Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Owinąłem taśmę klejącą wokół jej ust i nosa i patrzyłem, jak dusi się na śmierć… potem wróciłem do pracy”.
~ Były pułkownik David Russell Williams z Królewskich Kanadyjskich Sił Powietrznych, 2010
Christopher Berry-Dee, autor bestsellerów, powraca z książką, w której jeszcze bardziej zagłębia się w świat psychopatów. Tym razem analizuje psychikę i sposób działania zarówno seryjnych zabójców, których poznał osobiście, jak i zbrodniarzy, którzy przeszli do historii kryminologii.
Autor przedstawia historie sadystycznego mordercy Petera Kürtena zwanego „Upiorem z Düsseldorfu”, pułkownika Davida Russella Williamsa z Kanadyjskich Sił Powietrznych, brytyjskich zabójców seksualnych Johna Christiego i Nevilleʼa Heatha, a także innych równie mrocznych postaci.
To nie jest książka dla osób o słabych nerwach, jest jednak niezaprzeczalnie fascynująca. Ukazuje potworne zbrodnie, które można popełnić, pozostając niezauważonym. Choć ich czyny wydają się tyleż niezrozumiałe, co przerażające, psychopaci mogą być bliżej, niż się nam wydaje…
Do serii należą:
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 272
Podziękowania zamieszczone w książce to jedyna jej część, w którą wydawca i redaktor nie mogą ingerować. Mimo to postanowiłem zdobyć przychylność swojego redaktora, Toby’ego Buchana, i zadedykowałem tę książkę właśnie jemu. Ach, Toby, jesteś fantastyczny! Składam Ci serdeczne podziękowania za ciężką pracę, poświęcenie i wsparcie, którego mi udzielałeś w trakcie pracy nad wieloma książkami publikowanymi na przestrzeni lat. Masz anielską cierpliwość. Dziękuję wydawcom i całemu zespołowi wydawnictwa John Blake/Bonnier. Nawiązaliśmy współpracę w 2003 roku, kiedy niestrudzony John Blake podpisał ze mną umowę na napisanie Rozmów z seryjnymi mordercami. Była to pierwsza w dziejach książka z zakresu literatury faktu, w której pozwolono autorowi zamieścić wiele autentycznych wypowiedzi zbrodniarzy. Oparłem ją na licznych sfilmowanych i wyemitowanych w telewizji wywiadach, jakie przeprowadziłem w poprzednich latach z maniakalnymi mordercami. Było to kontrowersyjne posunięcie. Zaproponowałem książkę dwóm firmom: wydawnictwu Virgin i Johnowi Blake’owi. Virgin – mój wcześniejszy wydawca – natychmiast ją odrzucił; poinformowano mnie, że zawartość może wytrącić z równowagi starszych czytelników. Natomiast John z entuzjazmem przyjął propozycję. Następnego dnia skontaktowało się ze mną wydawnictwo Virgin, które zmieniło zdanie, ale cóż – książka została już sprzedana. Od tamtej pory współpracuję z Johnem Blakiem.
Wspominam tutaj mojego mentora, Robina Odella, autora specjalizującego się w przestępczości, który napisał ze mną kilka książek, gdy zaczynałem karierę pisarską. Był tak miły, że za każdym razem wyrażał zgodę, by moje nazwisko wymieniano na pierwszym miejscu; mam wobec Robina ogromny dług wdzięczności. Dziękuję również dawnemu producentowi moich filmów dokumentalnych, Frazerowi Ashfordowi, który wyprodukował dwunastoodcinkowy The Serial Killers. Był to mój pierwszy film telewizyjny. Mógłbym z łatwością napisać książkę o ekscytujących przygodach, które razem przeżyliśmy. Frazer pozostaje do dziś jednym z moich najlepszych kumpli.
Aby zakończyć podziękowania związane z tematyką zawodową, chciałbym wyrazić wdzięczność mediom – zarówno prasie, jak i telewizji, w tym telewizyjnym działom bieżących wiadomości – nie tylko za pomoc w promowaniu moich książek, ale również za zapraszanie mnie do udziału w filmach dokumentalnych i publikowanie moich artykułów. Nie jestem w stanie wyliczyć wszystkich osób i instytucji. Nie mam na myśli jedynie wartości promocyjnej współpracy z mediami: często udzielały mi wsparcia w czasie prób rozwiązywania dawnych spraw kryminalnych albo w trakcie pracy nad innymi, równie ważnymi kwestiami. Nie mogę zamieścić listy nazwisk, ale wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Dziękuję.
Przejdźmy do organów ścigania. Amerykańskie służby są bardzo chętne do współpracy; mam na myśli FBI, United States Marshals Service, Departament Policji stanu Floryda i niezliczone inne instytucje stanowe, okręgowe i miejskie. Współpraca z nimi to prawdziwa przyjemność, podobnie jak z policją rosyjską i dalekowschodnią. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o brytyjskich organach ścigania, które działają nieco schematycznie. Owszem, współpracują, jeśli uważają to za opłacalne; i w takich przypadkach jest to korzystne dla obu stron, ale mimo to w dalszym ciągu nie rozumieją, że praca wykonywana przez nas, pisarzy, może się okazać bezcennym narzędziem śledczym.
Jeśli chodzi o podziękowania o charakterze osobistym, chciałbym przekazać wyrazy wdzięczności swojej filipińskiej partnerce Maui. Pisanie na temat przestępczości i studia z tym związane sprawiają, że wkraczamy do mrocznej krainy, a Maui wniosła światło do mojego życia. Niechaj ją Bóg błogosławi. Kocham Filipińczyków i ich kraj; wspominam o tym w dalszej części książki. Mam również dużo sympatii do Rosji. Uważam, że my, ludzie Zachodu, staliśmy się za bardzo materialistyczni, więc wizyta na Filipinach natychmiast sprowadza mnie na ziemię. To szczęśliwi ludzie, zawsze uśmiechnięci mimo biedy, którą muszą znosić. Maui i ja staramy się pomagać – czasem oznacza to odbudowanie kilku domów w slumsach zniszczonych przez pożar, podłączenie elektryczności, dostarczenie lamp, wiatraka elektrycznego, przy którym można się chłodzić w upalne dni, jedzenia, mundurków szkolnych dla dzieci (tak właśnie było po dwóch niedawnych pożarach w Lapu-Lapu). To mój skromny sposób wyrażenia wdzięczności. Jak widzicie, część tantiem otrzymywanych przeze mnie za książki jest przeznaczana na szczytne cele.
Zawsze pamiętam o Claire i moim synu Jacku. Dziękuję również przyjaciołom z Facebooka. Oto ich lista: Clive, Jon, mój współautor BitCoin Pete, Gary Roberts, Boris, Steve, Karl, Jay, superfantastyczna Hollie, Wayne i jego żona Sherri, Jennie, nazywana „The Admiral’s Car Crash Magnet”, Paul „Dinger” Bell, moja siostra Lizzie i jej mąż Jim, Laura-Dee i moi bratankowie, zdumiewająca była Miss World Ann Sidney, Victoria Redstall, Yang Lu, Denis Claivaz, Linda Newcombe, Immy Jj i jej mąż Steve, Wilf, Robert Pothecary, Christopher Grist Marlow i Riki Read. A także, wymienieni na końcu, ale nie mniej ważni: mój drogi przyjaciel Martin „Master Chef”, wielebny Chris Richardson oraz ksiądz John Maunder.
Gorąco polecam Hospitality and Travel, Cathay Pacific, Oman Airlines i Philippine Airlines (nie, nie, nikt mnie nie sponsoruje!). Międzynarodowy port lotniczy w Omanie to znakomite miejsce na przesiadkę w drodze do portu lotniczego im. Ninoya Aquino w Manili.
Jeśli odwiedzicie Filipiny, radzę pojechać taksówką do Oxford Suites Hotel przy Burgos Street w Makati. Przepiękne miejsce, świetna obsługa i bardzo przystępne ceny. W Cebu City warto się zatrzymać w hotelu Park Lane International. Jest również doskonały, tani i ma najlepszy bufet na świecie. Poza tym trzeba odwiedzić wyspę Palawan i El Nido. Świetny hotel Casa Kalaw z pięknymi piaszczystymi plażami i rozkołysanymi palmami znajduje się zaledwie kilka minut drogi od lotniska obsługiwanego przez Swift Air – kolejną pierwszorzędną linię lotniczą. Chociaż Casa Kalaw jest dość drogi, spędzicie tam wakacje marzeń.
Przekazałem już wyrazy wdzięczności wybranym osobom i dorzuciłem kilka rad na temat urlopu. Pozostaje mi tylko podziękować Czytelnikom, że kupili moją książkę. Teraz pora się zająć odrażającymi mordercami.
Życzę szczęścia,
Christopher Berry-Dee
Bramy piekieł wyglądają strasznie, prawda?
E.A. BUCCHIANERI, AUTOR FAUST: MY SOUL BE DAMNED FOR THE WORLD
Nie jestem głupi, nie jestem głupi, kurwa. Policja mówi, że popełniałem zbrodnie. Lekarze mówią, że coś mi się pokręciło we łbie […], więc oddajcie mi mój mózg, oddajcie mi moją inteligencję, bo odbieracie mi wiarę we wszystko.
PETER SUTCLIFFE, ZNANY JAKO „ROZPRUWACZ Z YORKSHIRE”, W ROZMOWIE Z AUTOREM W SZPITALU BROADMOOR
Witaj, Drogi Czytelniku! Mam nadzieję, że jesteś w świetnej formie fizycznej i psychicznej – choć ta druga może się znacznie pogorszyć, kiedy dotrzesz do ostatniej strony tej książki. Nowym rozmowom z psychopatami powinno towarzyszyć ostrzeżenie, że mogą być szkodliwe dla zdrowia. Nie czytajcie dalej, jeśli macie słabe nerwy albo zamierzacie zjeść kolację. Wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, gdybyście nie mieli moralności i duszy, nie znali współczucia ani litości, a ludzie nie budziliby w was żadnych emocji. Zastanówcie się, jak czuje się psychopata i morderca seksualny, który nie panuje nad swoją skłonnością do przemocy i musi zadawać potworny ból, torturować niewinne ofiary: niemowlęta, dzieci, starców, ludzi słabych i bezbronnych. W głowach sadystycznych morderców seksualnych, którzy zabijają dla przyjemności, zamiast sumienia jest tylko złowroga czarna dziura. Seryjni mordercy są zupełnym przeciwieństwem uczciwych, honorowych ludzi. To tchórze, brak im silnej woli i zasad moralnych, są niszczycielscy, złośliwi. Czują niezadowolenie ze swojej sprawności seksualnej i podświadomie pragną się zemścić za rzekome niesprawiedliwości i krzywdy, jakie wyrządziło im społeczeństwo. Co gorsza, wielu z tych potworów snuje mroczne plany, by znowu zabijać.
Leży obok mnie zaczytany egzemplarz książki When I Was at Scotland Yard nadkomisarza Jamesa Berretta, opublikowanej w 1932 roku. Berrett zaczyna przedmowę od następującej uwagi: „Przestępstwa budzą powszechne zainteresowanie. Zawsze tak było i będzie. Dla milionów zwykłych ludzi stanowią symbol tego, co niezwykłe, pogardzane, ale fascynujące. Lubimy czytać i słuchać o zbrodniach”. Słowa te napisał wybitny, wielokrotnie odznaczony oficer policji o długoletnim stażu służbowym i jego opinia jest prawdziwa również dzisiaj. James Berrett kończy przedmowę następująco: „A teraz spróbuję dostarczyć Czytelnikom rozrywki”. Mówiąc żartobliwie, ja również spróbuję dostarczyć Czytelnikom rozrywki. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Seryjnym mordercom i ich zbrodniom poświęcono tysiące książek, artykułów w czasopismach i prasie, rozpraw naukowych, kompendiów, haseł w Wikipedii, stron internetowych, filmów dokumentalnych i fabularnych. Takich materiałów jest mnóstwo; dość często istnieje co najmniej dwadzieścia lub trzydzieści publikacji dotyczących jednego przestępcy. Nie ma w tym nic złego. Seryjni mordercy to zjawisko stosunkowo rzadkie i pisarze zajmujący się nimi są często oskarżani o to, że odgrzewają stare tematy. Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania, a my, pisarze, musimy szanować opinie krytyków, ale warto, by była to krytyka rzeczowa, nie zaś histeryczne zarzuty laików, przede wszystkim ludzi, którzy nigdy nie spotkali seryjnego mordercy, a cóż dopiero mówić o napisaniu trzydziestu siedmiu książek na temat ich zbrodni, tak jak ja w ciągu kilku dekad.
Pozytywną cechą ponownych opisów dawnych przypadków jest to, że pisarze spoglądają na historię przestępczości z różnych punktów widzenia, co powiększa naszą wiedzę kryminologiczną, zwłaszcza gdy na światło dzienne wychodzą nowe materiały.
W tej książce zajmuję się na przykład Peterem Kürtenem, jednym z najbardziej znanych seryjnych morderców. Cóż, zanim sięgniecie po pióro, by napisać list zatytułowany „Znowu to samo!”, pozwólcie mi wyjaśnić, że nie chodzi o ponowne relacjonowanie tych samych wydarzeń, tylko o zrozumienie psychiki zabójców – a nie są to sympatyczni ludzie.
Aby rozumieć seryjnych morderców, studiować ich, rozmawiać z nimi albo prowadzić przesłuchania, należy umieć myśleć tak jak oni. Nie wystarczy stać na krawędzi otchłani i spoglądać w dół – trzeba skoczyć w mrok i wczuć się w pokręcone umysły. Wtedy się z nami identyfikują, a my ich rozumiemy. Nie jest to przyjemne, bo żyją w cuchnącym, piekielnym świecie śmierci.
Kiedy rozmawiamy z tymi potwornymi zbrodniarzami, czasem spoglądają na nas nieruchomym wzrokiem. Czują nasz zapach, poznają lęki i słabości. Niekiedy miałem wrażenie, że zapuszczają w głąb mojej głowy lepkie macki. Przypominają nieruchome jaszczurki obserwujące zdobycz, a jeśli wytrącimy ich z równowagi, emanuje z nich piekielna nienawiść.
Jeśli popełnimy błąd, powiemy coś niewłaściwego, mogą wpaść we wściekłość i urwać nam głowę. Kiedy mamy do czynienia z tymi niebezpiecznymi ludźmi, w każdej chwili grozi nam śmierć.
Często tak się czułem, przebywając w niewielkiej zamkniętej celi sam na sam z przestępcami, którzy nie byli zakuci w kajdany. Gdyby wpadli w szał, mogliby mnie zabić, nim strażnicy zdążyliby otworzyć drzwi. A zabójstwo w więzieniu w niczym by im nie zaszkodziło – nie wpłynęłoby na długość kary ani status w celi śmierci, prawda? Z tego powodu wszystko sprowadzało się do wyczucia psychologicznego. Oni oceniali mnie, ja ich, a ponieważ mordercy różnią się od siebie pod względem psychologicznym, gra wzajemnych interakcji była za każdym razem inna.
Wielu zabójców, z którymi rozmawiałem, przechwalało się, śmiało i chichotało, gdy opisywali szczegóły swoich potwornych zbrodni. Byli zachwyceni, że zdobyli sławę. Rozkoszowali się nią. Inni seryjni mordercy patrzyli wściekłym wzrokiem, warczeli i zachowywali się tak, jakby chcieli powiedzieć: „Nie próbuj żadnych gierek!”. Usiłowali zdobyć nade mną władzę, straszyć, grozić i terroryzować.
Nigdy nie robiło to na mnie wrażenia, ponieważ to w gruncie rzeczy słabi, żałośni, mali, tchórzliwi ludzie. Sztuczka polega na tym, by popatrzeć na nich z kamiennym wyrazem twarzy i spytać: „I co z tego?”, jednocześnie myśląc: „Co za dupek…”. Po chwili to do nich dociera. Koniec kropka! Zdają sobie sprawę, że ich gadanina nie robi na nas żadnego wrażenia. Wyobrażają sobie, że panują nad sytuacją, ale tak naprawdę to my nad nią panujemy. Siedzą za kratami, a my jesteśmy wolni. Jedzą nędzne więzienne żarcie, a my chodzimy do dobrych restauracji na smaczny obiad i zimne piwo. Ich następne wakacje to godzinny spacer, a my pojedziemy na piękne wybrzeże, zobaczymy lazurowe morze i rozkołysane palmy (oczywiście na Filipinach!).Właśnie o tym jest ta książka. Spróbuję przeanalizować psychikę kilku psychopatycznych morderców, by pokazać Czytelnikom, jak funkcjonują ich umysły i jak stali się tym, kim są. A także co czują – jakie mordercze myśli ich ekscytują i co się dzieje w ich głowach po dokonaniu zbrodni. Bądźcie przygotowani na szok, a czasem na uśmiech.
Przepraszam, że nie pisałem przez miesiąc. Byłem bardzo zajęty, a w telewizji pokazują dużo piłki nożnej. […] Stres?! O kurwa! Stres siedzi w mojej głowie, więc dobrze go znam! Właśnie tam mieszka pierdolony stres! Lekarz mówi, że z moją głową jest wszystko w porządku, pierdolona pizda!
ROZKUTY, JEDNONOGI MORDERCA I PORYWACZ MICHAEL SAMS, GDY STRACIŁ PANOWANIE NAD SOBĄ W CZASIE ROZMOWY Z AUTOREM W WIĘZIENIU FULL SUTTON W WIELKIEJ BRYTANII
Niniejsza książka prowadzi Czytelnika „drogą śmierci” do mrocznego, opustoszałego skrzyżowania, gdzie dochodzi do krwawej zbrodni, często w nocy. Bohaterami są niewinni ludzie, którzy leżą martwi w płytkich, zapadających się grobach, a także ludzkie bestie, które aresztowano, osądzono i skazano; niektórzy zginęli na krześle elektrycznym, inni otrzymali śmiertelny zastrzyk, a jeszcze inni zawiśli na szubienicy.
Przeprowadziłem wywiady z ponad trzydziestoma maniakalnymi zabójcami, którzy dusili ofiary, zarzynali, podpalali, masakrowali, wstrzykiwali żrące substancje; stosowali prawie wszystkie metody zadawania śmierci. W publikacji tej próbuję pokazać Czytelnikom bramy piekła – leżą one bardzo daleko od bram nieba. Nie jest to lektura dla ludzi o słabych nerwach i nie nadaje się do czytania do poduszki, ponieważ staram się uświadomić Czytelnikom, jak funkcjonuje psychika ludzi będących wcieleniem czystego zła.
Moi lojalni Czytelnicy wiedzą, że nie przebieram w słowach – nie okraszam swoich książek bełkotem psychologicznym, jakim posługują się psychiatrzy, którzy wymądrzają się na temat seryjnych zabójców, choć nigdy nie rozmawiali z przestępcą i ich jedyny związek z kryminologią to prowadzenie zajęć uniwersyteckich w tweedowych marynarkach, spodniach z diagonalu i podniszczonych półbutach.
Mówię prawdę. Przemawiam w imieniu ofiar torturowanych przez bezlitosne bestie. Przemawiam w imieniu najbliższych krewnych, którzy stracili bliskich. Przemawiam w imieniu policjantów, którzy muszą badać budzące litość, zmasakrowane ciała wyrzucone jak śmieci gdzieś na odludziu.
Oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać. Możecie wybaczyć mordercy seksualnemu, który porwie na ulicy waszą żonę, partnerkę albo dziecko, zgwałci, zabije i wyrzuci do przydrożnego rowu. Niewątpliwie kiedyś zapomnicie o smutku, może nawet zaczniecie się modlić za duszę bestii. Jednak większość reaguje inaczej i pragnie, by potwór jak najszybciej poniósł śmierć.
A zatem zaczynajmy. Zaprowadzę Was łagodnie na skraj przepaści i zepchnę w dół, żebyście mogli porozmawiać z seryjnymi mordercami. Ale najpierw udamy się na tropikalne Filipiny.
Uciec i siedzieć spokojnie na plaży – tak wyobrażam sobie raj.
EMILIA WICKSTEAD, NOWOZELANDZKA PROJEKTANTKA MODY
Każdy projekt, każda książka, każdy rysunek, każdy wiersz i prawie wszystko, co robimy, zaczyna się od pustej stronicy. Ta książka nie jest wyjątkiem. W tej chwili siedzę na leżaku na oświetlonej słońcem werandzie domu w moim ulubionym kurorcie na Filipinach – obok stoi duża szklaneczka lodowatego ginu z tonikiem i leży grube cygaro. Biały piasek parzy stopy nawet w cieniu palm kokosowych. To raj, zupełnie inny niż zatłoczona Manila, ale nawet tutaj wszędzie widać uzbrojonych policjantów. Patrolują kurort przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku… Kilkaset metrów od brzegu na wodzie spokojnego morza Sulu leniwie kołysze się policyjna motorówka. Łagodne fale lśnią jak brylanty, za wyspami i wapiennymi klifami zachodzi słońce. Są tu rafy koralowe, zaciszne laguny, a w wodzie roi się od ryb. Palawan to raj na Ziemi.
Zapomnijcie o prawach człowieka. Jeśli zostanę prezydentem, będę robił to samo, co robiłem jako burmistrz. Dilerzy narkotyków, bandyci i lenie, lepiej się wynoście! Zabiję was i rzucę do Zatoki Manilskiej rekinom na pożarcie!
RODRIGO DUTERTE W CZASIE KAMPANII PREZYDENCKIEJ W 2016 ROKU, OSTRZEŻENIE WOBEC BARONÓW NARKOTYKOWYCH
Rodrigo „Rody” Roa Duterte dotrzymał słowa. Zabójcy i handlarze narkotyków są traktowani na Filipinach naprawdę bardzo surowo.
Cudzoziemscy kryminaliści działający na Dalekim Wschodzie i w Azji Południowo-Wschodniej nie powinni myśleć, że im się upiecze, bo pochodzą z Zachodu…
Pieprzę to, nie będę prosił o łaskę. Nie powieszą mnie. Jestem Brytyjczykiem.
JOHN SCRIPPS W WIĘZIENIU CHANGI W SINGAPURZE NA CZTERY DNI PRZED EGZEKUCJĄ PRZEPROWADZONĄ 19 KWIETNIA 1996 ROKU
John Martin Scripps, znany jako „Turysta z Piekła”, urodził się w Wielkiej Brytanii. Dokładnie opisałem jego zbrodnie w książce Rozmowy z seryjnymi mordercami. Był zabójcą i handlarzem narkotyków działającym z pobudek materialnych; w piątek 19 kwietnia 1996 roku powieszono go w Singapurze między dwoma tajlandzkimi bandytami. Byłem w Singapurze w czasie jego egzekucji i kremacji. Nie pozwolił się zważyć przed egzekucją, co spowodowało, że kiedy go powieszono, głowa prawie oderwała się od ciała.
Oczywiście Scripps doskonale zdawał sobie sprawę, że może zostać powieszony za przestępstwa narkotykowe popełnione w Singapurze i brutalne poćwiartowanie południowoafrykańskiego biznesmena Geralda Lowe’a w singapurskim hotelu Riverview. W Phuket w Tajlandii zamordował Sheilę i Darina Damude’ów, matkę i syna, za co zgodnie z miejscowym prawem mógłby zostać rozstrzelany. Mimo to popełniał zbrodnie, nie przejmując się grożącymi mu konsekwencjami.
Cóż, moim zdaniem zasługiwał na swój los, ponieważ już wcześniej popełnił kilka morderstw w innych krajach. Nadinspektor Gerald Lim, prowadzący śledztwo w jego sprawie, powiedział mi: „W Singapurze wszędzie wiszą ostrzeżenia, że jeśli ktoś złamie nasze prawa dotyczące narkotyków albo dokona zabójstwa, zostanie skazany na śmierć niezależnie od wieku, płci, rasy, pochodzenia i wyznania”. W gruncie rzeczy Scripps sam się powiesił. Władze Singapuru po prostu dostarczyły linę!
W Wielkiej Brytanii jesteśmy bardziej wyrozumiali wobec seryjnych morderców. Nowoczesne zakłady karne, wszelkie wygody, dobre wyżywienie, opieka zdrowotna, telewizja, internet, swobodny dostęp do narkotyków, które w więzieniu łatwo zdobyć – a jednak osadzeni nieustannie się skarżą.
Weźmy na przykład Joanne Dennehy, której poświęciłem książkę A Love of Blood. W ciągu kilku dni zasztyletowała trzech mężczyzn; lały się przy tym potoki krwi. Nie wystarczyło jej to: zaatakowała w biały dzień dwóch następnych mężczyzn – przypadkowe osoby wyprowadzające psy na spacer. Jedna z ofiar odniosła przeszło czterdzieści ran, przeżyła kilka lat, po czym zmarła. A co się teraz dzieje z Dennehy?
Panna Dennehy korzysta z wszelkich luksusów w brytyjskim więzieniu Bronzefield, prowadzonym przez prywatną firmę. Po trafieniu za kratki dwukrotnie podejmowała próby ucieczki, usiłowała zamordować inną osadzoną i planowała odciąć palec strażniczce. Spędziła wiele miesięcy w pojedynczej celi, za co bez powodzenia próbowała pozwać na koszt podatników rząd brytyjski za łamanie Europejskiej konwencji praw człowieka. W chwili pisania niniejszej książki ubiega się o zapomogę w wysokości 7000 funtów – znowu na koszt podatników – by poślubić swoją lesbijską partnerkę z więzienia.
Cóż, niewiarygodne, ale prawdziwe! Mamy się dołożyć do tortu i sukni ślubnej morderczyni!
Społeczeństwo tworzy reguły, których musimy przestrzegać dla wspólnego dobra. Jeśli je łamiemy, grozi nam chaos.
Jeśli ktoś lekceważy znak drogowy nakazujący zatrzymanie się albo czerwone światło, może się spodziewać mandatu. Jeżeli popełnia morderstwo z premedytacją, musi się liczyć z karą śmierci. Poważne przestępstwo ma poważne konsekwencje. To jednostka podejmuje te decyzje, nie ja!
NOWOJORSKI SĘDZIA THOMAS M. STARK (1925–2014) W ROZMOWIE Z AUTOREM WE WRZEŚNIU 1974 ROKU
Christopher Berry-Dee,
Southsea, Hampshire, Wielka Brytania; El Nido, Palawan, Filipiny
Rozdział 1
Uważam, że charakter człowieka można ulepszyć tylko w jeden sposób – zadając mu śmierć.
CARL PANZRAM, AMERYKAŃSKI SERYJNY MORDERCA, GWAŁCICIEL, PODPALACZ, BANDYTA I WŁAMYWACZ (1882–1930)
Od czasu do czasu czytam książki lub artykuły, w których seryjni mordercy są błędnie nazywani masowymi mordercami. Oba te pojęcia mają różne znaczenia.
Słownik języka angielskiego Collinsa definiuje serię jako „ciąg powiązanych ze sobą rzeczy lub zdarzeń, zwykle ułożonych w pewnym porządku”, natomiast „masowość” w odniesieniu do morderstw oznacza zabijanie en masse.
Większość Czytelników wie, kim jest seryjny morderca, ale warto przypomnieć definicję. Jest to zbrodniarz, który popełnił trzy lub więcej zabójstw w pewnych odstępach czasu – przerwy mogą trwać dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata.
Masowy morderca (ang. mass murderer) zabija w jednym miejscu wiele osób, podobnie jak Ronald „Butch” DeFeo junior. W wieku dwudziestu trzech lat, uzbrojony w karabin Marlin, w nocy z 13 na 15 listopada 1974 roku wystrzelał całą swoją sześcioosobową rodzinę, gdy spała w domu przy Ocean Avenue 112 w Amityville na Long Island. W przypadku masowych morderców zabójstwa są popełniane jedno po drugim, w krótkich odstępach.
Inny przykład masowego mordercy to Dylann Storm Roof, terrorysta o twarzy cherubina i zwolennik supremacji białej rasy. W środę 17 czerwca 2015 roku zastrzelił z pistoletu Glock dziewięciu uczestników nabożeństwa w Emanuel African Methodist Episcopal Church w Charleston w Karolinie Południowej.
Zupełnie innym typem przestępcy jest człowiek wpadający w morderczy amok (ang. spree/rampage killer). Amerykańskie Biuro Statystyczne Departamentu Sprawiedliwości definiuje takiego sprawcę jako osobę, która zabija co najmniej dwie ofiary w różnych miejscach w krótkich odstępach czasu. W środę 19 sierpnia 1987 roku uzbrojony po zęby Michael Robert Ryan zastrzelił szesnaście osób i zranił około piętnastu w sennym miasteczku Hungerford w Berkshire, po czym zabarykadował się w szkole i popełnił samobójstwo. Ryan posługiwał się pistoletem Beretta, półautomatycznym karabinem 56 i karabinem M1. Przykładem pary współpracujących ze sobą morderców tego typu są John Allen Muhammad (41 lat) i Lee/John Boyd Malvo (17 lat). W październiku 2002 roku w ciągu trzech tygodni zastrzelili oni dziesięciu ludzi w Baton Rouge w Luizjanie, w Maryland w Wirginii i w Waszyngtonie, najczęściej posługując się karabinem myśliwskim Bushmaster. Media nazwały ich „Snajperami z Beltway”. We wtorek 10 października 2009 roku Muhammada stracono za pomocą śmiertelnego zastrzyku w zakładzie karnym Greensville w Wirginii.
Istnieją duże różnice między seryjnymi mordercami, masowymi mordercami i mordercami działającymi w amoku, ale wszyscy mają jedną wspólną cechę: pozbawiają życia wielu ludzi i zawsze uderzają bez ostrzeżenia. Porównuję ich do rakiet Exocet – nagle pojawiają się na radarze, bezlitośnie niosąc śmierć i zniszczenie.
Motywy masowych morderców i zabójców działających w amoku mają najczęściej charakter polityczny lub religijny; czasem są to osobiste pretensje lub nienawiść. Seryjnymi mordercami seksualnymi kieruje niepowstrzymana potrzeba zaspokojenia żądzy; dehumanizują ofiary i próbują zdobyć nad nimi całkowitą władzę. W niniejszej książce nie zajmiemy się masowymi mordercami ani zabójcami działającymi w amoku; skupimy się na sadystycznych mordercach seksualnych, których psychika funkcjonuje w specyficzny sposób.
Seryjni mordercy dzielą się na wiele kategorii, jednak omówimy tylko dwie: „zorganizowanych” i „niezorganizowanych” morderców; w dalszej części książki zaprezentujemy przykłady takich przestępców.„Zorganizowany” seryjny zabójca planuje swoje zbrodnie, często skrupulatnie. Najpierw starannie wybiera ofiarę, niekiedy na podstawie wyglądu, na przykład jasnowłosą kobietę albo rudego mężczyznę, bądź wieku: dziecko, młodego człowieka lub osobę starszą. Może to być prostytutka, kobieta idąca samotnie po zmroku, gej, lesbijka, nastolatek lub nastolatka. Wybór ofiary zwykle dostarcza sprawcy przyjemności o charakterze erotycznym; większość seryjnych morderców odczuwa wtedy podniecenie. Kiedy zaczynają śledzić upatrzoną osobę, wywołuje to dreszczyk emocji i narastanie satysfakcji seksualnej. Wielu znanych psychologów i psychiatrów uważa, że sprawca czerpie większą przyjemność ze śledzenia i ukrytej obserwacji ofiary niż z samego zabójstwa. Całkowicie się z tym zgadzam.
Kiedy analizujemy modus operandi seryjnego zabójcy tego rodzaju, warto zwrócić uwagę na to, że stopniowo dobiera coraz lepszy zestaw narzędzi potrzebnych do popełnienia zbrodni. Początkujący morderca uczy się, jakimi akcesoriami się posługiwać. Ubranie na zmianę, może sznur do rozwieszania bielizny albo kajdanki, by obezwładnić ofiarę? Niektórzy zabójcy, z którymi rozmawiałem, rozkładali foliowe płachty na tylnym siedzeniu albo w bagażniku samochodu – by nie zostały zaplamione krwią, wymiocinami, moczem albo ekskrementami ofiary. Prawdziwe morderstwo nie wygląda tak jak w telewizji – może być naprawdę odrażające.
Większość „zorganizowanych” i „niezorganizowanych” zbrodniarzy posługuje się jedną metodą zabijania – taką, która sprawia im największą przyjemność. Używają broni palnej, młotka, noża, a nawet garoty; inni chcą mieć jak najbliższy kontakt fizyczny z ofiarą i duszą ją gołymi rękami lub sznurem.
Kiedy je zobaczyłem, były już martwe.
MICHAEL BRUCE ROSS O SWOICH OFIARACH W CZASIE SFILMOWANEGO WYWIADU W CELI ŚMIERCI W ZAKŁADZIE KARNYM OSBORN W SOMERS W STANIE CONNECTICUT, PONIEDZIAŁEK 26 WRZEŚNIA 1994
Michael Bruce Ross, „zdezorganizowany” seryjny zabójca, psychopata i sadysta, dusił ofiary gołymi rękami. Jak przyznał w czasie sfilmowanego wywiadu, miał wytrysk tylko wtedy, gdy patrzył, jak „światło życia opuszcza ich oczy”. Aby przedłużyć to doświadczenie i jeszcze bardziej się podniecić, Ross dusił niektóre młode kobiety, a potem rozluźniał chwyt i patrzył, jak się wiją, jęczą, płaczą, błagają o litość, po czym znowu zaciskał ręce. Robił to kilkakrotnie; przechwalał się, że miał skurcze i musiał od czasu do czasu masować palce. Pozostawiał w związku z tym liczne ślady na szyjach ofiar; wspomniał o nich, chichocąc: „Ach, lekarz sądowy nie rozumiał, skąd się wzięły, a mnie to po prostu podniecało”.
„Zdezorganizowany” zabójca natrafia na ofiarę przypadkowo, podobnie jak Ross, który nie nosił ze sobą żadnych morderczych narzędzi; posługiwał się rękami. Podobnie postępował Ted Bundy, sadystyczny morderca seksualny Kenneth Allen McDuff z Teksasu, Henry Lee Lucas i jego pomocnik Ottis Toole, Arthur „Art” John Shawcross i Harvey „Młotek” Louis Carignan – wszyscy byli „zdezorganizowanymi” seryjnymi mordercami.
Bundy atakował ofiary tępym narzędziem, niekiedy konarem drzewa, podobnie jak Carignan, który posługiwał się łyżką do opon samochodowych albo łomem. McDuff z początku korzystał z broni palnej, ale później dusił ofiary potężnymi rękami, a w jednym przypadku kijem od miotły. Czasem rozbijał czaszkę konarem drzewa. Kiedy przeprowadzałem wywiady z seryjnymi zabójcami, w tym Harveyem Carignanem i Kennethem Bianchim, oraz badałem modus operandi Petera Sutcliffe’a i Teda Bundy’ego, odkryłem, że wszyscy w głębi serca śmiertelnie nienawidzili kobiet. Harvey Carignan powiedział mi, że kobiety zawsze bawiły się z nim w kotka i myszkę; przyznał, że starał się niszczyć tę ich część, która najbardziej go dręczyła – mózgi (umysły). Po kłótni z jedną z przyjaciółek uderzył jej głową w słup latarni, a potem walił nią w kratkę ściekową. W końcu rzucił ją świniom na pożarcie.
Chyba naprawdę wyprowadziła go z równowagi!
Cóż, spodziewam się, że Czytelnicy zaczynają rozumieć, co mam na myśli, więc nie będę rozwijał tego tematu. Chciałbym tylko dodać, że istnieją również sprawcy częściowo „zorganizowani”, częściowo „niezorganizowani”; ich wybór ofiar i sposoby działania zmieniają się w czasie. Pozostawiam Czytelnikom studia nad metodami działania seryjnych zabójców, którzy wzbudzą ich zainteresowanie; można dzięki temu lepiej poznać sposób funkcjonowania ich psychiki.
Rozdział 2
Jestem najbardziej bezlitosnym sukinsynem, jakiego kiedykolwiek spotkaliście. Ludzie podobni do mnie mogą mieszkać tuż obok was. Społeczeństwo chce wierzyć, że jest w stanie identyfikować złych, szkodliwych ludzi, ale to niemożliwe. Nie ma stereotypowych oznak, które dałoby się zauważyć. My, seryjni mordercy, jesteśmy waszymi synami, mężami […] jesteśmy wszędzie. I jutro zginą kolejne dzieci. A zresztą – czy śmierć jednej osoby ma jakieś znaczenie?
THEODORE „TED” ROBERT BUNDY
Zanim przejdziemy do zasadniczej części książki, chciałbym poświęcić trochę uwagi kilku pytaniom. Najpospolitsze z nich brzmią: „Czy można rozpoznać psychopatycznego mordercę, zanim zaatakuje? Jak się chronić przed takimi ludźmi?”. Cóż, muszę powiedzieć, że mimo istnienia wielu książek i artykułów wymieniających cechy psychopatycznych morderców nie da się tego zrobić! Jest to zupełnie niemożliwe, czego dowiedzie ta książka. Stanowczo to podkreślam. Jeśli morderca zaatakuje, zrobi to bez ostrzeżenia – będzie za późno. To przerażające, ale jeśli seryjny zabójca bierze kogoś na muszkę, ofiara niczego nie podejrzewa. Mógł ją obserwować dni albo tygodnie. Tak czy inaczej, pojawi się zupełnie niespodziewanie.
Można przeczytać mnóstwo poradników, jak się chronić przed seryjnymi mordercami, zastosować wszelkie środki ostrożności, ale jeśli seryjny zabójca wybrał ofiarę, jest ona martwa, choć z pozoru ciągle żyje. Można zabarykadować drzwi i okna, lecz zdeterminowany morderca zawsze znajdzie sposób, by dokonać zbrodni. Nie musicie wierzyć mi na słowo. Spytajcie pierwszego z brzegu policjanta specjalizującego się w zabójstwach i powie dokładnie to samo. Ta książka wyjaśni, jak funkcjonują umysły takich bestii.
Mam ostatnią uwagę: nigdy nie współczujcie mordercom, gdy leją krokodyle łzy. Żałują tylko tego, że trafili za kratki. Ich łzy, choćby wydawały się najbardziej przekonujące, to sposób, by skłonić ludzi do współczucia. W rzeczywistości w ogóle nie przejmują się cierpieniami, jakie spowodowali. W ciągu dziesięcioleci pracy z seryjnymi mordercami i studiów nad ich psychiką nigdy nie spotkałem funkcjonariusza organów ścigania, prokuratora ani sędziego, który nie zgadzałby się ze mną w tej sprawie.
Rozdział 3
Nie wierzę w człowieka, Boga ani diabła. Nienawidzę ludzkości, łącznie z samym sobą […]. Poluję na słabych, bezbronnych i nieuważnych. Nauczyłem się jednego: rację mają silni.
GARY RIDGWAY (1949–), ZNANY JAKO „MORDERCA ZNAD ZIELONEJ RZEKI”
Postawmy sprawę jasno: sadystyczni mordercy seksualni przypominają drapieżniki żerujące na dnie głębokiego stawu. Są całkowicie pozbawieni moralności, sumienia i serca, terroryzują społeczeństwo, a liczba ich okropnych zbrodni stale się zwiększa. Więc jak to jest, gdy się ich spotyka w więzieniu?„Chris, co czujesz, przeprowadzając wywiad z seryjnym mordercą?” „Jak to na ciebie wpływa?” Często słyszę te pytania – brzmią one rozsądnie, ale po nich padają następne. „Czy odczuwasz lęk w czasie wywiadu z seryjnym mordercą?” „Czy masz koszmary, gdy myślisz o ich okropnych zbrodniach?” „Czy trudno ci utrzymywać osobiste relacje z normalnymi ludźmi?” „Czy zawsze byłeś siwy?” „Pisarstwo to praca siedząca; czy zastanawiałeś się kiedyś nad dietą 5:2?” „Masz przyjaciół na Facebooku?” „Krążą plotki, że na Gwiazdkę dostajesz życzenia tylko od maniakalnych zabójców. Czy to prawda?” Na końcu pada klasyczna deklaracja: „Chciałbym przeprowadzić wywiad z seryjnym mordercą, ale śmiertelnie bym się bał”.Cóż, lektura tej książki dostarczy odpowiedzi na część z powyższych pytań – a także inne, jakie mogą przyjść Czytelnikom do głowy. Moja rada jest następująca: aby zachować zdrowie psychiczne, należy przede wszystkim dokładnie przestudiować życiorys mordercy – uzyskana wiedza bardzo się przyda.
Trzeba zacząć od rodziców, okresu dzieciństwa i dorastania, szkoły, kolegów, zatrudnienia, relacji w pracy, wszelkich, nawet drobnych konfliktów z prawem, kar więzienia i wyroków z zawieszeniem. Warto zwracać uwagę na każdy szczegół, zebrać dokładne informacje o tym, jak, gdzie i kiedy popełniono morderstwa, poznać sposób działania (modus operandi) sprawcy, jego kryteria wyboru ofiar i ich relacje z przestępcą. Trzeba ustalić, co podnieca psychopatycznych zabójców – co na nich oddziałuje. Należy to zrobić przed nawiązaniem z nimi jakiegokolwiek kontaktu.
Wszystko to ma charakter bardzo subiektywny: kryminologia z pewnością nie jest nauką ścisłą.
Krótko mówiąc, zanim pomyślimy o odwiedzeniu seryjnego mordercy, musimy o nim wiedzieć więcej niż on sam.
Kojarzy mi się to z kontrolą graniczną na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo, którą wielokrotnie przechodziłem. Kiedy rosyjscy funkcjonariusze patrzą na pasażera wzrokiem rejestratorki w przychodni lekarskiej, zerkają na paszport, a później na ekran komputera, wiedzą o nas więcej niż my sami.
Powinniśmy być równie dociekliwi i podejrzliwi. Nie zachowujmy się jak sześćdziesięciopięcioletnia panna Doris Jones, samotna idiotka pragnąca nawiązać romantyczny związek uczuciowy z podstępnym mordercą odsiadującym dożywocie albo przebywającym w celi śmierci. Maniakalnych zabójców nie da się zmienić, nigdy się nie poprawią: wszelkie oznaki wyrzutów sumienia to tylko przebiegłe próby osiągnięcia jakichś korzyści, a skrucha na łożu śmierci to prawdopodobnie oznaka zwykłego lęku przed kostuchą… Na świecie jest mnóstwo naiwnych osób – mężczyzn i kobiet – poświęcających czas i pieniądze na korespondencję z psychopatami mającymi na koncie setki przestępstw. Nazywamy takich ludzi „fanami zbrodni”. Oczywiście piękno to kwestia gustu, ale to już przesada. Trzeba być w kompletnej desperacji i mieć sieczkę w głowie, by surfować po internecie i próbować nawiązać przyjaźń z sadystycznym mordercą, który wcześniej przelał dość krwi, by dwukrotnie pomalować Golden Gate Bridge – w porządku, może raz, a nie dwa razy – a teraz, gdy odrzucono wszystkie jego apelacje, nagle przeżył objawienie i odnalazł Jezusa Chrystusa.
Fani zbrodni stoją mi kością w gardle; spotkałem wielu z nich w czasie swoich badań nad seryjnymi mordercami. Zastanawiam się, czy są naprawdę poczytalni, podobnie jak sami zbrodniarze. Nie myślcie, że możecie zmienić przestępców, sprawić, że się poprawią, wprowadzić na ścieżkę cnoty. Traktujcie z przymrużeniem oka deklaracje skruchy albo poprawy.
To powinno wystarczyć, ale pozwolę sobie jeszcze ostrzec damy o miękkich sercach, które mogłyby odpowiedzieć takim ludziom jak Henry Alexander Davis (osadzony numer 358319, Departament Więziennictwa stanu Floryda), urodzony 25 kwietnia 1965 roku, bezwzględny morderca, który zabijał ofiary napadów rabunkowych.
Davis reklamował się w internecie w portalu samotnych serc, gdzie poszukiwał „kandydatek na przyjaciółki” i skromnie opisywał się jako „najsłodsza czekolada Florydy” (jest czarnoskóry). Publikował takie teksty:
Cześć, nazywam się Henry. Mam 53 lata. Siedzę w więzieniu od prawie trzydziestu lat, choć jestem niewinny. Pragnę nawiązać przyjaźń z bratnią duszą. Chciałbym rozwiać mit, że jestem pozbawiony ludzkich uczuć, a większość mojej rodziny i przyjaciół nie żyje albo straciłem z nimi kontakt.
Nieporadnie zmagając się z językiem i przegrywając walkę, Davis ciągnął: „Interesuję się głównie prawem, filozofią i duchowością. Pragnąłbym poznać osoby pełne wrażliwości pozwalającej rozwinąć wzajemnie inspirujące relacje poprzez komunikację pokrewnych umysłów”. Po dłuższych wywodach tego rodzaju następuje pełen skromności opis własnej osoby: „Zapraszam kobiety wszystkich ras. Ważę 95 kilogramów. Zdrowy, wyrozumiały, szczery, kochający, uczciwy i przystojny. Piękny uśmiech. Odpowiem szybko, jeśli otrzymam 150 dolarów. Jestem otwarty na nowe doświadczenia”. Nie wątpię!
Gdyby Davis mieszkał w Wielkiej Brytanii, mógłby zostać oskarżony o nieuczciwą reklamę. Jego deklaracje są równie prawdziwe jak rozkłady jazdy pociągów brytyjskich. „Najsłodsza czekolada Florydy” przebywa w ściśle strzeżonym zakładzie karnym, gdzie odsiaduje dwa wyroki dożywocia – jeden za rabunek z bronią w ręku, a drugi za włamanie. Dwa inne wyroki, zaledwie pięcioletnie, są prawie niewarte wzmianki.
Dotychczasowy brak sukcesów w nawiązywaniu relacji z kobietami może być spowodowany tym, że potencjalne kandydatki przeczytały wydrukowane drobnym drukiem ostrzeżenie na opakowaniu czekolady. Mogły też nie rozumieć, o czym Davis pisze!
Warto w tym miejscu wspomnieć o innym odsiadującym dożywocie seryjnym mordercy, Johnie Davidzie Cannanie, uważającym się za potomka templariuszy. Niedawno wyciekł do mediów jeden z jego listów (ściśle biorąc, został przekazany „Birmingham Mail” przez policję). W liście tym John obiecuje zadurzonej w nim kobiecie, że kupi jej willę w Hiszpanii, chociaż nie ma ani grosza. Cannan, wyjątkowo brutalny gwałciciel i oszust dopuszczający się napadów rabunkowych, z pewnością zamordował trzy kobiety: Sandrę Court, agentkę nieruchomości Suzy Lamplugh i Shirley Banks, dziewczynę z Bristolu. Myślę, że zakochana w nim kobieta (nie podaję jej nazwiska z przyczyn prawnych) powinna iść do psychiatry.
Nie są to moje wymysły. Istnieją tysiące mężczyzn i kobiet „pragnących rozwinąć wzajemnie inspirujące relacje poprzez komunikację pokrewnych umysłów” z maniakalnymi mordercami; odbywa się to przez internet. Opisałem wiele takich przypadków w książce Murder.com, powstałej przy współpracy FBI, CIA i policji rosyjskiej. Zawiera ona niewiarygodne, niekiedy groteskowe historie – choć zdarzało się, że miały one tragiczne konsekwencje dla naiwnych kobiet zakochanych w przebywających za kratami socjopatach, gdy wychodzili na wolność.
Moim zdaniem problem polega na tym, że ludzie nie czytają książek albo je lekceważą. Nie mija dzień, by ktoś nie zaczął szukać miłości w internecie i nie został oskubany ze wszystkiego, co ma albo kiedykolwiek będzie mieć, by sparafrazować słowa Clinta Eastwooda grającego Billa Munny’ego w filmie Bez przebaczenia z 1992 roku: „Zabicie człowieka to coś fantastycznego. Zabierasz mu wszystko, co ma i kiedykolwiek będzie mieć”. Wiele kobiet szukających miłości w internecie pada ofiarą seryjnych morderców, tak jak ofiary Johna Edwarda „J.R.” Robinsona, który oszukiwał, okradał i maltretował kobiety, traktując je jak niewolnice. W 1993 roku odkrył internet i nazwał się „panem niewolnic”; odwiedzał serwisy społecznościowe, szukając ofiar. Robinson, niekiedy nazywany pierwszym seryjnym zabójcą sieciowym, przebywa w celi śmierci w więzieniu El Dorado w stanie Kansas.
Cóż, zrzuciłem ciężar z serca. Odwiedziłem wiele oddziałów cel śmierci i panuje w nich zawsze taki sam zapach – nie ma nic wspólnego z delikatną wonią kwiatów. Człowiek wchodzący do więzienia czuje przenikający mury smród środków dezynfekcyjnych, bielinki, tłuszczu do smażenia, starego moczu, ekskrementów i potu. Zapach to nie wszystko. Czasami hałas potrafi być ogłuszający; można by pomyśleć, że to pora karmienia małp w zoo.
Nie mając nic lepszego do roboty, osadzeni (w tej chwili nazywanie ich „skazanymi” nie jest politycznie poprawne) wyją, wrzeszczą, gadają, pohukują i skrzeczą. Jeśli ktoś im się nie podoba, obrzucają go ekskrementami albo sikają przez kraty. Jeśli cele mają lite stalowe drzwi, sikają na podłogę i rozmazują kał na ścianach.
Myślę, że robią to również niektóre małpy!
Jeśli ktoś odwiedza oddział cel śmierci w Stanach Zjednoczonych albo oddział o zaostrzonym rygorze, z powodu bezpieczeństwa wszyscy więźniowie są zamknięci w celach. Funkcyjni myjący korytarze poruszają się w ciszy; słychać tylko odgłos szczotek i plusk brudnej wody. Więźniowie i strażnicy nie zamieniają ze sobą ani słowa; rozkazy są krótkie i jasne: „STAĆ NIERUCHOMO! PRZYCISNĄĆ NOSY DO ŚCIANY!”. Nikt nie ma prawa się rozglądać.
W Wielkiej Brytanii nie istnieją cele śmierci ani „zielone mile”. Ostatnie egzekucje przez powieszenie przeprowadzono w 1963 roku, a później kara śmierci została zniesiona (w 1965 roku w Wielkiej Brytanii, a w 1975 roku w Irlandii Północnej).
Pyta pan, czy brytyjskie więzienia prowadzą resocjalizację? O kurwa, nigdy w życiu!
Resocjalizacja?! Niech mnie pan nie rozśmiesza, człowieku. Trafiają za kratki, wychodzą i znowu wracają. Mam na oddziale bydlaka, który zatłukł swoje dzieci, a potem przejechał je samochodem, by upozorować wypadek. Zamierzała od niego odejść żona, więc chciał, żeby nigdy więcej nie zobaczyła dzieciaków […]. Muszę mówić do niego „sir”. Ma pan ochotę na bilard?
STRAŻNIK WIĘZIENNY ZATRUDNIONY W PRYWATNEJ FIRMIE PROWADZĄCEJ JEDNO Z WIĘZIEŃ BRYTYJSKICH, WYWIAD PRZEPROWADZONY PRZEZ AUTORA, 20 SIERPNIA 2018
Przeprowadziłem wywiady z wieloma brytyjskimi strażnikami pracującymi w prywatnych firmach, których głównym zadaniem jest dostarczanie zysków akcjonariuszom i niszczenie więziennictwa, i przekonałem się, że mają mętlik w głowie.
Trudno w to uwierzyć – brytyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nigdy tego nie skomentuje – ale więzienia prowadzone przez prywatne firmy otrzymują specjalne dotacje, by osadzeni nie przebywali w celach, zajmowali się rekreacją albo po prostu życiem towarzyskim. Dotyczy to również najbrutalniejszych seryjnych morderców. Chodzi o to, by nie łamać praw człowieka. A oto kolejna plotka dotycząca więziennictwa. Obecnie, zgodnie z instrukcjami brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, strażnicy muszą zwracać się do więźniów „sir”, „pan”, „pani” i „panna”. W amerykańskich zakładach karnych wygląda to tak: „Hej, rusz dupę, półgłówku!”. Nie ma tam żadnych lewicowych przegięć, nikt nie myśli o prawach człowieka.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki