Śnij o mnie - Jennifer L. Armentrout - ebook

Śnij o mnie ebook

Jennifer L. Armentrout

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Aby Erickson nie szuka ani jednorazowej przygody, ani tym bardziej trwałego związku, ale kiedy przypadkowo staje się świadkiem brutalnej zbrodni, wpada w objęcia najbardziej seksownego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek spotkała: Coltona Andresa. Z każdym spojrzeniem, każdym dotknięciem i każdym pocałunkiem Aby coraz bardziej zbliża się do granicy, za którą czeka ją śmierć… albo miłość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 171

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Dream of You

Ilustracja i projekt okładki: Urszula Gireń

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Korekta: Lingventa (Aleksandra Zok-Smoła, Magdalena Zabrocka)

© 2015 by Jennifer L. Armentrout

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Paweł Wolak

ISBN 978-83-287-3419-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

ROZDZIAŁ    1   

Gdybyś zrzuciła parę kilo, byłaby z ciebie superlaska.

Zacisnęłam palce na kluczykach od samochodu i wybiegłam z baru prosto w duszne lipcowe powietrze. Ostre, metalowe krawędzie wbijały mi się w dłoń i musiałam walczyć z pokusą, żeby nie wrócić do środka i nie cisnąć kluczykami w nadmuchane muskuły tego dupka.

Już w chwili gdy Rick zaprosił mnie na randkę, wiedziałam, że to zły pomysł.

Gdy tylko weszłam na orbitrek stojący w siłowni będącej częścią Akademii Lima, zauważyłam, że Rick obskakuje wszystkie dziewczyny. Ubrany był w nylonowe spodnie od dresu i przylegającą do ciała koszulkę marki Gap – tak obcisłą, że tylko czekałam, aż pęknie. Mogło się to stać w każdej chwili. Do tamtego wieczoru nawet nie miałam pojęcia, że Rick pracuje w Akademii w dziale sprzedaży i marketingu, ale szybko dowiedziałam się o nim praktycznie wszystkiego, bo taki już był.

Ciągle mówił o sobie.

O Boże, dlaczego w ogóle zgodziłam się z nim umówić? Naprawdę ogarnął mnie taki smutek i czułam się taka samotna? Jedyną odpowiedzią wydawał się stukot moich obcasów na chodniku. Znalezienie miejsca parkingowego w centrum w piątkowy wieczór graniczyło z cudem. Zanim dojdę do samochodu, minie pewnie rok.

Gdybyś zrzuciła parę kilo, byłaby z ciebie superlaska.

Ściągnęłam usta w wąską kreskę. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę powiedział coś takiego i na dodatek uważał, że to komplement. O co tu chodziło, do cholery? Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę, że mogłabym schudnąć kilka, może nawet kilkanaście kilogramów. Jednak przez dwadzieścia osiem lat mojego życia udało mi się zaakceptować fakt, że nigdy, za żadne skarby świata, nie dorobię się przerwy między udami, a moja pupa zawsze będzie miała dziwne wgłębienia i żadna liczba przysiadów nie zrównoważy mojej miłości do babeczek z kremem.

W głębi serca wiedziałam, dlaczego zgodziłam się z nim umówić. Od dwóch lat nie byłam na udanej randce, a mój ostatni poważny związek przywodził na myśl zdanie z przysięgi małżeńskiej: „Dopóki śmierć nas nie rozłączy”.

Miałam dwadzieścia osiem lat.

I byłam wdową.

Dwudziestoośmioletnia wdowa, która powinna trochę schudnąć.

Westchnęłam głośno i skręciłam na rogu, po czym podniosłam rękę i odgarnęłam włosy z twarzy. Na moim czole pojawiła się cienka warstewka potu. Trzymałam się skraju chodnika i starałam się iść pod latarniami, z dala od cieni majaczących w bocznych uliczkach. W oddali zobaczyłam swój samochód. Stał zaparkowany za następną przecznicą. Chociaż było jeszcze wcześnie, miałam zamiar wrócić do domu i otworzyć tubę z pringlesami o smaku barbecue, które wołały mnie przez cały wieczór. Chciałam zapomnieć o Ricku i zatopić się w lekturze najnowszego romansu Lary Adrian.

Dlaczego wampiry alfa o złotym sercu nie mogą istnieć naprawdę?

W połowie drogi do samochodu nagle usłyszałam zbolałe stęknięcie. Od razu poczułam palenie w żołądku. Instynkt kazał mi iść przed siebie, ale nie mog­łam się powstrzymać i zerknęłam w prawo.

Moja głowa sama się odwróciła. Zrobiło mi się niedobrze i ugięły się pode mną kolana. Wpadłam w przerażenie i stężały mi mięśnie. W żyłach zaczęły płynąć ostre sopelki lodu, a strach sprawił, że czas zwolnił i zobaczyłam całą scenę w najdrobniejszych szczegółach.

Przyćmione żółte światło stworzyło aureolę nad głowami trzech mężczyzn czających się w bocznej uliczce. Jeden z nich stał trochę z tyłu. Miał tłuste, farbowane na blond włosy, ciasno przylegające do czaszki. Zauważyłam też bliznę, cienką szramę na policzku, jaśniejszą od reszty skóry. Drugi z mężczyzn opierał się o ceglaną ścianę, tarasując przejście. Nie dostrzegłam jego twarzy, bo brodę miał opuszczoną i ledwie trzymał się na nogach. Najwyraźniej coś się z nim działo. Trzeci z głową ogoloną na zero stał naprzeciwko tego drugiego. Chociaż widziałam tylko jego profil, czułam, że nigdy go nie zapomnę.

Cała jego twarz pałała wściekłością, od gniewnie ściągniętych brwi i przymrużonych oczu aż do haczykowatego nosa i wykrzywionej górnej wargi. To był wielki facet. Wysoki i szeroki w barach. Miał na sobie biały podkoszulek i kiedy przesunęłam wzrokiem po jego ramieniu, zobaczyłam na skórze ciemne kropki. Tatuaż. Szybko jednak o nim zapomniałam, bo moją uwagę przyciągnęło to, co mężczyzna trzymał w ręku.

Mierzył z pistoletu do swojego kolegi słaniającego się na nogach.

Od razu w głowie włączył mi się alarm. Uciekaj. Bierz nogi za pas. Przecież on ma broń. Zwiewaj. Ale nie byłam w stanie się ruszyć, rozdarta między szokiem i niedowierzaniem a jakąś wrodzoną, chyba samobójczą, potrzebą zrobienia tego, co należy, czyli udzielenia pomocy i…

Nagle coś błysnęło i rozległ się huk. Ranny mężczyzna osunął się na ziemię, zupełnie jakby lalkarz, który do tej pory trzymał go w pionie, odciął sznurki. Uderzył o chodnik z głuchym łupnięciem i przez dłuższą chwilę słyszałam tylko bicie własnego serca pompującego mi krew do żył.

Ten huk to nie był jednak grzmot pioruna, a to, co zobaczyłam, nie okazało się błyskawicą.

Powoli wracałam do rzeczywistości. Wbiłam wzrok w leżącego faceta i zobaczyłam ciemną kałużę, która zaczęła się formować obok jego głowy spoczywającej na brudnym chodniku. Ścisnęło mnie w dołku i otworzyłam usta, żeby zaczerpnąć powietrza.

Nie. To niemożliwe.

Facet z blizną zwrócił się do łysego z pistoletem i zaczął coś mówić wysokim, podekscytowanym głosem, ale nie byłam w stanie wyłapać poszczególnych słów. Chwycił mnie skurcz i kluczyki wyślizgnęły mi się z palców. Kiedy upadły na ziemię, rozległ się brzęk tak głośny, jakbym właśnie władowała się na jakiś metalowy sprzęt w siłowni.

Łysy błyskawicznie odwrócił głowę w moją stronę. Jeśli wcześniej wydawało mi się, że czas zwolnił, to teraz chyba całkowicie się zatrzymał. Nasze spojrzenia się spotkały i zaraz zrozumiałam, co się właśnie stało. Zobaczył mnie. A ja zobaczyłam jego.

Na własne oczy widziałam, jak strzelił do innego człowieka.

Ten facet, morderca, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Zaczął podnosić rękę i wtedy wszystkie moje mięśnie zareagowały. Znowu mogłam się ruszać, a mój puls wyraźnie przyspieszył. Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam biegiem w stronę baru, wrzeszcząc wniebogłosy, aż rozbolały mnie płuca. Byłam pewna, że nigdy wcześniej, nawet w najgorszych chwilach, nie wydobyłam z siebie podobnego dźwięku.

Po lewej stronie eksplodowała cegła i w powietrzu zawirowały ostre odłamki. Poczułam ukłucie bólu w policzku i się zachwiałam. Pękł mi obcas i po chwili zgubiłam but, ale nadal biegłam, starając się nie zwracać na to uwagi.

Musiałam kogoś znaleźć. Musiałam wezwać pomoc. Musiałam…

Skręciłam na rogu skrzyżowania i na kogoś wpadłam. Odbiłam się od tej osoby, a krzyk uwiązł mi w gardle. Usłyszałam chrząknięcie i na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka, ale było już za późno. Straciłam równowagę i upadłam na bok. Poczułam ból w kościach i zabrakło mi tchu.

– O cholera – zadudnił męski głos. – Wszystko w porządku?

Głośno przełknęłam ślinę i chrapliwie oddychając, odwróciłam się na plecy.

– Przecież widzisz, że nie, Jon – odezwała się jakaś kobieta. – Wpadła na ciebie jak kamikadze.

Podniosłam głowę i spojrzałam przez włosy, które opadły mi na twarz. Zobaczyłam ich: tego z blizną i tego łysego, bezwzględnego mordercę. Uciekali chodnikiem i właśnie minęli mój samochód. Obserwowałam ich tak długo, dopóki nie zniknęli.

– Proszę pani? – zapytał mężczyzna. – Dobrze się pani czuje?

Udało mi się uklęknąć, chociaż trzęsły mi się ręce. Nagle cały świat nabrał zaskakującej wyrazistości. Mijające mnie samochody robiły tyle hałasu, co samoloty. Ktoś zamknął drzwi, ale dla mnie brzmiało to jak głośne trzaśnięcie. Serce zaczęło mi walić.

– Tak. Nie – wychrypiałam, po czym przycisnęłam palce do rozpalonego policzka. Kiedy poczułam lepką wilgoć, od razu cofnęłam rękę. Na opuszkach zobaczyłam ciemne smugi i podniosłam wzrok, żeby spojrzeć w stronę, z której przybiegłam. – Trzeba wezwać policję. Ktoś został postrzelony.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz