Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Katarzyna Borowska i Anna Matusiak-Rześniowiecka pojawiły się w warszawskim więzieniu, żeby wysłuchać historii osadzonych tam kobiet. Dwanaście dziewczyn z Grochowa, więźniarek, zgodziło się opowiedzieć im swoje historie, bo jak same mówią: „może ich niełatwe życie posłuży komuś za przestrogę, może ustrzeże przed błędem, które one popełniły”. Są w różnym wieku, na koncie mają różne paragrafy, przed sobą różne wyroki. Dzieli je bardzo wiele, łączy cela, więzienny korytarz, złamany życiorys, marzenie, żeby zacząć od nowa, jeszcze w życiu trochę pożyć – normalnie.
Marta pobiła na śmierć osiemdziesięcioletnią staruszkę, ale w celi wyplata z czułością bransoletki dla córki. Wandzia urodziła ośmioro dzieci. Jednego synka wciąż usiłuje znaleźć – ponieważ zaginął, uznano, że go zamordowała. Larysa napadła i pobiła, bo była na głodzie. Dagmara „za szybko władowała się w dorosłość”. Danusia to mała dziewczynka w ciele dojrzałej kobiety, bo nigdy nie zaznała czułości ani miłości. Halina znalazła się w więzieniu, bo ktoś wykorzystał jej dobre serce.
Odrzucamy je, bo uważamy się za „lepszą” część społeczeństwa, a zapominamy, że jedna chwila nieuwagi albo zwyczajnego pecha wystarczy, żeby podzielić ich los.
Zbiór rozmów z osadzonymi pokazuje, że człowiek z gruntu nie jest ani dobry, ani zły – to wpływ środowiska, otoczenia, splot wypadków i skomplikowany los popychają go w kierunku złych decyzji. Jest to również wielka lekcja pokory i ludzka próba zdefiniowania sprawiedliwości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 7 godz. 16 min
Od autorek
Od kiedy pamiętam, interesowały mnie losy ludzi z jakichś powodów wykluczonych. W świecie coraz bardziej perfekcyjnym i sztucznym, wykreowanym do granic możliwości przez social media, wykluczenie społeczne nabiera jeszcze głębszego wymiaru. Spotkania z więźniarkami to spotkania z prawdą o świecie. Nierzadko brutalną i bolesną. One nie mają Instagrama ani smartfona z filtrami, dzięki którym na każdym selfie wyglądają kwitnąco i bez zarzutu. One mają spacerniak, dwa razy w tygodniu prysznic z ciepłą wodą przez kilka chwil i pięć minut telefonu do bliskich, jeśli ktoś bliski w ogóle jeszcze czeka po drugiej stronie. Czy słusznie siedzą? Skoro sąd tak uznał... Ale celem naszych wizyt w zakładzie karnym było spotkanie, a nie ocena. Nie konfrontowałyśmy opowieści dziewczyn z rzeczywistością. Koloryzowały czy mówiły prawdę? Ich wybór. Ich sprawa. Nie o to chodziło, by je sprawdzać. Chciałyśmy, by choć przez chwilę więzienna cela straciła swoje znaczenie. Chciałyśmy się spotkać jak równy z równym. Trzy kobiety, trzy historie, trzy drogi skrzyżowane na moment. W jakim celu? Wierzę, że każdy czytelnik znajdzie swoją odpowiedź.
Anna Matusiak-Rześniowiecka
Na co dzień nie myślimy o więźniach. Łatwiej jest uznać, że to nas nie dotyczy. Wskazać palcem, wyznaczyć winnego, złego i wykluczyć. Ocena zawsze jest krzywdząca i większość z nas boi się jej. A tak łatwo nam ona przychodzi. Niemal każdy obawia się odrzucenia, a często odrzucamy. Rodziny, zwłaszcza dzieci naszych bohaterek zmagają się z piętnem, jakim naznacza ich „porządna” część społeczeństwa. I to jest przykre. Mojej pracy przyświecała intencja, by popatrzeć na kobiety osadzone w areszcie jak na matki, córki, narzeczone i żony. Mam nadzieję, że to się udało. Liczę, że lektura tej książki będzie nie tylko zaproszeniem do ich życia, które istnieje równolegle do naszego. Przede wszystkim niech stanie się inspiracją do refleksji nad tym, co sprawia, że tak łatwo podnosimy kamień, by rzucić w bliźniego.
Jestem wdzięczna za możliwość poznania świata kobiet za więziennym murem. To doświadczenie pozwoliło mi z pokorą i szacunkiem spojrzeć na życie. Z szacunkiem dla nich i dla nas. Stanowimy jedno. Dziękuję.
Katarzyna Borowska
ŻANETA
Adopcja
Weszła do świetlicy. Rozłożyła szeroko ramiona jak na powitanie starych znajomych. Uśmiechnęła się do kamery. I zaczęła opowiadać. Chętnie, otwarcie, może nawet z radością.
Dobra dziewczyna, dobry dzieciak – przemknęła mi myśl.
– Tu odnalazłam brata. Zostaliśmy rozłączeni, kiedy on miał trzy lata. Zaadoptowała go rodzina z Niemiec. Po ponad 20 latach połączyło nas grochowskie więzienie. Nawet pieprzyki mamy w tym samym miejscu. Nasza mama też taki miała.
Uśmiech.
– Umarła w cierpieniu. Ja byłam tu.
– Umarła w samotności. Przy oknie.
– Czasami przychodzi do mnie w snach. Zwykle, by mnie ostrzec.
– Była i jest najważniejszą osobą w moim życiu – mama.
Łzy w oczach.
– Tomasz też tu jest. Po jego wyjściu chcemy wziąć ślub.
Uśmiech.
Łzy w oczach. W domu mama. Sama. Ostatnie dwa tygodnie życia bez ukochanej córki. Ona tu na Grochowie. Na pogrzeb pojechała bez kajdanek. Jest za to wdzięczna służbie więziennej. Ostatni raz pocałowała mamę leżącą w trumnie. Ostatni raz powiedziała: „Kocham cię, mamo”.
– Marzę o założeniu prawdziwej rodziny. Wiem, że mama patrzy na mnie z góry.
W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej z art. 279 § 1 skazuję oskarżoną na karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
Anna i Katarzyna: Za chwilę wychodzisz. Jak długo tu byłaś?
Żaneta: Teraz półtora roku.
Czyli to nie był twój pierwszy raz?
Nie. Jestem recydywistką. Różne miałam wyroki: trzy lata, dwa, pięć. Przed więzieniem byłam w poprawczaku. Z poprawczaka trafiłam tutaj.
Masz poczucie, nadzieję, a może przekonanie, że to już naprawdę ostatni raz? Wyjdziesz i nigdy więcej tu nie wrócisz?
Tak. Naprawdę mam taką nadzieję. Po raz pierwszy wychodzę na wolność zupełnie czysta. Nie mam już żadnej sprawy w zanadrzu. Nie mam w perspektywie kolejnych lat odsiadki. Tym razem będzie mi dużo łatwiej zacząć normalnie żyć.
Ile masz lat?
43.
Ile miałaś lat, kiedy po raz pierwszy trafiłaś za kraty?
17.
Dużo się zmieniło w twojej głowie od tego czasu?
Chcę normalnie żyć. Kiedyś nie wierzyłam, że to się może udać. Wydawało mi się, że już do końca życia jestem skazana na narkotyki. Bo ja jestem osobą uzależnioną. Mam mieszane uzależnienia, ale głównie od heroiny. Przychodziłam do więzienia, wychodziłam i myślałam tylko o tym, żeby powrócić do dawnych nawyków. Chyba przez te lata dojrzałam. Już mam dosyć. Teraz wiem, że nie warto żyć tak, jak żyłam.
A jak żyłaś?
Z dnia na dzień. Liczyło się tylko to, żeby wstać, pójść na zarobek. Żeby mieć pieniądze na towar. Nie było ważne jedzenie ani to, co będę robić za tydzień.
Mówisz „pójść na zarobek”. Co to znaczy?
Kradłam.
Wyjdziesz za kilka tygodni. I co? Dokąd pójdziesz?
Niestety wychodzę do niczego i do nikogo. To jest bardzo smutne. Ciężko wychodzić z taką myślą i świadomością, że nikt na mnie nie czeka. Ale jestem upartą osobą, wiem, że jak się zawezmę, to dam radę. Teraz po raz pierwszy chcę. Mam taki plan, że jeśli po wyjściu poczuję kryzys, jeśli będę widziała, że to moje postanowienie nie do końca się sprawdza, to pojadę do ośrodka w Krakowie. Tam pomagają osobom takim jak ja. Wiem, że dobrze by było wyrwać się z mojego środowiska. Ono może mnie złamać. Od razu po wyjściu pójdę do cioci. To jedyna rodzina, jaką mam. Na kilka dni ciocia jest w stanie mnie przyjąć. Będę musiała działać szybko i sprawnie.
Ciocia odwiedza cię w więzieniu?
Niestety nie, bo jest bardzo schorowana. Ale dopóki mogła, pomagała mi, jak tylko potrafiła.
Twoi rodzice nie żyją?
Już nie.
Czy oni też byli uzależnieni?
Tata pił. On mnie nie wychowywał. Nie miałam z nim kontaktu. A mama nigdy nie była uzależniona. Mam jeszcze brata, z którym się odnalazłam po latach tu w więzieniu.
Jak to?
W dzieciństwie byliśmy rozdzieleni. Brat trafił do adopcji w Niemczech. On miał wtedy trzy latka, a ja roczek, więc go kompletnie nie pamiętałam. Spotkaliśmy się tu w więzieniu, kiedy miałam 22 lata. Wychowawca skojarzył fakty. To samo nazwisko. Ja wiedziałam od mamy, że mam brata. On nie wiedział o mnie prawie nic.
To niezwykła historia, ale zacznijmy od początku. Czy mama mówiła ci, dlaczego brat został oddany do adopcji?
Ojciec nas zostawił. Mama nie dawała sobie rady z dwójką dzieci. Świadomie oddała brata do adopcji – dla jego dobra. Na początku miałam jej to za złe. Ale potem ją zrozumiałam. Byłam coraz starsza. Coraz bardziej świadoma. Widziałam, jakie mamy życie. Jak żyją inni. Zrozumiałam, że on dostał szansę na lepszy los.
Dostał szansę na lepszy los, a jednak siedzi. Co się stało?
Miał 17 lat, gdy wrócił do Polski. Mówił, że bardzo go tu ciągnęło. I niestety też mu się życie posypało. Wpadł w złe towarzystwo. I poszło.
Pamiętasz ten moment, kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?
Pewnie. Nigdy nie zapomnę. Mieliśmy widzenie wewnętrzne. Serce mi waliło. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Rzuciłam mu się w ramiona. Płakaliśmy oboje. Pierwsze jego słowa: „Jezu, jaka ty gruba jesteś” (śmiech). Ważyłam wtedy dużo więcej.
Jesteście do siebie podobni?
Bardzo. Nawet wychowawca, patrząc w komputer na nasze fotografie, nie miał wątpliwości, że jesteśmy rodzeństwem. Ten sam kolor oczu. Palec u stopy identycznie zakrzywiony. Nawet pieprzyk w tym samym miejscu – po mamie.
Często się potem widywaliście?
Raz w miesiącu. Przysługiwały mi dwa widzenia w miesiącu. Jedno wykorzystywałam na wizyty kogoś z zewnątrz, a drugie z nim. Zapoznał mnie ze swoją żoną i ona też przyjeżdżała do mnie. Pomagała mi. Wyszłam przed bratem. Wprowadziłam się do jego żony. Tak ustaliliśmy wspólnie. Mój brat pochodzi z dosyć bogatego środowiska. Kupił mi mieszkanie w bloku obok. Prosił, żebym nie wracała do dawnego towarzystwa. Żebym się odcięła i zaczęła nowe życie. Ale jego i mój świat to zupełnie różne bajki. Chyba nie do końca umiałam się odnaleźć. Za wysokie progi. Uciekłam... Wróciłam do swojego starego życia, do narkotyków.
Masz teraz kontakt z bratem?
On nie odpisuje na moje listy. Chyba jest na mnie obrażony. Chciał mi pomóc jeszcze raz, ale ja zupełnie niepotrzebnie uniosłam się dumą i nie przyjęłam pomocy. Strasznie tego żałuję.
A co z mieszkaniem?
(Cisza) No właśnie. Sprzedałam. Żeby mieć pieniądze na narkotyki.
Za co siedzisz?
Kradzieże, włamanie... Wszystko w związku z nałogiem.
Teraz jesteś czysta?
Tak. Byłam skierowana na terapię uzależnień w Lublińcu, ale miałam czynności, więc mnie nie wywieźli. A teraz już jest za krótko do końca kary, żeby mnie skierować na terapię. Ale nie żałuję. Uważam, że terapia ma sens tylko na wolności. W zakładzie karnym nie ma czegoś takiego jak terapia, tak jak nie ma czegoś takiego jak resocjalizacja. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
Nie czujesz się mimo wszystko ani trochę zresocjalizowana? Powiedziałaś na początku, że w końcu jesteś gotowa na nowe życie. To nie efekt resocjalizacji?
Myślę, że nie. Po prostu dojrzałam.
Co ci pomogło w tym, żeby dojrzeć?
Naturalny upływ czasu, to, że straciłam wszystko i wszystkich, choroba... Znalazłam się prawie po drugiej stronie. Byłam bardzo poważnie chora na serce. Ta choroba rozwijała się od dawna, nie czułam bólu, bo narkotyki ten ból niwelowały. Ze szpitala wyszłam na własne życzenie w takim stanie, że lekarz się przeżegnał. Kiedy dawał mi dokumenty, powiedział, że nie jest pewny, czy przeżyję dojazd autobusem do domu. I faktycznie, doszłam na przystanek autobusowy i już leżałam. Pogotowie z powrotem przywiozło mnie do szpitala. W pewnym sensie więzienie uratowało mi życie.
Pamiętasz, kto ci dał pierwsze narkotyki?
Oj, pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina. Miałam 13 lat. Na początku próbowałam zioło, amfetaminę.
Mama jeszcze wtedy żyła?
Żyła, ale kompletnie nie zauważała niczego podejrzanego. Wtedy nie brałam jeszcze ani dużo, ani często. Kiedy zaczęłam palić heroinę, nikt jeszcze do końca nie wiedział, co to za narkotyk. Heroinę po raz pierwszy dał mi kolega z podwórka.
Żyje jeszcze?
Żyje. Nie bierze. Ma troje dzieci, piękne życie i śmieje się ze mnie.
Cóż za ironia.
Jest mi bardzo przykro.
Jemu udało się wyjść na prostą, a co z resztą twojego środowiska?
Większość z tych, z którymi zaczęłam ćpać, już nie ćpa. Poszli siedzieć i po pierwszych wyrokach już nigdy nie tknęli tego świństwa. Nie wiem, jak oni to zrobili. Podziwiam ich. Wiem, że się da. Kiedy wyszłam po raz pierwszy z więzienia po sporym wyroku, też mówiłam, że nigdy więcej. Prawie pięć lat siedziałam. Przyrzekłam wtedy mamie, że już nie spróbuję. Po wyjściu nie ćpałam dwa i pół roku. Poszłam do pracy. Pracowałam jako fryzjerka. Nie wiem, co się stało... Pierwsze jakieś załamanie, nawet nie pamiętam dziś, czego dotyczyło. I poszło. Wiem, że można rzucić heroinę, bo przez te dwa i pół roku zdarzało mi się siedzieć na klatce ze znajomymi, oni ćpali, a mnie to kompletnie nie ruszało, paliłam sobie papierosa. Dlatego jestem przekonana, że niepotrzebna jest terapia i ośrodki. Jeśli sama nie chcesz przestać, to nikt za ciebie tego nie zrobi. Ja wiem, że mogę jeszcze coś w życiu osiągnąć. Chcę tego.
Czego jeszcze chcesz w życiu?
Mam narzeczonego, którego bardzo kocham. Chciałabym wyjść za mąż. Stworzyć z nim wspaniały dom, rodzinę, dzieci, mieć swoje gniazdko. Chcę normalnie żyć. Niczego bardziej nie pragnę.
Jak się poznaliście?
W pubie. On tam pracował, a ja przyszłam sprzedać fanty. On też siedział w więzieniu. Teraz też siedzi. Jest przed łącznym wyrokiem. Mam nadzieję, że coś mu zdejmą i wyjdzie niebawem.
Czy on też jest uzależniony?
Był. To ja go wciągnęłam w narkotyki. Bardzo żałuję. Ale też wiem, że gdybym to nie była ja, byłby to ktoś inny. Nie chcę obwiniać tylko siebie. Na siłę mu tych narkotyków nie dawałam. Najważniejsze, że on też już chce z tym skończyć i zacząć od nowa. Jest silniejszy ode mnie. Gdy był na wolności, nie tknął narkotyków.
Mama chorowała?
Umarła na raka. Tato też umarł, ale nie do końca wiem na co. Pewnie marskość wątroby czy coś takiego. Pił dużo. Byłam na pogrzebie. Żywego widziałam go dwa razy w życiu. Raz – kiedy byłam malutka. Przyszedł pijany i pobił mamę. A drugi raz – kiedy byłam starsza i nie chciałam go wpuścić do domu, a on krzyczał pod drzwiami: „Córciu, córciu, otwórz! To ja. Twój tata”. Wykrzyczałam mu wtedy, że nie jest moim tatą i nie chcę go znać.
Nie masz najpiękniejszych wspomnień z tatą. A z mamą?
Z mamą tak. Mamę kochałam ponad życie. Było jej bardzo ciężko, ale wiem, że całe życie dla mnie poświęciła. Moje życie nie było usłane różami... Wiem, co to bieda.
Co to bieda?
(Długa cisza) Straszne uczucie. Nie masz co jeść, chodzisz po sąsiadach i prosisz o chleb. Moczyłam go potem w wodzie i posypywałam cukrem. Uciekłam z mamą w samych skarpetkach z domu, kiedy tata ją pobił (jej głos się łamie). Nie chcę o tym opowiadać.
Mama dożyła twojego zatrzymania?
Tak. Była już w bardzo złym stanie. Miała raka z przerzutami. Już nawet nie mogła sama chodzić do toalety. Jak złapała mnie policja, to poprosiłam, żeby mnie zawieźli do domu, bo mam mamę bardzo chorą i chcę poprosić sąsiadkę o pomoc. Zawieźli mnie. Policjanci okłamali mamę, że nie jadę do więzienia, tylko jestem zatrzymana do doprowadzenia do sądu na rozprawę. Chyba chcieli dobrze. Mama płakała. Prosiła, żebym prosto z sądu przyjechała do domu. Obiecałam jej, że tak zrobię. Pojechałam na dołek i nie wróciłam. Mamy już nigdy nie zobaczyłam. Kiedy zorientowałam się, że czekam na konwój do kryminału, dostałam furii. Chciałam sobie głowę rozwalić albo zrobić inną krzywdę. Nie mogłam przeżyć, że w takim stanie mamę zostawiłam i nikt nie wie, co się ze mną dzieje. Do mamy przyszła ciocia. Podobno mama powiedziała jej: „Ja wiem, że Żaneta już nie wróci. Wiem, że ją zamknęli. Przekaż jej, że ją kocham, zawsze kochałam i będę kochać ponad życie”.
Mama umarła w strasznym bólu. Popękały jej wnętrzności. Policjant, który robił oględziny, powiedział mi, że to był okropny widok. Cały pokój we krwi. Mamę znaleziono sztywną, w kuckach, przy kaloryferze, przy oknie. Może chciała krzyczeć przez to okno, wołać o pomoc? Nie mogę sobie wybaczyć tego, że mnie przy niej nie było. Byłam na pogrzebie. Dowieźli mnie z konwojem.
Masz żal do siebie, że się nie pożegnałaś?
To właśnie jest najgorsze. Cały czas myślę, co mogłabym zrobić, gdybym tam z nią była. Może mogłabym jakoś zaradzić... Ale przecież ona i tak by odeszła. Była taka chora.
Czy mama śni ci się czasami?
Tak. Śni mi się zawsze tuż przed tym, jak ma się wydarzyć coś złego. Pod koniec życia wyglądała bardzo źle. Była opuchnięta i taka duża. Teraz, jak mi się śni, jest piękna, szczupła, w ślicznej sukience; schodzi po schodach. Mówię do niej: „Mamuś, jak ty pięknie wyglądasz. Przecież byłaś taka chora”, a ona mi odpowiada: „Córcia, ja już jestem zupełnie zdrowa”.
Przed czym cię ostrzega?
Może to śmieszne, ale naprawdę zawsze po śnie, w którym przychodzi, albo mnie policja łapie, albo jakaś sprawa mi tu w więzieniu wychodzi. Dawno mi się nie śniła. To może dobrze (śmiech). Codziennie się za nią modlę. Proszę, żeby mnie odwiedzała, ale tak bez powodu nie przychodzi (śmiech).
Jak to mama. Chroni cię.
Kiedyś, gdy już była chora, rozmawiałyśmy o śmierci. Pamiętam, że ją wtedy poprosiłam, żeby zawsze mnie broniła. Wierzę w to. Rodzina taty krzyczała na mnie na pogrzebie, że narobiłam im wszystkim wstydu, bo przyjechałam z konwojem.
Rodzina taty? To niesprawiedliwe.
No właśnie. Służba więzienna ładnie się zachowała. Mam podgrupę R1, czyli zamkniętą. Powinnam jechać z funkcjonariuszami w pełnym umundurowaniu, z bronią, a jechała ze mną wychowawczyni. Bez całej tej szopki. Jestem za to wdzięczna.
A jak z twoją edukacją? Mówisz ładnym językiem.
Naprawdę? Mnie się wydaje, że mam bardzo ograniczony zasób słów.
Przecież nawet to sformułowanie „ograniczony zasób słów” świadczy o tym, że nie jest ograniczony (śmiech).
(Śmiech) Miło mi. Mam wykształcenie zawodowe. Jestem fryzjerką. Ale pewnie trudno mi będzie znaleźć pracę w zawodzie. Zazwyczaj w salonie proszą o zaświadczenie o niekaralności. Ale może akurat... Musiałabym się troszkę podszkolić. Wierzę, że to jeszcze możliwe.
Masz jakieś oszczędności?
Nie mam niestety. Nie pracowałam tu w więzieniu przez chorobę. Nic nie zdążyłam odłożyć. Ale wierzę, że od razu znajdę jakąś pracę. Po poprzednim wyroku pracowałam w fast foodzie. Szef nie pytał o niekaralność, sama się też nie chwaliłam. Któregoś razu zauważył na mojej ręce charakterystyczny tatuaż. Niektórzy znają jego znaczenie. Oznacza przerwę w życiorysie. Poprosił mnie na bok. Nie wypierałam się. Już miałam wizję, jak podsuwa mi rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. A on oświadczył, że to zostanie między nami, poprosił tylko, żebym założyła grubszą bransoletkę. Pięknie się zachował. Może i tym razem uda mi się trafić na takiego człowieka.
Ile masz tatuaży?
Sporo. Osiem. Wszystkie zrobiłam w więzieniu. Niektóre są czystą głupotą. Żałuję, bo są burackie. Kiedyś je przykryję pięknymi tatuażami – dziełami sztuki.
Co się czuje po heroinie?
Ciężko opisać. Błogostan. Jesteś Bogiem. Zapominasz o wszystkim złym. Jesteś tylko ty i teraz. Nic nie jest już ważne.
Ile to kosztuje?
Ćwiartka 50 złotych.
Ile ich potrzebowałaś dziennie?
Pięć, sześć to minimum. Miałam takie dni, że wstawałam rano, paliłam trzy. Potem jechałam na zarobek, wracałam, kupowałam pięć. Spore pieniądze wychodzą miesięcznie.
A do tego jeszcze życie, jakieś jedzenie...
Tak. Chociaż po heroinie nie chce się jeść. Strasznie chudniesz. Kiedy trafiłam do więzienia, ważyłam 45 kilo. Wyglądałam jak kostucha. Przypomina mi o tym fotografia w celówce (karcie identyfikacyjnej – przyp. red.), którą zrobili mi po przyjęciu. Brzydzę się sama siebie, jak na nią patrzę. Teraz ważę 67 kilo.
Byłaś agresywna po heroinie?
Nie. Agresywnym jest się na skręcie, czyli na głodzie. Wtedy zrobisz wszystko dla kolejnej działki. Kiedy wiesz, że zjeżdżasz na puchę (jedziesz do więzienia – przyp. red.), nastawiasz się psychicznie na to, że ten koszmarny ból przyjdzie. Boli cię wszystko: skóra, kości. Wykręca cię. Masz biegunkę. Bezsenność może trwać tygodniami. To tak zwane białe noce. Wymiotujesz żółcią. Nie możesz nic jeść. Dreszcze. Wodowstręt. Zimno. Ten najgorszy stan trwa około pięciu dni. Nie życzę wrogowi.
Przeżyłaś to. Możesz sobie pomyśleć: nigdy więcej nie wezmę, bo nie chcę więcej tego przeżywać.
Tak. Ale szczerze: nigdy nie można powiedzieć, że nigdy. Bo po prostu nie wiesz. Jak ktoś mówi: „Nigdy”, chce mi się śmiać. Nie wierzę. Znam przypadek terapeuty, który nie ćpał 36 lat. Osiągnął w życiu to, co chciał. Ułożył sobie świetnie życie. Umarła mu żona na raka. I wrócił do nałogu. W ośrodku terapeutycznym mówili, że jest na urlopie. A ja go spotkałam u dilera, jak kupował towar.
Jak będziesz chroniła swoje dzieci przed narkotykami?
Będę z nimi dużo o tym rozmawiała. Przekażę im całą wiedzę na ten temat. Ja nie miałam skąd jej czerpać. Opowiem im cały swój życiorys. Niczego nie zataję. Powiem, że mama i tata ćpali, siedzieli w więzieniu. To będzie dla nich przestroga.
Teraz udzielasz wywiadu do książki. Też po to?
Właśnie po to. Może ktoś przeczyta moje słowa i staną się one dla niego przestrogą.
Zakład karny to najgorsze, co cię w życiu spotkało?
Nie. Najgorsze są narkotyki. To one zabrały mi wszystko. Straciłam rodzinę, bliskich, zdrowie, wolność. Zostałam tylko ja i heroina.
Jak nisko upadłaś przez uzależnienie?
Spałam na klatkach. Okradałam bliskich. Nawet mamę. Zrobiłam to tylko raz, ale zrobiłam. Ona mi to wybaczyła. Ale to dno. Sąsiedzi przychodzili i mówili jej, że ja naćpana śpię na klatce. Taki wstyd. Mama płakała z bezsilności.
Czy kiedykolwiek sprzedałaś swoje ciało?
Na szczęście nigdy nie sprzedałam się za towar. Nie przekroczyłam tej granicy. Nie sprzedałam też znajomego na policji. Nigdy. Jestem narkomanką, ale mam swoje zasady. Nigdy ich nie złamię. Są granice, których nie przekroczę. Jestem narkomanką, ale jednak mam honor.
Jak można pomóc narkomanowi?
Każdy narkoman jest pozbawiony wiary w siebie, więc trzeba mu dać poczucie, że się w niego wierzy. Wiem, że jesteśmy na samym dnie. Ale to niesprawiedliwe, że ludzie nas wszystkich wkładają do jednego worka.
Co w sobie lubisz?
Szczerość, czarne poczucie humoru. Lubię nawet to, że jestem trochę bezczelna. Taki jest świat, że chyba trzeba być bezczelnym. Potrafię być cyniczna. Jestem samokrytyczna. To też ważne.
A czego nie lubisz?
Tego, że jestem jednak słaba psychicznie. Nie lubię swojej wrażliwości, uczuciowości. Jestem zbyt sentymentalna. Mam bardzo dużo empatii w sobie. Za dużo.
Co zrobić z tą empatią w więzieniu?
Tu nie można pokazywać takich cech, bo zostaną wykorzystane przeciwko tobie. Tu siedzą bardzo różni ludzie. Nikomu nie można ufać. Wiem o tym, a jednak czasami lituję się nad losem dziewczyn, które tu trafiają. Wkurza mnie to i jestem na siebie zła. Chciałabym być zimną suką i nie do końca potrafię. Czasami gram zimną sukę, ale w środku taka nie jestem. Nienawidzę fałszu, obłudy i kurewstwa. A to tutaj na porządku dziennym.
Na zewnątrz też.
Tak. Ale tam masz ten komfort, że sama wybierasz sobie towarzystwo. A tu siedzisz w maleńkiej celi z taką laską i nic nie możesz zrobić.
Znasz więzienie od podszewki. Co mówisz dziewczynie, która zagubiona i wystraszona trafia tu po raz pierwszy?
Nie martw się, mordo, będzie dobrze! (Śmiech) Trzeba być twardym, nie miętkim (śmiech).
Myślałaś o tym, że możesz w przyszłości zrobić coś dobrego dla dzieci z trudnych środowisk?
Chciałabym. Ale myślę, że najważniejszy jest dom, kontakt z rodzicami. Nie każde dziecko zainteresuje się narkotykami, nawet jeśli już w szkole będzie miało do nich dostęp.
Żałujesz, że na początku, kiedy jeszcze nie brałaś heroiny, tylko jakieś zioło na dyskotece, mama nie zauważyła i nie zadziałała?
Szczerze mówiąc, myślę, że i tak by sobie ze mną nie poradziła. Chyba nie miała na mnie wielkiego wpływu. Nie byłam dobrym dzieckiem, wychowywała mnie ulica. Ciągnęło mnie do towarzystwa. Moja mama miała naprawdę ciężko ze mną.
Gdybyś mogła cofnąć czas i zmienić życie, chciałabyś się urodzić w innym domu albo zostać adoptowana jak twój brat?
Oj nie. Nigdy w życiu. Nie oddałabym mojej mamy za nic. Kocham i kochałam ją nad życie. Nie radziła sobie, ale robiła wszystko, żebym była normalna. Nie udało jej się, ale to nie była jej wina. Nigdy nie chciałabym być dzieckiem kogoś innego. Ale chciałabym urodzić się w innym domu. Z tą samą mamą, ale w lepszym miejscu, w lepszym świecie.
To piękne, że nie obwiniasz mamy za swoje niepowodzenia.
Mam do niej dużo szacunku. Nie zawsze jej go okazywałam niestety.
Dlaczego wzięłaś po raz pierwszy heroinę?
Z ciekawości. Myślałam, że to brązowa amfetamina. Nie miałam pojęcia co to.
Jak było za pierwszym razem?
Fatalnie. Rzygałam. Zawsze tak jest za pierwszym razem.
Po co zapaliłaś kolejny raz?
Kolega mnie namówił. Że teraz już będzie fajnie. Że fatalnie jest tylko za pierwszym razem. To się skusiłam. Popaliłam sobie ze trzy dni. Stwierdziłam, że starczy, że już nie chcę. Poszłam do domu. Wykąpałam się. Położyłam się do łóżka i zaczęły się ze mną dziać dziwne rzeczy. Nie mogłam zasnąć. Zaczęło mnie wykręcać. Nie wiedziałam, co to jest. Zeszłam do tego kolegi (bo on mieszkał piętro niżej) i pytam go: „Co mi jest?”. A on: „Skręta masz”. „Jakiego skręta? Co to jest?” – zapytałam. A on: „Masz, zapal sobie, to zrozumiesz”. Zapaliłam dwa buchy i jak ręką odjął. Rozpłakałam się. Pobiegłam do mamy i się przyznałam. „Mamo, jestem uzależniona” – płakałam. Po trzech dniach byłam już całkowicie uzależniona. Mama się rozpłakała. Załatwiła mi detoks natychmiast. Byłam w ośrodku dla nieletnich w Garwolinie, potem w Zagórzu – przez dwa tygodnie. Przeszłam detoks. I co z tego? Wróciłam i znów zaczęłam palić. Nałóg był silniejszy.
Szkoda, bo mama przekazała ci piękne wartości. Sam fakt, że pobiegłaś do niej wystraszona tym, co się dzieje, świadczy o tym, jak silną miałyście relację. A Bóg? Jest w twoim życiu?
Ten temat był mi kiedyś zupełnie obojętny. Nie czułam obecności Boga. Tu chodziłam na różne religijne spotkania. Z ciekawości, żeby poznać religię chrześcijańską, protestancką, świadków Jehowy et cetera. Jezus Chrystus też chodził i nauczał, głosił swoją prawdę – jak świadkowie Jehowy. Przeczytałam całą Biblię. Chodziłam na spotkania z misjonarzami. Zaczęłam chodzić do kościoła, nie co tydzień oczywiście. Ale wierzę w Boga. Modlę się. Wiele razy prosiłam Boga, żeby mi pomógł. Kiedyś myślałam, że gdyby Bóg istniał, toby mnie tu nie było, tobym nie ćpała, bo przecież prosiłam go, żeby mnie uwolnił od nałogu. Przed Bogiem trzeba otworzyć serce. A to nie jest takie proste.
Dużo z Bogiem rozmawiam. Ufam mu i zapraszam, żeby wszedł do mojego serca. To bardzo trudno wytłumaczyć. Mój narzeczony prawie umarł w więzieniu. Był bardzo chory. Błagałam Boga, żeby go nie zabierał. Bo mam na świecie tylko jego. Wyzdrowiał. Może to przypadek. Ale ja wierzę, że to Bóg mi pomógł. Podobnie było, kiedy sama umierałam. Błagałam Go o życie. Prosiłam, żeby mi dał szansę udowodnić, że jeszcze mogę coś dobrego zrobić. Uratował mnie. Trafiłam tutaj. I pewnie dzięki temu, że tu trafiłam, żyję. Jeśli Bóg widzi, że ty wierzysz, nie opuści cię. Nawet jeśli zwątpisz. To normalne. Czasami się z Nim kłócę. Mówię: „Nie chce mi się z Tobą gadać”. Obrażam się na Niego. Ale potem wracam.
Kim jesteś?
Kobietą.
W więzieniu można zachować kobiecość?
Nie jest łatwo. Ale można. Jeśli się chce – wszystko można.