Rebus - Młynarczyk Paweł - ebook + książka
NOWOŚĆ

Rebus ebook

Młynarczyk Paweł

4,3

20 osób interesuje się tą książką

Opis

SZEMRANE INTERESY, GRUPY PRZESTĘPCÓW, ZBRODNIE

 

Romek Kobyła po długiej odsiadce próbuje zacząć nowe życie. Biega, ćwiczy, pracuje jako spawacz i dorabia jako ochroniarz, ale nie dane jest mu zaznać spokoju. 

Przypadkowa znajomość z Magdą przeradza się w romans i ściąga na Rebusa pasmo nieszczęść. Konflikt z zazdrosnym partnerem dziewczyny, kłopoty w pracy, a także  finansowe rodziców i zmagania z trudną przeszłością to codzienne życie głównego bohatera. Kiedy spotyka dawnego znajomego – Czachę, pojawia się nadzieja na rozwiązanie problemów.

 

Czy precyzyjny plan nie zawiedzie? Kto padnie ofiarą, a kto zostanie zwycięzcą?

 

„Rebus” to wciągający thriller akcji, napisany w pierwszoosobowej narracji, dzięki czemu czytelnik wczuwa się w losy bohatera, poznaje dylematy oraz motywy postępowania przestępcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 318

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (9 ocen)
5
3
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ksiazkowe_uniwersum_wioletta

Nie oderwiesz się od lektury

W literackim świecie, gdzie thriller często oznacza fabularny rollercoaster z udziałem detektywów, policyjnych śledztw i wartkiej akcji, „Rebus” Pawła Młynarczyka to powiew świeżości – choć niekoniecznie ulgi. To historia opowiedziana z wnętrza – emocji, wspomnień i mechanizmów psychicznych człowieka, który próbował się wyrwać z przeszłości, ale ta wraca do niego szybciej, niż zdążyłby się spodziewać. Głównym bohaterem powieści jest Romek Kobyła, znany też jako Rebus – były więzień, który po latach odsiadki podejmuje trudną próbę zbudowania życia na nowo. Autor oddaje mu głos w narracji pierwszoosobowej, co pozwala czytelnikowi nie tylko śledzić wydarzenia, ale wręcz wejść w skórę bohatera. To rozwiązanie jest jednym z największych atutów powieści – Młynarczyk nie tworzy dystansu między czytelnikiem a opowiadaną historią. Wręcz przeciwnie, wszystko, co przeżywa Romek, odczuwamy razem z nim: złość, lęk, niepewność, ale też radość i nadzieję. Styl Młynarczyka to rzeczowy, momentami sur...
00
monika910302

Nie oderwiesz się od lektury

Współpraca recenzencka „Rebus” to debiutancka książka Pawła Młynarczyka, która ukazała się dzięki wydawnictwu WasPos - kolejna książka, która zrobiła na mnie wrażenie. Z opisu fabuły dowiadujemy się, że główny bohater to chłopak, który trafia na ścieżkę przestępczości przez szereg złych decyzji, kończąc z wyrokiem. Po odsiadce, chce w miarę uczciwie żyć, pracować. Lecz problemy finansowe jego jak i rodziców, kierują go w możliwość uzyskania dużej i łatwej kasy. Efekt - wyrok na 25 lat. Żeby tego było mało - po odbyciu kary, nie może być spokojnie… W między czasie romans, dziecko, adrenalina. Czy to jego natura? A może pech? Sami musicie ocenić. Autor trafnie nazywa REBUSEM głównego bohatera - ponieważ jego życie, jak sama łamigłówka, jest pełne wyzwań, tajemnic i skomplikowanych relacji. Wydawać by się mogło, że jest pozbawione sensu. Lecz zagłębiając się, ukazuje się głębsze znaczenie. I to co w rebusie jest najlepsze - sami możemy to wszystko zinterpretować. A żeby tego był...
00
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

książka fajna .akcja jak i fabuła dobra.
00
Cleo23

Dobrze spędzony czas

Ciekawy debiut 🙂 Czy ktoś kto raz trafi do więzienia może tam trafić po raz drugi,a nawet trzeci? Czy przestępca zawsze jest tym złym? Gdy Romkowi zaczyna sypać się świat z pomocą przychodzi do niego dawny kumpel, ale czy można mu ufać? Jak z tą traumą radzi sobie rodzina skazańca? Czy Rebus ma jeszcze szansę na normalne życie? Książkę bardzo szybko się czytało, jednak na koniec czegoś mi w niej brak 🤔, może obietnicy, że będzie ciąg dalszy?😅
00
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca
00



Tego autora w Wydawnictwie WasPos

Rebus

W PRZYGOTOWANIU

Spirala śmierci – (wrzesień 2025 r.)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Paweł Młynarczyk, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Wiśniewska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: Freepik AI Suite

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-737-7

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

Od autora

1

Sołtyków, 13 listopada (sobota) 2021 r.

Ocknąłem się w fotelu.

Ciekawe, czy długo spałem, pomyślałem półprzytomny.

Sięgnąłem po kubek, upiłem łyk i uświadomiłem sobie, że moja drzemka jednak trochę trwała, bo herbata zdążyła całkowicie wystygnąć.

Niespodziewanie poczułem chłodny powiew wiatru. Z zimna aż dostałem gęsiej skórki.

Zerknąłem przez zamglone szyby i zaskoczony dostrzegłem, jak bardzo zmieniła się pogoda. Niebo spowiły czarne chmury, a w dodatku padał rzęsisty deszcz, który momentalnie każdą chwilą przybierał na sile. Podszedłem do okna, aby je zamknąć, ale nie zdążyłem. Ledwo złapałem klamkę, a potwornie silny powiew popchnął uchylone skrzydło! Nie dałem rady utrzymać się na nogach, wciąż zdrętwiałych po niekrótkiej drzemce. Z impetem runąłem na podłogę.

Wiatr hulał i świstał coraz intensywniej; napierał na dom, szarpał drzewami. Burza rozszalała się na dobre. A ja leżałem jak sparaliżowany.

Nagle wichura złamała pokaźną gałąź z pobliskiego klonu i cisnęła nią do pokoju. Upadła tuż obok mnie.

– Ja pierdolę! O mały włos… – Westchnąłem z ulgą, widząc, jak niewiele brakowało. – Przecież przebiłaby mi nogę! – Z niedowierzaniem pokręciłem głową.

Moje rozmyślanie przerwał donośny grzmot. Poderwałem się z podłogi, aby zamknąć wreszcie okno, lecz szalejący wiatr kolejny raz zakpił ze mnie. Dmuchnął tak mocno, że drewniana rama trzasnęła o ścianę, a szyba rozprysnęła się w drobny mak. W ostatniej chwili zdążyłem osłonić twarz przed ostrymi odłamkami. Pokaleczyły mi tylko rękę, aż syknąłem z bólu. Spojrzałem na zakrwawione przedramię. Wbiło mi się w nie kilka szpikulców, ale na szczęście niezbyt głęboko. Zaciskając zęby, oczyściłem ranę z kawałków szkła i poszedłem do łazienki po jakiś ręcznik, aby owinąć krwawiącą rękę.

– Kurwa, co za zjebana pogoda! – krzyknąłem podirytowany. Ulewa się nasiliła, wiatr siał spustoszenie, grzmoty dudniły jeden za drugim, a błyskawice rozświetlały burzowe niebo. Przez chwilę wpatrywałem się w ten Armagedon, ale zaraz stwierdziłem, że muszę czymś zasłonić wybite okno, zanim deszcz zaleje cały pokój. Nie chciało mi się bawić z zaklejaniem. Tym bardziej że nie miałem pod ręką żadnych potrzebnych przyborów. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to przesunięcie starej biblioteczki.

– Prowizorka jak chuj, ale przynajmniej chwilowo zatrzyma ten cholerny wiatr.

Rozsiadłem się w fotelu i zrezygnowanym wzrokiem rozejrzałem się po zrujnowanym pomieszczeniu. Nie miałem jednak ochoty na sprzątanie ani naprawianie szkód. Stwierdziłem, że odsapnę i poczekam, aż minie ta pieprzona burza.

Gdy emocje ucichły, a adrenalina powoli odpuszczała, ponownie dopadła mnie senność.

Czułem, że powieki stają się coraz cięższe, a w końcu całkiem opadły. Zacząłem odpływać do świata snów, ale nagle odniosłem wrażenie, że słyszę jakiś szept. Nie zrozumiałem słów ani nie rozpoznałem głosu, ale byłem niemal pewny, że ktoś coś mówi. I faktycznie szybko utwierdziłem się w przekonaniu, że nie jestem sam – usłyszałem szmer. Nie zdążyłem się odwrócić, bo ktoś znienacka zaciągnął mi na głowę stary, śmierdzący trocinami worek. Próbowałem się uwolnić, ale napastnik ściągnął sznurki i zawiązał je na moim karku.

– Kurwa! Co jest grane?! Kim jesteś i co odpierdalasz?! – wrzasnąłem.

Nikt mi nie odpowiedział, ale czułem, że napastnik wciąż jest blisko. Zacząłem wymachiwać rękami, usiłując się bronić. Na próżno. Poczułem mocne uderzenie w głowę. Cios powalił mnie na podłogę. Urwał mi się film.

***

Kiedy się ocknąłem, pierwsze co poczułem, to przenikliwy chłód. Domyśliłem się, że nadal leżę na podłodze i w dalszym ciągu miałem na głowie ten jebany worek. Nie dość że nic nie widziałem i trudno mi się oddychało, to jeszcze nie mogłem się poruszyć, bo skrępowano mi ręce i nogi. Próbowałem się wyswobodzić, lecz więzy były zbyt mocno zaciśnięte.

Wtedy usłyszałem zbliżające się kroki i nieznajomy głos:

– O! Zbudził się nasz śpiący królewicz! – zadrwił jakiś mężczyzna, po czym nachylił się nade mną i wrzasnął mi prosto w twarz. – Gadaj, kurwa, gdzie schowałeś pieniądze?!

Próbowałem przyjrzeć się delikwentowi przez niewielkie prześwity w materiale worka, ale, niestety, nie zdołałem.

– Głuchy jesteś?! – warknął jakiś inny typ, stojący nieco dalej. – Gadaj, bo nie mamy czasu!

– Nie mam pojęcia, o co wam chodzi… Jakie pieniądze? – wymamrotałem, grając na zwłokę. Starałem się zebrać myśli, ale nie było łatwo. Znalazłem się w wyjątkowo chujowej sytuacji: związany i otumaniony. Łeb mi pękał, a w gębie miałem posmak krwi.

Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Chwycili mnie za ramiona i unieśli, aby posadzić na fotelu.

– Posłuchaj, cwaniaku! Albo zaczniesz gadać, albo informacje wyciągniemy z ciebie siłą! – zagroził jeden z nich, ściskając mnie za gardło.

– Panowie… Ale ja naprawdę nie wiem, o co wam chodzi… Nie mam żadnych pieniędzy… – dukałem, charcząc.

– Przestań pierdolić! Nie wciśniesz nam kitu! – burknął i z impetem walnął mnie pięścią w brzuch. Zgiąłem się w pół i omal nie puściłem pawia.

– Więc jak, kurwa, wolisz? Siłą czy po dobroci? – zapytał, drwiącym tonem.

– Naprawdę nie mam żadnych pieniędzy… – wysapałem.

Kolejny, jeszcze mocniejszy cios w brzuch, sprawił, że złamałem się niczym strzelba. Jęknąłem z bólu.

– Uspokój się! Po chuj tyle agresji?! – warknął ten drugi, sepleniąc. – Może lepiej ja z nim pogadam?

– Niech ci będzie! Ale pośpiesz się!

Wtedy niespodziewanie ogarnęła mnie jasność.

Typ ściągnął mi worek z głowy.

Zanim zmęczone ciemnością oczy przyzwyczaiły się do światła, wszystko mi się mieniło i rozmazywało.

Dopiero po chwili dostrzegłem dwie niewyraźnie sylwetki w kominiarkach.

Domyśliłem się, że mężczyzna stojący z tyłu to ten wredniejszy. Miał na sobie kapotę przeciwdeszczową, szary sweter i rozciągnięte spodnie, a na stopach ubłocone buty. W oczy rzucał się jego wystający brzuch. Przymrużyłem oczy, żeby lepiej mu się przyjrzeć, ale nie zdążyłem niczego dostrzec, bo ten drugi zasłonił mi grubasa, pochylając się nade mną.

– Jak już pewnie zauważyłeś, mój kolega nie należy do cierpliwych. Więc jeśli ci życie miłe, to lepiej grzecznie powiedz, gdzie schowałeś kasę. Weźmiemy to, po co przyszliśmy, a ciebie zostawimy w spokoju – tłumaczył sepleniący typ. – Chyba że nie chcesz dogadać się po dobroci, to wtedy będziemy zmuszeni użyć siły. Wybór należy do ciebie… – urwał, jakby dając mi chwilę do namysłu. – Więc jak?

Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, co robić… Ale moje dumanie szybko zostało przerwane – poczułem uderzenie w tył głowy.

To grubas pacnął mnie z otwartej dłoni.

– Czego się, kurwa, zawiesiłeś?! – warknął. – Nie mamy czasu na głupie zagrywki. Gadaj, gdzie masz schowaną kasę!

– Nie drzyj się! – wtrącił jego kompan i szarpnął grubasa za rękę. – Miałeś się nie wtrącać! Daj mi z nim pogadać, kretynie!

Rzuciłem okiem najpierw na jednego, później na drugiego, a następnie utkwiłem wzrok w ścianie za ich plecami.

– Oszczędności trzymam w sejfie za tym malowidłem – odezwałem się w końcu, wskazując brodą obraz z jakimiś bohomazami.

– Ale ohydny! – stwierdził drwiąco ten szczuplejszy, sepleniący.

– Czego rżysz, debilu? – oburzył się grubas.

– Popatrz na to cudo, to i ty się pośmiejesz. – Wskazał ręką malunek, który faktycznie był dość niechlujny, ale podobno taka jest teraz współczesna sztuka.

– Chuj mnie obchodzi jakiś bohomaz! Nie przyszedłem tu, żeby oglądać jebane obrazy, tylko żeby zgarnąć szmal! Więc zamiast się, kurwa, śmiać, przyciśnij tego cwaniaka!

– Coś ty taki nagrzany?

– Bo mnie wkurwiasz! – burknął znerwicowany grubas i podszedł do ściany, na której wisiał wspomniany obraz. Zdjął go i ujrzał sejf. – Jaki jest kod? – zapytał, rzucając mi gniewne spojrzenie. – Gadaj!

– Nie pamiętam… – wymamrotałem.

Grubasowi nie spodobała się taka odpowiedź. Zacisnął pięści i ruszył w moją stronę!

– Zaraz ci pomogę odświeżyć pamięć! – Zrobił zamach i z całej siły przywalił mi w brzuch! – Coś sobie przypomniałeś? – zapytał, szczerząc wrednie zęby. – Jaki jest, kurwa, kod?!

Skręcało mnie z bólu, ale nie mogłem się poddać. Musiałem zachować zimną krew.

– Naprawdę nie pamiętam… – rzuciłem przez zaciśnięte zęby. – To chyba przez stres mam zaniki pamięci… – dodałem. A nagle coś mi przyszło do głowy. Zerknąłem na drewnianą podłogę, aby upewnić się, czy jestem odpowiednio blisko skrytki, w której dziadek trzymał zabytkowy nóż.

– Kurwa! Ja ci dam stres!

Rozwścieczony grubas zrobił kolejny zamach i przyjebał mi prosto w szczękę. Tym razem na jednym ciosie nie poprzestał. Jak w amoku okładał mnie po twarzy. Poczułem, że z nosa spływa mi krew.

– Co robisz, kretynie! – zawołał sepleniący zbir. – Jeśli straci przytomność, to niczego się nie dowiemy! Opanuj się, do cholery! – Szarpnął grubasa za ramię i odciągnął go ode mnie.

– Dobra, już dobra… Po co te nerwy? – Uniósł ręce w geście kapitulacji.

– Bo przeginasz!

– Ok, mądralo, to niby jak chcesz się dowiedzieć, jaki jest kod do tego pieprzonego sejfu?

– Poproszę.

– Że, kurwa, co?

– Jajco – odburknął. – Zamknij się w końcu i daj mi działać.

Grubas z niezadowoleniem pokręcił głową. Widząc, że nic nie wskóra, odpuścił i zrezygnowany oparł się o biurko.

– To sobie proś… – Wzruszył ramionami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Ciekaw jestem, jak ci to, kurwa, wyjdzie!

Szczupły napastnik podszedł do mnie, sięgnął do kieszeni i ze stoickim spokojem wyciągnął z niej jakieś zdjęcie. Podsunął mi je przed twarz, a po chwili zapytał:

– Przyjrzyj się uważnie! Poznajesz tę damulkę? – zapytał, przenikliwie wpatrując się w moje oczy. – Wiem, że tak! – Wyszczerzył zęby, wrednie się uśmiechając i pokazując tym samym swoje prawdziwe, mroczne oblicze. – Zatem może jednak pogadamy? Proszę… – dodał szyderczo, przysuwając zdjęcie jeszcze bliżej mojej twarzy.

Czułem, że serce wali mi jak szalone. Miałem wrażenie, że zaraz przebije mi pierś. Adrenalina sięgała zenitu.

Na zdjęciu ujrzałem córkę…

Moją małą córeczkę, z czasów, kiedy miała zaledwie sześć lat…

2

25 lat wcześniej,Radom, 8 marca (piątek) 1996 r.

Wszystko zaczęło się w pewien piątkowy wieczór.

Doskonale pamiętam, że był to dzień kobiet.

Gdybym miał wolne, zapewne spędziłbym ten dzień zupełnie inaczej; w domowym zaciszu, z dala od ludzi. Ale nie miałem wolnego i nie był to zwyczajny dzień, dlatego tak wyraźnie zapisał się w mojej pamięci.

W tamtym czasie dorabiałem jako ochroniarz, w klubie, w którym właśnie na dzień kobiet zaplanowano grubą imprezę. Po raz pierwszy do naszego miasta miała przyjechać grupa tancerzy erotycznych.

Dlatego szef nie dał mi wolnego.

Zjawiłem się w pracy na godzinę przed otwarciem, a i tak zgromadziły już się grupki dziewczyn, które wyczekiwały występu tancerzy chippendales.

Zanim zdążyłem dotrzeć do wejścia, podeszła do mnie drobna blondynka w czarnej sukience.

– Dobry wieczór! – Uśmiechnęła się serdecznie, gdy odwróciłem się w jej stronę. – Czy mogę o coś zapytać? – rzuciła, lekko się rumieniąc.

– Dobry wieczór. – Odwzajemniłem uśmiech i zmierzyłem dziewczynę wzrokiem. Mimo wysokich obcasów, spokojnie weszłaby mi pod pachę. Była naprawdę wyjątkowo niska, ale za to całkiem ładna i wyglądała na sympatyczną. – O co chce pani zapytać?

Zachichotała i machnęła ręką.

– Jaka ja tam pani… Magda jestem. – Wyciągnęła do mnie dłoń.

– Miło mi, Romek! – odparłem, delikatnie wymieniając z nią uścisk.

Wtedy dziewczyna uciekła gdzieś wzrokiem. Szybko zorientowałem się, że spogląda w kierunku grupki dziewczyn zgromadzonych przy srebrnym oplu. Domyśliłem się, że to jej koleżanki, które niezbyt dyskretnie na nas zerkały, szepcząc coś między sobą. Nieco zaskoczyła mnie ta sytuacja, ale prawdziwe skrępowanie poczułem, kiedy wróciłem wzrokiem do Magdy. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek.

– To co z tym pytaniem? – Wyrwałem ją z zadumy.

– Przepraszam, że tak wprost… Ale czy jesteś jednym z tancerzy?

– Ja? – Roześmiałem się.

– Tak, ty. Wyglądasz na tancerza – przyznała z zachwytem.

– Nie… Nie jestem żadnym tancerzem. – Pokręciłem głową, nie kryjąc rozbawienia. – Dlaczego tak pomyślałaś? – dopytałem.

Magda kolejny raz zmierzyła mnie wzrokiem.

Ja również zacząłem baczniej się jej przyglądać, bo z każdą chwilą wydawała mi się coraz bardziej atrakcyjna.

– Jesteś wysoki, przystojny, dobrze zbudowany – zaczęła wymieniać moje zalety, nieco mnie zawstydzając. – Zapewne masz świetne ciało… – dodała, przygryzając usta, umalowane krwisto czerwoną szminką.

– Schlebiasz mi – rzuciłem z zakłopotaniem. – Dziękuję za te komplementy, ale nie zgadłaś. Nie jestem tancerzem, tylko ochroniarzem. Pilnuję porządku w tym lokalu.

– Aha… Szkoda, że nie zobaczę cię na scenie… – odparła z wyczuwalnym rozczarowaniem w głosie.

– E tam szkoda… – Wzruszyłem ramionami. – Uwierz, że nie masz się co smucić, bo ja się nie nadaję na scenę. Za to podczas występu na pewno będziesz miała na kim zawiesić oko.

– Mów, co chcesz; a i tak wolałabym popatrzeć na ciebie… Może jeszcze trafi się okazja! – Puściła mi oczko. – Dłużej cię nie zatrzymuję. Życzę ci spokojnej pracy – dodała, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę chichoczących koleżanek.

– Dziękuję, Magdo! Udanej zabawy! – odparłem, odprowadzając ją wzrokiem. A dokładniej jej zgrabny tyłek.

Dziewczyna odwróciła się do mnie i z uśmiechem odpowiedziała:

– Dzięki! Do zobaczenia w środku! – I odeszła, uwodzicielsko kołysząc biodrami.

Jeszcze przez chwilę cieszyłem oczy kuszącym widokiem. Dopiero gdy spostrzegłem, że koleżanki Magdy zauważyły, że się w nią wpatruję, opamiętałem się i ruszyłem w stronę wejścia do klubu. Drzwi, tak jak przypuszczałem, były jeszcze zamknięte, więc zapukałem, a po chwili usłyszałem, że ktoś przekręca klucz w zamku.

– Siema! – rzucił Bioły, otwierając mi. – Dobrze, że jesteś wcześniej – dodał i odsunął się od wejścia, aby zrobić przejście. – Właź.

– Cześć – odparłem, zbijając pionę z blondynem. – Ano, przyszedłem przed czasem, bo już jajo znosiłem w domu.

– Spoko! Przynajmniej dotrzymasz mi towarzystwa. – Zaśmiał się i klepnął mnie w ramię. – Chcesz kawę? Właśnie miałem nastawić ekspres.

– Małą czarną mogę strzelić – odparłem i rozejrzałem się po pustym klubie. – A tancerzy jeszcze nie ma?

– Nie. Mają przyjechać dopiero około dwudziestej drugiej – wyjaśnił Bioły. – Dlaczego o nich pytasz?

– Tak po prostu. Ciekaw jestem, jak wyglądają i w ogóle… – Pokręciłem głową, zastanawiając się, czy opowiedzieć mu o spotkaniu z Magdą. – Wyobraź sobie, że zaczepiła mnie pod klubem całkiem niezła blondyna, bo myślała, że jestem jednym z nich.

– Jednym z tancerzy? – Wybałuszył oczy ze zdziwienia i zaśmiał się pod nosem.

– Mnie też to rozbawiło.

– Ale jaja!

Nagle Bioły przestał się śmiać i zmierzył mnie wzorkiem od góry do dołu.

– Wiesz co, stary… – odezwał się po chwili. – W sumie to nadawałbyś się na takiego chippendales’a. Laski by się jarały, gdybyś rozebrał się na scenie.

– Ale pierdolisz głupoty! – odparłem z humorem. – Lepiej idź po kawę, bo ewidentnie brak kofeiny padł ci na łeb.

– Wyluzuj, Romek! Przecież tylko żartowałem.

– Wiem, ale i tak idź po kawę. – Usiadłem na hokerze, ustawionym obok szatni i dodałem: – Ja tu poczekam, bo pewnie zaraz reszta chłopaków zacznie dobijać się do drzwi.

– Spoko, jak coś, to Kwadrat jest już na sali.

– Więc jednak nie jestem pierwszy – zdziwiłem się. – A co go tak wcześnie przywiało?

– Szef poprosił, żeby pomógł didżejowi nosić głośniki, rozstawiać sprzęt i takie tam.

– To może i ja im pomogę, jak już tu jestem?

– Jak chce ci się ruszyć dupę, to czemu nie. Ale wstrzymaj się, dopóki nie wrócę. Ktoś musi zostać przy drzwiach – rzucił Bioły i odszedł w stronę baru.

Po kilku minutach wrócił z dwoma kubkami. Wziąłem od niego kawę i ruszyłem na poszukiwanie Kwadrata, a blondas zajął moje miejsce na hokerze.

Wyszedłem na parkiet i od razu dostrzegłem barczystego kumpla, który uwijał się na scenie, pomagając didżejowi w rozstawianiu sprzętu.

– Siema! Może wam pomóc? – zapytałem i ostrożnie upiłem łyk gorącej kawy.

– Cześć! – Kwadrat machnął mi na przywitanie. – Nie trzeba, stary, już kończymy! Ale dzięki za chęci!

– I tak się obijałem – przyznałem, po czym oparłem się o scenę i zacząłem rozglądać się po wielkiej, pustej sali tanecznej. – Wiadomo, ile lasek przyjdzie na te pokazy? – zapytałem z ciekawości.

– Szef mówił, że coś ponad tysiąc – odezwał się didżej. – Sprzedały się wszystkie bilety. I to błyskawicznie.

– Nieźle… Zapowiada się gruba impreza! – odparłem, wyobrażając sobie tłum dziewczyn, jaki za chwilę się tu zjawi.

– Oj, tak. Z tego, co słyszałem na mieście, laski strasznie się zjarały na te pokazy – wtrącił Kwadrat.

– W sumie dobrze, że to impreza tylko dla kobiet. Przynajmniej będzie spokojniej.

Kwadrat zarechotał i pokręcił głową, po czym powiedział do mnie:

– Żartujesz? Pijane dziewczyny potrafią być gorsze od facetów. Chwilowo bez smyczy, oderwane od obowiązków domowych, bez zazdrosnych mężów i chłopaków. Oj, będzie wesoło!

– W sumie tak… – Westchnąłem, bo nagle zdałem sobie sprawę, że kumpel ma rację. – Ale co tam, jakoś ogarniemy ten bajzel.

– No pewnie! Upierdliwe laski nam nie straszne.

Roześmialiśmy się w głos.

Chłopaki wrócili do swoich obowiązków, a ja dopiłem kawę i wyrzuciłem papierowy kubek do kosza.

– Skoro nic tu po mnie, to spadam. Pęcherz mnie ciśnie po tej kawie – rzuciłem na odchodne i dodałem: – Pogadamy później.

Kwadrat skinął głową, nie odrywając się od przestawiania głośników.

***

Wszedłem do łazienki, ale zamiast udać się prosto do pisuaru, przystanąłem na chwilę przed lustrem i zacząłem się sobie przyglądać: kwadratowa twarz, czarne, krótko przystrzyżone włosy, lekki zarost… Zatrzymałem wzrok na niewielkiej szramie nad prawą brwią – pamiątce po bójce, w której dostałem butelką.

Ja na scenie? Jako tancerz?, dumałem. Nie… nie ma takiej opcji! Pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem i poszedłem się odlać.

Gdy myłem ręce przed wyjściem z łazienki, jeszcze na chwilę zatrzymałem się przed lustrem. Wciągnąłem brzuch, napiąłem mięśnie.

A może ta Magda jednak miała trochę racji?, stwierdziłem nieskromnie, wpatrując się w swoje odbicie. E tam… Raczej zwyczajnie robiła sobie ze mnie jaja! Wypuściłem powietrze i machnąłem ręką.

– Marny byłby ze mnie tancerz – rzuciłem głośno i wyszedłem, kierując się na miejsce zbiórki, obok szatni.

Pod moją nieobecność zdążyli zgromadzić się prawie wszyscy ochroniarze. Brakowało tylko Eryka, który zawsze się spóźniał.

– Widział ktoś Koconia? – zapytał Wojtas, menadżer klubu. – Jak zwykle ciężko mu przyjść na czas! – warknął z irytacją.

– Może jest już pod klubem, tylko zatrzymały go jakieś laski? – odezwał się Bioły. – Rebusa też zaczepiły, bo myślały, że jest tancerzem.

– Nasz Romek tancerzem? – Wojtas zmarszczył brwi, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem. – Chociaż prędzej ty, niż Eryk – dodał rozbawiony. – Z jego posturą i mordą zbira to mógłby występować w horrorach, a nie na scenie. I to bez charakteryzacji! – wybuchnął śmiechem, a my mu zawtórowaliśmy.

Nagle usłyszeliśmy, że ktoś szarpie za klamkę, próbując dostać się do klubu.

– Pewnie o wilku mowa – stwierdził menadżer i zwrócił się do Biołego: – Otwórz spóźnialskiemu.

W drzwiach pojawił się prawie dwumetrowy dryblas z gębą przestępcy.

Przywitał się z Biołym i resztą ekipy, a kiedy wyciągnął rękę do Wojtasa, ten rzucił mu gniewne spojrzenie:

– O której to się przychodzi? – Stuknął palcem w tarczę zegarka. – Miałeś być wcześniej i pomóc w ustawianiu sprzętu na scenie.

– Musiałem jeszcze coś załatwić i tak jakoś mi zeszło… – tłumaczył się Eryk.

– Pewnie miałeś pokaz. – Zaśmiał się menadżer.

– Jaki znowu pokaz? – Kocoń zmarszczył czoło ze zdziwienia.

– Taneczny. Słyszałem, że to ty będziesz dzisiaj gwiazdą wieczoru.

– Bardzo śmieszne! – Zmieszany Eryk pokręcił głową. – Czy ja wam wyglądam na tancerza?

– Absolutnie nie i właśnie dlatego się śmiejemy. – Wojtas klepnął naburmuszonego Koconia w ramię. – Wyluzuj stary, przecież tylko żartowałem.

– Jak zawsze – burknął.

– Dobra, chłopaki, koniec pierdolenia. – Menadżer momentalnie zmienił ton. – Trzeba powoli wpuszczać gości. Im wcześniej zaczną pić, tym lepiej – dodał. – Wszyscy wiedzą, co robić?

– Tak, szefie, ogarniemy.

Eryk zrzucił kurtkę i zaniósł ją do szatni, po czym wrócił pod drzwi, które Bioły właśnie otwierał. Zaczęli wpuszczać kobiety do klubu. Ja i Kwadrat kierowaliśmy je w stronę baru, a Wojtas sprawdzał bilety i robił pieczątki na nadgarstkach.

Didżej rozpoczął imprezę głośnym przywitaniem:

– Moje drogie panie! Zanim rozpoczną się pokazy chippendales’ów, będę umilał wam czas i postaram się o to, by wasze nogi same prowadziły was do tańca! Nie przeciągając dłużej, zapraszam wszystkich na parkiet! Niech impreza się rozpocznie!

Zgromadzony pod sceną tłum odpowiedział gromkimi okrzykami na te ciepłe słowa. Z głośników wydobyło się dudnienie muzyki elektronicznej. Rozbawione, a niektóre już lekko wstawione kobiety roztańczyły się na parkiecie, wyczekując gwiazd wieczoru.

Stojąc niedaleko sceny, pilnowałem tego, co dzieje się przy barze, ale moją uwagę cały czas przyciągała filigranowa blondynka, którą poznałem przed wejściem do klubu. Spoglądałem to na ludzi zamawiających i pijących drinki, to na nią. Lecz to właśnie jej widok skupiał większość mojej uwagi.

– Gdzie się tak gapisz? – zapytał w pewnej chwili Kwadrat, szturchając mnie z łokcia. Odwróciłem lekko głowę w jego stronę i wzruszyłem ramionami.

– Na tłum lasek.

Kompan zmarszczył brwi i spojrzał na parkiet, a następnie wrócił wzrokiem na mnie.

– Nie pierdol. Która wpadła ci w oko? – Kiwnął brodą w stronę szalejących kobiet. – Tamta brunetka w czerwonej kiecce?

Przecząco pokręciłem głową.

– Nie, no co ty…

– Nie podoba ci się? Przecież jest zajebista.

– Nie lubię dziewczyn z tymi napompowanymi ustami; wyglądają jak dupa pawiana.

Kwadrat roześmiał się w głos i położył łapę na moim karku.

– Masz rację. Za wielkie te usta, ale figurę ma całkiem, całkiem… Nie zaprzeczysz.

– Może być.

– Może być? – Skrzywił się. – To w takim razie, która w twoim mniemaniu jest lepsza? Na którą tak się lampisz?

– Na żadną.

– No, nie pierdol! Mów.

– Odpuścisz?

– Nie. – Nieco zacisnął dłoń na moim karku i dodał: – Nie bądź taki, chcę zobaczyć, jaki masz gust. Która dupa wpadła ci w oko?

Westchnąłem i dla świętego spokoju odpowiedziałem, bo wiedziałem, że nie odpuści przez całą imprezę.

– Tam w środku. – Wskazałem głową kierunek. – Obok tej wysokiej brunetki w zielonej sukience, taka drobna blondynka.

Kwadrat przymrużył oczy.

Wpatrując się w tańczące laski usiłował wyhaczyć wzrokiem obiekt moich westchnień.

– Nie widzę. Ślepy jestem albo mnie wkręcasz.

– Nie wkręcam. Przesuń się, pewnie źle stoisz i inne dziewczyny ci zasłaniają.

Kumpel przysunął się do mnie i wytężył wzrok.

– Teraz widzisz?

– A, no widzę! – Wyszczerzył zęby. – No, no… Fajna foczka.

– Nie foczka, tylko Magda.

– Twoja znajoma?

– Zaczepiła mnie pod klubem i zapytała, czy nie jestem jednym z tancerzy, którzy będą dziś występować.

– Co odpowiedziałeś?

– Jak to co? Że nie jestem.

– Ja bym z nią w kulki poleciał i na twoim miejscu ściemniał, że jestem chippendales’em. – Wybuchnął śmiechem.

– Ale ty głupi jesteś – stwierdziłem. – I co by mi to niby dało?

– Nie wiem. Zabawniej by było. Może chciałaby się z tobą umówić?

Nagle Kwadrat zamilkł i zawiesił wzrok, wpatrując się gdzieś przed siebie.

– Co jest? – zapytałem.

– Twoja laska właśnie nas przyczaiła. I pomachała do mnie albo raczej do ciebie.

– Wiem, baranie, że próbujesz mnie nabrać… – Ignorując kumpla, spojrzałem w stronę parkietu, ale nigdzie nie dostrzegłem Magdy. – Kurwa… gdzie ona jest?

– Nie wiem.

– Przecież dopiero co gapiłeś się w jej stronę.

– No tak. Widziałem, że pomachała, a później zniknęła mi z oczu. Pewnie skrywa się gdzieś w tłumie.

– Mniejsza z tym. – Machnąłem ręką, udając, że mnie to nie obchodzi.

Chciałem ukradkiem jeszcze raz rozejrzeć się po sali w poszukiwaniu Magdy, ale nawet nie zdążyłem się odwrócić, bo niespodziewanie ktoś szturchnął mnie w ramię.

To była ona!

Zdyszana i lekko spocona; wpatrywała się we mnie z uśmiechem.

– I znowu się spotykamy – rzuciła ze szczerą radością w głosie.

Zaskoczony, nie dałem rady nic odpowiedzieć.

Na szczęście z odsieczą wkroczył Kwadrat.

– Hej! My się chyba nie znamy! Marek. – Wyciągnął do Magdy dłoń. – Ale wszyscy wołają na mnie Kwadrat.

Dziewczyna z lekkim zakłopotaniem zmierzyła go wzrokiem, po czym odpowiedziała:

– Miło mi, Magda. Rozumiem, że ksywę zawdzięczasz posturze – stwierdziła. – Jesteś dosłownie kwadratowy – zachichotała.

– Nieskromnie nie zaprzeczę. – Kwadrat wyprostował się dumnie. – Miło było cię poznać, Magdo, ale muszę lecieć. Zostawię was samych – dodał i odszedł na drugą stronę baru, gdzie dojrzał znajomych.

Magda spojrzała na mnie ze słodkim uśmiechem.

– Ciekawych masz znajomych. Domyślam się, że on też nie jest tancerzem?

– Spostrzegawcza jesteś – odparłem, odwzajemniając uśmiech.

– Akurat jego nie wyobrażam sobie w tej roli. Ale że ciebie nie zobaczę na scenie, to naprawdę żałuję.

– Uwierz, że nie chciałabyś mnie na niej widzieć.

– Dlaczego tak uważasz?

– Mam dwie lewe nogi.

– E tam… Pozwól, że wyciągnę cię na parkiet i sama to ocenię.

– Niestety, odpada – wyznałem ze szczerym niezadowoleniem. – Przecież jestem w pracy.

– I musisz tak stać na baczność przez całą imprezę? – Magda wyglądała na zaskoczoną.

– Na tym polega moje zajęcie. Mam pilnować porządku. Nie mogę się bawić i, szczerze mówiąc, nawet nie powinienem z tobą za długo rozmawiać.

– À propos rozmawiania. Czy dobrze mi się wydaje, że gadałeś o mnie z kumplem? – Nagle zmieniła temat, i spojrzała na mnie pytająco.

– Niby kiedy?

– Gdy tańczyłam. Spoglądaliście w moją stronę.

– A… no… – Pokręciłem głową, próbując ukryć zakłopotanie. – Nie, no co ty. O pracy rozmawialiśmy.

– Mhm… – Magda zmierzyła mnie wzrokiem. – Wydaje mi się, że ściemniasz. – Uśmiechnęła się.

– Ok, masz mnie. – Westchnąłem, kapitulując. – Kwadrat dopytywał, kogo tak obserwuję, i nie dawał za wygraną, więc w końcu mu pokazałem, bo strasznie męczył.

– Czyli miałam dobre przeczucie?

– Tak. Widocznie nie byłem wystarczająco dyskretny. Przepraszam… – wymamrotałem zawstydzony.

– Nie masz za co, głuptasie! Miło słyszeć, że przyciągnęłam twoją uwagę. – Magda aż się rozpromieniła, po czym zaskoczyła mnie kolejnym pytaniem: – Może usiądziemy, napijemy się czegoś i na spokojnie porozmawiamy?

– Nie mogę. Przecież jestem w pracy.

– A, no tak… Zapomniałam – odparła niezadowolona. – Więc może innym razem? Kiedy nie będziesz w pracy?

– Musiałbym się zastanowić.

– Nad czym chcesz się zastanawiać? Nie podobam ci się?

Widząc, że zrzedła jej mina, bez namysłu odpowiedziałem:

– Podobasz mi się! I to bardzo! Ale…

– Ale?

– To nie jest czas i miejsce na taką rozmowę – rzuciłem wymijająco.

– Ok, rozumiem… – stwierdziła chłodnym tonem. – W takim razie nie zawracam ci już głowy! Życzę spokojnej pracy…

Magda odeszła w stronę parkietu, a ja poczułem się jak skończony dupek.

– Poczekaj! – zawołałem, lecz nie zareagowała. Wtopiła się w tłum i zaczęła tańczyć z koleżankami, więc albo mnie nie usłyszała, albo po prostu zignorowała…

Dopiero teraz dotarło do mnie, że najwidoczniej wpadłem jej w oko i miała wobec mnie jakieś zamiary, a ja kretyńskim zagraniem straciłem swoją szansę.

Z rozmyślań wyrwał mnie Kwadrat, który nagle pojawił się obok.

– Co jej zrobiłeś, że uciekła jak poparzona? – zapytał.

– Aj, kurwa, szkoda gadać… – burknąłem. – Chyba nie nadaję się do takich rozmów.

– Pieprzysz bzdury! Po prostu to nie twój dzień i tyle.

– Możliwe.

– Nie zamartwiaj się tym teraz! – Kwadrat szturchnął mnie pięścią w ramię, przywołując do porządku. – Popatrz na parkiet, stary! Masz przed sobą tyle lasek do wyboru.

Skinąłem głową, udając, że przyznaję mu rację; a tak naprawdę mimo wszystko rozglądałem się tylko po to, aby namierzyć wzrokiem Magdę.

Niestety, nie mogłem jej wypatrzyć. Zapewne na tyle rozczarowałem ją swoim oschłym zachowaniem, że postanowiła unikać mnie przez resztę imprezy.

***

Tancerze chippendales zjawili się w klubie kilka minut przed dwudziestą drugą. Menadżer Wojtas osobiście zaprowadził ich do garderoby, gdzie zostawili swoje rzeczy, po czym pokazał im scenę, by mogli ocenić, ile mają miejsca na występ.

Obserwowałem ich z oddali, więc nie słyszałem, o czym rozmawiają, ale po gestach i mimice wywnioskowałem, że są zadowoleni. Jeden z tancerzy – zapewne lider grupy – skinął głową, uścisnął Wojtasowi dłoń i zgarnął ekipę do garderoby.

Wtedy menadżer podszedł do mnie.

– Romek, będziesz mi potrzebny za jakieś dwadzieścia minut – zakomunikował.

– Do czego, szefie?

– Tancerze przebierają się już w szatni. Trzeba będzie dopilnować, żeby mogli spokojnie przemieszczać się między sceną, a garderobą – wyjaśnił Wojtas. – Jak się pewnie domyślasz, rzucą się na nich tłumy dziewczyn.

– Nie ma sprawy. Zabrać kogoś do pomocy?

– Weź Kwadrata. Myślę, że was dwóch wystarczy.

– Ok, zaraz mu wszystko przekażę – odparłem.

– Przyjdę po was, gdy tancerze będą gotowi do wyjścia.

– Ok.

Wojtas skrzyżował ręce na klatce piersiowej i dumnie rozejrzał się po wypełnionym klubie.

Dziewczyny szalały w rytm muzyki, kolorowe światła wirowały, a didżej podkręcał atmosferę.

– Jak się bawicie? – zawołał do mikrofonu, na co tłum roztańczonych kobiet odpowiedział mu piskiem. – Już niebawem, moje drogie panie, wystąpią przed wami wyczekiwani tancerze, którzy rozgrzeją was do czerwoności!!! To będzie show, jakiego nigdy nie zapomnicie!

Wojtas odwrócił się do mnie, skinął z zadowoleniem głową i odszedł.

Mimo że usilnie starałem się wypatrzeć dziewczynę, która utkwiła mi w pamięci, nie dostrzegłem jej ani na parkiecie, ani przy barze. Zastanawiałem się, gdzie zniknęła?

Ani się spostrzegłem, a już wrócił po mnie menadżer z informacją, że czas zbierać się pod garderobę. Machnąłem na Kwadrata i ruszyliśmy do szatni, w której czekali gotowi do występu chippendales.

– To wasza ochrona – zakomunikował Wojtas, gdy stanęliśmy naprzeciwko tancerzy. – Przekażcie im, co mają robić i możecie ruszać na scenę.

Uścisnęliśmy sobie dłonie z członkami grupy tanecznej i czekaliśmy na wytyczne.

– Chodzi głównie o to, żebyście pomogli nam poruszać się między sceną a garderobą – zaczął blondyn, przebrany w strój amerykańskiego policjanta. – Będziemy robić kilka wyjść, między którymi musimy się sprawnie przebierać, dlatego niepotrzebne nam zakłócenia ze strony rozszalałych dziewczyn – wyjaśnił.

– Spokojnie, ogarniemy wszystko tak, żeby nie robiły wam żadnych problemów – odparłem.

– Czyli wszystko jasne? Możemy zaczynać? – zapytał menadżer.

– Pewnie! Czas na show – odpowiedział przebrany policjant, a jego kumple potakująco skinęli głowami.

Wojtas ruszył przodem, aby poinformować didżeja, że chippendales już czekają, a ja z Kwadratem zajęliśmy się przygotowaniem przejścia. Okazało się, że odsunięcie dziewczyn wcale nie będzie takie proste, jak zakładaliśmy, bo wszystkie usilnie chciały dopchać się do tancerzy.

Na szczęście Bioły spostrzegł, co się dzieje i przyszedł nam z pomocą. Chyba żaden z nas nie spodziewał się takich emocji wśród kobiet. Były dosłownie nachalne.

– Zapowiada się niezła impreza! – stwierdził jeden z tancerzy. – Laski napalone, jakby chciały nas zjeść. – Zaśmiał się, próbując przecisnąć się na scenę, aby rozpocząć pokaz.

– Powodzenia! – rzuciłem.

– Dzięki! – odparł, odwracając się w moją stronę, po czym wbiegł na estradę.

W głośnikach zadudnił głośny bas; część świateł przygaszono, a na ich miejsce włączono czerwone neony, tworzące erotyczny klimat.

Jako pierwszy miał wystąpić tancerz w stroju wojskowego. Jego twarz skrywała kominiarka. W dłoni trzymał pistolet.

– Moje drogie panie! Gotowe na show? – zapytał didżej, rozgrzewając publikę.

Oczywiście odpowiedziały mu głośne piski i gorący aplauz.

– Przed wami grupa Erotic-Steps! Najgorętsi i najseksowniejsi tancerze erotyczni w Polsce!

Rozbrzmiał mocny bit, niosący po klubie odgłosy burzy: trzaskanie grzmotów i szum ulewnego deszczu. Tancerz rozpoczął pokaz kilkoma zmysłowymi ruchami, po czym uniósł pistolet nad głowę i przeładował go, w momencie gdy z głośników wydobyło się głośne trzaśnięcie. Następnie włączył laser i skierował czerwony strumień światła na publikę. Tłum zawrzał.

Mimo naszych obaw pokazy przebiegły dość spokojnie i nie musieliśmy zbytnio interweniować. Oczywiście poza natarczywym przeciskaniem się do tancerzy i niepotrzebnym incydentem, który miał miejsce na scenie: kiedy jeden z tancerzy za bardzo zbliżył się do brzegu sceny, dwie z napalonych dziewczyn chwyciło go za kostkę, próbując przyciągnąć do siebie. Omal nie zrzuciły go z podestu, ale na szczęście Bioły w porę zareagował. Szybka interwencja i słowne upomnienie wystarczyło, żeby się uspokoiły, a groźba, że zostaną wyprowadzone z imprezy skutecznie ostudziła rozpalone głowy.

Dopiero pod koniec występów udało mi się wypatrzeć Magdę. Stała nieco z boku, poza tłumem zgromadzonym pod sceną i wyglądało na to, że niekoniecznie interesuje się pokazami chippendales. Odniosłem wrażenie, że zamiast w tancerzy wpatruje się we mnie.

Miałem ochotę podejść do niej, wyjaśnić wcześniejsze nieporozumienie i na spokojnie porozmawiać, ale, niestety, nie mogłem opuścić stanowiska. Musiałem pilnować napalonych kobiet, aby nie przeszkadzały tancerzom w wykonywaniu pokazu.

Po zakończeniu erotycznych występów większa część dziewczyn opuściła klub, a my zaczęliśmy wpuszczać mężczyzn. Wtedy rozpoczęła się ta zabawniejsza część imprezy. Nabijaliśmy się z chłopakami z narwanych facetów, którzy uważając się za macho, próbowali podrywać każdą napotkaną laskę. Zabawnie było patrzeć, jak dziewczyny spławiają takich frajerów już po krótkiej rozmowie, wybierając zabawę w towarzystwie koleżanek.

Koledzy podziwiali zgrabne tyłki i nabijali się z najebanych gości, a ja skupiony byłem na poszukiwaniu Magdy. Niestety, straciłem ją z oczu na ponad godzinę. A kiedy w końcu ją dostrzegłem, okazało się, że siedzi przy barze w towarzystwie jakiegoś nieprzyjemnego typa. Magda też mnie zauważyła, ale szybko uciekła wzrokiem, aby z powrotem wpatrywać się w swojego rozmówcę. Ten jednak zdążył dostrzec, że dziewczyna wymieniła ze mną spojrzenie, co ewidentnie wyprowadziło go z równowagi.

– Gdzie się, do cholery, gapisz, jak do ciebie mówię?! – warknął na Magdę, po czym odwrócił się do mnie i krzyknął z irytacją: – A ty tu, kurwa, czego?

Zignorowałem go.

Magda natomiast delikatnie próbowała uspokoić swojego partnera. Położyła mu dłoń na ramieniu i poprosiła:

– Przestań; wszyscy na nas patrzą…

Typ rozejrzał się po klubie i, o dziwo, odpuścił. Zacisnął pięść, tłumiąc złość, po czym chwycił szklankę z drinkiem, wlał jej zawartość do gardła i niezbyt delikatnie trzasnął nią o ladę.

– Barman! – zawołał. – Jeszcze raz to samo!

Wtedy Magda ukradkiem na mnie spojrzała i dyskretnie pokręciła głową, uważając, aby jej dziwny znajomy niczego nie zauważył. Zrozumiałem, co chciała mi przekazać. Odpuściłem, ale nie oddaliłem się zbytnio, aby nie stracić ich z oczu. Wolałem zachować czujność, bo ten pajac wydawał się nieobliczalny. Oparłem się o scenę, skąd miałem dobry widok, zarówno na parkiet, jak i na bar.

Jednak zamiast tańczących gości ukradkiem obserwowałem Magdę. Zawieszony na jej urodzie nawet nie zauważyłem, kiedy u mego boku zjawił się Kwadrat.

– Co to za pajac przy barze? – zapytał.

– Nie znam typa. To jakiś znajomy Magdy.

– Dziwne, że zadaje się z takim bucem. Dziewczyna wydaje się sympatyczna, a jemu ewidentnie źle z mordy patrzy – stwierdził ostro. – Co prawda nie znam gościa, ale już bym mu chętnie wpierdolił.

– Nie dziwię ci się, bo też mnie ręka świerzbi. – Zaśmiałem się. – Jak przegnie pałę, to z przyjemnością go naprostuje.

– W razie czego wołaj, to i ja mu wjebię! – rzucił Kwadrat, którego na myśl o bójce ogarnęła ekscytacja.

– Wyluzuj, stary! – ostudziłem narwanego kumpla. – Przecież ja tylko gadam, ale tak naprawdę lepiej żeby obyło się bez niepotrzebnych awantur.

– Głupoty gadasz! Ja tam bym chętnie komuś wpierdolił! – Kwadrat zarechotał i strzelił mnie pięścią w ramię.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem.

– Daj spokój. Lepiej pooglądać fajne dziewczyny.

– Masz rację. To którą obczajamy? – zapytał, zmieniając ton, po czym oparł się o scenę tuż obok mnie i zaczął mierzyć wzrokiem roztańczone laski. Co chwila szturchał mnie w ramię, zachwycając się kolejną małolatą. Widoki, które podniecały Kwadrata, mnie zbytnio nie ruszały, bo byłem skupiony na obserwowaniu Magdy. Niestety, ona nawet nie zerknęła w moją stronę. Wpatrywała się w tego swojego pajaca i zawzięcie z nim o czymś dyskutowała.

Nagle nasze kontemplacje przerwał przeraźliwy krzyk. Szybko zorientowaliśmy się, że głos dochodził od strony baru i należał do Magdy…

Zerwałem się biegiem, aby sprawdzić, co się stało, a w ślad za mną ruszył Kwadrat.

– Zajebię mu! Będzie wpierdol! – sapał, przedzierając się przez tłum.

Nie zwracałem na niego uwagi. Moje myśli skupione były na dziewczynie, która wydzierała się na swojego podejrzanego towarzysza. Facet zaczął ją szarpać, a we mnie aż się zagotowało. Gdy dobiegłem do kłócącej się pary, Magda zerknęła na mnie z zaskoczeniem i momentalnie ochłonęła. A ja chwyciłem chama za kark i mocno zacisnąłem dłoń.

– Puść ją! – warknąłem dosadnie.

– Nie wpierdalaj się! – sapnął, zgrywając cwaniaka. – Zawijaj kumpla i wypierdalać stąd!

Wtedy puściły mi hamulce. Jeszcze mocniej ścisnąłem typa za kark i szarpnąłem nim w tył. Ten, nie mając wyboru, puścił Magdę i odsunął się od niej. Nie oznaczało to jednak, że zamierza odpuścić. Zacisnął pięści i zamachnął się, żeby mi przyjebać. Na szczęście byłem szybszy; zrobiłem unik; po czym chwyciłem go za rękę i wykręciłem ją w tył.

– Puść, kurwa! – warknął. – Puść mnie, chuju! – Wyrywał się i szamotał, ale nic mu to nie dało. Nie miał szans się wyswobodzić.

Zignorowałem go, bo wolałem zająć się Magdą. Popatrzyłem na nią z troską i zapytałem, czy wszystko gra. Nie odpowiedziała mi, ale skinęła głową.

Kwadrat, który dotychczas obserwował całe zajście z boku, szarpnął cwaniaka za drugą rękę i wykręcił mu ją w tył.

– Ja się nim zajmę, a ty na spokojnie pogadaj z koleżanką – zwrócił się do mnie, po czym warknął na typa: – Zapierdalaj do wyjścia! Dla ciebie impreza już się skończyła!

Chciałem zaproponować, że pomogę mu z wyprowadzeniem tego palanta, ale właśnie zauważyłem, że zbliża się do nas Eryk. A skoro Kwadrat miał wsparcie, ja mogłem zająć się Magdą.

Popatrzyłem na nią i westchnąłem ciężko, próbując zebrać myśli. Widać było, że jest jej głupio z powodu zaistniałej sytuacji. Nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, dlatego bezradnie oparłem się o bar, czekając na wyjaśnienie z jej strony.

Przez chwilę staliśmy w milczeniu.

– Przepraszam… – odezwała się w końcu drżącym głosem.

– Nie przepraszaj, tylko wytłumacz… Kto to był? I czego od ciebie chciał?

Magda wzruszyła ramionami i popatrzyła na mnie zagubionym wzrokiem.

– Mój były… – zaczęła. – Nie spodziewałam się, że dziś tu będzie i że trafimy na siebie. Niestety, jak się uchla, staje się napastliwy i robi problemy z byle powodu.

– Skoro to twój były, to po co w ogóle z nim rozmawiałaś? – zapytałem, nie kryjąc zaskoczenia.

– Gdybym go olała, narobiłby scen. Chciałam tego uniknąć – tłumaczyła zmieszana. – Chyba mnie rozumiesz…

Skinąłem głową.

– Nie jesteś na mnie zły?

– Dlaczego niby miałbym być zły?

– Przez niego… I przez tę całą awanturę.

– Daj spokój, przecież to nie twoja wina, że gość ma nierówno pod sufitem – odparłem z lekkim grymasem uśmiechu, próbując ukryć, że tak naprawdę ta sprawa wcale nie była mi obojętna. Nie spodobało mi się, że Magda utrzymuje relacje ze swoim byłym; tym bardziej że są one toksyczne. Ale musiałem stłumić zazdrość.

Na szczęście dziewczyna ułatwiła mi zadanie, zmieniając temat. Przysunęła się do mnie, położyła dłoń na mojej ręce i delikatnie się uśmiechnęła. W jej oczach dostrzegłem spokój; najwidoczniej nerwy odpuściły.

– Dasz się namówić na drinka? – zapytała.

– Nie mogę. Przecież jestem w pracy – odparłem. – Tłumaczyłem ci to już.

– Wiem, ale nie chodziło mi o teraz, tylko o to, czy umówisz się ze mną innym razem, kiedy nie będziesz w pracy?

– Raczej nie pijam alkoholu, ale w miłym towarzystwie chętnie zrobię wyjątek.

– Super! Czyli jesteśmy umówieni? – dopytała podekscytowana.

Zanim odpowiedziałem, przez chwilę wpatrywałem się w rozweseloną dziewczynę, która coraz bardziej zaczynała mi się podobać.

– Tak, jesteśmy umówieni – przytaknąłem.

Rozmowę przerwały nam koleżanki Magdy, które akurat do niej podeszły.

– Madziu, my już się zbieramy – rzuciła jedna z nich. – Jedziesz z nami, czy zostajesz?

– Jadę. Wystarczy mi wrażeń na dziś – odpowiedziała moja towarzyszka, po czym wstała z hokera i poprawiła króciutką sukienkę.

– Odprowadzę was do wyjścia – zaproponowałem.

– Nie trzeba, dziękujemy. Damy sobie radę.

– Nalegam.

– Skoro tak, to w porządku – zgodziła się Magda, posyłając mi promienny uśmiech i ruszyła za dziewczynami w stronę szatni.

Poszedłem za nimi.

Gdy czekałem aż odbiorą swoje kurtki, podszedł do mnie Kwadrat.

– Pozbyliśmy się frajera – oznajmił dumnie.

– Obyło się bez problemów?

– Można tak powiedzieć. – Uśmiechnął się zawadiacko. – Musiał dostał kilka liści i kopów, ale w końcu się uspokoił – wyjaśnił, a po chwili zastanowienia dodał: – Coś tam jeszcze zaczął straszyć, że wróci tu ze swoim składem. Ale jak Eryk to usłyszał, to pierdolnął mu taką bombę w ryj, że koleś padł.

Kwadrat roześmiał się, ale widząc moje gniewne spojrzenie, zaraz się uspokoił.

– Kurwa, chłopaki! Mieliście to kulturalnie załatwić! – warknąłem na niego.

– Wyluzuj. – Klepnął mnie w ramię. – Nie jesteśmy debilami. Poczekaliśmy aż typ wstanie i opuści nasze podwórko. Co prawda ledwo szedł, ale już nic więcej nie sapał – dodał z zadowoleniem. – Jak zawsze pełna kulturka! Przecież mnie znasz.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem i darowałem sobie zbędne komentarze.

Tym bardziej że właśnie zjawiły się dziewczyny. Kwadrat zmierzył je wzrokiem i przysunął się do mnie, aby zapytać ściszonym głosem, czy robię za eskortę.

– Można tak powiedzieć – odparłem. – Wolę, żeby nie trafiły na tego pajaca przy wyjściu.

– Racja. Chociaż wątpię, żeby miał odwagę wrócić.

Nagle, ku zaskoczeniu Kwadrata, podeszła do niego jedna z koleżanek Magdy – czarna, szczupła brunetka.

– Cześć, przystojniaku – zagadała. – My się chyba nie znamy.

– Jaki tam ze mnie przystojniak? – Zaśmiał się. – Marek jestem.

– Sandra, miło mi – odpowiedziała, rzucając mu zalotne spojrzenie. – Szkoda, że spotykam cię dopiero teraz, kiedy akurat wychodzimy. Ale może następnym razem pogadamy dłużej?

– Mam nadzieję, że trafi się taka okazja – stwierdził mój kumpel, niemal pożerając dziewczynę wzrokiem. Od razu zauważyłem, że Sandra bardzo mu się spodobała.

Odprowadziłem dziewczyny do samochodu zaparkowanego pod klubem, a upewniwszy się, że tamtego podejrzanego typa nie ma nigdzie w pobliżu, zawróciłem do wejścia. Po kilku krokach usłyszałem wołanie Magdy:

– Poczekaj!

Odwróciłem się i zobaczyłem, że dziewczyna już mnie dogoniła.

– Zapomniałam o czymś – oznajmiła.

– O czym? – zdziwiłem się.

– Nie poprosiłam cię o numer telefonu.

– Nie wiem, czy powinienem ci go podawać. Może lepiej będzie, jak najpierw poukładasz sobie wszystkie sprawy i zamkniesz temat swojego byłego, a dopiero potem… – urwałem z zawahaniem.

– A potem co? – zapytała dociekliwie Magda, przygryzając wargę.

– Sam nie wiem. – Wzruszyłem ramionami.

Z jednej strony miałem ochotę spotkać się z nią poza klubem; na spokojnie porozmawiać i lepiej poznać, a z drugiej nie chciałem pakować się w żadne chore układy. Nie potrzebowałem takich rozrywek. Miałem ich aż nadto…

– Nad czym tak dumasz? – Magda wyrwała mnie z zamyślenia. – Chodzi o to, że masz dziewczynę, tak? W tym tkwi problem?

– To nie tak… – Pokręciłem głową. Nie chciałem mówić zbyt wiele o sobie obcej dziewczynie. Nie w takim miejscu i nie na samym początku znajomości.

– Nie będę dociekała, skoro nie chcesz o tym rozmawiać. – Uniosła się na palcach i cmoknęła mnie w policzek. – To ja uciekam. Dziękuję za pomoc.

– Nie ma za co.

– Pa! – rzuciła i odeszła w stronę koleżanek.

– Pa – odpowiedziałem.

I dopiero, gdy obserwowałem odjeżdżającą Magdę, pożałowałem, że nie dałem jej tego numeru. Stałem tak jeszcze przez chwilę, próbując zebrać myśli, po czym z posępną miną wróciłem do klubu. Zaraz na wejściu dopadł mnie Kwadrat.

– I co? Jak poszło? Będzie randka? – dopytywał.

– Nie będzie! – warknąłem.

– Co ty taki wkurwiony? Nie dała ci numeru?

– Niezupełnie… – Westchnąłem ciężko. – To ja nie chciałem dać jej swojego.

– Pojebało cię!? Co z tobą, chłopie?