Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Urzekający i inspirujący portret legendarnej aktorki Meryl Streep.
Królowa Meryl opowiada o pierwszych, odważnych rolach i swojej działalności na rzecz niezależności kobiet. Jest najbardziej znaną aktorką naszych czasów i pozostawiła niezatarty ślad w popkulturze. Jest kameleonem, który całkowicie zamienia się w każdą postać, którą gra. Nigdy nie sięga po podobne role. Zamiast tego wykorzystuje swoje wyrafinowanie, by kreować dynamiczne i skomplikowane postaci - Joanny Kramer, Karen Silkwood, Julii Child, Margaret Thatcher, Katharine Graham. Niegdyś niezgrabna, z burza kręconych włosów nastolatka w latach 60. i 70. zaangażowała się w ruch feministyczny. Kiedy skończyła 40 lat, wiek, w którym wiele aktorek znika ze sceny, Streep ruszyła na podbój kina, wybierając nieoczywiste role i zdobywając po drodze wiele nagród. Erin Carlson nie tylko dokumentuje jej niezwykłe osiągnięcia, wybory, przyjaźnie i spory, ale także to, w jaki sposób w każdej roli przemyca wartości, w które mocno wierzy. Książka jest przezabawnie ilustrowana przez artystę Justina Teodoro, wzbogacona listami i licznymi anegdotami, które uzupełniają portret tej niepowtarzalnej królowej kina.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 409
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Jennifer Atchison, Caroline Olinger i Kerry Olinger
Wkładajcie w pracę całe swoje serce i wymagajcie maksymalnego zaangażowania również od innych. Nie pozwólcie, by wasze wyjątkowe cechy, wartości i prawdy – sekret znany tylko wam... Nie pozwólcie, by utonęły w samozadowoleniu.
Fragment przemówienia wygłoszonego przez Meryl Streep w 1983 roku na uroczystości rozdania dyplomów w Vassar College
No, jestem utrapieniem! Nie da się ukryć.
Meryl Streep w rozmowie z Terrym Grossem w radiu NPR, 6 lutego 2012
WPROWADZENIE
Przepasać biodra!
To prawdziwa historia, choć zakrawa na legendę, a ja dopuściłabym się zaniedbania, gdybym nie opowiedziała jej po raz kolejny.
Oto młoda aktorka zgłasza się na casting do remake’u King Konga z 1976 roku, organizowany przez producenta Dina De Laurentiisa. Poza nowojorskimi kręgami teatralnymi jest właściwie nieznana i ma zerowe doświadczenie w pracy przed kamerą. Długie blond włosy, porcelanowa cera, wysokie kości policzkowe i orli nos składają się na piękność nie z tej ziemi, współczesną tajemniczą muzę renesansowego malarza, Monę Lisę lat 70. Ci, którzy oglądali ją na scenie, mogliby zaświadczyć o jej niezrównanym talencie. De Laurentiis widzi tylko twarz.
„Co za brzydactwo. Po co mi ją pokazujesz?” – skarży się po włosku synowi Federicowi.
Brzydactwo ma imię i nazwisko: Meryl Streep. Na nieszczęście De Laurentiisa uczyło się włoskiego w Vassar College i rozumie, co powiedział.
„Przykro mi, że nie jestem odpowiednio urodziwa, ale sam pan rozumie: jest jak jest i lepiej nie będzie” – odpowiada w jego ojczystej mowie i kieruje się ku drzwiom.
Przypuszczalnie De Laurentiis dwa razy się zastanowił, zanim znów coś chlapnął. Nie on jeden nie docenił potencjału Meryl, ale ta krótka wymiana zdań pozwala dostrzec kilka jej atutów: zimną krew, błyskotliwą inteligencję i kategoryczną niezgodę na obłaskawianie hollywoodzkich mizoginów, którym przyszło do głowy ją obrazić. Ponad sześćdziesiąt filmów fabularnych, wzloty i upadki, dziesiątki wcieleń, czworo dzieci, jeden mąż – Meryl Streep na przestrzeni minionych czterech dekad stała się najwyżej cenioną aktorką, mężnie stawiając czoła dyskryminacji uderzającej w starsze przedstawicielki jej zawodu. A nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! W każdą rolę wchodzi bez reszty – czy to ucząc się polskiego do Wyboru Zofii, czy rekonstruując radosne życie Julii Child w filmie Julie i Julia. Nigdy nie wciela się dwukrotnie w podobne bohaterki. Przeciwnie, wykorzystuje swój wyjątkowy status, by grać nietuzinkowe, złożone postaci, takie jak Margaret Thatcher, Karen Silkwood czy Florence Foster Jenkins, zamiast przyjmować niesatysfakcjonujące role, jakimi muszą zadowalać się inne aktorki: wspierających żon, wspierających matek, wspierających (i raczej małomównych) kochanek głównego bohatera.
Meryl nie zamierzała się z tym godzić.
Urodzona i wychowana w New Jersey, dorastała w okresie drugiej fali feminizmu i otwarcie głosiła swoje przekonania nawet wówczas, gdy było to niemodne. Po wystąpieniu w 1990 roku na pierwszym Krajowym Kongresie Kobiet, zorganizowanym przez amerykańskie Stowarzyszenie Aktorów Filmowych (SAG), podczas którego wydrwiła Pretty Woman i inne popularne wówczas produkcje, przylepiono jej na jakiś czas łatkę „trudnej” i „nieprzyjemnej”. Zauważyła wówczas: „Ról kobiecych jest bardzo mało, a kiedy już się pojawiają, jesteśmy wynagradzane za nie znacznie gorzej niż nasi partnerzy na planie. Zaś oferowane ostatnio zlecenia są doprawdy osobliwe”. Zakpiła, że rzuciwszy okiem na najnowsze propozycje, można nabrać podejrzeń, że „podstawowym zajęciem Ziemianek jest puszczanie się. I nie myślę o ćwiczeniach na drążku”.
Tą uwagą nie zaskarbiła sobie sympatii wielbicieli Pretty Woman. Zawsze bardziej interesowało ją uczłowieczanie „niesympatycznych” postaci odsłaniających prawdziwą naturę kobiet niż wpasowywanie się w płytkie stereotypy odpowiadające mężczyznom, niemniej była poważnie zaniepokojona. Wytwórnie filmowe inwestowały coraz większe pieniądze w aktorów największego formatu, pomijając aktorki. Czy dla Meryl zapowiadało to trudności z pozyskiwaniem wartościowych ról? W 1989 roku skończyła czterdzieści lat, a w tym wieku bohaterki pierwszoplanowe przeobrażały się we wspierające matki (patrz: Sally Field w filmie Forrest Gump). Czy zatem jej dni jako gwiazdy były policzone?
Któregoś roku odrzuciła trzy propozycje zagrania roli czarownicy. „Zupełnie jakby świat albo wytwórnie filmowe chciały mi zakomunikować: Nie wiemy, co z tobą zrobić” – powiedziała.
Zamiast bez sprzeciwów rozpocząć następny etap kariery, absolwentka Yale School of Drama, dla której aktorstwo było nie hobby, lecz powołaniem, skoczyła na głęboką wodę, wybierając role, które ją faktycznie interesowały, i zgarniając po drodze mnóstwo nagród. Zdobyła rekordową liczbę nominacji do Oscara, dwukrotnie odebrała statuetkę za najlepszą rolę pierwszoplanową (Wybór Zofii i Żelazna Dama), otrzymała też Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej (Sprawa Kramerów).
Co ciekawe, im była starsza, tym więcej zarabiały filmy z jej udziałem. Diabeł ubiera się u Prady, w którym jako pięćdziesięciosześciolatka zagrała nieugiętą redaktor naczelną czasopisma o modzie, zarobił na całym świecie 326 milionów dolarów. Cieszące się ogromną popularnością komedie Mamma Mia! uzyskały wynik prawie trzykrotnie wyższy. Jak na ironię, Meryl sporo ryzykowała, odmawiając sprzeniewierzenia się artystycznym ideałom, tymczasem jako siedemdziesięciolatka stała się równie kasowa co Jennifer Lawrence.
W przeciwieństwie do wielu artystów, którzy z biegiem lat przestali się rozwijać, Meryl wciąż jak dziecko cieszy się z każdej okazji wcielenia się w nową postać. Do każdego filmu podchodzi tak, jakby był jej pierwszym. Z pozoru wydaje się majestatyczna i władcza, nieprzystępna i nieodgadniona niczym doświadczona, szanowana polityczka. Przy bliższym poznaniu ujawnia szelmowską osobowość, którą jej miłośnicy namiętnie uwielbiają, a przeciwnicy równie namiętnie piętnują. Pod wyrafinowaną, arystokratyczną powłoką kryje się psotna wichrzycielka, ambitna i niestroniąca od ryzyka twórczyni, moralny autorytet niewahający się skrytykować Donalda Trumpa, który w tweecie wysłanym o czwartej nad ranem, zapewne z toalety, nazwał Streep „najbardziej przereklamowaną aktorką Hollywood”.
Meryl Streep, podobnie jak przemocowiec z Gabinetu Owalnego, z upodobaniem wzbudza kontrowersje: bez wątpienia lubi wyrażać własne zdanie i wypowiadać się w kwestiach politycznych. O ile jednak Trump zachęca swój twardy elektorat do podążania za nim drogą podziałów i nienawiści, o tyle Meryl jest orędowniczką równości i empatii. W tych brutalnych czasach jest ucieleśnieniem Rózi Nitowaczki na miarę amerykańskich przedmieść XXI wieku, coraz częściej zmuszanej do zakasywania rękawów i stawania w obronie słusznej sprawy. Mówi, co myśli, lecz często woli zabrać głos za pośrednictwem swoich filmów. Młodszym aktorkom, w tym jednej ze swoich córek, utorowała drogę do złożonych ról, które dotąd proponowano tylko aktorom takim jak Robert De Niro. Lecz przede wszystkim stanowi ucieleśnienie jednego z celów stawianych sobie przez kobiety: odwagi, by pozbyć się kompleksów i żyć śmiało, autentycznie i z rozmachem.
To opowieść o inteligentnej dziewczynie z niewyparzoną gębą, która już w szkole średniej zaczęła doskonalić umiejętności aktorskie, by na oczach całego świata przeobrazić się w królową balu, pierwszoplanową aktorkę, która przetrwała w branży filmowej dłużej niż Jack Nicholson, Dustin Hoffman, Robert De Niro czy Robert Redford (i nic nie wskazuje na to, by szykowała się do emerytury), matkę, która podbiła fabrykę snów, mieszkając w prowincjonalnym Connecticut. To opowieść o największej żyjącej aktorce. Meryl Streep jest znana z umiejętnego wcielania się w postaci diametralnie od siebie różne i odmienne od jej wizerunku publicznego, przy czym każda z nich odzwierciedla jakąś istotną część jej osobowości, taką jak niezależność Joanny Kramer czy porażający profesjonalizm Mirandy Priestly.
Zanim przewrócicie stronę, Drodzy Czytelnicy, pozwólcie mi zacytować Stanleya Tucciego obwieszczającego przybycie Mirandy w Diable: „Przepasać biodra![1]”.
ROZDZIAŁ 1
Meryl prymuska
Chciałam się nauczyć, jak być atrakcyjna, więc analizowałam cechy postaci, którą obmyśliłam sobie zostać: bezpretensjonalnie ładnej licealistki.
Meryl Streep miała sześć lat, gdy odkryła swój talent do wcielania się w różne postaci. Pierwsza rola: Święta Panienka. Scena: duży pokój w domu państwa Streep, przygotowania do jasełek. Jej młodsi bracia, Harry Trzeci i Dana, rozstawiani zwykle przez małą Meryl po kątach, zostali obsadzeni w rolach, odpowiednio, Józefa i bydlątka ze stajenki. Zamotawszy sobie na głowie półhalkę matki i wziąwszy w ramiona Jezuska (czyli siusiającą lalkę Betsy Wetsy), Meryl roztoczyła wokół siebie aurę cichej świętości, która niczym dobra nowina dotarła do jej braci, by mogli pójść za uroczystym przykładem siostry. Kiedy Harry Drugi, ojciec dzieci, kręcił tę scenę analogową kamerą Super 8, Meryl odebrała ważną lekcję: nie musi wrzeszczeć na partnerów z planu, by uzyskać od nich to, co chce.
Przenieśmy się kilka lat naprzód. Meryl chciała poczuć, jak to jest być jej ukochaną babcią, więc włożyła sweter, podwędziła matce ołówek do brwi i narysowała sobie na całej twarzy zmarszczki, żeby przeobrazić się w starszą wersję samej siebie. Dla dopełnienia metamorfozy zgarbiła się i dała upust radości przepełniającej zwykle starszą panią, której ciało odczuwało upływ czasu, lecz duch nie pozwalał się stłamsić. Na życzenie córki Mary uwieczniła ten moment na zdjęciu. Meryl zauważyła później: „Jesteśmy tym, kim staniemy się jako starcy, zaś jako starcy wracamy do tego, kim byliśmy w wieku lat ośmiu”.
Jako nastolatka Meryl nosiła okulary i trwałą na brązowych włosach, a jej poważny wygląd i bezkompromisowość odrzucały rówieśników – w ich oczach nie różniła się niczym od nauczycieli. „Dzieci zapędzały mnie na drzewo i waliły po nogach kijami aż do krwi” – wspominała w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Time” w 1979 roku. W podmiejskim domu w zielonym New Jersey Meryl reżyserowała filmy z życia rodziny, przebierając braci w kostiumy i skłaniając ich do tańczenia przed kamerą. Harry opisał ją kiedyś jako „koszmarną” dziewczynkę, a ona sama chyba przyznała mu rację, wspominając „brzydkie dziecko, któremu buzia się nie zamykała i które uwielbiało się wstrętnie popisywać”.
Urodziła się 22 czerwca 1949 roku jako Mary Louise Streep. Jej ojciec Harry był dyrektorem w firmie farmaceutycznej; matka Mary przed urodzeniem dziecka pracowała w reklamie, zaś w okresie drugiej wojny światowej przez jakiś czas również jako kierowniczka artystyczna w firmie Bell Labs oraz redaktor artystyczna w czasopiśmie wnętrzarskim „Home Furnishings”. „Założyła rodzinę jako trzydziestopięciolatka, co się wówczas właściwie nie zdarzało – wspominała Meryl. – Wszystkie jej przyjaciółki miały wówczas po dwadzieścia parę lat”. Chociaż Mary wciąż pracowała na zlecenie, wychowanie trojga dzieci wybiło się na pierwszy plan. „Zapytałam ją kiedyś, jak pokierowałaby swoim życiem, gdyby miała nieograniczony wybór. Odparła, że chciałaby śpiewać w hotelowych barach. Podejrzewam, że nie kłamała. Była naprawdę zabawna. Błyskotliwa”.
Przystojny Harry Streep nazywał swoją córkę Meryl, bo podobało mu się to imię (choć dorastająca Meryl wolałaby nazywać się Kathy albo Patty). Imię Louise dziewczynka otrzymała po najlepszej przyjaciółce swojej matki. Mary umiała szybko podejmować decyzje i miała zawsze na wszystko odpowiedź, tymczasem Meryl – w porównaniu z nią introwertyczna – bywała bardzo nieśmiała, skłonna raczej obserwować, niż ściągać na siebie uwagę. W wywiadzie dla „Los Angeles Times” udzielonym w 1990 roku Meryl, zwykle nieskłonna do dzielenia się szczegółami z prywatnego życia, pozwoliła sobie na rzadkie zwierzenie: „Moja matka była w swojej rodzinie tą najładniejszą. Ja nie”.
Meryl chciała upodobnić się do matki, która bez oporów stawała w centrum zainteresowania, ośmielając w ten sposób córkę – początkującą artystkę. Dzięki temu Meryl pojęła, że dobry aktor musi nie tylko wejść w rolę, ale i odegrać swoją postać. Dotrzeć do widza, zawładnąć nim, wystąpić tak, by jego popis przeszedł do historii, a widzowie zachowali w domowych archiwach programy i bilety na dowód, że byli przy tym obecni.
„Matka była moją mentorką – powiedziała Meryl, wyraźnie dumna z Mary, która zmarła w 2001 roku. – To ona przekonała mnie: »Meryl, masz potencjał. Jesteś wspaniała«. Powtarzała mi bez końca: »Możesz osiągnąć wszystko, tylko nie wolno ci się obijać. Wszystko jest w zasięgu ręki, tylko musisz się przyłożyć«. Uwierzyłam jej”. Pozytywne myślenie, powtarzane do upadłego jak mantra „Możesz wszystko!”, wzbudziło w Meryl nadnaturalną pewność siebie, która pomogła jej bezpiecznie przepłynąć zdradliwe wody, gdzie utonęło tylu naiwnych adeptów sztuki aktorskiej. „Matka powtarzała mi to od maleńkości, wbijając mnie w pychę”.
Podobnie jak Julia Child, którą Meryl wyposażyła w cechy Mary w filmie Julie i Julia, matriarchini rodziny Streep emanowała radością życia i nie załamywała się w obliczu przejściowych trudności. „Niechętnie zabieram głos publicznie – powiedziała kiedyś Meryl – lecz kiedy staję w świetle reflektorów, powtarzam sobie: »Mary dałaby radę«. Bardzo się przydaje wizualizacja tego, co pozornie przerasta nasze możliwości. Ćwiczę ją na co dzień, bo gdyby zależało to tylko ode mnie, chyba wolałabym zostać w domu i zastanawiać się, co na obiad”.
Harry, ojciec Meryl, również miał naturę aktora. Wedle jej słów pisał piosenki i był znakomitym tancerzem: „Tańczyliśmy w dużym pokoju z nim i jednym z moich braci. Ojciec jako młody chłopak świetnie grał na fortepianie, dostał nawet stypendium na Uniwersytecie Browna, ale rodzina była niezamożna, więc kiedy nastał wielki kryzys, musiał zrezygnować ze studiów. Studiował raptem przez rok i nigdy nie ukończył uczelni. To były trudne czasy. Wszyscy musieli zarabiać na życie. A Harry miał przecież ogromny potencjał, tyle że na każdym kroku trafiał na mur nie do przebicia. Niełatwe były również jego relacje z rodzicami. Jego matka miała głęboką depresję, a on sam dojmującą skłonność do melancholii”.
PRZODKOWIE MERYL
Lekcja historii! W archiwach można znaleźć informację, że Anglik Lawrence Wilkinson, prapraprapraprapraprapradziadek Meryl, urodził się około 1620 roku w Anglii. Jako młody człowiek przybył do wybrzeży Rhode Island, gdzie zeskoczył (dosłownie!) ze statku. W 1645 roku ten sam Lawrence podpisał się na konstytucji obywatelskiej kolonii Rhode Island i nabył ponad 400 hektarów ziemi w okolicach Providence, zostając tym samym jednym z kolonizatorów wypierających rdzennych mieszkańców. Metacom, przywódca plemienia Wampanoagów, wypowiedział kolonizatorom wojnę i zaatakował miasteczka osadników, ale Wilkinson przeżył atak przypuszczony wiosną 1675 roku; takie wyniki przyniosły badania autorów programu dokumentalnego telewizji PBS Faces of America (Twarze Ameryki). „Przykro mi to słyszeć – powiedziała Meryl gospodarzowi programu Henry’emu Louisowi Gatesowi Juniorowi, po czym dodała: – W jakimś sensie czuję się współwinna, ale też odczuwam emocjonalną łączność z tymi wydarzeniami. Pierwsze spotkania tych dwóch kultur musiały być brutalne i przerażające”.
Potomek Lawrence’a, John Wilkinson, był farmerem, kwakrem, ojcem pięciorga dzieci zamieszkałym w hrabstwie Bucks w stanie Pensylwania. Co ciekawe, z pacyfistycznej wspólnoty religijnej kwakrów wykluczono go podczas wojny o niepodległość. Dlaczego? Ten patriota wraz z Benjaminem Franklinem zamanifestował poparcie dla działań zbrojnych, podpisując dokument znoszący status Pensylwanii jako kolonii brytyjskiej. Kilka wieków później Mary Wolf Wilkinson poślubiła Harry’ego Streepa; para doczekała się córki Mary Louise (nazywanej Meryl) oraz dwóch synów: Harry’ego Trzeciego i Dany.
„Wszyscy krewni ze strony matki byli kwakrami – wyjaśniła Meryl. – W domu dziadka obowiązywały bardzo tradycyjne zwroty grzecznościowe”.
Inny angielski przodek ze strony matki Meryl, Silas Crispin, jako jeden z pierwszych nabył od Williama Penna udziały w kolonii Pensylwania. W 1682 roku podpisał akt prawny, płacąc Delawarom za przejmowaną od nich ziemię (inaczej niż Lawrence Wilkinson, który ją zwyczajnie zagarnął). Ten historyczny dopisek bardzo ucieszył Meryl.
Rodzina ojca Meryl wywodziła się z Niemiec i Szwajcarii, a nie z Niderlandów, o czym Meryl była długo przekonana; mówiono jej, że w żyłach Streepów płynie krew Holendrów i Żydów sefardyjskich, ale okazało się to niezgodne z prawdą. Jej prapradziadek ze strony ojca, Gottfried Streeb, przybył do Stanów Zjednoczonych mniej więcej w połowie XIX wieku (po niemiecku „b” w nazwisku Streeb wymawia się jak „p”, stąd Streep). Sto lat wcześniej jej prapraprapraprapradziadek Johann Georg Streeb był burmistrzem miejscowości Loffenau, gdzie w 2010 roku, kiedy to PBS badała genealogię Meryl, mieszkało jeszcze kilkanaścioro Streebów. Johann był również „najwyższym sędzią”. „Pewnie dlatego jestem taka władcza” – powiedziała Meryl.
Jej szwajcarski pradziadek, Balthazar William Huber, dotarł do Stanów Zjednoczonych w 1869 roku na pokładzie statku City of Paris, bez wątpienia z nadzieją na dostatnie życie.
„Jesteśmy niczym więcej niż naszymi przodkami, sumą tych wszystkich, którzy żyli wcześniej. Dlatego jako aktorka zawsze staram się ożywić ludzkie losy – powiedziała Meryl, najsłynniejsza ze wszystkich Streepów. – Pomyślcie tylko, ilu ludzi w sobie nosimy. Wszystko, czego się nauczyli, co ich zraniło, wzmocniło, uradowało... Wszystko to zawiera się w naszej cielesnej powłoce. To mnie napędza i motywuje do działania. Ja i członkowie mojej rodziny to jedno – ze wszystkimi dobrymi i złymi cechami”.
Jako dwunastolatka Meryl wprawiła w zachwyt publiczność szkolnego koncertu, śpiewając solo po francusku kolędę O Holy Night. Wkrótce utalentowana nastolatka dysponująca sopranem koloraturowym zaczęła jeździć do Nowego Jorku na regularne lekcje głosu u wybitnej nauczycielki Estelle Liebling. Miała znakomite towarzystwo. Liebling zaplanowała lekcje swojej młodej podopiecznej tak, by ta mogła przysłuchiwać się umówionej na wcześniejszą godzinę wytrawnej sopranistce Beverly Sills. Meryl w ogóle tego nie zauważyła. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy zobaczyła Sills w operze Skrzydła gołębicy i rozpoznała w niej „miłą panią, która pobierała przed nią lekcje”.
Jak się okazało, Meryl nie miała dość zamiłowania do opery, by śpiewać zawodowo. Po czterech latach porzuciła lekcje u Liebling, by skupić się na rzeczach istotniejszych: Beatlesach, Bobie Dylanie, chłopakach i kibicowaniu szkolnej drużynie. Jako uczennica szkoły średniej Bernards zabrała się do nadrabiania dziwacznego okresu dojrzewania, naznaczonego między innymi upodobaniem jej matki do domowej trwałej „Bobbi”, co wyjaśniało niemodne loki Meryl. Zainscenizowała zatem swoją transformację w nastoletnią amerykańską piękność, co uznała później za pierwszą znaczącą rolę swego życia. „Chciałam się nauczyć, jak być atrakcyjna – wyznała absolwentom Bernardsa podczas uroczystości rozdania dyplomów w 2010 roku. – Chodziło mi o to, by stać się pociągającą dla chłopców i zyskać akceptację dziewcząt. Bardzo skomplikowany układ”.
Jak zwykle doskonale się przygotowała, nie zaniedbując lektury magazynów „Vogue”, „Seventeen” i „Mademoiselle”. Zaczęła radośnie chichotać i prostować tlenione włosy żelazkiem. Głodziła się, jedząc „jedno jabłko dziennie i na tym koniec”. Mimo protestów matki domagała się „markowych ubrań”, próbowała też malować usta i rzęsy jak perfekcyjne ślicznotki z sąsiedztwa w latach 60. Ale jak trzepotać rzęsami, kiedy się nosi okulary? Rozwiązaniem okazały się soczewki.
To była całkowita przemiana, zewnętrzna i wewnętrzna. Meryl nie miała wówczas świadomości, że wymyśla się na nowo. Po prostu to zrobiła. „Skorygowałam wrodzony temperament, charakteryzujący się pewną władczością, uporem i arogancją. Pohamowałam skłonność do szumnych deklaracji i stawania okoniem – wspominała. – Świadomie pielęgnowałam miękkość i zgodność, radość życia i naturalną słodycz, może wręcz nieśmiałość. W przypadku chłopców okazało się to bardzo skuteczne”. Po czym dodała:
Dziewczyny się nie nabrały. Nie lubiły mnie. Wyczuły, że gram. I pewnie miały rację, ale byłam zdeterminowana. To nie była cyniczna mistyfikacja, tylko próba wykształcenia choćby szczątkowych umiejętności godowych warunkujących przetrwanie. W nowym wcieleniu dopiero w ostatniej klasie poczułam się swobodnie. Przekonałam samą siebie, że ta osoba to ja, a ja to ona: śliczna i utalentowana, ale nie nadęta. Wiecie, taka dziewczyna, która śmieje się z głupot opowiadanych przez chłopaka, a we właściwym momencie spuszcza oczy i milknie, bo nauczyła się ustępować pola, gdy mężczyźni przejmują stery. Pamiętam to bardzo wyraźnie i przekonałam się, że działa. Irytowałam chłopców znacznie mniej niż wcześniej. To było prawdziwe aktorstwo.
Tym, czego musiała się nauczyć nastoletnia aktorka odgrywająca rolę popularnej dziewczyny, było nieafiszowanie się z nadmiernym zapałem do nauki, zwłaszcza w obecności płci przeciwnej. Lecz chociaż Meryl nie znosiła niektórych przedmiotów i nauczycieli (na przykład biologii i nauczyciela geometrii o ksywce Kieł), miała talent do języków obcych i umiała naśladować wymowę, nie opanowawszy perfekcyjnie gramatyki, dzięki czemu na lekcjach francuskiego trafiła do grupy zaawansowanej. Miała słuch językowy i przez jakiś czas marzyła nawet o karierze tłumaczki w ONZ (najlepiej takiej, która mieszka w zamku ze swoim mężem, księciem Walii). Przyznała jednak, że zamiast zgarniać same piątki, „znana była głównie z robienia kawałów, naśladowania odgłosów zwierząt i terroryzowania nauczycieli”.
Po powrocie ze szkoły do domu śpiewała piosenki z albumów Barbry Streisand należących do jej ojca. Znała je na pamięć. Piosenki Streisand bez wątpienia pozwalały jej wyrazić wszystkie skrywane uczucia oraz przekonania, które nie spodobałyby się chłopcom z Bernardsa. „Uuu-jee! Uuu-jee!” – zawodziła groteskowym falsetem, obwieszczając swój powrót do domu, na co Mary odwrzaskiwała, zakrywając uszy: „Meryl, skarbie, jeśli jeszcze raz usłyszę ten falset, to cię uduszę!”.
Meryl nie byłaby sobą, córką swojej matki, gdyby naturalną koleją rzeczy nie trafiła na scenę. Jako piętnastolatka zagrała główną rolę w szkolnym spektaklu The Music Man, wcielając się w bibliotekarkę Marian, którą w broadwayowskiej wersji tego musicalu fantastycznie zagrała Barbara Cook. „Gdybym miała wskazać moment, w którym naprawdę mnie wzięło, to chyba właśnie wtedy – wspominała Meryl. – Kiedy po zakończeniu spektaklu wyszłam na scenę, cała publiczność wstała z miejsc”.
Dla aktora aplauz bywa jak narkotyk, a owacja na stojąco daje maksymalny odlot. Dlatego tylu młodych ludzi z zacięciem teatralnym próbuje kariery aktorskiej, a instagramowe konta słynnych aktorów kipią od autoportretów, nagrań wideo i cytatów motywacyjnych. Królestwo za lajki. (Meryl, jeśli to czytasz, prosimy, załóż konta w mediach społecznościowych. Podpisano: Wszyscy).
Pracująca w Bernardsie nauczycielka angielskiego Jean Galbraith była oszołomiona, widząc „uczennicę siedzącą w pierwszym rzędzie pod oknem”, która ćwiczyła piosenkę Till There Was You jak zawodowa aktorka, śpiewając czystym, wysokim głosem. Potem przyszła rola Daisy Mae w musicalu Li’l Abner i Laurey w musicalu Oklahoma!, w którym wystąpiła również najlepsza przyjaciółka Meryl, Sue Castrilli, i jej brat Harry Trzeci, nazywany przez siostrę po prostu Trzecim. Znalazłszy się w centrum zainteresowania, Meryl stała się obiektem zazdrości. Żeby jeszcze nie była tak piekielnie utalentowana! Zawiść prześladowała Meryl przez całą jej karierę: zawiść rozgoryczonych wykładowców szkoły teatralnej, którzy nie potrafili jej złamać, recenzentów czekających na każde potknięcie, wreszcie pospolitych ślicznotek, które traciły oscarowe role na rzecz gwiazdy, której nikt nie wróżył kariery.
Jedną z metod uśmierzania zazdrości jest pogoń za aprobatą.
„Sądziłam, że jeśli będę ładnie wyglądać i postępować jak trzeba, wszyscy mnie polubią – wspominała Meryl w 1980 roku na łamach »Ladies’ Home Journal«. – W szkole średniej miałam tylko dwie przyjaciółki, z czego jedna była moją kuzynką, więc się nie liczy. Do tego w okresie dojrzewania doszła ta okropna rywalizacja o chłopców. Potwornie mnie to unieszczęśliwiało. Co dzień najważniejszą decyzją było to, co włożyć do szkoły. To był jakiś absurd”.
Meryl miała chłopaka, niejakiego Mike’a Bootha, który sam określał się mianem „przeciętnego piłkarza i nieprzeciętnie słabego ucznia”. Dwa razy z rzędu poszła z nim na studniówkę, byli też razem na koncercie Beatlesów na Shea Stadium (ich ulubiona piosenka: If I Fell). Z wielkimi, wyrazistymi oczami i kwadratową szczęką Mike przypominał na zdjęciach młodego Harrisona Forda. Później zdradził w czasopiśmie „Us”, że Meryl uważała swój śpiew za „piskliwy” i rysowała autokarykatury „z owłosionymi nogami i wydatnym nosem”. Na lunch serwowała mu kawałki placka, który opisywała żartobliwie jako „zleżały niczym wykwintny ser”. Weszła w rolę wspierającej dziewczyny, ale nie wystarczało jej kibicowanie zza linii bocznej. W tej relacji to ona świeciła jaśniejszym blaskiem, a Mike przyznał później: „Nie odniosłem nawet części jej sukcesów, ale pisałem do niej wiersze i jakoś udało mi się utrzymać jej zainteresowanie”.
Ich związek nie trwał długo. Mike, który marzył o tym, by uciec z Bernardsville, rozstał się z Meryl i wstąpił do wojska. Meryl przed upływem dwóch tygodni znalazła sobie nowego chłopaka. Bruce Thomson był napakowanym i pewnym siebie futbolistą, dzięki któremu mierna drużyna Bernards High Mountaineers zapewniła sobie niespotykane zwycięstwo nad Bound Brook podczas meczu otwierającego sezon jesienią 1965 roku. Jak pisze Michael Schulman, biograf Meryl Streep: „Jego dziewczyna dowodziła pocztem sztandarowym. Podobnie jak Mike chodziła do ostatniej klasy i nie ufała Meryl, tak samo jak część pozostałych dziewcząt. Meryl miała w zwyczaju zdobywać to, czego pragnęła. A teraz pragnęła Bruce’a[2]”.
W ostatniej klasie, zgodnie z oczekiwaniami, Meryl ukoronowano na królową dorocznych uroczystości uświetniających zjazd absolwentów, a Bruce’a na ich króla. Po czterech latach niewychylania się i odgrywania roli, którą miała wkrótce porzucić (choć i później zdarzało jej się po nią sięgać w razie potrzeby), ten film dobiegł wreszcie końca.
Żegnaj, Bernardsville. Witaj, Vassar.
Meryl zamierzała złożyć papiery do Bennington College w stanie Vermont, ale odstraszył ją nieprzyjemny epizod podczas wizyty na kampusie. Wspominała później na łamach czasopisma „Ms.”: „Kobieta przeprowadzająca ze mną rozmowę kwalifikacyjną zapytała, jakie książki przeczytałam latem. W ogóle nie zrozumiałam, o co pyta. Nie czytałam latem żadnych książek. Byłam w drużynie pływackiej”.
Lecz potem przypomniała sobie, że któregoś deszczowego dnia poszła do biblioteki i znalazła na półce Analizę marzeń sennych Carla Junga, ojca psychologii analitycznej. Przeczytała tę fascynującą pozycję jednym tchem. Kiedy rekruterka Bennington College zapytała o nazwisko autora, Meryl odparła: „Carl Jung”, na co usłyszała: „Proszę wymawiać Jung przez jot, a nie przez dż”. Meryl nie mogła tego znieść. „Na litość boską, nikt nigdy nie przeczytał latem nic równie ambitnego, a ta mnie obsztorcowuje za nieprawidłową wymowę nazwiska!”.
Wyszła z sali, w której przesłuchiwano kandydatów, i poprosiła ojca, żeby ją odwiózł do domu.
W 1967 roku Meryl rozpoczęła naukę w Vassar College, prywatnym żeńskim college’u humanistycznym w miejscowości Poughkeepsie, i jej świat nagle się poszerzył, podobnie jak jej horyzonty. Wolna od konieczności przypochlebiania się mężczyznom, wreszcie odetchnęła. Nigdy nie była równie szczęśliwa. Bycie sobą okazało się wyzwalające. Nie musiała być zawsze „ładna” ani przejmować się tym, co powiedzą chłopcy. Mogła myśleć! A nawet bez konsekwencji powiedzieć o kimś „dupek”. Otoczona kobietami, które się przyjaźniły, przysłuchiwała się szczerym dyskusjom o feminizmie. „Czułam, jak wyłania się coś, co jest moją prawdziwą osobowością, moim prawdziwym głosem (...). Zrozumiałam, że jestem zabawna. Mogłam być głośna i obcesowa, z czego korzystałam bez umiaru”. W efekcie przestała mieć opory przed wcielaniem się na potrzeby roli w osobę brzydką lub pospolitą. Vassar wyplenił z niej próżność.
Na drugim roku podczas wprowadzenia do zajęć teatralnych poproszono ją o przeczytanie fragmentów sztuki Tramwaj zwany pożądaniem. Nic nie łączyło jej z Blanche DuBois, południową pięknością, która traci kontakt z rzeczywistym światem, lecz wcieliła się w tę postać ze zdumiewającą łatwością. Jej pełna niuansów kreacja, którą stworzyła instynktownie, czerpiąc z pokładów wyobraźni, skłoniła wykładowcę Clinta Atkinsona do obsadzenia jej w tytułowej roli w dramacie Augusta Strindberga Panna Julia, który wystawiano w szkole. To była pierwsza poważna sztuka, jaką Meryl oglądała, a teraz miała zagrać w niej główną rolę. Po tym występie młoda adeptka próbująca swych sił na deskach teatru stała się uczelnianą gwiazdą. Przyjaciele dopytywali się, jak to zrobiła, ale nie umiała im odpowiedzieć. Wiedziała tylko, że to uwielbia. Atkinson rozpływał się nad jej zdolnością sięgania do „wewnętrznego wulkanu” i dogłębnego analizowania postaci tragicznych dramatu klasycznego. Jak powiedział, zagrała pannę Julię, szwedzką arystokratkę namówioną przez kochanka do popełnienia samobójstwa, „ze zmysłowością wręcz wstrząsającą u kogoś w jej wieku”. Na ostatnim roku podczas wiosennej przerwy Atkinson wyreżyserował off-broadwayowski debiut Meryl Zwodziciel z Sewilli i kamienny gość w eksperymentalnym Cubiculo Theatre. 16 kwietnia 1971 roku Meryl zagrała rybaczkę Tisbeę u boku Don Juana, w którego wcielił się Michael Moriarty. W gazetce studenckiej wydawanej w Vassar chwalono ją za „perfekcyjną gestykulację”.
Chcąc trochę przewietrzyć głowę, wzięła udział w programie wymiany akademickiej i przez jeden semestr studiowała projektowanie kostiumów, dramatopisarstwo i taniec w męskim Dartmouth College. Na terenie uczelni widywano ją w pelerynie. Zanurzona w bańce przywilejów należnych białym mężczyznom, których wykładowcy wydawali się szafować ocenami celującymi, zaobserwowała wiele różnic pomiędzy Vassar a Dartmouth. „Wiele się tam nauczyłam. W Vassar po każdym pytaniu wykładowcy zapadała cisza, w której studentki formułowały sobie w myślach odpowiedzi, i dopiero po chwili unosiło się ostrożnie kilka dłoni. W Dartmouth nauczyciel nie skończył jeszcze mówić, a już wszystkie ręce były w górze. Faceci odpowiadali bez namysłu, czasem niepoprawnie. To mnie nauczyło, że nie ma na co czekać”.
Dartmouth zaczął przyjmować studentki dopiero w 1972 roku, ale Vassar otworzył swoje podwoje dla mężczyzn już w 1969 roku. Jednak Meryl – ta sama Meryl, którą w albumie jej rocznika absolwentów szkoły średniej opisano słowami: „Zawsze tam, gdzie chłopcy” – chyba uznała koedukację za inwazję, niepożądany napływ testosteronu, który zburzył dwa błogosławione lata siostrzeństwa. Jesienią pojawiło się około 40 studentów i uczelnia straciła swój charakter. Na oczach Meryl intruzi zawłaszczyli kontrkulturowy ferment 1600 studentek, które mimo liczebnej dominacji przegrywały w starciu ego. „Jestem wyczulona na teatralność, a ci chłopcy zwyczajnie grali swoje role. Każdy z nich był takim miniaturowym Abbie Hoffmanem w tłumie wielbicielek. Dla mnie to była jakaś farsa”. Wskutek tego, co mogło przypominać pokaz machismo na wiecu zwolenników Berniego Sandersa w 2016 roku, Meryl nie wzięła udziału w antywojennych protestach na swojej macierzystej uczelni.
Po ukończeniu jej w 1971 roku przez jeden sezon prowadziła teatr letni w Vermont. To doświadczenie było dla niej niełatwą próbą, zwłaszcza gdy tupot butów narciarskich bez skrupułów zakłócał sztuki Czechowa, które reżyserowała w schronisku górskim. Ale to dowiodło również, ile znaczy dla niej teatr. Jej niekłamane zamiłowanie do aktorstwa chyba przeważyło nad wątpliwościami co do „absurdalności” zarabiania w ten sposób na życie. Czy powinna spróbować dostać się na prawo? Niezależnie od tego, co podpowiadał jej głos rozsądku, Meryl zdecydowała się podążać niepewną drogą artystki. Starała się o przyjęcie do National Shakespeare Company, ale jej kandydaturę z nieznanych powodów odrzucono. Speszona odmową, postanowiła zawalczyć o lepsze papiery. Złożyła podania o przyjęcie do dwóch elitarnych wylęgarni aktorskich talentów, Juilliard School i Yale School of Drama, ale kręciła nosem na opłatę, jaką należało uiścić w pierwszej ze wspomnianych szkół. „Juilliard wymagał złożenia jakiegoś drogiego, fikuśnego wniosku, za który należało w sumie zapłacić 50 dolarów – krzywiła się. – Złożenie wniosku do Yale kosztowało 15 dolarów, a ja zarabiałam 48 dolarów tygodniowo. Napisałam do Juilliarda suchy list, że to dowodzi jedynie, jakim przekrojem populacji są zainteresowani. Ostatecznie złożyłam podanie do Yale. Przyjęli mnie i jeszcze zaoferowali stypendium”.
Studia na uczelni należącej do Ligi Bluszczowej przypłaciła wrzodami żołądka. W ciągu trzech lat naznaczonych żelazną dyscypliną zagrała czterdzieści ról, dorabiając przy tym kelnerowaniem, przepisując sztuki teatralne na maszynie i znosząc wielu wykładowców, z których każdy miał inną metodę. Jeden z nauczycieli, Tom Haas, już na pierwszym roku wpisał Meryl zagrożenie z wykładanego przez siebie przedmiotu. „Powiedział mi, że powściągam talent ze strachu przed rywalizacją z pozostałymi studentami – wspominała później. – Miał trochę racji, ale nie było powodów sięgać po tak drastyczne środki. Próbowałam być miła, zrobić magisterkę i skończyć szkołę”.
Lata 1972–1975 przeszły do legendy. Wystarczy spojrzeć na wybitnych absolwentów: Christopher Durang, dramaturg, laureat nagrody Tony, Wendy Wasserstein, która ochrzciła uczelnię mianem Yale School of Trauma i wspominała, że Meryl często chodziła w ogrodniczkach, Sigourney Weaver, która nim odniosła sukces w takich przebojach jak Obcy czy Pogromcy duchów, z trudem znosiła typowe dla tej uczelni rozpolitykowanie. No i oczywiście Meryl, nieoficjalna maskotka Yale i wabik, przeciwwaga dla wybitnych absolwentów Juilliarda (Robin Williams, Viola Davis i Adam Driver).
Robert Brustein, rektor do spraw programowych i założyciel Yale Repertory Theatre, znanego ze śmiałych, innowacyjnych spektakli, był na zwolnieniu, kiedy Meryl rozpoczęła studia wraz z ośmiorgiem innych studentów występujących w spektaklach. Olśniewała na prowadzonych przez Haasa zajęciach Dramat 118, które opierały się na improwizacji i odgrywaniu scen z wykorzystaniem masek. Pierwszego dnia Haas – trzydziestoczterolatek, o którym plotkowano, że zostawiła go żona – polecił studentom zaimprowizować własną śmierć. Jaką śmierć wybrała Meryl? Zrobiła sobie aborcję. Było to śmiałe nawiązanie do sprawy Roe vs. Wade, która kilka miesięcy później miała doczekać się rozstrzygnięcia w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych. Jeden z jej kolegów odegrał samobójstwo z użyciem broni palnej, ona tymczasem wyszła na scenę, by zwrócić uwagę na to, co grozi kobietom wobec braku dostępu do bezpiecznej, legalnej aborcji. Właśnie tak. Zrobiła to. I natychmiast podniosła poprzeczkę pozostałym.
Umiejętności Meryl wprawiały jej koleżanki i kolegów w osłupienie. Na jej przykładzie nauczyli się „streepować”, czyli „zawładnąć sceną, wejść w skórę odgrywanej postaci i przyciągnąć wzrok publiczności”, jak wyjaśnił studiujący razem z Meryl William Ivey Long. Ralph Redpath, inny student Yale, który przeżył tę szkołę przetrwania, wspominał: „Była elastyczna, o wiele zwinniejsza od całej reszty, świetnie panowała nad ciałem”.
Z nadejściem wiosny Haas odsunął Meryl na margines w bardzo upokarzający sposób, który wprawił jej przyjaciół w konsternację. „Nasza grupa nazwała się rocznikiem Meryl Streep, a ten dupek daje jej warunek! – powiedział Long Michaelowi Schulmanowi. – Oczywiście wszyscy zakładaliśmy, że po prostu jej zazdrości. Każdy się buntował przeciwko tej decyzji[3]”.
Czy powodem była zazdrość, czy też Haas wyczuł sceptyczne nastawienie Meryl do jego metod?
„Uwielbiam aktorów, którzy nie pozwalają widzom traktować swoich postaci instrumentalnie – powiedziała Meryl. – Tom Haas miał całkiem odmienne podejście. Mówił: »Gdy tylko wyjdziecie na scenę, publiczność powinna zrozumieć, kim jesteście«. Wydaje mi się, że gdy tylko zejdzie się ze sceny, połowa publiczności powinna wiedzieć, kim się było, a druga połowa powinna się z nią absolutnie nie zgadzać”.
Gdy Haas porzucił pierwszorocznych, by reżyserować własną sztukę, na scenie pojawił się Allan Miller, którego podejście do aktorstwa rodem z lat 50. wymagało od studentów sięgania do traum z własnego życia, co Meryl uważała za odstręczające, podobnie jak zaproszenie Millera do wspólnego obejrzenia spektaklu w Yale Rep, które odrzuciła. Miller, który przed erą #metoo startował do wszystkich studentek po kolei, złożył propozycję chętnej Laurze Zucker i zaczął się z nią spotykać, co dodatkowo skomplikowało układ w klasie, w której Miller był wykładowcą, a Zucker studentką. Choć Miller powierzył Meryl główną rolę w trzymającej w napięciu sztuce George’a Bernarda Shawa Major Barbara, sprawiał wrażenie, że chce ją zmarginalizować, zamiast wykorzystać jej silne strony. Ochrzcił ją „Lodową Księżniczką”.
Wyjaśnił później: „Powiedziałem jej: »No dalej, Meryl, wyrzuć to z siebie«. Smagnęła mnie tym swoim niesamowitym spojrzeniem, które wyrażało jednocześnie ból i pragnienie, po czym przestała. Przestała dawać upust emocjom. Nie chciała się odsłaniać. Stąd ten przydomek – Lodowa Księżniczka”.
„Szperał w naszym prywatnym życiu w sposób, który uznałam za ohydny” – powiedziała Meryl.
Mimo to sięgnęła szczytów swoich możliwości, kreując złożone postaci bez potrzeby rozdrapywania starych ran. Najwspanialsza kreacja dla Yale Rep: Constance Garnett, nowatorska tłumaczka klasycznych rosyjskich powieści na angielski, bohaterka sztuki The Idiots Karamazov Christophera Duranga i Alberta Innaurata. Meryl, rozkoszując się okazją do ukrycia swojej młodzieńczej urody, zasiadła na wózku inwalidzkim i zagrała starzejącą się dziwaczkę. „Uwielbiałam rolę Constance! Właściwie kogokolwiek na wózku! – zachwycała się. – Taka rola to gwarancja sukcesu. Wózek ogranicza, ale i wyzwala”.
Robert Brustein powiedział, że występ Meryl „nie pozostawiał wątpliwości, że jest ona wielką aktorką”. Robert Lewis, który założył Actors Studio i również wykładał w Yale, powiedział, że nigdy nie widział tak znakomitej i pomysłowej interpretacji.
Haas, który reżyserował The Idiots Karamazov, poradził Meryl „grać oszczędniej”, jak wspominał Durang. „Więc grała oszczędniej. Ale kiedy wywołano ją oklaskami, zaczęła improwizować. Jeździła na wózku po scenie, krzycząc: »Idźcie do domu, do domu!«. A potem udała atak serca. To było przekomiczne. Byli kwita”.
Meryl tak często obsadzano w spektaklach Yale Rep, które pochłaniały resztki jej wolnego czasu, uszczuplonego już normalnymi zajęciami na uczelni i pracą dorywczą, że wreszcie odbiło się to na jej zdrowiu. Nabawiła się wrzodów, więc udała się do psychiatry, ten zaś powiedział jej: „Skończysz Yale i wszystko wróci do normy”.
Przepowiednia się spełniła. Wrzody zniknęły.
WYBITNI ABSOLWENCI YALE SCHOOL OF DRAMA
Lupita Nyong’o (dyplom w 2012 roku). Dwa lata po ukończeniu prestiżowego programu aktorskiego Nyong’o otrzymała Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej za przejmującą rolę Patsey w filmie Zniewolony.
Liev Schreiber (dyplom w 1992 roku). Zdobywca nagrody Tony zagrał syna Meryl w nakręconym w 2004 roku remake’u Kandydata, w którym sama Meryl wystąpiła jako bezwzględna senator Eleanor Prentiss Shaw.
Sigourney Weaver (dyplom w 1974 roku). „W swojej klasie natychmiast została gwiazdą. Piękna, rzeźbiona twarz, szczupłe ciało, do tego wydawało się, że ma ze dwa metry wzrostu” – wspominał dramaturg Christopher Durang, który chodził z Weaver do jednej klasy.
Chris Noth (dyplom w 1985 roku). Niewiele osób wie, że ten gwiazdor telewizji, znany powszechnie jako Mr. Big z Seksu w wielkim mieście, odebrał solidne aktorskie wykształcenie. A teraz może byście już przestali nazywać go Mr. Big.
Sanaa Lathan (dyplom w 1995 roku). Lathan zawojowała Broadway (Rodzynek w słońcu) i duży ekran (Miłość i koszykówka). Ale czy naprawdę ugryzła Beyoncé? Ta plotka chyba nigdy nie przestanie krążyć.
Mogłabym napisać książkę o wyrafinowanej torturze, jaką była dla artystki walka o przetrwanie w Nowym Jorku. O imaniu się przypadkowych prac dorywczych, by zapłacić czynsz. O chodzeniu na niezliczone castingi, by podłapać epizodyczne rólki w niskobudżetowych horrorach, których akcja toczyła się na Staten Island (na ciebie patrzę, Tomie Hanks). O zaszufladkowaniu w roli ślicznej blondyneczki. Ale biorąc pod uwagę błyskawiczny sukces Meryl, byłoby to pisanie historii alternatywnej. Prawda jest taka, że okazje trafiały jej się jedna po drugiej.
Po ukończeniu Yale w wieku dwudziestu sześciu lat Meryl przeniosła się na Manhattan i wynajęła mieszkanie na Sześćdziesiątej Dziewiątej Zachodniej w pobliżu Central Parku. Wyglądało na to, że wszyscy jej nowi znajomi są singlami. „Czytywałam książki, trzy gazety i »New York Review of Books«. Drzemałam po południu przed spektaklem i przesiadywałam do trzeciej nad ranem w barach dla aktorów, rozmawiając z aktorami o aktorstwie” – wspominała.
Nie przypominało to życia początkującej gwiazdki dorabiającej za barem, na siodełku kurierskiego roweru czy przed obiektywem fotografa, który potrzebował ładnych dłoni do reklamy. Meryl z miejsca podjęła pracę na scenie, i to nie byle gdzie, bo od razu na Broadwayu. Miała potężnego sojusznika w osobie Joego Pappa, rzutkiego producenta, który założył Public Theater. Obsadził ją w niewielkiej rólce u boku Mandy’ego Patinkina i Johna Lithgowa we wznowionej w 1975 roku sztuce Trelawny of the „Wells” na deskach Lincoln Center, dzięki której wygrała w cuglach przesłuchania do roli Flory, pulchnej kobiety dziecka ze sztuki Tennessee Williamsa 27 Wagons Full of Cotton. By uwiarygodnić przemianę ze szczupłej, powściągliwej panienki w biuściastą, ponętną uwodzicielkę, przyprawiła sobie sztuczne piersi. Za ten wyczyn otrzymała w 1976 roku nominację do nagrody Tony.
W wigilię Bożego Narodzenia Papp zaskoczył Meryl: zadzwonił do niej i złożył jej propozycję zagrania latem dwóch pożądanych ról w projekcie Szekspir w Parku: Izabeli w Miarce za miarkę i Katarzyny w Henryku V. „Bezgranicznie we mnie wierzył, a mnie gdzieś w tyle głowy coś krzyczało: »Wow! Wow! To niesamowite! Wow!«” – powiedziała później Meryl.
W teatrze oprócz Pappa poznała dwóch najważniejszych mężczyzn swojego życia: J. Roya Hellanda, wyszczekanego makijażystę i stylistę fryzur, który zakolegował się z nią za kulisami Trelawny, a w przyszłości miał stanąć u jej boku na dobre i na złe, oraz Johna Cazale’a, który partnerował jej w Miarce za miarkę, grając bezwzględnego Angela kontrastującego z jej cnotliwą Izabelą. Oto fabuła: Angelo, zastępujący księcia Wiednia pod jego nieobecność, otrzymuje zadanie zaprowadzenia porządków w zdeprawowanym mieście, które stało się wylęgarnią chorób i prostytucji. Dla przykładu skazuje na śmierć za cudzołóstwo Claudia. Jego siostra, Izabela, młoda zakonnica, błaga Angela o zmiłowanie nad bratem. Zadurzony w Izabeli Angelo obiecuje oszczędzić Claudia, jeśli dziewczyna odda mu cnotę. Meryl i Cazale emanowali we wspólnych scenach zmysłowością, której żadnemu z nich nie brakowało. Wkrótce związali się również prywatnie, a osobliwie spierzchnięte wargi Meryl wzbudziły zakulisowe plotki. Cazale jako czterdziestojednolatek zasłynął rolą Freda w Ojcu chrzestnym, wystąpił również u boku zaprzyjaźnionego z nim Ala Pacino w Pieskim popołudniu. Wyglądał dziwnie – wysokie, wypukłe czoło, głębokie zakola, ciemne, podkrążone oczy – ale Meryl, którą pociągali dotąd konwencjonalni przystojniacy, zakochała się w nim bez pamięci. „Zupełnie nie przypominał ludzi, których znałam wcześniej – powiedziała. – Miał w sobie jakieś wyjątkowe człowieczeństwo, ciekawość świata, współczucie dla innych”.
Cazale, metodyczny i skłonny do introspekcji, urodzony aktor, udzielał Meryl trafnych porad warsztatowych, które wzięła sobie do serca. „Byłam chyba bardziej wygadana niż on, a przy tym gotowa chwycić się pierwszego pomysłu, jaki przyszedł mi do głowy. On zaś mówił: »Jest wiele możliwości«”. Reżyserzy ochrzcili go mianem „20 Pytań”, bo zawsze miał jakieś w zanadrzu. Był równie oddany Meryl co aktorstwu. „Człowieku, poznałem właśnie największą aktorkę w historii” – powiedział Alowi Pacino.
Meryl przeprowadziła się do jego mieszkania w modnej dzielnicy Tribeca na Dolnym Manhattanie, gdzie mieszkali razem, póki tego romansu na zawsze nie przerwała tragedia. W międzyczasie dał się słyszeć zew Hollywood. A królowa Meryl czekała za kulisami.
ANTRAKT
Kiedy Meryl poznała Roya
J. Roy Helland dbał o fryzury i makijaż Meryl przez czterdzieści trzy lata, począwszy od jej występu w komedii Trelawny of the „Wells” w 1975 roku. Zakolegowali się właśnie za kulisami tej broadwayowskiej produkcji.
„Roy czuł się głęboko dotknięty tym, że obsługa sceny miała wszędzie porozklejane plakaty nagich kobiet z cyckami i tyłkami na wierzchu – wspominała Meryl. – Więc w swoim pokoju zawiesił coś w rodzaju gejowskiego porno”.
„To były rozkładówki z »Playgirl« – sprostował Roy, wtrącając się do rozmowy. – Wytapetowałem nimi ściany”.
„W życiu czegoś takiego nie widziałam – powiedziała Meryl. – Często wszyscy się w tym pokoju zbieraliśmy”.
Ta wymiana zdań miała miejsce po tym, jak zarówno Meryl, jak i Roy zdobyli Oscary za pracę przy filmie Żelazna Dama z 2011 roku, w którym Meryl przeobraziła się wręcz nie do poznania, wcielając się w brytyjską premier Margaret Thatcher. Po zdobyciu w 2012 roku drugiego w karierze Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej Meryl podziękowała i mężowi Donowi Gummerowi, i Royowi, swojemu „drugiemu partnerowi”.
Duet współpracował przy oszałamiającej liczbie kreacji. Łagodna i delikatna Zofia Zawistowska. Karen Silkwood we fryzurze na czeskiego piłkarza. Wampowata Madeline Ashton. Zimna jak lód redaktrix Miranda Priestly. „Zmienianie jej wyglądu jest fascynującym zajęciem – powiedział Roy, który dorabiał sobie parodiowaniem ról kobiecych. – Bardzo dawno temu otrzymałem chyba najcenniejszą lekcję makijażu w życiu. Ktoś mi poradził: »Nie maluj tego, co widzisz. Maluj to, co chcesz zobaczyć«. Tak więc dla nas, dla mnie i Meryl, to wcale nie jest ona, lecz postać, którą odgrywa”.
Na przestrzeni dekad Roy zyskał sobie status powiernika Meryl na planie (a wy nie wyjawiacie fryzjerom swoich sekretów?). W wielu wywiadach, które przeprowadziłam na potrzeby tej książki, opisywano go jako strażnika Meryl i jej „przytulankę na pocieszenie”, znakomitego fachowca uzbrojonego w ironiczny humor. Wendy Finerman, producentka filmu Diabeł ubiera się u Prady, powiedziała mi: „To było bardzo ważne, by uzgodnić z Royem wszystkie sprawy dotyczące Meryl”. Nauczyła się też, że kiedy przynosi się Meryl kanapkę, lepiej mieć i drugą dla Roya.
„Przy moich umiejętnościach potrafię stworzyć, co jej się tylko zamarzy” – powiedział Roy, na co Meryl odparła: „Robi, co mu każę”.
PRZYPISY