Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy stawką jest przetrwanie, musisz zapomnieć o tym, kim byłeś w poprzednim życiu
Pięć młodych pielęgniarek rozpoczyna wymarzony urlop we Włoszech. Nadmorski hotel, bajeczny widok na morze i obietnica niekończącej się zabawy – wydawałoby się, że nic nie jest w stanie zakłócić ich szczęścia.
Na fali wrażeń zatracają się w romansach z tajemniczymi adoratorami. Tylko jedna z nich zachowuje dystans i wkrótce przekonuje się, że intuicja jej nie zawiodła. Wymarzone wakacje zamieniają się w koszmar, kiedy dziewczyny zostają porwane i trafiają do najpilniej strzeżonego więzienia we Włoszech, pełnego zdemoralizowanych przestępców. Czy uda im się uciec i odzyskać utraconą wolność? A może, żeby przetrwać, będą musiały zawrzeć pakt z diabłem?
Ta mrożąca krew w żyłach opowieść o lojalności, przyjaźni i granicach ludzkiej wytrzymałości sprawi, że zastanowisz się, jak daleko jesteś w stanie się posunąć w walce o przetrwanie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Hanna Necel
Samotni wśród tłumu
„Czasem wydaje mi się, że moja samotność eksploduje, rozsadzając mnie od środka. Czasem zastanawiam się, czy wypłakiwanie, wykrzyczenie albo wyśmianie tego obłędu może w czymkolwiek pomóc. Czasem pragnienie dotyku, bycia dotykaną jest tak silne, że porywa mnie do jakiegoś innego wszechświata, a tam, stojąc na krawędzi przepaści, nabieram pewności, że spadnę i nikomu nigdy nie uda się mnie znaleźć”.
Tahereh Mafi, Dotyk Julii[1]
Próbuję sobie przypomnieć, jak to się zaczęło. Wydaje się, że to wczoraj, a to już pięć lat. Początek? Nie wiem, nie pamiętam dokładnie. Muszę się mocno zastanowić. Patrzę na zachodzące słońce, jest czerwone, jak gorąca lawa rozlana na niebie. Żar dnia powoli stygnie, kończę popijać wodę ze szklanki. Może jednak się położę, może zasnę. Zamykam oczy i film zdarzeń zaczyna przelatywać przez głowę. Znowu to samo, znowu od początku.
Siedzimy z koleżankami w pokoju w moim biurze. Prowadzę odprawę, jedną z ostatnich. Może miesiąc, może dwa i zamykają nasz szpital. W związku z tym mamy dużo pracy. Czeka nas sporo zmian. Przez to wszystko jesteśmy bez nastroju do żartów i zachowujemy się, jakby nam lat przybyło.
– Kochane, jak już wspominałam, proszę archiwizować dokumentację i policzyć sprzęt znajdujący się na waszych stanach. Musimy być przygotowane do ewakuacji. – Ze łzami w oczach i ściskiem w gardle kończę jedno z naszych ostatnich spotkań.
– Szefowa, a może gdzieś wyjedziemy razem na parę dni? Tak na dobre zakończenie wspólnej pracy – proponuje Kasia.
– Byłoby cudownie – podejmuje temat Tamara.
– Tak, to jest dobry pomysł. Musimy jeszcze razem zaszaleć, ale nie w pracy – dodaje kolejna.
Patrzę na te kochane kobiety. Tyle razem przeszłyśmy, tyle razy udowodniłyśmy, że niemożliwe stało się możliwe.
– Nie jestem pewna, czy wytrzymamy razem choćby jeden dzień. Każda będzie chciała być tą pierwszą – żartuję.
Koleżanki rozchodzą się do pracy. Patrzę na akację za oknem. Jak pięknie kwitnie. Może faktycznie powinnyśmy to zrobić? Kiedy poprzednie dwie koleżanki odeszły, my pożegnałyśmy je ładnie, a one nawet kawy nie postawiły. Może ostatnie cztery i ja, piąta, pokusimy się i spędzimy razem trochę czasu na wyjeździe. Wrócę do domu, to pomyślę. Właściwie, co mi szkodzi. To ziemskie życie jest trudne. Jak tak pomyśleć, to tylko praca, dom. Przyjemności strasznie mało – trochę urlopu, jakieś święta z rodziną lub spotkania ze znajomymi i tyle, a czas ucieka okropnie. Jeszcze doliczyć choroby, dramaty… Nie znam osoby, która przeżyłaby życie bez jakichś perypetii.
Wstaję z czarnego fotela obrotowego, który służył mi wiernie parę lat. Przyniosę kartony z magazynu, też czeka mnie pakowanie.
Kąty tego szpitala są mi znane od paru lat. Trochę szkoda się rozstawać, ale z drugiej strony budynek stary, czas na nowe. Widzę znajomego konserwatora. Jego żona pracowała w magazynie, teraz choruje, okropność. Pani Basia wstaje zza biurka i idzie w poszukiwaniu kartonów. Ma jeszcze trochę do emerytury i martwi się, że będzie musiała dojeżdżać do pracy w innej lokalizacji. Krystian siedzi z nosem w komputerze, widać tylko jego czuprynę. Bardzo młody człowiek, wpadł do nas do pracy na chwilę, a zasiedział się już trzy lata. Znam wszystkich, to taki nasz mały świat. O, idzie Monika z apteki, zawsze markotna, ma chorego ojca, którym się opiekuje. Po co to analizuję, po co o tym myślę? Już czas pomyśleć, co ze mną, muszę zadbać o siebie… Niosę kartony, widzę kolejne osoby, które znam nie tylko zawodowo. To rozmyślanie staje się obsesją. Wyjmuję segregatory, spisuję dokumenty, zaklejam taśmą. Dosyć, czas do domu.
Czekamy na odprawę lotu, skupiamy się na dotarciu do miłej pani z obsługi. Potem czas oczekiwania na wejście do samolotu, zapinamy pasy i samolot startuje. Zobaczymy, jak nam wyjdzie ten wspólny wyjazd, humory nam dopisują, pogoda też. Mam nadzieję, że nie zrobiłyśmy błędu. Oby nas to nie podzieliło. Dziewczyny wszystko zorganizowały, zarezerwowały hotel z widokiem na wodę, kupiły bilety. Nie rozmawiam z Aldonką, jestem śpiąca, ona chyba też, oddycha spokojnie, cichutko, jak dziecko. Opieram głowę i zasypiam również, ludzie w samolocie zachowują się wyjątkowo grzecznie, dzieci jakieś spokojne, nie zawsze tak jest. Przebudza mnie brzęk spadającego metalu, to pasażer przede mną coś upuścił. Patrzę za okno, dzisiaj widzę chmury, bielusieńkie, trochę prześwitującego nieba. Aldona obok pochrapuje, nawet hałas jej nie wzruszył. Pani z czarującym uśmiechem proponuje coś do picia, proszę o wodę.
Stawiam walizkę w pokoju obok łóżka, które zostało dla mnie, śpimy w trójce, Aldona, Kasia i ja, dwie pozostałe śpią w dwójce. Zaczynamy nasze wspólne wakacje, na zewnątrz słońce mocno świeci, widać ogrom wody w oddali. Niczego więcej nam nie potrzeba.
– To co? Odświeżymy się i w drogę, dziewczyny, na podbój świata – cieszy się Kasia.
Oczywiście wtórujemy. Kolejka do łazienki, śmiech, żarty i wychodzimy.
Ulice wąskie, przepiękne, jak to w małych włoskich miasteczkach. W oknach zwisające kwiaty, dużo przemieszczających się ludzi, radość wszędzie, małe sklepiki, kolorowe wystawy. Zaczynam odczuwać ciepło na skórze, mimo że jest już po dwudziestej. W przyulicznych kawiarenkach i restauracjach panuje wzmożony ruch, stoliczki zajęte do ostatniego, wewnątrz restauracji również tłoczno.
Robimy drobne zakupy, chodzimy po ulicach i wracamy do hotelu. Pewnie skorzystamy z basenu, a potem pójdziemy do hotelowej restauracji na wieczorny relaks.
Aldonka pierwsza wskakuje do wody, za nią Tamara, Kasia woli wejście z drabinki, Martyna czeka na wolny stopień. Siadam z nogami zamoczonymi w wodzie i patrzę, jak dziewczyny fikają. Teraz kolej na mnie, słabe te moje umiejętności, ale radzę sobie. Basen nie jest głęboki, można poszaleć.
Ubawione i mokre kładziemy się w leżaczkach i zamawiamy napój. Delektujemy się życiem, tą chwilą, wspólnym byciem ze sobą. Jest cudownie. Oby tak dalej, a będzie super. Jutro mamy zaplanowaną wycieczkę z przewodnikiem, będzie bosko.
Zbliża się do nas grupa dobrze zbudowanych panów ze swoimi napojami. Pytają, czy mogą nam towarzyszyć, koleżanki śmiechotki pozwalają, a ja tracę dobry humor. Nie lubię takich przypadkowych, wakacyjnych znajomości, to takie kiczowate. Nie chcąc psuć zabawy, słucham rozbawionych koleżanek i nowych znajomych. Rozmawiamy w łamanym języku, podobno to nasi rodacy mieszkający od dawna na obczyźnie.
Czas mija, robi się późno, relaks się kończy, koleżanki wymieniają numery z panami. Mnie to nie bawi, mimo wypitych drinków, więc oddalam się do pokoju.
Dziewczyny z wypiekami na twarzy wpadają do pokoju i zdają relację.
– Jutro wieczorem też przyjdą, będzie super. Nie dość, że pozwiedzamy, to jeszcze adoratorów mamy, świetnie. Widziałaś, jakie ciacha? Zła jesteś? – pyta Aldonka.
– Przestań, to urlop – uśmiecham się rozbawiona. – Dlaczego tak twierdzisz?
– Bo poszłaś do pokoju. A, tak, nie było do pary. Dzięki, szefowa, ale chyba wiesz, jak jest: „nie mówmy, co było w Vegas”.
– Odczep się wreszcie – parskam śmiechem. – Dopiero drinki piłyście.
– Tak, dzisiaj, ale może wiesz… – Puszcza oko.
– Wariatka. Rób, co chcesz. Idźcie do łazienki albo gaście już światło, przecież to już trzecia – ziewam.
Pierwszy dzień urlopu kończy się właściwie drugiego dnia, zrelaksowane kładziemy się do łóżek, klimatyzowany pokój daje miłe uczucie chłodu.
Nasz przewodnik idzie dziarskim krokiem i opowiada historię starożytnego Rzymu. Podążam za nim w kapeluszu z rondem, słonecznych okularach i długiej, przewiewnej sukience. Moje koleżanki człapią niemrawo z lekkim bólem głowy po wczorajszych wieczornych toastach z nowymi znajomymi.
W Rzymie spędzamy cały, długi, gorący dzień. Jest męcząco z powodu ciepła i bosko z powodu doznań emocjonalnych. Nie byłyśmy tu wcześniej, to nasz pierwszy raz w stolicy Włoch.
– Mam z lekka dosyć słońca. Na drugi raz pojedziemy do Grecji. Wybrałyśmy złą porę na zwiedzanie. To pogoda na moczenie zadków – marudzi Martyna.
– Masz rację. Jutro leżakujemy w hotelu, a wieczorem robimy wypad na miasto. Można cholery dostać od tego skwaru – dyszy Aldonka.
Docieramy do hotelu w okolicach dwudziestej drugiej, ubawieni goście hotelowi zajmują miejsca w leżaczkach, na basenie i w restauracji. Po odświeżeniu dołączamy do turystów, znowu basen, drinki.
Wczorajsi znajomi wyrastają obok nas jak spod ziemi i robi się wesoło. Jeden, drugi, trzeci i kolejny drink…
– Nie lubisz nas? – śmieje się przystojny mężczyzna delikatnie obejmujący Kasię w talii. Dziewczyna wcale się nie broni.
– Nie mów tak do mnie. Dlaczego tak sądzisz? – pytam, uśmiechając się, rozbawiona czyimś żartem.
– Bo… A, właściwie to chyba przesadzam. Sorki, piękna – wycofuje się miękko.
Nie oceniam zachowania innych. To w końcu urlop, każdy robi, co uważa, i nic mi do tego. Widzę, że moje koleżanki wyraźnie nie zaciągnęły hamulca ręcznego, chcą się bawić, no i niech tak jest. Nawet gdybym chciała, to nie ma dla mnie nikogo do pary, a że nie chcę, to tym lepiej…
Pod koniec wieczora, a właściwie trzeciego już dnia urlopu, nasza koleżanka w mocnych uściskach kolegi długo dociera do pokoju, inne, trochę mniej zaangażowane, ciągną ją ku jej dużemu niezadowoleniu.
Wydaje mi się to prawie niemożliwe, że Kasieńka tak bardzo poluzowała. Znam ją tyle czasu, a jakbym patrzyła na nią po raz pierwszy. Jest piękną, długonogą blondynką, zawsze dystyngowana, zawsze ułożona, a tu proszę…
– Kacha, kładź się. Jutro też go zobaczysz. Co ty, siksa jesteś? – śmieje się Aldonka.
– A co wy o mnie wiecie? Nic nie wiecie. Całe życie tylko na pokaz, tak, jak należy, tak grzecznie i z zachowaniem wszelkich standardów. A ja nie chcę. Chcę trochę wolności, trochę szaleństwa. Nic nie rozumiecie. Szefowa, rozumiesz mnie? – pyta mocno wstawiona.
– Może bardziej, niż ci się wydaje. Proszę, bądź tylko ostrożna, reszta mnie nie interesuje. Różnie to bywa na wakacjach, z tymi amantami…
– Następna będzie mi kazanie prawiła. Nikt mnie nie rozumie, nikt… – Kasia odwraca się i zasypia.
– Nie bulwersuje cię to? – pyta Aldona.
– Co? A skąd wiesz, co siedzi w jej duszy? Ty też masz adoratora. Nie myślisz czasami o takim szaleństwie? – uśmiecham się. – Czasami też tak mam, tylko że to zaczyna się i kończy tylko w mojej głowie. Może nie mamy odwagi, aniele? Kasia pewnie chce wykorzystać chwilę.
– Wstyd powiedzieć, ale masz rację. Tamara nie idzie z nami jutro, ma spotkanie na mieście, z tym swoim cukiereczkiem. Może i ja tak zrobię? Ale pojutrze.
Zasypiamy, patrząc w sufit. Każdej coś w duszy gra, tylko czy ma odwagę, to zrobić?
W piątym dniu naszego wspólnego urlopu zostaję sama. Moje cudowne koleżanki spędzają ten dzień ze swoimi adoratorami. A może dla nich już kimś więcej? Nie wnikam. Rano widziałam ich zmienione wyrazy twarzy i rozanielone oczy. Motyle w brzuchu powodowały, że ich chód był taneczny, szły, jak nimfy o poranku. Wychodzę sama na miasto. Jesteśmy umówione na wieczorne rozrywki w hotelu, więc mam cały dzień dla siebie.
Płacę panu w gondoli i płynę na wodną wycieczkę. Marzyłam o tym od lat. Kwota nie była mała, ale nieważne, mam dosyć ciułania tych paru złotych. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze się tu wybiorę.
Siedzę w tej łódeczce, oglądam widoki i myślę, że nie znałam moich koleżanek, to znaczy znałam, ale inaczej. To dziwne uczucie, jakby człowiek zmieniał twarz na portrecie, a ja się dziwię, bo widziałam je zupełnie inaczej, widziałam inny profil, zarysy. Nie znałam drugiej twarzy kobiet znanych mi parę lat. Bawi mnie to.
Wchodzę do pokoju umęczona po całodniowym zwiedzaniu, odświeżam się i idę do koleżanek, które pewnie już na mnie czekają.
– Witaj, szefowa. Co tam? Jak minął dzień? – Sto pytań od rozbawionych dziewczyn.
– Cudownie, ale zmęczona jestem. Gorąco, jak licho. To naprawdę zła pora na zwiedzanie…
Pojutrze wyjeżdżamy do naszych domów. To nasz przedostatni wieczór. Widzę tańczące w objęciach koleżanki i drinki pite w dość szybkim tempie. Swojego popijam powoli, delektując się smakiem.
– Jedziesz jutro z nami? Chłopcy zorganizowali wycieczkę, mają duże samochody. I jeszcze ich kolega przyjedzie. Będzie super, ostatni dzień wolności! – trajkocze Martyna.
– A dokąd? – pytam.
– To ma być niespodzianka. Tylko wcześniej musimy się spakować, bo wrócimy późno, a skoro świt pobudka i odlot do domu.
– Chyba zostanę. Tworzycie zespoły, a ja nie chcę wam przeszkadzać. Mam co zwiedzać, jest super.
Koleżanki mocno się zaangażowały w te swoje wakacyjne znajomości. Trochę mnie dziwi ta sytuacja, tym bardziej że znamy się również prywatnie i wiem, co i kto czeka na każdą w ich domach – ale cóż mi do tego, to przecież urlop, są dorosłe.
Widzę, jak znajomy Aldonki prostuje się i mówi coś do reszty kolegów, wskazując na drzwi wejściowe do hotelu. Nasze głowy też kierują się w tę stronę. Jakiś mężczyzna wchodzi z uniesioną ręką i macha w ich stronę. Panowie nabierają, jakby poważniejszego wyglądu.
– Witam drogie panie, witam panów. Widzę, że dobrze się bawicie. Mogę dołączyć? I co tam, chłopcy, zadanie wykonane? Kiedy wyjeżdżamy? – Przybyły pan zadaje pytania jedno po drugim.
Widzę zmianę w zachowaniu znajomych moich koleżanek. Oczy przybyłego gościa są zimne, patrzące z wyższością, ale ociepla je uśmiech w kształcie rogala na ustach. Młodzi mężczyźni patrzą na siebie z zagadkowymi minami.
– Na jutro zaplanowaliśmy wycieczkę – odpowiada jeden z nich. – Zadanie wykonane, jesteśmy gotowi.
– To dobrze, bawmy się. O której wyjeżdżamy na tę wycieczkę? – śmieje się przybyły.
– O piątej – odpowiada jeden z kolegów moich pań.
– W takim razie musimy dzisiaj skończyć spotkanie szybciej. Nie jesteśmy spakowane. Obiecałeś, Mati, że wrócimy w nocy, rano lecimy do domu – trajkocze Kasia. – Prawda?
– Tak, skarbie…
Widzę wymianę spojrzeń panów i dziwny uśmiech w kącikach ust pana, który dopiero co do nas dołączył.
– Dan jestem – zwraca się do mnie i usadawia obok w leżaczku. – Mogę coś pani postawić?
– Nie, dziękuję. Jeszcze dopijam – uśmiecham się obojętnie.
– Spakowana pani na wycieczkę? – śmieje się.
– Nie, nie jadę. To koleżanki stworzyły zespół damsko-męski. Dla mnie nie było pary, ale radzę sobie. Powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze sobie radzę. Mam swoje plany na jutrzejszy dzień. Będę czekała w hotelu na ich powrót.
– Mogę być pani parą. Będzie zabawnie. – Wciąż się śmieje.
– Nie, dziękuję. Mam już zaplanowany dzień.
– Szkoda, to bardzo interesująca wycieczka, no i na mój koszt. Zapraszam, może zmieni pani plany.
– Raczej nie – odpowiadam lekko poirytowana.
Nie mam nastu lat. Zresztą nawet gdybym chciała poderwać kogoś na tych wakacjach, to już za późno. Właściwie zostało nam nieco ponad dwadzieścia godzin do odlotu, a ja mam swoje plany. Mam jeszcze parę miejsc do zwiedzenia i pyszne lody do skonsumowania. Nie muszę towarzyszyć koleżankom w wakacyjnym pożegnaniu.
Pan popija drinka, patrząc przed siebie. Chyba się zamyślił. Dziewczyny wznawiają rozmowy i żarty ze swoimi chłopcami. Myślę, że skończę i pójdę do pokoju, jakoś popsuł mi się humor.
– Co pani robi zawodowo? – Pan Dan zadaje kolejne pytanie.
– A pan? – odpowiadam ze złością.
On mnie irytuje, i to mocno, dopiero to zauważam.
– Przedsiębiorca, biznesmen i takie tam. Denerwuję panią?
– Trochę.
Wstaję z leżaczka, odstawiam szklankę.
– Pożegnam się już. Miałam intensywny dzień, jestem zmęczona. Dobranoc.
– Dobranoc. To co pani robi zawodowo?
– To, co koleżanki, jesteśmy związane zawodowo.
Odwracam się w kierunku holu prowadzącego do pokoi.
– Musimy poznać się bliżej, jeśli panią drażnię. Powiedziałem tak niewiele i do tego byłem miły. To znaczy, że coś nas łączy. Może siła charakteru, może zdolność odczuwania drugiego człowieka, a może jeszcze coś innego. Dobranoc. Niech pani wypoczywa. Myślę, że jutrzejszy dzień też panią zmęczy. A jak ma pani na imię?
Ruszam w stronę wyjścia. Pan Dan śmieje się rozbawiony chyba samym sobą. Kiedy kończę brać prysznic, Aldonka i Kasia wchodzą z wielkim hałasem do pokoju.
– Szefowa, dlaczego nie jedziesz z nami? Będzie super. – Pierwsza odzywa się Kasia.
– A potem będzie, że tylko my byłyśmy niegrzeczne – dodaje Aldonka.
– Dajcie spokój. Mam plan na jutro. Wiecie, że jestem indywidualistką. Bawcie się dobrze, tylko spakujcie walizki, żebyście potem połowy nie pozapominały. Jak wy zniesiecie pożegnanie swoich wakacyjnych miłości? – ironizuję.
– Z bólem serca… Szkoda, że to tylko wakacje. Dlaczego życie nie jest takie proste? Poznasz kogoś, zakochasz się i bawisz się wspaniale. Do cholery, dlaczego musimy wracać? Dlaczego tak nie może zostać? – biadoli Kasia.
– Bo życie jest porąbane, kochana – zaśmiewa się Aldonka. – Jak pomyślę o tym, co mnie czeka po powrocie, to mnie mdli. Znowu dom, jedna praca, druga. Do zwariowania.
– Tamara i Martyna też są załamane – odzywa się Kasia.
Tak marudząc, pakują walizki, przygotowują ubrania na rano, a właściwie na wyjazd za trzy godziny. Koleżanki z pokoju obok wpadają do nas jeszcze ze trzy razy i konsultują różne kwestie dotyczące jutrzejszego wypadu.
– Ty to chociaż się wyśpisz i spakujesz na spokojnie. Gdyby coś zostało, to połóż na nasze torby – proszą mnie otuloną już kocem i na etapie sennego odlotu.
Ledwie zasypiam, a już słyszę, jak się tłuką. Koszmar, taki aktywny, gorący urlop. Wrócimy bardziej zmęczone niż przed wakacjami. Wreszcie wychodzą. Odwracam się w drugą stronę i zasypiam ponownie. Niestety po zaledwie dwudziestu minutach moje koleżanki znowu wpadają do pokoju.
– Szefowa, chłopcy podrzucą nas na lotnisko. Bierzemy walizki i już się wymeldujemy. Zostajesz tylko ty. Prosimy, nie obrażaj się na nas, to ostatni dzień. Wiesz, jak jest.
– Nie wiem, ale okej. Tak was wzięło na amory? A zresztą, młode jesteście, bawcie się. Coś wam się przecież od życia należy.
Wreszcie wychodzą, owijam się kocem i zasypiam. Co za noc, koszmar.
Spędzam wspaniały dzień, a właściwie przedpołudnie. Najpierw dosypiam zarwaną noc, potem jem hotelowe śniadanie, leżę w leżaczku, znowu chowam się w klimatyzowanym pokoju, a późnym popołudniem wyruszam na miasto. Tutaj życie zaczyna się pod wieczór, mieszkańcy i turyści korzystają z życia dopiero po spadku najwyższej temperatury.
Siadam na murku i patrzę na pływające gondole, na roześmianych ludzi, na kwitnącą wokół miłość. Ciekawe, czy to tylko wakacyjne miłości? Chyba nie. Tutaj po prostu ludzie wyzwalają w sobie dobrą energię. Gdyby nie trzeba było pracować, to może bylibyśmy dla siebie lepsi i może świat wyglądałby zupełnie inaczej?
Włoskie spaghetti zjadam na mieście, potem kupuję parę upominków. Nagle słyszę dźwięk telefonu. To Tamara. Odbieram niechętnie, nie mamy w zwyczaju sobie przeszkadzać.
– Co tam, aniele? – pytam.
– Szefowa… – słyszę tylko i coś nas rozłącza.
Wybieram jej numer jeszcze dwa razy, ale nie udaje mi się połączyć, wobec tego daję sobie spokój. Jeszcze pyszne kręcone lody z maszyny i wracam do hotelu. To cudowny czas, tyle radości i takiego urlopowego spokoju w ludziach.
– Dobry wieczór – witam pana w recepcji. – Mogę się dzisiaj rozliczyć? Rano będę zaspana i zapewne roztargniona – dodaję, robiąc zabawną minę.
Zadowolona z siebie wracam do pokoju, a potem – jak każdego dnia urlopu – odświeżona idę na basen hotelowy, gdzie dołączam do znanych mi już z widzenia gości. Trochę relaksu w wodzie, dyskusje, tańce na boso i czas do łóżka. Jeszcze tylko postawię spakowaną walizkę pod drzwiami.
Leżę na miękkim materacu i myślę, że to był wspaniały urlop. Właściwie szkoda, że nie poznałam kogoś, jak moje koleżanki. Byłoby co wspominać. Chociaż tak naprawdę tego nie chciałam, spędziłam ten czas na własnych warunkach, tak, jak lubię. Jestem samotnicą, może dlatego było mi tak dobrze.
Słyszę dźwięk budzika i z ledwością unoszę zaspane powieki w bólu pobudki.
– Do widzenia. Może jeszcze kiedyś tutaj przyjadę – żegnam się na recepcji.
– Ważne, żeby nas pani miło wspominała.
Wychodzę na zewnątrz. Zamówiona wczoraj taksówka już na mnie czeka. Czuję skurcz żalu w żołądku. Ech, jak to szybko zleciało. Ulice miasta zostają gdzieś w tyle, jak nasze wakacje.
Dojeżdżam do lotniska, płacę kierowcy i wysiadam. Z walizką w ręku wchodzę do budynku. Nacierają na mnie tłumy ludzi. Rety, to chyba zmiana turnusu urlopowego, koszmar. Kiedy szukam wzrokiem miejsca odpraw, słyszę dźwięk telefonu. To Kasia.
– Witajcie, rozbawione. Gdzie jesteście? – pytam.
– Wyjdź na zewnątrz, to się spotkamy. W środku nie ma szans, żebyśmy się odnalazły.
Oszalały. Mam się znowu przebijać przez tłum?
Ciągnę walizkę do wyjścia, szukam wzrokiem jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co pozwoli mi odszukać moje podróżniczki. Widzę Kasię stojącą przy samochodzie, kiwa do mnie ręką. Kiedy zauważa, że ją widzę, wsiada do samochodu. Wprawdzie mamy jeszcze sporo czasu, ale niech się wreszcie pożegnają i wyjdą. Oszaleć można.
– Cześć, piękna. – Jak spod ziemi wyrasta pan Dan. – Wsiądź do samochodu, twoje koleżanki bardzo prosiły, żebyśmy ciebie też zabrali na wycieczkę – rechocze.
– Chyba nie czas na wycieczkę? – cedzę przez zęby. – Czas na odprawę i lot do domu.
– Tak, czas wracać do domu, piękna.
Podchodzę do samochodu, jestem na tyle blisko, że widzę przerażone oczy moich koleżanek. Kasia ma sińca pod okiem, Aldonka z zaschniętą stróżką krwi na czole, Martyna ze zjeżonymi włosami. Patrzę i myśli biegną mi przez głowę z prędkością światła. Puszczam walizkę i odwracam się w stronę drzwi lotniska.
– Ich życie w twoich rękach. Nie chciałem, ale one poprosiły. To jak, wsiadasz czy mamy użyć siły? – słyszę ten głupi śmiech.
Wyciągam nogę i chcę uciec, jednak mocne dłonie amanta Kasi wciągają mnie do samochodu. Szarpię się, próbuję krzyczeć, macham rękoma i nagle czuję silne uderzenie w głowę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1]https://www.kobieta.pl/artykul/cytaty-o-samotnosci-w-roznych-jej-wydaniach-madre-i-trafne, z dnia 1.01.2023 r., godz. 15:20.
Samotni wśród tłumu
ISBN: 978-83-8313-914-2
© Hanna Necel i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Aleksandra Płotka
KOREKTA: Anna Miotke
OKŁADKA: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek