Reno. Początek - Agnieszka Lingas-Łoniewska - ebook + audiobook

Reno. Początek ebook i audiobook

Agnieszka Lingas-Łoniewska

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Kiedy świat pachniał nadzieją na lepsze jutro.

Leon Gola, ps. Reno, to zdolny młody biznesmen, który dzięki ojcowskim układom zaczyna przejmować potężne interesy ciemnej strony miasta. Wraz ze swoimi zaufanymi ludźmi, Katanem i Pako, przejmuje lokale, otwiera modny klub Prozac i nawiązuje kontakt z bossem kartelu narkotykowego z Ameryki Południowej, tym samym stając się wiodącym dostawcą kokainy na Europę Wschodnią.
Kiedy poznaje Benitę Karczewską, skromną studentkę romanistyki, nie wie jeszcze, że oto spotkał miłość swojego życia. Lecz czy taka miłość będzie mogła przetrwać w świecie brudnych interesów, zemsty i pragnienia władzy?
Historia Leona-Reno i Benity to wprowadzenie do książki Gangsta Paradise. Reno, przedstawiające losy gangstera przed wydarzeniami opisanymi w powyższej powieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 70

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 38 min

Lektor: Agnieszka Lingas-Loniewska
Oceny
4,5 (416 ocen)
290
64
44
11
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MAJKI013

Nie oderwiesz się od lektury

fajny i potrzebny spin off przed pełną historią Reno 🖤❤
20
kingakamionek
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Wchłonęłam ją jednym tchem 🙈 Zabawna , lekka, przyjemna z nutką akcji . Pani Agnieszka ma wspanialy talent i lekkie pióro ! ,💪♥️ Czekam na więcej💥 Dziękuję za Pani twórczość !
20
osska84

Nie oderwiesz się od lektury

super książka
10
Iza-Pas

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam
10
KBryl

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja.
10

Popularność




Re­dak­cja: BE­ATA KO­STRZEW­SKA
Ko­rekta: HE­LENA KU­JAWA
Skład: MO­NIKA PI­RO­GO­WICZ
Okładka: MA­CIEJ SY­SIO
Fo­to­gra­fie na okładce: Co­py­ri­ght © Li­ght­Field Stu­dios
© Co­py­ri­ght by Agnieszka Lin­gas-Ło­niew­ska, 2023 © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Jak­Book, 2023
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-965493-8-9
Wy­daw­nic­two Jak­Book ul. Li­powa 61, 55-020 Mni­cho­wicewww.wy­daw­nic­two­jak­book.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Hi­sto­ria ta to tak zwany spin-off, czyli opo­wieść uzu­peł­nia­jąca do książki Gang­sta Pa­ra­dise. Reno. Wy­da­rze­nia tu­taj przed­sta­wione roz­gry­wają się około ośmiu lat przed ak­cją, z którą mo­że­cie się za­po­znać w wy­żej wy­mie­nio­nej książce.

Mam na­dzieję, że do­pełni to opo­wieść o tym, jak Leon Gola zmie­niał się w bez­li­to­snego gang­stera Reno.

Mi­łej lek­tury!

Au­torka

Chłod­nym wzro­kiem pa­trzy­łem na jego obitą gębę. Pluł krwią i spo­glą­dał na mnie z nie­na­wi­ścią, ale i stra­chem. Ide­alne po­łą­cze­nie, wła­śnie tak miało być. Mieli mnie nie­na­wi­dzić, ale i się bać. Opar­łem plecy o ce­glany mur nie­czyn­nego klubu, któ­rego wła­ści­ciel za­dłu­żył się u nas, bo nie umiał po­wstrzy­mać swo­ich ha­zar­do­wych za­pę­dów. Nie po­tra­fił utrzy­mać fiuta w spodniach i sporo kasy za­in­we­sto­wał w prze­mysł porno i do­słow­nie zo­stał wy­ru­chany, a poza tym był chu­jo­wym biz­nes­me­nem. Nada­wał się ewen­tu­al­nie do za­rzą­dza­nia sku­pem bu­te­lek, je­śliby taki wciąż ist­niał, ale po­dej­rze­wam, że i to po­tra­fiłby spier­do­lić.

Znu­dzony zer­k­ną­łem na Ka­tana, który w mil­cze­niu ba­wił się swo­imi no­żami. Pako sie­dział na drew­nia­nym stole, opie­ra­jąc nogi obute w ele­ganc­kie skó­rzane szty­blety o ławkę, i zie­wał. Jego cień sto­jący obok, czyli Mię­tus, zaj­mo­wał się wy­da­wa­niem po­le­ceń na­szym chło­pa­kom od brud­nej ro­boty. Prze­trzą­sali klub i wer­to­wali pa­pie­rzy­ska w po­rdze­wia­łych me­ta­lo­wych sza­fach w po­szu­ki­wa­niu prawa wła­sno­ści. A krwa­wiący Sko­bliń­ski, znany jako Sko­bel – wła­ści­ciel tego upa­dłego przy­bytku – wciąż uda­wał, że ma nad tym wszyst­kim ja­ką­kol­wiek kon­trolę.

To był mój pierw­szy klub, który wła­śnie przej­mo­wa­łem za długi – i wie­dzia­łem, że mu­szę zro­bić z tego gów­nia­nego miej­sca coś na­prawdę gru­bego. Znaj­do­wało się w po­bliżu placu Sol­nego, w sercu mia­sta. Bo moim głów­nym ma­rze­niem było mieć kie­dyś modny lo­kal w cen­trum, czyli w rynku, i nie­ba­wem to ma­rze­nie miało się speł­nić. Skoń­czy­łem wła­śnie dwa­dzie­ścia trzy lata, ofi­cjal­nie za­rzą­dza­łem firmą de­we­lo­per­ską, ale mia­łem także kilka in­nych dzia­łal­no­ści, je­śli można tak na­zwać udziały w paru noc­nych klu­bach, pro­cent od za­kła­dów, od han­dlu trawą, a także od ka­syn. By­łem też na ostat­nim roku stu­diów na Uni­wer­sy­te­cie Eko­no­micz­nym.

– Słu­chaj, Ki­bel – po­wie­dzia­łem ci­cho, pa­trząc na wi­ją­cego się u mo­ich nóg go­ścia. – Po­wiedz mi, czy są­dzi­łeś, że bę­dziesz tak mógł od nas po­ży­czać w nie­skoń­czo­ność bez kon­se­kwen­cji?

– Ja od­dam, przy­się­gam na Boga!

– Prze­cież ty nie je­steś wie­rzący, kiedy ostat­nio by­łeś w ko­ściele? – ode­zwał się Pako uprzej­mym to­nem.

– Co? – Ko­leś pa­trzył na nas roz­ko­ja­rzo­nym wzro­kiem.

– Niby dzie­więć­dzie­siąt pro­cent Po­la­ków to ka­to­licy, a tak na­prawdę po­łowa z nich od lat nie była w ko­ściele – stwier­dził Ka­tan mo­no­ton­nym, ci­chym gło­sem. Sko­bel spoj­rzał na niego i za­częła mu drżeć broda. Ka­tan raz po raz pod­rzu­cał nóż i ła­pał go w lo­cie. Wszy­scy wie­dzieli, jak ge­nial­nie umie się po­słu­gi­wać tą białą bro­nią. – Ge­ne­ral­nie sta­ty­styki są za­kła­mane.

– Jak cała ta in­sty­tu­cja – pod­su­mo­wał Pako, po czym ze­sko­czył z ławy i sta­nął obok Sko­bla. – Gdzie masz pa­pier, ty rów­nie za­kła­mana gnido? – spy­tał zim­nym to­nem, od któ­rego prze­cięt­nemu chło­pa­kowi ścier­płaby skóra. Klę­czący przed nami ko­leś ni­czym się nie wy­róż­niał. Za­czął drżeć.

– Ja... Nie wiem...

– Nie­wie­dza to błąd, nie­zna­jo­mość za­sad szko­dzi, pa­ra­fra­zu­jąc stare po­wie­dze­nie. – Pako wes­tchnął.

– Co? – Fa­cet go­rącz­kowo prze­no­sił wzrok ze mnie na Piotrka, a po­tem na Ka­tana, uni­ka­jąc jed­nak na­wią­za­nia z nim kon­taktu wzro­ko­wego. – Co?

– Nie mam cier­pli­wo­ści. – Kiw­ną­łem głową do kum­pla, a ten wy­ko­nał ruch i nóż wy­rzu­cony z jego pra­wej ręki z rów­nie wielką szyb­ko­ścią co pre­cy­zją wbił się w ścianę po­mię­dzy żu­chwą a ra­mie­niem klę­czą­cego na ziemi Sko­bla.

– Je­śli są­dzisz, że chy­bił, to się my­lisz – po­in­for­mo­wał uprzej­mym i jed­no­cze­śnie znu­dzo­nym to­nem Pako.

– Od­dam wszystko...

– Pa­pier. Tylko to chcemy.

– Ale oni mnie za­biją.

– W prze­ciw­nym wy­padku za­bi­jemy cię my. – Wzru­szy­łem ra­mio­nami.

Fa­cet po­chy­lił głowę, uniósł dło­nie w ge­ście pod­da­nia, się­gnął do biurka i od­krę­cił spód jed­nej z szu­flad. Drżącą ręką po­dał nam akt wła­sno­ści. Spoj­rza­łem na Pako, ski­nął głową bez słów.

– U nas je­steś czy­sty. Nasz praw­nik wszystko przy­go­tuje. I mo­żesz już or­ga­ni­zo­wać so­bie ucieczkę, skoro tak się mar­twisz, że ktoś może zro­bić ci kuku.

– Go­ście z Po­mo­rza... – jęk­nął Sko­bel.

– Kto się z tą pa­tel­nią za­daje! – par­sk­nął Pako.

– Ja... daj­cie mi ochronę, będę dla was bie­gał.

– Z tobą nie chciał­bym ubić mu­chy w ki­blu. – Wska­za­łem jed­nego z żoł­nie­rzy. Wraz z dru­gim chło­pa­kiem za­wi­nął skom­lą­cego Sko­bla. Zo­sta­łem sam z mo­imi ludźmi. Ka­tan scho­wał noże i stał nie­ru­chomo, jakby był eks­po­na­tem w ga­bi­ne­cie fi­gur wo­sko­wych. Pako z po­wro­tem sie­dział na ła­wie i pa­trzył na mnie. Zer­k­ną­łem na niego.

– Dasz radę zro­bić z tego klub, a nie gów­no­spe­lunę? – Unio­słem brew.

– Dam radę zro­bić z tego za­je­bi­stą miej­scówkę, w któ­rej ba­wić się bę­dzie pół mia­sta.

– Mu­simy po­my­śleć nad na­zwą. – Za­sta­no­wi­łem się.

– Pro­zac – ode­zwał się mil­czący do­tąd Ka­tan.

– Stary, je­dziesz na pro­chach? – Pako klep­nął go w ra­mię. Ję­drzej spoj­rzał chłodno na przy­ja­ciela i po­krę­cił głową.

– Pro­zac. Do­bre. Daje lu­dziom odro­binę ulot­nego szczę­ścia. I wy­tchnie­nia. Tym wła­śnie bę­dzie ten klub.

– No tak, ucieczka. – Unio­słem brwi i kiw­ną­łem głową w ge­ście apro­baty. – Niech bę­dzie Pro­zac.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki