdym kiosku. Może dlatego, że poznany dużo wcześniej pracownik Puszkinowskiego Domu opowiedział mi wreszcie dowcip polityczny (nic to, że pod nieobecność osób trzecich, w swojej kuchni, w trakcie spożywania). Może dlatego, że dzięki Pielewinowi zaczęto mówić o Pokoleniu P (jak Pepsi). Może dlatego, że Moskwa i Leningrad / Petersburg zapachniały wolnością i wódką „Black Death”. Może dlatego, że Rosjanie mogli po pierwszy przeczytać w 1996 roku kompletny przekład Rosji w 1839 roku de Custine’a.
Ten francuski pisarz i podróżnik przybył do Rosji na zaproszenie cara Mikołaja I jako zagorzały rojalista, opuścił Petersburg po trzech miesiącach jako nieprzejednany krytyk absolutyzmu. W wydanej cztery lata później w Paryżu czterotomowej, liczącej ponad 1200 stron La Russie en 1839 (później publikowano ją z reguły w wersji skróconej i pod innym tytułem: Listy z Rosji / Lettres de Russie) zawarł druzgoczącą krytykę Imperium Romanowów (żandarm Europy, więzienie narodów, kraj „tyranii biurokratycznej” i „barbarzyńców”).
To nie jest i nigdy nie był demokratyczny kraj przyjazny dla wolnych umysłów, akceptujący inność, lecz zawsze autorytarny (niekiedy totalitarny), zniewalający umysły, nietolerujący najczęściej każdej odmienności (politycznej, obyczajowej, artystycznej). W XX wieku Rosja dwukrotnie otrzymała od Historii szansę na zmianę swojej euroazjatyckiej karmy, zmianę mentalności. Pierwszą po rewolucji lutowej – którą Amalrik nazwał „próbą europeizacji Rosji”3 – gdy proklamowano republikę, podjęto kilka odważnych decyzji zasługujących na słowa najwyższego uznania (m.in. zmiany w strukturze sądownictwa i kodeksie karnym, zniesienie kary śmierci, likwidacja Świętego Synodu) i zapowiedziano następne (m.in. przyjęcie nowej konstytucji, przeprowadzenie reformy rolnej, utworzenie państwa polskiego). Jednak trwała wojna i to nie był dobry czas dla demokratycznych reform, Rząd Tymczasowy przetrwał tylko osiem miesięcy i został obalony przez bolszewików. Druga szansa pojawiła się za czasów prezydentury Borisa Jelcyna4 kojarzonej z karnawałem wolności (z pauzą na ostrzelanie gmachu parlamentu 4 października 1993 r.), ale los chciał inaczej i znów wszystko zostało po staremu.
W Rosji roku 1996 nie przypuszczano, jak sądzę, że Россия в 1839 году – los miewa raz lepsze, raz gorsze poczucie humoru – okaże się podzwonnym, pocałunkiem śmierci dla pieriestrojki i głasnosti. W latach dziewięćdziesiątych socjologowie rosyjscy, między innymi z cieszącego się powszechnym uznaniem Wszechrosyjskiego Ośrodka Badania Opinii Publicznej kierowanego przez Jurija Lewadę, nie ukrywali swojego optymizmu. Zmiana pokoleniowa sprawi – prognozowali – że zdefiniowany przez Aleksandra Zinowjewa homo sovieticus zniknie z rosyjskiej przestrzeni społecznej i stanie się gatunkiem wymarłym, a do głosu dojdą młodzi nie obarczeni bagażem sowieckości. Narodzi się homo postsovieticus. W podobnym tonie wypowiadał się jeszcze w 2008 roku Zbigniew Brzeziński:
Jestem przekonany, że następne pokolenie Rosjan będzie bardziej demokratyczne niż ich poprzednicy. Chodzi o to, że po raz pierwszy od prawie stulecia społeczeństwo rosyjskie weszło w interakcję z zachodnimi demokracjami w wielu dziedzinach – turystyce, edukacji, Internecie. Wszystko to przyczynia się do pojawienia się u Rosjan bardziej otwartego i prawdziwie demokratycznego wyobrażenia o tym, jak powinna funkcjonować polityka we współczesnym społeczeństwie, że polityka powinna się podporządkować konstytucji5.
Dziś, ponad trzydzieści lat po rozpadzie Imperium, już wiemy, że to były tylko pobożne życzenia, że tak zapisywano jeszcze jeden rozdział w dziejach wishful thinking.
Jak się bowiem okazało, kolejne sondaże, kolejne badania opinii publicznej (zwłaszcza te przeprowadzone w 2012 roku, roku powrotu zresetowanego Putina na urząd prezydenta), pokazały, że „ten człowiek, typ sowiecki nie odchodzi, ale jest odtwarzany”6. To homo (neo)sovieticus (lub – według określenia Igora Jakowienki – homo Putinus) urodzony z reguły na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych (a więc tuż przed lub tuż po rozpadzie Związku Sowieckiego), homo zappiens o ograniczonych horyzontach myślowych. Uczelnie stały się przytułkami dla ubogich umysłów i dyplom ukończenia studiów skutecznie chronił przed samodzielnym myśleniem. Sołżenicyn nazywał ich z pogardą „wykształceńcami” (oбразованец, образованцы), a Ludwik Dorn – „wykształciuchami”. Ten współczesny klon człowieka sowieckiego (Rosjanie posługują się niekiedy pejoratywnie zabarwionym pojęciem совок) – twierdzą psychologowie – to najczęściej ktoś o słabej osobowości, ktoś zaadaptowany do życia (i przeżycia) w społeczeństwie zamkniętym. Zdaniem Lwa Gudkowa (dyrektora Centrum Analitycznego po śmierci Jurija Lewady w 2006 roku), jest to osoba, „która nie ma własnych przekonań, ale jest gotowa przyjąć każdą rekompensatę w postaci pocieszających mitów ideologicznych, mówiących o wielkim mocarstwie i heroicznej przeszłości. A więc także związane z tym wszelkie rytuały, ceremonie zbiorowe, które państwo wspiera […]”7.
Ja tę wiarę w możliwość zmian utraciłem już na początku lat dwutysięcznych. 31 grudnia 1999 roku Boris Jelcyn, ustępujący ze stanowiska przed zakończeniem kadencji – to był pomysł jego Rodziny, którą tworzyli Abramowicz, Bieriezowski, córka Tatiana, zięć Walentin Jumaszеw (to on był autorem pożegnalnego orędzia Jelcyna i resercherem odpowiedzialnym za znalezienie następcy ustępującego prezydenta)8 – powierzył pełnienie swoich obowiązków dotychczasowemu premierowi Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi. W swoim ostatnim orędziu noworocznym powiedział: „Rosja już nigdy nie powróci do [totalitarnej] przeszłości […]”9. A ja jakieś dwa lata później w świątyni straconych złudzeń powróciłem na łono pesymizmu, gdy zrozumiałem, że nowy prezydent zaczyna konsekwentnie realizować marzenia milionów rodaków o powrocie do Rosji carów i sekretarzy generalnych i proponuje udział – na początek dobrowolny – w narodowym seansie wyparcia z pamięci ostatnich parunastu lat. To dlatego w 2002 roku w formularzu spisu powszechnego człowiek w za dużym garniturze w rubryce zawód wybrał opcję „Usługi dla ludności”10. Teraz pokolenie P już nie należało do Pepsi, ale do świadczącego usługi podpułkownika Putina. Poczułem się wtedy w Rosji jak bohater popularnej piosenki – chociaż z innych powodów niż on – nagranej przez Ludmiłę Gurczenko i Borisa Moisiejewa: „Я уехал, я уехал в Петербург, / А приехал в Ленинград”. Swój esej opublikowany w „Gazecie Wyborczej” dwa tygodnie po wyborach prezydenckich (odbyły się 14 marca 2004 r.) zatytułowałem – nie mogłem inaczej, nie miałem wyboru – Back in the USSR. Tak Rosja i ja („You don’t know how lucky you are, boy”) wróciliśmy do ZSRS.
Da capo al fine
Bo nawet w kraju, w którym rewolucja lutowa przydarzyła się w marcu, a do przewrotu październikowego doszło w listopadzie historia lubi się powtarzać. Tu powinienem oczywiście zacytować Marksa (tego od Engelsa, nie od Spencera): „[…] Za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa [das eine Mal als Tragödie, das andere Mal als Farce]”11, ale zamiast tych kilku najbardziej wyświechtanych zdań z 18 brumaire’a Ludwika Bonaparte proponuję kwestię Tuliusza z Marmuru Brodskiego: „Zarżnąć, Publiuszu, i legionista potrafi. I umrzeć za ojczyznę również. I terytorium poszerzyć, i pocierpieć… Ale to są wszystko prawdy elementarne. To, Publiuszu, już było. Gorzej, to będzie. Na nowo, znaczy się. Tak tę całą rzecz ujmując, historia ma niewiele wariantów. Dlatego, że człowiek ma swoje ograniczenia. Z niego, jak mleka z krowy, dużo nie wyciśniesz. Krwi, na przykład, tylko pięć litrów. On, Publiuszu, jest przewidywalny. Jak odtwarzana po raz tysięczny melodia z pozytywki. Jak raz wpadł pies do kuchni i porwał mięsa ćwierć. Da capo al fine”12.
Jednak ta „codzienność nudy” (Aleksandra Gordowy) bywa zabójczo złudna: 14 lipca 1789 roku Ludwik XVI zapisał w swoim dzienniku tylko jedno słowo: „Rien”13 (niespełna cztery lata później to „nic” zaprowadzi obywatela Kapeta na szafot), 23 lutego 1917 roku (według kalendarza juliańskiego) – tego dnia w Piotrogrodzie doszło do strajku powszechnego i zamieszek – Mikołaj II w liście do cesarzowej pisze o swoich ulubionych rozrywkach: pasjansie i domino14 (za swoje niewinne nałogi zapłaci wkrótce utratą tronu, a półtora roku później już jako pułkownik Nikołaj Aleksandrowicz Romanow – życiem w Jakaterynburgu). Na jego usprawiedliwienie (marne, oczywiście) można tylko dodać, że wyczucie czasu zawiodło również heroldów Nowej Rosji, Rosji bez cara: o rewolucji lutowej Trocki dowiedział się z gazet amerykańskich, Boris Sawinkow (eserowiec, terrorysta, pisarz) – z francuskich, a Lenin – ze szwajcarskich15.
Dynastę Romanowów obalano więc bez „wodza rewolucji”. No cóż. Zdarza się. W tym czasie – od lutego roku szesnastego do kwietnia siedemnastego – utrzymywany przez partię Uljanow ze swą szanowną małżonką („[…] Mógł znaleźć kobietę piękniejszą […] – pisał Gleb Krzyżanowski w odzie ku czciPierwszej Wdowy, First Widow – ale mądrzejszej od Nadieżdy Konstantinowny, bardziej oddanej sprawie niż ona, pośród nas nie było”16) wynajmował w Zurychu pokój przy Spiegelgasse 14. Całymi dniami pracował w bibliotece nad Imperializmem jako najwyższym stadium kapitalizmu, a wieczory spędzał w dopiero co założonej po sąsiedzku restauracji „Cabaret Voltaire” (na plakacie reklamowym Marcela Słodkiego: Künstlerkneipe Voltaire). To było miejsce spotkań europejskiej bohemy artystycznej szukającej schronienia w „czasach zagłady” w neutralnej Szwajcarii, miejsce narodzin ruchu Dada. Jakież ekscytujące mogłoby być zderzenie zapisków dotyczących tego samego dnia – jednego z tych, które zadecydowały o upadku monarchii – w juliańskim dzienniku Mikołaja II: „26 lutego. Niedziela. […]. Wieczorem pograłem w domino”17 i gregoriańskim (hipotetycznym, niestety) Lenina: „11 marca. Wieczorem jak zwykle piłem piwo u Voltaire’a. Przysiadł się Ball i czytał mi jakiś swój idiotyczny wiersz ‘gaga di bumbalo bumbalo gadjamen gaga di bling blong gaga blung’, z którego nic nie zrozumiałem. A ja mu ostatnie strony Imperializmu. Też nic nie zrozumiał ten renegat i lokaj burżuazji”. Tak się tworzy Historię. Przez duże H, ma się rozumieć.
Zwykle jednak jesteśmy statystami w tej przez małe h, jak chociażby Aleksandr Benois – jeden z najbardziej znanych malarzy modernizmu rosyjskiego, współtwórca stowarzyszenia „Świat Sztuki” („Мир искусства”) – który przeżywał swój bardzo prywatny listopad 1917 roku: „A tak w ogóle to przez cały dzień nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. […] Złamał mi się pod koronką ząb”18 (6/19 listopada), „Cukiernia ‘Au bon goût’, znajdująca się w tym samym domu, odmawia już pieczenia dla nas chleba. Znów nasze biedne służące będą musiały godzinami wystawać w ‘kolejkach’!”19 (7/20 listopada; zastanawia kolejka wzięta w cudzysłów).
Nowy świat zaczynał się więc dla Rosjan kolejkami. Po siedemdziesięciu latach, już mocno zużyty, kolejkami też z nimi się żegnał.
„Niech żyje wolność, wolność i swoboda”20
Gorbaczowowska prohibicja sprawiła wprawdzie, że były kłopoty z kupieniem wódki (to wtedy pewnego ranka Rosjanie obudzili się ze znajomością aramejskiego i odkryli, że „mane, tekel, fares” znaczy „сухой закон”), ale upijano się przecież wolnością, głasnostią i pieriestrojką. Tak do życia publicznego powrócił po siedemdziesięciu latach pluralizm. Pamiętam Newski Prospekt i Arbat zamienione w Hyde Park i pamiętam ślub udzielany w jakiejś moskiewskiej cerkiewce przez stremowanego młodego duchownego – cała trójka robiła to zapewne po raz pierwszy i z wdzięcznością korzystała z podpowiedzi obecnej tam starszej pani. To wtedy, na fali powszechnego entuzjazmu, podjęto walkę o autonomię sztuki: filmowcy na kolejnym zjeździe odrzucili mechanizmy funkcjonowania według scenariusza Goskino i postanowili sami decydować o własnych losach; w galeriach, domach kultury i muzeach swoje prace – na równi z Głazunowem – mogli wystawiać konceptualiści i hiperrealiści; z podziemia na estradę przeniosła się muzyka rockowa; wydawnictwa prześcigały się w publikowaniu wczorajszej zaprietki religijnej, politycznej i obyczajowej.
Po kilku latach okazało się jednak, jak zauważył Lew Anninski, że nowa, niezależna kinematografia nie ma recepty na arcydzieła, a masowego widza przyciągają do kina jedynie amerykańskie filmy akcji, blockbustery, боевики. W Moskwie, gdzie doszło do podziału kilku sztandarowych scen i powstania ponad dwustu nowych grup, reżyserzy i aktorzy uświadomili sobie, iż brak powodzenia nie płynie z knowań biurokratów, ale najczęściej z obojętności publiczności. Podobne rozczarowania stały się udziałem innych artystów: popularność twórców soc-artu nie przełożyła się na sukcesy finansowe, a wykonawcy muzyki klasycznej zaczęli się uskarżać na nadmiar kakofonii w eterze. Najboleśniej jednak odejście starego systemu odczuli pisarze – zarówno ci mniej lub bardziej sprawnie surfujący po rzeczywistości sowieckiej i często skwapliwie korzystający z hojności partyjno-państwowej machiny, jak i ci ją ignorujący czy kontestujący (do niedawna byli sumieniem zniewolonego kraju i żyli w poczuciu pełnienia ważnej misji, w ich utworach wyławiano każdy podtekst, tropiono każdy spektakularny gest). Pierwszych zdradził mecenas i ci już nie zmienili swojego żyguli na nowszy model; tych drugich – czytelnik, dla którego przestali być owocem zakazanym i który bez większego żalu zamienił samizdat na literaturę popularną, kulturę na makulakulturę. Jednak pod koniec lat osiemdziesiątych w całym kraju największym wzięciem cieszyła się literatura faktu – kartki (талонная система) na. W zależności od regionu, miasta – na wszystko albo prawie na wszystko. Od artykułów spożywczych, wyrobów tytoniowych i spirytusowych poczynając, a na bieliźnie damskiej kończąc21. Tak dobiegła końca fiesta głasnosti i „Jak to się mówi: / zawalona sprawa. / Miłosna łódka / rozbiła się o byt”22. W takich nastrojach żegnano Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.
W poszukiwaniu swojej symboliki i tożsamości państwowej posowiecka, Jelcynowska Rosja – przyszła na świat w dniach heroiczno-romantycznej reakcji na pucz 91-go roku – odwoływała się początkowo najchętniej do tradycji przedpaździernikowej: nowa flaga państwowa obowiązywała wcześniej w latach 1883-1917 (do przewrotu bolszewickiego, przez jakiś czas wymiennie z czarno-żółto-białą)23, nowym hymnem państwowym (bez słów) została kompozycja Pieśń patriotyczna Michaiła Glinki z 1833 roku, nieśmiało wprowadzane nowe nazwy miast i ulic pochodziły najczęściej z przełomu XIX i XX stulecia. Jeszcze tylko zdelegalizowano KPZS, jeszcze tylko odgrzano hasło o pansłowiańskim braterstwie (które miało zastąpić internacjonalizm), jeszcze przypomniano o ideologii euroazjatyzmu i uznano, że o ostatnich siedemdziesięciu latach można zapomnieć. Wszyscy odetchnęli – okazało się, że całą winę za tych strasznych kilkadziesiąt lat ponoszą Lenin, Stalin, no i może jeszcze kilkunastu zdeprawowanych przez system oprawców (np. Jagoda, Jeżow, Beria). Znakiem rozpoznawczym pieriestrojki był dla mnie film Tengiza Abuładze Pokuta (Покаяние, 1984, premiera 1987), symbolem ostatecznego odejścia od jej haseł – Spaleni słońcem (Утомленные солнцем, 1994) Nikity Michałkowa, oscarowy wyciskacz łez o czystkach w Armii Czerwonej w latach trzydziestych (skądinąd klasyczny przypadek pożerania przez rewolucję własnych dzieci). Teraz, gdy pisano ze współczuciem o Bucharinie (jak on kochał żonę) i Tuchaczewskim (jak on kochał rodzinę), to jakiś kapuś z parszywej komunałki – po którego donosach aresztowano sąsiada – poczuł się rozgrzeszony i usprawiedliwiony. On przecież też kocha swoich najbliższych. „Tragedia epoki polegała nie tylko na tym – pisał Arkadij Bielinkow w przejmującej książce o losach Jurija Oleszy – że odbywała się metodyczna likwidacja utalentowanych i myślących ludzi, ale też na tym, że niezlikwidowanych zmuszano do robienia tego, na co nie pozwala ludzkie sumienie, na co nie pozwalają honor, rozum i talent. Żeby jednak to wszystko zrobić, należało najpierw przekonać samego siebie, że niczego lepszego od tej sprawy, do której zmuszono, nie ma”24. Większości się to udało.
A zatem w latach dziewięćdziesiątych już dość niechętnie rozliczano się z niechlubną przeszłością i coraz rzadziej dyskutowano o mechanizmach tworzenia społeczeństwa obywatelskiego. Nie zrobiono niemal nic, by rozpocząć proces odchodzenia o myśleniu o Rosji w kategoriach imperialnych, zrodzonych za sprawą mistyczno-magicznego potraktowania w czasach Iwana IV Groźnego Moskwy jako Trzeciego Rzymu. Rosjanom nie byli potrzebni Sacharow czy Kowalow, ale hipnotyzujący, usypiający kraj Kaszpirowski. W połowie lat dziewięćdziesiątych – bo takie było społeczne oczekiwanie – pojawiło się zapewne więcej publikacji o wyimaginowanych nieszczęściach jakie spadły na Rosję i prawdziwych Rosjan, niż o rzeczywistych cierpieniach zadawanych innym.
A więc po nieudanym zamachu stanu tak naprawdę niewiele się zmieniło: w mauzoleum wciąż oddawano cześć Leninowi, na ulicach pozostały pomniki Lenina, słodycze produkowano w fabryce im. Krupskiej, książki sprzedawano w Domu Kultury im. Krupskiej, Sankt Petersburg był stolicą Leningradzkiej obłasti i tamtejszy konsulat Rzeczpospolitej nadal się mieścił na 5 Sowieckiej (bo jest 1 Sowiecka, 2 Sowiecka, itd.; przed rewolucją 1 Rożdziestwienskaja / Bożonarodzeniowa, 2 Rożdiestwienskaja…). Towarzyszyło temu uczucie nieustannego, paranoicznego poruszania się w dwóch przestrzeniach kulturowych i historycznych.
Wielu Rosjan odbierało ostatnich kilkanaście lat XX stulecia jako okres jeszcze jednej smuty, którą rozpętał kaprys władcy narzucającego poddanym niekoniecznie oczekiwane przez nich reformy. Dwaj kolejni prezydenci rozczarowali: Gorbaczow – który zainicjował pieriestrojkę i jak Piotr I wstrząsnął krajem, odszedł w stanie szoku jako loser dorabiający udziałem w reklamach Pizzy Hut, Louisa Vuittona i ÖBB – Österreichische Bundesbahnen; Jelcyn – który znakomicie zadebiutował jako człowiek z karabinem, kończył jako średniej klasy dyrygent.
W Rosji rozległo się więc powszechne wołanie o kolejnego bohatera naszych czasów. Najlepiej w mundurze. Początkowo na gwiazdę wykreowano generała Aleksandra Lebiedzia25, który składał się z samych zalet – macho o zniewalającym kobiety głosie ni to Barry’ego White’a, ni to Leonarda Cohena i oczytaniu fascynującym niejednego intelektualistę (w napisanej ponoć samodzielnie autobiografii cytował Państwo Platona i przemycił liczne aluzje literackie). Nie dane mu wprawdzie było zostać drugim prezydentem Federacji, ale tytuł jego niewątpliwego bestselleru – Szkoda wielkiego kraju… (За державу обидно…) – mówił wszystko o nastrojach w sfrustrowanej Rosji.
W społeczeństwie – pisała na początku lat dziesiątych Swietłana Aleksijewicz – pojawiło się zapotrzebowanie na Związek Radziecki. Na kult Stalina. Połowa młodych ludzi między dziewiętnastym a trzydziestym rokiem życia uważa Stalina za „największego polityka”. Nowy kult Stalina w kraju, w którym wymordował on nie mniej ludzi niż Hitler?! Znowu w modzie jest wszystko, co radzieckie. Na przykład „radzieckie” kawiarnie o radzieckich nazwach, z radzieckimi daniami w karcie. Pojawiły się „radzieckie” cukierki i „radziecka” kiełbasa o zapachu i smaku znanych nam z dzieciństwa. No i oczywiście „radziecka” wódka. W telewizji dziesiątki audycji, a w internecie dziesiątki nostalgicznych „radzieckich” stron. Do stalinowskich obozów – na Sołowki, do Magadanu – można pojechać z wycieczką. Reklama obiecuje, że pełnię wrażeń osiągniemy dzięki łagrowej odzieży i kilofowi. Pokażą nam odrestaurowane baraki. A na koniec zorganizują wędkowanie…26
To może dlatego pod koniec lat dziewięćdziesiątych – a więc jeszcze za prezydentury Jelcyna – coraz częściej przeżywałem tam déjà vu. W 1998 roku na polecenie świeżo mianowanego dyrektora FSB, Władimira Putina, na budynku Łubianki znów wmurowano tablicę upamiętniającą Jurija Andropowa. Rok później nowy premier Federacji Rosyjskiej, Władimir Putin, podpisał rozporządzenie o przywróceniu przysposobienia obronnego w szkołach. Szczególnie dobrze zapamiętałem czerwiec roku 1999: ósmego – zapowiedziano w Dumie, że wkrótce NATO zaatakuje Białoruś pod pretekstem obrony „Polaków-katolików”; dziewiątego – telewizyjny komentator meczu futbolowego Rosja – Islandia oznajmił patetycznie: „Drodzy przyjaciele, musimy stale pamiętać, że za nami stoi Wielka Rosja. Powinniśmy stale pamiętać. Jesteśmy wtedy zdolni do wielkich rzeczy. Dotyczy to nie tylko piłki nożnej”; a dwunastego – to było najbardziej traumatyczne doświadczenie – w mojej obecności zamordowano z zimną krwią znanego poetę. Wcześniej zresztą milczałem, gdy dzień po dniu znęcano się nad nim, bo to nieprawda, że Puszkin zginął z ręki d’Anthesa w 1837 roku. Zabili go animatorzy uroczystości jubileuszowych w 200 rocznicę jego urodzin. Po raz ostatni tyle banałów i frazesów, budzących w najlepszym razie zażenowanie, wypowiedziano zapewne z okazji setnej rocznicy urodzin Lenina. Codziennie w mass mediach gawiedź złożona z polityków i dziennikarzy bezkarnie gwałciła pamięć ofiary romantycznego modelu zachowań. Każdy kanał telewizyjny poszukiwał panów noszących imię i nazwisko sławnego twórcy (nie rozumiem, dlaczego nie poszukiwano współczesnych D’Anthesów) i wymuszano na nich wyznanie, że piszą wiersze. W kinie „Aurora” na Newskim Prospekcie odbyła się światowa premiera Oniegina w reżyserii Marty Fiennes, uczestnicy Międzynarodowego Kongresu Poetów recytowali Puszkina, analizowali Puszkina, składali kwiaty pod pomnikiem Puszkina i bawili się na ul. Puszkinowskiej. W tej atmosferze ogólnonarodowej (czy może raczej ogólnopaństwowej) histerii niektóre Rosjanki budziły się przekonane, że miejsce męża zajął nie stroniący od damskiego towarzystwa poeta. Odliczano miesiące, tygodnie i dni dzielące od dwunastego czerwca. W wigilię rocznicy usłyszałem wzruszającą wypowiedź prezydenta Jelcyna: „Obudziłem się o drugiej w nocy i od razu ze świeżą głową wziąłem się za czytanie Puszkina”.
Pół roku później Rosja zapomniała o biednym poecie – miała już bowiem nowego bohatera. „Bohatera naszych czasów”.
„Młody, wysportowany, bez nałogów…”
W Rosji końca ubiegłego stulecia, Rosji Gorbaczowa i Jelcyna – a więc Rosji ogarniętej kryzysem gospodarczym, Rosji pogrążonej w traumie i melancholii po zaskakującej dla wielu agonii imperium (jak mantrę powtarzano za Limonowem: „Mieliśmy Wielką Epokę”) – był w sprzedaży Doktor Żywago i były powieści Sołżenicyna, były też zatłoczone pociągi kiełbasiane, puste półki w sklepach i puste portfele, była karykaturalna prywatyzacja i byli jej beneficjenci oligarchowie; ale nie było cenzury i nie było Związku Sowieckiego. Bilans nie wyszedł nawet na zero. Sprezentowana przez los (a nie wywalczona) wolność miała – jak zawsze tam – fatalne konotacje. „Samo słowo ‘wolność’ – pisał w 1969 roku w swoim głośnym eseju Andriej Amalrik – jest rozumiane przez większość ludzi jako synonim słowa ‘nieporządek’, jako możliwość bezkarnego popełniania aspołecznych i niebezpiecznych czynów. Mówienie o poszanowaniu praw osoby ludzkiej jako takiej wywołuje zdziwienie. Można szanować siłę, władzę, сzy nawet mądrość albo wykształcenie, ale to, że człowiek sam w sobie ma jakąś wartość – w świadomości kolektywnej nie jest traktowane poważnie”27, „Naród rosyjski, czy to ze względu na swoje tradycje historyczne, czy jeszcze coś innego, zupełnie nie rozumie idei samorządności, równego prawa dla wszystkich i wolności osobistej – i związanej z tym odpowiedzialności”28.
Pozostało oczekiwanie na Godota; na przywódcę, który pozwoli odzyskać wiarę w lepsze jutro, a obolałej ojczyźnie przywróci imperialną świetność; na Wielkiego Inkwizytora, który odbierze wolność, ale zapełni brzuchy i uwolni od konieczności podejmowania wyborów: „U nas […] wszyscy będą szczęśliwi i nie będą się buntować ani tępić wszędzie wzajem, jak w Twojej wolności. O, przekonamy ich, że tylko w tym wypadku będą wolni, gdy wyrzekną się swej wolności, nam ją oddadzą i nam ulegną. I cóż, czy słuszność będzie po naszej stronie, czy fałsz? Sami się przekonają, że mamy słuszność, albowiem będą pamiętać, do jak wielkiego niewolnictwa i zamętu doprowadzała ich Twoja wolność. […]. Dobrze ocenią, co to znaczy raz na zawsze się poddać! I póki ludzie nie pojmą tego, będą nieszczęśliwi”29. Prymusami w szkole Wielkiego Inkwizytora byliby z całą pewnością Iwan IV Groźny i Piotr I Wielki, którzy – jak on – nie cofnęli się przed niczym, by swych poddanych uczynić szczęśliwymi, nie hamletyzowali i nie przeżywali wątpliwości, wahań, rozterek. (Świadomie pomijam tu ich słowa i gesty wpisujące się w „teatralizację zachowań publicznych”, np. cyklicznie powtarzane – na życzenie publiczności? – ekspiacyjne spektakle samobiczowania pierwszego cara Wszechrusi). Obaj, głęboko utrwaleni w świadomości społecznej, stali się najbardziej kontrowersyjnymi bohaterami mitologii narodowej. Przez cały niemal wiek dziewiętnasty w kręgach inteligencji moskiewsko-petersburskiej toczył się spór o to, czy reformy Iwana IV i Piotra I były warte tej ceny, jaką zapłaciło za nie społeczeństwo. Kilkadziesiąt lat później pewien inteligent sowiecki pochodzenia gruzińskiego, Iosif Wissarionowicz, takich wątpliwości już nie miał i uczynił Iwana Wasiljewicza i Piotra Aleksiejewicza swoimi idolami (choć, co tu kryć, bliższy jego sercu był ten pierwszy, któremu wprawdzie zarzucał nadmierną miękkość w tropieniu spisków bojarów, ale cenił jako twórcę formacji opryczników, szesnastowiecznych protoplastów enkawudzistów). Dzięki nim Stalin lepiej sobie radził z bólem egzystencjonalnym, nocnymi zmorami, dylematem wagonika (The trolley problem) i innymi niemodnymi bredniami moralno-etycznymi.
Rosja od zawsze wiedziała, że wróg jest niestraszny, gdy krajem rządzi nieustraszony i bezwzględny obrońca prawdziwej wiary (przedwczoraj prawosławia, wczoraj bolszewizmu, dziś putinizmu / rusizmu / raszyzmu), najwyższy kapłan mitu imperialnego, Król Lasu (odczytany na nowo przez Jamesa Frazera), archetyp Jungowego Ojca. Rosja tradycyjnie już dzieli swoich władców na „mocnych”, „twardych”, „prawych” kreatorów (rządzący żelazną ręką Iwan IV Groźny – „okrutny, ale sprawiedliwy”30; imperator Piotr I Wielki – reformator i twórca nowoczesnego państwa; cesarzowa Katarzyna II – która Piotrowe imperium rozbudowała i umocniła; samodzierżca Mikołaj I – architekt budzącej w Europie podziw i lęk monarchii absolutnej; wielbiony do dziś przez miliony dyktator o psychopatycznej osobowości Stalin – 70% Rosjan twierdzi, że warto było ponieść ofiary w zamian za osiągnięcie „wielkich celów”31; i, o dziwo, ceniony chyba za małą sowiecką stabilizację Breżniew) oraz „słabych”, „miękkich”, „nieprawych” destruktorów (trwoniący dorobek matki Paweł I; przypisujący sobie zasługi Kutuzowa, nazbyt podatny na liberalne nowinki epoki jego syn Aleksander I; zmarły po zamachu Aleksander II, którego reformy zniszczyły uświęcony porządek społeczny i doprowadziły do narodzin terroryzmu; grabarz Imperium Romanowów Mikołaj II, u boku którego cesarzowa zamieniła się w psychoterapeutkę pracującą nad podniesieniem poczucia własnej wartości pacjenta wyposażonego w „kruche ego” („ego związane z rzeczywistością”, „reality-ego”32): „bądź bezkompromisowy”, „bądź surowy”, „bądź twardy”33; niekonsekwentny, kawiarniany polityk nieprzystający do popaździernikowej rzeczywistości Lenin; odwilżowy Chruszczow ze swoją bluźnierczą destalinizacją; pieriestrojkowy i głasnostiowy Gorbaczow, który przypadkiem wysadził Imperium; alkoholik Jelcyn, który dopuścił do grabieży sreber rodowych Wielkiej Rosji przez oligarchów; prezydent na godziny Miedwiediew, którego petersburska ulica nazwała Liliputinem)34. Obecność w tym gronie pierwszego prezydenta Federacji Rosyjskiej – postaci barwnej, dobrze i ciepło wspominanej w wielu krajach – jest, zdaniem Rosjan, w pełni uzasadniona: wielokrotnie okazywał niedopuszczalną słabość, godzącą w tak starannie przez Rosjan pielęgnowaną dumę narodową, aktywnie uczestniczył w rozbiorze Związku Sowieckiego, publicznie się kajał za grzechy kraju i swoich poprzedników („Ta skrucha – pisze Trawina – niczego nie mogła już zmienić, ale wprowadzała Rosję do kręgu państw cywilizowanych i chrześcijańskich”35) i nie sprawdzał się w oczach poddanych jako homo bibens. W jego pijanej legendzie jest też polski wątek, który został przypomniany przez Justynę Prus: „O zaletach negocjacji z pijanym Jelcynem mogą coś powiedzieć i polscy politycy. Nie wszyscy wiedzą, że jego zgodę na wejście Polski do NATO w dużej mierze zawdzięczamy wielogodzinnym ‘wysiłkom’ doradcy prezydenta Wałęsy Mieczysława Wachowskiego, który całą noc poił Borię alkoholem. Następnego dnia padło pamiętne zdanie: Rosja nie ma nic przeciwko temu, żeby Polska weszła do NATO”36. Daleko mu więc było do rosyjskiej ikony męskości, Wieniedikta Jerofiejewa, który, wedle słów Michaiła Epsztejna, „[…] pił, ale się nie upijał, wychodził zwycięsko ze wszystkich pojedynków z rutynowanymi pijakami: oni już leżą pod stołem pijani w trupa, a on, trzeźwiuteńki, jest czysty jak szkło”37.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. M. Lermontow, To żegnaj ma nieczysta Rosjo…, tłum. ?, https://pl.wikipedia.org/wiki/Żegnaj_mi,_Rosjo_nieumyta. Dostęp: 10 maja 2022 r. [wróć]
2. A. Mickiewicz, Dziadów części III Ustęp. Pomnik Piotra Wielkiego, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dziady-dziadow-czesci-iii-ustep-pomnik-piotra-wielkiego.html. Dostęp: 28 marca 2022 r. [wróć]
3. A. Амальрик, Записки диссидента, Ann Arbor 1982, с. 183. [wróć]
4. Ostatnie dziesięciolecie XX wieku bardzo źle zapisało się w pamięci ekonomicznej (słusznie) i politycznej (niesłusznie) Rosjan. Nacjonalista Jurij Bondariew – kiedyś autor całkiem niezłej prozy wojennej, a w latach 90. plakatowy pismak – opublikował na łamach miesięcznika „Nasz Sowriemiennik” (1999, nr 11, 12; zob. też: http://libereya.ru/biblus/bondarev.htm) antyjelcynowski pamflet Trójkąt bermudzki (Бермудский треугольник). W tej, za przeproszeniem, powieści wiadro pomyj zostało wylane m. in. na głowę wybitnego filologa, jednego z animatorów pieriestrojki, w przeszłości więzionego w łagrze Sołowieckim – Dmitrija Lichaczowa (1906-1999). [wróć]
5. Cyt. za: А. Панов, Уход гроссмейстера, «Новая газета» 2017, №58, от 2 июня, https://novayagazeta.ru/articles/2017/06/02/72667-uhod-grossmeystera. Dostęp 28 marca 2022 r. [wróć]
6. Cytuję tu wypowiedź Lwa Gudkowa w dyskusji Люди закрытого общества, „Газета.Ru”, 10 апреля 2016, https://www.gazeta.ru/comments/2016/04/07_a_8165105.shtml?updated. Dostęp: 1 kwietnia 2022 r. [wróć]
7.Ibid.[wróć]
8. Zob.: Д. Волчек, Три „семьи” в Кремле. Тайные пружины власти при Ельцине и Путинe, Радио Свобода, 27 ноября 2021 г., https://www.svoboda.org/a/tri-semji-v-kremle-taynye-pruzhiny-vlasti-pri-eljtsine-i-putine/31578344.html. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]
9. http://kremlin.ru/events/president/transcripts/24080. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]
10. S. Miedwiediew, Powrót rosyjskiego Lewiatana, tłum. H. Pustuła-Lewicka, Wołowiec 2020, s. 234. [wróć]
11. K. Marks, 18 brumaire’a Ludwika Bonaparte, https://pl.wikiquote.org/wiki/Karol_Marks. Dostęp: 17 maja 2022 r. [wróć]
12. И. Бродский, Мрамор, Ann Arbor 1988, s. 31. Tłum. moje – T.K. [wróć]
13. Cyt. za: P. Lejeune, „Rien” Journaux du 14 juillet 1789, [w:] Le Bonheur de la littérature, Variations critiques pour Béatrice Didier, sous la direction de Ch. Montalbetti et J. Neefs, Paris 2005, https://www.autopacte.org/Rien.html. Polski przekład: P. Lejeune, „Nic”. Dzienniki z 14 lipca 1789, tłum. A. Karpowicz, [w:] P. Lejeune, „Drogi zeszycie…”, „drogi ekranie…” O dziennikach osobistych, tłum. A. Karpowicz, M. i P. Rodakowie, Warszawa 2010, s. 174. [wróć]
14.Семейная переписка Романовых. Переписка Николая Романова с Александрой Фёдоровной, „Красный архив” 1923, т. 4, http://istmat.info/node/33713. Dostęp: 22 maja 2022 r. Po zdobyciu władzy przez bolszewików powołano komisję, która miała skopiować i skatalogować dzienniki oraz korespondencję Mikołaja II (m.in. prowadzoną w języku angielskim z cesarzową). Część materiałów została przemycona do Berlina i tam ukazała się drukiem w emigracyjnym wydawnictwie „Słowo” (listy w przekładzie Władimira Dmitrijewicza Nabokowa). Nieco później Korespondencję rodzinną Romanowów w tłumaczeniu Siemiona Zajmowskiego opublikowano w Rosji Sowieckiej. [wróć]
15. С. Скипидаров, Голодные пляски последней зимы, газета.ru, 15 марта 2017, https://www.gazeta.ru/politics/2017/03/15_a_10576625.shtml#page2. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]
16. Cyt. za: А. Трофименко, Вдова вождя: что Крупская смогла сделать без Ленина, газета.ru, 26 февраля 2019 г., https://www.gazeta.ru/politics/2019/02/26_a_12208891.shtml. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]
17. Николай II Александрович, Дневники, http://militera.lib.ru/db/nikolay-2/1917.html. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]
18.Дневник А. Н. Бенуа. 14.09.1916 – 23.01.1918, http://www.fedy-diary.ru/html/042011/24042011-03a.html. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]
19.Ibid. [wróć]
20. M. Miller, Wolność, https://teksciory.interia.pl/boys-wolnosc-tekst-piosenki,t,462825.html. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]
21. Zob. np. hasło: Карточная система w Wikipedii, https://ru.wikipedia.org/wiki/Карточная_система. Dostęp: 24 czerwca 2022 r. [wróć]
22. W. Majakowski, Na cały głos. Z drugiego wstępu do poematu, tłum. A. Włodek [w:] Antologia poezji radzieckiej, t. 1, wyboru dokonał i wstępem opatrzył J. Waczków, Warszawa 1979, s. 293. [wróć]
23. W 1990 roku Komisja Konstytucyjna zaproponowała wprowadzenie w Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Republice Sowieckiej flagi tricoleur: белый – голубой – алый. Z oczywistych dla Rosjan powodów środkowy kolor na fladze nie mógł być „голубой” (potocznie: homoseksualista), w nowym brzmieniu pojawiło się więc określenie „синий”. W 1990 roku w meczu o mistrzostwo świata w szachach Kasparow wystąpił pod flagą „demokratycznej Rosji”, Karpow – pod sowiecką. Objaśnienie kolorów chwyta za serce: „Biały – kolor śniegów [?], chmur, brzózek – uosabia hojność, doskonałość, szlachetność i piękno. Niebieski – kolor nieba – uosabia wierność, uczciwość, nieskazitelność, czystość. Czerwony – męstwo, śmiałość, miłość, odwaga, bohaterstwo” (https://vuc.urfu.ru/ru/kursantam/simvolika/flag-rf/.)Dostęp: 19 maja 2022 r. [wróć]
24. А. Белинков, Сдача и гибель советского интеллигента. Юрий Олеша, Москва 1997, с. 269-270. [wróć]
25. Generał porucznik Aleksandr Lebiedź (1950-2002) zmarł w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku helikoptera. Jego tragiczna śmierć dopisała kolejny rozdział w dziejach teorii spiskowych. [wróć]
26. S. Aleksijewicz, Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka, tłum. J. Czech, Wołowiec 2014, https://docero.pl/doc/aleksijewicz-swietana-czasy-secondhand-koniec-czerwonego-czowieka-pdf-xl3owop2dx. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]
27. А. Амальрик, Просуществует ли Советский Союз до 1984 года?, http://www.vehi.net/politika/amalrik.html. Dostęp: 11 maja 2022 r. Andriej Amalrik (1938-1980) – znany dysydent, kilkakrotnie zsyłany do łagrów (m. in. za „pasożytniczy tryb życia”), autor głośnej pracy Czy Związek Sowiecki przetrwa do 1984 roku (Amsterdam 1969), od 1976 roku przebywał na emigracji. Zginął w wypadku samochodowym w Hiszpanii. [wróć]
28.Ibid.[wróć]
29. F. Dostojewski, Bracia Karamazow, tłum. A. Wat, https://docer.pl/doc/8c15xc. Dostęp: 30 maja 2022 r. [wróć]
30.Е. Травина, Имперские мифы России. Миф четвёртый. О „правильном” государе, „Дело” от 18 июля 2005, №26(380), http://www.idelo.ru/380/15.html. Dostęp: 21 kwietnia 2022 r. [wróć]
31. Н. Голикова, Почему 70% россиян любят Сталина?, „Афиша Daily” 19 апреля 2019, https://daily.afisha.ru/relationship/11762-pochemu-70-rossiyan-lyubyat-stalina-rassuzhdayut-sociolog-istorik-kulturolog-i-zhurnalist/. Dostęp: 20 kwietnia 2022 r. [wróć]
32. A. M. Colman, Słownik psychologii, tłum. A. Cichowicz i in., Warszawa 2009, s. 180-181. [wróć]
33.Семейная…, op. cit. Cytaty pochodzą z listów napisanych na przełomie lat 1916/1917. [wróć]
34. Е. Травина, op. cit.[wróć]
35. Е. Травина, Имперские мифы России. Миф Второй. О богоизбранности России, „Дело” 4 июля 2005, №24(378), http://www.idelo.ru/378/15.html. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]
36. J. Prus, Nie tylko Kwaśniewski lubi sobie wypić, „Dziennik” 5 listopada 2007, https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/61276,nie-tylko-kwasniewski-lubi-sobie-wypic.html. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]
37. M. Epsztejn, Po karnawale, czyli Wieczny Wieniczka, tłum. A. Pomorski, „Literatura na Świecie” 1994, nr 7-8, s. 306. [wróć]