Przebaczenie. Siła wybaczania leży w gniewie - Osho - ebook

Przebaczenie. Siła wybaczania leży w gniewie ebook

Osho

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

W przebaczeniu tkwi ogromna moc, z której wielu z nas nie zdaje sobie sprawy

Przebaczenie ma wielką moc. Dzięki niemu możemy poczuć ulgę. Dzięki niemu możemy też stać się szczęśliwymi ludźmi.

W wykładach Osho kwestia wybaczania stanowiła zazwyczaj dodatek do zagadnień poświęconych stawaniu się uważnym oraz świadomości, że pielęgnowanie zranionych uczuć lub marzeń o zemście rani wyłącznie ciebie.

„Przebaczenie” nie jest słowem, którego Osho używał często. Na najbardziej podstawowym poziomie, kiedy niepotrzebne są słowa, wybaczanie następuje z chwilą, gdy odpuszczamy lub przepracowujemy wszystko, co jest nieważne, pozbawione znaczenia w naszym życiu tu i teraz.

W książce Przebaczenie zawarte są przemyślenia Osho na temat podejścia Wschodu i Zachodu do koncepcji przebaczania. Osho zastanawia się także nad jego znaczeniem w obliczu grzechu, winy, wstydu, skruchy, jak również przeszłych, obecnych i przyszłych konsekwencji.

„Przebaczenie oznacza po prostu, że akceptujesz daną osobę taką, jaka jest,

że nadal kochasz ją taką, jaka jest”.

Osho

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 200

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Gdy w wykła­dach Osho poja­wia się słowo „wyba­czać” albo temat wyba­cza­nia, sta­nowi to zwy­kle doda­tek do zagad­nień poświę­co­nych sta­wa­niu się uważ­nym i ugrun­to­wa­nym, zda­wa­niu sobie sprawy z tego, że pie­lę­gno­wa­nie zra­nio­nych uczuć lub marzeń o zemście rani wyłącz­nie cie­bie. „Prze­ba­cze­nie”, w odróż­nie­niu od pozo­sta­łych tytu­łów z serii Nowa jakość życia, nie jest sło­wem, któ­rego Osho uży­wał czę­sto. Na naj­bar­dziej pod­sta­wo­wym pozio­mie, kiedy nie­po­trzebne są słowa, wyba­cza­nie nastę­puje z chwilą, gdy odpusz­czamy (lub cza­sami – prze­pra­co­wu­jemy) wszystko to, co jest nie­ważne, pozba­wione zna­cze­nia w naszym życiu tu i teraz.

W tym miej­scu poja­wia się słowo pokrewne: „skru­cha”. Załóżmy, że coś nas roz­draż­niło i zare­ago­wa­li­śmy gnie­wem. Ude­rzy­li­śmy w kogoś, pra­gnąc go zra­nić, powie­dzie­li­śmy słowa, któ­rych wole­li­by­śmy nie powie­dzieć. Daje to oka­zję do zapa­mię­ta­nia, że naszym zada­niem, naszym pierw­szym zada­niem jest zauwa­że­nie tego, zano­to­wa­nie, zwró­ce­nie na to uwagi i wzię­cie za to odpo­wie­dzial­no­ści. A jeśli okaże się, że rze­czy­wi­ście zacho­wa­li­śmy się nie­świa­do­mie i nie­wła­ści­wie – wykażmy skru­chę, w peł­nym tego słowa zna­cze­niu, z całą świa­do­mo­ścią, tak by to się już nie powtó­rzyło.

Jak dowia­du­jemy się na stro­nach tej książki, na innym pozio­mie słowo „prze­ba­cze­nie” jest wyjąt­ko­wym, reli­gij­nym podej­ściem do wspól­nych pro­ble­mów zwią­za­nych z naszym czło­wie­czeń­stwem; zwie­rzęta nie cier­pią z tego powodu, więc to my mamy skłon­ność do robie­nia rze­czy, któ­rych póź­niej żału­jemy. Robimy takie rze­czy, jakie chcemy robić, cho­ciaż wiemy, że nasi rodzice, nauczy­ciele, nasze Kościoły uwa­żają je za grzeszne albo złe. Potrze­bu­jemy wyba­cza­nia, bo i tak te rze­czy czy­nimy. W kon­tek­ście jude­ochrze­ści­jań­skim wiele czasu spę­dzamy, modląc się, żeby powstrzy­mać się od złego, nie ule­gać poku­sie i mieć wyba­czone swoje błędy. Prze­ba­cze­nie jest czymś koniecz­nym, aby stać się szczę­śli­wym albo odczuć ulgę.

Z kolei na Wscho­dzie za te sprawy odpo­wiada karma. Pie­kło, w któ­rym żyjemy, jest natu­ralną kon­se­kwen­cją naszych złych uczyn­ków w prze­szło­ści. Szczę­ście, któ­rego doświad­czamy teraz, bogac­two czy dobra opi­nia to nasza nagroda za dobre zacho­wa­nie w prze­szło­ści. Na doda­tek tam, gdzie chrze­ści­jań­stwo daje nam tylko jedno życie, aby pora­dzić sobie z tym wszyst­kim, reli­gie Wschodu ofe­rują nam liczne wcie­le­nia. Wyba­cza­nie jest nie­wiel­kim, poje­dyn­czym ele­men­tem w kar­micz­nym dra­ma­cie, w któ­rym gramy. Mamy dużo czasu. Nie czeka nas sąd osta­teczny, na któ­rym będziemy musieli ura­to­wać się w ostat­niej chwili albo prze­paść na wieki.

W tej książce Osho roz­wija wszyst­kie niu­anse, spraw­dza wszyst­kie korze­nie i rzuca świa­tło na wschod­nie i zachod­nie podej­ścia do kon­cep­cji prze­ba­cza­nia i zwią­za­nych z nią kon­cep­cji grze­chu, winy, wstydu, skru­chy, a także ich prze­szłych, obec­nych i przy­szłych kon­se­kwen­cji.

Sarito Carol Neiman, kom­pi­la­tor i redak­tor

Mię­dzy­na­ro­dowa Fun­da­cja Osho

Notatka dotycząca języka

Słowo mówione: Książki Osho nie zostały napi­sane, lecz są trans­kryp­cją z nagrań jego wykła­dów. Te wykłady były spon­ta­niczne, nie zawie­rały odno­śni­ków innych niż kopie pytań, histo­rii lub pism, o któ­rych sko­men­to­wa­nie został popro­szony, albo dow­ci­pów, które przy­ta­czał, by lepiej zilu­stro­wać to, o co mu w danym momen­cie cho­dziło. Jego życze­niem było, żeby redak­to­rzy zacho­wali płynną nar­ra­cję języka mówio­nego w publi­ko­wa­nych książ­kach.

Zaimki: Kiedy sły­szymy, jak Osho mówi, oczy­wi­ste staje się, że słowo man – z jęz. ang. „męż­czy­zna”, „czło­wiek” – odnosi się do wszyst­kich ludzi. Zwra­ca­nie się do słu­cha­czy zaim­kiem wła­ści­wym dla rodzaju męskiego – „on” – pozwala zacho­wać płyn­ność wypo­wie­dzi, ale w żad­nym razie nie ozna­cza, że „ona” lub „one” są odrzu­cone lub nie­ważne.

Warto pamię­tać ten uni­ka­towy punkt widze­nia Osho:

Osoba medy­tu­jąca nie jest ani męż­czy­zną, ani kobietą,

ponie­waż medy­ta­cja nie ma nic wspól­nego z płcią

ani z twoim umy­słem.

W medy­ta­cji jesteś po pro­stu i jedy­nie świa­do­mo­ścią.

A świa­do­mość nie jest ani męska, ani żeń­ska.

Przebaczenie: ideał kontra rzeczywistość

Od tysięcy lat mówimy o miło­ści, ale gdzie w naszym życiu znaj­duje się ta miłość? Mówimy o wyba­cza­niu i o służ­bie ludz­ko­ści, ale gdzie jest to wyba­cza­nie i ta służba ludz­ko­ści? Nasza służba ludz­ko­ści i nasze prze­ba­cze­nie stały się słu­gami naszych inte­re­sów. Ktoś chce osią­gnąć wyzwo­le­nie lub tra­fić do nieba, dla­tego prze­ba­cza i składa datki na cele cha­ry­ta­tywne. Czy to naprawdę prze­ba­cze­nie i dzia­łal­ność cha­ry­ta­tywna, czy tylko zwy­kła trans­ak­cja? Ktoś pra­gnie odna­leźć swoją duszę, więc pomaga ubo­gim. Czy to praw­dziwa pomoc ubo­gim, czy może instru­men­talne trak­to­wa­nie ludzi w imię wła­snego inte­resu?

Za tymi wszyst­kimi dzia­ła­niami, orga­ni­za­cjami cha­ry­ta­tyw­nymi, wyba­cza­niem, non­sen­sami mówią­cymi o braku prze­mocy ukrywa się praw­dziwy czło­wiek, który jest w nas. Tylko ten praw­dziwy czło­wiek ist­nieje. Jeżeli cokol­wiek ma się wyda­rzyć, musi to nastą­pić poprzez tę osobę. Dowolna rewo­lu­cja czy zmiana w życiu – wszystko, co musi się wyda­rzyć – musi doko­nać się poprzez tę praw­dziwą osobę. Wszystko zawsze dzieje się poprzez osobę, którą jestem naprawdę; poprzez osobę, którą ty jesteś. Ide­ały w niczym tu nie pomogą.

Wszystko zawsze dzieje się poprzez osobę, którą jestem naprawdę; poprzez osobę, którą ty jesteś. Ide­ały w niczym tu nie pomogą.

Cho­wamy się za ide­ałami. Zły czło­wiek, pró­bu­jąc stać się dobrym, może zapo­mnieć o tym, że jest zły; on chce o tym zapo­mnieć. Dla­tego tacy ludzie ucze­piają się wznio­słych ide­ałów.

Kiedy ktoś mówi o wznio­słych ide­ałach, wiedz, że w tej oso­bie kryje się coś złego. Gdyby nie prze­ma­wiał przez niego zły czło­wiek, to nie mówiłby o wznio­słych ide­ałach, bo byłby z gruntu dobry. O czym tu mówić? Skąd ten temat wznio­słych ide­ałów?

„Wznio­sły ideał” to sztuczka, jaką sto­suje zła wer­sja nas. To nie­zwy­kle sub­telna sztuczka słu­żąca nam do obrony. W sta­ra­niach, by stać się dobrym, zapo­mi­namy o złym. Czy kto­kol­wiek może stać się dobry, dopóki ma wewnątrz zło? Można pró­bo­wać na tysiące spo­so­bów, ale nie­za­leż­nie od sta­rań zła wer­sja zawsze w jakimś momen­cie się ujawni.

Tak wygląda nasza rze­czy­wi­stość, cho­ciaż moż­liwe, że stra­ci­łeś moż­li­wość dostrze­ga­nia jej. Zła osoba jest w tobie – pełna prze­mocy i nie­na­wi­ści. Cokol­wiek robisz, nie­ważne, jak chwa­leb­nych czy­nów się podej­mu­jesz, to dopóki zła osoba stoi za każdą taką czyn­no­ścią, twoje dzia­ła­nie będzie oszu­stwem. Rze­czy­wi­stość kry­jąca się za twoim dzia­ła­niem jest zupeł­nie inna. Na zewnątrz może być to nie­wi­doczne; inni mogą tego nie dostrze­gać, ale ty umiesz to zoba­czyć.

Jeśli to zauwa­żysz, możesz wyru­szyć w podróż uzdra­wia­jącą umysł; możesz wyru­szyć ścieżką w stronę zdro­wego ist­nie­nia. Przede wszyst­kim należy posta­wić pierw­szy krok. Krok w kie­runku pozy­ska­nia zdro­wego umy­słu, zdro­wej świa­do­mo­ści.

Pierw­szą rze­czą, jaką trzeba dostrzec, jest prawda o sobie, przed­sta­wiona jako fakt, a nie jako ideał. Jak wygląda twoja rze­czy­wi­stość? Nie cho­dzi o twoją ide­olo­gię ani to, w co wie­rzysz, ale o to, kim jesteś. Jaka jest twoja rze­czy­wi­stość.

Jesz­cze nikomu nie udało się prze­obra­zić za pomocą ide­ałów. Na zewnątrz może to tak wyglą­dać, ale w środku to dokład­nie ta sama osoba.

Wtedy i tylko wtedy, gdy będziesz gotowy się tego dowie­dzieć, będziesz mógł wyrzu­cić z głowy tę bez­war­to­ściową ideę, że możesz się zmie­nić, jeśli masz ide­ały i o nie wal­czysz. Jesz­cze nikomu nie udało się prze­obra­zić za pomocą ide­ałów. Na zewnątrz może to tak wyglą­dać, ale w środku to dokład­nie ta sama osoba.

Siła wybaczania leży w gniewie

Cała ludz­kość stała się schi­zo­fre­niczna. Umysł czło­wieka roz­bity jest na czę­ści, podzie­lony na frag­menty, i ist­nieje ku temu powód: życie, które jest prze­cież czymś kom­plet­nym, trak­tu­jemy, jakby skła­dało się z czę­ści, i dodat­kowo zde­rzamy te czę­ści ze sobą.

Czło­wiek jest jeden, ale stwo­rzy­li­śmy w nim podziały i zakła­damy, że te czę­ści stoją do sie­bie w opo­zy­cji. Zro­bi­li­śmy to we wszyst­kich sfe­rach życia. Mówimy komuś: „Nie gnie­waj się, prze­bacz”, nie zda­jąc sobie sprawy, że gniew i prze­baczenie róż­nią się tylko ilo­ściowo.

Tak jak w przy­padku róż­nicy mię­dzy zim­nem i cie­płem, mię­dzy dzie­ciń­stwem i sta­ro­ścią, można powie­dzieć, że mini­malny poziom gniewu to wła­śnie prze­ba­cze­nie – tu nie ma żad­nej dwo­isto­ści. Wszyst­kie pra­dawne przy­ka­za­nia ludz­ko­ści nauczają nas: „Pozbądź się gniewu i zacznij wyba­czać”. Tak jakby gniew i prze­ba­cze­nie były prze­ci­wień­stwami i dało się odrzu­cić gniew, zacho­wu­jąc prze­ba­cze­nie. Takie podej­ście może dopro­wa­dzić jedy­nie do roz­bi­cia osoby na frag­menty i do wpę­dze­nia jej w kło­poty.

W życiu wszystko jest ze sobą zin­te­gro­wane niczym nuty wspa­nia­łej sym­fo­nii. Jeżeli cokol­wiek wytniesz, to pojawi się pro­blem. Ktoś może orzec, że kolor czarny wiąże się ze złem. Dla­tego pod­czas ślu­bów nie wolno wkła­dać nic czar­nego; czarny dopusz­czany jest na pogrze­bach. Ist­nieją ludzie, któ­rzy są prze­ko­nani, że czarny kolor to znak sza­tana, oraz tacy, któ­rzy sądzą, że biel to oznaka czy­sto­ści. W zna­cze­niu sym­bo­licz­nym można sto­so­wać takie podziały, ale gdyby ktoś powie­dział: „Pozbądźmy się koloru czar­nego, zli­kwi­dujmy kolor czarny”, to pamię­taj: usu­nię­cie czar­nego sprawi, że z bia­łego też pra­wie nic nie zosta­nie, ponie­waż biel bia­łego widać dopiero w kon­tra­ście z czer­nią czar­nego.

Nauczy­ciel pisze na czar­nej tablicy białą kredą. Czy on osza­lał? Dla­czego nie pisze na bia­łej ścia­nie? Oczy­wi­ście można pisać kredą po bia­łej ścia­nie, ale litery nie będą widoczne. Biały kolor staje się widoczny na tle czar­nego; to czarny spra­wia, że można zoba­czyć biel. Zapa­mię­taj, że każdy, kto nastawi się wrogo do jed­nej strony tej dwo­isto­ści, sprawi, że druga strona wyblak­nie i osłab­nie.

Tylko osoba, która potrafi poczuć gniew, może prze­ba­czyć. Im więk­szy gniew, tym sil­niej­sze staje się prze­ba­cze­nie.

Ktoś, kto jest prze­ciwny oka­zy­wa­niu gniewu, nie będzie potra­fił praw­dzi­wie wyba­czać. Siła prze­ba­cze­nia znaj­duje się w gnie­wie. Tylko osoba, która potrafi poczuć gniew, może prze­ba­czyć. Im więk­szy gniew, tym sil­niej­sze staje się prze­ba­cze­nie. Moc zło­ści nada bla­sku aktowi prze­ba­cze­nia. Jeżeli bra­kuje gniewu, prze­ba­cze­nie będzie nija­kie, pozba­wione ener­gii, mar­twe.

Przeprosiny są potrzebne, ponieważ nie ma relacji

Jeżeli ktoś nadep­nie na stopę obcej oso­bie na bazarku, grzecz­nie prze­prosi i wytłu­ma­czy się, mówiąc: „Tak tu tłoczno”.

Jeżeli star­szy brat nadep­nie na nogę młod­szemu, powie tylko: „Sorki” – i nic wię­cej.

Jeżeli rodzic nadep­nie na nogę swo­jemu dziecku, nie musi nic mówić.

Naj­więk­sza uprzej­mość jest wolna od wszel­kich for­mal­no­ści. Dosko­nałe postę­po­wa­nie wolne jest od zmar­twień.

Dosko­nała mądrość jest nie­pla­no­wana. Dosko­nała miłość nie potrze­buje dzia­ła­nia na pokaz. Dosko­nała szcze­rość nie daje żad­nej gwa­ran­cji.

– Chu­ang Tzu

Prze­pro­siny są potrzebne, ponie­waż nie ist­nieje rela­cja. Druga osoba jest nie­zna­joma – wyja­śnie­nie jest potrzebne, ponie­waż bra­kuje miło­ści.

Jeżeli jest miłość, wyja­śnie­nia nie są potrzebne – druga osoba zro­zu­mie. Miłość zawsze rozu­mie, bo nie ist­nieje wyż­sza forma moral­no­ści niż miłość – nie może ist­nieć.

Miłość to naj­wyż­sze prawo – jeżeli jej nie ma, potrzeba zamien­ni­ków. Po nastą­pie­niu na nogę nie­zna­jo­mej osoby na bazarku potrzeba prze­pro­sin – oraz wyja­śnie­nia: „Tak tu tłoczno”.

Trzeba zro­zu­mieć jedną odno­szącą się do tego rzecz: na Zacho­dzie nawet mąż musi prze­pra­szać; żona musi się tłu­ma­czyć. To ozna­cza, że miłość znik­nęła; to ozna­cza, że ludzie stali się sobie obcy, że nie two­rzą domu – świat stał się baza­rem.

Na Wscho­dzie takie zacho­wa­nie jest nie­wy­obra­żalne – mimo to miesz­kańcy Zachodu sądzą, że miesz­kańcy Wschodu są nie­wy­cho­wani. Mąż nie musi się tłu­ma­czyć – nie ma takiej potrzeby, ponie­waż nie jeste­śmy sobie obcy, druga strona rozu­mie. Kiedy druga strona nie jest w sta­nie cze­goś zrozu­mieć, wtedy potrzebne są prze­pro­siny. Jeżeli miłość nie potrafi cze­goś zrozu­mieć, to na co zda­dzą się prze­pro­siny?

Jeżeli cały świat sta­nie się domem, prze­pro­siny znikną, znik­nie tłu­ma­cze­nie się. Udzie­lasz wyja­śnień, ponie­waż nie masz pew­no­ści co do dru­giej osoby. Wyja­śnie­nia to sztuczka mająca pozwo­lić ci unik­nąć kon­fliktu; prze­pro­siny to narzę­dzie umoż­li­wia­jące unik­nię­cie kon­fliktu.

Kon­flikt ist­nieje i bar­dzo się go oba­wiasz – a to spo­sób na cywi­li­zo­wane wycho­dze­nie z kon­flik­tów. Nadep­ną­łeś nie­zna­jo­memu na stopę. Patrzysz i w jego oczach widzisz nara­sta­jącą prze­moc; poja­wia się agre­sja, zaraz cię ude­rzy. Prze­pro­siny są potrzebne, aby jego złość się roz­myła. To taka sztuczka – nie musisz szcze­rze prze­pra­szać; to tylko mecha­nizm spo­łeczny. Działa jak lubry­kant. Wystar­czy dorzu­cić wyja­śnie­nie: „To nie moja wina, tu jest bar­dzo tłoczno. Jeste­śmy na targu, nic nie dało się zro­bić, tak musiało być”. Wyja­śnie­nie zdej­muje z cie­bie odpo­wie­dzial­ność.

Miłość zawsze bie­rze odpo­wie­dzial­ność, nie­ważne, czy miej­sce jest zatło­czone, czy nie, ponie­waż miłość jest zawsze świa­doma i uważna. Nie możesz zrzu­cać odpo­wie­dzial­no­ści na sytu­ację – to ty jesteś odpo­wie­dzialny. Spójrz na to zja­wi­sko: prze­pro­siny to narzę­dzie, to lubry­kant mający na celu uni­ka­nie kon­flik­tów. Dawa­nie wyja­śnień to spy­cha­nie odpo­wie­dzial­no­ści. Nie mówisz: „Byłem nie­przy­tomny, nie­świa­domy i dla­tego nadep­ną­łem na twoją nogę”. Mówisz: „Tu jest bar­dzo tłoczno!”. Świa­doma osoba tak nie robi – jeśli będziesz się trzy­mać tej metody, ni­gdy nie sta­niesz się praw­dzi­wie reli­gijny. Praw­dziwa reli­gij­ność to bra­nie odpo­wie­dzial­no­ści, nie zaś jej uni­ka­nie, nie ucie­ka­nie. Im bar­dziej jesteś odpo­wie­dzialny, tym wię­cej świa­do­mo­ści się w tobie rodzi; im mniej odpo­wie­dzial­no­ści bie­rzesz, tym bar­dziej nie­świa­domy się sta­jesz. Zawsze gdy czu­jesz, że nie pono­sisz odpo­wie­dzial­no­ści, zasy­piasz.

Miłość zawsze bie­rze odpo­wie­dzial­ność, nie­ważne, czy miej­sce jest zatło­czone, czy nie, ponie­waż miłość jest zawsze świa­doma i uważna. Nie możesz zrzu­cać odpo­wie­dzial­no­ści na sytu­ację – to ty jesteś odpo­wie­dzialny.

Tak się dzieje nie tylko w rela­cjach dwojga osób, lecz także w rela­cjach spo­łecz­nych na każ­dym pozio­mie. Mark­sizm uważa, że spo­łe­czeń­stwo jest odpo­wie­dzialne za wszystko. Ktoś jest biedny, winne jest spo­łe­czeń­stwo; ktoś jest zło­dzie­jem, winne jest spo­łe­czeń­stwo. Ty nie pono­sisz odpo­wie­dzial­no­ści, żadna jed­nostka nie ponosi odpo­wie­dzial­no­ści. Mark­sizm spy­cha odpo­wie­dzial­ność na spo­łe­czeń­stwo; ty nie odpo­wia­dasz za nic.

Spójrz na podej­ście reli­gijne – ono jest zupeł­nie inne. Osoba reli­gijna uważa, że jest odpo­wie­dzialna za wszystko: ktoś prosi o jał­mużnę, jest żebra­kiem, a ta osoba czuje się za to odpo­wie­dzialna. Żebrak może znaj­do­wać się na dru­gim krańcu Ziemi; mogę go nie znać, mogę ni­gdy go nie spo­tkać, ale skoro ist­nieje żebrak, to ja pono­szę odpo­wie­dzial­ność. Toczy się wojna – w Izra­elu, Wiet­na­mie, gdzie­kol­wiek – nie biorę w niej czyn­nego udziału, ale i tak czuję, że jestem za nią odpo­wie­dzialny.

Jestem tu. Nie mogę spy­chać odpo­wie­dzial­no­ści na spo­łe­czeń­stwo.

Co masz na myśli, mówiąc o spo­łe­czeń­stwie? Gdzie jest to spo­łe­czeń­stwo? To jedna z wymyśl­niej­szych form uni­ka­nia. Tylko jed­nostki ist­nieją; ni­gdy nie spo­tkasz spo­łe­czeń­stwa. Ni­gdy nie będziesz w sta­nie wska­zać: „To jest spo­łe­czeń­stwo”. Ist­nieją tylko jed­nostki, a „spo­łe­czeń­stwo” jest jedy­nie sło­wem.

Ni­gdy nie będziesz w sta­nie wska­zać: „To jest spo­łe­czeń­stwo”. Ist­nieją tylko jed­nostki, a „spo­łe­czeń­stwo” jest jedy­nie sło­wem.

Gdzie jest to spo­łe­czeń­stwo? Sta­ro­żytne cywi­li­za­cje miały swoją odpo­wiedź. Mówiły: Bóg jest odpo­wie­dzialny, prze­zna­cze­nie jest odpo­wie­dzialne. Komu­nizm gra w tę samą grę, mówiąc, że spo­łe­czeń­stwo ponosi odpo­wie­dzial­ność. Gdzie jest to spo­łe­czeń­stwo? Bóg może i gdzieś jest; spo­łe­czeń­stwa nie ma, są tylko jed­nostki. Reli­gij­ność mówi: jestem odpo­wie­dzialny. Nie potrzeba tłu­ma­czeń.

Pamię­taj o jesz­cze jed­nej rze­czy: zawsze gdy czu­jesz, że to ty odpo­wia­dasz za wszyst­kie paskudne rze­czy – za bała­gan, anar­chię, wojnę, prze­moc, agre­sję – nagle sta­jesz się uważny. Odpo­wie­dzial­ność prze­nika twoje serce i czyni cię uważ­nym.

Kiedy mówisz: „Tu jest bar­dzo tłoczno”, dajesz sobie prawo do cho­dze­nia w sta­nie uśpie­nia. Tak naprawdę nadep­ną­łeś na stopę nie­zna­jo­mego, ponie­waż byłeś nie­świa­domy. Luna­ty­ku­jesz, cho­dzisz we śnie. Kiedy na kogoś nadep­niesz, nagle się budzisz, bo poja­wia się zagro­że­nie. Sto­su­jesz wymówkę: „To miej­sce jest zatło­czone!”, po czym znowu zasy­piasz.

Co tak naprawdę się dzieje, kiedy mówisz: „Prze­pra­szam”? Twój sen zostaje zakłó­cony, spa­ce­ro­wa­łeś we śnie – marzy­łeś o czymś, wyobra­ża­łeś sobie coś, o czymś roz­my­śla­łeś – i nagle nadep­ną­łeś na kogoś. Nie dla­tego, że miej­sce było zatło­czone – potknął­byś się, nawet gdyby nikogo tam nie było. Nawet gdyby znaj­do­wało się tam tylko kilka osób, to i tak byś nadep­nął tego czło­wieka. Pro­blem leży w tobie, w twoim braku świa­do­mo­ści, w nie­świa­do­mym zacho­wa­niu. Budda nie potknie się o nikogo, nawet będąc na targu, ponie­waż poru­sza się świa­do­mie. Wszystko, co robi, robi w spo­sób uważny.

Jeżeli nadep­nie ci na stopę, zrobi to świa­do­mie; zrobi to w jakimś celu. Nadep­nie ci na stopę, aby pomóc ci się obu­dzić, żebyś stał się uważny. Nie powie ni­gdy: „To miej­sce jest takie zatło­czone”; nie będzie się tłu­ma­czył.

Uspra­wie­dli­wie­nia zawsze są zwod­ni­cze. Wydają się logiczne, ale są fał­szywe. Wymy­ślasz wyja­śnie­nia tylko wtedy, gdy musisz coś ukryć.

Zaob­ser­wuj to w swoim życiu. To nie jest tylko teo­ria, to fakt doświad­czany przez każ­dego – uspra­wie­dli­wiasz się tylko wtedy, gdy chcesz coś ukryć. Prawda nie potrze­buje wyja­śnień.

Uspra­wie­dli­wiasz się tylko wtedy, gdy chcesz coś ukryć.

Im bar­dziej kła­miesz, tym wię­cej uspra­wie­dli­wień potrze­bu­jesz. Dla­tego stwo­rzono tyle świę­tych pism – ludzie cią­gle kła­mią; wytłu­ma­cze­nia są potrzebne, aby ukryć te kłam­stwa. Naj­pierw musisz wyja­śnić to, a potem tamto – i tak bez końca. To nie­koń­cząca się regre­sja. Ostat­nie wytłu­ma­cze­nie i tak niczego nie tłu­ma­czy. Pier­wotne kłam­stwo pozo­staje kłam­stwem. Tłu­ma­cząc się, nie spra­wisz, że kłam­stwo zmieni się w prawdę. Może ci się tak wyda­wać, ale wytłu­ma­cze­nia niczego nie tłu­ma­czą.

Wyda­rzyło się kie­dyś…

Mułła Nasrud­din udał się w swoją pierw­szą podróż lot­ni­czą. Bar­dzo się bał, ale nie chciał, żeby kto­kol­wiek o tym wie­dział. To przy­da­rza się każ­demu, kto odbywa taką podróż po raz pierw­szy. Nie chcesz, żeby wszy­scy wie­dzieli, że robisz coś pierw­szy raz. Mułła pró­bo­wał zacho­wy­wać się non­sza­lancko, więc szedł bar­dzo odważ­nie. Odwaga była jego wytłu­ma­cze­niem: „Zawsze podró­żuję samo­lo­tem”. Zajął swoje miej­sce i aby poczuć się lepiej, chciał coś powie­dzieć. Roz­mowa pobu­dza odwagę, spra­wia, że odczu­wasz mniej­szy strach. Nasrud­din spoj­rzał przez okno i ode­zwał się do pasa­żera sie­dzą­cego obok:

– Niech pan spoj­rzy, cóż za wyso­kość! Ludzie zdają się mali jak mrówki.

Pasa­żer odpo­wie­dział:

– Pro­szę pana, jesz­cze nie wystar­to­wa­li­śmy. To są mrówki.

Tłu­ma­cze­nia niczego nie ukryją. Wręcz prze­ciw­nie, raczej dużo ujaw­nią. Jeżeli potra­fisz patrzeć, jeżeli masz oczy, to każde tłu­ma­cze­nie sta­nie się widoczne. Dla Nasrud­dina lepiej by było, gdyby mil­czał. Nie pró­buj jed­nak sto­so­wać mil­cze­nia zamiast wyja­śnień – ono nie ma zasto­so­wa­nia w takiej sytu­acji. Twoje mil­cze­nie wszystko ujawni, a twoje słowa odkryją prawdę.

Lepiej nie być kłamcą; wtedy nie trzeba się z niczego tłu­ma­czyć. Lepiej mówić prawdę – naj­pro­ściej jest być osobą praw­dziwą i auten­tyczną. Kiedy się cze­goś boisz, lepiej powie­dzieć: „Boję się”. Zaak­cep­to­wa­nie prawdy zmniej­sza strach.

Akcep­ta­cja to praw­dziwy cud. Kiedy pogo­dzisz się z wła­snym stra­chem i powiesz: „To moja pierw­sza podróż”, to nagle poczu­jesz w sobie zmianę.

Pod­sta­wowy strach nie jest stra­chem. Pod­sta­wowy strach polega na tym, że boisz się stra­chu. Myślisz: „Nikt nie może wie­dzieć, że się boję. Nikt nie może wie­dzieć, że jestem tchó­rzem”.

Pod­sta­wowy strach nie jest stra­chem. Pod­sta­wowy strach polega na tym, że boisz się stra­chu. Myślisz: „Nikt nie może wie­dzieć, że się boję. Nikt nie może wie­dzieć, że jestem tchó­rzem”. W nowej sytu­acji każdy jest tchó­rzem, w nowej sytu­acji bycie odważ­nym byłoby głu­potą! Bycie tchó­rzem ozna­cza jedy­nie, że sytu­acja jest nowa i twój rozum nie jest w sta­nie dać ci odpo­wie­dzi; twoja prze­szłość nie może dać ci odpo­wie­dzi, więc drżysz ze stra­chu. To dobrze! Po co szu­kać odpo­wie­dzi w rozu­mie? Drżyj i pozwól odpo­wie­dziom wypły­nąć z teraź­niej­szych doświad­czeń. Po pro­stu jesteś wraż­liwą osobą – nie zabi­jaj tej wraż­li­wo­ści wyja­śnie­niami.

Następ­nym razem, kiedy zaczniesz się tłu­ma­czyć, włącz uważ­ność. Co ty robisz? Czy pró­bu­jesz coś ukryć? Czy pró­bu­jesz się z cze­goś wytłu­ma­czyć? Takie zacho­wa­nie w niczym ci nie pomoże.

Wszędzie otaczają cię lustra

Męż­czy­zna, który nie­dawno się wzbo­ga­cił, udał się na naj­droż­szą, naj­bar­dziej kosz­towną, naj­bar­dziej eks­klu­zywną plażę, gdzie sza­stał pie­niędzmi, by zaim­po­no­wać ota­cza­ją­cym go ludziom. Następ­nego dnia pod­czas pły­wa­nia jego żona się pod­to­piła. Wynie­siono ją na brzeg; dookoła zebrał się tłum ludzi, więc męż­czy­zna zapy­tał:

– Co robi­cie?

Ktoś mu odpo­wie­dział:

– Zamie­rzamy zro­bić pań­skiej żonie sztuczne oddy­cha­nie.

Męż­czy­zna odrzekł:

– Nic z tego, zrób­cie jej praw­dziwe oddy­cha­nie. Stać mnie, żeby za to zapła­cić.

Cokol­wiek robisz albo cze­go­kol­wiek nie robisz, cokol­wiek mówisz albo cze­go­kol­wiek nie mówisz – wszystko to ujaw­nia, kim jesteś. Wszę­dzie dookoła cie­bie znaj­dują się lustra. Każdy czło­wiek jest lustrem, każda sytu­acja jest lustrem – kogo pró­bu­jesz oszu­kać? Jeżeli oszu­ki­wa­nie wej­dzie ci w nawyk, to prze­cież osta­tecz­nie oszu­ku­jesz tylko samego sie­bie i nikogo innego. Tra­cisz swoje życie na oszu­stwa.

Chu­ang Tzu mówi: „Tłu­ma­cząc się, poka­zu­jesz, że nie jesteś praw­dziwy, nie jesteś auten­tyczny”.

„Jeżeli star­szy brat nadep­nie na nogę młod­szemu, powie tylko: «Sorki» – i nic wię­cej”.

Dwóch braci – bar­dziej oso­bi­sta rela­cja, w któ­rej ludzie nie są dla sie­bie nie­zna­jomi; wtedy nie potrzeba wyja­śnień. Brat mówi jedy­nie: „Sorki”; bie­rze na sie­bie winę. Mówi: „Byłem nie­uważny”. Nie spy­cha odpo­wie­dzial­no­ści na kogoś innego, lecz przyj­muje ją taką, jaka jest. Taka rela­cja jest bliż­sza.

„Jeżeli rodzic nadep­nie na nogę swo­jemu dziecku, nie trzeba nic mówić”.

Nie ma takiej potrzeby; to jesz­cze bliż­sza rela­cja, bar­dziej intymna. Jest w niej miłość i ta miłość wystar­czy. Nie potrzeba zamien­ni­ków, wyja­śnień, tłu­ma­cze­nia.

„Naj­wyż­sza forma uprzej­mo­ści pozba­wiona jest for­ma­li­zmu. Dosko­nałe postę­po­wa­nie wolne jest od zmar­twień”.

„Dosko­nała mądrość jest nie­pla­no­wana. Dosko­nała miłość nie potrze­buje dzia­ła­nia na pokaz. Dosko­nała szcze­rość nie daje żad­nej gwa­ran­cji”.

Wszyst­kie te dosko­na­ło­ści potrze­bują jed­nego: spon­ta­nicz­nej świa­do­mo­ści. Bez niej zawsze będziesz uży­wał pod­ro­bio­nych pie­nię­dzy i zawsze będziesz nakła­dał nie­praw­dziwe twa­rze. Możesz być szczery, jeżeli jed­nak wkła­dasz w to jaki­kol­wiek wysi­łek, to szcze­rość jest tylko for­malna. Możesz być pełen miło­ści, ale jeżeli miłość wymaga wysiłku, jeżeli przy­po­mina to, o czym pisze Dale Car­ne­gie w książce Jak zdo­być przy­ja­ciół i zjed­nać sobie ludzi – jeżeli to taki rodzaj miło­ści, to ona nie może być praw­dziwa. Mani­pu­lu­jesz nią. W takiej sytu­acji nawet przy­jaźń zmie­nia się w inte­res.

Strzeż się ludzi takich jak Dale Car­ne­gie – to nie­bez­pieczne osoby; nisz­czą wszystko, co praw­dziwe i auten­tyczne.

Strzeż się ludzi takich jak Dale Car­ne­gie – to nie­bez­pieczne osoby; nisz­czą wszystko, co praw­dziwe i auten­tyczne. Poka­zują ci, jak „zdo­być przy­ja­ciół”; uczą cię sztu­czek, tech­nik. Popra­wiają twoją sku­tecz­ność, dają ci wie­dzę. Miłość nie ma pod­ręcz­nika; nie może go mieć. Miłość nie potrze­buje być przed­mio­tem szko­le­nia. Przy­jaźni nie trzeba się uczyć – wyuczona przy­jaźń wcale nie jest przy­jaź­nią, jest wyzy­skiem. Wyko­rzy­stu­jesz i zwo­dzisz drugą osobę, nie jesteś praw­dziwy. Łączy was tylko rela­cja biz­ne­sowa.

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych wszystko zamie­niło się w rela­cje biz­ne­sowe: przy­jaźń i miłość. Książka Dale’a Car­ne­giego sprze­dała się w milio­nach egzem­pla­rzy, zro­biono setki wydań, tylko Biblia mogła kon­ku­ro­wać z tym wyni­kiem. Nikt nie wie, jak być przy­ja­cie­lem; tego trzeba się nauczyć. Prę­dzej czy póź­niej powsta­nie szkoła miło­ści, powstaną kursy i lek­cje.

Pro­blem polega na tym, że jeżeli odnie­siesz w nich suk­ces, to prze­pad­niesz na zawsze, ponie­waż nic praw­dzi­wego już ci się nie przy­da­rzy; te drzwi się zamkną. Kiedy sta­niesz się w czymś efek­tywny, umysł nie będzie chciał wpro­wa­dzać zmian. Umysł nauczy się tego skrótu, a skoro znasz go już tak dobrze, to po co masz iść inną drogą? Umysł zawsze idzie po linii naj­mniej­szego oporu.

Dla­tego sprytni ludzie nie są w sta­nie kochać. Są tak sprytni, że zaczy­nają sto­so­wać mani­pu­la­cję. Nie mówią o potrze­bach swo­jego serca, lecz o tym, co może przy­po­do­bać się innym. Patrzą na drugą osobę i wie­dzą, co ona chce usły­szeć. Nie mówią, co czują; two­rzą ilu­zo­ryczną sytu­ację. Mężo­wie zwo­dzą swoje żony, żony zwo­dzą mężów, przy­ja­ciele zwo­dzą przy­ja­ciół…

Cały świat stał się sobie wrogi. Ist­nieją dwa typy wro­gów: tacy, któ­rych nie udało ci się oszu­kać, i tacy, któ­rych się udało. To jedyne roz­róż­nie­nie. Jak więc w twoim życiu może zapa­no­wać zachwyt?

To nie jest temat do nauki. Auten­tycz­no­ści nie można się wyuczyć. Auten­tycz­ność poja­wia się dzięki świa­do­mo­ści, kiedy jesteś uważny, kiedy żyjesz w spo­sób świa­domy. Przyj­rzyj się róż­ni­com: żyć świa­do­mie to zna­czy żyć otwar­cie – nie ukry­wać, nie roz­gry­wać gier. Być uważ­nym to być bez­bron­nym, rozu­mieć, że cokol­wiek się dzieje, to po pro­stu się dzieje. Akcep­tu­jesz to, ale nie idziesz na kom­pro­mis; nie zdo­by­wasz niczego, prze­han­dlo­wu­jąc swoją świa­do­mość. Nawet kiedy zosta­jesz sam, akcep­tu­jesz to i chcesz być świa­do­mie uważny. Tylko dzięki tej uważ­no­ści może dojść do prze­miany.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki