Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W wymarzonych dżinsach z pierwszego w mieście sklepu Levi’sa, żując gumę Turbo i z walkmanem przy pasku, z własną składanką „the best of”, jechało się na deskorolce oddać kasety video do wypożyczalni...
Lata 90. to czas szczególny. Kapitalizm po polsku dopiero raczkował i trzeba się było odnaleźć w nowych realiach. Niektórzy szybko się dostosowali – zbijali fortuny na produkcji pirackich kaset, handlowali, nagrywali, przegrywali albo kręcili filmy erotyczne. To również czas rozkwitu polskiej popkultury – wyrosłej z jednej strony z szarości i absurdu przełomu lat 80. i 90., a z drugiej z zachodniej popkultury, z której czerpaliśmy garściami, często bezkrytycznie.
Autor rozmawia ze świadkami i uczestnikami tamtych przemian, m.in.: właścicielem wypożyczalni kaset VHS, stadionowym handlarzem , twórcami gier video i kelnerką w nocnym klubie. O swoim biznesie z lat 90. opowiadają właściciele małej gastronomii, pierwsze szalone kroki w prywatnej stacji radiowej wspomina redaktor naturszczyk, a wydawca różowej prasy przybliża polski rynek erotyczny.
Jak oswajaliśmy się z supermarketami i jak rozpalał emocje pierwszy McDonald’s nad Wisłą? Kto dyktował modowe trendy, jak wyglądały reklamy telewizyjne, co jedliśmy na mieście, jakich filmów szukaliśmy w wypożyczalniach i co groziło za oddanie nieprzewiniętej kasety? Po jakie komiksy chodziliśmy do kiosków? Jak zaczął się w Polsce hip-hop i kto sprzedawał po sto tysięcy płyt?
Książka Wojciecha Przylipiaka to reportaż o rzeczywistości lat 90. Nie ma tu wielkiej polityki, są za to codzienne rozrywki, zwyczajne pasje, ekscytacje i nadzieje Polaków tamtych lat.
To książka o pokoleniu, ludziach, opowiedziana przez ich historie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Układ graficzny i projekt okładki
Tomasz Majewski
Redaktor prowadzący
Barbara Czechowska
Redaktor merytoryczny
Mariola Hajnus
Redaktor techniczny
Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej
Robert Fritzkowski
Korekta
Renata Kuk
Barbara Milanowska/Lingventa
Zdjęcia
Zbiory prywatne: Wojciecha Przylipiaka, Romana Przylipiaka, Krzysztofa Skiby, Jacka Balka, Tomasza „Waciaka” Wójcika, Marcina Szymańskiego, Radka Samulaka, Przemysława Rokity, Karoliny Suchmiel, Piotra Anioła Wącisza; archiwa rodzinne: Anny Wierzbickiej i Patryka Zwolińskiego oraz zbiory: East News, Forum i Agencji Gazeta
Zdjęcie kasety VHS na okładce © LoMit/Wikipedia
Redakcja składa podziękowania wszystkim osobom, które udostępniły zdjęcia do publikacji.
© for the text by Wojciech Przylipiak
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1687-2
Sport i Turystyka – MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Obyś żył w ciekawych czasach…
To był szok. Wychodzę z promu „Pomerania” do budynku przystani promowej w Helsinkach i widzę kolorowo ubranych ludzi. Chłopaka w dresie Adidasa, dziewczynę w okularach z czerwonymi oprawkami, ktoś pije coca-colę, ktoś inny właśnie je batonika Mars. Przed przystanią stoją saaby, ople, fordy, volvo, volkswageny, mnóstwo rowerów. Mój wzrok przykuwają nowoczesne sklepy z witrynami pełnymi towarów. Ja, zabrany z podwórka osiedla Zatorze w Słupsku, który wtedy słynął przede wszystkim ze szkoły milicji obywatelskiej. Na tym podwórku mieliśmy do zabawy otoczoną betonowym murkiem piaskownicę, metalową zjeżdżalnię i huśtawkę z opony.
W kolorowy fiński świat wszedłem wraz z resztą mojej wycieczki z promu, który właśnie przypłynął z Gdańska. Ubrany w bordowy sweterek, ciemną kurtkę, w szarych okularach z plastrem na jednym szkle.
Był rok 1988. Część pasażerów, tych ubranych bardziej kolorowo, szła do punktu kontrolnego, gdzie tylko sprawdzano im paszporty. To obywatele krajów zachodnich. Ludzie z Polski, w strojach raczej szaroburych, byli kierowani do odprawy, podczas której dokładnie sprawdzano bagaże. Jak gdybyśmy mieli wwieźć coś, co zakłóciłoby ten barwny, wolny świat. Przyjechaliśmy w ramach wymiany szkolnej ze szkołą w fińskim Porvoo – z kółka przyjaźni polsko-fińskiej w mojej podstawówce. Kółko prowadziła moja mama, więc załapałem się na ten wyjazd. Byłem pierwszy raz za granicą. Mieszkaliśmy w domach Finów, jedliśmy to, co oni, razem z nimi się bawiliśmy, zwiedzaliśmy, oglądaliśmy ich telewizję itp. Wszystko było dla mnie szokiem. Pierwszy banan, komiks z Kaczorem Donaldem (nie szkodzi, że po fińsku), hamburgery na obiad, buty Nike, które dostałem od fińskiego rówieśnika.
Choć wyczuwało się, że u nas w kraju coś się zmienia, to wciąż rządził Jaruzelski (starsi Finowie mówili mi, że mam podobne do jego okulary) i nikomu z nas nie przyszło wówczas do głowy, że za rok upadnie komuna, do Polski wkroczy McDonald’s i zasadniczo będzie podobnie jak tu, na Zachodzie. Wtedy byliśmy trochę jak wycieczka z dawnego świata do rzeczywistości pełnej kolorów, towarów i salmiaków, czyli popularnej w Skandynawii okropnej lukrecji, na którą mówiliśmy asfalt.
Przełom lat 80. i 90. oraz pierwsze lata ostatniej dekady XX wieku były w Polsce wielowymiarowe. Rzuciliśmy się na wszystko, co zachodnie, nie patrząc na jakość i sens. Także w popkulturze. Komunizm chcieliśmy wyciąć z życia, wrzucić do śmietnika i wysłać na wysypisko. Przynajmniej niektórzy z nas. Zachowywaliśmy się tak, jakby nadszyszkownik Kilkujadek wypuścił nas z więziennego sitka w Szuflandii z filmu Kingsajz. Chcieliśmy wreszcie chwytać świat po swojemu. Oczywiście przy okazji doszło do zapaści wielu branż, marzeń, interesów. Zmienił się sposób naszego funkcjonowania, to, jak mieszkamy, jak wyglądamy, co jemy, czego słuchamy, co czytamy, jak spędzamy czas wolny, czym się bawimy…
Tak, to był ciekawy okres, szalony, intensywny. Czas zmian, które nie wszystkim i nie wszystkiemu wyszły na dobre. Epoka transformacji, podczas której cały świat patrzył na Polskę. Zachwycał się Lechem Wałęsą. Podziwiał naszą Miss Świata 1989 roku Anetę Kręglicką. Oglądał znakomitą aktorkę Joannę Pacułę, która w 1990 roku znalazła się w pierwszym zestawieniu 50 najpiękniejszych ludzi świata magazynu „People”. Dla nas to był czas, kiedy pogadać o filmach chodziliśmy do wypożyczalni kaset video, o muzyce – do sklepu z kasetami, a o grach – do salonu gier. W książce wracam do tego przełomowego okresu, pierwszych lat w nowej rzeczywistości. Unikając polityki, skupiam się na popkulturze, obyczajach, ludziach. Wracam poprzez opowieści odbiorców popkultury oraz jej kreatorów. Wracam do świata, którego już nie ma. Przynajmniej w dużej części.
Posłuchaj: A. Jurksztowicz – Video dotyk; T. Love – King; M. Drozdowska – Tango wideo
Obejrzyj: P. Trzaska – Smacznego telewizorku; J.P. Matuszyński – Ostatnia rodzina; S. Soderbergh – Seks, kłamstwa i kasety wideo
Przeczytaj: A. Boćkowska – Można wybierać: 4 czerwca 1989; O. Drenda – Duchologia polska: rzeczy i ludzie w latach transformacji; „Cinema Press Video”
Odbywało się losowanie, bo każdy z nas bał się pójść. Choć może nie do końca bał, a wstydził. Chodziło przecież o erotyk. Nieważne jaki, ważne, żeby był. Z kolegami z klasy siedzieliśmy na murku przed wypożyczalnią Paco, która mieściła się na parterze Młodzieżowego Centrum Kultury. Chodziłem tam wielokrotnie, miałem swoją kartę. Na weekendy brałem wojenne klasyki, żeby oglądać z tatą, niektóre po kilka razy: Bitwa o Anzio, Działa Navarony, O jeden most za daleko. W tygodniu – sensacyjne i „obyczaje”. Ale wreszcie nadszedł czas na erotyka. Fakt, widziałem już kilka razy takie filmy. Byłem u sąsiada, jak puszczał jakieś erotyki z Niemiec. No i z kuzynką oglądałem Lody na patyku[1]. Ale to nie to samo.
Ucieszyłem się, bo zapałkę wylosował kolega Tomek. To znaczy on miał pójść do wypożyczalni. Całe szczęście, bo wyglądał na najstarszego. Musiał przejść do magicznego regału z napisem „Dla dorosłych” i wybrać dla nas film. Dział był schowany w rogu wypożyczalni, za czarną kotarą. Samo wybieranie na podstawie okładek mogło doprowadzić nastolatka do zawału serca. Zupełnie nie wiem, dlaczego kolega pożyczył akurat bawarskie kino erotyczne. Chociaż wiem, na okładce była pani z baaardzo bujnym biustem. Wyszedł z wypożyczalni cały czerwony, ale się udało! Pobiegliśmy do mnie do domu. Mama miała wrócić z pracy dopiero za dwie godziny. Drżącymi rękami odpaliłem nasz odtwarzacz video z możliwością nagrywania – w ciszy i napięciu oglądaliśmy zabawy dorosłych z jodłowaniem w tle. Palec cały czas trzymałem na pilocie, na guziku „stop”, żeby zdążyć wyłączyć, gdyby mama wróciła wcześniej. Udało się obejrzeć do końca, a potem szybko oddaliśmy kasetę z powrotem do Paco, żeby pozbyć się dowodów. Trzeba było ją przewinąć do początku, bo za oddanie nieprzewiniętej płaciło się karę.
Takie były wtedy, na początku lat 90., doświadczenia seksualne pewnie setek tysięcy chłopaków, przynajmniej tych, którzy mieli w domu video albo kolegę dysponującego takim magicznym sprzętem. Oglądanie kaset to już wyższy poziom wtajemniczenia niż chociażby gazetki. Ale kasety video zmieniły nie tylko rynek erotyczny. Z dumą eksponowano je na domowych regałach czy w szafkach pod telewizorem. Działało też mnóstwo wypożyczalni. Powstawały przy recepcjach restauracji, w przyczepach campingowych Niewiadów, no i w mieszkaniach, garażach, piwnicach.
Pod koniec XX wieku złoty czas się skończył, ale ta dekada, powiedzmy od schyłku lat 80. do końcówki 90., była dla rynku kaset video czymś wyjątkowym. Polski rynek został nimi dosłownie zalany. Tysiące oryginalnych i pirackich egzemplarzy zapełniło półki w sklepach, łóżka polowe na bazarach. Niektórzy nawet łapali je w powietrzu.
Tak było podczas gali disco polo w połowie lat 90. w wypełnionej po brzegi warszawskiej Sali Kongresowej. Wystąpiły wtedy największe gwiazdy gatunku: Shazza, Top One, Akcent z Zenkiem Martyniukiem, Boys. Wszyscy wydający płyty w najważniejszej wytwórni disco polo Blue Star. Gdy Shazza wyśpiewała swoje przeboje Baiao bongo i Bierz co chcesz, na scenę wszedł prowadzący, Marek Sierocki. Krzycząc: „Kolej na prezenty, kasety video!”, rzucał w tłum kasetami. Panie w kolorowych bluzkach z poszerzonymi ramionami oraz panowie w za dużych marynarkach i obcisłych golfach – wszyscy skakali, przepychali się, bo każdy chciał ją mieć. Tak, wtedy kaseta VHS to było coś!
VHS nas ukształtował. Jednym pozwolił zarobić niezłe pieniądze, innych przenosił w świat, który do tej pory był dostępny tylko za naszą zachodnią granicą. Jeszcze innym dawał erotyczne uniesienia. Kaseta video to jeden z symboli przełomu lat 80. i 90. i całej pierwszej dekady III RP. Dziś jest już kolekcjonerskim gadżetem. Przetrwała u zbieraczy i w wypożyczalniach, ale te można dziś policzyć na palcach jednej ręki. W ostatnich latach ubiegłego wieku były na każdym osiedlu. Stawały się lokalnymi oazami zachodniego świata, do których się chodziło pogadać o nowościach, przejrzeć kolorowe okładki, powspominać ulubione sceny karateckie, posprzeczać się, czy lepszy jest Steven Seagal, czy Chuck Norris. Sama wizyta w wypożyczalni już była przygodą. Te, które jakimś cudem przetrwały do dziś, już nie przypominają miejsc tętniących życiem trzy dekady temu. Dziś prowadzą je pasjonaci, dokładający do interesu wariaci, a sąsiedzi i przyjaciele przychodzą do nich pogadać.
Poproszę dwa pornole dla dziadka
TAO, wbrew nazwie, nie jest azjatyckim barem. To wypożyczalnia filmów, dziś głównie na DVD, ale gdy rozpoczynała działalność, wypełniały ją kasety VHS. Od lat 90. mieści się na parterze bloku na warszawskich Bielanach. To jedno z ostatnich takich miejsc, nie tylko w stolicy. Niełatwo tam trafić, z ulicy jej nie widać. Wchodzi się od podwórka. Na szybie szyld z napisem „Wypożyczalnia filmów”. Właściciel przesiaduje tutaj kilka godzin dziennie. Otwarte od poniedziałku do piątku w godzinach popołudniowych.
Oglądam kasety VHS, które zajmują górną półkę. Są przeboje lat 90.: Życie Carlita, Speed, Kasyno. Właściciel ma też katalog z okładkami filmów schowanych na zapleczu. Rozmawiamy oczywiście o filmach, o wypożyczalni. Czuję, że trzyma ten interes dla kontaktu z ludźmi, z sąsiadami, którzy przychodzą do niego od lat. Kiedy pytam o zarobki, śmieje się. Zapisuję się, mam numer 1490. Wypożyczam film. Można go zobaczyć w serwisach streamingowych, niedawno był w kinach, ale przecież nie o to chodzi. W latach 90. byłby dostępny tylko w takiej wypożyczalni.
Właśnie wtedy w świat filmów video wkroczyli Anna i Zenon. Ona polonistka, on po studiach w Sankt Petersburgu, wtedy Leningradzie. Anna podpatrzyła pomysł we Francji – w połowie lat 80. widziała, jak popularne są tam wypożyczalnie kaset. Co prawda w ich rodzinnym mieście istniały już dwa takie punkty, ale mieściły się w garażach, w ofercie miały pirackie kasety kiepskiej jakości. Oboje myśleli o czymś innym, bardziej światowym. Potrzebowali funduszy. Weszli w spółkę z kolegą, który znał się na kinie – studiował w krakowskiej szkole filmowej. Część pieniędzy pożyczyli od rodziny i wzięli się do roboty. Wynajęli pomieszczenie, sami je wyremontowali, zamontowali regały. Po wielu nieprzespanych nocach w czerwcu 1991 roku otworzyli swoją wypożyczalnię kaset. Nad wejściem wisiał szyld z nazwą: „Magic”.
– Nie mieliśmy pieniędzy na reklamę i ruszyliśmy powoli, bez hałasu. Ale zapotrzebowanie było takie, że już po miesiącu zyski przerosły nasze oczekiwania. Szło na tyle dobrze, że wkrótce otworzyliśmy filię – wspomina Zenon.
– Tylko w niedziele zarabiałam tyle, ile przez cały miesiąc na etacie polonistki w szkole. Ale praca nie była łatwa. Mieliśmy czynne codziennie, od dwunastej do dwudziestej. To było szaleństwo. W weekend i na święta wypożyczaliśmy w zasadzie wszystko. Zostawały nam puste półki, taki był głód filmów – opowiada Anna.
Na początku specjalizowali się w kinie klasy B. Kasety z takimi filmami były po prostu tańsze niż wielkie przeboje kinowe. Z czasem dzierżawili, a potem kupowali nowości, po parę egzemplarzy. Po kasety najczęściej jeździli do Gdyni, do popularnego wtedy dystrybutora Video Rondo. Po trzech latach mieli już ich kilkanaście tysięcy sztuk. Zmienili pomieszczenie na większe. Było wyjątkowe, bo miało być nie tylko wypożyczalnią, ale też miejscem spotkań. Zresztą nie tylko fanów kina, bo przy okazji sprzedawali też winyle i kasety magnetofonowe. Najlepsze filmy wykładali w podświetlonej ladzie z czerwoną wykładziną. Mieli katalog z okładkami dostępnych filmów, ale można też było samemu wybierać je z półek z różnych działów tematycznych. Na niektóre filmy były zapisy, m.in. na Rambo,Akademię policyjną czy Predatora, ale domyślacie się, który z działów cieszył się szczególną popularnością.
– Erotyka miała ogromne wzięcie – przyznaje Anna. – Szperali w niej dziadkowie z wnukami, panie, no i panowie, choć czuć było skrępowanie. Zdarzało się też wysyłanie dzieci po filmy. Ale nawet stałym klientom nie dawałam, jeżeli ten wysyłał wnuczka, który przychodził i mówił: poproszę dwa pornole dla dziadka. Przekrój wypożyczających był bardzo szeroki. Pamiętam gangstera, ksywa „Chińczyk”. Nie żałował pieniędzy. Miał je zwinięte w rulon i splecione gumką.
– Ludzi przyciągało również to, że można się było u nas napić kawy – dodaje Zenon – a nawet kupić chipsy Lay’s, choć były strasznie drogie. Mieliśmy gazety branżowe, foldery, dużo plakatów, no i chętnie rozmawialiśmy o filmach. Choć jak zaczynaliśmy działalność, to nawet w domu nie mieliśmy telewizora, po prostu nie było nas stać. Ale szybko nadrabialiśmy filmowe zaległości.
Właściciel czy pracownik wypożyczalni znający repertuar to była podstawa. Najlepsi prowadzący czy prowadzące przyciągali nie mniej niż sam repertuar. Królem jednej z wypożyczalni w Gdyni był niegdyś Zbigniew, dziś sierżant policji. Opowiedział mi o nim przyjaciel. W skrócie, oczywiście, bo jego biografia jest godna scenariusza kolejnej części Bonda połączonego z 07 zgłoś się. A opowiedział tak.
Zbigniew oglądał od początku do końca wszystko i jak ktoś prosił o radę, to on wiedział, o czym mówi – w przeciwieństwie do swoich dwóch koleżanek. One kina nie lubiły, nic nie oglądały, a jak ktoś prosił o pomoc, z pewną miną podsuwały kasety z najciekawszymi okładkami. Wpadali tam czasem ludzie, którzy brali po 20 kaset, płacąc dodatkowo za obchodzenie limitu („max. 3 sztuki”). Wraz ze zmierzchem epoki video właściciel wypożyczalni musiał jednak zwinąć interes i wrócił do swojego zawodu. Zbigniew służył później na okręcie podwodnym, a potem w policji.
U pracownika wypożyczalni istotna była wiedza, ale też szanowanie klienta. Wyobraźcie sobie, że w kasecie znajdujecie karteczkę takiej treści: „W związku z kompletnym zniszczeniem przez czyjś magnetowid początkowego fragmentu taśmy ostrzegam przed oglądaniem od początku!!! Dopiero po 11. minucie można włączyć video bez obawy!”. Do tego dołączone było streszczenie pierwszych 11 minut. No powiedzcie, że byście nie wrócili do takiej wypożyczalni.
Pismo branżowe „Videoteka” zauważyło jeszcze jeden aspekt przyciągający ludzi do wypożyczalni… I postanowiło zorganizować konkurs Miss Video. W 1996 roku laureatką nagrody głównej została Magda z wypożyczalni Videoteka z Kępna (pewnie nazwa wypożyczalni przypadkowo identyczna z nazwą czasopisma). Nagrodę dystrybutorów otrzymała zaś pani Aneta. Jest to o tyle dla mnie istotne, że ona właśnie pracowała w mojej osiedlowej wypożyczalni Paco w Słupsku. Już wiecie, dlaczego tam chętnie chodziłem. Zresztą jej zwycięstwo nie powinno dziwić, bo wcześniej otrzymała także tytuł Miss Lata 95 oraz Miss Publiczności podczas konkursu piękności w Ustce. Głównym sponsorem konkursu było biuro podróży Juventur, a komplety kosmetyków dla laureatek ufundowała Pollena Malwa Świętochłowice.
Jak w przypadku setek wypożyczalni zmierzch „Magic” Anny i Zenona nadszedł wraz z końcem ubiegłego wieku. Na rynek wkroczyła silna konkurencja dużych sieciówek, które kosiły mniejsze punkty. Wchodziła telewizja satelitarna, ludzie wypożyczali coraz mniej.
Podobny los podzieliło wówczas tysiące wypożyczalni. Właściciele wielu z nich próbowali radzić sobie, prowadząc przy okazji inny interes. Byli tacy, którzy przegrywali płyty CD z muzyką, handlowali sprzętem fotograficznym, kosmetykami, a nawet ceramiką. Niektóre wypożyczalnie zmieniły się w „usługi ksero” albo stały się częścią gminnej biblioteki. Zresztą wiele z tych, które przetrwały, też funkcjonuje jakby przy okazji. Przykładem „Video Wojtek”, wciąż działająca wypożyczalnia filmów w Gdyni. Utrzymuje się dlatego, że jest tylko dodatkiem do sklepu z chemią i słodyczami z Niemiec. Zdarzały się w latach 90. wypożyczalnie o zupełnie wyjątkowym wystroju. Na przykład „Irex” w Siemianowicach Śląskich – w centralnym punkcie tego lokalu znajdowało się wielkie akwarium z pływającymi w nim żółwiami i rybkami. Z kolei ogromna wypożyczalnia i jednocześnie hurtownia kaset Artica w Gdańsku przyciągała bogatą ofertą (samemu można było przeglądać pudełka z kasetami na regałach), a także standami gwiazd. Kasety można było wybierać w towarzystwie wyciętych z kartonu naturalnych rozmiarów Patricka Swayze, Michaela Jacksona, Clinta Eastwooda, Marilyn Monroe i RoboCopa[2].
Wszystko przebijały jednak wnętrza sieci wypożyczalni „Beverly Hills Video” działających u nas w latach 1997–2013. Przypominały filmowe McDonaldy. Można tam było kupić przekąski, napoje, na inaugurację ich działalności przyjeżdżali znani aktorzy, którzy podpisywali plakaty filmowe i kasety. Chciałem nawet dostać się na otwarcie jednej z nich, w Gdańsku. Miał być Cezary Pazura, ale zjawiły się takie tłumy, że się nie udało. Nie udało mi się też zresztą zrealizować innego marzenia. Chciałem, jak Quentin Tarantino, pracować w wypożyczalni. Złożyłem podanie do „Beverly Hills Video”. Odesłali mnie z kwitkiem. Bywało, że niektórzy videomani po kilku wizytach w wypożyczalni potem unikali jej jak ognia. Po prostu pożyczali sobie filmy na zawsze.
Najczęściej ginęły erotyki. Serie Dziewczyny Playboya, Electric Blue, filmy z Teresą Orlowski (pochodzącą z Polski niemiecką gwiazdą porno) albo takie rodzynki, jak komedie erotyczne z połowy lat 70.: Wyznania pomywacza okien czy Bawarskie przypadki albo Żar alpejskich spódniczek. Swoją drogą, odświeżyłem sobie teraz Bawarskie przypadki i to był ten film, który z wypiekami na twarzy oglądałem z kolegami z klasy w domu!
[1] Wtedy myśleliśmy, że to serial niemiecki, bo był u nas dostępny w niemieckiej wersji językowej, ale w rzeczywistości to seria izraelska.
[2] Film Paula Verhoevena RoboCop z 1987 roku w polskich kinach był wyświetlany pod tytułem Superglina.
Fot. W. Przylipiak
Niektóre wypożyczalnie kaset video znajdowały dla siebie miejsce w miejskich bibliotekach lub tak jak ta – w osiedlowym sklepie, Warszawa, rok 1993. Fot. P. Małecki/Forum
Wypożyczalnia kaset przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie oferowała dodatkowo ekran w witrynie, w którym były prezentowane dostępne filmy, rok 1990. Fot. J. Stachowicz/Forum
Studniówki, bajki, sensacyjniaki, polska klasyka, erotyki, poradniki – na kasetach VHS można było znaleźć wszystko. Fot. W. Przylipiak
Numerowanie i podpisywanie kaset pomagało, szczególnie kiedy pożyczało się je znajomym albo rodzinie. Fot. W. Przylipiak
Za nieprzewinięcie kasety z wypożyczalni trzeba było zapłacić. Fot. W. Przylipiak
Niszczenie pirackich kaset VHS w Katowicach w 1994. W roku tym sejm uchwalił nową ustawę o prawie autorskim. Fot. G. Celejewski/Agencja Gazeta
Towarzyszem meblościanek został zachodni albo japoński telewizor, a pod nim dumnie prezentowane były kasety VHS. Fot. Archiwum rodzinne A. Wierzbickiej
Ameryka miała Janę Fondę, która dbała o ich figurę, i Terminatora, który rządził w kinach. My mieliśmy Mariolę Bojarską oraz Elektronicznego mordercę – pod takim tytułem film funkcjonował w Polsce. Oba tytuły ze zdjęcia były hitami wypożyczalni video. Fot. W. Przylipiak
W latach 90. polski rynek prasy i książki został zalany tytułami związanymi z kasetami VHS. Bardzo popularny był wówczas magazyn „Cinema Press Video”. Fot. W. Przylipiak
Na początku lat 90. wiele polskich domów i bloków zyskało charakterystyczną „ozdobę” – talerz telewizji satelitarnej. A ich szczęśliwi posiadacze zyskali możliwość oglądania programów z całego świata. Fot. W.J. Szulecki/East News
W 1990 roku swoją działalność rozpoczęła wrocławska Prywatna Telewizja Echo. Tu Iwona Świerczek-Bazańska jako prezenterka stacji. Fot. J. Bogacz/Forum
Fot. J. Bogacz/TVP/East News
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Sport i Turystyka – MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz