Sądny dzień - Moder Jaga - ebook + książka

Sądny dzień ebook

Moder Jaga

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Blanka do niedawna prowadziła całkiem normalne życie: dysfunkcyjna rodzina, studia, próby wchodzenia w dorosłość na własnych zasadach. Wszystko zmienia zaginięcie jej młodszego brata. Pchana desperacką potrzebą działania, dziewczyna zawiera bardzo ryzykowny pakt i wkracza do świata, którego istnienia nigdy nie podejrzewała.

Ramię w ramię z człowiekiem, od którego powinna uciekać jak najdalej, twarzą w twarz z ożywionymi legendami, pozna najgorsze bestie o wyglądzie aniołów i dobre dusze o potwornych obliczach. I choćby z całych sił chciała zapomnieć o tym, co widziała, jest już za późno. Nie ma odwrotu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 643

Oceny
4,0 (173 oceny)
74
49
31
18
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KachaMS
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Książka świetna, tylko główna bohaterka mnie wkurzała. Rozumiem,że świat jej stanął na głowie ale po kilku miesiącach powinna się już chyba wziąć w garść,a nie nadal być panikujacą lebiodą - oby w nastepnej część wzięła się w garść.
71
Rafaltje

Nie oderwiesz się od lektury

Wow. Wow. Wow. Genialna! Nie zalecam zaczynać czytania wieczorem bo noc zarwana będzie!
61
Moooneta

Nie polecam

DNF na 30% Ojjjjj, chciałam polubić tę książkę. Z plusów: szybko się czyta i nie trzeba przy niej myśleć. Z minusów: nie trzeba przy niej myśleć. Blanka jest postacią, którą można by usunąć z książki, i absolutnie nic by się nie zmieniło, a może nawet wyszłoby na plus, bo było krócej i zwięźlej. Jedyny moment inicjatywy wykazuje na początku, zamieszczając post na forum, a potem już samo się dzieje - to nie Blanka pcha akcję do przodu, a akcja pcha Blankę. Chociaż ciężko tu mówić o jakiejkolwiek akcji, bo nawet te momenty, które miały nią być, pozbawione są jakiegokolwiek napięcia. Owszem, mamy powiedziane, że atmosfera gęstnieje, że czai się niebezpieczeństwo… ale W OGÓLE tego nie czuć. Bo autorka nie trzyma się zasady „show, don’t tell”. Wszystko mamy powiedziane. A Blanka od razu płacze, przeraża się i ma atak paniki. Jezu, dawno nie wiedziałam tak niemrawej, irytującej, bezradnej i ciapowatej głównej bohaterki. Już lepiej byłoby uczynić główną postacią tego stylizowanego na Wiedź...
42
maauu

Z braku laku…

ciągnie się hak flaki z olejem
32
kigaa

Z braku laku…

Zaczęła się fajnie. Później już było coraz gorzej. Nudna.
21

Popularność




Po chłopcach nie został żaden ślad”.

– ...halo? Proszę pani? – ze słuchawki dobiegł zakłopotany głos.

„Po chłopcach nie został ŻADEN ślad”.

– Pani Dunin, czy wszystko w porządku?

Blanka zamrugała, czując, jak oczy napełniają jej się łzami. Stojąca naprzeciwko matka, z twarzą poszarzałą od napięcia, wyczekiwała na wieści w milczeniu. W gładko zaczesanych włosach, zapiętej pod szyją bluzce i popielatej spódnicy wyglądała jak wystraszona przeorysza.

– Tak, przepraszam, coś przerwało. Wszystko zrozumiałam.

– Proszę być dobrej myśli – zabrzęczało bez przekonania w słuchawce. – Będziemy z państwem w kontakcie. Do usłyszenia.

Cisza.

Połączenie zostało zakończone, ale Blanka nadal stała ze smartfonem przy uchu, jakby rozmowa jeszcze trwała. Nie wiedziała, co powiedzieć matce. Nadzieja, która rozbłysła w oczach starszej kobiety, gdy zadzwonił telefon, jeszcze nie zgasła, ale tliła się coraz słabiej.

– No i? – odezwał się szorstko siedzący w fotelu ojciec. – Będziesz tak stać jak porażona czy wreszcie powiesz, co ustaliła policja?

Blanka odkleiła rozgrzanego smartfona od policzka i obrzuciła rodziców pustym spojrzeniem. Czasem udawało jej się zapominać o obecności ojca – było jej wtedy lżej na sercu – ten jednak nie pozwalał, by takie chwile trwały zbyt długo.

– Wykrztusisz to wreszcie?

– Kochanie, powiedz, czy go znaleźli? – poprosiła matka niemal bezgłośnie.

Blanka zesztywniała. Z jakiegoś powodu wiedziała, że ma na myśli ciało.

– Nie, mamo, nie udało się namierzyć ani Teodora, ani jego kolegów. Cała piątka... po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Oprócz samochodu Żarka i namiotów...

– Amatorszczyzna! – parsknął ojciec. – Jakby się przyłożyli, toby coś znaleźli. Banda dzieciaków nie może ot tak – pstryknął palcami – wyparować. Trzeba sprawdzić, czego brakuje w bagażach, prześwietlić billingi...

– Tata pozwoli – przerwała ostrożnie Blanka, wyczuwając nadciągającą tyradę. – Policja na pewno wie, jak się szuka zaginionych. Przekazali mi, że auto i namioty wyglądały tak, jakby chłopcy mieli zaraz tam wrócić. Sterta jedzenia na tylnym siedzeniu samochodu, ładowarki w schowku, alkohol w bagażniku...

Słowa opadły jak kurz, nie doczekawszy się odpowiedzi. Matka kiwnęła głową, zasłaniając usta drżącymi palcami, i opuściła pokój. Jak zwykle wycofała się do kuchni, do swojej cichej przestrzeni, gdzie mogła bez przeszkód przebywać sam na sam ze zmartwieniami. Ojciec nawet nie drgnął. Nieruchomy niczym sfinks, wpatrywał się z wściekłością w ścianę. Blanka już wiele lat temu nauczyła się, że jakakolwiek próba wyrwania go z bezruchu może się bardzo źle skończyć.

Oto my, pomyślała. Cudowna familia Duninów. Każdy we własnym świecie, każdy we własnej skorupie. Każdy osobno. Nawet w obliczu tragedii, która powinna choć trochę skruszyć zmarzlinę pokrywającą rodzinne więzy, nie zmieniło się nic.

Po prostu... nic.

Z westchnieniem zaakceptowała brak troskliwych objęć i szeptów wypowiadanych nad dzbankiem stygnącej herbaty. Zostawiła rodziców w spokoju, tak jak sobie tego zawsze życzyli, i pozwoliła, by przeżywali zaginięcie syna na swój sposób – w chłodzie i samotności.

Nie spodziewała się niczego innego, ale i tak czuła ból. Jak zwykle jakaś jej część łudziła się, że tym razem będzie inaczej, że nastąpi przełom, a relacje między Duninami przejdą metamorfozę.

Uporczywe, wrogie milczenie ściągnęło ją z powrotem na ziemię.

Wiedząc, że ma przed sobą ciężką, najpewniej bezsenną noc, bez słowa udała się do swojego dawnego pokoju. Wiedziała, że w niewielkim pomieszczeniu już tłoczą się wspomnienia gotowe przywołać wszystko, co starała się zostawić za sobą, opuszczając rodzinny dom. Miała wrażenie, że szykują się do walki o pierwszeństwo z czarnymi scenariuszami, które z każdą kolejną godziną przybierały w jej głowie na sile.

Po Teodorze i reszcie chłopców nie pozostał żaden ślad...

Zatrzymała się w korytarzu, spoglądając na drzwi pokoju brata. Były lekko uchylone, zapraszająco. Przez szczelinę wyzierał bałagan godny nastolatka, który właśnie zdał maturę, rzucił wszystko (łącznie z dziewczyną) i wyjechał w Góry Sowie. Blanka zajrzała ostrożnie do środka, jakby w obawie, że gwałtowne ruchy spłoszą zastygłe przedmioty leżące na podłodze, łóżku i biurku. Jej serce – nie wiedzieć czemu – zabiło mocniej. Znalazła się w miejscu, w którym rodzice po raz ostatni widzieli się z Teo. Matka zapewne stała właśnie tu, w progu, proponując, że zrobi kanapki na drogę. Ojciec bez wątpienia wparował do pokoju i wpatrywał się w syna tak długo, aż padło niechętne pytanie: „Czy tata chciałby mi coś powiedzieć?”, po którym bankowo nastąpiła jedna ze słynnych tyrad o odpowiedzialności i czystym sumieniu.

„Czy tata mógłby...”, „Czy tata byłby tak miły...”, „Czy tata wie...”. Do Blanki po raz kolejny dotarło, jak bardzo nienawidzi jedynej formy, w jakiej ojciec pozwalał się do siebie zwracać. „Moje dzieci nie będą do mnie mówić na ty” – powtarzał kategorycznym tonem.

I jak mówił, tak było. Nie tylko w tym przypadku.

Stary Dunin wyznawał zasadę, że ludzi należy trzymać na krótkiej smyczy, uwielbiał zresztą używać tego określenia. Jego światopogląd obejmował zarówno członków rodziny, jak i przypadkowe osoby – od sprzedawcy zniczy po młodą mamę z wózkiem tarabaniącą się po schodach. Krótka smycz należała się każdemu, z kim miał do czynienia.

Nic dziwnego, że – napięta do granic możliwości – w końcu się zrywała. Wyprowadzka Blanki na studia nosiła znamiona metaforycznej ewakuacji, a teraz Teo, siedemdziesiąt dwie godziny temu, przepadł jak kamień w wodę.

Wślizgnęła się do pokoju brata i przysiadła na skraju rozgrzebanego łóżka. Nie chciała jeszcze zamykać się u siebie. Jeszcze nie była gotowa na emocje, które kilka lat temu zatrzasnęła w ciasnych czterech ścianach swojego dawnego azylu.

Spojrzała na zegarek. Dziewiętnasta czterdzieści. Słońce zaraz zacznie zachodzić, a to oznacza, że policja niebawem zakończy dzisiejsze poszukiwania. Blanka wpatrzyła się w swoje kolorowe skarpetki, a oczy zaszły jej łzami. Doskonale pamiętała, jak Teo zadzwonił do niej, by opowiedzieć o planach, które chciał wcielić w życie tuż po napisaniu matury z fizyki. To był jego ostatni egzamin, po którym pozostawało tylko czekać na wyniki – klucz do upragnionej przeprowadzki. Teodor liczył na to, że dostanie się do Gdańska lub Krakowa, byle dalej od starego Dunina i zahukanej, niemal niemej matki.

Nie zamierzał jednak czekać na dyplom w domu, kisząc się w ojcowskich pomrukach, warknięciach i roszczeniach. Zaraz po powrocie z egzaminu spakował torbę, zabrał boomboxa, wsadził do portfela kieszonkowe i wskoczył do auta najlepszego kumpla razem z trzema innymi chłopakami z klasy.

– Może to nie eurotrip, ale i tak będzie sztos – zapowiedział z entuzjazmem Blance przez telefon i oboje poczuli się, jakby omawiali plan uwolnienia Teo spod władzy baśniowego tyrana. – Ruszamy w trasę po południu. Zabieramy namioty, procenty, Żarek skombinował też trochę trawy. To będzie epicki wypad w góry.

A potem radosnym tonem zaczął opowiadać o szlakach, piciu piwa nad potokiem i miejscówkach, które obczają, jeśli będzie im się chciało.

Blanka wzięła głęboki, rozedrgany wdech i zdała sobie sprawę, że jest wściekła. Nie na brata, nie na jego wariackich kumpli, którzy być może wpadli na jakiś głupi pomysł i stąd cała sytuacja. Nie na złośliwy los. Była zła na ojca. Ojca, który od trzech dni tkwił w swoim przeklętym fotelu, kompletnie sparaliżowany wobec okoliczności, których nie da się rozwiązać podniesionym głosem lub karą.

Stary Dunin okazał się bezradny.

Tej nocy Blanka nie zamierzała iść w jego ślady.

Gdy drzwi sypialni rodziców zamknęły się z cichym trzaskiem, Blanka zdała sobie sprawę, że musi być już grubo po północy. To właśnie o tej porze matka zwykła kłaść się obok chrapiącego niczym niedźwiedź męża.

Blanka siedziała w swoim pokoju, oświetlona blaskiem wiekowego monitora. Od paru godzin skanowała internet w poszukiwaniu najróżniejszych informacji na temat Gór Sowich. Znalazła już trasę, którą przebiegał tamtejszy czarny szlak, wypisała numery kontaktowe do schronisk, a także nazwy okolicznych atrakcji. Podejrzewała, że martwy las lub zlokalizowane pod ziemią „miasto” nazistów mogły obudzić w Teodorze i jego kolegach ducha przygody.

Po namyśle zdecydowała, że zarejestruje się na kilku forach dla miłośników turystyki górskiej. Archaiczne strony wyglądały na lekko opustoszałe, jednak Blanka czuła w sobie iskrę determinacji. Przejrzała wątki, w których użytkownicy wymieniali się spostrzeżeniami na temat rzadko odwiedzanych miejsc i podziemnych sowiogórskich kompleksów. Spisała część lokacji, uznając, że warto przy następnej okazji porozmawiać o nich z policją.

Ujęła w dłoń kubek i wylała na język ostatnie krople kawy. Poczuła słaby posmak owsianego mleka. Zdążyła już całkiem zesztywnieć od siedzenia przed komputerem, jednak nie zamierzała się kłaść. Chciała sprawdzić jeszcze kilka rzeczy, a poza tym...

Odstawiła garnuszek na blat i zmarszczyła brwi. Pomysł, który właśnie przyszedł jej do głowy, był może i naiwny, jednak wydawał się w miarę sensowny. Nie powinien też utrudnić funkcjonariuszom poszukiwań.

Chyba nie zaszkodzi spróbować?

Pocierając raz po raz zmęczone oczy, wystukała na klawiaturze kilka (trochę nieskładnych) zdań i zatwierdziła je kliknięciem myszki.

Dobra, czas na dolewkę, pomyślała ze znużeniem, gdy jej wzrok spoczął na kubku. Zsunęła się z niewygodnego krzesła i po cichu ruszyła do kuchni.

W dark webie mówiono o nim corvvus.

Bywalcy ukrytej sieci wiedzieli, czego szukał. Wiedzieli też, za co dobrze płacił. Resztę stanowiły domysły.

Corvvus nigdzie się nie udzielał, niczym nie handlował, z nikim nie korespondował. Dowodem jego istnienia była jedynie prosta strona z formularzem kontaktowym dostępna w przeglądarce Tor. No i błyskawiczne płatności w XMR – aktywach Monero.

To wystarczało, by szukający zarobku torowicze odwiedzali jego witrynę nad wyraz chętnie. Niezrażeni prostym wyglądem pseudodomeny, starannie wypełniali wszystkie pola widniejące pod zagadkowym nagłówkiem „Dodaj swój wpis do bazy legend”. Doskonale wiedzieli, że za dobrze udokumentowane informacje można liczyć na solidny zastrzyk kryptowaluty.

W jaki sposób corvvus wykorzystywał nadsyłane zgłoszenia? Tego torowiczom do tej pory nie udało się ustalić, jednak tak to już było w dark webie – przestrzeni, w której aż roiło się od sekretów. Jedna tajemnica więcej nikomu nie robiła różnicy.

Mężczyzna skanował wzrokiem świeżo nadesłaną wiadomość. W sposobie, w jaki została spisana, od razu rozpoznał doświadczonego informatora. Tekst był zwięzły, a najważniejsze informacje wypunktowane. Do opisu dołączono kilka linków i wskazówki, dzięki którym poszukiwania archiwalnych doniesień prasowych zajęły parę minut. Zgłoszenie było rzetelnie przygotowane, opatrzone datami i pozbawione zbędnych odautorskich komentarzy. Nadawca musiał kompletować dane co najmniej przez kilka miesięcy.

Solidna robota.

Potarł w zamyśleniu podbródek, skupiając wzrok na fragmencie, który najwyraźniej skłonił informatora do pośpiesznego kontaktu z corvvusem – w nadziei na ekspresowy zysk lub w obawie przed tym, że ktoś inny zgarnie mu nagrodę sprzed nosa. Był to sklecony ledwie przed trzema godzinami post opublikowany na konającym forum, które w czasach świetności zrzeszało fanów górskich wędrówek.

nie wiem ,czy ktos tu jescze zagląda, ale jeśli tak prosze o pomoc... moj brat zaginął razem z kolegami w gorach sowich w okolicach Grządek 3 dni temu, policja znalazła ich samochod i namioty zostawione tak, jakby zaraz mieli do nich wrocić – scena jak z trójkata bermudzkiego... może znaxie miejsca w któryh warto się rozejrzeć ?? :( bardzo się martwimy. jeśli ktoś ma jakis pomysł prosze o konkakt mailem [email protected]

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo na myśl o tym, jak nikłe pojęcie o bezpieczeństwie w sieci mają użytkownicy publicznie dostępnego clearnetu.

Oszczędzisz mi sporo zachodu, dziewczyno, pomyślał, i odpalił jedną ze swoich skrzynek mailowych szyfrowanych za pomocą GPG.

Blanka przebudziła się, gwałtownie wciągając powietrze.

Leżała skulona w nogach swojego łóżka. W ustach miała sucho, a pod powiekami czuła piasek. Zza zamkniętych drzwi jej pokoju dochodziły odgłosy kuchennej krzątaniny; ciche brzęknięcia naczyń oznaczały, że matka szykuje śniadanie, starając się nikogo nie obudzić. Niedostrzegalność to był jej sposób na życie pod jednym dachem ze starym Duninem. I trzeba przyznać – osiągnęła na tym polu poziom mistrzowski.

Blanka stłumiła ziewnięcie. Pamiętała, że chciała się tylko zdrzemnąć, odegnać zmęczenie, w którym myśli grzęzły jak w mule, jednak ewidentnie przespała co najmniej cztery godziny. Sięgnęła po leżący na biurku telefon. Siódma dziesięć...

Uniosła się na łokciu, wpatrując się przytomniej w ekran. Jej uwagę zwróciło powiadomienie z poczty. Ukazywało fragment tematu nowej wiadomości: „Post o zaginięciu bra...”.

Czy to możliwe, że ktoś naprawdę zareagował na jej prośbę o pomoc zostawioną na wymarłym forum internetowym? A może to jakiś niesmaczny, trollerski żart?

Nie zwlekając ani sekundy dłużej, weszła na skrzynkę i otworzyła nieprzeczytanego maila wysłanego z adresu [email protected].

Blanko,

natrafiłem na Twoją wiadomość na forum portalu gorskie-wedrowki.pl. Być może będę w stanie pomóc – mam informacje, które mogą rzucić nieco światła na to, co stało się z Twoim bratem i jego kolegami.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że policja nie wie, z czym ma do czynienia. Przedłużające się poszukiwania będą działać tylko na niekorzyść zaginionych.

Spotkajmy się. Mogę dojechać, gdzie wskażesz. Wybierz miejsce, w którym będziesz czuć się komfortowo.

S.

Zamarła. To nie wyglądało na żart. Jednak...

Ramiona pokryły jej się gęsią skórką. Mail był dziwny, zagadkowy, nadesłany z szemranego adresu. Nie oferował żadnych wskazówek, o które prosiła na forum, nasilał za to obawy związane z jakością pracy policji. I – co gorsza – zalatywał ewentualnościami, na które każdy internauta powinien uważać.

Z drugiej strony... „Wybierz miejsce, w którym będziesz czuć się komfortowo”. Tajemniczy S. wyraźnie dawał do zrozumienia, że jest otwarty na spotkanie w przestrzeni, jaką ona uzna za bezpieczną. Gdyby miał okazać się zboczeńcem lub mordercą, byłaby to wielce nietypowa taktyka polowania na przyszłe ofiary. Nie zmieniało to jednak faktu, że internet pękał w szwach od niebezpiecznych ludzi, których motywacje i działania trudno było zrozumieć, a co dopiero przewidzieć.

Odpisać albo nie odpisać, zastanawiał się Hamlet w jej głowie. Może to stalker? Albo naciągacz?

Za zamkniętymi drzwiami, w przedpokoju, rozległ się odgłos ciężkich kroków i charakterystyczne odchrząkiwanie, jakim od lat jej ojciec witał się z każdym porankiem.

– Dzień dobry szanownej koleżance małżonce – wychrypiał z okolic kuchni.

– Kawy?

– Tak. Wypiję w salonie.

Blanka uniosła głowę znad telefonu, czując ukłucie gniewu. Oczyma wyobraźni zobaczyła, jak stary Dunin kroczy przez mieszkanie, by rozsiąść się w fotelu, a potem w nachmurzeniu oczekuje, aż matka przyniesie kubek gęstej jak bagno plujki. Zapowiadał się kolejny dzień stagnacji przerywanej kolejno Teleexpressem, Wiadomościami i Panoramą. Blanka była pewna, że co pewien czas ojciec będzie też koncentrował uwagę na niej lub żonie, domagając się sprawozdań z postępów, jakie w ramach poszukiwań powinna – jego zdaniem – poczynić policja.

Zalała ją fala odrazy. Minęło już dobrych parę lat, odkąd odrzuciła rolę, jaką przypisał jej ojciec w swoim małym, czteroosobowym dramacie. Nie zamierzała z powrotem się w nią wcielać. Zwłaszcza teraz.

Chodziło przecież o życie Teo. Młodszego brata, który rozumiał ją jak nikt inny, znał jej radości, smutki i lęki. Z którym spędziła najlepsze – ale też i najmroczniejsze – momenty swojego dzieciństwa. Miała bezczynnie czekać, aż sytuacja, w jakiej się znalazł, rozwiąże się sama?

Nie, postanowiła. To nie jest jej sposób działania.

Przesunęła palcem po wyświetlaczu, odblokowując ekran. Jej oczom na powrót ukazał się osobliwy mail. Zmarszczyła brwi, odepchnęła nieproszone wizje z udziałem gwałcicieli i psychopatów, a potem odpisała krótko:

nie wiem, skad jestes – dzis moge spotkac sie w lodzi. piotrkowska, breadnia, 15?

Kliknęła „wyślij” i odrzuciła smartfona na kołdrę, jakby mógł ją czymś zarazić. Mieszanina emocji zdawała się wrzeć i rozsadzać żebra. I choć niepokojąco zaczynała przypominać napad paniki, Blanka nie zamierzała temu ulec. To nie był czas na totalną rozsypkę. Miała misję do wykonania. Na tym zamierzała się skupić, by uspokoić galopadę myśli i odczuć.

Zadanie – koncentracja na zadaniu.

Wdech – wydech.

Wdech...

Niemal podskoczyła na łóżku, gdy telefon zawibrował. Sięgnęła po niego z sercem podchodzącym do gardła i odczytała nową wiadomość od [email protected].

Będę. Szukaj ciemnych okularów.

Blanka stała naprzeciwko Kamienicy pod Gutenbergiem, lustrując z napięciem okna, za którymi uwijało się stadko kelnerów. Od pięciu minut próbowała zajrzeć do wnętrza Breadni, gdzie enigmatyczny S. prawdopodobnie zajął już miejsce przy jednym ze stolików. Bezskutecznie. Była zbyt daleko, a po Piotrkowskiej przemieszczało się wielu przechodniów, co znacznie utrudniało obserwację.

Cholera.

Mimo że wybiła już piętnasta, Blanka miała kłopot z oderwaniem stóp od chodnika – zupełnie jakby zapuściły korzenie, by utrzymać ją z dala od miejsca spotkania. Wszystko wokół wydawało się lekko nierealne, łącznie z dziwacznymi zdobieniami kamienicy. Barwny front obsiadła horda blaszanych smoków dzierżących halabardy, a w zwieńczeniach okien czaiły się fantastyczne postaci – rogaty diabeł i kobieta ze skrzydłami nietoperza.

Dopiero teraz uderzyło Blankę, jak ekscentryczny budynek wybrała na spotkanie z obcym facetem, który zaledwie kilka godzin temu wyłonił się z odmętów internetu niczym zjawa.

Cholera!

Wiedziała, że nie może się już wycofać. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła – osoba, za którą się uważała, okazałaby się iluzją.

No cóż, wyjątkowe sytuacje zmuszają do wyjątkowych zachowań.

Nadludzkim – zdawałoby się – wysiłkiem odkleiła stopy od nawierzchni i opuściła swój punkt obserwacyjny. Ruszyła w stronę wejścia do Breadni, a poczucie nierealności jeszcze się nasiliło. Miała wrażenie, że z każdym krokiem grawitacja staje się coraz słabsza, tak jakby chodnik na Piotrkowskiej nagle przeniósł się na Księżyc.

Dostrzegła swoją rękę łapiącą za klamkę, poczuła, jak pokonuje przedsionek i wchodzi do restauracji. Od progu uderzył ją gwar rozmów, szczęk sztućców, zapach świeżego chleba i gorących posiłków.

Zauważyła go od razu. Siedział tuż przy oknie, na widoku. Skryty za ciemnymi lenonkami – które tego pochmurnego dnia wydawały się kompletnie niepotrzebne – popijał w zamyśleniu espresso. Zdziwiło ją, jak bardzo nie pasował do tego miejsca. Ubrany całkiem na czarno, z jasnymi włosami związanymi w nieporządny węzeł na karku, roztaczał wokół siebie osobliwą, nieprzeniknioną aurę.

Dystans? Melancholia?

Zobojętnienie?

Blanka poczuła, jak nogi same prowadzą ją do odpowiedniego stolika. Zatrzymały się dokładnie w momencie, w którym nieznajomy uniósł głowę, a jego twarz zastygła, jakby potrzebował chwili na przeprocesowanie tego, co zobaczył. Zaraz jednak uśmiechnął się nieznacznie, zdjął okulary i wpatrzył w nią czarnymi jak smoła oczami. Wstał.

– Sambor Fogiel – powiedział, wyciągając rękę na powitanie.

Dziewczyna wyglądała na wystraszoną, ale zdeterminowaną. Zaciskała usta, nad którymi połyskiwało delikatne septum. Usiadła na brzegu krzesła i łypała na Sambora zza okularów o cienkich srebrnych oprawkach. Zapytał, czego się napije, i po uzyskaniu odpowiedzi udał się do lady.

– Latte na mleku owsianym – mruknął do kelnerki, cały czas czując na sobie świdrujące spojrzenie. Ustawił się tak, by dziewczyna miała dobry widok na jego dłonie. Nie chciał, by przez całe spotkanie zastanawiała się, czy nie dosypał jej czegoś do kawy.

Zaskoczyło go, jak bardzo nie pasowała do tego miejsca. Z upiętymi, farbowanymi na rudo włosami, ubrana w stylu vintage, z kolorowymi tatuażami wyglądała jak mieszkanka baśniowego muchomora. Zdecydowanie zwracała na siebie uwagę w morzu szaroburych postaci zajętych rozmowami lub smartfonami przy sąsiednich stolikach.

– Proszę, latte na owsianym. Z posypką?

– Nie, dziękuję.

Ujął w dłonie wysoką szklankę i ruszył w stronę okna.

Świństwo, pomyślał, patrząc na spieniony napój owsiany. Sam pozostał wierny kawie serwowanej dokładnie tak, jak podawano ją na początku, gdy pierwszy raz dotarła do Europy. Bez dodatków.

Postawił latte przed Blanką, zajął swoje miejsce i nie pozwolił, by do stolika dosiadła się niezręczna cisza.

– Cieszę się, że postanowiłaś przyjść.

– Ponoć masz informacje, które mogą pomóc mojemu bratu. A mi zależy, by jak najszybciej wrócił do domu.

Patrzył, jak dziewczyna nieufnie upija łyk kawy.

– To lulek czarny? – Wskazał podbródkiem tatuaż.

Zmrużyła oczy, ale kiwnęła głową. Całą jej prawą rękę pokrywały trujące rośliny. Przekręciła się na siedzisku, by barwna kompozycja mniej rzucała się w oczy.

– Ta rozmowa może być dla ciebie trudna – podjął powoli. – Niewiele osób akceptuje i wierzy w to, czym się zajmuję.

– Zamierzasz opowiadać brednie w Breadni?

Zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.

– Postaraj się wysłuchać mnie z otwartą głową – powiedział zaraz potem, już całkiem poważny. – Jest szansa, że będę w stanie pomóc twojemu bratu.

Znów potaknęła, tym razem na znak, że spróbuje wstrzymać się z oceną. Sambor wpatrywał się w nią przez chwilę, ważąc w myślach słowa, i w końcu oznajmił:

– Zwykle zaczynam działać tam, gdzie inni się poddają.

Blanka zesztywniała, jakby jej najgorsze obawy właśnie zaczynały się potwierdzać, ale zgodnie z obietnicą nie przerwała.

– Zajmuję się sprawami, których nie da się logicznie wytłumaczyć. Większość ludzi sądzi, że to bajki, reszta boi się o tym nawet słuchać. Czy rozumiesz, o jakich sprawach mówię?

Pozwolił, by wypowiedziane słowa spokojnie rozpłynęły się w przestrzeni wokół stolika. Wiedział, że to moment, w którym dziewczyna może złapać za torebkę i wyjść z lokalu, obawiając się farmazonów, jakie za chwilę usłyszy. Blanka siedziała jednak w bezruchu. Skinęła niepewnie głową.

Zareagował uśmiechem i stwierdził:

– Dobrze. W takim razie do sedna. Czy wiedziałaś, że twój brat interesuje się legendami?

Zmarszczyła brwi.

– Co...? Nie, nie sądzę. Czytałam mu polskie klechdy na dobranoc, jak był mały... Czemu pytasz? I... skąd miałbyś to wiedzieć? – dodała z niepokojem.

– Są takie miejsca w sieci, które, w przeciwieństwie do twojego forum o górskich wędrówkach, mają się lepiej niż kiedykolwiek. Twój brat często tam zaglądał.

Obserwował przez moment, jak twarz Blanki się wydłuża, dziewczyna jednak nic nie powiedziała. Oddech lekko jej przyśpieszył. Prawdopodobnie zachodziła w głowę, jakim cudem nieznajomy mężczyzna wie o tylu rzeczach, które dzieją się w internecie. Zapewne rozważała bardziej lub mniej sensowne wyjaśnienia.

Fogiel spojrzał w okno i kontynuował:

– Większość treści, jakie są publikowane w tych miejscach, to bzdury. Ale nie wszystkie. Czy brat mówił ci, po co jedzie w Góry Sowie?

– Ch-chciał uczcić koniec szkoły – wymamrotała Blanka, coraz silniej zdezorientowana. – Właśnie napisał maturę z fizyki, zamierzał wyrwać się z domu...

– Matura z fizyki... – mruknął w zamyśleniu Sambor. – Wszystko by się zgadzało.

– Co takiego by się niby miało zgadzać? Ta rozmowa zaczyna mnie...

– Powiedzmy, że twój brat wygadał się w dark webie, że natrafił na całkiem cenne notatki.

Blanka pokręciła z uśmiechem głową, wpatrzona w szklankę kawy. Całą swoją postawą dawała do zrozumienia, że to jakaś groteska.

– Cenne notatki w posiadaniu osiemnastolatka? Chyba przyznasz, że to trochę naciągane.

– Na pierwszy rzut oka być może. Jednak twój brat twierdził, że były dołączone do książki, którą znalazł w antykwariacie.

Zamrugała gwałtownie, mocno zaskoczona. Informacja musiała trafić w punkt. Niewykluczone, że chłopak lubił buszować po sklepach handlujących używanymi czytadłami.

– Skąd wiesz, że w ogóle chodzi o mojego brata? – sapnęła defensywnie. – Podpisał się swoim imieniem i nazwiskiem czy jak?

– Sprawdziłem to. Nie byłoby mnie tu, gdybym nie miał pewności. Możesz mi wierzyć.

Blanka zacisnęła dłoń na szklance. Ewidentnie nie wiedziała, co powiedzieć. Trudno jej było przyjąć wszystko, co właśnie usłyszała. Z drugiej strony... wciąż nie ruszyła się z miejsca.

– Tak się składa, że w Górach Sowich raz na jakiś czas ludzie przepadają bez śladu – podjął Sambor po chwili ciszy. – Na tyle rzadko, by dało się to tłumaczyć w sposób racjonalny. Przejrzałem doniesienia prasowe z ostatnich pięćdziesięciu lat. Zniknięcia przypisywano dzikim zwierzętom, złej pogodzie, nieszczęśliwym wypadkom. Klasyka. Tylko ciał ani ubrań nigdy nie odnaleziono. Większość zaginionych rozpływała się w powietrzu w okolicach Osówki. Mówi ci coś ta nazwa?

– A powinna?

– To góra. Niektórzy uważają, że w jej wnętrzu znajdowała się tajna siedziba Hitlera. Wiesz, co to oznacza?

– No nie wiem, do cholery! To jakiś egzamin?!

– Podziemia. – Sambor wpatrzył się z powagą w Blankę. – Podtopione tunele, korytarze, hale. Nie bez przyczyny miejscowi nazywają Osówkę podziemnym miastem. Nie wiadomo, dlaczego naziści zbudowali tak ogromny kompleks właśnie tam. Ale na pewno mieli swoje powody.

Wyprostowała się na krześle, świdrując rozmówcę jasnymi oczami.

– Dlaczego zaginięcie Teodora miałoby mieć cokolwiek wspólnego z sekretami nazistów? – zapytała bardzo wolno.

– To właśnie chciałbym ustalić. Z twoją pomocą.

– Moją pomo...? Myślałam, że to ty chciałeś pomóc mnie i mojej rodzinie! – syknęła z oburzeniem.

Sambor cmoknął. Jego wzrok spoczął na uśmiechniętej kelnerce, która położyła na sąsiednim stoliku talerz ze smakowicie pachnącym daniem. Na szczycie warzywnego pagórka spoczywała krewetka wpatrująca się w nicość z ugotowanym smutkiem. Fogiel zwrócił uwagę, że Blanka znów zmienia pozycję, tym razem odchylając się nieznacznie od morskiego stworzenia upozowanego pośród cukinii, pomidorów i sałaty.

– Ty pomożesz mnie, ja pomogę tobie. To uczciwy układ.

– Dlaczego tak cię interesuje ta sprawa?

– Załóżmy, że mam w tym swój interes – odrzekł krótko.

Atmosfera wokół stolika ostrzegawczo zgęstniała. Siedząca nieopodal para zaczęła rzucać w ich stronę ukradkowe spojrzenia, przeżuwając nerwowo coś, co ewidentnie pochodziło z sezonowego menu szparagowego.

– Dobrze, przyjmijmy, że kupuję to, o czym mówisz. – Blanka potarła czoło w irytacji. – Niech będzie, że brat, którego znam od dziecka, skrywa przede mną mroczne hobby. Niech będzie, że udziela się w dark webie i że wyjechał z kumplami szukać tajemnic, które naziści porzucili w podziemnym mieście. Jak ja mam ci w tej sprawie pomóc?

Sambor przekrzywił głowę.

– Zdobądź książkę, o której wspominał twój brat. Zawarte w niej notatki wyjaśnią, czego i gdzie dokładnie szukał. To naprowadzi nas na jego trop.

„Nas”.

Użył tego słowa celowo, ale chyba zbyt szybko. Dziewczyna w jednej sekundzie skurczyła się w sobie, wycofała. Zupełnie jakby restauracyjne zapachy i gwar zaczęły na nią napierać, a cała sytuacja zrodziła zbyt wielki ciężar.

– Na maila wyślę ci wiadomości, które Teodor opublikował w sieci. Na zachętę. – Sambor zmienił taktykę. – Przy okazji może coś, co napisał, podpowie ci, gdzie szukać książki.

– Nie pamiętam, bym powiedziała, że to zrobię – warknęła.

Uśmiechnął się tylko. Chłodno.

Blanka, lekko pobladła, dopiła resztkę zimnej już kawy. W jej ruchach czuć było nerwową energię pośpiechu i chęć prędkiego opuszczenia lokalu.

– Czy to już wszystko, czym chciałeś zaskoczyć mnie na tym spotkaniu?

Wystarczy na dziś, skonstatował w duchu Sambor, odnotowując drżące kąciki ust dziewczyny.

– Zrobisz z tą wiedzą, co zechcesz. Ale jeśli moje podejrzenia są słuszne, liczy się każda godzina – powiedział.

Kiwnęła głową w milczeniu, uznając spotkanie za zakończone. Była bliska płaczu. Z pewnym wysiłkiem wydostała się zza stolika i ruszyła w stronę wyjścia. Bez pożegnania.

Fogiel odprowadził ją wzrokiem, aż zniknęła za drzwiami.

Mogło być gorzej, odnotował w myślach, i zamówił espresso na wynos.

W drodze powrotnej do domu rodziców Blanka czuła się jak we śnie. Nogi same przemierzały ulice, a ręce automatycznie wciskały guziki w autobusach, kiedy zagnieżdżony w podświadomości autopilot nadzorował konieczne przesiadki. Spotkanie z dziwacznym mężczyzną wiele ją kosztowało, choć miała poczucie, że tak naprawdę traci energię z innego powodu.

Z odrętwienia wyrwał ją dopiero stary Dunin. Gwałtownie otworzył drzwi do mieszkania zaledwie moment po tym, jak lekko trzęsącą się dłonią próbowała trafić kluczem do zamka. Powitał ją lodowatym spojrzeniem rybich oczu.

– Pięknie. Tragedia w rodzinie, a moja córka zabawia się na mieście. Nie mógłbym być bardziej dumny.

– Jak tata czasem coś powie... – wybąkała, nie mając siły ani na konfrontację, ani na wyjaśnienia. Ojciec nie ruszył się jednak z miejsca, blokując przejście. Musiała powiedzieć cokolwiek, co z powrotem wyśle go na fotel w salonie. – Chciałam się przejść, zebrać myśli, podzwonić po schroniskach i zapytać, czy nie widziano tam Teodora i reszty. Wolałam nie robić tego w domu, mama i tak jest już kłębkiem nerwów – wymyśliła na poczekaniu.

– No i?

– Żadna z placówek nie gościła w ostatnich dniach grupy chłopaków – skłamała, czując wyrzuty sumienia.

Ojciec wciągnął powietrze, ni to w złości, ni to w rozczarowaniu, ale odsunął się od drzwi. Blanka wślizgnęła się do przedpokoju i pośpiesznie zdjęła buty, marząc o tym, by skryć się pod kołdrą. Nim udała się w głąb mieszkania, kątem oka zobaczyła, jak stary Dunin zasiada na swoim tronie, gotów przez resztę dnia bezczynnie czekać na cud.

Kolejny raz nawiedziło ją uczucie głębokiej niechęci.

Gdy wreszcie zamknęła się w swoim starym pokoju, poczuła płynące po policzkach łzy. Pozwoliła sobie na długi, cichy płacz. Nie chciała, by rodzice zauważyli, co się z nią dzieje. To nie była ich sprawa, od dawna nie mieli dostępu do świata jej uczuć.

Zaginięcie brata, nieznajomy opowiadający niestworzone historie, przemocowy ojciec... było tego za wiele.

Otworzyła torebkę, która wciąż zwisała z jej ramienia, i wydobyła chusteczkę do nosa. Dyskretnie przedmuchała dziurki, osuszyła septum, otarła policzki. Odniosła wrażenie, że ciężar emocji nieco zelżał, zresztą jak zawsze po solidnym płaczu. Poczuła też w sobie większą gotowość, by spojrzeć na ekran smartfona, gdzie – jak podejrzewała – nowe powiadomienie z poczty już na nią czekało.

Tak jak myślała. [email protected] zgodnie z obietnicą zdążył już wszystko przesłać.

Z westchnieniem otworzyła wiadomość zatytułowaną „Zerknij”. W treści znalazła trzy zrzuty ekranu ukazujące rozmowę, która kilka tygodni temu odbyła się na forum o nazwie Historie Prawdopodobne. Adres serwisu wyglądał podejrzanie – składał się z ciągu przypadkowych znaków zakończonego domeną .onion.

To jakiś żart? Strona, która wygląda na nieudolnie sfabrykowaną, ma mnie do czegokolwiek przekonać? – pomyślała z irytacją. Powiększyła jednak na wyświetlaczu pierwszy z obrazków.

may.hem napisał/a:

chłopie, możesz co najwyżej pomarzyć. tam jest pusto.

xpericulox napisał/a:

Dobre! Dajesz, młody! A tak serio, coś się tak uwziął na tę górę??? Wszyscy Ci piszą, że tam nic nie ma. sforaraptora była w okolicach z ekipą kilka razy, cały kompleks sprawdzony. Tam. Nic. Nie. Ma.

sforaraptora odpisał/a:

potwierdzam

panglazurnik napisał/a:

co się dziwicie? zapał neofity 😉

_dunnofil_ napisał/a:

może źle szukaliście

Blanka wstrzymała oddech. Ostatni nick brzmiał aż zbyt znajomo.

„Dunno”...

Od lat z bratem przekręcali swoje nazwisko właśnie w ten sposób, nawiązując do angielskiego określenia oznaczającego „nie wiem”. Zbieg okoliczności? Przeszła do kolejnego zrzutu ekranu.

sforaraptora odpisał/a:

jeb sie smarku

_dunnofil_ napisał/a:

ehe, aha, uroczo. a ja nadal sądzę, że gówno znaleźliście, bo nie wiedzieliście, jak szukać.

may.hem napisał/a:

a ty oczywiście WIESZ. dawać fanfary!

_dunnofil_ napisał/a:

no wiem. w przeciwieństwie do was nie idę gdzieś na pałę, a najpierw szukam źródeł. i odnośnie Osówki znalazłem, co potrzeba.

xpericulox napisał/a:

Zamieniam się w słuch. Powaga, niech napisze, co znalazł. Ja tam zaczynam być ciekawy.

Otworzyła ostatni, największy plik. Narastały w niej złe przeczucia.

_dunnofil_ napisał/a:

w antykwariacie natrafiłem na stare wydanie “le matin des magiciens”. pewnie nigdy o tej książce nie słyszeliście, ale spoko. jej treść to nic wielkiego, ale ten egzemplarz miał w sobie odręczne notatki, które jasno wskazują, że Osówka TO JEST TO czego wszyscy na Historiach szukamy. Mówię serio, dokładnie to wszystko rozpisałem i zanalizowałem.

sforaraptora odpisał/a:

ktos puscil brzydkiego baka

_dunnofil_ odpisał/a:

lol. ja mam wiarygodne wskazówki, wiem, jak szukać i co zrobić, żeby to znaleźć, a ty masz idiotyczne komentarze. gratulacje.

may.hem napisał/a:

panno marple, pani żyje!

panglazurnik napisał/a:

wybacz, młody, ale notatki znalezione w starej książce to żaden dowód. mógł je spisać ktokolwiek – pisarz fantasy, rpgowiec, schizowiec... czaję, że woła cię przygoda, ale nie rób sobie nadziei. lepiej zajmij się nauką do matury, a po egzaminach pobawisz się w wielkiego odkrywcę.

sforaraptora napisał/a:

dobra beka. chlopcze, zaden z ciebie detektyw. pogodz sie z tym, ze osowka jest czysta i zyj

xpericulox napisał/a:

A jednak przestałem być ciekawy. Zgadzam się z przedmówcami. Bez obrazy, ale równie dobrze mogłeś spojrzeć w niebo i stamtąd otrzymać znak, że Osówka nadal kryje w sobie tajemnice. Wiem, że jesteś napalony, ale czas odpuścić. Mniej się rozczarujesz.

_dunnofil_ napisał/a:

jeszcze będziecie mnie przepraszać i błagać o to, bym następnym razem zabrał was ze sobą. nara

Blanka przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ostatnią wypowiedź. W głowie lekko jej szumiało. Sama już nie wiedziała, w co wierzyć. Czy powinna zaufać zdrowemu rozsądkowi i z góry odrzucić tę wariacką historię? A może jednak nie zaszkodzi wsłuchać się we własne wątpliwości i je zweryfikować?

Spojrzała w okno, pociągając nosem. W duchu zadała sobie proste pytanie: czego – ewentualnie – będzie mniej żałować w przyszłości: tego, że nie podjęła działania, czy tego, że poświęciła parę minut na szukanie jakiejś książki?

Odpowiedź wydawała się jasna.

Na palcach, by nie ściągnąć na siebie uwagi rodziców, przedostała się do pokoju Teo. Zamknęła za sobą drzwi najciszej jak potrafiła i jeszcze raz spojrzała na ekran smartfona, wczytując się w rzekome wypowiedzi brata.

Le Matin des magiciens.

Omiotła pomieszczenie wzrokiem i zabrała się do poszukiwań. Pokój był niewielki, wszystko leżało w nim na widoku. Odnalezienie książki nie powinno nastręczyć żadnych problemów – przy założeniu, że cała ta historyjka nie była wyssana z palca.

Zaczęła od zbadania zawartości szuflad w biurku i przekopania się przez stos podręczników wciśnięty między łóżko a bieliźniarkę. Dokładnie przejrzała kolekcję powieści fantasy i historycznych opracowań, którą Teodor trzymał na półkach. Sądząc po zniszczonych okładkach, kilkanaście egzemplarzy mogło pochodzić z antykwariatu, jednak żaden nie był książką, której szukała. Gdy przetrząsnęła wszystkie oczywiste miejsca, dla świętego spokoju obejrzała też zakamarki – przestrzenie pod meblami, skrzynię na pościel, półki z odzieżą, a nawet kosz na śmieci i wnętrze żyrandola. Nic.

W pokoju Teo nie było publikacji o tytule Le Matin des magiciens.

Usiadła na łóżku. Dlaczego nie czuła ulgi? Czy nie powinna ucieszyć się, że Sambor Fogiel od początku wciskał jej kit? Zdezorientowana spojrzała na telefon. Coś nie dawało jej spokoju.

Na odblokowanym ekranie ponownie pojawiła się wypowiedź _dunnofila_.

w antykwariacie natrafiłem na stare wydanie “le matin des magiciens”. pewnie nigdy o tej książce nie słyszeliście, ale spoko. jej treść to nic wielkiego, ale ten egzemplarz miał w sobie odręczne notatki, które jasno wskazują, że Osówka TO JEST TO czego wszyscy na Historiach szukamy. Mówię serio, dokładnie to wszystko rozpisałem i zanalizowałem.

„Dokładnie to wszystko rozpisałem i zanalizowałem”.

Blanka ponownie spojrzała na biurko. Do głowy wpadł jej pewien pomysł. A co, jeśli książka to nie wszystko?

Zbliżyła się do mebla i zaczęła od nowa przeglądać zawartość szuflad.

Prosty zeszyt z okładką w samochody leżał na samym wierzchu. Nie była pewna, dlaczego zwrócił jej uwagę właśnie w tym momencie, jednak podążyła za podszeptem intuicji i po niego sięgnęła. Gdy zaczęła kartkować zawartość, poczuła, że brakuje jej tchu.

Noże, jeden po drugim, wbijały się w wykrzywioną gębę.

Raz. Dwa.

Zatapiały się w polikach, oczodołach i podgardlu.

Trzy. Cztery.

Precyzyjnie, metodycznie, jakby od niechcenia.

Pięć.

Sambor strzelił stawami obu dłoni i nieśpiesznie zbliżył się do tarczy wykonanej z grubego drewnianego plastra. Namalowany na jej środku maszkaron mocno oberwał – jak zawsze, gdy Fogiel ćwiczył skanf. Tym razem potwór pożegnał się ze ślepiami i grdyką, stracił ucho i zarobił nową, paskudną szramę.

– Daj spokój, wyliżesz się – mruknął Sambor do najeżonej ostrzami gęby i zaczął wyszarpywać noże z drewna. Kilka drzazg spadło na podłogę.

Z głośników zainstalowanych pod sufitem rozległ się donośny dźwięk sygnalizujący priorytetowe powiadomienie. A potem jeszcze jeden. I kolejny.

– Mówiłem ci. – Fogiel uśmiechnął się do maszkarona, a w jego oczach zagościł cień triumfu.

Odłożył ostrza na blat przy ścianie, gdzie dołączyły do innych, nieco większych noży. Ruszył środkiem pomieszczenia, omijając zawalony szpargałami stół, przyciągnął do siebie obrotowe krzesło i zasiadł przed ścianą monitorów. Na roboczym ekranie widniały trzy nowe maile bez tematu, nadesłane z adresu [email protected]. Każda z wiadomości zawierała po jednym zdjęciu.

Sambor otworzył i powiększył pliki, przebiegł wzrokiem po lekko poruszonych ujęciach. Przedstawiały chaotyczne notatki nabazgrane w zeszycie w linie. Przechylił głowę i zmrużył oczy, próbując rozszyfrować tekst.

To, co zdołał odczytać, wystarczyło, by jego twarz rozciągnęła się w grymasie zadowolenia. Zaginiony chłopak mówił prawdę – miał kontakt z zapiskami kogoś, kto ewidentnie znał się na rzeczy. Nie zwlekając ani chwili dłużej, Fogiel odpisał na ostatnią otrzymaną wiadomość:

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

COPYRIGHT © BY Jaga Moder COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., 2024

WYDANIE I

ISBN 978-83-67949-61-3

Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski, Robert Łakuta

GRAFIKA NA OKŁADCE ORAZ PROJEKT Szymon Wójciak

ILUSTRACJE Przemysław Truściński

REDAKTORKA PROWADZĄCA Joanna Orłowska

REDAKCJA Magdalena Stonawska

KOREKTA Agnieszka Pawlikowska

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]

SPRZEDAŻ INTERNETOWA

Zamówienia hurtowe Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 www.dressler.com.pl e-mail: [email protected]

WYDAWNICTWO Fabryka Słów sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowieckiwww.fabrykaslow.com.pl e-mail: [email protected]/fabrykainstagram.com/fabrykaslow