Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dzieje Rosji zwykło się opisywać z perspektywy moskiewsko-petersburskiej, jako dzieje carów i genseków. Czy nie jest to jednak zbyt wielkie uproszczenie? Jeszcze sto lat temu w granicach państwa rosyjskiego znajdowały się część Polski i Finlandia, dzisiaj – Północny Kaukaz i Tatarstan. Nie-Rosjanie wywarli olbrzymi wpływ na historię tego obszaru. Dwukrotnie uniwersalizm rosyjski – najpierw monarchiczno-prawosławny, a następnie komunistyczny – został zakwestionowany przez ideę narodową. Po raz pierwszy stało się to w latach 1917-1920, po raz drugi w roku 1991. Napisana wartkim stylem książka w wyjątkowy sposób pokazuje ciągłość i dyskontynuację polityki rosyjskiej na przestrzeni kilkuset lat, zmuszając czytelnika do przewartościowania wielu sądów na temat przeszłości tego ważnego polskiego sąsiada.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 466
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2011, Wojciech Zajączkowski
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.
Pierwszy szkic tej książki powstał w 1990 roku, podczas pobytu autora w Paryżu, co było możliwe dzięki stypendium fundacji IDEE, kierowanej przez Irenę Lasotę.
Opracowanie kartograficzne: Andrzej Dukata
ISBN: 978-83-7779-057-1
Projekt okładki: Maciej Sadowski
Skład i łamanie: Mariusz Sadowski, Studio M4
www.wydawnictwomg.pl
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.
Rosja – podobnie jak każde wielkie imperium – budzi zainteresowanie przede wszystkim swoim ogromem oraz mocą oddziaływania na dzieje świata. W naturalny sposób padają pytania o źródła jej siły i wielkości. Refleksja naukowa na ten temat liczy bez mała dwieście lat, jeśli za początek przyjąć dzieła Nikołaja Karamzina, lecz nie można powiedzieć, byśmy w tych rozważaniach byli bliżsi jednego punktu widzenia aniżeli uczeni dziewiętnastowieczni. Problemem jest nie tylko złożoność materii, ale również to, że Rosja jest ostatnim z wielkich imperiów, a zarazem współczesnym nam krajem, który rozwija się, pokazując co pewien czas nowe oblicze. Rzym, Mongołowie, kolonialne imperia Francuzów, Hiszpanów i Brytyjczyków należą do przeszłości, Rosja – nie.
Trudno znaleźć w światowej historiografii zjawisko równie zdumiewające jak dziejopisarstwo poświęcone temu krajowi. Zasadnicza osobliwość polega na uznaniu narodzin i rozpadu ZSRR za cezurę absolutną, organizującą całą rzeczywistość i dzielącą rosyjską przeszłość na dwie niemal obce sobie części. Rosja przed i po 1917 roku to dwa różne kraje, dwa różne światy. Czasami można odnieść wrażenie, że leżą one na różnych kontynentach, w różnych klimatach i że nie było żadnych związków między zamieszkującymi je ludźmi. Drugi paradoks polega na tym, że poprzez dzieje Rosji rozumie się historię Rosjan, podczas gdy Rosja jako imperium była państwem wielonarodowym, którego stosunki etniczne należały do najbardziej skomplikowanych na świecie. Co więcej, od XVI stulecia w miarę upływu czasu odsetek Rosjan systematycznie malał, by osiągnąwszy punkt krytyczny – 50 procent – wzrosnąć i ponownie zmaleć do poziomu połowy mieszkańców państwa. Momentami dramatycznej korekty stosunków narodowościowych były odpowiednio lata 1917 i 1991.
Chcąc zrozumieć, jaki związek zachodzi między składem etnicznym Imperium i wielkimi wstrząsami politycznymi, trzeba przede wszystkim odrzucić tezę o nieprzystawalności dwóch Rosji do siebie. Owszem, były one różne, jednocześnie jednak – był to jeden kraj, jedno społeczeństwo. Tym, co w znacznej mierze decydowało, zwłaszcza do końca XIX wieku, o sposobie rozwoju Rosji, a także wszystkich poprzedzających ją tworów państwowych, były warunki geograficzne, klimatyczne i przyrodnicze panujące w Europie Wschodniej i Azji Północnej. Nie chodzi tu o hołd składany w ofierze determinizmowi geograficznemu, gdyż nie tylko czynniki naturalne przesądziły o kierunku rozwoju tej części świata. Nie mniej ważne okazały się względy gospodarcze i militarne. Trudno jednak przejść do porządku dziennego nad podobieństwem wszystkich struktur państwowych, jakie powstały na tym obszarze w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Imperia Turków, Chazarów, Mongołów i wreszcie Rosjan rozwijały się mniej więcej w tej samej przestrzeni, stykając się z podobnymi problemami: jak zapewnić bezpieczeństwo ziemiom nie bronionym przez poważniejsze przeszkody naturalne? Jak wyżywić się w surowym klimacie? Według jakich reguł zorganizować życie wewnętrzne wieloetnicznego społeczeństwa, rozrzuconego na przestrzeni tysięcy kilometrów?
Myślenie w tych kategoriach o dziejach Rosji nie jest wynalazkiem XXI wieku. W życiu intelektualnym Rosji przybrało ono w pierwszej połowie XX stulecia postać nurtu eurazyjskiego, kładącego nacisk na historyczno-geograficzną jedność obszaru, rozciągającego się między Oceanem Spokojnym i Karpatami oraz obejmującego Północną Azję i Wschodnią Europę. Przeświadczenie o odrębności tych ziem dało asumpt do nazwania ich Eurazją. Do najwybitniejszych przedstawicieli tego prądu umysłowego należeli na emigracji: Grigorij Wernadzki, Nikołaj Trubecki, Aleksander Błok, Lew Karsawin, Piotr Sawicki, a w ZSRR – Lew Gumilew. Do podobnych wniosków, aczkolwiek wychodząc z odmiennych przesłanek, dochodzili klasycy myśli geopolitycznej: Harold Macinder, Karl Haushofer, Alfred Mahan. Zarówno geopolityka, jak i myśl eurazyjska przeżyły renesans w Rosji lat dziewięćdziesiątych XX wieku, choć w wielu przypadkach zainteresowanie nimi wyrastało z pobudek politycznych i miało na celu przede wszystkim ideologiczne uzasadnienie jedności przestrzeni posowieckiej.
Ideologizacja historiografii rosyjskiej w XX wieku jest zresztą jej największą ułomnością. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat swoboda badań naukowych była fikcją. Być może nieco inaczej wyglądałoby nasze spojrzenie na przeszłość tego kraju, gdyby badania nad znaczeniem czynnika geograficznego, do których wagę przywiązywali tacy uczeni jak Wasilij Kluczewski czy Paweł Milukow, a w pełni rozwinął Michaił Liubawski, przekształciły się w szkołę zorientowaną na studia nad demografią i geografią historyczną, bliską duchem szkole „Annales”. Niestety Marca Blocha i Fernanda Braudela uważano w ZSRR za wrogów ideowych, a ludzie, którzy chcieli podążyć w nauce innym szlakiem niż toporny materializm dialektyczny, musieli liczyć się z zesłaniem (przypadek Liubawskiego) lub udać się na emigrację (jak Miliukow). Niechęć systemu komunistycznego do historyków skłonnych uprawiać historię właśnie w duchu Blocha i Braudela najlepiej ilustrują perypetie Arona Guriewicza, jednego z najwybitniejszych historyków rosyjskich drugiej połowy XX wieku. Guriewicz zetknął się z poważnymi przeszkodami w swej działalności, zajmując się głównie dziejami Skandynawii, omijając starannie tematykę rosyjską. Zastosowanie heretyckiej metodologii badań do historii Rosji spotkałoby się z całą pewnością z silniejszą reakcją ze strony aparatu partyjnego.
Ograniczenia narzucone przez ideologię komunistyczną dwudziestowiecznej historiografii sowieckiej pod jednym przynajmniej względem nie przekreśliły tradycji nauki przedrewolucyjnej. Historia Rosji zarówno przed, jak i po 1917 roku rozumiana była jako historia Rosjan. Trudno w to uwierzyć, ale poważne badania nad znaczeniem wieloetniczności dla państwa rosyjskiego rozpoczęły się dopiero w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia, gdy każdy szanujący się naukowiec, publicysta i polityk starał się zrozumieć przyczyny rozpadu ZSRR oraz powody dominowania tendencji odśrodkowych w Federacji Rosyjskiej. Ów nagły, wymuszony przez okoliczności polityczne, zwrot w rosyjskim dyskursie naukowym zaowocował licznymi pracami, poświęconymi dziejom stosunków narodowościowych w państwie rosyjskim. W niepodległych republikach z kolei podjęto badania nad historią narodową, co z jednej strony pozwalało zapełnić białe plamy w ich historii, z drugiej jednak prowadziło niejednokrotnie do podporządkowywania wniosków potrzebom ideologicznym i propagandowym nowych państw. Mimo olbrzymiej pracy, jaką wykonano od 1991 roku, problemem pozostaje scalenie historii Rosji i nie-Rosjan. Dzieje Imperium – mimo chwalebnych wysiłków podejmowanych przez niektórych badaczy (Anatolija Wiszniewskiego, Borysa Mironowa, Aleksieja Millera i środowiska skupionego wokół czasopisma „Ab Imperio”) – nadal pozostają w znacznej mierze „wolne” od obecności połowy jego mieszkańców. Historie narodowe z kolei dążą do ekstrapolacji w przeszłość dzisiejszego stanu rzeczy i podkreślania państwowej suwerenności, ignorując istnienie wieloletniej zależności od Rosji. Do wyjątków zalicza się pod tym względem historiografia polska (za sprawą m.in. Andrzeja Nowaka i Henryka Głębockiego) i Polski dotycząca (w znacznej mierze dzięki Danielowi Beauvois).
Rusocentryzm stał się zresztą cechą nie tylko historiografii sowieckiej, ale również rosyjskiej historiografii emigracyjnej i prac, które wychodziły spod piór uczonych zachodnich. W najpopularniejszej przez całe dziesięciolecia anglojęzycznej syntezie dziejów Rosji autorstwa Nicolasa Riasanovsky’ego nie znajdziemy wiele na temat problemów narodowościowych. Historycy zdający sobie sprawę ze znaczenia czynnika narodowego dla ewolucji państwa rosyjskiego, tacy choćby jak Roman Szporluk czy Richard Pipes, znajdowali się w mniejszości. Prekursorska pod wieloma względami praca Andreasa Kappelera o Rosji jako imperium wieloetnicznym ujrzała światło dzienne dopiero w roku 1994. Także stosunkowo niedawno autorzy zachodni zaczęli w większym stopniu uwzględniać to zagadnienie w swoich rozważaniach (m.in. Geoffrey Hosking, Ronald Grigor Suny, Orlando Figes).
Niniejsza książka zrodziła się z poczucia, że dominujące do niedawna spojrzenie na przeszłość Rosji i ZSRR jest niewystarczające i w wielu przypadkach utrudnia zrozumienie natury ewolucji historycznej tego kraju. Nie jest to jednak synteza dziejów Rosji, ani też praca naukowa, lecz esej historyczny, mający na celu ukazanie nie-rosyjskiego wymiaru dziejów Rosji oraz ciągłości procesów historycznych, które w niej zachodziły i zachodzą. W zamierzeniu nie stanowi on pełnego opisu i analizy zagadnień narodowościowych w Rosji oraz ich związków z warunkami geograficznymi i rozwojem cywilizacyjnym, lecz jedynie wskazuje główne problemy, które się z tym wiążą. Być może szkic ten sprawi, że nasze spojrzenie na przeszłość Rosji nabierze wielowymiarowości i większej głębi.
Krajobraz zachodniej Ukrainy nie różni się od polskiego lub słowackiego. Szachownica pól, wsie, sady, małe miasteczka, gdzie niejednokrotnie oprócz cerkwi można spotkać kościół, czasami zrujnowaną synagogę, pałac lub zamek obronny, tu i ówdzie lasy. W miarę wędrówki na wschód widok ulega zmianie. Na usianym łagodnymi pagórkami Podolu większe są odległości między wioskami, przestrzenie rozleglejsze, lasy rosną głównie wzdłuż rzek płynących głębokimi dolinami, kościoły i cerkwie z reguły nie są tak stare jak w Galicji, a dawne rezydencje magnackie częściej mają charakter obronny.
Trudno powiedzieć jednoznacznie, którędy przebiega granica krajobrazu środkowoeuropejskiego, pełnego różnorodności, będącego drobną przeplatanką tego, co zdziałał człowiek i tego, co zdołała zachować natura. Czy tam gdzie stoją ostatnie budowle gotyckie? Wschodnią rubieżą byłby wówczas Kamieniec Podolski z górującą nad głębokim kanionem Smotryczy katedrą. A może gdzieś w okolicy Starokonstantynowa i Ostroga, gdzie dziś jeszcze można podziwiać resztki renesansowych budowli powstałych za sprawą księcia Konstantego II Ostrogskiego? Jedno jest pewne: na ziemiach ciągnących się na wschód od linii biegnącej od położonego nad Oką rosyjskiego Riazania, poprzez naddnieprzański Kaniów, Humań i rumuńskie Jassy, ku Karpatom, niemal nie spotykamy budowli starszych niż siedemnasto-, osiemnastowieczne, zanikają też stopniowo lasy. Krajobraz rozpada się na olbrzymie prostokąty pól otoczonych pasami drzew pochylonych regularnie w jedną stronę przez wiatry. Drzewa zacierają naturalność pejzażu, sztuczność ich rozmieszczenia od razu rzuca się w oczy. Geometria, której hołdowali ludzie, wytyczając pedantycznie granice pól, przegrywa z bezkresem, który zaczął ustępować pod naciskiem cywilizacji dopiero w XIX wieku. Ukraiński step zostawił wprawdzie po sobie zaledwie kilka rezerwatów przyrody, lecz poczucie nieskończoności przenika cały jego dawny obszar, przypominając, że ziemie położone w dorzeczu dolnego Prutu, Dniestru i Bugu Południowego tworzyły zachodni kraniec olbrzymiego obszaru, obejmującego niegdyś część Północnego Kaukazu, dolne Powołże, południowy Ural, Kazachstan, sięgającego aż po szczyty Wielkiego Chinganu w Mongolii i nazywanego Wielkim Stepem.
Przyzwyczajeni do spoglądania na historię przez pryzmat istniejących współcześnie państw i narodów oraz znanego nam z autopsji pejzażu z trudem godzimy się z myślą, że w porównaniu z przeszłością okazuje się on historycznym epizodem. Potwierdza się to w przypadku Eurazji, której centrum zwykło się umieszczać w Moskwie czy też szerzej – w środkowej części Rosji europejskiej. Jest to prawdziwe, ale tylko dla ostatnich czterystu pięćdziesięciu lat. Wcześniej przestrzenią organizującą życie Eurazji był Wielki Step. To nie on stanowił peryferię Rusi Kijowskiej, Państwa Moskiewskiego, Litwy czy też Polski, ale na odwrót – ziemie te były jego peryferiami.
Nie sposób tego wydedukować ze współczesnego krajobrazu. Ani wyniosłych murów obronnych, bram, wież obronnych, świątyń. Dopiero gdy uważniej przyjrzymy się rozrzuconym po niegdysiejszym stepie pozostałościom dawnych cywilizacji – przykurczonym kurhanom, grobowcom porosłym trawą, dawnym obozowiskom, napisom skalnym, wydartym ziemi przez archeologów, powoli zaczniemy dostrzegać kontury mozaiki rozsypanej przez historię.
Wielki Step łączył w jedną całość odległe krainy Europy i Azji, przez trzy tysiąclecia stanowił naturalną przestrzeń, w której kształtowały się wielkie organizmy polityczne – koczownicze imperia Hunów, Turków, Kipczaków, Chazarów, Mongołów. W ciągu ostatnich pięciuset lat w znacznej mierze za sprawą ekspansji na jego obszarze wyrosła potęga Rosji. To on stał się rdzeniem czegoś, co dziewiętnastowieczni myśliciele rosyjscy zaczęli określać mianem Eurazji – ani Europą, ani Azją, ale czymś „pomiędzy”. Owa synteza różnych cywilizacji powstała dzięki szczególnym warunkom naturalnym – trawiastym równinom na południu, odgrodzonym od świata łańcuchami gór i pustyń, na północy – lasami i tundrą. Odrębność geograficzna tego obszaru od sąsiednich regionów była na tyle silna, że doprowadziła do powstania niemal ósmego kontynentu.
Step był największym szlakiem komunikacyjnym Starego Świata. Umożliwiał wielkie migracje na osi wschód-zachód, od Scytów i Sarmatów poczynając, poprzez Hunów, Bułgarów, Awarów, Węgrów, Chazarów, Połowców, Mongołów, na osiemnastowiecznych Dżungarach kończąc. Nigdzie indziej szybkie przemieszczanie się wielkich mas ludzkich na duże odległości nie było możliwe na taką skalę, nigdzie też tradycja wielkich wędrówek nie utrzymała się tak długo.
Sposób podróżowania po tych wielkich obszarach nie zmieniał się zasadniczo na przestrzeni tysięcy lat. Dominował koń jako siła pociągowa lub do jazdy wierzchem. Pewnym ulepszeniom ulegały wprawdzie uprząż (ważnymi wynalazkami były na przykład wędzidło i strzemię) oraz budowa wozów (od mongolskich kibitek po bryczki i dyliżanse), jednak do drugiej połowy XIX wieku, ściślej zaś, do pojawienia się kolei żelaznej, środki transportu pozostawały te same.
Około dwunastu miesięcy potrzebował w 1245 roku Giovanni Plano Carpini, wysłannik papieża Innocentego IV, by z Lyonu poprzez Czechy, Polskę, Kijów, dotrzeć do Saraju, siedziby chana Batyja, położonej nad Wołgą w okolicach dzisiejszego Saratowa. Liczącą około 5 tysięcy kilometrów drogę z Saraju do leżącej w Mongolii Syr-Ordy (w okolicach mongolskiej stolicy Karakorum) pokonał już jednak w 106 dni, choć była ona dłuższa od pierwszego odcinka jego podróży. Rosyjskim chłopom, przenoszącym się gdzieś z okolic Kurska, Orła czy Woroneża nad Amur droga zabierała jeszcze w drugiej połowie XIX stulecia, przed wybudowaniem kolei transsyberyjskiej, dwa, trzy lata. Podobnie rzecz się miała z armiami. Jeśli czymś różniły się między sobą szybkość marszu wojsk mongolskich podczas pochodu na Polskę w 1241 roku i tempo, w jakim zmierzały na Ukrainę w roku 1710 oddziały Karola XII, a w sto lat później na Rosję Napoleona – to tylko taka, że Mongołowie byli szybsi – w ciągu trzech dób potrafili przebyć nawet ponad 440 kilometrów.
Transport wodny na obszarach pomiędzy Karpatami i Mandżurią nie stanowił alternatywy dla transportu konnego. O ile bowiem step umożliwiał podróżowanie na osi wschód-zachód, pomiędzy Europą i Chinami, a także do sąsiednich regionów, o tyle wszystkie większe rzeki Eurazji płyną z północy na południe lub w kierunku odwrotnym, wpadając do Oceanu Arktycznego (Jenisiej, Ob), Morza Kaspijskiego (Wołga) lub Czarnego (Don, Dniepr). Na przestrzeni setek lat zaledwie jedna grupa zdobywców zdołała skutecznie wykorzystać szlaki rzeczne najpierw w celu wypraw łupieżczych, a następnie do stworzenia własnego, silnego państwa. Byli to Normanowie.
Pierwsze wzmianki o ich obecności na ziemiach ruskich odnoszą się do roku 860. W 882 roku objęli władzę nad Kijowem, w 907, przepłynąwszy Morze Czarne, najechali Bizancjum, zaś w latach 913 i 948, poruszając się Wołgą i Morzem Kaspijskim, spustoszyli wybrzeża dzisiejszego Azerbejdżanu.
Mimo ciągłego naporu ze strony koczowników udało im się stworzyć wspólnie ze Słowianami księstwo i po raz pierwszy w historii podjąć próbę częściowego przynajmniej przełamania Wielkiego Stepu i ekspansji z północy w kierunku południowym, wzdłuż szlaku wiodącego „od Waregów ku Grekom”. Zastępy ruskie docierały na Krym i do Konstantynopola, w X stuleciu kilkakrotnie ścierały się z Bizantyjczykami. W 964 roku książę kijowski Światosław opanował położony na wybrzeżu Morza Czarnego i Azowskiego Tmutarakań, który stał się głównym przyczółkiem ruskim na południu. W cztery lata później tenże władca rozbił kagant chazarski, najpotężniejsze w owym czasie państwo stepowe. Kronikarz ormiański Szymon Taronit odnotował również, iż około roku 1000 w walkach w Gruzji po stronie cesarza bizantyjskiego Bazylego uczestniczyło 6 tysięcy Rusów wysłanych przez „ruskiego kniazia, któremu oddał siostrę za żonę”. Niebawem okazało się jednak, że siły Rusi Kijowskiej, wspomaganej okresowo przez drużyny przybywające ze Skandynawii, są zbyt skąpe, by, posuwając się wzdłuż Dniepru, zaprowadzić na stepie własne porządki.
Nie był to zresztą wyjątek. Ruś, wprawdzie najlepiej nam znana, nie była jednak ani jedynym, ani pierwszym państwem powstałym na północnym obrzeżu Wielkiego Stepu i próbującym zmierzyć się ze światem nomadów. Nieco wcześniej, bo pod koniec IX wieku, na środkowym Powołżu (obszar dzisiejszego obwodu ulianowskiego i samarskiego Federacji Rosyjskiej) ukształtowała się Bułgaria Nadwołżańska, stworzona przez odłam Bułgarów, którzy nie odkoczowali nad Dunaj wraz ze swoimi współplemieńcami i przyjęli osiadły tryb życia. W 922 roku przed obliczem Ajdara, władcy Wielkiego Bułgaru, stanął Ibn Fadlan, dyplomata i kronikarz przybyły z Bagdadu na czele poselstwa arabskiego. Przybysze rozwinęli przysłane przez kalifa chorągwie, Ajdar przywdział czarne szaty i turban noszony przez dostojników na dworze bagdadzkim, a następnie arabski emisariusz odczytał list od kalifa. Gdy skończył, zebrani możnowładcy i wojownicy bułgarscy zakrzyknęli „Allach Akbar!”. „Zadrżała ziemia” – pisze Ibn Fadlan. Niezależnie od tego, w jakich okolicznościach naprawdę dokonała się konwersja Bułgarów Nadwołżańskich, islam stał się w ich państwie wyznaniem oficjalnym.
Na decyzję Ajdara nie wpłynęła z pewnością presja militarna ze strony kalifatu bagdadzkiego, gdyż marsz zastępów muzułmańskich na północ został zahamowany na południowych obrzeżach Wielkiego Stepu jeszcze w VIII stuleciu. Była ona podyktowana raczej względami merkantylnymi, dążeniem do nawiązania trwałych kontaktów ze światem muzułmańskim. Ajdar nie pomylił się. Jego spadkobiercy, zapewniwszy bezpieczeństwo wędrującym wzdłuż Wołgi karawanom, uczynili w X wieku swą stolicę, Wielki Bułgar, potężnym pośrednikiem w handlu między Północą i Południem, a zarazem jednym z największych miast Europy Wschodniej, mogącym konkurować nawet z Kijowem. Rozmiary porównywalne ze stołecznym grodem osiągnęły również Biliar i Suwar, oprócz których istniało w Bułgarii około trzydziestu innych ośrodków miejskich.
Działalność misyjna prowadzona przez Bułgarię omal nie zniweczyła planów chrystianizacji Rusi. W roku 986 na zaproszenie księcia Włodzimierza przybyli do Kijowa znad Wołgi bułgarscy duchowni muzułmańscy, którzy bezskutecznie usiłowali go nawrócić.
Niejako równolegle dwie wielkie religie – islam i chrześcijaństwo – posuwając się wzdłuż wielkich rzek – Wołgi i Dniepru – zdołały przekroczyć step i zakorzenić się na jego północnych obrzeżach. Wzajemne stosunki między Bułgarią Nadwołżańską i Rusią nie wykraczały poza formy przyjęte dla tej epoki. Czasami miały miejsce najazdy, czasami zawierano związki małżeńskie, nade wszystko dominował jednak handel. Kijów odgrywał rolę przyczółka Bizancjum, Bułgar – Kalifatu. Oba państwa borykały się również z tym samym problemem, a mianowicie z utrzymaniem kontroli nad szlakami wiodącymi przez step i z obroną przed najazdami koczowników.
W XI wieku, po stuleciu względnego spokoju, step ponownie ożył. Pod Kijów zaczęły się zapędzać zagony nomadów. Początkowo byli to Pieczyngowie, których jednak udało się rozbić Jarosławowi Mądremu, niebawem jednak ich miejsce zajęli Kipczacy (Połowcy), kolejny lud koczowniczy przybyły ze wschodu, i utrzymanie więzi z Południem stało się niezwykle trudne. Wojny toczone ze zmiennym szczęściem przez ponad sto lat wyczerpywały siły zarówno Bułgaru, jak i Kijowa, bardziej jednak odbiły się na stanie Rusi. Pod datą 1094 po raz ostatni spotykamy wzmiankę o Tmutarakaniu. Książę Oleg, straciwszy nadzieję na powstrzymanie naporu Połowców, opuścił swój gród i przeniósł się do Czernihowa, na ziemie położone na północ od Wielkiego Stepu. Ruś nie zdołała utrzymać przyczółka na południu. Następnym razem przybysze z północy, czyli Rosjanie, stanęli twardą nogą na ziemiach Księstwa Tmutarakańskiego dopiero w XVIII wieku. Osłabła również atrakcyjność Kijowa jako miasta stołecznego, zamożnego wprawdzie, lecz narażonego na ciągłe niebezpieczeństwo ze strony nomadów. Wśród walk wewnętrznych i najazdów koczowniczych środek ciężkości Rusi zaczął przesuwać się na północ, w kierunku Włodzimierza, Suzdala, Rostowa, na ziemie pozostające poza zasięgiem koczowników, gdzie więcej było lasów i bagien, stanowiących przynajmniej w jakiejś mierze naturalną osłonę przed nimi. Starej stolicy tymczasem coraz trudniej utrzymać było kontrolę nad szlakiem handlowym wiodącym z północy Europy do Bizancjum. Step powoli odsuwał na całe stulecia chrześcijańską Północ od wybrzeży czarnomorskich.
O trwałości tendencji, która zarysowała się pod koniec XI wieku, przesądzili Mongołowie. Dowodzone przez Dżebe Chana wojska mongolskie dotarły w 1223 roku na stepy położone nad Morzem Azowskim. Nad rzeką Kałką stawili im czoła niedawni wrogowie – książęta ruscy i Połowcy, jednak na nic się zdał ten sojusz. Przybysze zadali siłom sprzymierzonych druzgocącą klęskę. Ekspansję mongolską na zachód udało się jednak powstrzymać w tym samym roku panującemu w Bułgarii Nadwołżańskiej Ilham-Chanowi, dzięki czemu napór ze strony koczowników osłabł na pewien czas. W 1228 roku, już po śmierci Czyngiz Chana, Wielki Kurułtaj Mongołów podjął decyzję o powierzeniu podboju stepów nad dolnym Powołżem i Donem Batu Chanowi. Nie miała to być jednak zwykła wyprawa wojenna, lecz przesiedlenie za Ural ponad 100 tysięcy ludzi – całych rodzin wraz dobytkiem i ogromnymi stadami. Nadchodził niezwykle ważny moment w dziejach Europy Wschodniej: zwyciężyć mogła albo cywilizacja miejska – chrześcijańska lub muzułmańska – utrzymująca kontakt z położonymi na południu najważniejszymi ogniskami kultury Bliskiego Wschodu i Azji Mniejszej, albo koczownicy, pragnący zachować jedność stepu między Chinami i Dunajem.
Kluczem do powodzenia działań Batyja była Bułgaria Nadwołżańska. Kolejną próbę jej podboju Mongołowie podjęli w 1232 roku, jednak ponownie zostali powstrzymani. Tym razem jednak nie wycofali się do Azji Środkowej. Oddziały mongolskie, niczym wilki, przyglądające się słabnącemu żubrowi, prowadziły kilkuletnie, nieprzerwane działania wojenne na wschodnim i południowym pograniczu bułgarskim. Jednocześnie na zachodzie Bułgarzy musieli odpierać ataki książąt ruskich, którzy, zapomniawszy o pogromie nad Kałką, nierozumnie niszczyli jedyną barierę chroniącą ich przed zalewem nomadów. W końcu żubr padł. „Rok 6744 (1236) – notował ruski kronikarz. – Tejże jesieni, przyszli od wschodniej strony do ziemi bułgarskiej bezbożni Tatarzy i wzięli sławny Wielki gród Bułgarski i zabili orężem od starca i do młodego i samego niemowlęcia, i wzięli towaru wiele, i gród ich spalili a ziemię zniewolili”[1].
Później nadeszła kolej księstw ruskich – Riazania, Suzdalu, Włodzimierza, Czernihowa i wreszcie Kijowa. Ten ostatni, mimo szkód i zniszczeń spowodowanych przez walki między książętami dzielnicowymi i najazdy połowieckie, był nadal jednym z największych miast ówczesnej Europy, porównywalnym z Paryżem, Wenecją, Genuą czy Florencją. Liczył 40-50 tysięcy mieszkańców, około 8 tysięcy domów i zajmował powierzchnię około 400 hektarów. Wstrząsające wrażenie wywierały na współczesnych wspaniałe budowle – ozdobiony bajecznymi mozaikami i freskami Sobór św. Sofii, „złotogłowy” Sobór Michajłowski, pyszniący się kopułami wysoko ponad wodami Dniepru, majestatyczne Złote Wrota, wiodące w obręb Górnego Miasta i malowniczo położone wielkie klasztory – Wydubicki i Pieczerski.
Ostatni dzień chwały najwspanialszego grodu dawnej Rusi nastąpił 5 grudnia 1240 roku, kiedy to po zaciętych walkach oblężniczych czterdziestotysięcznej armii Batu Chana udało się uczynić wyłom w murach. Następnego dnia Mongołowie przystąpili do ostatecznego szturmu. Wdarłszy się do miasta przez Wrota Lackie i pokonawszy prowizoryczne umocnienia na ulicach, dotarli do cerkwi Desiatynnej, wznoszącej się na skraju wysokiej, naddnieprzańskiej skarpy, tuż obok rezydencji książęcej. Tutaj schronienia szukali ostatni obrońcy, pokładając nadzieję raczej w opatrzności Bożej niż w sile własnego oręża. Wojownicy Batu Chana zrezygnowali z walki z nie mającymi nic do stracenia kijowianami, podciągnęli w pobliże świątyni machiny oblężnicze i zaczęli miotać kamienie. Cerkiewne ściany nie wytrzymały kolejnych uderzeń, runęły, grzebiąc we wspólnej mogile wszystkich ukrytych wewnątrz.
W kilkanaście lat później, przybywszy do stolicy średniowiecznej Rusi po drodze do Karakorum, papieski wysłannik Giovanni Plano Carpini doliczył się niespełna dwustu budynków i oglądał na własne oczy „pole pokryte niezliczoną ilością ludzkich czaszek i kości”. Współcześnie archeolodzy potwierdzili tę informację, znajdując w jednej ze zbiorowych mogił zachowanych w obrębie Kijowa szczątki 2 tysięcy osób. Mogił takich było więcej. Kto nie zginął, trafił w jasyr i tylko nielicznym szczęśliwym udało się ukryć w rozciągających się na północ od miasta lasach, gdzie koczownikom trudniej było się poruszać. Ludność Kijowa osiągnęła ponownie liczbę 50 tysięcy dopiero w połowie XIX wieku.
Znaczenie tej katastrofy trudno przecenić. Całkowitemu zniszczeniu uległa nie tylko licząca sobie trzysta lat tradycja państwowa, silnie zakorzeniona w średniowiecznej Europie, utrzymująca związki zarówno z Bizancjum, jak i Europą Środkową i Zachodnią. Przestał istnieć najważniejszy w Europie Wschodniej ośrodek kulturalny.
Czyngiz Chan
Kataklizm głęboko dotknął także społeczeństwo, które zmuszone było szukać ratunku na trudno dostępnych bagnach i w puszczach północnej, a zwłaszcza północno-wschodniej Rusi. Niektórzy historycy skłonni są sądzić, iż wstrząs ów zahamował rozwój tego kraju na 150-200 lat. Jego jądro cywilizacyjne, gospodarcze i polityczne, faktycznie przestało istnieć i nigdy już nie odrodziło się w swym pierwotnym kształcie. Zahamowany został rozwój ruskiej kultury miejskiej. Utrzymująca rozległe kontakty z Europą Ruś stała się miejscem trudno dostępnym, by nie rzec odizolowanym zarówno od Zachodu, jak i od Bizancjum. Pod względem kulturalnym Mongołowie nie mogli zrekompensować zniszczeń. „Tatarzy (tj. Mongołowie – przyp. W.Z.) nie byli podobni do Maurów – pisał Puszkin. – Zdobywszy Rosję, nie podarowali jej ani algebry, ani Arystotelesa”[2].
Step triumfował. O ile w X i XI wieku zastępy ruskie niejednokrotnie gościły nad Dunajem i w Azji Mniejszej, o tyle po najeździe mongolskim na pojawienie się w tych miejscach przybyszów z północy trzeba było czekać kilkaset lat. Ruś została na dobre odepchnięta od Morza Czarnego i rozcięta na dwie części – północno -wschodnią, z Suzdalem, Włodzimierzem i Moskwą, oraz południowo-zachodnią, do najważniejszych ośrodków której należały Halicz, Łuck i Lwów. Kijów na długo przestał się liczyć jako centrum cywilizacyjne i polityczne, a na dwóch krańcach ziem ruskich zaczęły się kształtować dwie różne tradycje kulturalne i polityczne – rosyjska i ukraińska.
Podboje mongolskie utwierdziły dominację stepu w Eurazji. Okazało się, że rozwijające się poza jego obrębem cywilizacje nie są w stanie skutecznie stawić czoła najeźdźcom. I nie miało żadnego znaczenia, czy w grę wchodzili Chińczycy, Persowie, Rusini, Polacy czy Ormianie. Mongołom udało się stworzyć największe imperium w dziejach świata, obejmujące ziemie leżące między Dunajem i Karpatami na zachodzie i Półwyspem Koreańskim na wschodzie oraz od Moskwy i Bajkału na północy po Bagdad i Kanton na południu. Step był świadkiem wielu wędrówek ludów i towarzyszących im wojen, jednak aż do XIII wieku nikomu na dłuższą metę nie udało się narzucić tej przestrzeni jednolitego, trwałego porządku politycznego. Odległości były zbyt wielkie, zbyt duża była też różnorodność mieszkających tu ludów. Stepowe potęgi przestawały istnieć w wyniku migracji lub na skutek nadejścia nowych, potężniejszych zdobywców. Czyngiz Chan i jego spadkobiercy przerwali tę tradycję, narzucając stepowi „pax mongolica”, określając zasady dziedziczenia w ramach rodu chańskiego, granice poszczególnych ułusów (domen), powinności wasali.
W latach 1207-1208 z czyngizowego państwa zostały wydzielone ziemie, które weszły w skład ułusu Dżuczi, starszego syna Czyngiza, a mianowicie: „letnie i zimowe pastwiska od Kyjałyka i ziem chorezmijskich, po granice saksinskie i bułgarskie oraz po najdalsze rubieże, do jakich docierały ich (tj. Mongołów) konie i drużyny”[3]. W przekładzie na współczesne terminy geograficzne będą to: Zachodnia Syberia, Azja Środkowa, Powołże oraz położone dalej na zachodzie tereny, które wówczas nie zostały jeszcze przez Mongołów podbite. Decyzję o rozciągnięciu władzy na zachód tak daleko, jak będzie to możliwe, podjęto na kurułtaju (zjeździe) mongolskim w 1235 roku. W ciągu następnych lat pod władzę Mongołów przeszła Bułgaria nadwołżańska, część Rusi, a także stepy położone w dorzeczu Donu, Dniepru i Południowego Bugu aż po Dunaj. Na tym zakończyła się wielka ekspansja w Europie Wschodniej. Zagony mongolskie dotarły wprawdzie do Polski, Czech, Dalmacji i na Węgry, ale ziem tych nie udało im się podporządkować. Począwszy od lat czterdziestych XIII wieku Batu Chan, za panowania którego dokonano ostatnich podbojów, mógł zająć się budową systemu administracyjnego i podatkowego, obejmującego olbrzymie obszary od Zachodniej Syberii po Karpaty, który zaczęto nazywać Złotą Ordą (Ałtyn Urda).
Wbrew temu, co zwykło się sądzić o życiu koczowników z Wielkiego Stepu, nie było ono dziełem chaosu i przypadku, ale wręcz przeciwnie podporządkowane było surowym i wymagającym prawom natury. Zauważył to już w 1254 roku franciszkanin Wilhelm von Rubruk podczas swego pobytu na dworze Munke Chana, który „w zależności od pogody ma mniejszą lub większą liczbę ludzi przy sobie oraz zna granice swoich pastwisk i wie, gdzie powinien wypasać latem i zimą, wiosną i jesienią”[4]. Faktycznie rzeczywistość stepowa była jeszcze bardziej złożona, o czym można przekonać się, analizując tryb życia dziewiętnastowiecznych Kazachów, zbliżony pod wieloma względami do trybu życia średniowiecznych Mongołów. Był on wpisany w tak zwany „zamknięty” cykl koczowania, odbywającego się po ściśle wytyczonych szlakach, z uwzględnieniem stałych zimowisk, oraz wędrówki letniej, której szlak wytyczały za każdym razem te same źródła wody. Przeciętnie w ciągu roku promień wędrówek koczowniczych nie przekraczał 50-100 kilometrów, w niektórych przypadkach mógł jednak dochodzić do 1000-2000 kilometrów[5]. Podstawowymi czynnikami regulującymi szybkość przemieszczania się koczowników było tempo wypasu poszczególnych zwierząt, ich wytrzymałość na brak wody oraz odległości między jej źródłami. Koń, zwierzę nie mogące obyć się przez dłuższy czas bez picia, w zależności od ekosystemu i klimatu panującego w konkretnej części Eurazji, potrzebował w ciągu roku około 20 hektarów pastwisk w warunkach stepowych i kilkakrotnie więcej w warunkach pustynnych i półpustynnych (żywił się zaledwie 109 gatunkami roślin rosnących w kazachskim stepie), jednak szybko się poruszał i mógł być wypasany z prędkością 5-8 kilometrów na godzinę. Owca była mniej wymagająca. Nie gardziła 167 gatunkami roślin, na obszarach półpustynnych potrzebowała 18-24 hektarów, by się wyżywić, ale poruszała się z szybkością 0,6-1,2 kilometra na godzinę oraz musiała pozostawać w promieniu 4-5 kilometrów od źródła wody. Także inne zwierzęta obecne w stepowym gospodarstwie – wielbłądy, kozy i bydło rogate – miały swoje wymagania i ograniczenia. Wszystko to razem wzięte tworzyło niezwykle skomplikowany system, pozostawiający człowiekowi niewiele swobody. Nadmierna liczba zwierząt, zbyt duża odległość od wody, zbyt późny lub zbyt wczesny wymarsz na pastwiska letnie lub zimowe mógł doprowadzić do katastrofy.
Koczownicy z Wielkiego Stepu z natury rzeczy musieli być dobrymi organizatorami i umieć panować nad czasem i przestrzenią w większym stopniu aniżeli współcześni im mieszkańcy cywilizacji osiadłych, takich jak chińska czy europejska. Znalazło to swój wyraz także w dziedzinie wojskowości. W osiemnastowiecznym Kazachstanie zgromadzenie 5-10 tysięcy wojowników na miesiąc wymagało 5-10 tysięcy owiec, 5-10 tysięcy hektarów dla ich wypasu i 15-20 tysięcy hektarów dla wypasu koni. Liczby niebagatelne, Mongołowie tymczasem operowali siłami przewyższającymi te, które byli w stanie zebrać wodzowie Kazachów, choć wbrew temu, co sądzono przez długi czas, nie były to niezliczone zastępy. Step zmuszał mieszkańców do szybkości, dobrej organizacji, które to zalety doskonalono dodatkowo w trakcie wielkich obław-polowań, organizowanych na wzór wypraw wojennych. Pokonane Chiny dały Mongołom znajomość technik oblężniczych przewyższających europejskie, co zostało uzupełnione bardzo racjonalnym sposobem prowadzenia działań wojennych, uwzględniającym, między innymi, pracę sztabową i dane wywiadowcze oraz żelazną dyscyplinę. „Cesarz owych Tatarów posiada nieograniczoną władzę nad nimi – notował Plano Carpini. – Nikt nie ośmieli się przebywać w jakimś kraju, jeśli cesarz nie wyda mu polecenia. On sam wydaje polecenia wodzom, gdzie mają przebywać, wodzowie wskazują miejsca tysięcznikom, tysięcznicy – setnikom, setnicy – dziesiętnikom. Co więcej, we wszystkim, co im każe w jakimkolwiek czasie, w jakimkolwiek miejscu, w sprawach wojny, życia i śmierci, słuchają go bez najmniejszego sprzeciwu”.
Wystarczało to, by dokonać podboju jakiegoś terytorium, ale było zbyt mało, żeby utrzymać nad nim kontrolę. „Można stworzyć imperium, siedząc na koniu – mawiał jeden z doradców Czyngiz Chana – nie można nim jednak rządzić z siodła”. Mongołowie rozumieli to doskonale. Olbrzymie terytorium, obejmujące obszar dzisiejszej Rosji, Ukrainy, Kazachstanu i Chin, zostało pokryte siecią szlaków kurierskich. Na każdej drodze średnio co 25-30 kilometrów znajdowały się posterunki, zapewniające porządek i bezpieczeństwo podróżnych oraz umożliwiające zmianę koni. Pierwszeństwo mieli oczywiście kurierzy chańscy, potrafiący przejechać w ciągu doby nawet ponad 250 kilometrów. Wenecki podróżnik Marco Polo, który poświęcił w swej relacji dużo uwagi mongolskiej służbie kurierskiej, liczbę posterunków pocztowych oceniał na 10 tysięcy. Każdy z nich dysponował stadem koni liczącym od kilkudziesięciu do kilkuset sztuk. Przy posterunkach, niezależnie już od inicjatywy władz, powstawały gospody dla podróżnych. System ten był na tyle sprawny i bezpieczny, że w trzymiesięczną podróż z Azji Środkowej na Krym można było się udać, nie zabierając ze sobą wielkich zapasów żywności. Dodajmy, że dziś nie każdy odważyłby się odbyć taką podróż samochodem.
Oprócz budowy dróg i organizacji najlepszej wówczas na świecie służby kurierskiej Mongołowie, w celach podatkowych, przeprowadzili pierwsze w Eurazji spisy ludności. Nie przypadkiem słowa „diengi”, oznaczające we współczesnym języku rosyjskim pieniądze, oraz „tenge” – nazwa dzisiejszej waluty kazachskiej, wywodzą się z języka mongolskiego. Ważnym elementem władzy mongolskiej byli poborcy podatków – baskakowie – urzędujący na stałe na zależnych ziemiach ruskich. Ślady ich obecności przetrwały do dziś w postaci nazw miejscowości Baskaki, Baskakowo, Baskaczi, gdzie najprawdopodobniej rezydowali (rosyjskie obwody: smoleński, twerski, jarosławski, wołgogradzki, nowogrodzki, tulski, riazański, włodzimierski, kostromski). Nie znajdziemy tych toponimów ani w Ziemi Halickiej, ani na Wołyniu, ani w rejonie Witebska czy Mohylewa. Tu Mongołowie pojawiali się podczas łupieżczych najazdów, ale nie stworzyli na trwałe swojego systemu fiskalnego. W podobnej sytuacji znajdowały się przez pewien czas również ziemie polskie, które padły ich ofiarą nie tylko podczas najbardziej znanego najazdu w 1241 roku, ale także w latach 1259-1260 (zdobyte zostały wówczas Kraków i Sandomierz) i 1287-1288.
Obszar panowania Złotej Ordy nad Europą Wschodnią dzielił się na kilka koncentrycznych kręgów: stepu, który znajdował się w bezpośrednim władaniu chanów złotoordyńskich, szerokiego (150-300 kilometrów) pasa ziemi „niczyjej”, dzielącej step od ziem ruskich, oraz ziem należących do kniaziów ruskich, płacących daninę Mongołom. Do tej ostatniej kategorii należy zaliczyć niemal całą Ruś, włącznie z Wołyniem i Haliczem, choć zależność tych ostatnich nie była tak silna, jak w przypadku pozostałych księstw.
Łucznik mongolski
Na podstawie zachowanych do naszych czasów źródeł historycy rosyjscy wyliczyli, iż w latach 1237-1480, a więc na przestrzeni 243 lat miały miejsce 103 przypadki wtargnięcia koczowników na ziemie ruskie: 14 wielkich inwazji, 65 najazdów i 9 poselstw (miały one charakter tyleż misji politycznych, co ekspedycji karnych) zorganizowanych przez Złotą Ordę, 10 najazdów kazańskich oraz 5 najazdów i 1 inwazja przedsięwzięte przez inne siły. Średnia wychodzi zatem bardzo wysoka – 1 wtargnięcie na 2,3 roku, co znaczyłoby, że przeciętny mieszkaniec średniowiecznej Rusi kilkakrotnie za swego niedługiego, bo trwającego nie więcej niż 40 lat życia, doświadczał okrucieństwa najazdów. W praktyce nie wyglądało to aż tak dramatycznie, gdyż ekspansja mongolska rozkładała się bardzo nierówno na terytorium całej Rusi. W niektórych miejscach najeźdźcy pojawili się 1-2 razy, w innych gościli często. Najbardziej nękanym obszarem była Ruś północno-wschodnia: Moskwa, Twer, Jarosław, Niżny Nowogród, Rostów, Kostroma, Suzdal, Włodzimierz nad Klaźmą, najrzadziej – Ruś Czarna i Ruś Czerwona, Smoleńsk, Połock. Zestawienie to ma charakter dość umowny, gdyż czasami – jak to miało miejsce w przypadku Kijowa czy Riazania – już po jednym najeździe przez całe dziesięciolecia nie było na co napadać. W XVI wieku doliczono się z kolei 48 najazdów Tatarów Krymskich na Państwo Moskiewskie, w pierwszej połowie XVII – 26; jednocześnie w tym samym czasie Tatarzy dokonali dziesiątków najazdów na ziemie Rzeczypospolitej, docierając aż w okolice Lublina i Zamościa. Ostatni zagon tatarski wtargnął na terytoria prawobrzeżnej Ukrainy w 1769 roku.
Pokój, który zapanował na stepie, począwszy od połowy XIII wieku, dzięki porządkom ustanowionym przez Mongołów, umożliwił rozwój handlu, przebiegającego wzdłuż północnego odgałęzienia Wielkiego Szlaku Jedwabnego. Na samym stepie głównymi ośrodkami handlu stały się miasta, odgrywające również role ośrodków władzy politycznej. W sumie na terytorium całego państwa złotoordyńskiego było ich 110, jeśli nie liczyć co najmniej 39 kolonii włoskich, pełniących funkcje pośredników pomiędzy Azją Środkową i Europą Zachodnią. Liczbę ludności najważniejszych ośrodków – Saraju, Nowego Saraju i Sołchatu – w XIV wieku ocenia się dzisiaj na 75-100 tysięcy osób. Step osiągnął wówczas apogeum swojej potęgi i możliwości rozwojowych, stał się czymś więcej niż tylko szlakiem wędrówek. Zaczął przyciągać ludzi zarówno z Azji, jak i z Europy. W stołecznym Saraju przybyszów z Rusi było tak wielu, że w roku 1261 z myślą o nich powołano do życia biskupstwo prawosławne; biskupstwo katolickie powstało w 1315 roku.
Mimo powstania owych metropolii, budzących podziw nie tylko swą wielkością, ale też zaawansowanym poziomem cywilizacyjnym, o czym świadczyły między innymi wodociągi, kanalizacja oraz łaźnie i toalety publiczne, Złota Orda pozostała państwem koczowników. Oni właśnie gwarantowali utrzymanie więzi pomiędzy rozrzuconymi na olbrzymich obszarach grodami, oni też zapewniali bezpieczeństwo głównym szlakom handlowym. Przypuszczalnie część mieszkańców miast prowadziła półkoczowniczy tryb życia, spędzając lato na stepie, zimę – w mieście, w domostwach z obszernym obejściem. Nic dziwnego zatem, że w przeciwieństwie do ówczesnych grodów europejskich, główne miasta złotoordyńskie nie miały murów obronnych.
Ruch na Wielkim Stepie osiągnął w XIV wieku niespotykaną wcześniej intensywność. Szlakiem z Europy Wschodniej do Karakorum podążali nie tylko kupcy, lecz również rzemieślnicy, misjonarze chrześcijańscy, pozostające na służbie mongolskiej, ruskie kontyngenty wojskowe, które docierały nawet do Chin, oraz książęta, mający złożyć hołd wielkiemu chanowi i otrzymać „jarłyk” (patent) na panowanie. Na przestrzeni 188 lat 70 razy władcy rozmaitych księstw ruskich od Halicza, przez Czernihów, Riazań, Twer i Moskwę, aż po Niżnyj Nowogród, pielgrzymowali „do Ordy”. Niektórzy pozostawali tam przez kilka lat, niektórzy, naraziwszy się na gniew gospodarza, nie wracali w ogóle.
Żaden z sąsiadów Wielkiego Stepu nie mógł przeciwstawić państwu mongolskiemu równie sprawnej machiny wojennej i administracyjnej, mimo że cywilizacja chińska, muzułmańska czy europejska uosabiały najwyższy w owych czasach poziom rozwoju. Można było znać druk, produkować jedwab i porcelanę, zgłębiać tajniki astronomii bądź medycyny, handlować z całym światem, jednak w bezpośrednim starciu stawały na przeciw siebie armie uzbrojone bardzo podobnie. Wygrywała liczniejsza, lepiej wyćwiczona i sprawniej manewrująca, mądrzej dowodzona, mająca lepszą dyscyplinę i większe serce do walki.
Najważniejsi sąsiedzi stepu, niezależnie od siebie, reagowali podobnie na niebezpieczeństwo, czyhające ze strony nomadów – starali się odeń odgrodzić. Narażeni na napady „północnych barbarzyńców” Chińczycy już w VI wieku p.n.e. zaczęli budować umocnienia, które z upływem stuleci przybrały postać liczącego 2400 kilometrów Wielkiego Muru. Podobną filozofią kierowali się Rzymianie, wznosząc Limes Germanicus. Miał on stanowić przeszkodę dla barbarzyńców, lecz pękł w 406 roku pod naporem plemion germańskich spychanych na zachód przez przybyłych z Wielkiego Stepu Hunów. W Azji Środkowej największy wysiłek z zamiarem zapobieżenia najazdom koczowników podjęli w V wieku irańscy Sasanidzi, budując długą, ceglaną ścianę na wschód od Morza Kaspijskiego oraz na północ od rzeki Giurgen; umocnienia tego typu wznieśli oni również na wschodnim pograniczu Mazanderanu. W 921 roku władający Bułgarią Ajdar prosił kalifa bagdadzkiego, by ten „wybudował twierdzę, gdzie mógłby znaleźć schronienie przed innowierczymi królami, swoimi przeciwnikami”[6]. Podobną strategię przyjął książę Jarosław Mądry, który, nie mając nadziei na narzucenie stepowi swej władzy, wybudował 100-120 kilometrów na południe od Kijowa linię umocnień. Jednym z jej najważniejszych punktów był dzisiejszy Korsuń.
W całej Eurazji mieszkańcy miast oraz rolnicy usiłowali wytyczyć granicę pomiędzy znanym im, bezpiecznym światem osiadłym i nieprzewidywalnym, groźnym bezkresem, skąd w każdej chwili mogło nadciągnąć niebezpieczeństwo. O żadnym z tych przedsięwzięć nie da się powiedzieć, by spełniło pokładane w nim nadzieje. Umocnienia mogły utrudnić w jakiejś mierze najazdy łupieżcze, jednak nie zapewniały całkowitego spokoju. Jednocześnie cywilizacje osiadłe nie dysponowały przewagą techniczną, która umożliwiałaby podjęcie skutecznej walki z koczownikami na ich terytorium. Miasto mogło stawić opór w przypadku ataku, nie było jednak w stanie zagrozić stepowi na dłuższą metę. Chińczycy, Persowie, Rusini mogli wygrywać pojedyncze bitwy, nie mieli jednak żadnego pomysłu na to, co zrobić, by podbić step i uczynić go częścią świata osiadłego. Chcąc na stałe pozostać na równinach Eurazji, musieli przyjąć sposób życia nomadów.
W stwierdzeniu tym kryje się klucz do zrozumienia stosunków pomiędzy Wielkim Stepem i otaczającymi go ziemiami. Istota tych relacji polegała nie na tym, że jedni umieli budować miasta i uprawiać ziemię, drudzy zaś nie byli w stanie tego robić, lecz na tym, że każda z ówczesnych cywilizacji uzależniona była w znacznej mierze od otaczających ją warunków klimatycznych i przyrodniczych. Niektórzy historycy oraz etnografowie, analizując tryb życia eurazyjskich nomadów do XIX wieku włącznie, uznali, iż stanowił on optymalne rozwiązanie, gwarantujące równowagę pomiędzy ludzkimi potrzebami i ekosystemem stepowym. Jak trudne było wypracowanie uniwersalnego modelu rozwoju, można się przekonać na przykładzie miast Złotej Ordy. W epoce „pacis mongolicae” ich mieszkańcy nie musieli się obawiać inwazji stepowych, w związku z czym nie otaczali swych grodów murami, mogli natomiast korzystać ze zdobyczy środkowoazjatyckiej myśli inżynieryjnej, znającej techniki nawadniania, oraz z doświadczeń Bułgarii Nadwołżańskiej. Próby uprawy roli na szerszą skalę powiodły się jednak wyłącznie w pobliżu rzek. Wysiłki, by zakorzenić się na żyznych glebach stepowych nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Barierą okazał się opór ekosystemu. Bardzo pouczające są z tego punktu widzenia skutki podejmowanych w XIX i XX stuleciu zabiegów, zmierzających do ograniczenia wędrówek Kazachów, osiedlenia ich, a następnie przekształcenia stepu w tereny typowo rolnicze. W latach 1801-1803, za pozwoleniem władz rosyjskich, Orda Bukiejewska, licząca 50 tysięcy ludzi, władających 200 tysiącami sztuk bydła, przesiedliła się z północnego Kazachstanu w międzyrzecze Wołgi i Uralu. Około 1825 roku na tym samym terytorium pasło się już 5 milionów sztuk bydła i żyło dużo więcej ludzi (w 1843 – około 150 tysięcy). Jednocześnie przestały istnieć możliwości tradycyjnego regulowania gęstości zaludnienia i liczby wypasanych stad przez wędrówki, które zostały zakazane. W wyjałowionym, pustynniejącym stepie doszło do kryzysu ekosystemu, którego konsekwencje odczuwane są do dziś. Bydło zaczęło masowo wymierać (jego pogłowie spadło do 1,5-2,6 miliona sztuk), a kazachscy pasterze stanęli w obliczu ruiny ekonomicznej. W podobnej sytuacji z tych samych przyczyn znaleźli się w pierwszej połowie XIX wieku Kałmucy, zamieszkujący stepy na zachód i południowy zachód od dolnej Wołgi. Bardzo podobny mechanizm zadziałał w trakcie przymusowego osiedlania Kazachów zainicjowanego przez bolszewików w latach 1929-1930. Akcja doprowadziła do zamorzenia głodem 80 procent należącego do nich bydła, a następnie do śmierci głodowej 1,5 miliona ludzi. W nieprzygotowanym do życia osiadłego i uprawy roli (zwłaszcza w warunkach kołchozowych) społeczeństwie przypadki śmierci głodowej były częste jeszcze w 1938 roku. Podobnie nie powiódł się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku pomysł uczynienia stepu kazachskie go spichlerzem Związku Sowieckiego. Mimo olbrzymich nakładów, nigdy nie osiągnięto planowanych urodzajów. Szybko okazało się, że nawet nawozy sztuczne nie są w stanie nadrobić strat powodowanych przez surowy klimat i jałowiejącą glebę, z której silne wiatry wydmuchiwały próchnicę.
W XIV wieku Złota Orda osiągnęła szczyt swoich możliwości rozwojowych w ówczesnych warunkach cywilizacyjnych. Panował pokój, jednak pozbawione rolniczego zaplecza miasta nie mogły się bardziej rozrastać. Stary Saraj mieszkańcy musieli porzucić pod naporem piasków, które pochłonęły go, mimo prób ich powstrzymania na różny sposób. W nieskończoność nie mogła też wzrastać liczba koczowników, osiągnąwszy według niektórych autorów liczbę od 3 do 5 milionów osób. Czyngiz Chan i jego bezpośredni spadkobiercy rozwiązywali ten problem poprzez nowe podboje, lecz w XIV stuleciu nie było już czego podbijać, chyba że podjęto by decyzję o wyjściu poza Wielki Step. Tu jednak role się odwracały. Podobnie jak cywilizacje osiadłe nie były w stanie zakorzenić się na eurazyjskich równinach, tak samo nomadowie nie potrafili na stałe osiąść pośród bagien i lasów, zachowując swoją tożsamość i tryb życia. Państwo złotoordyńskie skazane było na kryzys wewnętrzny. Doszło do niego za sprawą zbiegu kilku przyczyn politycznych, demograficznych i klimatycznych w drugiej połowie XIV wieku. Wybuchły niszczycielskie walki między potomkami Dżucziego i dążącymi do samodzielności możnowładcami, po których nastąpił katastrofalny w skutkach najazd Timura Chromego w latach 1395-1396. Największe miasta złotoordyńskie zostały obrócone w zgliszcza. Z kryzysem politycznym zbiegły się niekorzystne dla koczowników zmiany klimatu, zwłaszcza w zachodniej części Wielkiego Stepu, gdzie zimy stały się bezśnieżne, mniej było opadów latem, zaczęły się powiększać obszary półpustynne. Równiny nad Wołgą, Dnieprem i Donem nie były już w stanie wyżywić tak dużej liczby ludzi jak niegdyś. Jednocześnie zaczął podnosić się poziom Morza Kaspijskiego, zatapiając niezwykle ważną dla państwa złotoordyńskiego deltę Wołgi wraz ze znajdującymi się tam miastami. Dopełnieniem tych klęsk stała się epidemia dżumy, która, zdziesiątkowawszy ludność Złotej Ordy, doprowadziła do prawdziwego kryzysu demograficznego.
Zamęt na stepie, towarzyszący tym wydarzeniom, doprowadził do upadku handlu. Kupcy zaczęli unikać szlaków, gdzie mogli łatwo paść ofiarą rozboju i gdzie nikt już nie gwarantował im bezpieczeństwa przejazdu. Niebawem pojawiła się jeszcze jedna przeszkoda – Turcy Osmańscy, którzy, podbiwszy Bizancjum, opanowali cieśniny łączące Morze Czarne i Śródziemne. Ich wojska szybko pojawiły się na Krymie, by położyć kres ponad dwustuletniemu okresowi obecności kupców włoskich. Rok 1475 przyniósł upadek i rzeź siedemdziesięciotysięcznej Kaffy, a wkrótce potem także pobliskiej Soladiaji (Sudaku). Marcin Broniewski, który odwiedził to miasto w kilkadziesiąt lat później, odnotował, że Genueńczycy walczyli długo i mężnie. Miasto padło, gdy zabrakło żywności i zaczął się głód. W dniu ostatecznego szturmu powtórzyły się sceny ze zdobycia Kijowa: po przełamaniu murów przez nacierających ostatni obrońcy z konsulem Christoforo di Negro schronili się w największym kościele w nadziei, że jego potężne mury i Opatrzność nie pozwolą im zginąć. Na próżno. Podłożony przez Turków ogień pochłonął wszystkich, a w kilkaset lat później archeolodzy potwierdzili tę opowieść. Po Genueńczykach pozostały jedynie potężne mury otaczające twierdzę, górującą nad miastem, skąd na próżno wypatrywali odsieczy na morskim horyzoncie.
Wielki Mur Chiński
W okresie swej największej potęgi Wielki Step był obszarem wielce eklektycznym pod względem konfesyjnym. Obok siebie egzystowały szamanizm, różne odłamy chrześcijaństwa, islam i buddyzm. Przez całe stulecia żadna z wielkich religii nie zdobyła pozycji dominującej, choć chwilami niektóre kulty zdawały się ważniejsze od pozostałych. Stało się to udziałem judaizmu, który wyrósł na wyznanie panujące Kaganatu Chazarskiego, tudzież chrześcijaństwa obrządku nestoriańskiego, mocno zakorzenionego wśród niektórych ludów Azji Centralnej. Najpowszechniejszy pomiędzy koczownikami był szamanizm i kult Tengri – Wielkiego Nieba, którego wyznawcą był sam Czyngiz Chan.
Triumfy militarne nie zmieniły jego podejścia do religii. Dotyczyło to również jego bezpośrednich następców. Przez długi czas wykazywali się oni tolerancją i nie ingerowali w życie duchowe swoich poddanych. Kodeks (Jasa) twórcy imperium mongolskiego głosi, że „postanowił on uszanować wszystkie wierzenia, nie dając pierwszeństwa żadnemu z nich. I spisać to postanowił, by być miłym Bogu”[7]. Z wypowiedzi samego Czyngiz Chana wynika, iż „oddawał pokłon i wyrazy czci wszystkim czterem (tj. Buddzie, Jezusowi, Mojżeszowi i Mahometowi) i prosił tego, który najbliższy prawdy, by stał się jego pomocnikiem”. Władcy dopuszczali nawet do różnic religijnych w obrębie dynastii panującej, której członkowie skłaniali się ku islamowi, chrześcijaństwu lub pozostawali przy starych kultach, co w ówczesnej Europie trudno sobie wyobrazić.
Jednym z największych beneficjentów tolerancji religijnej, będącej jednym z podstawowych elementów „pax mongolica”, okazał się Kościół prawosławny. Chanowie zwolnili go od podatków i innych powinności na rzecz panujących oraz pod karą śmierci zakazali znieważać wiarę chrześcijańską. Cerkiew odwzajemniła się modłami za ich pomyślność. Elastyczna polityka władców złotoordyskich wobec prawosławia umożliwiła Rusi, będącej pod względem politycznym częścią państwa Czyngizydów, utrzymanie więzi z Konstantynopolem i, pod względem kulturalnym, z pozostałą częścią bizantyjskiej wspólnoty narodów. Potwierdzana przez kolejnych chanów autonomia Kościoła skłoniła później niektórych historyków do zgryźliwych komentarzy, iż prawosławie nigdy później w dziejach Rosji nie cieszyło się już tak dużą swobodą. Podobne przywileje uzyskało również duchowieństwo muzułmańskie.
Wstrząsy polityczne XIII stulecia doprowadziły do upadku poziomu kultury staroruskiej, lecz nie zagroziły jej charakterowi. Na Rusi życie codzienne toczyło się w rytmie uderzeń dzwonów cerkiewnych. Podczas świąt prawosławnych kraj rozbrzmiewał uroczystym śpiewem liturgicznym i modlitwami w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. W tym języku pisano również księgi, z rzadka tylko odwołując się do greki, która z kolei była językiem, z jakiego najchętniej dokonywano przekładów. Największą popularnością cieszyła się wprawdzie literatura cerkiewna, lecz niektórym erudytom znani byli także autorzy starożytni – Homer, Arystoteles, Platon. Świątynie wznoszono według wzorów bizantyjskich. Ruscy pielgrzymi mogli odwiedzać miejsca święte w Palestynie, hierarchowie kościelni składali wizyty w Konstantynopolu, klasztory ruskie utrzymywały kontakt z najważniejszymi ośrodkami monastycznymi w Grecji, Bułgarii i Rumunii. Jednym słowem Europa Wschodnia stanowiła prowincję świata bizantyjsko-prawosławnego i tak miało pozostać aż do XV wieku, do upadku Konstantynopola, choć i później nie utracono całkowicie kontaktów duchowych i kulturalnych z Bałkanami, Azją Mniejszą i Bliskim Wschodem. Układ ten utrzymał się w zasadzie aż do XVIII stulecia, aczkolwiek nastąpiły zasadnicze zmiany w doktrynie politycznej. Moskwa Iwana Groźnego i pierwszych Romanowych nie odrzucała dorobku cywilizacji prawosławnej i nie kwestionowała prawosławnych podstaw własnej tożsamości, w zasadniczy sposób skorygowała jednak swoje miejsce w tym uniwersum, przyjmując rolę metropolii – Trzeciego Rzymu.
Po raz ostatni wystąpiła Rosja w roli uczennicy, korzystającej z doświadczeń innych społeczeństw prawosławnych, w pierwszej połowie XVIII wieku, kiedy to Pajsij Wieliczkowski, późniejszy święty, dokonał reformy monastycyzmu rosyjskiego, wzorując się na klasztorach rumuńskich oraz greckich. Ostatnim masowym przejawem spontanicznego poczucia więzi religijnej ze światem prawosławnym stała się z kolei w latach siedemdziesiątych XIX wieku reakcja chłopów rosyjskich na prowadzoną na Bałkanach wojnę z Turcją. Masowo składano ofiary, pojawili się liczni ochotnicy gotowi stanąć w obronie Krzyża. „Jeśli umrzesz w wojnie za wiarę Chrystusową, wówczas Pan grzechy odpuści”[8] – mówili. Wieśniacy przekonani byli, iż wyruszają na krucjatę. Było to być może ostatnie tego typu zjawisko w dziejach Europy.
Zdobywca Kijowa, Batu Chan, był wyznawcą starych kultów, lecz jego żona Barakczin i ich syn Sartak byli prawdopodobnie chrześcijanami obrządku nestoriańskiego. Z kolei inny potomek Batyja i zarazem następca na tronie złotoordyńskim, panujący w latach 1257-1266 Berke Chan, skłaniał się ku islamowi, przez co podkreślał swą niezależność od zasiadającego na tronie w Karakorum Wielkiego Chana, któremu formalnie podlegali wszyscy spadkobiercy Czyngiz Chana. Od panowania Berke zaczyna się systematyczny wzrost wpływów muzułmańskich na stepie, czemu sprzyjało oddziaływanie zarówno nadwołżańskiego Bułgaru, jak i środkowoazjatyckiej Buchary i Samarkandy. Tendencji tej nie zahamowało nawet panowanie kilku chanów wyznających szamanizm lub chrześcijaństwo. Kropkę nad „i” postawił ostatecznie chan Uzbek, władający Złotą Ordą od 1312 do 1342 roku, który – wedle słów kronikarza al-Birzalego – „uśmiercił wielu Ujgurów – lamów i czarowników i ogłosił wyznawanie islamu”[9].
Jakie były konsekwencje tej decyzji? Bardzo podobne do tego, co stało się na Rusi. Tradycyjne więzi krwi, rzeczywiste lub wyimaginowane, tworzące hierarchię od małej rodziny poczynając, poprzez ród, plemię, aż po związek plemienny, niezależny albo podporządkowany jakiemuś władcy, zostały uzupełnione o więź religijną. Znaczenie tej ostatniej nie ograniczało się do wzmocnienia tkanki społecznej. Po pierwsze, dostarczała ona najbardziej elementarnych pojęć umożliwiających interpretację świata i wpisanie otaczającej rzeczywistości w pewien porządek trwalszy i szerszy aniżeli to, czego bezpośrednio mogła doświadczyć pojedyncza osoba. Po drugie, tworzyła przestrzeń cywilizacyjną będącą niejako namacalnym świadectwem uniwersalności wizji świata wynikającej z wierzeń religijnych. Gwarantowała ona istnienie świata współwyznawców rozumiejących i przeżywających rzeczywistość w podobny sposób, przestrzeni, dla której punktami odniesienia były miejsca kultu, powszechnie znanego języka liturgicznego, zuniformizowanej kultury elit; zapewniała także historię dostosowaną do ram tworzonych przez pamięć rodową i plemienną o rzeczywistych i fikcyjnych krewnych lub powinowatych.
W praktyce oznaczało to, że czym dla prawosławnej Rusi była Jerozolima, tym dla muzułmańskich Złotoordyńców stała się Mekka. Przejęli oni uświęcony przez Koran język arabski jako język liturgiczny i wraz z nim używany przez Proroka alfabet. Wykorzystywany dotychczas do celów oficjalnych alfabet ujgurski zaczął zanikać, przestano nim pisać dokumenty chańskie, litery arabskie wyparły go również z monet. Pragnący zdobyć wykształcenie podążali do Azji Środkowej, niektórzy mogli trafić do Damaszku, Bagdadu, Heratu, a później także do Stambułu.
Nie wszędzie jednak koczownicy stali się muzułmanami. Islam znalazł sprzyjające środowisko u ludów turkojęzycznych, nie odnotował natomiast większych sukcesów na ziemiach zamieszkanych przez plemiona mongolskie. Religia ta święciła sukcesy w Azji Środkowej, na Powołżu, Północnym Kaukazie i stepach czarnomorskich, podczas gdy na wschodzie, w Mongolii, Dżungarii, południowej Syberii utrzymywały się dawne wierzenia, które stopniowo zaczęły ustępować miejsca buddyzmowi. Ewolucja ta została przypieczętowana w 1578 roku, gdy doszło do spotkania stojącego na czele wschodnich Mongołów Ałtan-chana z Sonam Ghjamco (właściwie bSod-nams -rgja-mc’o), przywódcą buddyjskiej sekty dGe-lugs-pa (tzw. żółte czapki). Pierwszy z nich przyjął tytuł „Król religii, majes tatyczna czystość”, drugi zaś „ta-le” („ocean”, w domyśle: wiedzy) znany na Zachodzie jako „dalaj” (stąd: dalajlama). Żółte Czapki zyskały sobie przychylność najpotężniejszych władców mongolskich, co stało się czynnikiem sprzyjającym rozwojowi tej sekty wśród samych Mongołów. Niebawem ukształtowała się wśród nich tradycja „bogdo-gegena” – Żywego Buddy, którego uważano powszechnie za najważniejszą postać w mongolskiej hierarchii lamajskiej. Kolejna zmiana w stosunkach między władzą świecką i duchowną nastąpiła w XVII stuleciu, gdy Dalajlama V w chwili osłabienia protektoratu mongolskiego jako pierwszy władca tybetański skoncentrował w jednym ręku władzę świecką i duchowną, czego odzwierciedleniem stał się tytuł „król religii”[10]. Podobny proces miał miejsce w samej Mongolii, gdzie wobec rozdrobnienia sił panującego rodu Czyngizydów oraz upadku jego autorytetu niepomiernie wzrosła pozycja bogdo-gegena, odgrywającego w XIX i XX wieku rolę najważniejszej instytucji nie tylko religijnej, ale i świeckiej.
O różnicach i podobieństwach, zachodzących między światem turkojęzycznych w znacznej mierze muzułmanów i światem buddyjskich ludów mongolskich świadczy porównanie dwóch tekstów powstałych na przełomie XIX i XX wieku pośród muzułmańskich Baszkirów i buddyjskich Buriatów. Pierwszym z nich są Wspomnienia Zaki Walidi Togana (Achmetzaki Walidowa), wybitnego polityka i naukowca, jednego z przywódców baszkirskiego ruchu narodowego. Jego opowieść rozpoczyna się od podania najistotniejszych dla przedrewolucyjnej Baszkirii informacji, a mianowicie przynależności rodowej i plemiennej: ród Sukły-Kaj, plemię Kaj (Kajły) zaliczone przezeń do grupy plemion, które „przyszły ze wschodu i przyłączyły się do Baszkirów w ciągu wieków”[11]. Autor nie czyni tego bynajmniej gwoli popisów erudycyjnych, gdyż, jak sam przyznaje, mimo pięćdziesięciopięcioletniej praktyki naukowej historyka „najsłabiej” znał dzieje własnego rodu. Informacje te ważniejsze były od danych geograficznych, gdyż zasiedzenie poszczególnych plemion i rodów w różnych rejonach Baszkirii było z reguły krótsze od tradycji rodowej sięgającej niejednokrotnie średniowiecza. O tym „skąd” ktoś pochodzi i jakie jest jego miejsce w baszkirskim uniwersum decydowała przede wszystkim genealogia, w mniejszym zaś stopniu miejsce zamieszkania. Było to podejście zupełnie racjonalne z punktu widzenia społeczności, która stosunkowo późno przestała prowadzić koczowniczy tryb życia.
Ojciec Zaki Walidiego, Achmetszach-mułła, był duchownym muzułmańskim; należał do sufickiego bractwa Nakszbandija. W zakres jego obowiązków wchodziły piecza nad życiem religijnym mieszkańców wsi oraz prowadzenie miejscowej mekteby (szkoły). Właśnie mekteby i medresy oraz prowadzący je mułłowie tworzyli na przełomie stuleci środowisko, w którym koncentrowało się życie umysłowe Baszkirów. Nowinki nadchodzące ze świata przyjmowano niechętnie. Konserwatywny z natury ojciec Zaki Walidiego uczynił ustępstwo na rzecz matematyki i geografii, zgodziwszy się na wprowadzenie ich do nauczania szkolnego. Zmiana ta dokonała się w znacznej mierze pod wpływem rozmów z przedstawicielem administracji i lekarką, którzy mieli za sobą wykształcenie uniwersyteckie, choć byli z pochodzenia muzułmanami (Baszkir i Tatarka). Autor wspomnień posumował to, pisząc, że między innymi dzięki nim „człowiek o światopoglądzie średniowiecznego koczownika, zostawszy wiejskim imamem, stopniowo przeistoczył się w reformatora oświaty”[12]. W innych sprawach Achmetszach-mułła nie był tak ustępliwy i potrafił toczyć długie spory o budowę układu słonecznego, mając za najpoważniejszy autorytet w tej dziedzinie dwunastowiecznego filozofa arabskiego al-Ghazalego, który powtarzał z kolei poglądy Ptolemeusza.
Przestrzeń językowa i kulturalna, po której mógł się swobodnie poruszać przedstawiciel baszkirskiej elity umysłowej przełomu stuleci, rozciągała się od Krymu na zachodzie aż po kraj zamieszkany przez Ujgurów, należący do Chin Sinkiang, obejmowała także Portę Otomańską. Umożliwiała to nie tylko jedna religia, ale również znajomość języków. Przyzwoicie wykształcony muzułmanin musiał mieć pojęcie o arabskim, czyli języku liturgicznym, oraz o farsi, czyli języku literatury, zwłaszcza zaś poezji. Nie było to jednak wszystko, gdyż pozostawały jeszcze dialekty ojczyste, zaliczające się w większości przypadków do tureckiej grupy językowej.
Dla ludów mongolskich głównym punktem na mapie świata była tymczasem Lhasa, dokąd podążali pielgrzymi i gdzie kształcili się mnisi, którzy następnie trafiali do dacanów tworzonych na stepie na wzór klasztorów tybetańskich. Język tybetański stał się językiem liturgicznym i nie tylko. Przechowywane w klasztornych bibliotekach zwoje, zawierające całą dostępną wiedzę od teologii poczynając, przez astronomię, botanikę i zoologię, na medycynie kończąc, spisane były w tym właśnie języku. Mieszkańcy stepu mongolskiego stali się duchowymi spadkobiercami Indii i Chin, a ustrój społeczny, w jakim żyli, ewoluował w stronę teokracji. Aż do XX wieku lamaizm stanowił rdzeń kultury i życia codziennego ludów mongolskich – Chałchów (czyli właściwych Mongołów), Buriatów i Kałmuków. W świecie tym powstało Zwierciadło, zbiór mądrości, „subszidów”, krótkich pouczeń moralnych, autorstwa Erdeni-Chajbzun Gałszijewa.
Dzieło to pod koniec XIX wieku cieszyło się olbrzymią popularnością na stepach mongolskich i buriackich i jakkolwiek bardzo różni się pod względem literackim od pamiętników Walidowa, warto potraktować je jako pewien punkt odniesienia.
Gałszijew poświęcił niewiele uwagi kwestiom wykraczającym poza życie małej wspólnoty, takiej jak ród czy ajmak. Jego nauki mają charakter sytuacyjny, mówią, co należy czynić w konkretnych okolicznościach, jak człowiek powinien kierować swoim rozwojem wewnętrznym, w jaki sposób uczestniczyć w życiu społeczeństwa, albo, według jego własnych słów, jak odróżnić „to, co do przyjęcia, od tego co nie do przyjęcia”[13]. Spraw społecznych dotyczyło zaledwie kilkanaście maksym, podczas gdy cały zbiór zawierał ich tysiąc. Zupełnie nie czuć tu tradycji odwołującej się do Kodeksu Czyngiz Chana, porządkującego niegdyś wszystkie szczegóły życia mongolskiego imperium. Proporcje te nie były jednak niczym nadzwyczajnym. Niegdysiejsza wola panowania nad światem zastąpiona została dążeniem do zbawienia. Wiara w zależność ludzkiego losu od „karmana” (własnych uczynków), utrzymującego człowieka w cyklu „sansary” (wędrówki dusz), była głównym wątkiem antropologii buddyjskiej. Przerwanie łańcucha śmierci i narodzin stanowić miało jedyny sposób na uwolnienie się od cierpienia będącego nieodłączną cechą bycia w tym świecie, co z kolei było możliwie tylko wówczas, gdy podążało się „szlachetną, z ośmiu części złożoną ścieżką” – jak głosi sentencja przypisywana samemu Buddzie – którą tworzyły: „słuszny pogląd, słuszne postanowienie, słuszne słowo, słuszny czyn, słuszny żywot, słuszne dążenie, słuszne skupienie, słuszna medytacja”[14]. Zwierciadło było narzędziem, mającym ułatwić osiągnięcie nirwany, a pracujący i modlący się w klasztorach mnisi, tacy między innymi jak Gałszijew, mieli to zadanie ułatwić swoim współwyznawcom. Polityka nie miała w tym kontekście większego znaczenia.
Pomiędzy XIV i XVI wiekiem step stał się buddyjski i muzułmański, o jego przyszłości miało jednak przesądzić chrześcijaństwo. Mniej więcej w tym właśnie czasie monarchie prawosławne i katolickie, położone na północno-zachodnich peryferiach stepów eurazyjskich, zaczęły nabierać siły, stając się największym zagrożeniem dla stepu.
Pierwszą siłą, próbującą ustanowić na stepie własne porządki było Wielkie Księstwo Litewskie za panowania Witolda. Historycy nie są do końca zgodni, jak daleko sięgały jego ambicje, czy rzeczywiście, jak chcą niektóre źródła, marzył on o ustanowieniu potężnej monarchii wschodnioeuropejskiej, obejmującej Ruś, Krym oraz step od Karpat po Ural, włącznie z Azowem, Kazaniem i Astrachaniem. Pewne jest, że w drugiej połowie XIV stulecia Litwa stała się potęgą, z którą musiała liczyć się osłabiona Złota Orda i że w zamian za pomoc udzieloną chanowi Tochtamyszowi Złotoordyńcy zrzekli się na rzecz Witolda praw do ziem ruskich wchodzących w skład Wielkiego Księstwa i rozpościerających się między Odessą (Hadżibejem), Łuckiem i położonym w dzisiejszej Rosji Briańskiem.