Sama. Rozmowy o samotnym macierzyństwie - Sobczak Anita - ebook + audiobook

Sama. Rozmowy o samotnym macierzyństwie ebook i audiobook

Sobczak Anita

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Paulina Filipowicz ∙ Alicja Węgorzewska ∙ Paulina Młynarska ∙ Danuta Zawadzka ∙ Joanna Jaskółka ∙ Renata Przemyk ∙ Joanna Nowak ∙ Katarzyna Glinka ∙ Katarzyna Kuricka-Wałach ∙ Katarzyna Pakosińska ∙

Sama to znaczy wystarczająca

Samotność zawsze oznacza 100 procent. Nieprzespane noce, kiedy dziecko choruje. Frekwencja na przedszkolnych przedstawieniach, inauguracjach i zakończeniach roku. Wizyty u lekarza. Basen, piłka, rower? Mama nauczy się wszystkiego. Wniesie nawet kanapę na pierwsze piętro i podepnie nową pralkę. Zrobi wszystkie posiłki i tygodniowe zakupy. Oczywiście po pracy, bo przecież musi zarobić na dom. I kiedy siada wieczorem w cichym już domu, to czasem zapomina, jak się nazywa.

A może 100 procent samotności to jednak wolność? Poczucie sprawczości? Życie na własnych zasadach i z dążeniami, które napędzają do działania? Bycie sobą?

Sama to rozmowy z samotnymi matkami, tymi, które odeszły od ojców swoich dzieci, które nigdy nie stworzyły związków lub których partnerzy zmarli. To opowieści, które mają imiona, emocje, różne doświadczenia. To historie, które są wsparciem i źródłem inspiracji. I wszystkie poruszają.

Ośmiotygodniowa Klara znalazła się w domu. A ja byłam w ciężkim szoku. Z radości, z poczucia, że cuda się zdarzają, ale też z powodu ogromu niewiadomych i wyjścia ze strefy komfortu. Nie będzie już nigdy świętego spokoju, jestem matką. Renata Przemyk

Bardzo nie lubię określenia „silna kobieta”. Bo zwykle z zewnątrz jest silna, a w środku krucha i cierpiąca. Z tego biorą się potem problemy życiowe. Zamiast być silną, lepiej być sobą. Katarzyna Pakosińska

Udało mi się wiele osiągnąć. Ale bycie matką to inna rola. Najważniejsza w życiu. Żadna z ról na scenie nie daje takiej satysfakcji. Alicja Węgorzewska

Nie chcę być postrzegana jako ofiara swojej sytuacji. Mam taką naturę, że biorę się z życiem za bary. Pozbierałam się po trudnych momentach. Chciałabym, żeby taki przekaz z samodzielnego macierzyństwa szedł w świat. Katarzyna Glinka

Młodszy syn na początku choroby swojego taty miał pół roku. Nieprzespane noce, ząbkowanie, gorączki – wszystkie te początkowe doświadczenia były tylko moim udziałem. Wokół nas było wielu przyjaciół, ale w rodzicielstwie byłam sama. (…) Choć mąż żył, samotność już mnie dopadała. Katarzyna Kuricka-Wałach

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 8 min

Lektor: Aneta Todorczuk
Oceny
4,4 (86 ocen)
50
25
7
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Katarzynka0406

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo sprawny zbiór ciekawych rozmów z kobietami. jak dla mnie najcenniejsze były te, które nie dotyczyły rozpoznawalnych osób. choć warto pamiętać, że i one z trudem brnęły przez swoje historie.
20
PolecamLiterature_faktu

Nie oderwiesz się od lektury

Samodzielne mamy to nadludzie. Ogrom siły, podziwiam!
10
Karolinamon

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajne ciekawe rozmowy. Mysle ze dla każdej mamy nie tylko samotnej. Łyknęłam w jeden wieczor.
00
kliva

Dobrze spędzony czas

Smutne, ale dające siły wywiady. O niektórych niesamowitych bohaterkach chętniej poczytałabym więcej
00
joasiak83

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka
00

Popularność




Anita Sob­czak

Sama

roz­mowy o sa­mot­nym ma­cie­rzyń­stwie

Ana­to­mia de­cy­zji

Pau­lina Fi­li­po­wicz

Dzien­ni­karka, re­dak­torka, współ­au­torka bloga „Nad czym się tu roz­wo­dzić – roz­mowy ma­tek po roz­sta­niach”. Ma dwoje dzieci. Mieszka w War­sza­wie.

Ode­szła pani od ojca swo­ich dzieci. One miały wtedy trzy i sześć lat. Pod­jęła pani de­cy­zję nie tylko za sie­bie, ale rów­nież za swoje dzieci. Czy pa­mięta pani, kiedy pierw­szy raz po­my­ślała, że już dłu­żej w do­tych­cza­so­wym ukła­dzie nie może pani funk­cjo­no­wać?

Wcho­dzi­łam w ro­dzi­ciel­stwo z prze­ko­na­niem, że na­sza re­la­cja bę­dzie do­mem miesz­czą­cym i dzieci, i nas, że to my bę­dziemy pod­stawą wszyst­kiego. Szybko prze­ko­na­łam się, że je­ste­śmy tylko ro­dzi­cami, a nie parą, że nie umiemy roz­ma­wiać i dbać o sie­bie. Mie­rze­nie się z rze­czy­wi­sto­ścią z ma­łymi dziećmi ro­dziło w mo­jej gło­wie wiele py­tań. Nie mia­łam part­nera w po­szu­ki­wa­niu od­po­wie­dzi, nie miał mnie kto wy­słu­chać, choć czę­sto to wy­star­cza. Za­czę­łam się orien­to­wać, że je­stem bar­dzo sama.

Jak roz­kła­dam swoją de­cy­zję na czyn­niki pierw­sze, to wi­dzę, że naj­waż­niej­sze było uwol­nie­nie się od sa­mot­no­ści we dwoje – nie chcia­łam jej, ona mnie po­woli za­bi­jała i po­wo­do­wała, że dzień za dniem by­łam co­raz bar­dziej nie­szczę­śliwa. Uświa­do­mie­nie so­bie, że sa­mot­ność wno­siła do ży­cia osoba, z którą ży­łam, było jak pęk­nię­cie.

Co to zna­czy, że była pani sa­motna?

Bra­ko­wało mi zu­peł­nie ba­zo­wej kwe­stii – roz­mowy. Mój part­ner po pro­stu ze mną nie roz­ma­wiał. Oczy­wi­ście coś do sie­bie mó­wi­li­śmy, to nie był ci­chy dom, na­to­miast nie było żad­nej praw­dzi­wej roz­mowy. A ja po­trze­buję tego jak po­wie­trza. Bez niej czu­łam się nie­szczę­śliwa, w pew­nym sen­sie rów­nież uniesz­czę­śli­wia­łam tę drugą osobę. Do tego pod ko­niec na­szego związku oka­zało się, że mój part­ner ma pro­blem z uza­leż­nie­niem od al­ko­holu. I to była kro­pla, która prze­lała czarę go­ry­czy.

Nie wi­działa pani tego wcze­śniej?

Nie, przez lata tego nie wi­dzia­łam, a jak już uświa­do­mi­łam to so­bie, zro­zu­mia­łam, że to bu­du­lec na­szej sa­mot­no­ści. W ciągu ty­go­dnia do­świad­czy­łam sy­tu­acji, które mi po­ka­zały, czym bę­dzie moje ży­cie, je­śli z nim zo­stanę. Od na­słu­chi­wa­nia, jak otwiera ko­lejne piwo, kiedy już leżę w łóżku, po zna­le­zie­nie bu­telki scho­wa­nej na klatce scho­do­wej. To mnie prze­ra­ziło, nie chcia­łam tego ani dla sie­bie, ani dla mo­ich dzieci. By­łam w te­ra­pii, zna­łam swój rys, wie­dzia­łam, że dźwi­ga­nie czy­je­goś uza­leż­nie­nia bę­dzie w moim wy­da­niu współ­uza­leż­nie­niem. Wtedy po­sta­no­wi­łam, że się ura­tuję.

Za­trzy­majmy się na chwilę przy tym mo­men­cie. Usły­szała pani kie­dyś, że po­winna z nim zo­stać dla do­bra dzieci?

Ja w pew­nym mo­men­cie po­czu­łam – i w tym po­mo­gła mi te­ra­pia – że mu­szę się wy­ab­stra­ho­wać z mo­jego ma­cie­rzyń­stwa, żeby prze­żyć. Mój part­ner był czu­łym, opie­kuń­czym oj­cem, w miarę swo­ich moż­li­wo­ści za­an­ga­żo­wa­nym. Miał bar­dzo do­brą re­la­cję z dziećmi, zaj­mo­wał się nimi. Więc de­cy­zja o odej­ściu była trudna – wie­dzia­łam, że jest do­brym tatą, ale też wie­dzia­łam, że nie jest do­brym part­ne­rem dla mnie.

Z per­spek­tywy czasu wi­dzę, że przy­go­to­wy­wa­łam się do mo­mentu odej­ścia. Zga­dzam się z tezą, że ko­biety po­dej­mują de­cy­zję o roz­sta­niu znacz­nie przed tym, za­nim do niego de facto doj­dzie. Od­cho­dzimy po­woli, bez trza­ska­nia drzwiami, bez ner­wo­wych ru­chów. Po czę­ści wy­nika to pew­nie z od­po­wie­dzial­no­ści – za dzieci wła­śnie. To nie są im­pul­sywne de­cy­zje i moja de­cy­zja nie była im­pul­sem. To nie jest tak, że mi się coś od­wi­działo. Moja de­cy­zja wy­ni­kała z głę­bo­kiego po­czu­cia, że umrę, je­śli po­zo­stanę w tym związku. Po pro­stu zniknę, także dla mo­ich dzieci.

Po­my­ślała pani kie­dyś o tym, że to jest ego­izm?

Nie. My­ślę, że ra­to­wa­nie sie­bie ni­gdy nie jest ego­izmem. To jest ludz­kie. Nie wolno nam się nie ra­to­wać.

Im wię­cej czasu mija, tym wię­cej wi­dzę. Wyj­ście sie­dem lat temu ze związku po­zwo­liło mi doj­rzeć, do­ro­snąć, zo­ba­czyć, kim je­stem. W nie­ła­twych wa­run­kach. Bo by­cie po roz­sta­niu z dwójką ma­łych dzieci to nie są kom­for­towe wa­runki do roz­woju. Ale je­śli so­bie za­ufasz i przede wszyst­kim je­śli nie na­rzu­cisz so­bie kol­cza­stego, ra­nią­cego, po­twor­nego po­czu­cia winy, że ro­bisz coś prze­ciwko swoim dzie­ciom, to je­steś w sta­nie na­prawdę za­cząć wszystko od po­czątku, kon­struk­tyw­nie, rów­nież dla nich.

Jak to zro­bić? W tym wszyst­kim są dzieci, na któ­rych ży­ciu de­cy­zja o roz­sta­niu od­ci­ska się czę­sto dra­ma­tycz­nie. Tracą dom.

To prawda. Tracą dom. Nie można jed­nak nie za­dać py­ta­nia, jaki on był. Prze­cież nikt nie wy­cho­dzi ze swo­jego domu dla­tego, że jest mu tam do­brze. Nikt nie wy­wraca dzie­ciom ży­cia do góry no­gami z bła­hego po­wodu. Wiem, że dla dzieci to bar­dzo trudne, je­stem córką roz­wie­dzio­nych ro­dzi­ców. Mama była stale, a tata przy­jeż­dżał raz w ty­go­dniu i za­bie­rał nas na wa­ka­cje. I to była dla mnie sy­tu­acja nor­malna, co nie zna­czy, że nie fan­ta­zjo­wa­łam o peł­nym domu.

Gdy oka­zało się, że moje dzieci do­świad­czą po­dob­nej sy­tu­acji, że będę je mu­siała prze­pro­wa­dzić przez te trudne mo­menty po roz­sta­niu, by­łam przy­tło­czona. Chcia­łam zro­bić wszystko, żeby im to uła­twić. Kon­sul­to­wa­łam wszel­kie kroki z psy­cho­lo­giem dzie­cię­cym; je­stem dzien­ni­karką, ro­bi­łam wy­wiady o roz­sta­niach w kon­tek­ście dzieci. Szu­ka­łam po­mocy. Nie po­trze­bo­wa­łam po­twier­dze­nia, czy ro­bię do­brze. Ja to wie­dzia­łam. Chcia­łam tylko unik­nąć błę­dów. I tu się­gnę­łam do swo­jego do­świad­cze­nia dziecka ro­dzi­ców ży­ją­cych od­dziel­nie – wie­dzia­łam, że ja nie chcę być umę­czoną co­dzien­no­ścią matką i spro­wa­dzać ich ojca do roli wujka od faj­nych week­en­dów. Wła­śnie to by­łoby dla nich krzyw­dzące.

Za­pro­po­no­wała pani opiekę na­prze­mienną, pół na pół.

Pod­ję­łam de­cy­zję o tym, że w ja­kimś sen­sie je stracę. Zresztą ich oj­ciec też je w ja­kimś sen­sie stra­cił. Dziś to wi­dzę wy­raź­niej. Wtedy nie mia­łam tego peł­nej świa­do­mo­ści. Te po­czątki po roz­sta­niu były bar­dzo trudne – mu­sia­łam się wy­ry­czeć, wy­sprzą­tać dom, wszystko wy­prać – i do­słow­nie, i w prze­no­śni. Mu­sia­łam zo­ba­czyć, co się ze mną dzieje, spró­bo­wać się ja­koś po­skła­dać. Prze­pić mo­rze wina, wy­pła­kać mo­rze łez. To mo­ment, w któ­rym ni­gdy nie by­łam, nie wie­dzia­łam, co działa, co nie działa. Sie­dem lat póź­niej je­stem so­bie za tę de­cy­zję o odej­ściu bar­dzo, bar­dzo wdzięczna. Ta po­myłka w mi­ło­ści, ten nie­udany zwią­zek ma dwie kon­se­kwen­cje. Jedna jest piękna – i to jest dwójka dzieci. A druga jest taka, że nie mo­żemy się od sie­bie uwol­nić, póki są pod na­szą opieką.

Przy­go­to­wy­wa­łam się do roz­sta­nia nie tylko emo­cjo­nal­nie, ale – gdy już pod­ję­łam de­cy­zję – też or­ga­ni­za­cyj­nie. Żeby za­osz­czę­dzić dzie­ciom szoku, usta­li­li­śmy, że przez pe­wien czas dzie­ciaki będą się co­dzien­nie wi­działy z każ­dym z nas. Ich tata co­dzien­nie rano od­wo­ził je do przed­szkola, nie­za­leż­nie od tego, w któ­rym domu aku­rat były – miesz­ka­li­śmy od sie­bie w od­le­gło­ści 200 me­trów, więc to było ła­twe. By­li­śmy oby­dwoje prze­stra­szeni, we­szli­śmy na sa­mym po­czątku w bez­dy­sku­syjną ko­ope­ra­cję ro­dzi­ciel­ską. Bez pod­jaz­dów, bez wo­jen. Po pro­stu dzia­ła­li­śmy wspól­nie w ra­mach planu, tak żeby dzie­ciom było jak naj­ła­twiej.

Jak one na to za­re­ago­wały?

Nie były w złym sta­nie. Było prze­wi­dy­wal­nie, było wia­domo, kto, kiedy, za kogo jest od­po­wie­dzialny. I dzieci w to we­szły. Dziś my­ślę, że wtedy uru­cho­mił mi się ja­kiś me­cha­nizm obronny, żeby nie do­pusz­czać pew­nych my­śli do głowy. Nie my­śla­łam wtedy na przy­kład, że moja córka miała trzy lata, ona wła­ści­wie nie mó­wiła, a ja nie do końca mo­głam mieć pew­ność, co się z nią dzieje. A zda­rzało się, że jej tata dzwo­nił do mnie wie­czo­rem, że już usnęła, ale bar­dzo pła­kała, bo za mną tę­skni.

Co wtedy pani czuła?

To są mo­menty, kiedy ży­cie daje pię­ścią w twarz tak, że za­le­wasz się krwią. Sie­dzisz sama w po­koju i nie wiesz, co masz ze sobą zro­bić. Ta­kich mo­men­tów było mnó­stwo.

Jak so­bie z tym pani ra­dziła?

Po­go­dzi­łam się z tym, że to jest do­świad­cze­nie, przez które mu­szę przejść, że to jest mój ból, który mu­szę udźwi­gnąć. Bo moje dzieci so­bie osta­tecz­nie i tak po­ra­dzą. To do­świad­cze­nie ich nie za­bije, są bez­pieczne, my je bar­dzo ko­chamy, po­mo­żemy im przez to przejść. Więc te­raz to ja mu­szę so­bie po­ra­dzić z wła­snym bó­lem. Bo je­żeli ja się roz­trza­skam, to nie po­mogę moim dzie­ciom. I to był mój cel. Więc da­łam so­bie tyle prze­strzeni na hi­ste­rię, ile po­trze­bo­wa­łam, nie pa­mię­tam, ile to trwało. Ale tam był i strach, i my­śli, że może po­win­nam do niego wró­cić.

Jak sy­tu­acja się tro­chę uspo­kaja, a ty je­steś ze swoim by­łym part­ne­rem w ko­mi­ty­wie dla do­bra dzieci, to jest mo­ment, kiedy puka do cie­bie po­czu­cie winy i mówi: słu­chaj, ale wła­ści­wie to zo­bacz, do­ga­du­je­cie się prze­cież, to może prze­stań. A ta­kie my­śli czy na­wet próby zej­ścia się są ob­cią­ża­jące. Bo kiedy po­dej­mu­jesz de­cy­zję o roz­sta­niu, to zwy­kle ona jest już w to­bie zbu­do­wana. Tylko po­tem ogar­nia cię strach, który cię wy­wraca i każe ci się cof­nąć o trzy kroki, ale osta­tecz­nie znowu do­cho­dzisz do tego sa­mego miej­sca.

Mó­wi­łam już o tym – przy­go­to­wy­wa­łam się do roz­sta­nia. Nie­świa­do­mie, ale i świa­do­mie. Kiedy już wie­dzia­łam, że to zro­bię, tylko po­trze­buję jesz­cze odro­biny czasu na pod­ję­cie de­cy­zji, we­szłam w in­ten­sywny pro­ces te­ra­pii. Naj­pierw za­dba­łam o sie­bie, wie­dzia­łam, że roz­sta­nie bę­dzie trudne, wie­dzia­łam, że będę po­trze­bo­wać ogromu siły, bo to ja po­dej­muję de­cy­zję. Spo­dzie­wa­łam się, że druga strona może być za­sko­czona, przez co bar­dziej roz­sy­pana niż ja. W kon­tek­ście jego na­łogu bar­dzo się tego ba­łam.

Zy­ski­wała pani pew­ność, że chce odejść, przez ko­lejne ty­go­dnie. Aż wresz­cie na­stą­pił mo­ment, w któ­rym po­czuła się pani go­towa. Kiedy się to dzieje? Ja­kie to są emo­cje? Co się z pa­nią dzieje? Co się dzieje z dziećmi?

To było już kilka lat temu, te dni się we mnie za­tarły. Od nie­dawna po­zwa­lam so­bie na za­po­mi­na­nie tam­tego czasu. Ale oczy­wi­ście pa­mię­tam ten mo­ment, kiedy mó­wimy dzie­ciom, że nie bę­dziemy już ra­zem miesz­kać i że świat, który znają, wła­śnie prze­staje ist­nieć. Moje dzieci twier­dzą, że też pa­mię­tają tę roz­mowę. Uło­żyły ją so­bie już w ja­kieś wspo­mnie­nie, bo cią­gle opo­wia­dają ją tymi sa­mymi zda­niami. To było bar­dzo trudne. Zgod­nie z radą psy­cho­lożki dzie­cię­cej szli­śmy w tej roz­mo­wie za dziećmi. Udało nam się ich nie prze­stra­szyć ani nad­mier­nie nie ob­cią­żyć. I one nas po­pro­wa­dziły w nie­ocze­ki­wa­nym kie­runku. To było bar­dzo dzie­cięce i spon­ta­niczne i po­zwo­liło nam nie umrzeć w tej kuchni – na­sze dzieci po pro­stu chciały zo­ba­czyć swój nowy po­kój w dru­gim miesz­ka­niu. I po­szły tam z tatą. Same pod­jęły de­cy­zję, że ja tam już nie idę.

Choć plan był inny, nie wró­ciły tego wie­czoru do mnie. Chciały zo­stać u taty, miały tam pię­trowe łóżko.

A pani? Jak się pani po tym wszyst­kim czuła?

Po­czu­łam ogromną ulgę, że tak się to wszystko uło­żyło. I że dzieci po­zwo­liły nam przez ten mo­ment po pro­stu przejść. Na­to­miast wie­dzia­łam, że to nie ko­niec, że ma­łym dzie­ciom czę­sto trud­niej jest póź­niej. Kiedy ani nowy po­kój, ani nowa or­ga­ni­za­cja ży­cia nie są już atrak­cyjne. Kiedy to za­czyna być mę­czące, kiedy po­ja­wia się tę­sk­nota za tym, co było; ocze­ki­wa­nie, żeby mieć ro­dzi­ców w jed­nym domu. U mo­jej córki bunt po­ja­wił się kilka lat póź­niej. Syn, w mo­men­cie roz­sta­nia sze­ścio­la­tek, trzy mie­siące póź­niej za­czął pła­kać; py­tał, dla­czego tak się stało, czy nie mo­żemy tego zmie­nić.

To było trudne?

Mia­łam wtedy serce za­wią­zane na su­pe­łek. By­łam wo­bec niego bez­względ­nie uczciwa. Mó­wi­łam: nie, synku, to się już ni­gdy nie zmieni. Ni­gdy nie wrócę do taty i ni­gdy nie bę­dziemy miesz­kać ra­zem.

Py­ta­łam sama sie­bie, czy ja mogę mó­wić moim dzie­ciom ta­kie rze­czy. Czu­łam, że je­stem uczciwa, że nie chcę syna skrzyw­dzić, że nie chcę mu ro­bić jesz­cze więk­szego cha­osu w ży­ciu. Więc uzna­łam, że moją od­po­wie­dzial­no­ścią jest zmie­rze­nie się z jego bó­lem. I nie mogę roz­paść się tylko dla­tego, że moje dziecko za­daje py­ta­nia.

Przy dzie­ciach nie po­zwa­la­łam so­bie na trudne emo­cje. One ze mnie wy­pły­wały, gdy dzieci były u taty. Wtedy mia­łam prze­strzeń na roz­pacz – krzy­cza­łam jak dzi­kie zwie­rzę; nie mia­łam siły wstać z łóżka, nie ja­dłam. By­łam wo­bec sie­bie okrutna.

Kiedy dzieci wra­cały do domu, ba­łam się, że stracę nad sobą kon­trolę. Wtedy od­czu­łam brak ich ojca, dru­giej do­ro­słej osoby do opieki. Gdy je­steś sama z dziećmi, to ist­nieje ry­zyko, że nikt cię nie za­trzyma, że za­re­agu­jesz nad­mia­rowo i nikt nie przy­woła cię do po­rządku. A nie by­łam w do­brej for­mie. Mu­sia­łam prze­sta­wiać so­bie głowę na czas, kiedy dzieci ze mną były, oraz na te chwile, kiedy by­łam sama.

Dzia­łała pani w dwóch try­bach – przy dzie­ciach zbie­rała pani wszyst­kie siły i za­soby; gdy zni­kały, po­zwa­lała so­bie pani po­grą­żać się w roz­pa­czy. To mu­siało być emo­cjo­nal­nie wy­czer­pu­jące, taka prze­ry­wana ża­łoba.

Nie­rzadko przej­ście z jed­nego stanu w drugi trwało tyle, ile moje dzieci szły po scho­dach do miesz­ka­nia. Dzwo­nił do­mo­fon i wie­dzia­łam, że mam kilka chwil na ogar­nię­cie się. Ich po­ja­wie­nie się wy­ma­gało wej­ścia w skraj­nie inną sy­tu­ację. Ry­czysz, a na­gle mu­sisz uśmiech­nięta ba­wić się w berka. Ale ich po­wrót po­zwa­lał też wy­do­stać się z roz­pacz­li­wej pustki, wraz z dziećmi przy­cho­dziła mi­łość. I to było ko­jące.

Mówi to pani to z per­spek­tywy osoby, która pod­jęła de­cy­zję o roz­sta­niu. Emo­cje dru­giej strony mo­gły być jesz­cze trud­niej­sze. Czuła się pani od­po­wie­dzialna za to, jak dzieci czują się u taty?

Nie, to był ich tata, były z nim tak samo bez­pieczne jak ze mną.

Od sied­miu lat dzia­ła­cie w opiece na­prze­mien­nej.

Pro­szę po­słu­chać, jak to brzmi.

Na prze­mian, czyli każdy po swo­jemu, nie ra­zem.

Też to tak czuję. Ja do­staję torbę z rze­czami mo­ich dzieci. Nie do­staję in­for­ma­cji, z czym wra­cają, tracę je z oczu na ty­dzień; chcia­ła­bym wie­dzieć, co się działo, z ja­kimi emo­cjami się mie­rzyły w tym cza­sie, z czego one wy­ni­kają. Sporo czasu zaj­muje nam do­tar­cie do tych wszyst­kich in­for­ma­cji, a one za chwilę znowu zni­kają. To bar­dzo mę­czące. Nie­dawno dzieci były u mnie przez dwa ty­go­dnie, ich tata nie był w sta­nie się nimi zaj­mo­wać. Spę­dzi­li­śmy ten czas bez po­śpie­chu, nie mu­sia­łam wszyst­kiego zmie­ścić w ciągu sied­miu dni.

Chcę im dużo dać, ale nie da się upchnąć wszyst­kiego w ty­dzień. Mam wra­że­nie, że i ja, i dzieci czę­sto czu­jemy, że ze sobą by­wamy, a nie, że ze sobą je­ste­śmy. To bar­dzo stre­su­jące. Mu­sisz szyb­ciej roz­strzy­gać kon­flikty, mu­sisz szyb­ciej prze­pro­sić, szyb­ciej coś za­ob­ser­wo­wać. Mam ta­kie po­czu­cie, że nie je­stem matką, tylko że je­stem matką na ty­dzień. Ja ten czas bez nich oczy­wi­ście po­tra­fię wy­ko­rzy­stać, za­jąć się sobą. Ale nie mam pew­no­ści, jak oni się w tym bu­dują jako lu­dzie, kim się staną. Czuję, że coś tra­cimy. Po sied­miu la­tach je­stem tą formą opieki bar­dzo zmę­czona.

Nie da­li­śmy rady z oj­cem mo­ich dzieci zbu­do­wać po roz­sta­niu do­brej ro­dzi­ciel­skiej re­la­cji, która jest nie­odzowna, żeby tę opiekę spra­wo­wać efek­tyw­nie. Brak współ­pracy, by­cie non stop w ja­kimś kon­flik­cie po­wo­duje, że tra­cimy czas na rze­czy nie­istotne, a nie zaj­mu­jemy się tymi waż­nymi. Coś ze spraw na­szych dzieci, z ich punktu wi­dze­nia waż­nych rze­czy, nam ucieka. Je­stem o tym prze­ko­nana.

Czy to jest ten mo­ment, w któ­rym pu­kają wy­rzuty su­mie­nia?

Tu nie ma miej­sca na wy­rzuty su­mie­nia, tylko na mi­łość. W tych prze­dziw­nych wa­run­kach bu­duję z dziećmi taką re­la­cję, że mo­żemy po­roz­ma­wiać o wszyst­kim. Po­zo­sta­jąc w uczci­wo­ści z nimi, cią­gle szu­kam w so­bie de­li­kat­no­ści. I uczę się, że by­cie matką to nie mo­no­log. Tylko by­cie w dia­logu z nimi po­wo­duje, że czuję się do­brą matką. Na­wet je­żeli cza­sami jest ner­wowo, je­śli cza­sem krzyknę, to moje dzieci ni­gdy nie zni­kają mi z pola wi­dze­nia. W tym wszyst­kim te co­ty­go­dniowe roz­łąki by­wają cięż­kie.

Spis tre­ści

Ana­to­mia de­cy­zji

Pau­lina Fi­li­po­wicz

Rola jak żadna inna

Ali­cja Wę­go­rzew­ska

Matka skła­dana

Pau­lina Mły­nar­ska

Licz na sie­bie. I na lu­dzi

Da­nuta Za­wadzka

Droga ra­tunku

Jo­anna Ja­skółka

Jak otwar­cie okna

Re­nata Prze­myk

Szcze­liny świa­tła

Jo­anna No­wak

Ro­bię to sama i tak miało być

Ka­ta­rzyna Glinka

Bo jak śmierć po­tężna jest mi­łość

Ka­ta­rzyna Ku­ricka-Wa­łach

O by­ciu sobą mimo zwąt­pie­nia

Ka­ta­rzyna Pa­ko­siń­ska

PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

© Wy­daw­nic­two WAM, 2024

© Anita Sob­czak, 2024

Opieka re­dak­cyjna: Agnieszka Ma­zur

Re­dak­cja: Mo­nika Ło­jew­ska-Ciępka

Ko­rekta: Klau­dia Bień

Pro­jekt okładki: Mar­cin Ja­ku­bio­nek

Skład i ła­ma­nie: Lu­cyna Ster­czew­ska

Pa­mię­taj! Książka to bar­dzo ważne wspar­cie,

ale nie za­stąpi te­ra­pii czy po­mocy spe­cja­li­sty.

ePub e-ISBN: 978-83-277-3785-4

Mobi e-ISBN: 978-83-277-3786-1

MANDO

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kra­ków

tel. 12 62 93 200

www.mando.pl

DZIAŁHAN­DLOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wy­daw­nic­two­mando.pl