SpełniONA. Czego pragną kobiety - Michał Lew-Starowicz, Beata Biały - ebook

SpełniONA. Czego pragną kobiety ebook

Michał Lew-Starowicz, Beata Biały

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Odkryj, czego pragną kobiety.

Po jednej stronie ona – dziennikarka, pisarka, psycholożka. Po drugiej on – seksuolog, psychiatra, psychoterapeuta. Beata Biały i profesor Michał Lew-Starowicz. Rozmawiają o pragnieniach i seksie. To temat niczym pole minowe.

SpełniONA to nie tylko rozmowa dziennikarki i seksuologa, ale również zderzenie refleksji kobiety i mężczyzny na temat, czego pragną kobiety.

Ona twierdzi, że kobiety od wieków zastanawiały się tylko nad tym, czego pragną mężczyźni, i starały się te pragnienia spełniać, a teraz wreszcie nadszedł czas, by pomyślały o sobie. On rozprawia się ze stereotypami, precyzyjnie odpowiadając na najbardziej niewygodne pytania. Ona stara się znaleźć odpowiedzi na nurtujące kobiety kwestie, on unika schematów, bo twierdzi, że w seksie nic nie jest oczywiste. Jak w życiu.

Ona chce, by podać mężczyznom „instrukcję obsługi kobiety”, by te nie musiały liczyć na to, że facet się domyśli. On wie, że najważniejsze jest to, by ludzie ze sobą rozmawiali. Nie tylko w łóżku, ale i w życiu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 455

Oceny
4,4 (12 ocen)
7
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weganka_i_Tajga

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowicie smacznie napisana książka. Wbrew tytułowi warto ją przeczytać bez względu na płeć. Znajdziesz tutaj nie tylko receptę na zaspokojenie pragnień cielesnych partnerki, ale też partnera oraz masę przydatnych niby drobnostek, o których zapominajmy w budowaniu relacji. A dobra relacja, rozmowa ma niesamowite znaczenie w budowaniu wspólnie każdej rzeczy. Jedyny minus i uwaga dla czytelniczek: nie ćwicz mięśnie dna miednicy poprzez ruch powstrzymywania strumienia ml moczu! Bardzo szkodzi mięśniom i zdrowiu kobiety, to przestarzała i nieprawdziwa porada. Odpowiednich ćwiczeń szukaj u fizjoterapeutek uroginekologicznych!
20
barczakmichal

Całkiem niezła

bardzo chaotyczna u trochę prze intelektualistów na rozmowa
00
Wieslawlach

Nie oderwiesz się od lektury

Tak często brak nam pokory w zrozumieniu świata. Uważamy, że absolutem jest to, co w rzeczywistości nam się tylko wydaje. A świat jest przecież kwantowy, skomplikowany, a zarazem materialny i prosty. Jest jednocześnie bezmiarem i nicością. Jest wiecznym teraz i wiecznym nigdy.
00

Popularność




ZAMIAST WSTĘPU

Dlaczego piszemy tę książkę?

O męskich potrze­bach wiemy wszystko. Przez lata sek­su­olo­dzy zaj­mo­wali się głów­nie męż­czy­znami, jakby seks był wymy­ślony tylko dla nich. Czy wie­cie, że dopiero w 2005 roku Helen O’Con­nell, uro­lożka z Austra­lii, opu­bli­ko­wała wyniki swo­ich badań doty­czą­cych łech­taczki? Do tej pory nikt się nią nie zaj­mo­wał! Choć to narząd, który na uwagę zasłu­guje, bo ma aż 8 tysięcy zakoń­czeń ner­wo­wych, czyli dwa razy wię­cej niż penis. I służy wyłącz­nie do dostar­cza­nia przy­jem­no­ści! Nie ma innych zadań. A jed­nak to przy­jem­ność męż­czy­zny przez lata wyda­wała się naj­waż­niej­sza.

Pew­nego dnia prze­czy­ta­łam wywiad z Sophie Fon­ta­nel, fran­cu­ską pisarką, który zain­spi­ro­wał mnie do tego, by powie­dzieć męż­czy­znom, czego tak naprawdę pra­gnie kobieta. „Wszyst­kie kła­ma­ły­śmy. Pozwo­li­ły­śmy męż­czy­znom uwie­rzyć, że jest nam z nimi dobrze w łóżku. Mia­łam wizję tego, czym może być udany seks oralny, ale naj­czę­ściej koń­czyło się fiu­tem w gar­dle, który mnie przy­du­szał. Męż­czyźni oglą­dają porno i myślą, że to seks. Odgry­wamy napi­sane przez nich role, bo boimy się zapro­po­no­wać coś dla nas”1 – powie­działa Fon­ta­nel. I jest w tym dużo prawdy. Nie bez naszej winy. Przez lata odpo­wie­dzial­ność za wła­sną przy­jem­ność spy­cha­ły­śmy na męż­czy­znę – to on miał nam jej dostar­czyć. Pół biedy, gdy wie­dział jak. Gorzej, gdy błą­dził po omacku, w nadziei, że daje nam roz­kosz. I żadna z nas nie powie­działa gło­śno: „Kocha­nie, chcę ina­czej”. O tym mówi­ły­śmy głów­nie na bab­skich spo­tka­niach towa­rzy­skich.

Dla­tego zapro­si­łam do roz­mowy wybit­nego spe­cja­li­stę, prof. Michała Lwa-Sta­ro­wi­cza, psy­chia­trę, sek­su­ologa i psy­cho­te­ra­peutę, żeby pomógł mi opo­wie­dzieć o pra­gnie­niach kobiet. Nie tylko w sek­sie, ale rów­nież w miło­ści.

Ta książka jest dla wszyst­kich męż­czyzn, któ­rzy uwa­żają się za kochan­ków dosko­na­łych; dla wszyst­kich męż­czyzn, któ­rzy marzą o tym, by być kochan­kiem dosko­na­łym. Dla wszyst­kich, któ­rych okła­ma­łam, że dali mi roz­kosz, i dla tych, któ­rym nie wska­za­łam drogi do mojego mózgu. Dla wszyst­kich, któ­rzy pomy­lili gorący seks z miło­ścią na całe życie. To dla was jest ta książka. Pod warun­kiem że chce­cie wie­dzieć, czego naprawdę pra­gnie kobieta, i stać się naj­lep­szym kochan­kiem, jakiego kie­dy­kol­wiek miała.

Beata Biały

Popu­la­ry­zo­wa­nie wie­dzy zawsze przy­cho­dziło mi z więk­szą trud­no­ścią niż praca kli­niczna i naukowa. Kiedy przy­cho­dzą do mnie pacjenci, pacjentki czy pary, zagłę­biam się w ich nie­po­wta­rzalne histo­rie, korzy­stam z wie­dzy medycz­nej i psy­cho­lo­gicz­nej, żeby zro­zu­mieć mecha­ni­zmy, które dopro­wa­dziły do powsta­nia pro­ble­mów, jakimi się ze mną dzielą. Ich zro­zu­mie­nie jest siłą napę­dową każ­dego sku­tecz­nego lecze­nia – bio­lo­gicz­nego, psy­cho­te­ra­pii, a cza­sem połą­cze­nia obu metod. Skąd jed­nak mam wie­dzieć, o czym chcie­liby prze­czy­tać męż­czyźni, któ­rzy nie przy­cho­dzą do mojego gabi­netu, albo, jesz­cze bar­dziej, czego chcia­łyby ich part­nerki, żeby dowie­dzieli się na temat ich sek­su­al­no­ści i potrzeb? Tu z pomocą przy­cho­dzi mi doświad­czona dzien­ni­karka, Beata Biały, mówiąc do mnie przede wszyst­kim języ­kiem kobiet, zada­jąc pyta­nia w spo­sób, który trzyma mnie przy kwe­stiach nur­tu­ją­cych czy­tel­nika, pro­wo­ku­jąc albo wytrwale zmu­sza­jąc do dokład­nego wyja­śnie­nia spraw, które ja pew­nie nie­słusz­nie uznał­bym za nie­warte dłuż­szej uwagi lub pomi­nął na rzecz zupeł­nie nie­po­trzeb­nych wywo­dów na temat tego, co dzieje się w synap­sie mię­dzy neu­ro­nami albo śród­błonku naczy­nia krwio­no­śnego. Efekty oce­ni­cie sami. Mam nadzieję, że ta książka pomoże zro­zu­mieć nie­które mean­dry ludz­kiej sek­su­al­no­ści, ale przede wszyst­kim sta­nie się oka­zją do oso­bi­stej reflek­sji i roz­mowy z part­nerką lub part­ne­rem, zadba­nia o swoje zdro­wie i rela­cję już teraz, żeby ni­gdy nie przejść na ero­tyczną eme­ry­turę – bo seks trzyma nas przy życiu.

Michał Lew-Sta­ro­wicz

1.

Czego pragną kobiety,

czyli o kopaniu tunelu do Chin

Czego pra­gną kobiety? Wydaje mi się, że więk­szość nie­po­ro­zu­mień w związ­kach dam­sko-męskich bie­rze się stąd, że męż­czyźni nie wie­dzą. Ale ty, pro­fe­sor psy­chia­trii, sek­su­olog, psy­cho­te­ra­peuta, pew­nie wiesz.

A to tak jest, że pro­fe­sor ma wie­dzieć? Odno­szę wra­że­nie, że im wię­cej się uczę, im wię­cej anga­żuję się w różne bada­nia naukowe, tym wię­cej mam pytań o naturę i sek­su­al­ność czło­wieka. Czyli im wię­cej wiem, tym wię­cej mam wąt­pli­wo­ści i tym mniej posłu­guję się zamknię­tymi, twier­dzą­cymi zda­niami. Nie potra­fię podać uni­wer­sal­nej listy pra­gnień wła­ści­wych dla każ­dej kobiety, tak jakby to była lista pro­duk­tów potrzeb­nych do zro­bie­nia ser­nika. Pod­sta­wowe pra­gnie­nia bli­sko­ści, akcep­ta­cji, bez­pie­czeń­stwa, sek­su­al­nego speł­nie­nia są rze­czy­wi­ście dość uni­wer­salne, to zna­czy, że dla więk­szo­ści osób są one ulo­ko­wane wysoko w hie­rar­chii potrzeb i rzadko która kobieta zaprze­cza ich zna­cze­niu.

Marta Meana, ame­ry­kań­ska naukow­czyni, tera­peutka par i była pre­ze­ska Society for Sex The­rapy and Rese­arch, podobno miała w swoim gabi­ne­cie dwa panele ste­ro­wa­nia – jeden sym­bo­li­zo­wał dzia­ła­nie męskiego pożą­da­nia, drugi – żeń­skiego. Ten pierw­szy był wypo­sa­żony tylko w pro­sty włącz­nik on-off, drugi tym­cza­sem miał liczne pokrę­tełka. „Próby docie­ka­nia, czego pra­gną kobiety, to praw­dziwy dyle­mat” – twier­dziła.

Pozna­jąc psy­chikę i sek­su­al­ność kobiet, dowia­du­jemy się o ich zło­żo­no­ści i zróż­ni­co­wa­niu, bo wpły­wają na nie liczne czyn­niki, a wiele uwa­run­ko­wań wciąż pozo­staje do odkry­cia.

Może kobiety same nie wie­dzą, czego chcą? Pamię­tasz Cri­stinę z filmu Woody’ego Allena Vicky Cri­stina Bar­ce­lona, którą grała zja­wi­skowa Scar­lett Johans­son? Wciąż powta­rzała: „Chcia­ła­bym wie­dzieć, czego chcę”. „Podoba ci się sam lot w nie­znane” – mówiła o Cri­sti­nie jej przy­ja­ciółka Vicky. Cri­stina miała nadzieję, że w Bar­ce­lo­nie dowie się, czego chce. Bo wie­działa jedy­nie, czego nie chce. Dokład­nie tego, czego chciała Vicky – realistka, dla któ­rej w związku naj­waż­niej­sze były spo­kój i har­mo­nia. Ale po namięt­nej nocy z Juanem Anto­niem i ona nie była już pewna swo­ich zasad i wła­ści­wie niczego nie była pewna. Cri­stina też nie posia­dła wie­dzy, o którą jej cho­dziło.

A pamię­tasz, jak inna boha­terka tego filmu, odgry­wana przez Penélope Cruz, prze­le­wała swoje uczu­cia na obraz? Miała taki spe­cy­ficzny spo­sób rzu­ca­nia farby na płótno – robiła to eks­pre­syj­nie, emo­cjo­nal­nie. Na końcu powsta­wał jed­nak obraz. Ludzie czę­sto nie doce­niają tego, w jakim stop­niu emo­cje kie­rują ich drogą życiową. Pole­ga­nie na rozu­mie i zdro­wym roz­sądku daje oczy­wi­ście więk­sze poczu­cie bez­pie­czeń­stwa i prze­wi­dy­wal­no­ści, ale nie należy lek­ce­wa­żyć ogrom­nej siły uczuć. Nie­raz sły­szę od pacjen­tów, że jakie­goś zacho­wa­nia swo­jego lub part­nera i wyni­ka­ją­cego z tego zwrotu akcji w życiu zupeł­nie się nie spo­dzie­wali. Wra­ca­jąc do pra­gnień, po pierw­sze i naj­bar­dziej oczy­wi­ste – im czło­wiek mniej wie, czego chce, tym trud­niej mu to dostać. A pra­gnień możemy mieć wiele i nie muszą wcale pod­le­gać zasa­dom logiki, mogą się wza­jem­nie wyklu­czać. I wtedy czło­wiek może mieć poczu­cie, że nie panuje nad wła­snymi pra­gnie­niami lub nie rozu­mie swo­ich dążeń. W tym całym gąsz­czu ludz­kiej zło­żo­no­ści ist­nieje jed­nak świa­tełko w tunelu. Im więk­sza samo­świa­do­mość i zdol­ność do radze­nia sobie z fru­stra­cją, tym łatwiej czło­wiekowi dojść do porozu­mienia ze swo­imi pra­gnie­niami.

Podobno kobiety pra­gną miło­ści, a męż­czyźni seksu. Prawda to?

To ste­reo­typ bazu­jący na czę­sto dekla­ro­wa­nych posta­wach zgod­nych z ocze­ki­wa­niami kul­tu­ro­wymi. Szcze­gól­nie w kon­ser­wa­tyw­nych spo­łe­czeń­stwach kobie­tom nie wypada pra­gnąć seksu. Ale rze­czy­wi­ście kobie­tom zwy­kle łatwiej przy­cho­dzi roz­ma­wia­nie o uczu­ciach, nazy­wa­nie ich i mówie­nie języ­kiem emo­cji. Męż­czyźni od dziecka są uczeni, że oka­zy­wa­nie uczuć jest mało męskie, że facet musi być twardy, nie­wzru­szony, nie­emo­cjo­nalny. To słynne: „Chło­paki nie pła­czą” albo „Nie maż się, nie jesteś babą”. Dla­tego pano­wie głę­boko zako­pują swoje uczu­cia. To także umac­nia ste­reo­typ, że męż­czyźni pra­gną tylko seksu, a kobiety miło­ści. Nato­miast kobiety, uczone cno­tli­wo­ści i wstrze­mięź­li­wo­ści, swoje pra­gnie­nia ero­tyczne cho­wają rów­nie głę­boko jak męż­czyźni wraż­li­wość i emo­cjo­nal­ność.

Kobieta nie może powie­dzieć, że lubi seks? Jeśli tak powie, to męż­czy­zna uzna, że do łóżka wpraw­dzie jest ide­alna, ale na żonę się nie nadaje?

Wiele kobiet się tego oba­wia. Nie bez powodu – syn­drom Madonny i ladacz­nicy wciąż poku­tuje: kobiety cno­tliwe i wierne to wła­ściwy mate­riał na żonę, a kobiety lubieżne, wyuz­dane, roz­bu­dzone sek­su­al­nie z całą pew­no­ścią będą zdra­dzać i od takich trzeba się trzy­mać z daleka, co naj­wy­żej można się z nimi wyszu­mieć. To też kwin­te­sen­cja podwój­nych stan­dar­dów doty­czą­cych sek­su­al­no­ści męż­czyzn i kobiet. Bo męż­czyzna, który miał mnó­stwo part­ne­rek sek­su­al­nych, jest atrak­cyjny, o nim mówi się, że już się wyszu­miał, więc ide­al­nie nadaje się na męża, a kobieta…

…po pro­stu się pusz­cza? Czyli jeśli spo­tka­łam męż­czy­znę, w któ­rym widzę poten­cjał na męża, to nie powin­nam mu poka­zy­wać swo­ich pra­gnień sek­su­al­nych, tylko uda­wać świętą?

Taka rada byłaby idio­tyczna. Bo po pierw­sze – utwier­dza­jąc go w tym wize­runku, z dużym praw­do­po­do­bień­stwem ryzy­ku­jesz, że tego seksu nie dosta­niesz. A po dru­gie – im dłu­żej się coś udaje, tym potem trud­niej ujaw­nić się w rela­cji takim, jakim się jest. Czasy także się zmie­niają i mimo wszystko postę­puje więk­sza otwar­tość sek­su­alna. Poja­wia się też swo­isty kult ero­tycz­nej dosko­na­ło­ści wśród osób bar­dziej wyzwo­lo­nych sek­su­al­nie, odle­gły od modelu tabu­izo­wa­nia seksu. Przy czym skraj­no­ści bywają ryzy­kowne i brze­mię sek­sow­no­ści może stać się tak samo uciąż­liwe jak brze­mię cno­tli­wo­ści. Kobieta myśli o sobie i poka­zuje światu: jestem dosko­nałą kochanką. I ta dosko­nała kochanka musi zawsze świet­nie wyglą­dać, jak Afro­dyta, która się wyła­nia z piany, przyj­mo­wać w cza­sie seksu pozy jak aktorka porno, reago­wać w spo­sób rów­nie roz­bu­dzony, żywio­łowy, mieć kilka orga­zmów z rzędu. To prze­staje być natu­ralne, a kobieta staje się zakład­ni­kiem wła­snego wize­runku, w któ­rym nie ma miej­sca ani na nie­do­sko­na­łość, ani na potrzeby, które nie zga­dzają się z obra­zem z romansu lub filmu por­no­gra­ficz­nego. Cza­sem ma jed­nak ochotę zmyć maki­jaż, a orgazm nie przy­cho­dzi przy każ­dym zbli­że­niu.

I co, gdy tego orga­zmu nie ma?

I czę­sto nie ma. Bo roz­pacz­liwe dąże­nie do orga­zmu i nie­ustanne kon­tro­lo­wa­nie, jakim się jest, powo­duje, że nie ma się żad­nego. A wszyst­kie, które są, są uda­wane. Aż w końcu przy­cho­dzi moment, kiedy zda­jesz sobie sprawę, że nie jesteś tak dosko­nała czy tak dosko­nały, jak by się mogło wyda­wać. Tylko jak się wyco­fać z tego wize­runku? Męż­czy­znom jest pod tym wzglę­dem tro­chę trud­niej się ukryć. Bo u nich emble­mat nie tyle zaan­ga­żo­wa­nia, co bycia pod­nie­co­nym, jest widoczny gołym okiem. Rów­nież orgazm fizjo­lo­gicz­nie wiąże się naj­czę­ściej z wytry­skiem, więc męż­czyź­nie trud­niej jest go symu­lo­wać.

Podob­nie zresztą jak pod­nie­ce­nie. Wspo­mniana Marta Meana powie­działa: „Ciało kobiece wygląda tak samo bez względu na to, czy jest pod­nie­cone, czy nie. Męskie bez erek­cji ogła­sza brak pod­nie­ce­nia. Ciało kobiece zawsze nie­sie obiet­nicę, suge­stię seksu”2. Ale wspo­mnia­łeś o kul­cie ero­tycz­nej dosko­na­ło­ści. Co to takiego?

Mówiąc kult ero­tycz­nej dosko­na­ło­ści, mam na myśli pewien obraz sek­su­al­no­ści ukształ­to­wany medial­nie. Na bil­bor­dach zazwy­czaj widzimy wyide­ali­zo­wane modelki i modeli, w rekla­mie szam­ponu do wło­sów atrak­cyjna kobieta doznaje cze­goś na kształt orga­zmu pod prysz­ni­cem, nie wie­dzieć czemu w cza­sie mycia głowy. Te ero­tyczne sko­ja­rze­nia są wszech­obecne i prze­kaz pły­nący z nich jest taki, że seks jest dla mło­dych, pięk­nych i boga­tych. Zresztą wzór ero­tycz­nej dosko­na­ło­ści sięga jesz­cze antyku. Czło­wiek – w odróż­nie­niu od zwie­rząt, które kie­rują się instynk­tem – oprócz seksu stwo­rzył ero­tyzm. To wybit­nie ludzki wyna­la­zek. Od cza­sów antycz­nych mogli­śmy podzi­wiać malo­wi­dła i rzeźby przed­sta­wia­jące ide­alne nagie ciała. Nawet insty­tu­cja gej­szy w Japo­nii to przy­kład pew­nego dosko­na­łego ero­tyzmu, ema­nu­ją­cego pięk­nem fizycz­nym, ero­tycz­nym, sek­su­al­nym wysu­bli­mo­wa­niem, czę­sto też dodat­kowo pocią­ga­ją­cym inte­lek­tem. Czyli z taką gej­szą męż­czy­zna mógł poroz­ma­wiać o poezji, posłu­chać pięk­nej muzyki, zoba­czyć, jak tań­czy i… skon­su­mo­wać ją. Takie marze­nie o dosko­na­ło­ści w sek­sie, nie tylko w sen­sie aktu kopu­la­cji, ale w rozu­mie­niu naszego obrazu ero­tyki, było obecne od zawsze. Tyle że dostępne dla wybrań­ców. Nato­miast w kul­tu­rze maso­wej kult sek­su­al­nej dosko­na­ło­ści został spo­pu­la­ry­zo­wany w dużej mie­rze przez świat mody, reklamy, por­no­gra­fii. I to na róż­nych pozio­mach.

W serialu Seks w wiel­kim mie­ście jest taka scena: Char­lotte upra­wia seks z uko­cha­nym, chi­rur­giem, który tego dnia miał trzy rekon­struk­cje nad­garstka, a ten nagle na niej… zasy­pia. Char­lotte pyta więc Car­rie: „Jestem kiep­ska w łóżku?”. Potem Car­rie oma­wia to z Saman­thą, bo mar­twi się o przy­ja­ciółkę. „Widzia­łam, jak cho­dzi na ste­pe­rze, nawet nie rusza bio­drami” – kwi­tuje Saman­tha. Car­rie pyta więc: „A jak byś oce­niła sie­bie?”, „To oczy­wi­ste”, „Skąd wiesz?”, „Na mnie nikt nie zasnął”. Skąd wiemy, że jeste­śmy dobrymi kochan­kami? I co to zna­czy dobry seks?

Taki, który daje poczu­cie zado­wo­le­nia.

Co w nim jest, a czego nie ma? Gdy­bym cię popro­siła o taki prze­pis jak na cia­sto…

To teraz zapra­szam cię do cukierni i zobaczmy, jak róż­nymi cia­stami zapeł­niona jest lada. Jedni lubią mako­wiec z serem, inni cze­ko­la­dowe brow­nie, a jesz­cze inni bezę z owo­cami. Tak samo jest z sek­sem. Cho­ciaż oczy­wi­ście można wymie­nić pewną powta­rzal­ność ele­men­tów, które są ważne, czyli poczu­cie wza­jem­nej atrak­cyj­no­ści, swo­body, czy­sto fizycz­nej przy­jem­no­ści, doświad­cza­nie czy moż­li­wość osią­gnię­cia orga­zmu. Prze­pi­sem na dobry seks będzie sytu­acja, w któ­rej możemy poczuć się atrak­cyjni, ważni, auten­tyczni – przy czym nie­któ­rym przy­jem­ność spra­wia ele­ment pew­nej gry w łóżku, choć może już nie w życiu. Nie­któ­rzy do dobrego seksu potrze­bują czu­ło­ści, deli­kat­no­ści, cie­pła i bez­pie­czeń­stwa, inni bar­dziej inten­syw­nych doznań, jak ból czy lęk, który może być sty­mu­lu­jący. Gdy mówimy o dobrym sek­sie, trzeba pamię­tać, że seks jest tak samo różny, jak my jeste­śmy różni. Seks mamy taki, jacy sami jeste­śmy. W dodatku na prze­strzeni naszego życia możemy się zmie­niać. I nasz seks też będzie się zmie­niał. Seks powi­nien być taki, na jaki w danym momen­cie naszego życia jeste­śmy w sta­nie sobie pozwo­lić, co możemy w nim z sie­bie uwol­nić. Więc dobry seks to seks uszyty na miarę.

Seks bez miło­ści jest gor­szy od seksu z kimś, kogo się kocha?

Seks bez miło­ści i seks upra­wiany z miło­ścią mają się nijak do dobrego seksu i kiep­skiego seksu. Tak naprawdę to cztery różne jako­ści: ktoś może doświad­czać dobrego seksu, szy­tego na swoją miarę, bez miło­ści, dla innego seks bez miło­ści będzie zły albo zły z tym part­ne­rem, ale już nie z innym. Ktoś inny prze­żywa dobry seks z miło­ścią, a jesz­cze inna osoba kiep­ski seks, mimo że z miło­ścią.

A może klu­czem jest mityczny punkt G? Kocha­nek dosko­nały to taki, który wie, gdzie on jest?

Ale gdzie jest ten wszech­mocny i uni­wer­salny punkt G? Bo ja nie wiem. Nauka na­dal nie odna­la­zła do końca odpo­wie­dzi na to pyta­nie.

Naprawdę punkt G nie ist­nieje?!

Na pewno nie taki, o jakim się popu­lar­nie mówi. I nie taki sam u wszyst­kich kobiet. W świe­tle współ­cze­snej wie­dzy trzeba go trak­to­wać orien­ta­cyj­nie. Nazwa punktu G powstała od nazwi­ska Gräffenberga, gine­ko­loga, a wła­ści­wie ukuła ją Beverly Whip­ple, która napi­sała książkę G Spot. Gräffenberg dużo wcze­śniej odkrył szcze­gólną wraż­li­wość tego rejonu pochwy, powta­rzal­nie wystę­pu­ją­cego u kobiet, zlo­ka­li­zo­wa­nego na przed­niej ścia­nie pochwy, gdzieś mię­dzy 2,5 a 7,5 cm od wej­ścia. Opi­sy­wano nie­wiel­kie wybrzu­sze­nie czy zwięk­szoną gęstość tkan­kową wyczu­walną w pochwie.

Czyli nie­po­trzeb­nie kpimy z męż­czyzn, że nawet nie wie­dzą, gdzie mamy punkt G?

Nie­po­trzeb­nie. Bo bar­dziej pasuje okre­śle­nie prze­strzeni niż punktu. Wska­zówką do jej wyczu­cia jest: włóż palec do pochwy i wyko­naj ruch, jak­byś chciał przy­wo­łać do sie­bie part­nerkę. Ale nie należy prze­ce­niać tego zna­le­zi­ska, to nie jest żaden Święty Graal dosko­na­łego kochanka ani prze­pis na wie­lo­krotne orga­zmy u każ­dej kobiety. Mógł­bym zatem wska­zać prze­strzeń, a nie guzi­czek do wci­śnię­cia. Za ścianą pochwy w tym miej­scu prze­biega też struk­tura wewnętrzna łech­taczki, a w bez­po­śred­niej bli­sko­ści i stycz­no­ści rów­nież cewka moczowa, która jest oto­czona bogato uner­wioną, gąb­cza­stą tkanką. Są to miej­sca wraż­liwe na sty­mu­la­cję, a ukrwie­nie tego obszaru znacz­nie wzra­sta, kiedy kobieta jest pod­nie­cona – zależ­ność jest więc dwu­kie­run­kowa. W oko­licy łech­taczki, cewki moczo­wej, odbytu jest wię­cej miejsc wraż­li­wych na sty­mu­la­cję, iden­ty­fi­ko­wano je jako kolejne punkty na mapie miejsc ero­gen­nych kobiety, zatem alfa­bet tych punk­tów zaczął się roz­sze­rzać. I choć słynny punkt G to miej­sce pochwy, któ­rego sty­mu­la­cja u wielu kobiet daje szcze­gól­nie przy­jemne dozna­nia, trudno powią­zać to jednoznacz­nie tylko i wyłącz­nie z okre­śloną struk­turą ana­to­miczną. Dużo bar­dziej uni­wer­sal­nym, wraż­li­wym na sty­mu­la­cję miej­scem jest widoczna na zewnątrz część łech­taczki, szcze­gól­nie jej żołądź, będąca ana­to­micz­nym odpo­wied­ni­kiem męskiej żołę­dzi prą­cia.

Przy­po­mina mi to jed­nak poszu­ki­wa­nia Świę­tego Gra­ala.

Tylko w tym przy­padku upo­rczy­wie poszu­ki­wa­nego w pochwie. Punkt G miał być prze­cież wro­tami do prze­ży­wa­nia szcze­gól­nie sil­nego pod­nie­ce­nia i orga­zmu. Ale to nie tam znaj­duje się roz­kosz. Naj­sil­niej­sze dozna­nia kryją się bowiem w gło­wie. Cały seks zaczyna się i koń­czy w mózgu. Tam rodzi się pożą­da­nie i tam koń­czy się wszystko dozna­wa­niem przy­jem­no­ści, satys­fak­cji czy roz­koszy sek­su­al­nej, któ­rej – podob­nie jak pożą­da­niu, pod­nie­ce­niu, orga­zmowi – towa­rzy­szą różne odczu­cia z reszty ciała. Ale one tylko akom­pa­niują uczu­ciu przy­jem­no­ści, które roz­grywa się w naszym mózgu. I jest tym sil­niej­sze, im mniej pró­bu­jemy je kon­tro­lo­wać, im mniej usil­nie sta­ramy się dobrze wypaść w oczach part­nera. Dla­tego raczej nie powin­ni­śmy posłu­gi­wać się okre­śle­niem „kochan­ków dosko­na­łych”. Do mojego gabi­netu tra­fiają pacjenci, któ­rzy skarżą się, że nie są kochan­kami dosko­na­łymi.

Dla­czego tak uwa­żają?

Kie­dyś pewna pacjentka wymie­niała, że bar­dzo lubi seks, nie­zwy­kle łatwo się pod­nieca, nawilża, czuje przy­jem­ność w trak­cie sty­mu­la­cji sek­su­al­nej, lubi pie­ścić part­nera, ma dużą przy­jem­ność z bycia piesz­czoną, z pene­tra­cji, takiej czy innej, ale na koniec dodała, że czuje się nie­do­sko­nała, bo co jak co, ale orgazm to osiąga tylko przez sty­mu­la­cję łech­taczki. Więk­szość osób nie wie, że pene­tra­cja pochwy także wiąże się ze sty­mu­la­cją łech­taczki, tylko jej wewnętrz­nej czę­ści. Łech­taczka to jest taki nie­prze­cięt­nie duży penis scho­wany w środku ciała kobiety, a to, co widać na zewnątrz, to tak, jakby męż­czy­zna miał widoczną samą żołądź. Do tego zamętu przy­czy­nił się tro­chę Freud, bo to on mówił o orga­zmach nie­doj­rza­łych łech­tacz­ko­wych i doj­rza­łych pochwo­wych. Doro­sła, doj­rzała kobieta powinna mieć zgod­nie z tą teo­rią orgazm nie zablo­ko­wany w łech­taczce, tylko doświad­czany w cza­sie sto­sunku pene­tra­cyj­nego, co zresztą bar­dzo dobrze odzwier­cie­dla męskie pra­gnie­nia kon­troli. Bo oczy­wi­ście orgazm powi­nien być w tym kon­tek­ście doświad­czany tylko dzięki peni­sowi w środku kobiety – czyli kobieta w tym wzglę­dzie nie może być samo­wy­star­czalna, bo bez penisa ni­gdzie nie doj­dzie, a to, co osią­gnie, będzie bar­dzo nie­doj­rzałe. Ta męska fan­ta­zja zako­rze­niła się także w umy­słach wielu kobiet i na­dal w gabi­ne­cie czę­sto sły­szę od kobiet: „No tak, panie pro­fe­so­rze, orgazm niby osią­gam, ale tylko ten łech­tacz­kowy”.

I co wtedy mówisz?

Przede wszyst­kim, że miło sły­szeć, że osiąga pani orgazm, to dobra wia­do­mość. I tłu­ma­czę, że orgazm to przede wszyst­kim to, co się dzieje w jej gło­wie, a czemu reszta ciała towa­rzy­szy, i to u poszcze­gól­nych kobiet w różny spo­sób. A potem szu­kamy tego indy­wi­du­al­nego prze­pisu na zwięk­sze­nie satys­fak­cji z seksu.

Wróćmy jed­nak do kochanka dosko­na­łego – chcia­ła­bym, żeby­śmy zostali przy tej nazwie, bo może warto do tego dążyć. Nie musi wie­dzieć, gdzie jest punkt G, ale musi wie­dzieć, gdzie jest łech­taczka i czemu służy?

Miło by było, żeby wie­dział. Jako że fak­tycz­nie więk­szość kobiet wła­śnie tam ma zlo­ka­li­zo­wany szcze­gól­nie wraż­liwy i wdzięczny do sty­mu­la­cji rejon, strefę ero­genną, co pięk­nie i obra­zowo tłu­ma­czyła już Micha­lina Wisłocka. Warto też uświa­do­mić sobie kwe­stię ist­nie­nia czę­ści wewnętrz­nej łech­taczki oraz innych stref ero­gen­nych. Zna­jo­mość budowy i dzia­ła­nia wła­snego ciała pomaga. Dla męż­czy­zny zwy­kle jest dość oczy­wi­ste, gdzie ma swo­jego penisa, wie­dzą to też jego part­nerki lub part­ne­rzy. Nato­miast i kobiety, i męż­czyźni czę­sto nie rozu­mieją zło­żo­no­ści kobie­cej ana­to­mii. Dru­gim istot­nym ele­men­tem jest umie­jęt­ność słu­cha­nia, uwzględ­nia­nia potrzeb part­nerki, odkry­wa­nia tej indy­wi­du­al­nej mapy ciała i podą­ża­nia za jego potrze­bami.

Czyli uważ­ność?

Tak, ale męż­czy­zna, który jest dobrym kochan­kiem dla jed­nej kobiety (czy męż­czy­zny), nie musi być wcale dobrym kochan­kiem dla innych. Jedna może pra­gnąć czu­łego, deli­kat­nego kochanka, a inna zde­cy­do­wa­nego, szorst­kiego.

Co wię­cej, jed­nego dnia może pra­gnąć takiego, a następ­nego zupeł­nie innego „obcho­dze­nia się” z nią.

Dobry kocha­nek powi­nien być więc ela­styczny w swoim zacho­wa­niu, a przede wszyst­kim spon­ta­niczny. Cza­sem pacjentki mówią mi, że uwiel­biają czu­łość i deli­kat­ność, ale od czasu do czasu chcia­łyby być zdo­mi­no­wane przez part­nera, bez pyta­nia i na ostro. Jed­nak jemu o tym nie mówią, bo czują, że to nagłe, fil­mowe pożą­da­nie będzie nie­au­ten­tyczne – bo on taki nie jest. Ale może nie chcą go takim zoba­czyć. Ta sama czuła i deli­katna osoba może w innych sytu­acjach oka­zać się twarda i zde­cy­do­wana, a pozor­nie twar­dzi, nie­czuli męż­czyźni typu macho potra­fią się nie­spo­dzie­wa­nie roz­kle­jać albo nie radzić sobie z powodu lęku i wyco­fy­wać się w róż­nych sytu­acjach. W ogóle ludzka powierz­chow­ność bywa myląca. Doty­czy to zarówno poje­dyn­czych osób, jak i związku. Nie­raz przy­cho­dzą do mnie pary, które mają istotne pro­blemy w rela­cji i mówią: „Wszy­scy postrze­gają nas jako ide­alny zwią­zek, podają nas jako przy­kład. A my tacy nie jeste­śmy, pro­szę nam pomóc”. To poka­zuje, że z zewnątrz nie widać wszyst­kiego. Part­ne­rzy, któ­rzy otwar­cie potra­fią się wściec czy obra­zić jedno na dru­gie, to nie­ko­niecz­nie jest para, która chyli się ku upad­kowi. Łatwo możemy ulec złu­dze­niu.

To co radzisz męż­czy­znom, któ­rzy przy­cho­dzą do cie­bie i mówią: „Chciał­bym być dla niej kochan­kiem dosko­na­łym. Co mam zro­bić? A czego mam nie robić?”?

„A jakiej kochanki pra­gnie part­ner czy part­nerka?” – pytam. A potem mówię: „Pro­szę zacząć z nią roz­ma­wiać. Dowie­dzieć się, czego pra­gnie i czego potrze­buje”. Na czym mu/jej zależy. Bo jeżeli pra­gnie czu­łego, deli­kat­nego kochanka i dłu­gich piesz­czot, bli­sko­ści, poczu­cia dłu­giego zespo­le­nia, to bycie dobrym kochan­kiem nie będzie pole­gło na nama­wia­niu na szybki numer w przed­po­koju. Dla nie­któ­rych pra­gnieniem może być zmien­ność, cią­głe zaska­ki­wa­nie. W więk­szo­ści pra­gnień naj­czę­ściej jed­nak jeste­śmy powta­rzalni. Nawet jeśli czu­jemy potrzebę zmien­no­ści, to zwy­kle doty­czy ona nie­któ­rych sytu­acji, wyła­ma­nia się poza pewną rutynę, ale nie musimy na każdy dzień mieć zapla­no­wa­nej innej pozy­cji z Kama­su­try lub innego sce­na­riu­sza w sypialni. Bycie dobrym kochan­kiem ozna­cza umie­jęt­ność podą­ża­nia za pra­gnie­niami part­nera, bycia otwar­tym na różne doświad­cze­nia sek­su­alne, mniej­szej kon­cen­tra­cji na sobie.

Takie roz­mowy są trudne: czego pra­gniesz i czego potrze­bu­jesz?

Ale są klu­czem do świet­nego seksu. Warto też być otwar­tym na sygnały, które się dostaje. Cza­sem kobiety skarżą się na swo­ich part­ne­rów: „Nie chcę dawać instruk­cji. Kiedy mówię dokład­nie, co ma zro­bić, to tracę zain­te­re­so­wa­nie”. Tu nie cho­dzi zresztą tylko o instruk­cję tech­niczną, czego i jak doty­kać, gdzie poca­ło­wać lub zła­pać sil­niej czy sła­biej. Podob­nie bar­dzo sil­nym afro­dy­zja­kiem, wabi­kiem sek­su­al­nym jest poczu­cie, że druga strona prze­żywa silne pożą­da­nie, jest roz­grzana sek­su­al­nie – to wzmac­nia także poczu­cie wła­snej atrak­cyj­no­ści.

Marta Meana twier­dziła, że „bycie pożą­daną to orgazm”. Mówisz więc: „Zachwyć się nią. Pokaż, że jej pra­gniesz”? I to wystar­czy?

Czę­sto pomaga, szcze­gól­nie jeżeli nie jest uda­wane. Tu cho­dzi też o odblo­ko­wa­nie oka­zy­wa­nia emo­cji.

Czy są pary nie­do­pa­so­wane? Na przy­kład ona uwiel­bia seks oralny, ale on ni­gdy nie zro­bił jej minety. Za to wciąż dąży do seksu anal­nego, któ­rego ona nie znosi. Nie jest dla niej dobrym kochan­kiem?

Może tak być. Nato­miast może być dosko­na­łym kochan­kiem dla kogoś innego. Gdyby wysłać Casa­novę do stu kobiet, być może rze­czy­wi­ście miałby sta­ty­stykę dobrą, wiele byłoby nim ocza­ro­wa­nych, ale na pewno zna­la­złyby się i takie, które by prych­nęły i powie­działy: „Nie wiem, co te inne w nim widzą”. W sek­sie nie jest tak, że one fits all, czyli jeden pasuje do wszyst­kich. Dla­tego mówi się o sek­su­al­nym dopa­so­wa­niu. Na pewno wśród dobrych kochan­ków duże zna­cze­nie ma umie­jęt­ność poka­zy­wa­nia sie­bie i prze­ka­zy­wa­nia sygna­łów, bycie otwar­tym na potrzeby dru­giej strony, jed­no­cze­śnie spra­wia­nie tego, żeby part­ner czy part­nerka czuli się po pro­stu atrak­cyjni, bez­pieczni, zaopie­ko­wani, zaspo­ko­jeni. To jest okre­śle­nie, któ­rego czę­sto się używa w kon­tek­ście seksu – czyli zaspo­ko­jone zostały pewne potrzeby, speł­nione zostały pewne pra­gnie­nia. I pozo­stało dużo nie­za­spo­ko­jo­nych potrzeb. Część potrzeb wymyka się jed­nak poza tech­niki i umie­jęt­ność poro­zu­mie­nia, potrzebne jest natu­ralne przy­cią­ga­nie, tzw. che­mia mię­dzy dwoj­giem ludzi.

W fil­mie To tylko seks jest taka scena: on nur­kuje pod koł­drą, żeby spra­wić jej przy­jem­ność zwaną minetą. „Co ty robisz? Kopiesz tunel do Chin?”, „Znam się na tym”, „Kto tak twier­dzi?”, „Wszyst­kie moje byłe dziew­czyny”, „Kła­mały. Albo miały cipki ze stali. Deli­kat­niej!” Czy męż­czy­zna wie, co czuje kobieta, kiedy on ją zaspo­kaja? Mam wra­że­nie, że nie!

To jest bar­dzo zasadne pyta­nie. Męż­czyźni bowiem, opi­su­jąc swoje dozna­nia sek­su­alne, są sto­sun­kowo mało­mówni i oszczędni w sło­wach. Nato­miast gdy popro­sisz pięć kobiet, żeby opi­sały swoje orga­zmy, każda zrobi to na wła­sny spo­sób. Okaże się, że orgazm to tak naprawdę pięć róż­nych doznań. Jedna będzie opi­sy­wała, że jest to dłu­gie, stop­niowo nara­sta­jące i opa­da­jące uczu­cie cie­pła, po któ­rym nastę­puje roz­luź­nie­nie; druga powie, że to jest bar­dzo szybki, nagły wzrost napię­cia sek­su­alnego i bar­dzo szyb­kie, gwał­towne roz­luź­nie­nie, któ­remu towa­rzy­szą przy­jemne prądy prze­cho­dzące przez całe ciało i uczu­cie pul­so­wa­nia; a trze­cia opi­sze to w jesz­cze inny spo­sób. Te dozna­nia, odczu­cia są dość zróż­ni­co­wane. Różna jest też wraż­li­wość stref ero­gen­nych. Na przy­kład jedna kobieta czuje naj­więk­szą przy­jem­ność na samym początku sto­sunku i potrze­buje rów­nie szyb­kich reak­cji od part­nera. Inna może odczu­wać wraz z prze­dłu­ża­niem sto­sunku nad­mierne tar­cie przy mniej­szym nawil­że­niu, bole­sność. Jesz­cze inna – dys­kom­fort na początku, dopiero w trak­cie sto­sunku nastę­puje roz­luź­nie­nie i wzrost przy­jem­no­ści. Jedna kobieta ma wzo­rzec szyb­kiego osią­ga­nia orga­zmu, pod­czas gdy inna potrze­buje dłuż­szej sty­mu­la­cji, przy­go­to­wa­nia i dłu­żej trwa­ją­cego sto­sunku. Więc te potrzeby i wzorce sty­mu­la­cji mogą być bar­dzo różne.

I pew­nie zależą od tego, co czu­jemy do part­nera. O tym mówi chyba bio­lo­gia miło­ści?

Bio­lo­gia miło­ści mówi o tym, jak nasz orga­nizm, ciało, fizjo­lo­gia – trak­tu­jąc mózg jako inte­gralną część ciała – zarzą­dza naszymi uczu­ciami. Uczu­ciami zako­cha­nia, powią­za­nymi ze sta­nem zauro­cze­nia, namięt­no­ści, który część bada­czy wła­ści­wie oddziela od miło­ści w usta­bi­li­zo­wa­nej cza­sowo rela­cji, rozu­mie­jąc ją jako pewne bar­dziej utrwa­lone uczu­cie wobec dru­giej osoby. Nie ma spraw­dzo­nej naukowo defi­ni­cji miło­ści – trzeba to sobie jasno powie­dzieć. Krą­żymy wokół powszech­nie sto­so­wa­nego poję­cia, które tak naprawdę nie ma jed­nej uzna­nej defi­ni­cji czy kon­cep­tu­ali­za­cji.

A według cie­bie czym jest miłość?

Według mnie jest to indy­wi­du­alny spo­sób prze­ży­wa­nia szcze­gól­nej i sil­nej więzi z drugą osobą. Kochać możemy part­nera, rodzi­ców, dzieci i inne bli­skie osoby. Miłość roman­tyczna odnosi się tylko do part­nera. Z punktu widze­nia neu­ro­nau­kowca myślę oczy­wi­ście o pro­ce­sach zacho­dzą­cych w naszym mózgu. Zako­cha­nie powo­duje bowiem burz­liwe zmiany czyn­no­ściowe w ukła­dzie ner­wo­wym. Zmiany aktyw­no­ści mózgu zacho­dzą nie tylko w obec­no­ści tej dru­giej osoby, ale nawet na sku­tek myśle­nia o niej. Powta­rzalne doświad­cze­nia wpły­wają na kształ­to­wa­nie się połą­czeń neu­ro­nal­nych, wzmac­nia­nie okre­ślo­nych dróg zwią­za­nych z prze­ży­wa­niem uczuć, emo­cji, doznań wią­żą­cych się z byciem z drugą osobą, co do któ­rej żywimy takie uczu­cia. Bio­lo­gia miło­ści obej­muje też zło­żoną grę róż­nych sub­stan­cji che­micz­nych w naszym mózgu, akty­wa­cji poszcze­gól­nych obsza­rów odpo­wie­dzial­nych za poszcze­gólne aspekty zwią­zane z naszą reaktyw­no­ścią sek­su­alną. W przy­padku prze­ży­wa­nia pożą­da­nia dru­giej osoby na pozio­mie poznaw­czym istotną rolę peł­nią regiony kory przed­czo­ło­wej czy frag­menty pła­tów skro­nio­wych. W przy­padku emo­cjo­nal­nego prze­ży­wa­nia kon­taktu sek­su­al­nego zna­cze­nie mają takie rejony, jak ciało mig­da­ło­wate, układ nagrody, jądra pod­ko­rowe. Za prze­ży­wa­nie przy­jem­no­ści z bycia z bli­ską osobą i prze­twa­rza­nie emo­cji odpo­wiada kora obrę­czy. Nagra­dza­jące, przy­jemne doświad­cze­nia wiążą się ze zwięk­szo­nym uwal­nia­niem dopa­miny w jądrach pod­ko­ro­wych, szcze­gól­nie w jądrze pół­le­żą­cym i brzusz­nym polu nakrywki, inte­gra­cja przy­jem­nych doznań odbywa się w grzbie­towo-bocz­nej korze przed­czo­ło­wej…

Brzmi skom­pli­ko­wa­nie…

I na­dal jest wiele zna­ków zapy­ta­nia na pozio­mie czy­sto mole­ku­lar­nym, ana­to­micz­nym i czyn­no­ścio­wym. Pozna­jemy fizjo­lo­giczną rolę kolej­nych sub­stan­cji che­micz­nych. Cho­ciażby to, że będąc w bli­sko­ści uko­cha­nej osoby, możemy doświad­czać wydzie­la­nia więk­szych ilo­ści oksy­to­cyny albo że akt sek­su­alny wiąże się z wyrzu­tem endo­gen­nych opio­idów, poczu­ciem satys­fak­cji, zaspo­ko­je­nia. Dopa­mina zaś ma zna­cze­nie w kon­tek­ście two­rze­nia uważ­no­ści, istot­no­ści bodź­ców jako tych, które dzia­łają na nas w spo­sób nagra­dza­jący. To, jakie bodźce są naj­bar­dziej nagra­dza­jące, może się zmie­niać na prze­strzeni lat i doświad­czeń życio­wych. Jeste­śmy skom­pli­ko­wa­nym kom­pu­te­rem i mamy zło­żone opro­gra­mo­wa­nie.

Zatem miłość to reak­cje che­miczne w mózgu?

W pew­nym rozu­mie­niu można powie­dzieć, że uczu­ciom nie­wąt­pli­wie towa­rzy­szą bar­dzo okre­ślone ich sub­straty che­miczne. Każdy ma swój indy­wi­du­alny wzo­rzec reak­tyw­no­ści, jego inten­syw­ność, trwa­nie, modu­la­cję. Subiek­tyw­nie doświad­czane uczu­cia wpły­wają na che­mię mózgu i na odwrót. Rozu­mu­jąc w ten spo­sób, możemy połą­czyć bio­lo­gię i subiek­tywne dozna­nia czy, jak mówią nie­któ­rzy, ciało i duszę.

Ile trwa zako­cha­nie i gorąca namięt­ność w związku?

U róż­nych osób i w róż­nych rela­cjach obej­muje różny czas. Część part­ne­rów w związ­kach mówi, że okres naj­sil­niej­szej namięt­no­ści trwał u nich kilka tygo­dni, inni, że kilka mie­sięcy, a jesz­cze inni, że dwa, trzy lata. Oczy­wi­ście silna namięt­ność jest zare­zer­wo­wana dla począt­ko­wej fazy związku, kiedy poja­wiają się ele­menty nowo­ści i nie­pew­no­ści powo­dze­nia, silna moty­wa­cja, wyjąt­kowo inten­sywne prze­ży­wa­nie tych pierw­szych tygo­dni czy mie­sięcy rela­cji. Ich prze­bieg, inten­syw­ność i trwa­łość zależą też od czę­sto­ści spo­tkań, poczu­cia nie­pew­no­ści lub bez­pie­czeń­stwa odno­śnie do przy­szło­ści rela­cji czy samych doświad­czeń wza­jem­nego kon­taktu. To jest kumu­la­cja wszyst­kich ele­men­tów. Prze­ży­wa­nie sie­bie i wza­jem­nego pożą­da­nia zmie­nia się wraz z poja­wie­niem się mecha­ni­zmów przy­wią­za­nia, które też są neu­ro­lo­gicz­nie ste­ro­wane, za nie odpo­wia­dają neu­ro­prze­kaź­niki, neu­ro­pep­tydy.

I w momen­cie przy­wią­za­nia nie ma już namięt­no­ści?

W każ­dym razie nie taka, jak na samym początku, przed stwo­rze­niem mecha­ni­zmów przy­wią­za­nia. Mię­dzy innymi dla­tego, że w momen­cie pozna­nia jest ele­ment nowo­ści, nie­pew­no­ści, zabie­ga­nia i szcze­gól­nej mobi­li­za­cji. Ale z dru­giej strony przy­wią­za­nie nie sta­nowi anty­tezy pożą­da­nia. Nie musi go eli­mi­no­wać. Nawet nie­od­czu­wane w tak inten­sywny spo­sób może być silne i przy­jemne. Sam począ­tek możemy porów­nać do nar­ko­tycz­nego dozna­nia. Póź­niej nastę­puje pewna adap­ta­cja. Powta­rzal­ność doświad­cza­nia bli­sko­ści z drugą osobą przez wiele lat może być na­dal przy­jemna, nie­któ­rzy mówią o tym uczu­ciu jako mniej inten­sywnym, ale głęb­szym, peł­niej­szym w miarę wzra­sta­nia wza­jem­nego zro­zu­mie­nia, gro­ma­dze­nia wspól­nych wspo­mnień i war­to­ści. Z punktu widze­nia ero­ty­zmu, w tym spo­koju dobrze jest cza­sem pod­sy­cić pło­mień pożą­da­nia.

Punkt G nie ist­nieje. Naukowcy wciąż nie potra­fią go zna­leźć. To raczej prze­strzeń, która jest drogą do kobie­cej roz­ko­szy, niż jeden kon­kretny punkt.Droga do kobie­cego orga­zmu to umie­jęt­ność słu­cha­nia, uwzględ­nia­nia potrzeb part­nerki, odkry­wa­nia indy­wi­du­al­nej mapy ciała i podą­ża­nia za jego potrze­bami.Pene­tra­cja pochwy wiąże się ze sty­mu­la­cją łech­taczki, tyle że jej wewnętrz­nej czę­ści. Łech­taczka to jest taki nie­prze­cięt­nie duży penis scho­wany w środku ciała kobiety, a to, co widać na zewnątrz, to zale­d­wie „wierz­cho­łek góry lodo­wej”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wywiad Anny Pamuły z Sophie Fon­ta­nel dla wyso­kie­obcsy.pl 18.12.2021 (dostęp 4.05.2023). [wróć]

M. Meana, Owning the sexual expe­rience: affec­tive reac­tions to one’s sexual self, „The Jour­nal of Sex Rese­arch”, 2010, 47(4), s. 299–308. [wróć]

Text copy­ri­ght © by Michał Lew-Sta­ro­wicz, Beata Biały, 2022

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Kata­rzyna Raź­niew­ska

Redak­tor pro­wa­dzący: Mag­da­lena Cho­rę­bała

Opra­co­wa­nie gra­ficzne serii i pro­jekt okładki: Kata­rzyna Bor­kow­ska

Foto­gra­fia na okładce: Nata­lya Nepran / Shut­ter­stock

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Speł­niONA. Czego pra­gną kobiety, wyd. I, Poznań 2023)

ISBN 978-83-8338-780-2

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer