Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Emil Żądło, który zrezygnował z pracy w policji na rzecz dziennikarstwa, przeżywa kryzys. Kryzys wieloraki: związany z pracą, z brakiem natchnienia na nowy artykuł, z finansami, z uczuciami, z życiem w ogóle… Za ostatnie pieniądze kupuje alkohol i papierosy, nie ma siły wstać z łóżka i wziąć się w garść, a na dodatek jego była żona utrudnia mu kontakty z synem i męczy o zaległe alimenty. Wszystko się zmienia, gdy któregoś razu w nocnym pubie spotyka córkę swojej starej sąsiadki, Dorotę. Młoda kobieta i jej narzeczony tej samej nocy zostają brutalnie zamordowani w niejasnych okolicznościach. Zaintrygowany Emil postanawia pomóc policji w śledztwie. Charyzmatyczny, obdarzony nieprzeciętną intuicją dziennikarz w pojedynku z naśladowcą Hansa Memlinga …
Polecamy kolejne odcinki cyklu oraz również "List z powstania" oraz "Medalion z bursztynem".
Anna Klejzerowicz - jest polską pisarką, publicystką oraz fotografem. Pochodzi z Gdańska i tu mieszka. Z wykształcenia pedagogiem ze specjalnością w resocjalizacji. Prywatnie - miłośniczką gór, kotów, literatury oraz drzeworytu japońskiego i sztuki w ogóle. Jako autorka, znana jako twórczyni powieści kryminalnych, obyczajowych, a także opowiadań pisanych w antologiach. Od wielu lat współpracuje z Teatrem Atelier w Sopocie. Pisze również artykuły poświęcone historii sztuki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 324
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anna Klejzerowicz
Sąd ostateczny
Tom 1cykl Emil Ządło
LIND & CO
LIND & CO
@lindcopl
e-mail: [email protected]
Tytuł oryginału:
Sąd ostateczny
Tom 1 Emil Ządło
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.
Wydanie IV, 2024
Projekt okładki: Studio Karandasz
Grafiki na okładce:
adobe stock / autor: creative/ autor: Phokin/ autor: Charlie's https://de.wikipedia.org/wiki/Datei:Das_J%C3%BCngste_Gericht_(Memling).jpg
Copyright © dla tej edycji:
Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2024
ISBN 978-83-67978-64-4
Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics
Dalej powiedział do mnie:
Nie kładź pieczęci na słowa proroctwa tej
księgi
bo chwila jest bliska.
Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi,
I plugawy niech się jeszcze splugawi,
A sprawiedliwy niech jeszcze wypełni
sprawiedliwość,
a święty niechaj się jeszcze uświęci!
Oto przyjdę niebawem,
A moja zapłata jest ze mną,
by tak każdemu odpłacić,
jaka jest jego praca.
Jam jest Alfa i Omega,
Pierwszy i Ostatni,
Początek i Koniec.
Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty,
Aby władza nad drzewem życia do nich należała
i aby bramami wchodzili do Miasta.
Na zewnątrz są psy, kuglarze, rozpustnicy,
Zabójcy i bałwochwalcy
I każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje.
Ja, Jezus, posłałem mego anioła,
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest przypadkowe.
Nawet miejsca są tu tylko niedoskonałym odbiciem miejsc rzeczywiście istniejących, a czas – odbiciem Czasu…
Ponad sześćdziesiąt lat wcześniej
Morze ognia falowało w ciemnościach nocy.
Wszędzie wokół było czuć smród spalenizny i gryzący zapach dymu. Od płonących budynków bił żar, któremu nawet nocny chłód nie dawał rady, tak jak siąpiący nieustannie deszcz nie zdołał zdławić płomieni pożerających miasto.
Zewsząd dobiegały rozpaczliwe krzyki ludzi i poszczekiwanie psów. Armagedon. Sąd Ostateczny. Koniec świata. Tamtego świata…
W blasku ognia sylwetki oprawców, rzucające długie, rozchybotane cienie na walące się dookoła mury, wyglądały upiornie niczym postaci diabłów z malowideł dawnych mistrzów. Nawet ich twarze były iście piekielne – czarne od sadzy i popiołów, wykrzywione w grymasie pełnego uciechy okrucieństwa. Oprawcy rabowali, wynosili, co tylko się dało z ocalałych jeszcze domów, z których wcześniej wywlekli przerażonych ludzi, tak jak stali, prosto na zalaną deszczem ulicę, popychając ich brutalnie kolbami karabinów. Co jakiś czas dobiegały z bliska przeszywające powietrze pojedyncze odgłosy wystrzałów i już nie było wiadomo, czy czerwień bruku to dzieło łuny, padającej od ognia, czy też spływającej krwi. Ludzie uciekali w panice, kryjąc się w zakamarkach ruin, a płacz dzieci oraz zawodzenie kobiet tłumione były przez huk ognia i walące się ściany. Tylko wiosenny deszcz wciąż padał jednostajnie i obojętnie, jakby chciał swą mglistą kurtyną wstydliwie przysłonić całe to koszmarne ludzkie pandemonium.
Jeden z oprawców pchnął na bruk starego człowieka i jednym strzałem w głowę pozbawił go życia. Rozległ się przeraźliwy krzyk dwunastoletniej dziewczynki, która rzuciła się na ciało starca. Oprawca podniósł dziewczynkę szarpnięciem za włosy, po czym przyparł ją do porzuconego wraku wojskowego łazika i zgwałcił. Następnie poderżnął dziecku gardło i rzucił ciało na zwłoki starca jak niepotrzebną, zużytą szmatę. Przedtem jednak zdarł z szyi ofiary srebrny wisiorek. Słychać było śmiech okrutnika.
Druga, nieco starsza dziewczyna, patrzyła na to wszystko ukryta za stertą porzuconych skrzyń. Serce podeszło jej do gardła, a z oczu bezgłośnie popłynęły łzy. Nie mogła nic zrobić, mimo że tamta dziewczynka była jej młodszą siostrą, a stary człowiek dziadkiem i jedynym opiekunem, odkąd zabrakło rodziców. Ojca zabrała wojna, a matkę – wraz z najmłodszym rodzeństwem – pochłonęło morze. Teraz została zupełnie sama. Wepchnęła sobie wszystkie palce w usta, by powstrzymać narastający krzyk. Oprawcy zajęli się plądrowaniem kolejnych budynków, ich przerażające wrzaski nieco się oddaliły. Dziewczynka nadal kuliła się w swej niepewnej kryjówce, nie wiedząc, co ze sobą począć. Paraliżował ją strach przed ludzkimi bestiami, nienawidzącymi jej, nie wiadomo dlaczego.
Po chwili ktoś szarpnął ją lekko za ramię. Drgnęła gwałtownie, gotowa bronić się do końca pazurami i zębami – z ulgą rozpoznała jednak znajomą twarz sąsiadki. Kobieta położyła palec na ustach i pociągnęła ją ku zbawczej kępie krzewów rosnących nieopodal. Stamtąd wycofały się do ocalałej piwnicy jednego ze zrabowanych już domów i przeczekały aż do świtu, by wreszcie dołączyć do pochodu innych niedobitków, pragnących za wszelką cenę wyrwać się z tego piekła. Szlak ucieczki wiódł poprzez znane i ukochane miejsca. Miała ich już nigdy więcej nie zobaczyć.
Dzisiaj
Samochód skręcił raptownie w leśną drogę i zarył kołami w błocie.
Poprzez noc i ulewę widziała tylko niewyraźne zarysy drzew. Kręciło jej się w głowie. Kierowca zaklął, mocując się z silnikiem wozu. Nie zrozumiała słów. Zresztą nawet nie próbowała. Rozpaczliwie chwyciła za klamkę, kopnięciem otworzyła sobie drzwiczki i jak szalona wbiegła do lasu. Deszcz smagał ją po twarzy, lecz nawet tego nie poczuła. Uciekała przed siebie, obijając się o pnie drzew, byle szybciej, byle dalej od prześladowcy. Ten las musi się gdzieś kończyć, za nim powinny być przecież jakieś domy, jacyś ludzie. Ile sił w płucach wołała o pomoc, dopóki nie zorientowała się, że krzyk ją zdradza. Słyszała za sobą głuchy, miarowy odgłos jego kroków, a może tak jej się tylko zdawało. Może było to bicie jej własnego serca. Jednak snop światła nie był złudzeniem. Biegł za nią z latarką, widział ją. Nie miała się gdzie ukryć, rosły tu tylko stare drzewa z wysokimi koronami i łysymi pniami, które nie dawały schronienia. Nieco dalej ujrzała pas zarośli. Musi tam dobiec. Jeszcze tylko kilka metrów. To jej jedyna szansa… Nagle usłyszała głuchy huk i w tym samym momencie poczuła obezwładniający ból w łydce. Noga ugięła się pod nią i upadła twarzą w mokre leśne poszycie. Na ułamek sekundy straciła świadomość, ból dosłownie ją ogłuszył. Lecz już po chwili instynkt samozachowawczy popchnął ją do dalszej rozpaczliwej ucieczki. Jakimś przebłyskiem umysłu zrozumiała, że została postrzelona. Ale nadal żyje. Nie poddawać się. Uciekać. Wściekły ból ponownie przeszył całe ciało. Nie ucieknie, nie da rady. Próbowała podnieść się, lecz noga była całkiem bezwładna. Teraz już wyraźnie, coraz bliżej, słyszała kroki mordercy. Mokre liście szeleściły pod jego ciężkimi butami. Rozszerzonymi ze strachu oczami usiłowała przebić ciemności, lecz widziała tylko oślepiające światło latarki. Jest blisko, coraz bliżej. Bawi się z nią w kotka i myszkę. Nagle usłyszała głośniejszy szelest, odgłos jakby uderzenia, kolejne przekleństwo, światło zachybotało się i na moment zgasło. Mężczyzna potknął się o jakiś korzeń. Jak smagnięta biczem zaczęła czołgać się w stronę zbawczej – jak jej się zdawało – linii gęstych zarośli. Tam można się ukryć. Można walczyć. Ranił ją, lecz instynkt życia jest silniejszy od bólu. Może mu wytrącić z ręki latarkę, stłuc ją, choćby gołą ręką, ogłuszyć go nią, wyczołgać się na szosę, wzywać pomocy…
Już, już – pierwsze krzaki. Udało jej się. Wcisnęła się głębiej, nie bacząc na to, że gałęzie kaleczą jej twarz. Skuliła się pod osłoną gęstego listowia. Noga pulsowała tępym bólem. Dotknęła jej i poczuła na dłoni coś lepkiego i gorącego. Mdlący, metaliczny zapach krwi. Skuliła się jeszcze bardziej, czując na sobie smugę światła latarki. Szuka jej. Jego ciężkie kroki słyszała tuż obok siebie. Naraz zapadła cisza. Poprzez szum deszczu wciąż jednak słyszała nad sobą – lub raczej wyczuwała – jego oddech.
Nagle powietrze zawibrowało upiornym chichotem. W tym samym momencie latarka znów ją oślepiła, a świat zawirował, gdy coś szarpnęło ją brutalnie za zranioną nogę i gwałtownie, zanim zdążyła pomyśleć, wywlekło z krzaków. Mężczyzna ciągle się śmiał, stojąc nad nią w rozkroku. Uderzył ją pięścią w twarz. Znieruchomiała, czując na wargach smak krwi. Coś ciepłego spłynęło jej po udach. Cuchnęło. Sparaliżował ją mdlący odór czystego, zwierzęcego strachu.
Człowiek – a może bestia – zawiesił latarkę na gałęziach drzewa. Pochylił się nad nią i – nie przestając śmiać się złowieszczo – zaczął zdzierać z niej ubranie. Nie miała już siły się bronić. Zanim zamknęła oczy, ujrzała jeszcze tuż nad swoją twarzą zimny, metaliczny błysk noża, w którego ostrzu przez ułamek sekundy odbiło się światło latarki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji