Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Katarzyna II Wielka jest uznawana za jedną z największych postaci, które zasiadły na carskim tronie Rosji! To również kobieta, która kochała seks i nigdy się z tym nie kryła. Gdyby żyła w dzisiejszych czasach, zapewne zrecenzowałaby skandalizującą książkę „50 Twarzy Greya”, jednym słowem: - Nuda!
Co takiego czyniła wieczorami? Jak wyglądała legendarna Bursztynowa Komnata, w której spędzała czas? I co robiła w swym „Pokoju Rozkoszy”? Ile jest prawdy w tym, że jeden z jej kochanków przeprowadzał testy mężczyznom, którzy w przyszłości mieli znaleźć się w jej sypialni? I jak do tego wszystkiego odnosił się jej mąż Piotr, człowiek, który również miał zasiąść na rosyjskim tronie? Na te wszystkie pytania władczyni odpowiada w rozmowie ze swoim kochankiem, przyszłym królem Polski Stanisławem Poniatowskim.
Poznajcie zatem historię bodaj największej królowej romansów wszechczasów!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Wstęp
Katarzyna II Wielka, jedna z najsławniejszych rosyjskich władczyń, kochanka przyszłego polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, nader szczerze opowiada o wszystkich swoich romansach, walce o carski tron czy o człowieku, który testował jej potencjalnych partnerów seksualnych. Z tej opowieści dowiadujemy się również, jak doszło do tego, że nasz rodak, mężczyzna młody i niezbyt doświadczony w miłostkach, znalazł się wówczas w jednym łożu z bodaj, zdaniem niektórych, największą seksoholiczką swojej epoki.
Trzeba mieć świadomość, że nawet najwięksi krytycy Katarzyny twierdzą, iż była ona jedną z najwybitniejszych kobiet w dziejach Rosji, choć urodziła się w niemieckim wówczas Szczecinie. Jaka była naprawdę? Jak wiele musiała wycierpieć i jakie uknuć intrygi, by zajść tak daleko? I jak w tym wszystkim znajdowała czas na coraz to nowych kochanków i odwiedzanie swego pokoju rozkoszy?
Oto prawda o tej tajemniczej postaci na carskim tronie.
Caryca Rosji Katarzyna II w stroju koronacyjnym – dominująca i władcza Semiramida Północy, jak nazwał ją Wolter. Portret z lat 60. XVIII wieku autorstwa duńskiego malarza Vigiliusa Erikssona, który spędził w Rosji 15 lat
Skąd mam te zapiski?
Petersburg. Drugie co do wielkości miasto w Rosji. Od zawsze chciałem tam pojechać i zwiedzić tutejsze pałace. Jednak dotychczas zazwyczaj brakowało na to czasu, a i stan finansów nie był odpowiedni. Wreszcie nadszedł moment, by to zmienić. Zgłosiłem się więc do rosyjskiej ambasady po wizę wjazdową. W tym celu musiałem nie tylko wypełnić stosowne dokumenty, ale też zostawić na kilka dni swój paszport. Nie był to dla mnie jakiś szczególny problem, w ostatnim czasie niewiele podróżowałem. Zostawiłem zatem dokumenty i czekałem na odpowiedź. A ta przyszła nader szybko.
Za kilka dni wszedłem na pokład airbusa lokalnych linii lotniczych i dotarłem do jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Wylądowałem w porcie lotniczym Petersburg-Pułkowo, znajdującym się niecałe 15 km od dawnej stolicy Rosji. Jeszcze w drodze na lotnisko we Frankfurcie czytałem na temat Petersburga. Dowiedziałem się, że tamtejsze metro ma linie o długości prawie 130 km i zagłębia się w ziemię na 86 m! Ponieważ 10 proc. powierzchni miasta stanowi woda, jest w nim ponad 400 mostów. Rozczytywałem się też na temat Pałacu Zimowego, w którym mieszkała Katarzyna II. Znajduje się w nim sławne muzeum sztuki Ermitaż, którego szlaki liczą 22 km i w którym można zobaczyć dzieła artystów klasy Michała Anioła czy Rembrandta.
Stanisław August Poniatowski do śmierci darzył Katarzynę uczuciem. Zawdzięczał jej też polską koronę
Gdy wylądowałem na petersburskim lotnisku, od wejścia na halę przylotów miałem nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czyżby rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa śledziła świeżo przybyłych cudzoziemców wzorem swej komunistycznej poprzedniczki KGB? A może sława odkrywcy tajemnic historii dotarła aż tutaj? Wkrótce jednak musiałem skupić uwagę na rzeczy zupełnie przyziemnej. Otóż pilnie musiałem iść za potrzebą, wobec czego udałem się do pobliskiej toalety. Wszedłem do pierwszej wolnej kabiny. Wnet zacząłem opróżniać pęcherz i nagle usłyszałem, jak ktoś szarpie za klamkę. Nieco przestraszony spojrzałem, czy obok muszli klozetowej nadal jest mój bagaż. Był, ale ku swemu zaskoczeniu ujrzałem również dziwny pakunek z rosyjskim nadrukiem wsunięty pod drzwi. Czułem się jak w filmie. Zresztą do teraz nie mogę uwierzyć, że cala sytuacja faktycznie się zdarzyła. Nie miałem wówczas pojęcia, co zawierał tajemniczy pakunek. Dziś już to wiem…
Stanisław Poniatowski był kochankiem Katarzyny, jeszcze zanim została carycą Rosji. Już po jego wyjeździe z Petersburga oboje korespondowali ze sobą, o czym świadczy ten list z 1762 roku. Dwa lata później wsparcie carycy okazało się dla Poniatowskiego decydujące w rywalizacji o koronę Rzeczypospolitej
Przetłumaczone zapiski rozmów ostatniego króla Polski Stanisława Augusta z wszechwładną carycą Katarzyną II Wielką znajdą Państwo na kartach tej książki. A mnie nie pozostaje nic innego, jak życzyć Czytelnikom tak owocnej lektury, jak owocna i zaskakująca okazała się moja podróż do Petersburga. Do zobaczenia zatem na dworze Jaśnie Wielmożnej carycy Katarzyny.
Christopher Machtcontact@christophermacht.com
Z kim ostatni król Polski stracił dziewictwo?
Jest grudzień, 1755 rok. Stanisław Poniatowski, dwudziestotrzyletni młody arystokrata, niedoświadczony w sprawach miłosnych, zmierza w kierunku komnaty księżnej Katarzyny, żony przyszłego cara Piotra Fiodorowicza. Gdy dociera do celu, zauważa, że drzwi do jej apartamentu są uchylone. Jeszcze nie wie, choć może się domyśla, że właśnie tej nocy straci dziewictwo z przyszłą wszechpotężną carycą Rosji. Jak by tego było mało, wszystko to zostało dokładnie zaplanowane o wiele wcześniej. I to wcale nie przez Katarzynę.
Tej nocy Stanisław Poniatowski nie straciłby niewinności, gdyby nie sir Charles Hanbury Williams. Postać, której nazwisko warto zapamiętać. Ten angielski dyplomata od 1750 do 1755 roku był ambasadorem Jego Królewskiej Mości w Rzeczypospolitej. W tym czasie poznał przedstawicieli najznamienitszych polskich rodów – Poniatowskich, Czartoryskich, czy hetmana wielkiego koronnego i wojewodę krakowskiego Jana Klemensa Branickiego, u którego gościł na balu zorganizowanym w pięknym pałacu w Białymstoku.
Charles Hanbury Williams, brytyjski ambasador w Dreźnie, Warszawie, a potem w Petersburgu. Stanisław Poniatowski, będąc sekretarzem Williamsa, dzięki niemu dostał się na petersburskie salony i poznał Katarzynę, małżonkę następcy rosyjskiego tronu, w której się zakochał. Portret autorstwa Antona Rafaela Mengsa z początku lat 50. XVIII wieku
Wyjeżdżając na misję do Berlina, sir Williams spotkał tam młodego Stanisława Antoniego Poniatowskiego, syna kasztelana krakowskiego, również Stanisława, i Konstancji z Czartoryskich. Polak tak przypadł mu do gustu, że zaproponował, aby został jego osobistym sekretarzem. W 1755 roku poseł brytyjski został odwołany z Warszawy i wysłany na placówkę do Petersburga. Wyjechał tam w towarzystwie dwudziestotrzyletniego Poniatowskiego. Przybył na rosyjski dwór, aby doprowadzić do podpisania traktatu pomiędzy Wielką Brytanią a Rosją, na którym zależało jego mocodawcom.
Ambasador szybko doszedł też do wniosku, że warto byłoby bliżej poznać wielką księżnę Katarzynę. Po głowie krążyła mu wtedy myśl, że prędzej czy później jej małżonek zostanie carem Rosji, a kto wie, czy ona nie będzie kiedyś władczynią. Nasuwało się pytanie, jak to uczynić. Rozwiązanie znaleziono bardzo szybko. Brytyjski rząd zasugerował swojemu dyplomacie, by ten nawiązał z Katarzyną prywatne stosunki przez… alkowę. Sir Charles miał ją oczarować wigorem i miłosnymi umiejętnościami. Tutaj jednak pojawił się problem. W 1755 roku polityk miał już prawie pięćdziesiąt lat i jak sam tłumaczył w liście do londyńskich zwierzchników, jego „berło jest już w stanie spoczynku”. Nie było szans, aby spełnił się w roli kochanka. Co ciekawe, już w tamtym czasie na rosyjskim dworze huczało od plotek na temat romansów Katarzyny. W tej sytuacji z pomocą ambasadorowi miał przyjść nie kto inny, jak jego osobisty sekretarz, którego często nazywał przybranym synem, czyli Stanisław Poniatowski.
Przyszła caryca po raz pierwszy zobaczyła Poniatowskiego w czerwcu 1755 roku na kolacji, gdy został jej przedstawiony przez Williamsa. Już pół roku później niczego nieświadomy Polak kroczył korytarzem w stronę komnaty księżnej Katarzyny. Efektem tego spotkania był namiętny romans, w trakcie którego Katarzyna miała obiecać, że gdy tylko przejmie władzę, doprowadzi do tego, by jej kochanek zasiadł na polskim tronie.
Brytyjski ambasador również szybko znalazł nić porozumienia z wielką księżną. Podobno wspierał ją finansowo, licząc, że ta odwdzięczy się w przyszłości w kwestiach politycznych. Zawiązała się między nimi tak serdeczna przyjaźń, że kiedy podczas balu dyplomata wychwalał suknię Katarzyny, ta nakazała, aby dokładnie taką samą uszyć dla jego córki. Wielka księżna zwierzała się Williamsowi w listach, często pytała go też o radę, traktując jak ojca.
Dalsze losy Stanisława Poniatowskiego i Katarzyny były burzliwe. Williamsowi nie spodobały się bowiem ich nader częste nocne schadzki – doszedł pewnie do wniosku, że to wszystko zaszło za daleko. W tej sytuacji postanowił on odesłać swojego sekretarza bodaj osiem miesięcy po nawiązaniu romansu. Jednak wiele to nie pomogło. Katarzyna, spragniona towarzystwa i namiętności polskiego kochanka, doprowadziła do tego, że niecałe dwa lata później, w 1757 roku, Poniatowski wrócił do Petersburga jako poseł saski i jeszcze w tym samym roku został ojcem jej drugiego dziecka. Wtedy żadne z nich nie miało pojęcia, jaki czeka ich los. Ona miała dokonać zamachu stanu, zastępując na tronie własnego męża, on zaś miał zostać ostatnim królem Polski i świadkiem jej trzech rozbiorów.
Jak do tego doszło?
Stanisław Poniatowski jako ponaddwudziestoletni „przystojniak” w latach 50. XVIII wieku. Nic dziwnego, że spodobał się rosyjskiej wielkiej księżnej i rozkwitł między nimi namiętny romans
Carycy się nie odmawia
Nie pamiętam, który to był rok. Wiem jedynie, że tego dnia zostałem pośrednimi kanałami wezwany na wieczór do komnaty księżnej Katarzyny, żony Piotra, przyszłego następcy tronu. Jak miałem to dotychczas w zwyczaju, z peruką na głowie, wymknąłem się krętymi ścieżkami i bocznymi, zazwyczaj nieużywanymi schodami, dotarłem do miejsca, w którym czekała na mnie przepiękna pani – Katarzyna. Wcześniej jednak pojawił się problem, dość szybko przeze mnie rozwiązany. Zostałem zatrzymany przez podejrzliwego strażnika, który pretensjonalnym tonem pytał: co za jeden ze mnie i co mnie tu sprowadza.
– Jestem muzykiem wezwanym do komnaty jaśnie pani księżnej Katarzyny– odpowiedziałem, serwując wielokrotnie wcześniej czynione kłamstwo, po czym mogłem kroczyć dalej. Chwilę później byłem już w komnacie…
– Jaśnie pani, jak miło znowu panią widzieć! – wykrzyknął Poniatowski na widok swej kochanki. Ta jednak nic nie odpowiedziała. Zamiast tego pocałowała go namiętnie, a pocałunek przerodził się w serie muśnięć, przepełnionych nutą erotyzmu.
Stanisława zbytnio nie dziwiło to zachowanie, bowiem wcześniej już wielokrotnie czynił z nią podobne rzeczy, mimo że Katarzyna była żoną Piotra, przyszłego cara Rosji…
Jednak ku jego niezadowoleniu, nadszedł kres upojnych chwil. Katarzyna nałożyła na siebie prześwitujący, jedwabny szlafrok i postanowiła poczynić ze swym kochankiem poważną rozmowę:
– Stanisławie! Nie ukrywam, jesteś cudownym kochankiem. A do tego człowiekiem, który jest elokwentny i obyty w świecie. Potrzeba mi takich ludzi, wiesz o tym dobrze! – jej germański akcent nawet po latach był nadal słyszalny.
Stanisław zamruczał, pełen rozkoszy i dumy jednocześnie… Katarzyna zaś kontynuowała swój wywód:
– Pewnie już ci kiedyś powiadałam, że w wolnych chwilach czynię zajęcie godne kronikarza, prowadząc dziennik. Jednak ma wewnętrzna dusza podpowiada, że to dla mnie zbyt mało. Nie zawsze mam czas, by zaglądać do tych notatek i by móc pisać, co leży mi na sercu. A tyś jest mą bratnią duszą, doskonale rozumiesz, co leży na mym sercu. Nieprawdaż?.
Stanisław tylko lekko kiwnął głową, niesiony serią komplementów ze strony Katarzyny…
– Jaśnie wielmożny panie Stanisławie. Wiem, żeś jest – a możeś już tylko był? – sekretarzem brytyjskiego ambasadora… Jednakże chciałabym cię prosić, byśmy urozmaicili nieco nasze schadzki. Niech nie tylko kończą się one namiętną miłością i rozkoszą, ale niechaj one będą stanowić przyczynek do czegoś więcej.
Katarzyna zawiesiła głos, chcąc podnieść stopień zainteresowania kochanka.
– Chciałabym, byś był mym osobistym kronikarzem i spowiednikiem w jednej osobie. Czy by ci to nie urągało?.
– Najmilsza moja pani! Przecież dla mnie byłby to istny zaszczyt! Mów, co mam czynić, a wnet to wykonam!
– Chcesz poznać konkrety mych wyobrażeń?
– Nie śmiałbym myśleć inaczej, moja najukochańsza pani!
– Dobrze! Stanisławie, przejdźmy do konkretów. Darujmy sobie te tytuły wielmożnych pań i panów. Co prawda nasze czasy wymagają tego, jednak gdy jesteśmy sami, pozbądźmy się tych konwenansów. Jestem Katarzyna, ty jesteś Stanisław. Czy tak możemy czynić?
– Ależ jak to, droga pani? Co ludzie o nas powiedzą?
– Oj, głupi ty mój! O nas to nic nie powiedzą, bowiem zadbamy o to, by nasze rozmowy pojawiły się w świetle publicznym, dopiero gdy każde z nas znajdzie się w piachu, nasze dusze odejdą do nieba, a co więcej, od tego czasu upłynie minimum dwieście lat, by nasze ciała zdążyły ostygnąć na dobre od ziemskiego życia. Czy to wszystko jest dla ciebie jasne?
– Tak. W miarę, jeśli mam być precyzyjny, droga pani…
– Po pierwsze, od tej pory, w naszych rozmowach jestem po prostu Katarzyną. Nie mów tylko na mnie „Kachna”, bo bardzo tego nie lubię. A po drugie, czy rozumiesz wyraźnie swoją rolę?
– Tak. Choć jedynie powierzchownie. Czy mogłabyś, Katarzyno droga, wyjaśnić, co dokładnie masz na myśli?
– Zamień się zatem w słuch, mój kochanku! Chciałabym, byśmy regularnie się spotykali…
– Ale jak to?! Przecież czynimy to nader regularnie, zwykle pod wieczór… Choć mąż pani, znaczy się twój, nic o tym nie wie…
– Stanisław! Ty myślisz tylko o jednym! Gdy ja mam w swym umyśle nieco szerszy plan, wykraczający poza namiętne pocałunki i uprawianie miłości aż po poranny wschód słońca!
– Co więc mam czynić, ma jaśnie pani?!
– W trakcie naszych wieczornych schadzek chcę ci opowiadać moją własną historię, w sensie – mego życia. Byś poznał, jak się tutaj znalazłam i gdzie dokładnie przyszłam na świat. Niezależnie od tego, jak potoczy się nasze życie i jakie role będzie nam dane pełnić w przyszłości, daj mi słowo, że mnie nie opuścisz nie tylko w łóżku, ale i w kronikarskich dziejach. Nawet gdy nie będziemy już kochankami, będziesz mnie nawiedzał i spisywał, co mam do powiedzenia. Czy możemy się tak umówić?
– Ale droga pani Katarzyno, przecież jesteś żoną przyszłego cara Rosji! Co więc się stanie, gdy Piotr zostanie carem, a pani carową? Czy wtedy również będę miał czynić kronikarski obowiązek?
– Stanisław! Zapamiętaj jedno. Cokolwiek by się nie działo, bądź przy mnie blisko. I zapewniam cię, że nawet gdy zostanę żoną cara, to nie zapomnę o tobie! I będę czynić wszystko, byśmy spotykali się regularnie. A gdy to ja zasiądę na tronie carskim, a na to liczę, to odwdzięczę ci się nie tylko namiętnością, ale i realną władzą.
– Pani, to dla mnie ogromny zaszczyt. Ale i obowiązek. Uczynię wszystko, co w mej mocy, by sprostać temu zadaniu.
– Masz, mój drogi Stanisławie, jakieś pytania?
Katarzyna miała powiedzieć Stanisławowi Poniatowskiemu: „A gdy to ja zasiądę na tronie carskim, a na to liczę, to odwdzięczę ci się nie tylko namiętnością, ale i realną władzą”. Te słowa sprawdziły się co do joty
Polski arystokrata zaczął się drapać po podbródku. Ewidentnie coś mu przyszło do głowy, jednak jego twarz jasno dawała znać, że ma opór, by to z siebie wyartykułować. W końcu jednak zebrał się w sobie i wypalił:
– Tak, mam! Na jakie tematy, łaskawa Katarzyno, rozmawiać nie możemy?
– Co dokładnie masz na myśli?
– Czy są sprawy, o które pytać twej osoby nie mogę? To dokładnie chodzi mi po głowie.
– Ach, to, rozumiem… Podaj przykład, o który temat bałbyś się pytać?
– Prawdę powiedziawszy, nie wiem, czy chcesz pani rozmawiać chociażby o mnie i innych podobnych mężczyznach.
– Chodzi ci o mych kochanków?
Poniatowski kiwnął głową, by przytaknąć.
– Prawda jest taka, że owszem, miałam ich sporo. Ale cóż w tym złego? O ile oczywiście, drogi Stanisławie, zbierzesz w sobie wystarczające pokłady śmiałości, by pomówić na ten temat… Jeśli tak, to będę gotowa także i o tym rozmawiać. Pamiętaj tylko o jednym. Gdy będziesz spisywał nasze rozmowy, to pisz tak, by ludzie rozumieli nasze czasy, gdy będą o tym czytać za kilkaset lat. Woda upływa z rzeki, człowiek się zmienia. Jeśli klarownie nie opiszesz naszych spotkań, to nikt nas nie zrozumie. A gdy masz wątpliwości, czyń i pisz tak, jak ci podpowiada serce.
Stanisław, lekko podenerwowany, złapał swą kochankę za dłoń i zaczął ją całować, nader delikatnie. Nie zabrakło także głębokiego spojrzenia w jej piękne, ogromne, niebieskie oczy…
– Zrobię, co w mej mocy, droga Katarzyno!
– Dobrze, już dobrze. Jutro wrócimy do tematu. A teraz, skoro noc jeszcze młoda, pozwól, że…
Katarzyna wyskoczyła z łóżka i na oczach swojego młodszego kochanka ściągnęła jedwabny szlafrok. Stanisław patrzył na jej piękne ciało, oświetlane jedynie promieniami księżyca, który zaglądał do jej komnaty przez kilka okien. I czyniłby to pewnie jeszcze nader długo, gdyby nie księżna, która palcem wskazującym pokazała, by do niej podszedł. A gdy tylko to uczynił, żona następcy tronu zaczęła go całować. Chwilę później, gdy atmosfera w komnacie była już gorąca, kochankowie ponownie znaleźli się w wielkim łożu…
Tymczasem na dalszych kartach tej księgi znalazły się zapisy rozmów Stanisława Augusta Poniatowskiego z Katarzyną II Wielką odbytych w różnych latach. Ułożono je na wyraźne życzenie króla, który zdawał się wiedzieć najlepiej, w jakiej kolejności winno się je czytać, by były one jak najbardziej zrozumiałe.
Pomnik Katarzyny II w rezydencji w Carskim Siole
Co caryca Katarzyna ma wspólnego z Polską
Rosyjskie białe noce nie dawały o sobie zapomnieć. Szczególnie w Petersburgu, gdzie Katarzyna wraz ze swoją świtą mogła wielokrotnie podziwiać to piękne zjawisko. Jednak w praktyce znacznie utrudniało ono życie. W trakcie białych nocy słońce zazwyczaj zachodziło minimalnie, prowadząc do tego, że zamiast klasycznego mroku było jedynie nieco ciemniej niż w ciągu dnia. Jednak nie było to na tyle duże uprzykrzenie, by miało powstrzymać kochanków – Katarzynę i Stanisława – przed kolejnymi, nocnymi schadzkami…
Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie, na którym 2 maja 1729 roku przyszła na świat Zofia Fryderyka Augusta, córka księcia Anhalt-Zerbst, później znana światu jako Katarzyna II
Po ostatniej schadzce i rozmowie o nowej funkcji Stanisława, dzień później sytuacja się powtórzyła. Kochankowie zajęli się sobą. Gdy już zaspokoili swoje pragnienia, księżna Katarzyna przypomniała o ostatniej rozmowie, jednocześnie pytając Stanisława Poniatowskiego, czy jest gotów, by rozpoczęła się jej „spowiedź”.
– Myślę, że chyba tak – odparł nieśmiało przyszły król Polski.
– Zatem słucham. Czyń, Stanisławie, swą powinność! Czekam na pierwsze pytania!
– Bardzo chciałbym zacząć naszą rozmowę od czegoś, co mnie interesuje szczególnie. Jednak nie wiem, czy nie będzie to pytanie natury zbyt intymnej, jak na początek… Ale skoro pani pozwoliła pytać o wszystko…
– Pytaj, śmiało.
– Chciałem zapytać o to Katarzyno, ilu dotychczas droga pani, miałaś kochanków?
Księżna Katarzyna zaniosła się od śmiechu. A na jej policzkach pojawiły się wypieki, które były skutecznie skrywane pod warstwą różu i pudru nałożonego kilka godzin wcześniej.
– No to rzeczywiście wybrałeś Stanisławie pytanie dość bliskie memu sercu… Czy odpowiem na nie? Jak najbardziej. Proponuję jednak uczynić to nieco później. Musisz mi dać czas na to, bym była w stanie ich wszystkich zliczyć. Ale obiecuję, że odpowiem na to pytanie.
– Słyszałem, że miała ich pani wielu, jednak nie sądziłem, że tak wielu, że nie jest pani w stanie ich na poczekaniu zliczyć…
– A ty, Stanisławie, skoroś taki mądry, to sam powiedz. Ile kochanek miałeś?
Dopiero gdy przyszła carowa zadała to pytanie na głos, dotarło do niej, co uczyniła. Stanisław gwałtownie się zawstydził, a jego uszy stały się na tyle czerwone, że nawet podczas białej nocy nie sposób było to przeoczyć. Jednak jak na mężczyznę o dobrych manierach przystało, nie miał zamiaru unikać tego bolesnego tematu:
– Pani byłaś mą pierwszą kochanką… Wcześniej z nikim innym nie oddawałem się tym niemoralnym, aczkolwiek bardzo przyjemnym poczynaniom.
– O mój miły! Nie miałam o tym pojęcia albo umknęło mi to z głowy… Dajesz przecież teraz sobie świetnie radę w tych kwestiach. Przyjmij me przeprosiny natychmiast, mój miły.
– Nic nie szkodzi. Wróćmy lepiej do ciebie, ma droga księżno!
– Czyńmy tak więc!
– W takim razie zacznijmy opowieść na twój temat od samiusieńkiego początku. Gdzie świat zobaczył księżną Katarzynę po raz pierwszy? I kiedy to miało miejsce?
– Urodziłam się jako Zofia Fryderyka Augusta w Szczecinie nad Odrą. Stało się to 2 maja Roku Pańskiego 1729. Spędziłam dzieciństwo właśnie w Szczecinie na zamku. Mieszkałam w lewym skrzydle, gdzie obok mej sypialni była dzwonnica. Z tamtego okresu mam w pamięci zabawy ze szczecińskimi dziećmi. Sporo czasu spędzałam na zamkowym dziedzińcu i w ogrodach. Miły to był czas. Zaś co się tyczy rodziców, to moim ojcem był książę Christian August von Anhalt-Zerbst, zaś matką młodsza od niego Joanna Elżbieta.
– Jaki był twój ojciec?
– On był spokojny, pobożny, a do tego starszy od matki. Szanowałam go. Niestety, zmarł w 1747 roku. To był jeden z najbardziej bolesnych momentów w moim życiu. Gdy się o tym dowiedziałam, popadłam w kompletną rozpacz. Widziałam go po raz ostatni przed wyjazdem do Rosji, później już nigdy nie było ku temu okazji. Kochany tatuś zmarł na udar. Opłakiwałam go z dziesięć dni, zamknięta w swej komnacie. Później nie dane mi było dalej się smucić, gdyż ówczesna caryca Elżbieta kazała mi wyjść z pokoju i pokazać się rosyjskiemu ludowi.
– A jaka była twoja matka?
– Jak większość matek, które żyją w naszych czasach, kochała skupiać na sobie uwagę. Nawet wtedy, gdy dotarliśmy na carski dwór, a ja byłam traktowana jako przyszła żona cara, matula nie mogła zrozumieć, że w jednej chwili tak wiele nieznanych mi osób okazuje mi podziw i szacunek. Dla niej to było nie do pomyślenia, że staje się mniej ważna od własnej córki.
– Droga pani. Może tylko to wyolbrzymiasz, bo źle to zapamiętałaś.
– Nieprawda. Ona po prostu już taka była. Zresztą potwierdzę to konkretnym przykładem. Dawno temu moja matka nagle zemdlała, o czym pospiesznie poinformował mnie mój sługa. Wpadam więc do jej komnaty, gdzie owszem, leży, choć jest przytomna. Pytam więc o to, co się wydarzyło, jak doprowadziła się do takiego stanu? Ona zaś serwuje mi łgarstwa o tym, że chciała z pomocą lekarza upuścić sobie nieco krwi, co jest według mnie wierutnym kłamstwem, gdyż matula zawsze tego unikała i nie jest możliwe, by niespodziewanie zmieniła zdanie w tej kwestii.
– Co więc, droga Katarzyno, się stało?
– Mam teorię, że prawda leży gdzie indziej. I tego jestem pewna! Matka nie cierpiała przecież upuszczania krwi. Za to nad wyraz mocno ceniła sobie obecność hrabiego, choć miała przecież męża… Jednak zbytnio jej to nie przeszkadzało. Nie pisałam o tym w swych pamiętnikach. Jestem jednak przekonana, że matula miała namiętny romans z hrabią. A owocem tego mogło być zapłodnienie i dziecko w drodze.
– Co więc sugerujesz?
– Śmiem twierdzić, że matula wcale nie zemdlała z powodu upuszczania krwi, a po prostu była w stanie błogosławionym i wtedy utraciła swą ciążę.
– Ten przykład niezbyt ma się do tego, co, droga pani, głosisz. Może jakiś inny?
– Nie ma sprawy! Siadaj Stanisławie i słuchaj! Otóż któregoś razu strasznie zachorowałam. Cały dwór wówczas chuchał i dmuchał na mnie, włącznie z carycą Elżbietą, gdy tymczasem matka wpadała w szał. Nie podobało się jej to, że zajmują się mną medycy, którzy kazali upuszczać mi krew, czemu ona była kategorycznie przeciwna. Jednak o tym opowiem innym razem.
– Niechaj będzie i tak. Notuję i postaram się także o tym pamiętać.
– Teraz jednak przejdźmy do sedna. Otóż wówczas tak bardzo nie przypadło jej do gustu, że wszyscy mi nadskakują, i z tej złości posłała do mnie służącą z informacją, że mam jej oddać kawałek cennego materiału. Ta tkanina miała dla mnie wartość sentymentalną, ponieważ była to właściwie jedyna cenna rzecz, którą przywiozłam ze sobą do Petersburga. A ponadto dostałam ją od bardzo bliskiej mi osoby, od stryja.
– Jak na to zareagowałaś, moja pani?
– Spełniłam jej prośbę, a właściwie rozkaz. Choć uczyniłam to z wielkim trudem… Przykro mi było rozstawać się z tą pamiątką. Jednak mój smutek nie trwał długo, bowiem ktoś doniósł o całym zajściu cesarzowej, a ta niebawem posłała do mnie służącego z koszem przepięknych materiałów, by wypełnić pustkę po tym, com musiała oddać.
– Może tylko raz jej się tak zdarzyło… Nie powinnaś pani tak surowo oceniać matki.
– Bzdura, rany niebieskie! Takich momentów w mym życiu było o wiele więcej. Pamiętam moje zaręczyny. Trwał bal, a matula nie mogła być obok mnie, przy jednym stole, gdzie siedziałam z cesarzową i swym mężem. Tradycja podparta protokołem wskazywała bowiem jasno, że przy tym stole nie może zasiadać moja matka. Ona jednak uparła się, że będzie siedziała obok mnie, bo jest przecież tak samo ważna jak ja, a wręcz ważniejsza.
– Carska służba odmówiła jej tego zaszczytu?
– Tak. Powiedziano jej wprost, że ma siedzieć przy innym stole. Na to matula stwierdziła, że nie będzie siedziała razem z byle jakimi dworzanami, gdy przecież jest matką świeżo upieczonej małżonki następcy tronu, przyszłej Jej Cesarskiej Mości.
– Chyba Jej Cesarskiej Mości.
– Tak. Wyobraziłam sobie właśnie na twej głowie królewską koronę i dlatego się pomyliłam.
– Matula przestała się awanturować?
– Niestety nie. Tak ją to wszystko rozjuszyło, że wpadła w szał, rzucając gromy z jasnego nieba i piekląc się niebywale. Nie docierało do niej, że to nie ona jest tego dnia najważniejsza. W końcu wyczerpała się cierpliwość samej carycy. Posłała swego służącego do pomieszczenia obok, z którego do sali balowej wychodziło jedynie okno, i tam kazała przygotować stół z jednym nakryciem. Gdy wszystko było gotowe, nakazała mej matce opuścić salę balową i usiąść przy tym odosobnionym stole. Dalszą część balu oglądała przez małe okienko, niczym dziecko, któremu pokazuje się łakoć, dając mu do zrozumienia, że coś jest tak blisko, a jednak tak daleko. Tego dnia matka była wściekła. Caryca dała jej nauczkę, jednak nie przyniosło to żadnych efektów. Później jeszcze wielokrotnie zachowywała się podobnie, w oczach wielu ośmieszając w ten sposób siebie, ale i mi przynosząc wstyd, wręcz narażając na to, że i ja poniosę poważne konsekwencje jej zachowania.
– Strasznie jesteś urażona zachowaniem swej matuli.
– Tak. Skoro sobie na to zasłużyła, to nie mam innego wyboru. Naprawdę, wierz mi, mogłabym opowiadać po tysiąckroć takich historii. A mówiłam ci o tym, jak nie odpowiadało jej to, że miała mniej okazałe komnaty niż ja w Pałacu Zimowym?
– Nie, droga pani. Tej historii nie znam.
– To zamień się teraz, Stanisławie, w słuch. Otóż pewnego razu, nim jeszcze zostałam żoną przyszłego cara, zakwaterowano nas w Pałacu Zimowym. Ja dostałam cztery pokoje, składające się na pokaźny, wręcz przepiękny, apartament. To samo było z matulą. Ta jednak zaczęła się awanturować, nie będąc w stanie pojąć, że ja, jej wierna córka, nie śpię z nią w jednym apartamencie. A jeszcze bardziej rozwścieczyło ją to, że mam pokoje od strony schodów, po tej, po której ona by chciała. Z tego powodu zaczęła rzucać we mnie gromami, a mi było najzwyczajniej w świecie przykro. Po raz kolejny myślałam wówczas, że matka jest skupiona na sobie!
– Jak wyglądały twe kontakty z rodzicami, gdy przeniosłaś się na rosyjski dwór?
– Niedługo po tym, jak zostałam żoną Piotra, polityka na carskim dworze wobec Prus znacząco się pogorszyła. W związku z tym korespondencja wysyłana do tego kraju, gdzie wtedy przebywali moi rodzice, miała być ograniczona do minimum. Miałam być rada z tego, że w ogóle mam taką możliwość… Listy były więc słane co miesiąc.
– Ktoś kontrolował, co w nich piszesz?
– Nie…
– To miło!
– Nieprawda. Było jeszcze gorzej!
– Jak to?!
– Nie pisałam tych listów, robili to ludzie z imperialnego Kolegium Spraw Zagranicznych.
– Nie miałaś żadnego wkładu w ich powstanie?
– Nie. Moim obowiązkiem było jedynie je podpisywać. To było straszne uczucie. Ani nie widziałam rodziców, ani nie mogłam im niczego przekazać. Ani jednego słowa od siebie. Czułam się samotna w każdym calu. Wysyłałam im korespondencję, z której dosłownie nic nie wynikało.
Joanna Elżbieta, księżna Anhalt-Zerbst, matka Zofii-Katarzyny, która towarzyszyła jej w pierwszych latach pobytu w Rosji. Portret autorstwa Antoine’a Pesne został namalowany w 1746 roku
Z Berlina do carskiej Rosji
Jak już zdążyliśmy ustalić, jesteś, moja miła, kobietą urodzoną w Prusach, w mieście Szczecin. Jak zatem doszło do tego, że znalazłaś się w Rosji, i to od razu jako kandydatka na żonę przyszłego następcy tronu?
– Za wszystkim stał król pruski Fryderyk II. Człowiek niezbyt wysoki, z wielkimi niebieskimi oczami i bladą cerą. To on uznał, że pomoże cesarzowej znaleźć kandydatkę na żonę dla jej siostrzeńca Piotra, który w przyszłości miał zasiąść na rosyjskim tronie. Zależało mu na tym.
– Jak wiemy, jego motywy były polityczne.
– Ależ oczywiście. Plotka mówi, że gdy tylko Fryderyk II dowiedział się, że na żonę Piotra jest szykowana Maria Anna, córka polskiego króla Augusta III, natychmiast zaczął działać. Jak nietrudno się domyślić, konsekwencją takiego małżeństwa byłby sojusz polsko-rosyjski, a na tym władcy Prus na pewno nie zależało.
– Dodajmy, że na rosyjskim tronie zasiadała wówczas Elżbieta. To ona szukała żony dla swego siostrzeńca Piotra.
– Tak. I to właśnie jej Fryderyk II zaproponował moją kandydaturę. Caryca Elżbieta, choć lubiła mężczyzn, nigdy nie doczekała się potomka. Dlatego chciała jak najszybciej znaleźć następcę tronu, by zabezpieczyć sukcesję.
Caryca Elżbieta Piotrowna Romanowa, teściowa Katarzyny, która trzymała twardą ręką dwór petersburski i całą Rosję, jak przystało na córkę cara Piotra I Wielkiego. Władczyni mogła być tylko jedna. Prezentowana rycina powstała w 1761 roku, u schyłku jej życia
– No dobrze. Ale dlaczego Fryderyk II wybrał akurat panią? Dlaczego nie inna pruska księżniczka miała zostać żoną przyszłego cara?
– Moja matka również usilnie próbowała mnie zeswatać z Piotrem, siostrzeńcem Elżbiety. Wcześniej pisała listy do cesarzowej, dbając o to, by ta o niej nie zapomniała. Napomniała również, że posiada portret jej siostry Elżbiety Anny, co wzbudziło zainteresowanie carycy. Poprosiła nawet o przesłanie tego artefaktu, a w zamian m.in. nakazała mnie zawieźć na berliński dwór, gdzie miano sporządzić mój portret dla cesarzowej. Następnie wysłano go do Petersburga. Cesarzowa zobaczyła mój wizerunek i czym prędzej nakazała mnie sprowadzić do siebie, zapewniając, że pokryje koszty podróży. Moja matka wiedziała już, w jakim celu chce mnie do siebie ściągnąć caryca Elżbieta.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki