Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ptaki od zawsze fascynują człowieka. Postrzegamy je przez pryzmat własnych uwarunkowań: umiejętności, ograniczeń i światopoglądu. W tej książce zostały wyeksponowane ich szczególne zdolności lub zachowania i to w taki sposób, że trudno nie nabrać przekonania, iż nawet najpospolitsze z nich: sroka, kura domowa, gołąb pocztowy czy szpak odznaczają się czymś, co jest w stanie zadziwić człowieka. Tańczą w rytm muzyki, rozpoznają własne odbicie w lustrze, rozróżniają ludzkie twarze, "opłakują" zmarłych pobratymców i tworzą istne dzieła sztuki. Czy stwierdzenie, że ptaki wykazują zachowania analogiczne do ludzkich emocji, byłoby zbyt daleko idące? Inteligencja, altruizm, samoświadomość, miłość... Jak pisze autor: "Badając ptaki, ostatecznie dowiadujemy się czegoś o nas samych".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 355
Z recenzji
„Pan Strycker ma umiejętność pisania o świecie ludzi i ptaków bez upraszczania któregokolwiek z nich… Myśli jak biolog, lecz pisze jak poeta, a jedną z drobnych przyjemności z czytania Rzeczy o ptakach jest obserwowanie, jak przelewa rezultaty badań empirycznych w liryczny obraz… Pomiędzy wierszami można niemal dostrzec brytyjskiego przyrodnika i dokumentalistę Davida Attenborough stojącego w miejscu akcji w korkowym hełmie, uśmiechającego się z aprobatą wobec wyważonej wrażliwości Stryckera”.
– The Wall Street Journal
„Rzecz o ptakach kieruje bystre, dociekliwe oko w stronę kolejnych rodzin ptaków, by zgłębić to, co Strycker nazywa ich ludzkimi cechami… To ujmujące opracowanie, które rzuca światło na coś wyjątkowego we wszystkich istotach, w tym w nas samych”.
– The Economist
„Inteligencja, altruizm, samoświadomość, miłość… Strycker jest szególnie ujmujący, gdy opisuje własne badania terenowe nad pingwinami i albatrosami… Jak pisze on sam: Badając ptaki, ostatecznie dowiadujemy się czegoś o nas samych”.
– The New York Times Book Review, wybrane przez amerykańskiego wydawcę
„Zabawna i pouczająca lektura. Strycker zna się zarówno na posługiwaniu słowem, jak i na ptakach; posiada literacki talent do tego, by czynić przystępnymi wyniki bardzo skomplikowanych eksperymentów”.
– Newsweek (USA)
„Strycker trafnie zauważa, co jest najciekawsze u poszczególnych gatunków i przedstawia ptasie historie zwięzłym językiem, z humorem, a niekiedy nawet z dozą samoświadomości… To książka tętniąca życiem. Ptasiarskie dziennikarstwo na najwyższym poziomie. Ptasiarskie dziennikarstwo, które zwraca na siebie uwagę”.
– The Washington Post
„Jedna z najlepszych książek tej dekady o ptakach. Gwarantowane”.
– BirdWatching
„Pięknie napisana, pełna nieznanych i uroczych szczegółów, Rzecz o ptakach jest wspaniałą lekturą od początku do końca”.
– The Boston Globe
„To zdolność Stryckera do dostrzegania i ukazywania związków pomiędzy zachowaniem ptaków i człowieczeństwem sprawiają, iż trudno oderwać wzrok od Rzeczy o ptakach… Rzecz o ptakach zachęca do refleksji nad własnymi przypuszczeniami o dostrzeganych niedoskonałościach królestwa zwierząt”.
– The Oregonian
„Strycker porządkuje pierwotne spostrzeżenia i wyniki badań naukowych, aby dowieść prostej, lecz radykalnej idei, że ptaki mają nam coś do przekazania o naszym własnym człowieczeństwie. Poświęćmy tej książce trochę czasu”.
– Audubon
„Ptaki intrygują ludzkość, a Noah Strycker w tym podsumowaniu badań ujawnia, dlaczego tak się dzieje – poprzez takie zjawiska jak jednakowy promień odległości pomiędzy szpakami w stadzie czy »komora dekontaminacyjna« w żołądku sępników. Jak sam zauważa, takie odkrycia mogą odzwierciedlać ludzkie realia”.
– Nature
„Noah Strycker paskiem swojej lornetki, niczym lassem, ściąga czytelników na spotkanie nos w dziób z pierzastymi stworzeniami, które tak dobrze zna… Rozwijająca i zabawna książka”.
– Science News
„Urzekająca, prowokacyjna…”
– Robert Krulwich, NPR
„Fascynująca”.
– Minneapolis Star Tribune
„Rzecz o ptakach zachęci cię do bliższego przyjrzenia się otaczającemu światu przyrody, a być może nauczy czegoś więcej nie tylko o tym, co widzisz, ale kim jesteś”.
– Seattle Times
„Strycker łączy ostatnie odkrycia ornitologii z ciekawostkami z historii i własnego, ogromnego doświadczenia w terenie, aby stworzyć świetną i zabawną analizę ptasich zachowań… We wciągającym przeglądzie Stryckera odkrywamy, jak wiele frajdy daje po prostu ich obserwowanie”.
– Booklist (przegląd)
„Trudno jest przestać czytać prozę Styckera”.
– Publishers Weekly
„Zachwycająca książka dla szerokiej publiki”.
– Kirkus Reviews
„Olśniewająca różnorodność ptasich tematów, w tym powiązań pomiędzy ptakami i ludźmi”.
– Library Journal
„Jest coś takiego jak obserwowanie ptaków i coś takiego jak obsesja na punkcie niemal 2500 różnych gatunków, które robią to, co robią. To drugie dotyczy Noaha Stryckera, a ta urzekająca książka przyciąga uwagę tych, którzy notują ptaki widywane na spacerach, jak i reszty z nas, która tylko tęsknie patrzy, jak te przelatują w powietrzu”.
– Flavorwire
„Nowa, pouczająca – i faktycznie dość poruszająca – książka Stryckera jest mile widzianym przypomnieniem o tym, że możemy nauczyć się dużo więcej od zwierząt, niż mogłoby nam się zdawać. Zadając dociekliwe pytania o to, dlaczego ptaki zachowują się tak, jak się zachowują, pozwala na poetycki wgląd w naszą własną egzystencję”.
– Daily Mail (UK)
„Pełna anegdot i przedziwnych detali… uczy i bawi w równym i fascynującym stopniu”.
– Birdwatch (UK)
„Noah Strycker bada rosnące prawdopodobieństwo tego, że ptaki cieszą się znacznie bogatszym intelektualnie, emocjonalnie, a nawet artystycznie życiem niż my, przemądrzali ludzie, kiedykolwiek przypuszczaliśmy. Przeczytaj tę książkę”.
– Scott Weidensaul, autor książek Living on the Wind i The First Frontier
„Jako właściciel tańczącej rudosterki zielonolicej, długoletni miłośnik gołębi, badacz ptaków morskich i wielbiciel sokołów mogę powiedzieć, że ta książka jest nie tylko pełna rzetelnych informacji – tego oczekiwałem – lecz jako pisarz jestem zdumiony tym, jak swobodnym i łatwym uczynił dla nas czytanie Noah Strycker. To odkrywcza i cudownie urzekająca książka. Nie mogę doczekać się kolejnych; tymczasem mamy ten klejnot”.
– Carl Safina, autor książek Song for the Blue Ocean i The View from Lazy Point
„Refleksyjna, ujmująca książka, traktująca o wyścigach gołębi, fizyce, nęceniu sępników, zespole Backstreet Boys i modelu matematycznym mającym zastosowanie zarówno do rankingów tenisowych, jak i hierarchii u kur – zwinnie napisana praca o rewelacyjnym wachlarzu tematów”.
– Brian Kimberling, autor książki Snapper
„Czytam książki o ptakach całe życie i to właśnie jest ta, na którą czekałem. Ptaki mogą nas dużo nauczyć. Strycker kocha je, rozumie ich czar i tajemnice i potrafi wysnuć z ich zachowań mądrość dla nas wszystkich. W końcu mamy książkę godną tego tematu”.
– Mary Pipher, autorka książki The Green Boa
Książka ukazała się po raz pierwszy staraniem Riverhead Books/Penguin Publishing Group/Penguin Random House LLC.
Tytuł oryginału: The Thing with Feathers
Przekład: Michał Radziszewski
Projekt okładki: Ewa Iwaniuk/&visual, www.andvisual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Korekta: Bogusława Jędrasik (correct)
Tłumacz i Wydawca dziękują Billowi Benjaminowi za wyjaśnienie leksykalnych osobliwości oryginalnej treści książki.
Źródła ilustracji wykorzystanych na okładce i wyklejkach:
© Plantarum indigenarum et exoticarum icones ad vivum coloratae, oder, Sammlung nach der Natur gemalter Abbildungen inn- und ausländlischer Pflanzen, für Liebhaber und Beflissene der Botanik http://www.biodiversitylibrary.org;
© A natural history of birds: illustrated with a hundred and one copper plates, curiously engraven from the life http://www.biodiversitylibrary.org;
© Ornithological miscellany http://www.biodiversitylibrary.org;
© Faune de la Sénégambie / par A.-T. de Rochebrune http://www.biodiversitylibrary.org
Copyright © 2014 by Noah Strycker
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2017
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2122-7
MUZA SA
Wydanie II
Warszawa 2021
FRAGMENT
Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby ptaki badały nas.
Które z ludzkich cech wzbudziłyby ich zainteresowanie? Jak wyciągałyby wnioski?
Być może ptaki zaczęłyby, jak większość naukowców, od podstaw. Mogłyby spędzić dużo czasu, mierząc ludzkie ciało: masę, wzrost, mięśnie, puls, wielkość mózgu, pojemność płuc, kolor skóry, tempo wzrostu, długość życia i tak dalej. Akademicko zorientowane ptaki mogłyby zapełnić tomy klinicznymi, fizycznymi obserwacjami ludzi. Oczywiście musiałyby wysłać zastępy terenowych techników, aby zbierać dane. Któregoś poranka moglibyśmy wyjść frontowymi drzwiami swojego domu i otoczeni sprawnymi młodymi wróblami uzbrojonymi w linijki i wagi zaplątać się w niewidzialną sieć. Nie ulega wątpliwości, że wkrótce puściłyby nas wolno, bez szwanku, pomimo zażenowania z powodu zostania schwytanymi i utraty kilku starannie wyskubanych kosmyków włosów. Po czym wróble udałyby się przeanalizować swoje dane.
Jak wiele ptak mógłby dowiedzieć się o nas na podstawie tych danych biometrycznych? Dajmy na to rozmiarów mózgu – cechy, z której my, ludzie, jesteśmy najbardziej dumni. Ptak mógłby słusznie zauważyć, że ze względu na same rozmiary ludzki mózg nie jest niczym wyjątkowym; na przykład mózgi wielorybów i słoni są znacznie większe. Ptaki mogłyby pójść krok dalej i porównać wielkość ludzkiego mózgu z masą ciała, ale nawet wówczas człowiek nie rzucałby się w oczy: stosunek masy naszego mózgu do masy ciała jest niemal taki sam jak u myszy (około 1/40) i jest mniejszy niż u niektórych ptaków (1/14); w przypadku zastosowania względnych rozmiarów mrówki będą posiadać największy mózg ze wszystkich (1/7). Chcąc znaleźć wytłumaczenie dla tych przeciętnych wyników, ludzie zauważyli, że podczas gdy wielkość mózgu wzrasta wraz z masą ciała, wzrost ten nie jest wprost proporcjonalny. Jednakże ta formuła została opracowana przez ssaki dla ssaków. Ptaki, gdyby miały zająć się badaniem naszych mózgów, mogłyby nie przyjąć tej logiki. Mogłyby nie pomyśleć, że ludzki mózg – lub człowiek w ogóle – jest szczególnie interesujący.
Aby naprawdę dowiedzieć się czegoś o ludziach, ciekawskie ptaki musiałyby zająć się czymś więcej niż tylko naszym ciałem. Musiałyby uważnie obserwować, jak się zachowujemy, a potem starać się zrozumieć, dlaczego postępujemy w taki a nie inny sposób – byłoby to trudne zadanie. Rozważmy zwodniczo proste pytanie: Dlaczego czytasz tę książkę? Mógłbyś powiedzieć: „Żeby się dowiedzieć czegoś o ptakach”, albo „dla rozrywki”, ale prawdopodobnie to nie jedyne powody. Czytanie zdaje się zaspokajać powszechne ludzkie pragnienie. Biolodzy ewolucyjni wskazują na to, że ludzie różnych kultur odnoszą przyjemność z czytania pomimo faktu, iż przez większość ludzkich dziejów pismo nie istniało. Rozszyfrowywanie słów zapisanych na kartce wymaga umiejętności, które zostały w nas zakodowane, lecz nikt zupełnie nie wie, dlaczego lubimy czytać. A skoro my sami nie wiemy, dlaczego tak jest, to co ptak mógłby sądzić o tym, że czytasz tę książkę. Jakie wnioski mógłby wysnuć o zachowaniu tak obcym dla niego samego? Jeśli ptaki miałyby przystąpić do badania ludzkich zachowań, niemal z pewnością zaczęłyby od czegoś, co jest im znane. Mogłyby, na przykład, zbadać nasze nawyki związane ze snem. Taka ekipa badaczy terenowych założyłaby obóz w kącie twojej sypialni, by sporządzać szczegółowe notatki o takich rzeczach jak kolor prześcieradła i głośność chrapania. Ptaki z pewnością rozumiałyby potrzebę odpoczynku każdej nocy. Ale trudno orzec, co w trakcie sypialnianego czuwania wywnioskowałyby na temat ogólnej kondycji człowieka, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ptaki nie śpią w taki sam sposób jak my. Większość ptaków ma sen lekki, rzadko śpią jak zabite, co ludziom zdarza się często. A niektóre ptaki mają wprost niezwykłe nawyki senne – uważa się, iż pewne gatunki jerzyków śpią podczas lotu, być może „wyłączając” na przemian to jedną, to drugą półkulę mózgową. Pewien rodzaj papug śpi, zwisając głową w dół jak nietoperze. Kolibry zapadają w stan bliskiego śmierci odrętwienia po zmroku, aby oszczędzać energię. Nawet najbardziej podstawowe zachowania, takie jak sen, stają się bardziej złożone w miarę ich badania – i trudniejsze do zrozumienia.
Ze swoich badań nad ludzkimi zachowaniami ptaki mogłyby nawet wywnioskować, że ludzie chcieliby być ptakami. Pomyślmy o bilionach dolarów, które ludzkość wydała na samoloty, promy kosmiczne i inne latające maszyny w ostatnim stuleciu. Co miałby o tym pomyśleć sobie ptak? Czy ptaki spierałyby się o różnice pomiędzy zachowaniem ptaków i ludzi – i czy te różnice mają charakter jakościowy, czy tylko ilościowy, jak niegdyś wskazywał Darwin? Ptak mógłby zbadać niektóre z naszych samolotów i z politowaniem poczuć się lepszym od obiektu swoich badań. Któż mógłby go za to winić?
KONCEPCJA PTAKÓW badających ludzi jest czystą antropomorfizacją – przypisaniem ludzkich cech ptakom, by odnieść się do pewnej kwestii. Ptaki mają ważniejsze sprawy na głowie niż studiowanie ludzi i wątpliwe jest to, czy posiadają zdolność zrozumienia pojęć, takich jak badanie naukowe. Ptasiarze często żartują z ptaków obserwujących ich samych, lecz ptaki prawdopodobnie nie rozwijają zainteresowania nami, poza podstawową obawą przed drapieżnikami (aby się dowiedzieć więcej na ten temat, przeczytaj rozdział „Walczyć czy uciekać: Czego boją się pingwiny”). W świecie ptaków odgrywamy podrzędną rolę.
A jednak w im większym stopniu my, ludzie, badamy ptaki i dowiadujemy się coraz więcej o ich zachowaniach, tym więcej podobieństw znajdujemy pomiędzy nami i naszymi pierzastymi przyjaciółmi. W niemal każdej sferze zachowania ptaków – dotyczącej reprodukcji, populacji, migracji, rytmu dobowego, komunikacji, nawigacji, inteligencji i tak dalej – występują głębokie i znaczące podobieństwa do naszego zachowania. Niedawne zmiany w naukowym podejściu do zachowań zwierząt skłaniają nas do koncentrowania się w mniejszym stopniu na wyjątkowości człowieka, w większym zaś na tym, co człowiek rozumny ma wspólnego z innymi zwierzętami. Tradycyjnie ludzkie cechy, takie jak tańczenie do muzyki (przeczytaj rozdział „Pokolenie bigbitu: Tańczące papugi i dziwaczne zamiłowanie ludzi do muzyki”), rozpoznawanie swojego odbicia w lustrze i poczucie własnego ja (zobacz „Sroka w lustrze: Refleksje nad ptasią samoświadomością”), tworzenie sztuki (zobacz „Kunszt i przebiegłość: Sztuka uwodzenia według altannika”), a nawet miłość i romansowanie (zobacz „Wędrujące serca: O miłości w świecie albatrosów”) dostrzega się obecnie u ptaków. Nie jest to w ogóle antropomorfizacja; każdy, kto sugeruje inaczej, ignoruje w znacznej mierze to, co oznacza bycie ptakiem. Co więcej, wiele badań neurologicznych wskazuje na to, że te same zachowania u ludzi mogą być bardziej instynktowne, niż wielu z nas zdaje sobie z tego sprawę, będąc wynikiem tysiącleci doboru naturalnego – wyewoluowały, ponieważ zapewniają wyższą przeżywalność. Tak więc dostrzegalna przepaść dzieląca ludzi i zwierzęta ostatnimi czasy kurczy się z obu stron.
Miałem szczęście spędzić znaczną część minionej dekady w terenie, biorąc bezpośredni udział w projektach badawczych z naukowcami analizującymi zachowania ptaków. Dzięki temu mogłem miesiącami obserwować ptaki w najbardziej odległych miejscach na Ziemi: w ekwadorskiej Amazonii, australijskim interiorze, dżunglach Kostaryki i Panamy, na Wyspach Farallońskich u wybrzeży Kalifornii, wyspach Galápagos, Falklandach, wyspach stanu Maine, największej z wysp w archipelagu Hawajów, a także kolonię pingwinów w Antarktyce i innych. Zaobserwowałem blisko 2500 gatunków ptaków, mając coraz większą świadomość, że są one nie tylko przedmiotem badań, ale także żywymi, nieprzewidywalnymi indywidualnościami, posiadającymi osobowość i ducha. Potrzeba czasu, aby poznać ptaki, tak samo jak go potrzeba, by poznać kogokolwiek.
Niektóre zachowania i zdolności ptaków nie znajdują odpowiednika u ludzi, są one szczególnie osobliwe i fascynujące: „szósty” zmysł magnetyczny (zobacz „Droga do domu: Jak nawigują gołębie”), formowanie stad, w których ptaki zdają się przyciągać siebie nawzajem (zobacz „Spontaniczny porządek: Niezwykły magnetyzm stad szpaków”) i siła węchu sępnika różowogłowego (zobacz „Nozdrza sępnika: Ukryte talenty sępnika różowogłowego”). Trudno wyobrazić sobie posiadanie takich supermocy, choć ptaki czasami inspirują nas, by tego spróbować.
Jeśli jednak dobrze się przyjrzeć, to daje się zauważyć, że wiele pozornie niesamowitych wyczynów ptaków znajduje odpowiedniki u ludzi i można czerpać z tego ciekawą lekcję. Gniazdowanie kooperatywne u chwostek (zobacz „Pomocne skrzydła: Gdy współpraca jest tylko grą”) stanowi przykład ilustrujący, dlaczego ludzie są zwykle mili dla innych. Przykład oszałamiającej prędkości kolibrów (zobacz „Wojny kolibrów: Konsekwencje życia w szybkim tempie”) służy jako ostrzeżenie przed konsekwencjami przyśpieszającego tempa naszego własnego życia. Sowy śnieżne (zobacz „Śnieżne zawieruchy: Sowy, inwazje i żądza podróżowania”) potwierdzają, że nie wszystkich, którzy się włóczą, czeka zguba. Nawet kura domowa (zobacz „Zew krwi: Gdy porządek dziobania ulega zmianie”) ma nas czego nauczyć o naturalnym porządku dziobania.
Ta książka traktuje o świecie ptaków, lecz odnosi się również do ludzkiego świata. Ptaki potrafią zachowywać się w sposób ciekawy, przyciągający uwagę i zaskakujący, lecz zabiegają o te same podstawowe rzeczy co my: pożywienie, schronienie, terytorium, bezpieczeństwo, towarzystwo, pozostawienie czegoś po sobie. Każdy z rozdziałów zgłębia intrygujące zachowanie ptaków i skupia się na gatunku, który je uosabia. Czytając, można poznać kolejne niesamowite ptasie historie. Przygotuj się na zaskakujące fakty, np. o pamięci orzechówki popielatej (zobacz „Pamięć podręczna: Jak orzechówki gromadzą informacje”), które ukazują nam, do czego zdolny jest mózg, i mogą inspirować nas do zwiększenia naszych własnych zdolności umysłowych.
Badając ptaki, dowiadujemy się czegoś o nas samych. Zachowanie ptaków stanowi zwierciadło, w którym możemy przyjrzeć się ludzkiej naturze. W Rzeczy o ptakach lustro znajduje się wszędzie wokoło, na skrzydłach setek miliardów osobników z 10000 gatunków, które dzielą z nami planetę. Na szczęście dla nas ptaki są wszędzie. Jedyne, co musimy zrobić, to patrzeć.
HOMING STADA WĘCH ŻĄDZA PODRÓŻOWANIA TEMPO ŻYCIA
Gdy podczas niedawnego wypadu na ptaki zatrzymałem się w położonym na odludziu Fields w południowo-wschodnim Oregonie, aby posilić się hamburgerem, zauważyłem przypadkiem gołębia na parkingu. Fields to miejscowość licząca mniej niż osiemdziesięciu mieszkańców. Jest tu niewiele więcej poza sklepem, barem i szpalerem topól wzdłuż autostrady pośród bezkresnych pastwisk. Kilka lat temu widziałem samolot lądujący na tej autostradzie i taksówkę tuż obok dystrybutora paliwa. Pilot musiał bardziej uważać na krowy niż samochody. W Fields nie ma ruchu.
Gołąb spokojnie zbierał coś z nawierzchni i kłębów biegacza pustynnego tuż przed drzwiami budynku stacji benzynowej, jakby chciał wejść do środka. Gdy kończyłem ostatnie kęsy burgera, coś zaświtało w mojej głowie. Tu, setki kilometrów od najbliższego McDonalda, jakikolwiek gołąb musiał być rzadkością.
– Zobacz, gołąb! – zawołałem.
Niektórzy z pozostałych podróżnych również zwrócili na to uwagę i przepędzili go za dystrybutor. Niemal w ogóle nie drgnął, aż do chwili, gdy do niego podeszli.
– Wydaje się dosyć oswojony – odezwał się mój ojciec i towarzysz podróży zarazem. – Ciekawe, skąd przyleciał.
– Założę się, że będziemy mogli się tego dowiedzieć – odpowiedziałem. – Sprawdź obrączki na jego nogach. Wydaje mi się, że to gołąb sportowy.
Niedawno szukałem informacji o mechanizmie homingu i miałem głowę przepełnioną niezwykłymi historiami transatlantyckiego burzyka północnego, „Cudownego Psa” Bobbiego i wyścigiem gołębi w Republice Południowej Afryki z pulą nagród o wartości miliona dolarów. Teraz prawdziwy gołąb sportowy spadł z nieba w szczerym polu, w trakcie mojej przerwy na lunch – dziwny zbieg okoliczności.
Chwyciłem lornetkę, wyszedłem na zewnątrz i zacząłem obchodzić ptaka na parkingu, wyginając się, tak by odczytać cyfry na obrączce. Gdyby mi się udało poznać cały numer, mógłbym się dowiedzieć, kto jest właścicielem gołębia i, być może, jak to się stało, że znalazł się akurat w Fields.
Mój tata był mniej subtelny.
– Pomóż mi go otoczyć! – zawołał, zbliżając się do ptaka. Gołąb umknął w ostatniej sekundzie, ale zatrzymał się po kilku metrach i rzucił za siebie zalotne spojrzenie. Mój tata wykonał kolejną szarżę, lecz sprytny gołąb oddalił się zygzakiem. Zacząłem zdejmować kurtkę, żeby zarzucić ją na ptaka, ale zanim udało mi się to zrobić, za trzecim podejściem mój tata złapał go gołymi rękami. Pojmany ptak zachowywał się lekceważąco. Spoczywał wygodnie w rękach ojca, patrząc na nas błędnym wzrokiem i sprawiając wrażenie, jakby czekał, że zaczniemy go karmić.
Wyglądał jak dorodny miejski gołąb z biało nakrapianymi piórami na głowie, paradując z zieloną obrączką na jednej nodze i czerwoną na drugiej. Zielona, z zamontowanym chipem, nie miała napisu, lecz na czerwonej było wyraźnie wypisane: au 2011 ida 1961.
– Bingo! – zawołałem.
Po spisaniu numeru wypuściliśmy ptaka na parkingu, gdzie ponownie zaczął wydziobywać z pęknięć w jezdni nasiona przywiane przez wiatr. Czy zabłądził, czy tylko się posilał, jak my? Była to interesująca zagadka do wyjaśnienia. Udaliśmy się z powrotem do środka, żeby zapłacić za hamburgery.
Ptaki są zdumiewająco dobre w nawigowaniu, więc pomyślałem, że gołąb miał spore szanse dotrzeć do domu. Gołębie sportowe zasłużenie słyną ze swoich zdolności nawigacyjnych, lecz wiele ptaków posiada tę umiejętność. Przypomniała mi się niesamowita historia eksperymentu z burzykiem północnym przeprowadzonego w latach 50. XX wieku.
– Czy wiedziałeś, że pewien burzyk przeleciał kiedyś ponad pięć tysięcy kilometrów przez Atlantyk, żeby wrócić do gniazda? – zapytałem, gdy uregulowaliśmy rachunek.
Tata przywykł do moich komentarzy tego typu, ale kelnerka spojrzała na nas ze zdziwieniem.
KRÓTKO PRZED WYBUCHEM drugiej wojny światowej walijski ornitolog Ronald Lockley schwytał dwa burzyki północne, opływowych kształtów morskie ptaki, na leżącej u wybrzeży Walii wyspie Skokholm, i zabrał je w podróż samolotem do Wenecji, aby przeprowadzić eksperyment. Po przybyciu na miejsce udał się na najbliższą plażę i wypuścił oba ptaki. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze je zobaczy.
Czternaście dni później jeden z nich pojawił się z powrotem w swojej norze na Skokholm, niedługo po tym, jak Lockley sam wrócił do domu. Ornitolog był wstrząśnięty. Czarno-biały ptak wielkości piłki do futbolu amerykańskiego przebył ponad 1500 kilometrów, pokonując średnio co najmniej 105 kilometrów dziennie przez zupełnie nieznany mu górzysty teren. Burzyki północne spędzają niemal całe życie na otwartym oceanie, żywią się wyłącznie rybami i innymi morskimi zwierzętami i zasadniczo nie występują w regionie śródziemnomorskim; na lądzie pojawiają się tylko po to, by gniazdować na skalistych wyspach, takich jak Skokholm, na obrzeżach dzikiego północnego Atlantyku. Dotarcie drogą morską z Wenecji na Skokholm wymagałoby pokonania okrężnej trasy długości 6000 km, wiodącej na południowy wschód, wokół „włoskiego buta”, dalej na zachód przez wody Hiszpanii i Cieśninę Gibraltarską, następnie na północ, mijając Portugalię i Francję, lecz ten ptak najwyraźniej wybrał bardziej bezpośredni lot. Po wypuszczeniu, zamiast skierować się na otwarte wody Morza Śródziemnego, obrał przeciwny kierunek i udał się w głąb lądu, ku włoskim Alpom, i ostatecznie dotarł do Walii. Tak jakby miał mapę i kompas.
Lockley był tym zafascynowany. W latach 30. osiedlił się na Skokholm, wyspie otoczonej klifami, mającej wzdłuż niewiele więcej niż 1,5 kilometra, aby hodować i sprzedawać króliki, lecz szybko znalazł lepszy sposób na życie – zajął się pisaniem o ptakach tej wyspy. W późniejszym czasie wydał ponad pięćdziesiąt książek, a za dokumentalny film o głuptakach – innych ptakach morskich – dostał nawet Oscara. Najbardziej znany jest jednak z eksperymentów na burzykach północnych i badaniu ich niesamowitej zdolności homingu. Po przeprowadzeniu weneckiej próby szukał sposobności, aby wysłać choćby jednego jeszcze dalej. Kilka ptaków zapakowanych na parowiec płynący do Ameryki zakończyło podróż w stanie niewystarczająco dobrym, by wrócić, lecz gdy po zakończeniu wojny Skokholm odwiedził amerykański klarnecista Rosario Mazzeo, Lockley wykorzystał kolejną szansę. Przekonał swojego przyjaciela, aby lecąc do domu, zabrał ze sobą dwa burzyki i wypuścił je w Bostonie. Mazzeo rozpoczął swoją podróż nocnym pociągiem sypialnym z Walii do Londynu. Niewielki karton z parą burzyków w środku, jak później relacjonował, „wzbudził niemałe zdziwienie i wesołość u osób w sąsiednich przedziałach, które nie mogły zrozumieć, co jest źródłem miauczących i gdaczących odgłosów, dochodzących późnym wieczorem z zajmowanego przeze mnie pomieszczenia”. Następnego ranka wystartował w długi lot do Stanów Zjednoczonych, upchnąwszy ptaki pod swoim siedzeniem, co w dzisiejszej erze kontroli bezpieczeństwa byłoby niemal niemożliwe. Podróż przeżył tylko jeden ptak. Mazzeo został odebrany przez pracownika linii lotniczej, który eskortował go służbową ciężarówką do wysuniętego najdalej na wschód skraju międzynarodowego lotniska Logan, gdzie ostrożnie otworzył karton i patrzył, jak jego pozostały przy życiu lokator rozprostował skrzydła, zatrzepotał nimi i odleciał w kierunku bostońskiego portu. Gdy burzyk dotarł do brzegu morza, nagle skręcił na wschód i zaczął sunąć ku otwartemu Atlantykowi, skąd od domu dzieliło go 5150 kilometrów oceanu.
Dwanaście dni, dwanaście godzin i trzydzieści jeden minut później Lockley znalazł burzyka z obrączką o numerze AX6587 z powrotem w norze na wyspie Skokholm. Ptak pokonywał średnio 412 kilometrów dziennie ponad bezkresnym Atlantykiem przez niemal dwa tygodnie. Mazzeo otrzymał triumfalny telegram zaadresowany na Symphony Hall w Bostonie, lecz nie poznał całej historii, zanim Lockey nie przeanalizował szczegółów. Gdy burzyk pojawił się tak szybko na Skokholm, Lockley był przekonany, że coś poszło nie tak: pomyślał, że Mazzeo zapobiegawczo uwolnił ptaka w Londynie. W rzeczywistości uprzejmy klarnecista wysłał list z Bostonu niezwłocznie po wypuszczeniu swojego podopiecznego, lecz ten zostawił w tyle nawet pocztę. Dopiero gdy list od Mazzeo dotarł do Walii, dzień po przybyciu burzyka, Lockley zdał sobie sprawę, jak niesamowitą podróż odbył ten ptak z Ameryki z powrotem do swojego gniazda w Europie.
ŚWIAT OBFITUJE w niemal niewiarygodne historie o zwierzętach odnajdujących drogę do domu z obcych im miejsc. Wiele z nich dotyczy domowych pupilów. W 1923 roku pewna rodzina z Oregonu zgubiła psa, Bobbiego, podczas podróży samochodem do Indiany. Po wyczerpujących poszukiwaniach, z ciężkim sercem wróciła do domu. Ku zaskoczeniu wszystkich sześć miesięcy później Bobbie pojawił się na progu ich domu w Oregonie – rozpoznawalny dzięki trzem bliznom i brakującemu zębowi – z poobdzieranymi łapami, parchaty, wyglądający jak skóra i kości, przeszedłszy 4184 kilometry przez niemal cały kraj w środku zimy. Gazety podchwyciły tę historię i Bobbie „Cudowny Pies” błyskawicznie został wyniesiony na szczyty sławy; jego właściciele otrzymali setki listów, klucze do miast, ordery, wysadzaną klejnotami obrożę i imitującą dom budę. Ponad 40000 osób odwiedziło go podczas targów Home Show w Portland. Historia Bobbiego została później opisana w książce, a pies następnie zagrał samego siebie w niemym filmie The Call of the West. Kiedy zdechł, burmistrz Portland wygłosił mowę pogrzebową na jego cześć, Rin Tin Tin [owczarek niemiecki, jeden z pierwszych i najsłynniejszych psów występujących w filmach – przyp. tłum.] złożył wieniec na jego grobie, a jego rodzinne Silverton zainicjowało coroczną paradę zwierząt domowych, która odbywa się od ponad osiemdziesięciu lat.
Znany jest również przypadek Nindży, ośmioletniego kota dachowca, którego właściciele przeprowadzili się z Utah do stanu Waszyngton w 1996 roku. Kiedy po raz pierwszy został wypuszczony na powietrze w swoim nowym domu w Seattle, przeskoczył przez płot, i tyle go widziano. Ponad rok później identyczny kot o takim samym charakterze i tak samo dziwnie wyjący pojawił się w pierwotnym miejscu zamieszkania w Utah, wyglądając, zdaniem sąsiada, który go odkrył, jakby przeszedł wojnę. Zbieg okoliczności? Czy może Nindża przeszedł 1370 kilometrów z powrotem do swojego poprzedniego domu? Ta historia była na tyle wiarygodna, że została przedstawiona w telewizyjnym show Nature, wraz z przypadkiem Sooty’ego – kota, który wrócił na swoje miejsce, co prawda nie następnego dnia, po tym, jak jego właściciele przeprowadzili się na odległość ponad 160 kilometrów w Anglii.
Niektóre z dzikich zwierząt zdają się wykazywać ten sam instynkt. W 1970 roku Służba Parków Narodowych w Stanach Zjednoczonych przesiedliła setki natarczywych niedźwiedzi czarnych w Parku Narodowym Yosemite w Kalifornii, lecz bez względu na to, jak daleko przenosiła helikopterem znajdujące się w stanie narkozy zwierzęta, uparcie powracały one do swoich dawnych kryjówek, co spowodowało, że strażnicy parku zrezygnowali z ich relokacji i zamiast niej wprowadzili program działań odstraszających. Bass małogębowy, gatunek ryby rodzimy dla wschodniej części Ameryki Północnej, dowiódł, że jest w stanie powrócić do preferowanego akwenu po wypuszczeniu z dala od znanych mu dopływów w obrębie tego samego systemu rzecznego. Nawet ślimaki potrafią znaleźć drogę do „domu”: typowego ślimaka występującego w angielskim ogrodzie trzeba przenieść ponad 90 metrów dalej, gdyż inaczej przypełznie z powrotem, by dalej zjadać sałatę.
Ale ptaki, z ich zdolnością latania na długich dystansach i nawigacji, są wyjątkowo skuteczne w powracaniu do domu z nieznanych im miejsc. Burzyki północne Lockleya są tylko jednym z przykładów. Nawet małe ptaki śpiewające to potrafią. Gdy grupa badaczy schwytała pewną liczbę pasówek białobrewych w południowej Kalifornii i przetransportowała je do Luizjany, wiele z nich powróciło dokładnie w te same miejsca na zimowiska w Kalifornii w kolejnym roku. Badacze przewieźli samolotem kolejne pasówki białobrewe z Kalifornii do Maryland i te także wróciły. Idąc za ciosem, naukowcy przetransportowali jeszcze jedną grupę pasówek do Seulu, w Korei Południowej, ponad 9000 kilometrów od południowej Kalifornii, po drugiej stronie Oceanu Spokojnego, gdzie nigdy wcześniej nie odnotowano obecności żadnej pasówki białobrewej. Ta grupa nigdy nie dotarła do domu – ptaki te albo zakochały się w kimchi [tradycyjnym daniu kuchni koreańskiej – przyp. tłum.], albo, co bardziej prawdopodobne, w końcu przekroczono pewną granicę fizjologiczną.
Ze zdolności tej najbardziej znane są gołębie, przede wszystkim z powodu wyścigów gołębi sportowych. Typowe zawody odbywają na dystansie 160 lub 320 kilometrów, lecz niektóre z oficjalnych wyścigów są dłuższe. W Chinach odbywają się zawody, podczas których ptaki zmuszone są przelecieć około 2000 kilometrów (choć dla gołębi jest to raczej sztuka przetrwania niż zabawa, co podaje etyczność tej imprezy w wątpliwość), istnieją też anegdoty o gołębiach powracających z powodzeniem nawet z odleglejszych miejsc, z podróży przekraczających 3200 kilometrów. Są to niewiarygodne wyczyny, jeśli chodzi o nawigację, zważywszy, iż ptaki nie posiadają informacji o tym, dokąd zostaną przewiezione, zanim znajdą się z dala od domu.
Zdolność homingu u ptaków może być pozytywnie dręcząca, skłaniając kolejne pokolenia badaczy i psychologów do zastanowienia się nad tym, czy w grę może wchodzić niejednoznacznie pojęty szósty zmysł. W 1898 roku kapitan Renaud, francuski specjalista odpowiedzialny za wykorzystanie gołębi do celów wojskowych, nazwał go zmysłem orientacji – odmiennym od wzroku, słuchu, węchu, dotyku i smaku – i przypisał go nieokreślonemu narządowi w kanałach ucha wewnętrznego. Całkiem niedawno kontrowersyjny biolog Rupert Sheldrake, znany z intrygujących badań nad telepatią, kryształami i chińską medycyną, zasugerował „istnienie zmysłu kierunku, nierozpoznanego dotąd przez instytucjonalną naukę” u ptaków i innych zwierząt. Sheldrake działa na pograniczu nauki i wiary – czasopismo „Nature” okrzyknęło jego pierwszą publikację „książką do spalenia na stosie” – autor bestsellerów przypisuje swoją nieufność wobec pragmatycznej nauki latom hodowania gołębi pocztowych jako chłopiec. Gdy jechał rowerem daleko od domu, by wypuścić swoje gołębie, te zawsze prześcigały go w drodze powrotnej, a naukowcy nie potrafili wyjaśnić, jak to robiły. Po latach Sheldrake kontynuuje zadawanie pytań inspirowanych zachowaniem tych ptaków, a naukowcy w dalszym ciągu pracują nad odpowiedziami.
Łatwo dostrzec, dlaczego Renaud, Sheldrake i inni zostali tak oczarowani przez nawigacyjne zdolności ptaków; ich zmysł kierunku wydaje się niekiedy magiczny. W rzeczywistości wiemy jednak sporo o tym, w jaki sposób ptaki nawigują. Przez kilka ostatnich dekad badacze udowodnili, iż ptaki potrafią same orientować się w przestrzeni na podstawie wizualnych punktów orientacyjnych, położenia Słońca, gwiazd, a nawet zmysłu węchu, tak jak my. Coraz bardziej zaawansowane badania pokazują teraz, że ptaki są w stanie znaleźć drogę w sposób niewyobrażalny dla człowieka, wykorzystując takie zjawiska jak: pole magnetyczne Ziemi, światło spolaryzowane, echolokację i infradźwięki. Można zasłonić ptakowi oczy, nozdrza, uszy, przetransportować go daleko od domu w namagnesowanej klatce i, częściej niż rzadziej, nadal zdoła znaleźć drogę powrotną. Mając do czynienia z tak wieloma zdolnościami, zasadne staje się pytanie nie o to, jak ptaki odnajdują drogę, lecz jak w ogóle zdarza im się zgubić (rzadki przypadek). Tak, tak, możemy się wiele nauczyć od natrętnych gołębi.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Patroni medialni:
Wydawca:
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz