Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Saturn. Bezlitosna siła, Tom 3
Jak wygląda od wewnątrz świat zawodników MMA? Ci twardzi mężczyźni i nie mniej silne kobiety walczą w klatkach i na ringu, by pokazać swoją przewagę fizyczną nad przeciwnikiem. Jednak za tą fasadą kryją się poranione dusze, traumy z przeszłości i wrażliwe wnętrze. Nie inaczej jest w przypadku historii Konrada, która została opisana w trzecim tomie cyklu autorstwa Agnieszki Lingas‑Łoniewskiej pod tytułem „Saturn. Bezlitosna siła”.
Dwa różne światy
Konrad jest zawodnikiem MMA i walczy w oktagonie. W swoim środowisku nazywany jest Saturnem. Wygrywa, zdobywa sławę, jest silny, nieustraszony i bardzo zdeterminowany do tego, by być coraz lepszym. Z pozoru to bezwzględny facet dbający tylko o własne przyjemności, który zawiera relacje z kobietami tylko na jedną noc.
Wszystko zmienia ona – Inez, urocza dziewczyna, która staje na drodze Konrada. Okazuje się, że wcale nie jest on tak nieczuły, jak mogłoby się wydawać.
Cała paleta emocji
Podczas lektury książki „Saturn. Bezlitosna siła” Tom 3 napisanej przez Agnieszkę Lingas -Łoniewską będą Ci towarzyszyły przeróżne emocje – nadzieja, zniechęcenie, smutek, rozgoryczenie, ale i poczucie, że pomiędzy dwojgiem bohaterów może narodzić się prawdziwa miłość, która pokona wszelkie przeciwności losu.
Wiesz już, kim jest Konrad, a jaką dziewczyną jest Inez? To zalękniona młoda kobieta, która w przeszłości doświadczyła traumy. Uszkodzono jej ciało, złamano serce. W ramach terapii rozpoczyna ona pracę w fundacji, która opiekuje się takimi jak ona. Czy taka kobieta może stać się ratunkiem dla Konrada, który także, jak zdążysz odkryć w książce, przeżył prawdziwe piekło? Czy związek dwojga ludzi przetrwa, pomimo przeciwności? Zobacz, jak potoczą się ich losy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 222
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Diabeł, którego znasz, jest lepszy od nieznajomego.
(autor nieznany)
Patrzyłem w jego tak znajome oczy, ale nie było w nich już nic z tego, co widziałem przed laty. Teraz czaiły się tam tylko zło i nienawiść.
Nie miał jednak pojęcia, że w moich oczach zobaczy to samo.
Szaleństwo, nad którym do tej pory umiejętnie panowałem, właśnie przerwało tamę.
I nawet jeśli spróbuje uciec z powrotem do piekła, skąd przybył, będę tam na niego czekał.
Bo i ja stamtąd przyszedłem.
Saturn
Imagine Dragons, Gold
Otworzyliśmy halę pod Wrocławiem, tuż przy zjeździe na Strzelin. Dzisiaj obchodziliśmy urodziny Anity, impreza miała być dopracowana w każdym calu, bo inaczej Kastor pourywałby nam łby. Od rana siedziałem na miejscu, bo chciałem wszystkiego dopilnować. Zamówiliśmy wielki tort, zaplanowaliśmy loterię z cegiełkami dla fundacji, w której moja siostra bardzo się udzielała.
Poza tym teraz to miało być moje miejsce pracy. Pierwszy koncert planowaliśmy za cztery miesiące – miał wystąpić jeden z modnych obecnie wykonawców muzyki pop. Choć bilety nie były tanie, sprzedaliśmy już niemal wszystkie. Pasowała mi ta praca. Nie miałem problemu z rozmowami z ludźmi, byłem odważny, niegłupi, dobrze wyglądałem, poza tym dzięki Polluksowi dostałem namiary na osoby, które mogły mnie wprowadzić w środowisko muzyczne, i wszystko zaczynało się rozkręcać. W dodatku miałem motywację. I chciałem nieco uspokoić siostrę, która nieustannie się martwiła, żebym czegoś nie odwalił.
Siedziałem w gabinecie na zapleczu hali i kończyłem odpowiadać na maile. W przyszłym tygodniu ruszał elektroniczny system rezerwacyjny, teraz go testowaliśmy i wszyscy pracownicy mieli obowiązek przeprowadzić kilkadziesiąt próbnych rezerwacji. Praca dawała mi kasę i satysfakcję, a treningi i walka pozwalały utrzymać ciało w formie i na jakiś czas wyłączały myślenie, żebym nie musiał wracać do wszystkich chorych rzeczy z przeszłości, które sprawiły, że czasami nie potrafiłem wyzwolić z siebie głębszych uczuć. Umiałem się tylko bić i wykonywać swoje obowiązki. Nie miałem życia osobistego poza przygodnym seksem, z tym nigdy nie było problemów. W podziemiu Saturn miał fanki, które niezwykle często oferowały mu swoje wdzięki. W klubie, gdy stałem za barem, dziewczyny więcej niż często wrzucały mi do pustych szklanek swoje numery telefonów.
Było jednak coś, a właściwie był ktoś, kto spędzał mi sen z powiek. Pierwszy raz zobaczyłem ją w zeszłym roku, kiedy przyjechałem do siostry do fundacji. Potem wiele razy spotykaliśmy się, rozmawialiśmy i od tamtej pory próbowałem sobie tłumaczyć, że oboje popełnilibyśmy wielki błąd, gdybyśmy to przenieśli na inny poziom. Ale ponieważ ona przyjaźniła się z moją siostrą, a także narzeczoną mojego szefa i przyjaciela, Polluksa, natykałem się na nią bardzo często. Dzisiaj też tu była, bo z ramienia fundacji czuwała nad organizacją aukcji. Przedmiotem aukcji były obrazy i rzeźby wykonane przez mieszkanki Domu dla Mam, który założyła Martyna. Patrzyłem z góry na salę, gdzie miała się odbyć główna impreza. Widziałem czerwonowłosą dziewczynę w czarnych krótkich spodenkach, ukazujących szczupłe opalone nogi. Włożyła do nich kolorową bluzkę z długimi rękawami, co mnie trochę dziwiło, bo było gorąco. Zawsze nosiła bluzki z długimi rękawami, to zauważyłem już dawno. Ale w czerwcu?
Inez układała z hostessami przedmioty przeznaczone na aukcję i odhaczała coś w notatniku. Wreszcie, jakby przyciągnięta moim wzrokiem, uniosła głowę z burzą wściekle czerwonych włosów i spojrzała na mnie. Jej wielkie oczy wpatrywały się wprost we mnie. A ja poczułem, że coś chwyta mnie za gardło. Pragnąłem jej towarzystwa i zarazem się go bałem. Bo gdy widziałem jej ufne niebieskie oczy, wiedziałem doskonale, że nie jestem facetem, któremu jakakolwiek kobieta mogłaby zaufać.
Odsunąłem się od okna i zająłem pracą. Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi gabinetu i wszedł, nie czekając na zaproszenie. To była ona. Zawsze pachniała jak owocowy sad. O tak, miałem ochotę ssać jej skórę. Byłem pewien, że będzie smakować jak jakiś owoc. Pamiętałem jednak słowa Martyny, która po wspólnej imprezie w PantaRhei powiedziała, że Inez to dziewczyna, której los nakopał do dupy, i żebym się zastanowił, czy jestem gotowy dźwigać jej brzemię. Nie byłem gotowy, by dźwigać własne, więc co mogłem zrobić? Unikałem Inez, jak tylko mogłem, co było cholernie trudne, biorąc pod uwagę to, że nasze drogi ciągle się przecinały. Teraz stała w moim gabinecie i patrzyła na mnie wielkimi oczami.
– Stało się coś? – zapytałem.
– Konrad… – Na sam dźwięk mojego imienia w jej ustach poczułem, że dostaję gęsiej skórki. – Dzwoniły dziewczyny z fundacji. Dzieciaki zrobiły rzeźby z modeliny i Martyna powiedziała, że to też warto wystawić.
– I przychodzisz z tym do mnie? – Wstałem zza biurka, okrążyłem je i spojrzałem z góry na dziewczynę.
Sięgała mi do ramienia, była bardzo drobna i delikatna. Przypominała chochlika z czerwonymi włosami. Tak. Chochlika, którego chciałem rzucić na biurko i pieprzyć bez opamiętania. Odchrząknąłem, zrobiło mi się niewygodnie w spodniach, więc odszedłem na bezpieczniejszą odległość. Ale jej zapach i tak wwiercał mi się w nozdrza i już wiedziałem, o kim będę myślał, gdy jakaś inna laska będzie mi obciągać pałę.
– Nie mam prawka, może ktoś mógłby ze mną podjechać do fundacji po te rzeczy? – zapytała.
– Wszyscy są zajęci – powiedziałem.
– Okej, wezmę taksówkę. – Zmrużyła oczy.
Widziałem, że jest zła. A to mnie jeszcze bardziej nakręciło.
– I zapłacisz miliony. Pakuj się, zawiozę cię.
– Nie jestem jakimś bagażem. Sam się pakuj. – Zgrzytnęła zębami i chciała wyjść.
Dopadłem ją przy drzwiach. Złapałem za szczupłe ramię. Pierwszy raz jej dotknąłem i moje zwoje mózgowe doznały właśnie poważnego zwarcia.
– Coś ty taka przewrażliwiona? – Patrzyłem na nią.
Jej klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, a kształtne piersi napierały na materiał bluzki. Nie chciałem być posądzony o molestowanie, ale nie mogłem oderwać od niej oczu. Musiałem nad sobą zapanować. Spróbowałem się uśmiechnąć. Co pewnie sprawiło, że wyglądałem jak chory psychicznie.
– Bo jesteś irytujący. Wiem, że mnie nie lubisz, ale nie mamy wyjścia, musimy współpracować – rzuciła cicho.
Widziałem, jak rozszerzyły się jej źrenice, kiedy znalazłem się blisko. W jakiś pokrętny sposób to sprawiło, że poczułem się bardzo dobrze. Byłem pierdolnięty.
Ja jej nie lubię? Dobrze, że tak myśli. To ułatwi mi sprawę, żeby trzymać łapy z daleka od niej.
– Okej, masz zamiar tutaj stać i się licytować, czy jednak pojedziemy po te rzeczy? – powiedziałem ostrzej, niż zamierzałem.
– Na razie to ty dyskutujesz! – warknęła i podeszła do schodów. – Idziesz czy nie? – rzuciła w moją stronę.
Zgarnąłem z biurka kluczyki od samochodu, dokumenty i komórkę. Ruszyłem w dół schodów, patrząc na jej idealny tyłek, i wyobrażałem sobie, że daję jej kilka klapsów za jej niewyparzoną buźkę. Uśmiechnąłem się sam do siebie i gdy wsiadaliśmy do samochodu, byłem już nieco bardziej uprzejmy. Gdyby była świadoma, co chodzi mi po głowie, zapewne znowu rzuciłaby jakąś niewybredną uwagę, a wtedy już nie umiałbym nad sobą zapanować.
Byłem pewny jednego. W jej towarzystwie odczuwałem szereg emocji, które do tej pory były mi zupełnie obce. Chciałem na nią krzyczeć, bo mnie wkurzała. Chciałem ją pieprzyć, bo mnie pociągała. Ale bałem się dowiedzieć, co siedzi w jej głowie, bo czasami łapałem ją na tym, że patrzyła na mnie w szczególny sposób, od którego coś chwytało mnie za gardło i czułem słabość. A słabość to przekleństwo.
Ja, Saturn, wiedziałem o tym najlepiej.
***
Jechaliśmy w milczeniu. Całe szczęście, że grała muzyka, inaczej musiałabym słuchać jego oddechu. A nie chciałam. Trudno mi było znieść towarzystwo Konrada, a często nie miałam wyjścia, bo jako że mieliśmy wspólnych przyjaciół, ciągle gdzieś na siebie wpadaliśmy. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że bardzo mnie do niego ciągnęło. Był niesamowicie przystojny. Wysoki – na pewno miał ponad metr dziewięćdziesiąt, o gęstych ciemnobrązowych włosach, które zazwyczaj sterczały w różnych kierunkach, ze śniadą cerą, ciemnym zarostem i złotobrązowymi oczami. Te oczy były niesamowite, sprawiały, że nie można było oderwać wzroku od jego twarzy. Często zamieniały się jednak w szparki, kiedy ich właściciel mierzył kogoś wzrokiem od stóp do głów i po chwili rzucał jakiś sarkastyczny komentarz. A najczęściej rzucał go do mnie. Chociaż bardzo się pilnowałam, żeby nie dać nic po sobie poznać, byłam przekonana, że on wie, że mi się podoba. Chodziłam na jego walki, kibicowałam mu, a on z reguły traktował mnie jak upierdliwą młodszą siostrę. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, miał obitą twarz. Pamiętam, że w nocy leżałam w łóżku i wspominałam moment, w którym nasze spojrzenia się spotkały. A przecież obiecywałam sobie, że będę unikać tak zwanych złych chłopców. Bo niewątpliwie Konrad Klajzer się do takich zaliczał.
Wiedziałam, że jego i Anitę łączy jakaś dziwna sprawa z przeszłości, na początku Konrad był tym złym, później jednak wszystko się wyjaśniło i zaprzyjaźnił się z Kastorem i Polluksem. Anita kochała go jak brata, chociaż nie łączyły ich więzy krwi. Ale one akurat mają niewiele do rzeczy, jeśli ludzi połączy coś dobrego. Zazdrościłam Kostkowi i Patrykowi, że mają siebie, zazdrościłam Anicie jej miłości do Konrada, zazdrościłam wszystkim, którzy mieli kogoś, do kogo mogli się zwrócić, kiedy wszystko zdawało się walić. Oczywiście były dziewczyny, wiedziałam, że zawsze mogę na nie liczyć, ale przecież każda z nich miała swoje życie. A diabły z przeszłości dopadały mnie dosyć często i nie mogłam obciążać tym przyjaciółek.
W milczeniu dotarliśmy do budynku, w którym mieściła się fundacja. Konrad podjechał pod wejście i spojrzał na mnie.
– Mam iść z tobą? Dużo tego masz? – zapytał.
– Nie, poradzę sobie. Zaraz wracam. – Wysiadłam i ruszyłam przed siebie pewnym krokiem.
Po chwili potknęłam się przy schodach.
Zerknęłam w stronę samochodu i dostrzegłam, że ten irytujący facet się śmieje.
– Cholera! – zaklęłam pod nosem.
Często przeklinałam, gdy byłam zdenerwowana. Albo robiłam wtedy coś głupiego. Jakiś niekontrolowany ruch, przez który stawałam się pośmiewiskiem. Wciąż próbowałam odzyskać poczucie własnej wartości po tym, co mnie spotkało. Najpewniej czułam się jednak wśród przyjaciółek albo za ladą recepcji w fundacji. Tam byłam u siebie. Gdy wchodziłam do tego budynku, moją skórę powlekał jakiś niewidzialny pancerz. Wiedziałam, że tam nikt mnie nie skrzywdzi. Gorzej było, kiedy wychodziłam. A przecież musiałam spotykać się z innymi ludźmi.
Szybko uporałam się z rzeczami, które miałam zabrać na aukcję, przy wyjściu zajrzałam jeszcze do Liwii, która wypełniała dokumenty.
– Jadę do hali – poinformowałam.
– Jasne.
– Widzimy się wieczorem?
Spojrzała na mnie ślicznymi zielonymi oczami, które od pierwszego momentu wzbudzały zaufanie i poczucie bezpieczeństwa.
– Będę, ale mogę się spóźnić.
– Okej, zatem do zobaczenia. – Uśmiechnęłam się i pomachałam przyjaciółce.
Otworzyłam tylne drzwi auta i schowałam tam torbę z pracami dzieciaków. Konrad rozmawiał przez telefon. Kiedy siadałam z przodu, już skończył. Widziałam, że zmarszczył brwi i chyba był z czegoś niezadowolony.
– Możemy jechać – sapnęłam.
– Podskoczymy jeszcze w jedno miejsce.
– Dokąd?
– Do mnie. Muszę coś zabrać z mieszkania.
– Może mnie najpierw…
– A czy ja mam napisane na plecach „taksówka”? – Spojrzał na mnie i zmrużył oczy. – Poza tym mieszkam niedaleko. Przy placu Bema.
Westchnęłam i zapatrzyłam się w mijane ulice.
Nie zamierzałam wchodzić z nim w pyskówkę, chciałam jak najszybciej znaleźć się w hali, dokończyć pracę i pojechać do domu. Kątem oka widziałam, że Konrad kilka razy zerknął w moim kierunku, ale na szczęście się już nie odezwał. Podjechał na plac Bema i zatrzymał się przy jednym z poniemieckich bloków. Zgasił silnik i spojrzał na mnie.
– Idziesz ze mną? – spytał.
– Raczej nie.
– Boisz się wejść do mojego mieszkania? – parsknął.
Wiedziałam, że robi to po to, by mnie zdenerwować i sprowokować.
– Nie mam ochoty zwiedzać jakiejś podejrzanej speluny – odcięłam się.
– No, no, nieźle. W takim razie siedź grzecznie i niczego nie ruszaj. – Roześmiał się, a ja pokazałam mu środkowy palec.
Był irytujący, a jednocześnie często po prostu mnie rozbawiał. Lubiłam go obserwować, gdy stoi za barem, była w nim jakaś dziwna determinacja, wszystko, co robił, robił szybko i precyzyjnie. Podobnie było z treningami, sparingami czy walkami. Gdy ćwiczył na skakance, jego mięśnie pracowały jak precyzyjna maszyneria nastawiona na jeden cel: wygrać. Zawsze wygrywał. Jego walki wiele mnie kosztowały, ale chodziłam prawie na każdą. Musiałam widzieć, jak walczy i jak wygrywa. Jego siła i dokładność w jakiś sposób mnie uspokajały. Kiedy walił w gruszkę podczas ćwiczeń, każdy cios odbierałam tak, jakbym sama go wyprowadzała. Niszczyłam wtedy całą swoją pokręconą przeszłość i człowieka, przez którego znalazłam się w piekle. Konrad był moim osobistym bohaterem… Chociaż tak naprawdę nawet mnie nie lubił i zawsze traktował z góry.
Gdy byłam dziewczynką, nie umiałam marzyć, bo żyłam w świecie, który z marzeniami i nastoletnimi pragnieniami miał niewiele wspólnego. Teraz, gdy już się od tego uwolniłam, gdzieś głęboko wciąż czułam się dzieckiem. Wtedy dorosłam zbyt szybko, a teraz chciałam nadrobić stracony czas. W mojej głowie pojawiały się marzenia. Marzenia o… Konradzie. Wiedziałam jednak, że to do niczego mnie nie zaprowadzi. Na razie nie umiałabym jeszcze być z kimkolwiek. Może kiedyś, w przyszłości…
Ale na pewno nie będzie to Konrad. Saturn. Facet, który sam chyba jeszcze nie odbił się od dna.
***
Kiedy przyjechała do mojego domu, była wystraszona, ale i pełna nadziei. Miała tylko dziesięć lat, ja o trzy więcej i dużo za uszami. Mój ojciec związał się z jej matką, a ona miała być teraz moją siostrą. Tak powiedział ojciec. Złapał mnie za ramiona i ścisnął. Za mocno, jak zawsze, tak aby pokazać swoją przewagę fizyczną.
– Konrad, to jest Anitka. Masz ją traktować jak siostrę!
– A gdzie mama? – warknąłem, a on jeszcze mocniej ścisnął moje ramiona.
– Matka wyparła się i ciebie, i mnie. Teraz będziemy mieć nową rodzinę.
– Nie chcę!
Uderzył mnie w twarz i poczułem w ustach metaliczny smak krwi. To od razu mnie otrzeźwiło. Zawsze tak było, kiedy czułem krew, nieważne – własną czy cudzą. Dlatego stale wszczynałem bójki i najczęściej wygrywałem. Czekałem tylko na moment, kiedy wygram z nim…
– Nie interesuje mnie to, czego chcesz. Masz być dla Anity starszym bratem i chronić ją za wszelką cenę!
Zacisnąłem pięści i kiwnąłem głową. Krew z ust kapała na drewnianą podłogę w moim pokoju. Nie wiedziałem wówczas, że ta dziewczyna naprawdę stanie się moją ukochaną siostrą. I będę musiał ją chronić przed nim. Moim ojcem. Że zrobię mnóstwo złych i chorych rzeczy. I tak bardzo się w to zaangażuję, że przestanę już odróżniać dobro od zła.
Walk The Moon, Shut Up and Dance
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Text copyright © by Agnieszka Lingas-Łoniewska, 2020
Copyright © by Burda Media Polska Sp. z o.o., 2020
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
Redakcja: Olga Gorczyca-Popławska
Korekta: Marzena Kłos
Skład i łamanie: Beata Rukat/Katka
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
Projekt okładki: Anita Modry
Zdjęcie na okładce: 4x6/Getty Images
ISBN 978-83-8053-706-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
www.kultowy.pl
www.burdaksiazki.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek