Prawdziwe historie o duchach - William Thomas Stead - ebook

Prawdziwe historie o duchach ebook

William Thomas Stead

0,0

Opis

William Thomas Stead (1849-1912) był znanym angielskim dziennikarzem, pisarzem, pacyfistą oraz jednym z wybitniejszych spirytystów świata anglosaskiego. Stworzył Biuro Julii, które skupiało media zajmujące się kontaktami z zaświatami. Zginął 15 kwietnia 1912 roku w katastrofie Titanica.

”Prawdziwe historie o duchach” to już trzecia, po Listach z zaświatów i Błękitnej Wyspie, książka W.T. Steada wydana przez Oficynę Wydawniczą Rivail. Tym razem dziennikarz dzieli się z czytelnikami kilkudziesięcioma relacjami, których autorzy doświadczyli niezwykłych zjawisk paranormalnych. Obszerny materiał zawiera opisy seansów hipnotycznych, jasnowidzenia, prekognicji, ukazywania się zjaw osób zmarłych i umierających, a także eksterioryzacji ciała duchowego i podróży poza ciałem. Stead przedstawia też własne przeżycia parapsychiczne. Odrębne miejsce zajmują opisy manifestacji spirytystycznych, które dotyczyły znanych postaci historycznych. Zbieżność uzyskanych danych oraz ich weryfikacja dokonana przez samego autora bądź krytycznych naukowców z Towarzystwa Badań Psychicznych (Society for Psychical Research) sprawiają, że książka nie jest kolejnym zbiorem opowieści z dreszczykiem z epoki wiktoriańskiej, ale stanowi rzetelny materiał dowodowy, wskazujący na niezależne istnienie substancji duchowej od materii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 284

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

REAL GHOST STORIES

Korekta

Krzysztof Frysztag

Skład i łamanie wersji do druku

Piotr Struczyk L.F.

Projekt okładki

Zbigniew Czereszewski

Konsultacja

Konrad Jerzak vel Dobosz

Copyright © by Oficyna Wydawnicza Rivail

Copyright © 2022 for the Polish translation by Marcin Stachelski

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych, przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-62402-72-4

Oficyna Wydawnicza RIVAIL Konrad Jerzak Vel Dobosz ul. Złota 75A/7 00-819 Warszawa NIP: 125-114-38-49, REGON: 142085845 tel. 502651666 https://ksiazki-spirytystyczne.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

William T. Stead i spirytyzm

Punktualnie w południe dziesiątego kwietnia 1912 roku, ryk syren dał znak do wypłynięcia jednego z trzech liniowców klasy Olympic, któremu nadano nazwę Titanic. Na pokładzie statku, spowitego cieniem czterech masywnych kominów, znajdował się brytyjski dziennikarz William T. Stead, który zajął miejsce w kabinie pierwszej klasy o numerze C87.

Statek wypłynął z portu Southampton w swój dziewiczy rejs ku wybrzeżom Stanów Zjednoczonych, gdzie Stead, zaproszony przez samego prezydenta Williama Howarda Tafta, miał wziąć udział w kongresie na rzecz pokoju, zorganizowanym w słynnej Carnegie Hall w Nowym Jorku.

Piętnastego kwietnia cały świat obiegła niespodziewana wiadomość o zatonięciu „niezatapialnego” liniowca. Titanic późną nocą uderzył w górę lodową i zabrał w mroźną toń oceanu setki ofiar, wśród których znajdował się wspomniany brytyjski dziennikarz.

Świadkowie zdarzenia wspominali jednak, że Stead do katastrofy podszedł z ogromnym spokojem i chwile oczekiwania na pewną śmierć spędził, czytając jedną z zabranych w podróż książek. Dlaczego taki spokój towarzyszył mu w ostatnich minutach życia? Córka dziennikarza, Estelle Stead, która spisała jego biografię w książce pt. Mój ojciec, wielokrotnie wspominała, że nie bał się śmierci, gdyż wiedział, co po niej nastąpi. Skąd wzięła się w nim ta pewność przyszłości? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się w czasie i poznać lepiej historię jego życia.

William Thomas Stead urodził się piątego lipca 1849 r. w małej wsi Embleton, położonej w hrabstwie Northumberland około czterysta pięćdziesiąt kilometrów na północ od Londynu, jako syn pastora Kościoła Kongregacjonalistów Williama Steada i córki farmera z hrabstwa Yorkshire Isabelli Stead, z domu Jobson. Edukację zdobył głównie dzięki wysiłkom ojca, który kształcił go od najmłodszych lat. Już jako małe dziecko Stead podobno posługiwał się łaciną tak samo sprawnie, jak rodzimym językiem angielskim, a także bardzo dobrze znał Pismo Święte.

W 1870 r. Stead zaczął publikować artykuły w „The Northern Echo”, decydując się na karierę dziennikarską i już rok później, pomimo braku doświadczenia, został mianowany redaktorem naczelnym gazety. Był wówczas najmłodszą osobą piastującą podobne stanowisko w kraju. Pracował dla „The Northern Echo” przez niemal dziesięć lat, po czym w 1880 r. przeniósł się do „Pall Mall Gazette”. W międzyczasie poślubił Emmę Lucy Wilson, córkę miejscowego kupca i właściciela statku, która była jego sympatią od lat młodzieńczych. Emma urodziła mu sześcioro dzieci.

William Thomas Stead

Praca dziennikarska Steada wyznaczała nowe trendy w epoce wiktoriańskiej, w której przyszło mu żyć. W „Pall Mall Gazette” publikował liczne artykuły, gdzie popierał walkę kobiet o równouprawnienie, a także okazywał poparcie Irlandczykom w ich dążeniu do niezależności. Stead był jednym z pierwszych dziennikarzy, którzy zaczęli stosować prowokację dziennikarską. Jednym z najbardziej znanych przypadków tego rodzaju była seria czterech artykułów na temat dziecięcej prostytucji, w której autor opisywał szczegóły zawartej przez siebie samego transakcji wykupienia trzynastoletniej dziewczynki Elizy Armstrong z rąk matki. Choć sama transakcja była w pełni upozorowana przez Steada i miała na celu wyłącznie wykazanie problemu handlu ludźmi, autora artykułu spotkały przykre konsekwencje – trafił na kilka miesięcy do więzienia.

Stead przez całe życie aktywnie działał na rzecz pacyfizmu, był wielkim propagatorem języka Esperanto. W czasie pobytu w Chicago pisał o problemach alkoholizmu i domów publicznych. Był nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.

Życie Steada miało się jednak zmienić dzięki zupełnie niespodziewanym okolicznościom. W przeddzień wyprowadzki z Darlington, miasta, w którym prowadził „The Northern Echo”, do jego domu pogrążonego w chaosie przeprowadzki zapukał dziennikarz, Mark Fookes, który przyszedł się z nim pożegnać. Wszystkie przedmioty i meble były już spakowane, więc obaj zaczęli długą rozmowę, w czasie której Stead zaczął wypytywać Fookesa o doświadczenia związane ze spirytualizmem. Każdy w Darlington słyszał o zamiłowaniach dziennikarza, więc Stead zapewne postanowił wykorzystać ten moment, by poznać szczegóły. Fookes opowiedział o swoich obserwacjach i o tym, czego doświadczył w czasie seansów. Najwyraźniej mocno zafrapowało to Steada, ponieważ jakiś czas później poprosił swojego rozmówcę o przesłanie relacji z seansu celem umieszczenia jej w „Pall Mall Gazette”.

William T. Stead zainteresował się zjawiskami mediumicznymi do tego stopnia, że w 1881 r. postanowił wziąć udział w seansie spirytystycznym prowadzonym przez medium panią Burns. Traktował temat z dużym zaciekawieniem, ale początkowo także i z lekkim przymrużeniem oka. Spotkanie, na które wstęp był bezpłatny, rozpoczęło się od zadawania w myślach pytań przez uczestników, na które medium odpowiadało, uderzając w stół trzykrotnie, jeśli odpowiedź brzmiała „tak”; jeden raz, jeśli „nie”, a dwukrotnie, gdy nie można jej było udzielić. Większość przybyłych osób wydawała się zadowolona z efektów, a niektórzy nawet wyraźnie się wzruszyli uzyskanymi odpowiedziami. Sam Stead postanowił zadać pytanie związane z polityką, chcąc dowiedzieć się, czy na najbliższym posiedzeniu parlamentu zostanie przegłosowana ustawa dotycząca praw własności. Po chwili oczekiwania usłyszał odpowiedź: „tak” i od razu zadał w myślach kolejne pytanie, chcąc ją doprecyzować. Poprosił o potwierdzenie, czy stanie się to jeszcze przed Wielkanocą. Znów usłyszał twierdzącą odpowiedź, więc szybko zapytał, czy rząd pozostanie po tym wydarzeniu bez zmian. Dowiedział się, że „nie”, więc spytał od razu: „Kto w takim razie opuści rząd?” Medium udzielało wyłącznie odpowiedzi „tak” albo „nie”, więc tym razem nie zareagowało. Stead zorientował się, że powinien przeformułować pytanie, więc zaczął pytać o poszczególnych członków rządu: Forestera i Chamberlaina. Początkowo traktował to jako dobrą zabawę, ale parę tygodni później okazało się, że usłyszane odpowiedzi znalazły pokrycie w rzeczywistych wydarzeniach, co dało mu wiele do myślenia.

W czasie drugiej części seansu medium drogą psychofonii przekazywało wiadomości od ducha Matki Shipton, znanej XVI-wiecznej brytyjskiej prorokini. Tym razem Stead wypytywał się o możliwość wybuchu wojny we wschodniej Europie i o sytuację w Irlandii. Odpowiedzi zaintrygowały dziennikarza, ale o wiele większe wrażenie, jak się później okazało, wywarły na nim słowa medium, skierowane do niego na koniec seansu. Gdy Stead zbierał się już do wyjścia, usłyszał od pani Burns następujące zdanie: „Młody człowieku, będziesz św. Pawłem spirytualizmu”.

Praca w „Pall Mall Gazette” uniemożliwiała Steadowi zagłębienie się w temat zjawisk mediumicznych. Polityczne i redakcyjne uwarunkowania utrudniały mu prowadzenie badań i pisanie artykułów o spirytualizmie.

Dopiero gdy w 1890 r. zaczął wydawać własny miesięcznik „Review of the Reviews”, w którym komentował artykuły innych dziennikarzy, a także publikował własne felietony, mógł poświęcić więcej czasu na badanie tematyki kontaktów z zaświatami. Namacalnym efektem tych poszukiwań było ukazanie się w 1891 r. książki Prawdziwe historie o duchach, a rok później jej kontynuacji zatytułowanej Jeszcze więcej historii o duchach. Poznawanie spirytualizmu tak pochłonęło Steada, że w 1893 r. wraz z medium Adą Goodrich Freer, piszącą pod pseudonimem Panna X, zaczął wydawać kwartalnik w całości poświęcony tej tematyce. Czasopismo „Borderland” [Zaświat], które w przeciwieństwie do wielu innych, typowo naukowych publikacji, przeznaczone było dla szerokiego grona czytelników, ukazywało się przez cztery lata, ale niestety musiało zostać zawieszone. Rozmaite nowe obowiązki Steada uniemożliwiły mu dalsze jego prowadzenie.

W „Borderland” ukazywały się między innymi listy od kobiety przedstawiającej się jako Julia Ames, amerykańskiej dziennikarki, którą Stead poznał w 1890 r. na krótko przed jej śmiercią. Wiadomości od Julii zebrano w książce Listy z zaświatów, a wiele zawartych w nich sugestii zostało z czasem zrealizowanych przez Steada. Jednym z pomysłów, który przedstawiła z tamtej strony dziennikarka, było założenie specjalnego biura, w którym grupa mediów udzielałaby wsparcia zgłaszającym się ludziom i przekazywała im wiadomości ze świata duchów.

Plan został zrealizowany w 1909 r. Powstało wówczas Biuro Julii, w którym regularnie odbywały się spotkania mediumiczne. Zorganizowanie tego przedsięwzięcia wydawało się być wspierane przez duchy – Stead nie dysponował wystarczającymi środkami finansowymi, by podołać temu zadaniu i dlatego w czasie seansu spirytystycznego pod koniec 1908 r. podzielił się swoimi obawami z Julią i poinformował ją o braku tysiąca funtów na uruchomienie biura. Jego rozmówczyni z zaświatów przekazała następujący komunikat: „Dostaniesz te pieniądze. Trafią do ciebie z Ameryki w taki sposób, że będziesz pewien, iż są przeznaczone na biuro”. Julia poinformowała Steada, że kwestie finansowania przedsięwzięcia zostaną wyjaśnione jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia.

Mniej więcej w tym samym czasie Stead opublikował artykuł zatytułowany Skąd wiem, że zmarli powracają? Ukazał się on w wielu czasopismach w różnych zakątkach globu, m.in. w Australii, Indiach i Stanach Zjednoczonych, i do tego stopnia przypadł do gustu redakcji „New York American”, że ta zaproponowała brytyjskiemu dziennikarzowi stanowisko korespondenta. Oferta opiewająca na pięćset funtów rocznie dotarła do niego w Wigilię. Była to tylko połowa potrzebnej kwoty, więc Stead postanowił zaryzykować i przekazał amerykańskiej redakcji, że podejmie się tej pracy, ale pod warunkiem, że jego honorarium zostanie zwiększone dwukrotnie. Julia w czasie seansu uspokoiła Steada, który zamartwiał się, jak „New York American” zareaguje na tę propozycję. Przekazała, że jego warunki zostaną przyjęte, co rzeczywiście potwierdziło się w połowie stycznia.

Biuro, które miało stać się prawdziwym mostem między światem żywych i zmarłych, zostało otwarte dwudziestego czwartego kwietnia 1909 r. w Mowbray House przy Norfolk Street w Londynie. Zgodnie z nazwą biura Stead przekazywał de facto zarządzanie Julii i rozwiniętym duchom, które miały kierować jego organizacją z zaświatów. Bardzo ciekawy był proces przyjmowania wniosków o wsparcie. Decyzja o ich akceptacji lub odrzuceniu była uzależniona od zgodności odpowiedzi uzyskiwanych jednocześnie przez współpracujące z biurem media.

Przez trzy lata działalności biura udało się pomóc ponad sześciuset osobom, które przekonały się do możliwości nawiązania kontaktu ze zmarłymi. Wiadomości otrzymywane przez media współpracujące z tą placówką były najlepszym potwierdzeniem, że śmierć nie jest końcem życia, a jedynie przejściem do innego świata. Co ciekawe, niepowodzeniem zakończyły się badania nad telepatią prowadzone w Biurze Julii. Żadna z prób podejmowanych na przestrzeni kilku lat działalności nie przyniosła spodziewanych rezultatów.

Stead utrzymywał biuro właściwie z własnych środków. Osoby, które zwracały się do niego z prośbą o pomoc, zgodnie z tym, co przekazała Julia, miały otrzymywać wsparcie za darmo. Stead mógł więc liczyć jedynie na wpływy z drobnych opłat za korzystanie z biblioteki, ale i te pieniądze praktycznie w całości przeznaczano na zakup nowych książek. Ograniczenia finansowe sprawiły, że biuro musiało zostać przeniesione w inne miejsce, a liczba spotkań z mediami zmniejszona.

Podejmowano też próby skompromitowania działalności Biura Julii. Dziennikarze jednego z poczytnych tygodników zgłosili się anonimowo z prośbą o kontakt ze zmarłymi. Czujność mediów i opiekujących się ośrodkiem duchów była jednak wystarczająca, by zapobiec tej próbie. Dziennikarzy nie dopuszczono do posiedzenia z medium i skierowano ich po pomoc do innych osób o paranormalnych zdolnościach, które nie współpracowały z biurem.

Artykuł, mający ukazać oszustwa Biura Julii został więc napisany w oparciu o seanse prowadzone z mediami, które z ośrodkiem tym nie miały wiele wspólnego. Co ciekawe, dziennikarze musieli przyznać, że pomimo wielu nieścisłości, które zaobserwowali, pewnych faktów nie byli w stanie wyjaśnić.

W biurze regularnie organizowano poranne spotkania Kręgu Julii, na których otrzymywano liczne wiadomości z zaświatów. Co prawda, w wyniku przenosin biura do innego budynku (Cambridge House), spotkania te ograniczono do cotygodniowych posiedzeń, jednak odbywały się one bez przerwy aż do śmierci Steada, a także i po niej.

Dzięki wieloletnim badaniom zjawisk spirytualizmu, kontaktom z duchami i pracom Biura Julii, William Stead nabrał pewności, że istnieje życie po śmierci. Sam, już z zaświatów, w książce Błękitna wyspa, podyktowanej za pośrednictwem medium Pardoe’a Woodmana stwierdził, że gdy trafił w zaświaty, zauważył, iż wiele z tego, co przeczuwał i czego był pewien na Ziemi, okazało się prawdą. Skłoniło go to do dalszej pracy nad rozwojem mediumizmu, którą prowadził już z tamtej strony. Jej efektem są dwa dzieła: wspomniana Błękitna Wyspa, gdzie relacjonuje swoje pierwsze chwile w zaświatach i próby nawiązania kontaktu z Ziemią, a także Komunikacja z tamtym światem – książka, w której przekazuje wiele cennych wskazówek dotyczących rozwoju zdolności mediumicznych i prowadzenia dialogu z duchami.

Pomimo iż zainteresowanie Steada spirytyzmem doprowadziło do podważenia autorytetu dziennikarza w politycznych kręgach, gdzie zaczęto go traktować jako dziwaka i szaleńca, dało mu dość siły do stawienia czoła najtrudniejszemu wyzwaniu w jego życiu: katastrofie Titanica, w wyniku której stracił życie. Osoby, które widziały go po raz ostatni, wspominały, że stał spokojnie na pokładzie tonącego statku. Wydawał się modlić czy też medytować, zachowując pogodę ducha w tym trudnym momencie.

Trzy tygodnie po katastrofie Titanica Stead pojawił się na zebraniu Kręgu Julii już jako duch. W pokoju, w którym co tydzień spotykali się wszyscy razem, znów zabrzmiał głos założyciela Biura Julii. Na samym początku spotkania powiedział swoim współpracownikom: „Wszystko, o czym wam mówiłem, jest prawdą…”

Konrad Jerzak

Wprowadzenie

Od kilku lat ludzie ze wszystkich stron świata namawiali mnie do ponownego wydania niektórych zadziwiających opowieści o prawdziwych doświadczeniach psychicznych, zebranych przed laty przez mojego ojca.

Materiały te zostały przez niego opublikowane w latach 1891-1892 w dwóch tomach. Pierwszy nosił tytuł Prawdziwe historie o duchach (Real ghost stories). Wywołał duże zainteresowanie i przyniósł tak wiele innych, autentycznych opisów zdarzeń, że niedługo po pierwszym tomie ukazał się drugi, zatytułowany Więcej historii o duchach (More ghost stories).

Nieco skrócona zawartość obu tomów po kilku latach została wydana jako jedna książka, lecz nakład wszystkich trzech woluminów dawno się wyczerpał i obecnej generacji czytelników są już praktycznie nieznane.

Kiedy byłam dzieckiem i mój ojciec tworzył swoją kolekcję opowieści, czytał mi na głos niektóre z nich. Pamiętam, jak bardzo byłam podekscytowana i zachwycona, i jak czasami przyprawiały mnie o gęsią skórkę, gdy nocą musiałam pokonać wiele schodów do mojej sypialni na szczycie domu.

Po wielu latach studiowania tego przedmiotu wróciłam do materiałów ojca i uświadomiłam sobie bogactwo interesujących faktów, które zgromadził. Zrozumiałam, że pomijając samo zebranie materiałów, także jego własny wkład (rozdział „Duch, który mieszka w każdym z nas” oraz komentarze) ukazuje, jak pojmował tę szeroką i zadziwiającą dziedzinę.

Czytając znów jego książkę, poczułam, że rację miały osoby, które nalegały na jej ponowne wydanie. Nawet jeśli nie jest „klasykiem”, jak niektórzy ją nazywają, to przynajmniej zasługuje na miejsce w biblioteczce każdego studiującego literaturę parapsychologiczną i interesującego się doświadczeniami psychicznymi.

Długo się wahałam, czy nie powinnam zmienić tytułu. Obecnie słowo „duch” (ghost) dla większości zasadniczo utraciło swe prawdziwe znaczenie i wielu osobom na ogół kojarzy się z czymś strasznym – z nawiedzonymi domami i dziwnymi zjawami, które wywołują przerażenie u ludzi, gdy się z nimi zetkną.

Nasuwały mi się na myśl takie tytuły, jak „Opowieści z pogranicza” i „Doświadczenia psychiczne”, ale ostatecznie pozostałam przy starym tytule. Pomogłam tym samym przywrócić słowu „duch” jego właściwy, rzeczywisty sens.

„Duch” (ghost) to według słownika „dusza człowieka”, „dusza zmarłego”, „dusza oddzielona od ciała”, „zjawa, widmo, cień”; wyraz ten oznacza właściwie wszystko, co sobie wyobrażamy, myśląc lub mówiąc o „duchu” (spirit). Gdy chodzi nam o „Ducha Świętego”, z identyczną naturalnością i czcią wypowiadamy „The Holy Ghost”, jak „The Holy Spirit”1. Zatem już samo słowo oraz fakt, iż obejmuje ono wszystko, co obecnie określamy mianem ducha (spirit), usuwa przeszkody, z powodu których mielibyśmy nie używać tego terminu. Wydając książkę, z przyjemnością wykorzystam więc tytuł pierwotnie wybrany przez mojego ojca.

Istnieje duży zbiór opowieści, z których można czerpać, bo poza materiałami z dwóch wspomnianych tomów jest też wiele równie ciekawych i wartościowych historii, opublikowanych w kwartalniku badań psychicznych „Borderland”. Periodyk w latach dziewięćdziesiątych2 był przez cztery lata redagowany i wydawany przez mojego ojca, a dziś jest już dawno wyczerpany.

Jeśli ta pierwsza książka pokaże, że moi doradcy mieli rację sądząc, iż opisane tu doświadczenia będą wartościowym uzupełnieniem literatury parapsychologicznej, zamierzam wydać dwa kolejne tomy, czerpiąc ze zbiorów ojca, i dodać jeszcze jeden – z późniejszymi opowieściami, których zebrałam już pokaźną ilość. W tym celu zapraszam osoby, które uważają, że miały interesujące i cenne przeżycia, aby przesyłały do mnie kolejne materiały. Jeśli okażą się odpowiednie, być może znajdą się w tekście.

Kończąc to wprowadzenie, chciałabym zacytować wstęp do ostatniego opublikowanego przez ojca wydania książki, ponieważ ucieleśnia to, o czym wielu ludzi aktualnie myśli. Dla nich, tak jak dla mego ojca, istnienie istot „niewidzialnych” nie jest już kwestią domysłów. Dlatego uważam, że jego przemyślenia powinny znaleźć się również w tym nowym wydaniu kolekcji „prawdziwych historii o duchach”.

„Rzeczywistość istot niewidzialnych już dawno przestała być dla mnie przedmiotem spekulacji” – napisał. „Jest to jedna z rzeczy, co do których odczuwam taką samą pewność, jak na przykład w kwestii istnienia mieszkańców Ziemi Ognistej3; i choć nie ma dla mnie znaczenia fakt zamieszkania Ziemi Ognistej, uważam, że bardzo ważne jest wiedzieć o duchach zmarłych oraz tych, którzy jeszcze przez jakiś czas zajmują ów ruchomy dwunożny aparat, który zwiemy naszym ciałem. I ma też żywotne znaczenie wiedza, że duchy mogą – a gdy pozwolą na to warunki, czynią to – komunikować się z fizyczną nieświadomością człowieka. Jest to fakt, który właściwie zrozumiany, mógłby dalece zaradzić najgorszemu złu, na które narzekamy. Trzeba bowiem wiedzieć, że nasze wyobrażenie o życiu uległo deformacji wskutek stałego nawyku mylenia części z całością i wszystko przedstawia się nam opacznie”.

Estelle W. Stead

Bank Buildings,

Kingsway, Londyn, W.C.2.

Wielkanoc 1921

CZĘŚĆ I.Duch, który mieszka w każdym z nas

ROZDZIAŁ I

Osobowość nieświadoma

„Prawdziwe historie o duchach! – Jak mogą istnieć prawdziwe opowieści o duchach, skoro prawdziwe duchy nie istnieją?”

Czy jednak naprawdę ich nie ma? Może nie widziałeś żadnego, ale przecież nie wynika z tego, że nie istnieją. A iluż z nas oglądało mikroby, które powodują śmierć? Znajdziemy co najmniej tylu ludzi poświadczających, że widzieli zjawy, co naukowców zajmujących się badaniem zarazków. Ty i ja, którzy nie widzieliśmy ani jednych, ani drugich, musimy z konieczności zadowolić się zeznaniami innych. Dowody na istnienie drobnoustrojów mogą być rozstrzygające, a dowody dotyczące widziadeł bezwartościowe, ale w obu przypadkach chodzi o świadectwa, a nie subiektywne przeżycie.

Zatem pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, będzie zebranie oświadczeń ludzi oraz ogólne otwarcie umysłu i zburzenie murów uprzedzeń (prowadzących tak wielu do odmowy przyjęcia nawet najjaśniejszych dowodów istnienia rzeczy, których sami nie doświadczyli).

Omówienie dokonanego przeze mnie „spisu halucynacji” bądź też spisu osobistych relacji dotyczących tak zwanych zjawisk nadprzyrodzonych, poprzedzę wstępnym rozdziałem na temat kłopotliwej kwestii „osobowości”.

Zagadnienie osobowości leży u podstaw wszelkich kontrowersji dotyczących duchów. Zanim więc zaczniemy dyskusję o tym, czy istnieją poza nami te istoty, wpierw zadajmy sobie sami pytanie, czy każdy z nas nie nosi w swym wnętrzu prawdziwego ducha?

Niektóre opowieści o manifestacjach żywych i umarłych są pasjonujące, ale i tak brzmią mniej sensacyjnie niż sugestie hipnotyzerów oraz angielskich i francuskich badaczy zjawisk psychicznych1, jakoby każdy z nas posiadał ducha w sobie. Ludzie ci uważają, że wszyscy jesteśmy nawiedzani przez Duchową Obecność. Tylko czasami posiadamy świadomość jej istnienia, a zdarza się, że w ogóle nie zdajemy sobie z tego faktu sprawy. Mimo to zamieszkuje ona najgłębsze zakątki naszej osobowości. Według teorii owych badaczy, poza ciałem i umysłem, rozumianym jako umysł Świadomej Osobowości, w naszej ograniczonej przestrzeni materialnej mieści się także dusza bądź Nieświadoma Osobowość, której natura owiana jest niezgłębioną tajemnicą. Tym samym ostatnie słowo nauki sprowadziło nas ponownie ku apostolskiemu twierdzeniu, iż człowiek składa się z ciała, duszy i ducha; są więc tacy, którzy widzą w naukowej doktrynie Nieświadomej Osobowości upragnione, aczkolwiek znalezione w nieoczekiwanym miejscu, potwierdzenie istnienia duszy.

Niezliczone są bajeczne opowieści naukowców i podobnie jak w dawnych baśniach i tu nie brakuje historii ponurych, tragicznych, a nawet przerażających. W ostatnich latach nic tak nie fascynowało nawet najmniej obdarzonych wyobraźnią ludzi, jak teoria chorób przekształcająca każdą kroplę krwi płynącej w naszych żyłach w arenę, gdzie fagocyty2 i mikroby toczą ze sobą śmiertelną walkę, od której zależy nasze zdrowie. Głosi się teraz, że każda biała krwinka jest uzbrojonym „rycerzem życia”, nieustannie czyhającym na mikroba – „demona śmierci”. Za dnia i nocą, kiedy śpimy i czuwamy, „biali rycerze życia” są stale w pogotowiu, bo od ich czujności zależy nasz byt. Czasem jednak inwazyjne wojska drobnoustrojów nie składają się z kompanii, lecz plutonów, nieprzeliczonych jak Persowie Kserksesa. Pod ich naporem „najlepsi Rodericka cofają się”3i umieramy. Nasze życie jest więc nagrodą w walce, którą nauka ujawniła za pomocą mikroskopu, a zdrowie to znak triumfalnego zwycięstwa fagocyta nad mikrobem.

O ileż bardziej fascynująca jest idea dana nam przez naukę zajmującą się zjawiskami psychicznymi, zakładająca, że równie poważna walka toczy się w najgłębszym centrum naszej mentalnej lub duchowej egzystencji. Waśnie między nieskończenie maleńkimi bakcylami, które mrowią się w naszej krwi, są interesujące tylko dlatego, że dotyczą niemych i nieświadomych drobnoustrojów. Tymczasem badania nad naturą i konstytucją naszych procesów psychicznych zwracają uwagę na walkę powiązaną z naszą świadomą jaźnią. Sugerują niemal niepojęte możliwości tkwiące w naszej ludzkiej naturze i sprawiają, że stajemy oniemiali na krawędzi nowego świata istot, z istnienia których do niedawna większość z nas nie zdawała sobie sprawy.

Nie znajdziesz, Czytelniku, we wszystkich wydaniach „Proceedings” Towarzystwa Badań Psychicznych4 równie zajmujących prac, jak te dotyczące kwestii osobowości człowieka. Kim jest „Ja”? Czym jest nasze Ego? Czy Świadoma Osobowość, odbierająca wrażenia wyłącznie za pośrednictwem zmysłów, jako jedyna zamieszkuje ten śmiertelny przybytek? Czy nie ma innych osobowości, albo przynajmniej jednej alternatywnej, która nie jest świadoma, gdy czuwamy, ale zyskuje częściową świadomość, kiedy śpimy i może stać się w pełni świadoma, gdy pierwsza osobowość wejdzie w stan hipnotycznego transu? Innymi słowy: jestem jedną czy dwiema osobowościami? Czy posiadam podwójną naturę? Skoro w mózgu są dwie półkule, czy mam też dwa umysły lub dwie dusze? Ludziom, którzy słyszą je pierwszy raz, pytanie to bez wątpienia wyda się fantastyczne w swej absurdalności; lecz ci, którzy są w pełni zaznajomieni z tajemniczymi, ale niekwestionowanymi zjawiskami hipnozy, widzą, jak bardzo naturalne jest to pytanie i jak trudno odpowiedzieć na nie inaczej, niż twierdząco. Wszyscy znamy cudowną opowieść p. Louisa Stevensona5 pt. Dr Jekyll i pan Hyde. Podwójna natura człowieka, walka pomiędzy tym grzesznym, śmiertelnym ciałem, a duchowymi aspiracjami duszy, stanowią część wspólnego zasobu naszej tradycyjnej wiary. Jednakże fakty odkryte przez ostatnie badania, zdają się wskazywać nie na starą teologiczną doktrynę konfliktu między dobrem a złem w jednej duszy, ale na obecność w każdym z nas co najmniej dwóch odrębnych jaźni; są to dwie osobowości, znajdujące się w relacji do siebie przypominającej męża i żonę, zgodnie z dawnym ideałem, kiedy mężczyzna był wszystkim, a kobieta musiała się prawie całkowicie podporządkować.

Każdy zna zjawisko sporadycznej utraty pamięci. Ludzie nieustannie tracą świadomość z powodu choroby, przemocy lub gwałtownych emocji, a ich powrotowi do aktywnego życia towarzyszy luka w pamięci. Mało tego, co noc tracimy przytomność we śnie i rzadko, jeśli w ogóle, przypominamy sobie cokolwiek, o czym myśleliśmy podczas snu. Bywają rzadkie przypadki odrębnej pamięci wszystkiego, co dzieje się na jawie i we śnie, a czytaliśmy o pewnym młodym człowieku, którego uśpiona świadomość cechowała się taką ciągłością, iż prowadził on dwie odrębne egzystencje, odmienne pod względem stawianych celów. Kiedy zasypiał, wracał do punktu swego uśpionego życia, w którym był przed pobudką – tak jak my, kiedy odzyskując świadomość wracamy do punktu sprzed zaśnięcia. Dla niego ta druga egzystencja była tak realna, jak pierwsze życie: rzeczywista, rozwijająca się, ciągła, lecz zupełnie inna, niemająca żadnego związku z jawą. Z tych dwóch istności wolał tę, którą przeżywał we śnie, jako żywszą, bardziej urozmaiconą i przyjemniejszą. Był to niewątpliwie ekstremalny i bardzo niezwykły przypadek, niemniej jednak możemy wyobrazić sobie możliwość kontinuum połączonych snów, co dałoby realne poczucie prowadzenia dwóch egzystencji. Teraz nie zdajemy sobie z tego sprawy, a wynika to z faktu, że podczas snu nasza pamięć pozostaje praktycznie bezwładna lub nie istnieje. Śniąca część naszego umysłu rzadko rejestruje swoje wrażenia w obszarach, do których jaźń ma dostęp po przebudzeniu.

Koncepcja osobowości podwójnej, a nawet wielorakiej, została opracowana w serii artykułów autorstwa F.W.H. Myersa6, i do nich odsyłam każdego, kto chce poważnie przestudiować tę nowatorską i zadziwiającą hipotezę. Mogę jednak przynajmniej spróbować objaśnić wspomnianą teorię i przedstawić zarys dowodów, na których się opiera.

Gdybym miał swobodę posłużenia się najprostszą ilustracją bez żadnych pretensji do naukowej ścisłości, rzekłbym, że nowa teoria zakłada, iż w każdym z nas tkwi nie jedna osobowość, lecz dwie, i że te dwie osoby odpowiadają mężowi i żonie7. Istnieje więc świadoma osobowość oznaczająca męża. Jest energiczna, czujna, aktywna, pozytywna8, monopolizująca wszystkie środki komunikacji i produkcji. Owa świadomość jest tak silna, że ignoruje samo istnienie swej partnerki, traktując ją najwyżej jako dodatek i udogodnienie dla siebie. Istnieje też osobowość nieświadoma, odpowiadająca żonie, która prowadzi sklep i magazyn, gdzie przechowuje nagromadzone bogactwo wrażeń zdobytych przez świadomą osobowość, ale która nigdy nie może domagać się prawa do czegokolwiek ani nie korzysta ze zmysłów czy kończyn, z wyjątkiem sytuacji, gdy jej pan i władca śpi lub znajduje się w transie.

Kiedy świadoma osobowość wyrobi w sobie jakikolwiek nawyk czy zdolność w tak dużym stopniu, że staną się dla niej instynktowne, przekazuje je osobowości nieświadomej do zachowania i używania, nie poświęcając im już żadnej uwagi. Pozbawiona wszelkiego prawa do niezależnej egzystencji, podobnie jak żona w krajach, gdzie podporządkowanie kobiety jest prawem powszechnym, nieświadoma osobowość odkryła inne sposoby i środki komunikowania się niż za pośrednictwem uznanych narządów zmysłów.

Mamy tylko niejasny obraz ogromu i potęgi tych ukrytych organów nieświadomej osobowości; to za ich pośrednictwem Bóg objawia się człowiekowi. Wizje mistyka, proroctwa wieszcza, natchnienie Sybilli9 – wszystko to dociera do nas przez tę nieświadomą duszę. Gdy komunikujemy się telepatycznie i przekazujemy myśl bez użycia pięciu zmysłów, dzieje się to przez owo nieme, stłumione Ego. Ta dusza podrzędna jest w kontakcie z duszą nadrzędną, o której Emerson10 wzniośle napisał, iż „znosi czas i przestrzeń”. W innym miejscu dodaje on: „U większości ludzi wpływ zmysłów obezwładnił ich umysł do tego stopnia, że mury czasu i przestrzeni wydają im się prawdziwe i nie do pokonania, a mówienie z beztroską o tych granicach traktowane jest w świecie jako oznaka szaleństwa. Tymczasem czas i przestrzeń są tylko odwrotną miarą siły duchowej”. Właśnie ta nieświadoma osobowość dostrzega statek Strathmore, który idzie na dno na środku oceanu, słyszy szept wypowiadany na oddalonym o setki mil polu bitwy i jest świadkiem tragedii na antypodach, jak gdyby rozgrywała się na jej oczach.

Im bardziej świadoma osobowość – aktywna i dominująca – tłumi swą uległą, nieświadomą partnerkę, tym lepiej rozkwita materializm, a człowiek staje się ślepy na boskość znajdującą się u podstaw wszystkich rzeczy. A zatem we wszystkich religiach pierwszą rzeczą jest uciszenie hałaśliwego, ruchliwego władcy naszego ziemskiego przybytku, który zmonopolizował pięć zmysłów. I równie ważne jest pozwolenie milczącej mistrzyni, by otworzyła duszę na Boga. Oto dlaczego wszelkie uduchowione religie kładą nacisk na kontemplację, modlitwę i post. Wszystko jedno, czy jest to indyjski jogin, mnich trapista11, czy jeden z naszych kwakrów – zawsze chodzi o to samo. Zgodnie ze słowami hymnu wyznawców ruchu odnowy religijnej: „Musimy odłożyć na bok nasze niecne uczynki” i w otwartej ciszy czekać na natchnienie z góry. Świadoma osobowość rości sobie prawa do świata widzialnego, ale sfera niewidzialna, ze swoją niezmierzoną przestrzenią, jest domeną podświadomości. Dlatego w Biblii czytamy o utracie życia, aby móc je znaleźć; albowiem rzeczy należące do czasu i zmysłów są doczesne, a rzeczy niewidzialne są wieczne. Zadziwiające, jak bliska staje się ta analogia, kiedy zaczynamy ją analizować. Wrażenia zgromadzone przez świadomą osobowość i powierzone opiece nieświadomości często, ku naszej irytacji, nie wracają do nas, kiedy ich potrzebujemy. To tak, jakbyśmy przekazali żonie swoje notatki i nie mogli znaleźć miejsca, w którym je schowała. Lecz zapada zmierzch, nasza świadoma jaźń zasypia, a nieświadoma gospodyni budzi się i przeglądając zapasy, tworzy brakujące wrażenia; a kiedy nasze „pierwsze ja” odzyskuje świadomość, znajduje zagubione notatki już gotowe i pod ręką.

Czasami, jak w przypadku somnambulizmu, podświadoma osobowość usiłuje ukradkiem kierować ciałem i kończynami poza bezpośrednią kontrolą, od której jest odsunięta – tak samo mieszkance hinduskiej zenany12 zabrania się dosiadania rumaka jej małżonka-wojownika. Dopiero gdy świadoma osobowość wejdzie w stan hipnotycznego transu, osobowość nieświadoma wyzwala się spod despotycznej władzy swego partnera. Wtedy po raz pierwszy może pomagać sobie, wykorzystując umiejętności i zmysły zwykle zawłaszczane przez świadomą jaźń; lecz niczym nieśmiała, uległa kobieta więziona w zenanie, nieświadoma osobowość nagle uwolniona z niewoli swego wieloletniego partnera, natychmiast wpada pod kontrolę drugiego. Świadoma osobowość innej osoby sprawuje nad nią tę samą najwyższą władzę, jaką poprzednio sprawowała jej własna świadoma osobowość.

W tych dwóch osobowościach nie ma nic z płci w zwykłym, materialnym sensie, ale bliskość ich związku sugeruje, że wtargnięcie z zewnątrz hipnotyzera jest porównywalne do romansu z zamężną kobietą. Osobowość podświadoma nie jest już wierna wyłącznie swemu naturalnemu partnerowi; znajduje się pod kontrolą świadomej osobowości drugiej osoby. W tym ostatnim przypadku zewnętrzny władca wydaje się przez pewien czas nieodparcie przezwyciężać wszelkie wysiłki świadomej osobowości do odzyskania kontroli nad swoją domeną.

Ktoś zapyta teraz z niecierpliwością, jaki mamy dowód rozszczepienia naszej osobowości? Pytanie jest tylko jedno, więc przystępuję do udzielenia odpowiedzi. W zapiskach dotyczących pacjentów w zakładach dla obłąkanych często można znaleźć opisy dziwnych przypadków podwójnej osobowości. Sprawiają wrażenie, jakby w jednym ciele były dwa umysły, tak jak zdarza się czasami, że w jednym jajku są dwa żółtka.

W „Revue des Deux Mondes” Jules Janet13 odnotował następujący eksperyment, który, choć sam w sobie prosty, daje nam bardzo żywy wgląd w ten niezwykle przejmujący i skomplikowany problem:

Pacjent-histeryk z pozbawioną czucia ręką zostaje uśpiony. Janet mówi mu: „Gdy po obudzeniu, w odpowiedzi na moje pytanie pomyślisz Tak, wtedy podniesiesz palec. A gdy pomyślisz Nie, wówczas go opuścisz". Pacjent zostaje następnie wybudzony, a Janet kłuje niewrażliwą kończynę w kilku miejscach.

„Czy coś czujesz?” – pyta. Wybudzona, przytomna osoba odpowiada ustami „Nie”, ale jednocześnie, zgodnie z sygnałem uzgodnionym w hipnozie, unosi palec na „Tak”. Stwierdzono, że palec wskazuje nawet dokładną liczbę ukłuć pozornie niewrażliwej kończyny”.

Podwójna dusza irlandczyka

Dr Robinson z Lewisham14, który poświęcił wiele uwagi temu tematowi, przesłał mi wspaniałą opowieść o Irlandczyku, który – jak się zdaje – w swej nieszczęśliwej osobie ucieleśniał narodowość irlandzką:

Mój stary kolega ze szpitala w Darlington15 powiedział mi, że kiedyś miał pod swoją opieką obłąkanego Irlandczyka. Człowiek ten wyobrażał sobie, że jego ciało zamieszkują dwie osoby. Pierwsza była katolikiem, nacjonalistą, żeby nie powiedzieć: o skłonnościach fenianina16. Druga osoba była protestantem i oranżystą17. Gospodarz tych sprzeczności wyznał, że stworzył stałą zasadę, zgodnie z którą protestantowi oddał prawą stronę ciała, a katolikowi lewą. Zrobił to dlatego, by nie irytować się kłótniami, do jakich dochodziło w jego wnętrzu. Sam pacjent sympatyzował z zielonym18 i był przeciwko pomarańczowemu. Próbując osłabić tego ostatniego, głodził go, dlatego przez całe miesiące żuł jedzenie tylko lewą stroną ust. Obłąkaniec na ogół nie sprawiał większych problemów, ale w pewnych krytycznych dniach obsługa musiała zakładać mu kaftan bezpieczeństwa – np. w Dzień świętego Patryka19 albo w rocznicę bitwy nad Boyne20. Jako że pięść oranżysty bezlitośnie uderzała fenianina w głowę, od czasu do czasu pacjent i fenianin sprzymierzali się przeciwko oranżyście i uderzali nim o ścianę. Ów szaleniec, indagowany, mówił, że robił co mógł, aby zachować spokój między swoimi kłopotliwymi gośćmi, ale czasami wymykali mu się spod kontroli.

Ansel Bourne i A.J. Brown

Podobny przypadek, choć nie tak gwałtowny i długotrwały w swych przejawach, odnotowano w tomie VII (część XIX) „Proceedings” Towarzystwa Badań Psychicznych, a zdarzył się kilka lat temu w Rhode Island. Badanym był znakomity obywatel, głęboko wierzący, świecki kaznodzieja nazwiskiem Ansel Bourne.

Siedemnastego stycznia 1887 roku wyruszył ze swego domu w Coventry21 do Providence, aby zdobyć pieniądze na opłacenie zakupionej farmy. Zostawił konia w stajni na Greene Station, spodziewając się, że wróci tego samego popołudnia. Wybrał z banku 551 dolarów i opłacił kilka drobnych rachunków, po czym udał się do sklepu swojego siostrzeńca (121, Broad Street); następnie wyruszył do siostry na Westminster Street – i to jest ostatnie, co wiemy. Ansel Bourne nie pojawił się już w domu siostry ani nie wrócił na Greene Station.

Nic o nim nie słyszano aż do czternastego marca. Wtedy nadszedł telegram od lekarza z Norristown, informujący, że znalazł się tam Bourne. Mężczyzna był całkowicie nieświadomy swojej nieobecności w domu ani nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu między siedemnastym stycznia a czternastym marca. Krewni przywieźli go do domu i po starannym śledztwie ustalili, że Ansel Bourne pięć tygodni po opuszczeniu Rhode Island otworzył sklep w Norristown i zaopatrzył go w zabawki i słodycze zakupione w Filadelfii. Na samego siebie mówił A.J. Brown, a poza tym żył, robił interesy i spotykał się z ludźmi, jak każdy zwykły śmiertelnik, nie dając nikomu poznać, że jest kimś innym niż A.J. Brownem.

W poniedziałek rano, czternastego marca – według jego słów – około piątej usłyszał wybuch przypominający wystrzał z rewolweru lub pistoletu. Obudziwszy się, zwrócił uwagę, że jego łóżko wygląda inaczej niż to, na którym był przyzwyczajony spać. Zauważył elektryczne światło naprzeciwko swych okien. Wstał, odsunął zasłony i wyjrzał na ulicę. Czuł się bardzo osłabiony i myślał, że został odurzony. Następnie poczuł strach, wiedział bowiem, że jest w miejscu, w którym nie powinien się znaleźć. Bał się, że ludzie potraktują go jak włamywacza i aresztują, a może nawet zranią. Mówił, że to był jedyny raz w życiu, kiedy lękał się policjanta. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał przed tym przebudzeniem, był widok wagonów ekspresu Adamsa na rogu ulic Dorrance i Broad w Providence – miało to miejsce siedemnastego stycznia, kiedy był w drodze ze sklepu swego siostrzeńca przy Broad Street do domu siostry przy Westminster Street.

Pamięć Ansela Bourne'a nie zachowała absolutnie nic z poczynań A.J. Browna, którego życiem żył niemal przez dwa miesiące. Profesor William James zahipnotyzował go, szybko wprowadzając w trans. Polecił mu przypomnieć sobie, co wydarzyło się siedemnastego stycznia 1887 roku. Wówczas badany znów stał się A.J. Brownem, przedstawiając jasną i spójną historię wszystkich swoich poczynań, gdy żył pod tym nazwiskiem.

Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek spotkał Ansela Bourne'a, aczkolwiek wszystko, co miało miejsce w jego przeszłym życiu, jak sam stwierdził, było „pomieszane”. Wiedział tylko, że był zdezorientowany, chciał się gdzieś dostać i odpocząć. Nie potrafił powiedzieć, w jakich okolicznościach opuścił Norristown. Jego umysł znajdował się w stanie poplątania i odtąd stał się pustką. Nie pamiętał swego nazwiska, drugiego małżeństwa ani miejsca urodzenia. W jego pamięci pozostała natomiast data własnych urodzin oraz śmierci pierwszej żony, pamiętał także zawód, którym się trudnił; lecz między siedemnastym stycznia, a czternastym marca 1887 roku był nie sobą, lecz kimś innym – Albertem J. Brownem. Brown zakończył swą świadomą egzystencję czternastego marca, ale cztery lata później powrócił od razu, gdy Ansel Bourne został zahipnotyzowany. Pokazał wówczas, że doskonale pamięta wszystko, co mu się przydarzyło między tymi dwiema datami. Wymieszanie dwóch pamięci w odniesieniu do wcześniejszego życia jest intrygujące, ale w żaden sposób nie umniejsza wartości tego przykładu istnienia dwóch niezależnych zasobów pamięciowych – dwóch jaźni bytujących, że się tak wyrażę, w jednej skórze.

Zjawisko to nie jest niezwykłe, zwłaszcza u pacjentów-epileptyków. Każdy lekarz zajmujący się chorobami umysłowymi zna przypadki, które można opisać jako kolejno następujące po sobie świadomości z naprzemiennie występującymi wspomnieniami. Jednakże eksperymenty francuskich hipnotyzerów prowadzą nas znacznie dalej. W ich rękach taka podświadoma osobowość jest zdolna do rozwoju, uczenia się i zyskania niezależności.

Na tym niepozornym polu badawczym kryją się duże bogactwa. Oto bowiem, kiedy świadoma osobowość jest pozbawiona nadziei, chora lub zdemoralizowana, osobowość nieświadomą można wykorzystać do regeneracji i przywrócenia zdrowia pacjenta. Kiedy praca zostanie wykonana, „drugie ja” znów może powrócić do stanu nieświadomego i praktycznie przestać istnieć.

Przypisy

Wprowadzenie

1 Estelle Stead nawiązuje do różnic między słowami „ghost” oraz „spirit”. Pierwsze odnosi się do widma czy zjawy, a drugie traktowane jest bardziej jako byt metafizyczny i termin stosowany w filozofii. W języku polskim oba tłumaczymy jako „duch”, zgodnie z intencją autorki (przyp. tłum.).

2 XIX wieku (przyp. tłum.).

3 Ziemia Ognista (hiszp. Tierra del Fuego) – archipelag u południowych wybrzeży Ameryki Południowej, oddzielony od kontynentu Cieśniną Magellana. Ziemia Ognista została odkryta w 1520 r. przez wyprawę Ferdynanda Magellana. Swą nazwę zawdzięcza poświacie, jaką widzieli na brzegu żeglarze. Światło prawdopodobnie pochodziło od ognisk rozpalonych przez tubylców (przyp. tłum.).

Cześć 1

1 Badaczami zjawisk psychicznych nazywano w XIX i pierwszej połowie XX stulecia osoby zajmujące się parapsychologią. W 1882 roku w Wielkiej Brytanii, z inicjatywy profesorów Balfoura Stewarta, Edmunda Gurneya i Fredericka W.H.Myersa, powstało Towarzystwo Badań Psychicznych (Society for Psychical Research), najsłynniejsza i najbardziej prestiżowa organizacja zajmująca się prowadzeniem doświadczeń mających na celu poznanie fenomenów parapsychicznych (przyp. tłum.).

2 Fagocyt – komórka organizmu mająca zdolność pochłaniania mikroskopijnych ciał stałych (przyp. tłum.).

3 Nawiązanie do fragmentu Battle of Beal’ an Duine autorstwa szkockiego poety Sir Waltera Scotta (1771-1832):

They soon make lightsome room.

Clan-Alpine’s best are backward borne

Where, where was Roderick then?

One blast upon his bugle-horn (przyp. tłum.).

4 „Proceedings of the Society for Psychical Research” to periodyk Towarzystwa Badań Psychicznych (SPR) wydawany od 1882 roku. Zawierał sprawozdania z eksperymentów i rozprawy członków organizacji (przyp. tłum.).

5 Robert Louis Stevenson (1850-1894) – szkocki powieściopisarz i poeta. Doktor Jekyll i pan Hyde (ang. Strange Case of Dr Jekyll and Mr Hyde) to dzieło po raz pierwszy opublikowane w 1886 roku. Opowiada o londyńskim prawniku, który prowadzi dochodzenie w sprawie dziwnego zdarzenia między jego przyjacielem dr. Henrym Jekyllem a mizantropijnym Edwardem Hyde’em. Książka ta jest znana jako portret psychopatologii i podwójnej osobowości. Pod osłoną nocy Dr Jekyll zamienia się w Mr Hyde’a, który staje się ucieleśnieniem zła. Jekyll nie może pogodzić się ze swoją podwójną osobowością (przyp. tłum.).

6 F.W.H. Myers, Human Personality and Its Survival Of Bodily Death (wyd. Longmans, Green & Co.)

7 Autor w swoim porównaniu nawiązuje do tradycyjnego, patriarchalnego modelu rodziny (przyp. tłum.).

8 Pozytywny – tu w znaczeniu: praktyczny, realny (przyp. tłum.).

9 Sybilla (z mit. gr.-rzym.) – wieszczka żyjąca w czasach starożytnych, której przypisuje się autorstwo ksiąg sybilińskich, także: wieszczka przepowiadająca przyszłe wydarzenia, zwłaszcza katastrofy (przyp. tłum.).

10 Ralph Waldo Emerson (1803-1882) – amerykański pisarz i filozof moralista. Twórca transcendentalizmu. Głosił mistyczną i panteistyczną wiarę w duchową jedność świata oraz w obecność Ducha Bożego w każdym człowieku; w etyce uznawał autonomię moralną każdej jednostki, dla której jedynym autorytetem winno być własne sumienie i zdrowy rozsądek oraz optymistyczna wiara w postęp pojmowany jako możność indywidualnego doskonalenia się (przyp. tłum.).

11 Trapista – członek zakonu kontemplacyjnego w Kościele katolickim, odznaczającego się surową regułą (przyp. tłum.).

12 Zenana – w Indiach i Pakistanie w kulturze muzułmańskiej oddzielona część domostwa, zarezerwowana dla kobiet z rodziny (przyp. tłum.).

13 Jules Janet (1861-1945) – francuski lekarz, psycholog i psychoterapeuta. Przyczyn histerii upatrywał w urazach psychicznych (przyp. tłum.).

14 Dzielnica Londynu (przyp. tłum.).

15 Darlington – miasto w północno-wschodniej Anglii, w hrabstwie Durham (przyp. tłum.).

16 Fenianie – irlandzki ruch niepodległościowy w drugiej połowie XIX w., działał w kraju oraz wśród emigracji irlandzkiej w USA i Wielkiej Brytanii. Celem fenian było wyzwolenie Irlandii spod panowania brytyjskiego i utworzenie demokratycznej republiki irlandzkiej; za najlepszy sposób osiągnięcia tego celu uznali walkę zbrojną. Nazwa ruchu nawiązywała do dawnej historii irlandzkich wojowników fianna i ich legendarnego wodza Fionna mac Cumhailla (przyp. tłum.).

17 Oranżyści – organizacja protestantów założona w 1795 r. w Irlandii; początkowo tajna, sprzeciwiała się równouprawnieniu katolików i dążyła do utrzymania ścisłej unii Irlandii z Wielką Brytanią (przyp. tłum.).

18 Irlandia nazywana jest Zieloną Wyspą (przyp. tłum.).

19 Święty Patryk, Patricius, właśc. Maewyn Succat (385-461) – misjonarz i organizator życia religijnego Irlandii (apostoł Irlandii); Dzień Świętego Patryka (ang. Saint Patrick’s Day, irl. Lá 'le Pádraig lub Lá Fhéile Pádraig) to irlandzkie święto narodowe i religijne, obchodzone siedemnastego marca (przyp. tłum.).

20 Boyne – rzeka we wschodniej Irlandii; w lipcu 1690 r. w bitwie nad Boyne protestancka armia Wilhelma III Orańskiego zwyciężyła katolickie wojska Jakuba II Stuarta; zwycięstwo Wilhelma III przesądziło o angielskim i protestanckim panowaniu w Irlandii; od końca XVIII w. rocznica bitwy nad Boyne była demonstracyjnie świętowana przez oranżystów (przyp. tłum.).

21 Coventry – miejscowość w Stanach Zjednoczonych, w stanie Rhode Island, w hrabstwie Kent (przyp. tłum.).