Spowiedź carycy Katarzyny II - Christopher Macht - ebook + audiobook + książka

Spowiedź carycy Katarzyny II ebook

Christopher Macht

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Katarzyna II Wielka jest uznawana za jedną z największych postaci, które zasiadły na carskim tronie Rosji! To również kobieta, która kochała seks i nigdy się z tym nie kryła. Gdyby żyła w dzisiejszych czasach, zapewne zrecenzowałaby skandalizującą książkę „50 Twarzy Greya”, jednym słowem: - Nuda!

Co takiego czyniła wieczorami? Jak wyglądała legendarna Bursztynowa Komnata, w której spędzała czas? I co robiła w swym „Pokoju Rozkoszy”? Ile jest prawdy w tym, że jeden z jej kochanków przeprowadzał testy mężczyznom, którzy w przyszłości mieli znaleźć się w jej sypialni? I jak do tego wszystkiego odnosił się jej mąż Piotr, człowiek, który również miał zasiąść na rosyjskim tronie? Na te wszystkie pytania władczyni odpowiada w rozmowie ze swoim kochankiem, przyszłym królem Polski Stanisławem Poniatowskim.

Poznajcie zatem historię bodaj największej królowej romansów wszechczasów!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 225

Oceny
3,7 (32 oceny)
8
12
6
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Xynilanthia

Dobrze spędzony czas

Dobrze się czyta, ale książka nie należy do tych, od której nie można się oderwać.
00
M_rezo

Całkiem niezła

Ciekawa forma dialogu, w celu przekazania historycznych informacji, choć dla mnie fakty z życia bohaterki były większości znane.Polecam.
00
iwona_k

Nie oderwiesz się od lektury

Lektorka fenomenalnie przeprowadziła przez książkę!
00
Ani16

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam gorąco tę lekturę każdemu, kto chce pogłębić swoją wiedzę historyczną oraz ogólną.
00
makalonka2000

Dobrze spędzony czas

luźne rozmowy, całkiem ok
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Kata­rzyna II Wielka, jedna z naj­sław­niej­szych rosyj­skich wład­czyń, kochanka przy­szłego pol­skiego króla Sta­ni­sława Augu­sta Ponia­tow­skiego, nader szcze­rze opo­wiada o wszyst­kich swo­ich roman­sach, walce o car­ski tron czy o czło­wieku, który testo­wał jej poten­cjal­nych part­ne­rów sek­su­al­nych. Z tej opo­wie­ści dowia­du­jemy się rów­nież, jak doszło do tego, że nasz rodak, męż­czy­zna młody i nie­zbyt doświad­czony w miłost­kach, zna­lazł się wów­czas w jed­nym łożu z bodaj, zda­niem nie­któ­rych, naj­więk­szą sek­so­ho­liczką swo­jej epoki.

Trzeba mieć świa­do­mość, że nawet naj­więksi kry­tycy Kata­rzyny twier­dzą, iż była ona jedną z naj­wy­bit­niej­szych kobiet w dzie­jach Rosji, choć uro­dziła się w nie­miec­kim wów­czas Szcze­ci­nie. Jaka była naprawdę? Jak wiele musiała wycier­pieć i jakie uknuć intrygi, by zajść tak daleko? I jak w tym wszyst­kim znaj­do­wała czas na coraz to nowych kochan­ków i odwie­dza­nie swego pokoju roz­ko­szy?

Oto prawda o tej tajem­ni­czej postaci na car­skim tro­nie.

Caryca Rosji Kata­rzyna II w stroju koro­na­cyj­nym – domi­nu­jąca i wład­cza Semi­ra­mida Pół­nocy, jak nazwał ją Wol­ter. Por­tret z lat 60. XVIII wieku autor­stwa duń­skiego mala­rza Vigi­liusa Eriks­sona, który spę­dził w Rosji 15 lat

Skąd mam te zapiski?

Skąd mam te zapi­ski?

Peters­burg. Dru­gie co do wiel­ko­ści mia­sto w Rosji. Od zawsze chcia­łem tam poje­chać i zwie­dzić tutej­sze pałace. Jed­nak dotych­czas zazwy­czaj bra­ko­wało na to czasu, a i stan finan­sów nie był odpo­wiedni. Wresz­cie nad­szedł moment, by to zmie­nić. Zgło­si­łem się więc do rosyj­skiej amba­sady po wizę wjaz­dową. W tym celu musia­łem nie tylko wypeł­nić sto­sowne doku­menty, ale też zosta­wić na kilka dni swój pasz­port. Nie był to dla mnie jakiś szcze­gólny pro­blem, w ostat­nim cza­sie nie­wiele podró­żo­wa­łem. Zosta­wi­łem zatem doku­menty i cze­ka­łem na odpo­wiedź. A ta przy­szła nader szybko.

Za kilka dni wsze­dłem na pokład air­busa lokal­nych linii lot­ni­czych i dotar­łem do jed­nego z naj­pięk­niej­szych miast na świe­cie. Wylą­do­wa­łem w por­cie lot­ni­czym Peters­burg-Puł­kowo, znaj­du­ją­cym się nie­całe 15 km od daw­nej sto­licy Rosji. Jesz­cze w dro­dze na lot­ni­sko we Frank­fur­cie czy­ta­łem na temat Peters­burga. Dowie­dzia­łem się, że tam­tej­sze metro ma linie o dłu­go­ści pra­wie 130 km i zagłę­bia się w zie­mię na 86 m! Ponie­waż 10 proc. powierzchni mia­sta sta­nowi woda, jest w nim ponad 400 mostów. Roz­czy­ty­wa­łem się też na temat Pałacu Zimo­wego, w któ­rym miesz­kała Kata­rzyna II. Znaj­duje się w nim sławne muzeum sztuki Ermi­taż, któ­rego szlaki liczą 22 km i w któ­rym można zoba­czyć dzieła arty­stów klasy Michała Anioła czy Rem­brandta.

Sta­ni­sław August Ponia­tow­ski do śmierci darzył Kata­rzynę uczu­ciem. Zawdzię­czał jej też pol­ską koronę

Gdy wylą­do­wa­łem na peters­bur­skim lot­ni­sku, od wej­ścia na halę przy­lo­tów mia­łem nie­od­parte wra­że­nie, że ktoś mnie obser­wuje. Czyżby rosyj­ska Fede­ralna Służba Bez­pie­czeń­stwa śle­dziła świeżo przy­by­łych cudzo­ziem­ców wzo­rem swej komu­ni­stycz­nej poprzed­niczki KGB? A może sława odkrywcy tajem­nic histo­rii dotarła aż tutaj? Wkrótce jed­nak musia­łem sku­pić uwagę na rze­czy zupeł­nie przy­ziem­nej. Otóż pil­nie musia­łem iść za potrzebą, wobec czego uda­łem się do pobli­skiej toa­lety. Wsze­dłem do pierw­szej wol­nej kabiny. Wnet zaczą­łem opróż­niać pęcherz i nagle usły­sza­łem, jak ktoś szar­pie za klamkę. Nieco prze­stra­szony spoj­rza­łem, czy obok muszli klo­ze­to­wej na­dal jest mój bagaż. Był, ale ku swemu zasko­cze­niu ujrza­łem rów­nież dziwny paku­nek z rosyj­skim nadru­kiem wsu­nięty pod drzwi. Czu­łem się jak w fil­mie. Zresztą do teraz nie mogę uwie­rzyć, że cala sytu­acja fak­tycz­nie się zda­rzyła. Nie mia­łem wów­czas poję­cia, co zawie­rał tajem­niczy paku­nek. Dziś już to wiem…

Sta­ni­sław Ponia­tow­ski był kochan­kiem Kata­rzyny, jesz­cze zanim została carycą Rosji. Już po jego wyjeź­dzie z Peters­burga oboje kore­spon­do­wali ze sobą, o czym świad­czy ten list z 1762 roku. Dwa lata póź­niej wspar­cie carycy oka­zało się dla Ponia­tow­skiego decy­du­jące w rywa­li­za­cji o koronę Rze­czy­po­spo­li­tej

Prze­tłu­ma­czone zapi­ski roz­mów ostat­niego króla Pol­ski Sta­ni­sława Augu­sta z wszech­władną carycą Kata­rzyną II Wielką znajdą Pań­stwo na kar­tach tej książki. A mnie nie pozo­staje nic innego, jak życzyć Czy­tel­ni­kom tak owoc­nej lek­tury, jak owocna i zaska­ku­jąca oka­zała się moja podróż do Peters­burga. Do zoba­cze­nia zatem na dwo­rze Jaśnie Wiel­moż­nej carycy Kata­rzyny.

Chri­sto­pher Machtcon­tact@chri­sto­pher­macht.com

Z kim ostatni król Polski stracił dziewictwo?

Z kim ostatni król Pol­ski stra­cił dzie­wic­two?

#przyszły król poznaje przyszłą carycę, #„berło”, które mogło być już tylko w stanie spoczynku, #ambasador, który był jak ojciec

Jest gru­dzień, 1755 rok. Sta­ni­sław Ponia­tow­ski, dwu­dzie­sto­trzy­letni młody ary­sto­krata, nie­do­świad­czony w spra­wach miło­snych, zmie­rza w kie­runku kom­naty księż­nej Kata­rzyny, żony przy­szłego cara Pio­tra Fio­do­ro­wi­cza. Gdy dociera do celu, zauważa, że drzwi do jej apar­ta­mentu są uchy­lone. Jesz­cze nie wie, choć może się domy­śla, że wła­śnie tej nocy straci dzie­wic­two z przy­szłą wszech­po­tężną carycą Rosji. Jak by tego było mało, wszystko to zostało dokład­nie zapla­no­wane o wiele wcze­śniej. I to wcale nie przez Kata­rzynę.

Tej nocy Sta­ni­sław Ponia­tow­ski nie stra­ciłby nie­win­no­ści, gdyby nie sir Char­les Han­bury Wil­liams. Postać, któ­rej nazwi­sko warto zapa­mię­tać. Ten angiel­ski dyplo­mata od 1750 do 1755 roku był amba­sa­do­rem Jego Kró­lew­skiej Mości w Rze­czy­po­spo­li­tej. W tym cza­sie poznał przed­sta­wi­cieli naj­zna­mie­nit­szych pol­skich rodów – Ponia­tow­skich, Czar­to­ry­skich, czy het­mana wiel­kiego koron­nego i woje­wodę kra­kow­skiego Jana Kle­mensa Bra­nic­kiego, u któ­rego gościł na balu zor­ga­ni­zo­wa­nym w pięk­nym pałacu w Bia­łym­stoku.

Char­les Han­bury Wil­liams, bry­tyj­ski amba­sa­dor w Dreź­nie, War­sza­wie, a potem w Peters­burgu. Sta­ni­sław Ponia­tow­ski, będąc sekre­ta­rzem Wil­liamsa, dzięki niemu dostał się na peters­bur­skie salony i poznał Kata­rzynę, mał­żonkę następcy rosyj­skiego tronu, w któ­rej się zako­chał. Por­tret autor­stwa Antona Rafa­ela Mengsa z początku lat 50. XVIII wieku

Wyjeż­dża­jąc na misję do Ber­lina, sir Wil­liams spo­tkał tam mło­dego Sta­ni­sława Anto­niego Ponia­tow­skiego, syna kasz­te­lana kra­kow­skiego, rów­nież Sta­ni­sława, i Kon­stan­cji z Czar­to­ry­skich. Polak tak przy­padł mu do gustu, że zapro­po­no­wał, aby został jego oso­bi­stym sekre­ta­rzem. W 1755 roku poseł bry­tyj­ski został odwo­łany z War­szawy i wysłany na pla­cówkę do Peters­burga. Wyje­chał tam w towa­rzy­stwie dwu­dzie­sto­trzy­let­niego Ponia­tow­skiego. Przy­był na rosyj­ski dwór, aby dopro­wa­dzić do pod­pi­sa­nia trak­tatu pomię­dzy Wielką Bry­ta­nią a Rosją, na któ­rym zale­żało jego moco­daw­com.

Amba­sa­dor szybko doszedł też do wnio­sku, że warto byłoby bli­żej poznać wielką księżnę Kata­rzynę. Po gło­wie krą­żyła mu wtedy myśl, że prę­dzej czy póź­niej jej mał­żo­nek zosta­nie carem Rosji, a kto wie, czy ona nie będzie kie­dyś wład­czy­nią. Nasu­wało się pyta­nie, jak to uczy­nić. Roz­wią­za­nie zna­le­ziono bar­dzo szybko. Bry­tyj­ski rząd zasu­ge­ro­wał swo­jemu dyplo­ma­cie, by ten nawią­zał z Kata­rzyną pry­watne sto­sunki przez… alkowę. Sir Char­les miał ją ocza­ro­wać wigo­rem i miło­snymi umie­jęt­no­ściami. Tutaj jed­nak poja­wił się pro­blem. W 1755 roku poli­tyk miał już pra­wie pięć­dzie­siąt lat i jak sam tłu­ma­czył w liście do lon­dyń­skich zwierzch­ni­ków, jego „berło jest już w sta­nie spo­czynku”. Nie było szans, aby speł­nił się w roli kochanka. Co cie­kawe, już w tam­tym cza­sie na rosyj­skim dwo­rze huczało od plo­tek na temat roman­sów Kata­rzyny. W tej sytu­acji z pomocą amba­sa­do­rowi miał przyjść nie kto inny, jak jego oso­bi­sty sekre­tarz, któ­rego czę­sto nazy­wał przy­bra­nym synem, czyli Sta­ni­sław Ponia­tow­ski.

Przy­szła caryca po raz pierw­szy zoba­czyła Ponia­tow­skiego w czerwcu 1755 roku na kola­cji, gdy został jej przed­sta­wiony przez Wil­liamsa. Już pół roku póź­niej niczego nie­świa­domy Polak kro­czył kory­ta­rzem w stronę kom­naty księż­nej Kata­rzyny. Efek­tem tego spo­tka­nia był namiętny romans, w trak­cie któ­rego Kata­rzyna miała obie­cać, że gdy tylko przej­mie wła­dzę, dopro­wa­dzi do tego, by jej kocha­nek zasiadł na pol­skim tro­nie.

Bry­tyj­ski amba­sa­dor rów­nież szybko zna­lazł nić poro­zu­mie­nia z wielką księżną. Podobno wspie­rał ją finan­sowo, licząc, że ta odwdzię­czy się w przy­szło­ści w kwe­stiach poli­tycz­nych. Zawią­zała się mię­dzy nimi tak ser­deczna przy­jaźń, że kiedy pod­czas balu dyplo­mata wychwa­lał suk­nię Kata­rzyny, ta naka­zała, aby dokład­nie taką samą uszyć dla jego córki. Wielka księżna zwie­rzała się Wil­liam­sowi w listach, czę­sto pytała go też o radę, trak­tu­jąc jak ojca.

Dal­sze losy Sta­ni­sława Ponia­tow­skiego i Kata­rzyny były burz­liwe. Wil­liam­sowi nie spodo­bały się bowiem ich nader czę­ste nocne schadzki – doszedł pew­nie do wnio­sku, że to wszystko zaszło za daleko. W tej sytu­acji posta­no­wił on ode­słać swo­jego sekre­ta­rza bodaj osiem mie­sięcy po nawią­za­niu romansu. Jed­nak wiele to nie pomo­gło. Kata­rzyna, spra­gniona towa­rzy­stwa i namięt­no­ści pol­skiego kochanka, dopro­wa­dziła do tego, że nie­całe dwa lata póź­niej, w 1757 roku, Ponia­tow­ski wró­cił do Peters­burga jako poseł saski i jesz­cze w tym samym roku został ojcem jej dru­giego dziecka. Wtedy żadne z nich nie miało poję­cia, jaki czeka ich los. Ona miała doko­nać zama­chu stanu, zastę­pu­jąc na tro­nie wła­snego męża, on zaś miał zostać ostat­nim kró­lem Pol­ski i świad­kiem jej trzech roz­bio­rów.

Jak do tego doszło?

Sta­ni­sław Ponia­tow­ski jako ponad­dwu­dzie­sto­letni „przy­stoj­niak” w latach 50. XVIII wieku. Nic dziw­nego, że spodo­bał się rosyj­skiej wiel­kiej księż­nej i roz­kwitł mię­dzy nimi namiętny romans

Carycy się nie odmawia

Carycy się nie odma­wia

#kochanek, który został kronikarzem, #o co pytać carycy nie można?

Nie pamię­tam, który to był rok. Wiem jedy­nie, że tego dnia zosta­łem pośred­nimi kana­łami wezwany na wie­czór do kom­naty księż­nej Kata­rzyny, żony Pio­tra, przy­szłego następcy tronu. Jak mia­łem to dotych­czas w zwy­czaju, z peruką na gło­wie, wymkną­łem się krę­tymi ścież­kami i bocz­nymi, zazwy­czaj nie­uży­wa­nymi scho­dami, dotar­łem do miej­sca, w któ­rym cze­kała na mnie prze­piękna pani – Kata­rzyna. Wcze­śniej jed­nak poja­wił się pro­blem, dość szybko przeze mnie roz­wią­zany. Zosta­łem zatrzy­many przez podejrz­li­wego straż­nika, który pre­ten­sjo­nal­nym tonem pytał: co za jeden ze mnie i co mnie tu spro­wa­dza.

– Jestem muzy­kiem wezwa­nym do kom­naty jaśnie pani księż­nej Kata­rzyny– odpo­wie­dzia­łem, ser­wu­jąc wie­lo­krot­nie wcze­śniej czy­nione kłam­stwo, po czym mogłem kro­czyć dalej. Chwilę póź­niej byłem już w kom­na­cie…

– Jaśnie pani, jak miło znowu panią widzieć! – wykrzyk­nął Ponia­tow­ski na widok swej kochanki. Ta jed­nak nic nie odpo­wie­działa. Zamiast tego poca­ło­wała go namięt­nie, a poca­łu­nek prze­ro­dził się w serie muśnięć, prze­peł­nio­nych nutą ero­ty­zmu.

Sta­ni­sława zbyt­nio nie dzi­wiło to zacho­wa­nie, bowiem wcze­śniej już wie­lo­krot­nie czy­nił z nią podobne rze­czy, mimo że Kata­rzyna była żoną Pio­tra, przy­szłego cara Rosji…

Jed­nak ku jego nie­za­do­wo­le­niu, nad­szedł kres upoj­nych chwil. Kata­rzyna nało­żyła na sie­bie prze­świ­tu­jący, jedwabny szla­frok i posta­no­wiła poczy­nić ze swym kochan­kiem poważną roz­mowę:

– Sta­ni­sła­wie! Nie ukry­wam, jesteś cudow­nym kochan­kiem. A do tego czło­wie­kiem, który jest elo­kwentny i obyty w świe­cie. Potrzeba mi takich ludzi, wiesz o tym dobrze! – jej ger­mań­ski akcent nawet po latach był na­dal sły­szalny.

Sta­ni­sław zamru­czał, pełen roz­ko­szy i dumy jed­no­cze­śnie… Kata­rzyna zaś kon­ty­nu­owała swój wywód:

– Pew­nie już ci kie­dyś powia­da­łam, że w wol­nych chwi­lach czy­nię zaję­cie godne kro­ni­ka­rza, pro­wa­dząc dzien­nik. Jed­nak ma wewnętrzna dusza pod­po­wiada, że to dla mnie zbyt mało. Nie zawsze mam czas, by zaglą­dać do tych nota­tek i by móc pisać, co leży mi na sercu. A tyś jest mą brat­nią duszą, dosko­nale rozu­miesz, co leży na mym sercu. Nie­praw­daż?.

Sta­ni­sław tylko lekko kiw­nął głową, nie­siony serią kom­ple­men­tów ze strony Kata­rzyny…

– Jaśnie wiel­możny panie Sta­ni­sła­wie. Wiem, żeś jest – a możeś już tylko był? – sekre­ta­rzem bry­tyj­skiego amba­sa­dora… Jed­nakże chcia­ła­bym cię pro­sić, byśmy uroz­ma­icili nieco nasze schadzki. Niech nie tylko koń­czą się one namiętną miło­ścią i roz­ko­szą, ale nie­chaj one będą sta­no­wić przy­czy­nek do cze­goś wię­cej.

Kata­rzyna zawie­siła głos, chcąc pod­nieść sto­pień zain­te­re­so­wa­nia kochanka.

– Chcia­ła­bym, byś był mym oso­bi­stym kro­ni­ka­rzem i spo­wied­ni­kiem w jed­nej oso­bie. Czy by ci to nie urą­gało?.

– Naj­mil­sza moja pani! Prze­cież dla mnie byłby to istny zaszczyt! Mów, co mam czy­nić, a wnet to wyko­nam!

– Chcesz poznać kon­krety mych wyobra­żeń?

– Nie śmiał­bym myśleć ina­czej, moja naj­uko­chań­sza pani!

– Dobrze! Sta­ni­sła­wie, przejdźmy do kon­kre­tów. Darujmy sobie te tytuły wiel­moż­nych pań i panów. Co prawda nasze czasy wyma­gają tego, jed­nak gdy jeste­śmy sami, pozbądźmy się tych kon­we­nan­sów. Jestem Kata­rzyna, ty jesteś Sta­ni­sław. Czy tak możemy czy­nić?

– Ależ jak to, droga pani? Co ludzie o nas powie­dzą?

– Oj, głupi ty mój! O nas to nic nie powie­dzą, bowiem zadbamy o to, by nasze roz­mowy poja­wiły się w świe­tle publicz­nym, dopiero gdy każde z nas znaj­dzie się w pia­chu, nasze dusze odejdą do nieba, a co wię­cej, od tego czasu upły­nie mini­mum dwie­ście lat, by nasze ciała zdą­żyły osty­gnąć na dobre od ziem­skiego życia. Czy to wszystko jest dla cie­bie jasne?

– Tak. W miarę, jeśli mam być pre­cy­zyjny, droga pani…

– Po pierw­sze, od tej pory, w naszych roz­mo­wach jestem po pro­stu Kata­rzyną. Nie mów tylko na mnie „Kachna”, bo bar­dzo tego nie lubię. A po dru­gie, czy rozu­miesz wyraź­nie swoją rolę?

– Tak. Choć jedy­nie powierz­chow­nie. Czy mogła­byś, Kata­rzyno droga, wyja­śnić, co dokład­nie masz na myśli?

– Zamień się zatem w słuch, mój kochanku! Chcia­ła­bym, byśmy regu­lar­nie się spo­ty­kali…

– Ale jak to?! Prze­cież czy­nimy to nader regu­lar­nie, zwy­kle pod wie­czór… Choć mąż pani, zna­czy się twój, nic o tym nie wie…

– Sta­ni­sław! Ty myślisz tylko o jed­nym! Gdy ja mam w swym umy­śle nieco szer­szy plan, wykra­cza­jący poza namiętne poca­łunki i upra­wia­nie miło­ści aż po poranny wschód słońca!

– Co więc mam czy­nić, ma jaśnie pani?!

– W trak­cie naszych wie­czor­nych scha­dzek chcę ci opo­wia­dać moją wła­sną histo­rię, w sen­sie – mego życia. Byś poznał, jak się tutaj zna­la­złam i gdzie dokład­nie przy­szłam na świat. Nie­za­leż­nie od tego, jak poto­czy się nasze życie i jakie role będzie nam dane peł­nić w przy­szło­ści, daj mi słowo, że mnie nie opu­ścisz nie tylko w łóżku, ale i w kro­ni­kar­skich dzie­jach. Nawet gdy nie będziemy już kochan­kami, będziesz mnie nawie­dzał i spi­sy­wał, co mam do powie­dze­nia. Czy możemy się tak umó­wić?

– Ale droga pani Kata­rzyno, prze­cież jesteś żoną przy­szłego cara Rosji! Co więc się sta­nie, gdy Piotr zosta­nie carem, a pani carową? Czy wtedy rów­nież będę miał czy­nić kro­ni­kar­ski obo­wią­zek?

– Sta­ni­sław! Zapa­mię­taj jedno. Cokol­wiek by się nie działo, bądź przy mnie bli­sko. I zapew­niam cię, że nawet gdy zostanę żoną cara, to nie zapo­mnę o tobie! I będę czy­nić wszystko, byśmy spo­ty­kali się regu­lar­nie. A gdy to ja zasiądę na tro­nie car­skim, a na to liczę, to odwdzię­czę ci się nie tylko namięt­no­ścią, ale i realną wła­dzą.

– Pani, to dla mnie ogromny zaszczyt. Ale i obo­wią­zek. Uczy­nię wszystko, co w mej mocy, by spro­stać temu zada­niu.

– Masz, mój drogi Sta­ni­sła­wie, jakieś pyta­nia?

Kata­rzyna miała powie­dzieć Sta­ni­sła­wowi Ponia­tow­skiemu: „A gdy to ja zasiądę na tro­nie car­skim, a na to liczę, to odwdzię­czę ci się nie tylko namięt­no­ścią, ale i realną wła­dzą”. Te słowa spraw­dziły się co do joty

Pol­ski ary­sto­krata zaczął się dra­pać po pod­bródku. Ewi­dent­nie coś mu przy­szło do głowy, jed­nak jego twarz jasno dawała znać, że ma opór, by to z sie­bie wyar­ty­ku­ło­wać. W końcu jed­nak zebrał się w sobie i wypa­lił:

– Tak, mam! Na jakie tematy, łaskawa Kata­rzyno, roz­ma­wiać nie możemy?

– Co dokład­nie masz na myśli?

– Czy są sprawy, o które pytać twej osoby nie mogę? To dokład­nie cho­dzi mi po gło­wie.

– Ach, to, rozu­miem… Podaj przy­kład, o który temat bał­byś się pytać?

– Prawdę powie­dziaw­szy, nie wiem, czy chcesz pani roz­ma­wiać cho­ciażby o mnie i innych podob­nych męż­czy­znach.

– Cho­dzi ci o mych kochan­ków?

Ponia­tow­ski kiw­nął głową, by przy­tak­nąć.

– Prawda jest taka, że ow­szem, mia­łam ich sporo. Ale cóż w tym złego? O ile oczy­wi­ście, drogi Sta­ni­sła­wie, zbie­rzesz w sobie wystar­cza­jące pokłady śmia­ło­ści, by pomó­wić na ten temat… Jeśli tak, to będę gotowa także i o tym roz­ma­wiać. Pamię­taj tylko o jed­nym. Gdy będziesz spi­sy­wał nasze roz­mowy, to pisz tak, by ludzie rozu­mieli nasze czasy, gdy będą o tym czy­tać za kil­ka­set lat. Woda upływa z rzeki, czło­wiek się zmie­nia. Jeśli kla­row­nie nie opi­szesz naszych spo­tkań, to nikt nas nie zro­zu­mie. A gdy masz wąt­pli­wo­ści, czyń i pisz tak, jak ci pod­po­wiada serce.

Sta­ni­sław, lekko pode­ner­wo­wany, zła­pał swą kochankę za dłoń i zaczął ją cało­wać, nader deli­kat­nie. Nie zabra­kło także głę­bo­kiego spoj­rze­nia w jej piękne, ogromne, nie­bie­skie oczy…

– Zro­bię, co w mej mocy, droga Kata­rzyno!

– Dobrze, już dobrze. Jutro wró­cimy do tematu. A teraz, skoro noc jesz­cze młoda, pozwól, że…

Kata­rzyna wysko­czyła z łóżka i na oczach swo­jego młod­szego kochanka ścią­gnęła jedwabny szla­frok. Sta­ni­sław patrzył na jej piękne ciało, oświe­tlane jedy­nie pro­mie­niami księ­życa, który zaglą­dał do jej kom­naty przez kilka okien. I czy­niłby to pew­nie jesz­cze nader długo, gdyby nie księżna, która pal­cem wska­zu­ją­cym poka­zała, by do niej pod­szedł. A gdy tylko to uczy­nił, żona następcy tronu zaczęła go cało­wać. Chwilę póź­niej, gdy atmos­fera w kom­na­cie była już gorąca, kochan­ko­wie ponow­nie zna­leźli się w wiel­kim łożu…

Tym­cza­sem na dal­szych kar­tach tej księgi zna­la­zły się zapisy roz­mów Sta­ni­sława Augu­sta Ponia­tow­skiego z Kata­rzyną II Wielką odby­tych w róż­nych latach. Uło­żono je na wyraźne życze­nie króla, który zda­wał się wie­dzieć naj­le­piej, w jakiej kolej­no­ści winno się je czy­tać, by były one jak naj­bar­dziej zro­zu­miałe.

Pomnik Kata­rzyny II w rezy­den­cji w Car­skim Siole

Co caryca Katarzyna ma wspólnego z Polską

Co caryca Kata­rzyna ma wspól­nego z Pol­ską

#pod jakim imieniem i nazwiskiem Katarzyna przyszła na świat, #dzieciństwo w polskim mieście, #książę był jej ojcem, #matula ma poważny problem, #upuszczanie krwi, #matka dostaje karę

Rosyj­skie białe noce nie dawały o sobie zapo­mnieć. Szcze­gól­nie w Peters­burgu, gdzie Kata­rzyna wraz ze swoją świtą mogła wie­lo­krot­nie podzi­wiać to piękne zja­wi­sko. Jed­nak w prak­tyce znacz­nie utrud­niało ono życie. W trak­cie bia­łych nocy słońce zazwy­czaj zacho­dziło mini­mal­nie, pro­wa­dząc do tego, że zamiast kla­sycz­nego mroku było jedy­nie nieco ciem­niej niż w ciągu dnia. Jed­nak nie było to na tyle duże uprzy­krze­nie, by miało powstrzy­mać kochan­ków – Kata­rzynę i Sta­ni­sława – przed kolej­nymi, noc­nymi schadz­kami…

Zamek Ksią­żąt Pomor­skich w Szcze­ci­nie, na któ­rym 2 maja 1729 roku przy­szła na świat Zofia Fry­de­ryka Augu­sta, córka księ­cia Anhalt-Zerbst, póź­niej znana światu jako Kata­rzyna II

Po ostat­niej schadzce i roz­mo­wie o nowej funk­cji Sta­ni­sława, dzień póź­niej sytu­acja się powtó­rzyła. Kochan­ko­wie zajęli się sobą. Gdy już zaspo­ko­ili swoje pra­gnie­nia, księżna Kata­rzyna przy­po­mniała o ostat­niej roz­mo­wie, jed­no­cze­śnie pyta­jąc Sta­ni­sława Ponia­tow­skiego, czy jest gotów, by roz­po­częła się jej „spo­wiedź”.

– Myślę, że chyba tak – odparł nie­śmiało przy­szły król Pol­ski.

– Zatem słu­cham. Czyń, Sta­ni­sła­wie, swą powin­ność! Cze­kam na pierw­sze pyta­nia!

– Bar­dzo chciał­bym zacząć naszą roz­mowę od cze­goś, co mnie inte­re­suje szcze­gól­nie. Jed­nak nie wiem, czy nie będzie to pyta­nie natury zbyt intym­nej, jak na począ­tek… Ale skoro pani pozwo­liła pytać o wszystko…

– Pytaj, śmiało.

– Chcia­łem zapy­tać o to Kata­rzyno, ilu dotych­czas droga pani, mia­łaś kochan­ków?

Księżna Kata­rzyna zanio­sła się od śmie­chu. A na jej policz­kach poja­wiły się wypieki, które były sku­tecz­nie skry­wane pod war­stwą różu i pudru nało­żo­nego kilka godzin wcze­śniej.

– No to rze­czy­wi­ście wybra­łeś Sta­ni­sła­wie pyta­nie dość bli­skie memu sercu… Czy odpo­wiem na nie? Jak naj­bar­dziej. Pro­po­nuję jed­nak uczy­nić to nieco póź­niej. Musisz mi dać czas na to, bym była w sta­nie ich wszyst­kich zli­czyć. Ale obie­cuję, że odpo­wiem na to pyta­nie.

– Sły­sza­łem, że miała ich pani wielu, jed­nak nie sądzi­łem, że tak wielu, że nie jest pani w sta­nie ich na pocze­ka­niu zli­czyć…

– A ty, Sta­ni­sła­wie, sko­roś taki mądry, to sam powiedz. Ile kocha­nek mia­łeś?

Dopiero gdy przy­szła carowa zadała to pyta­nie na głos, dotarło do niej, co uczy­niła. Sta­ni­sław gwał­tow­nie się zawsty­dził, a jego uszy stały się na tyle czer­wone, że nawet pod­czas bia­łej nocy nie spo­sób było to prze­oczyć. Jed­nak jak na męż­czy­znę o dobrych manie­rach przy­stało, nie miał zamiaru uni­kać tego bole­snego tematu:

– Pani byłaś mą pierw­szą kochanką… Wcze­śniej z nikim innym nie odda­wa­łem się tym nie­mo­ral­nym, acz­kol­wiek bar­dzo przy­jem­nym poczy­na­niom.

– O mój miły! Nie mia­łam o tym poję­cia albo umknęło mi to z głowy… Dajesz prze­cież teraz sobie świet­nie radę w tych kwe­stiach. Przyj­mij me prze­pro­siny natych­miast, mój miły.

– Nic nie szko­dzi. Wróćmy lepiej do cie­bie, ma droga księżno!

– Czyńmy tak więc!

– W takim razie zacznijmy opo­wieść na twój temat od samiu­sień­kiego początku. Gdzie świat zoba­czył księżną Kata­rzynę po raz pierw­szy? I kiedy to miało miej­sce?

– Uro­dzi­łam się jako Zofia Fry­de­ryka Augu­sta w Szcze­ci­nie nad Odrą. Stało się to 2 maja Roku Pań­skiego 1729. Spę­dzi­łam dzie­ciń­stwo wła­śnie w Szcze­ci­nie na zamku. Miesz­ka­łam w lewym skrzy­dle, gdzie obok mej sypialni była dzwon­nica. Z tam­tego okresu mam w pamięci zabawy ze szcze­ciń­skimi dziećmi. Sporo czasu spę­dza­łam na zam­ko­wym dzie­dzińcu i w ogro­dach. Miły to był czas. Zaś co się tyczy rodzi­ców, to moim ojcem był książę Chri­stian August von Anhalt-Zerbst, zaś matką młod­sza od niego Joanna Elż­bieta.

– Jaki był twój ojciec?

– On był spo­kojny, pobożny, a do tego star­szy od matki. Sza­no­wa­łam go. Nie­stety, zmarł w 1747 roku. To był jeden z naj­bar­dziej bole­snych momen­tów w moim życiu. Gdy się o tym dowie­dzia­łam, popa­dłam w kom­pletną roz­pacz. Widzia­łam go po raz ostatni przed wyjaz­dem do Rosji, póź­niej już ni­gdy nie było ku temu oka­zji. Kochany tatuś zmarł na udar. Opła­ki­wa­łam go z dzie­sięć dni, zamknięta w swej kom­na­cie. Póź­niej nie dane mi było dalej się smu­cić, gdyż ówcze­sna caryca Elż­bieta kazała mi wyjść z pokoju i poka­zać się rosyj­skiemu ludowi.

– A jaka była twoja matka?

– Jak więk­szość matek, które żyją w naszych cza­sach, kochała sku­piać na sobie uwagę. Nawet wtedy, gdy dotar­li­śmy na car­ski dwór, a ja byłam trak­to­wana jako przy­szła żona cara, matula nie mogła zro­zu­mieć, że w jed­nej chwili tak wiele nie­zna­nych mi osób oka­zuje mi podziw i sza­cu­nek. Dla niej to było nie do pomy­śle­nia, że staje się mniej ważna od wła­snej córki.

– Droga pani. Może tylko to wyol­brzy­miasz, bo źle to zapa­mię­ta­łaś.

– Nie­prawda. Ona po pro­stu już taka była. Zresztą potwier­dzę to kon­kret­nym przy­kła­dem. Dawno temu moja matka nagle zemdlała, o czym pospiesz­nie poin­for­mo­wał mnie mój sługa. Wpa­dam więc do jej kom­naty, gdzie ow­szem, leży, choć jest przy­tomna. Pytam więc o to, co się wyda­rzyło, jak dopro­wa­dziła się do takiego stanu? Ona zaś ser­wuje mi łgar­stwa o tym, że chciała z pomocą leka­rza upu­ścić sobie nieco krwi, co jest według mnie wie­rut­nym kłam­stwem, gdyż matula zawsze tego uni­kała i nie jest moż­liwe, by nie­spo­dzie­wa­nie zmie­niła zda­nie w tej kwe­stii.

– Co więc, droga Kata­rzyno, się stało?

– Mam teo­rię, że prawda leży gdzie indziej. I tego jestem pewna! Matka nie cier­piała prze­cież upusz­cza­nia krwi. Za to nad wyraz mocno ceniła sobie obec­ność hra­biego, choć miała prze­cież męża… Jed­nak zbyt­nio jej to nie prze­szka­dzało. Nie pisa­łam o tym w swych pamięt­ni­kach. Jestem jed­nak prze­ko­nana, że matula miała namiętny romans z hra­bią. A owo­cem tego mogło być zapłod­nie­nie i dziecko w dro­dze.

– Co więc suge­ru­jesz?

– Śmiem twier­dzić, że matula wcale nie zemdlała z powodu upusz­cza­nia krwi, a po pro­stu była w sta­nie bło­go­sła­wio­nym i wtedy utra­ciła swą ciążę.

– Ten przy­kład nie­zbyt ma się do tego, co, droga pani, gło­sisz. Może jakiś inny?

– Nie ma sprawy! Sia­daj Sta­ni­sła­wie i słu­chaj! Otóż któ­re­goś razu strasz­nie zacho­ro­wa­łam. Cały dwór wów­czas chu­chał i dmu­chał na mnie, włącz­nie z carycą Elż­bietą, gdy tym­cza­sem matka wpa­dała w szał. Nie podo­bało się jej to, że zaj­mują się mną medycy, któ­rzy kazali upusz­czać mi krew, czemu ona była kate­go­rycz­nie prze­ciwna. Jed­nak o tym opo­wiem innym razem.

– Nie­chaj będzie i tak. Notuję i posta­ram się także o tym pamię­tać.

– Teraz jed­nak przejdźmy do sedna. Otóż wów­czas tak bar­dzo nie przy­pa­dło jej do gustu, że wszy­scy mi nad­ska­kują, i z tej zło­ści posłała do mnie słu­żącą z infor­ma­cją, że mam jej oddać kawa­łek cen­nego mate­riału. Ta tka­nina miała dla mnie war­tość sen­ty­men­talną, ponie­waż była to wła­ści­wie jedyna cenna rzecz, którą przy­wio­złam ze sobą do Peters­burga. A ponadto dosta­łam ją od bar­dzo bli­skiej mi osoby, od stryja.

– Jak na to zare­ago­wa­łaś, moja pani?

– Speł­ni­łam jej prośbę, a wła­ści­wie roz­kaz. Choć uczy­ni­łam to z wiel­kim tru­dem… Przy­kro mi było roz­sta­wać się z tą pamiątką. Jed­nak mój smu­tek nie trwał długo, bowiem ktoś doniósł o całym zaj­ściu cesa­rzo­wej, a ta nie­ba­wem posłała do mnie słu­żą­cego z koszem prze­pięk­nych mate­ria­łów, by wypeł­nić pustkę po tym, com musiała oddać.

– Może tylko raz jej się tak zda­rzyło… Nie powin­naś pani tak surowo oce­niać matki.

– Bzdura, rany nie­bie­skie! Takich momen­tów w mym życiu było o wiele wię­cej. Pamię­tam moje zarę­czyny. Trwał bal, a matula nie mogła być obok mnie, przy jed­nym stole, gdzie sie­dzia­łam z cesa­rzową i swym mężem. Tra­dy­cja pod­parta pro­to­ko­łem wska­zy­wała bowiem jasno, że przy tym stole nie może zasia­dać moja matka. Ona jed­nak uparła się, że będzie sie­działa obok mnie, bo jest prze­cież tak samo ważna jak ja, a wręcz waż­niej­sza.

– Car­ska służba odmó­wiła jej tego zaszczytu?

– Tak. Powie­dziano jej wprost, że ma sie­dzieć przy innym stole. Na to matula stwier­dziła, że nie będzie sie­działa razem z byle jakimi dwo­rza­nami, gdy prze­cież jest matką świeżo upie­czo­nej mał­żonki następcy tronu, przy­szłej Jej Cesar­skiej Mości.

– Chyba Jej Cesar­skiej Mości.

– Tak. Wyobra­zi­łam sobie wła­śnie na twej gło­wie kró­lew­ską koronę i dla­tego się pomy­li­łam.

– Matula prze­stała się awan­tu­ro­wać?

– Nie­stety nie. Tak ją to wszystko roz­ju­szyło, że wpa­dła w szał, rzu­ca­jąc gromy z jasnego nieba i pie­kląc się nie­by­wale. Nie docie­rało do niej, że to nie ona jest tego dnia naj­waż­niej­sza. W końcu wyczer­pała się cier­pli­wość samej carycy. Posłała swego słu­żą­cego do pomiesz­cze­nia obok, z któ­rego do sali balo­wej wycho­dziło jedy­nie okno, i tam kazała przy­go­to­wać stół z jed­nym nakry­ciem. Gdy wszystko było gotowe, naka­zała mej matce opu­ścić salę balową i usiąść przy tym odosob­nio­nym stole. Dal­szą część balu oglą­dała przez małe okienko, niczym dziecko, któ­remu poka­zuje się łakoć, dając mu do zro­zu­mie­nia, że coś jest tak bli­sko, a jed­nak tak daleko. Tego dnia matka była wście­kła. Caryca dała jej nauczkę, jed­nak nie przy­nio­sło to żad­nych efek­tów. Póź­niej jesz­cze wie­lo­krot­nie zacho­wy­wała się podob­nie, w oczach wielu ośmie­sza­jąc w ten spo­sób sie­bie, ale i mi przy­no­sząc wstyd, wręcz nara­ża­jąc na to, że i ja poniosę poważne kon­se­kwen­cje jej zacho­wa­nia.

– Strasz­nie jesteś ura­żona zacho­wa­niem swej matuli.

– Tak. Skoro sobie na to zasłu­żyła, to nie mam innego wyboru. Naprawdę, wierz mi, mogła­bym opo­wia­dać po tysiąc­kroć takich histo­rii. A mówi­łam ci o tym, jak nie odpo­wia­dało jej to, że miała mniej oka­załe kom­naty niż ja w Pałacu Zimo­wym?

– Nie, droga pani. Tej histo­rii nie znam.

– To zamień się teraz, Sta­ni­sła­wie, w słuch. Otóż pew­nego razu, nim jesz­cze zosta­łam żoną przy­szłego cara, zakwa­te­ro­wano nas w Pałacu Zimo­wym. Ja dosta­łam cztery pokoje, skła­da­jące się na pokaźny, wręcz prze­piękny, apar­ta­ment. To samo było z matulą. Ta jed­nak zaczęła się awan­tu­ro­wać, nie będąc w sta­nie pojąć, że ja, jej wierna córka, nie śpię z nią w jed­nym apar­ta­men­cie. A jesz­cze bar­dziej roz­wście­czyło ją to, że mam pokoje od strony scho­dów, po tej, po któ­rej ona by chciała. Z tego powodu zaczęła rzu­cać we mnie gro­mami, a mi było naj­zwy­czaj­niej w świe­cie przy­kro. Po raz kolejny myśla­łam wów­czas, że matka jest sku­piona na sobie!

– Jak wyglą­dały twe kon­takty z rodzi­cami, gdy prze­nio­słaś się na rosyj­ski dwór?

– Nie­długo po tym, jak zosta­łam żoną Pio­tra, poli­tyka na car­skim dwo­rze wobec Prus zna­cząco się pogor­szyła. W związku z tym kore­spon­den­cja wysy­łana do tego kraju, gdzie wtedy prze­by­wali moi rodzice, miała być ogra­ni­czona do mini­mum. Mia­łam być rada z tego, że w ogóle mam taką moż­li­wość… Listy były więc słane co mie­siąc.

– Ktoś kon­tro­lo­wał, co w nich piszesz?

– Nie…

– To miło!

– Nie­prawda. Było jesz­cze gorzej!

– Jak to?!

– Nie pisa­łam tych listów, robili to ludzie z impe­rial­nego Kole­gium Spraw Zagra­nicz­nych.

– Nie mia­łaś żad­nego wkładu w ich powsta­nie?

– Nie. Moim obo­wiąz­kiem było jedy­nie je pod­pi­sy­wać. To było straszne uczu­cie. Ani nie widzia­łam rodzi­ców, ani nie mogłam im niczego prze­ka­zać. Ani jed­nego słowa od sie­bie. Czu­łam się samotna w każ­dym calu. Wysy­ła­łam im kore­spon­den­cję, z któ­rej dosłow­nie nic nie wyni­kało.

Joanna Elż­bieta, księżna Anhalt-Zerbst, matka Zofii-Kata­rzyny, która towa­rzy­szyła jej w pierw­szych latach pobytu w Rosji. Por­tret autor­stwa Anto­ine’a Pesne został nama­lo­wany w 1746 roku

Z Berlina do carskiej Rosji

Z Ber­lina do car­skiej Rosji

#jak Katarzyna stała się kandydatką na żonę cara, #po co Niemka jedzie do Rosji?, #jak kiedyś wyglądały tak długie podróże?, #jak się zachowywać, gdy rozmawia się z cesarzową?

Jak już zdą­ży­li­śmy usta­lić, jesteś, moja miła, kobietą uro­dzoną w Pru­sach, w mie­ście Szcze­cin. Jak zatem doszło do tego, że zna­la­złaś się w Rosji, i to od razu jako kan­dy­datka na żonę przy­szłego następcy tronu?

– Za wszyst­kim stał król pru­ski Fry­de­ryk II. Czło­wiek nie­zbyt wysoki, z wiel­kimi nie­bie­skimi oczami i bladą cerą. To on uznał, że pomoże cesa­rzo­wej zna­leźć kan­dy­datkę na żonę dla jej sio­strzeńca Pio­tra, który w przy­szło­ści miał zasiąść na rosyj­skim tro­nie. Zale­żało mu na tym.

– Jak wiemy, jego motywy były poli­tyczne.

– Ależ oczy­wi­ście. Plotka mówi, że gdy tylko Fry­de­ryk II dowie­dział się, że na żonę Pio­tra jest szy­ko­wana Maria Anna, córka pol­skiego króla Augu­sta III, natych­miast zaczął dzia­łać. Jak nie­trudno się domy­ślić, kon­se­kwen­cją takiego mał­żeń­stwa byłby sojusz pol­sko-rosyj­ski, a na tym władcy Prus na pewno nie zale­żało.

– Dodajmy, że na rosyj­skim tro­nie zasia­dała wów­czas Elż­bieta. To ona szu­kała żony dla swego sio­strzeńca Pio­tra.

– Tak. I to wła­śnie jej Fry­de­ryk II zapro­po­no­wał moją kan­dy­da­turę. Caryca Elż­bieta, choć lubiła męż­czyzn, ni­gdy nie docze­kała się potomka. Dla­tego chciała jak naj­szyb­ciej zna­leźć następcę tronu, by zabez­pie­czyć suk­ce­sję.

Caryca Elż­bieta Pio­trowna Roma­nowa, teściowa Kata­rzyny, która trzy­mała twardą ręką dwór peters­bur­ski i całą Rosję, jak przy­stało na córkę cara Pio­tra I Wiel­kiego. Wład­czyni mogła być tylko jedna. Pre­zen­to­wana rycina powstała w 1761 roku, u schyłku jej życia

– No dobrze. Ale dla­czego Fry­de­ryk II wybrał aku­rat panią? Dla­czego nie inna pru­ska księż­niczka miała zostać żoną przy­szłego cara?

– Moja matka rów­nież usil­nie pró­bo­wała mnie zeswa­tać z Pio­trem, sio­strzeń­cem Elż­biety. Wcze­śniej pisała listy do cesa­rzo­wej, dba­jąc o to, by ta o niej nie zapo­mniała. Napo­mniała rów­nież, że posiada por­tret jej sio­stry Elż­biety Anny, co wzbu­dziło zain­te­re­so­wa­nie carycy. Popro­siła nawet o prze­sła­nie tego arte­faktu, a w zamian m.in. naka­zała mnie zawieźć na ber­liń­ski dwór, gdzie miano spo­rzą­dzić mój por­tret dla cesa­rzo­wej. Następ­nie wysłano go do Peters­burga. Cesa­rzowa zoba­czyła mój wize­ru­nek i czym prę­dzej naka­zała mnie spro­wa­dzić do sie­bie, zapew­nia­jąc, że pokryje koszty podróży. Moja matka wie­działa już, w jakim celu chce mnie do sie­bie ścią­gnąć caryca Elż­bieta.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki